Nigdy w życiu! - Katarzyna Grochola - ebook

Nigdy w życiu! ebook

Katarzyna Grochola

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Kultowa książka, kultowy film.

Oto Judyta, od której wszystko się zaczęło. Także #judytowanie!

Judyta nie ma łatwego życia. Właśnie skończyła 37 lat, mąż porzucił ją dla młodszej kobiety, a nastoletnia córka Tosia wkroczyła w okres buntu. Na dodatek jako autorka kolumny z poradami w piśmie kobiecym musi radzić innym, jak znaleźć szczęście. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Koniec końców Judyta samodzielnie zbuduje dom na odludziu i zakocha się bez pamięci…

Film nakręcony w 2004 roku na podstawie tej książki przyciągnął do kin prawie 2 miliony widzów. W stacjach telewizyjnych jednorazowo oglądało go około 5 milionów osób. Po dwudziestu latach od premiery produkcja z kreacjami Danuty Stenki, Artura Żmijewskiego i Joanny Brodzik nadal regularnie gości na ekranach, zyskując wielbicieli w kolejnych pokoleniach, czego dowodem jest popularny internetowy trend #judytowanie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 272

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



© Co­py­ri­ght by Anna Ka­ta­rzyna Gro­chola © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2009
Re­dak­tor pro­wa­dzący ANITA KA­SPE­REK
Ko­rektaWIE­SŁAWA GRO­CHOLA, MAŁ­GO­RZATA WÓJ­CIK, ETELKA KA­MOCKI
Opra­co­wa­nie gra­ficzne Pa­weł Pan­cza­kie­wicz | PAN­CZA­KIE­WICZ ART.DE­SIGN
Re­dak­tor tech­niczny RO­BERT GĘ­BUŚ
ISBN 978-83-08-08706-0
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 0 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Liżę rany

Je­stem po­rzu­coną ko­bietą. Po­rzu­coną ko­bietą z dziec­kiem. Z córką. Na­sto­let­nią. Czy to zna­czy, że je­stem stara? W żad­nym wy­padku. Po pro­stu to moja córka To­sia jest stara. To­sia mówi mi, że­bym się nie przej­mo­wała.

Że jak mie­li­śmy się roz­stać, to le­piej te­raz niż za dzie­sięć lat. Też my­ślała, że świat się koń­czy, jak An­drzej z ósmej C po­wie­dział, że już jej nie ko­cha. A prze­żyła. I te­raz ma go gdzieś. Tak samo bę­dzie ze mną. Prze­cież mo­żemy się przy­jaź­nić. Jak na fil­mach ame­ry­kań­skich, a o nią że­bym się nie mar­twiła, bo on jej po­wie­dział, że za­wsze bę­dzie jej oj­cem.

O Boże, dla­czego mnie to spo­tkało? Dla­czego mój mąż nie cho­dzi do ósmej C? Wtedy by na pewno nie zro­bił dziecka in­nej ko­bie­cie. Po­wi­nien cho­dzić do ósmej C. Prze­cież jest na tym sa­mym po­zio­mie emo­cjo­nal­nym co An­drze­jek od mo­jej Tosi!

Nie­na­wi­dzę go.

Wszy­scy oni są tacy sami.

Ile­kroć my­ślę o rze­czach nie­przy­stoj­nych, sły­szę ulu­bione słowa mo­jej mamy:

„Ju­dyto, jakże to tak? Tak cię wy­cho­wy­wa­łam?”.

Dawno już je­stem wy­cho­wana.

Ja­kieś trzy­dzie­ści parę lat mi­nęło od chwili, kiedy ten pro­ces po­wi­nien się był za­koń­czyć, ale on trwa.

O matko!

Nie dość, że dali mi ta­kie imię – Ju­dyta! – to jesz­cze mi spra­wili bra­ciszka. I pró­bo­wali wy­cho­wy­wać. Nie by­łam wy­cho­wy­wana na nie­grzeczną pan­nicę, która ma nie­przy­stojne my­śli. Mia­łam sprzą­tać po so­bie klocki (za­bawki, lalki, raj­stopy, majtki, książki, szklanki po her­ba­cie, po­piel­niczkę, kie­liszki, bu­telki itd.). Mó­wić grzecz­nie dzień do­bry, do wi­dze­nia, prze­pra­szam, pro­szę, dzię­kuję. Myć ręce przed je­dze­niem i naj­le­piej rów­nież po. Nie od­po­wia­dać nie­py­tana. Być do­bra dla bra­ciszka. Z bra­cisz­kiem mia­łam kło­pot – chęt­nie bym go wy­pro­wa­dziła do lasu i tam zo­sta­wiła na za­wsze. Za­pa­ko­wała do chaty na ku­rzej nóżce. Za­mie­niła w je­lonka. Od­dała Kró­lo­wej Śniegu. Zja­dła. Po­tem bym go ura­to­wała i przy­pro­wa­dziła z po­wro­tem. Sta­ła­bym się bo­ha­terką ro­dzinną i wtedy ko­cha­liby mnie bar­dziej.

A po­tem by do­rósł i wy­pro­wa­dził się na drugi ko­niec świata. Wtedy ko­cha­liby mnie jesz­cze bar­dziej.

Jak można się było spo­dzie­wać, nie wy­pro­wa­dzi­łam bra­ciszka do lasu. Nikt go nie zjadł, nie upiekł, nie za­mro­ził. Nie mu­sia­łam go od­mra­żać.

Po­sta­no­wi­łam szcze­rze i otwar­cie o tym po­my­śleć, za­ty­ka­jąc uszy na słowa mo­jej mamy:

„Mój Boże, nie tak cię wy­cho­wy­wa­łam”.

Bra­ci­szek prze­trwał w tych trud­nych wa­run­kach i jest ma­la­rzem. Ko­cham go i nie mu­szę go już ni­g­dzie wy­pro­wa­dzać. Sam się wy­niósł na drugi ko­niec świata. Ko­chają go te­raz jesz­cze bar­dziej, bo jest da­leko.

A moje nie­przy­stojne my­śli głów­nie mi się w tej chwili wiążą z mę­żem, który po pro­stu kic­nął so­bie na bo­czek i zro­bił dzi­dziu­sia Joli. Jola jest ko­bietą. Jest po­twor­nie brzydka. Ma złoty ząb. Wą­skie usta. Jest stara i po­marsz­czona. Ma krzywe nogi. I naj­le­piej, żeby w ogóle nie miała biu­stu. Podły cha­rak­ter. Świń­skie oczka. Tak lu­bię so­bie o niej po­my­śleć.

Jola, ku mo­jej roz­pa­czy, pre­zen­tuje się świet­nie. Ma zna­ko­mitą fi­gurę (może ciąża ją lekko nad­we­ręży – będę opty­mistką). Mówi bie­gle trzema ję­zy­kami. Używa kre­mów na noc i na pewno nie pali w łóżku. Mam na­dzieję, że w końcu jej się po­ła­mią zęby i den­ty­sta w za­mro­cze­niu po­mrocz­nym – czy coś ta­kiego – na­łoży jej złote ko­ronki.

Moje mał­żeń­stwo głów­nie skła­dało się z nie­pa­le­nia w łóżku, z nie­je­dze­nia w łóżku, z nie­pi­cia w łóżku, z nie­ogrze­wa­nia sy­pialni, bo to zdrowo. Wię­cej rze­czy nie ro­bi­li­śmy, niż ro­bi­li­śmy. Po­win­nam się prze­stać dzi­wić, że moje mał­żeń­stwo się tak skoń­czyło. Je­śli cho­dzi o sy­pial­nię, to je­dyne, o czym ma­rzy­łam, kła­dąc się w zmro­żo­nej po­ścieli, to żeby mnie nie za­cze­piał, nie od­wi­jał z koł­dry, koca i gru­bej fla­ne­lo­wej pi­żamy po dziadku. Jak znam jego upodo­ba­nia, na pewno zro­bił Joli dziecko w lo­dówce.

Boże, dla­czego to mnie spo­tkało? Aku­rat mnie? Prze­cież sta­ty­styki mó­wią, że spo­tyka to co dzie­siątą ko­bietę w na­szym kraju. Dla­czego mu­sia­łam być ta dzie­siąta? Wy­star­czyło, by ja­koś ina­czej się usta­wić w sta­ty­styce.

Poza tym dla­czego on za­dał się ze szczu­plej­szą? Sta­ty­styki mó­wią, że męż­czy­zna zdra­dza swoją żonę na ogół z ko­bietą bar­dziej pu­szy­stą. Ja je­stem bar­dziej pu­szy­sta! Kłam­liwi ma­te­ma­tycy znisz­czyli mi zwią­zek, który się zu­peł­nie nie­źle za­po­wia­dał. Te­raz cier­pię. Umie­ram. Dla­czego już ni­gdy nie usły­szę pod­nie­sio­nego głosu: „Gdzie ta kawa, do cho­lery!”. Dla­czego mnie to tak strasz­nie mar­twi? Już ni­gdy nie za­dam się z żad­nym przed­sta­wi­cie­lem tego ob­cego ga­tunku. Ni­gdy. Wszy­scy oni są tacy sami.

Rzu­cam kawę.

Po­tem wzię­li­śmy bar­dzo przy­jemny roz­wód. Ce­re­mo­nia trwała kró­cej niż ślub. Mniej też było osób to­wa­rzy­szą­cych. Ani pół świadka. Żad­nego szam­pana.

– Zo­sta­wiam ci miesz­ka­nie – po­wie­dział.

Cu­downy fa­cet, czyż nie? Zo­sta­wia mi na­sze wspólne miesz­ka­nie, które ra­zem spła­ca­li­śmy przez ostat­nie dzie­sięć lat! Co prawda jego dziad­ko­wie nas za­mel­do­wali, ale wy­ku­pi­li­śmy je ra­zem! Zo­sta­wia mi!

– Roz­stańmy się kul­tu­ral­nie. O sa­mo­chód chyba nie bę­dziesz się kłó­cić? – po­wie­dział w ko­ry­ta­rzu są­do­wym. – Wiesz, to moja praca.

Kła­mał jak zwy­kle. Jest eko­no­mi­stą. A że­byś zo­stał za­wo­do­wym kie­rowcą, ty gno­mie!

Uśmiech­nę­łam się. Serce łkało.

– Jak so­bie ży­czysz.

Do te­raz ża­łuję.

Ani słowa wię­cej o tym karle! Przy­się­gam! Jesz­cze bę­dzie po mnie pła­kał!

Nie pła­cze.

Wi­działa go moja przy­ja­ciółka Ula. Świet­nie wy­gląda. Ze­szczu­plał. Nosi za nią za­kupy. A Jola z du­żym brzusz­kiem mo­głaby być re­klamą ko­biety w ciąży. Na­wet jej hor­mo­nów nie wy­sy­pało na twarz! Dla­czego ja mam ta­kiego pe­cha! Nie mógł wpaść z ja­kąś ko­bietą, która kie­dyś jako dziew­czynka za­cho­ro­wała na ospę i ją so­bie wy­dra­pała i któ­rej na za­wsze zo­stały ślady, i która ma kło­poty z cerą? I która jest gruba i głu­pia?

Dla­czego on z nią robi za­kupy, a ze mną ni­gdy nie ro­bił?

Ani słowa wię­cej o tym wraku praw­dzi­wego męż­czy­zny. Nędz­nej imi­ta­cji. Ni­gdy! Mam przy­naj­mniej na­dzieję, że robi jej awan­turę, je­śli nie ma kawy w domu. Może zo­stanę pre­ze­sem urzędu ceł i wy­dam roz­po­rzą­dze­nie za­bra­nia­jące spro­wa­dza­nia kawy.

W taki oto spo­sób zo­sta­łam sama. Już mam za sobą prze­pła­kane noce. Już ni­gdy wię­cej nie będę pła­kać przez fa­ceta. Po­sta­no­wi­łam za­cząć nowe ży­cie.

Za­czę­łam od zwa­że­nia się. Nie po­wiem ile. To można spraw­dzić – oczy­wi­ście pod przy­mu­sem. Ale nie­wiel­kim – uśpić, zwa­żyć bez mo­jej wie­dzy i uwa­żać, że­bym ni­gdy się o tym nie do­wie­działa, bo znajdę i za­biję.

Po­tem zro­bi­łam prze­gląd mo­ich do­ko­nań ży­cio­wych. Bi­lans strat i zy­sków.

Zde­cy­do­wa­nie oprócz córki mam nad­wagę, które to słowo mnie drażni. Oprócz nad­wagi mam mamę i tatę. Oboje po roz­wo­dzie. Miesz­kają osobno. Za­uwa­ży­łam, że w dzi­siej­szych cza­sach lu­dzie się ła­twiej roz­wo­dzą i zwo­dzą, co jest przy­kre. Na­wet je­śli cho­dzi o pary z dłu­gim sta­żem, co można by­łoby po­wie­dzieć o mo­ich ro­dzi­cach, gdyby nie roz­wód. Je­ste­śmy w sta­łym kon­tak­cie, po­nie­waż mar­twią się o mnie. Mój brat mieszka na dru­gim końcu świata.

Oprócz córki, nad­wagi i ro­dzi­ców mam nie­od­ciętą pę­po­winę, o czym do­wie­dzia­łam się z mą­drych ksią­żek. Psy­chiczną oczy­wi­ście. Moi ro­dzice są tok­syczni – tak po­daje li­te­ra­tura. Trzy­dzie­ści parę lat prze­ży­łam i wresz­cie tra­fi­łam na książkę, która mi to uświa­do­miła. Nie wiem, co z tym zro­bić. Tak mi się przy­jem­nie żyło!

O nad­wa­dze też do­wie­dzia­łam się z prasy. A mówi się, że te­le­wi­zja szko­dzi.

Oprócz córki, nad­wagi, ro­dzi­ców, nie­od­cię­tej pę­po­winy drę­czą mnie pro­blemy na­tury uczu­cio­wej. Co spo­tka­łam na swo­jej dro­dze fa­ceta, to albo w ogóle nie pra­co­wał, albo był pra­co­ho­li­kiem, albo zdrowo wci­nał kiełki, pa­trząc z obrzy­dze­niem na moje bef­sztyki. A te­raz fa­ceci w ogóle są do ni­czego, wszy­scy są tacy sami – albo ma oprócz ko­mórki wszyty espe­ral, albo jest po roz­wo­dzie. Ko­mórki nie ma wszy­tej, ale pra­wie... Do dziś nie opra­co­wa­łam te­stu, który by mi po­zwo­lił spraw­dzić, co mnie czeka. Za­nim oczy­wi­ście wdepnę w uza­leż­nie­nie od niego. Które oczy­wi­ście koń­czy się tra­gicz­nie, bo moja mi­łość ma go ule­czyć. Nie ule­cza, a ja liżę rany w sa­mot­no­ści.

Dla­czego spo­tka­łam swo­jego przy­szłego eks­męża, który lu­bił spać w zim­nym po­koju? I nie było mowy o pa­le­niu w łóżku? Oraz czy­ta­niu? Dla­czego mu świa­tło prze­szka­dzało?

Oprócz córki, nad­wagi, ro­dzi­ców, nie­od­cię­tej pę­po­winy, pro­ble­mów na­tury uczu­cio­wej dys­po­nuję całą gamą in­nych drob­nych przy­kro­ści, które ruj­nują mi ży­cie. Na przy­kład leje mi się z umy­walki. Miał przyjść hy­drau­lik, ale naj­pierw on za­po­mniał, a po­tem ja za­po­mnia­łam.

Co po­sta­na­wiam za­cząć dietę, to na­gle się oka­zuje, że zna­jomi, któ­rzy ni­gdy nie ro­bią wy­staw­nych przy­jęć, na­gle wła­śnie na ta­kie mnie za­pra­szają. Nie wiem, skąd się do­wia­dują, że za­mie­rzam gło­do­wać. Nie­wy­klu­czone, że mają ści­sły po­za­wer­balny kon­takt z moją lo­dówką – kiedy tylko po­ja­wia się tam gar zupy z ka­pu­sty na cztery na­stępne dni diety cud – dzwo­nią i mó­wią, że hin­du­ski wie­czór albo po­lę­dwica z zie­lo­nym pie­przem, albo... Szczyt zło­śli­wo­ści.

Oprócz córki, nad­wagi, ro­dzi­ców, nie­od­cię­tej pę­po­winy, kło­po­tów z fa­ce­tami, kra­nem i zło­śli­wych przy­ja­ciół mam jesz­cze psa. Ma na imię Bo­rys i nie ma nad­wagi. Całą na­dzieję po­kła­dam w opi­nii ko­legi, który mówi, że jaki pies, taki wła­ści­ciel.

Choć nie ukry­wam, że nie chcia­ła­bym mieć fu­tra na pier­siach.

I po­my­śleć, że jesz­cze w lu­tym by­łam szczę­śliwą mę­żatką! To było cztery kilo temu. Zgad­nij­cie, jak skoń­czyła się moja wielka mi­łość?

My­ślę, że mam zu­peł­nie prze­ciętne pro­blemy, i to mnie ra­tuje.

Dzi­siaj spo­tka­łam się z Eks­iem. Był uprze­dza­jąco miły. Po­dej­rze­wa­łam go o naj­gor­sze i się nie po­my­li­łam. Otóż pro­po­nuje mi pie­nią­dze na ma­leń­kie miesz­kanko. Bo tamto miesz­ka­nie było jakby jego dziad­ków, więc sama ro­zu­miem, że nie mam jakby żad­nych praw.

Jakby sama nie ro­zu­mia­łam. Wy­ra­ził więc na­dzieję, że się zgo­dzę, bo i tak mi się pie­nią­dze nie na­leżą. A on tu­taj wła­śnie pre­zen­tuje swoją jakby i Joli do­brą wolę.

Joli! Jola ma de­cy­do­wać, gdzie ja i moje dziecko mamy żyć! Po moim tru­pie!

Zgo­dzi­łam się.

Je­stem zroz­pa­czona.

To­sia mówi, że nie­na­wi­dziła tego miesz­ka­nia i że bar­dzo do­brze.

Za­dzwo­ni­łam do Uli. Nie wiem, co ro­bić. Nie wiem, gdzie bę­dziemy miesz­kać. Pie­nię­dzy star­czy na ka­wa­lerkę. Nie chcę, do ja­snej cho­lery, żyć w ka­wa­lerce! Niech on, do cho­lery, żyje so­bie w ka­wa­lerce!

Ula po­wie­działa, że­bym się nie mar­twiła, że koło niej jest mały ka­wa­łek ziemi. Że za te pie­nią­dze na tę cho­lerną ka­wa­lerkę można wy­bu­do­wać ma­leńki zgrab­niutki do­mek. Że wszystko, co złe, ob­raca się na do­bre.

Idiotka.

Bo­rys przy­szedł wie­czo­rem do sy­pialni. Wpu­ści­łam go na łóżko. Za­pa­li­łam pa­pie­rosa. Ze­żar­łam bułkę i na­kru­szy­łam. Szkoda, że ten od Joli tego nie wi­dzi!

Dzwo­nili z re­dak­cji, że co ja so­bie my­ślę. Na miły Bóg, co ja my­ślę? My­ślę o tym, żeby do­stała ospy i żeby utyła, i żeby za­po­mi­nała ku­pić kawy!

Co ja my­ślę w spra­wie li­stów, które na mnie od ty­go­dni cze­kają. Po­nie­waż pra­cuję od sied­miu lat w tej re­dak­cji, więc idą mi na rękę w związku z moją sy­tu­acją ży­ciową i po­sy­łają mi te li­sty przez gońca. Mam się po­spie­szyć. I ży­czą mi po­wo­dze­nia.

Tak, tak. Moja praca po­lega na tym, że od­pi­suję na li­sty czy­tel­ni­kom. W każ­dej spra­wie. Je­stem bazą da­nych. Wy­rocz­nią. Jak po­więk­szyć piersi, jak je po­mniej­szyć, ja­kich kre­mów uży­wać do cery tłu­stej, ja­kich ma­se­czek po trzy­dzie­stce. Co ro­bić, gdy masz kło­poty z córką i gdy cię mąż zdra­dza. Jak szu­kać pracy i jak nie dać się mal­tre­to­wać. Gdzie iść po po­moc, jak on pije. Jak się ubrać, kiedy masz fi­gurę jabłko. Jak za­tu­szo­wać za krót­kie nogi. Itd. Co zro­bić, żeby on nie od­szedł do in­nej.

A skąd mam to wie­dzieć?

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książkina www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl