Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Po koszmarnej próbie weselnego przyjęcia para odwołuje ślub, a następnego ranka budzi się uwięziona w pętli czasu. Razem.
Zabawna debiutancka powieść, której intryga nawiązuje do „Dnia Świstaka”.
Megan i Tom czeka magiczny ślubny weekend na pięknej wyspie San Juan. Przed nimi próba weselnego przyjęcia przed najważniejszym dniem w życiu. Niespodziewanie wszystko się jednak komplikuje. Dwie trudne rodziny, dziesięć wspólnych lat i zbyt wiele tajemnic sprawiają, że sprawy szybko wymykają się spod kontroli. Po koszmarnej próbie weselnego przyjęcia para postanawia odwołać ślub, lecz następnego ranka oboje budzą się uwięzieni w pętli czasu. Czy ich przeznaczeniem jest przeżywanie najgorszego dnia w życiu wciąż od nowa? I co się stanie, jeżeli w końcu nadejdzie dzień ślubu?
"Ósma szansa na miłość" pokazuje, jak moglibyśmy się zachować, gdybyśmy dostali drugą szansę w życiu i w miłości – i co to znaczy w końcu dokonać właściwych wyborów.
"Uroczy, rozkoszny romans."
"People"
"Od początku do końca wspaniała zabawa."
Sarah Haywood
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 334
Tytuł oryginału: The Rehearsals
Projekt okładki: Katarzyna Konior/bluemango.pl
Redaktor prowadzący: Aleksandra Janecka
Redakcja: Dorota Kielczyk
Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Lilianna Mieszczańska
© 2021 by Alloy Entertainment, LLC
This edition published by arrangement with Little, Brown and Company, New York, New York, USA. All rights reserved.
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022
© for the Polish translation by Anna Rajca-Salata
ISBN 978-83-287-2050-3
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2022
fragment
MLC –
wybrałabym cię zawsze
Megan
Zacznij i wytrwaj.
Te słowa Tom i Megan wypowiadali do siebie każdego sylwestra, tuż po całusach o północy i przed szaleńczą ucieczką z każdej imprezy, w której akurat brali udział, podczas gdy reszta gości bełkotliwie wyśpiewywała słowa piosenki Auld Lang Syne. W każdą noworoczną noc Megan i Tom mieli bowiem ochotę tylko na jedno – zaszyć się w swoim przytulnym mieszkaniu i w spokoju rozkoszować się szampanem, serami i sobą.
Zacznij i wytrwaj.
Nic więc dziwnego, że były to pierwsze słowa, jakie przyszły Megan do głowy, kiedy rankiem, w przeddzień swojego ślubu, otworzyła oczy. Potem zaczęła przeglądać w myślach listę rzeczy do zrobienia. Odsunęła ją jednak na bok, gdy sobie przypomniała, że odpowiedzialność za wszystkie szczegóły spoczywa już na barkach bardzo kompetentnego miejscowego konsultanta ślubnego. Tylko podczas tego weekendu dopinał aż pięć wesel, bo nowożeńcy ogólnie chętnie wybierają wrzesień. Bez wątpienia poradzi więc sobie także ze ślubem panny Givens i pana Prescotta.
Megan jeszcze przez chwilę rozkoszowała się ciepłem hotelowej pościeli, po czym spuściła nogi z łóżka i przebiegła po zimnych deskach do łazienki z podgrzewaną posadzką. Starała się niemal nie dotykać podłogi, ponieważ rozgrzanie zmarzniętych palców u nóg zawsze trwało u niej wieki.
Na drzwiach łazienki wisiał puszysty biały szlafrok hotelowy. Owinęła się nim, wsunęła nieco już rozgrzane stopy w hotelowe kapcie i odsłoniła szerokie okno wykuszowe, mrużąc oczy od słońca. Pobyt w apartamencie łączył się z mnóstwem dodatkowych korzyści, a jej ulubioną był widok na Roche Harbor.
Mimo wczesnej pory na zewnątrz panował ruch. Dzieci, wciąż w piżamach, ściskając w dłoniach ręczniki i miniaturki szamponów, w towarzystwie dorosłych zmierzały drewnianymi pomostami mariny w stronę wspólnych łazienek.
Z okna Megan mogła dostrzec nawet „Szczęśliwy Traf”, rozklekotaną żaglówkę swoich dziadków i jej szmaragdowozielony, domagający się malowania kadłub ze zbutwiałym drewnianym wykończeniem. Wspomnienie wakacyjnych rejsów otuliło ją i rozgrzało bardziej niż ciepła posadzka, ponieważ wyprawy łodzią były dla niej czasem całkowitej wolności. W tamtych rzadkich chwilach Megan zaspokajała skryte pragnienie przygód, porzucając na moment rolę „tej odpowiedzialnej”, bo wiedziała, że babcia czuwa.
Dlatego właśnie wróciła na wyspę, na którą w dzieciństwie każdego lata przyjeżdżała z rodziną. Wychowała się w Montanie, ale to na San Juan czuła się bardziej jak w domu i zawsze marzyła, że kiedyś weźmie tu ślub.
Było po prostu idealnie. Miała wszystko, czego potrzebowała, aby urządzić wyśnione wesele. Brakowało jeszcze tylko narzeczonego.
Spojrzała na telefon i ogarnęło ją miłe uczucie oczekiwania – kiedy spała, Tom przysłał jej wiadomość.
Wylądowałem. Jadę na prom.
Mimowolnie się uśmiechnęła. Już wkrótce żadne morze nie będzie ich dzielić, wtedy poczuje się jeszcze lepiej. Wysłała mu SMS-a:
Powiedz przewoźnikowi, żeby dodał gazu.
Dołączyła selfie, wiedząc, że rozśmieszy go widok jej porannej rozczochranej głowy. Wyglądała jak troll („Tylko ładniej”, dodawał zawsze Tom).
Od strony drzwi dobiegło ciche bzyknięcie zamka na kartę. Ale mnie nabrał, pomyślała radośnie Megan. Zmylił ją SMS-em, że dopiero wylądował, a tymczasem był niedaleko. Zasłoniła okno i już miała zrzucić szlafrok, aby zaskoczyć Toma odrobiną gustownej przedślubnej nagości, gdy do apartamentu wpadła jej matka. Megan szybko się okryła i zaciągnęła pasek.
– Słyszałam, że Amazon zapewnia dostawę w dniu zakupu, ale przy każdej sukience, którą oglądałam, był dopisek, że wysyłka potrwa od jednego do dwóch tygodni. – Z jedną ręką założoną za plecy, a drugą przyciśniętą do piersi, Donna Givens robiła wszystko, żeby sprostać opinii o jej zamiłowaniu do przesady.
– Mamo. Skąd wzięłaś kartę do mojego pokoju? – zapytała Megan łagodnym tonem. Zawsze zwracała się tak do kobiety, która co prawda ją urodziła, ale w ich relacji odgrywała rolę dziecka.
– W recepcji dają dwie, kochanie. Wzięłam tę drugą – wyjaśniła Donna, po czym znów rozsunęła zasłony, oślepiając je obie jaskrawym blaskiem porannego słońca.
– Druga jest dla Toma.
– Przecież go tu nie ma, prawda? – Matka usiadła na szezlongu obok kominka. Jej płomiennorude włosy łudząco przypominały języki ognia.
– Musiał być wczoraj wieczorem na kolacji z klientem – wyjaśniła Megan nieco obronnie. Ona też nie ucieszyła się zbytnio, że Tom dotrze później, ale praca obojga wymagała poświęceń i już dawno zawarli układ, że w podbramkowych sytuacjach będą ją stawiać na pierwszym miejscu. Nocny lot Toma i małe spóźnienie nie stanowiły wielkiego wyrzeczenia.
Donna prychnęła, bawiąc się zarzuconym na szyję szalem.
– Praca ważniejsza od żony. Dokładnie tak zachowywał się mój Mąż Numer Trzy.
Megan się najeżyła. Nie tylko dlatego, że taka postawa pasowała bardziej do czwartego męża (pracoholika, obecnie głowy idealnej rodziny w sąsiednim hrabstwie) niż do trzeciego (agresywnego alkoholika, którego Donna wyrzuciła z domu po dwóch tygodniach i często nawet nie pamiętała, że byli małżeństwem). Najeżyła się, ponieważ Tom w niczym nie przypominał mężów i chłopaków krążących wokół Donny. A, co ważniejsze, ona, Megan, w niczym nie przypominała swojej matki.
Z roztargnieniem potarła kciukiem pierścionek zaręczynowy. Tom dużo pracował, ale gdzie mu tam do pracoholizmu. Po prostu musiał się stawić na służbowej kolacji. Megan nie bardzo wiedziała, dlaczego to spotkanie z klientem było takie ważne, a Tom, kiedy go pytała, wyraźnie unikał tematu. Ona jednak mu ufała. Skoro powiedział, że nie może się wymigać, na pewno tak było.
– O co ci chodziło z tymi sukienkami i Amazonem?
– Nie mam się w co ubrać na próbę przyjęcia. – Donna wyjrzała przez okno. – O, widać stąd żaglówkę dziadków.
– Tak, wiem. – Megan musiała teraz sprawić, aby matka skupiła się na problemie na tyle długo, by dało się go rozwiązać. Nic nowego. Szybko przejrzała zgromadzony przez lata arsenał środków, usiadła obok na szezlongu, wzięła ją za ręce i czekała. W końcu Donna znów na nią popatrzyła. – Przecież masz sukienkę – przypomniała delikatnie.
– Nijaką. – Matka cofnęła dłonie, wstała i zaczęła spacerować po pokoju. – Nie jest wystarczająco wytworna.
– Czemu mówisz z brytyjskim akcentem?
Nie powinna o tym wspominać. Donna poczerwieniała. Kiedy zaczynała się chwiać emocjonalnie, należało zrobić wszystko, żeby się całkiem nie rozsypała. Najlepiej było zacząć od pochlebstw, którym nie potrafiła się oprzeć.
– Mamo, to piękna sukienka. A ty prezentujesz się w niej cudownie. W sukience kopertowej każda kobieta wygląda dziesięć lat młodziej.
– Przymierzyłam ją dziś rano i babcia…
– Co babcia?
– Nazwała mnie ladacznicą!
– Kiedyś tak powiedziała o mnie i Briannie, dlatego że poszłyśmy do sklepiku w piżamach. Flanelowych piżamach – podkreśliła Megan.
Babka zawsze toczyła boje z Donną, ale Megan z siostrą dawno nauczyły się śmiać z obcesowych odzywek starszej pani, która swoje nietaktowne teksty aż nadto nadrabiała przytulaniem i domowymi posiłkami. Ani jedno, ani drugie nie było mocną stroną Donny, więc dziewczynkom zawsze tego brakowało.
Megan, odkąd pamiętała, odgrywała w rodzinie rolę emocjonalnego termostatu. Matkę otaczała zbyt gorąca atmosfera. Miotała się między kolejnymi mężczyznami, rozpalonymi do białości lub zbyt chłodnymi, przez co dom na przemian ogarniała gorączka lub wstrząsały nim zimne dreszcze. A ponieważ rodzeństwo Megan także nie odznaczało się odpowiedzialnością, utrzymanie równowagi spadło na nią. Czasem bywało to bardzo trudne.
– Miałaś jakąś wiadomość od Alistaira? – Megan zapytała o brata przede wszystkim dlatego, że musiała zawiadomić restaurację, ile osób będzie dziś na kolacji.
Donna zbyła pytanie machnięciem ręki. Już od dawna nawet nie próbowała śledzić poczynań syna. Gdy się zjawiał, była ostentacyjnie uszczęśliwiona, a gdy znikał, zapominała o jego istnieniu.
– Coraz bardziej upodabnia się do swego ojca – westchnęła niczym bohaterka powieści pełnej zatwardziałych złoczyńców.
Donna poznała ojca Alistaira, czyli Męża Numer Jeden, na szkolnym ognisku. Po pijanemu zakochali się w sobie, a po wytrzeźwieniu odkochali. Od tamtej pory powtarzali ten schemat. Był jedynym z mężów, który stale do niej wracał, lecz gdy tylko zaczynała się do niego przywiązywać, ruszał w drogę i znikał z Montany. Ojcem Megan i Brianny, znanym także jako Mąż Numer Dwa, był facet, za którego Donna wyszła po to, aby zrobić na złość pierwszemu. Małżeństwo trwało wystarczająco długo, by para sprowadziła na świat dwie córki, ale zaraz potem się skończyło. Megan i Brianna nigdy więcej nie zobaczyły swojego taty, chociaż wciąż mieszkał w Great Falls. Megan odpłacała mu pięknym za nadobne i myślała o nim równie rzadko, jak zapewne on myślał o niej.
Teraz podeszła do matki i pogładziła jej farbowane w domu rude włosy.
– Babcia jest staroświecka. Na pewno wyglądasz w tej sukni olśniewająco.
– Jeszcze mi tylko jej krytyki brakowało w ten weekend – burknęła Donna i nadąsała się, tak jakby to ona wychodziła za mąż. Ponieważ rozżalonej minie zwykle towarzyszyła skarga: „Rozwesel mnie, Moopy”, Megan już zawczasu wyciągnęła z kołczana kolejne strzały.
– Wyglądasz prześlicznie – zapewniła po raz kolejny, obejmując matkę. – A sukienka jest idealna. Gwarantuję ci, że matka Toma na twój widok zzielenieje z zazdrości.
Donna pojaśniała i wyprostowała plecy.
– Już wiem!
– Co takiego?
– Zajrzyj, proszę, do rodziców Toma. Jako troskliwa przyszła synowa sprawdzisz, czy wszystko gra, a przy okazji spytasz Carol, co zamierza włożyć wieczorem. A ja pójdę za jej przykładem.
– Mamo, przecież nie mogę…
– Kocham cię, Moopy. – Donna pocałowała córkę w skroń i wypadła z pokoju, kiwając jej palcami na pożegnanie.
Megan zamknęła drzwi i spojrzała na hotelowy budzik. Już czuła się zmęczona. Tyle dobrego, że niedługo przypływa prom. Prysznic może zaczekać. Rozpyliła na włosach suchy szampon, upięła na czubku głowy artystyczny kok i włożyła sukienkę z dżerseju. Na koniec z uśmiechem zawiesiła na szyi wisiorek – serduszko na delikatnym łańcuszku – który od wczoraj leżał przygotowany na toaletce. Pierwszy prezent, jaki dostała od ukochanego, kiedy mieli po osiemnaście lat. Trochę banalny upominek jak na walentynki, ale Tom, wybierając go, był przekonany, że wznosi się na wyżyny romantyzmu.
I miał rację.
Kiedy otworzyła pudełeczko, popatrzył na nią tak żarliwie, a jednocześnie bezbronnie, że ponad wszystko zapragnęła uczynić go równie szczęśliwym, jak sama się wtedy poczuła.
Potem przyznał, że w ogóle po raz pierwszy ofiarował coś dziewczynie. Megan pod wieloma względami była dla niego „tą pierwszą”.
Nie nosiła wisiorka od lat, ale specjalnie odszukała go na ślubny weekend, aby przypomnieć sobie i Tomowi, jak uroczo niezdarne i nieprzytomne były początki ich miłości. Spojrzała na serduszko połyskujące w dołku między obojczykami i ku własnemu zaskoczeniu w jednej chwili przeniosła się myślami w przeszłość.
Poznała Toma na pierwszym roku studiów, na zajęciach z katastrof naturalnych. Oboje wybrali ten przedmiot, ponieważ łatwo było go zaliczyć na piątkę. Od razu zwróciła uwagę na chłopaka o seksownie, choć praktycznie obciętych włosach i mocno zarysowanej szczęce, który często się uśmiechał. To prawda, był obiektywnie przystojny – nawet bardzo – ale miał też w sobie coś subtelnie delikatnego i ujmującego. Kiedy na niego patrzyła, czuła, że łączy ich niewidzialna nić.
W następnym tygodniu opuściła miejsce z tyłu sali i przesiadła się pięć rzędów bliżej. Obok niego.
Uśmiechnął się nieśmiało.
Zażartowała, że gdyby ich profesorowi rozczochrać włosy i umalować go czerwoną szminką, wyglądałby wypisz wymaluj jak Robert Smith z The Cure. Nowy znajomy od razu podchwycił aluzję i kolejne pół godziny minęło im na wypisywaniu ulubionych kawałków z Just Like Heaven i Pictures of You na marginesach notatników. Od tamtego dnia życie Megan całkowicie się zmieniło.
Stali się z Tomem praktycznie nierozłączni. Chodzili razem na lunch i wyjadali sobie kąski z talerzy. Grali we frisbee na dziedzińcu. Wędrowali na zajęcia okrężną drogą wśród opadających jesiennych liści. Megan szybko poczuła, że Tom zajmuje stałe miejsce w jej życiu. Zupełnie jakby był w nim od zawsze i tak już miało pozostać.
Choć od tamtych beztroskich początków wiele się zmieniło, on i ona niemal od razu poczuli się małżeństwem i dlatego nigdy się nie spieszyli, by zebrać dwie zupełnie odmienne rodziny w celu tak przereklamowanym jak organizacja ślubu i wesela. Teraz jednak, po dwunastu wspólnych latach, postanowili zalegalizować swój związek. Może trzydziestka sprawiła, że zapragnęli przypieczętować wszystko to, co ich łączy, i choć raz zintegrować te dwa światy.
Megan z czułością przesunęła wisiorek między palcami, chwyciła kluczyki do wynajętego samochodu i wyszła narzeczonemu na spotkanie.
Najpierw jednak skręciła w stronę apartamentu Prescottów, żeby zasięgnąć informacji w sprawie sukienki. Zapukała, ale nikt nie odpowiedział. Z odcieniem ulgi postanowiła kupić coś na śniadanie i – nie ma rady – rozejrzeć się za Carol. Teren był na tyle nieduży, że odnalezienie przyszłej teściowej nie powinno stanowić problemu.
W niedzielne weekendy tuż przed hotelem odbywał się malowniczy targ, na który tłumnie przybywali miejscowi artyści i sprzedawcy. Ta atrakcja – jedna z ulubionych Megan – zapewniała kontakt z mieszkańcami wyspy i przywoływała wspomnienia z minionych wakacji. Poranny chłód już minął, a powietrze było orzeźwiające i słone. Megan przystanęła przy dwóch stoiskach po kawę i kilka babeczek i oczywiście, spostrzegła matkę Toma zajętą podobnymi zakupami.
– Dzień dobry, Carol. – Od lat była partnerką Toma, jednak, co dziwne, każde spotkanie z jego rodzicami sprawiało, że czuła się jak jelonek Bambi, który usiłuje po raz pierwszy stanąć na nogi. Starannie przylepiła sobie do twarzy beztroski uśmiech.
Kobieta w odpowiedzi uśmiechnęła się z przymusem. W ręku trzymała zatłuszczoną torebkę z ciastkami.
– Megan, kochanie, właśnie się dowiedziałam, że próba ślubu nie odbędzie się dziś po południu. Kiedy zamierzasz ją urządzić? Po kolacji? To chyba bardzo niewygodne dla gości.
Oczywiście zaczęła od skargi. Megan uśmiechnęła się kwaśno.
– Tamten termin kolidował z hotelowym harmonogramem, ale konsultant stwierdził, że możemy zrezygnować z próby, a on dopilnuje, żeby o właściwej porze wszystko pojawiło się na swoim miejscu.
– Hm. – Carol wyraźnie nie przypadło to do gustu. – A właściwie co ty tutaj robisz? Pewnie trzeba jeszcze dopilnować tysiąca spraw.
Pani Prescott umiała być jednocześnie oschła i uprzejma, co jeszcze bardziej wytrącało Megan z równowagi. Jej przyszła teściowa – od maleńkiego wystającego podbródka aż do pantofelków w rozmiarze 35 i pół – była filigranową osóbką, ale Megan widziała, że pod tą drobną powierzchownością drzemie przerażający olbrzym.
– Zawsze jest czas na świeżą babeczkę! – zawołała Megan i od razu poczuła, że zachowuje się zbyt wylewnie. Prescottowie nie przepadali za nadmierną ekspresją. – Właśnie jadę do portu spotkać się z Tomem – dodała bardziej opanowanym tonem.
– Cudownie. Chociaż chyba umówił się z chłopcami na porannego golfa.
Czyli z tatą i bratem – facetami o wiele za starymi, aby określać ich mianem „chłopców”.
– Wiem. Obiecuję, że w tym nie przeszkodzę. Po prostu chciałam się z nim zobaczyć, zanim wpadniemy w wir obowiązków. – Carol nie zareagowała, więc by wypełnić ułamek sekundy milczenia Megan wyrzuciła z siebie: – Czy ta wyspa nie jest przepiękna?
– O tak. Szkoda tylko, że trzeba tu lecieć z przesiadką i płynąć promem. – Carol jeszcze raz zmierzyła Megan wzrokiem. – Co masz na nogach, kochanie? Kapcie hotelowe?
– Nie, to moje sandały.
– Hm – mruknęła znów Carol i zmarszczyła nos, jakby dziewczyna puściła bąka. – Cóż, nie będę cię zatrzymywać. Powiedz tylko, czy pamiętałaś o zamianie miejsc, tak aby nasi przyjaciele z tenisa mogli przy kolacji siedzieć nieco bliżej Johna i mnie?
– Tak, załatwione. – Spełniła życzenia pani Prescott, chociaż z tego powodu musiała przesadzić dalej ukochane wujostwo. – Ale jeszcze się upewnię.
– Grzeczna dziewczynka. – Carol na pożegnanie ucałowała powietrze nad jej policzkami.
Megan, zarumieniona z upokorzenia, które zawsze odczuwała w towarzystwie przyszłej teściowej, wsiadła wreszcie do samochodu. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że zapomniała zapytać, co Carol zamierza włożyć dziś wieczorem. Po namyśle wysłała więc matce SMS-a:
Kolor stonowany. Nic ciekawego. Będziesz wyglądać o niebo lepiej.
Uznała problem z suknią za rozwiązany i wreszcie mogła się odprężyć. Na jej twarz powoli wpłynął uśmiech. Oto wychodzi za idealnego mężczyznę w ukochanym nadmorskim miasteczku. Od tej chwili wszystko mogło układać się tylko lepiej.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz