35,00 zł
o. Hardy Schilgen – On i ty
Chwała Jezusowi i Maryi Przenajświętszej!
W ważnej, a nawet bardzo ważnej sprawie mamy z sobą do pomówienia. Niezmiernie wiele zależy od tego, w jaki sposób ją rozwiążemy, bo tylko dobre, właściwe rozwiązanie przyniesie Ci zadowolenie i miłe uczucie, że postąpiłaś dobrze; tylko ono będzie podstawą bezpiecznego szczęścia. Rozwiązanie zaś błędne obciążyłoby Twoje sumienie i pociągnęłoby za sobą najfatalniejsze skutki zarówno dla Ciebie, jak i dla niezliczonej liczby istot z Tobą związanych.
Jest to przy tym zagadnienie, które niechybnie spotkasz na swej drodze, ominąć go nie możesz. Prędzej czy później będziesz zmuszona jakieś stanowisko względem niego zająć – ważne więc jest, byś się zastanowiła w spokojnej chwili, jak je rozwiązać, a nie zostawiała decyzji na los szczęścia, ulegając chwilowej emocji.
Chciałbym Ci służyć za przewodnika(…). Wierz mi, proszę, że jeśli niekiedy muszę coś zganić lub potępić, to tylko dlatego, by obronić Twą prawdziwą kobiecość przed tym, co niemądre i niezdrowe. Ciebie samą chciałbym podnieść, chciałbym Cię natchnąć ukochaniem szlachetnego kobiecego wdzięku. Proszę więc gorąco Boga, by Ci najhojniej błogosławił.
IMPRIMI POTEST
Varsoviae, die 12 Mai 1948, Edm. Elfer SI, Praepositus Prov. Poloniae Maioris et Mazoviae
NIHIL OBSTAT
St. Wawryn S.I., censor
IMPRIMATUR NR 3150
Varsoviae, die 30 Junii 1948 anni, Vicarius Generalis Episcopus Auxiliaris Varsaviensis ks. W. Majewski
Tekst wg trzeciego wydania nakładem Wydawnictwa Księży Jezuitów, Warszawa 1948. Dokonano niezbędnych korekt w zakresie ortografii, pisowni łącznej i rozłącznej, pisowni małą i wielką literą. Nieliczne wyrazy, obecnie nieużywane, uwspółcześniono.
KSIĄŻKA:
Oprawa miękka – miła w dotyku dzięki okładzinie soft – touch
Wydanie I
Format 11,5 x 18 cm
Liczba stron – 262
ISBN 978-83-67415-40-8
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 243
o. Hardy Schilgen TJ
ON I TY
młodej kobiecie ku rozwadze
„NA JEJ GŁOWIE”
WYDAWNICTWO ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO
2022
Redakcja: zespół „naJejgłowie”
IMPRIMI POTEST
Varsoviae, die 12 Mai 1948
Edm. Elfer SIPraepositus Prov. Poloniae Maioris et Mazoviae
NIHIL OBSTAT
St. Wawryn S.I.,censor
IMPRIMATUR NR 3150
Varsoviae, die 30 Junii 1948 anni
Vicarius Generalis Episcopus Auxiliaris Varsaviensis
ks. W. Majewski
Tekst wg trzeciego wydania nakładem Wydawnictwa Księży Jezuitów, Warszawa 1948.
Dokonano niezbędnych korekt w zakresie ortografii, pisowni łącznej i rozłącznej, pisowni małą i wielką literą. Nieliczne wyrazy, obecnie nieużywane, uwspółcześniono.
Wydanie I
ISBN 978-83-8366-092-9
Wydawnictwo Życia Wewnętrznego
Kielnarowa 224c, 36-020 Tyczyn
tel.: +48 501 202 186
e-mail: [email protected]
www.naJejglowie.pl
SPIS TREŚCI
KOBIECIE WCHODZĄCEJ W DOROSŁE ŻYCIE SŁÓW KILKA
RZUT OKA NA PLANY OPATRZNOŚCI BOŻEJ
NIE WOLNO!
NIEŁATWA ROLA KOBIETY
SZCZEBEL PO SZCZEBLU
Pragnienie podobania się
Marzycielstwo
Zwodzenie i bałamucenie innych i siebie
Flirt
Przyjaźnie?
Grzeszne obcowanie
Przygodne stosunki płciowe
NIEROZWIĄZYWALNA ZAGADKA
Lektura, teatr, kino
Strój i moda
Taniec
Sport
ANIOŁ CZY UWODZICIELKA
TOWARZYSZ ŻYCIA
DZIEWICTWO
TWÓJ WZÓR
CO TY NA TO?
DODATEK
Samo chronienie dziewcząt dziś nie wystarczy i nie zda się na wiele. Dziś trzeba dziewczęta nasze wewnętrznie uzbroić, by pewnym, zdecydowanym krokiem szły swoją drogą, nie zatracając w sobie tego, co najlepsze
(H. Klens)
W ważnej, a nawet bardzo ważnej sprawie mamy z sobą do pomówienia. Niezmiernie wiele zależy od tego, w jaki sposób ją rozwiążemy, bo tylko dobre, właściwe rozwiązanie przyniesie Ci zadowolenie i miłe uczucie, że postąpiłaś dobrze; tylko ono będzie podstawą bezpiecznego szczęścia. Rozwiązanie zaś błędne obciążyłoby Twoje sumienie i pociągnęłoby za sobą najfatalniejsze skutki zarówno dla Ciebie, jak i dla niezliczonej liczby istot z Tobą związanych.
Jest to przy tym zagadnienie, które niechybnie spotkasz na swej drodze, ominąć go nie możesz. Prędzej czy później będziesz zmuszona jakieś stanowisko względem niego zająć – ważne więc jest, byś się zastanowiła w spokojnej chwili, jak je rozwiązać, a nie zostawiała decyzji na los szczęścia, ulegając chwilowej emocji.
Uprzedzam Cię, że sprawa ta łatwa nie jest. Rozliczne wpływy sprowadzają młodych na manowce, gdzie czeka ich zguba. Zmysłowa przyjemność wabi ich w otchłań – tak jak robią to kwiaty rosnące na trzęsawiskach; kto chce je zerwać, utonie w błocie.
Lekkomyślna i niedoświadczona młodzież najczęściej przeocza straszne skutki, które nieopatrzny krok może sprowadzić – i tak często istotnie sprowadza. Nieraz dopiero wtedy orientuje się, że zmyliła drogę, gdy drogę do szczęścia zagradzają jej smutne ruiny zmarnowanego życia. Zamiast spodziewanej radości spotkała ją gorzka dola, zamiast szczęścia – wewnętrzna udręka.
Chciałbym Ci służyć za przewodnika, by Cię zachować od nieszczęścia i poniżenia. Ale wcale nie chcę, byś mnie słuchała na ślepo – chcę, byś poznała sama i sama wyczuła, czego domaga się poczucie godności osobistej i zadanie wyznaczone Ci przez Boga.
Czytaj tę książkę sama przed Bogiem i własnym sumieniem, zastanawiając się, co jest Twoim obowiązkiem. Gdyby któryś ustęp wywołał w Tobie sprzeciw i wzburzenie, zwróć uwagę, czy to właśnie nie jest znak, że trafiłaś na coś, co Twojej niższej naturze nie dogadza i czy jednocześnie Twojemu głębszemu, lepszemu „ja” to nie odpowiada. Lekkomyślne odrzucanie rady tylko dlatego, że Ci ona nie odpowiada, nie byłoby dobre ani rozumne.
Z drugiej jednak strony ów sprzeciw wewnętrzny mógłby też być wynikiem nieporozumienia. Młode dziewczęta sądzą często pod wpływem wrażenia lub uczucia – i stąd jakieś zdanie czy wyrażenie może je razić, bo biorą je w oderwaniu od całokształtu myśli. Musisz więc pamiętać, by nie chwytać się słów, lecz spokojnie rozważyć każdy ustęp, starając się wejść w myśl piszącego. Inaczej mógłby Ci ktoś później wykazać, że wyczytałaś w książce to, czego tam nie było.
Wierz mi, proszę, że jeśli niekiedy muszę coś zganić lub potępić, to tylko dlatego, by obronić Twą prawdziwą kobiecość przed tym, co niemądre i niezdrowe. Ciebie samą chciałbym podnieść, chciałbym Cię natchnąć ukochaniem szlachetnego kobiecego wdzięku. Proszę więc gorąco Boga, by Ci najhojniej błogosławił.
Widzimy w całym wszechświecie, że Bóg nie wkracza bezpośrednim działaniem swoim tam, gdzie może osiągnąć swój zamiar za pośrednictwem stworzenia. Świat to arcydzieło niezmiernej mądrości, w którym raz nadane siły i uzdolnienia wciąż się odnawiają i działają w dalszym ciągu same z siebie.
Człowiek zajmuje we wszechświecie zupełnie odrębne stanowisko. Jest wolny. Wszystkie inne stworzenia z konieczności idą po swych drogach mocą wewnętrznego, włożonego w nie prawa, tak że zamierzenia Boże co do siebie zawsze spełniają same przez się. Człowiek przeciwnie: sam rozstrzyga, czy za prawem Bożym pójdzie, czy nie.
Mimo owej wolności ludzkiej zabezpieczył jednak Bóg spełnienie swych zamierzeń. Włożył On mianowicie w człowieka popędy, które z takim naciskiem na niego działają, i postawił go wobec ponęt tak silnie pociągających z zewnątrz, że naporowi temu z jednej, a ponętom z drugiej strony ogół ludzi faktycznie oprzeć się nie zdoła. Jednocześnie Bóg surowo zabronił wszelkiego w tym zakresie nadużycia i sprawił, że okropne skutki pewnych wykroczeń mogą i powinny od złego bronić.
Jak nas uczy najstarsza księga dziejów ludzkości, stworzył Bóg na początku dwoje ludzi, pierwszych naszych rodziców. Z nich miał się zrodzić cały rodzaj ludzki. Dlatego włożył Bóg w naturę ludzką zdolność przekazywania życia nowym istotom. Cudownym dziełem mądrości Bożej jest to, że zarówno człowiek, jak i inne żyjące stworzenia nic przez rodzenie nie tracą, lecz w normalnych warunkach przekazują zrodzonym ze siebie dzieciom całkowitą swą istotę.
Jednakowoż te zamiary Boże wtedy tylko ziścić się mogą, gdy człowiek zechce zrobić użytek z danych sobie zdolności. Pewnie, że radości życia rodzicielskiego są bardzo wielkie, lecz niesie ono ze sobą również wiele ciężarów i trosk, wiele trudów i cierpień. Mogłyby one wielu odstraszyć od małżeństwa i nawet grozić niebezpieczeństwem wymarcia rodu ludzkiego. Trzeba więc było zabezpieczyć spełnienie Bożego planu, trzeba było sprawić, by większość ludzi zdecydowała się na małżeństwo. I tu znów podziwiać trzeba mądrość Bożą, która urządziła wszystko tak, że osiągając zamiary swoje, otwiera jednocześnie człowiekowi w ich spełnianiu źródło czystego ziemskiego szczęścia.
Bóg uzdolnił odmiennie kobietę i mężczyznę. Cała ich natura, charakter, umysłowość tak się między sobą różnią, że mógłby ktoś sądzić, iż mają odmienne dusze. Tak wszakże nie jest, nie masz dusz żeńskich czy męskich, jest jedna tylko dusza – człowiecza. Odmienność natur ma swe źródło jedynie w innym złożeniu ciała, tak że ta sama dusza, stworzona i wlana przez Boga w zaczątek człowieka, zaczyna myśleć i czuć inaczej – według tego, czy rozwija się w męskim, czy żeńskim ciele. W organach rozrodczych mianowicie, właściwych jednej i drugiej płci, wytwarzają się hormony, które drogą wewnętrznego wydzielania się przedostają się do krwi, powodując odmienne skłonności i uzdolnienia, odmienne dążenia i potrzeby.
W ostatnich czasach oddawano się szczegółowym badaniom nad uzdolnieniami kobiet i mężczyzn. Najłatwiej było te studia przeprowadzić na uczącej się męskiej i żeńskiej młodzieży. Przygotowania bowiem do nauki tudzież wykłady były dla obu stron jednakowe. Wszędzie stwierdzono, że studentki znacznie przewyższają studentów gorliwością i pilnością zarówno w nauce, jak i w uczęszczaniu na wykłady. Przyznawano im również niejednokrotnie większą pojętność i większy zmysł spostrzegawczy. Przeciętne nawet wyniki egzaminów były lepsze. Poza tym jednak rezultaty badań okazały się korzystniejsze dla studentów. Najjaśniej uwydatnia się to w odpowiedziach na ankietę rozesłaną po uniwersytetach holenderskich, tym bardziej że pokrywają się one ze spostrzeżeniami czynionymi gdzie indziej. Postawiono tam szereg pytań, na które rozciągały się badania. Te tylko odpowiedzi uwzględniono, w których sąd kobiet i mężczyzn był z sobą zgodny. Pytania zaś owe miały za przedmiot:
W powyższej tabeli cyfry pierwszego rzędu oznaczają, w ilu wypadkach dane wypadły na korzyść mężczyzn, cyfry rzędu drugiego – w ilu wypadkach na korzyść kobiet, cyfry trzeciego zaznaczają, w ilu wypadkach wyniki dla obu stron były równe.
Widzimy więc, że – mimo znacznie większej pilności – studentki nie dotrzymują kroku studentom, o ile chodzi o abstrakcyjne, logiczne zdolności, o rozumowanie niezależne od pierwiastka uczuciowego. To odrębne usposobienie sprawia, że zwykle kobieta nie czuje się swojsko w świecie teoretycznej nauki. Musimy również stwierdzić fakt, że w szeregach wielkich mistrzów z dziedziny muzyki, malarstwa, plastyki, dramatu znajdujemy samych prawie mężczyzn. Choć jako siły odtwórcze nieraz kobiety wykazały duże zdolności, wybitnej twórczej działalności dotąd nie dały dowodu1.
Szczegółowe przedstawienie odrębnych uzdolnień mężczyzn i kobiet przekraczałoby ramy niniejszej książki. Odbijają się one jednak na całej istocie, dążnościach i sposobie życia obu płci. Wskazałem tu jedynie pokrótce na zasadnicze różnice jako źródło wszelkich dalszych odrębności. Bóg, dając każdej płci odmienne zadanie, obdarzył je potrzebnymi do tego odrębnymi uzdolnieniami.
Zadanie życiowe mężczyzny wzywa go do działalności na zewnątrz, nęci go do odkrywania w przyrodzie nowych sił, podbijania ich sobie, do robienia wynalazków, do pracy organizacyjnej i twórczej. Potrzebny mu do tego trzeźwy, roztropny, bystry umysł, który wytrwale i niezmożenie dąży do celu, który nie lęka się trudności, lecz przeciwnie: znajduje w nich podnietę. Dzieło jego jest mu wszystkim, jest więc w stanie poświęcić się mu bez zastrzeżeń.
Inne zgoła zadanie wyznaczył Stwórca kobiecie. Przeznaczeniem jej jest macierzyństwo. Przykuwa ją ono do domu, a konsekwentnie nakłania, żeby się podjęła również wszelkich starań o dom, by go uczyniła miłym i pociągającym dla męża i dzieci. Obowiązki te wymagają innych uzdolnień niż działalność mężczyzny, toteż zdumiewające jest, jak cudownymi przymiotami obdarował Bóg serce niewieście. Streszczają się one wszystkie w słowie – macierzyństwo. Ta ofiarność serca, wyrzeczenie się, zdolność poświęcenia, nieziemskie prawie cierpliwość i dobroć, pobłażliwość dla drugich, pieczołowitość o najmniejsze drobiazgi; głębokie uczucie i przeżywanie wszystkiego, co serce męża lub dzieci uciska, złączone z pragnieniem ulżenia im, pocieszenia, sprawienia radości i uleczenia – są to wszystko przymioty serca, w których tkwi bogactwo i siła kobiety.
Nigdy nie czuje się ona tak zadowolona jak wtedy, gdy je w pełni rozwinąć może. W każdą sprawę chce i musi włożyć całe serce, a że we wszystkim ma ono coś do powiedzenia, w rozsądzaniu spraw nie bierze pod uwagę jedynie rozumu, lecz słucha i serca, a nieraz rozstrzyga sprawę samym czuciem. W niezliczonych okolicznościach życia jej sąd może być bardzo cenny jako dopełnienie, a nawet sprostowanie sądu męskiego, który patrzy często na rzeczy w świetle li tylko rozumu.
Lecz zrozumiałe jest również wobec tego, dlaczego w zagadnieniach czysto naukowych, w których tylko sąd rozumu rozstrzyga, kobieta nie dorównuje mężczyźnie. Tym też się to tłumaczy, że spokojny tok jej rozumowania łatwo ulega zakłóceniu, gdy coś poruszy jej uczuciem. Dlatego wreszcie okazuje małe zainteresowanie dla teoretycznych roztrząsań, dla trzeźwej logiki i idei niezabarwionych uczuciem, jeśli nie mają związku z praktycznym życiem lub nie przynoszą uchwytnej korzyści. Tego rodzaju zajęcia, odpowiadające raczej usposobieniu i zadaniom mężczyzny, nie pociągają kobiety, gdyż nie budzą w jej sercu oddźwięku.
Jeżeli zaś jeszcze głębiej wnikniemy w zadania kobiety, to ukaże się nam jej przeznaczenie w najpełniejszym swym wyrazie, tj. w macierzyństwie: jako cierpienie, trudzenie się i troszczenie o innych. Ale to właśnie jest miłość. Bo „czyż miłość nie żyje cierpieniem, a życie miłością?”, zapytuje Chamisso.
Czymże byłoby życie bez macierzyństwa? Każde ludzkie życie zawiera w sobie tyle niedoli, tyle bólu, tyle nędz, rozczarowań i braków, tyle goryczy! Często ciosy spadają na człowieka jeden za drugim, a walka o byt jest okrutna i bezwzględna! Rozliczne klęski tak nieraz gnębią ludzkość, że dla wielu byłyby nie do zniesienia, gdyby przy cierpiących nie stało wielkie serce kobiece, które umie dźwignąć i natchnąć odwagą, pocieszyć, ułagodzić, ukoić z zapomnieniem o sobie. A nadto obdarzył Bóg kobietę tzw. intuicją, tj. szczególnym sposobem poznawania. Wyczuwa ona prawdę niemalże nieświadomie, nie zdając sobie sprawy z racji – daleko szybciej niż mężczyzna obejmuje ją i przenika. Mężczyzna żyje często w świecie pojęć, który sam sobie wytworzył, ona zaś stoi zwykle całkowicie na gruncie rzeczywistego życia. Właściwe jej jest niezmiernie czułe, a pewne poczucie wewnętrzne, które Goethe wyraził w słowach:
Chcesz się dowiedzieć, co przystoi,
Pytaj o to zacnej kobiety.
Owo odmienne uzdolnienie kobiety i mężczyzny jest niezmiernie mądrym zrządzeniem Stwórcy. W ten sposób mogą się wzajemnie uzupełniać, jedno drugiemu jest potrzebne, każde bowiem przedstawia coś, czego drugiemu brakuje, za czym drugie tęskni. Kobieta ma być towarzyszką, pomocą mężowi. Gdyby oboje posiadali te same właściwości, cechy i zdolności, brakłoby im owej jednoczącej spójni. Przeciwstawialiby się raczej sobie, staliby się współzawodnikami, a współzawodnictwo oznacza walkę. Walka taka jest wprawdzie warunkiem postępu, gdyż pobudza współzawodników do coraz nowych wysiłków, lecz życie w małżeństwie to nie współzawodnictwo, tylko wspólnota, oparta na wzajemnym uzupełnianiu się2.
Nawet jeśli dziewczyna nie zechce, czy też w ogóle nie będzie mogła wyjść za mąż, to we własnym zakresie dokonać może rzeczy wielkich, w których mężczyzna jej nie dorówna. O ile zaś zechce wystąpić jako jego współzawodniczka na polu jego pracy, zostanie zapewne pokonana. Jako pomoc i jako doradca mężczyzny może z korzyścią działać, lecz w rywalizacji ulega zazwyczaj spokojnemu zastosowaniu męskiego rozumu. Bywają zapewne wyjątkowe kobiety o uzdolnieniu raczej męskim – te zwykle małżeństwem gardzą – ale i one, jak każdy zresztą wyjątek, potwierdzają tylko regułę.
Mężczyzna więc z rozporządzenia Bożego, zgodnie z przymiotami i uzdolnieniami swymi, przeznaczony jest na głowę rodziny. Bóg to z naciskiem oznajmia: Pod mocą będziesz mężową, a on będzie nad Tobą panował (Rdz 3, 16). Żadna emancypacja kobiet tu nie pomoże! Nawet Anioł, wzywając Świętą Rodzinę do ucieczki, zwracał się dwukrotnie do Józefa, nie do Matki Najświętszej. Należy jednak zaznaczyć wyraźnie, że władza mężczyzny nie jest jednoznaczna z tyraństwem. Gdy św. Paweł powtarza kobiecie: Niewiasta poddana niech będzie mężowi, dodaje za każdym razem: Mężowie, miłujcie żony wasze (Ef 5, 25-30). Władza mężczyzny ma się opierać na miłości, ale kobieta obowiązana jest słuchać męża nawet wbrew swoim zapatrywaniom, o ile wola jego nie staje w sprzeczności z prawem Bożym. Prawdziwa kobieta czuje się wtedy dopiero zupełnie szczęśliwa, gdy może ukochanemu przez siebie mężowi, okazującemu jej szacunek i pełne delikatności względy, poddać się z całym zaufaniem i podporządkować, panując jednocześnie nad nim swoją miłością.
Odnośnie do ruchu emancypacyjnego kobiet słuszną robi uwagę dr Hoffmann: „Nieuniknionym, lecz nieszczęśliwym przejawem ruchu emancypacyjnego jest to, że przewodniczące mu kobiety, myśląc bardziej po męsku, nadają ruchowi kobiecemu taki kierunek, któremu zakres działania kobiety musi się wydawać nieznośnym ograniczeniem. Czyż jednak ród ludzki nie doszedłby do zwyrodnienia, gdyby kobieta zatraciła naturalny duchowy pociąg do rodziny i dziecka? Zmieniać naturę, hodować zwyrodniałości nie może być zadaniem zdrowego wychowania ni zdrowej kultury”.
Trudno wyrazić, jak dobroczynne i uszczęśliwiające może być owo wyrównanie w małżeństwie męskich i kobiecych właściwości i cech. Łatwiej to przeżyć i odczuć niż słowami określić. Mężczyzna odczuwa potrzebę wywnętrzania się z tego, co mu się przydarza, co go porusza czy przygnębia – tęskni on za serdecznym zrozumieniem, za uznaniem jego prac i usiłowań, za współczuciem i zachętą. Wracając w domowe zacisze po twardej pracy, po walce i burzach życiowych, potrzebuje beztroskiego, swobodnego wytchnienia i rozmowy, w której mógłby być sobą bez ukrywania swych błędów i niedostatków. W przyjacielu widzi on nieraz tylko zazdrosnego współzawodnika w ciężkiej walce o chleb powszedni. Otóż kobieta, towarzyszka życia, uczuciem, łagodnością i rozsądkiem uspokoi go, doda mu odwagi, zwróci uwagę na popełnione błędy, ustrzeże przed porywczym krokiem.
Zdumiewający jest kojący, dobroczynny wpływ mądrej, szlachetnej kobiety na mężczyznę. Każdą ideę, którą on z nią podzieli, potrafi kobieta ująć sercem, by uszlachetnioną zwrócić mężowi. Zdawałoby się, że pojęcia czysto męskie, dotyczące spraw ogólnoludzkich (nie mówimy tu o naukowych zagadnieniach), wtedy dopiero dla społeczeństwa nabierają pełnej wartości, gdy się w umysłowości kobiecej zanurzą.
Bardzo subtelnie wypowiada się o tym wzajemnym wpływie męskiej i kobiecej duszy pewna młoda czytelniczka jednego z gospodarczych czasopism. Wyznaje ona z góry: „Pisanie nie leży w moim usposobieniu, niechętnie się więc do niego zabieram”. Potem jednak mówi, co następuje:
Kobieta jako członek społeczeństwa jest równie zainteresowana sprawami gospodarczymi i politycznymi jak mężczyzna, choć przeważnie do rozwiązania ich nie dąży bezpośrednio, ale za pośrednictwem mężczyzny. (Co do mnie uważam za konieczność, by kobieta w tych sprawach brała udział, gdyż gospodarcze nasze życie odczuwa ujemnie jednostronną przewagę męskiego wpływu. Kobieta jednak nie powinna chcieć zastąpić mężczyzny w jego działalności, ale raczej spróbować dołożyć do niej współpracę kobiecie odpowiednią).
Zapytają mnie zapewne, dlaczego w takim razie kobieta nie przejawia na zewnątrz swego w tej sprawie zainteresowania. Na pytanie to rada bym odpowiedzieć tak, jak mi się ta rzecz przedstawia: …przyczynę tych utyskiwań (że kobiety tu „wcale nie znać”, że się nie wypowiada) widzę nie w jej postępowaniu, ale w sposobie jej sądzenia. Ludzie w żądaniach swoich przykładają stale do kobiety męską, a nie kobiecą miarę. Błądzą w ten sposób nie tylko mężczyźni, ale i kobiety. My również mierzymy tą miarą wyniki naszej pracy – i rozczarowanie nas ogarnia, że nie są równe męskim.
Ja zaś powiem: dzięki Bogu, że równe nie są! Bóg przecież, stwarzając człowieka na obraz i podobieństwo swoje, stworzył dwoje ludzi, mężczyznę i kobietę. Dopiero ze współdziałania obu tych rodzajów, w swobodnej ich różnorodności, powstaje obraz pełności Bożej… Zdaje mi się, żeśmy nie stworzyli jeszcze platformy, która by dawała kobiecie możliwość działania zgodnie z jej naturą. A właśnie ci spomiędzy mężczyzn, którzy chcą kobiecie zostawić miejsce do swobodnego rozwoju, zbyt często zestawiają i porównują jej działalność z działalnością męską – mierząc ją tą samą miarą. Wartości tych nie da się wcale porównać – pochodzą bowiem od zupełnie odmiennych indywidualności i są dziełem odmiennych sił… Musimy się jedni drugim przyglądać, jedni drugim przysłuchiwać – jak istotom obcym, które mają sobie wzajemnie coś nowego do powiedzenia. Ustanie wtedy tak nieraz męczący gorączkowy wysiłek dziewcząt, by życie swe i sposób myślenia kształtować na modłę męską, a może z drugiej strony i mężczyzna odkryje, że kobieta jednak coś działa, tylko że jemu dotąd brakowało zmysłu do ocenienia i spostrzeżenia tego.
Jak wszędzie w życiu, tak i tu działa kobieta przeważnie po cichu i na małą skalę, na wielkiej arenie najczęściej się łatwo gubi. Tak więc w dyskusjach zabiera głos mężczyzna, jemu dana jest „rzeczowość” mowy. Przeciętna kobieta tego nie potrafi. Ona obejmuje nie tylko przedmiot, o którym mowa, lecz odczuwa zarazem i mówiącego, i słuchacza. Choćby się jej myśli cisnęły do głowy, niezdolna jednak jest wypowiedzieć ich w szerszym kole, za to zajęta jest pojedynczym słuchaczem. Gdy mimo to głos zabiera, gubi się w ogólnikach bez związku. Mówić zdolna jest tylko w małym kółku do indywidualnego człowieka. Nieraz zdarzyło mi się słyszeć, jak chłopiec mówił na zebraniu publicznym to, co mu w cztery oczy powiedziała dziewczyna. Tu wychodzi na jaw naturalny porządek rzeczy. Najprostszym obrazem współdziałania mężczyzny i kobiety jest małżeństwo: mężczyzna tworzy życiowe dzieło z istoty i danych kobiety… praktyka dostatecznie nas pouczyła, że trafne wypowiadanie się na sposób męski nie leży w naszej naturze.
Umyślnie tak obszernie przytaczam te spostrzeżenia, bo pochodzą one z ust kobiecych, a potwierdzają to, co wyżej powiedzieliśmy. Przemawia tu kobieta prawdziwa, świadoma pełni swej siły i swej słabości, spokojnie przyznająca, że pod niektórymi względami góruje nad nią mężczyzna, ale zdająca sobie również sprawę, że niezmiernie wiele może mu dać z tego, czego mu brakuje. Nawet taki Windhorst przyznawał, że żona miała wielki wpływ na to, co zdziałał, a Bismarck oświadczył, że żonie swej zawdzięcza to, kim został.
Nie traćmy jednak z oczu prawdy, że najistotniejsza działalność kobiety rozwija się w kole rodzinnym, ukryta przed widownią. Dodajemy zaraz, że jako doradczyni męża, a przede wszystkim wychowawczyni dzieci, może kobieta wartością swego kulturalnego wpływu przewyższać działalność mężczyzny, choć ów wpływ pozostanie ukryty dla oczu dalej stojących.
Niepodobna więc przeprowadzić porównań między żeńskim a męskim rodzajem, żeby rozsądzić, któremu z nich przysługuje wyższość. Gdyby jednak możliwe było zważyć je, to, jak mówi pewien współczesny psycholog, pytaniem byłoby jeszcze, która szala poszłaby w górę. Mężczyzna, patrząc z góry, lekceważąco na kobietę, dlatego że nie widzi w niej zalet, które w sobie spostrzega, dowodzi, że brak mu zrozumienia właściwych jej duchowych przymiotów. Ale równie niemądrze czyni dziewczyna, wstydząca się własnego kobiecego usposobienia i zapierająca się go, by upodobnić się do mężczyzny. Gardzi ona w ten sposób najlepszą cząstką swojej istoty, nie osiągając w zamian nic, co by wartością swoją dorównało stracie.
A więc chociaż działalność kobiety, odpowiednio do jej usposobienia, zupełnie różna jest od męskiej, bynajmniej od niej nie jest mniej doniosła, owszem, może z nią stanąć w jednym rzędzie, a nawet ją przewyższyć. Pewnie, że męska działalność występuje jawniej, na szerokiej widowni, lecz byłoby ciasnotą według tego wartość jej oceniać. Lekceważące określenie: „To tylko dziewczyna” płynie właśnie z przeceniania zewnętrznej strony rzeczy; dowodzi ono powierzchownego sądu i niedoceniania kobiecych wartości.
Najgłębiej, najdobitniej maluje się charakter kobiecej duszy w małżeństwie. Życie wzbudzone przez mężczyznę kobieta przechowuje, utrzymuje i pielęgnuje. I cóż by się stało z niezliczonymi dziełami mężczyzny, gdyby ich nie strzegła, nie rozwijała, nie kształciła i nie utrzymywała kobieta? Działalność nauczycielki, wychowawczyni w ochronce, piastunki i pielęgniarki, pomocnicy w pracy społecznej jest niezmiernej ceny. Nieraz owa drugorzędna, wykonawcza aktywność niezliczonych sił pomocniczych umożliwia dopiero mężczyźnie stworzyć jego dzieło, a przy tym każda dziewczyna postępowaniem swoim i indywidualnością może mieć ogromny wpływ na otoczenie. Dlatego bardzo ważne jest, byś sobie zdała sprawę z wielkich wartości, które w Tobie tkwią. Umocni to Twe postanowienie trwania stanowczo przy tej kobiecej roli, byś mogła w swoim zakresie i zawodzie dzielnych i błogosławionych rzeczy dokonać.
Wychowanie i samokształcenie dążyć winno do rozwinięcia w kobiecie kobiecości, tak żeby mogła się stać godną mężczyzny towarzyszką albo żeby w innej roli – stosownie do swych zdolności – mogła dokonać prawdziwie dobrych, wielkich rzeczy. Kobieta tylko wtedy ustosunkuje się należycie do męskiego świata, gdy uświadomi sobie swą kobiecość i nauczy się ją szanować.
Odrębny typ kobiecy i męski zarysowuje się już w dziecięctwie i wyrabia się też swoiście mimo tego samego otoczenia i ciągłego obcowania ze sobą braci i sióstr, aby wreszcie rozkwitnąć w pełni w dorastającym młodzieńcu i uroczym dziewczęciu.
Chłopak rwie się do czynu, do dokonania czegoś; co chwila próbuje swoich sił, swojej umiejętności, możności; wszystko bada, ciągle układa plany na przyszłość, marzy o wielkich rzeczach. Pociąga go życie, niebezpieczeństwa, trudności, chce je łamać, okazać odwagę. Mimo pewnej szorstkości, dzikości nawet, wzruszające bywa przywiązanie jego do matki, rycerskość, opiekuńczość względem siostrzyczki. Chętnie ulega ich radom.
Dla dziewczyny zaś największą przyjemnością jest bawić się w panią domu, w gosposię, w mamusię. Upodobanie jej zwraca się do domowych zajęć. W zabawie lalką przejawiają się skłonności, które z niej potem uczynią troskliwą matkę. Oparta o kolana ojca, z szacunkiem spogląda mu w oczy, rada spełnić jego oczekiwania, by sprawić mu przyjemność.
A dalej jeszcze w każdą ludzką istotę włożyła mądra Opatrzność potężny pociąg, skłaniający ku sobie osoby płci odmiennej. Myliłby się ten, kto by patrzył na ten pociąg jak na jakiś niezłożony, jednolity popęd, różniący się w pojedynczych osobnikach jedynie siłą napięcia. Już sam fakt, że popęd ten obejmuje zarówno duszę, jak i ciało, wskazuje, że należy w nim rozróżnić różne strony. Jeśli rozróżnimy – z wybitnym nowożytnym psychologiem – pewne składniki w popędzie, pociągającym do siebie różne płci – mniejsza o to, czy i o ile podział ten jest słuszny – otrzymamy następujące trzy skłonności, które w rozmaitych jednostkach rozmaicie wychodzą na jaw.
Popęd duchowy, tj. pragnienie, by kochać i być kochanym.
Popęd naturalny, tkwiący w ciele, któremu chodzi tylko o zaspokojenie zmysłowości.
Popęd rozrodczy, tj. pragnienie posiadania własnych dzieci.
Następstwem roli przypadającej w małżeństwie mężczyźnie jest to, że popęd naturalny, tj. cielesny, silnie w nim jest rozwinięty, podczas gdy w normalnej, niezepsutej dziewczynie bywa on zupełnie uśpiony. Najczęściej więc nie rozumie ona wcale tego, co młodego człowieka potężnie podnieca i nie przeczuwa nawet, co się w nim dzieje. Zdarza się wprawdzie, że i w dziewczęciu rozbudzi się ta żądza i wtedy może osiągnąć straszną siłę, lecz – jak twierdzą wybitne autorytety – dzieje się to pod wpływem zewnętrznych okoliczności, czytania, rozmów, kina, wreszcie uwiedzenia, o ile, rzecz prosta, nie zachodzi tu wypadek jakiejś anormalności.
Przeciwnie duchowy popęd – daleko jest silniejszy w dziewczęciu niż w chłopcu. W normalnych warunkach kobieta tęskni za odważnym, silnym, przedsiębiorczym człowiekiem, na którego mogłaby spoglądać z podziwem – pod którego opieką czułaby się bezpieczna. Chodzi jej przede wszystkim o to, by mężczyzna kochał ją jak równą sobie towarzyszkę, za taką uważał i tak się z nią obchodził.
Lecz i w mężczyźnie tkwi ten duchowy pierwiastek, przejawiając się w nim tym silniej i wybitniej, im lepiej potrafił opanować naturalny popęd. I dziś bowiem sprawdza się słowo Boże: Niedobrze człowiekowi być samemu, uczyńmy mu pomoc jemu podobną (Rdz 2, 18). Zacny, dorosły, młody człowiek zaczyna odczuwać pewną pustkę w swoim życiu. Zaczyna tęsknić za towarzyszką, która by łagodnym, miłym, podniosłym obejściem upiększała mu życie, która by go rozumiała, brała serdecznie udział w jego sprawach, pocieszała go i popierała w dobru, w twardej jego pracy i w zmiennych kolejach życia, która by wreszcie potrafiła uczynić mu dom miły i przytulny. Praca wydawałaby mu się o połowę lżejsza, gdyby wiedział, że pracuje dla kochanej kobiety, przy której po trudzie i upale dnia znajdzie dobroczynne wytchnienie.
Popęd rozrodczy, odpowiednio do powołania macierzyńskiego, jest w dziewczęciu znacznie silniejszy niż w młodzieńcu. Prawdziwa kobieta jest dopiero wtedy w pełni zadowolona, gdy w jakikolwiek sposób może okazać innym macierzyńskie serce, poświęcając się i dobrze im czyniąc. Z pewną przesadą można by powiedzieć: „Każde serce kobiety woła niejako o dziecko”. Jedna z pierwszych uwag w zagadnieniach seksualnych głosi, że „kobieta, która dzieci nie pragnie, to stworzenie anormalne”.
Jednak owo pragnienie dziecka istnieje i w mężczyźnie. Chce on w dzieciach swoich nadal żyć, one mają być jego drugim, doskonalszym „ja”.
W normalnym dziecku instynkt płciowy, z tych trzech pierwiastków złożony, pogrążony jest jeszcze w głębokim śnie. Chociaż cechy kobiecości czy męskości w najmłodszym wieku już się przejawiają, nie ma u dzieci żadnej mowy o właściwych wrażeniach płciowych, chyba że wskutek chorobliwego stanu lub zewnętrznego podrażnienia instynkt ten za wcześnie się ocknął. W normalnym człowieku zaczyna budzić się z początku bardzo nieznacznie, niewyraźnie, w dobie lat przejściowych, pod wpływem rozpoczynającego się wyżej wspomnianego procesu wewnętrznych przemian organizmu. Bo są to właśnie lata, w których dziecko przeradza się w młodzieńca lub dziewczynę.
Pierwszym objawem owego dojrzewania jest to, że dziewczęta i chłopcy, choć dotąd spokojnie i zgodnie się ze sobą bawili, poczynają do siebie czuć odrazę. Schiller pięknie to wyraża: „dumnie odwraca się chłopak od dziewczyny”. Spogląda na nią lekceważąco i z góry jako na słabszą istotę; bohaterstwo napełnia go zapałem; zaczyna lubić zabawy, w których okazać może siłę i odwagę. Dziewczynę, przeciwnie, razi dzikość i bezwzględność chłopca i ze swej strony patrzy z pewną pogardą na „nieznośnych smarkaczy”.
Ale i w tym okazuje się mądre zrządzenie Opatrzności. Dziewczęta i chłopcy, dorastając odtąd w pewnym odosobnieniu, wyrabiają się każde na swój sposób, nie ulegając wpływowi i właściwościom strony drugiej. Tak może chłopak wyrobić się na całkowitego mężczyznę, a dziewczyna rozwinąć się w prawdziwą kobietę. To zaś, by stali się całkowitym mężczyzną i całkowitą kobietą, jest nieodzownym warunkiem tego, by mogli sobie wzajem dać w małżeństwie to, czego każde z nich pragnie i potrzebuje. Dlatego więc owo odrębne i oddzielne wychowanie młodzieży jest zgodne z najistotniejszym jej dobrem. Ono zapewnia każdej płci zachowanie właściwości potrzebnych do odrębnych zadań przypadających im w życiu.
Z wiekiem ujawnia się coraz bardziej wpływ wewnętrznych czynników na mózg i na władze psychiczne. Jak kwietniowe burze oznajmiają zbliżanie się wiosny, tak pewne wzburzenie, fizyczne i duchowe, zwiastuje lata dojrzewania. Na tym etapie rozwoju wszystko zdaje się kipieć i burzyć w młodej ludzkiej istocie. Usposobienie młodych ulega nagłym zmianom: opanowuje ich nieokreślona, niejasna tęsknota, z której źródła nie mogą sobie zdać sprawy. Młody sam dla siebie jest zagadką.
Jeżeli rozwój pójdzie normalną drogą, wszystko powoli się uspokoi, niejasności opadną, miejsce nieokreślonej tęsknoty zajmie powoli pociąg do małżeństwa, przejawiający się u poszczególnych jednostek z mniejszą lub większą siłą. Wielką pomocą i warunkiem szczęśliwego przejścia przez tę epokę jest regularna i poważna praca, pochłaniająca całego człowieka. Niektóre jednostki tak są nią zajęte, że niewiele myślą o swoich wewnętrznych przeżyciach. Inne odczuwają jakieś wewnętrzne niezadowolenie, brak czegoś, nie rozumiejąc wcale przyczyny tych zjawisk. Różne okoliczności budzą ten popęd, rozdmuchują go tak, że nieraz obejmuje on całą młodą duszę.
Niejedna rzecz może wtedy rozbudzić i w sercu sympatię do osoby innej płci. Gdy ta sympatia spotka się ze wzajemnością, napełnia to oboje radością i nieopisanym szczęściem. Ileż naśpiewali się o tym poeci wszystkich czasów i we wszelkich językach ziemi, starając się odmalować szczęście młodej miłości. Świadomość, że się serce ukochanej osoby posiada na wyłączność, że można samemu kochać i być przez kogoś kochanym tak uszczęśliwia, że zakochani uważają się za najszczęśliwsze na całym świecie istoty i nic więcej do szczęścia im nie potrzeba. Każda ofiara poniesiona dla ukochanej osoby wydaje się niczym w porównaniu z tym, co uzyskali.
Miłość z natury swojej popycha do zjednoczenia. Tak i zakochani pragną przebywać ze sobą. Jeśli w rzeczywistości czynić tego nie mogą, to przynajmniej myślą dążą wciąż ku sobie. Rozłąka ich boli, tęsknota do ukochanego tak nieraz się wzmaga, tak dręczy, że nic już ich w życiu nie cieszy, nie bawi. Z gorącym upragnieniem wyglądają chwili, która ich znów połączy. Potem budzi się w nich pragnienie okazania miłości pieszczotą, a wzajemny ten pociąg ku sobie nie spocznie, aż ich nie doprowadzi do zamierzonego przez Opatrzność połączenia w małżeństwie.
Właściwym, ostatecznym celem popędu płciowego, który Bóg włożył w człowieka, jest dziecko. Nie można tego dość silnie podkreślić: celem ostatecznym różnorodności mężczyzny i kobiety, celem właściwym miłości – z całą jej poezją, z całym weselem i radością, które z sobą przynosi – celem małżeństwa z jego szczęściem i pociechami nie jest osobiste używanie ani nawet dobro małżonków; celem głównym, główną tu rzeczą jest dziecko. Wszystko zdąża do tego, by dać byt dziecku. Nie jest więc ono, jak wielu sądzi, mniej lub bardziej miłym dodatkiem do małżeństwa i jego uciech, ale jest właśnie jego głównym celem.
Gdy więc dziewczyna poczuje skłonność do jakiegoś młodzieńca, jeśli ją szczęściem przepełnia, że go spotkała, że może go nazwać „swoim”, jeśli jej się zdaje, że nic już jej do szczęścia nie brakuje, niechże sobie jasno zda sprawę, że dane jej jest to wszystko nie tyle dla niej samej, ile głównie w tym celu, by tym ożywiona wstąpiła w związek małżeński i została matką. W promieniach i dobroczynnym cieple jasnego słońca wzajemnej miłości małżonków wzrastać mają delikatne roślinki ich dzieci.
Co prawda wielu myśli przy ślubie przede wszystkim o własnym dobru. Ludzie najczęściej pobierają się, bo się pokochali. Niektórzy czynią to dla zapewnienia sobie bytu. Inni widzą w tym sposób dojścia do majątku lub do innych korzyści ziemskich. Jeszcze płytsi szukają po prostu zadowolenia zmysłów – to uważają za najbardziej pożądane, za rzecz największej wagi. Ale ostatecznie „wszystkie drogi prowadzą do Rzymu”. Cokolwiek było pobudką do małżeństwa, wszystko doprowadza większość ludzi do spełnienia głównego zamiaru Bożego, tj. do zrodzenia dzieci.
Nie należy również tracić z oczu prawdy, że pociąg płciowy i cały jego rozwój, począwszy od korzenia, tj. od odmiennego ustroju i uzdolnienia kobiety i mężczyzny, skończywszy na szczęściu, jakie daje czy to miłość narzeczonych, czy pogodne współżycie małżonków, to rzecz, której Bóg chciał i którą świadomie w naturę człowieczą włożył. Nie jest to więc coś, co człowiek dopiero odkrywa wbrew myślom i zamiarom Stwórcy.
Na pierwszych kartach Biblii zapisane jest słowo Boże: Opuści człowiek ojca i matkę, a przyłączy się do żony swej i będą dwoje w jednym ciele