Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Fatum, los, mityczna siła – co steruje naszymi wyborami?
Kim jesteśmy na początku, długo przed narodzinami?
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Historia Ariego udowadnia jednak, że w każdym z nas drzemie niepokorny duch wojownika. To właśnie on przeprowadza nas przez kolejne dni i wyzwania, jakie otrzymujemy od Stwórcy. Ari, wielokrotnie poniżany i wystawiany na najcięższe próby, musi odnaleźć w sobie siłę, by odrzucić własne słabości. Z każdą przebytą walką staje się coraz bardziej nieustępliwy, a na końcu tej długiej drogi czeka na niego nagroda, o jakiej nigdy nie śmiał marzyć…
„Nowa Istota” to niezwykła, pełna metafor i zagadek opowieść o poszukiwaniu swojego „ja”, dążeniu do szczęścia i mierzeniu się z bólem, dzięki któremu odkrywamy własne człowieczeństwo.
Czym jest istota bez szansy na odbieranie i odziaływanie? On był lalką, bo jak ona, choć żył, to był nieruchomy. Błysk światła w głębi nieokreślonego materialnie umysłu spowodował, że zrozumiał. Istnieje coś poza nim. Zabito w nim tę cząstkę bólu stworzoną z całkowitego zagubienia, lecz z nieznanego dla niego powodu pamiętał myśl, że jest wszystkim – co spowodowało nowe doznanie: prawdę, że nawet to, co czuje, może być kłamstwem. To stwarzało w nim półżywą cząstkę szaleństwa. Próbował krzyczeć, że nienawidzi wszystkiego i tego, przez kogo tu jest, ale nie mógł. Nie zaistnieje dźwięk, dopóki nie istnieje głos. Myśl w nim nie powstawała przez sekundy, a on już nie pamiętał, że może istnieć cokolwiek innego niż on.
Tomasz Ciechanowicz – urodził się w 1994 roku. Ukończył technikum logistyczne. Jest osobą transseksualną. W swoich utworach skupia się na zagadnieniach religijnych oraz duchowych, a podczas tworzenia fabuły ogromny nacisk kładzie na stworzenie niepowtarzalnego klimatu, przeplatającego się z wartką akcją. W 2020 roku wydał swoją pierwszą książkę „Jam jest”.
„Nowa istota” jest jego kolejną publikacją.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 86
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czym jest człowiek, jeżeli słowa są dla niego pustymi uderzeniami w przestrzeń, które gdzieś z oddali dosięgają jego istnienia, żeby po każdej kolejnej, pustej w jego odbiorze, chwili znikać w odmętach umysłu? Tracimy sens każdego momentu, zaniżając wartość naszej przeszłości do pojedynczych obrazów. Gubiąc się tak, umiemy odnaleźć tylko tę cząstkę, która przenika bezgranicznie to, kim się czujemy. Tylko wtedy myśl płynąca gdzieś głębiej niż w umyśle, w sercu każdego z nas, stanie się prawdą o tym, kim jesteśmy dla siebie.
Będąc we wszechogarniającej go ciemności, nie widząc, jedynie czując dotykiem, przy czym tylko nieznaną mu ze struktury, materię, zagubiony w przestrzeni, nie mogąc się ruszyć, jakby zamknięty w formie, której nie mógł zrozumieć; zakuty w tysiące nieosiągalnych kajdan zamykających możliwość poruszania się jakimkolwiek sposobem. Wiedział, że jest sam, nie mogąc choćby pomyśleć, że istnieje ktoś poza nim; zatruty, z każdą sekundą z coraz większym cierpieniem zaczął w głupocie i szaleństwie wmawiać sobie, że istnieje jako jedyny, jako pierwszy, jako wszystko. Szukał w tej myśli nadziei, choć mijały chwile, a on nie mógł nic zrobić.
Czym jest istota bez szansy na odbieranie i odziaływanie? On był lalką, bo jak ona, choć żył, to był nieruchomy. Błysk światła w głębi nieokreślonego materialnie umysłu spowodował, że zrozumiał. Istnieje coś poza nim. Zabito w nim tę cząstkę bólu stworzoną z całkowitego zagubienia, lecz z nieznanego dla niego powodu pamiętał myśl, że jest wszystkim – co spowodowało nowe doznanie: prawdę, że nawet to, co czuje, może być kłamstwem. To stwarzało w nim półżywą cząstkę szaleństwa. Próbował krzyczeć, że nienawidzi wszystkiego i tego, przez kogo tu jest, ale nie mógł. Nie zaistnieje dźwięk, dopóki nie istnieje głos. Myśl w nim nie powstawała przez sekundy, a on już nie pamiętał, że może istnieć cokolwiek innego niż on.
Mimo swej całkowitej głupoty spowodowanej niewiedzą, zaczął czuć błogostan z powodu pojedynczej, dla niego wspaniałej, choć realnie pustej, myśli, że rozpoczyna się nie tylko jego istnienie, a że jest to początek wszystkich. Gdzieś w jego istnieniu ta błędna myśl wywołała ciepło, które znikało, jakby spalone na coś dla niego nowego. Pierwsze rozumienie słów, choć były one kłamstwem, to wiara, że powstał pierwszy, która miała w nim tkwić niezmiennie przez spory czas jego istnienia. Słowa te brzmiały: „Przyczyna Wszystkiego”. Intencje zawarte w tych dwóch wyrazach były najwyższe z możliwych. Nowy Byt myślał wręcz, że to nie tylko nowy początek, tylko ten jedyny, pierwotny.
Odruch niczym wstrząs rzucił go w głęboko zawyżoną – jak na to, kim był – potrzebę stworzenia rzeczywistości. Spróbował się ruszyć i gdyby określić czynem jego stan emocjonalny po tej próbie, byłby to największy potok łez, który zdarzył się kiedykolwiek. Nie mógł nic zrobić; był ciągle więźniem, który istniał w połowicznym znaczeniu tego słowa. Chciał zapomnieć, chciał nie istnieć, ale i dychotomicznie chciał żyć, być wolny. Nie znał słów, więc nie przeklinał, ale najgorsze wyzwiska były w nim zaadresowane do tego czegoś (bo ciągle gdzieś tkwiła w nim ułuda, że on jest pierwszym życiem), co go tutaj wrzuciło niczym noworodka do jeziora, tyle że niemogącego umrzeć. Przynajmniej pycha zginęła w całości; gdzieś uderzyła w niego bolesna emocja upokorzenia, bo miał w swej prawdziwej naturze pewne pokłady honoru, czuł się wielki z samego powodu bycia tu, lecz chciał być także tam, ruszyć się; wręcz rwał się, choć bezskutecznie. Była to dla niego profanacja – tego, kim był. Przez chwilę czuł się przecież stwórcą, gdzieś to uczucie bycia świętym w nim było. Ktoś zadurzony w sobie dostrzega mniej, a on nie miał przecież prawie nic.
Zapomniał znowu. Część bólu mogła zniknąć tylko tym sposobem, lecz czy to dar od losu, czy kolejne zatracanie siebie? To pytanie, zadane gdzieś z jego kwintesencji, dało mu cichą, choć biorącą się z przypadku, odpowiedź: „Nie wiem już, czym byłem”. Był tylko emanacją samego siebie, która nie umiała się zabrudzić głębszym jestestwem w czasie.
Gdzieś w nim zaistniał dualizm negatywny (odróżnienie wszystkiego w każdym podziale jako złe, tylko w różnym, z pozoru lub realnie, odwrotnym do siebie sposobie) dający mu głębsze, jak na niego, przemyślenie ujęte słowami „Czy to poniżenie z powodu zła, które uczyniłem?”, a jednocześnie „Czy to szyderstwo ze mnie, kogoś nowego?”. Przy drugim była ciągle myśl, która miała dać mu wiarę, że jest pierwszy.
Nastąpiło delikatne rozluźnienie jego umysłu bez formy, zawyżające rozumowanie z konfliktu dwóch poprzednich doznań, powstałe z intencji uczuć, jakie przy nich doznał. Dwie myśli walczyły w nim. Czy był nowy, czy był zły? Czy jest niewinny, czy już istniał? Mógłby się zapętlić w nich na dłuższy czas, ale znowu zapomniał. Płacz bez łez, ból dał mu próbę ratowania ostatniej drobiny pozytywnego myślenia intencją. „To jest iluzja, to się skończy, to nie istnieje”. Złapał słowo „iluzja” niczym drapieżnik ofiarę. Wiara w prawdę inną niż teraz zakiełkowała w nim. Chciałby wmówić sobie, że „to tylko chwila, zniknie to i ujrzę, co czym jest”. Nie umiał dojrzeć, że prawda trwa, a on, choć upodlony swą sytuacją, jest tutaj i że innej prawdziwszej ukrytej przed nim rzeczywistości nie ma teraz dla niego. Zatracał coraz mocniej uczucie realności. Umarły w nim chęci do próby poznania; sam zamknął się w kolejnej klatce, niechęci z zagubienia. Szukał słowa „sen”, bo ono dałoby mu jakąś cząstkę iluzorycznej pustej ulgi.
Okłamywał siebie, że to zabawa; że ten epizod się zakończy za chwilę i niczym w serialu nastanie nowy główny wątek, lecz nagle poczuł pustkę. Uczucia negatywne i te sztucznie pozytywne wyrównały jego stan emocjonalny nawet mimo to, że przy tym ponownie zapomniał, kim był moment wcześniej. Zostało w nim drobne, choć w jego sytuacji kluczowe, rozumienie własnych myśli, intencje zawarte w każdej jej cząstce umiał zrozumieć w jeden najprostszy i dla niego naturalny sposób.
Wpadł mu w umysł skutek zmiany stanu emocjonalnego, słowo-pytanie: „uczciwe?”, które zawiera w sobie granice zła i dobra; próbował nim odróżnić sam siebie od tego, gdzie był, uznając, że on sam jest uczciwy (czyli że jego ból spowodowany rzeczywistością jest prawdziwym, a ona jest zła) lub poza nim jest uczciwość, słuszny mu los dany za to, że był kiedyś zły.
Granica między nim a nieznaną materią, która otaczała jego ciągle niezrozumiane kształtem czy strukturą ciało. Zmysł dotyku, który posiadał, był bardziej podtrzymującym jego istnienie odczuciem, które wydawało mu się tak naturalne, że nie dostrzegał ciągle w nim możliwości wyjścia z pułapki.
Oddzielony, choć w jego odczuciu bardziej pasuje: osaczony. Powstało słowo „okoliczności” podsumowujące jego próbę zrozumienia zagubionego i błędnego koła z brakiem niestworzonych po nim w jakiejkolwiek formie odpowiedzi na poprzednie pytanie: „uczciwe?”. Pierwsza sensowna myśl zaiskrzyła, dając mu namiastkę orgazmu duchowego; odczucia, że jest prawie doskonale, które miało pomóc mu zrozumieć, że to właściwa droga.
Poczuł, że jest gdzieś, mija czas, zmiana następuje, jakby już był bliżej celu, ale jedno z nielicznych światełek w tunelu zgasło, bo nie umiał dać na nie odpowiedzi. Jest gdzieś, czyli ma coś. Mija czas, czyli musi próbować pamiętać. Zmiana następuje, czyli ma na wszystko jedną szansę. Sens zgubił w milczeniu po dwóch sekundach. Znowu cierpiał, bo wiedział, że gdzieś głęboko nie umiał sobie wytłumaczyć, jak zmarnował szansę, lecz i tu iskierka podstawowej inteligencji się w nim obudziła. „Był teraz, był wcześniej i będzie”. Nadzieja na wieczne życie. Wcześniej nie bał się śmierci z braku informacji, że istnieje przyszłość. Pomyślał: „Jestem na zawsze”. Chciał tymi słowami ukrytymi w pojedynczej myśli zapewnić sobie od razu istnienie wieczne; mimo cierpienia i bezradności nie wpadł w strach przed nieuniknionym, a wręcz go pokonał, choć po prawdzie trochę głupio.
Istniał myślami w przyszłości, w samym pojęciu chciał odkryć, coś znaleźć, ale była tylko pustka z braku treści. Brak odnalezienia w pełni pojęcia „przeszłość” nie dawał mu szansy, bo zamiast próbować odnaleźć coś w nieznanej i niedostępnej bez innych zmysłów przyszłości powinien szukać informacji w tym, co przez ten krótki czas przeżył. Brakujące ogniwo, które miał od początku, dostrzegł przypadkiem.
Próbował zawyżyć słowo „przyszłość” i tak powstało „później” oraz „plan”. O tym drugim zapomniał od razu, było dla niego zbyt zawansowane. Próbował połączyć „później” z byciem, a dokładniej punktem, bo sam był niczym nieruchomy obiekt. Pomysł genialny w jego sytuacji. Trafił na słowo „dalej”, choć ciągle rozumiał je tylko jako czas przyszły. Brakowało mu tego czegoś, ale krzyczał myślami ten wyraz z całych sił, aby go zapamiętać. Cud czy przypadek, ale nie tylko, zapisał to w pamięci, ale było czegoś więcej niż jedno. Miał jedno określenie zapisane i istniało coś więcej, przeszłość z przyszłością są oddzielne. Wniosek kolejny to to, że można coś łączyć. Pomyślał: „Ale co mi to daje?”. Nie wiedział przy tym, że łącząc, po tym nie dzieli. Wychodził dla niego z dwóch elementów jeden. Szukał szybko odpowiedzi i przypomniał sobie o „teraz”. Były dwa, jest jeden, ale one tu istnieją, czyli to są dwa w jednym.
Wrócił do myśli „dalej” i był znowu o krok dalej, bo dwa były jednym, nastąpił ruch. Tutaj poczuł brakujące ogniwo, czyli że istnieje wąski przesmyk – nie tylko czas, ale też myśl „oddzielność”. Tym razem dowiedział się o materii. Był i istniał. Trochę tym razem zbłądził, bo zamiast szukać siebie, dodał Byt do Istnienia i wyszła mu Materia plus Czas. Myśląc o sobie, już z delikatną pychą, rzucił myślą: „Materia jest teraz, czas jest zawsze”. Uczucie „fajnie” pojawiło się w nim, lecz gdyby określić je uśmiechem, byłby on bardzo delikatny.
Rozumiał troszkę czas, ale zadał sobie pytanie: „Co jest?”. Zatrzymał się na chwilę w myślowym bezruchu, lecz wreszcie dostrzegł „dotyk”, formę, którą według siebie był. Poczuł ulgę i pierwszy raz się szczerze zaśmiał intencją z własnego zagubienia. Myślał przed chwilą najszybciej, ale teraz na chwilę przestał i dostał niemałą niespodziankę, zapomniał o wszystkim poza „dalej” i „dotykiem” będącym w jego opinii nim samym. Ból i złość zagościły w nim, pożerając jego całą pasję do myślenia.
Oburzenie, które czuł, niby dało nowy efekt (ale tak naprawdę już był wcześniej, tyle że niedostrzegany) w postaci trzęsienia dotyku. Uspokoiło go to natychmiast i kolejne drżenie rzuciło go na tę materię skupieniem w formie myśli „dalej”. Zaczął rozumieć, że „On jest dziwny”. Pojawiło się zagubienie, bo nie umiał dokładniej określić „Jaki jest?”. Nie wiedział tego, ale był kulą w środku pustą, a dokładniej był też środkiem, ale pustym w odczuwaniu; mimo to stwarzał uczucie całości razem z zewnętrzną strukturą jako kula. Choć był w odczuciu praktycznie jednolity, to doszedł do tego, że występuje sam w sobie dalej – lepiej nie umiał sobie tego wytłumaczyć.
Próbował się zatrząść, nieudanie. Szukać zaczął tego, co było, ale pamięć była nieosiągalna jak na początku. Skupił się na dotyku zewnętrznym i jednocześnie na dwóch punktach przeciwnych. Jakby ktoś nim pokierował, bo zrozumiał, że istnieje coś dookoła niego, a on sam ma „odległość”. Syknął, rozumiejąc natychmiast kolejną prawdę, gdy połączył „odległość” z „dalej”. Wyszło mu „w dal”. Najprostsze, prawdziwe określenie wzroku. Wiedział, że nie tylko coś go otacza, ale jest też dalej niż tylko dotyk, który czuje. Ulga połączona z oświeceniem, przy której narodził się jego wzrok.
Nie miał oczu, ale widział z jednego punktu swojego ciała. Minęła sekunda i spojrzał z całej siły wprzód, na końcu cofając go minimalnie w wyniku i zatrzymując. Zobaczył, że jest w czarnej przestrzeni, której koniec jest granatowy. Oczywiście kolorów nie rozumiał, ale po kształcie wiedział jedno: musi przejść przez to i stąd wyjść.
Wszystko, co zrozumiał, wróciło do jego pamięci. Próbował nie tylko trząść się, ale i wypaść, ruszyć się, lecz nie mógł. Płakałby, ale czuł, że jest blisko. Czegoś brakowało mu, aby to zakończyć. Dopiero teraz zauważył, że gdy myśli, jakby przez chwilę myśl wypadała z niego każdą stroną. Wydedukował, że właśnie wtedy może go dookoła dotykać. Pomyślał: „Nie wiem, jak to stworzyć, ale chcę tego, co robię spoza mnie”. Nagle zobaczył, że nad nim górna część tego, co go otacza, rozsuwa się w jego stronę.
Pokrywę przesuwa Czarny Byt o wyglądzie humanoidalnym. Bohater usłyszał miły, delikatny i przyjemny głos, w jego mniemaniu wybawiciela, mówiący:
– Zdałeś.
Zamknięty w czasie i przestrzeni poczuł szczęście, że jest wolny, że to koniec. Czarny Byt od razu króciutko zachichotał i powiedział szyderczo:
– Chłopaki, on myśli, że jestem Bogiem, ale beka z tego ścierwa.
Pojawił się obok niego drugi, Biały Byt o ludzkim kształcie. Rzekł, śmiejąc się samymi słowami:
– Jeszcze nawet nie szczeknął, ale „stestujemy” go.
Bohater wyleciał (a był po prostu Złotą Kulą) ze swojego więzienia dziurą u góry kierowany czyjąś wolą.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Nowa istota
Wydanie pierwsze
ISBN: 978-83-8219-263-6
© Tomasz Ciechanowicz i Wydawnictwo Novae Res 2021
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Jędrzej Szulga
Korekta: Małgorzata Szymańska
Okładka: Grzegorz Araszewski, Angelatriks / shutterstock.com
Wydawnictwo Novae Res
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek