Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
24 osoby interesują się tą książką
To miała być miła, spokojna majówka.
W życiu podkomisarz Moniki Gniewosz wreszcie zapanował spokój. Już nikt i nic nie zagraża jej rodzinie, a ona jest gotowa na nowy związek. Podczas nadchodzącej majówki, korzystając z kilkudniowej nieobecności matki i córki, zamierza spędzić więcej czasu z Michałem.
Tymczasem na początku długiego weekendu zostają znalezione zwłoki powieszonego mężczyzny. Lekarz sądowy wyklucza samobójstwo. Kilkadziesiąt godzin później w taki sam sposób ginie kolejny mężczyzna, a wkrótce po nim kobieta.
Śledztwo prowadzą Monika Gniewosz i Tadeusz Sokół. Przesłuchują świadków, analizują ślady i dochodzą do wniosku, że kluczem do rozwiązania zagadki jest modus operandi sprawcy.
Czym kieruje się zabójca?
Co łączy powieszone osoby?
Prawda jest bardziej przerażająca, niż myślisz.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 319
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wskutek braku umiaru dobro zamienia się w zło,a cnota w wadę.
św. Ignacy Loyola
ROZDZIAŁ 1
27 kwietnia, sobota
W sobotę Jakub Lenartowicz wstał wcześniej niż zazwyczaj. Poprzedniego dnia były jego dwudzieste ósme urodziny, które świętował z przyjaciółmi w pizzerii Boguszów, a dziś pierwszy poranek dziewięciodniowej majówki. Mężczyzna zamierzał wykorzystać ten czas na aktywny wypoczynek, ponieważ siedzący tryb życia coraz bardziej dawał mu się we znaki. Jako księgowy w firmie budowlano-remontowej, należącej do lokalnego przedsiębiorcy, Lenartowicz spędzał za biurkiem długie godziny, wpatrzony w ekran komputera, wieczorami zaś chadzał z kolegami do pubu na piwo lub sączył je u siebie, wylegując się w fotelu. Kiedy pasek spodni zaczął mu coraz bardziej ściskać brzuch, Jakub uznał, że pora coś z tym zrobić.
Teraz wyjrzał przez okno swojego lokum na poddaszu w domu rodziców. Sprawdziwszy, jaka jest pogoda, wyjął z szafy nowe adidasy, koszulkę z krótkim rękawem oraz szorty. Cicho zbiegł po schodach i, już na zewnątrz, zadzwonił do Tomasza. Przyjaciel nie odebrał połączenia, więc Jakub wyszukał w aplikacji na smartfonie składankę rytmicznych brzmień, do uszu włożył bezprzewodowe słuchawki, zrobił kilka głębokich wdechów i długich wydechów. Powiódł wzrokiem po okolicy i ruszył w stronę rynku. Truchtając, minął domy Jabłonowskich i Ekielskich, potem budynki straży pożarnej oraz szpitala. Wtedy stanął i jeszcze raz zatelefonował do Tomasza. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa, więc Lenartowicz nagrał krótką wiadomość. Następnie znów zlustrował otoczenie i zaciągnął się zapachem świeżego pieczywa, płynącym z już otwartej piekarni. Przełknął ślinę, która napłynęła mu do ust, i bohatersko odwrócił wzrok od witryny sklepu, postanawiając w drodze powrotnej nagrodzić się drożdżówką z dżemem. Teraz chciał dotrzymać danego sobie słowa i zadbać o kondycję.
Lenartowicz przeciął plac stanowiący centrum miasteczka i wkrótce znalazł się na szlaku prowadzącym na wzgórze. Zerknął na dom pogrzebowy, Ostatnie Pożegnanie, znajdujący się po prawej stronie duktu, następnie wypatrzył po lewej stronie czerwone dachówki chaty należącej do zielarki Józefiny Brzozowskiej. Jakub nie wierzył we wróżby z kart i nie lubił wiedźmy, ponieważ ona za każdym razem, gdy się mijali w miasteczku, posyłała mu potępiające spojrzenie. Wlepiała w niego przenikliwe ślepia, które przewiercały na wskroś, i Lenartowicz zawsze wtedy miał wrażenie, że zielarka zna wszystkie jego tajemnice, zwłaszcza tę najpilniej strzeżoną.
Na myśl o Józefinie mężczyzna niespodziewanie poczuł strach, więc odgonił myśli krążące wokół starej kobiety i wyjął z jednego ucha słuchawkę. Rozejrzał się wokoło. Było ciepło, pięknie i cicho, jeśli nie liczyć dźwięków wydawanych przez ptaki buszujące w listowiu. Niebo poróżowiało, słońce pięło się po nieboskłonie, ogrzewając ziemię. Z zarośli wybiegła wiewiórka; znieruchomiała na środku drogi, a potem śmignęła po pniu i przysiadła na gałęzi. Jakub wciągnął do płuc powietrze nasycone zapachem kwitnących drzew oraz krzewów i poczuł, że się rozluźnia. Przyspieszył i biegł, już o niczym nie myśląc, z powrotem wsłuchany w muzykę, do chwili gdy zobaczył niewielki plac przed kościołem na wzgórzu. Wtedy na moment zwolnił. Rozejrzał się w poszukiwaniu księdza Fabiana, a kiedy nigdzie go nie dostrzegł, ruszył w stronę cmentarza i dalej, do miejsca, skąd roztaczał się widok na Pełnię.
Szum silnika samochodu narastał. Podkomisarz Monika Gniewosz włożyła ostatni talerz do zmywarki i spojrzała przez uchylone okno. Przyjechał Dobrzyński, właśnie parkował jeepa przed ogrodzeniem posesji. A więc to już, pomyślała Monika, czując ucisk w sercu. Pierwszy raz Kornelia wyjeżdżała tak daleko.
Za kilka miesięcy miały minąć dwa lata od dnia, gdy się przeprowadziły z Warszawy do Pełni po tragicznych zdarzeniach, które stały się ich udziałem[1]. Przez ten czas córka uporała się z bolesnymi wspomnieniami i pogodziła ze zmianami w życiu: nowym miejscem zamieszkania, rozwodem rodziców oraz faktem, że jej ojciec odsiaduje karę w więzieniu za stosowanie przemocy wobec jej matki. Nela zapuściła korzenie w Pełni, miała nowych przyjaciół, uczyła się w technikum gastronomicznym i zarabiała na swoje potrzeby, w sezonie gotując wraz z Elizą dla gości w pensjonacie Dobrzyńskich. Pod koniec kwietnia skończyła siedemnaście lat, była samodzielna, dojrzała i odpowiedzialna. Mimo to Monika wciąż się o nią bała, chociaż nie miała już ku temu powodu. W jej życiu wreszcie zapanował ład, nikt nie zagrażał jej rodzinie, winni porwania Neli siedzieli za kratami. To jednak nie sprawiło, że Monika odzyskała poczucie bezpieczeństwa. Wydarzenia minionych lat pokazały, jak kruchy może być spokój, i Gniewosz nie miała pewności, czy znów nie przyjdzie jej o niego walczyć.
Figa wybiegła przez otwarte drzwi i zaszczekała, przywołując policjantkę do rzeczywistości. Monika potrząsnęła głową, jakby chciała wyrzucić z niej złe myśli, po czym zawołała do matki i córki:
– Michał z Elizą już czekają. Jesteście gotowe?
– Tak – zabrzmiało w odpowiedzi i w salonie pojawiła się Iwona, ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. – Mam nadzieję, że wszystko wzięłam.
– Na pewno, babciu – zapewniła idąca za nią Kornelia. – Poza tym nie jedziemy na koniec świata, tylko do Paryża. Dwie i pół godziny lotu.
– Ale żeby tam polecieć, musicie najpierw dotrzeć do Warszawy – rzekła Monika. – Na trasie mogą być korki, a samolot nie poczeka. – Podała Iwonie torbę z termosem oraz kanapkami i pierwsza ruszyła do wyjścia. – Chodźmy.
Na widok kobiet Michał rozciągnął usta w uśmiechu i otworzył bagażnik.
– Uważajcie na siebie – przypomniała Gniewosz, gdy już wszystko zostało spakowane, a córka zawisła jej na szyi. – Obiecaj mi, że...
– Bez obaw, mamo, będziemy świetnie się bawić. – Nela pocałowała ją w policzek.
– Miałam na myśli zdrowy rozsądek.
– To też, jasna sprawa. A po powrocie przygotuję dla ciebie fantastyczny czekoladowy deser.
– Na to liczę. – Monika uściskała Kornelię, a później przytuliła matkę. – Wzięłaś leki?
– Oczywiście. – Starsza kobieta pogłaskała plecy córki kojącym gestem.
O nią Gniewosz też się bała. Iwona zamieszkała z nimi w Pełni na początku tego roku po wyjściu z więzienia w Grudziądzu, dokąd trafiła, próbując wcześniej zdemaskować przestępczą działalność eksmęża. Poszła na współpracę z prokuratorem i przekazała urzędnikowi dowody obciążające Jerzego Kowalewskiego, a ten, w odwecie, zlecił zabicie Iwony. Gdy się okazało, że była żona przeżyła napaść, wynajął zbira, który porwał Kornelię, wszystko po to, by powstrzymać swoją eks przed zeznawaniem na rozprawie w sądzie. Uprowadzenie miało miejsce na początku marca i mimo że Nela szczęśliwie wróciła do domu, a sprawca został zatrzymany, Monika wciąż przeżywała w snach moment zniknięcia córki.
– Halo, ziemia do podkomisarz Gniewosz. – Głos matki, nabrzmiały radością, wyrwał policjantkę z zamyślenia. – Słyszałaś? Nie wybieramy się na koniec świata i nie na zawsze. Za tydzień wracamy. – Kowalewska wysunęła się z objęć córki.
– Taak, wiem. – Monika opuściła ręce i wcisnęła je do kieszeni dżinsów.
– Musimy już jechać – rzekł Dobrzyński, gdy Iwona i Nela dołączyły do siedzącej w samochodzie Elizy, i posłał Monice ciepłe spojrzenie. – Wrócę wieczorem. Jeśli chcesz, zawieź do mnie Figę, żeby nie siedziała sama przez cały dzień.
– Dobry pomysł. – Gniewosz wciągnęła powietrze do płuc. – Dajcie znać, jak dotrzecie do lotniska – poprosiła, a potem odprowadzała jeepa spojrzeniem, dopóki nie zniknął wśród drzew. – No i zostałyśmy we dwie – powiedziała do stojącej obok niej Figi i podrapała ją za uszami. – Zawiozę cię do pensjonatu, pobawisz się z Portosem i Lolą. Co ty na to? – spytała, a kiedy suczka przechyliła łeb i zamachała ogonem w odpowiedzi, Monika dorzuciła: – Widzę, że pomysł przypadł ci do gustu.
Wróciła do domu, żeby zabrać potrzebne rzeczy, po czym skierowała się do terenówki. Kwadrans później, po zostawieniu Figi w siedlisku Michała, Gniewosz ruszyła leśnym duktem w stronę miasteczka. Podobnie jak w poprzednie dni, tak i dziś zapowiadała się ładna pogoda. Na niebie nie było żadnej chmury, słońce świeciło coraz mocniej, przez otwarte okno samochodu w nozdrza policjantki wdzierał się odurzający zapach lasu. Wysypujący się z kwiatostanów sosny pyłek opadał żółtym nalotem, kwitły już modrzew, świerk oraz dąb szypułkowy, a także głóg, kasztanowiec i krzewinki borówki. Runo leśne jaśniało od bieli kwiatów konwalii.
Monika, chłonąc woń natury, wspomniała wieczorną rozmowę sprzed kilku tygodni, w której Kornelia wyznała, że marzy o wyjeździe na warsztaty cukiernicze do Paryża podczas majówki.
– Gadamy o tym z Elizą, odkąd zobaczyłyśmy ogłoszenie – dodała, przedstawiwszy matce program pobytu. – Tyle tylko, że wszystko rozbija się o kasę.
– Nawet gdybyśmy miały taką sumę, i tak nie mogłybyście pojechać, ponieważ nie jesteście pełnoletnie. Poza tym... Michał będzie miał w pensjonacie turystów tym terminie, więc nawet jeśli ty weźmiesz wolne, to Eliza pewnie zechce pomóc ojcu.
– Pan Dobrzyński powiedział, że w tym roku zawiesza przyjmowanie gości w weekend majowy i gdyby nie pieniądze, mógłby z nami pojechać. On uważa, że to świetny pomysł i szansa dla nas.
– Ja też tak uważam – wtrąciła Iwona, popierając wnuczkę. – I mam środki, żeby sfinansować tę wyprawę.
– Mamo, to wykluczone – zaoponowała Monika.
– Ale dlaczego? Pamiętasz, co ci mówiłam, gdy kupowałaś dom? Kiedy byłam żoną Kowalewskiego, stałam się zamożną kobietą, a po rozwodzie stan mojego konta jeszcze się poprawił. To jedyna korzyść ze związku z tym żałosnym palantem. – Iwona przewróciła oczami. – Mam więcej pieniędzy, niż mogę wydać, a poza tym na cóż mi one, jeśli nie mogłabym się nimi dzielić z najbliższymi? – Zawiesiła na moment głos, po czym rzekła do córki: – Jeśli nie ma więcej przeszkód, zapłacę za warsztaty dla dziewczyn i pojadę z nimi jako opiekunka. Całe wieki nie byłam w Paryżu, chętnie odwiedzę ulubione miejsca.
– Michał się nie zgodzi na taki prezent. Honor mu nie pozwoli.
– Poradzę sobie z jego uczuciami. Niech pokryje koszty podróży Elizy, resztą zajmę się ja. Znajdę niedrogi hotel i będziemy świetnie się bawić. Pokażę dziewczynom piękne zakątki, obejrzymy obrazy w Musée d’Orsay, pospacerujemy nad Sekwaną i pojedziemy metrem na Montmartre... – W oczach Iwony błysnęła radość.
Gniewosz przygryzła dolną wargę i zmarszczyła brwi w zamyśleniu. Kiedy napotkała pełen napięcia wzrok córki, zdecydowała:
– Dobrze. Niech będzie.
– Dzięki, mamo! – Kornelia przytuliła się do Moniki, a później przylgnęła do Iwony. – Dzięki, babciu! Dzwonię do Elizy.
– Kiedy skończycie rozmawiać, niech Lizka da telefon swojemu tacie, żebym mogła się zająć kwestią jego honoru. – Iwona zachichotała.
Później wszystko potoczyło się błyskawicznie i nie wiadomo kiedy nadeszła końcówka kwietnia i pora wyjazdu.
Na drogę wbiegł zając. Jego widok przywołał Monikę do rzeczywistości. Policjantka nacisnęła pedał hamulca i nabrała tchu, żeby poradzić sobie z nagłym skurczem w okolicy splotu słonecznego. Las się przerzedził, dukt przeszedł w drogę asfaltową, już było widać zabudowania Pełni. Gniewosz przejechała przez rynek, nawykowo lustrując okolicę i przechodniów, po czym skręciła w stronę komisariatu.
PRZYPISY