Nie rdzewieje - Gocha Pawlak - ebook + książka

Nie rdzewieje ebook

Pawlak Gocha

3,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Czy w pięć dni można wrócić do przeszłości?

Czy stara miłość naprawdę nie rdzewieje?

Magda przyjeżdża ze stolicy do rodzinnego Sosnowca, by po latach spotkać się ze swoją pierwszą dziewczyną. Wśród śląskiej i zagłębiowskiej architektury odżywają wspomnienia, a dawni znajomi okazują się lustrem, w którym można się przejrzeć i przeanalizować życiowe wybory. W komórce Magdy co chwilę lądują wiadomości od warszawskiej kochanki, która nie pozwala o sobie zapomnieć. Podróż w przeszłość stanie się bodźcem do podjęcia decyzji na temat przyszłości.

Pięć dni z życia głównej bohaterki przeplata się z opowieściami jej rozmówczyń. Nieheteroseksualne kobiety w różnym wieku przytaczają anegdoty o matkach, żonach i kochankach. Pewna siebie Kaśka, uwodzicielska Gabrysia i nieśmiała Anna mówią m.in. o tożsamości, coming oucie i o tym, jak to jest być z byłą swojej byłej. Wywiady, ogłoszenia matrymonialne i notki z aplikacji randkowych współtworzą manifest pokolenia 30-latków, dla których miłość naprawdę niejedno ma imię…

Nie rdzewieje to powieść o poszukiwaniu miłości. Miłości tak silnej, że staje się uzależnieniem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 224

Oceny
3,5 (31 ocen)
7
9
10
3
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kebazia

Dobrze spędzony czas

Głos polskich dorosłych lesbijek oraz „beztroskich nastolatków przed trzydziestką". Opowieść o przygnębieniu miejscem, w jakim się znajdujemy. Niepowodzeniach sercowych i podążających za nami pierwszych miłościach. Kontrastem między dużymi a małymi miastami. Chęci odcięcia się od tego, co było, ale jednocześnie ogromnym sentymencie. Wciąż przewijających się tych samych twarzach w społeczeństwie LGBTQ+. Zmęczeniu posuwającymi się do przodu dniami. Była to powieść dusząca i przygnębiająca. W tym tkwi jej trudność oraz największy urok. Czytało się ją bowiem topornie, ale jednocześnie ciężko nie docenić wiernego odbicia rzeczywistości, która w pewnym stopniu pokrywa się z tym, co sama miałam już nieszczęście zauważyć. Najchętniej bym o niej zapomniała, ale jednocześnie jestem zadowolona, że powstała, choć mało czytelników kończy lekturę usatysfakcjonowanym. Powieść póki co zyskuje więcej niezadowolonych opinii, a ja natomiast skończyłam ją z myślą „auć, w punkt". I nie, sama nie będę głos...
10
Weganka_i_Tajga

Całkiem niezła

Pokładałam w tej książce spore nadzieje. Zdecydowanie za mało porusza się w polskiej literaturze wątków dotyczących osób nieheteroseksualnych i byłam zaciekawiona opisem. Życie, problemy, tęsknota i pogoń za miłością młodych lesbijek są w tej książce myślę dobrze ujęte. Niestety odejmuje gwiazdki z oceny za dość chaotyczny styl pisania, mieszanie historii bohaterek. Trochę się gubiłam. Potencjał na świetną książkę niestety nie został do końca wykorzystany. Myślę jednak, że i tak warto zajrzeć jeśli jesteś osobą otwartą na inność
01
pepikos1984

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo dobrze napisana.
01

Popularność




Zapraszamy na www.publicat.pl
Projekt okładki NATALIA TWARDY
Koordynacja projektuALEKSANDRA CHYTROŃ-KOCHANIEC
RedakcjaIWONA GAWRYŚ
KorektaKORNELIA DĄBROWSKA
SkładLOREM IPSUM – RADOSŁAW FIEDOSICHIN
Polish edition © Małgorzata Pawlak, Publicat S.A. MMXXII (wydanie elektroniczne)
Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora, w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.
All rights reserved.
ISBN 978-83-271-6268-7
Konwersja: eLitera s.c.
jest znakiem towarowym Publicat S.A.
PUBLICAT S.A.
61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: [email protected], www.publicat.pl
Oddział we Wrocławiu 50-010 Wrocław, ul. Podwale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: [email protected]

PROLOG

Piątek, 5 października 2018

Biały jest polerowny alabastr z Karrary,

Białe mleko przysłane w sitowiu z koszary,

Biały łabęć i białym okrywa się piórem,

Biała perła nieczęstym zażywana sznurem,

Biały śnieg świeżo spadły, nogą nie deptany,

Biały kwiat lilijowy za świeża zerwany,

Ale bielsza mej panny płeć twarzy i szyje

Niż marmur, mleko, łabęć, perła, śnieg, lilije.

JAN ANDRZEJ MORSZTYN, O swej pannie

.

Sosnowiec, osiedle Stulecia

„Następny przystanek: »Niwka Fabryka«. Kierunek: Czeladź Pętla”. W tym mieście przemysł ciężki przetrwał tylko w nazwach przystanków. Wie pani: „Fabryka”, „Kopalnia”, „Huta”. I „Kościół”. Na dokładkę. „Sielec Kopalnia” – taki był mój. Wysiadłam z autobusu.

Czasem widywałam z daleka dziewczyny z podstawówki. Sprężystym krokiem przemierzały osiedlowe uliczki. Nie, nigdy nie mówiły mi „cześć”. Po tylu latach łatwiej było udawać, że już przestałyśmy się znać. A przecież kiedyś grywałam z nimi w siatkówkę. To pomagało na plecy. Ból kręgosłupa dogonił mnie jednak kilkanaście lat później, kilkaset kilometrów dalej; dopadał na wszystkich kanapach i łóżkach, na których przyszło mi spać. Tym razem, gdy wróciłam, miało być inaczej – tym razem jednak w ogóle miało być inaczej, więc chyba się pani ucieszy, bo po to jest ta terapia. Wcześniej bolało. Po tym, jak wyprowadziłam się z Miasta, kiedy siedziałam na krzesłach biurowych i na fotelach w pociągach wożących mnie po Europie, wada postawy dawała o sobie znać.

Tylko Karolinie wszędzie było wygodnie. Tylko Karolina mogła zasnąć wszędzie, gdzie się położyła. Jej miękkie ciało potrafiło wpasować się w każdy układ poduszek, gąbek i sprężyn. Gdy ja nie mogłam spać w nocy i wierciłam się niespokojnie, jej nigdy nie mogłam dobudzić. Wysiadłam z autobusu, ciekawa, czy to też się u niej zmieniło.

Czasem widywałam z daleka dziewczyny z podstawówki. Tamte wspaniałe dziewczyny. Ich wyjścia po treningach. Z pewnością czekały je wtedy przygody. Tamte dziewczyny były przecież prawdziwymi dziewczynami, musiały mieć prawdziwe życie. Mnie po szkole czekało upraszczanie ułamków. Mogłoby się wydawać, że wciąż jesteśmy w tamtych czasach. Gdyby tylko nie maszerowały przez osiedle z wózkami dziecięcymi! Gdyby nie taszczyły toreb z pobliskiego marketu! Wiedziałam, jak je znaleźć na Facebooku, choć przecież powychodziły już za mąż i pozmieniały nazwiska. Na tych zdjęciach miały słodkie życie. Zawsze można było coś skorygować, nałożyć filtr, wygładzić cerę. Portrety dziecka dopiero po sesji ze ślubu, choć w życiu bywało odwrotnie. A jednak na widok tych postów ogarniała mnie głupia żałoba. Na wierzch wypełzały już pierwsze oznaki starzenia. Nie było ich jeszcze widać w sieci. Ale wiedziałam, że te dziewczyny już nigdy nie będą tak piękne, jak te z moich wspomnień. Teraz, myślałam, mają już pewnie grudki fluidu w głębokich zmarszczkach mimicznych. Już rysują im się podwójne podbródki.

Czasem widywałam z daleka dziewczyny z podstawówki. Na osiedlowej uliczce przechodziłam obok nich bez słowa. Mijając je z bliska, widziałam poszarzałą cerę z przebarwieniami i tłustym połyskiem. Nierówne plamy podkładu brązującego. Skórę lśniącą w białym świetle sklepów wielkopowierzchniowych, wysuszoną przez chemię z Niemiec, opalaną w solarium. W salonach urody na parterach dziesięciopiętrowych bloków. Wciąż jeszcze, gdy spotykam je na osiedlu, widzę je młodsze, piękniejsze – jak idą do tego solarium, gdzie na podłodze koniecznie gumoleum, jak stawiają na ławkach sportowe torby z poliestru, jak się kładą, jak rzucają zmięte koszulki. I widzę koronkę ich staników, koniecznie w kolorze fuksji lub limonki. Ramiączka zsuwane z wyrzeźbionych ramion. Tym razem miało być inaczej, choć przecież bywały powroty, kiedy nic nie bolało mnie tak bardzo, jak przedwcześnie zniszczona skóra tamtych dziewcząt. Dziewcząt, do których kiedyś wzdychałam.

CZWARTEK

4 października 2018

Ileż jest w naszych wspomnieniach – bardziej jeszcze w naszym zapomnieniu – owych przeróżnych twarzy młodych dziewcząt i młodych kobiet, którym przydało uroku – a nam wściekłej ochoty ujrzenia ich znowu – jedynie to, że się nam w ostatniej chwili wymknęły.

MARCEL PROUST, W poszukiwaniu straconego czasu, tłum. Tadeusz Boy-Żeleński

1. Dwa serca

Warszawa, klub BarKa, impreza kobieca

Porzućcie nadzieję, którzy tu wchodzicie – myślałam, przechodząc na barkę po trapie. Kupiłam bilet, wzięłam czerwoną opaskę. Przejrzałam się w lustrze. Nigdy nie wiedziałam, jak się wpasować ubiorem. Mniejsza z tym, weszłam na górę. Muzyka dudniła. Większość dziewczyn była już na parkiecie, kilka nieśmiało podpierało ściany, dwie spały z głowami na stołach.

Od razu. Wiedziałam od razu, gdy ją zobaczyłam. Ten błysk, umiałam go rozpoznawać. Błysk jej błękitnych oczu. Znałam ten odcień z bliska. Sekunda, a jednak. Sunęła wzrokiem po mojej obcisłej sukience. Sekunda. Zrobiło mi się błogo. Spojrzałam znowu. Już miała niewzruszoną minę. Nieśmiało zerkałam na jej po męsku przystrzyżone włosy. Mimo delikatnych rysów miała w sobie coś władczego, coś, co odróżniało ją od dwóch koleżanek, które tańczyły po bokach. Nie znałam ich, lecz się nie zdziwiłam – u Natalii zawsze była spora rotacja. Skinęłam głową i uśmiechnęłam się na powitanie. Duża brunetka i diwa w różowej peruce odwzajemniły uśmiech. Znów czułam na sobie jej wzrok. Zbyt śmiały jak na to miejsce i czas.

– Cześć! – zawołała.

– Cześć – rzuciłam, podchodząc.

Musnęłam ustami jej jasny policzek. Sekunda. Dwie. Wystarczyło. I tak przycisnęłam wargi odrobinę za długo. A może to dlatego, że byłyśmy na parkiecie, muzyka dudniła i obie chwiałyśmy się trochę.

– No, wreszcie mnie widzisz. Czekałaś cały miesiąc? – spytała. Jak zwykle.

– Jak ty mnie dobrze znasz! – odparłam, choć wcale mnie dobrze nie poznała, nasz kontakt był bardzo rwany.

– Proste. Od dawna robię w temacie.

To ściema, wiedziałam, że jest o kilka lat młodsza.

– Doceniam, bo szukam kobiet z doświadczeniem – stwierdziłam jednak bez mrugnięcia okiem.

– I dobrze trafiłaś. Musiałaś zresztą ostro stalkować mój profil.

– Żeby to raz!

– A dzisiaj na żywo mogę być twoja – rzuciła swobodnie, unosząc ręce. Zagarniała przestrzeń, a ja się jej poddawałam.

Z początku nie miałam wątpliwości. Ironia tak jasno zarysowana! Nie przyszłam tam zresztą dla niej. Przyszłam potańczyć. Tyle. Czy na kobiecych imprezach w ogóle można było szukać dziewczyny? Wątpliwe, przynajmniej nie takiej na dłużej. Jej silne, zgrabne ramiona, warszawska Syrenka na jednym z nich. „Na żywo mogę być twoja”. Syreni śpiew. Żarty.

– Chcesz jakieś piwo? – spytała.

– Dzięki, jutro jadę do Miasta, nie mogę dzisiaj przesadzić.

– Mówiłam o jednym. – Zaśmiała się. – No dobra, wiem, jak to się zwykle kończyło.

– Serio. Kumpela ma koncert, chciałabym wpaść – powiedziałam, myśląc naiwnie, że wytrwam.

Nie chciałam jej mówić, jaki był prawdziwy powód. Otwieranie się przed Natalią, przynajmniej w przenośni, było ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę. Tego wieczoru reszta pozostawała kwestią otwartą.

– Nie musisz być jutro w pracy?

– Długo mnie nie widziałaś! Pracuję zdalnie, robię zresztą w lesbijstwie – odpowiedziałam ze śmiechem. – Herstoria, przygotowuję teraz taki projekt.

– To co, może wpadnę na wywiad? Nie chcesz mnie przeegzaminować?

I tak dalej. „Na żywo mogę być twoja”. Niewinne żarty. A jednak z każdym utworem zbliżałyśmy się do siebie. Pozwalałam jej się prowadzić, a ona dotykała mnie ostrożnie i delikatnie. Tak jakby podejmowała ryzyko. Kolejny zresztą raz. Wiedziałam, co będzie dalej. Nie mogło mi się wydawać. Dlaczego? Bo ta Różowa od początku chciała nas rozdzielić. Zapobiec czemuś, co narastało.

– I jak, spełniłam oczekiwania? – spytała Natalia.

– Rozejrzę się jeszcze. I wrócę z informacją zwrotną.

– Poproszę.

– Od kiedy tak ci zaczęło zależeć?

– Od zawsze. Od chwili, gdy cię zobaczyłam. Aż trudno mi się powstrzymać, takie mam na ciebie ciśnienie.

Mówiła mi to i podobne rzeczy, coraz bardziej na ucho. Tańczyłyśmy coraz ciaśniej, jej dłonie sunęły po moich biodrach, nie przekraczając jednak pewnej granicy. Musiałam ją najwyraźniej zakreślić, świadczyły o niej moje drobne drgnienia. Natalia odczytywała tę tektonikę, tak jakby jej palce były zestrojone z każdym ruchem mojego ciała. Robiła to tak delikatnie i z nabożeństwem, że zaczęłam myśleć, jak by wyglądały muśnięcia tych palców, jak czułe muszą być takie opuszki, uważne, wyważone co do milimetra... Jak by to było, gdybyśmy leżały i w ciszy patrzyły sobie w oczy? Wśród pocałunków i szeptów jej dłonie prowadziłyby mnie głębiej. Kiedy ostatnio ktoś tak mnie dotykał?

– Magda, co byś dziś chciała?

Wiedziała, jak mnie prowadzić. Jak wywołać emocje tak silne, że spuszczałam wzrok. Słuchałam jej szeptu, lekko otwierając usta. Gdy się nachylałam, moje czarne kosmyki gładziły jej policzki i szyję.

– Lubię korzystać z życia – wyszeptałam wreszcie. – Czy mogę liczyć na wsparcie?

– No jasne – odparła.

Czy była zdziwiona? Tak, ta śmiałość chyba ją zaskoczyła. Czy tylko mi się zdawało, że gdzieś wkradła się wątpliwość? A jednak wciąż czułam na sobie jej dłonie. Mijały kolejne utwory. Różowa robiła się zazdrosna.

– Halo, gołąbeczki! Chodźcie ze mną na szluga!

Poszłyśmy, mimo że miałam już przecież nie palić.

– Wiesz, stara, uważaj na nią – powiedziała do mnie Różowa.

– Ale ja znam Natalię – zaśmiałam się. Znałam konstelacje dziwnych tatuaży ukrytych pod jej luźną koszulką.

 – Na serio. W łóżku jest bardzo ostra – ciągnęła jak na szkolnym występie. Kropka. Zastygła w oczekiwaniu na efekt.

I słusznie, bo Natalia się spięła.

– Co ty odpierdalasz?! – Zbliżyła się do Różowej.

– A nic, tak se rzuciłam.

– Ja pierdolę, naprawdę, kurwa.

Ale kluczowa w tym wszystkim była moja reakcja, to mnie należało zniechęcić. Zabawne, bo nic z tego, co było między nami wcześniej, nie zdążyło jeszcze tak na mnie zadziałać.

– Jesteś nielojalna – odezwałam się do Różowej.

Spojrzała na mnie oburzona.

– Co? Ja? En, słyszałaś, jak mnie nazwała?! – zapieniła się, lecz Natalia znów zaczęła ją opierdalać.

Patrzyłam na to ze znużeniem. Klasyczne kobiece imprezy, marność nad marnościami. Coś jednak było w Natalii, coś nie dawało mi spokoju. Podeszłam bliżej. To był mój debiut w roli mediatorki.

– Zresztą – powiedziałam, patrząc Różowej w oczy – ja lubię być w łóżku zdominowana.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki