Nieuzasadnione poczucie szczęścia - Tyczyński Tomasz - ebook + książka

Nieuzasadnione poczucie szczęścia ebook

Tyczyński Tomasz

4,4

16 osób interesuje się tą książką

Opis

 

Ta proza jest bezczelnie staroświecka, skandalicznie niemodna. Jest szukaniem urody świata. Mimo wszystko, także w cieniu i ciemności.

 

Tyczyńskiemu zależy najbardziej na obronie szczegółu, najdrobniejszego nawet fragmentu przeszłości. Obronie przed zapomnieniem.

 

To lektura obowiązkowa dla tych, którzy już czują żal z powodu przyszłej utraty.

 

Zdzisław Niewieski (z recenzji wewnętrznej)

 

 

 

Masz niewątpliwy talent literacki, co się czuje od razu, po sposobie, w jakim konstruujesz zdania, ich rytm, budujesz nastrój, korzystasz z metafor i porównań, utrzymujesz równowagę pomiędzy tym, co zaobserwowane, a tym, co przeżyte.

 

Koniecznie pisz dalej. Szkoda, że nie możemy Ci dać nagrody za debiut.

 

(z maila Jerzego Jarzębskiego do autora)

 

 

 

 

 

O AUTORZE:

 

Tomasz Tyczyński (1960-?), polonista, literaturą zajmował się jako badacz w poważnym instytucie poważnej Akademii, potem krytyk i dziennikarz, a na koniec kurator Muzeum Witolda Gombrowicza. Współpomysłodawca i współtwórca Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza. 

 

Można powiedzieć, że literatura była mu pisana od zawsze, aż w końcu sam zaczął ją pisać. Ta książka to jego literacki debiut. Późny, ale autor ma nadzieję, że przynajmniej w tym przypadku lepiej późno niż wcale. 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 106

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (39 ocen)
19
15
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
TonRzuan

Nie oderwiesz się od lektury

poetycka, niemodna, doskonała
10
MalinaS

Dobrze spędzony czas

Ładnie napisane
00
JOANNAJAGO

Nie oderwiesz się od lektury

znakomita
00
OlgaNeefs

Dobrze spędzony czas

Pieknie niespieszna i zachwycajaca zyciem codziennym i tzw. szara rzeczywistoscia
00
Matczak

Nie oderwiesz się od lektury

rewelacyjna książka, autor jest świetnym obserwatorem ,pięknie plastycznie opowiada o rzeczach oczywistych,gorąco polecam
00

Popularność




W maju mle­cze tracą kwiaty. W Mniszku, wsi, w któ­rej spę­dzamy sporą część ży­cia, w miej­sce żół­tych dy­wa­nów roz­ło­żo­nych na ro­wach i pu­stych jesz­cze pa­stwi­skach po­ja­wia się mnó­stwo bia­łych, pół­prze­zro­czy­stych ba­niek, fa­lu­ją­cych na cien­kich ło­dy­gach. Moc­niej­szy po­dmuch wia­tru pod­rywa je w niebo, po­zo­sta­wia­jąc po­strzę­pione na koń­cach ki­kuty ło­dyg. Łąka wy­gląda wtedy jak dy­wan wy­wró­cony spodem do wierz­chu, ujaw­nia­jący splot rze­czy, ta­jemny sens lub bez­sens, który tak bar­dzo chcieli po­dej­rzeć ro­man­tycy.

.

...czas za­wsze od­biera pa­mięć swoim świad­kom.

(Tho­mas Bern­hardt, Au­to­bio­gra­fie,prze­kład Sława Li­siecka)

Cie­nie

***

Żeby ich upo­lo­wać, za­trzy­mać w ka­drze okna – dar­mowe bez­kr­wawe sa­fari mię­dzy cia­sno usta­wio­nymi blo­kami – trzeba wstać o świ­cie. Wy­cho­dzą, za­nim słońce za­tka aorty. Wózki tur­ko­czą ci­cho, za ci­cho, by zbu­dzić tych, co mogą jesz­cze po­spać. Kie­dyś po in­nym tur­ko­cie można było roz­po­zna­wać dni ty­go­dnia. Tam­ten był gło­śniej­szy, bo po be­to­no­wej ko­stce cią­gnięto wa­lizki na twar­dych, ob­ra­ca­ją­cych się we wszyst­kie strony kół­kach. Brzmiał jak wer­ble zbli­ża­jące się do okien i drzwi kla­tek scho­do­wych, już wtedy za­ko­do­wa­nych dla obrony przed ob­cymi. Wer­ble mi­jały blok po­spiesz­nie, bo­jowa mu­zyka od­da­lała się, ci­chła, po­tem nad­cią­gali na­stępni. Ale to nie był szturm, lecz od­wrót.

Kroki żwawe, po­spieszne, choć wa­lizki cięż­kie – wy­jeż­dżali mło­dzi, na stu­dia, do pracy. Wra­cali w piąt­kowe wie­czory, nie wszyst­kie i wol­niej. Cze­ka­jący na nich sta­rzeli się od tego cze­ka­nia, ty­go­dnie spę­dzali byle jak, byle szyb­ciej. Piąt­kowy tur­kot brzmiał im jak marsz zwy­cię­stwa, jak osie­dlowa oda do ra­do­ści, pięk­nie. Do­stawca kostki, po któ­rej tur­ko­tały wa­lizki, re­kla­mo­wał się ha­słem: Piękno za­klęte w be­to­nie. Wąt­pliwe jed­nak, by miał na my­śli te dwa dni wy­rwane sa­mot­no­ści.

Z cza­sem po­wroty sta­wały się nie­re­gu­larne, co­raz rzad­sze, po nocy lub świ­tem, sza­rym, wy­mę­czo­nym. Rytm po­wro­tów dyk­to­wały ta­nie li­nie kre­ślące drogi do lep­szego świata. Mło­dzi wy­jeż­dżali naj­pierw na kilka lat, do do­ro­bie­nia, ale do­ro­bić się za­wsze można wię­cej, tylko po­trzeba czasu, więc nie star­czało go już na od­wie­dziny.

Wra­cali w końcu tylko na święta, wy­jeż­dżali po paru dniach, cza­sem póź­niej – bo tani le­karz, tani al­ko­hol, duża ro­dzina. O po­wro­cie na stałe już nie mó­wili, wszystko jedno: z Au­strii czy Au­stra­lii, w gło­wie jed­na­kowo da­leko. Du­sili się tu, w za cia­snych miesz­kan­kach, za cia­snych świą­tecz­nych gar­ni­tu­rach i te­ma­tach przy stole. Scho­waj, mamo, ten ta­lerz, prze­cież i tak nikt nie przyj­dzie, nie ma gdzie roz­ło­żyć su­we­ni­rów, zdjęć po­ka­zać, fil­miku.

Po­tem za­pa­no­wał in­ter­net, więc nie wra­cali na­wet na święta. Skaj­po­wali co ty­dzień, dwa, ale z cza­sem nie było już o czym ga­dać: ro­sną, tak, ro­sną, dzieci, konta, domy. Sta­rzy pro­sto­wali się przed kom­pu­te­rem, w bluzce do wyj­ścia, choć ni­g­dzie się nie wy­bie­rali, w nie­dziel­nej ko­szuli, choć dzień był po­wsze­dni. Mil­kli, trudno tak mó­wić do ob­razu, jak dziad. Ale słu­chali za­pa­mię­tale.

Na­za­jutrz tur­ko­tało mniej, wózki cier­pli­wie cze­kały na spa­cer oparte o ścianę bloku, obok wła­ści­cieli, któ­rzy na­po­tka­nym zna­jo­mym prze­ka­zy­wali wie­ści, świeże, choć już wczo­raj­sze. Stali i ga­dali, bez końca.

Tak się tylko mówi: bez końca, prze­cież wszystko się kie­dyś koń­czy, każda opo­wieść. Ci­chło więc do­okoła, bo oni od­cho­dzili po ci­chu, w szpi­ta­lach, ho­spi­cjach. Cza­sem ktoś zdą­żył przy­le­cieć, po­trzy­mać za rękę, za­mknąć po­wieki. Albo cho­ciaż za­dzwo­nić, naj­czę­ściej głu­chym już te­le­fo­nem: nie od­chodź, ko­cham, przy­jadę, będę, czę­ściej, po­mi­dor.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

TOMASZ TYCZYŃ­SKI (1960-?), po­lo­ni­sta, li­te­ra­turą zaj­mo­wał się jako ba­dacz w po­waż­nym in­sty­tu­cie po­waż­nej Aka­de­mii, po­tem kry­tyk i dzien­ni­karz, a na ko­niec ku­ra­tor Mu­zeum Wi­tolda Gom­bro­wi­cza. Współ­po­my­sło­dawca i współ­twórca Na­grody Li­te­rac­kiej im. Wi­tolda Gom­bro­wi­cza. 

Można po­wie­dzieć, że li­te­ra­tura była mu pi­sana od za­wsze, aż w końcu sam za­czął ją pi­sać. Ta książka to jego li­te­racki de­biut. Późny, ale Au­tor ma na­dzieję, że przy­naj­mniej w tym przy­padku le­piej późno niż wcale.

© by To­masz Ty­czyń­ski © for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Ni­sza
ISBN 978-83-66599-61-1
Wy­da­nie IWar­szawa 2023
Książka wy­dana przy wspar­ciu pani Anny Szczy­giel­skiej i pana Szy­mona Knia­zia.
Re­dak­cja: KRY­STYNA BRAT­KOW­SKA
Ko­rekta: DO­ROTA DUL
Pro­jekt gra­ficzny: RY­SZARD KAJ­ZER
Skład: Zer­kaj Stu­dio
Wy­daw­nic­two Ni­sza tel. +48 22 617 89 61ni­sza@in­ter­top.pl
www.ni­sza-wy­daw­nic­two.pl
www.fa­ce­book.com/Ni­sza.Wy­daw­nic­two
www.po­lub Ni­szę
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.