Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Chwila nieuwagi” opowiada o perypetiach sercowych i zawodowych studentki Julki, której w krótkim czasie życie wywraca się do góry nogami. Akcja książki rozpoczyna się w dniu, w którym Julka, podczas rowerowej przejażdżki, zderza się z biegającym Jarkiem. Obydwoje są wolni i po ciężkich zawodach miłosnych. Julkę niedawno rzucił chłopak, który straszy ją, że nie odda jej pożyczonych wcześniej pieniędzy. Ze względu na wspólne studia Julka nadal jest skazana nie tylko na jego towarzystwo, ale również na towarzystwo jej następczyni. Jarek jest świeżo po rozwodzie. Wydawałoby się, że od momentu ich przypadkowego spotkania, może być już tylko coraz lepiej. W końcu niektóre rzeczy nie dzieją się przypadkiem. Ale czy na pewno?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 271
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja: Paulina Nowaczyk
Korekta: Alicja Maszkowska
Okładka: Agnieszka Kielak
Skład: Monika Burakiewicz
© Agnieszka Niezgoda i Novae Res s.c. 2014
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-7722-774-9
Novae Res – wydawnictwo innowacyjne
al. Zwycięstwa 96/98, 81-451 Gdynia
tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Wydawnictwo Novae Res jest partnerem Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego w Gdyni.
Konwersja do formatu EPUB:
Legimi Sp. z o.o. | Legimi.com
Tego dnia Julka obudziła się chwilę po czwartej rano. Jej organizm nie przyjmował do wiadomości, że skoro jest to jej pierwsza od kilku tygodni wolna sobota, to należałoby odłączyć zasilanie i pozwolić się dziewczynie spokojnie wyspać. Julka przez godzinę przewracała się z boku na bok. W jej głowie kłębiło się zdecydowanie za dużo myśli. W końcu zdenerwowana postanowiła wybrać się na rower. Kiedy stała już przed blokiem, w którym wynajmowała dwa pokoje razem z trzema dziewczynami, nie mogła się zdecydować, dokąd pojechać. Miała ogromną ochotę wybrać się do najbliższego lasu, ale zdrowy rozsądek podpowiadał jej, by pojeździła lepiej gdzieś po pobliskich blokowiskach.
– Ech, w końcu o szóstej rano w lesie mogę spotkać co najwyżej jakiegoś zaspanego dzika – mruknęła pod nosem i pojechała tam, gdzie ją ciągnęło. Poza tym głos zdrowego rozsądku został przez nią zignorowany już wcześniej, kiedy na wycieczkę postanowiła zabrać ze sobą tylko odtwarzacz MP3 i słuchawki.
♥ Julka całkiem niedawno przeprowadziła się do koleżanek. Przez prawie trzy lata studiów mieszkała w akademiku, w centrum. Na przeprowadzkę namówiła ją Patrycja, którą poznała na początku pierwszego roku. Od razu przypadły sobie do gustu. Patrycja od początku studiów mieszkała właśnie w tym mieszkaniu. Kiedy dziewczyna, z którą mieszkała w pokoju, wyprowadziła się do chłopaka, Patrycja postanowiła wykorzystać tę okazję, by namówić Julkę do przeprowadzenia się do czegoś spokojniejszego niż akademik. Argumenty pod tytułem „zaraz zacznie się magisterka, trzeba będzie pomyśleć o pracy magisterskiej, licencjat to nie do końca to samo” trafiły na podatny grunt i Julka przeniosła się na, jak to nazywała, daleki zachód Warszawy. W praktyce oznaczało to spędzanie zdecydowanie więcej czasu na dojazdach nie tylko na zajęcia, ale również gdziekolwiek. Na szczęście i tak było dużo lepiej, niż się Julce na początku wydawało. Poza tym warunki do odpoczynku po pracy, nauki czy czegokolwiek były zdecydowanie lepsze niż w akademiku.
♥ Podczas jazdy Julka chciała odreagować trudny tydzień, dać upust swoim frustracjom, więc nie zwracała większej uwagi na to, dokąd jedzie. Głównym założeniem, które sobie ustaliła, była po prostu przejażdżka po lesie. Włączoną miała swoją ulubioną muzykę, czuła wiatr we włosach i machinalnie poruszała nogami, wpatrując się pod swoje koła. Czuła, że jest to jej potrzebne. Do końca semestru było daleko, a ćwiczeniowcy już dawali się im we znaki. Na jej nieszczęście musiała, zresztą tak jak wszyscy studenci z jej grupy, przygotować duży referat i prezentację z zarządzania. Niestety w przydziale trafiła się jej możliwie najgorsza osoba. Nigdy nie wyszły poza zwykłe „cześć”. Pałały do siebie szczególną antypatią już od pierwszego dnia, kiedy się poznały. A gdy zaczęły ze sobą przygotowywać pracę, okazało się, że zupełnie się nie dogadywały. Poza tym Julka nie mogła pozbierać się po tym, jak dwa tygodnie temu rzucił ją chłopak. Jak się szybko okazało, właśnie dla tej znienawidzonej Anity. Myśli Julki krążyły przede wszystkim wokół Kacpra, wydawało się jej, że może z tego być coś więcej, że do siebie pasują, a tu nagle niespodzianka, przykra niespodzianka. Julka patrzyła tylko pod koła, czuła, jak jej oczy robią się wilgotne. Z powodu zamyślenia nie zauważyła, że oprócz niej do skrzyżowania leśnych dróg szybko podbiega jeszcze jakiś mężczyzna, który akurat zajęty był swoją MP3. Zauważyli się dopiero, kiedy mężczyzna wpadł na Julkę, zrzucając ją z roweru. Żadne z nich nie było już w stanie niczego zrobić. Julka wyleciała z roweru, z impetem upadając na prawy bok; na szczęście na tyle daleko, że nie doleciał do niej jej rower, na którym o mały włos nie wylądowała współofiara tego całego wydarzenia. Julka przez kilka sekund leżała bez ruchu. W myślach próbowała poukładać sobie to, co się stało, w głowie jednak miała pustkę; słyszała tylko szybkie bicie swojego serca i silne pulsowanie w głowie. Po chwili zobaczyła nad sobą twarz młodego mężczyzny o ciemnych włosach.
– Nic się pani nie stało? Przepraszam, nie zauważyłem pani. Słyszy mnie pani?
Julka nie mogła wydusić z siebie słowa. Patrzyła na niego nieobecnymi oczami.
– Może się pani poruszyć?
Julka obróciła się na plecy, miała rozerwane spodnie i było widać, że nie wyszła z tej stłuczki bez szwanku.
– O, udało się poruszyć, to najważniejsze. Głowa na szczęście nie wygląda na poobijaną. Proszę poruszać rękami i nogami.
Julka po chwili zrobiła to, o co prosił.
– OK, jest dobrze.
Julka uśmiechnęła się nieznacznie. Nie umknęło to uwadze jej rozmówcy.
– Jarek jestem – przedstawił się, wyciągając w jej stronę rękę.
– Julka. – Usłyszał w odpowiedzi.
Julka chciała wyciągnąć do niego rękę, ale aż zasyczała z bólu.
– OK, w porządku, pomogę ci wstać.
Jarek wziął Julkę za ramię, ale udało mu się ją tylko posadzić.
– Muszę chwilę odpocząć. – Julce ciężko przychodziło mówienie.
– OK. Przepraszam cię, nie spodziewałem się, że o tej porze można tu na kogoś trafić. Zdarza mi się biegać tu w weekendy rano i zawsze są pustki. Ale ani trochę nie chcę się usprawiedliwiać.
Julka słyszała go jakby gdzieś z oddali, kiedy na niego patrzyła, stawał się coraz bardziej niewyraźny.
– Wszystko w porządku?
– Tak, ty sobie idź, a ja poleżę. Jakoś słabo się czuję, zaraz mi przejdzie.
Julka była blada, Jarek miał wrażenie, że za chwilę zemdleje.
– Oddychaj głęboko.
Pomógł jej położyć się na plecach.
– Nie, jestem odpowiedzialny za to, co przewróciłem, to znaczy za tego, którego przewróciłem.
Julka uśmiechnęła się do niego i na chwilę zamknęła oczy. Dopiero wtedy Jarek zwrócił uwagę na to, że Julka ma zakrwawione spodnie, spod których wystaje kawałek rany.
– O cholera.
– Hm? – Usłyszał w odpowiedzi.
– Przepraszam, ale twoja noga nie wygląda najlepiej. Pomogę ci wstać i dojść do tamtej ławki.
Julka spojrzała w kierunku, który pokazał.
– Tak daleko?
– OK, to cię zaniosę.
Julka poczuła się zakłopotana.
– Chwila i wstaję. Było mi przez moment niedobrze, ale już jest lepiej.
Jarek pomógł jej usiąść, Julka zerknęła na swoją nogę.
– O kur...
– ...wa – dokończył Jarek.
– Ale nie boli jakoś bardzo.
– Tak, bo jesteś w szoku, wtedy nie czuć bólu.
– Znawca wypadków się znalazł.
– Świeżo po kolejnym italicie pierwszej pomocy.
– Aha, no to chyba mam szczęście, mądralo.
– No, nieźle, ledwo wjechała na mnie rowerem, a już pyskuje – śmiejąc się, powiedział Jarek.
– No, widzisz, jak to niebezpieczne jest biegać tak rano po lesie. – Julka nie pozostawała mu dłużna.
– Przepraszam.
– Ja też.
– No, już. Pomogę ci wstać. Nasze pierwsze wspólne zadanie to posadzić cię na tamtej ławce.
Kiedy Julka stanęła na nogach, dopiero wtedy poczuła, jak bardzo ją boli prawa noga, ale starała się nie dać tego po sobie poznać. Pomału doszli do ławki. Gdyby była chociażby metr dalej, Julka zapewne rozpłakałaby się jak bóbr.
– No i udało się. Pokaż tę nogę.
Julka miała zdartą skórę na połowie łydki; ręka na szczęście była tylko poobijana.
– Kurczę, nie wygląda to najlepiej. Mieszkam jakiś kilometr, półtora stąd, mam wodę utlenioną i bandaż.
Julka popatrzyła na niego bardzo wymownym wzrokiem. Obcy facet zaprasza ją do swojego domu. Może i jest przystojny, nawet bardzo, ale to obcy facet. A poza tym – niby jak ona ma gdziekolwiek dojść?
– A może zamówię taksówkę i zawiozę cię do domu. – Jarek zaczął sprawdzać swoje kieszenie. – Kurczę, nie mam telefonu, nawet portfela nie mam.
– Poczekaj, ja mam, w plecaku.
Jarek spojrzał na nią ze zdumieniem.
– Ale tu nie ma żadnego...
– O kurczę, nie zabrałam... Telefonu też... no nie. O czym ja w ogóle myślałam, wychodząc tak z domu? Muszę wziąć się wreszcie w garść. – Ostatnie zdanie powiedziała bardziej do siebie.
– To może dojdziemy jakoś do mnie, zawiozę cię do domu albo zamówię ci taksówkę.
– Za chwilę, OK? Jak mój rower?
Kiedy Julka tylko na niego spojrzała, było jasne, że to pytanie mocno retoryczne. Jarek poszedł po niego.
– Rama jest cała.
– Ekstra, pożyczyłam od współlokatorki drugi raz i już go rozwaliłam.
– Spróbuję go później naprawić.
Posiedzieli jeszcze chwilę i postanowili pójść pod mieszkanie Jarka. Julce każdy krok sprawiał ogromy ból. Jarek cały czas jedną ręką ją podtrzymywał, a drugą prowadził jej rower. Kiedy napięcie trochę opadło, zaczynała czuć kolejne obolałe partie ciała. Trwało to prawie godzinę, zanim dotarli na eleganckie strzeżone osiedle. Julka była zszokowana. Chłopak nie wyglądał na kogoś, kogo stać na mieszkanie w czymś takim, a pomijając wygląd, wysportowaną sylwetkę, był całkiem miły. Całą drogę opowiadał jej dowcipy, starając się odwrócić jej uwagę od bólu.
– I to jest ten niezręczny moment... – powiedział pierwszy.
– Tam jest zajezdnia, pojadę sobie autobusem... Jeśli tylko mógłbyś mi pożyczyć na bilet, bo nie mam...
– ...portfela. A rower?
– Mogłabym go odebrać jakoś później?
– Tak – odpowiedział po chwili Jarek. – Ale ja jednak...
– W porządku, naprawdę już jest lepiej. Jeśli możesz, zaprowadź do siebie rower, a ja tu poczekam. Albo w sumie, może raz mnie nie złapią, już sobie pójdę na autobus, nie będziesz musiał wracać. – Julka była u kresu wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Nie miała pojęcia, jakim cudem miałaby dotrzeć do mieszkania o własnych siłach.
Jarek doskonale wiedział, że Julka źle się czuje, ale rozumiał też, że ma obawy przed pójściem do jego mieszkania i nie wie, jakie tak naprawdę ma intencje. Cokolwiek by powiedział, nie udałoby się mu jej przekonać.
– Wiem, że jestem dla ciebie obcym facetem i że to wszystko było dla ciebie bardzo krępujące, ale moim zdaniem nie wyglądasz na kogoś, kto bez problemu może samodzielnie chodzić.
W Julce się zagotowało. „Boże, zabije mnie, zgwałci i znajdą mnie w kawałkach gdzieś w lesie za sto lat” – pomyślała.
– Dam sobie radę – powiedziała bardzo stanowczym głosem. – Puść mnie.
Jarek zrobił to, o co prosiła.
– Widzisz, jest OK.
– Bo stoisz, no to idź.
Julka czuła, jak trzęsą się jej nogi. Kiedy tylko spróbowała zrobić samodzielnie krok, poczuła, jakby jej chora noga była z waty, i zaczęła się przewracać. Na szczęście Jarek wykazał się refleksem. Julka nie potrafiła już dłużej opanować łez.
– OK. Uważasz mnie za potencjalnego mordercę, psychopatę i tym podobne. W porządku, masz do tego prawo. A zgodzisz się na to, żebyś ty tu sobie posiedziała, a ja szybko pójdę do domu po wodę utlenioną, bandaż, telefon i kasę? Opatrzę cię i zawiozę taksówką, którą sama sobie zamówisz, do domu, OK?
– OK.
Jarek posadził ją na trawniku, najpierw kładąc na ziemi swoją jasną bluzę. Julka chciała protestować.
– Nie! Nigdzie się nie ruszaj!
Julka ukryła twarz w dłoniach. Jarek pobiegł do mieszkania i zabrał szybko najpotrzebniejsze rzeczy. Kiedy wrócił, Julka siedziała tam, gdzie ją zostawił, a przy niej stała starsza kobieta. Kiedy podszedł, Julka tłumaczyła jej, co się stało i że za chwilę ma do niej wrócić człowiek, z którym się zderzyła. Przekonało ją to, ale poczekała, aż on rzeczywiście się pojawi. Jarek opatrzył jej nogę i zrobił szybki opatrunek. Kiedy dał jej telefon, żeby Julka zadzwoniła po taksówkę, ta wróciła do tematu autobusu. Jarek stanowczo zaprotestował.
– Może jeszcze sobie na rowerze wrócisz?
– Pojadę autobusem, z zajezdni mam bezpośredni autobus.
– Mieszkasz tuż przy przystanku?
– No nie tak tuż, ale nie tak daleko.
– Zamawiam taksówkę.
– Nie jeżdżę taksówkami.
Jarek zrozumiał aluzję.
– Nie przejmuj się, ja zapłacę. Skoro mieszkasz niedaleko, to nie będzie drogo.
– A gdybym mieszkała daleko, to sama musiałabym płacić?
– Nie, to bez znaczenia. I tak bym zapłacił. Powiedziałaś, że nie masz portfela.
– Pomożesz mi wstać?
– Tak.
– I dojść do autobusu?
– Julka.
– Jarek.
– Proszę cię, przestań. Musisz być taka uparta?
Julka była coraz bardziej zdenerwowana, jak najszybciej chciała znaleźć się w swoim łóżku. Kiedy już wstała, a raczej została podniesiona przez Jarka, powiedziała:
– Nie będę wracać taksówką! – Może nie czuła się rewelacyjnie, ale nie chciała uszczuplać swojego i tak mocno nadszarpniętego budżetu. Musiała przyznać, że mieszkanie w akademiku było zdecydowanie tańsze.
– To może zadzwoń po kogoś, kto mógłby po ciebie przyjechać, ale będzie to oznaczało, że będziemy tu siedzieć i czekać nie wiadomo ile.
– Taaa, w sobotę bladym świtem. – Nie chciała zawracać głowy Patrycji, która w weekendy wstawała bliżej południa.
– Jest – Jarek spojrzał na zegarek – siódma trzydzieści.
Julka zaczynała wątpić w ten swój upór, miała wszystkiego serdecznie dość. Sama już nie wiedziała, co robić.
– Dosyć tego! – powiedział Jarek i poszedł w stronę wjazdu do garaży.
Julka nie zdążyła nawet nic powiedzieć. „Cholera, jakie to wszystko ma teraz znaczenie” – pomyślała. Znowu usiadła na trawie i schowała w dłoniach zapłakaną twarz.
– Nigdy więcej jakichś durnych przejażdżek bladym świtem. I jak ja jutro pójdę do pracy, jak ja się dostanę do domu? – Julka mruczała sama do siebie. – I po co siadałam, muszę wstać i dostać się jakoś do domu, jakkolwiek.
Podniosła głowę i próbowała się podnieść. Było gorzej, niż przypuszczała. W tym momencie zatrzymał się przy niej elegancki czarny samochód, z którego wysiadł Jarek. Bez słowa otworzył drzwi od strony pasażera i podszedł do Julki. Wziął ja na ręce i wsadził do samochodu. Jak tylko Julka spróbowała coś powiedzieć, usłyszała:
– Ja już skończyłem z tobą dyskusję na ten temat.
– Ale...
Nie odpowiadając nic, zamknął drzwi z jej strony, zapakował rower do bagażnika i wsiadł za kierownicę.
– Zapnij sobie pas.
Julka siedziała bez ruchu. Jarek zrobił to za nią, a ona nie miała siły protestować.
– OK, to nie było ważne. Gdzie mieszkasz?
Julka milczała, a po policzkach znowu zaczęły jej spływać łzy. Nie mogła sobie poradzić z tą bezradnością i tym, że była zdana na łaskę jakiegoś obcego faceta.
– Julka, gdzie mieszkasz? – Jarek obrócił się w jej stronę. – Przestań zgrywać bohatera, widziałem, co się stało. Albo mi zaraz powiesz, dokąd mam cię zawieźć, albo wiozę cię na pogotowie, może z nimi sobie pogadasz.
Julka poczuła się, jakby ktoś wylał na nią wiadro zimnej wody.
– Nie potrzebuję pogotowia – wycedziła przez zęby.
– Nie jestem tego taki pewny, skoro nie potrafisz odpowiedzieć na takie proste pytanie.
– Odczep się ode mnie, wszyscy się ode mnie odczepcie!
Jarek od razu spuścił z tonu. Julka zaczęła nerwowo odpinać pasy i chwyciła za klamkę od drzwi. Jednak ich nie otworzyła. Uświadomiła sobie, że sama nie da sobie rady.
– Julia, gdybym chciał ci cokolwiek zrobić, mógłbym to zrobić w lesie.
Po chwili usłyszał odpowiedź:
– W prawo i prosto.
– OK.
Jarek odpalił samochód, a po kilku minutach byli już pod jej domem.
– Fajne osiedle.
– Dzięki.
– To najpierw zaprowadzę ciebie, a później przyniosę ci rower, OK?
– OK.
Podeszli razem pod klatkę.
– Które piętro?
– Drugie.
Jarek nie musiał o nic pytać, po minie Julki już wiedział, że ze wchodzeniem po schodach będzie ciężko.
– Zaniosę cię, OK?
– To chyba będzie najbardziej krępujące ze wszystkiego, co mnie dzisiaj spotkało.
– Dla mnie to w sumie ten dzisiejszy poranek nie był taki zły. Poznałem rano superdziewczynę i nawet podała mi swój adres, ale nie wiem, czy tak łatwo pójdzie mi z jej numerem telefonu.
Julka uśmiechnęła się tylko.
– To te drzwi.
– Już się robi.
Jarek postawił Julkę na ziemi. Kiedy Julka przekręciła klucz w zamku, Jarek zaczął:
– Wiem, nie wpuścisz mnie do środka, pewnie nie dasz mi nawet numeru telefonu, nie umówisz się ze mną na kawę i generalnie myślisz, że jestem draniem, ale cieszę się, że cię poznałem. W kiepskich okolicznościach, to prawda... – Julka nie dała mu dokończyć.
– Dziękuję i... przepraszam... Byłam trochę niesprawiedliwa.
– Ooo, i dlatego musisz mnie zaprosić na kawę albo dać się zaprosić na kawę.
– Przepraszam, ale ja... źle się czuję.
– W porządku, tak, to ja przepraszam, że tak późno...
W tym momencie otworzyły się drzwi i stanęła w nich Patrycja.
– Co ty sobie wyobrażasz!? Tak po prostu znikasz! Ja do ciebie dzwonię, a twój telefon w domu! I jeszcze z jakimś facetem... – Patrycja urwała w pół słowa. – A coś ty za jeden?! To już na randki nie możecie się umawiać o normalnej porze, tylko jakaś konspiracja! A tak w ogóle, to Patrycja jestem – powiedziała minimalnie spokojniej i wyciągnęła rękę w stronę Jarka.
– Jarek.
– Już wchodźcie, a ciebie zaraz przesłucham. Nie zrobiłam tego z tym pacanem Kacprem i wyszło szydło z worka, teraz będę sprawdzać wszystkich facetów, którzy się koło ciebie kręcą! Bez żadnego owijania w bawełnę!
Kiedy Jarek złapał Julkę pod ramię, żeby pomóc jej wejść do mieszkania, Patrycja zauważyła, że Julka kuleje. Dopiero wtedy przyjrzała się jej nodze.
– O rany, co się stało?!
Jarek wszystko szybko streścił, a Julka tylko mu przytakiwała.
– Moje biedactwo, chodź, położymy cię do łóżka i zobaczymy tę twoją ranę.
Po chwili marzenie Julki się spełniło. Leżała już w swoim łóżku. Na moment wyprosiły Jarka z pokoju, a Patrycja pomogła Julce przebrać się w coś czystego i zdjęła opatrunek. Kiedy tylko spojrzała na ranę, stanowczo zabroniła Julce iść jutro do pracy.
– Ale...
– Przestań udawać twardziela. – Podała jej telefon. – Dzwoń i mów, że cię nie będzie.
Julka niechętnie posłuchała rady przyjaciółki. Nie miała siły dyskutować, a i ciężko jej było uwierzyć, że do jutra będzie się dużo lepiej czuła.
Po kilku minutach Patrycja wpuściła Jarka do pokoju.
– No dobrze, to ja zostawiam was samych, moje gołąbki. Nie wierzę w tę bajkę, że poznaliście się dzisiaj rano. W wypadek na rowerze wierzę. A ciebie to na spytki zapraszam dzisiaj wieczorem.
– Patrycja, proszę cię, przestań – powiedziała Julka.
– Co „przestań”, co „przestań”. Wystarczy na was popatrzeć; ty to jeszcze jako tako się kamuflujesz, ale on...
Julka poczuła, jak się czerwieni, nie wiedziała, co z sobą począć. Jarek też poczuł się niezręcznie. Patrycja nie czekała na odpowiedź, tylko zamknęła drzwi i wyszła z pokoju.
– Przepraszam... – Julka zaczęła pierwsza.
– To ja przepraszam.
Na chwilę nastała niezręczna cisza, przerwał ją Jarek:
– Będę się zbierał, na pewno jesteś zmęczona.
Julka uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi. Jarek złapał ją delikatnie za prawą dłoń.
– Cześć.
– Cześć.
Jarek podszedł do drzwi i za chwilę wrócił się do łóżka Julki, przy którym leżał jej telefon.
– Skoro już jestem taki bezczelny i niemiły...
Wziął jej telefon do ręki, wykręcił swój numer i poczekał, aż zacznie dzwonić.
– Tak, jesteś bezczelny. – Julka uśmiechnęła się do niego.
– Pa.
♥ Wychodząc z mieszkania, Jarek pożegnał się jeszcze z Patrycją. Kiedy tylko zamknęła za nim drzwi, poszła do Julki.
– No to mów prawdę, skąd wytrzasnęłaś takie ciacho?
– Poznałam go dzisiaj rano, dobrze wiesz jak.
– Nie, nie przesadzaj, to jakaś bajka. – Patrycja drążyła temat.
– Nie przesadzam. Wpadliśmy na siebie, nie za bardzo koncentrowałam się na jeździe. Nie mogę zapomnieć o Kacprze i do tego ta idiotka robi ze mną pracę. Zamyśliłam się, naprawdę, a ty jeszcze tak na niego naskoczyłaś. On może mieć żonę, gromadkę dzieci.
– No, ładnie mnie wkręcasz, chcesz mnie wpędzić w poczucie winy.
– Nie! Kurczę, dlaczego miałabym coś takiego przemilczeć?
– No nie wiem, bo chcesz się dalej nad sobą użalać, że zostałaś porzucona i oszukana?
– Patrycja, poznałam go dzisiaj rano w lesie, to jest prawda.
Patrycja udała na chwilę obrażoną, po czym powiedziała:
– No to ja mam nadzieję, że on żony i gromadki dzieci nie ma, bo ładna by z was była para.
– Oj, przestań, nie mam nastroju do żartów.
– No, to OK, przyjmijmy, że masz rację. Nie zmienia to faktu, że będzie tu dzisiaj o 18. Robimy małą imprezkę.
– Ale...
– Żadnego ale. Nie chcę więcej słuchać o Kacprze! Możesz opowiadać o Jarku!
– Oj, przestań. Nawet się nie zastanawiałam nad tym, czy on jest przystojny.
– No to ja ci mówię, że jest. Jest przystojny, inteligentny, ma fajne auto, mieszka w fajnym miejscu.
– To sama się z nim umów.
– Ja mam faceta. To ty zostałaś oszukana przez tego pacana. Możesz go rzucić i spróbować z Jarkiem, jeśli się nie uda, to ten twój Romeo o niczym się nie dowie.
– Wiesz co, idę spać, ta rozmowa nie prowadzi do niczego sensownego. – Julka miała dosyć. – A poza tym znęcasz się na chorą. Nie zapominaj, to takie niehumanitarne.
– Jasne, a do pracy możesz chodzić.
– Przykro mi, ale moja maszynka do produkcji pieniędzy się zepsuła.
– Oj, Julka, dobrze wiesz, że możesz na mnie liczyć.
– Wiem, dziękuję, ale to nie o to chodzi.
♥ Jarek przez ponad kwadrans siedział w samochodzie pod blokiem Julki. Nie miał ochoty wracać do swojego pustego mieszkania, z którym wiązało się tak wiele smutnych wspomnień. Cieszył się, że Julka wygodnie leży już w swoim łóżku, że wie, gdzie mieszka i że ma jej numer telefonu. Nieźle, jak na pierwszy dzień jego odzyskanej wolności. Jeszcze rano, wychodząc z domu, zastanawiał się, dlaczego zgodził się, by jego była żona zabrała mieszkanie w centrum. Podobała mu się ta okolica i to właśnie on namówił Iwonę, żeby kupili mieszkanie na obrzeżach miasta; musiał jednak przyznać – mieszkanie w centrum było zdecydowanie wygodniejsze. Podświadomie czuł, że Iwona zapewne bardzo szybko sprzedałaby, jak sama to nazywała, mieszkanie na końcu świata i kupiła coś w centrum. Na tym, nie do końca słusznie nazywanym przez jego byłą żonę odludziu, mieszkali zaledwie dwa lata.
Trzy miesiące temu Jarek wrócił trochę wcześniej z delegacji. Teraz wolałby jednak nie spieszyć się tak wtedy do domu i nie zastać swojej byłej już żony z jego dalekim i teraz już zdecydowanie byłym znajomym, w bardzo jednoznacznej sytuacji, w ich salonie. Chociaż gdyby mieszkał teraz w centrum, to na pewno nie biegałby dzisiaj rano po tym lesie, a pewnie po jednym z pobliskich parków. I to było jedyne, co go pocieszało.
♥ Dopiero kiedy Jarek wrócił do swojego mieszkania, uświadomił sobie, że zapomniał zanieść rower do mieszkania Julki. W związku z tym postanowił zabrać go do najbliższego serwisu i, jakimś cudem, zawieźć naprawiony na dzisiejsze spotkanie u dziewczyn. Wziął prysznic, zjadł śniadanie i około dziesiątej pojechał do serwisu. Okazało się, że wystarczy tylko wymiana pogiętych kół i drobne regulacje przerzutek i hamulców. Po dwóch godzinach odebrał naprawiony rower. Dzień minął mu w oczekiwaniu na wyjście. Jarek czuł się dziwnie, nie mógł sobie znaleźć miejsca. Miał ochotę zmienić coś w mieszkaniu, by nie przypominało mu o jego byłej żonie. Wszystkie meble z salonu zabrała Iwona, a on jeszcze nie znalazł niczego na ich miejsce. Uparł się, że nie chce ich widzieć, ale czasami irytował go fakt, że czekają go poszukiwania nowych. Poza tym czuł jeszcze potrzebę zmiany sypialni. Zresztą i tak od trzech miesięcy spał w pokoju gościnnym.
♥ Kiedy Patrycja uznała już, że wywierciła wystarczająco dużą przysłowiową dziurę w brzuchu Julki i wyciągnęła od niej wszystko co do najmniejszego szczegółu, zabrała się za ponowne obejrzenie jej rany. Po dłuższej chwili uznała, że taka rana wymaga wizyty u lekarza. Na nic zdały się protesty Julki. Patrycja nie pozwoliła wmówić sobie, że to nic takiego, wcale tak bardzo nie boli i szybko się zagoi. Po nieudanej próbie skontaktowania się ze studencką przychodnią, Patrycja postanowiła zadzwonić pod 999. Dyspozytorka zaleciła jej udanie się do najbliższego szpitala na izbę przyjęć.
♥ Julka nie miała najmniejszej ochoty gdziekolwiek się ruszać, ale nie miała też zbyt wiele siły, by protestować. Większość jej myśli związanych z lekarzem czy szpitalem kręciła się wokół kasy, którą niepotrzebnie będzie musiała wydać na taksówkę, leki, a do tego jeszcze ten zmasakrowany rower Patrycji. Czasami włączał się jej gdzieś cichutko zdrowy rozsądek, który kazał iść do lekarza. Julka doskonale wiedziała, że jej gadanie, iż nie jest tak źle, to jedno wielkie kłamstwo. Była jednak pewna tego, że jak już dojdzie do siebie, to znajdzie mniej lub bardziej humanitarny sposób na wyciągnięcie kasy od swojego byłego i spłacenie długów.
Zejście do taksówki trwało prawie dziesięć minut, dotarcie do szpitala niewiele więcej. O dziwo szpital nie przyprawił Julki o zawał serca, panie w rejestracji były miłe. Dziewczyna nie miała wcześniej styczności ze szpitalem, więc czuła się dosyć nieswojo. Kiedy już odpowiedziała na setki pytań przy rejestracji, poproszono o cierpliwe zaczekanie, aż ktoś ją wywoła. „Cierpliwie” tylko trzy i pół godziny. W gabinecie lekarza Julka spędziła jakieś pół godziny. Ku jej zdziwieniu rana wymagała solidnego oczyszczenia. Przy okazji dowiedziała się, że bardzo dobrze zrobiła, pojawiając się na izbie przyjęć. Julka dostała zastrzyk przeciwtężcowy i wywalczyła u lekarza zwolnienie tylko na trzy dni, a nie na tydzień.
Kiedy wyszła i streściła to wszystko Patrycji, w odpowiedzi usłyszała tylko:
– A nie mówiłam?
– Tak, tak, miałaś rację, dzięki.
– Wisisz mi piwo.
– Tak, i na to wydam ostatnią kasę. Boże, jaka byłam głupia.
– Nie martw się, pomogę ci. A jak ten debil odda ci kasę, to się rozliczymy.
– Dzięki.
– To co, zamawiamy taksówkę?
– No, niestety tak.
Patrycja wykręciła numer i po kilku minutach wsiadły do taksówki.
♥ Jak tylko dotarły do domu, Patrycja wyskoczyła do apteki po leki przeciwbólowe.
Julka czekała na nie z utęsknieniem. Oprócz tego, że skutecznie ją uśpiły, to jeszcze okazało się, że picie alkoholu jest przy nich bardzo niewskazane. Nie było to jakimś wielkim problemem, ale z całej imprezy Julka pamięta tylko tyle, że impreza rzeczywiście była, że coś na początku zjadła, że był Jarek i że naprawił rower Patrycji. Nie było tego zbyt wiele.
♥ Kiedy wstała w niedzielę rano, wszyscy jeszcze spali. O przebiegu imprezy dowiedziała się dopiero około południa, gdy większość domowników się obudziła. Zabawa skończyła się około czwartej nad ranem, było wesoło, tanecznie i smacznie. Słuchając tego, Julka żałowała, że wzięła te tabelki przeciwbólowe. Chociaż w sumie ta impreza nie była planowana.
Niedziela minęła jej leniwie, jej współlokatorki nie czuły się najlepiej. Największym powodzeniem tego dnia cieszyła się woda, a ulubionym zajęciem prawie wszystkich było spanie.
♥ Wieczorem zadzwonił Jarek, by zapytać się jej, jak się czuje.
– Głupio mi, że tak wyszło. Jeszcze się uparłem, żeby cię wsadzić na siłę do samochodu.
– Ja też się zachowywałam średnio racjonalnie, ale najważniejsze, że nikomu nic poważniejszego się nie stało.
– No tak. Dziękuję za imprezę, twoje współlokatorki były bardzo fajnymi gospodyniami.
– Proszę. Ech... gdyby mnie tylko tak nie ścięło z nóg.
– Zdarza się, a miałaś dobrą wymówkę. Jak się dzisiaj czujesz?
– Dzięki, lepiej, choć nadal sennie, ale te leki mam brać tylko przez trzy dni, później już zwykłe co nieco z apteki powinno wystarczyć.
– OK, to nie przeszkadzam. Odpoczywaj i szybko wracaj do zdrowia.
Kiedy się rozłączyli, Julka zajęła się tym, co od wczoraj wychodziło jej najlepiej, czyli spaniem.
♥ Od poniedziałku Patrycja zajęła się usprawiedliwianiem nieobecności Julki na każdych kolejnych zajęciach. Julka miała sama zająć się dostarczeniem zwolnienia do pracy. W jej przypadku chodziło jednak tylko i wyłącznie o jej dobre imię i dowód na to, że nie jest to żadna próba migania się od pracy. Co prawda, kiedy, lekko kuśtykając, pojawiła się tam w czwartek po zajęciach, jej ulubiona koleżanka nie omieszkała tego skomentować:
– O, witamy kuternogę. Właściwie nie widać, by ci cokolwiek dolegało. A te spodenki to pewnie dla picu. Trzeba było się nie krępować, dobre rajstopki i mini mogą być. Ooo, i bluzeczka na długi rękaw, ciemna. Ho ho ho.
Julka nie miała ochoty tego komentować. Najważniejsze, że uzgodniła z szefem, że nie rusza się zza baru przynajmniej do końca tygodnia. Wykazał on tyle zdrowego rozsądku, że nie musiała pokazywać mu nogi.
Filip, dobry kolega z pracy Julki, nie był w stanie słuchać tych głupot:
– Mówił ci ktoś już dzisiaj, że jesteś wredna? Duży biust i długie nogi to w życiu nie wszystko.
Wiolka zagotowała się ze złości.
– Uważaj, bo z tej złości tapeta z twarzy ci spłynie – dorzucił.
– Ty... ty... – W głowie szukała już ciętej riposty, jednak do lady podszedł klient i zupełnie niczego nieświadomy zakończył tę ostrą wymianę zdań. Kiedy Wiolka zniknęła im z pola widzenia, Julka podziękowała Filipowi.
– Nie ma sprawy, ktoś powinien jej utrzeć nosa. A tak w ogóle to jesteś pewna, że dasz radę pracować?
– Taki mam zamiar. Jeśli wystarczy, że będę się poruszać w jednym poziomie i nie będę musiała dźwigać niczego ciężkiego, to dam radę.
– Jeśli pojawi się coś nadprogramowego, to daj znać.
– OK, dam znać.
Tych kilka godzin pracy minęło bez jakichś większych problemów. Julka wyszła z pracy chwilę po dwudziestej trzeciej. Wychodząc, powiedziała szefowi, że da sobie radę i ze względu na nią nie muszą robić żadnych zmian w grafiku. Przemilczała tylko fakt, że będzie to jednak dla niej większe obciążenie, niż się spodziewała.
♥ Zarówno piątek, jak i sobota były dla Julki bardzo ciężkie. W sobotę Wiolka na każdym kroku dawała się jej we znaki. Wypominała, że znów wyszła na przerwę, pisała SMS-a czy cokolwiek innego. Nie liczyła sobie tylko tego czasu, który sama spędzała na papierosach ze swoją ulubienicą z pracy. Poza tym cały dzień było tak dużo klientów, że wszyscy mieli pełne ręce roboty. Najciężej jednak jak zwykle miała Wiolka. Podczas jej kolejnego narzekania, ile to się musi nabiegać przez Julkę, ta nie wytrzymała:
– Przestań już tak marudzić, bo ci się zmarszczki zrobią.
Wiolka zrobiła się purpurowa.
– A ty przestań udawać chorą!
– Och, to bardzo miłe z twojej strony, że tak się o mnie troszczysz i doradzasz mi wzięcie kilku dni zwolnienia, bym mogła wrócić do pracy, będąc w pełni zdrową, ale, mimo twojej dobroduszności, przyjdę jutro do pracy, żebyś mogła mieć wolną niedzielę.
Wiolka zaniemówiła, po chwili konsternacji odwróciła się na pięcie i poszła na papierosa. Julka rzuciła jej na odchodne:
– Uważaj, co za dużo, to niezdrowo!
Filip, który był świadkiem tej wymiany zdań, nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
– No proszę, proszę, taka byłaś grzeczna, jak tu się u nas pojawiłaś, a teraz taka pyskata się zrobiłaś.
– Oj, przestań, nie mam już do niej cierpliwości. Panoszy się, jakby była nie wiadomo kim.
– Oj, tak. Na dodatek zarzuca przy tym swoim biustem na prawo i lewo. I udaje, że nie widzi, że powinna zainwestować w bieliznę.
– Filip, nie wiem, co powiedzieć. – Julka starała się zachować poważną minę.
– Jak to – co? Że jestem twoim zajebistym guru, który wpłynął na zmianę twojej osobowości i że twoje życie było puste, zanim mnie poznałaś, i jestem słońcem na twoim niebie.
Julka nie potrafiła opanować się ze śmiechu.
– A, i dodałem już, że jestem niesamowicie skromnym facetem?
– Nie, dzisiaj jeszcze nie... – Julka ledwo to z siebie wykrztusiła.
– Och, no to skromny, skromny jestem.
Tę wesołą konwersację przerwał im znajomy Julce głos.
– Dzień dobry.
– Ooo, cześć. Jak?
– Co jak co, ale przypadkowe zdarzenia są naszą mocną stroną.
– Jarek jestem – powiedział, wyciągając rękę w stronę Filipa.
– Filip, a to ty?
Julka szturchnęła go w bok. Jarek tylko się uśmiechnął i powiedział:
– Współsprawca, a zarazem współofiara całego zamieszania z tą tu niewiastą. To ja zwaliłem ją z nóg, a raczej z roweru, pewnego pięknego sobotniego poranka.
Filip aż oniemiał z zachwytu. Julka zobaczyła ten błysk w jego oczach.
– Ahaaa. – Tylko tyle był w stanie z siebie wykrztusić.
– O której kończysz?
Julka była zaskoczona tym pytaniem.
– Jak zamkniemy, pewnie dwudziesta trzecia z hakiem, bliżej nieokreślonym.
– Co powiesz na transport do domu, skoro już raz udowodniłem, że można bezpiecznie wsiąść do mojego auta?
Julka zawahała się chwilę, ale było to raczej z czystej przekory, a Jarek wykorzystał to, by dorzucić:
– Musimy uzgodnić warunki mojego zrehabilitowania się za sobotni wypadek.
– Ale ty już się zrehabilitowałeś, udzielając pierwszej pomocy i odstawiając mnie do domu. – Julka uśmiechnęła się do niego.
– No niby tak, ale czuję pewien niedosyt. Nie chciałem się narzucać, żebyś spokojnie mogła się wykurować, ale skoro widzę, że jesteś w pracy, to chętnie wpasuję się w twój grafik.
– OK, to będziemy negocjować.
– OK, pa. Miło było poznać
Kiedy tylko Jarek odszedł od baru, Julka, nie czekając na pytanie, powiedziała:
– Nie wiem, czy jest gejem.
– Ech... – Filip zrobił minę zbitego psa. – A poza tym to chyba...
Nie dokończył, gdyż do baru podszedł klient, który chciał szybko zapłacić rachunek.
Pozostałe godziny pracy bardzo się Julce dłużyły. Źle się czuła i cieszyła się, że nie będzie zdana na powrót do domu komunikacją miejską. Na szczęście do końca dnia Wiolka darowała już sobie głupie teksty i dialogi z Julką ograniczyła do minimum. Jarek pojawił się pod kawiarnią już o dwudziestej trzeciej. Julka wyszła do niego na chwilę i uzgodnili, że spotkają się za pół godziny. Niestety, jak to bywa w weekendy, dziewczyna miała mały poślizg i Jarek czekał na nią prawie do północy. Ku jej ogromnemu zdziwieniu nie był ani trochę zły.
– Mam nadzieję, że jutro masz wolne – powiedział na przywitanie.
– Jutro mam na dwunastą i nie będzie mojej ulubienicy.
– Rozumiem, że ulubienicy w cudzysłowie?
– Bardzo dobrze rozumiesz.
Spokojnym tempem poszli w stronę samochodu, rozmawiając głównie o pracy Julki i perypetiach z Wiolką. I o tym, jak to ostatnio, zamiast Filipa, stała się jej głównym obiektem kpin.
– Nie martw się, prędzej czy później ktoś ją pozwie za mobbing – skomentował Jarek.
– No weź, przestań.
– No tak, kim ona jest, żeby ci robić takie przytyki odnośnie czasu pracy czy podważać twój stan zdrowia? Była z tobą w gabinecie lekarskim?
– No, może trochę przesadza, ale nie zamierzam się zniżać do jej poziomu.
Po chwili ciszy Jarek dodał:
– A nie myślałaś o zmianie pracy?
– Przez nią?
– Tak ogólnie. Przecież nie jest to jedyna kawiarnia. A nie myślałaś nad zmianą branży?
– Nie zastanawiałam się ostatnio nad tym. Nie miałam do tego głowy.
Jarek patrzył się na nią w milczeniu.
– Ta praca jest bardzo elastyczna. Mogę pracować w weekendy. W ciągu tygodnia nie jestem jakoś szczególnie dyspozycyjna. Grafik ustalamy sobie tak, żeby można było spokojnie chodzić na zajęcia.
– Ech, no tak, ale niedługo będą wakacje. Nie myślałaś o czymś innym? Z dala od twojej ulubienicy? Weź to pod uwagę. Na którym jesteś roku?
– Kończę licencjat.
– Aha, czyli trzeci. No to chyba najwyższa pora zacząć eksperymentować z pracą, co? Przecież praca w kawiarni nie jest szczytem twoich ambicji? Przypuszczam, że gdyby było inaczej, nie studiowałabyś.
– Ech, w sumie... Zaraz, zaraz, a czy ja ci coś mówiłam o tym, że studiuję?
– Yyy... – Jarek zaciął się na chwilę. – No wiesz, byłem na imprezie u ciebie... z twoimi współlokatorkami... Co nieco mi powiedziały...
– Ahaaa, to takie z ciebie ziółko. – Julka spojrzała na niego podejrzliwie. – I co jeszcze wiesz?
– Eee... yyy... Nic takiego mi wprost nie powiedziano... – Jarek miał wrażenie, że łatwo może się pogrążyć.
– Ale? – Julka poczuła się niezręcznie. Przyrzekła sobie, że następnym razem będzie lepiej pilnować swoich gości. Nawet jeśli to nie ona ich zaprasza. A właściwie powinna lepiej pilnować współlokatorek, a tak konkretniej to wystarczy mieć na oku tylko Patrycję, która na każdym kroku, za wszelką cenę, starała się wybić jej z głowy Kacpra.
– Ach, takie tam, nic konkretnego. – Jarek postanowił nie przyznawać się do tego, że doskonale wie, kim jest Kacper i co dokładnie zrobił.
– Uff... Już się martwiłam, że moja przyjaciółka przypadkiem za dużo ci powiedziała.
– Nie, spokojnie, nie było żadnych kompromitujących cię rzeczy.
– Aha, czyli takich, które ty uznałbyś za niekompromitujące, ale niekoniecznie ja.
– Nie, obiektywnie nie było żadnych kompromitujących cię rzeczy.
– Hm, obiektywnie. Nie brzmi to najlepiej. Ale dzięki za dyplomatyczne wymiganie się od popsucia mi humoru – powiedziała Julka bez jakiegoś wielkiego przekonania.
– Proszę, polecam się na przyszłość.
Kiedy już wsiedli do samochodu, Jarek zapytał dziewczyny, czy dałaby się wyciągnąć do jakiejś knajpki. Odpowiedź była jak najbardziej zgodna z jego oczekiwaniami i zdrowym rozsądkiem.
– No tak, w sumie przed chwilą wyszłaś z kawiarni, a o tej porze to nawet nie za bardzo miałbym cię gdzie zaprosić.
– No tak.
– A mam jakieś szanse, by zabrać cię gdzieś innego dnia o jakiejś normalnej porze?
– Szanse zawsze są, mniejsze lub większe...
Jarek miał wrażenie, że Julka próbuje go spławić.
– No, ale obiecałaś mi.
– Ja?
– To znaczy: zgodziłaś się, bym mógł zaprosić cię na kawę w ramach zadośćuczynienia.
– Oj tam, oj tam. Byłam w szoku, nie wiedziałam, co mówię – powiedziała to poważnym tonem, ale chwilę później wybuchnęła śmiechem.
– Aha, takie buty, a wydawała się taka porządna.