Ty i ona - o. Hardy Schilgen - ebook

Ty i ona ebook

o. Hardy Schilgen

0,0
35,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

o. Hardy Schilgen – Ty i ona

 

Chwała Jezusowi i Maryi Przenajświętszej!

Pragnę wspólnie z Tobą zastanowić się nad zagadnieniem doniosłym, owszem, bardzo doniosłym. Od jego rozwiązania zależy w dużej mierze cały Twój los. A tylko dobre rozwiązanie przyniesie Ci zadowolenie, wzniosłe poczucie postępowania z godnością i niezamącone wyrzutami sumienia szczęście. Rozwiązanie fałszywe zaciąży brzemieniem na Twym sumieniu i może się fatalnie zemścić na Tobie i wielu, wielu innych istotach.

Przy tym jest to zagadnienie, którego w życiu obejść nie zdołasz. Prędzej czy później musisz się z nim spotkać oko w oko. Dlatego warto, byś zawczasu spokojnie rozważył, jakie w danej chwili zajmiesz wobec niego stanowisko, a nie pozostawiał tego kaprysowi chwilowej pokusy.

Powodowany wierną, a szczerą życzliwością, chcę Ci być przewodnikiem. Nie chcę, byś szedł za mną na ślepo, lecz abyś sam poznał i uznał słuszność mych wskazówek, i byś za nimi poszedł z całą świadomością i stanowczą decyzją.

IMPRIMI POTEST

Varsoviae, die 20 Martii 1947, Edm. Elfer SI, Praepositus Prov. Poloniae Maioris et Mazoviae

NIHIL OBSTAT

St. Wawryn S.I., censor

IMPRIMATUR NR 1614

Varsoviae, die 1 Aprilis 1947 anni, Vicarius Generalis Episcopus Auxiliaris Varsaviensis, ks. W. Majewski

Tekst wg czwartego wydania nakładem Wydawnictwa Księży Jezuitów, Warszawa 1947. Dokonano niezbędnych korekt w zakresie ortografii, pisowni łącznej i rozłącznej, pisowni małą i wielką literą. Nieliczne wyrazy, obecnie nieużywane, uwspółcześniono.

 

KSIĄŻKA:

Oprawa miękka – miła w dotyku dzięki okładzinie soft – touch

Wydanie I

Format 11,5 x 18 cm

Liczba stron – 166

ISBN 978-83-67415-41-5

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 147

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



o. Hardy Schilgen TJ

TY I ONA

młodemu mężczyźnie ku rozwadze

„NA JEJ GŁOWIE”

WYDAWNICTWO ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO

2022

Redakcja: zespół „naJejgłowie”

IMPRIMI POTEST

Varsoviae, die 20 Martii 1947

Edm. Elfer SI

Praepositus Prov. Poloniae Maioris et Mazoviae

NIHIL OBSTAT

St. Wawryn S.I.,censor

IMPRIMATUR NR 1614

Varsoviae, die 1 Aprilis 1947 anni

Vicarius Generalis Episcopus Auxiliaris Varsaviensis

ks. W. Majewski

Tekst wg czwartego wydania nakładem Wydawnictwa Księży Jezuitów, Warszawa 1947.

Dokonano niezbędnych korekt w zakresie ortografii, pisowni łącznej i rozłącznej, pisowni małą i wielką literą. Nieliczne wyrazy, obecnie nieużywane, uwspółcześniono.

Wydanie I

ISBN 978-83-8366-093-6

Wydawnictwo Życia Wewnętrznego

Kielnarowa 224c, 36-020 Tyczyn

tel.: +48 501 202 186

e-mail: [email protected]

www.naJejglowie.pl

OD AUTORA

Duchowemu kierownikowi młodzieży przyjdzie nieraz udzielać rad i wskazówek dotyczących zachowania się młodych wobec osób płci przeciwnej. Czasy dzisiejsze, zwłaszcza prądy ogarniające młodzież, przyznają tej kwestii, już z natury swej doniosłej dla wielu, znaczenie pierwszorzędne.

Młodzież jednak nie zadowala się zwykłym, prostym rozstrzygnięciem danego zagadnienia, lecz sama chce wniknąć i uznać, dlaczego tak, a nie inaczej ma postępować; żąda uzasadnienia tych wytycznych, które się jej podaje. Toteż zapewne od większości można się tylko wtedy spodziewać przyjęcia wskazówek, gdy nabierze przekonania, że kierowanie się nimi jest koniecznością. Wszystkim skłonnościom do innego postępowania trzeba przeciwstawić przekonujące argumenty.

Obranie w życiu drogi szlachetnej rycerskości musi wyróść z korzenia tkwiącego głęboko w duszy. Zresztą warunki poszczególnych wypadków są najczęściej zupełnie odmienne i dlatego też odpowiedź w tej kwestii, jeśli ma być wyczerpująca, musi wszystkie te warunki uwzględnić.

W wykonywaniu swych obowiązków byłem zatem zmuszony raz po raz zajmować się tą kwestią, badać ją z jej strony biologicznej i psychologicznej, gromadzić spostrzeżenia i doświadczenia, by w kierowaniu młodzieżą zdobyć zaufanie. A ponieważ ze strony katolickiej nie było jeszcze książki, która by ten problem dokładnie i wszechstronnie omówiła, dojrzał we mnie plan spisania myśli przedstawionych w moich pogadankach i wykładach, głoszonych po związkach młodzieży, by służyły radą w jak najszerszych kołach. Wszak jest to zagadnienie w pierwszym rzędzie duszpasterskie i wychowawcze, więc kapłan katolicki przed innymi powołany jest, by na nie odpowiedzieć, jeśli tylko zaznajomi się z wynikami i wnioskami, do których na tym polu doszły i inne gałęzie wiedzy.

Szczerze będę wdzięczny za nadesłanie mi spostrzeżeń i doświadczeń. Oby książeczka niniejsza wielu młodym była drogowskazem do szczęścia!

Autor

Dom św. Bonifacego koło Emerich, w uroczystość św. Piotra Kanizego, 27 kwietnia 1924 r.

UWAGI WSTĘPNE

Drogi młody Przyjacielu!

Pragnę wspólnie z Tobą zastanowić się nad zagadnieniem doniosłym, owszem, bardzo doniosłym. Od jego rozwiązania zależy w dużej mierze cały Twój los. A tylko dobre rozwiązanie przyniesie Ci zadowolenie, wzniosłe poczucie postępowania z godnością i niezamącone wyrzutami sumienia szczęście. Rozwiązanie fałszywe zaciąży brzemieniem na Twym sumieniu i może się fatalnie zemścić na Tobie i wielu, wielu innych istotach.

Przy tym jest to zagadnienie, którego w życiu obejść nie zdołasz. Prędzej czy później musisz się z nim spotkać oko w oko. Dlatego warto, byś zawczasu spokojnie rozważył, jakie w danej chwili zajmiesz wobec niego stanowisko, a nie pozostawiał tego kaprysowi chwilowej pokusy.

Obranie właściwej drogi w tej sprawie nie jest bynajmniej łatwe. Najrozmaitsze wpływy usiłują skierować Cię na manowce wiodące do zguby. Przyjemności zmysłowe nęcą Cię jak kwiecie na bagnisku. Biada temu, kto lekkomyślnie rękę po nie wyciąga!

Młodość niedoświadczona i lekkomyślna najczęściej nie przewiduje smutnych następstw, które jeden nieopatrzny krok pociągnąć może za sobą – i często pociąga. Wielu ludzi poznaje omyłkę dopiero wśród ruin i zwalisk, które sami spowodowali, a które im teraz zagradzają drogę do prawdziwego szczęścia. Zamiast spodziewanych radości – znaleźli gorycz i ból, zamiast rozkoszy – udrękę ducha.

Powodowany wierną, a szczerą życzliwością, chcę Ci być przewodnikiem. Nie chcę, byś szedł za mną na ślepo, lecz abyś sam poznał i uznał słuszność mych wskazówek, i byś za nimi poszedł z całą świadomością i stanowczą decyzją.

ZAMIARY OPATRZNOŚCI

W całym stworzeniu panuje zasada: czego Bóg może dokonać przez inne stworzenia, tego nie czyni sam, lecz posługuje się nimi jak narzędziami dla przeprowadzenia swych zamiarów.

Świat jest przemądrym arcydziełem, w którym raz złożone siły i zdolności wciąż się odnawiają i rozwijają bez ponownego wdawania się Stwórcy.

Wyjątkowym zjawiskiem w świecie jest człowiek ze swą wolnością. Wszystkie inne stworzenia z przyrodzoną koniecznością ulegają ustanowionym dla nich prawom, tak że w ich dziedzinie Bóg osiąga swe zamysły z absolutną koniecznością. Człowiek natomiast sam może zadecydować, czy zamysłom tym odpowiedzieć, czy nie.

Bóg umie jednak plany swe przeprowadzić mimo ludzkiej wolności. Złożył w naturę człowieka popędy i skłonności, które tak na nią oddziałują, że na ogół człowiek daje się im prowadzić. Przed ich nadużywaniem przestrzega surowym przykazaniem i odstrasza zgubnymi następstwami.

Jak nas o tym poucza najstarsze źródło historyczne w świecie, Bóg stworzył jedną rodzicielską parę. Wszyscy ludzie zawdzięczać mieli jej swe pochodzenie. Dlatego uczynił Bóg naturę ludzką zdolną do rozmnażania ludzkiego istnienia. Cudownym zrządzeniem Bożym może człowiek – jak każda istota żyjąca – rodzić nowe życie bez uszczerbku własnego, a jego potomstwo w normalnych warunkach wartością swoją dorównuje mu zupełnie.

Zamiary Boże mogą się jednak ziścić pod tym tylko warunkiem, że człowiek należycie użyje tych zdolności. Wprawdzie rozkosze rodzicielskie miłe są i błogie, lecz dzieci przynoszą ze sobą ciężar trosk, trudów i cierpień. Z obawy przed nimi wielu mogłoby małżeństwa unikać, a wówczas ród ludzki mógłby wygasnąć. Musiał więc Bóg tak zarządzić, by większość ludzi wybrała małżeństwo. Sposób, w jaki ten zamiar uskutecznił, musi budzić podziw dla Jego mądrości i dobroci, które tak wszystkim kierują, że osiągają Boże zamierzenia i cel najwyższy i są dla ludzi źródłem najczystszej radości.

Najpierw więc utworzył Bóg mężczyznę i niewiastę, tak że żadne z nich z osobna nie stanowi zupełnej pod każdym względem skończonej całości. Nie znaczy to jakoby każdemu z nich brakowało czegoś do pełnego człowieczeństwa. Dusza mężczyzny i kobiety jest istotnie taka sama, ale odmienna budowa ciała wytwarza odmienne sekrecje, wydzieliny soków, wchodzących w skład krwi, i powoduje przez to odmienny rozwój uzdolnień, skłonności i potrzeb duchowych u mężczyzny i u kobiety. Dusza będzie więc myślała, odczuwała, pragnęła po męsku lub po kobiecemu, zależnie od tego, czy ożywia organizm męski, czy żeński. Każdemu z nich zbywa więc na czymś, co może znaleźć tylko u drugiego – i w ten sposób dusze ich wzajemnie się uzupełniają i wyrównują.

Różnica ta okazuje się już w odmiennym kierunku zajęć życiowych. Umysł mężczyzny skierowany jest do czynu, do pracy twórczej. Pole działania kobiety to ognisko domowe, w którym pielęgnuje i strzeże dorobku męża. Powołaniem mężczyzny jest iść w życie z siłą i odwagą, czynić odkrycia i wynalazki i walczyć z przeciwnościami. Zadanie kobiety to natomiast w cichym i ofiarnym poświęceniu opiekować się mężem i dziećmi i opanowywać wszystko dobrocią i miłością.

Jeszcze donioślejsze jest owo wyrównanie, jakie dokonuje się między duchowością męską a kobiecą, którego wpływ trudno nieraz wykazać i opisać, tym bardziej jednak odczuwa się je i przeżywa.

Mężczyzna doznaje potrzeby wypowiedzenia się o tym, co go spotkało, co go zajmuje, co go gnębi. Tęskni za czułym zrozumieniem, za uznaniem swej pracy, za współczuciem i pociechą. Wracając do warsztatu pracy wśród burz i zmienności życia, pragnie rozrywki, w której by mógł zrzucić więzy pewnego przymusu, okazując się taki, jaki jest, nawet ze swymi słabostkami. W przyjacielu i koledze zbyt łatwo dopatruje się współzawodnictwa i zazdrości.

Tu właśnie małżonka swym delikatnym, a bystrym odczuciem potrafi uspokajać i łagodzić, krzepić i wady prostować. Nieraz niemalże cudownych zmian dokonuje w mężczyźnie ów dobroczynny, łagodny, kojący wpływ szlachetnej kobiety. Pomysły i plany, z których mąż zwierza się swej żonie, znajdują oddźwięk w jej sercu i wracają stamtąd pogłębione i uszlachetnione. Zdaje się, jakoby idee wylęgłe w umysłach męskich – jeżeli odnoszą się nie do zagadnień czysto naukowych, ale ogólnoludzkich – musiały najpierw zanurzyć się w sercu kobiecym, aby nabrać znaczenia i wartości życiowej dla ludzkości.

Podczas gdy duchowa siła mężczyzny okazuje się w badawczym, twórczym i organizacyjnym umyśle, cechy kobiety ujawniają się w zdolności delikatnego, subtelnego odczuwania. Sąd kobiety opiera się nie tyle na rozumowych powodach, ona raczej instynktownie odczuwa to, co słuszne. Szeroko rozesłane ankiety po uniwersytetach różnych krajów pokazały zgodnie, że słuchaczki przewyższają wprawdzie kolegów swoich pilnością i udziałem w wykładach, pojmują szybko i błyskotliwie, ale jeśli chodzi o samodzielne myślenie, o pracę umysłową wolną od uczuciowości, o zdolność pogłębienia nabytej wiedzy i uzupełnienie jej własnym badaniem; jeśli chodzi o sąd krytyczny, logikę i pracę naukową po opuszczeniu uczelni – to w tym wszystkim męscy ich koledzy daleko je przewyższają. Widzimy, że w dziedzinie sztuki, np. w muzyce, malarstwie, dramacie i innych, kobieta twórczo niczego prawie wybitnego nie dokonała, jakkolwiek w oddaniu dzieł sztuki stoi bardzo wysoko.

Zarząd domem i gospodarstwem, kuchnią i spiżarnią, troska o mieszkanie, odzienie i pożywienie, wychowanie dzieci – to wszystko wymaga zgoła innych zdolności, które w dużej mierze właściwe są kobiecie. Ale i przy spełnianiu tych zadań potrzebuje kobieta mężczyzny, który by stanął przy niej z radą i opieką, na którego mogłaby spoglądać z szacunkiem i ufnością.

Niepożyteczne byłoby porównywanie obydwóch charakterów, męskiego i kobiecego, by wykazać wyższość jednego z nich. To, co zdaje się stanowić przewagę u jednego, stanowi równocześnie u drugiego słabą stronę. Ich przeznaczeniem jest właśnie wzajemne uzupełnianie się, wspieranie i doskonalenie. Taki jest plan Stwórcy, którego przemądrym dziełem jest owa różnica w naturze ludzkiej, aby na ogół mężczyzna i kobieta byli dla siebie przeznaczeni. Wzajemnym zrozumieniem i pomaganiem sobie mają się coraz bardziej ze sobą zrastać, stawać się najwierniejszymi wspólnikami i towarzyszami, dźwigającymi razem radości i cierpienia, a znajdującymi w obopólnej miłości wielkie, głębokie szczęście, które powinno być dla nich źródłem siły i ochoty do spełnienia życiowych zadań.

Owe charakterystyczne różnice w usposobieniu, właściwe każdej płci, pokazują się już w latach dziecięcych i rozwijają się mimo identycznego otoczenia i warunków, w których wzrastają brat i siostra – dopóki w całej pełni nie zajaśnieją w dojrzałym młodzieńcu i rozkwitłej dziewicy.

Chłopca ponosi do czynu, do działania. We wszystkim próbuje swej siły, swej zdolności. Ustawicznie czegoś docieka, planuje i rozważa, by czegoś dokonać. Ciągnie go w świat, by pokazać swą śmiałość, zetknąć się z przeciwnościami, pokonać trudności. A przecież przy całej swej dzikości i szorstkości zdolny jest do najtkliwszego przywiązania względem matki, do rycerskiej czułości względem siostry i daje się chętnie kierować ich radom i uwagom.

Dziewczynka natomiast czuje się najszczęśliwsza, gdy może odgrywać rolę mamusi i gosposi. Jej zamiłowania idą w kierunku zajęć domowych, a w zabawie lalką ukazują się już wszystkie te przymioty, które będą kiedyś zdobiły troskliwą matkę. Tuli się chętnie do ojca, dla którego czuje podziw i szacunek, i wysila się, by mu na wszelki sposób sprawić przyjemność.

Przemądra opatrzność Stwórcy dała nadto człowiekowi skłonność pociągającą go silnie w kierunku płci odmiennej. Nazywamy ją zwykle popędem płciowym, choć zwykle pojmujemy tę nazwę zbyt ciasno. Błędem byłoby wyobrażenie sobie tego popędu jako czegoś jednolitego, niezłożonego, co w ludziach różni się tylko natężeniem swych przejawów. Już ta okoliczność, że owa skłonność obejmuje ciało i ducha, wskazuje, że można się w niej dopatrzyć różnych składników.

Za jednym z nowoczesnych psychologów przyjmujemy trzy pierwiastki składające się na popęd płciowy (nie wchodzimy w uzasadnienie tego podziału); czynimy to zaś dlatego, że idąc za takim podziałem, da się niejedno możliwie jasno i przekonująco wytłumaczyć. Te trzy pierwiastki, które u różnych jednostek występują w różnym stopniu, to: 1) popęd zmysłowy, mający swą siedzibę w ciele (ilekroć więc w dalszym ciągu będzie mowa o popędzie zmysłowym, to należy przez to rozumieć ów czysto cielesny pierwiastek popędu płciowego, którego celem jest zadowolenie zmysłowe); 2) popęd uczuciowy, to jest pragnienie kochania i doznawania miłości; 3) popęd rodzicielski, czyli pragnienie posiadania własnych dzieci.

Niejako w następstwie zadania, jakie mężczyzna ma do spełnienia w małżeństwie, popęd zmysłowy jest u niego silnie rozwinięty, podczas gdy u normalnej, niezepsutej dziewczyny jest on prawie zupełnie w uśpieniu.

Najczęściej nie ma ona żadnego zrozumienia dla tego, co młodego mężczyznę namiętnie rozbudza, i nawet się nie domyśla gwałtowności uczuć, jakie w nim budzi. Zapewne i w dziewczęciu może się ten popęd rozbudzić, a wtedy nabiera straszliwej gwałtowności. Ale według stanowczego świadectwa wybitnych powag na tym polu, trzeba to zawsze przypisać wpływom zewnętrznym, jak lekturze, rozmowom, kinoteatrom, uwiedzeniu itp., jeżeli nie ma w samej naturze anormalnego podkładu.

Natomiast popęd uczuciowy jest w kobiecie o wiele silniejszy niż u mężczyzny. W zwykłym porządku rzeczy dziewczyna, odczuwająca dobrze słabość swej kobiecej istoty, tęskni za silnym, śmiałym, przedsiębiorczym i duchowo wyżej stojącym mężczyzną, by się o niego oprzeć, wznosić ku niemu oczy z podziwem i ufnością, oddać się bezpiecznie jego opiece. Ponad wszystko zależy jej na tym, by znaleźć u mężczyzny miłość i uznanie jako równej sobie towarzyszki.

Ale i u mężczyzny znajdzie się ów popęd uczuciowy, który objawi się tym silniej, im lepiej młodzieniec zdołał w sobie opanować popęd zmysłowy. Słowa Boże: Niedobrze jest mężczyźnie samemu: uczyńmy mu towarzyszkę! (Rdz 2, 18) – nie straciły do dziś swego znaczenia. Szlachetny, dorosły, młody mężczyzna odczuwa coraz wyraźniej jakąś pustkę w swym życiu. Tęskni za towarzyszką, która by go rozumiała, okazywała szczere zainteresowanie dla wszystkich spraw jego, dźwigała go, pocieszała w znoju pracy i zmiennych kolejach życia, która by mu dom czyniła miłym i pociągającym. Wtedy praca będzie o połowę lżejsza, gdy będzie wiedział, że pracuje dla ukochanej istoty, przy której boku znajdzie po udręce dnia pociechę i wytchnienie.

Także popęd rodzicielski jest w niewieście odpowiednio do jej macierzyńskich zadań znacznie większy niż u mężczyzny. Prawdziwa kobieta czuje się tylko wówczas zadowolona, gdy znajdzie upust dla swej macierzyńskości w objawionej trosce i poświęceniu się dla dobra innych. Z nieznaczną tylko przesadą można by powiedzieć, że z każdego jej nerwu dobywa się „krzyk za dzieckiem”. Lecz i w naturze mężczyzny tkwi pragnienie potomstwa, w którym chce przedłużyć swe istnienie, które ma się stać jego drugim, lepszym „ja”.

Ten z owych trzech różnych pierwiastków złożony popęd płciowy w normalnym dziecku znajduje się w stanie uśpienia. Bo chociaż pewne właściwości męskie lub kobiece zaznaczają się już w najwcześniejszej młodości, to jednak nie można wtedy jeszcze mówić o jakichś odczuciach płciowych, chyba że zostały wywołane chorobliwym obciążeniem lub zewnętrznymi podnietami.

U człowieka prawidłowo ukształtowanego popęd płciowy budzi się początkowo bardzo niewyraźnie i jakby przez mgłę dopiero w okresie rozkwitania, i to na skutek zaczynających teraz funkcjonować wspomnianych wyżej sekrecji, czyli wydzielin w organizmie, bo to właśnie wiek, w którym dziecko zaczyna przemieniać się w młodzieńca lub pannę.

Pierwszym następstwem rozpoczętego procesu dojrzewania jest to, że chłopcy i dziewczęta, bawiący się dotąd spokojnie obok siebie, zaczynają czuć w sobie jakąś siłę odpychającą ich wzajemnie. (Jak trafnie określa to Schiller w swym poemacie Pieśń o dzwonie: Odrywa się dumnie chłopak od dziewczęcia). Chłopak aż nazbyt skory jest do tego, by na słabsze dziewczę patrzeć z lekceważeniem i pogardą. Przejmuje się bohaterskimi czynami i lubi zabawy, w których ukazać może swą śmiałość i siłę. Dziewczynę razi nieraz to dzikie i bezwzględne zachowanie się chłopaka i ona także ze swej strony spogląda z oburzeniem i pewnego rodzaju odrazą na jego „urwisowatość”.

Owo przeciwieństwo w upodobaniach odpowiada przemądrym zamiarom Stwórcy. Chłopak i dziewczyna mają wzrastać w odosobnieniu od siebie, każde z nich ma się rozwijać w swej odrębności, tak iżby drugie ze swoim sposobem myślenia ani mu nie przeszkadzało, ani go nie wypaczało. Tylko wtedy chłopiec może rozwinąć się w całego mężczyznę, a dziewczyna w zupełną kobietę. A tylko pełni mężczyźni i zupełne kobiety mogą być w małżeństwie dla siebie tym, czego każde z nich szuka i pragnie. Dlatego odrębne i odmienne wychowanie wskazane jest przez najistotniejszy interes młodych ludzi, jeśli się ich nie chce pozbawić owej właściwości, z której czerpać mają w przyszłości siłę do spełnienia czekających ich odmiennych zadań.

U moralnie zdrowych chłopców zawiązują się w tym okresie przyjaźnie młodzieńcze. Młody nie umie się jeszcze pogodzić z rzeczywistością; świat myśli, w którym żyją dorośli, dla niego nie jest jeszcze całkiem zrozumiały. Dlatego czuje się w ich obecności nieswojo i szuka łączności z rówieśnikami, którzy go rozumieją, którzy znajdują się na tym samym stopniu duchowego rozwoju. Wśród nich jest mu lepiej, jedynie ich towarzystwo stanowi dla niego rozrywkę. Wkrótce wśród grona rówieśników tworzą się ściślejsze kółka przyjaciół, których charaktery szczególnie sobie odpowiadają. Dla całego rozwoju młodzieńca bywa prawdziwym dobrodziejstwem znalezienie dobrego przyjaciela, w którym widzi niejako odbicie samego siebie, przed którym może się całkowicie wypowiedzieć, w którym znajduje oparcie i dopełnienie. Przede wszystkim taka przyjaźń musi się opierać na wzajemnym szacunku. Jeden w drugim musi dopatrywać się pewnych duchowych zalet, znajdować szlachetną inicjatywę i umocnienie w dobru.

Dobry chłopak nigdy więc nie dochodzi sam ze siebie do owych wypaczeń przyjaźni, które trafiają się u moralnie wątpliwych młodych jednostek. Ta potrzeba posiadania towarzysza nie ma z popędami seksualnymi nic wspólnego. Doznałby przed kolegą zawstydzenia, gdyby się w nim mimowolnie coś takiego obudziło. Jego miłość ku niemu jest zupełnie duchowa. Pogodnie i śmiało patrzą sobie w oczy i w duszę, wolni od brudnych myśli, które by się bały światła dziennego. Dlatego też odczuwa jakby wrodzony wstręt, gdy ktoś zbyt natarczywie narzuca mu się ze swą przyjaźnią, usiłując zjednać go sobie grzecznościami lub podarunkami. To po prostu sprzeciwia się jego naturze, razi go i budzi podejrzenie czegoś niedobrego – jego zdrowy instynkt przeczuwa niebezpieczeństwo, któremu moralnie wątpliwe jednostki łatwo ulegają.

Z latami hormony coraz wyraźniej działają na mózg i przejawy duchowe. Podobnie jak w kwietniu gwałtowne wichry zwiastują zbliżającą się wiosnę, tak popęd płciowy zaznacza się okresem walk i burz. W tym młodym i niedokończonym człowieku, w którym wszystko się rozwija, panuje jakby nieustanna fermentacja: nastroje zmieniają się niemal co chwila, ogarnia go jakieś niejasne, nieokreślone tęsknienie, z którego sprawy sobie zdać nie umie; jest sam dla siebie dręczącą zagadką.

O ile rozwój młodego człowieka odbywa się prawidłowo, co dzieje się tylko wówczas, gdy mu nie brak stałego, poważnego i wymagającego pełni jego sił zajęcia, całe jego wnętrze powoli się wyjaśnia. W miejscu niewyraźnych tęsknot i marzeń odzywa się coraz wyraźniej popęd płciowy – oczywiście nie u każdego z jednakową siłą. Są tacy, którzy pochłonięci zupełnie przez zajęcia zawodowe, zaledwie zwracają uwagę na wewnętrzne przeżycia. Inni odczuwają zapewne coś w rodzaju wewnętrznego niezaspokojenia – ale się głębiej nad jego przyczyną nie zastanawiają. Różne okoliczności mogą ów popęd rozbudzić i ciągle na nowo rozniecać, tak iż może całym młodzieńczym sercem zawładnąć.

Najróżnorodniejszy zbieg wypadków może więc wywołać w sercu skłonność do pewnej osoby odmiennej płci. Jeśli spotka się z wzajemnością, wówczas oboje ogarnia radość i błogość nad wszelki wyraz. Ileż to pieśni wyśpiewali poeci wszystkich czasów i we wszystkich językach, by opisać szczęście pierwszej miłości! Świadomość, że można umiłowanego uważać za całkowitą i niepodzielną swą własność, że jest się kochanym i że się nawzajem można miłować – zalewa po prostu oba serca radością. Oboje uważają się za najszczęśliwszych ludzi na ziemi i mają to przekonanie, że nad tę miłość niczego do szczęścia nie potrzebują. Największą ofiarę, którą by trzeba dla tej miłości ponieść, za nic sobie mają w porównaniu do tego, co w niej zyskują.