Noc i ciemność - Agata Christie - ebook + książka

Noc i ciemność ebook

Agata Christie

4,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Bogatą Amerykankę Ellie i lekkomyślnego utracjusza Michaela połączyła miłość od pierwszego wejrzenia. Nikt więc nie przejmuje się mezaliansem i klątwą. A przecież gdyby posłuchano rad starej cyganki, zamiast kilku zgonów mielibyśmy romantyczny happy end. Wśród kandydatów na mordercę są: wdowiec, dama do towarzystwa, genialny architekt i prawnik rodziny – każdy równie oddany ofierze.

Jest nastrój, wiarygodny portret psychopaty, autorka gra z czytelnikiem fair play, nic zatem dziwnego, że to jedna z najbardziej cenionych książek Agaty Christie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 238

Oceny
4,2 (162 oceny)
80
41
33
7
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KorienOlven

Nie oderwiesz się od lektury

Zupełnie inna Agatha Christie. Zamiast morderstwa na samym początku książki jest live story. Nad wszystkim unosi się poczucie nadchodzącej katastrofy, choć do końca nie wiemy, skąd nadejdzie. Atmosfera mroku i bezsilności wobec losu ma w sobie coś z Poe'go. Polecam!
00
DarkouQ

Nie oderwiesz się od lektury

Jest to rozszerzona wersja opowiadania, które powstało dużo wcześniej. Niestety najpierw czytałem opowiadanie, więc książka mnie nie zaskoczyła tak jak powinna. Niemniej tak jak wszystko od Christie jest świetna :)
00
Dreptak

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca i zaskakująca powieść. Mimo przeczytania kilku książek autorki znów dałam się zaskoczyć. Klimat inny niż w książkach z Poirotem, co też było ciekawą odmianą. Pani Christie po raz kolejny okazała się niedoścignioną mistrzynią kryminłów!
00
malgorzata_nester

Nie oderwiesz się od lektury

2222222h2
00
Jolanta_Szewczyk

Nie oderwiesz się od lektury

Super!
00

Popularność




Tytuł oryginału
Endless Night
Projekt serii
MARIUSZ BANACHOWICZ
Projekt okładki
ANNA DAMASIEWICZ
Fotografie na okładce
© Eric Isselée / Depositphotos.com
© Tatiana Arzhanova / Depositphotos.com
Redakcja
DARIA DEMIDOWICZ-DOMANASIEWICZ
Korekta
AGNIESZKA PORĘBSKA
Redakcja techniczna
KRZYSZTOF CHODOROWSKI
Endless Night Copyright © 1967 Agatha Christie Limited. All rights reserved.
AGATHA CHRISTIE and the Agatha Christie Signature are registered trade marks
of Agatha Christie Limited in the UK and/or elsewhere. The Agatha Christie
Roundel Copyright © 2013 Agatha Christie Limited. Used by permission.
All rights reserved.
Polish edition published by Publicat S.A. MMII, MMXV (wydanie elektroniczne)
Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora,
w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.
jest znakiem towarowym Publicat S.A.
Wydanie elektroniczne 2015
ISBN 978-83-271-5355-5
Publicat S.A.
61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24
tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00
e-mail: [email protected], www.publicat.pl
Oddział we Wrocławiu
C z ę ś ć   p i e r w s z a
ROZDZIAŁ PIERWSZY

„U mojego początku jest mój kres...”[1] Tak mówią. To cytat. Brzmi ładnie, ale co właściwie znaczy?

Czy kiedykolwiek możemy wskazać palcem i stwierdzić: „To zaczęło się właśnie wtedy, w tamtym miejscu, od tamtego wydarzenia”?

Może początku mojej historii należy szukać w dniu, kiedy to ujrzałem na ścianie pubu Pod Świętym Jerzym i Smokiem zapowiedź przetargu posiadłości o nazwie Wieże. Przeplatały się tam liczby podające akry i mile, a opis Wież, mocno naciągnięty, pasował w najlepszym razie do okresu ich świetności, czyli czasów sprzed osiemdziesięciu, stu lat.

Nie miałem nic szczególnego do roboty, dla zabicia czasu wałęsałem się po głównej ulicy w Kingston Bishop, niczym niewyróżniającej się mieścinie. Traf chciał, że spojrzałem na anons o sprzedaży Wież. Przekleństwo losu? Uśmiech szczęścia? Można na to popatrzeć i tak, i tak.

Albo, powiecie, wszystko zaczęło się wtedy, kiedy poznałem Santonixa i wiodłem z nim długie rozmowy. Zamykam oczy i widzę jego płonące policzki, pałające oczy, ruch jego silnej, a zarazem delikatnej dłoni, kiedy kreśli plany i elewacje domów, a szczególnie jednego domu. Piękny dom, który cudownie byłoby mieć na własność!

Wtedy to zakiełkowała we mnie tęsknota. Zatęskniłem za wspaniałym domem, takim, na jaki nigdy w rzeczywistości nie mogłem mieć cienia nadziei. Rozkoszne marzenie, które snuliśmy wspólnie: Santonix zbuduje dla mnie dom, jeśli życia mu starczy...

Dom moich marzeń, w którym mieszkałbym ze swoją ukochaną, w którym, jak w bajce dla dzieci, żylibyśmy długo i szczęśliwie. Czysta fantazja, chimera, a jednak wyzwoliła we mnie falę tęsknoty. Tęsknoty za czymś, co było zupełnie nierealne.

Albo inaczej... Jeśli jest to historia miłosna – a przysięgam, że jest – dlaczego nie zacząć od chwili, kiedy po raz pierwszy ujrzałem Ellie stojącą w cieniu jodeł w Cygańskim Gnieździe?

Cygańskie Gniazdo. Tak, powinienem chyba jednak wrócić do tego momentu, gdy odwróciłem się od tablicy z ogłoszeniem, zadrżałem lekko, bo czarna chmura właśnie przesłoniła słońce, i od niechcenia zapytałem miejscowego wieśniaka, który w pobliżu niedbale przycinał żywopłot:

– Co to za dom te Wieże?

Wciąż widzę nieprzeniknioną twarz starego. Spojrzał na mnie spode łba i mruknął:

– My tu tak nie mówimy. A o co chodzi? – I po chwili burknął niechętnie: – Szmat czasu będzie, jak ktoś tam mieszkał i mówiło się Wieże. – Znowu się żachnął.

Zapytałem go, jakiej on w takim razie używa nazwy. Jego oczy w pomarszczonej twarzy spoglądały gdzieś poza mnie. Chłopi mają taki dziwny sposób rozmowy: nie zwracają się wprost do ciebie, ale patrzą ci przez ramię albo w bok, jakby widzieli coś, czego ty nie widzisz. Odparł:

– Tutaj powiadamy Cygańskie Gniazdo.

– Skąd się wzięła ta nazwa?

– Ano, krążą opowieści... nie wiem dokładnie. Jedni gadają to, drudzy tamto. – I dodał: – Zresztą co tu dużo mówić. Tam się zdarzają wypadki.

– Samochodowe?

– Różne. Teraz to przeważnie samochodowe. Paskudny zakręt, powiadam panu.

– No tak – rzekłem na to. – Skoro jest tam paskudny zakręt, trudno się dziwić, że tak często zdarzają się wypadki.

– Rada gminna ustawiła tam znak ostrzegawczy, ale to wszystko mało. Wypadki, jak były, tak są.

– No dobrze, ale co mają z tym wspólnego Cyganie? Znowu spojrzał w bok i odparł mętnie:

– Różnie gadają... Ale podobno kiedyś była to ziemia Cyganów. Wygnano ich, a oni rzucili na ziemię klątwę.

Roześmiałem się.

– Może pan się śmiać – rzekł. – Ale są miejsca wyklęte. Tacy miastowi cwaniacy jak pan nic o tym nie wiedzą. Ale my tutaj wiemy, że są miejsca wyklęte. I to jest właśnie takie miejsce. Dlaczego zginęli ludzie przy pracy w kamieniołomie? A stary Geordie, który obsunął się tam kiedyś po ciemku i skręcił kark?

– Był pijany? – podsunąłem.

– Może i był. Lubił się napić, nie powiem. Ale pijacy często się przewracają, i to paskudnie, a przecież nic im się nie dzieje. Tymczasem Geordie skręcił kark. Tam – pokazał za siebie na porośnięte sosnami wzgórze – w Cygańskim Gnieździe.

Tak, tak się chyba wszystko zaczęło. Wtedy był to dla mnie incydent bez znaczenia. Po prostu zapamiętałem go, i tyle. Myślę – oczywiście jeśli się porządnie zastanowię – że go sobie trochę podkoloryzowałem. Nie pamiętam, w jakim momencie – wcześniej czy później – zapytałem starego, czy w okolicy są jeszcze jacyś Cyganie. Odparł, że niewielu się teraz kręci. Policja ich zawsze przegania.

– Dlaczego nikt nie lubi Cyganów? – zagadnąłem znowu.

– Złodziejskie plemię! – prychnął, po czym spojrzał na mnie bacznie. – A pan może też jaki Cygan? – zapytał, mierząc mnie surowym wzrokiem.

Odparłem, że nic mi o tym nie wiadomo. Prawda, wyglądam trochę jak Cygan. Chyba dlatego zaintrygowała mnie nazwa Cygańskie Gniazdo. I kiedy tak stałem, uśmiechając się do starego wieśniaka, ubawiony naszą rozmową, przyszło mi do głowy, że może rzeczywiście mam w żyłach kroplę cygańskiej krwi.

Cygańskie Gniazdo. Ruszyłem krętą drogą, która wiodła z miasteczka pod górę, wijąc się pośród ciemnych drzew. Wreszcie stanąłem na wierzchołku wzgórza, skąd rozpościerał się wspaniały widok na morze i statki. Wtedy, jak to bywa w takich razach, pomyślałem sobie: „A gdyby Cygańskie Gniazdo było rzeczywiście moje?...”. Ot, tak mi po prostu przyszło na myśl... Kupa śmiechu...

Kiedy wracałem tą samą drogą koło żywopłotu, wieśniak rzucił w moją stronę:

– Jak pan chce spotkać Cyganów, to niech pan idzie do starej Lee. Mieszka w domu, który dostała od majora.

– Kto to taki ten major?

– No jakże, major Phillpot! – odparł zgorszony. Nie posiadał się z oburzenia, że zadaję takie pytania.

Domyśliłem się, że major Phillpot jest miejscowym bogiem. Stara Lee musiała być w jakiś sposób na usługach majora, a co za tym idzie, pod jego pieczą. Phillpotowie mieszkali tu zapewne przez całe życie i niewątpliwie wodzili rej w miasteczku.

Stary powiedział mi jeszcze na odchodnym:

– Ona mieszka w ostatnim domu, na samym końcu ulicy. Pewno będzie na dworze. Nie lubi siedzieć w czterech ścianach. Oni już tacy są, ci Cyganie.

Szedłem więc sobie, pogwizdując i rozmyślając o Cygańskim Gnieździe. Słowa wieśniaka wyleciały mi już niemal z pamięci, kiedy naraz ujrzałem wysoką czarną staruchę, która gapiła się na mnie zza żywopłotu. Domyśliłem się, że to właśnie stara Lee. Przystanąłem więc i odezwałem się do niej:

– Pani podobno wie wszystko o Cygańskim Gnieździe?

Popatrzyła na mnie spod rozczochranej czarnej grzywy i odparła:

– Trzymaj się od tego miejsca z daleka, młodzieńcze. Pamiętaj. Boś chłopak do rzeczy. A nic dobrego nikogo tam nie spotka. Nigdy.

– Cygańskie Gniazdo wystawiono na sprzedaż.

– Tak, tak, ale tylko głupi je kupi.

– A są jacyś chętni?

– Jest jeden budowniczy. I są inni. Pójdzie za tani pieniądz. Zobaczysz.

– Dlaczego ma iść tanio? To piękna posiadłość.

Nie odpowiedziała.

– No dobrze – podjąłem. – Przypuśćmy, że jakiś budowniczy ją kupi. Za tani pieniądz. Co dalej?

Zachichotała pod nosem. Był to śmiech nieprzyjemny, złośliwy.

– Co dalej? Oczywiście zrówna z ziemią starą ruderę i zacznie się budować na nowo. Ale niech się buduje do woli, klątwa jak była, tak będzie.

Puściłem mimo uszu ostatnie słowa kobiety i powiedziałem zgodnie z własnym przeświadczeniem:

– Byłaby to szkoda. Wielka szkoda.

– Niech cię o to głowa nie boli. Z Cygańskiego Gniazda nie będą mieli pożytku ani ci, co je kupią, ani ci, co będą kłaść cegły i cement. Ktoś się obsunie z drabiny, rozbije się ciężarówka z ładunkiem, dachówka spadnie komuś z góry na łeb, zerwie się wichura i powyrywa drzewa. Zobaczysz! Nic dobrego z tego nie wyniknie. Trzymaj się z dala. Sam zobaczysz, zobaczysz... – I z przekonaniem kiwała głową. Po czym powtórzyła cicho, jakby do siebie: – Cygańskie Gniazdo nikomu szczęścia nie przyniosło. Tak jak nie przyniosło...

Roześmiałem się. Zareagowała gwałtownie.

– Nie śmiej się, chłopcze. Bo może niezadługo twój śmiech w płacz się obróci. To pechowe miejsce. I ten dom, i cała ta ziemia.

– Co tam się stało? – spytałem. – Dlaczego dom był tak długo niezamieszkany? Dlaczego popadł w taką ruinę?

– Ci, co mieszkali w nim ostatni, pomarli. Wszyscy co do jednego.

– Jak umarli? – Nie mogłem się powstrzymać od pytania.

– Lepiej do tego nie wracać. Dość że nikt już potem nie chciał tam zamieszkać. Dom zostawiono na pastwę losu, zbutwiał i zgnił. Teraz nikt już o nim nie pamięta. I tak jest najlepiej.

– Ale pani może mi opowiedzieć. Pani przecież wie o nim wszystko – przypochlebiałem się.

– Nigdy nie biorę na język Cygańskiego Gniazda, zapamiętaj. – I nagle zmieniła ton. Mówiła teraz fałszywym, proszącym głosem jak żebraczka. – Powróżyć, kochanieńki, powróżyć... Włóż mi do ręki srebrną monetę, a powiem ci, co cię czeka. Widzę po tobie, że daleko możesz zajść w życiu.

– Wróżby to brednie – stwierdziłem. – Zresztą nie mam srebrnych monet. W każdym razie na zbyciu.

Zbliżyła się i podjęła przymilnie:

– Sześć pensów starczy. Tylko sześć pensów. Powiem ci za szóstaka. Co to za pieniądz? Śmieszny pieniądz. Powróżę ci za szóstaka, boś ładny chłopak, wygadany, i masz podejście do ludzi. Możesz zajść daleko.

Wyjąłem w końcu z kieszeni sześciopensówkę, nie dlatego, że wierzyłem w te głupie przesądy, ale dlatego, że z jakiegoś powodu czułem sympatię do starej oszustki, którą przejrzałem na wylot. Zgarnęła monetę i powiedziała:

– Daj mi rękę. Obie ręce.

Ujęła moje dłonie w swoje, stare i zwiędłe, po czym przyglądała im się chwilę w skupieniu. Raptem wypuściła je gwałtownie, niemal odepchnęła od siebie. Cofnęła się o krok i zawołała ostrym głosem:

– Wiesz, co masz robić? Zostaw Cygańskie Gniazdo w spokoju, bierz nogi za pas, teraz, zaraz, i niech twoja stopa tu więcej nie postanie. Dobrze ci radzę. Nigdy tutaj nie wracaj!

– Dlaczego? Z jakiego powodu?

– Bo czeka cię tu tylko rozpacz, niebezpieczeństwo, zguba. Zgryzota, ciężka zgryzota. Ot, co cię czeka. Zapomnij o tym miejscu. Ostrzegam cię.

– Przecież...

Kobieta jednak już się odwróciła i szła w kierunku domu. Wreszcie zniknęła wewnątrz, zatrzasnąwszy za sobą drzwi. Nie jestem przesądny. Wierzę w szczęście, to jasne, każdy wierzy. Ale nie w brednie o starych domach, na których ciąży klątwa. Mimo to odniosłem przykre wrażenie, że złowieszcza starucha rzeczywiście wyczytała coś z mojej ręki. Odwróciłem dłonie i przyglądałem im się badawczo. Co można wyczytać z ręki? Takie wróżby to wierutna bzdura, chwyt mający na celu wyłudzenie pieniędzy, żerowanie na ludzkiej naiwności. Spojrzałem w niebo. Słońce zniknęło, dzień wydawał się zupełnie inny niż przedtem. Legł na nim jakiś cień, w powietrzu wisiała groźba. Jakby nadchodziła burza, pomyślałem. Zerwał się wiatr, zatargał drzewami, liście poruszały się z szelestem. Dla dodania sobie otuchy pogwizdywałem, idąc ulicą miasteczka.

Spojrzałem jeszcze raz na ogłoszenie. Zanotowałem sobie nawet datę przetargu posiadłości. Nigdy nie brałem udziału w takiej licytacji. Postanowiłem przyjechać. Byłem ciekaw, kto kupi Wieże. Inaczej mówiąc, kto zostanie właścicielem Cygańskiego Gniazda. Tak, chyba tak się to właśnie zaczęło... Uległem fantastycznemu marzeniu. Przyjadę, wcielę się w człowieka, który zabiega o Cygańskie Gniazdo. Stanę do licytacji z miejscowymi inwestorami. Odpadną, zawiedzeni, że cena wzrosła.

Kiedy już zostanę właścicielem, pójdę do Rudolfa Santonixa i powiem mu: „Zbuduj mi dom. Miejsce już mam”. Potem spotkam dziewczynę, wspaniałą dziewczynę, i będziemy żyć razem długo i szczęśliwie.

Tego rodzaju marzenia snułem często. Nic z nich oczywiście nie wynikało, ale sprawiały mi radość. Radość! Mój Boże! Gdybym był wiedział!

[...]

Przypisy
[1] J.S. Eliot, East Coker, przeł. W. Dulęba