Nowe rozdanie - K.N. Haner - ebook + audiobook + książka

Nowe rozdanie ebook

Haner K.N.

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Nowe rozdanie. Kolejna część sagi o rodzinie Donellów

Megan Donell po rewelacjach usłyszanych od ojca traci przytomność i ląduje w szpitalu. Tam okazuje się, że dziewczyna ma zagrażającego życiu krwiaka mózgu i potrzebna jest natychmiastowa operacja. Lekarz mówi Erickowi, że stan jej zdrowia musi być spowodowany dawnym urazem głowy, ale mężczyzna wyjaśnia, że nic o tym nie wie. Po operacji Megan dochodzi do siebie, nie pamięta niestety kilku ostatnich dni ze swojego życia. Czuje jednak, że musi odciąć się od ojca… Ale czy Erick jej na to pozwoli?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 153

Oceny
4,5 (77 ocen)
57
8
9
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Lyzan

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
eliza1234567

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
Karooolinka92

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Fiba1

Nie oderwiesz się od lektury

ok
00
ewelinagrudn

Nie oderwiesz się od lektury

taka sobie zero akcji
00

Popularność




Pro­log

Nigdy nie zapo­mnę słów ojca. Zabo­lały moc­niej niż tajem­nica Ericka. Zanim mój uko­chany mnie poznał, był złym czło­wie­kiem. Nie, nie złym, zagu­bio­nym. Tak wolę o nim myśleć. Za to mój tata oka­zał się okrutny. Ledwo sta­łam na nogach, kiedy bez skru­pu­łów wykrzy­ki­wał te okropne słowa. Czy nie wie­dział, że wła­śnie pęka mi serce? Jego detek­tywi spraw­dzili wszystko, wszystko to, co Erick chciał przede mną ukryć. Monica Quan­chez pro­wa­dziła agen­cję nie mode­lek, tylko pro­sty­tu­tek. Evans o tym wie­dział, sam przy­pro­wa­dzał jej kolejne kobiety. To wła­śnie tę umowę zerwał, kiedy mnie poznał. Sie­dzieli w tym wszy­scy przy­ja­ciele Ericka, z Gor­do­nem i Fili­pem na czele. Z nimi się doga­dał, na­dal się kum­plują. Filip zarze­kał się, że nie miał nic wspól­nego z moim porwa­niem. Podobno bił się w pierś i pła­kał jak dziecko, kiedy dowie­dział się, do czego Matt potrze­bo­wał jego apar­ta­mentu. Był pewien, że ten drugi jak zwy­kle wyrwał sobie panienkę na impre­zie i chciał ją prze­le­cieć, co się wcze­śniej regu­lar­nie zda­rzało. Erick mu uwie­rzył. Ja też.

A co z Monicą? Ta kobieta już zawsze będzie nam nisz­czyć życie. Chyba że wcze­śniej ktoś znisz­czy ją… A ojciec? Cze­kam na jego ruch. Jeżeli zmusi mnie do wyboru mię­dzy nim a Eric­kiem, wybiorę Ericka. Już zawsze będzie się liczył tylko on…

Roz­dział 1

Obudzi­łam się w bia­łej sali pogrą­żo­nej w pół­mroku. Na twa­rzy mia­łam dziwną maskę. Rozej­rza­łam się powoli i dostrze­głam śpią­cego na krze­śle Ericka. Do palca u pra­wej dłoni mia­łam przy­pięty jakiś przy­po­mi­na­jący klips przed­miot pod­łą­czony do apa­ratu wyświe­tla­ją­cego wykres. Bolała mnie lewa ręka, spoj­rza­łam na nią i zoba­czy­łam pod­piętą kro­plówkę. O nie, znowu tra­fi­łam do szpi­tala! Pró­bo­wa­łam pod­nieść głowę, ale mia­łam wra­że­nie, że jest zbyt ciężka; nie dałam rady.

– Erick… – powie­dzia­łam cicho, patrząc w jego stronę.

Od razu się obu­dził i szybko do mnie pod­szedł.

– Meg, skar­bie… – zaczął zde­ner­wo­wany i deli­kat­nie zła­pał mnie za dłoń. Miał takie cie­płe, mięk­kie ręce. Spoj­rzał na mnie, wciąż prze­ra­żony i zała­many.

– Ni­gdy od cie­bie nie odejdę… – szep­nę­łam.

Jego ból był wręcz nama­calny. Kolejny raz byłam w szpi­talu, a on trwał przy mnie. Wie­dzia­łam, że zawsze przy mnie będzie i nie da mi odejść. Ja też nie chcia­łam odcho­dzić. Kocha­łam go. Przez głowę prze­wi­jały mi się miliony myśli. Chcia­łam, by mnie przy­tu­lił, ale nie mogłam wydu­sić z sie­bie słowa, nie mia­łam siły nawet pod­nieść ręki.

– Idę po leka­rza. Za sekundę wra­cam – powie­dział cicho i wyszedł na kory­tarz, w któ­rym paliło się jasne, rażące świa­tło.

Nie mia­łam poję­cia, co się stało. Znowu zemdla­łam?

– Dobry wie­czór, Meg. – Do sali razem z Eric­kiem wszedł Filip. Tak, Filip. No tak! Erick wspo­mniał kie­dyś, że jego dawny przy­ja­ciel to gine­ko­log. – Wiesz, gdzie jesteś? – spy­tał.

Kiw­nę­łam głową.

– Prze­bu­dziła się jakieś pięć minut temu – wtrą­cił Erick. Stał obok łóżka, zaci­skał dło­nie.

– Wiesz, co się stało, Meg? – powtó­rzył Filip i zdjął mi z twa­rzy maskę tle­nową.

Wzię­łam głę­boki wdech.

– Pić… – W gar­dle strasz­nie mi zaschło. Erick od razu podał mi szklankę z wodą i słomką. Upi­łam kilka łyków. Woda sma­ko­wała mi tak, jak­bym od lat nie miała nic w ustach. Od razu poczu­łam się lepiej – Co się stało?

– Mia­łaś atak paniki, Meg. Stra­ci­łaś przy­tom­ność. Musisz zostać u nas na obser­wa­cji. Cze­kamy na wyniki badań.

– Nie mogłam zła­pać tchu – powie­dzia­łam cicho.

– Tak, wiem, to wła­śnie był atak paniki – tłu­ma­czył Filip. – Może się zda­rzyć przy sil­nym, inten­syw­nym prze­ży­ciu. Erick mówił mi, że zna­lazł cię na pod­ło­dze w gabi­ne­cie. Pamię­tasz, co się wyda­rzyło?

– Tak, roz­ma­wia­łam z ojcem. To nie była miła roz­mowa – wyja­śni­łam.

– Czy bolała cię ostat­nio głowa, mia­łaś nud­no­ści, źle się czu­łaś? – spy­tał drugi lekarz, wyglą­da­jący na star­szego od Filipa.

– Tak, nie czu­łam się ostat­nio naj­le­piej, ale mam mie­siączkę, myśla­łam, że to stąd.

Leka­rze spoj­rzeli po sobie, kiwa­jąc gło­wami.

– Musimy wyko­nać tomo­gra­fię kom­pu­te­rową. Erick mówił, że od wyj­ścia ze szpi­tala nie robi­łaś żad­nych badań – dodał Filip.

– Myśli­cie, że to może mieć zwią­zek z moją śpiączką? Prze­cież wszystko było dobrze, w szpi­talu robili mi bada­nia … – Spoj­rza­łam na Filipa, Ericka oraz na dru­giego leka­rza.

– Po takiej śpiączce skutki mogą wystę­po­wać przez wiele lat albo wcale. A może upa­dłaś i tego nie pamię­tasz? Może ude­rzy­łaś się w głowę? Moż­liwe, że masz krwiaka, który nie został wykryty. Erick wspo­mniał, że byłaś ostat­nio roz­draż­niona i płacz­liwa.

– Fakt, byłam, i to bar­dzo, sama się dzi­wi­łam i tego nie rozu­mia­łam. – „Boże! Czy naprawdę mam krwiaka? Czy to przez to ostat­nio tak się zacho­wy­wa­łam? To by wiele tłu­ma­czyło”.

– Co, jeśli się okaże, że to prawda? – Do roz­mowy włą­czył się prze­stra­szony Erick.

– Naj­pierw musimy się upew­nić, ale jeśli nasze podej­rze­nia się potwier­dzą, będą dwie opcje. Albo krwiak okaże na tyle mały, że pocze­kamy i zoba­czymy, czy się wchło­nie, albo będzie potrzebna ope­ra­cja. Jeśli jest duży, to nie­stety uci­ska na mózg i może dopro­wa­dzić do poważ­niej­szych kon­se­kwen­cji, w naj­gor­szym przy­padku nawet do śmierci.

Patrzy­łam na nich zasko­czona, a naj­dłuż­sze spoj­rze­nie posła­łam zroz­pa­czo­nemu Eric­kowi.

– Moż­liwe, że nie zauwa­żyli tego w szpi­talu? – spy­tał mój uko­chany.

– To mało praw­do­po­dobne – stwier­dził drugi lekarz, po czym zwró­cił się do mnie: – Jeśli masz krwiaka, to powstał on póź­niej. Powin­naś być pod stałą opieką lekar­ską.

– Ona w ogóle o sie­bie nie dba! – wypa­lił Erick.

– Jak to nie dbam?! – Spio­ru­no­wa­łam go wzro­kiem, cho­ciaż wie­dzia­łam, że ma rację.

– Meg, czy to prawda? – spy­tał surowo Filip.

Mil­cza­łam jak małe dziecko przy­ła­pane na gorą­cym uczynku.

– Mało je, pije same świń­stwa i sprząta! – dodał Erick.

Ale z niego skar­ży­pyta!

– Wcale nie! – Pod­nio­słam gwał­tow­nie głowę i poczu­łam prze­szy­wa­jący ból.

– Spo­koj­nie… – Pod­szedł do mnie drugi lekarz i dokład­nie przyj­rzał się moni­to­rowi obok łóżka. – Od razu sko­czyło ci ciśnie­nie, nie możesz się teraz dener­wo­wać…

– To on tak na mnie działa! – Rzu­ci­łam Eric­kowi gniewne spoj­rze­nie. Popa­trzył na mnie prze­pra­sza­jąco, ale mia­łam to gdzieś. Znowu byłam w szpi­talu, i to z jego powodu.

– No jasne, wszystko moja wina! – obu­rzył się Erick i zde­ner­wo­wany wyszedł z sali.

Po chwili drugi lekarz poszedł w jego ślady. Filip spoj­rzał na mnie łagod­nie.

– Zdaję sobie sprawę, że jest wam trudno. Nie wiem, co dokład­nie się dzieje, Erick mil­czy. On cię kocha i ty jego też, ale jeśli ten zwią­zek tyle was kosz­tuje… – Urwał w pół zda­nia i spoj­rzał mi głę­boko w oczy.

– Nie potra­fię od niego odejść, Fili­pie. Kłó­cimy się, czę­sto… ale kocham go. Na zabój. Odda­ła­bym za niego życie. Ten cały kosz­mar, to porwa­nie, śpiączka, wasze inte­resy, Monica… to dla mnie bar­dzo dużo. – Zamknę­łam oczy i zdu­si­łam jęk. – Jeśli odejdę, on nie da rady sam, a ja nie pora­dzę sobie bez niego. I bła­gam, nie suge­ruj mu tego co mnie…

– Prze­pra­szam, nie powi­nie­nem w ogóle nic mówić. – Posłał mi prze­pra­sza­jące spoj­rze­nie. – Wiem, jaki jest przy tobie szczę­śliwy, ale widzę też, że oboje cier­pi­cie. Chciał­bym jakoś wam pomóc, ale nie wiem jak.

– Nie możesz pomóc, Fili­pie. – Uśmiech­nę­łam się lekko.

– Wiesz, że ope­ra­cja krwiaka jest bar­dzo poważna – powie­dział sta­now­czym tonem.

– Jakie są szanse, że to duży krwiak? Tylko szcze­rze… – Zła­pa­łam Filipa za dłoń, a on spoj­rzał na mnie smutno.

– Oba­wiam się, że spore. Nie jestem neu­ro­chi­rur­giem, ale z tego, co mówił Tay­lor, nie jest naj­le­piej. Przy­kro mi, Meg. – Ści­snął moc­niej moją dłoń, a oczy zabły­sły mu od łez.

– Myśla­łam, że naj­gor­sze mam już za sobą, że skoro się obu­dzi­łam, to może być już tylko lepiej – rzu­ci­łam, jak­bym miała pre­ten­sje do całego świata.

– Krwiaki poja­wiają się z róż­nych powo­dów i cza­sami są tak małe, że trudno je zauwa­żyć. Rano zro­bimy ci tomo­gra­fię i dowiemy się dokład­nie co i jak.

– Która jest godzina?

– Pra­wie pół­noc.

– Masz dyżur?

– Nie, już skoń­czy­łem, ale gdy zadzwo­nił Erick, od razu przy­je­cha­łem.

– Dzię­kuję. – Posła­łam mu miłe spoj­rze­nie, a on pod­niósł moją dłoń do ust i ją poca­ło­wał.

Prze­szył mnie dreszcz nie­po­koju. To nie był zwy­kły poca­łu­nek w rękę. Spoj­rza­łam na niego zasko­czona, a on nagle się pochy­lił i mnie poca­ło­wał, mocno, namięt­nie, wdzie­ra­jąc się do moich ust jak intruz. W szoku nie byłam w sta­nie nic zro­bić. Nie wie­dzia­łam, jak długo trwał ten nie­chciany poca­łu­nek. W końcu ode­pchnę­łam go od sie­bie naj­moc­niej, jak potra­fi­łam.

– Boże, Filip, co ty wypra­wiasz?! – spy­ta­łam obu­rzona. Wyrwa­łam dłoń z jego uści­sku i dotknę­łam swo­ich ust. Nie odpo­wie­dział, patrzył tylko na mnie nie­od­gad­nio­nym wzro­kiem.

Nagle do sali wszedł Erick. Mia­łam wra­że­nie, że złość już mu prze­szła. Sta­nął przy łóżku i popro­sił Filipa, by zosta­wił nas samych. Ten wstał bez słowa i wyszedł, patrząc na mnie dziw­nie. Gdyby Erick się dowie­dział, co się stało dosłow­nie przed sekundą, chyba by go zabił. Na moni­to­rze było widać, że moje ciśnie­nie pod­sko­czyło po poca­łunku.

– Prze­pra­szam, skar­bie. Nie­po­trzeb­nie się unio­słem… – Usiadł obok i wziął mnie za tę samą dłoń, którą przed chwilą trzy­mał Filip, i zaczął cało­wać każdą kostkę po kolei.

Boże, co robić? Wciąż czu­łam na ustach smak Filipa, gdy Erick nachy­lił się, chcąc mnie poca­ło­wać. Odwró­ci­łam głowę, w tej chwili bym tego nie znio­sła. Kocha­łam go, pra­gnę­łam, ale czu­łam, że zro­bi­łam coś bar­dzo złego. Jak mogłam na to pozwo­lić? Dla­czego od razu nie zare­ago­wa­łam? Dla­czego Filip w ogóle to zro­bił?

– Ericku, chcia­ła­bym zostać sama, jedź do domu. Odpocz­nij… – powie­dzia­łam smutno.

– Nie zosta­wię cię tutaj samej. Dzwo­ni­łem już do biura, że nie będzie mnie w naj­bliż­szym cza­sie. – Pogła­dził dło­nią mój poli­czek.

Boże! Zdu­si­łam jęk, nie chcia­łam znowu się roz­pła­kać.

– Baby sho­wer Kim – wyja­śni­łam krótko. Wie­dzia­łam, że się nie odbę­dzie. Byłam taka zła, to kolejna impreza odwo­łana z mojego powodu.

Erick poca­ło­wał mnie w dłoń i nie odpo­wie­dział, w jego oczach dostrze­głam strach, z któ­rym nie mogłam nic zro­bić. Wszystko było w rękach leka­rzy.

– Będzie dobrze, maleńka… – Nie brzmiał zbyt prze­ko­nu­jąco. – Dzwo­ni­łem do mojej matki, ma przy­je­chać tu jutro z naj­lep­szym neu­ro­chi­rur­giem w kraju…

Patrze­nie na niego aż spra­wiało mi ból. Chcia­łam, by był szczę­śliwy, a przy mnie nie mógł tego zaznać. Zamar­twiał się, jego udrę­czone spoj­rze­nie mnie zabi­jało, nie mogłam patrzeć mu w oczy dłuż­szej niż przez chwilę.

– Jestem zmę­czona… – Wtu­li­łam poli­czek w jego miękką, cie­płą dłoń. – Muszę się prze­spać.

– Jasne, skar­bie. Potrzeba ci cze­goś? – spy­tał łagod­nie.

– Cie­bie… tylko cie­bie potrze­buję… – Poca­ło­wa­łam go w dłoń i od razu zasnę­łam.

Roz­dział 2

Obudziła mnie pie­lę­gniarka, by zabrać mnie na tomo­gra­fię. Tra­fi­łam na bada­nie pół­przy­tomna i po cięż­kiej nocy. Gdy leża­łam w tunelu, przez moją głowę prze­wi­jały się miliony spraw. Myśla­łam o poca­łunku Filipa i spra­wie z ojcem. Co z nim zro­bić? Nie chcia­łam się kłó­cić i odci­nać od rodziny… Moje życie ni­gdy nie było tak skom­pli­ko­wane jak w tam­tej chwili. Szum maszyny mie­szał się z myślami o tym wszyst­kim, co było, o wszyst­kim, co może być, o tym, że mogłam nawet umrzeć. Nie! Kocha­łam Ericka, chcia­łam być z nim na zawsze. Nie mogłam odejść z tego świata i zosta­wić go samego. Za szybą dostrze­głam mamę Ericka, tego dok­tora, który był u mnie wczo­raj, oraz zapewne neu­ro­chi­rurga, o któ­rym wspo­mi­nał w nocy Erick. Stał też tam Filip. Na jego widok zamknę­łam oczy. Czy będę miała w ogóle oka­zję z nim o tym poroz­ma­wiać? Co w niego wczo­raj wstą­piło?

– Meg, za chwilę koń­czymy – usły­sza­łam głos z gło­śnika. Nie mogłam nic powie­dzieć, więc tylko mru­gnę­łam na znak, że zro­zu­mia­łam.

Nie mia­łam poję­cia, jak długo trwało bada­nie. Po wszyst­kim wró­ci­łam do swo­jej sali, gdzie mia­łam cze­kać. Nie wpusz­czali do mnie nikogo oprócz leka­rza.

– Witaj, Meg, nazy­wam się David Mil­ler i jestem neu­ro­chi­rur­giem – przed­sta­wił się męż­czy­zna, dość niski, z burzą siwych wło­sów.

Przy­po­mi­nał mi tro­chę Ein­ste­ina, uśmiech­nę­łam się na jego widok.

– Dzień dobry, dok­to­rze. Już coś wia­domo?

Sta­nął obok łóżka. W jego oczach dostrze­głam pokłady empa­tii i miło­ści do bliź­niego. Czu­łam, że tra­fi­łam w dobre ręce.

– Nie­stety potwier­dziły się nasze przy­pusz­cze­nia – powie­dział poważ­nie. – Masz krwiaka w tyl­nej czę­ści mózgu, jest dość spory, ma około pię­ciu cen­ty­me­trów.

Z zasko­cze­nia otwo­rzy­łam sze­roko oczy. Boże, czy to się działo naprawdę?

– I co z tym zro­bi­cie? – spy­ta­łam zała­mana.

– Musisz jak naj­szyb­ciej przejść ope­ra­cję, Meg. Przy­je­cha­łem, by oso­bi­ście przy niej asy­sto­wać.

– Jakie mam szanse? – Do oczu napły­nęły mi łzy. Nawet nie poże­gna­łam się z rodzi­cami i Eric­kiem.

– Spore, krwiak na szczę­ście nie jest głę­boko. Musimy otwo­rzyć czaszkę i go usu­nąć. Moż­liwe, że wró­cisz do cał­ko­wi­tej spraw­no­ści.

– Moż­liwe, że wrócę…? – powtó­rzy­łam.

– Spo­koj­nie, Meg. – Lekarz poło­żył rękę na moim ramie­niu. – Takie ope­ra­cje mają różne nie­po­żą­dane skutki.

– Na przy­kład?

– Utrata pamięci zda­rza się chyba naj­czę­ściej. Cza­sami docho­dzi do nie­do­tle­nie­nia mózgu i para­liżu, ale zro­bimy wszystko, by tak się nie stało.

– Mogę nic nie pamię­tać? – Moje serce waliło coraz szyb­ciej.

– Tego nie wiem. Nie­któ­rzy pacjenci nie pamię­tają ostat­nich wyda­rzeń, zda­rza się jed­nak, że nie wie­dzą nawet, jak się nazy­wają i gdzie się znaj­dują… – Głos miał cie­pły i spo­kojny.

Jego opa­no­wa­nie jed­nak na nie­wiele się zdało.

– Boże! – Po policz­kach popły­nęły mi łzy. – Chcę zoba­czyć Ericka! – krzyk­nę­łam.

– Zoba­czysz go przed ope­ra­cją, musimy cię teraz przy­go­to­wać… – Spraw­dził coś na moni­to­rze.

Mój świat wła­śnie roz­padł się na kawałki. Mia­łam cudowna rodzinę, wyma­rzo­nego narze­czo­nego, wiele nie­do­koń­czo­nych spraw i byłam zdana na łaskę… Czyją? Boga? Leka­rzy? Szczę­ścia? Nawet jeśli prze­żyję, mogłam być spa­ra­li­żo­wana lub nic nie pamię­tać. Wró­ciły do mnie wspo­mnie­nia: pierw­sze spo­tka­nie z Eric­kiem, wspólne wyj­ście z ban­kietu, rodzinne waka­cje na Baha­mach, dzie­ciń­stwo, gdy bawi­ły­śmy się z Kim u babci na plaży, zakup pierw­szego samo­chodu. Nie mia­łam poję­cia, co czują osoby sto­jące w obli­czu tra­ge­dii. Teraz się prze­ko­na­łam. Gdy­bym mogła prze­wi­dzieć, co mnie czeka, cie­szy­ła­bym się każdą chwilą, nie kłó­ciła się z Eric­kiem i Kim, nie sprze­ci­wiała rodzi­com.

– Meg… – usły­sza­łam cichy głos Ericka. Wszedł do sali, w któ­rej leża­łam, gotowa do ope­ra­cji. Miał na sobie zie­lony strój, jaki nosi się w szpi­ta­lach.

– Erick – wymam­ro­ta­łam otu­ma­niona środ­kami far­ma­ko­lo­gicz­nymi.

– Wszystko będzie dobrze, maleńka. – Bar­dzo deli­kat­nie ujął moją dłoń, czu­łam, że drży.

Nawet nie chcia­łam myśleć o tym, co prze­ży­wał. Wola­łam być w tym miej­scu, w któ­rym byłam. Gdyby to Erick leżał na stole ope­ra­cyj­nym, mogła­bym nie dać sobie rady. Wola­ła­bym umrzeć, niż patrzeć na niego w takim sta­nie.

– Wiem, że będzie dobrze… wiem – powie­dzia­łam ciszej od szeptu. Chcia­łam napa­trzeć się na jego piękną twarz, mimo że było na niej widać tylko ból i strach. – Uśmiech­nij się, pro­szę – doda­łam.

– Nie potra­fię, Meg… – Wes­tchnął ciężko, w jego gło­sie usły­sza­łam roz­pacz.

– Pro­szę. Chcę cię takiego zapa­mię­tać, uśmiech­nię­tego, szczę­śli­wego.

– Boże, nie mów tak! Wszystko będzie dobrze! – zapew­nił gło­śniej, ale ja wie­dzia­łam, że muszę się liczyć z naj­gor­szym.

– Obie­caj mi coś… – Ści­snę­łam jego rękę naj­moc­niej, jak w tej chwili mogłam.

– Wszystko, czego tylko chcesz… – Przy­cią­gnął nasze dło­nie do swo­ich ust.

– Pamię­taj, że cokol­wiek się sta­nie, zawsze będę cię kochać. Jesteś naj­cu­dow­niej­szym czło­wie­kiem na świe­cie i zasłu­gu­jesz na szczę­ście i miłość! Ni­gdy w to nie wątp. – Zaci­snął palce moc­niej i zaczął pła­kać. Po jego policz­kach spły­nęły wiel­kie słone łzy, nie mógł wydu­sić słowa. – Obie­caj, że nawet jeśli sta­nie się naj­gor­sze, będziesz silny i dasz radę.

– Nie mogę cię stra­cić, Meg, bez cie­bie jestem nikim, bez cie­bie nie chcę żyć. – Chcia­łam sca­ło­wać każdą jego łzę. Do tej pory nie widzia­łam, żeby pła­kał, to taki smutny widok. – Jestem żało­sny, co to za facet, który pła­cze i nie potrafi pomóc swo­jej kobie­cie?

– Nie możesz się o nic obwi­niać, rozu­miesz? – powie­dzia­łam moż­li­wie gło­śno.

– Meg, prze­cież to wszystko moja wina. Gdy­byś mnie nie poznała, nic by się nie wyda­rzyło. Twoje pro­blemy zaczęły się w chwili, gdy się pozna­li­śmy. – Zaci­snął pię­ści.

– Jesteś naj­lep­szym, co przy­tra­fiło mi się w życiu, mimo tego wszyst­kiego z nikim bym się nie zamie­niła. Dane mi było odna­leźć miłość, a nic nie jest od tego waż­niej­sze.

– Gdy już z tego wyj­dziesz… – Urwał, by nabrać powie­trza. – Chcę od razu wziąć ślub, Meg…

Zasko­czył mnie. Prze­cież mówił, że nam się nie śpie­szy.

– Chcę, byś została moją żoną naj­szyb­ciej, jak się da.

– Ja nie mam nic prze­ciwko temu, panie Evans. – Uśmiech­nę­łam się łagod­nie, by tro­chę go roz­we­se­lić.

Sta­nął nade mną i poca­ło­wał mnie lekko w usta. Jego wargi były takie mięk­kie i cie­płe, mógłby mnie cało­wać bez prze­rwy.

– Kocham cię… – szep­nął w moje usta.

Ten poca­łu­nek… Erick cało­wał mnie tak, jakby się żegnał. To naj­gor­sze uczu­cie, jakie można sobie wyobra­zić. Zdu­si­łam jęk i poczu­łam, że on robi to samo.

– Już czas, Meg, Ericku, musisz wyjść. – Do sali weszła jego mama. Na pewno także czuła ogromny ból, kiedy patrzyła na swo­jego syna w tym sta­nie. Wtu­lił się we mnie mocno, jakby chciał zabrać mnie ze sobą. Jego matka poło­żyła mu dłoń na ramie­niu i powtó­rzyła, że musi iść. Po chwili poja­wił się Filip i odcią­gnął go ode mnie prak­tycz­nie siłą. Rzu­cił mi przy tym smutne, prze­pra­sza­jące spoj­rze­nie.

– Poroz­ma­wiamy póź­niej… – powie­dzia­łam do Filipa i uśmiech­nę­łam się, choć wie­dzia­łam, że go to nie pocie­szy. Sama chcia­łam wie­rzyć w to, że się obu­dzę i wszystko będzie dobrze. Musia­łam w to wie­rzyć dla Ericka, dla rodzi­ców, dla samej sie­bie.

Roz­dział 3

Gary

Pędzi­łem tak, że zła­ma­łem chyba wszyst­kie moż­liwe zakazy. Całą drogę łzy spły­wały mi ciur­kiem po policz­kach. Kurwa! Jak mogłem być takim chu­jem?! Moja córka, moja kochana, słodka Meg, znowu była w szpi­talu. Erick zadzwo­nił do nas chwilę po naszej roz­mo­wie, prze­ra­żony, zała­many. Powie­dział, że Meg zaczęła się dusić, że wezwał karetkę i poje­chali do szpi­tala. Tele­fon ode­bra­łem ja. Myśla­łem, że dostanę zawału. Prze­cież dosko­nale wie­dzia­łem, co się stało. To ja przez ten swój par­szywy cha­rak­ter sta­rego chuja spra­wi­łem, że moja córka znowu cier­piała. Może nawet wal­czyła o życie. „Boże, wybacz mi, wybacz, że byłem takim dup­kiem. Bła­gam, spraw, żeby mojemu maleń­stwu nic się nie stało. Zro­bię wszystko, oddam wszystko, tylko ura­tuj Meg” – myśla­łem po dro­dze.

Do szpi­tala wsze­dłem pew­nym kro­kiem… Kro­kiem, który mówił: z nim trzeba się liczyć. Im wyżej jesteś, tym wię­cej musisz. Tylko głupcy sądzą, że boga­cze śpią na kasie. Oni w ogóle nie śpią. Modlą się, żeby za swoją pozy­cję nie zapła­cić naj­wyż­szej ceny.

Od razu zoba­czy­łem Ericka. Ten widok ude­rzył mnie jesz­cze bar­dziej. Uko­chany mojej córki, jesz­cze przed chwilą dobrze zapo­wia­da­jący się milio­ner, dla mnie gang­ster, wielki, silny, przy­stojny, sie­dział na krze­śle w pocze­kalni i pła­kał. Jak dziecko, jak głu­piec. Zabo­lało mnie to, bo zda­łem sobie sprawę, że ja ni­gdy nie pozwo­lił­bym sobie na łzy w miej­scu publicz­nym, nawet teraz… kiedy moje serce pękło. Nie wie­dzia­łem, co zro­bić, nie chcia­łem do niego pod­cho­dzić. Było mi wstyd.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki