Oswoić różę - Anna Maria Kolberg, Anna Maria Kolberg, Anna Maria Kolberg, Anna Maria Kolberg, Anna Maria Kolberg, Anna Maria Kolberg, Anna Maria Kolberg, Anna Maria Kolberg, Anna Maria Kolberg, Anna Maria Kolberg, Anna Maria Kolberg, Anna Maria Kolberg - ebook

Oswoić różę ebook

Anna Maria Kolberg

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Autorka z uwagą podchodzi do wydarzeń, baśni, ludzkich historii. Oswaja je, by podzieliły się swoją najgłębszą tajemnicą - że noszą ślad dłoni Stwórcy, że są Jego ulubionym sposobem komunikowania się z człowiekiem. Zaprzyjaźnione fakty i słowa oswajają z kolei nas i niepostrzeżenie prowadzą do Pana Boga.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 185

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Anna Maria Kolberg, 2012

Fotografie

ks. Adam Bajorski MSF, Judyta Gładysz, ks. Adrian Jacek MSF, Anna Maria Kolberg OV, Jerzy Kolberg, ks. Krzysztof Kralka SAC, Juliusz Łuczak, Krzysztof Mania, Katarzyna Maria Malicka, ks. Krzysztof Nagórski, ks. Arkadiusz Okroj, Barbara Osowska, Magdalena Paudyna, Marek Pyrda, ks. Bogusław Zalewski

Ilustracje

L. E. Van Gorder, Japońskie lampiony, 1895; Leonia Janecka, ilustracja z książki E. de Amicis, Serce. Opowiadania miesięczne, Warszawa 1972; Jan Marcin Szancer, ilustracja z książki H. Ch. Andersen, Baśnie, Warszawa 1972;

E. Kazimirowski, fragment obrazu Jezu ufam Tobie, 1934

Korekta

Józef Michalski Aleksandra Murawska

Wydawnictwo „Bernardinum” Sp. z o.o.

ul. Biskupa Dominika 11, 83-130 Pelplin tel. 58 536 17 57; fax 58 536 17 26

[email protected]

www.bernardinum.com.pl

Skład, druk i oprawa:

Drukarnia Wydawnictwa „Bernardinum” Sp. z o.o., Pelplin

ISBN 978-83-7823-055-7

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Poznaje się tylko to, co się oswoi. (…)

Decyzja oswojenia niesie w sobie ryzyko łez.

Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę

Łukaszowi,

mojemu chrześniakowi

Od wydawcy

Aby wejść w posiadanie skarbu nie trzeba być bardzo bogatym człowiekiem ani wyjątkowym szczęściarzem. Codzienność oferuje w każdej chwili bogactwo, którego nikt nie jest w stanie nam odebrać – osobiste doświadczenie: w domu, w pracy, w podróży… Radosne spotkania, trudne rozmowy, ciekawa lektura, głębokie przemyślenia, niespodziewane sukcesy i bolesne porażki. Gdy pozwolimy im przejrzeć się w Słowie Bożym, stają się najcenniejsze. Zyskują wówczas blask, melodię i posmak wieczności. Mają moc przywrócić nadzieję w bezradności, radość w monotonii, wiarę w zwątpieniu… Zdarza się, że ratują życie. Także to wieczne.

Autorka tekstów zebranych w książce, którą trzymają Państwo w ręku, z uwagą podchodzi do wydarzeń, baśni, ludzkich historii. Oswaja je, by podzieliły się swoją najgłębszą tajemnicą – że noszą ślad dłoni Stwórcy, że są Jego ulubionym sposobem komunikowania się z człowiekiem. Zaprzyjaźnione fakty i słowa oswajają z kolei nas i niepostrzeżenie prowadzą do Pana Boga.

Wydawnictwo „Bernardinum” podjęło decyzję o wydaniu artykułów Anny Marii Kolberg, ukazujących się regularnie od dwunastu lat w Pielgrzymie, ponieważ jesteśmy przekonani, że warto mieć je pod ręką, gdy szuka się świadectwa Obecności Stwórcy w drobiazgach życia.

Biorąc do ręki książkę, analizując przemyślenia Autorki, pamiętajmy, że dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu… (Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę).

ks. Tadeusz Brzeziński

Od autorki

Jest tylko jedno miejsce, w którym możemy się czuć bezwarunkowo bezpieczni, kochani, szczęśliwi… Niebo. Królestwo Ojca. Nie musimy go szukać gdzieś tam. Odkąd Pan Jezus zamieszkał między nami, Królestwo jest pośród nas. Poznaje się jednak tylko to, co się oswoi…

„Co znaczy oswoić?

– Jest to pojęcie zupełnie zapomniane – powiedział lis. – Oswoić znaczy stworzyć więzy.

– Stworzyć więzy?

– Oczywiście – powiedział lis. – Teraz jesteś dla mnie tylko małym chłopcem, podobnym do stu tysięcy małych chłopców. Nie potrzebuję ciebie. I ty mnie nie potrzebujesz. Jestem dla ciebie tylko lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz jeżeli mnie oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na świecie. I ja będę dla ciebie jedyny na świecie.

(…) Jeślibyś mnie oswoił, moje życie nabrałoby blasku. Z daleka będę rozpoznawał twoje kroki – tak różne od innych. Na dźwięk cudzych kroków chowam się pod ziemię. Twoje kroki wywabią mnie z jamy jak dźwięki muzyki. Spójrz! Widzisz tam łany zboża? Nie jem chleba. Dla mnie zboże jest nieużyteczne. Łany zboża nic mi nie mówią. To smutne! Lecz ty masz złociste włosy. Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudownie. Zboże, które jest złociste, będzie mi przypominało ciebie. I będę kochać szum wiatru w zbożu…” (Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę).

Jeśli kochasz szum wiatru w zbożu, niezgrabne biedronki na parapecie, niezwykłe historie pisane zwykłym życiem, człowieka niemożliwego do kochania. Jeżeli dzisiaj, właśnie w tym miejscu, w którym jesteś, odkrywasz niespodziewanie tajemnicę, która zachwyca twój umysł i serce – to znaczy, że Królestwo Boże jest już pośród nas.

Anna Maria Kolberg OV

Kto da więcej?

Kolejnym obiektem licytacji były skrzypce. Licytator zawahał się przez chwilę. Czy warto zajmować się takim złomem? Chociaż instrument wyszedł spod ręki dobrego lutnika, był zniszczony, a struny rozluźnione.

– Sto tysięcy lirów – powiedział bez przekonania.

– Sto pięć! – usłyszał w odpowiedzi.

– Sto piętnaście! – powiedział ktoś inny.

W międzyczasie do skrzypiec podszedł jakiś starszy człowiek. Odkurzył je i naciągnął struny.

– Sto dwadzieścia!…

Mężczyzna podniósł skrzypce.

– Sto dwadzieścia tysięcy po raz pierwszy… Sto dwadzieścia tysięcy po raz drugi… – kontynuował licytator.

Rozległa się muzyka. Piękna melodia, czysty dźwięk.

Gdy skrzypek skończył i odłożył instrument, licytator uniósł jeszcze raz skrzypce ze smyczkiem:

– Proszę państwa, milion… Dwa miliony!… Trzy miliony po raz pierwszy, trzy miliony po raz drugi, trzy miliony po raz trzeci. Sprzedane!

Co zmieniło wartość skrzypiec? Dotknięcie mistrza…

* * *

Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą. (Rdz 2,7)

* * *

[Zacheusz] chciał koniecznie zobaczyć Jezusa (…). Wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć (…). Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: Do grzesznika poszedł w gościnę. Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie. (Łk 19,1-8)

* * *

Na pierwszy rzut oka nasze życie może wydawać się bez wartości. Być może są i tacy, którzy odsądzają nas od czci i wiary… Niezależnie od faktycznego stanu rzeczy zawsze warto ukryć się w dłoniach Najwyższego. Bo tym, co nadaje nam najwyższą wartość, jest dotknięcie Mistrza…

Zaproszenie do rąk własnych

Czytali mądrość patrząc w niebo. Pewnego dnia odkryli w swej „niebieskiej księdze” gwiazdę, której nie znali. Powiedziała im, że narodził się Król żydowski. Magowie chcą oddać Mu pokłon…

Jak bardzo są posłuszni mądrości i pokorni wobec znaku, skoro zabierając swe skarby wychodzą w niepewną drogę, mając za przewodnika tylko mały, świetlisty punkt gdzieś wysoko, wśród milionów innych gwiazd, który znika czasem za chmurami. Żadnych planów poza oddaniem hołdu. Żadnych dodatkowych znaków poza gwiazdą. Żadnych gwarancji poza mądrością serca.

Nie chciał utracić władzy, dlatego był bezwzględny. Pewnego dnia usłyszał, że w mieście mędrcy ze Wschodu dopytują o Nowonarodzonego Króla. Król Herod przeraził się, a z nim cała Jerozolima…

Jak bardzo był zapatrzony w siebie, skoro przerażony świadectwem znawców Prawa i Proroków postanawia zabić Księcia Pokoju.

* * *

Byli spadkobiercami obietnic, dlatego wiedzieli, gdzie narodzi się Zbawiciel. Pewnego dnia Herod wezwał ich do pałacu i wypytywał, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Arcykapłani i uczeni ludu odpowiedzieli: W Betlejem judzkim, bo tak napisał Prorok…

Jak bardzo bali się Heroda, skoro pozostali w mieście. Wiedzieli, że Bóg jest wierny. Tęsknili za Mesjaszem. A jednak nie poszli za słowem Obietnicy…

* * *

Wzeszła Gwiazda z Jakuba… Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło… Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany,…Prawdziwy Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju….

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście.

Nowonarodzony Król zawołał ich wszystkich: Mędrców ze Wschodu, króla Heroda, uczonych w Piśmie.

Każdy z nich otrzymał zaproszenie do rąk własnych tam, gdzie mieszkał, napisane „językiem” zrozumiałym dla odbiorcy.

Poszli ci, którzy mieli najdalej. Herod bał się o władzę, uczeni w Piśmie o własną skórę. A może byli zbyt pewni, że obietnice należą tylko do nich? Lęk i pycha czynią nas głuchymi i ślepymi na Boże zaproszenia.

A z czym porównamy posłuszeństwo Mędrców?

Romano Guardini rozpoczął właśnie jeden ze swoich wykładów akademickich. Wszystkie miejsca w auli są zajęte. Także stojące. Wśród słuchaczy są tacy, którzy pokonali niemałą odległość, by posłuchać profesora. Byli pewni, że nie przyjechali na próżno… Niespodziewanie otwierają się drzwi. Wchodzi sekretarka. Podchodzi do Guardiniego. Przez chwilę mówi coś szeptem. Profesor słucha uważnie, po czym wstaje, zagarnia notatki, książki, w ciszy pakuje do torby i zwracając się do audytorium oznajmia:

– Bardzo państwa przepraszam, nie mogę dokończyć wykładu. Mój przyjaciel mnie potrzebuje…

Taniec z Gwiazdą

Te wakacje miały być romantyczne. Sharon i Steve wybrali Bermudy. Jeden z wieczorów spędzili w pięciogwiazdkowej restauracji pełnej zamożnych gości. Salę wypełniały dźwięki muzyki lat 50-tych XX wieku.

– Chodź, Sharon, zatańczymy – zaproponował Steve swej żonie.

– Nie ma mowy – odpowiedziała. – Nikt nie tańczy.

Nie chciała wzbudzać zainteresowania, a już tym bardziej być obiektem oceniającej uwagi i adresatką pobłażliwych spojrzeń.

– Dawno nie tańczyliśmy i nie pamiętam wszystkich kroków. Poczekajmy, aż ktoś wyjdzie na parkiet.

Nie musieli długo czekać. Wyszła pierwsza para. Tańczący sprawiali wrażenie profesjonalistów. Pełna harmonia. Sharon utwierdziła się w przekonaniu, że powinna pozostać na miejscu. Przy nich wypadliby przecież jeszcze gorzej!

Na parkiet wyszła kolejna para. Tańczyli przeciętnie. Sharon dała się wreszcie namówić. Chociaż długo już nie tańczyła, a Steve był świeżo upieczonym adeptem kursu tańca, bawili się doskonale. Gdy orkiestra zaczęła grać kolejny, dynamiczny utwór, dołączyło jeszcze jedno małżeństwo. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że mężczyzna siedział na wózku inwalidzkim. Jego lewą dłoń przysłaniała biała rękawiczka. Żona ujęła prawą rękę męża, wykonała obrót, po czym delikatnie i czule zaczęła tańczyć wokół wózka… Gdy kwartet zaczął grać spokojną, romantyczną piosenkę, żona usiadła na krześle obok wózka i oboje z mężem objęli się czule.

Sharon była głęboko poruszona. Pozostali goście także…

Ale zacznijmy od początku. Kilka miesięcy wcześniej Sharon otrzymała bardzo konkretną propozycję posługi we wspólnocie. Chociaż inni uznali, że będzie właściwą osobą na właściwym miejscu, ona sama wymawiała się brakiem talentu, przygotowania i sił na miarę zadania, jakie miała zrealizować. Po wielu naleganiach obiecała, że będzie się w tej sprawie modlić. Noe, który podjął się trudnego zadania budowy arki, chociaż się na tym nie znał, sposób, w jaki Izraelici zdobyli Jerycho czy przykład Dawida, który pokonał Goliata jednym kamieniem, nie przekonywały jej. Teraz, patrząc na małżeństwo tańczące w pięciogwiazdkowej restauracji na Bermudach, pojęła, jak podejmować Bożą wolę. Zrozumiała głową i sercem.

– Sharon – mówił Bóg do jej serca – kto doprowadził tych wszystkich ludzi do łez? Czy pierwsza para, której kroki były doskonałe? Czy ta ostatnia, która nie tylko nie stawiała doskonałych kroków, ale nie stawiała ich wcale! Nie, moje dziecko, to pokaz miłości, a nie doskonałości, poruszył ludzi.

* * *

Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia. (Flp 4,13)

* * *

Nie mamy być doskonali w swych działaniach, ale Jemu posłuszni – nawet, jeśli oznaczałoby to pozorną bez – czynność, bezradność, przylgnięcie do krzyża: choroby, kpin, niezrozumienia, przeszłości, której nie da się wymazać… Bóg nie zrezygnuje z tańca z tobą tylko dlatego, że ty widzisz swoją słabość. Świat nie tęskni za doskonałymi krokami – napisała później Sharon w swej książce. – Na ludziach nie robią wrażenia osoby doskonałe, które mieszkają w doskonałych domach z doskonałymi dziećmi. Robi na nich wrażenie miłość – autentyczna. Inspirowana przez Boga.

Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. (Łk 10,21)

W tekście wykorzystałam świadectwo Sharon Jaynes, które zamieściła w książce Marzenie kobiety, Poznań 2008

„Ten” dzień…

Nie spodziewała się, że konsultantka odnajdzie ich tak szybko. Słyszała, że zwykle poszukiwania ciągną się latami. Nie w tym przypadku. Z jednej strony Beth była szczęśliwa, z drugiej czuła, że sytuacja ją przerasta. „Odnalezienie moich biologicznych rodziców, Steve’a i Sherry Booth’ów, otworzyło część mojego serca, o której nawet nie wiedziałam, że istnieje. Emocje i lęki dotąd bezpiecznie schowane, nagle zostały obnażone. Bałam się, że szukając okażę się nielojalna wobec moich przybranych rodziców. Bałam się, że moja biologiczna rodzina odrzuci mnie. Jednak czułam ogromne pragnienie, by oni mnie poznali”.

Jej mama pierwsza usłyszała o skutkach poszukiwań. Płakała razem z Bath ze wzruszenia i lęku, pomogła zorganizować pierwsze spotkanie, zawiozła do hotelu na umówioną godzinę i wycofała się we właściwym momencie.

Wcześniej Beth zadzwoniła pod wskazany przez konsultantkę numer telefonu.

– Czy to odpowiedni moment, by porozmawiać o czymś ważnym? – zapytała słysząc hałas w tle.

– Taak… Proszę tylko chwilę poczekać, zamienię telefony – odpowiedział kobiecy głos w słuchawce.

Zdawało się jej, że czekała całą wieczność…

– Już jestem. Proszę mówić.

– Nazywam się Beth Meberg i jestem adoptowanym dzieckiem, które szuka swej biologicznej matki. Jeśli pani nazywa się Cheryl Boothe, to myślę, że ją znalazłam.

Chwila ciszy. Potwierdzenie daty urodzenia. I wzruszony głos Cheryl:

– Żyliśmy nadzieją i modliliśmy się o ten dzień od dwudziestu trzech lat…

Beth miała szczęście – usłyszała słowa, o których nawet nie marzyła: jej rodzice nigdy o niej nie zapomnieli. Co więcej – nigdy nie przestali pragnąć spotkania z nią.

Gdy Beth zaczęła swe życie pod sercem matki, Cheryl i Steve, ojciec Beth, chcieli się pobrać. Niestety, ich rodzice na wiadomość o tym, że Cheryl spodziewa się dziecka, wymyślili inny plan. Uznali, że to nie jest najlepszy czas na wychowywanie dziecka. Oddali niemowlę do adopcji. Życie miało toczyć się tak, jak gdyby nic się nie stało. Po dwóch latach Cheryl i Steve pobrali się. Codziennie modlili się o cud odnalezienia swej pierwszej córki.

* * *

Odkrycie, że Bóg jest dla każdego z nas przede wszystkim Ojcem, otwiera tę część naszych serc, o której nawet nie wiemy, że istnieje. Boimy się, że to odkrycie za bardzo zdeterminuje nasze plany. Podejrzewamy Boga, że będzie zbyt zaborczy i wymagający lub przeciwnie – obojętny i mściwy. Boimy się odrzucenia. A jednak nosimy w sobie ogromne pragnienie, bycia poznanym przez Miłość. Czasami lęk przed Jego świętością i niezrozumienie Jego postępowania każą nam szukać bardziej „wiarygodnych” i „realnych” źródeł. Na próżno. Przychodzi taki dzień, że lęk i niezrozumienie nie wystarczają za usprawiedliwienie.

Tym bardziej, że On nas nigdy nie porzucił. Nikt nie wymusił na Nim zmiany planów. Nawet nasz lęk i niezrozumienie nie zmieniło Jego zdania na nasz temat.

Wiesz, jakie będą Jego pierwsze słowa, gdy zwrócisz się do Niego, jak do swego Taty?

– Czekałem na ten dzień od chwili twego urodzenia…

* * *

Bo jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią, tak trwała jest Jego łaska dla tych, co się Go boją.

Jak jest odległy wschód od zachodu, tak daleko odsuwa od nas nasze występki.

Jak się lituje ojciec nad synami, tak Pan się lituje nad tymi, co się Go boją.

(Ps 103,11-13)

* * *

Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu,

ta, która kocha syna swego łona?

A nawet, gdyby ona zapomniała,

Ja nie zapomnę o tobie.

Oto wyryłem cię na obu dłoniach, twe mury są ustawicznie przede Mną. (Iz 49,15-16)

Historię Beth zaczerpnęłam z książki Marlin Meberg, Kobieta i utracona miłość, Poznań 2009

A gdyby okazało się, że…?

Historia z życia wzięta:

Pewien chłopiec musiał mieć usunięte migdały. Trafił zatem do szpitala. Był tym faktem tak przerażony i zgnębiony, że lekarz uznał za słuszne poradzić rodzicom, by nie odwiedzali syna, aż będzie po wszystkim. Gdy wreszcie rodzice mogli zobaczyć chłopca, spodziewali się, że będzie przygnębiony i wystraszony. Tymczasem ku ich zdumieniu malec wydawał się ożywiony i podekscytowany. Czekał tylko, by móc się podzielić z rodzicami swoim przeżyciem:

– Tu był Pan Bóg! – zawołał na widok rodziców – widziałem Go i mówił do mnie.

– Oczywiście, że Pan Bóg był z tobą kochanie – powiedziała matka – ale nie mogłeś Go widzieć i z pewnością nie mówił do ciebie.

– Był i mówił – upierał się chłopiec. – Był cały ubrany na zielono, widziałem tylko Jego oczy. Miał taką zieloną szatę i czapkę, i jeszcze takie zielone coś na buzi.

– Aha – przytaknął ojciec próbując powstrzymać rozbawienie. – A jak poznałeś, że to Bóg?

– No wiesz, tato, były też trzy anioły ubrane całe na biało. Jeden kazał otworzyć mi usta. Wtedy zajrzał do środka i nie wiem, co tam zobaczył, ale zawołał do tego w zielonym: „O Boże, chodź no tylko i zobacz te migdałki!”. No więc Bóg podszedł, zajrzał i powiedział do mnie tak: „Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy”. I nie bałem się ani trochę, bo przecież sam Bóg mnie operował”.

* * *

Usiadłam przy kuchennym stole i, jak co wieczór, spojrzałam przez okno. Głęboki błękit zmierzchu przechodził w atramentową noc. W bloku, na czwartym piętrze, ktoś zapalił nocną lampkę. Pomarańczowe rolety sprawiły, że okno przybrało wygląd kwadratowego zachodzącego słońca.

– Jak gdyby Pan Bóg pracował jeszcze przy biurku w niebie – przyszło mi niespodziewanie do głowy. – Szkoda, że nie mieszka tam, na czwartym piętrze… Byłoby o wiele spokojniej i człowiek czułby się bezpieczniej.

Wyobraziłam sobie, jak Pan Bóg podnosi głowę znad kartek, ogląda się w moją stronę i kręci głową nad moją naiwnością. Uśmiechnęłam się do Niego i…

– Jeśli mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy… – nieoczekiwanie fragment Ewangelii odnalazł się w pamięci. Słowo sprowadziło mnie na ziemię. Pan Bóg jest bliżej mnie, niż się spodziewam. W moim sercu. Naprawdę, mogę być spokojna…

* * *

Pewien dyktator postanowił ukryć Boga tak, by nikt Go nie mógł znaleźć. Zwołał Radę. Ktoś zaproponował, by ukryć Go między gwiazdami.

– Któregoś dnia zdobędą kosmos i znajdą Go – odrzekł dyktator.

– Schowajmy Go na dnie morza – zaproponował ktoś inny.

Odpowiedź dyktatora była podobna.

I wówczas stary mędrzec powiedział:

– Ukryjmy Go między ludźmi, to będzie ostatnie miejsce, gdzie mogliby Go kiedykolwiek szukać…

* * *

Jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata… (Mt 28,20b)

Historię zaczerpnęłam z książki Jamesa A. Feehana, Opowiadania na niedzielę, Poznań 1996.

Tym bardziej…

Zwrócił uwagę na jednego z uczniów liceum, bo jego zachowanie wydawało mu się zupełnie niedorzeczne. No bo któż to, kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego, wynosi na weekend wszystkie książki ze szkoły do domu? Gdy tylko go minął, rozkrzyczana grupka dzieciaków wpadła na właściciela podręczników wyrywając mu je wszystkie z ręki. Jeden z łobuzów podstawił mu nogę. Licealista wylądował na piasku, a okulary w trawie.

Podszedł do nieszczęśnika, bo zauważył w jego oczach bezbrzeżny smutek.

– To jacyś głupcy! Powinno się im dokopać! – powiedział, by jakoś zacząć rozmowę i podał mu okulary.

– Dzięki! – odpowiedział tamten. Miał na imię Kyle.

Rozmawiali całą drogę do domu. Okazało się, że mieszkają niedaleko siebie. Przez cztery lata liceum byli najlepszymi kumplami. Na zakończenie pobytu w szkole średniej Kyle, jako przedstawiciel absolwentów, wygłosił mowę pożegnalną.

– Zakończenie roku szkolnego jest czasem, kiedy dziękujemy ludziom, którzy pomogli nam przejść przez te trudne lata – rozpoczął. – Mam komu dziękować.

Kyle powrócił do pierwszych dni w szkole. Pierwszy weekend nauki miał być dla niego ostatnim. W piątkowe popołudnie wyniósł wszystkie książki ze swojej szkolnej szafki, ponieważ planował wieczorem odebrać sobie życie. Nie chciał, by jego mama musiała po nim sprzątać. Nie zrealizował jednak swego zamiaru, ponieważ gdy przechodził przez park, wpadła na niego grupa dzieciaków. Co prawda, ich zachowanie utwierdziło go w jego zamiarach, ale niespodziewanie podszedł do niego nieznajomy chłopak i zaoferował swoją pomoc…

* * *

Skoro jeden niepozorny gest życzliwości może być początkiem wiernej przyjaźni, to znaczy, że życie którym zostaliśmy obdarowani, jest zaproszeniem ze strony Boga do głębokiej relacji miłości z Nim. Ci, którzy cieszą się każdym dniem, nie zagubią się w samotności, ale doświadczą w niepowtarzalny sposób Jego Obecności. Nie dzięki wyjątkowym staraniom, ale dlatego, że On pierwszy każdego z nas bez wyjątku pokochał.

* * *

Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. (…) My miłujemy [Boga], ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował. (1 J 4,16.19)

* * *

Skoro jeden niepozorny gest życzliwości ma moc w zrozpaczonym człowieku przywrócić nadzieję, to znaczy, że śmierć i zmartwychwstanie Jezusa ma moc wprowadzić nas w życie wieczne. Ci, którzy uchwycą się Jego krzyża, nie zagubią się w śmierci, ale wejdą w życie. Nie polegając na swej sprawiedliwości, ale mocą Chrystusa.

* * *

Jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha. (Rz 8,10)

Jesteś drogi…

Wieczór zapowiadał się całkiem zwyczajnie. Sprzedawca siedział bezczynnie za ladą obserwując przechodniów. Niespodziewanie w drzwiach sklepu pojawił się sąsiad.

– Przygotowuję się do ożenku – rzekł bez wstępów.

Sklepikarz był tak zaskoczony, że nic nie odpowiedział.

– A ty nie myślałeś nigdy, żeby się ożenić? – kontynuował gość.

– Owszem, kiedy byłem bardzo młody, chciałem znaleźć doskonałą żonę. Pokonałem setki kilometrów, by ją znaleźć. Byłem w Damaszku – kontynuował. – Spotkałem piękną, pełną wdzięku, uprzejmą i uduchowioną dziewczynę. Niestety, zupełnie nie znała się na sprawach świata. Szukałem więc dalej… Udałem się do następnego miasta. Tam spotkałem dziewczynę uduchowioną i światową, a przy tym piękną, ale zupełnie nie mogliśmy się ze sobą dogadać. Wreszcie wyjechałem poza granice kraju i tam znalazłem doskonałą kandydatkę na żonę…

Zdziwiony rozmówca zapytał:

– …i ożeniłeś się? Nie przypominam sobie, żebyś miał kiedykolwiek żonę.

– To prawda, nigdy jej nie poślubiłem. Ona, niestety, również szukała idealnego męża.

* * *

Jak oblubieniec weseli się z oblubienicy, tak Bóg twój tobą się rozraduje. (Iz 62,5)

* * *

Ponieważ drogi jesteś w Jego oczach, nabrałeś wartości i On cię miłuje… (por. Iz 43,4)

* * *

Jesteś Jego radością. Tęsknotą Jego serca. Chociaż sam jest Święty, pochyla się nad twoją słabością. Gdy uparcie trwasz w grzechu, nie zniechęca się tobą. Chociaż jest Światłem, nie cofnie się przed twoją ciemnością. Pozostaje wierny tym, którzy odwracają się od Niego. Nie szuka idealnych, chociaż nie znajdziesz w Nim żadnej nieprawości.