Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Bohaterka powieści, to postać borykająca się z naprawdę niebanalnymi kłopotami.
Tuż przed swoimi 18 urodzinami Zuza dowiaduje się, że jest adoptowana i że jej dotychczasowi rodzice żałują podjętej przed laty decyzji. W dniu wejścia w dorosłość pakuje swoje rzeczy, oddaje telefon komórkowy i wsiada do pociągu do Warszawy. Na miejscu ma na nią czekać jej chłopak Marcel. Zakochana po uszy wiąże z nim wielkie nadzieje. Niestety to dopiero początek jej perypetii. Jak poradzi sobie w wielkim mieście i jaki wpływ na jej życie będzie miał przypadkowo spotkany mężczyzna – dowiecie się z kart powieści.
***
„Moim zdaniem „Niespodzianka” to mądra książka, która pokazuje, że problemy da się rozwiązać i zawsze trzeba wierzyć, że nie jesteśmy sami, że znajdzie się ktoś, kto wyciągnie pomocną dłoń, pomoże wyjść z tarapatów, tak jak w przypadku Zuzi. Warto jednak zastanowić się nad podjęciem jakiejkolwiek decyzji, by w nie najpierw nie wpadać.”
Natalia Tyczyńska, blog – To lubię czytać
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 414
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by W. L. Białe Pióro
Copyright © by Agnieszka Niezgoda
Projekt okładki: Magdalena Muszyńska
Skład i łamanie: WLBP
Korekta: Ewa Kaleta, Lidia Chrzanowska, Maja Szkolniak
Redakcja: Agnieszka Kazała
Wydawnictwo Literackie Białe Pióro
www.wydawnictwobialepioro.pl
Wydanie: II, Warszawa 2023
Patroni:
Warszawska Kulturalna
Kropeczka moja – blog
To lubię czytać – blog
Relaksownia – blog
Aleksa Lawenda – blog
Biblioteczka Rudej – blog
ISBN: 978-83-66945-26-5
Aby było łatwiej uwierzyć
w tę bezinteresowną stronę miłości.
CZĘŚĆ I
Tego dnia Zuza miała zacząć zupełnie nowe życie i to nie dlatego, że właśnie obchodziła osiemnaste urodziny. To był tylko jeden z powodów – właściwie zupełnie nieistotny, dla którego ta drobna, wysoka blondynka musiała się wyprowadzić z rodzinnej miejscowości. Kilka dni wcześniej dowiedziała się, że jest adoptowana. Co więcej, jej rzekomi rodzice poinformowali ją, że podjęli złą decyzję i w dniu jej urodzin zamierzają naprawić swój błąd. Przyzwoitość nakazywała im poczekać do osiągnięcia przez dziewczynę pełnoletniości i dlatego dopiero wtedy jej o tym powiedzieli.
Dla Zuzy był to ogromny szok – w jednej chwili jej świat legł w gruzach. Nie miała zbyt wiele czasu do namysłu. Rano, w dzień urodzin, spakowała swoje rzeczy, oddała telefon komórkowy i wsiadła do pociągu do Warszawy.
Na miejscu miał na nią czekać jej chłopak, Marcel. Był rok starszy od niej i pochodził z tych samych okolic, co jej przyszywani rodzice. Poznali się w liceum, jednak dopiero kiedy wyjechał na studia, zaczęli być parą. Tak się przynajmniej Zuzie wydawało. Ze względu na dzielące ich prawie dwieście kilometrów znajomość ta miała nieco platoniczny charakter i młodzi rzadko się spotykali, ale kiedy Zuza powiedziała chłopakowi o zaistniałej sytuacji, ten bez namysłu zaproponował pomoc. Wiedział, że w przeciwnym razie nie byłoby mu tak łatwo namówić dziewczynę na wspólne mieszkanie. Zanim Zuza oddała rodzicom adopcyjnym telefon, wraz z chłopakiem umówili się, że o ustalonej godzinie Marcel odbierze ją ze stacji.
Gdy wysiadła na warszawskim Dworcu Wschodnim, z niecierpliwością rozglądała się w poszukiwaniu chłopaka. Była kłębkiem nerwów, a gdy nigdzie nie znalazła Marcela, jej nastrój jeszcze się pogorszył. Co prawda zupełnie nie miała ochoty na wspólne mieszkanie, ale nagle okazało się, że chłopak jest ostatnią z bliskich jej osób, które jej pozostały. W dodatku teraz ją zawiódł.
Dziewczyna nie pamiętała jego dokładnego adresu – wiedziała tylko, że mieszka gdzieś na Białołęce, a poza tym zupełnie nie miała pojęcia, jak dotrzeć na jego osiedle. Zrezygnowana, usiadła na ławce i bezmyślnie wpatrywała się w swoje buty. Męczyły ją złe przeczucia. W portfelu nie miała zbyt wiele gotówki, a kupno telefonu tylko po to, żeby zadzwonić do Marcela, nie wchodziło w grę. W głowie zaczęła układać sobie najczarniejsze scenariusze, a gdy po ponad dwóch godzinach oczekiwania była już bliska łez, zupełnie jakby nigdy nic, przed jej oczami pojawiła się jasna głowa uśmiechniętego Marcela.
– Cześć, słonko! – przywitał się, obdarzając ją namiętnym pocałunkiem.
– Cześć, co się stało? – zapytała zmartwiona. – Czekam tu od dwóch godzin – dodała z wyrzutem.
– No coś ty? Jakie dwie godziny? Pociąg miał być o dziewiętnastej z minutami.
– O siedemnastej czternaście.
Marcel udał mocno zdziwionego.
– Serio? Słońce moje, ja byłem, jak bum-cyk-cyk, przekonany, że to dziewiętnasta. Sorry, słonko. To chodź, lecimy na chatę, bo się późno robi. – Chwycił jej bagaż, więc Zuza, nie protestując, poszła za nim.
Dotarcie do mieszkania zajęło im ponad godzinę, na miejscu zaś było sporo osób. Dużo więcej niż się Zuza spodziewała... Jak się okazało, na niespełna czterdziestu metrach kwadratowych mieszkało aż siedmioro studentów, a Zuza miała być tą ósmą. Mimo dosyć wczesnej pory bez trudu dało się zauważyć, że wszyscy wypili już sporo alkoholu.
Marcel wrzucił rzeczy Zuzy do swojego pokoju, w którym mieli mieszkać razem z jego kolegą, i od razu zaproponował coś na rozluźnienie.
– No, lalunia, wreszcie mamy czas dla siebie.
– Tak – odpowiedziała, zupełnie nieświadoma intencji Marcela, który namiętnie ją pocałował.
Zuza, ledwo łapiąc oddech, oderwała się od niego.
– Ale nigdzie się nie spieszymy, prawda?
– Po co odkładać na później coś, co możemy zrobić już teraz?
Zachowanie chłopaka szybko robiło się coraz bardziej natarczywe i wskazywało na to, że zdecydowanie ma ochotę rozebrać dziewczynę.
– Ej, przestań! Co ty wyrabiasz?! – rzuciła oburzona.
– No co, a czego ty się spodziewałaś? Podobasz mi się, jesteś moją dziewczyną i chcę…
– Nie! Ty sobie żartujesz? Jesteśmy razem od niedawna.
– Od dawna, tylko nie mieliśmy dla siebie czasu.
– Bo nie przyjeżdżałeś.
– A do czego miałem niby przyjeżdżać? Posłuchaj, jesteś ze mną, mieszkasz tu, to ma być seks. Jasne? – wycedził przez zęby ze złością.
Zuza była zszokowana tym, co usłyszała. Nie spodziewała się czegoś takiego. Zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć, a Marcel bezceremonialnie znowu zaczął się do niej dobierać i ją całować.
– Przestań! – Stanowczo go odepchnęła. Nie miała najmniejszej ochoty na to co on, a poza tym po tym, co usłyszała, zaczął wzbudzać w niej odrazę.
– To się wynoś!
– Poczekaj, jak to? Tak po prostu?
To pełne wyrzutu pytanie rozzłościło chłopaka i zaczął obrzucać Zuzę okropnymi wyzwiskami, a ona nadal nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Nie miała dokąd iść, a poza tym miała nadzieję, że Marcel za chwilę się opanuje, przeprosi ją i wrócą do pozostałych domowników. Niestety, nic takiego się nie stało. Nie było „przepraszam”, tylko kolejne wyzwiska.
W końcu Marcel stwierdził, że Zuza tylko udaje taką świętoszkę i że pomoże jej przestać. Nerwowo pchnął dziewczynę na łóżko i zaczął jej rozpinać spodnie. Mimo protestów Zuzy uparcie dążył do osiągnięcia swojego celu. Dopiero wtedy dziewczyna uświadomiła sobie, że musi jak najszybciej uciekać. Tutaj nie było pola do żadnych negocjacji. Rosnące przerażenie i desperacja sprawiły, że niewiele myśląc, ugryzła Marcela w szyję i wykorzystując chwilę jego dekoncentracji, chwyciła swój podręczny plecak, w którym miała zaledwie portfel z niewielką sumą pieniędzy i dokumentami, po czym wybiegła z mieszkania. Nawet nie zwróciła uwagi na swoje pozostałe rzeczy. Poza tym biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności, były one zupełnie nieistotne.
Zuza zupełnie nie spodziewała się po Marcelu takiego zachowania. Jeszcze niedawno wydawało jej się, że naprawdę mu na niej zależy. Niestety Marcel bardzo szybko uświadomił jej, że jest zupełnie inaczej.
Zatopiona w swoich myślach nie zwracała większej uwagi, dokąd idzie, obrała tylko kierunek mniej więcej na dworzec. Jednak tak naprawdę nie miała nawet najmniejszego pojęcia, gdzie to właściwie jest. Szybkim krokiem szła po prostu przed siebie, a myślami była gdzieś bardzo, bardzo daleko.
Po dłuższej tułaczce trafiła w okolice jednego z praskich parków. Wtedy naprzeciwko niej, niespodziewanie, pojawiło się dwóch mężczyzn.
– Hej, ślicznotko, a dokąd to się tak spieszysz? – zapytał pierwszy.
Zuza oniemiała z przerażenia.
– Chodź, pobawimy się. Poprawimy ci humor, bo jakaś taka niemrawa jesteś – dorzucił jego kompan.
Zuza próbowała ich wyminąć bez słowa, ale bezskutecznie. Na początku mężczyźni zaczęli ją szturchać, dziewczyna starała się jakoś bronić – niestety, bez większych rezultatów. Chwilę później zrobiła się z tego spora szarpanina. Z każdą chwilą uświadamiała sobie beznadziejność swojej sytuacji, a w myślach modliła się o cud.
Nagle koło nich zatrzymał się samochód i dziewczyna usłyszała głos obcego mężczyzny:
– Gdzieś ty się, do cholery, podziewałaś?! Znowu się szlajasz! Już, do samochodu! – Cała trójka stanęła w bezruchu, a mężczyzna z samochodu ciągnął dalej: – No, co?! Do ciebie mówię, smarkulo! Przestań udawać niewiniątko! Puszczasz się z kim popadnie! Nie dam się więcej na to nabrać!
Zuza była zaskoczona pojawieniem się nieznajomego. Zupełnie nie wiedziała, co powinna zrobić, ale jeżeli to miał być właśnie ten cud, o który przed chwilą prosiła, nie miała czasu do stracenia. Bez namysłu wsiadła do samochodu nieznajomego. Jej stręczyciele, zupełnie zbici z tropu, nie zdążyli nawet zareagować. Gdy tylko zatrzasnęła za sobą drzwi, auto ruszyło. Dopiero wtedy zaczęła trząść się jak galareta.
– Wszystko w porządku? Nic się pani nie stało?
Zuza przez kilka chwil nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa. Ciężko jej było złapać oddech, więc kiedy już odjechali wystarczająco daleko od miejsca incydentu, mężczyzna zatrzymał samochód.
– Już jest pani bezpieczna. Proszę głęboko oddychać – powiedział spokojnym głosem. Po chwili niezręcznej ciszy ciągnął dalej: – Nic pani nie zrobili?
Zuza pokręciła głową.
– Może gdzieś panią podwieźć?
Znowu zaprzeczyła ruchem głowy.
– Rozmowna to pani jest – zażartował nieznajomy.
Na twarzy dziewczyny na chwilę pojawił się nerwowy uśmiech. Jednocześnie zaczęła po omacku szukać klamki. Gdy już ją znalazła, okazało się, że drzwi są zamknięte.
– Spokojnie, zawiozę panią, gdzie pani tylko chce – ciągnął mężczyzna. – Jest późno, a mam wrażenie, że na dziś zdecydowanie wystarczy pani atrakcji. – Zuza patrzyła na niego spanikowanym wzrokiem. – Już wyłączam blokadę drzwi, to automat, nie miałem nic złego na myśli.
– Yhm.
– O, jest jakiś dialog.
Myśli Zuzy pędziły z prędkością światła, nie zdecydowała się jednak otworzyć drzwi od auta.
– Na centralny. Może mnie pan zawieźć na centralny? – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
– Mieszka pani gdzieś w pobliżu?
Po raz kolejny pokręciła głową.
– Jest tam ktoś znajomy?
– Nie, ja… nieważne, centralny… będzie OK. Dużo ludzi… na początek będzie OK – powiedziała bardziej do siebie.
– Nie rozumiem. To ma pani gdzie się podziać czy nie?
Zuza była bliska płaczu. Spuściła głowę, mając nadzieję, że nieznajomy tego nie zauważy, ale stało się inaczej i już po krótkiej chwili bez słowa podał jej chusteczkę. W tym momencie Zuza nie potrafiła już powstrzymać spływających po twarzy łez.
– Gdyby nie miała pani gdzie się podziać… znam takie jedno miejsce – powiedział niepewnie. Spojrzała na niego jeszcze bardziej przerażonym wzrokiem. – To niedaleko stąd. Zrobię pani coś ciepłego do picia, mam coś w lodówce.
– Nie!
– Tak, wiem, przepraszam, to absurdalne. A tak w ogóle to się nie przedstawiłem. Marek. – Mężczyzna podał dziewczynie rękę.
– Zuza. – Po chwili odwzajemniła jego uścisk.
– Mogę pani mówić na „ty”? – Nie zareagowała, pytanie wydało jej się absurdalne i nieznaczące. – Przepraszam. Może szuka pani czegoś do wynajęcia? Mam wolny pokój.
– Ja nie mogę! – Zuza nie wytrzymała. – Co to za dzień?! Kurwa mać!
– Oj, przepraszam, ale mam wrażenie, że coś jest nie w porządku i nie chcę pani zostawiać w takim stanie.
Zuza przez chwilę milczała, po czym niezbyt grzecznie oznajmiła:
– To nie pana sprawa. Jest w porządku, tutaj już wysiądę. Dziękuję. – Zabrzmiało to zdecydowanie mniej spokojnie, niż chciała.
Szybko wysiadła z samochodu i pobiegła w stronę pobliskiego przystanku autobusowego. Marek nawet nie zdążył jej nic odpowiedzieć, ale Zuza jeszcze przez chwilę czuła jego spojrzenie na plecach. Jednak zamiast zatrzymać się na przystanku i poczekać na jakiś autobus, postanowiła przejść się w stronę centrum miasta przez most. Miała nadzieję, że pozwoli jej to pozbierać myśli.
Mniej więcej w połowie zatrzymała się i przez krótką chwilę smętnym wzrokiem wpatrywała się w rzekę, po czym odwróciła się i usiadła na barierce. Zapatrzona w chodnik pod swoimi nogami miała w głowie zupełną pustkę. O ile wcześniej była rozczarowana, rozgoryczona czy przerażona, to teraz czuła się bardzo zmęczona i przytłoczona.
Z zamyślenia wyrwało ją nagłe szarpniecie za rękę i od niedawna znajomy głos:
– Co ty wyprawiasz, zwariowałaś?!
– Chciałam sobie usiąść i odpocząć.
– Ławka była kilka metrów od ciebie! Złaź!
– Zostaw mnie!
– Nie!
– Nie jesteśmy na „ty”!
– Niech pani schodzi z tej barierki!
– Nie! Obraził mnie pan!
– Przepraszam, że panią obraziłem – powiedział z udawaną grzecznością.
– To teraz niech pan sobie stąd idzie!
– Nie! Niech pani zejdzie!
– Nie! Mogę siedzieć, gdzie chcę!
– Niech pani, do cholery, stąd schodzi!
– Ale burak!
Marek nie wytrzymał i siłą ściągnął Zuzę z barierki, a kiedy już stała na własnych nogach na chodniku, zaczął:
– Skoro już zostałem nazwany burakiem, to chyba mogę uznać, że jesteśmy na „ty”?!
– Pff… – Zuza nie miała nic lepszego do powiedzenia.
– No dobra, koniec tych wygłupów. Gdzie mieszkasz? Odwiozę cię – wycedził przez zęby ze złością.
– Nie twoja sprawa!
– Wsiadaj do samochodu!
– Nie! Nie znam cię!
– To zadzwoń do kogoś, kogo znasz!
– Nie mam telefonu.
– To ci pożyczę.
– Nie mam do kogo zadzwonić!
– Nie wyglądasz na kogoś takiego – powiedział spokojniejszym tonem. – Przestań się wygłupiać.
Zuza poczuła, jak robi się jej niedobrze na samą myśl o tym, co się dzisiaj stało między nią a Marcelem.
– Co ty o mnie wiesz?! Nic nie wiesz, a się czepiasz?! Nie wszyscy mają tak jak ty!
– Ooo, a ty to co o mnie wiesz? – Marek był mocno zdziwiony tym, co usłyszał.
Zuza poszła kilka kroków przed siebie. Miała w głowie mnóstwo czarnych myśli, była zmęczona, czuła się źle, a ten facet, którego imienia nawet nie zapamiętała, robił jakoś nienaturalnie miłe wrażenie. A może on jednak był po prostu normalny, a to, co się dzisiaj wydarzyło, właśnie takie nie było? W sumie tego dnia już dwa razy, jak nie więcej, uniknęła mocno nieprzyjemnych incydentów, a poza tym i tak nie miała się gdzie podziać. Zdesperowana, postanowiła zaryzykować. Odwróciła się do mężczyzny i powiedziała z ogromną goryczą w głosie:
– No i co takiego możesz mi zaproponować?
– A czego potrzebujesz?
– A może lepszym pytaniem byłoby, co mam do stracenia?
– To co masz do stracenia?
– Nic – odpowiedziała po chwili namysłu. – Teraz to już absolutnie nic.
Marek przełknął ślinę i otworzył dziewczynie drzwi do samochodu. Wsiadła bez słowa. Kiedy mężczyzna usiadł za kierownicą, sprawiał wrażenie, jakby zupełnie nie wiedział, co zrobić i dokąd mają pojechać. Siedzieli tak przez kilka minut, nic nie mówiąc. Ciszę pierwsza przerwała Zuza:
– To ja lepiej wysiądę.
– Nie!
– Ale to naprawdę nic takiego. Przypadek, że akurat tamtędy przejeżdżałeś, pomogłeś mi, naprawdę. Dziękuję.
– Już raz cię zostawiłem. I zachowywałaś się, jakbyś chciałaś zrobić coś bardzo głupiego.
– To nie tak… – Zuza nie spodziewała się usłyszeć od niego takich dosadnych słów. – Po prostu chciałam odpocząć i nabrać perspektywy do życia… a poza tym siedziałam przodem do ulicy, więc przesadzasz.
– Wyglądało to zupełnie inaczej.
– Twoja wybujała wyobraźnia to już nie mój problem.
– Jasne...
Marek uruchomił silnik i pojechał na najbliższy parking.
– Posłuchaj mnie, to nie tak… Ja… Dzisiaj spędziłem kilka godzin, jeżdżąc zupełnie bez celu. Nie chciałem wracać do pustego domu. Trafiłem na ciebie, roztrzęsioną, w widocznych tarapatach. Chcę mieć pewność, że nic ci się nie stanie, że znajdziesz się gdzieś, gdzie będziesz bezpieczna.
– Wcale tego nie chcesz. Nie znasz mnie. Masz moralniaka i chcesz sobie poprawić humor moim kosztem… I tylko ty wiesz, w jaki sposób. Dlatego ja powinnam sobie pójść. – W głosie Zuzy dało się wyczuć zdenerwowanie.
– Nieprawda. – Marek próbował się bronić.
– Może wczoraj bym ci uwierzyła, ale dziś już nie wierzę w takie bajki.
Marek nie wiedział, co powiedzieć, i postanowił zmienić temat:
– Jesteś głodna?
– Trochę.
– To pojedziemy coś zjeść. Może kebab? O tej porze raczej nie mamy zbyt dużego wyboru, a poza tym przynajmniej jeszcze przez chwilę będziesz miała jakieś towarzystwo.
Dziewczyna w odpowiedzi skinęła tylko głową.
Niespełna kwadrans później stali już przy budce z kebabem, składając zamówienie. Zuza, po krótkiej wymianie zdań, pozwoliła za siebie zapłacić. Dopiero wtedy zwróciła uwagę na jego wygląd. Był dobrze zbudowany, trochę wyższy od niej i, podobnie jak ona, miał jasne włosy i szare oczy. Nieco później siedzieli już na ławce na pobliskim skwerku i w milczeniu zajęli się jedzeniem. Marek w końcu zaczął ciągnąć dziewczynę za język:
– Zuza?
– Hm?
– A tak na serio to masz gdzie się podziać?
– Jest lato, dam sobie radę…
– Pytam poważnie – rzucił podejrzliwie.
– A ja odpowiadam poważnie.
– Gdzie zamierzasz spędzić noc?
– To nie twoja sprawa.
– Masz gdzie się podziać?
– Przynudzasz, a poza tym co tobie do tego?
– Teoretycznie nic mi do tego, ale chciałbym wiedzieć.
Zuza czuła, jak coraz bardziej narasta w niej gniew spowodowany jego wścibskością. Wreszcie nie wytrzymała i wy-paliła:
– Posłuchaj, na początku naszej znajomości mnie wyzywałeś! Teraz się wtrącasz w nie swoje sprawy! Zaraz będziesz chciał, żebym ci odpracowała to jedzenie! Nie pamiętam nawet, jak masz na imię, więc się po prostu odpieprz!
– Marek. – Mężczyzna nie dał się zbić z tropu. – A wyzywanie cię było pierwszym, co mi przyszło do głowy, gdy zobaczyłem cię w tarapatach. Może nie było to zbyt miłe, przepraszam, ale wydaje mi się, że, co najważniejsze dla ciebie, skuteczne!
Zuza trochę spuściła z tonu, ale była zmęczona i chciała już zostać sama.
– A więc Marek, bardzo dziękuję. Nie szukam sponsora, dam sobie radę. Nic się nie martw. – Starała się brzmieć przekonywująco, ale czuła, że nie za bardzo jej to wyszło.
– Ciekawi mnie, dlaczego w takim razie nie powiesz mi po prostu, gdzie mam cię zawieźć. I czemu wcześniej powiedziałaś o centralnym?
Zuza nie wytrzymała i po chwili wszystko mu wygarnęła.
– A co ja mam ci powiedzieć?! Tak bardzo chcesz usłyszeć prawdę?! Nie, nie mam gdzie się podziać! Miałam mieć, ale mój facet okazał się skończonym dupkiem! Moje rzeczy zostały u niego, bo jak się okazało, że nie dostał tego, na czym mu naprawdę zależało, wyzwał mnie od najgorszych i kazał się wynosić! To chciałeś usłyszeć?! I co, lepiej ci?! Bo mnie nie!
Marka zamurowało.
– Przepraszam, nie chciałem…
Dziewczyna zajęła się intensywnym wpatrywaniem w jedzenie. Już nic nie powiedziała, tylko znowu usilnie starała się nie rozpłakać. Dokończyli swoje kebaby w milczeniu, a po dłuższej chwili Marek poprosił, żeby pojechała z nim do domu. Tym razem jakoś szczególnie nie protestowała, więc kilka minut później zatrzymali się przed eleganckim apartamentowcem.
– Zaraz wracam – rzucił Marek, zostawiając dziewczynę w samochodzie, a kluczyki w stacyjce.
Nie umknęło to uwadze Zuzy, ale nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby w jakikolwiek sposób wykorzystać sytuację.
Marek wrócił po niespełna dziesięciu minutach i bez słowa pojechali dalej. Koniec końców zatrzymali się na równie dobrze prezentującym się strzeżonym osiedlu.
– To tutaj, chodź.
Dopiero kiedy stanęli przed klatką, Zuza stanowczo zaprotestowała. Nie chciała wejść do środka, po raz kolejny mając przed oczami Marcela i ich niedawne spotkanie.
– Słuchaj, ja tu nie mieszkam, mieszkanie jest puste i gotowe do wynajęcia.
– Ale…
– Oj, chodź, przecież mówiłaś, że nie masz nic do stracenia.
– Ale…
– Żadne ale. Powiedziałaś mi, jaką masz alternatywę.
Zuza, zrezygnowana, weszła do klatki. Kiedy chwilę później przekroczyli próg mieszkania, oniemiała ze zdumienia.
– Wow, ale super – szepnęła tylko.
– Możesz się tu dzisiaj przespać i uspokoić. Zamkniesz się od środka, na środkowy zamek, i nikt z zewnątrz nie będzie mógł cię zaskoczyć. Niestety lodówka jest pusta, ale jutro podrzucę ci coś do jedzenia… i porozmawiamy.
– Yyy… ale mnie nie stać na to, żeby wynająć to mieszkanie.
– Nie musisz za nie płacić, to taki prezent od losu.
– Na urodziny... – Zuza burknęła pod nosem, ale jednak głośniej niż przypuszczała.
– Słucham?
– Nic, nic.
– Masz dzisiaj urodziny?
Zuza popatrzyła na niego wielkimi oczami. Tego pytania się nie spodziewała:
– Yyy… To nieistotne.
– To raczej ważny dzień, a jeśli chcesz, to potraktuj to albo jako prezent urodzinowy, albo jako prezent od losu.
– Ale...
– Nie ma żadnego ale. Jeśli wdam się teraz z tobą w dyskusję, to pewnie mi uciekniesz, a tak jest szansa, że twoje poczucie przyzwoitości nie pozwoli ci uciec z kluczami i będziesz musiała się ze mną jeszcze raz spotkać, żeby mi je oddać. Pa.– Nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo Marek zniknął za drzwiami, rzucając jeszcze na odchodne:– Czuj się jak u siebie w domu.
***
Zuza była zszokowana całą tą sytuacją, jednak z drugiej strony odetchnęła z ulgą, że wreszcie została sama i nie musiała kryć się ze swoim smutkiem. To, co się przed chwilą stało, było dla niej tak nieprawdopodobnie pozytywne. Jednak wydarzenia z ostatnich kilku dni zdecydowanie ją przytłaczały. Zupełnie nie mogła zrozumieć zachowania swojej, do niedawna, rodziny i rzekomych przyjaciół, a Marcel przeszedł samego siebie. Przerażała ją sama myśl o tym, co by się stało, gdyby…
Bardzo dużo tego było. Marek spadł jej z nieba. Z takimi myślami dziewczyna powoli przeszła się po trzypokojowym mieszkaniu. Było bardzo przytulne, szczególnie jak na lokal pod wynajem. Przestronny salon z aneksem kuchennym, wygodna kanapa i duży telewizor na ścianie sprawiały przyjemne wrażenie. Poza tym ilość miejsc do spania w obu pokojach rzeczywiście potwierdzała to, co mówił Marek. Cztery pojedyncze łóżka jednoznacznie wskazywały na zamiar wynajmu. Trochę ją to pocieszało, bo czuła się dosyć niezręcznie z faktem, że ją ot tak po prostu przygarnął i zostawił w swoim mieszkaniu. Właściwie mogła zrobić wszystko – wynieść cokolwiek by chciała, sprzedać i zniknąć, a on, mimo wszystko, zostawił jej klucze, dając tym samym duży kredyt zaufania.
Kiedy w końcu dotarła do łazienki i spojrzała w lustro, uświadomiła sobie, że nie wygląda najlepiej.
„Hmm, może to ma coś wspólnego z jego otwartością wobec mnie” – pomyślała, wskakując pod prysznic.
Po kilku minutach, owinięta tylko w ręcznik, zwinęła się w kłębek na jednym z łóżek i pod natłokiem wrażeń minionego dnia szybko zasnęła.
Gdy się obudziła, było już po południu. Nie wiedziała, kiedy ma się spodziewać Marka i jakie są tak naprawdę jego zamiary, więc postanowiła skupić się na przyziemnych konkretach. Rozejrzenie się po kuchni w poszukiwaniu czegoś do jedzenia skończyło się na znalezieniu zaledwie herbaty. Marek nie minął się z prawdą, mówiąc, że nie znajdzie tu nic jadalnego.
Ubrała się więc i wyszła do sklepu po kilka bułek i dżem. Właściwie zupełnie nie wiedziała, na czym stoi i co ze sobą zrobić, więc na wszelki wypadek postanowiła nie szastać tymi pieniędzmi, które miała. Po powrocie do mieszkania i zrobieniu sobie kanapek spróbowała zająć się bezmyślnym oglądaniem telewizji, jednak co rusz w jej głowie pojawiały się przykre wspomnienia z wczorajszego dnia. Raz po raz na myśl, jak to wszystko mogło się skończyć, dostawała gęsiej skórki, a do oczu cisnęły się jej łzy. Momentami była w stanie nad tym zapanować, ale generalnie kilka godzin przepłakała. Trochę się zeszło, nim dała radę jakoś doprowadzić się do ładu.
Marek pojawił się w mieszkaniu około osiemnastej. Ku zdziwieniu Zuzy nie skorzystał z własnego klucza, ale zadzwonił i poczekał, aż mu otworzy. Dziewczyna była bardzo pozytywnie zaskoczona jego zachowaniem.
– Przepraszam, nie chciałem się narzucać – wyjaśnił na wstępie.
– To twoje mieszkanie, ale doceniam.
– Dzięki. Przyniosłem pizzę. Masz ochotę?
– Tak, dziękuję.
Podczas posiłku nie rozmawiali zbyt wiele. Marek starał się jakoś ją zagadywać, ale bez większych rezultatów. Odpowiadała na pytania krótko i na temat, grzecznie, starając się unikać jego wzroku. Zerkając na niego od czasu do czasu, zwróciła większą uwagę na jego szczupłą, wysoką sylwetkę i burzę blond włosów. Jeszcze rano nie poznałaby go, gdyby na przykład spotkała go w sklepie. Poprzedniego dnia była w zupełnie innym świecie. Zresztą dziś nie było lepiej, ale obecność Marka sprawiała, że starała się jakoś bardziej trzymać fason i nie zachowywać jak beksa.
Kiedy skończyły się im neutralne tematy – o pogodzie, telewizji, korkach – chłopak poruszył najtrudniejszą kwestię.
– Zastanawiałaś się, co dalej?
Zuza pokręciła głową.
– Bo wiesz, ja to mieszkanie i tak zamierzałem wynająć. I możesz sobie znaleźć kogoś do towarzystwa.
– Nie miałam do tego głowy.
– Pomyśl o tym.
Zuza czuła się bardzo niezręcznie i wciąż zastanawiała się, jaka będzie cena za tę rzekomo bezinteresowną dobroć. Zdecydowanie nie interesował jej sponsoring, pomimo tego, że chłopak wydawał jej się całkiem przystojny. Zbyt dobrze pamiętała propozycję Marcela. Postanowiła jednak dać sobie czas na pozbieranie się, chociaż właściwie… zupełnie nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić.
– Ten pomysł wydaje mi się bardzo sensowny, tym bardziej, że – Zuza zawahała się przez chwilę, rozważając stopień szczerości, jakim powinna się wykazać – nie mam żadnej alternatywy.
– Możesz tu zostać tak długo, ile chcesz, i nie musisz nic płacić.
– To bardzo miłe, ale czułabym się niekomfortowo.
– To dla mnie żaden problem, przynajmniej już mam jedną spokojną osobę.
– Skąd ta pewność, że jestem spokojna?
– Tak mi podpowiada moja intuicja – odparł z uśmiechem.
– Aha… No wiesz, a ile miałabym ci płacić?
– Na razie potraktuj to jako prezent, powiedzmy… urodzinowo-losowy. – Mężczyzna popatrzył na nią badawczo. – Przez najbliższy miesiąc, OK? Trochę się uspokoisz, nabierzesz dystansu, złapiesz równowagę.
Zuza nieśmiało przytaknęła i dodała:
– Czyli znajdę pracę.
– Tego nie powiedziałem. A tak właściwie to ty gdzieś studiujesz czy pracujesz?
– Dostałam się tu na studia, ale nie wiem, czy będę w stanie je podjąć. Muszę sobie znaleźć pracę. Miałam mieszkać z chłopakiem, ale tak jakoś wyszło, że nie mam już na kogo liczyć.
– A rodzina?
– To skomplikowane, nie chcę na ten temat rozmawiać. – Na samą myśl o tym Zuza bardzo posmutniała.
– OK, przepraszam. A zdradzisz mi chociaż, które to były urodziny?
– Nie martw się, jestem już pełnoletnia.
– Tak przypuszczałem, ale skoro zaczynasz studia, to pewnie dziewiętnaste?
– Byłeś blisko – odpowiedziała ze smutnym uśmiechem.
– Czyli dwudzieste.
– Nie, w drugą stronę. Osiemnaste – powiedziała, wzdychając.
– Czyli mocne wejście w dorosłość.
– Delikatnie mówiąc, ale nie chcę rozmawiać na ten temat.
– W porządku, więcej już cię nie męczę, ale odpowiedz mi na ostatnie pytanie. Nie powinnaś dopiero za rok zacząć studiów?
– Teoretycznie tak, ale poszłam rok wcześniej do szkoły.
– Aha, OK.
Marek zaczął zbierać się do wyjścia, ale zanim chwycił za klamkę, zadał Zuzie jeszcze jedno pytanie:
– A twoje pozostałe rzeczy?
– Są u Marcela.
– Kiedy chcesz tam pojechać? Może cię podrzucić?
– Nie wiem, ale… w sumie to przydałoby mi się coś na zmianę.
– Jeśli chcesz, możemy pojechać tam teraz albo podrzucę cię na zakupy?
Zuza zawahała się przez chwilę.
– Chyba będzie lepiej, jeśli zabiorę swoje rzeczy.
Kiedy Zuza to powiedziała, zrobiła się jeszcze bardziej spięta niż wcześniej. Ociągając się, zabrała swój plecak i poszli do samochodu.
Gdy nieco później zapukała do mieszkania, na jej nieszczęście, w drzwiach pojawił się Marcel, który już na wstępie zaczął obrzucać ją wyzwiskami.
– O, kogo ja tu widzę, zrozumiałaś swój błąd, smarkulo?
– Przyszłam po swoje rzeczy.
– I myślisz, że tak po prostu je odzyskasz? Należy się coś za przechowanie. Na przykład to, na co wczoraj nie miałaś ochoty.
Marcel próbował obmacywać Zuzę, a ona zaczęła się wyrywać. Na szczęście Marek, który zgodnie z umową czekał piętro niżej, natychmiast pojawił się w mieszkaniu.
– Precz z łapami – rzucił do Marcela stanowczym głosem i odepchnął go od Zuzy. – Oddaj jej rzeczy!
– Co się tak burzysz i co się wtrącasz?! To nie twoja sprawa!
– A właśnie, że moja!
– A bo co? To ty jesteś tym fagasem od siedmiu boleści?! To taka jesteś porządna?! – wykrzyczał z ironią Marcel.
– Trochę więcej szacunku! I oddawaj rzeczy Zuzy! – odgryzł się Marek.
– Spadaj!
Między chłopakami wywiązała się szarpanina. Dopiero nieco poturbowany Marcel postanowił wreszcie dać za wygraną.
– Moment, już. – Poszedł do pokoju i wyniósł z niego plecak oraz torbę. – Masz – powiedział z podejrzanym uśmieszkiem, rzucając rzeczy w stronę Zuzy na podłogę.
– To twoje? – zapytał Marek.
– Tak – bąknęła dziewczyna.
– To idziemy, a ty się trzymaj od niej z daleka – wycedził jeszcze przez zęby Marek. Zabrał rzeczy Zuzy i wyszli.
Po drodze prawie się nie odzywali. Dziewczyna wydusiła z siebie tylko „dziękuję”. Odprowadził ją do swojego mieszkania i poszedł po drobne zakupy. Zuza była szczęśliwa, że ma już z głowy Marcela i pomału zaczęła się rozpakowywać. Szybko przeżyła szok, bo okazało się, że wszystkie jej ubrania są pocięte. Załamała się tym, co zobaczyła, i rozpłakała jak małe dziecko. W takim stanie zastał ją Marek, który po niespełna kwadransie wrócił z jedzeniem. Kiedy zobaczył, co się stało, zabrakło mu słów. Zuza zapamiętała tylko, że zanim zasnęła, był jeszcze w mieszkaniu.
Kiedy kolejnego dnia znowu się spotkali, było dosyć późno. Ona starała się być miła i uśmiechnięta, ale przychodziło jej to z wyraźnym trudem. Mimo tego, że cały dzień spędziła w mieszkaniu, wyglądała na zmęczoną i miała opuchniętą twarz.Marek już na wstępie przeszedł do konkretów.
– Zuza, przepraszam, że tak późno, ale musiałem dzisiaj załatwić parę rzeczy. Zadzwoniłbym, ale nie masz telefonu, dlatego postanowiłem ci go kupić.
Z wrażenia niemal odebrało jej mowę.
– Ale…
– Chciałbym mieć z tobą jakiś kontakt, na miarę obecnego stulecia.
– Ech… to nie tak, że jestem taka nienowoczesna… Jeszcze niedawno miałam telefon.
– I znowu go masz.
– Marek, to miłe z twojej strony, ale ja nie mogę przyjąć takiego prezentu.
Spodziewał się tego.
– Jeżeli nie możesz przyjąć, to potraktuj go jako telefon stacjonarny do mieszkania i do poszukiwania lokatorów – wyjaśnił rzeczowo.
– Ale…
– Ja nie mam do tego głowy i bardzo byś mi pomogła, gdybyś się tym zajęła.
Dziewczyna przez chwilę milczała.
– To jest mocno naciągane.
– Naprawdę, nie mam do tego głowy. Z moim rozgarnięciem znajdę tu kogoś może za pół roku.
Zuza przez chwilę zastanawiała się nad tym, co jej zaproponował. Rozwiązanie było całkiem sensowne, przynajmniej na razie.
– OK, zajmę się tym. Musisz mi tylko powiedzieć, kogo mam szukać i na jakich warunkach.
– Świetnie. I jakbyś mogła jeszcze porozwieszać ogłoszenia na uczelni.
– Dobrze.
Kiedy mieli już ten temat za sobą, Marek wręczył Zuzie wielką torbę z zakupami, mówiąc, że to rzeczy jego siostry, która, na szczęście, jest podobnej postury co ona.
Gdy dziewczyna zajrzała do środka, nie potrafiła ukryć wzruszenia.
– Ale Marek, to… są… nowe rzeczy.
– Nie, no coś ty… przecież nie mają metek.
Zuza rozłożyła pierwszą z brzegu bluzkę.
– Nie, właśnie, że są. Nie mają metek, ale widać po nich, że są nowe… i nawet czuć farbę.
Marek zarumienił się jak nastolatek, który został przyłapany na kłamstwie.
– Nie, proszę cię… – Próbował jeszcze zaprzeczać. – O co ty mnie posądzasz?
– To za drogi prezent. Nie mogę go przyjąć.
Marek zmieszał się jeszcze bardziej.
– No dobra, rozszyfrowałaś mnie. Jestem kiepski w te klocki. Pomyślałem sobie, że się ucieszysz, że to będzie taka miła niespodzianka, po tym, co z twoimi rzeczami zrobił tamten palant.
– Bardzo ci dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony, ale mogę to potraktować jako pożyczkę.
– Prezent.
– Nie, pożyczkę.
– Nie to miałem na myśli.
– Nie przyjmę takiego prezentu od nieznajomego.
– Ej, już nie jestem takim nieznajomym.
– Tak, znamy się przecież od wieków – powiedziała z ironią Zuza.
– Tak, właśnie takie mam wrażenie – odpowiedział Marek, zupełnie zbijając dziewczynę z tropu.
– Ale…
– Zuza, proszę cię… Kiedyś, gdy już staniesz na nogi, wrócimy do tego tematu, ale teraz jest to nieistotne. Obiecuję, że jeśli się kiedyś uprzesz, żeby oddać mi za to kasę, nie będę protestował, OK?
– OK – zgodziła się, walcząc z cisnącymi się do oczu łzami. Bardzo ją irytowało, że miała z tym problem w jego obecności, ale smutek był silniejszy od niej. Nie chciała ani trochę wzbudzać w nim litości, a łzy były dla niej oznaką totalnej słabości, dlatego z ulgą przyjęła jego słowa:
– Późno już, na mnie pora. Nie powinienem się tak narzucać. Gdybyś czegoś potrzebowała, po prostu zadzwoń.
Kiedy tylko Marek zamknął za sobą drzwi, Zuza rozpłakała się jak małe dziecko. Noga za nogą powlokła się do łóżka, przykryła głowę poduszką i zaczęła się nad sobą użalać. Niestety hektolitry wylanych łez nie przynosiły jej ulgi. Miała wrażenie, że w nocy nawet na chwilę nie zmrużyła oka i dopiero gdy zaczęło świtać, zmęczenie wzięło górę i zasnęła.Kiedy się obudziła, był już prawie wieczór. Na powrót dotarła do niej beznadzieja sytuacji, w której się znalazła. Wróciła do łóżka, znów schowała głowę pod poduszką i zaczęła wyć na cały głos. Wyrwał ją z tego stanu dopiero czyjś uścisk na ręce. Aż podskoczyła z przerażenia. Czuła się tak, jakby ją ktoś przyłapał w najbardziej intymnej chwili.
– Przepraszam, dzwoniłem, pukałem…
– I postanowiłeś tak sobie po prostu wejść?! – warknęła.
– Usłyszałem telefon za drzwiami, pomyślałem, że coś ci się mogło stać – tłumaczył Marek, ważąc słowa.
– Może byłam pod prysznicem i nie słyszałam?! – Zuza nerwowo ocierała łzy, próbując udawać, że nie jest aż tak źle.
– Wiem, strasznie mi głupio, nie powinienem był, ale i tak nie zamknęłaś się na środkowy zamek.
– I co w związku z tym?! Uważasz, że skoro mnie przygarnąłeś, to masz prawo tak mnie tu nachodzić?!
– Nie o to chodziło.
Na chwilę zapanowała niezręczna cisza. Zuza czuła się upokorzona. Wstała i poszła na chwilę do łazienki, a gdy spojrzała w lustro, uświadomiła sobie, że po nieprzespanej nocy i z opuchniętymi od łez oczami wygląda fatalnie. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Siedziała tam przez dłuższą chwilę.
– Zuza, wszystko w porządku? – Marek zapukał do drzwi.
– Tak – odpowiedziała ze złością.
– Przepraszam.
– Już to mówiłeś.
– Głupio wyszło. Mogę się jakoś zrehabilitować?
W tym momencie z impetem otworzyły się drzwi do łazienki i Zuza poszła z powrotem położyć się na łóżku.
– Tak, możesz mnie zostawić w spokoju.
– Chodź, gdzieś wyjdziemy, nie będziesz tak leżeć i zamulać.
– Nie – burknęła, przykrywając poduszką głowę. – I nie będziesz mi mówił, co mam robić!
– Płaczem nic nie zmienisz – powiedział, wyrywając jej poduszkę i odrzucając na drugie łóżko. – A poza tym całe życie przed tobą.
– Ooo, odezwał się dziadek Marek...
– Wypraszam sobie, nawet nie mam skończonej trzydziestki. – Mężczyzna wszedł jej w słowo. – A poza tym nie zmieniaj tematu. Czekam na ciebie w kuchni, za pięć minut. I nie uznaję sprzeciwu.
Na dziewczynę podziałało to jak płachta na byka. Stanowczym krokiem poszła do łazienki zabrać z suszarki swoje ciuchy, przebrała się, spakowała tylko to, co od początku do niej należało, i poszła do przedpokoju.
– Co ty robisz?
– Nie będziesz mi mówił, co mam robić! Masz, tu są klucze. Dzięki, nowe ubrania zostawiam.
– Ale… Zuza… co ty? Przecież nie musisz…
– Taaa, jasne.
– A poza tym nie masz dokąd iść. – Marek użył najważniejszego argumentu.
– Wiesz co? Nie martw się! Mam wiele możliwości, dworzec, most, przytułek dla bezdomnych…
– To nie są najlepsze pomysły.
– A co ja cię tak obchodzę?! Ty będziesz mógł sobie przychodzić do swojego mieszkania, kiedy chcesz, i nikt ci o to nie będzie robił awantur! I przede wszystkim, nie wierzę w tę twoją cholerną bezinteresowność! Zawsze mogę wrócić do Marcela, on na początku jasno określił, że mogę z nim mieszkać w zamian za seks, a nie udawał takiego chodzącego ideału jak ty! – Zuza dopiero teraz uświadomiła sobie, że powiedziała zdecydowanie za dużo. – Cholera… – Zirytowana, złapała się za głowę.
Przez chwilę wpatrywali się w siebie bez słowa. Zuza poczuła, jak opada z sił. Stała bez ruchu, a później odwróciła się w stronę drzwi i powoli złapała za klamkę.
– Czterysta złotych za miejsce w pokoju, plus rachunki, możesz zapłacić pod koniec tego miesiąca. Żadnego seksu, czysty wynajem mieszkania – wyrzucił z siebie jednym tchem Marek, nie potrafiąc ukryć zdenerwowania.
Zuza nic nie odpowiedziała, tylko zupełnie się rozkleiła, było jej już wszystko jedno, co Marek sobie o niej pomyśli. Wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała wziąć się w garść. Oczywiście im szybciej, tym lepiej, tylko na razie chciała się wreszcie wypłakać i schować przed całym światem. Zrezygnowana, oparła się o drzwi. Marek, zszokowany tym wszystkim, przez chwilę stał i wpatrywał się milcząco w płaczącą dziewczynę, aż w końcu podszedł do niej i mocno ją przytulił. Po chwili odwzajemniła jego uścisk. Stali tak bardzo długo. W końcu Zuza nieco się uspokoiła, Marek zaprowadził ją do pokoju i położył do łóżka. Tego dnia nie zamienili ze sobą już ani jednego słowa.
Gdy się obudziła, był już kolejny dzień i to dosyć późno, Marek gdzieś przepadł. W głowie powoli układała sobie w całość urywki wspomnień z poprzedniego wieczoru i miała ochotę spalić się ze wstydu. W końcu, po dłuższym czasie wsłuchiwania w odgłosy dochodzące z kuchni, zebrała się na odwagę i poszła do Marka. Uśmiechnął się na jej widok.
– Dzień dobry – zaczął pierwszy.
– Cześć – powiedziała czerwona jak burak. – Ja… chciałam cię przeprosić za wczoraj… Nie wiem, co mnie napadło.
– Nie masz za co przepraszać.
– Strasznie mi wstyd, że… byłeś świadkiem tego wszystkiego.
– Gdybyś chciała pogadać, chętnie cię wysłucham.
Zuza zmieszała się jeszcze bardziej.
– Ja… chyba… nie za bardzo… a właściwie to i tak z grubsza już wiesz, co się stało.
– Z grubsza. I mam wrażenie, że źle to znosisz.
– Dosadne i szczere.
– Przepraszam, ale dzisiaj przynajmniej dużo lepiej wyglądasz. Wyspałaś się?
– Tak, dziś tak. Chciałam jeszcze ci podziękować, że zostałeś i jednak mnie stąd nie wyrzuciłeś. Plotłam od rzeczy.
Marek przez chwilę patrzył na nią ciepłym wzrokiem, z którego można było wyczytać, że dziewczyna nie jest mu obojętna.
– Dużo tego nie było, ale za to konkrety. Jesteś głodna? – Zmienił temat.
Pokiwała tylko głową. Marek szybko dokończył przygotowywać śniadanie i po chwili obydwoje usiedli do stołu. Dla Zuzy było to bardzo dziwne doświadczenie. Niby zwykły posiłek, ale po tym, co się ostatnio stało, wydawał się jakiś taki odświętny.
– Dziękuję, pyszne – powiedziała.
– Takie tam zwykłe śniadanie w porze obiadu.
– Niby tak.
– Ale wiesz, od czasu rozwodu nie jadłem jeszcze z nikim śniadania.
– Jesteś rozwiedziony?
– Tak, już od kilku tygodni spędzam samotne wieczory i weekendy. Dziwne uczucie. Chociaż teraz dziwniejsze jest, że z kimś jem śniadanie.
– Kurczę, przykro mi. To chyba nie jest łatwe?
– Nie za bardzo. Przynajmniej dla mnie. Więc wstyd się przyznać, ale twoje pojawienie się wyrwało mnie z jakiegoś marazmu i żałowania kilku straconych lat.
Marek zamilkł na chwilę, patrząc przez okno. Moment później dziewczyna wyrwała go z zamyślenia swoim pytaniem:
– Dlaczego się rozwiedliście?
– Zdradziła mnie, a raczej notorycznie zdradzała byłoby tu właściwszym określeniem. W każdym razie ja wiem o dwóch facetach, przy drugim nie wytrzymałem i wniosłem pozew o rozwód. Czasami żałuję, że się o tym dowiedziałem. Gdybym się nie dowiedział o tym drugim razie, pewnie nadal wszystko byłoby po staremu. Nie było tak źle.
– Nie próbowałeś ratować tego małżeństwa?
– Za pierwszym razem tak.
– A za drugim?
– Miałem je ratować, wiedząc, że to samo będzie po raz trzeci? Zabrakło mi sił i chęci.
Zuza zamyśliła się na chwilę i zrobiła przygnębioną minę, co nie umknęło uwadze Marka.
– Ej, nie zamulaj – rzucił. – Dam sobie radę, nic mi nie będzie. Przez jakiś czas nie wracałem prosto do domu po pracy, tylko za kierownicą samochodu snułem się bez celu po mieście. Tak jak wtedy, kiedy się poznaliśmy.
– Hmm… w sumie to na dobre wyszedł mi ten twój rozwód.
– Na to wygląda.
Marek przez chwilę patrzył na Zuzę z uśmiechem.
– W sumie to chyba jesteś mi coś winna.
– Już się boję.
– Zuza, czy ten twój chłopak, ten Marcel…
– Hmm?
– To, co wczoraj powiedziałaś, było prawdą?
– Tak – odpowiedziała smutno. – Wiedział, że mam nóż na gardle, bo… – Zuza zawahała się przez chwilę – jest z tych samych okolic co ja i wiedział, że… – Zuza nie miała ochoty mówić całej prawdy – że nie będę miała na kogo liczyć. Pewnie się nie spodziewał, że się nie zgodzę na jego łaskawą propozycję. Teoretycznie nie do odrzucenia…
– To teraz ja mam propozycję nie do odrzucenia.
Mina Zuzy zrobiła się poważna.
– Nie, dzięki.
– Musisz się zgodzić. Uratowałem cię z opresji i pomogłem odzyskać rzeczy, więc jesteś mi winna dwie przysługi. Jedną już mamy z głowy, bo odpowiedziałaś mi na pytanie.
Zuza trochę złagodniała.
– To chyba niewspółmierna przysługa za przysługę.
– Dla mnie jest OK.
– A ta druga?
– No, tu będzie gorzej. Wiem, na co się nie zgadzasz, więc chcę z tobą coś zrobić, ale musisz się zgodzić w ciemno.
– Nie, to nie fair… i brzmi kiepsko.
– Proszę.
– Marek, to bardzo nie w porządku.
Zuza poczuła się niepewnie. Mężczyźnie to nie umknęło i postanowił trochę załagodzić sytuację.
– Ja w sumie ostatnimi czasy strasznie się zapuściłem w kwestiach towarzyskich, wiem, że jest niedziela, więc może to nie najlepszy dzień, ale chciałbym… – Marek przerwał na chwilę, szukając odpowiednich słów – żebyś pomogła mi trochę podrasować wizerunek w oczach moich znajomych.
– Brzmi tajemniczo.
– Jeślibym im powiedział, że się z kimś umówiłem, poszedłem do kina i na kolację, to może przestaliby się tak o mnie zamartwiać i na siłę mnie ze sobą gdzieś wyciągać.
– Nie brzmi to jakoś strasznie.
– Najstraszniejsze jest to, że musiałabyś się zgodzić, żebym zabrał cię w kilka miejsc, a także zapłacił za siebie i za ciebie…
Zuza nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Nie była w rozrywkowym nastroju. Marek szedł dalej za ciosem.
– Wiem, że najchętniej zaszyłabyś się w domu i nigdzie nie wychodziła, ale obojgu nam wyszłoby to na dobre.
– Chyba dałabym radę… OK, zgadzam się – powiedziała po chwili wahania, sama się sobie dziwiąc, że nie chciała uciekać.
Marek nie potrafił ukryć uśmiechu.
– To co? Ile potrzebujesz czasu, żeby się ogarnąć do wyjścia?
– Pół godzinki – odpowiedziała z westchnieniem.
– Świetnie.
Zuza zabrała się za szperanie w ubraniach, które dostała od Marka. Obejrzała czarną prostą sukienkę, jednak nie miałaby do niej butów. Nawet gdyby chciała się jakoś wystroić, nie za bardzo miałaby w co, dlatego zdecydowała się na jeansy i prostą czarną bluzkę. Poza tym i tak nie miała torebki do czegoś bardziej eleganckiego.
Marek cierpliwie czekał, udając, że zachwyca się widokiem zza kuchennego okna, gdy wreszcie wyszła z pokoju.
Postanowili wybrać się do jednego z centrów handlowych, w którym znajdowało się kino. Po drodze nie rozmawiali ze sobą zbyt dużo, a jeżeli już poruszyli jakiś temat, to kręcił się on głównie wokół oglądanych ostatnio filmów.
Stojąc przed kasami, zaczęli przeglądać ulotki aktualnych propozycji. Mimo że ich gusta były nieco różne, postanowili pójść na kompromis i zamiast sensacji czy dramatu wybrali komedię. Marek wychodził z założenia, że w tym nieco trudnym momencie lepiej będzie nie wybierać niczego zbyt ambitnego, a film, który proponowała Zuza, należał do zdecydowanie ciężkich.Ponieważ do seansu mieli prawie dwie godziny, postanowili najpierw zajść gdzieś na kolację. Spośród kilku restauracji wybrali mały włoski lokal, który miał bardzo sympatyczny wystrój.Po złożeniu zamówienia nastąpiła niezręczna cisza, którą pierwsza odważyła się przerwać Zuza.
– Bardzo się o ciebie martwią ci twoi znajomi? – spytała.
– Żeniąc się, byłem optymistą… i za drugim razem naprawdę się wściekłem.
– A za pierwszym?
– Wściekłem się… i zastanawiałem, co zrobiłem nie tak, że sobie kogoś znalazła. Za drugim razem wiedziałem, że to nie moja wina, i byłem już tylko wściekły na nią i na siebie, że się w to wplątałem. Odechciało mi się jakichkolwiek damsko-męskich znajomości, a z kolei Robert uparł się, że najlepszym rozwiązaniem będzie umówienie mnie z kimś. Randki, randki, randki... Ani trochę nie miałem na to ochoty.
– Nie miałeś?
– Nie miałem.
– A teraz jak jest?
Marek uświadomił sobie, że dał się złapać za słówko.
– Teraz wyszedłem z tobą na kolację i do kina. To nie jest randka, ale będę mógł mu powiedzieć, że się z kimś spotkałem.
– Yhm…
– A on stwierdzi, że to randka i że wreszcie chociaż trochę zatarłem sobie wspomnienie żony.
– Aha. To dobry przyjaciel?
– Tak, znamy się od dawna.
Rozmowę przerwał im kelner, przychodząc z zamówieniem. Obydwoje podziękowali i na chwilę zmienili temat na lekki i niezobowiązujący, po czym Marek zaczął ciągnąć dalej:
– Czasami przyjaciele potrafią być upierdliwi.
Zuza nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się, choć jej oczy pozostały smutne.
– Coś się stało? Posmutniałaś?
– Ech… przyjaciele… Narzekaj sobie na nich, jeśli chcesz… ale fajnie ich w ogóle mieć.
– Wydaje mi się, że każdy ich ma.
– Tylko ci się wydaje. W tym jednym masz rację.
– Przepraszam.
– Spoko, nie musisz. Ja to chyba zaczynam nowy rozdział w moim życiu i to, co było jeszcze do niedawna, muszę oddzielić grubą kreską. Bardzo grubą… Zapomnieć i nigdy więcej do tego nie wracać.
Marek poczuł się zmieszany.
– Nie wiem, co mam powiedzieć.
– Nic nie musisz mówić i tak wystarczająco mi pomogłeś.
– Ty mi się odwdzięczasz.
– Naciągane to odwdzięczanie się i doskonale o tym wiesz.– Zuza bez problemu była w stanie odczytać zmieszanie na twarzy Marka, ale ten nic nie powiedział. – Milczysz, czyli jednak mam rację.
– Późno już, spóźnimy się na film. Zawołam kelnera – zmienił temat.
Postawa Marka utwierdziła ją w przekonaniu, że nie do końca jest tak, jak myśli.
W drodze do kina znów wrócili do tematu filmów. Tak było zdecydowanie bezpieczniej.
Film okazał się lepszy, niż się obydwoje spodziewali. Opis nie był powalający, ale za to rzeczywistość jak najbardziej. Pod koniec seansu Zuza czuła, że od śmiechu bolą ją i twarz, i brzuch. Nie było to jakieś ambitne kino, ale coś, czego akurat obydwoje potrzebowali.
Wyszli z kina z uśmiechami na twarzy i nie mieli już żadnego problemu z rozmową. Po raz pierwszy odkąd się poznali, przebiegała ona naturalnie i pogodnie. Gdy Zuza wróciła do mieszkania, dochodziła dwudziesta trzecia i miała kaca moralnego, że przez nią Marek nie będzie w pracy w najlepszej formie. On z kolei dzielnie kłamał, że nie potrzebuje zbyt wiele snu.
Od tego momentu Zuza i Marek zaczęli się trochę bardziej przed sobą otwierać, a ilość czarnych myśli w głowie Zuzy stopniowo się zmniejszała. Na samo wspomnienie poprzedniego dnia na jej twarzy pojawiał się uśmiech i od czasu do czasu zerkała na telefon w nadziei, że Marek się do niej odezwie. W końcu, koło południa, dostała wyczekany SMS:
„Co słychać? U mnie sennie ☺”.
Odpisała natychmiast.
Z tego wszystkiego zupełnie zapomniała o zawieszeniu na uczelni ogłoszenia dotyczącego wynajmu mieszkania. Gdy to do niej dotarło, zerwała się na równe nogi i popędziła wywiązać się z obietnicy. Przy okazji zaliczyła dosyć długi spacer, w trakcie którego wymieniła z Markiem kilka SMS-ów. Mężczyzna jeszcze raz podziękował jej za spotkanie i napisał, że nie będzie jej wieczorem zawracać głowy, bo ma się spotkać ze swoimi przyjaciółmi.
Kolejnego wieczoru wpadł z niezapowiedzianą wizytą i z zamiarem porwania jej na spacer. Tym razem zadzwonił domofonem. Zuza akurat oglądała telewizję i już była w piżamie, lecz gdy usłyszała, kto jest po drugiej stronie, w ciągu minuty przebrała się w coś normalnego, ogarnęła włosy i zanim zapukał do drzwi, odmieniona, już przy nich stała.
– Cześć, nie spodziewałam się ciebie – przyznała.
– Cześć, tak sobie pomyślałem, że może dałabyś się wyciągnąć na spacer, tak razem pomilczeć.
– W sumie dobry pomysł, dzisiaj cały dzień siedziałam w domu. Wczoraj wybrałam się pieszo na uczelnię, by powiesić ogłoszenie i dziś mam spore zakwasy.
– Na piechotę? To spory kawałek.
– Yhm, przypomina mi o tym każda komórka mojego ciała.
– To może nie chcesz…
– Nie, spacer będzie OK – weszła mu w słowo. – Dam radę, trochę się rozchodzę. Dobrze mi to zrobi.
Po chwili byli już przed blokiem i przez kilka minut szli w milczeniu. Wreszcie Zuza zaczęła temat poszukiwania lokatorek do mieszkania.
– Jeszcze nikt się nie odezwał – oznajmiła.
– Co? – Marek zupełnie nie wiedział, o co dziewczynie chodzi.
– Wczoraj powiesiłam ogłoszenie, dziś nikt nie zadzwonił.
– Aaa, tak. Spoko, w sumie to dopiero początek wakacji, więc nic się nie martw.
Dziewczynie nie umknęło, że Marek zupełnie o tym zapomniał.
– Przecież uzgodniliśmy, że mam się tym zająć.
– Tak, tak.
– Wszystko w porządku?
– Co? Tak, a skąd to pytanie?
– Jesteś jakiś nieobecny.
– Ech, byłem wczoraj u Izy i Roberta, no i przyznałem się do naszego niedzielnego wypadu…
– I?
– I Robert stwierdził, że ściemniam i że nie uwierzy, dopóki cię nie pozna.
Zuza spochmurniała. Marek od razu to zauważył.
– Przepraszam, głupia sprawa.
– To tak trochę z grubej rury, przecież my… znamy się kilka dni.
– Nie chcę ci się w jakikolwiek sposób narzucać, głupio to wyszło. OK, w końcu tylko sobie pogadali.
– Aha.
Przez dłuższy czas spacerowali w milczeniu. Kiedy już odprowadził ją do domu, przeprosił, że był średnim kompanem do rozmowy. Zuza przyjęła to ze zrozumieniem, tym bardziej, że nie miała ochoty na żadną poważniejszą dyskusję. Jej myśli również błądziły gdzieś daleko.
Chociaż umówili się na kolejny dzień, około południa Marek napisał Zuzie SMS, że ma dużo pracy i że chciałby się z nią spotkać, ale dopiero w czwartek. Po przeczytaniu wiadomości posmutniała. Całkiem dobrze czuła się w towarzystwie Marka, właściwie to zdecydowanie za dobrze i za bardzo ją do niego ciągnęło. Chociaż jeszcze kilka dni temu miała wrażenie, że jej świat legł w gruzach, to mężczyzna sprawił, że zaczęła nieco inaczej patrzeć na życie. Nie mogła się doczekać ich ponownego spotkania, mogli nawet tylko milczeć. Ten wczorajszy spacer był dla niej bardzo miły i taki normalny. Brakowało jej tego. Marek stał się jej punktem zaczepienia i czasami żałowała, że nie ma u niego żadnych szans, że on traktuje to, co robi, jak wolontariat i odskocznię od swoich problemów.
Gdy zaproponował jej wspólny wypad do kina i rzucił tym tekstem o zmartwionych przyjaciołach, była przekonana, że to jedno wielkie kłamstwo i że może mu się trochę podoba, ale gdyby tak rzeczywiście było, zachowałby się inaczej. Tak jej się przynajmniej wydawało.
Kiedy już się spotkali, Marek od razu przeszedł do konkretów, proponując jej wspólną imprezę, a zaskoczona dziewczyna zgodziła się, żeby mu towarzyszyć. Dopiero chwilę później przyznał się, że to on będzie gospodarzem wieczoru.
***
W umówiony dzień Marek nieco wcześniej pojechał po Zuzę i po raz pierwszy zabrał ją do swojego mieszkania. Na początku pokazał jej wszystkie pomieszczenia. Dziewczyna była bardzo onieśmielona, bo o ile wiedziała, że mieszka w tym apartamentowcu, to zupełnie nie spodziewała się, że jego mieszkanie znajduje się na ostatnim piętrze i jest takie duże. Zaraz przy wejściu znajdował się mały przedsionek, z którego wchodziło się bezpośrednio do kilkudziesięciometrowego salonu połączonego z aneksem kuchennym. Obok aneksu znajdował się gabinet Marka, a po przeciwnej stronie mieszkania były jeszcze jedne drzwi. Spodziewała się znaleźć za nimi co najwyżej sypialnię i łazienkę. W rzeczywistości oprócz sypialni był tam jeszcze pokój gościnny, który miał pozostać ewentualnie do dyspozycji Zuzy, oraz siłownia.
Kiedy pojawili się goście, strasznie się spięła. Podczas wieczoru atmosfera była jednak bardzo miła i w żaden sposób nie czuła się dyskomfortowo, oszczędzano jej też niedyskretnych pytań. Iza i Robert zachowywali się wobec niej bardzo przyjaźnie. Dziewczyna po raz pierwszy od kilku tygodni poczuła, że trochę zeszło z niej napięcie. Nie bez znaczenia była również, a może przede wszystkim, ilość wypitego alkoholu. Przez te kilka godzin Zuza czuła się całkiem dobrze, ale kiedy wstała pożegnać się z gośćmi, uświadomiła sobie, że chyba jednak było go nieco za dużo.
Nie dało się nie zauważyć, że zachowanie pionu stanowiło dla niej lekki problem. Nie umknęło to uwadze Marka, który też sporo wypił tego wieczoru. Może przez to trudniej było mu ukrywać zdecydowane zainteresowanie Zuzą. Zresztą Iza i Robert też to szybko zauważyli, jednak niczego nie komentowali.
Gdy już wszyscy się pożegnali i stali przy drzwiach, Marek, niby pod pretekstem pomocy Zuzie w zachowaniu równowagi, jedną ręką objął ją w pasie.
Po wyjściu gości przez chwilę stali tak w bezruchu, po czym Marek obrócił się twarzą w jej stronę i objął ją obiema rękami.
– I co zrobimy z tak pięknie rozpoczętym wieczorem? – zapytał z uśmiechem.
Dziewczyna w odpowiedzi wzruszyła ramionami.
– Ja to muszę wracać do siebie.
– Nie musisz, tutaj też jesteś u siebie.
– Nie jestem.
Marek przysunął swoją twarz blisko Zuzy i pocałował ją w policzek.
– Jesteś.
– Ja… ja za dużo dzisiaj wypiłam i powinnam już… iść.
Zuzie ciężko było zebrać myśli, a usta Marka wędrowały po jej twarzy.
– Nie powinnaś – wyszeptał jej.
– Ale ja nie…
Zuza nie zdążyła dokończyć, bo Marek pocałował ją namiętnie w usta. Ku swojemu zdziwieniu odwzajemniła pocałunek, nawet jej się to spodobało – na początku schlebiło. Po dłuższej chwili oderwali się od siebie. Dopiero wtedy Zuza zaczęła w pełni uświadamiać sobie ciemną stronę tej znajomości.
– O rety, ja… już… zdecydowanie powinnam iść – zaczęła się jąkać, momentalnie otrzeźwiała.
– Nie powinnaś. – Marek znowu ją pocałował.
– Znam cię zaledwie dwa tygodnie.
– Aż dwa tygodnie, i udowodniłem, że można na mnie liczyć. Zawsze…
W głowie Zuzy zapaliła się czerwona lampka. Właśnie z tego powodu dziewczyna odskoczyła od niego jak oparzona.
– O nie! Ja się na to nie zgadzam!
– Ale na co?
– Ty! Ty to wszystko robiłeś, bo od początku chciałeś mnie zaciągnąć do łóżka!
– Zuza, co ty opowiadasz?! Chciałem ci po prostu pomóc, nie spodziewałem się, że będzie z tego coś więcej. Podobasz mi się…
– Nie wierzę ci! To po co to teraz?! To całe całowanie i przystawianie się do mnie?! Wcześniej nic, ty nic… nawet... – Zuza zaczęła nerwowo szukać torebki.
– Zuza, proszę cię, uspokój się. Nie chciałem cię wykorzystać.
– Ja… ja tak nie mogę, rozumiesz?! Ja tak nie mogę! Tak za seks?! Mieszkanie?! Ubrania?! Nie, nie, nie!
– Zuza, źle mnie zrozumiałaś. Może trochę przesadziłem. Podobasz mi się. Trochę za dużo wypiłem. Już ręce przy sobie trzymam. OK? – Marek podniósł ręce do góry. Stanęła w miejscu.– A poza tym nie powinnaś teraz sama wracać do mieszkania. Możesz spać w pokoju gościnnym. Zamkniesz się na klucz od środka, OK?
Dziewczyna przez dłuższą chwilę patrzyła na niego podejrzliwie, po czym zgodziła się na propozycję. W głębi duszy modliła się jednak, żeby jak najszybciej jej tu nie było.
Wstała wcześnie rano i po cichu wróciła do siebie. Za wszelką cenę postanowiła zawalczyć o stypendium socjalne i miejsce w akademiku, by wyplątać się z tego niezręcznego układu. Stypendium nie byłoby oszołamiające, ale na początek by jej wystarczyło. Miała w planach pójść w poniedziałek na uczelnię.