Historia pisana pieniądzem - Jakub Wozinski - ebook + książka

Historia pisana pieniądzem ebook

Jakub Wozinski

4,3

Opis

[font=verdana, geneva]Czy wiesz kto w Polsce wydrukował pierwsze papierowe pieniądze? Kto był największym fałszerzem w historii naszego kraju? Kto był faktycznym założycielem NBP? Historia pisana pieniądzem odpowiada na pytania, których opinia publiczna woli nie stawiać.[/font]

[font=verdana, geneva] Mało który Polak zdaje sobie sprawę, że paskudny proceder łupienia własnych poddanych ukrytym podatkiem inflacyjnym uprawiała z premedytacją bodaj większość rdzennie polskich władców (od Mieszka do Leszka [Balcerowicza]). Wozinski pisze o tym wszystkim bez ceremonii i sentymentów. [/font]

[font=verdana, geneva] Grzegorz Braun, reżyser[/font]

[font=verdana, geneva] Któż nigdy nie miał w ręku pieniędzy? Chyba tylko wileński bazylianin Atanazy Nowochacki. Kiedy skrytykowany przezeń tamtejszy biskup Massalski zapytał go, czy na jego wezwanie „surge et ambul” paralitycy i chromi zaczną chodzić, ten odparł, że apostołowie, zanim wyrzekli „surge et ambula”, zadeklarowali „argentum et aurum non est mihi”. Wszyscy inni nie tylko mieli w ręku pieniądze, ale chcieliby mieć ich jeszcze więcej. Skoro tak, to z pewnością zainteresuje ich, a w każdym razie – powinna zainteresować ich książka Jakuba Wozinskiego poświęcona historii pieniądza na ziemiach polskich. Autor nie ogranicza się do beznamiętnego przedstawienia tej historii, przeciwnie – daje wyraz swemu emocjonalnemu zaangażowaniu po stronie poglądów określanych jako „kontrowersyjne”, to znaczy – odmienne od podawanych do wierzenia. W warunkach normalnego życia umysłowego powinna wywołać liczne i równie zaangażowane komentarze. Czy jednak w dzisiejszych czasach jest jeszcze miejsce na normalne życie umysłowe?[/font]

[font=verdana, geneva] Stanisław Michalkiewicz, publicysta[/font]

[font=verdana, geneva] Książka polskiego autora napisana w anglosaskim stylu (‘lekko, łatwo i przyjemnie o trudnych sprawach’). Autor wziął sobie do serca przesłania Friedricha von Hayeka: „Fizyk, który jest tylko fizykiem, może być pierwszej klasy fizykiem i najbardziej wartościowym członkiem społeczeństwa. Ale wybitnym ekonomistą nie może być ktoś, kto jest tylko ekonomistą. Ekonomista, który jest tylko ekonomistą, jest nie tylko skończonym nudziarzem, lecz jest wręcz niebezpieczny.” Jakub Wozinski pisze o historii monetarnej na tle historii powszechnej Polski. Niekiedy to przedstawienie historii powszechnej jest trochę frywolne, ale to tylko dodaje kolorytu tej pracy. Doskonałe uzupełnienie nudnawych wykładów akademickich z ekonomii. Polecam![/font]

[font=verdana, geneva] Prof. Witold Kwaśnicki, Uniwersytet Wrocławski [/font]

[font=verdana, geneva] * * * * * [/font]

[font=verdana, geneva] Mimo, iż zdecydowana większość Polaków jest dziś przekonana o dobroczynnym charakterze istnienia Narodowego Banku Polskiego, zapewne tylko niewielu ma świadomość, że najprawdopodobniej powstał on z woli Józefa Stalina. Przydawanie jakiejkolwiek mocy decyzyjnej marionetkowemu PKWN byłoby wyrazem daleko posuniętej naiwności. Gdy latem 1944 roku wojska sowieckie zajęły wschodnie ziemie polskie, grupka nikomu nieznanych komunistów, podających się za rząd, miała do wykonania ściśle określone przez Kreml zadania. Obok setek dekretów m.in. o zmianie konstytucji, kolektywizacji, nacjonalizacji przemysłu, jednym z kluczowych rozporządzeń było to, które przewidywało ustanowienie nowego banku centralnego (mimo, że w Londynie działał jeszcze przedwojenny Bank Polski). O znaczeniu, jakie NBP miał dla władzy sowieckiej, świadczy fakt, iż w już sierpniu 1944 do Lublina zaczęły przyjeżdżać transporty nowych banknotów, wydrukowanych w Moskwie. [/font]

[font=verdana, geneva] Fragment książki[/font]

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 210

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (18 ocen)
8
8
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Przedmowa

Powszechne hołdowanie przez polską inteligencję opacznie poj­mowanej zasadzie: „dżentelmeni o pieniądzach nie dyskutują” sprawia, że nasz obraz dziejów ojczystych wyprany jest na ogół kompletnie z wątków ekonomicznych. Drogowskazami w nauce historii są dla nas częściej postaci królów, hetmanów, znacznie rzadziej kanclerzy, z rzadka świętych, ale prawie nigdy – bankie­rów. Ze szkół i uczelni wychodzimy więc przeważnie nie skażeni jakąkolwiek znajomością dziejów pieniądza. A tymczasem dzieje waluty, to wszak dzieje systemu władzy w samej jej istocie: kto ma pieniądze, ten ma władzę. Zatem bez bladego pojęcia o tym, kto i na jakich zasadach bił i bije monetę, czy drukuje banknoty i obligacje; bez realistycznego wyobrażenia o tym, skąd właściwie i czyim tak naprawdę kosztem biorą się mityczne „środki” w rów­nie mitycznym „budżecie” – nic dziwnego, że polski inteligent słabo na ogół orientuje się, kto nim tak naprawdę rządzi.

Tę zasadę na szczęście bezceremonialnie łamią i tę zaległość doskonale pomagają nadrobić Jakub Wozinski i Wydawnictwo PROHIBITA dając nam do ręki pasjonującą książeczkę: Historia pisana pieniądzem. Jak rządzący Polską na przestrzeni wieków manipu­lowali walutą. W telegraficznym skrócie wykładając dzieje syste­mów finansowych w naszym kraju – od zamierzchłych czasów króla Ćwieczka, po współczesnych nam Sztukmistrzów z Londy­nu – Wozinski rysuje w istocie autorską, rewizjonistyczną wersję całej historii Polski. Rzetelne opisanie systemu emisji pieniądza, centralnej bankowości i wyzysku fiskalnego musi bowiem, jak się okazuje, skutkować dekonstrukcją wielu fałszywych mitów – za­równo tych wyprodukowanych przez komunistyczną propagan­dę, jak i tych piastowanych w patriotycznej legendzie. W konfron­tacji z przywołanymi przez autora, a przykrymi w wydźwięku faktami gruntownej rewizji i ostatecznie spisaniu na straty ulec muszą po wielokroć powielane klisze centralistycznych, kolekty­wistycznych, etatystycznych przesądów.

O ile bowiem większości czytelników obić się musiały wcze­śniej o uszy wiadomości o perfidnym psuciu polskiej monety przez ościennych władców czy nielojalnych lenników (co stało się np. specjalnością Hohenzollernów) – o tyle mało który Polak zdaje sobie sprawę, że paskudny proceder łupienia własnych podda­nych ukrytym podatkiem inflacyjnym uprawiała z premedytacją bodaj większość rdzennie polskich władców (od Mieszka do Lesz­ka [Balcerowicza]). Wozinski pisze o tym wszystkim bez ceremo­nii i sentymentów – kryterium pozostaje dlań bowiem wymierny dobrostan poddanych, nie zaś nierzadko gołosłownie abstrakcyj­ny „interes państwa”, służący za wieczną wymówkę dla zdzierstwa i rozkwitu biurokracji. Nie dziwota więc, że na kartach Hi­storii pisanej pieniądzem kompletnej i zasłużonej dewastacji ule­gają po kolei mity: króla Kazimierza III [Wielkiego – ?], księcia Druckiego-Lubeckiego, czy ministra Kwiatkowskiego – ich „wiel­kie projekty” wiązały się bowiem z zawsze autodestrukcyjnym dla państwa represywnym fiskalizmem.

Niekwestionowaną zaletą pracy Wozinskiego jest inkorporowanie do popularnej narracji historycznej perypetii finansowych zazwyczaj marginalizowanych lub wręcz ignorowanych, choć w istocie kluczowych. Skrótowość formy owocuje szeregiem ka­pitalnych skrótów myślowych – w rodzaju takiej np. rekapitulacji Kongresu Wiedeńskiego 1815: „nieformalny konserwatywny so­jusz oparty na standardzie złota, przeciwko rewolucjom emitują­cym papierowe banknoty” (!). Wozinski lapidarnie i klarownie wyjaśnia, dlaczego np. kryzys bankowy roku 1793 jest faktem nie mniej istotnym od samej Insurekcji 1794, a ówczesna emisja nic nie wartych kołłątajowskich banknotów ostatecznie pieczętuje los Rzeczypospolitej na równi z suworowowską rzezią Pragi; prze­konuje, że warto oczywiście pamiętać, iż wojskami szturmujący­mi Warszawę w roku 1831 dowodził Iwan Paskiewicz-Erywański, ale dla Polaka niemniej pouczająca może okazać się informa­cja, że kredytu na wydatki wojenne udzielił wówczas Rosjanom James Rothschild z Paryża.

Historia pisana pieniądzem to zatem lektura obowiązkowa pol­skiego polskiego państwowca i wolnościowca. Lektura dotyczą­ca w istocie nie spraw zamkniętych i należących do przeszłości – to doskonały materiał do przemyśleń nad przyszłością narodu i państwa. Zwłaszcza nieskrywany sceptycyzm autora wobec pie­niądza fiducjarnego, przy jednocześnie realistycznym traktowa­niu perspektyw powrotu do standardu złota – to gotowe ćwi­czenie intelektualne, którego nowoczesny patriota nie może sa­memu nie starać się przerobić. Wozinski wykazuje dowodnie, że kondycja skarbu państwa definiowana przez „ściągalność po­datków” nie jest bynajmniej wyznacznikiem pomyślności ogółu Polaków; metodycznie dementuje błędne mniemanie, czy też raczej demaskuje popularny przesąd, o nieodzowności i zbawien­nym wpływie centralnego banku państwowego (dziś NBP); opo­wiada się, ni mniej ni więcej, za wolnym rynkiem usług menni­czych. Wprawdzie najdalej idące wnioski, jakie sam autor wy­snuwa z dokonanego przeglądu tysiąclecia polskiej przedsiębior­czości vs. polskiego fiskalizmu, zdają mi się nadto ryzykowne – a niektóre jeżą mi włosy na głowie, jak np. postulatywna wizja decentralizacji posuniętej aż do dekompozycji terytorialnej pań­stwa – ale pozostaję szczerze wdzięczny za stworzenie tak wy­razistego punktu odniesienia, który pomaga mi ostrzyć własne państwowotwórcze poglądy.

Gdybym więc miał dziś polecić lekturę jednej zgrabnej ksią­żeczki, jako prolegomenów do nauki dziejów ojczystych – byłaby to właśnie Historia pisana pieniądzem Jakuba Wozinskiego. Co też niniejszym czynię – życząc Czytelnikowi, by dożył Polski wol­nej nie tylko od interwencji zewnętrznej, ale i od wewnętrznego ucisku i wyzysku opartego, jak przed wiekami, na monopolistycz­nych praktykach i zmowach kartelowych, do których grandziarze wprzęgają autorytet państwa. Jeśli przyszłe pokolenia zechcą położyć temu kres – będzie to niewątpliwie zasługą także i tej publikacji.

Grzegorz Braun

Wprowadzenie

Niniejsza książka stanowi próbę przedstawienia polskiemu czy­telnikowi historii bankowości centralnej oraz systemu pieniężne­go na ziemiach polskich od samego początku dziejów naszego kraju. Zrozumienie obecnych zjawisk bez tego rysu historyczne­go byłoby bowiem niemożliwe. Ustanowiony za czasów pierw­szych Piastów monopol w dziedzinie produkcji pieniądza trwa nieprzerwanie do dziś. O tym, jak bardzo istotne dla dzisiejszych włodarzy państwa polskiego są piastowskie początki sprawowa­nego przez nich monopolu, najlepiej świadczą podobizny pierw­szych królów Polski, zdobiące najwyższe nominały polskiej wa­luty. Przez wieki władcy Polski, kosztem całego społeczeństwa, czerpali ogromne zyski z produkcji i psucia pieniądza. Okres roz­biorów przeniósł jedynie centra decyzyjne do innych krajów, lecz funkcjonowanie banków centralnych państw zaborczych zasad­niczo nie różniło się co do istoty od schematu, który został wypra­cowany na przestrzeni ponad ośmiu wieków.

Mimo, iż zdecydowana większość Polaków jest dziś przeko­nana o dobroczynnym charakterze istnienia Narodowego Banku Polskiego, zapewne tylko niewielu ma świadomość, że najpraw­dopodobniej powstał on z woli Józefa Stalina. Przydawanie ja­kiejkolwiek mocy decyzyjnej marionetkowemu PKWN byłoby wyrazem daleko posuniętej naiwności. Gdy latem 1944 roku woj­ska sowieckie zajęły wschodnie ziemie polskie, grupka nikomu nieznanych komunistów, podających się za rząd, miała do wyko­nania ściśle określone przez Kreml zadania. Obok setek dekretów m.in. o zmianie konstytucji, kolektywizacji, nacjonalizacji prze­mysłu, jednym z kluczowych rozporządzeń było to, które prze­widywało ustanowienie nowego banku centralnego (mimo, że Londynie działał jeszcze przedwojenny Bank Polski). O znacze­niu, jakie NBP miał dla władzy sowieckiej, świadczy fakt, iż w już sierpniu 1944 roku do Lublina zaczęły przyjeżdżać transporty no­wych banknotów, wydrukowanych w Moskwie.

Odpowiedź na pytanie, dlaczego Stalin zdecydował się na utworzenie marionetkowego państwa polskiego z osobną walutą zamiast wcielenia ziem polskich do ZSRS, pozostawiam samemu czytelnikowi. Ówczesna sytuacja geopolityczna pozwalała mu przecież wybrać drugi z wariantów. Ostatecznie jednak NBP po­wstał i przetrwał aż do 1989 roku, kiedy to komunistyczny rząd Mieczysława Rakowskiego dokonał najbardziej istotnych, jak do­tąd, zmian w zasadach jego funkcjonowania. Mimo, że w Polsce już dawno wyburzono wszystkie pomniki Stalina oraz usunięto większość znaków dawnej epoki, zapomniano o zlikwidowaniu jednego z jego największych „dzieł”. Szkoda, bo NBP to instytu­cja sprawująca równie apodyktyczne rządy, co jej nieformalny założyciel.

Za pierwszy krajowy bank centralny uchodzi Bank Polski w Królestwie Polskim, założony w 1828 roku w Warszawie. W lite­raturze na ten temat bardzo często podkreśla się, że Polska stosun­kowo wcześnie założyła swój bank emisyjny. Ma to rzekomo sta­nowić o sukcesie porównywalnym do Konstytucji 3 Maja. Wpraw­dzie pierwszy nowożytny bank centralny założono w Anglii w 1694 roku, ale pozostałe kraje zachodu uczyniły podobnie w zbliżonym do Polski czasie lub nawet nieco później. Przy kła­dowo, Bank Francji powstał w 1800 roku a Szwajcarski Bank Na­rodowy w 1907 roku.

Aczkolwiek twierdzenie, że wcześniejsze ustanowienie usank­cjonowanego prawnie monopolu na emisję pieniądza świadczy o wyższym stopniu ucywilizowania, jest całkowicie mylne. Bank centralny nie jest instytucją, która wspiera gospodarkę oraz roz­wój społeczny – efekt jego działania jest wręcz odwrotny. Wszyst­kie banki centralne stanowią pasożytniczą narośl na systemie spo­łecznych wymian oraz przyczyniają się do silnych wstrząsów, któ­re nieustannie stwarzają dla ludzkości ogromne zagrożenie. Na poparcie tej tezy przytoczmy fakt, że mnóstwo doskonale prospe­rujących krajów przez wiele lat świetnie radziło sobie bez banku centralnego. W Stanach Zjednoczonych Rezerwa Federalna usta­nowiona została dopiero w 1913 roku, czyli w czasie, kiedy na Manhattanie roiło się już od wieżowców sięgających ponad 200 metrów nad ziemią. Z kolei w Niemczech pierwszy bank central­ny, obejmujący swym zasięgiem terytorium całego kraju, został powołany do życia dopiero w 1935 roku[1] , kiedy to władzę spra­wowali naziści. Upatrywanie w banku centralnym instytucji gwa­rantującej wzrost i stabilność jest zatem mylne chociażby ze wzglę­du na same historyczne fakty.

Każdy kraj ma własne dzieje bankowości oraz systemu mo­netarnego. Te historie to nieustanne pasmo intryg, mających na celu wykorzystanie ustanowionego przez państwo monopolu do celów rozmaitych grup interesów. W przypadku Wielkiej Bryta­nii i USA, historia funta i dolara oraz kontrolujących je banków centralnych stanowi tak naprawdę klucz do zrozumienia dziejów tych państw na przestrzeni ostatnich dwóch wieków. Rynek wy­dawniczy od dłuższego czasu jest zalewany książkami, które po­kazują finansowe tło wszelkiego rodzaju wydarzeń politycznych i społecznych. W przypadku Polski sprawa ma się nieco inaczej. Przede wszystkim dlatego, że nasz kraj nie osiągnął nigdy tak wysokiego poziomu rozwoju gospodarczego, jak inne. Siłą rze­czy skala sektora bankowego oraz finansowego nie była nigdy na tyle duża, aby determinować wszystkie wydarzenia w taki sam sposób, jak w miejscach, w których doszło do bezprecedensowe­go wzrostu gospodarczego. Ponadto Polska od zawsze należała do krajów o wysokich podatkach bezpośrednich oraz sporym za­kresie interwencji państwa w gospodarkę. Fakt ten wpłynął na to, iż pobieranie podatków przy pomocy kontroli obiegu pie­niężnego odbywało się na mniejszą skalę. Niemniej jednak na­wet w Polsce nie brakowało osób, które potrafiły doskonale wykorzystać okazje stwarzane przez państwowy monopol men­niczy oraz bankowy do ogromnych nadużyć. W książce tej po­staram się pokazać najbardziej barwne postacie oraz nową in­terpretację wydarzeń historycznych, które według wielu osób zostały już ostatecznie wyjaśnione. Ponadto, przedstawię, jak po 1989 roku rola sektora bankowego w Polsce zaczęła zyskiwać na znaczeniu, wzorem najbogatszych krajów świata.

Znaczenie systemu bankowego i bezpośrednio z nim powią­zanego systemu pieniężnego rośnie niemal z każdym dniem. Według Banku Rozrachunków Międzynarodowych wszystkie ogólnoświatowe aktywa banków w grudniu 2006 roku były war­te 29 bilionów dolarów, co stanowiło 63% światowego PKB[2] . Więk­szość z nas patrzy na historię świata głównie przez pryzmat wład­ców państw, wojen, demokratycznych wyborów oraz ideologii. Stosunkowo niewiele osób ma świadomość tego, jak wiele wyda­rzeń dzieje się z przyczyn finansowych. Ściślej ujmując, jak wielki wpływ wywiera, stworzony przez państwa świata, system bankowo-pieniężny na prawdziwe motywacje aktorów światowej polityki. Na ogół znamy nazwiska królów, prezydentów oraz ge­nerałów, lecz nawet nie jesteśmy w stanie wskazać, kim byli lu­dzie z sektora bankowego i finansowego, którzy czasami posia­dali znacznie większą od nich władzę. Nie oznacza to oczywiście, że kwestie finansowe są w stanie wyjaśnić wszystkie wydarzenia. Wręcz przeciwnie, na kolejnych stronach książki nie znajdziemy szczegółowego wytłumaczenia „prawdziwych” przyczyn poszcze­gólnych konfliktów, wojen, czy też reform, lecz opis ewolucji sys­temu państwowego monopolu pieniężnego. Wszystkich detali, które miały wpływ na najważniejsze wydarzenia w historii Pol­ski, nie da się wyjaśnić ze względu na brak odpowiednich danych historycznych. Ponadto kwestie finansowe były przez władze ota­czane zawsze sporą tajemnicą ze względu na czerpane przez nie korzyści.

Ostatecznym celem tej pracy jest przekonanie jak najwięk­szej liczby ludzi, że Narodowy Bank Centralny, a ściślej: państwo­wy monopol produkcji pieniądza, jest instytucją szkodliwą, która powinna zostać jak najszybciej rozwiązana. Jego istnienie jest ko­rzystne jedynie o tyle, na ile pozwala na powstrzymanie zgubnej centralizacji władzy w Europie i na świecie. Mimo, że wszelkie narzucone siłą banki centralne są złe, zawsze lepiej jest, gdy ist­nieje ich jak najwięcej, gdyż wymusza to wzajemną konkurencję. W tym względzie korzystniejsze będzie, aby w Europie istniało więcej banków centralnych zamiast jednego obejmującego cały kontynent. Obecność równoważnych mu podmiotów, w natural­ny sposób ogranicza jego szkodliwe działanie.

W tym miejscu chciałbym tylko wyrazić nadzieję, że czytel­nik znajdzie w mojej książce wiele interesujących faktów. Ufam, że pozwoli mu ona lepiej zrozumieć otaczającą nas rzeczywistość, którą beneficjenci obecnego systemu pragną uczynić w naszych oczach bardziej skomplikowaną, niż jest naprawdę.

[1] Do 1935 roku prawo emisyjne posiadały banki Badenii, Bawarii, Sakso­nii i Wirtembergii.

[2] Niall Ferguson, Potęga pieniądza. Finansowa historia świata, Wydawnic­two Literackie, Kraków 2010, s. 64–65.

Rozdział I Nim nasłali Piastowie

Jestem pewien, że niejedna osoba zdziwi się na widok tak zatytu­łowanego pierwszego rozdziału. Ktoś mógłby przecież spytać: co ma wspólnego NBP z czasami tak dawnymi? Nie było przecież wówczas państwa polskiego ani żadnych banków. Wiemy o tych czasach bardzo niewiele. To prawda. Pisane źródła mówią nam o czasach najdawniejszych mało albo prawie nic. W przypadku Polski cała współczesna wiedza o naszych przodkach oparta jest wyłącznie na lakonicznych wypowiedziach arabskich bądź rzym­skich pisarzy, na przekazywanych ustnie podaniach lub na mate­riałach archeologicznych. Nie znaczy to jednak, że nie jesteśmy w stanie powiedzieć o zamierzchłej przeszłości ani słowa.

Książka ta traktuje o pieniądzu, który jest instrumentem zna­nym ludzkości od samego początku dziejów. Pieniądz jest narzę­dziem szczególnego rodzaju, gdyż bardzo ułatwia życie człowie­kowi. Czasami nawet nie wyobrażamy sobie, jak niezmiernie żmudna byłaby ludzka egzystencja, gdyby człowiek nigdy go nie wymyślił. Wyobraźmy sobie Słowian, zamieszkujących na począt­ku pierwszego tysiąclecia polskie puszcze oraz nieliczne wów­czas grody. Każdy z nich miał potrzeby, które występują u wszyst­kich ludzi bez względu na czas i miejsce. Musiał coś zjeść, gdzieś mieszkać, chciał czuć się bezpiecznie. Wyobraźmy sobie ponadto, że w pewnej osadzie zamieszkiwanej przez ludzi trudniących się rozmaitymi zajęciami, z jakiegoś powodu, ustanowiony zostaje zakaz posługiwania się pieniędzmi. Jakie byłyby tego skutki? Ta­kie, mianowicie że ludzie chcący kupić ryby, mogliby to uczynić tylko wtedy, gdyby rybak był zainteresowany tym towarem, któ­ry oni sami oferują, np. oszczepami. Absurd takiej sytuacji ciężko sobie wyobrazić, gdyż trudno jest liczyć na to, iż w momencie wymiany druga strona będzie zainteresowana nabyciem właśnie tego, a nie innego przedmiotu. Dlatego człowiek doszedł do wnio­sku, że zamiast liczyć na to, iż np. bartnik będzie chciał sprzedać miód za akurat dostępny u osoby zainteresowanej miodem pro­dukt, lepiej jest, aby istniał pewien przedmiot będący nośnikiem wartości. Dzięki niemu człowiek uwolnił się od konieczności za­istnienia podwójnej zbieżności potrzeb. To niezwykle rzadkie zja­wisko polega na tym, że obydwie strony wymiany są zaintereso­wane nabyciem właśnie tego przedmiotu, którego druga ze stron chce się akurat pozbyć. Zauważmy, że współcześnie mamy ten komfort, że możemy kupować lub zbywać rzeczy właśnie za pie­niądze i nie musimy się martwić o to, czy istnieje osoba, która np. chciałaby kupić nasz rower, w zamian sprzedając swoje drzwi. Istnienie pieniądza pozwala nam na dokonanie osobnego zakupu drzwi i sprzedaży roweru za pieniądze, które stanowią powszech­nie akceptowany środek wymiany.

Wracając do Słowian, dane historyczne oraz wykopaliska ar­cheologiczne świadczą dobitnie o tym, że jeszcze przed nadejściem Piastów ludność żyjąca na terenie dzisiejszej Polski posługiwała się pieniędzmi. Najpierw jako środek płatniczy służyły kawałki lnianego płótna, zwane „płatami”[3] . Dlatego też we wszystkich krajach północnych Słowian funkcjonuje dziś słowo „płacić”, za­czerpnięte właśnie od nazwy pierwszego pieniądza. Był to zaled­wie drobny pieniądz, gdyż do transakcji o większej wartości uży­wano kruszcu.

Tuż przed nastaniem państwa Mieszka I najbardziej popular­ne były arabskie dirhemy, które trafiały nad Wisłę wraz z kupcami, poszukującymi przede wszystkim niewolników[4] . Żądni srebrnych i złotych monet Słowianie urządzali więc na siebie polowania, a schwytanych jeńców sprzedawali na targach niewolników m.in. w czeskiej Pradze lub niemieckiej Ratyzbonie. Archeolodzy znaleź­li w Wielkopolsce dyby, obroże i łańcuchy, które służyły do trans­portu podbitych plemion w miejsca, gdzie przywódcy plemienni uzyskiwali za nich arabskie dirhemy. Kres temu procederowi przy­niósł dopiero chrzest Polski, który wymógł na Mieszku I zmiany na podległym mu terytorium. Chrześcijańskim władcom zwyczajnie nie wypadało handlować wolnością braci w wierze[5] .

Arabscy kupcy oprócz niewolników poszukiwali także bursz­tynu. A skoro o nim mowa, nie sposób nie wspomnieć o pełnionej przez niego roli pieniądza. Arabowie byli wówczas na znacznie wyższym poziomie rozwoju społecznego i już w I tysiącleciu po narodzinach Chrystusa posługiwali się pieniądzem kruszcowym. Jednakże na porośniętych gęstą puszczą terenach zamieszkiwanych przez Słowian funkcję pieniądza oprócz wspomnianego już lniane­go płótna pełniły różnego rodzaju towary. Takim właśnie pienią­dzem towarowym, czyli prymitywnym narzędziem służącym roz­wiązaniu problemu podwójnej zbieżności potrzeb, były początko­wo futra, skóry, bryły solne, wspomniany już bursztyn albo zboże[6] . Nie ma się temu zresztą co dziwić, skoro w czasie, gdy cywilizacja arabska i bizantyjska szczyciły się ludnymi miastami, po ziemiach zamieszkiwanych przez Polan biegały tury, a największe grody li­czyły kilka tysięcy mieszkańców[7] . Wymiany były więc mniej liczne i rzadsze, co pociągało za sobą niższy stopień zaawansowania pie­niądza. Wiele osad stanowiło samowystarczalne wspólnoty ple­mienne, które korzystanie z dóbr regulowały własnymi zwyczaja­mi. Nie dziwi więc, że pieniądzem w tamtych czasach mógł być bursztyn. Istniał na niego ciągły popyt u zagranicznych kupców, którzy za „złoto Bałtyku” byli zawsze gotowi sprzedać inne towa­ry. Podobnie w przypadku soli – osoba posiadająca jej grudkę mo­gła być pewna, że jej zbycie nie stworzy nigdy zbyt wielkiego pro­blemu. Kupcy z Czech i innych krajów, gdzie minerał ten należał do rzadkości, zawsze byli zainteresowani jej nabyciem. W soli pła­cono później także kary i dziesięciny oraz wyznaczano nadania książęce.

Ten krótki rys historyczny jest dla nas o tyle istotny, że poka­zuje wyraźnie, iż pieniądz jest spontanicznym dziełem rynku. Nikt przecież nie zadekretował, że do wymiany wykorzystywać moż­na tylko bursztyn albo grudkę soli. Prasłowianie oraz ludy pol­skie doszły do tego w sposób naturalny. Czasy, w których władca orzekał, że w obliczu prawa jako pieniądz może służyć tylko i wyłącznie bita przez niego moneta, jeszcze nie nadeszły. Nim lokalni wodzowie plemion podbili okoliczne ludy, tworząc w ten sposób pierwsze księstwa, ludność słowiańska zachowywała swo­bodę w wyborze środka płatniczego.

Z biegiem czasu okazało się, że najlepszym rodzajem pienią­dza są kamienie szlachetne. Na Śląsku i w Małopolsce od wielu wieków pozyskiwano rozmaite surowce. W Olkuszu i Bytomiu wydobywano srebro, na Śląsku złoto, a pod Kielcami miedź. Dzięki tym, a także zagranicznym źródłom kamieni szlachetnych, w obie­gu pojawiły się ich grudki, a potem bite monety. Sukces złota, srebra i miedzi polegał przede wszystkim na tym, że były one o wiele bardziej trwałe niż np. sól, która dawała się zwyczajnie rozpuścić. Poddane obróbce termicznej kamienie można było łatwo podzielić na jednostki o równej wadze i objętości, zachowując jed­nocześnie ich właściwości fizyczne. Były małe i ich przenoszenie nie stanowiło zbyt dużego problemu, jak chociażby transport zbo­ża, które również pełniło przez pewien czas rolę pieniądza. Wszyst­kie te właściwości wpłynęły na to, iż za najlepszy rodzaj pienią­dza zaczęto powszechnie uważać złoto, srebro lub miedź.

Różnica między Polską a wieloma innymi krajami jest jednak taka, że od samego początku jej dziejów rolę wytwórcy pieniądza przywłaszczył sobie sprawujący centralną władzę książę (a po­tem król). Charakter państwa Polan sprawiał, że władca sprawo­wał despotyczne rządy, które pozwalały mu na kontrolowanie niemal każdej dziedziny życia, w tym produkcji pieniądza. O tym, jak bardzo opłakane przyniosło to skutki oraz na jak długo opóź­niło rozwój polskiej gospodarki, opowiada już kolejny rozdział.

[3] Stefan Bratkowski, Nieco inna historia cywilizacji. Dzieje banków, bankie­rów i obrotu pieniężnego, Veda, Warszawa 2010, s. 75.

[4] Henryk Cywiński, Dziesięć wieków pieniądza polskiego, Ludowa Spółdziel­nia Wydawnicza, Warszawa 1987, s. 5.

[5] S. Bratkowski, op. cit., s. 75

[6] Ibidem.

[7] Paweł Jasienica, Polska Piastów, PIW, Warszawa 1960, s. 142.

Rozdział IIZa króla Piasta

Jak powszechnie wiadomo, polityczna historia Polski zaczyna się wraz z rodem Piastów, który zjednoczył ludy zamieszkujące do­rzecze Wisły i Odry. Oficjalna wersja historii wykładana w szkol­nych podręcznikach głosi, że było to zjednoczenie, lecz w rzeczy­wistości najprawdopodobniej był to zwyczajny podbój[8] .

Ówczesne społeczeństwa oparte były na strukturze plemien­nej, której przewodził senior rodu. Był on nazywany księciem i przewodził całemu plemieniu w czasie wyprawy wojennej. Współczesność chce najczęściej widzieć książąt jako dzielnych i niestrudzonych bojowników o wolność ojczyzny, którzy wpraw­dzie mieli swoje przywary, wynikające z charakteru tamtych cza­sów, lecz w ostatecznym rozrachunku należy ich uznać za protagonistów. Jednakże gruntowne i rzetelne zbadanie tamtych cza­sów pod kątem struktury prawnej i ekonomicznej każe nam przy­jąć zgoła odmienne wnioski.

Wzorując się na zawiązanych niewiele wcześniej strukturach państwowych m.in. Czech, Piastowie postanowili zamanifestować swoją władzę produkcją własnego pieniądza. W 980 roku wyemi­towano pierwszą polską monetę państwową – był to srebrny de­nar[10] . Za czasów Mieszka I powstało ich zaledwie 15 tys. (ich łączna waga wynosiła zaledwie 22 kg srebra), co świadczy niewątpliwie o tym, jak skromnych rozmiarów była ówczesna gospodarka. Rzecz jasna, można było ich wybić znacznie więcej, lecz nie po­zwalała na to ówczesna struktura polityczna. Książę stojący na czele Polan sprawował bowiem władzę absolutną. Bardziej niż wykształconego monarchę, przypominał dzikusa, którego naj­większą pasją były wojny i gwałty.

Zachodniosłowiański książę był zarządcą całego szeregu mo­nopoli. Przede wszystkim wedle ówczesnego prawa jego własno­ścią była cała podległa mu ziemia. Oznaczało to, że na terenie swe­go kraju mógł on dowolnie pozwalać lub zabraniać osiedlania się. Z tego podstawowego przywileju wynikała cała reszta – były to tak zwane regalia. Do najważniejszych z nich należały: regale łowiec­kie – czyli wyłączny przywilej polowania przez księcia na grubą zwierzynę; regale górnicze – czyli monopol na prowadzenie kopalń srebra, złota, soli, miedzi, czy ołowiu; regale rybołówstwa – czyli monopol władcy na połowy wielkimi sieciami – reszta osób mo­gła łowić jedynie na mniejszą skalę; regale grodowe – czyli mono­pol budowy grodów; regale młynne – czyli monopol na budowę młynów na rzekach, które również należały do monarchy (regale wodne); regale targowe – czyli monopol na prowadzenie miejsc tar­gowych; czy wreszcie najbardziej nas interesujące regale mennicze.

Do niezwykle istotnych przywilejów księcia należał także tzw. powóz, czyli obowiązek dostarczania dla niego przez ludność ca­łego kraju koni i wozów, a także podwód, czyli identyczny obo­wiązek wobec licznych urzędników. Książę zawiadywał także wszystkimi sądami oraz pobierał liczne daniny (np. podymne, poradlne, daninę opolną)[11] . Silny w późniejszych wiekach Kościół, w państwach pierwszych Piastów, był poddany ścisłej kontroli władcy. To władca zachowywał dla siebie prawo mianowania dostojników kościelnych, a reguły religii chrześcijańskiej trakto­wał z dużym przymrużeniem oka. Świadczy o tym chociażby fakt posiadania nieślubnych dzieci czy też jawnie utrzymywanych metres...

W większości podręczników historii rzadko wspomina się tak­że o znaczeniu, jakie w państwie Piastów mieli jeńcy. Według nie­których źródeł w roku 1028 syn pierwszego władcy Polski, Miesz­ko II, przywiózł z Niemiec i terenów zamieszkałych przez Połabian około 10 tys. jeńców[12] . Inni władcy także nie próżnowali w swych polowaniach na niewolników, gdyż wszyscy pojmani stawali się ich własnością. Przed przyjęciem chrześcijaństwa książę sprzeda­wał ich żydowskim kupcom z krajów arabskich, lecz później pa­piestwo wywierało coraz większe naciski, aby skończyć z tym pro­cederem. Jeńcy po przetransportowaniu ich do kraju stawali się tzw. narocznikami, czyli przymusowymi pracownikami, mieszkającymi w osadach odpowiedzialnych za dostarczanie księciu odpowied­nich dóbr. Rozmaite naroki specjalizowały się np. w produkcji gli­nianych naczyń lub w rybołówstwie. W miastach Polski niektóre dzielnice lub miejscowości podmiejskie do dziś noszą nazwę na­wiązującą do osad służebnych z tamtego okresu (np. Winogrady, Łagiewniki, Winiary itd.). W latach 30. XI stulecia doszło nawet do powszechnego buntu naroczników, który przyczynił się do spore­go zamieszania w całym kraju zwanego dziś reakcją pogańską. W państwie niszczono miejsca kultu nowej religii, co nie budzi zdzi­wienia, jeśli weźmiemy pod uwagę to, jak bardzo niechrześcijań­skie było niewolnictwo. Chrystianizacja kraju Polan odbywała się z inicjatywy władców, dlatego sprowadzona przez nich nowa religia stanowiła dla wielu osób symbol ucisku.

Posiadając tak ogromną władzę, król z czasów piastowskich czuł się praktycznie bezkarny. Wyprawy książęce były zazwyczaj okazją do gwałtów lub rozwiązłości seksualnej. Wśród władców, którzy słynęli ze swej niepoprawności w tej dziedzinie byli m.in. Bolesław Śmiały oraz Władysław Łokietek[13] . Gdy ojciec Klary – Felicjan, do­wiedział się o tym, chciał ukarać Kazimierza. Ten jednak szybko ulotnił się z Węgier, więc zrozpaczony ojciec rzucił się z mieczem na króla i królową tego kraju. Król został raniony w ramię, a kró­lowa straciła cztery palce. W odwecie zamachowiec został zabity, a jego najbliższą rodzinę wraz z córką zamęczono. Wszystkich męskich potomków rodu do trzeciego pokolenia ścięto, dalszych krewnych oddano w niewolę, a powinowatych wygnano z kraju.

Przykładów świadczących o sporym zakresie władzy ksią­żąt i królów piastowskich można byłoby przytoczyć znacznie więcej, lecz nie taki jest cel niniejszego wywodu. Opis ogrom­nych przywilejów władcy posłużył jedynie do ukazania instytu­cjonalnego tła państwowego monopolu bicia monety. Gdyby nie wszystkie pozostałe przywileje i monopole przynależne księciu, produkcja pieniędzy tylko przez jeden podmiot w kraju byłaby niemożliwa.