Przegryźć dżdżownicę - Katarzyna Grochola - ebook

Przegryźć dżdżownicę ebook

Katarzyna Grochola

3,4
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

"Zaczęłam czytać i nie mogłam odłożyć tej książki. Gdy ją zamknęłam, pojęłam, że to historia o mnie, historia o każdej z nas". Dorota, 26 lat

"Doskonale uchwycone uczucia zdradzanej kobiety. Mężczyznom polecam szczególnie". Marta, 37 lat

"Tak celnie i pięknie opisane moje rozstanie..." Kamila, 53 lata

"Wiem, jak boli zdrada, i wiem, czego w życiu nie należy robić komuś, kogo się kocha. Wiem, czego sama nie chcę doświadczyć, bo kocham, ufam i wierzę w powroty". Joanna, 19 lat

Katarzyna Grochola – najpoczytniejsza polska pisarka ostatnich lat, autorka bestsellerowych powieści, opowiadań, sztuk teatralnych i telewizyjnych, współautorka scenariuszy seriali M jak miłość i Na dobre i na złe. Na podstawie jej powiesci nakręcono film z Danutą Stenką i Arturem Żmijewskim w rolach głównych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 73

Oceny
3,4 (45 ocen)
11
8
16
9
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Redaktor prowadzący: ANITA KASPEREK
Korekta: ETELKA KAMOCKI, HENRYKA SALAWA, ANNA RUDNICKA
Projekt okładki i stron tytułowych: ANNA KASZUBA-DĘBSKA
Układ typograficzny: ROBERT OLEŚ
Skład i łamanie: Infomarket
Redakcja techniczna: BOŻENA KORBUT
© Copyright by Katarzyna Grochola © Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, Kraków 2004
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-05659-2
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.

No właśnie... Zawsze byłeś ciekaw, o której straciłam cnotę...

Cnotę straciłam o piątej rano... a nie... tak się tylko zaczynała książka, którą z wypiekami na twarzy przeczytałam w wieku piętnastu lat.

Nie pamiętam, o czym była. Nie pamiętam, kto ją napisał. Pamiętam niesłabnącą nadzieję, że autor do tematu cnoty lub – co bardziej ciekawe – jej utraty powróci w dalszej części. Niestety... Nadzieja matką wariatek. Nurtujący mnie problem cnoty ograniczał się do tego jednego jedynego zdania.

Skończyłam tę książkę o trzeciej rano przy latarce i dopiero wtedy wiedziałam, że autor zrobił mnie w konia.

To zdanie nie przeszło co prawda do historii literatury. Ale dla mnie znaczyło dużo więcej niż ogary, które poszły w las. Morał zarwania nocy był następujący: nieważne, co jest dalej, ważne, żeby przytrzymać cię za guzik.

Mam wrażenie, że ciągle dawałam się przytrzymywać za guzik.

Dobrze, od początku.

Urodziłam się jako pierwsze i przedostatnie dziecko swoich rodziców. Lekarz twierdził, że urodzę się w sierpniu. Mama twierdziła, że w lipcu. A oni, rodzice, mieszkali wówczas w różnych miastach, i ona wiedziała dokładnie, kiedy... no... się... się poczęłam.

Lekarz natomiast klepał ją po kolanie i mówił: „baby zawsze mówią, że wiedzą, hehehe”.

Urodziłam się w lipcu.

Obok mojej matki leżała pani o nazwisku Badyl. Też urodziła córkę. Nazwała ją Róża. W związku z tym ja dostałam pospolite imię. Gdybym się urodziła później, Róża Badyl nie byłaby przynoszona na salę, na której leżała moja matka. Być może wtedy obdarzono by mnie imieniem Violetta.

Następne parę lat upłynęło w spokoju.

Na zapałki mówiłam „jatim”. Podnosiłam karty, które czasem upadały na podłogę, i mówiłam: „brydż ci upadł”. Połknęłam guzik od zielonych spodni w kratkę i pięć złotych.

A moja przyjaciółka Ewa połknęła całą wiązkę szpilek, które trzymała w ustach, tak że łebki wystawały – przypinała zdjęcia do maty. Weszła jej matka, która zawsze mówiła, żeby nie trzymać szpilek w ustach, bo to może się źle skończyć, i wtedy Ewa zrobiła chluuup – i szpilki wpadły do środka. Bała się przyznać. Do dzisiaj się nie przyznała. Nie wiadomo, czy te szpilki ma jeszcze w środku.

Mój guzik i pięć złotych wyszły na zewnątrz.

Najważniejsze rzeczy...

A w gazecie duży tytuł: Policjant zraniony na praskim parkingu.

A ja pierwszy raz z miłości zostałam zraniona w wieku lat siedmiu.

Stałam pod wielkim kasztanem po wyjściu ze szkoły i z koleżanką Marysią ustalałyśmy plan dnia. Marysia chciała najpierw wrócić do domu i zostawić teczkę, a potem iść na kasztany, ja zaś chciałam natychmiast zbierać kasztany. Ostatecznie leżały pod naszymi nogami.

Wtedy na horyzoncie pojawił się Henio i krzyknął:

– Ty, popatrz na mnie!

Nie wiedziałam, czy to do mnie, czy do Marysi on tak krzyczy. Podobał mi się niezwykle, mimo że dłubał w nosie na każdej lekcji i z upodobaniem oglądał to, co wydłubał.

Marysia udawała, że nie słyszy.

Wtedy Henio krzyknął:

– Ej! Do ciebie mówię!

Zapytałam Marysię, czy on mówi do niej czy do mnie. Marysia patrzyła mi w oczy i powtarzała:

– Udawaj, że to nie do nas, udawaj, że go nie widzisz, co on sobie myśli.

Nie wiem, co on sobie myślał.

Ostry kawałek cegły, który rzucił w naszą stronę, przebił mi policzek na wylot i oparł się o boczne zęby. Trysnęła krew, Marysia krzyknęła, Henio uciekł, wybiegła pani od matematyki i zawiozła mnie na pogotowie. Tak...

Na pogotowiu lekarz zapytał, czy wytrzymam szycie bez znieczulenia, bo zabrakło. Wytrzymam, powiedziałam, a policzek rozłaził się coraz bardziej.

Wytrzymałam.

Odtąd stałyśmy się z Marysią nierozłącznymi przyjaciółkami. Pożyczała mi zagraniczne kredki do robienia szlaczków i przynosiła winogrona.

Kiedyś usłyszałam, jak mówiła:

– Asia to moja najlepsza przyjaciółka. Jak ten wstrętny Heniek mnie zaczepiał i rzucił we mnie cegłą, nadstawiła twarz, żeby mnie osłonić. I ma bliznę, która nigdy, przenigdy nie zejdzie. Nikt dla mnie czegoś takiego nie zrobił.

Winogrona Marysi były słodkie, a kredki kolorowe i zagraniczne. Bohaterska ofiara to lepiej brzmi niż ofiara z przypadku...

A potem, w drugiej klasie, Heniek przysłał mi kartkę: „Jakie są chmury?” „Cumulusy i cirrusy, więcej nie pamiętam” – odpisałam. „Dzienkuje, odpisał, kocham cie”.

Więc po dwóch latach dowiedziałam się, że dostałam tą cegłą z miłości. Ale wtedy już nie kochałam się w Heńku – on zresztą nie porzucił swojego nawyku przypatrywania się temu, co znalazł w nosie – tylko w Zbyszku, który nie dłubał, ale kochał się w Danusi i na mnie nie zwracał uwagi. W ogóle.

Ale nie kochał się w niej długo, Danusia bowiem dostała w głowę huśtawką i wylądowała w szpitalu. Zbyszek był wolny.

Niestety, przenieśliśmy się do Wałbrzycha.

Wałbrzych... malownicze miasto. Czarne powietrze, małe, brukowane kocimi łbami uliczki i fantastyczne hałdy. Podkradaliśmy się pod taki taśmociąg, z góry leciał żużel czy coś takiego i miało się wrażenie, że jest się żywcem zakopywanym... Budziło to w nas niezwykłe emocje.

Aż do momentu, kiedy te odpady zasypały dwóch chłopaków z sąsiedniego podwórka. Na śmierć.

No to przestaliśmy wtedy kucać pod tą taśmą... Zresztą od tego wypadku strażnicy stali się bardziej czujni i zawsze potrafili nas wypatrzyć dużo wcześniej.

No właśnie.

Gdzie ja położyłam papierosy? Kurczę, jak ja lubię palić...

Wtedy właśnie zakochałam się po raz trzeci, już bardziej na poważnie. On miał na imię Rysiek i narysował dla mnie sarenkę. Jak żywą. Potem się okazało, że kalkował, ale to nie miało większego znaczenia. Dał mi ten rysunek, powiedział, że mnie kocha, i uciekł. Sprawiło mi to okropną przyjemność, że powiedział...

A w parę dni później przegryzł dla mnie szklankę i obiecał, że nauczy mnie, jak to robić.

Wtedy, żeby wiedział, że mnie na nim również zależy, przegryzłam dżdżownicę. Na pół...

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki