Noc wigilijnych cudów - Marta Nowik - ebook
NOWOŚĆ

Noc wigilijnych cudów ebook

Nowik Marta

4,2

34 osoby interesują się tą książką

Opis

W święta marzenia są na wyciągnięcie ręki

W Zalesianach, malowniczej miejscowości na Podlasiu, znajduje się mały sklepik z pamiątkami. Jego właściciel, dostojny pan Franciszek, ma jedno marzenie: spędzić święta Bożego Narodzenia z dawną ukochaną, Klarą. Pomimo upływu lat postanawia ją odszukać, więc zgłasza się po pomoc do detektywa Zawady.

Franciszek nie jest jednak jedyną osobą w Zalesianach, która liczy na świąteczny cud. Na tej liście można spokojnie umieścić jeszcze kilku mieszkańców miasteczka: Aleksandrę o rozdartym sercu, Karola, który pragnie rozliczyć się z przeszłością oraz Natalię, przygotowującą się do roli mamy.

Boże Narodzenie to magiczny czas, w którym dzieją się rzeczy niemożliwe. Każda z tych osób wkrótce przekona się, że cudom też trzeba czasem pomóc.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 305

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (32 oceny)
17
6
6
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
coolturka

Całkiem niezła

może być
00
wioolcia

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
ewcud2

Dobrze spędzony czas

bardzo ładna historia, miłość, przyjaźń, wartości, ale mało dynamiczna, nic się nie dzieje, a jak już, to nijak.
00
Marpac21

Nie oderwiesz się od lektury

Powieść, która otula jak przyjemny, miękki szal swą mądrością, miłością i cudami.
00
EwelinaSiwy

Nie oderwiesz się od lektury

ciekawa,dobrze się czyta
00

Popularność




Marta Nowik

Noc wigilijnych cudów

Niniejsza powieść jest fikcją literacką. Odniesienia do realnych osób, wydarzeń i miejsc są wyłącznie zabiegiem literackim. Jakakolwiek zbieżność z rzeczywistymi wydarzeniami, miejscami lub osobami, żyjącymi bądź zmarłymi, jest całkowicie przypadkowa.

Powieść dedykuję tym,

którzy wciąż jeszcze wierzą

w bożonarodzeniowe cuda…

Rozdział 1

Zalesiany

Detektyw Zawada, cichutko pogwizdując, spieszył do miejscowego urzędu, aby dopiąć ostatnie formalności. Z zadowolenia prawie zacierał ręce. Prawie, gdyż dokumenty miał jeszcze skrzętnie ukryte w ogromnych kieszeniach płaszcza. Pikuś i Mela, po wczorajszych wspólnych zabawach, pozostawiły na nich specyficzne ślady. Natalka śmiała się do rozpuku, widząc swojego ukochanego, statecznego mężczyznę, w pozycji pieska, wydającego dziwne odgłosy. Bartek, zupełnie pochłonięty zabawą, nie zwracał uwagi, jak komicznie wyglądają przybierane przez niego pozy.

Od pierwszych chwil, gdy zobaczył w sklepiku z pamiątkami urocze jamnicze szczeniaki, choć niezbyt czystej maści, skradły one jego serce. Zawada kochał zwierzęta. Dobrego podejścia do nich nauczyło go przebywanie z nimi w dzieciństwie na wsi u dziadków. Wyczuwając życzliwego człowieka, lgnęły do niego. Wystarczyło zaledwie kilka wspólnie spędzonych dni, a maluchy, jak nazywał Pikusia i Melę, szybko zajęły szczególne miejsce w jego sercu.

Dotarł do celu. Nie poszło mu tak szybko, jak planował. Urzędowe sprawy przeciągały się w nieskończoność. Z roztargnienia, wynikającego z podekscytowania ich finalizowaniem, zapomniał pobrać numerek. Oczywiście nie uszło to uwadze starszej pani z wielkim kokiem, siedzącej po drugiej stronie okienka. Kobieta wyglądała na niezadowoloną z faktu, iż pojawił się kolejny klient, który zakłócił jej poranny rytuał picia kawy.

– Niech idzie i weźmie! – Zawada usłyszał piskliwy głos. − Tam! − Wskazała ręką właściwy kierunek.

Poczuł jakieś dziwne ciarki na plecach, które skądś już znał. Przed wielu laty, gdy był małym chłopcem, panicznie bał się swojej pani od języka polskiego. Nauczycielka kojarzyła mu się z sową z wielkimi oczami. Kobieta obsługująca go w urzędzie była do niej bliźniaczo podobna.

– No niemożliwe, aby sowy mogły być dwie! – powiedział na tyle głośno, że zostało to usłyszane.

– Co mówi? – Urzędniczka, nie patrząc nawet na podany jej numerek, podniosła wzrok na zestresowanego, jak niegdyś w szkole, Zawadę.

– Nic, nic… Ja tylko tak. Do siebie.

– Do siebie mówi? – Podejrzliwie przyjrzała się klientowi.

Mina Bartłomieja mówiła sama za siebie. Próbował się uśmiechnąć do „przemiłej” pani, jednak niestety nie wyszło, gdyż po chwili usłyszał:

– Co tak gębę rozdziawił? Chory jakiś, czy co?

– Zdrowy! Jestem zupełnie zdrowy – odparł, siląc się na spokojny ton głosu. Poczuł nieodpartą potrzebę, aby jak najszybciej opuścić to miejsce.

– A nie wygląda! – Starsza pani zupełnie nie dała się przekonać do jego wersji. Najwidoczniej była specjalistką w tego typu sprawach.

– Wygląda jak wygląda, ale jest zdrowy.

– To po co pyskuje? Mało zamieszania zrobił? Agencję zachciało się otwierać! Widzicie go! Wielki detektyw się znalazł, a ręce to ma podrapane jak…

– To agencja detektywistyczna! – Szybko doprecyzował, chcąc uniknąć dalszych spekulacji uważnie obserwującej go kobiety.

– Agencja to agencja! Różne biznesy próbowali w Zalesianach otwierać, ale nasz czujny gospodarz, co się tylko da, to zablokuje! I agencji też nie będzie!

– Jak to nie będzie agencji?

– A nie będzie! Zdziwiony?

– Ja tylko potrzebuję dwóch podpisów i pieczątki. – Zawada był przekonany, że właśnie siedząca przed nim „sowa”, jak ją nazywał w myślach, przewróciła oczami.

– Pieczątki potrzebuje? To niech sobie sam postawi! U nas mówi się „pieczęć”. Pieczątki to przedszkolakom stawiają, jak ładnie trafią i posiusiają tam, gdzie trzeba.

– Chciałbym rozmawiać z kierownikiem! – Bartłomiej był podirytowany. Nie chciał być nieuprzejmy, ale jego cierpliwość powoli się kończyła.

– Każdy by chciał – zaśmiała się „sowa”.

Niepocieszony detektyw po skończonej wizycie w urzędzie poszedł jeszcze raz obejrzeć upatrzony przez siebie lokal. Myśl, że będzie musiał wrócić do urzędu ponownie za dwa dni, sprawiła, że zaczął się pocić. Taki termin złożenia kilku podpisów i jednej pieczęci, nie pieczątki, wyznaczyła „przemiła” pani. Zawada był zaskoczony. W Poznaniu czegoś takiego na pewno by nie doświadczył. Tam był znanym, poważanym człowiekiem. Nie miał problemów z załatwieniem czegokolwiek w swoim mieście.

– I jak ci poszło, skarbie? – Słodkim głosem zapytała Natalia, gdy przekroczył próg domu.

Zawada nie zdążył nic powiedzieć, bo Pikuś i Mela właśnie wbijały swoje ząbki w jego nowy płaszcz. Próbował jakoś odwrócić ich uwagę, ale tym razem się nie udało. Natalia zastała go w korytarzu machającego swoim odzieniem wierzchnim, na którego dole uroczo majtały się dwa rozkoszne jamniczki.

– Co robisz? Chcesz im zęby powyrywać? Przecież to maleństwa! Psie dzieci! – Gospodyni najwyraźniej była niezadowolona z huśtających się, prawie jak w wesołym miasteczku, piesków.

– Próbuję ratować mój płaszcz! One nie są jego frędzlami! Przyczepiły się jak rzepy do psiego ogona i nie chcą puścić! Co mam zrobić?

Po krótkiej szamotaninie wspólnymi siłami udało się uwolnić ubranie Zawady. Zadowolone maluchy grzecznie podreptały za swoją panią do kuchni, unosząc przy tym dumnie ogonki do góry. Triumfowały! A przynajmniej tak im się zdawało.

Natalia kończyła przygotowywać obiad. Jeszcze chwila i będzie można usiąść do wspólnego posiłku. Pikuś i Mela zupełnie niezauważalnie zajęły miejsca pod stołem.

– Załatwiłeś wszystkie formalności urzędowe? – spytała, mieszając wielką chochlą smakowicie pachnącą zupę.

Zamiast odpowiedzi usłyszała jakieś dziwne chrząkanie i kaszlanie. Miała wrażenie, że Zawada zadławił się samą próbą udzielenia odpowiedzi. Spojrzała na niego z lekkim niepokojem. Prawą ręką dał znak, że zaraz będzie w stanie zaspokoić jej ciekawość.

– Nie do końca… – wykrztusił ledwo słyszalnym głosem. Otarł dłonią spocone czoło.

– Głuptasku! Przecież mogłam pójść razem z tobą. Tam pracuje przemiła pani Małgorzata. Wszyscy w miasteczku ją znają. Wtedy twoje sprawy potoczyłyby się znacznie szybciej.

– Sowa! – wykrzyknął tak gwałtownie Zawada, że aż małe pieski dały dyla do pokoju obok.

Natalia pamiętała upadek Bartka i jego upór związany z odmową badań w szpitalu. Wiedziała, że uderzył się w głowę. Miała wyrzuty sumienia, że po części jest winna zaistniałej wówczas sytuacji. Nie chciała z nim rozmawiać w jego mieszkaniu po tym, jak zastała tam obcą kobietę w jego koszuli. Na samo wspomnienie tej sytuacji zrobiło jej się niedobrze. Na wszelki wypadek, trzymając się za zaokrąglony brzuszek, poszła do łazienki.

Obiad minął w nieco spokojniejszej atmosferze. Zawada powoli odzyskiwał dobry nastrój. Zajadając się z wielkim smakiem pysznościami przygotowanymi przez jego ukochaną, w międzyczasie krótko streścił przebieg porannego załatwiania formalnych spraw związanych z agencją.

– Ależ to niemożliwe, że pani Małgosia była dla ciebie niemiła! To złota kobieta! Wiele potrafi załatwić, dlatego tak długo tam pracuje!

Detektyw przemilczał kwestie dotyczące „przemiłej” kobiety. Wspomnienie urzędniczki spowodowało dziwny ucisk w klatce piersiowej.

– Wyjdę z pieskami – zaproponował.

Nie chciał sprawić Natalce przykrości, dzieląc się z nią swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi urzędniczki. Chciał uszanować fakt, że obie się znały, więc zachował je tylko dla siebie.

Po spacerze z maluchami postanowił oddzwonić do Sabiny. Po jego odejściu z pracy przejęła kilka spraw, którymi wcześniej się zajmował. Większość udało mu się domknąć przed wyjazdem. Nadal nurtowała go jedna, która ostatnio zaprzątała mu myśli.

– Do kogo dzwonisz? – zapytała zaciekawiona Natalia, podając mu filiżankę z gorącą herbatą.

– Do starej pracy. Chcę się dowiedzieć kilku rzeczy.

– Ale nie będziesz z nią rozmawiał? Powiedz, że nie telefonujesz do niej…

Zawada odłożył komórkę na stół i westchnął głęboko.

– Natalko, tłumaczyłem ci tysiąc razy! Nic mnie z tą kobietą, poza dawnymi zawodowymi sprawami, nie łączy. Nie musisz się obawiać ani być zazdrosna. Zaufaj mi. Proszę cię o to. – Próbował ją przytulić, jednak ona odsunęła od siebie jego rękę.

– Czy to, że spotkałam ją wtedy u ciebie, w twojej koszuli, i to na dodatek rozpiętej, nazywasz sprawami zawodowymi?

– Już ci tłumaczyłem. Nie musimy kolejny raz do tego wracać. Dla ciebie zostawiłem w Poznaniu wszystko: dom, pracę, znajomych, grób Heleny i swoje dotychczasowe życie. Uczyniłem to, bo mi na tobie zależy. Chciałem to zrobić, abyśmy mogli być razem. Myślałem, że o tym wiesz.

– Doceniam to. Naprawdę. Nie chciałabym tylko, aby ta kobieta stanęła pomiędzy nami. Nie zniosę tego ponownie. Nie mam do niej zaufania.

– Nic mnie z nią nie łączy. Liczysz się tylko ty. Z tobą chcę spędzić resztę mojego życia.

– Nie jest to dla mnie łatwe. Jak o niej myślę, mam przekonanie, że ona w jakiś sposób chce zniszczyć to, co nas połączyło.

– To niemożliwe! Nie dopuszczę do tego. Chciałem ją zapytać o pewną sprawę…

– Co masz na myśli?

– Chodzi mi o zaginioną Galinę…

– Galina! Coś wiadomo na jej temat? Udało się cokolwiek nowego ustalić?

– Z tego, co wiem, jeszcze nie − powiedział Bartek.

Natalia się zamyśliła. Przypomniała sobie okoliczności, w których poznała Ukrainkę. Galina pomogła jej w podbramkowej sytuacji, co znacznie zbliżyło kobiety do siebie. Jechały wtedy obie do Poznania. Tam zamierzały nadal podtrzymywać znajomość. Niestety Galina w tajemniczych okolicznościach zniknęła, co zdziwiło i zaniepokoiło Natalię.

− Pracuje nad tym cały sztab ludzi. Sabina również tym się zajmuje − kontynuował.

– Sabina! Sabina! Czy pamiętasz, że jamniczka starego sklepikarza z pamiątkami nazywa się dokładnie tak samo? To ta, którą wzięła do siebie Ola. – Natalia zaczęła się śmiać.

Zawada uśmiechnął się do niej i ją przytulił. Tym razem nie oponowała. Potrzebowała potwierdzenia, że mu na niej zależy. Chciała być pewna na sto procent. Tyle się ostatnio wydarzyło: i dobrego, i złego. Bartek stał się wisienką na torcie jej obecnego życia, pełnego nieoczekiwanych zmian.

Detektyw zaproponował spacer. Chciał ją zabrać w pewne miejsce. Zgodziła się. Szybko się przebrała i po chwili, mocno ściskając dłoń Zawady, szła u boku ukochanego mężczyzny.

– To tutaj – powiedział, gdy oboje zatrzymali się przed niewielkich rozmiarów kremowym budynkiem.

– Gdzie jesteśmy?

– Moje nowe miejsce pracy. Za dwa dni będę jego właścicielem.

– Ale… ale to jest rudera! – Natalia nie wiedziała, jak to inaczej określić.

– Wiem. Tak wygląda z zewnątrz. W środku jest znacznie lepiej. Udało mi się je kupić w korzystnej cenie. Wyremontuję i urządzę tu swoje biuro.

– To będzie pierwsza tego typu agencja w miasteczku. Ciekawe, co ludzie na to powiedzą – zastanawiała się Natalia, głaszcząc go delikatnie po jego ciemnych włosach.

– Naprawdę interesuje cię, co stwierdzą inni na mój czy nasz temat? Mnie interesujesz ty. A inni… niech mówią, co chcą – oświadczył Bartek, po czym czule ją pocałował. Jego twarz wyraźnie się rozpromieniła. – Pierwszego klienta już mam! – dodał, gdy tylko wypuścił ją ze swoich ramion.

– Naprawdę? Kogo?

– Nie pamiętasz? Musimy pomóc Franciszkowi odnaleźć Klarę. To będzie moja pierwsza sprawa, z którą tu wystartuję. A przynajmniej jedna z pierwszych.

– Franciszek! Cóż za wspaniały człowiek! Nie wierzę, że będziemy szukać jego ukochanej sprzed tylu lat. Znalezienie jej graniczy z cudem.

– Cuda się zdarzają! – Zawada pogładził dłonią jej miękki policzek, następnie ich usta ponownie spotkały się w namiętnym pocałunku.

– Pamiętasz zagadkowe słowa wyryte na starym kuferku Franciszka? – zapytała Natalia.

Po chwili zastanowienia Bartek cicho szepnął:

– „Nie wspominaj, kiedy spojrzysz, lecz spójrz, kiedy wspomnisz”.

Rozdział 2

Karol zanosił się od śmiechu, widząc dziurę wygryzioną przez dwa małe rozkoszne pieski. Azorek i Sabinka nic sobie z tego nie robiły. Patrzyły niewinnymi oczętami na swojego nowego pana, zastanawiając się, o co może mu tym razem chodzić. Nowa kanapa z małym defektem nie wyglądała okazale. Karol podrapał się frasobliwie po głowie. Domyślał się, że Aleksandra, kiedy wróci z pracy i zobaczy przygotowaną przez jamniczki kolejną niespodziankę, nie będzie zadowolona.

Ten dzień jednak miał przynieść znacznie więcej niespodzianek, niekoniecznie dobrych. Wiadomość o nagłej śmierci ojca chrzestnego zaskoczyła Karola. Stał zupełnie otępiały przez kilka minut, patrząc bezwiednie na widoki rozciągające się za oknem. Minęło wiele długich lat od ich ostatniego spotkania. Powróciły wspomnienia przeplatane tęsknotą za czymś, co nie wróci. Karol miał wrażenie, że nie pamięta nawet jego twarzy. Rozmywała się, gdy próbował odtworzyć ją w pamięci.

Głośne szczekanie wyrwało mężczyznę z głębokiego zamyślenia. Azorek i Sabinka z wielką radością witały panią. Gdy maluchy zakończyły swój entuzjastyczny rytuał, Karol miał szansę, aby wreszcie przytulić ukochaną.

– Chyba ktoś mocno się stęsknił?

– Godziny bez ciebie strasznie mi się dłużą.

– Przecież miałeś wesołe towarzystwo! – Ola spojrzała w kierunku psów ganiających się w kółko na dywanie.

– Bez ciebie nie ma pełnej radości – odparł Karol.

– A gdzie Celestyna?

– Celestyna? – zdziwił się.

– Nie wierzę, że o niej zapomniałeś.

– Cały dzień jej nie widziałem – przyznał.

– W takim razie czekają nas długie poszukiwania.

Aleksandra weszła do kuchni. Uśmiechnęła się na widok przygotowanego obiadu. Stół wyglądał bajecznie. I ta piękna czerwona róża z pofalowaną różową wstążką w zielonym wazonie na środku…

– To dla ciebie – szepnął, podając jej.

– Jest piękna. Dziękuję – rozpromieniła się.

– Piękny kwiat dla jeszcze piękniejszej kobiety.

– Mam wrażenie, że chcesz mnie przekupić. Czy coś przeskrobaliście? Coś się wydarzyło, o czym powinnam wiedzieć?

Karol bez słowa zaprowadził Aleksandrę do salonu. Stali przez chwilę w milczeniu, wpatrując się w dziwny otwór. Wyglądało, jakby kanapa miała niewielkich rozmiarów okienko, mieszczące się na niskim parterze.

– Nie mam pojęcia, kiedy to się stało. Pilnowałem ich. Naprawdę. Trochę przysnąłem, czytając zaległe wiadomości. Być może wtedy maluchy wkroczyły do akcji – próbował nieudolnie się tłumaczyć.

– Celestyna! Nie wierzę! – krzyknęła Ola.

Podeszli oboje znacznie bliżej. W wygryzionym prostokątnym otworze coś delikatnie się poruszało. Nachylili się, aby lepiej widzieć.

– Nie wiedziałem, że to tak w środku wygląda – przyznał zdziwiony Karol.

– Nie sądziłam, że Celestynie spodoba się nowa kryjówka.

– Nie jesteś zła?

– O dziurę w niedawno kupionej kanapie? – zaśmiała się przekornie Ola.

– Wygląda na to, że Azorek i Sabinka niechcący przygotowały twojej ukochanej śwince morskiej nowe lokum.

– Staram się nie przywiązywać wielkiej wagi do rzeczy materialnych. Są nam potrzebne, aby godnie żyć, ale to tylko przedmioty, nic więcej.

– Cieszę się, że masz takie podejście i że nie wyeksmitujesz naszych młodych jamników za to, co zrobiły. – Karol odetchnął z wyraźną ulgą, następnie przytulił do siebie Aleksandrę. Trwali tak wtuleni w siebie jak dwa łabędzie.

– Jak dobrze, że mnie odnalazłeś… Niewiele brakowało, a nasze drogi by się rozeszły. Nie chcę, abyśmy się rozminęli gdzieś na bezdrożach.

– Nie rozminiemy się. Nie po tym, co dane nam było razem przejść i czego doświadczyliśmy. Niestety jutro muszę wyjechać…

– Dokąd? Wyjazd służbowy z pracy? – spytała.

– W pracy wziąłem wolne, chociaż zdalnie mógłbym wykonywać swoje zadania z dowolnego miejsca na ziemi.

– Coś się stało?

– Zmarł mój ojciec chrzestny. Wcześnie rano mam pociąg do Krakowa.

– Przykro mi. Przyjmij, proszę, moje najszczersze wyrazy współczucia.

– Dziękuję. – Karol spojrzał w pełne troski oczy Aleksandry i zobaczył w nich swoje odbicie.

– Nic mi nie mówiłeś o twojej rodzinie. Wiem tylko, że od dawna nie masz rodziców…

– Mój ojciec chrzestny poniekąd zastępował mi ich oboje. Miał na imię Tadeusz. Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu odszedł i już go nie ma.

– Z jakiego powodu zmarł? Ze starości?

– Miał dopiero sześćdziesiąt lat. Zabił go rak płuc.

– Palił? – dopytywała zaciekawiona.

– Tak. Myślisz, że z tego powodu zachorował?

– Nie znam się na tym. Pojadę z tobą na pogrzeb.

– To nie jest najlepszy pomysł.

– Dlaczego? – zdziwiła się.

– Chciałbym uporać się z tym sam. Muszę się zmierzyć z trudną rzeczywistością. Nie wiem, co mnie czeka w Krakowie i jak potoczą się różne sprawy, nie tylko te związane z pogrzebem.

– Nie rozumiem. Co masz na myśli?

– Wujek, czyli mój ojciec chrzestny, jak się dowiedziałem, zostawił testament. Być może będę musiał się tym zająć…

– Jadę z tobą! – nie ustępowała.

– Wolę, abyś została i na mnie zaczekała.

– Nie chcesz mnie ze sobą zabrać?

– Potrzebuję się skupić na porządkowaniu starych, rodzinnych spraw… To skomplikowane…

Aleksandra z trudem powstrzymywała łzy. Nie rozumiała, dlaczego nie może jechać. A co, jeśli Karol do niej nie wróci? Przecież może ułożyć sobie życie w Krakowie. Bez niej…

– Ty ze mną pojechałeś do Poznania, kiedyś, w noc spadających gwiazd, gdzie wybierałam się zupełnie sama, aby ratować Natalię. Nie pamiętasz?

– Jakże mógłbym zapomnieć?! – oburzył się.

– W tej chwili mam wątpliwości, czy rzeczywiście pamiętasz. – Aleksandra nie dała rady dłużej tłumić łez i rozpłakała się na dobre.

– Wrócę. Muszę jedynie załatwić tam kilka spraw. Ty masz nową pracę. Franciszek potrzebuje twojej pomocy.

– Na pewno zrozumie i da mi wolne.

– A kto zajmie się Sabinką i Azorkiem? Te małe łobuzy są do ciebie przywiązane. O Celestynie nie wspominam, bo wiem, że jej łatwiej znaleźć dobrą nianię.

– Poproszę Natalię, aby się nimi zajęła.

– W jej stanie nie powinna mieć żadnych dodatkowych obowiązków.

– Zawada jej pomoże.

– Olu, nie kłóćmy się. Pozwól mi pojechać. Samemu będzie mi łatwiej pożegnać ojca chrzestnego. Wstydziłbym się przed tobą swoich łez.

– Karol, co ty mówisz? Przecież nie jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi!

– Nie jesteśmy. Mamy nawet swoją piosenkę – przypomniał.

– Jak to było? „Myśmy długo na siebie czekali…” – Cichutko zanuciła.

– „Ty masz duszę gwiezdną i rozrzutną…” – kontynuował Karol.

– Jak chcesz jechać sam, to jedź!

– Mam wrażenie, że zasmuciłem cię moją decyzją.

– Nie mylisz się. Jest mi przykro. Dla mnie bycie razem oznacza wspólne trwanie w różnych sytuacjach: dobrych i tych trudnych również.

– Nie zachowuj się jak dziecko.

– Zachowuję się jak dziecko? Teraz przesadziłeś! – Aleksandra była wzburzona.

Azorek i Sabinka, wyczuwając napiętą atmosferę, asekuracyjnie wycofały się do drugiego pokoju. Po zakończonej rozmowie nastała cisza. Ola płakała. Karol w milczeniu wrzucał do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy. Gdy skończył, podszedł do szlochającej dziewczyny. Usiadł obok niej na łóżku. Przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby zastanawiał się, co ma powiedzieć.

– Chciałbym się pożegnać… – zaczął nieporadnie.

– Pożegnałeś się.

– Nie ułatwiasz mi…

– Nie zamierzam.

– Olu, proszę cię, porozmawiajmy jak dorośli ludzie.

– Rozmawiamy.

– Odezwę się po pogrzebie. Nie wiem, ile tam zostanę. Mówiłem ci, że to skomplikowane…

– Czy ja nie jestem częścią twojego skomplikowanego życia? Jeśli tak, to nie chcę ci go utrudniać! Nie musisz mi się przecież tłumaczyć! Jedź tam i załatwiaj swoje sprawy w samotności. Nie będę ci przeszkadzać!

– Nie rozstawajmy się w ten sposób – poprosił.

– A w jaki byś sobie życzył? Ma być słodko i romantycznie? Miałabym się ucieszyć, że wyjeżdżasz i nie chcesz zabrać mnie ze sobą? Wyobraź sobie, że mi wcale nie jest do śmiechu!

– Mnie też nie! Przecież jadę na pogrzeb, a nie na imprezę!

– Idź już. Chcę zostać sama.

– Jesteś pewna, że tego właśnie pragniesz?

Nie usłyszał odpowiedzi. Aleksandra jedynie pokiwała głową. Cóż miał zrobić? Westchnął cicho. Nie tak miał się zakończyć dzisiejszy dzień.

Ola długo nie mogła się uspokoić. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Wprawdzie poprosiła go, aby wyszedł, ale gdy to zrobił, poczuła się z tym gorzej. Włączyła radio, aby zagłuszyć ból rozrywający jej serce. Zrobiła głośniej i na chwilę zamarła z wrażenia w bezruchu. Na jej ulubionej stacji Stare Dobre Małżeństwo właśnie śpiewało jakże znajome słowa: „Szczęście przyszło, czemuż nam tak smutno, że przed jego blaskiem uchodzimy w cień?”…

Aleksandra zerwała się i wybiegła na klatkę schodową.

– Karol! Karol! Karol! – krzyczała.

Niestety odpowiedziała jej głucha cisza. Karola nie było. Sąsiadka staruszka wychyliła swoją siwą głowę, aby sprawdzić, co się dzieje. Widząc płaczącą Olę, pokiwała tylko ze zrozumieniem głową i schowawszy się z powrotem do swojego domu, zamknęła za sobą drzwi.

Rozdział 3

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Nakładem wydawnictwa Novae Res ukazały się również powieści:

Poruszająca historia o miłości, która przetrwa każdą burzę

Joanna wciąż nie może się otrząsnąć po tragicznym wypadku, w którym zginął jej ukochany. Dzień po dniu uczy się żyć na nowo i spoglądać w przyszłość bez lęku. Kiedy do sąsiedniego mieszkania wprowadza się Kamil, młody mężczyzna uciekający od przeszłości, między tymi dwojgiem błyskawicznie rodzi się nić porozumienia, a wkrótce również coś więcej. Bolesne wspomnienia kładą się jednak cieniem na uczuciu, które mogłoby być dla nich zapowiedzią prawdziwego szczęścia. Czy będą mieli na tyle sił i odwagi, by spróbować raz jeszcze otworzyć przed kimś serce?

"Marzenia spełniają się jesienią" to wzruszająca opowieść o nieustannym poszukiwaniu swojej życiowej drogi, bez względu na wiek, doświadczenia czy popełnione błędy. Bo miłość przychodzi do każdego, trzeba tylko otworzyć jej drzwi.

Historia o prawdziwej miłości, która może wydarzyć się wszędzie i niejednego zaskoczyć…

Życie w Domu Pogodnej Starości toczy się swoim utartym, sennym rytmem. Nieoczekiwanie spokój pensjonariuszy burzy nadejście zagadkowej przesyłki. W tajemnicy przed personelem postanawiają zajrzeć do środka. Jakie jest ich zdziwienie, gdy w niepozornych, oklejonych taśmą kartonach znajdują niezwykłe przedmioty: skrzypce, kołyskę i… małą trumnę z lustrem zamiast dna!

Kto i dla kogo przysłał tę paczkę? Nie wiadomo. Na kartonach wypisano imię i nazwisko odbiorcy, ale kłopot w tym, że nikt taki w ośrodku nie mieszka. Kiedy napięcie sięga zenitu, w Domu Pogodnej Starości pojawia się niespodziewany – i bardzo młody! – gość. Od tej pory każdy dzień przynosi nowe, zaskakujące wydarzenia, które na dobre zmienią życie pensjonariuszy…

Jeden wieczór zmienia życie dwóch mieszkanek spokojnego dotąd miasteczka

Przyjaciółki Aleksandra i Natalia mieszkają w Zalesianach, niewielkim miasteczku, gdzie życie toczy się leniwym rytmem. Jeden suto zakrapiany wieczór staje się dla obu kobiet źródłem nieprzewidzianych kłopotów. Po kilku tygodniach na ulicach pojawiają się bilbordy ze zdjęciem tańczącej na moście Oli w wyzywającej kreacji. Wkrótce okazuje się, że w jeszcze większe kłopoty wpadła Natalia, która feralnej nocy zaszła w ciążę i nie ma pojęcia, kto jest ojcem. Chcąc uniknąć skandalu, dziewczyna postanawia wyjechać z miasteczka i oddać swoje dziecko do adopcji. Tymczasem Aleksandra nawiązuje kontakt z poszukującym jej tajemniczym adoratorem, którego poznała na pamiętnej imprezie. Żadna z kobiet nie podejrzewa, jak bardzo kręte ścieżki przygotował dla nich los i jak wiele niebezpieczeństw jeszcze na nie czeka…

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26

Echa zaświatów

ISBN: 978-83-8373-292-3

© Marta Nowik i Wydawnictwo Novae Res 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Agata Sawicka-Korgol

KOREKTA: Małgorzata Giełzakowska

OKŁADKA: Paulina Radomska-Skierkowska

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek