Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
11 osób interesuje się tą książką
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 257
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Aleksandra tańczyła boso w zwiewnej, przezroczystej sukience. W świetle pochylonych latarni wyglądała zjawiskowo. Ciepłe krople wiosennego deszczu dodawały jej piękna i niezwykłości. Każdy jej ruch, w połączeniu ze światłem lśniącego na niebie księżyca, pełen był magii. Stary most, na którym odważnie wyginała swoje gibkie i piękne ciało, wydawał się idealną sceną na tego typu nocny występ.
Nie była jednak sama. W oddali czaił się ubrany na ciemno Karol. Próbował nagrać taniec pijanej dziewczyny. Jak się okazało, nie było to takie proste. Jego telefon ciągle gubił ostrość i nie mógł wyraźnie uchwycić nocnej tancerki. Ze wściekłością kopnął stojącą obok ławkę, aby rozładować narastającą w nim frustrację. Zanim rozmasował obolałą nogę, tajemnicza dziewczyna zniknęła…
Świtało. Zalesiany powoli budziły się do życia. W niektórych oknach można było dostrzec zapalone lampy. Ktoś wyprowadzał psa na poranny, szybki spacer. Przed piekarnią ustawiała się kolejka po świeże, cieplutkie pieczywo; zaspani mieszkańcy wymieniali się nowymi ploteczkami. Każda informacja zdawała się na wagę złota. Nic nie umknęło ich czujnym oczom i uszom. Dzień bez obgadywania kogoś był zdecydowanie dniem straconym.
Aleksandra obudziła się z potwornym bólem głowy. Usiadła na łóżku i próbowała przypomnieć sobie, co wydarzyło się wczorajszego wieczoru. Była na firmowym bankiecie, znudzona jednak widokiem znajomych twarzy poszła z koleżanką do sali obok na drugą imprezę. Tam jakiś mężczyzna postawił im drinka. Po pewnym czasie kolejnego i jeszcze jednego. Tyle pamiętała na pewno. Reszta była tylko mglistym wspomnieniem. Wypity alkohol zdecydowanie wiele komplikował.
Poszła do łazienki. To, co zobaczyła w lustrzanym odbiciu, przeraziło ją nie na żarty. Wyglądała fatalnie! Z rozczochranych włosów wyjęła coś, co przypominało liść klonu. Poszukała jeszcze jego brakujących resztek, dokładnie przeczesując palcami włosy, a następnie zmyła wczorajszy, rozmazany na twarzy, czarny tusz do rzęs. Kiedy upewniła się, że wszystkie części jej garderoby wróciły razem z nią do domu, odetchnęła z wyraźną ulgą. Po chwili zaczęła szykować się do pracy z nadzieją, że tam dowie się czegoś więcej od Natalii.
Przyjaciółka jednak niewiele jej pomogła. Sama od rana walczyła z potwornym bólem głowy, pijąc trzecią kawę. Dochodziła dziesiąta. Obie siedziały przy swoich biurkach i pochylone nad stertami najróżniejszych dokumentów udawały, że pilnie wykonują swoje obowiązki. Po pracy umówiły się na wspólny obiad do pobliskiego baru. Tam na spokojnie, bez niepotrzebnych świadków, zamierzały pogadać. Teraz tylko wymieniały między sobą porozumiewawcze spojrzenia, a gdy szklane drzwi z naprzeciwka otwierały się i stawał w nich szef, pochylały nisko głowy nad rozłożonymi kartkami, zadrukowanymi od góry do dołu jakże ważnymi dla ludzkości informacjami.
Popołudniowe spotkanie uświadomiło im, jak mało pamiętają. Wczorajszy wieczór najwyraźniej miał dla nich obu pozostać niewyjaśnioną zagadką. Dziewczyny rozłożyły tylko bezradnie ręce i przewróciły figlarnie oczami. Wzruszeniem ramion zakomunikowały sobie nawzajem, jak przejmują się tym, co bezpowrotnie minęło.
Aleksandra zobaczyła w swoim telefonie szesnaście nieodebranych połączeń. Zaniepokojona próbowała oddzwonić do Natalii, jednak bezskutecznie. Teraz to telefon przyjaciółki nie odpowiadał. Zaczęła się zastanawiać, co się stało. Tyle połączeń w niedzielę, wczesnym rankiem wyraźnie ją zaniepokoiło. Pospiesznie się ubrała, spakowała podręczną torebkę i nałożyła stare, wygodne buty. Aż zaniemówiła ze zdziwienia, gdy zaraz po otworzeniu drzwi, dostrzegła wysiadającą z windy Natalię.
– Cześć! Co ty tu robisz? Właśnie miałam do ciebie jechać! – Ola z trudem łapała oddech.
– Padniesz, jak zaraz coś ci pokażę! Próbowałam się do ciebie dodzwonić. Nie obudziłam cię? – spytała Natalia.
– Nie. Miałam wyciszony telefon. Dopiero wstałam. Co się stało? Zaczynam się martwić.
– Nie tutaj! Chodźmy do środka! Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
– Zapraszam! – Ola otworzyła drzwi na oścież i wpuściła gościa.
Dwie minuty później dziewczyny siedziały obok siebie na kanapie wpatrzone w wyświetlacz komórki. Żadna z nich nie miała śmiałości odezwać się pierwsza. W końcu Natalia, przerywając milczenie, powiedziała:
– Przynieś laptop. Powiększymy obraz. Będzie lepiej widać.
Ola posłusznie udała się do drugiego pokoju. Po chwili wróciła i postawiła komputer na stole.
– Otwórz zdjęcie, a ja w tym czasie przyniosę coś do picia. Na co masz ochotę?
– Napiłabym się jakiegoś soku z dużą ilością lodu. Z tego wszystkiego zrobiło mi się strasznie gorąco.
Popijając napoje przez kolorowe, fikuśnie zakrzywione u góry słomki, dziewczyny wpatrywały się w wyświetlone i powiększone do maksymalnych rozmiarów zdjęcie. Popatrzyły na siebie wzrokiem pełnym zdziwienia.
– Co to ma być? Co to znaczy? Nic z tego nie rozumiem! – Aleksandra nie kryła zdumienia i jednocześnie oburzenia.
– Nie mam zielonego pojęcia! Wczoraj wieczorem wracałam od mamy i jak tylko zobaczyłam ten bilbord, o mało nie dostałam zawału! Stałam jak wryta i nie mogłam ruszyć się z miejsca. Zdawało mi się, że ty tam jesteś i patrzysz na mnie z tym swoim charakterystycznym figlarnym uśmiechem. Zrobiłam zdjęcie, aby ci je pokazać. Wczoraj nie dzwoniłam, bo było późno. Poza tym nie chciałam cię denerwować, bobyś tej nocy nie zasnęła.
– I miałaś rację! Jestem w szoku! Nie wiem, co powiedzieć ani jak to skomentować. – Ola czuła się zupełnie bezradna. Była zaskoczona.
Na wielkim bilbordzie zobaczyła siebie – tańczącą na moście, nocą, w świetle księżyca i nikłym blasku starych latarni. Wprawdzie wyglądała pięknie i zmysłowo, jednak za żadne skarby świata nie dała rady przypomnieć sobie, aby pozowała przed kimkolwiek do tego typu sesji zdjęciowej. Sukienka była przezroczysta, dzięki czemu doskonale widać było jej piękne kształtne ciało oraz zmysłową bieliznę.
– Impreza! Nudny firmowy bankiet! – doznała olśnienia Natalia.
– Nie! Tylko nie to! Błagam! – jęknęła Ola i złapała się za głowę.
Napis umieszczony pod zdjęciem dziewczyny czytały setki razy, jakby próbując zrozumieć sens umieszczonych tam tych kilku słów: „Piękna dziewczyno, zakochałem się w tobie. Odezwij się do mnie, proszę. Karol”. Dziewięć kolejnych cyfr tworzyło czyjś numer telefonu.
– Zadzwonisz? – zapytała nieśmiało Natalia.
– Zwariowałaś?! – oburzyła się Olka.
– Tak tylko pytam. Nie chciałam cię urazić.
– A ty byś zadzwoniła? – spytała Aleksandra, patrząc wymownie na przyjaciółkę.
– Sama nie wiem. Przecież to scena jak z filmu. Takie rzeczy nie przytrafiają się każdemu. Nie słyszałam podobnej historii.
– Chcesz się zamienić? – Ola uśmiechnęła się przekornie.
– Chyba nie, choć… Wiesz, mnie nic takiego się nie przytrafia; nawet na imprezach, na które chodzimy, aby odreagować stres i napięcie po pracy. To niesprawiedliwe! Tobie się udało przeżyć przygodę życia, a mi nie! Jestem niepocieszona. Dlaczego mnie nie było wtedy z tobą na tym moście? Co wydarzyło się na tej imprezie? I co ja robiłam w tym czasie, gdy ty tańczyłaś?… Dlaczego moje życie jest takie nudne?
– Musimy zerwać ten plakat. Pomożesz mi? – Aleksandra błagalnym wzrokiem spojrzała na przyjaciółkę.
– Kiedy chcesz to zrobić?
– Dziś w nocy! Pójdziesz ze mną?
– No przecież wiesz, że tak – jęknęła jakoś dziwnie Natalia i pobiegła do łazienki, zasłaniając dłonią usta.
Wróciła po niecałym kwadransie, blada i wymęczona. Usiadła, unikając pytającego spojrzenia przyjaciółki.
– Wszystko w porządku? – zapytała Ola, najdelikatniej, jak tylko potrafiła.
– Nie wiem… Chyba tak.
– Źle się czujesz? Co ci jest? Ostatnio nie wyglądasz najlepiej.
– Chyba coś mi zaszkodziło. Może to ten sok?
– Żartujesz, prawda? – Ola nie dała się zbyć byle jakim słowem.
Zapadła niezręczna, przedłużająca się cisza. Natalia milczała. Sprawiała jednak wrażenie, że zbiera się w sobie, aby coś powiedzieć. Wskazówki starego zegara powoli przesuwały się naprzód, a głośne cykanie wypełniało niewielkie pomieszczenie, w którym znajdowały się dziewczyny. Pomimo pięknego słonecznego dnia w pokoju zapanowała grobowa atmosfera.
– Jestem w ciąży… – powiedziała drżącym głosem Natalka.
– Co takiego?!
– To, co słyszałaś.
– Ale jak? Przecież to niemożliwe! – Olka, zszokowana usłyszaną dopiero co nowiną, zaczynała wygadywać głupoty.
– To chyba po naszej pamiętnej imprezie…
– I ciebie na naszych wspólnych wyjściach nie spotyka nic szczególnego?!
– Przestań! To nie jest śmieszne. Mnie w ogóle nie jest do śmiechu.
– Jak to się stało? Z kim? – Ciekawość Oli sięgała zenitu.
– Nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia. Zupełnie nie pamiętam. Musiałyśmy wtedy wypić za dużo drinków. Nie jestem w stanie niczego sobie przypomnieć.
– Boże! Co to była za impreza?! Nie wierzę, że tyle wydarzyło się w zaledwie jeden wieczór! To jakiś koszmar, z którego na pewno zaraz się obudzimy i nasze życie wróci do równowagi.
– Nie wróci – odrzekła Natalia i głośno odstawiła trzymaną w dłoni szklankę na stół.
– I co teraz?
– Nie mam pojęcia.
– Co chcesz zrobić?
– Nie wiem.
– Urodzisz to dziecko?
– Nie pytaj mnie o to więcej!!! – wykrzyknęła Natalia i pobiegła w stronę wyjściowych drzwi.
Przerażona Ola podążyła za przyjaciółką.
– Poczekaj! Coś na pewno razem wymyślimy! Pomogę ci – zadeklarowała.
– Ale w czym mi pomożesz? Urodzisz za mnie to dziecko? Zmierzysz się z tym wszystkim sama? Weźmiesz na siebie wymowne spojrzenia i komentarze wypowiadane przez mieszkańców w naszym cudownym miasteczku? Ty jedynie wisisz na plakatach, w scenerii romantycznego nocnego tańca na moście, w świetle starych lamp i spadających gwiazd. O tobie pogadają zaledwie dwa miesiące i za chwilę o wszystkim zapomną, przechodząc do kolejnych tematów i nowych lokalnych sensacji. A ja? Cokolwiek bym zrobiła, będę na językach tych wrednych, wstrętnych bab, które wszystko wiedzą najlepiej, bo przecież to właśnie im życie układa się najcudowniej na świecie… – szlochała Natalka.
Aleksandra mocno przytuliła roztrzęsioną dziewczynę. Stały wtulone w siebie i obie płakały. Po jakimś czasie przyjaciółka delikatnie wzięła Natalkę pod rękę i zaprowadziła z powrotem na kanapę.
– Nawet nie możemy się napić – stwierdziła ze smutkiem Olka.
– Wielka szkoda – dodała spokojniejszym głosem Natalia i obie jednocześnie zaczęły się głośno, histerycznie śmiać.
Przestały dopiero po jakimś czasie. Mogło się wydawać, że całe unoszące się w powietrzu napięcie jakby uleciało na zewnątrz przez otwarte okno. Atmosfera stała się zdecydowanie przyjemniejsza. Przyjaciółki siorbały głośno soki i wpatrywały się w swoje kolorowe skarpetki. Przeciągające się milczenie nie było krępujące. Po jakimś czasie ciszę przerwała Olka:
– Od dawna masz mdłości?
– Znowu zaczynasz ten temat? – Natalia nie kryła niezadowolenia.
– Nie możemy przecież udawać, że nic się nie stało. – Przyjaciółka wpatrywała się w spiętą twarz swojej rozmówczyni.
– Oddam to dziecko.
– Co takiego?!
– To, co słyszałaś – odrzekła najspokojniej w świecie Natalia.
– Ale jak to: oddasz?
– Normalnie. Widziałam w internecie kilka ogłoszeń od par, które nie mogą mieć własnych dzieci i poszukują kogoś, kto im urodzi i odda na zawsze swoje. Wyjadę na jakiś czas z naszego miasteczka do Poznania. Dzięki temu nikt się nie zorientuje, że jestem w ciąży. Urodzę, oddam i na Boże Narodzenie będę z powrotem.
– A dlaczego akurat do Poznania? – spytała zaciekawiona Ola.
– Tam znalazłam najwięcej tego typu ogłoszeń. Pary zapewniają mieszkanie, wyżywienie oraz spore kieszonkowe na niezbędne wydatki. Po urodzeniu i przekazaniu im dziecka otrzymam jednorazowo większą kwotę i więcej się nie zobaczymy. Wtedy wrócę i zacznę życie od nowa.
– A to jest w ogóle legalne?
Natalia poruszyła się nerwowo. Przeciągając w czasie udzielenie odpowiedzi, zaczęła małymi łykami sączyć swój napój. W końcu ponownie odstawiła szklankę, zdjęła nogi ze stołu i niemalże połykając własne łzy, odparła:
– A to, co mi zrobił tamtego wieczoru jakiś dupek, wcześniej dosypując nam zapewne coś do drinków, jest legalne? Robiłyśmy we dwie różne głupie i szalone rzeczy, ale coś takiego jeszcze nas nie spotkało! Więc nie pytaj mnie nawet o to, czy to jest legalne, czy nie! Jak jesteś moją przyjaciółką, to nią bądź! Na dobre i na złe!
– Nie zostawię cię z tym samej, przecież dobrze o tym wiesz. Mój taniec na moście i wielki bilbord w centrum miasteczka to mały pikuś w porównaniu z tym, co ty teraz przeżywasz. A co z pracą?
– Nie wiem. Może napiszę podanie o bezpłatny urlop? Myślisz, że nasz groźny szefuńcio podpisze mi go bez problemu?
– Trudne pytanie. Musiałabyś trafić na jego wyjątkowo dobry humor, a sama wiesz, że to nie trafia się często.
– To raczej się nie zdarza…
Wspomnienie pracodawcy z nieustannie zachmurzonym obliczem i naburmuszonym wyrazem twarzy rozśmieszyło je prawie do łez. Stuknęły się szklankami z sokiem pomarańczowym i zgodnie przyznały, że trzeba wypić za zdrowie szefa, aby w końcu sobie kogoś znalazł. Wszyscy pracownicy biura od kilku dobrych lat tylko w tym upatrywali ratunku i nadziei na swój lepszy byt.
Następnego dnia w pracy wszyscy chodzili na palcach, aby nie denerwować szefa, który nie lubił hałasu. Z samego rana sekretarka ze stresu pomyliła kawę z herbatą, co wpłynęło na nie najlepszy nastrój przełożonego. Niektórzy przeczuwali, że nad tym dniem unoszą się jakieś tajemnicze czarne chmury. I jak się później okazało, niestety mieli rację.
– Aleksandra! Do mnie! Zapraszam!
Wszyscy aż się skulili, gdy dało się słyszeć ten charakterystyczny ton, nieznoszący sprzeciwu. Szef o imieniu Janusz ponad wszystko inne przedkładał dobrą reputację prowadzonej przez niego od wielu lat firmy. Biuro rachunkowe prosperowało dobrze. Nie miało wielkiej konkurencji. Klientów nie brakowało. Zawsze znajdowało się tu coś bardziej lub mniej ciekawego do zrobienia.
Wystrój całego wnętrza dużo mówił o jego właścicielu. Surowy klimat biurowych pomieszczeń zdecydowanie nie wpływał na ciepłą atmosferę pracy. Janusz nie znosił kwiatów, obrazów ani żadnych ozdób, które – jego zdaniem – tylko zaśmiecały półki czy parapety. Lubił otwartą przestrzeń i chłodne kolory, co nie uszło uwadze pracujących tu kobiet, które jednak nie miały w tej kwestii nic do powiedzenia.
Olka niepewnym krokiem przekroczyła próg gabinetu szefa. Chwilę się zawahała, nie wiedząc, czy może usiąść, czy też nie. Nie wiedziała, czego może się spodziewać, ale nie miała dobrych przeczuć. Pospiesznie analizowała w głowie terminy sprawozdań. Była prawie pewna, że wszystko oddała w wymaganym czasie. Jej rozmyślania przerwał zachrypnięty głos Janusza:
– Siadaj! – Wskazał dłonią stojące obok wysłużone krzesło.
Posłusznie usiadła, zakładając nogę na nogę. Przykrótka spódnica powędrowała ku górze. Aleksandra próbowała dyskretnie pomóc jej wrócić na miejsce, ta jednak najwyraźniej nie miała takiego zamiaru. Cała ta sytuacja zaciekawiła Janusza, który niezbyt dyskretnie lustrował zgrabne nogi zestresowanej pracownicy. Ola próbowała powstrzymać się od śmiechu. Zawsze tak reagowała na silne napięcie. Wiedziała, że przełożony nie odpuści, więc postanowiła go ubiec. Wstała i podeszła do okna, aby zachować bezpieczną odległość.
– Co trzeba, szefie? Coś się stało? Nie mam za wiele czasu. Jest dziś dużo pilnych rzeczy do zrobienia.
Wpatrywał się w nią jak w obrazek. Długo zbierał się w sobie, zanim jakimś dziwnym, zupełnie nienaturalnym dla niego tonem powiedział:
– Ja chciałem… zapytać… a właściwie to powiedzieć, a tak naprawdę to poprosić, to znaczy zaprosić…
Ola z nieukrywanym zdziwieniem wpatrywała się w niego, próbując zgadnąć, o co mu tak naprawdę może chodzić.
Janusz był dupkiem. Do takiego wniosku doszły z Natalią po kilku miesiącach pracy u niego. Nie znosił sprzeciwu. Wszystko musiało iść wyłącznie po jego myśli. Pracowników traktował raczej z góry i dość oficjalnie. Nie zdobywał się na jakiekolwiek odruchy serca wobec nich, no może poza świąteczną premią przed Bożym Narodzeniem. Natalia z Aleksandrą zgodnie stwierdziły, że w tym wyjątkowym czasie nie tylko zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Niektórzy ludzie, o dziwo, też! Czego tak naprawdę chciał od niej dzisiaj Janusz? Napięcie i ciekawość Olki rosły z każdą kolejną sekundą.
– Szefie, co trzeba? – spytała bez ogródek, odważnie patrząc mu w oczy.
Jednak nie znalazła w nich odpowiedzi, jak się spodziewała. Zerknęła nerwowo na zegarek. Zrobiła to niezbyt dyskretnie, gdyż zauważyła na sobie karcący wzrok Janusza. Zastanawiała się, co zrobić, aby jak najszybciej opuścić to pomieszczenie.
Z wybawieniem przyszła Natalia. Rozległo się delikatne pukanie do drzwi i po chwili przyjaciółka niepewnym krokiem weszła do środka.
– Aleksandro, ważny telefon służbowy do ciebie. Czy możesz iść i go odebrać? To pilne! – Natalia spojrzała porozumiewawczo na przyjaciółkę.
Ola odetchnęła z ulgą i popatrzyła pytającym wzrokiem na Janusza. Ten, mimo iż nie był do końca zadowolony z takiego obrotu spraw, skinął głową, dając wyraźny znak, że się zgadza. Obie kobiety, bez oglądania się za siebie, spokojnie wyszły z gabinetu.
Natalia szykowała się do wyjazdu. Do wielkiej starej walizki, przyniesionej niedawno z piwnicy, pakowała najpotrzebniejsze rzeczy. Jak się okazało, trochę tego było. Postanowiła zrobić selekcję, aby skupić się na tym, co najważniejsze. Jak dobrze pójdzie, wróci tu dopiero na Boże Narodzenie. Zredukowała liczbę naszykowanych kosmetyczek z czterech do trzech. Znacznie gorzej było z ubraniami. Zupełnie nie miała pojęcia, co jej się może przydać tam daleko, w obcym mieście.
W pewnym momencie rzuciła się na łóżko i zaczęła głośno szlochać. Obecna sytuacja ją przerastała. Czuła się zupełnie bezradna i nie mogła się pozbierać. Miała wielką ochotę zrobić sobie drinka, ale świadomość bycia w ciąży ją od tego powstrzymała. Nie było łatwo! Przez jakiś czas Natalia walczyła sama ze sobą, a w jej głowie kłębiły się różne myśli.
„Co teraz będzie? Jak się to dalej potoczy? Czy dam radę sama udźwignąć ten ogromny ciężar?” – stawiała sobie kolejne pytania.
Zmęczona, w końcu usnęła. Potrzebowała odpoczynku. Ostatnie wydarzenia zupełnie ją wykończyły. Była blada, miała podkrążone oczy i lekko się przygarbiła, co tłumaczyła dużą ilością pracy biurowej. W firmie zazwyczaj jeszcze jakoś się trzymała. Trudniej było, gdy zostawała zupełnie sama w swoich czterech ścianach. Wtedy coś w niej pękało i nie była już taka silna, jaką starała się być przed innymi ludźmi.
Lubiła ciszę i spokój. Obecnie bardzo jej tego brakowało. Miała nadzieję, że ucieczka do miasta, znajdującego się daleko od Zalesian, ukoi jej zbolałe serce. Najbardziej przytłaczało ją to, że nic nie pamiętała z owej imprezy. Zupełna pustka! Jedna wielka czarna dziura! Strasznie ją to męczyło i nie dawało spokoju, zarówno w dzień, jak i w nocy.
Przyłapywała się nieraz na tym, że z lękiem wpatrywała się w leżący na ciemnej komodzie bilet do Poznania. Zastanawiała się, czy wyjazd rzeczywiście będzie jej wybawieniem i czy pozbycie się w taki sposób dziecka uwolni ją od poczucia winy, wstydu i ogólnej beznadziei własnej egzystencji, którą odczuwała ostatnimi czasy niemalże każdego dnia. Nie miała pojęcia, które decyzje z tych, jakie ostatnio podjęła, są złe, a które dobre. Wprawdzie Aleksandra namawiała ją do skorzystania z pomocy kogoś zaufanego, jednak ona nie dała rady tego uczynić. Zazdrościła odrobinę przyjaciółce tego szalonego tańca na moście w mokrej od deszczu białej sukience. Pojawienie się na bilbordach w miasteczku wprawdzie też miało swoją cenę, jeśli chodzi o reputację Oli, ale jej sytuacja zajścia w ciążę z tajemniczym nieznajomym i tak była o wiele gorsza. Gdyby nie ta cholerna impreza, życie toczyłoby się dalej tym samym, nudnym rytmem…
Janusz wyglądał dziś wyjątkowo elegancko. Wyprasowana, gustowna koszula robiła wrażenie. Pomimo dojrzałego wieku nadal był przystojnym mężczyzną. Pracownice wodziły za nim oczami. Niektóre nawet wzdychały skrycie zza swoich biurek, chłonąc unoszący się zapach drogich męskich perfum. Zdawałoby się, że jest ku temu jakaś szczególna okazja.
I rzeczywiście była. Ubrana w ciemne, obcisłe spodnie i dopasowaną koszulkę w wielkie kwiaty wyglądała kobieco i pociągająco. Włosy lekko opadały na jej smukłe ramiona, a delikatny makijaż podkreślał niezwykłość jej urody. Gdy przemieszczała się z jednego pokoju do drugiego, jej czarne szpilki charakterystycznie stukały o podłogę.
Janusz obserwował ją ukradkiem. Był spięty i zestresowany. Zupełnie nie miał pojęcia, jak się do tego zabrać. Wprawdzie świtał mu w głowie pewien plan, ale jak na złość, ciągle coś mu przeszkadzało. Kręcił się niespokojnie na swoim wielkim czarnym fotelu, czekając na właściwy moment. Był jak pająk, który tka swoją sieć, aby złapać w nią zdobycz. Zdziwił się, jakie to trudne. Do tej pory każdą tego typu akcję przeprowadzał pomyślnie, teraz jednak wszystko toczyło się inaczej…
Zastał ją samą przy kuchennych szafkach, gdy zakręcała słoik z pachnącą kawą. Przypatrywał się jej uważnie, wyobrażając sobie, jak parzy mu kawę przy ich wspólnym śniadaniu. Rozmarzony nie zauważył nawet, jak sprawnie opuściła socjalne pomieszczenie. Został sam. Zebrał się w sobie, wziął głęboki oddech i z podniesioną wysoko głową ruszył przed siebie.
Aleksandra nerwowo przygryzała wargi, siedząc kolejny raz w tym tygodniu w gabinecie szefa. Nie lubiła tego typu wezwań, bo nie miała pewności, co ją tu spotka. Niespodziewane decyzje Janusza niejednokrotnie zaskakiwały, niekoniecznie pozytywnie. Jej zdaniem brakowało w nich często logiki i głębszego sensu. Pracownicy nie śmieli mu tego powiedzieć. Wszyscy przytakiwali, mając nadzieję na święty spokój. Jednak tym razem Janusz totalnie ją zaskoczył.
– Napijesz się czegoś? – zaproponował miłym tonem.
– Dziękuję, właśnie zrobiłam sobie kawę. Stygnie na moim biurku – odpowiedziała obojętnym tonem Aleksandra.
– Nalegam! – powiedział, patrząc przy tym głęboko w jej piękne czarne oczy.
Nie wytrzymała tego spojrzenia. Wyraźnie zmieszał ją wzrok Janusza. Odwróciła pospiesznie głowę w drugą stronę i zaczęła liczyć w myślach czerwone cegły znajdujące się na przeciwległej ścianie. Gdy doszła do dwunastej, Janusz postawił przed nią filiżankę zielonej herbaty. Lubiła ją. Skąd o tym wiedział? A może to tylko przypadek? Nie chciała znać odpowiedzi na pytania dotyczące szefa, pojawiające się w jej głowie.
– Dziękuję – odpowiedziała i odłożyła na bok cukier, który podsunął jej Janusz.
– No tak, przecież zielonej się nie słodzi! Zapomniałem – tłumaczył się niezręcznie zmieszany mężczyzna.
Aleksandra się rozchmurzyła, patrząc na spiętego i jednocześnie elegancko wyglądającego przełożonego. Pomimo tysiąca jego wad, które byłaby w stanie wyrecytować o każdej porze dnia i nocy, lubiła Janusza. Był pracowitym człowiekiem. Pierwszy przychodził do biura i ostatni opuszczał to miejsce, sprawdzając za każdym razem, czy wszystko jest w porządku. Dużo wymagał od pracowników, dzięki czemu firma dobrze prosperowała. Klienci opuszczali to miejsce, chwaląc personel za terminowość i rzetelność świadczonych usług.
– Szefie, o co chodzi? – zapytała wprost, przysuwając do siebie filiżankę z herbatą.
– Po co tak oficjalnie? Mów mi po imieniu! Znamy się już przecież dobrych parę lat. Janusz jestem! – Zadowolony mężczyzna wyciągnął ku niej swoją dłoń.
Ola nie kryła zaskoczenia. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Podała mu obojętnie swoją małą, drżącą rękę. Stali tak przez chwilę, wpatrzeni w siebie w zupełnym bezruchu. Janusz poczuł przechodzące przez jego ciało gorące dreszcze. W końcu chwila, na którą tak długo czekał, nadeszła.
Natalia, ocierając dyskretnie łzy, próbowała podziwiać widoki roztaczające się za oknem. Udało się jej zająć dobre miejsce. W uszach miała swoje różowe słuchawki, trafiony prezent urodzinowy od Oli. Koiła smutki w przepięknych melodiach swojej ulubionej piosenkarki Sanah. Jednak na słowa: „została mi tylko melodia…”1 – zupełnie się rozkleiła. Nie dała rady powstrzymać gromkiego płaczu. Starszy pan siedzący w pobliżu spojrzał na nią z wyraźnym współczuciem. Wyjął z kieszeni pomięte chusteczki i wysunął w stronę Natalii swoją drżącą dłoń. Dziewczyna przez chwilę się zawahała. Ten drobny gest nieznajomego zaskoczył ją i lekko zdezorientował. Wzięła jedną dla świętego spokoju.
Na kolejnym przystanku dosiadła się do niej jakaś kobieta. Po usłyszanych strzępkach jej rozmowy z kierowcą autobusu Natalia wywnioskowała, że to Ukrainka. Przesunęła swój plecak bliżej siebie, aby zrobić więcej miejsca. Kobieta z wdzięcznością skinęła głową. Wyglądała na około pięćdziesiąt lat. Włosy miała w nieładzie, a mocno podkrążone i zapuchnięte oczy pozwalały przypuszczać, że niedawno płakała. Natalia poruszyła się niespokojnie. Szybko przypomniała sobie widoki zbombardowanych ukraińskich miast, które ostatnimi czasy nieustannie pokazywały polskie media. Zamyśliła się. Spróbowała wyobrazić sobie, jak w środku nocy ucieka wraz z przerażonymi sąsiadami do pobliskiego schronu. Ileż musieli wycierpieć ci niewinni ludzie, którym z dnia na dzień odebrano prawo do spokojnego snu, beztroskiego dzieciństwa czy romantycznych spacerów zakochanych w świetle księżyca i spadających gwiazd?
Siedząca koło Natalii kobieta usnęła. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Obawiała się, że jej towarzyszka będzie jej opowiadać o wojnie i o swojej tułaczce. Bała się, że zupełnie nie będzie wiedziała, co powiedzieć lub jak ją wesprzeć. Zresztą była przekonana o tym, że żadne słowa nie będą w stanie pocieszyć kogoś, kto w jednym koszmarnym momencie traci dosłownie wszystko.
Autobus gwałtownie zahamował przed pokaźnym korkiem, który pojawił się na drodze. Zaskoczeni ludzie zaparli się mocno w siedzeniach, aby zachować równowagę. Ktoś głośno zaklął, a jakiś mężczyzna w czerwonej czapce z daszkiem przypomniał kierowcy, że nie przewozi worków z ziemniakami.
Sąsiadka Natalii gwałtownie krzyknęła. Skoczyła na równe nogi, nie wiedząc, co się wokoło dzieje. Dziewczyna odruchowo chwyciła ją za rękę.
– Już dobrze. Proszę usiąść, aby pani nie upadła – powiedziała do przerażonej Ukrainki najdelikatniej, jak tylko potrafiła.
Ta spojrzała na nią swoimi zmęczonymi, nieprzytomnymi jeszcze oczami. Natalia dostrzegła w nich ból, smutek i rozpacz. Widziała, że jej towarzyszka się boi, dlatego podsunęła się do niej i spontanicznie ją przytuliła. Trwało to zaledwie kilka sekund, ale wystarczyło, by Natalia poczuła się tak, jakby w tym momencie owa kobieta opowiedziała jej niemalże całą swoją historię.
Obie siedziały bez słowa, każda na swoim miejscu. Natalia odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że jej sąsiadka trochę się uspokoiła. Jechały dalej w zupełnym milczeniu.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Nakładem wydawnictwa Novae Res ukazały się również powieści:
Poruszająca historia o miłości,która przetrwakażdą burzę
Joanna wciąż nie może się otrząsnąć po tragicznym wypadku, w którym zginął jej ukochany. Dzień po dniu uczy się żyć na nowo i spoglądać w przyszłość bez lęku. Kiedy do sąsiedniego mieszkania wprowadza się Kamil, młody mężczyzna uciekający od przeszłości, między tymi dwojgiem błyskawicznie rodzi się nić porozumienia, a wkrótce również coś więcej. Bolesne wspomnienia kładą się jednak cieniem na uczuciu, które mogłoby być dla nich zapowiedzią prawdziwego szczęścia. Czy będą mieli na tyle sił i odwagi, by spróbować raz jeszcze otworzyć przed kimś serce?
„Marzenia spełniają się jesienią” to wzruszająca opowieść o nieustannym poszukiwaniu swojej życiowej drogi, bez względu na wiek, doświadczenia czy popełnione błędy. Bo miłość przychodzi do każdego, trzeba tylko otworzyć jej drzwi.
HISTORIA O PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI, KTÓRA MOŻE WYDARZYĆ SIĘ WSZĘDZIE I NIEJEDNEGO ZASKOCZYĆ…
Życie w Domu Pogodnej Starości toczy się swoim utartym, sennym rytmem. Nieoczekiwanie spokój pensjonariuszy burzy nadejście zagadkowej przesyłki. W tajemnicy przed personelem postanawiają zajrzeć do środka. Jakie jest ich zdziwienie, gdy w niepozornych, oklejonych taśmą kartonach znajdują niezwykłe przedmioty: skrzypce, kołyskę i… małą trumnę z lustrem zamiast dna!
Kto i dla kogo przysłał tę paczkę? Nie wiadomo. Na kartonach wypisano imię i nazwisko odbiorcy, ale kłopot w tym, że nikt taki w ośrodku nie mieszka. Kiedy napięcie sięga zenitu, w Domu Pogodnej Starości pojawia się niespodziewany – i bardzo młody! – gość. Od tej pory każdy dzień przynosi nowe, zaskakujące wydarzenia, które na dobre zmienią życie pensjonariuszy…
Noc spadających gwiazd
ISBN: 978-83-8313-542-7
© Marta Nowik i Wydawnictwo Novae Res 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Paweł Pomianek
KOREKTA: Anna Jakubek
OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Zaczytani sp. z o.o. sp. k.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk