Od ujścia Wisły po Morze Czarne, tom II - Jakub Wozinski - ebook

Od ujścia Wisły po Morze Czarne, tom II ebook

Jakub Wozinski

0,0

Opis

Ciąg dalszy świetnie przyjętej przez czytelników książki o historycznych dziejach Polski napisanej przez pryzmat szlaków handlowych, rodzącego się na przełomie XVI i XVII wieku światowego systemu finansowego i interesów geopolitycznych. W tym tomie Jakub Wozinski pochyla się nad czasami prowadzącymi do całkowitego zniknięcia Polski ze światowych map przedstawiając zupełnie nowatorskie tezy przyczyn upadku „Hiszpanii północy”, jak określana była swego czasu I Rzeczypospolita.

Dodatkowo, autor na tle dziejów upadającej Rzeczypospolitej udowadnia, że Zachód od kilku wieków jako główną metodę osiągania gospodarczego wzrostu stosuje zabieg, który sprowadza się do żerowania na niewiedzy mas oraz nieustannym psuciu siły nabywczej pieniądza kosztem innych narodów.

Zapraszamy w fascynującą podróż historyczną szlakiem nieznanych faktów i interesów finansowych, które – jak udowadnia autor – miały większe znaczenie dla ustawień na geopolitycznej szachownicy niż niejedna stoczona bitwa i niejedna wywołana przez bankierów wojna.

* * * 

Czy brytyjski system finansowy nie miał zaledwie marginalnego wpływu na losy naszej ojczyzny? Odpowiedź (…) jest zdecydowanie przecząca. To, co działo się na rynkach finansowych i towarowych najpierw Amsterdamu, a następnie Londynu, wyznaczało zasadniczy charakter naszej rodzimej gospodarki przez ostatnich kilka wieków. Dopiero odnosząc dzieje naszego kraju do interesów gospodarczych Wielkiej Brytanii i całego obozu protestanckiego, jesteśmy w stanie znaleźć właściwą odpowiedź na pytanie, dlaczego Polska nie zaznała Wielkiego Wzbogacenia, lecz pozostaje do dziś krajem wiecznie aspirującym do grona najbardziej zamożnych. Skupienie przez Brytyjczyków w swoich rękach tak wielkiej siły politycznej oraz uzyskanie tak wielkich atutów geopolitycznych wymagało wszak wcześniejszego pogrążenia i osłabienia wielu innych krajów, które mogłyby im w realizacji tego dzieła zagrozić. Do Wielkiej Dywergencji nie doszłoby nigdy bez „wielkiej marginalizacji” potęg kontynentalnych Eurazji, w tym oczywiście Rzeczypospolitej.

Fragment Wstępu

* * * 

Wojska holenderskie nie postawiły praktycznie nigdy stopy na polskiej ziemi, ale holenderskie dotacje, pomoc technologiczna, zabiegi dyplomatyczne na obcych dworach oraz sprzedawane zbrojenia były prawdziwym fundamentem nieszczęść wojennych, które spotkały Polskę w XVII w. Holandia w sposób cyniczny eksploatowała Polskę tak długo, jak było to dla niej korzystne i nie dopuszczała do powstania polskiej, katolickiej floty zdolnej we współpracy z Hiszpanią czy też innymi krajami habsburskimi zagrozić jej pozycji na światowych morzach. (...) Holendrzy dokonali wstępnego, „zerowego” rozbioru Polski niszcząc jej podstawy gospodarcze. Dzieła upadku mogły w ten sposób dopełnić w kolejnym stuleciu sąsiednie mocarstwa.

Fragment rozdziału: Katastrofy rządów Jana Kazimierza

 

Jakub Wozinski (ur. 1984) – doktor filozofii, tłumacz i publicysta, m.in.: „Do Rzeczy”,, "Polonii Christiana"  i „Najwyższego Czasu!”, autor książek: Historia pisana pieniądzem (2013), To NIE musi być państwowe (2014), Dzieje kapitalizmu (2016) oraz Liberalizm to nie wolność (2019), mąż, ojciec czterech synów. Pasjonat odkrywania i opisywania zazwyczaj pomijanych przez główny nurt historiografii związków przyczynowo-skutkowych, w szczególności w zakresie historii gospodarczej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 683

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Co­py­ri­ght © by Ja­kub Wo­zin­skiCo­py­ri­ght to this edi­tion © by Wy­daw­nic­two Pro­hi­bitaWy­da­nie I

ISBN: 978-83-65546-99-9

Pro­jekt okładki, skład i ła­ma­nie:Ma­ciej Ha­ra­basz

Mapy:Bar­tosz Ćwir

Wy­dawca:Wy­daw­nic­two PRO­HI­BITAPa­weł To­boła-Per­t­kie­wiczwww.pro­hi­bita.plwy­daw­nic­two@pro­hi­bita.plTel: 22 424 37 36fb.com/Wy­daw­nic­two­Pro­hi­bita

Wszyst­kie książki na­szego Wy­daw­nic­twa po­le­camy na­by­wać w In­ter­ne­cie:

lub w na­szej księ­garni sta­cjo­nar­nej:Księ­gar­nia Mul­ti­book.plDy­miń­ska 4, 01-519 War­szawafb.com/Mul­ti­bo­okpl

Wy­da­nie tej książki, po­dob­nie jak in­nych pro­jek­tów wy­daw­nic­twa Pro­hi­bita, NIE zo­stało sfi­nan­so­wane z pie­nię­dzy po­dat­ni­ków.

Wstęp

Co spra­wia, że jedne kraje się bo­gacą, a inne bied­nieją? – to py­ta­nie za­dają so­bie eko­no­mi­ści co naj­mniej od cza­sów Adama Smi­tha. Wbrew po­zo­rom nie zo­stało ono wcale osta­tecz­nie i jed­no­myśl­nie roz­strzy­gnięte. Naj­bar­dziej po­pu­larne opra­co­wa­nia na­ukowe i pu­bli­cy­styczne ostat­nich lat, au­tor­stwa m.in. Da­vida S. Lan­desa, Nialla Fer­gu­sona, Da­rona Ace­mo­glu i Ja­mesa A. Ro­bin­sona czy Jo­ela Mo­kyra, wska­zują na sze­reg róż­nego ro­dzaju przy­czyn tego zja­wi­ska, do któ­rych za­li­czyć można m.in. spe­cy­ficzną dla kra­jów za­chod­nich etykę pracy, wy­ko­rzy­sta­nie no­wo­cze­snych osią­gnięć na­uki, to­le­ran­cję, po­sza­no­wa­nie dla wła­sno­ści pry­wat­nej czy też wie­lość ośrod­ków wła­dzy.

Pre­cy­zyj­nie rzecz bio­rąc, py­ta­niem, na które sta­rają się wszy­scy od­po­wie­dzieć, nie jest jed­nak: „co spra­wia, że jedne kraje się bo­gacą, a inne bied­nieją?”, lecz py­ta­nie brzmiące nieco ina­czej: „co ta­kiego spra­wiło, że Za­chód tak wzbo­ga­cił się mię­dzy XVIII a XX wie­kiem, że zdy­stan­so­wał w każ­dej dzie­dzi­nie nie­mal całą resztę świata?”. Naj­bar­dziej ob­ra­zowo całą tę kwe­stię opi­sał Ken­neth Po­me­ranz, który ująw­szy owo bez­pre­ce­den­sowe wzbo­ga­ce­nie w for­mie gra­ficz­nej i licz­bo­wej okre­ślił je mia­nem „Wiel­kiej Dy­wer­gen­cji”, gdyż po­cząw­szy od końca XVIII wieku więk­szość wskaź­ni­ków eko­no­micz­nych Za­chodu na­gle od­rywa się od wspól­nego dla ca­łego świata pu­łapu i szy­buje mocno w górę. Owo zdu­mie­wa­jące odej­ście (dy­wer­gen­cja) od wy­da­wa­łoby się nie­zmien­nego wcze­śniej od wie­ków mak­sy­mal­nego po­ziomu bo­gac­twa, na jaki może wspiąć się ludzka spo­łecz­ność, sta­nowi przed­miot oży­wio­nych ba­dań głów­nie dla­tego, że przy­pra­wia no­wo­żytną cy­wi­li­za­cję o nie­skry­waną dumę. Od czasu, gdy Ko­ściół stra­cił wio­dącą rolę w kształ­to­wa­niu za­sad ży­cia spo­łecz­nego, miały miej­sce wiel­kie re­wo­lu­cje, lu­do­bój­stwa i krwawe wojny. Świa­domi tych wszyst­kich nie­do­ma­gań pro­jektu o na­zwie no­wo­żyt­ność, jego apo­lo­geci jako osta­teczny i naj­waż­niej­szy ar­gu­ment na rzecz cy­wi­li­za­cji stwo­rzo­nej we­dle ka­no­nów Oświe­ce­nia przed­sta­wiają za­wsze tezę, że do­piero dzięki ka­pi­ta­li­zmowi ludz­kość mo­gła wyjść z nę­dzy. Suk­ces eko­no­miczny ma tym sa­mym sta­no­wić osta­teczne po­twier­dze­nie słusz­no­ści kie­runku, w któ­rym po­dąża ludz­kość.

Ar­gu­ment wyj­ścia z nę­dzy jest na tyle silny, że z re­guły za­myka usta więk­szo­ści kry­ty­ków. Przy­glą­da­jąc się no­wo­cze­snej tech­no­lo­gii, roz­ma­chowi współ­cze­snych miast, sieci trans­por­to­wej i ko­mu­ni­ka­cyj­nej czy po­wszech­no­ści In­ter­netu, a na­stęp­nie ze­sta­wia­jąc to wszystko ze skrom­nymi roz­mia­rami śre­dnio­wiecz­nej go­spo­darki, bar­dzo ła­two dojść do wnio­sku, że no­wo­żytna, zla­icy­zo­wana cy­wi­li­za­cja rze­czy­wi­ście gó­ruje nad wszyst­kim, co miał do za­pro­po­no­wa­nia Ko­ściół. Tym sa­mym Wielka Dy­wer­gen­cja, czy też Wiel­kie Wzbo­ga­ce­nie, uzy­skuje sta­tus praw­dzi­wego cudu, wy­da­rze­nia de­fi­niu­ją­cego wyż­szość no­wo­żyt­no­ści nad wszyst­kim, co ist­niało do tej pory. Wy­ja­śnie­nie zaś przy­czyn Wiel­kiej Dy­wer­gen­cji staje się ro­dza­jem pre­zen­ta­cji prze­pisu, za­wie­ra­ją­cego ze­spół czyn­ni­ków i idei, dzięki któ­rym ów cud mógł się wy­da­rzyć. Nie dziwi więc, że wspo­mniani już au­to­rzy do klu­czo­wych czyn­ni­ków umoż­li­wia­ją­cych za­ist­nie­nie tego zja­wi­ska za­li­czają nie­zmien­nie naj­więk­sze zdo­by­cze okresu Oświe­ce­nia i fi­lo­zo­fii li­be­ral­nej.

Od­po­wie­dzi udzie­lane na py­ta­nie: „co spra­wiło, że Za­chód stał się tak nie­sły­cha­nie bo­gaty?” mają przy tym dużo więk­sze zna­cze­nie, niż się po­wszech­nie są­dzi, gdyż za­warte w nich jest jed­no­cze­śnie teo­re­tyczne uza­sad­nie­nie dla utrzy­mu­ją­cego się wciąż prze­cież dy­stansu mię­dzy naj­bo­gat­szymi i naj­bar­dziej roz­wi­nię­tymi go­spo­dar­kami a kra­jami bied­nymi i roz­wi­ja­ją­cymi się. Tłu­ma­czący Wielką Dy­wer­gen­cję we­dle za­pre­zen­to­wa­nego tu sche­matu są więc w więk­szo­ści także obroń­cami obec­nego po­li­tycz­nego sta­tus quo, gdyż praw­dziwe (i bar­dzo nie­wy­godne) przy­czyny Wiel­kiego Wzbo­ga­ce­nia skry­wają za za­słoną teo­rii ak­cen­tu­ją­cych w rze­czy­wi­sto­ści zu­peł­nie po­boczne i nie­wiele zna­czące czyn­niki.

Jaka jest za­tem prawda na te­mat Wiel­kiego Wzbo­ga­ce­nia? Jak sta­ra­łem się po­ka­zać w mo­jej wcze­śniej­szej książce, no­szą­cej ty­tuł Dzieje ka­pi­ta­li­zmu, klu­czo­wym czyn­ni­kiem, który umoż­li­wił Wiel­kiej Bry­ta­nii, a w ślad za nią także in­nym za­chod­nim pań­stwom osią­gnię­cie tak osza­ła­mia­ją­cego wzro­stu go­spo­dar­czego, była kre­acja pu­stego pie­nią­dza, upo­wszech­niona w na­stęp­stwie usta­no­wie­nia w 1694 roku Banku An­glii. Uzy­skaw­szy sta­tus naj­waż­niej­szej po­tęgi mor­skiej, han­dlo­wej i fi­nan­so­wej świata, bry­tyj­skie im­pe­rium zdo­łało upo­wszech­nić sys­tem fi­nan­sowy, w któ­rym środki pie­niężne były kre­owane ex ni­hilo i za­si­lały po­przez sys­tem ban­kowy oraz giełdę naj­bar­dziej in­no­wa­cyjne i za­awan­so­wane tech­no­lo­gicz­nie branże go­spo­darki. Skon­stru­owano w ten spo­sób „go­spo­dar­czą bombę ato­mową”, któ­rej wcze­śniej nikt nie po­sia­dał, gdyż Wielka Bry­ta­nia jako pierw­sza zdo­łała, wy­ko­rzy­stu­jąc swój wy­spiar­ski cha­rak­ter, za­pa­no­wać nad świa­to­wymi oce­anami i jed­no­cze­śnie ogra­ni­czyć zna­cze­nie do­mi­nu­ją­cego wcze­śniej przez wieki sys­temu han­dlu lą­do­wego Eu­ra­zji. Bar­dziej do­kładny opis tego me­cha­ni­zmu za­warty zo­stał rów­nież na kar­tach tej książki.

Dla­czego jed­nak po­ja­wił się on w książce do­ty­czą­cej dzie­jów Rze­czy­po­spo­li­tej? Czy bry­tyj­ski sys­tem fi­nan­sowy nie miał za­le­d­wie mar­gi­nal­nego wpływu na losy na­szej oj­czy­zny? Od­po­wiedź na dru­gie z tych py­tań jest zde­cy­do­wa­nie prze­cząca. To, co działo się na ryn­kach fi­nan­so­wych i to­wa­ro­wych naj­pierw Am­ster­damu, a na­stęp­nie Lon­dynu, wy­zna­czało za­sad­ni­czy cha­rak­ter na­szej ro­dzi­mej go­spo­darki przez ostat­nich kilka wie­ków. Do­piero od­no­sząc dzieje na­szego kraju do in­te­re­sów go­spo­dar­czych Wiel­kiej Bry­ta­nii i ca­łego obozu pro­te­stanc­kiego, je­ste­śmy w sta­nie zna­leźć wła­ściwą od­po­wiedź na py­ta­nie, dla­czego Pol­ska nie za­znała Wiel­kiego Wzbo­ga­ce­nia, lecz po­zo­staje do dziś kra­jem wiecz­nie aspi­ru­ją­cym do grona naj­bar­dziej za­moż­nych. Sku­pie­nie przez Bry­tyj­czy­ków w swo­ich rę­kach tak wiel­kiej siły po­li­tycz­nej oraz uzy­ska­nie tak wiel­kich atu­tów geo­po­li­tycz­nych wy­ma­gało wszak wcze­śniej­szego po­grą­że­nia i osła­bie­nia wielu in­nych kra­jów, które mo­głyby im w re­ali­za­cji tego dzieła za­gro­zić. Do Wiel­kiej Dy­wer­gen­cji nie do­szłoby ni­gdy bez „wiel­kiej mar­gi­na­li­za­cji” po­tęg kon­ty­nen­tal­nych Eu­ra­zji, w tym oczy­wi­ście Rze­czy­po­spo­li­tej.

Wiel­kie Wzbo­ga­ce­nie to te­mat, który po­wraca stale na kar­tach dru­giego tomu tej pracy, gdyż fun­da­menty pod wy­stą­pie­nie tego zja­wi­ska zo­stały wy­lane wła­śnie w XVII-XVIII wieku. Jesz­cze w XVI wieku, po­mimo wszyst­kich kar­dy­nal­nych błę­dów epoki ja­giel­loń­skiej i uzur­pa­cji stanu szla­chec­kiego, Rzecz­po­spo­lita nie od­sta­wała za­nadto pod wzglę­dem za­moż­no­ści od wio­dą­cych kra­jów na kon­ty­nen­cie. Ostat­nie dwa wieki ist­nie­nia pol­sko-li­tew­skiego pań­stwa przy­nio­sły jed­nak na­ra­sta­jącą utratę kon­taktu z czo­łówką na tyle, że gdy pod ko­niec XVIII wieku roz­po­czy­nało się Wiel­kie Wzbo­ga­ce­nie, dy­stans był już zbyt wielki, aby bo­gac­two Pol­ski uro­sło w ta­kim sa­mym tem­pie, co kra­jów za­chod­nich.

Pre­zen­to­wana tu teza o klu­czo­wo­ści sek­tora fi­nan­so­wego dla wiel­kich go­spo­dar­czych prze­mian po­ja­wia się nie­kiedy w li­te­ra­tu­rze przed­miotu, lecz ni­gdy jako czyn­nik główny i de­cy­du­jący. Wy­nika to za­pewne z obec­nej u wspo­mnia­nych wcze­śniej au­to­rów chęci przed­sta­wie­nia zła­go­dzo­nej wer­sji dzie­jów, skrzęt­nie uni­ka­ją­cej wielu nie­wy­god­nych te­ma­tów. Gdyby bo­wiem przy­znać, że Za­chód do­ko­nał wiel­kiego wzbo­ga­ce­nia w opar­ciu o fi­nan­sowe szal­bier­stwo i pod­stęp oraz trwa­łym kosz­tem in­nych kra­jów, w gru­zach ległby także cały mit no­wo­cze­sno­ści i współ­cze­snej cy­wi­li­za­cji zbu­do­wa­nych w opar­ciu o war­to­ści Oświe­ce­nia. Gdyby otwar­cie przy­znać, że Za­chód od kilku wie­ków jako główną me­todę osią­ga­nia go­spo­dar­czego wzro­stu sto­suje za­bieg, który spro­wa­dza się do że­ro­wa­nia na nie­wie­dzy mas oraz nie­ustan­nym psu­ciu siły na­byw­czej pie­nią­dza, wów­czas ru­nąłby także pod­sta­wowy ar­gu­ment za całą no­wo­żyt­no­ścią, a prze­ciw cy­wi­li­za­cji ła­ciń­skiej, od­wo­łu­jący się do wyj­ścia z nę­dzy. Gdyby przed­sta­wić Wiel­kie Wzbo­ga­ce­nie jako efekt dzia­ła­nia naj­więk­szej w dzie­jach pi­ra­midy fi­nan­so­wej w dzie­jach, która wcze­śniej czy póź­niej musi upaść i przy­nieść ze sobą ka­ta­stro­falne skutki, wów­czas trzeba by­łoby spoj­rzeć na dzieje ludz­ko­ści z zu­peł­nie in­nej per­spek­tywy i zro­zu­mieć kru­chość fun­da­men­tów ca­łej no­wo­żyt­nej go­spo­darki.

Wielka Dy­wer­gen­cja po­zo­staje do dziś jed­nym z wy­da­rzeń, które od­ci­snęły naj­sil­niej­sze piętno na na­szej na­ro­do­wej toż­sa­mo­ści. To, iż Pol­ska nie wzbo­ga­ciła się tak bar­dzo jak kraje za­chod­nie i po­mimo upadku ko­mu­ni­zmu na­dal nie jest w sta­nie ich do­ści­gnąć, sta­nowi naj­istot­niej­szą przy­czynę zu­peł­nie nie­za­słu­żo­nego i nie­po­trzeb­nego kom­pleksu niż­szo­ści obec­nego u wielu na­szych ro­da­ków. Z tego ro­dzaju kom­pleksu można się dość ła­two wy­le­czyć, śle­dząc uważ­nie treść ni­niej­szej pracy, gdyż po­ka­zuje ona przede wszyst­kim to, jak wielką wagę dla prze­wo­dzą­cych ca­łemu obo­zowi pro­te­stanc­kiemu Ho­lan­dii i An­glii miało wy­ga­sze­nie po­ten­cjału, ja­kim dys­po­no­wała Rzecz­po­spo­lita. Od mo­mentu za­war­cia unii w Kre­wie w 1385 roku, pol­sko-li­tew­skie pań­stwo uzy­skało godny po­dziwu roz­mach, który tylko za sprawą nie­po­rad­no­ści Ja­giel­lo­nów i szko­dli­wo­ści dzia­łań obozu szla­chec­kiego nie prze­ło­żył się ni­gdy na utwo­rze­nie spraw­nej i nie­za­leż­nej pol­skiej floty. W hi­sto­rii Eu­ropy nie ma w za­sa­dzie żad­nego dru­giego przy­padku kraju tej wiel­ko­ści i o tak du­żym po­ten­cjale de­mo­gra­ficz­nym, który po­sia­da­jąc teo­re­tycz­nie do­stęp do mo­rza, nie zdo­łałby wy­ko­rzy­stać go do pro­wa­dze­nia ak­tyw­nej i su­we­ren­no­ścio­wej po­li­tyki mor­skiej. O tym, jak wielką rolę mo­gła od­gry­wać Rzecz­po­spo­lita na świa­to­wej sce­nie po­li­tycz­nej, gdyby nie świa­doma, kon­se­kwentna i dłu­go­fa­lowa dy­wer­sja, pro­wa­dzona przez ho­len­der­skie i an­giel­skie elity biz­ne­sowo-po­li­tyczne, naj­wię­cej mówi to, co na po­czątku XVIII wieku stało się z Ro­sją Pio­tra I. Wy­star­czył nad­zwy­czaj przy­chylny sto­su­nek za­chod­nich po­tęg mor­skich do wiel­kich pla­nów han­dlo­wych i mor­skich przed­sta­wi­ciela dy­na­stii Ro­ma­no­wów, a ma­jące dużo gor­szą po­zy­cję wyj­ściową pań­stwo ca­rów zdo­łało w bły­ska­wicz­nym tem­pie prze­kształ­cić się w im­pe­rium.

Czy Pol­ska nie miała swo­jego Pio­tra I, który mógłby uczy­nić coś po­dob­nego? Miała ko­goś znacz­nie lep­szego: króla Zyg­munta III Wazę. Ów wiecz­nie oczer­niany i nie­do­ce­niany król sta­rał się przez nie­mal pół wieku wcie­lać w ży­cie im­po­nu­jącą i za­kro­joną na wielką skalę stra­te­gię, która w ra­zie po­wo­dze­nia by­łaby w sta­nie uczy­nić z Rze­czy­po­spo­li­tej dumne i godne po­dziwu im­pe­rium. W dzia­ła­niach obozu pro­te­stanc­kiego z cza­sów jego rzą­dów mo­żemy dziś od­czy­tać, że jego przed­sta­wi­ciele do­sko­nale ro­zu­mieli skalę za­gro­że­nia ich in­te­re­sów, ja­kie nio­sły ze sobą jego plany. Swego ro­dzaju sym­bo­lem wie­lo­let­nich zma­gań Zyg­munta III była sto­czona 4 lipca 1610 roku bi­twa pod Kłu­szy­nem, w któ­rej prze­ciwko hu­sa­rii pod do­wódz­twem Sta­ni­sława Żół­kiew­skiego sta­nęły obok Ro­sjan li­czące 5 ty­sięcy żoł­nie­rzy od­działy na­jem­ni­ków pod do­wódz­twem Ja­coba de la Gar­die. Wśród nich byli m.in. Szwe­dzi, Niemcy, An­glicy, Szkoci, Fla­man­do­wie i Fran­cuzi. Obec­ność owych na­ro­do­wo­ści w ar­miach za­cięż­nych tej epoki nie była ni­czym wy­jąt­ko­wym, nie­mniej jed­nak wła­śnie taki skład na­jem­ni­czego kor­pusu sym­bo­li­zo­wał, komu naj­bar­dziej za­le­żało na tym, aby za­trzy­mać trium­falny po­chód Po­la­ków na wscho­dzie. Gdyby Zyg­mun­towi III Wa­zie udało się prze­jąć trwałą kon­trolę nad mo­skiew­skim tro­nem (na co szanse były na­prawdę spore), Wiel­kie Wzbo­ga­ce­nie Za­chodu mo­głoby na­wet ni­gdy nie dojść do skutku. Po pierw­sze dla­tego, że pro­te­stanc­kie po­tęgi mor­skie mo­głyby zo­stać po­ko­nane za sprawą współ­pracy Pol­ski z Hisz­pa­nią, a po dru­gie dla­tego, że Rzecz­po­spo­lita mia­łaby na­prawdę wiel­kie szanse, żeby uru­cho­mić nowe kon­ty­nen­talne szlaki han­dlowe, za­gra­ża­jące wprost tym, które Ho­lan­dia czy An­glia roz­wi­jały na Atlan­tyku i Pa­cy­fiku. Tezy tej nie można od­rzu­cić jako zwy­kłego prak­ty­ko­wa­nia hi­sto­rii al­ter­na­tyw­nej, gdyż wła­śnie ze względu na opi­sane tu za­gro­że­nie po­tęgi za­chod­nie nie­ustan­nie sa­bo­to­wały wszel­kie kon­struk­tywne ini­cja­tywy po­li­tyczne i go­spo­dar­cze w pol­sko-li­tew­skim pań­stwie.

W oczach nie­któ­rych śro­do­wisk pro­te­stanc­kich w Rze­szy i nie tylko, Rzecz­po­spo­lita przed­sta­wiała się jako „Hisz­pa­nia pół­nocy”, a na miano to za­pra­co­wała po­do­bień­stwem w wielu róż­nych dzie­dzi­nach do nie­po­rów­na­nie po­tęż­niej­szego w opi­sy­wa­nym tu okre­sie Kró­le­stwa Hisz­pa­nii. Tak jak po­tęga z Pół­wy­spu Ibe­ryj­skiego, pol­sko-li­tew­skie pań­stwo było kra­jem prze­wa­ża­jąco ka­to­lic­kim, bar­dzo lud­nym i znacz­nych roz­mia­rów, w któ­rym dużą rolę od­gry­wali je­zu­ici; do­mi­no­wała w nim war­stwa szla­checka, a ro­dzime miesz­czań­stwo było sto­sun­kowo słabe. Pod­czas gdy Hisz­pa­nia sta­no­wiła opokę geo­po­li­tyki ka­to­lic­kiej na po­łu­dnio­wym za­cho­dzie, Rzecz­po­spo­lita strze­gła jej pół­nocno-wschod­nich kre­sów. W cza­sach Zyg­munta III Wazy i jego syna Wła­dy­sława IV, pewne na­dzieje wią­zano z po­łą­cze­niem sił „obu Hisz­pa­nii”, które współ­dzia­ła­jąc na mo­rzu, miały re­alną szansę na to, aby zła­mać do­mi­na­cję pro­te­stanc­kich po­tęg mor­skich i od­wró­cić bieg dzie­jów. Przed­się­wzię­cie to nie sta­no­wiło, rzecz ja­sna, głów­nego przed­miotu sta­rań Ma­drytu, lecz w przy­padku pol­skiego władcy było zgoła ina­czej. W cza­sach, gdy wy­ku­wał się nowy atlan­tycki sys­tem geo­po­li­tyczny, Ho­len­drzy i An­glicy mieli stale na uwa­dze to, że nie­jako za ich ple­cami, gdzieś w głębi Bał­tyku, uśpiony jest ol­brzym, który w sprzy­ja­ją­cych oko­licz­no­ściach mógłby stać się dla nich po­waż­nym za­gro­że­niem. Sa­mo­dzielną próbę wyj­ścia z Bał­tyku na Atlan­tyk pod­jął w dru­giej de­ka­dzie XVIII wieku wspo­mniany już Piotr I, prze­ja­wia­jąc ak­tyw­ność w Me­klem­bur­gii, lecz zo­stał po­spiesz­nie skar­cony. Czy­nione sto lat wcze­śniej po­dobne sta­ra­nia Zyg­munta III miały dużo więk­szą szansę na po­wo­dze­nie, gdyż za­kła­dały współ­pracę z sil­nym so­jusz­ni­kiem. Nie­szczę­śliwy prze­bieg wojny trzy­dzie­sto­let­niej spra­wił jed­nak, że szanse na sku­teczną ak­cję „obu Hisz­pa­nii” bar­dzo zma­lały. Póź­niej­szą krwawą łaź­nię Po­topu szwedz­kiego można w tym sen­sie ro­zu­mieć jako do­ko­nany przez obóz pro­te­stancki ry­tu­alny mord na ka­to­lic­kiej Pol­sce i Li­twie, które miały już wię­cej nie za­gro­zić fun­da­men­tom no­wego sys­temu atlan­tyc­kiego. „Hisz­pa­nię Pół­nocy” trzeba było uniesz­ko­dli­wić i zruj­no­wać, aby przy­go­to­wać grunt pod nie­kwe­stio­no­waną do­mi­na­cję han­dlową i fi­nan­sową, dzięki któ­rej moż­liwa była póź­niej Wielka Dy­wer­gen­cja.

W do­ko­na­niu się Wiel­kiego Wzbo­ga­ce­nia nie prze­szko­dziła i nie mo­gła prze­szko­dzić za to Ro­sja, która była dla po­tęg mor­skich wręcz wy­ma­rzo­nym ad­mi­ni­stra­to­rem wiel­kich i słabo za­lud­nio­nych prze­strzeni pół­noc­nej Eu­ra­zji. Dys­po­nu­jąca pry­mi­tywną go­spo­darką, długo nie po­sia­da­jąca więk­szych za­so­bów krusz­co­wych oraz po­zba­wiona za­moż­nej i ro­dzi­mej klasy ku­piec­kiej Mo­skwa, nie była od po­czątku w sta­nie stwo­rzyć za­gro­że­nia dla pro­wa­dzo­nego przez kraje za­chod­nie han­dlu na świa­to­wych oce­anach. Pań­stwo ca­rów już od XVI wieku sta­no­wiło głów­nie wielki za­sob­nik su­row­ców po­trzeb­nych dla po­tęg mor­skich, przede wszyst­kim do bu­dowy ich floty han­dlo­wej. Ro­sja była dumna ze swej wiel­ko­ści, ale cał­ko­wi­cie bez­silna wo­bec do­mi­na­cji han­dlo­wej i fi­nan­so­wej kra­jów za­chod­nich, a sys­tem wła­dzy oparty na uci­sku pod­da­nych ce­men­to­wał jej sta­tus kraju nie­zdol­nego do pod­ję­cia re­al­nej kon­ku­ren­cji z An­glią czy Ho­lan­dią. Po­tężna i sa­dy­styczna wo­bec Rze­czy­po­spo­li­tej Ro­sja wy­brała sta­tus kraju mil­cząco ak­cep­tu­ją­cego do­mi­na­cję Wiel­kiej Bry­ta­nii i nie kwe­stio­nu­ją­cego fun­da­men­tów jej geo­po­li­tyki. Roz­py­cha­nie się Ro­sji na kon­ty­nen­cie kosz­tem Rze­czy­po­spo­li­tej, a póź­niej do­ko­nane na niej roz­biory spo­tkały się z przy­zwo­le­niem Lon­dynu, gdyż nie mu­sząc bez­po­śred­nio an­ga­żo­wać się w dzia­ła­nia prze­ciw pol­sko-li­tew­skiemu pań­stwu, uzy­ski­wał jego pełną neu­tra­li­za­cję i de­mon­taż, który był przed­mio­tem sta­rań obozu pro­te­stanc­kiego już w XVI-XVII wieku. Pań­stwo ro­syj­skie zo­stało pod­wy­ko­nawcą po­tęg mor­skich, a mimo to i tak nie wzięło udziału w Wiel­kim Wzbo­ga­ce­niu.

Stale po­wra­ca­ją­cym mo­ty­wem w de­ba­cie na te­mat przy­czyn bo­gac­twa na­ro­dów jest kwe­stia roli re­li­gii pro­te­stanc­kiej jako wła­ści­wego kul­tu­ro­wego i du­cho­wego pod­gle­bia, sprzy­ja­ją­cego do­ko­na­niu się Wiel­kiej Dy­wer­gen­cji. Kraje pro­te­stanc­kie rze­czy­wi­ście były li­de­rami w tym za­kre­sie, lecz głów­nie dzięki temu, że sprzy­mie­rzyw­szy się z mu­zuł­ma­nami i pra­wo­sław­nymi, sku­tecz­nie do­pro­wa­dziły do de­wa­sta­cji ka­to­lic­kich mo­nar­chii oraz roz­mon­to­wały dawną Rzecz­po­spo­litą Na­ro­dów Chrze­ści­jań­skich. Ów pro­jekt w prak­tyce roz­padł się w na­stęp­stwie wojny trzy­dzie­sto­let­niej (1618-1648) i póź­niej nie zdo­łano go już od­two­rzyć. Od tego mo­mentu za­częła się także wielka se­ria nie­szczęść Pol­ski, które za­koń­czyły się osta­tecz­nie dra­ma­tem roz­bio­rów. Po­ka­zuje to, jak wiel­kie zna­cze­nie dla po­myśl­no­ści Kró­le­stwa Pol­skiego miała re­li­gia ka­to­licka. Gdy Ko­ściół zo­stał po­zba­wiony peł­nio­nej wcze­śniej funk­cji li­dera ca­łej cy­wi­li­za­cji, de­kom­po­zy­cji ule­gły fun­da­menty, które w X wieku stwo­rzyły pol­skie pań­stwo.

Z opo­wie­ści o stop­nio­wym upadku Rze­czy­po­spo­li­tej można jed­nak mimo wszystko wy­cią­gnąć wiele po­zy­tyw­nych i kon­struk­tyw­nych wnio­sków. Zro­zu­miaw­szy, jak duże zna­cze­nie dla Wiel­kiej Dy­wer­gen­cji po­sia­dał rdzenny ob­szar pol­skiej pań­stwo­wo­ści, mo­żemy za­cząć le­piej kształ­to­wać na­szą przy­szłość. Do­ty­czy to w szcze­gól­no­ści zro­zu­mie­nia praw­dzi­wych przy­czyn bo­gac­twa na­ro­dów. Pro­jekt o na­zwie Wiel­kie Wzbo­ga­ce­nie zbliża się co­raz bar­dziej do mar­twego punktu, po­nie­waż opie­ra­jąc całe ży­cie go­spo­dar­cze na nie­ustan­nej kon­sump­cji kre­dy­tów i nisz­cze­niu oszczęd­no­ści, pchnął ludz­kość ku de­mo­gra­ficz­nej ka­ta­stro­fie i kul­tu­ro­wej de­gren­go­la­dzie. Wielka Dy­wer­gen­cja zmie­rza co­raz bar­dziej ku Wiel­kiej Kon­wer­gen­cji, czyli wiel­kiej ko­rek­cie do­tych­czas zna­nego nam świata nie­ogra­ni­czo­nych moż­li­wo­ści. Wiel­kie Wzbo­ga­ce­nie było wy­da­rze­niem nie­na­tu­ral­nym, które wy­rzą­dziło ogromne szkody cy­wi­li­za­cyjne, za­mie­nia­jąc setki mi­lio­nów osób w wielką ar­mię de­ka­den­tów. Na gru­zach tego pro­jektu trzeba bę­dzie stwo­rzyć za ja­kiś czas coś no­wego. Warto więc nie­ustan­nie stu­dio­wać pro­jekty han­dlowe, geo­po­li­tyczne i re­li­gijne re­ali­zo­wane przez na­szych przod­ków, gdyż czeka nas jesz­cze za­pewne wiele nie­spo­dzie­wa­nych zwro­tów wy­da­rzeń i epo­ko­wych zmian otwie­ra­ją­cych przed Pol­ską zu­peł­nie nowe moż­li­wo­ści.

Swego ro­dzaju kro­niką epoki Wiel­kiego Wzbo­ga­ce­nia bę­dzie pla­no­wany ko­lejny tom ni­niej­szej pracy – obecny za­wiera głów­nie pre­zen­ta­cję tego, w jaki spo­sób do­szło do wy­kształ­ce­nia się wa­run­ków, które to epo­kowe wy­da­rze­nie umoż­li­wiły. Nie jest to wcale, wbrew wszel­kim po­zo­rom, opo­wieść dla na­szego kraju wsty­dliwa, lecz pod­no­sząca na du­chu. To, że Rzecz­po­spo­lita zo­stała po­ko­nana i wy­ma­zana z mapy po­li­tycz­nej Eu­ropy, de­mon­struje je­dy­nie, że war­to­ści po­li­tyczne i kul­tu­rowe, które re­pre­zen­to­wało sobą przez wieki pol­sko-li­tew­skie pań­stwo, trzeba było wy­ci­szyć, aby w do­bie Wiel­kiej Kon­wer­gen­cji nie sta­no­wiły wiel­kiego wy­rzutu su­mie­nia.

Pod­sta­wowa róż­nica mię­dzy za­war­to­ścią pierw­szego i dru­giego tomu po­lega na tym, że w la­tach 1572-1795 zde­cy­do­wa­nie mniej­szą rolę w dzie­jach han­dlowo-go­spo­dar­czych Pol­ski od­gry­wają mia­sta. Pre­zen­ta­cja naj­waż­niej­szych wy­da­rzeń z wie­ków wcze­śniej­szych była w znacz­nej mie­rze opo­wie­ścią o ich wza­jem­nej ry­wa­li­za­cji, która od­zwier­cie­dlała zna­czący udział Kró­le­stwa Pol­skiego w mię­dzy­na­ro­do­wej sieci han­dlo­wej. Utrata do­stępu do naj­waż­niej­szych szla­ków han­dlo­wych prze­są­dziła o tym, że pol­skie mia­sta – za wy­jąt­kiem pa­so­żyt­ni­czego Gdań­ska – prze­stały od­gry­wać tak zna­czącą rolę w ży­ciu po­li­tycz­nym i go­spo­dar­czym kraju, czego wy­ra­zem był ich stop­niowy upa­dek (naj­bar­dziej wi­doczny w XVIII wieku). Siłą rze­czy śro­dek cięż­ko­ści przed­sta­wio­nej tu opo­wie­ści mu­siał się więc prze­su­nąć ku wy­da­rze­niom z za­kresu han­dlu i fi­nan­sów dzie­ją­cych się na ogół w in­nych czę­ściach kon­ty­nentu. Utrata su­we­ren­no­ści, która do­peł­niła się w wy­niku roz­bio­rów, była nie­stety za­le­d­wie skut­kiem wcze­śniej­szej utraty pod­mio­to­wo­ści w za­kre­sie go­spo­dar­czym, co prze­ło­żyło się rów­nież na spo­sób pre­zen­ta­cji na­szych go­spo­dar­czych dzie­jów.

Rzeczpospolita po Jagiellonach

Śmierć Zyg­munta Au­gu­sta w 1572 roku koń­czyła trwa­jącą bli­sko dwa wieki epokę ja­giel­loń­ską. Ostatni przed­sta­wi­ciel wy­wo­dzą­cej się z Li­twy dy­na­stii po­zo­sta­wił Pol­skę i Li­twę w sta­nie sil­nego roz­chwia­nia, gdyż jego rządy oparte były na pró­bie rów­no­wa­że­nia wpły­wów szlachty i moż­nych oraz pro­te­stan­tów i ka­to­li­ków. Speł­nia­jąc po­stu­laty ru­chu eg­ze­ku­cyj­nego oraz przy­zwa­la­jąc na roz­prze­strze­nia­nie się pro­te­stanc­kiej re­wo­lu­cji, Zyg­munt Au­gust wal­nie przy­czy­nił się do na­war­stwie­nia się kło­po­tów, z któ­rymi mu­sieli zmie­rzyć się póź­niejsi władcy oraz ko­lejne po­ko­le­nia. Od cza­sów Ka­zi­mie­rza Ja­giel­loń­czyka do­mi­nu­jącą siłą w pol­skiej po­li­tyce były masy szla­chec­kie i ich ma­gnaccy li­de­rzy, któ­rzy wy­ko­rzy­stu­jąc krót­ko­wzrocz­ność ko­lej­nych Ja­giel­lo­nów, zdo­byli liczne przy­wi­leje, ude­rza­jące przede wszyst­kim w miesz­czań­stwo, chło­pów, du­cho­wień­stwo oraz po­zy­cję sa­mego króla. W hi­sto­rio­gra­fii pol­skiej XVI wiek, a w szcze­gól­no­ści okres rzą­dów obu Zyg­mun­tów, zwy­kło się okre­ślać mia­nem „zło­tego wieku”, choć uczci­wie rzecz bio­rąc, Pol­ska i Li­twa da­le­kie były od stanu świet­no­ści. Nie­mal na każ­dym od­cinku rzu­cały się w oczy ogromne za­nie­dba­nia i ka­ta­stro­falne błędy Ja­giel­lo­nów.

Od­rzu­cona w XV wieku od Mo­rza Czar­nego Pol­ska miała zni­komy udział w han­dlu wschod­nim. O wiele więk­sze pro­fity z wy­miany na tym od­cinku czer­pali pro­te­stanccy part­ne­rzy suł­tana z pół­nocno-za­chod­niej Eu­ropy, któ­rzy teo­re­tycz­nie mieli prze­cież słab­szy do­stęp do Bos­foru. Po na­jaz­dach mon­gol­skich Pol­ska stała się w XIII-XV wieku jed­nym z głów­nych be­ne­fi­cjen­tów otwar­cia no­wych szla­ków pro­wa­dzą­cych przez Mo­rze Czarne w kie­runku In­dii, Per­sji czy też Chin i wła­śnie dzięki nim zbu­do­wała swoją po­tęgę. Wy­par­cie Tur­ków z Eu­ropy sta­no­wiło tym sa­mym je­den z prio­ry­te­tów pol­skiej po­li­tyki. W XV wieku ist­niała na to jesz­cze szansa, lecz za­miast współ­or­ga­ni­zo­wać kru­cjaty zmie­rza­jące w stronę Azji Mniej­szej, Ja­giel­lo­no­wie pre­fe­ro­wali wy­nisz­cza­jące kon­flikty z in­nymi chrze­ści­jań­skimi wład­cami o wła­dzę w Bu­dzie czy Pra­dze. A gdy już udało im się zdo­być ko­rony Czech i Wę­gier, wy­ka­zy­wali się po­ra­ża­jącą wręcz pa­syw­no­ścią świad­czącą o skraj­nej nie­udol­no­ści i cia­sno­cie ho­ry­zon­tów. W XVI wieku po­tęga tu­recka była już zbyt wielka, aby Pol­ska mo­gła jej się sa­mo­dziel­nie prze­ciw­sta­wić, lecz Zyg­mun­to­wie ob­rali stra­te­gię nie­draż­nie­nia Tur­cji, a jed­no­cze­śnie krót­ko­wzrocz­nie wspie­rali dy­wer­syjny wzglę­dem chrze­ści­jań­stwa pro­te­stan­tyzm, przy­zwa­la­jąc na se­ku­la­ry­za­cję Za­konu krzy­żac­kiego w Pru­sach i w Inf­lan­tach. Wo­bec umac­nia­nia się mu­zuł­mań­skiej blo­kady na wscho­dzie, główne ar­te­rie han­dlowe prze­no­siły się co­raz bar­dziej w stronę Atlan­tyku, jed­nakże Ja­giel­lo­no­wie nie za­pro­jek­to­wali w związku z tym żad­nej spój­nej po­li­tyki mor­skiej. Tak zwany „złoty wiek” był ab­so­lut­nie „bla­dym wie­kiem”, je­śli cho­dzi o świa­dome kształ­to­wa­nie po­li­tyki han­dlo­wej, gdyż Pol­ska była w ogrom­nej mie­rze spa­ra­li­żo­wana przez co­raz bar­dziej wrogi jej in­te­re­som Gdańsk. Przy­znany mia­stu jesz­cze w 1454 roku przy­wi­lej czy­nił z niego or­ga­nizm pa­so­ży­tu­jący na go­spo­darce ca­łego do­rze­cza Wi­sły. Teo­re­tycz­nie Pol­ska i Li­twa sta­no­wiły re­gio­nalne im­pe­rium, ale nie po­sia­dało ono na­wet wła­snej floty. Było to za­nie­dba­nie o ko­lo­sal­nej skali; można wręcz po­wie­dzieć, że nie­wy­ba­czalne przy po­waż­nym my­śle­niu o bez­pie­czeń­stwie, za­sob­no­ści i przy­szło­ści pol­skiego pań­stwa. Zyg­munt Au­gust do­piero trzy lata przed swoją śmier­cią zde­cy­do­wał się na kon­fron­ta­cyjny kurs wo­bec Gdań­ska, two­rząc w 1569 roku Ko­mi­sję Mor­ską. Przez nie­mal dwa wieki wła­da­nia Ja­giel­lo­nów au­ten­tyczne sta­ra­nia o stwo­rze­nie wła­snej floty trwały za­le­d­wie przez trzy lata – kom­pro­mi­tu­jąco krótko jak na dy­na­stię, któ­rej przy­pi­suje się tak zna­czy wkład w mo­car­stwowy sta­tus Rze­czy­po­spo­li­tej Obojga Na­ro­dów. W tym cza­sie kraje za­chod­niej Eu­ropy po­sia­dały już pla­cówki han­dlowe roz­siane po ca­łej Azji i obu Ame­ry­kach.

Po­zory „zło­tego wieku” two­rzyła wciąż świetna ko­niunk­tura na zboże, które wy­sy­łane ma­sowo przez Gdańsk do Ni­der­lan­dów po­zwa­lało kra­jom za­chod­nim roz­wi­jać bar­dziej za­awan­so­wane ga­łę­zie prze­my­słu i rze­mio­sła. Jed­no­cze­śnie w cza­sie rzą­dów Zyg­munta Au­gu­sta ru­szyła ma­sowa mi­gra­cja do Pol­ski Ży­dów, któ­rzy mo­gli li­czyć tu na uprzy­wi­le­jo­wa­nie prawne oraz czer­pać ko­rzy­ści z pa­ra­liżu ustro­jo­wego miast na­rzu­co­nego przez obóz szla­checki. Po za­war­ciu unii w 1569 roku Rzecz­po­spo­lita czy­sto teo­re­tycz­nie mo­gła się wy­da­wać wręcz po­tęgą, gdyż obej­mo­wała ogromne prze­strze­nie się­ga­jące od Mo­rza Bał­tyc­kiego i po­łu­dnio­wej czę­ści Inf­lant aż po prawy brzeg dol­nego Dnie­pru. W grun­cie rze­czy jej byt po­li­tyczny zna­lazł się jed­nak w ogrom­nym nie­bez­pie­czeń­stwie, po­nie­waż wsku­tek upadku han­dlu wschod­niego i nie­umie­jęt­no­ści włą­cze­nia się w han­del atlan­tycki Pol­ska i Li­twa zna­la­zły się na go­spo­dar­czej równi po­chy­łej. Na dłuż­szą metę opar­cie go­spo­darki na eks­por­cie zboża, wo­łów, pro­duk­tów le­śnych i ma­te­ria­łów wy­ko­rzy­sty­wa­nych do bu­dowy okrę­tów nie mo­gło Rze­czy­po­spo­li­tej za­pew­nić wy­star­cza­ją­cej pod­stawy do utrzy­ma­nia sa­mo­dziel­no­ści. Pol­ska rze­ko­mego „zło­tego wieku” trwała wciąż dzięki ka­pi­ta­łowi cy­wi­li­za­cyj­nemu i po­li­tycz­nemu wy­pra­co­wa­nemu w mi­nio­nych wie­kach, lecz sama była cał­ko­wi­cie bez­radna wo­bec naj­więk­szych go­spo­dar­czych wy­zwań swo­jej epoki. Go­dząc się na po­stę­pu­jącą de­gra­da­cję w struk­tu­rze eu­ro­pej­skiego i świa­to­wego han­dlu oraz po­działu pracy, elity cza­sów zyg­mun­tow­skich stwo­rzyły ułudę po­tęgi. Do­póki ceny zboża ro­sły, a kraje utrzy­mu­jące za­mor­skie ko­lo­nie nie zdą­żyły jesz­cze wy­pra­co­wać tak zna­czą­cej prze­wagi nad resztą kon­ty­nentu, jaka uwi­docz­niła się w ko­lej­nych wie­kach, można było od­nieść wra­że­nie, że Pol­ska i Li­twa kro­czą drogą mo­car­stwową. Gdy jed­nak w XVII wieku wa­runki go­spo­dar­cze i geo­po­li­tyczne ule­gły dia­me­tral­nej zmia­nie, po­zorne suk­cesy „zło­tego wieku” zo­stały ob­na­żone jako ra­żąca nie­po­rad­ność.

Po śmierci Zyg­munta Au­gu­sta naj­pil­niej­szymi za­da­niami sto­ją­cymi przed ma­ją­cym zo­stać ob­ra­nym w dro­dze elek­cji no­wym mo­nar­chą było pod­trzy­ma­nie ostrego kursu wo­bec Gdań­ska oraz kon­ty­nu­owa­nie dzia­łal­no­ści Ko­mi­sji Mor­skiej. Po wy­nisz­cza­ją­cej woj­nie z Mo­skwą Pol­ska była zbyt słaba, aby kon­fron­to­wać się z Tur­cją, dla­tego naj­waż­niej­szym za­da­niem było uzy­ska­nie szer­szego do­stępu do han­dlu atlan­tyc­kiego i ode­bra­nie mia­stu nad Mo­tławą choćby czę­ści przy­zna­nych mu nie­słusz­nie przy­wi­le­jów. Do za­ję­tej przez Mo­skwę Na­rwy przy­by­wało co­raz wię­cej stat­ków z Ho­lan­dii, An­glii i in­nych kra­jów, a na do­da­tek wciąż roz­wi­jał się szlak mor­ski pro­wa­dzący przez Mo­rze Białe do Ar­chan­giel­ska. Je­żeli Pol­ska chciała oca­lić przy­naj­mniej swoje gdań­skie han­dlowe okno na świat, mu­siała jak naj­szyb­ciej po­wstrzy­mać wzrost kon­ku­ren­cji w po­staci Mo­skwy, która ofe­ro­wała za­chod­nim part­ne­rom han­dlo­wym więk­szość pro­duk­tów, ja­kie eks­por­to­wano z Pol­ski i Li­twy. Nowy król mu­siał da­wać na­dzieję na to, że po­wal­czy o pol­skie in­te­resy wła­śnie na tym od­cinku, gdyż na nim miała się roz­strzy­gnąć cała przy­szłość Rze­czy­po­spo­li­tej.

Ów­cze­sne po­działy po­li­tyczne w Pol­sce prze­bie­gały we­dle dwóch za­sad­ni­czych osi, które two­rzył spór szlachty oraz moż­nych (se­na­to­rów) oraz ka­to­li­ków z pro­te­stan­tami. W stron­nic­twie se­na­tor­skim silną po­zy­cję po­sia­dał szcze­gól­nie wo­je­woda kra­kow­ski Jan Fir­lej, który był kal­wi­nem, choć spore zna­cze­nie za­cho­wy­wał także pry­mas Ja­kub Uchań­ski. Ze­brany w paź­dzier­niku 1572 roku w Ka­skach se­nat pró­bo­wał sa­mo­dziel­nie na­rzu­cić za­sady elek­cji, ale wo­je­woda san­do­mier­ski Piotr Zbo­row­ski, rów­nież pro­te­stant, prze­for­so­wał przy po­par­ciu li­dera stron­nic­twa szla­chec­kiego Jana Za­moy­skiego elek­cję vi­ri­tim, w któ­rej miał prawo wziąć udział każdy szlach­cic. Był to krok bez­pre­ce­den­sowy, gdyż jesz­cze ni­gdy do tej pory prawo wy­boru mo­nar­chy nie przy­słu­gi­wało aż tak sze­ro­kiemu gronu osób. Za­równo li­de­rzy pro­te­stanccy, jak i ka­to­liccy wi­dzieli w tym po­su­nię­ciu szansę na za­de­mon­stro­wa­nie swo­jej siły li­czeb­nej.

6 stycz­nia 1573 roku w War­sza­wie ze­brał się sejm kon­wo­ka­cyjny, który miał się za­jąć sprawą wy­boru króla. Stron­nic­two ka­to­lic­kie li­czyło na to, że zor­ga­ni­zo­wa­nie elek­cji vi­ri­tim na Ma­zow­szu po­może w wy­bo­rze mo­nar­chy wier­nego pra­wo­wi­tej wie­rze. Na sej­mie po­ro­zu­miano się także osta­tecz­nie co do kwe­stii in­ter­rexa, któ­rym zo­stał pry­mas Uchań­ski. Do tego miana pre­ten­do­wał rów­nież peł­niący funk­cję mar­szałka wiel­kiego ko­ron­nego Jan Fir­lej. Jego po­rażka de­mon­stro­wała jed­nak, że stron­nic­two pro­te­stanc­kie nie miało wy­star­cza­ją­cych sił do tego, aby po­ko­nać swo­ich ad­wer­sa­rzy.

Do­mi­nu­ją­cym czyn­ni­kiem w pol­skiej po­li­tyce tego okresu sta­wała się orien­ta­cja szla­checko-ka­to­licka, na li­dera któ­rej wy­ra­stał Jan Za­moy­ski. W od­róż­nie­niu od stron­nic­twa ka­to­lic­kich moż­nych opo­wia­da­ją­cych się za kan­dy­da­turą Er­ne­sta Habs­burga, stron­nic­two re­pre­zen­to­wane przez Za­moy­skiego roz­wa­żało zu­peł­nie inne kan­dy­da­tury. Za­moy­ski i jego śro­do­wi­sko sta­no­wili spad­ko­bier­ców li­nii po­li­tycz­nej re­ali­zo­wa­nej w po­cząt­kach XVI wieku przez pry­masa Jana Ła­skiego. Ka­to­li­cyzm tego śro­do­wi­ska był dość po­bieżny, gdyż nie do­strze­gał ko­niecz­no­ści po­wrotu do śre­dnio­wiecz­nych tra­dy­cji nie­za­leż­no­ści in­sty­tu­cjo­nal­nej i ma­te­rial­nej Ko­ścioła od wła­dzy świec­kiej oraz chrze­ści­jań­skiego uni­wer­sa­li­zmu. Bar­dziej bli­ski wy­da­wał mu się pro­gram zro­dzo­nego w wy­niku re­for­ma­cji myl­nie po­ję­tego na­cjo­na­li­zmu oraz ru­chu eg­ze­ku­cyj­nego. Był to na do­da­tek ka­to­li­cyzm wy­mie­szany z po­stu­la­tami ru­chu szla­chec­kiego, który od II po­łowy XV wieku suk­ce­syw­nie pod­ko­py­wał fun­da­menty daw­nego ładu i otwar­cie sym­pa­ty­zo­wał ze stron­nic­twem pro­te­stanc­kim (an­ty­habs­bur­skim). Osta­teczny triumf stron­nic­twa, któ­remu prze­wo­dził Za­moy­ski, nie sta­no­wił więc zwy­cię­stwa sił ka­to­lic­kich jako ta­kich, lecz pew­nego nurtu, w któ­rym idea ka­to­licka zo­stała roz­wod­niona i do­pa­so­wana do dą­żeń ów­cze­snej epoki1. W od­po­wie­dzi na sku­teczne dzia­ła­nia śro­do­wisk ka­to­lic­kich w okre­sie bez­kró­le­wia pro­te­stanci po­spiesz­nie zwarli szyki i 28 stycz­nia 1573 roku do­pro­wa­dzili do przy­ję­cia aktu kon­fe­de­ra­cji war­szaw­skiej, prze­wi­du­ją­cego, że za­wie­szone w cza­sach Zyg­munta Au­gu­sta wy­roki są­dów ko­ściel­nych na­ka­zu­ją­cych pro­te­stan­tom zwrot skra­dzio­nego Ko­ścio­łowi mie­nia nie będą eg­ze­kwo­wane. Ca­łość po­stu­la­tów przed­sta­wiono jako rze­komą gwa­ran­cję „to­le­ran­cji” i „po­koju re­li­gij­nego”, choć w grun­cie rze­czy roz­cho­dziło się o usank­cjo­no­wa­nie wcze­śniej do­ko­na­nego bez­pra­wia. Z punktu wi­dze­nia śro­do­wisk pro­te­stanc­kich pod­pi­sa­nie aktu kon­fe­de­ra­cji przez izbę po­sel­ską było spo­rym suk­ce­sem, gdyż umac­niało ma­jąt­kowe zdo­by­cze re­wo­lu­cji pro­te­stanc­kiej, a na do­da­tek two­rzyło spore po­działy w obo­zie ka­to­lic­kim. Sto­jący na straży wiary w Pol­sce bi­skup Ho­zjusz był jej zde­cy­do­wa­nie prze­ciwny; aktu nie pod­pi­sał też ma­jący udział w pra­cach przy­go­to­waw­czych bi­skup Karn­kow­ski. Rze­komą „to­le­ran­cję” aktu uznali za to po­li­tycy ka­to­liccy po­wią­zani z obo­zem szla­chec­kim.

W ocze­ki­wa­niu na elek­cję no­wego władcy roz­wa­żano roz­ma­ite kan­dy­da­tury. Ka­to­liccy możni i bi­skupi po­pie­rali po­mysł prze­ka­za­nia wła­dzy Er­ne­stowi Habs­bur­gowi, sy­nowi ce­sa­rza Mak­sy­mi­liana II. Nie­miecki król był jed­nak nie do za­ak­cep­to­wa­nia dla obozu szla­chec­kiego. Nie chcieli go za­równo ka­to­licy, któ­rym prze­wo­dził Jan Za­moy­ski, jak i pro­te­stanci, dla któ­rych ród Habs­bur­gów sta­no­wił uoso­bie­nie wszel­kiego zła. Część moż­nych, w tym li­tew­skich, wi­działa do­brego kan­dy­data w Iwa­nie Groź­nym, li­cząc tym sa­mym na szansę usta­nia wy­nisz­cza­ją­cych wo­jen. Opcja ta nie była jed­nak w za­sa­dzie re­alna, dla­tego ide­al­nym kan­dy­da­tem kom­pro­mi­so­wym oka­zał się syn króla Fran­cji Hen­ryka II, rów­nież Hen­ryk. Był on ka­to­li­kiem, dla­tego go­dził sprzeczne in­te­resy. Z jed­nej strony an­ty­habs­bur­ski obóz szla­checki od dawna ma­rzył o zwią­za­niu się z Fran­cją prze­ciw Habs­bur­gom, a z dru­giej ma­jące w jego sze­re­gach co­raz wię­cej do po­wie­dze­nia kręgi ka­to­lic­kie nie mu­siały od­da­wać wła­dzy pro­te­stan­towi. Choć kró­le­wicz Hen­ryk w lipcu ubie­głego roku brał czynny udział w ma­sa­krze fran­cu­skich hu­ge­no­tów zna­nej jako noc św. Bar­tło­mieja, w Pol­sce zo­stał umie­jęt­nie za­re­kla­mo­wany jako po­li­tyk sza­nu­jący in­no­wier­ców. Sam po­mysł elek­cji wła­śnie Hen­ryka miał pod­rzu­cić Fran­cu­zom wielki we­zyr. Stam­buł i Pa­ryż były wów­czas po­łą­czone ści­słym so­ju­szem, a z punktu wi­dze­nia Tur­cji za­pew­nie­nie so­bie po­praw­nych re­la­cji z Rzecz­po­spo­litą stwa­rzało lep­sze wa­runki do walki z ce­sa­rzem2. W Pol­sce po­ja­wili się także po­sło­wie księ­cia Sied­mio­grodu Ste­fana Ba­to­rego za­chwa­la­jąc jego kan­dy­da­turę, lecz nie brano jej jesz­cze po­waż­nie pod uwagę. W kwiet­niu 1573 roku pod War­szawą ze­brały się dzie­siątki ty­sięcy szlachty i jej służby. Po­li­tycy ka­to­liccy za­dbali o to, aby na elek­cji tłum­nie po­ja­wiła się drobna szlachta ma­zo­wiecka i ma­zur­ska, która za­pew­niła od­po­wied­nią prze­wagę li­czebną. Osta­tecz­nie kan­dy­da­turę Hen­ryka Wa­le­zego po­parli m.in. pry­mas Uchań­ski oraz wpły­wowy pro­te­stancki ród Zbo­row­skich. Fran­cuzi byli nie­zwy­kle sku­teczni w prze­cią­ga­niu szlachty na swoją stronę rów­nież dzięki środ­kom fi­nan­so­wym kra­kow­skiej ro­dziny ban­kie­rów i kup­ców So­de­ri­nich3. Wy­bór Wa­le­zju­sza na tron pol­ski był jed­nak tylko po­zor­nym trium­fem ka­to­li­cy­zmu. Jego kan­dy­da­turę wspie­rali bo­wiem także przy­wódcy hu­ge­noc­kiej opo­zy­cji we Fran­cji, zaś sam Hen­ryk miał na uwa­dze przede wszyst­kim re­ali­za­cję in­te­re­sów fran­cu­skich, które od kilku de­kad oparte były na prze­ciw­dzia­ła­niu obo­zowi ka­to­lic­kiemu, któ­remu prze­wo­dzili Habs­bur­go­wie. I rzecz być może naj­waż­niej­sza: Fran­cję łą­czył w tym okre­sie bli­ski so­jusz z Tur­cją, która po­mimo wiel­kiej po­rażki od­nie­sio­nej w bi­twie mor­skiej pod Le­panto w 1571 roku sta­no­wiła wciąż naj­więk­sze za­gro­że­nie dla ka­to­li­cy­zmu w Eu­ro­pie. Po­sło­wie fran­cu­scy przy­byli do War­szawy i zło­żyli obiet­nicę, że za­mkną że­glugę na­rew­ską, choć na do­brą sprawę Fran­cja nie miała wy­star­cza­ją­cej siły, aby do tego do­pro­wa­dzić. Obie­cy­wano także upo­ko­rze­nie Da­nii i wzmoc­nie­nie pol­skiej po­zy­cji na Mo­rzu Bał­tyc­kim4. Osta­tecz­nie po do­ko­na­nej elek­cji Hen­ry­kowi przed­sta­wiono do po­twier­dze­nia ze­spół praw okre­śla­nych jako ar­ty­kuły hen­ry­kow­skie, w któ­rych spi­sano pod­sta­wowe za­sady funk­cjo­no­wa­nia Rze­czy­po­spo­li­tej jako mo­nar­chii elek­cyj­nej. Po­twier­dzano w nich wszyst­kie do­tych­cza­sowe przy­wi­leje szla­chec­kie, za­sadę wol­no­ści re­li­gij­nej oraz obo­wią­zu­jące prawa, za­bez­pie­cza­jąc się przed ewen­tu­al­nymi pró­bami prze­ję­cia przez króla wła­dzy ab­so­lut­nej na wzór za­chod­nio­eu­ro­pej­ski. Szlachta miała prawo wy­po­wie­dzieć kró­lowi po­słu­szeń­stwo, w ra­zie gdyby nad­uży­wał swo­ich kom­pe­ten­cji. Zo­bo­wią­za­nie do stwo­rze­nia floty na Bał­tyku, fi­nan­so­wa­nia Aka­de­mii Kra­kow­skiej oraz inne zo­bo­wią­za­nia za­warto zaś w osob­nym do­ku­men­cie na­zy­wa­nym pacta co­nventa. Wy­bór Hen­ryka Wa­le­zego nie świad­czył nie­stety o roz­trop­no­ści pol­skich elit po­li­tycz­nych, gdyż zbli­że­nie z Fran­cją po la­tach współ­pracy z Habs­bur­gami ozna­czało, że wo­bec uzy­ska­nia spo­koju ze strony Tur­cji, cała ener­gia pol­skiego pań­stwa po­winna sku­pić się na po­gnę­bie­niu Gdań­ska oraz stwo­rze­niu floty umoż­li­wia­ją­cej pro­wa­dze­nie re­al­nej po­li­tyki na Bał­tyku. W tym dziele Fran­cja rzą­dzona przez dy­na­stię Wa­le­zju­szy nie była jed­nak w sta­nie re­al­nie po­móc, po­nie­waż w chwili wy­boru Hen­ryka na tron pol­ski trwała wciąż za­cięta wojna do­mowa, w któ­rej flota pro­te­stancka sta­wiała silny opór si­łom ka­to­lic­kim (trwało m.in. ob­lę­że­nie hu­ge­noc­kiego portu w La Ro­chelle), i unie­moż­li­wiała dzia­ła­nia na in­nych fron­tach. Fran­cja nie miała po­nadto żad­nego ży­wot­nego in­te­resu we wzmoc­nie­niu ist­nie­nia Pol­ski nad Bał­ty­kiem.

O tym, że Hen­ryk Wa­lezy miał bar­dzo nie­wiel­kie po­ję­cie o tym, ja­kie fak­tycz­nie pa­nują sto­sunki w Pol­sce, świad­czy naj­le­piej to, że jego oto­cze­nie za­mie­rzało oprzeć się prze­ciw szlach­cie na miesz­cza­nach. Być może do­piero na miej­scu nowy król prze­ko­nał się, że w Pol­sce po­zy­cja miast jest wy­jąt­kowo słaba, gdyż szlachta na prze­strzeni lat cał­ko­wi­cie zmar­gi­na­li­zo­wała ich zna­cze­nie w pań­stwie, ode­brała wiele atry­bu­tów sa­mo­rząd­no­ści i przy­zwo­liła na do­mi­na­cję lud­no­ści ży­dow­skiej. 16 maja 1573 roku w war­szaw­skiej ko­le­gia­cie uro­czy­ście ogło­szono Hen­ryka kró­lem, a do Pa­ryża udało się po­sel­stwo ma­jące na celu uzy­ska­nie za­twier­dze­nia wa­run­ków pol­skiej strony. Sam Hen­ryk po­ja­wił się w Kra­ko­wie w stycz­niu ko­lej­nego roku. Po przy­by­ciu ob­da­rzył Jana Za­moy­skiego no­wymi nada­niami, wi­dząc w nim za­pewne fi­lar swo­ich rzą­dów5. Na pierw­szym sej­mie, który roz­po­czął ob­rady w lu­tym 1574 roku, pod­jął się próby ogra­ni­cze­nia roli szlachty, pro­te­stan­tów oraz wzmoc­nie­nia wła­dzy kró­lew­skiej, lecz na­po­tkał po­wszechny opór. Nie wia­domo, jaki sku­tek przy­nio­słyby fi­nal­nie jego sta­ra­nia, gdyż na po­czątku czerwca do­tarły do niego wie­ści o tym, że zmarł jego brat, król Fran­cji, Ka­rol IX. W ta­jem­nicy przed wszyst­kimi Wa­le­zjusz w nocy z 18 na 19 czerwca 1574 roku po­spiesz­nie uciekł z Pol­ski, aby przy­wdziać ko­ronę swo­jego oj­czy­stego kraju. Za­le­d­wie rok po pierw­szej wol­nej elek­cji Rzecz­po­spo­lita wcho­dziła w nowy okres bez­kró­le­wia. Po znik­nię­ciu króla je­sie­nią w War­sza­wie ze­brał się Sejm, który na­ka­zał mu po­wrót do kraju do 12 maja ko­lej­nego roku; w prze­ciw­nym ra­zie miała na­stą­pić de­tro­ni­za­cja. Ucieczka Hen­ryka sta­no­wiła wielką po­rażkę obozu szla­chec­kiego, gdyż po­ka­zała, jak wiel­kim mi­ra­żem było zbli­że­nie z Fran­cją. Ogar­nięta woj­nami re­li­gij­nymi oj­czy­zna Hen­ryka Wa­le­zego nie miała w grun­cie rze­czy środ­ków do tego, aby re­al­nie wspo­móc Rzecz­po­spo­litą w jej naj­waż­niej­szych dą­że­niach, gdyż flota fran­cu­ska nie była wy­star­cza­jąco silna, aby prze­ciw­sta­wić się an­giel­skim i ho­len­der­skim so­jusz­ni­kom hu­ge­no­tów, a Bał­tyk miał wów­czas dla Pa­ryża w grun­cie rze­czy nie­wiel­kie zna­cze­nie. Fran­cja nie była uza­leż­niona ani od pol­skiego zboża, ani pro­duk­tów le­śnych. I wła­śnie z tego po­wodu ani Hen­ryk, ani po­zo­stali przed­sta­wi­ciele elit po­li­tycz­nych Fran­cji, nie ża­ło­wali w spo­sób szcze­gólny utraty pol­skiego tronu.

Upa­dek so­ju­szu pol­sko-fran­cu­skiego naj­bar­dziej ucie­szył Habs­bur­gów, któ­rzy w nie­po­wo­dze­niu z wy­bo­rem Wa­le­zju­sza do­strze­gli szansę na prze­ję­cie ini­cja­tywy. Wiel­kimi zwo­len­ni­kami wy­boru ce­sar­skiego syna Er­ne­sta byli pa­no­wie li­tew­scy, któ­rzy nie­za­do­wo­leni z ubyt­ków te­ry­to­rial­nych usta­lo­nych przy oka­zji za­wie­ra­nia unii lu­bel­skiej li­czyli, że uda im się dzięki niemu anu­lo­wać za­warte przed kil­koma laty po­sta­no­wie­nia. Szlachta tra­dy­cyj­nie jed­nak nie chciała Niemca.

12 maja 1575 roku w Stę­życy for­mal­nie za­twier­dzono de­tro­ni­za­cję Hen­ryka. Nie­ocze­ki­wa­nie na po­pu­lar­no­ści zy­skała kan­dy­da­tura sa­mego ce­sa­rza Mak­sy­mi­liana II Habs­burga, który – tak jak wcze­śniej Hen­ryk Wa­lezy – wy­da­wał się go­dzić roz­ma­ite sprzeczne in­te­resy. Naj­bar­dziej go­rą­cym zwo­len­ni­kiem jego wy­boru był Gdańsk. Ce­sarz na­wią­zał z tym mia­stem kon­takt i obie­cał, że w ra­zie wy­boru cał­ko­wi­cie wy­cofa się z po­li­tyki mor­skiej ostat­nich lat pa­no­wa­nia Zyg­munta Au­gu­sta, która na­ru­szała skraj­nie nie­ko­rzystne dla Pol­ski przy­wi­leje mia­sta (tzw. Sta­tuty Karn­kow­skiego po­zwa­lały kró­lowi na czer­pa­nie do­cho­dów cel­nych u uj­ścia Wi­sły oraz bu­dowę nie­za­leż­nej floty i por­tów)6. Mak­sy­mi­lian II obie­cał rów­nież bi­sku­pom, że za­cznie re­spek­to­wać wy­roki są­dowe w spra­wach o gra­bież ko­ściel­nego mie­nia, co da­wało ogromne szanse na wy­ma­za­nie naj­bar­dziej nie­ko­rzyst­nych skut­ków wy­bu­chu re­wo­lu­cji pro­te­stanc­kiej. Po­mimo tego ce­sarz zy­skał także uzna­nie wielu ma­gna­tów pro­te­stanc­kich, gdyż dy­na­stia Habs­bur­gów była w tym cza­sie naj­więk­szym w Eu­ro­pie so­jusz­ni­kiem daw­nego po­rządku spo­łecz­nego, w któ­rym możni od­gry­wali naj­waż­niej­szą rolę w pań­stwie. Dość szybko głów­nym kontr­kan­dy­da­tem wo­bec Mak­sy­mi­liana II zo­stał książę sied­mio­grodzki Ste­fan Ba­tory, który był już brany pod uwagę przy po­przed­niej elek­cji, lecz prze­szko­dzili w tym Habs­bur­go­wie, na­sy­ła­jąc prze­ciwko niemu od­działy pod wo­dzą Kac­pra Be­kie­sza. W lipcu 1575 roku Ba­tory zdo­łał się z nim wresz­cie upo­rać, umoc­nił swoją wła­dzę w Sied­mio­gro­dzie i był już go­towy do walki o pol­ski tron. W prze­ci­wień­stwie do Mak­sy­mi­liana II jego główną za­letą było to, że da­wał na­dzieję na kon­ty­nu­ację dzia­łań Zyg­munta Au­gu­sta prze­ciwko Gdań­skowi. Ste­fan Ba­tory, choć w Sied­mio­gro­dzie pro­wa­dził ty­pową po­li­tykę nie­podej­mo­wa­nia sta­now­czych dzia­łań prze­ciwko uzur­pa­cjom pro­te­stan­tów, był ka­to­li­kiem i sprzy­jał roz­wo­jowi za­konu je­zu­itów. Nie za­mie­rzał przy tym na­ru­szać zdo­by­czy ma­te­rial­nych pro­te­stanc­kiej re­wo­lu­cji. Ród Ba­to­rych od wielu lat za naj­więk­szego wroga uzna­wał Habs­bur­gów, a wal­cząc z nim nie wa­hał się zbli­żyć do Tur­cji, co w spo­sób szcze­gólny ujęło masy szla­chec­kie w Pol­sce, pra­gnące po­koju z Wy­soką Portą za wszelką cenę7. Wiel­kim zwo­len­ni­kiem jego wy­boru był Jan Za­moy­ski, który pa­łał rów­nie wielką nie­chę­cią wo­bec Habs­bur­gów i wi­dział w księ­ciu sied­mio­grodz­kim gwa­ranta kon­ty­nu­acji po­li­tyki wzmac­nia­ją­cej po­zy­cję szlachty opar­tej na przy­wi­le­jach z cza­sów Ka­zi­mie­rza Ja­giel­loń­czyka oraz Ni­hil Novi. Wy­bór, przed ja­kim stała Pol­ska w 1575 roku, nie na­le­żał do naj­ła­twiej­szych, gdyż obaj kan­dy­daci ofe­ro­wali za­równo ze­staw wiel­kich ko­rzy­ści, jak i nie­bez­pie­czeństw. W przy­padku Mak­sy­mi­liana II wiel­kie na­dzieje da­wała zwią­zana z jego rzą­dami moż­li­wość ode­bra­nia pro­te­stan­tom nie­spra­wie­dli­wie za­bra­nych ziem, po­wstrzy­ma­nie trium­fal­nego po­chodu śro­do­wisk szla­chec­kich oraz współ­dzia­ła­nie prze­ciwko naj­waż­niej­szym wro­gom, czyli Tur­cji i kra­jom pro­te­stanc­kim. Oczy­wi­stymi szko­dami, które zgo­to­wa­łyby jego rządy, by­łoby wy­co­fa­nie się z ak­cji prze­ciw Gdań­skowi, moż­liwa re­wi­zja po­sta­no­wień unii lu­bel­skiej, mar­gi­na­li­za­cja Rze­czy­po­spo­li­tej w kon­tek­ście tego, iż sta­łaby się ona za­le­d­wie ko­lejną pro­win­cją pod­le­głą po­tęż­nej dy­na­stii oraz prak­ty­ko­wane od końca XV wieku próby do­ga­dy­wa­nia się z Mo­skwą ze szkodą dla Pol­ski. W przy­padku Ba­to­rego Pol­ska mo­gła sku­tecz­nie za­wal­czyć o re­alny do­stęp do Bał­tyku, nie ry­zy­ko­wa­łaby nad­uży­ciami ty­powi dla habs­bur­skiego pa­no­wa­nia, zy­ski­wa­łaby zdol­nego i od­waż­nego wo­dza spraw­dzo­nego w boju oraz po­li­tyka sprzy­ja­ją­cego kontr­re­for­ma­cji. Wiel­kimi wa­dami wy­boru Ba­to­rego by­łoby jed­nak opar­cie jego rzą­dów na wy­nisz­cza­ją­cym Pol­skę od środka stron­nic­twie szla­chec­kim, uzna­nie uzur­pa­cji re­wo­lu­cji pro­te­stanc­kiej oraz fak­tyczne współ­dzia­ła­nie z Tur­cją.

Wy­bór był tak bar­dzo trudny, iż w kon­se­kwen­cji spo­wo­do­wał wy­buch wojny do­mo­wej. 12 grud­nia 1575 roku, nie py­ta­jąc szlachty o zda­nie, pry­mas Ja­kub Uchań­ski ogło­sił Mak­sy­mi­liana II kró­lem Pol­ski. W od­po­wie­dzi na to trzy dni póź­niej szlachta wy­brała na tron pol­ski ostat­nią ży­jącą córkę Zyg­munta Sta­rego Annę Ja­giel­lonkę oraz Ste­fana Ba­to­rego, który miał ją po­ślu­bić. Pewny swego ce­sarz nie spie­szył się z przy­jaz­dem do Pol­ski, za to książę Sied­mio­grodu i jego zwo­len­nicy pod­jęli dy­na­miczne dzia­ła­nia. Ze­brane po­spiesz­nie szla­chec­kie po­spo­lite ru­sze­nie za­jęło Kra­ków, a pod ko­niec kwiet­nia Ba­tory wje­chał już trium­fal­nie do sto­licy, gdzie 1 maja zo­stał uro­czy­ście ko­ro­no­wany przez bi­skupa Sta­ni­sława Karn­kow­skiego. W pacta co­nventa nowy król zo­bo­wią­zy­wał się nie tylko do za­cho­wa­nia do­brych re­la­cji z Tur­cją, ale i do kon­se­kwent­nego dą­że­nia do ode­bra­nia ziem za­bra­nych przez Mo­skwę.

Mak­sy­mi­lian II za­pła­cił za zwłokę wy­soką cenę. Długo ne­go­cjo­wał za­war­tość pacta co­nventa, które za­twier­dził osta­tecz­nie do­piero trzy ty­go­dnie po ko­ro­na­cji Ba­to­rego. O zbrojną in­ter­wen­cję ce­sa­rza za­bie­gał w szcze­gól­no­ści Ol­bracht Ła­ski, lecz od­działy pod­le­głe Ba­to­remu szybko za­jęły jego do­bra. Nie mo­gąc dzia­łać bez­po­śred­nio na te­re­nie Pol­ski, Mak­sy­mi­lian II po­sta­no­wił za­wrzeć z Iwa­nem Groź­nym tajny układ, prze­wi­du­jący roz­biór Rze­czy­po­spo­li­tej, lecz na szczę­ście śmierć ce­sa­rza w paź­dzier­niku 1576 roku prze­kre­śliła te plany.

W maju 1576 roku opo­zy­cja w Ko­ro­nie i na Li­twie zo­stała na do­brą sprawę zła­mana. Zbun­to­wane były wciąż jed­nak Prusy, a przede wszyst­kim Gdańsk, który na po­czątku czerwca de­mon­stra­cyj­nie go­ścił w swo­ich mu­rach po­słów mo­skiew­skich zmie­rza­ją­cych do ce­sa­rza8. 4 czerwca mia­sto zło­żyło ofi­cjalną de­kla­ra­cję wier­no­ści ce­sa­rzowi. Z punktu wi­dze­nia rzą­dzą­cych nim elit, wi­zja kon­ty­nu­acji po­li­tyki Ko­mi­sji Mor­skiej oraz po­boru ceł u uj­ścia Wi­sły ozna­czała cios za­dany w samo serce Gdań­ska jako mia­sta o szcze­gól­nym sta­tu­sie. Mia­sto wo­lało po­zo­stać wy­nisz­cza­ją­cym Pol­skę cia­łem pa­so­ży­tu­ją­cym na ca­łym do­rze­czu Wi­sły i otwar­cie wy­po­wie­dzieć po­słu­szeń­stwo niż po­go­dzić się z wy­bo­rem Ba­to­rego. Gród nad Mo­tławą mógł so­bie na to po­zwo­lić, po­nie­waż w tym okre­sie jego roczne do­chody osią­gały taką samą war­tość jak ca­łej Rze­czy­po­spo­li­tej9. Trwa­jąca wciąż świetna ko­niunk­tura na zboże i pro­dukty drzewne na za­cho­dzie kon­ty­nentu spra­wiała, że po­zy­cja i bo­gac­two Gdań­ska były w prak­tyce nie­za­gro­żone. Mia­sto pro­wa­dziło wciąż fak­tycz­nie nie­za­leżną po­li­tykę za­gra­niczną, go­dzącą w ży­wotne in­te­resy Pol­ski. Świad­czył o tym cho­ciażby za­warty przez nie so­jusz z Da­nią. Rzą­dzący nią Fry­de­ryk II za­ku­pił w 1575 roku Born­holm i kon­se­kwent­nie wzmac­niał ude­rza­jącą w Pol­skę że­glugę na­rew­ską10. Gdy w 1574 roku Hen­ryk Wa­lezy zmie­rzał do Pol­ski, gdzie zo­bo­wią­zał się zor­ga­ni­zo­wać silną flotę, mu­siał zre­zy­gno­wać z po­dróży mor­skiej, gdyż przez Sund nie chcieli go pu­ścić wła­śnie współ­pra­cu­jący z Gdań­skiem Duń­czycy, za­in­te­re­so­wani utrzy­ma­niem na Bał­tyku sta­tus quo. Wo­bec otwar­tego buntu Gdań­ska Ste­fan Ba­tory nie miał żad­nego wy­boru i ru­szył w sierp­niu 1576 roku w kie­runku Prus, wzy­wa­jąc mia­sto do zło­że­nia hołdu. Mia­sto od­mó­wiło jed­nak na­wet przy­sła­nia swo­ich przed­sta­wi­cieli, dla­tego 20 wrze­śnia król po­sta­no­wił wstrzy­mać do­wóz żyw­no­ści do mia­sta od strony lą­do­wej. W Gdań­sku wy­bu­chły an­ty­pol­skie wy­stą­pie­nia, a agre­sja lu­te­rań­skiego miesz­czań­stwa sku­piła się na ka­to­lic­kich świą­ty­niach. Mo­nar­cha nie miał w za­sa­dzie in­nego wyj­ścia niż przy­stą­pić do fak­tycz­nej wojny ze zbun­to­wa­nym mia­stem. W tym celu w paź­dzier­niku 1576 roku do To­ru­nia zwo­łano sejm, na któ­rym król za­mie­rzał uchwa­lić po­datki na wojnę z Gdań­skiem. Nie­spełna pół roku po wy­bo­rze na tron śro­do­wi­sko szla­chec­kie wy­mie­rzyło jed­nak Ba­to­remu pierw­szy sym­bo­liczny po­li­czek, udzie­la­jąc sta­now­czej od­mowy. Zde­ge­ne­ro­wane i po­psute ka­ry­godną po­błaż­li­wo­ścią Ja­giel­lo­nów masy szla­chec­kie nie były skłonne do tego, aby wresz­cie wy­bić dla Pol­ski han­dlowe okno na świat, choć nada­rzała się ku temu nie­zwy­kle rzadka oka­zja. Bar­dzo istot­nym z punktu wi­dze­nia szlachty ar­gu­men­tem, świad­czą­cym jed­no­cze­śnie o jej skraj­nym ego­izmie, były po­ten­cjalne straty wy­ni­ka­jące z prze­rwy w do­sta­wie zboża. Kon­fliktu z Gdań­skiem nie chciał m.in. Jan Za­moy­ski11. Bez cie­nia wąt­pli­wo­ści wojna z bo­ga­tym i po­sia­da­ją­cym wpły­wo­wych so­jusz­ni­ków Gdań­skiem mo­gła się wy­da­wać nie­zwy­kle trud­nym za­da­niem, lecz wo­bec roz­woju wy­da­rzeń w świa­to­wym han­dlu i go­spo­darce nie było dla Rze­czy­po­spo­li­tej żad­nego bar­dziej pil­nego za­da­nia. Ba­tory mimo prze­ciw­no­ści nie pod­da­wał się i za­pro­po­no­wał mia­stu kom­pro­mis. W za­mian za za­płatę 300 ty­sięcy zło­tych pol­skich, od­stą­pie­nia po­łowy do­cho­dów z cła pa­lo­wego i do­dat­ko­wych pie­nię­dzy na wojnę z Mo­skwą, obie­cał zła­go­dze­nie kursu. Gdy tę pro­po­zy­cję od­rzu­cono, król przed­sta­wił bar­dziej skromne wa­runki, lecz i tym ra­zem zo­stał z ni­czym. W lu­tym 1577 roku ka­zał uwię­zić gdań­skiego bur­mi­strza Fer­bera, a Gdańsz­cza­nie w od­we­cie za wspie­ra­nie Ba­to­rego do­ko­nali wy­padu i spa­lili opac­two w Oli­wie. 7 marca król wy­dał wresz­cie cał­ko­wity za­kaz han­dlu z Gdań­skiem, na czym w oczy­wi­sty spo­sób zy­skał El­bląg. Gdy jed­nak El­bląg za­czął od­no­sić z no­wej sy­tu­acji zbyt duże ko­rzy­ści, swoje okręty prze­ciwko niemu skie­ro­wała przy­ja­zna wo­bec Gdań­ska Da­nia.

Wojna z Gdań­skiem była wy­da­rze­niem, na które Pol­ska cze­kała zde­cy­do­wa­nie zbyt długo. Po­cząw­szy od wy­da­nego w 1454 roku Pri­vi­le­gium Ca­si­mi­ra­num, mia­sto le­żące u uj­ścia Wi­sły sta­no­wiło bo­dajże główną przy­czynę nie­po­wo­dzeń Pol­ski w ży­ciu go­spo­dar­czym. Pod­czas gdy Ja­giel­lo­no­wie nie po­tra­fili przez po­nad 118 lat zdo­być się na ja­ką­kol­wiek zde­cy­do­waną re­ak­cję prze­ciwko pa­so­żyt­ni­czemu mia­stu (za wy­jąt­kiem po­je­dyn­czego, nie­wiele zmie­nia­ją­cego wy­padu Zyg­munta Sta­rego w 1526 roku), Ste­fa­nowi Ba­to­remu wy­star­czył nie­spełna rok, aby przy­stą­pić do ob­lę­że­nia. Wpływ na to miały wpraw­dzie de­cy­zje ostat­nich lat rzą­dów Zyg­munta Au­gu­sta, lecz nowy władca wy­ka­zy­wał po­dziwu godną kon­se­kwen­cję w pró­bach po­skro­mie­nia mia­sta. 17 kwiet­nia 1577 roku Gdańsz­cza­nie do­znali od wojsk kró­lew­skich po­rażki w bi­twie pod je­zio­rem Lu­bie­szow­skim, a w czerwcu od­działy Ba­to­rego stały już pod mu­rami mia­sta.

8 czerwca 1577 roku w El­blągu król Ste­fan wy­dał do­ku­ment, który da­wał na­dzieję na zu­peł­nie nową epokę w dzie­jach Rze­czy­po­spo­li­tej. Zno­sił w nim obo­wią­zek po­śred­nic­twa miej­sco­wych kup­ców w han­dlu za­gra­nicz­nym. Oprócz tego przed­sta­wiony zo­stał pro­jekt bu­dowy prze­kopu Mie­rzei Wi­śla­nej oraz no­wego portu ob­słu­gu­ją­cego wyj­ście na Mo­rze Bał­tyc­kie. Do mia­sta przy­był wraz z kró­lem Mi­ko­łaj Fir­lej, który miał za za­da­nie nad­zo­ro­wa­nie ca­łego pro­jektu oraz stwo­rze­nie no­wej floty12. Jak się miało póź­niej oka­zać, nie­zwy­kle słuszny po­mysł wy­ko­na­nia prze­kopu miał się zma­te­ria­li­zo­wać do­piero w XXI wieku w zu­peł­nie in­nych wa­run­kach. W XVI wieku wpro­wa­dze­nie go w ży­cie było o tyle istotne, iż w ra­zie prze­kie­ro­wa­nia ca­łego han­dlu wi­śla­nego w stronę El­bląga, po­ja­wiało się za­gro­że­nie uza­leż­nie­nia od Prus Ksią­żę­cych i ich portu w Pi­la­wie strze­gą­cego wej­ścia na Za­lew Wi­ślany. Szcze­gól­nie ważne było zaś to, że w pla­nach kró­lew­skich El­bląg nie miał się stać no­wym Gdań­skiem, blo­ku­ją­cym roz­wój pol­skiego han­dlu i floty, lecz au­ten­tycz­nym oknem na świat, ofe­ru­ją­cym spory za­kres swo­body pol­skiemu ku­piec­twu. Sy­tu­acja ro­biła się dla Gdań­ska bar­dzo nie­po­ko­jąca, gdyż El­bląg od­no­sił co­raz więk­sze suk­cesy. Jesz­cze w 1575 roku przez Sund prze­pły­nął za­le­d­wie je­den sta­tek z El­bląga przy 1064 z Gdań­ska, a cztery lata póź­niej El­bląg wy­słał na za­chód tą samą drogą aż 340 jed­no­stek, pod­czas gdy Gdańsk za­le­d­wie 126. Prze­ra­żeni Gdańsz­cza­nie za­częli ata­ko­wać okręty pły­nące do El­bląga, a we wrze­śniu 1577 roku wpły­nęli na­wet do sa­mego mia­sta, pa­ląc spi­chrze, część przed­mieść oraz wrzu­ca­jąc do portu ka­mie­nie z pia­skiem, tak aby nie dało się z niego ko­rzy­stać. Osa­czo­nemu przez Ba­to­rego Gdań­skowi naj­więk­szej po­mocy udzie­liła Da­nia, która po­zwa­lała mu za­opa­try­wać się w żyw­ność, na­jem­ni­ków i po­życzki, a także nę­kała statki pły­nące z El­bląga. Dla króla sta­wało się co­raz bar­dziej ja­sne to, że ma­jący za so­jusz­nika Fry­de­ryka II Duń­skiego Gdańsk może się oka­zać nie do zdo­by­cia. Władcy Sundu nie ży­czyli so­bie no­wego sil­nego pod­miotu na Bał­tyku i byli za­do­wo­leni ze sta­tus quo, w ra­mach któ­rego Gdańsk był zbyt po­tężny, aby Rzecz­po­spo­lita mo­gła go prze­móc, ale jed­no­cze­śnie zbyt słaby, aby prze­ciw­sta­wić się sa­mej Da­nii na Bał­tyku13. Woj­ska Ba­to­rego mo­głyby mimo wszystko w dłuż­szej per­spek­ty­wie po­ko­nać Gdańsk, od­ciąw­szy go od han­dlu wi­śla­nego, gdyby nie na­gły zwrot ak­cji, który na­stą­pił w wy­niku wiel­kiej i krwa­wej in­wa­zji wojsk mo­skiew­skich na Inf­lanty w lipcu 1577 roku. Dzia­ła­nia wojsk Iwana Groź­nego miały cha­rak­ter wręcz lu­do­bój­czy. Suk­cesy mo­skiew­skie w woj­nie ze Szwe­cją za­chę­ciły cara do dal­szych ata­ków, a świa­do­mość, że po­pro­wa­dzona w Inf­lan­tach ofen­sywa od­wróci uwagę Ba­to­rego od wojny z Gdań­skiem, do­dat­kowo mo­ty­wo­wała do zde­cy­do­wa­nego na­tar­cia. Z dnia na dzień król zo­stał zmu­szony zre­zy­gno­wać z prób po­skro­mie­nia Gdań­ska, przez co Pol­ska stra­ciła hi­sto­ryczną szansę wyj­ścia z geo­po­li­tycz­nej i han­dlo­wej pu­łapki, w któ­rej zna­la­zła się w po­ło­wie XV wieku. Już ni­gdy póź­niej pol­ski władca nie miał rów­nie wiel­kiej szansy na usu­nię­cie gdań­skiego czopu z uj­ścia Wi­sły.

Sto­jąc w ob­li­czu ko­niecz­no­ści obrony Inf­lant sta­no­wią­cych ważny ba­stion w zma­ga­niach z ro­snącą stale w po­tęgę Mo­skwą, Ba­tory mu­siał pójść na sze­reg kom­pro­mi­sów. Sta­wić czoło Iwa­nowi Groź­nemu mo­gła tylko po­tężna ar­mia, któ­rej opła­ce­niu szlachta tra­dy­cyj­nie była nie­chętna. Pie­nią­dze na ten cel król mu­siał zdo­być w inny spo­sób. 27 wrze­śnia 1577 roku w za­mian za 200 ty­sięcy gul­de­nów prze­ka­zał Je­rzemu Fry­de­ry­kowi Ho­hen­zol­ler­nowi, mar­gra­biemu Ans­bach, prawo do opieki nad cho­rym umy­słowo księ­ciem pru­skim Al­brech­tem Fry­de­ry­kiem. Pol­ska tra­ciła po raz ko­lejny w skraj­nie nie­od­po­wie­dzialny spo­sób spo­sob­ność do tego, aby wresz­cie po­zbyć się Ho­hen­zol­ler­nów z Prus. Od­po­wie­dzial­ność za ten ka­ry­godny błąd spo­czy­wała w spo­rej mie­rze na kanc­le­rzu Za­moy­skim, który wpły­nął na króla, a w za­mian za wy­świad­czoną usługę przy­jął od Ho­hen­zol­lerna 40 ty­sięcy zło­tych pol­skich. Jako główny po­li­tyczny spad­ko­bierca obozu szla­chec­kiego wpi­sał się tym sa­mym w nie­chlubną tra­dy­cję ustępstw na rzecz dy­na­stii dą­żą­cej kon­se­kwent­nie do ode­bra­nia Pol­sce uj­ścia Wi­sły wzo­rem pry­masa Jana Ła­skiego, który wcze­śniej w 1525 roku wsparł pro­jekt se­ku­la­ry­za­cji Prus.

Ko­lejną pulę środ­ków Ba­tory po­zy­skał od sa­mego Gdań­ska, z któ­rym za­czął się ukła­dać w paź­dzier­niku 1577 roku. Dla Rze­czy­po­spo­li­tej upo­ka­rza­jący był przy tym fakt, że me­dia­to­rami w spo­rze zo­stali ksią­żęta Rze­szy. Osta­tecz­nie ugodę za­warto 12 grud­nia w Mal­borku. Gdańsk ofi­cjal­nie prze­pra­szał króla i wy­pła­cał 200 ty­sięcy zło­tych pol­skich po­datku, a rajcy miej­scy od­no­wili przy­sięgę na wier­ność pol­skiemu kró­lowi. Ba­tory zy­skał po­trzebne mu środki, ale nie­stety prze­grał nie­zwy­kle ważną dla Pol­ski wojnę. Naj­więk­szy udział w stor­pe­do­wa­niu próby po­skro­mie­nia Gdań­ska miały Da­nia i Mo­skwa, które bar­dzo sko­rzy­stały na uru­cho­mie­niu że­glugi na­rew­skiej i któ­rym nie po dro­dze było to, aby ad­mi­ni­stra­to­rem uj­ścia Wi­sły zo­stało pol­skie pań­stwo. Jed­no­cze­śnie, pod­pi­su­jąc po­ro­zu­mie­nie z Gdań­skiem, Ba­tory ka­pi­tu­lo­wał na od­cinku re­li­gij­nym, pod­trzy­mu­jąc wy­dany w 1557 roku przez Zyg­munta Au­gu­sta przy­wi­lej re­li­gijny dla pru­skich pro­te­stan­tów. Tak jak po­przed­nim ra­zem, swo­bodę prak­tyk re­wo­lu­cjo­ni­stom za­gwa­ran­to­wała zbli­ża­jąca się wojna z Mo­skwą.

W ra­mach przy­go­to­wań do wiel­kiej wojny, król za­warł w grud­niu 1577 roku so­jusz ze Szwe­cją. Póki co opór woj­skom mo­skiew­skim w Inf­lan­tach pró­bo­wali sta­wiać sami Li­twini, a król – chcąc ze­brać od­po­wied­nią ar­mię – mu­siał uzy­skać zgodę sejmu, który ze­brał się w stycz­niu 1578 roku w War­sza­wie. Ba­tory za­żą­dał spo­rych pie­nię­dzy, ale nie­od­po­wie­dzialna szlachta tra­dy­cyj­nie nie za­mie­rzała po­świę­cać się i pła­cić od­po­wied­nich po­dat­ków. Za­le­d­wie osiem lat wcze­śniej skoń­czyła się po­przed­nia wojna z Mo­skwą, któ­rej koszt był bar­dzo wy­soki i dla­tego ko­niecz­ność po­no­sze­nia no­wych ofiar wy­da­wała się wielu oso­bom szcze­gól­nie uciąż­liwa. Król nie miał zaś wiel­kiego pola ma­newru, po­nie­waż po śmierci Zyg­munta Au­gu­sta sta­ro­sto­wie w ca­łym kraju po­roz­kra­dali do­chody z kró­lewsz­czyzn14. W prze­ci­wień­stwie do wielu eu­ro­pej­skich państw, w któ­rych re­wo­lu­cja pro­te­stancka do­pro­wa­dziła do ma­so­wego ra­bunku mie­nia klasz­tor­nego i ko­ściel­nego, a tym sa­mym do zwięk­sze­nia ma­jątku mo­nar­chów, w Pol­sce na Ko­ściele uwłasz­czyli się tylko szlach­cice i ma­gnaci. Ba­tory mu­siał więc po­le­gać głów­nie na wła­snych środ­kach oraz na od­dzia­łach za­cięż­nych, które zbie­rał na Wę­grzech. Od­po­wied­nie po­datki uchwa­lono do­piero wów­czas, gdy Ba­tory zrzekł się na rzecz szlachty naj­wyż­szej wła­dzy są­dow­ni­czej w Rze­czy­po­spo­li­tej. Uchwa­lono, że sie­dzibą no­wego Try­bu­nału Ko­ron­nego bę­dzie Piotr­ków (który od na­zwy urzędu zy­skał osta­tecz­nie póź­niej swoją pełną na­zwę). Pod­jęta na sej­mie z 1578 roku de­cy­zja po raz ko­lejny ob­na­żała ego­izm i nisz­czy­ciel­skie za­pędy szlachty, która szan­ta­żu­jąc pra­gną­cego obro­nić oj­czy­znę króla, wy­mo­gła na nim zrze­cze­nie się jed­nego z pod­sta­wo­wych atry­bu­tów jego wła­dzy. Na sej­mie uchwa­lono także po­wo­ła­nie no­wego ro­dzaju for­ma­cji woj­sko­wej, zwa­nej pie­chotą wy­bra­niecką. W jej skład mieli wcho­dzić chłopi i miesz­cza­nie z dóbr kró­lew­skich. Od­działy te miały jed­nak nie­wielką war­tość bo­jową.

Aby spro­stać ogrom­nemu wy­sił­kowi wo­jen­nemu, w 1578 roku wpro­wa­dzono także opłatę celną po­bie­raną w Bia­łej Gó­rze, czyli w miej­scu, gdzie Wi­sła roz­ga­łę­ziała się z No­ga­tem. Po­bie­rano 30 gro­szy od łasztu, co sta­no­wiło ok. 7 pro­cent war­to­ści spła­wia­nego to­waru15. Rze­czy­po­spo­li­tej nie udało się na­rzu­cić po­boru cła bez­po­śred­nio u uj­ścia Wi­sły, gdzie przy­no­si­łoby więk­sze do­chody z ra­cji opo­dat­ko­wa­nia Gdańsz­czan, lecz po­zy­tyw­nym czyn­ni­kiem było przy­naj­mniej to, iż udało się zmu­sić tym sa­mym szlachtę do po­no­sze­nia cię­ża­rów fi­nan­so­wych na kwe­stie obronne. W woj­nie to­czo­nej w Inf­lan­tach po­mo­gli wresz­cie ma­te­rial­nie Ży­dzi, licz­nie re­pre­zen­to­wani w oto­cze­niu Ba­to­rego. Spo­łecz­ność ży­dow­ska była żywo za­in­te­re­so­wana po­wo­dze­niem Rze­czy­po­spo­li­tej w to­czo­nym kon­flik­cie, gdyż od­gry­wała ogromną rolę w han­dlu i dzier­ża­wie pu­blicz­nych do­cho­dów na Li­twie i w Inf­lan­tach (na co nie mo­gła li­czyć ze strony skraj­nie wro­giej im Mo­skwy). W wy­pra­wie Ba­to­rego wziął udział m.in. Men­del Iza­ako­wicz, który za Zyg­munta Au­gu­sta dzier­ża­wił do­chody skar­bowe na Li­twie. Do­bre re­la­cje z dwo­rem miał także Saul Ju­dycz-Wahl, dzier­żawca kró­lew­skich wa­rzelni oraz ko­palni soli w Wie­liczce16. Ste­fan Ba­tory kie­ro­wał się w cza­sie swo­ich rzą­dów nie­zwy­kle błędną po­li­tyką w sto­sunku do Ży­dów, dą­żąc do ich rów­no­upraw­nie­nia z kup­cami chrze­ści­jań­skimi w mia­stach. Wo­bec faktu, iż lud­ność ży­dow­ska była fak­tycz­nie wy­jęta spod nor­mal­nej ju­rys­dyk­cji i po­no­siła tylko szcząt­kowe cię­żary po­dat­kowe na rzecz pań­stwa, owo rów­no­upraw­nie­nie ozna­czało tak na­prawdę dal­sze po­gnę­bie­nie pol­skiego miesz­czań­stwa. Po­cząw­szy od końca XV wieku masy szla­chec­kie przy ak­cep­ta­cji ze strony Ja­giel­lo­nów sys­te­ma­tycz­nie od­bie­rały mia­stom ko­lejne upraw­nie­nia, zno­sząc ich udział w sta­no­wie­niu prawa, od­bie­ra­jąc miesz­cza­nom prawo do po­sia­da­nia ziemi poza mu­rami miej­skimi czy też spra­wo­wa­nia urzę­dów. W re­zul­ta­cie pol­skie mia­sta w cza­sie rzą­dów Ba­to­rego co­raz bar­dziej tra­ciły na zna­cze­niu (z wy­jąt­kiem Gdań­ska), pod­czas gdy w kra­jach za­chod­nich ośrodki miej­skie kon­se­kwent­nie bu­do­wały swoją po­tęgę. Za­miast więc za­ra­dzić po­głę­bia­ją­cemu się upo­śle­dze­niu praw­nemu miast, król pod­jął dzia­ła­nia na rzecz ich dal­szego upadku, wy­da­jąc w 1578 roku ogólne roz­po­rzą­dze­nie, zno­szące po­szcze­gólne przy­wi­leje miast ogra­ni­cza­jące han­del ży­dow­ski. Ba­tory spra­wił, że Ży­dzi mo­gli od­tąd pro­wa­dzić dzia­łal­ność han­dlową w mia­stach bez żad­nych ogra­ni­czeń, prze­kre­śla­jąc tym sa­mym wie­lo­let­nie sta­ra­nia Lwowa, Po­zna­nia, Kra­kowa czy też War­szawy na rzecz ura­to­wa­nia resz­tek swo­jej nie­za­leż­no­ści. W kon­tek­ście na­ra­sta­ją­cej wraz z każ­dym ro­kiem imi­gra­cji ży­dow­skiej z państw są­sied­nich, za­rzą­dze­nie króla można uznać wręcz za dy­wer­syjne, gdyż jesz­cze bar­dziej po­grą­żało znaj­du­jący się i tak w ka­ta­stro­fal­nej po­zy­cji stan miesz­czań­ski. Hen­ryk Wa­lezy ma­rzył o tym, aby prze­ciw­sta­wić się pol­skiej śred­niej i drob­nej szlach­cie wła­śnie przy po­mocy miesz­czan, lecz po przy­by­ciu na miej­sce zro­zu­miał, że mia­sta w Pol­sce są kom­plet­nie stłam­szone praw­nie i nie re­pre­zen­tują re­al­nej siły. Ba­tory, za­miast ro­zum­nie pró­bo­wać wzmac­niać mia­sta i po­ma­gać im ogra­ni­czać na­pływ wy­ję­tych spod nor­mal­nego prawa Ży­dów, za­dzia­łał na ich szkodę. Przy czym król ten cie­szy się do dziś sławą jako zdolny i ener­giczny wódz, za­li­czany do jed­nych z naj­wy­bit­niej­szych w dzie­jach Pol­ski, lecz nie­stety jego po­li­tyka wzglę­dem Ży­dów i miast nie sta­nowi w ża­den spo­sób po­wodu do chluby. Jako ob­co­kra­jowca, do pew­nego stop­nia tłu­ma­czy go nie­pełna zna­jo­mość spe­cy­fiki pol­skiego ustroju, nie­mniej jed­nak przy­kład ko­lej­nego władcy za­sia­da­ją­cego na pol­skim tro­nie po­ka­zał do­bit­nie, że na­wet osoba, która po­ja­wiła się w Pol­sce do­piero w mo­men­cie swo­jej elek­cji, była w sta­nie pod­jąć zde­cy­do­wa­nie bar­dziej doj­rzały i prze­my­ślany kurs.

Na szczę­ście Ste­fan Ba­tory po­dej­mo­wał także inne, bar­dziej udane de­cy­zje. Jedną z nich było utwo­rze­nie w 1578 roku Uni­wer­sy­tetu Wi­leń­skiego, który po­wstał dzięki sta­ra­niom je­zu­itów. Spro­wa­dzeni do Pol­ski w 1564 roku, ener­gicz­nie prze­ciw­dzia­łali roz­wo­jowi re­wo­lu­cji pro­te­stanc­kiej, ucząc bez­płat­nie w stale po­więk­sza­nej sieci szkół róż­nego stop­nia. Wi­leń­ska uczel­nia sta­no­wiła przez kilka wie­ków praw­dziwą kuź­nię pol­skich elit i sporą prze­ciw­wagę dla dzia­ła­ją­cego od 1544 roku lu­te­rań­skiego uni­wer­sy­tetu w Kró­lewcu. Fakt, że drugi na zie­miach pol­sko-li­tew­skich uni­wer­sy­tet po­wstał tak późno, sta­no­wił po­nadto po­śmiertną kom­pro­mi­ta­cję Ja­giel­lo­nów, któ­rzy przez bli­sko dwa wieki nie po­tra­fili otwo­rzyć żad­nej wyż­szej uczelni (Aka­de­mię Kra­kow­ską za­kła­dano wszak jesz­cze w cza­sach pia­stow­skich). Wcze­śniej przez długi czas po­waż­nym kan­dy­da­tem do sie­dziby dru­giego uni­wer­sy­tetu był Po­znań, jed­nakże lob­bing Kra­kowa spra­wiał, że jego wy­siłki speł­zły na ni­czym, choć przez wiele lat w mie­ście tym funk­cjo­no­wała pre­sti­żowa Aka­de­mia Lu­brań­skiego17. Dzia­łal­ność je­zu­itów nie ogra­ni­czała się oczy­wi­ście wy­łącz­nie do kwe­stii pro­wa­dze­nia uczelni. W 1579 roku sta­ra­niem jed­nego z człon­ków tego zgro­ma­dze­nia, ks. Pio­tra Skargi, po­wstał w Wil­nie pierw­szy bank po­bożny. In­sty­tu­cja ban­ków po­boż­nych przy­wę­dro­wała do Pol­ski z Włoch i miała za za­da­nie stwo­rzyć prze­ciw­wagę dla li­chwiar­skich po­ży­czek ofe­ro­wa­nych głów­nie przez lud­ność ży­dow­ską. Ka­pi­tał ob­ro­towy banku po­cho­dził z do­bro­wol­nych dat­ków i nie miał on cha­rak­teru ko­mer­cyj­nego. W 1587 roku po­dobna in­sty­tu­cja po­wstała w Kra­ko­wie, a na­stęp­nie także w in­nych mia­stach, co po­ka­zy­wało, iż po­trzeby lud­no­ści w tym wzglę­dzie były na­prawdę spore, po­dob­nie jak spory był pro­blem nad­użyć ze strony li­chwia­rzy18.

Przy­go­to­wa­nia do wojny z Iwa­nem Groź­nym trwały bar­dzo długo. Choć je­sie­nią 1578 roku woj­ska mo­skiew­skie znowu ude­rzyły na Inf­lanty, prze­ciw­sta­wiać się jej mu­siały je­dy­nie siły li­tew­skie wspo­ma­gane oka­zyj­nie przez Szwe­dów. 21 paź­dzier­nika pod Kie­sią udało im się na­wet od­nieść ważne zwy­cię­stwo. Część pol­skich sił po­ja­wiła się na miej­scu do­piero zimą i prze­pro­wa­dziła ofen­sywę w oko­li­cach Do­rpatu. W kwiet­niu 1579 roku Rze­czy­po­spo­li­tej udało się za­wrzeć ważne po­ro­zu­mie­nie z Ta­ta­rami, któ­rzy mieli prze­pro­wa­dzić atak bez­po­śred­nio na Mo­skwę i od­cią­gnąć tym sa­mym uwagę cara Iwana.

La­tem 1579 roku ru­szyła wresz­cie wielka wy­prawa do­wo­dzona przez Ste­fana Ba­to­rego. Pol­ska ar­mia kie­ro­wała się wprost na Po­łock, pod któ­rego mury do­tarła w sierp­niu. Mury tam­tej­szej twier­dzy były po­tężne, a si­łom do­wo­dzo­nym przez pol­skiego króla za­częło po­woli bra­ko­wać żyw­no­ści, lecz osta­tecz­nie 30 sierp­nia za­łoga pod­dała się. W krót­kim cza­sie ar­mia pol­ska zdo­była osiem ko­lej­nych mniej­szych twierdz. Po­mimo tego, że po­czą­tek kam­pa­nii był nie­zwy­kle obie­cu­jący, Ba­tory do­strze­gał wy­raź­nie, że na od­nie­sie­nie suk­cesu w walce o Inf­lanty bę­dzie trzeba jesz­cze po­cze­kać i zmo­bi­li­zo­wać ogromne środki pie­niężne. I wła­śnie to spo­wo­do­wało, że jego dal­sze rządy stały pod zna­kiem spo­rych błę­dów, które do­pro­wa­dziły do szyb­kiego roz­trwo­nie­nia do­robku pierw­szych mie­sięcy jego pa­no­wa­nia (a ra­czej na­dziei, ja­kie można było z nimi wią­zać).

17 wrze­śnia 1579 roku król za­wró­cił w stronę War­szawy, do któ­rej na li­sto­pad zwo­łano ko­lejny sejm, ma­jący umoż­li­wić wielką mo­bi­li­za­cję fi­nan­sową. Po­tęga mo­skiew­skiego wroga spra­wiła, że Ba­tory mu­siał w tym okre­sie zna­cząco zła­go­dzić swój kurs wo­bec Gdań­ska, idąc wo­bec niego na ustęp­stwa wy­kra­cza­jące da­leko poza treść ugody z grud­nia 1577 roku. Gdańsk po­ma­gał pol­skim woj­skom i sta­rał się za­kłó­cać że­glugę na­rew­ską, przy po­mocy któ­rej Mo­skwa po­zy­ski­wała środki na pro­wa­dze­nie wojny. Za mia­stem ujął się też sam kanc­lerz Jan Za­moy­ski, który za­pro­po­no­wał, aby w ra­mach no­wego kom­pro­misu pa­so­ży­tu­jący na Pol­sce ośro­dek pła­cił tylko po­łowę stawki cła pa­lo­wego i opo­wie­dział się za przy­wró­ce­niem Gdań­skowi mo­no­polu w za­kre­sie po­śred­nic­twa z kup­cami za­gra­nicz­nymi w han­dlu mor­skim. Li­der stron­nic­twa szla­chec­kiego i jed­no­cze­śnie spad­ko­bierca po­li­tycz­nego pro­gramu re­pre­zen­to­wa­nego wcze­śniej przez Jana Ła­skiego dał tym sa­mym wy­raz krót­ko­wzrocz­no­ści i szko­dli­wo­ści swo­jego śro­do­wi­ska. Choć bi­skup Karn­kow­ski, Jan Tarło, Mi­ko­łaj Fir­lej i wielu in­nych po­li­ty­ków na­le­gało sil­nie na utrzy­ma­nie choćby czę­ściowo kon­fron­ta­cyj­nego kursu wo­bec wy­nisz­cza­ją­cego pol­ską go­spo­darkę Gdań­ska, zwy­cię­żyła osta­tecz­nie opcja re­pre­zen­to­wana przez Za­moy­skiego. Ste­fan Ba­tory wy­co­fał się ze swo­ich wcze­śniej­szych pla­nów, tj. bu­dowy prze­kopu Mie­rzei Wi­śla­nej oraz otwar­cia moż­li­wo­ści bez­po­śred­niego han­dlu z ob­cymi kup­cami w El­blągu19. Za­prze­pasz­czono tym sa­mym ogromną oka­zję do otwar­cia Pol­ski na han­del atlan­tycki i usu­nię­cia gdań­skiego czopu na pol­skiej go­spo­darce i fi­nan­sach. Można tego było do­ko­nać w opar­ciu o An­glię, która już wów­czas son­do­wała moż­li­wość uru­cho­mie­nia w El­blągu swo­jej pla­cówki han­dlo­wej. Błąd Ste­fana Ba­to­rego miał nie­stety kosz­to­wać pol­skie pań­stwo bar­dzo wiele, choć w cza­sie kon­fron­ta­cji z Mo­skwą wszel­kie kwe­stie inne niż wojna w Inf­lan­tach zda­wały się chwi­lowo nie mieć aż tak wiel­kiego zna­cze­nia. Pol­skie od­działy, choć sprawne w dzia­ła­niach w te­re­nie, miały nie­stety ni­kłą war­tość bo­jową przy zdo­by­wa­niu twierdz. W tym celu trzeba było wy­na­jąć na­jem­ni­ków z Wę­gier i Nie­miec. Zgro­ma­dzona na sej­mie szlachta tym ra­zem zgo­dziła się na uchwa­le­nie po­dat­ków bez ko­niecz­no­ści po­czy­nie­nia wo­bec niej więk­szych ustępstw, lecz za­sy­gna­li­zo­wała, że nie za­mie­rza fi­nan­so­wać wojny zbyt długo. Aby za­pew­nić so­bie do­dat­kowe środki, Ba­tory po­sta­no­wił po­wo­łać do ży­cia Sejm Czte­rech Ziem, sta­no­wiący od­tąd pod­sta­wową jed­nostkę ży­dow­skiego sa­mo­rządu. Ów sejm ob­ra­do­wał z re­guły w Lu­bli­nie, w któ­rym krzy­żo­wały się szlaki han­dlowe wio­dące z Ma­ło­pol­ski do Li­twy oraz z ziem za­chod­nich i pół­noc­nych w kie­runku Lwowa i ziem ukra­in­nych. W za­mian za przy­znany sa­mo­rząd król mógł li­czyć na bar­dziej sprawne or­ga­ni­zo­wa­nie po­trzeb­nych mu po­ży­czek. Sejm Czte­rech Ziem miał po­bie­rać po­datki od Ży­dów, a także zaj­mo­wać się kwe­stiami ad­mi­ni­stra­cyj­nymi.

W 1580 roku Ste­fan Ba­tory do­ko­nał re­formy mo­ne­tar­nej, która miała na celu przede wszyst­kim uła­twie­nie ob­rotu z za­gra­nicą. W tym celu pol­ski sys­tem mo­ne­tarny zo­stał do­sto­so­wany do tego, który obo­wią­zy­wał w kra­jach rzą­dzo­nych przez ce­sa­rza. Ba­tory spo­dzie­wał się, że w ten spo­sób wzro­śnie wo­lu­men han­dlu za­gra­nicz­nego, a dzięki temu także przy­chody z ceł i po­szcze­gól­nych opłat20. Zmiana or­dy­na­cji men­ni­czej sta­no­wiła także próbę za­ra­dze­nia nie­usta­ją­cemu od­pły­wowi pol­skiej mo­nety za gra­nicę. Od cza­sów Ka­zi­mie­rza Ja­giel­loń­czyka w Pol­sce co­raz bar­dziej we znaki da­wał się pro­blem po­le­ga­jący na tym, że mo­neta srebrna miała nad Wi­słą sztucz­nie za­wy­żoną war­tość w sto­sunku do jej rze­czy­wi­stej ceny wy­ra­żo­nej w zło­cie (rze­czy­wi­stej, czyli obo­wią­zu­ją­cej na ryn­kach świa­to­wych). Gwoli przy­po­mnie­nia, za­rzą­dze­nie to na­rzu­cił stan szla­checki, który przy sprze­daży swo­ich to­wa­rów oraz w co­dzien­nych za­ku­pach po­słu­gi­wał się mo­netą srebrną. Mo­ne­tami zło­tymi pła­cili w Pol­sce kupcy z za­gra­nicy, a straty wy­ni­ka­jące z za­wy­żo­nego kursu mo­nety srebr­nej re­kom­pen­so­wali so­bie sta­łym wy­wo­że­niem pol­skich mo­net za gra­nicę oraz wpusz­cza­niem do obiegu kiep­skich z in­nych kra­jów. W pro­ce­de­rze tym przo­do­wał Gdańsk i jego kupcy, któ­rzy tra­dy­cyj­nie za­le­wali Pol­skę (na ży­cze­nie po­li­tyki sa­mej szlachty) spo­rymi ilo­ściami pod­łego pie­nią­dza. Wpro­wa­dza­nie do obiegu kiep­skich mo­net przez Gdańsk nie by­łoby zaś moż­liwe, gdyby nie Ho­len­drzy. Do­ko­nu­jąc trans­ak­cji z Gdańsz­cza­nami żą­dali, aby obok peł­no­war­to­ścio­wych zło­tych du­ka­tów mo­gli pła­cić także kiep­skimi pie­niędzmi, m.in. ta­la­rami o ni­skiej sto­pie. Gdańsk był po­tęgą w sto­sunku do Pol­ski, lecz wo­bec naj­bo­gat­szych w Eu­ro­pie kup­ców z Ni­der­lan­dów re­pre­zen­to­wał zni­komą siłę, dla­tego mu­siał go­dzić się na nad­uży­cia swo­ich part­ne­rów. Przez pe­wien czas roz­wa­żano na­wet wpro­wa­dze­nie za­kazu przy­wo­że­nia do Gdań­ska kiep­skiej mo­nety z za­gra­nicy, ale pro­ble­mem było to, że Rzecz­po­spo­lita i Gdańsk miały zu­peł­nie sprzeczne in­te­resy i róż­niły się pod wzglę­dem re­li­gij­nym, na­ro­do­wo­ścio­wym oraz po­li­tycz­nym. Za­ra­dze­niu pro­ble­mowi z ucieczką do­brej mo­nety za gra­nicę można było za­po­biec, do­sto­so­wu­jąc kurs srebr­nej mo­nety do zło­tej we­dle świa­to­wych tren­dów (co czę­ściowo uczy­nił Ba­tory) lub za­ka­zu­jąc Gdań­skowi pro­ce­deru ude­rza­ją­cego w fi­nanse ca­łej Rze­czy­po­spo­li­tej, lecz jak po­ka­zała wojna z lat 1576-1577, ujarz­mie­nie mia­sta nie było moż­liwe. Lu­te­rań­ski Gdańsk wo­lał być lo­jalny wo­bec ho­len­der­skich kup­ców niż wo­bec kraju, który za­pew­nił mu po­tęgę i bo­gac­two21.

To­czona od 1577 roku wojna z Mo­skwą o Inf­lanty ro­ze­grała się wpraw­dzie głów­nie mię­dzy Iwa­nem IV Groź­nym a Ste­fa­nem Ba­to­rym, lecz w isto­cie sta­no­wiła ele­ment o wiele szer­szego kon­fliktu o han­dlową do­mi­na­cję nie tylko nad Bał­ty­kiem, lecz nad ca­łym świa­to­wym han­dlem. W 1580 roku Habs­bur­go­wie, któ­rzy za­sia­dali wów­czas na tro­nach za­równo Świę­tego Ce­sar­stwa Rzym­skiego, jak i Hisz­pa­nii, zwró­cili się do Rze­czy­po­spo­li­tej z pro­po­zy­cją so­ju­szu wraz z We­ne­cją prze­ciwko An­glii i Ho­lan­dii. Dla Pol­ski i Li­twy była to nie­zwy­kle ko­rzystna per­spek­tywa, gdyż w świe­tle ów­cze­snego układu sił to wła­śnie pro­te­stanc­kie po­tęgi mor­skie strze­gące przej­ścia z Mo­rza Pół­noc­nego na Atlan­tyk sta­no­wiły główną siłę blo­ku­jącą po­ten­cjalne włą­cze­nie się Pol­ski w han­del z za­mor­skimi ko­lo­niami. An­glicy od 1553 roku pro­wa­dzili han­del z Mo­skwą przez Mo­rze Białe, a Ho­len­drzy, jak już wspo­mniano po­wy­żej, byli jedną z głów­nych sił utrzy­mu­ją­cych Gdańsk w sta­nie per­ma­nent­nego kon­fliktu in­te­re­sów z Pol­ską, a jed­no­cze­śnie obok Da­nii or­ga­ni­zo­wali ude­rza­jącą w pol­skie in­te­resy że­glugę na­rew­ską22. Od końca XV wieku Habs­bur­go­wie dą­żyli naj­czę­ściej do za­war­cia so­ju­szu z Mo­skwą prze­ciw Pol­sce, lecz w ów­cze­snej kon­fi­gu­ra­cji bar­dziej za­le­żało im na zna­le­zie­niu w re­jo­nie bał­tyc­kim so­jusz­nika wła­śnie w Pol­sce, gdyż mo­gli dzięki niej li­czyć po­ten­cjal­nie na po­wstrzy­ma­nie wzro­stu po­tęgi han­dlo­wej sił pro­te­stanc­kich w pół­noc­nej Eu­ro­pie. W 1580 roku król Hisz­pa­nii Fi­lip II zo­stał jed­no­cze­śnie kró­lem Por­tu­ga­lii, two­rząc przez ko­lejne 60 lat tzw. unię ibe­ryj­ską. Ka­to­liccy Habs­bur­go­wie prze­jęli tym sa­mym kon­trolę nad ogrom­nym im­pe­rium ko­lo­nial­nym, obej­mu­ją­cym od­tąd Bra­zy­lię, a także do nie­dawna por­tu­gal­skie ko­lo­nie w In­diach czy też Azji Po­łu­dniowo-Wschod­niej. Przed Fi­li­pem II otwo­rzyła się zaś moż­li­wość po­skro­mie­nia pro­te­stanc­kich państw, które co­raz sil­niej za­gra­żały rów­nież ka­to­lic­kiej sieci han­dlo­wej na ca­łym świe­cie. Wraz z Habs­bur­gami w Por­tu­ga­lii za­zna­czyła moc­niej swoją obec­ność Święta In­kwi­zy­cja, która skło­niła do opusz­cze­nia kraju ko­lejne grupy bar­dzo za­moż­nych mar­ra­nos, ob­słu­gu­ją­cych mię­dzy­na­ro­dowy han­del z Ame­ryką Po­łu­dniową i Azją. Ży­dow­scy kupcy z Pół­wy­spu Ibe­ryj­skiego ucie­kali głów­nie do Ni­der­lan­dów, które w 1581 roku ogło­siły nie­pod­le­głość, współ­two­rząc ich po­tęgę eko­no­miczną, a jed­no­cze­śnie pod­sy­ca­jąc an­ty­ka­to­lic­kie na­stroje.

W cza­sie więc gdy Ste­fan Ba­tory pro­wa­dził naj­waż­niej­szą wojnę swo­ich rzą­dów z Mo­skwą, na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej na­si­lał się wielki, glo­balny spór o han­dlową do­mi­na­cję na świe­cie. Z punktu wi­dze­nia in­te­re­sów Pol­ski, dla któ­rej po­skro­mie­nie Gdań­ska i włą­cze­nie w han­del atlan­tycki sta­no­wiło ab­so­lutny prio­ry­tet, so­jusz z blo­kiem habs­bur­skim wy­da­wał się naj­bar­dziej roz­sąd­nym z roz­wią­zań. Przede wszyst­kim da­wał on moż­li­wość prze­ciw­dzia­ła­nia naj­więk­szym wro­gom han­dlo­wym Rze­czy­po­spo­li­tej, a więc Ho­lan­dii, Da­nii, Mo­skwie oraz An­glii. Hisz­pa­nia już w 1581 roku na­wią­zała po­ro­zu­mie­nie z gra­ni­czącą z Ho­lan­dią wschod­nią Fry­zją, pró­bu­jąc prze­jąć kon­trolę nad Bał­ty­kiem i Mo­rzem Pół­noc­nym. Plan króla Hisz­pa­nii Fi­lipa II prze­wi­dy­wał osta­tecz­nie zjed­no­cze­nie ca­łej chrze­ści­jań­skiej Eu­ropy, przy­wró­ce­nie wiary ka­to­lic­kiej w zbun­to­wa­nych re­gio­nach oraz wy­par­cie is­lamu. Kontr­re­for­ma­cyjny za­pał mo­nar­chy stał się przed­mio­tem szcze­gól­nej nie­na­wi­ści ze strony pro­te­stan­tów oraz ży­dów, któ­rzy blo­ku­jąc hisz­pań­skiej flo­cie przej­ście przez ka­nał La Man­che, stwo­rzyli z pół­noc­nych akwe­nów wod­nych ba­stion pro­te­stanc­kiego oporu.

Wojna z Gdań­skiem i wspie­ra­jącą go Da­nią z lat 1576-77 po­ka­zała Pol­sce, że sa­mo­dziel­nie nie jest w sta­nie kształ­to­wać po­li­tyki mor­skiej. Do­brą oka­zją do zmiany tego mo­gło być na­wią­za­nie po­ro­zu­mie­nia z Habs­bur­gami w dziele re­ka­to­li­cy­za­cji Eu­ropy, lecz na prze­szko­dzie sta­nęło kilka istot­nych czyn­ni­ków. Przede wszyst­kim, Ste­fan Ba­tory kie­ro­wał się wręcz ślepą nie­chę­cią do Habs­bur­gów, pa­mię­ta­jąc ich krzywdy wy­rzą­dzone na Wę­grzech i nie za­mie­rzał z nimi współ­pra­co­wać na­wet w słusz­nej spra­wie. Po dru­gie zaś, Pol­ska za­częła od ok. 1579 roku co­raz in­ten­syw­niej współ­pra­co­wać z An­gli­kami, któ­rzy za­ło­żyli w celu roz­wi­ja­nia han­dlu bał­tyc­kiego Kom­pa­nię Wschod­nią. An­glicy ko­rzy­stali z prób omi­ja­nia Gdań­ska przez El­bląg już od 1576 roku, a w końcu za­ło­żyli na­wet w El­blągu swoją ofi­cjalną pla­cówkę. Stwo­rze­nie od pod­staw floty han­dlo­wej prze­ra­stało pol­skie moż­li­wo­ści, dla­tego chcąc prze­ciw­sta­wić się Gdań­skowi, Pol­ska mu­siała oprzeć się na in­nej niż Da­nia, Ho­lan­dia czy też Hanza po­tę­dze mor­skiej. An­glicy wy­da­wali się teo­re­tycz­nie do­brym part­ne­rem, choć było to zde­cy­do­wa­nie złe roz­po­zna­nie. Przede wszyst­kim An­glicy już po­nad 20 lat pro­wa­dzili przez Mo­rze Białe in­ten­sywną wy­mianę z Mo­skwą, spro­wa­dza­jąc to­wary, które tra­dy­cyj­nie na­by­wano w Pol­sce i Li­twie. Po­nadto An­glia sta­no­wiła jedną z głów­nych po­tęg mor­skich prze­ciw­sta­wia­ją­cych się po­tę­dze Hisz­pa­nii i jej pró­bom przy­wró­ce­nia ka­to­lic­kiego uni­wer­sa­li­zmu (w 1580 roku uzy­skała także spe­cjalne przy­wi­leje han­dlowe od suł­tana). W pol­skich eli­tach wła­dzy zwy­cię­żyło jed­nak prze­ko­na­nie, że An­glia może sta­no­wić uży­tecz­nego so­jusz­nika. Lon­dyn pro­wa­dził w tym okre­sie szcze­gól­nie kon­fron­ta­cyjną po­li­tykę wo­bec Hanzy, która była wciąż silna na Bał­tyku i ko­rzy­stała rów­nież na że­glu­dze na­rew­skiej. Po za­ję­ciu An­twer­pii przez woj­ska hisz­pań­skie w 1576 roku an­giel­scy kupcy mu­sieli prze­nieść swoją dzia­łal­ność han­dlową do lu­te­rań­skiego Ham­burga, co w na­tu­ralny spo­sób wzbu­dziło nie­po­kój Hanzy. Zwią­zek han­ze­atycki na­ło­żył na An­glię wy­so­kie cła, a w od­po­wie­dzi Lon­dyn wy­klu­czył przed­sta­wi­cieli Hanzy ze swo­jego han­dlu. Ze związ­ko­wego boj­kotu wy­spia­rzy wy­ła­mał się za to El­bląg (a oprócz tego m.in. hrab­stwo Fry­zji Wschod­niej i Em­den), na­wią­zu­jąc tym sa­mym wie­lo­let­nie bli­skie kon­takty z an­giel­skimi kup­cami. Wpływ Hanzy na El­bląg był sto­sun­kowo nie­wielki, na­to­miast kon­se­kwentny lob­bing prze­ciwko an­giel­skim kup­com spra­wił, że w 1597 roku ofi­cjal­nie wy­da­lono Com­pany of Mer­chant Ad­ven­tu­rers z kra­jów Rze­szy23. Na obronę kursu ob­ra­nego przez Ste­fana Ba­to­rego stwier­dzić na­leży, iż przy­stą­pie­nie do wiel­kiej ko­ali­cji po stro­nie Habs­bur­gów mo­gło spro­wa­dzić na kraj in­wa­zję tu­recką, a tym sa­mym wy­mu­sić ko­niecz­ność walki na do­dat­ko­wym fron­cie. Ma­jąc jed­nak na uwa­dze póź­niej­szy roz­wój wy­da­rzeń, trudno oprzeć się wra­że­niu, że dla Rze­czy­po­spo­li­tej schy­łek XVI wieku był w za­sa­dzie jed­nym z ostat­nich mo­men­tów na to, aby wy­rwać się z za­ci­ska­ją­cych się co­raz moc­niej geo­po­li­tycz­nych klesz­czy, wy­nisz­cza­ją­cych jej po­zy­cję han­dlową i go­spo­dar­czą. W do­bre in­ten­cje Fi­lipa II oraz ca­łej dy­na­stii Habs­bur­gów można było wpraw­dzie bar­dzo za­sad­nie po­wąt­pie­wać, nie­mniej jed­nak za­gra­ża­jąca Pol­sce co­raz bar­dziej to­talna de­gra­da­cja w zdo­mi­no­wa­nym przez zwy­cię­skie pro­te­stanc­kie siły ukła­dzie geo­po­li­tycz­nym po­zwala są­dzić, iż bli­ska współ­praca z obo­zem ka­to­lic­kim do­wo­dzo­nym przez ibe­ryj­ską po­tęgę da­wała więk­sze na­dzieje na suk­ces.

Być może wy­ra­zem zro­zu­mie­nia tej nie­zwy­kle skom­pli­ko­wa­nej sy­tu­acji, w któ­rej zna­la­zła się pol­ska go­spo­darka i han­del, była pod­jęta w 1580 roku przez szlachtę wiel­ko­pol­ską de­cy­zja o uchwa­le­niu spe­cjal­nego po­datku w wy­so­ko­ści 3 gro­szy od łana na rzecz ure­gu­lo­wa­nia biegu Warty. Wo­bec dy­wer­sji Gdań­ska, ko­niecz­no­ści ogra­ni­cze­nia pla­nów prze­rzu­ce­nia ca­łego han­dlu pol­skiego do El­bląga oraz skom­pli­ko­wa­nego cha­rak­teru współ­pracy z An­glią od­żyła znów kon­cep­cja wy­ko­rzy­sta­nia w więk­szym za­kre­sie drogi wod­nej przez Wartę i Odrę do Szcze­cina. Oży­wiona w cza­sach Zyg­munta Sta­rego de­bata na te­mat ko­niecz­no­ści prze­kie­ro­wa­nia han­dlu w kie­runku sto­licy Księ­stwa Po­mor­skiego z bie­giem lat przy­ci­chła, a po­bie­rane przez mar­gra­biego cło w Ko­strzy­niu (w wy­so­ko­ści na­wet 1/4 war­to­ści to­waru) sku­tecz­nie ogra­ni­czało wo­lu­men wy­miany. Przed­sta­wi­ciele Szcze­cina już od lat pięć­dzie­sią­tych XVI wieku na­le­gali usil­nie na Pol­skę, aby za­cie­śnić współ­pracę. Wo­bec trwa­ją­cej od lat wro­go­ści mię­dzy Elek­to­ra­tem Bran­den­bur­gii a Księ­stwem Po­mor­skim, Pol­ska mo­gła wy­stą­pić w roli ra­tow­nika dla dy­na­stii Gry­fi­tów i wy­ne­go­cjo­wać dla sie­bie ko­rzystne wa­runki współ­pracy. W la­tach sie­dem­dzie­sią­tych XVI wieku ko­lejni emi­sa­riu­sze ze Szcze­cina wręcz bła­gali Pol­skę o po­moc, lecz nad Wi­słą prio­ry­tety były zu­peł­nie inne. Ste­fan Ba­tory na po­czątku swo­ich rzą­dów po­pie­rał kon­cep­cję szu­ka­nia al­ter­na­tywy dla Gdań­ska w Szcze­ci­nie, lecz za­jęty wojną osta­tecz­nie ją po­rzu­cił. Dla Rze­czy­po­spo­li­tej fi­nał tej sprawy oka­zał się bar­dzo nie­ko­rzystny. Dy­na­stia Gry­fi­tów i elity Księ­stwa Po­mor­skiego po 1580 roku osta­tecz­nie stra­ciły wiarę w to, że kie­dy­kol­wiek uzy­skają od Pol­ski re­alne wspar­cie w klu­czo­wym dla sie­bie kon­flik­cie. Za­miast sta­rać się o uru­cho­mie­nie wzmo­żo­nej że­glugi przez Wartę i Odrę, po­sta­no­wili pójść na ustęp­stwa wzglę­dem Ho­hen­zol­ler­nów i stali się osta­tecz­nie zwo­len­ni­kami ich suk­ce­sji w Pru­sach. Pro­wa­dzona przez dzie­się­cio­le­cia ja­giel­loń­ska po­li­tyka pa­syw­no­ści i bier­no­ści wo­bec Gdań­ska i jego przy­wi­le­jów ze­mściła się więc także w ten spo­sób, iż za­nie­dby­wana przez lata kwe­stia ko­niecz­no­ści uru­cho­mie­nia al­ter­na­tyw­nego szlaku do jed­nego z bał­tyc­kich por­tów od­cią­gnęła od Pol­ski jed­nego z jej na­tu­ral­nych so­jusz­ni­ków24. Bez­bron­ność Rze­czy­po­spo­li­tej wo­bec Gdań­ska za­chę­cała mia­sto do co­raz od­waż­niej­szej eks­pan­sji. Wo­bec na­ra­sta­ją­cej kon­ku­ren­cji kupcy gdań­scy w la­tach osiem­dzie­sią­tych XVI wieku od­waż­nie wkro­czyli na Ukra­inę, a na­wet Po­ku­cie, skąd teo­re­tycz­nie ła­twiej by­łoby zor­ga­ni­zo­wać wy­wóz to­wa­rów w stronę Mo­rza Czar­nego. Po­pyt na zboże był wciąż w za­chod­niej Eu­ro­pie ogromny, a ceny to­wa­rów spro­wa­dza­nych z Ro­sji nieco wyż­sze ze względu na więk­szą od­le­głość dzie­lącą ją od Ni­der­lan­dów czy też An­glii.

Gdańsk mógł także na ogół li­czyć na wpły­wo­wych pro­tek­to­rów, do któ­rych za­li­czał się Jan Za­moy­ski. Ma­jący opi­nię „mało gor­li­wego o in­te­resy mor­skie” li­der stron­nic­twa szla­chec­kiego urósł w cza­sach rzą­dów Ba­to­rego do miana dru­giej osoby w pań­stwie25. W 1581 roku uzy­skał do­ży­wot­nio ty­tuł het­mana wiel­kiego ko­ron­nego, a gdy póź­niej w 1583 roku wziął za żonę kró­lew­ską bra­ta­nicę, Gry­zeldę Ba­to­równę, stał się wręcz wi­ce­kró­lem. Za­ło­żone przez niego w 1580 roku mia­sto Za­mość stało się ważną z punku wi­dze­nia obron­no­ści twier­dzą strze­gącą wej­ścia do naj­star­szych pol­skich dziel­nic od strony Rusi, lecz jed­no­cze­śnie sta­no­wiło silną kon­ku­ren­cję dla i tak słab­ną­cych miast kró­lew­skich. W mło­do­ści Za­moy­ski prze­szedł na ka­to­li­cyzm (jego oj­ciec był gor­li­wym kal­wi­nem), lecz był zwo­len­ni­kiem tzw. to­le­ran­cji re­li­gij­nej wy­ra­ża­ją­cej się przej­ściem do po­rządku dzien­nego nad do­ko­na­nym nie­dawno przez pro­te­stan­tów ra­bun­kiem ko­ściel­nego mie­nia. Het­man Za­moy­ski w pew­nym sen­sie uosa­biał wszyst­kie naj­waż­niej­sze ce­chy gu­bią­cego Pol­skę stron­nic­twa szla­chec­kiego: był cho­ro­bli­wie an­ty­habs­bur­ski, opo­wia­dał się za nie­draż­nie­niem Tur­cji, pre­fe­ro­wał po­li­tykę przy­my­ka­nia oczu na wrogi Pol­sce Gdańsk (to on był au­to­rem szko­dli­wego kom­pro­misu z 1580 roku), za­bie­gał o za­cho­wa­nie i wzmoc­nie­nie wy­nisz­cza­ją­cych Pol­skę przy­wi­le­jów szla­chec­kich udzie­la­nych od cza­sów Ka­zi­mie­rza Ja­giel­loń­czyka, a fir­mo­wany przez niego ka­to­li­cyzm no­sił zde­cy­do­wa­nie „to­le­ran­cjo­ni­styczne” piętno. Ide­owo Za­moy­ski był da­leki od wzor­ców wy­pra­co­wa­nych w naj­lep­szej dla Eu­ropy i chrze­ści­jań­stwa epoce śre­dnio­wie­cza: w za­ło­żo­nej przez niego Aka­de­mii Za­moy­skiej do­mi­no­wał przede wszyst­kim Cy­ce­ron i Ary­sto­te­les. W mu­rach Za­mo­ścia schro­nie­nie zna­la­zła zaś ko­lo­nia Ży­dów se­far­dyj­skich, któ­rzy sta­no­wili je­den z głów­nych czyn­ni­ków sie­ją­cych w Eu­ro­pie ide­owy i re­li­gijny fer­ment, a któ­rych opie­ku­nem był tra­dy­cyj­nie suł­tan. Do 1596 roku na bu­dowę mia­sta i ca­łej jego in­fra­struk­tury het­man Za­moy­ski wy­dał aż 250 ty­sięcy ta­la­rów26. Zna­jący dużo le­piej od Ba­to­rego spe­cy­fikę pol­sko-li­tew­skiej po­li­tyki wła­ści­ciel Za­mo­ścia zdo­mi­no­wał w wielu aspek­tach króla, for­su­jąc naj­gor­sze moż­liwe roz­wią­za­nia w po­li­tyce mię­dzy­na­ro­do­wej i we­wnętrz­nej.

W sierp­niu 1580 roku Ste­fan Ba­tory ru­szył po raz drugi na czele wiel­kiej ar­mii na wschód (w jej skład miało wcho­dzić aż 48 ty­sięcy żoł­nie­rzy). Prze­ciwko Mo­skwie król wy­jeż­dżał z nada­nym mu przez pa­pieża Grze­go­rza ty­tu­łem „obrońcy wiary”. Tym ra­zem główny wy­si­łek pol­skiego woj­ska sku­pił się na zdo­by­wa­nie twier­dzy w Wiel­kich Łu­kach. Po­tężne mury wy­trzy­mały do 5 wrze­śnia, lecz po raz ko­lejny oka­zało się, że sto­so­wana przez Mo­skwę tak­tyka utrud­nia­nia prze­mar­szu pol­skim woj­skom sku­tecz­nie spa­ra­li­żo­wała dal­szy po­chód. Król po­le­cił ze­bra­nie za­pa­sów i prze­gru­po­wa­nie sił, a sam po raz drugi wra­cał do Pol­ski, żeby zmo­bi­li­zo­wać jesz­cze wię­cej pie­nię­dzy. Do zdo­by­wa­nia sil­nie umoc­nio­nych twierdz po­trzebni byli żoł­nie­rze na­jemni i to w du­żej licz­bie, a to po­cią­gało za sobą wiel­kie koszty. Jesz­cze więk­sze koszty ge­ne­ro­wały nie­stety ustęp­stwa, na które mu­siał iść król wo­bec mas szla­chec­kich, aby tylko ze­brać wy­star­cza­jącą sumę w po­dat­kach.

Tak jak rok wcze­śniej, sejm ze­brał się w stycz­niu 1581 roku w War­sza­wie. Po burz­li­wych dys­ku­sjach udało się ścią­gnąć po­datki, a król za­czął na nowo or­ga­ni­zo­wać ar­mię do wy­mar­szu. Do­dat­kowo mu­siał jed­nak po­ży­czyć pie­nią­dze w kra­jach Rze­szy oraz wes­przeć się do­cho­dami z cła po­bie­ra­nego na Dźwi­nie w Ry­dze. Do­piero w lipcu pol­skie od­działy za­częły ma­sze­ro­wać ku pół­noc­nemu wscho­dowi, a Mo­skwa mu­siała zmie­rzyć się z trze­cią już z rzędu ofen­sywą pol­ską. W ro­syj­skiej sto­licy go­ścił wtedy je­zu­ita An­to­nio Po­sse­vino, który ży­wił wzo­rem pa­pieża płonne na­dzieje na przej­ście ca­łego pań­stwa Iwana Groź­nego na ka­to­li­cyzm. Car wie­lo­krot­nie łu­dził zwierzch­nika Ko­ścioła pu­stymi obiet­ni­cami, pra­gnąc zwięk­szyć dla sie­bie pole ma­newru. W Rzy­mie li­czono, że w ra­zie po­ro­zu­mie­nia z Mo­skwą uda się stwo­rzyć wielką ligę prze­ciwko Tur­cji, co sta­no­wiło nie­zwy­kle błędne za­ło­że­nie, gdyż naj­więk­szymi part­ne­rami han­dlo­wymi wschod­niego mo­car­stwa po­zo­sta­wały od lat kraje pro­te­stanc­kie. Nieco ina­czej na Mo­skwę pa­trzył sam Ba­tory, który nie li­cząc na jej kon­wer­sję, za­mie­rzał do­ce­lowo stwo­rzyć wraz z nią ligę zdolną po­ko­nać Tur­cję i wy­zwo­lić tym sa­mym oj­czy­ste Wę­gry. Był to oczy­wi­ście plan nie­zwy­kle da­le­ko­siężny, gdyż naj­pierw trzeba było do­koń­czyć wojnę o Inf­lanty.

Ste­fan Ba­tory wie­dział, że ma prak­tycz­nie ostat­nią szansę na to, żeby za­koń­czyć wojnę suk­ce­sem, gdyż szlachta nie była skłonna da­lej fi­nan­so­wać ca­łej kam­pa­nii. Pod ko­niec sierp­nia 1581 roku ar­mia króla zja­wiła się pod mu­rami po­tęż­nie ufor­ty­fi­ko­wa­nego Pskowa, nie ma­jąc jed­nak wy­star­cza­ją­cej liczby kul ar­mat­nich ani pro­chu. Je­dyna na­dzieja na po­ko­na­nie Mo­skwy po­zo­sta­wała w pró­bie zmu­sze­nia do ule­gło­ści przy po­mocy od­cię­cia mia­sta od do­staw i zmo­rze­nia gło­dem.

W su­kurs Po­la­kom przy­szli wów­czas Szwe­dzi, któ­rych od­działy do­wo­dzone przez fran­cu­skiego ge­ne­rała Pon­tusa de la Gar­die 6 wrze­śnia 1581 roku ode­brały Mo­skwie Na­rwę, otwie­ra­jąc tym sa­mym so­bie drogę do No­wo­grodu i Pskowa. Do tej pory głów­nymi be­ne­fi­cjen­tami że­glugi na­rew­skiej były Da­nia, Ho­lan­dia i mia­sta Hanzy. Szwe­dzi wiele obie­cy­wali so­bie po za­ję­ciu Na­rwy, lecz jak się miało póź­niej oka­zać, nie po­tra­fili spra­wić, aby tam­tej­szy port stał się głów­nym punk­tem od­bioru to­wa­rów z ca­łej pół­noc­nej Rusi. W ko­lej­nych la­tach ob­roty han­dlowe w Na­rwie sys­te­ma­tycz­nie spa­dały27. Wpływ na to, iż w szwedz­kich rę­kach Na­rwa nie ode­grała ni­gdy tak wiel­kiej roli, miało kilka czyn­ni­ków. Przede wszyst­kim w na­stęp­stwie jej za­ję­cia Iwan Groźny po­sta­no­wił do­pu­ścić do han­dlu przez Mo­rze Białe rów­nież Ho­len­drów. W ciągu kil­ku­na­stu lat prze­ści­gnęli An­gli­ków i stali się głów­nym part­ne­rem han­dlo­wym Mo­skwy. W celu uspraw­nie­nia wy­miany Mo­skwa zbu­do­wała do­dat­kowo w 1584 roku port w Ar­chan­giel­sku, oszczę­dza­jąc tym sa­mym swoim pro­te­stanc­kim part­ne­rom ko­niecz­ność od­by­cia że­glugi 70 km w głąb Za­toki Dwiń­skiej28. Oprócz tego za­równo An­glicy, jak i Ho­len­drzy za­częli omi­jać Na­rwę, ko­rzy­sta­jąc m.in. z bocz­nych ujść Dźwiny do Bał­tyku29. Utrata przez Mo­skwę Na­rwy sta­no­wiła także cios dla Hanzy, która bę­dąc w sta­nie wiel­kiego kon­fliktu z An­glią stra­ciła jedno z pod­sta­wo­wych źró­deł do­chodu. Na sej­mie Rze­szy w 1582 roku przed­sta­wi­ciele związku wzy­wali do wspól­nej ak­cji prze­ciwko Szwe­dom, lecz nie było chęt­nych do tego, aby udzie­lić im po­mocy.

Ba­tory już 1 paź­dzier­nika wy­co­fał się do kraju, po­zo­sta­wia­jąc do­wódz­two Ja­nowi Za­moy­skiemu. W tym cza­sie Szwe­dzi od­bie­rali Mo­skwie ko­lejne miej­sco­wo­ści, a pol­skie i li­tew­skie od­działy po­moc­ni­cze do­ko­ny­wały śmia­łych wy­pa­dów na te­ry­to­rium wroga. Gdyby nie te do­dat­kowe dzia­ła­nia, Rzecz­po­spo­lita mu­sia­łaby li­czyć się z upo­ka­rza­ją­cym od­wro­tem. Su­rowy pół­nocny kli­mat dzie­siąt­ko­wał ob­le­ga­jące Psków od­działy, które były o krok od buntu. Za­moy­ski roz­po­czął ro­ko­wa­nia z mo­skiew­skimi do­wód­cami i osta­tecz­nie 15 stycz­nia 1582 roku udało się pod­pi­sać po­kój w Ja­mie Za­pol­skim. W za­mian za zwrot za­gar­nię­tych nie­dawno gro­dów (m.in. Wiel­kich Łu­ków) Po­lacy od­zy­skali Inf­lanty i za­cho­wali Po­łock, za­pew­nia­jąc so­bie 10 lat po­koju ze strony po­tęż­nego są­siada. Wspólna ak­cja ze Szwe­cją osła­biła chwi­lowo Mo­skwę, która na do­da­tek zna­la­zła się w sta­nie mię­dzy­na­ro­do­wej izo­la­cji oraz na­si­la­ją­cego się kry­zysu wy­wo­ła­nego przez nad­uży­cia Iwana Groź­nego wzglę­dem swo­ich pod­da­nych. Z punktu wi­dze­nia Rze­czy­po­spo­li­tej za­koń­cze­nie wojny w ten spo­sób było względ­nie ko­rzystne, gdyż da­wało po­trzebne wy­tchnie­nie od nie­zwy­kle kosz­tow­nych kam­pa­nii, choć jed­no­cze­śnie na ho­ry­zon­cie co­raz bar­dziej za­ry­so­wy­wało się nowe nie­bez­pie­czeń­stwo w po­staci wzro­stu po­tęgi Szwe­cji, która jesz­cze nie­dawno czuła się co­raz bar­dziej osa­czana przez Da­nię, a obec­nie sama do­ko­ny­wała eks­pan­sji.

Za­koń­cze­nie wojny z Mo­skwą winno było skło­nić Ba­to­rego do wzno­wie­nia dzia­łań mi­li­tar­nych prze­ciwko Gdań­skowi, które mu­siał po­rzu­cić je­sie­nią 1577 roku. Nie­stety jed­nak do­bra ko­niunk­tura do roz­prawy z że­ru­ją­cym na pol­skiej go­spo­darce mia­stem już mi­nęła. Król wpraw­dzie zy­skał sławę jako wielki do­wódca woj­skowy, lecz w kraju na­ra­stała opo­zy­cja prze­ciwko niemu i zy­sku­ją­cemu co­raz więk­szą po­zy­cję Ja­nowi Za­moy­skiemu, który jako het­man prze­jął fak­tyczną kon­trolę nad ar­mią. Ba­tory był nadto bar­dziej skłonny wal­czyć da­lej o prze­ję­cie kon­troli nad ca­łymi Inf­lan­tami, niż kon­fron­to­wać się z Gdań­skiem. Na sej­mie w 1582 roku zło­żył pro­jekt no­wej wy­prawy w celu od­bi­cia Es­to­nii, lecz szlachta nie była już skłonna pła­cić ko­lej­nych po­dat­ków.

W 1583 roku het­man Jan Za­moy­ski, jak już pi­sano, po­ślu­bił bra­ta­nicę kró­lew­ską, Gry­zeldę Ba­to­równę i zy­skał tym sa­mym przy­do­mek „al­ter rex”. Nie­zwy­kle silna po­zy­cja Za­moy­skiego była jed­no­cze­śnie wy­ra­zem szczy­to­wej po­tęgi stron­nic­twa szla­chec­kiego, które w cza­sach Ba­to­rego umac­niało do­mi­na­cję swo­jego stanu nad wszyst­kimi po­zo­sta­łymi. Król – do­strze­ga­jąc to – sta­rał się prze­ciw­dzia­łać pró­bom pod­po­rząd­ko­wa­nia miesz­czan są­dom szla­chec­kim, lecz nie zdo­łał za­po­biec temu, iż w 1582 roku uchwa­lono za­kaz no­sze­nia broni przez chło­pów. Za­rzą­dze­nie to stało się jed­nym z fun­da­men­tów na­ra­sta­ją­cego pro­blemu uci­sku lud­no­ści wiej­skiej, która wo­bec wciąż wy­so­kich cen zboża nie była jesz­cze zmu­szana do nad­mier­nych świad­czeń wo­bec pa­nów, lecz sta­wała się co­raz bar­dziej bez­bronna pod wzglę­dem praw­nym. Dawne sa­mo­rządne wsie czyn­szowe z urzę­dem soł­tysa z epoki śre­dnio­wie­cza za­pew­niały chło­pom spory za­kres swo­body i ochrony. W wy­niku zmian spo­łeczno-praw­nych, zwią­za­nych z na­dej­ściem kwe­stio­nu­ją­cej chrze­ści­jań­ski ład kul­tury Od­ro­dze­nia oraz re­wo­lu­cji pro­te­stanc­kiej, lud­ność wiej­ska stała się nie­stety przed­mio­tem co­raz więk­szych nad­użyć.

Kon­flikt po­mię­dzy dwo­rem kró­lew­skim i Za­moy­skim a opo­zy­cją na­ra­stał po za­koń­cze­niu wojny o Inf­lanty z każ­dym mie­sią­cem. Jedną z przy­czyn była tzw. sprawa Zbo­row­skich, któ­rzy sta­no­wili bar­dzo wpły­wowy ród w Ma­ło­pol­sce. Je­den z braci Zbo­row­skich, Sa­muel, który miał opi­nię awan­tur­nika, jesz­cze za rzą­dów Wa­le­zego zo­stał ska­zany na ba­ni­cję. Schro­nił się w Sied­mio­gro­dzie, gdzie po­ma­gał Ba­to­remu i li­czył, że dzięki temu zdej­mie z sie­bie karę. Z nie­zna­nych do końca po­wo­dów stra­cił jed­nak uzna­nie w oczach króla i zo­stał ska­zany na śmierć. Karę ścię­cia po­le­cił wy­ko­nać Za­moy­ski, co tylko prze­lało czarę go­ry­czy ca­łego rodu, który nie mógł się po­go­dzić z do­mi­na­cją het­mana. Inny z braci, Krzysz­tof Zbo­row­ski, który brał pie­nią­dze od Habs­bur­gów i spi­sko­wał z Mo­skwą, za­czął pod­bu­rzać szlachtę, oskar­ża­jąc Ba­to­rego o na­ru­sza­nie szla­chec­kich wol­no­ści i wpro­wa­dza­nie rzą­dów ab­so­lut­nych. Szcze­gól­nie go­rąco zro­biło się na sej­mie ob­ra­du­ją­cym w stycz­niu 1585 roku, na któ­rym nie­ustanne kłót­nie gro­ziły wy­bu­chem wojny do­mo­wej. Opo­zy­cja prze­ko­ny­wała, że eg­ze­ku­cja Sa­mu­ela Zbo­row­skiego do­ko­nała się z na­ru­sze­niem prawa, lecz osta­tecz­nie winy króla, który wy­dał wy­rok ścię­cia, nie orzek­nięto.