Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Justyna Majewska, czterdziestoletnia właścicielka salonu kosmetycznego w Zielonej Górze, ma wszystko, o czym marzyła - ukochanego partnera Roberta, dorosłych dwóch synów: Łukasza odnoszącego pierwsze sukcesy zawodowe oraz Mateusza studenta medycyny, przyjaciół i dobrze prosperujący biznes. Jej poukładane życie rozpada się na kawałki podczas sylwestrowej domówki, gdy po niefortunnym upadku trafia na SOR. To, co miało być zwykłym złamaniem nadgarstka, staje się początkiem koszmaru - przypadkowo wykonana tomografia głowy ujawnia złośliwego guza mózgu. Justyna otrzymuje wyrok - glejak wielopostaciowy czwartego stopnia w nieoperacyjnej lokalizacji. Rok życia, może mniej. Początkowo pogrąża się w rozpaczy, całymi dniami leżąc w piżamie, niezdolna do normalnego funkcjonowania. To Łukasz, jej syn, przywraca ją do życia, odmawiając przyjęcia diagnozy jako ostatecznego wyroku. Rozpoczyna się desperacka walka z czasem. Justyna i jej bliscy przemierzają Polskę w poszukiwaniu lekarza, który podejmie się operacji uznanej przez wszystkich za niemożliwą. Gdy każdy neurochirurg odmawia, Justyna chwyta się nawet irracjonalnych metod - modlitw do świętych, wizyt u uzdrowicieli, amuletów i obrazków religijnych. Przełom następuje podczas pozornie bezcelowych wakacji na Wyspach Kanaryjskich, gdzie przypadkowo poznają małżeństwo lekarzy. Mężczyzna, neurochirurg, opowiada im o doktorze Marcinie Birskim - młodym, wojskowym chirurgu z Bydgoszczy, który specjalizuje się w "niemożliwych" przypadkach. Jednocześnie Justyna nawiązuje niezwykłą przyjaźń z projektantką mody Ewą Minge, której fundacja pomaga chorym na raka. Gdy Robert, nie mogąc znieść widoku cierpienia Justyny, załamuje się i ucieka od odpowiedzialności, to właśnie ta sieć wsparcia - syn, nowo poznani przyjaciele, a przede wszystkim doktor Birski, który jako jedyny podejmuje się ryzykownej operacji - daje jej siłę, by walczyć. Operacja przynosi nieoczekiwany zwrot - guz okazuje się innym typem nowotworu niż diagnozowano, a rokowania są znacznie lepsze. Justyna musi jednak przejść przez piekło rekonwalescencji - porażenie nerwu wzrokowego, obrzęk mózgu, potworny ból. Gdy wydaje się, że najgorsze już za nią, musi zmierzyć się z jeszcze jednym wyzwaniem - czy potrafi wybaczyć Robertowi, który teraz błaga o drugą szansę? "Oszukać śmierć" to poruszająca opowieść o kobiecie, która stanęła twarzą w twarz z własną śmiertelnością i wygrała. To historia o sile determinacji, znaczeniu wsparcia i miłości, a także o tym, jak bliskość śmierci może nauczyć nas prawdziwej wartości życia. Justyna przechodzi transformacyjną podróż - od rozpaczy, przez walkę, do triumfu i przebaczenia, odkrywając po drodze, że czasem największe tragedie mogą prowadzić do najgłębszych przemian. W tej powieści pełnej emocji, nadziei i nieoczekiwanych zwrotów akcji, autorka zadaje fundamentalne pytania o sens cierpienia, granice medycyny, siłę wiary i zdolność człowieka do pokonywania niemożliwego. To opowieść, która zostaje z czytelnikiem na długo po przewróceniu ostatniej strony.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 153
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przygotowanie publikacji:
Ef Ef Usługi Wydawnicze | ef-ef.pl
Redakcja: Maciej Lidachowski
Korekta: Ewa Krefft-Bladoszewska
Skład i projekt okładki: Ewa Krefft-Bladoszewska
Copyright © Katarzyna Pernal-Wyderkiewicz, 2025
ISBN 978-83-975348-1-0 (druk)
ISBN 978-83-975348-6-5 (PDF)
ISBN 978-83-975348-2-7 (ePub)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, publikowanie i rozpowszechnianie utworu bądź jego fragmentów bez zgody autora zabronione.
Historia inspirowana niektórymi wydarzeniami z życia Justyny Bartkowiak
Justyna zerknęła na zegarek. Za kwadrans szesnasta, alista zadań wciąż wydawała się nieskończona. Sylwester 2020 miał być ich pierwszym wspólnym świętem wnowym mieszkaniu iwszystko musiało być perfekcyjne. Robert obiecał wrócić zpracy wcześniej, żeby pomóc zprzygotowaniami, ale znów wostatniej chwili zatrzymał go telefon od klientki.
– Kochanie, będę za godzinę, obiecuję – zapewnił przez słuchawkę.
– Jasne, zawsze tak mówisz – westchnęła Justyna, próbując ukryć rozczarowanie. – Lista zakupów leży na lodówce. Weź duży koszyk, bo tego sporo.
Odłożyła telefon ispojrzała na swoje dłonie. Skóra wokół paznokci była zaczerwieniona i podrażniona. Dało się jej we znaki osiem godzin nakładania tipsów, malowania hybryd imasaż dłoni wjej salonie kosmetycznym „Dotyk Piękna” wcentrum Zielonej Góry. Na szczęście dziś był ostatni dzień pracy wtym roku. Jutro salon pozostanie zamknięty, aona będzie mogła odpocząć.
Justyna otworzyła lodówkę izaczęła przeglądać jej zawartość. Przystawki, zimne zakąski, napoje bezalkoholowe – wszystko było gotowe. Brakowało tylko alkoholu iświeżych składników na sałatki, ale po nie miał pojechać Robert.
Wróciła do salonu ikrytycznym okiem oceniła wystrój. Złote isrebrne balony wkształcie cyfr układały się na ścianie wnapis „2021”. Girlandy świetlne rozciągały się wzdłuż sufitu, dając przyjemne, przytłumione światło. Na stoliku czekały na zapalenie świece zapachowe, aw rogu pokoju zorganizowała mini parkiet taneczny. Robert żartował, że nie ma sensu robić miejsca na tańce, ale Justyna się uparła. Sylwester bez tańców to zaledwie cień święta.
Dźwięk kluczy wzamku przerwał jej rozmyślania.
– Jestem! Imam wszystko zlisty – zawołał Robert, wchodząc do mieszkania zdwiema ciężkimi torbami.
– Nawet cytryny? Dopisałam je na końcu – dopytała Justyna, pomagając mu zzakupami.
– Nawet cytryny – potwierdził, całując ją wpoliczek. – Kupiłem też coś ekstra.
Wyciągnął ztorby butelkę szampana ipudełko czekoladek.
– Pomyślałem, że przyda się coś specjalnego na toast opółnocy. Tylko dla nas.
Justyna uśmiechnęła się, czując jak napięcie ostatnich dni nieco odpuszcza. Może ten rok rzeczywiście skończy się lepiej niż się zapowiadało. 2020 był dla nich wszystkich wyzwaniem. Pandemia, lockdown, niepewność wpracy. Jej salon kosmetyczny ledwo przetrwał wiosenne zamknięcie. Drugie, jesienią, zmusiło ją do zaciągnięcia pożyczki u rodziców. Robert jako informatyk miał więcej szczęścia – mógł pracować zdalnie, ale klienci rezygnowali zusług, projektów było więc mniej.
– Dobra, zostały dwie godziny do przyjścia gości. Ty zajmij się alkoholem imuzyką, ja dokończę sałatki – zarządziła Justyna izaczęła wyciągać składniki ztoreb.
Robert przytaknął izaczął układać butelki wimprowizowanym barku. Wino, wódka, whisky, gin – wybór był imponujący.
– Myślisz, że to nie za dużo? Jest nas tylko ósemka – zauważyła Justyna, siekając warzywa.
– Lepiej więcej niż mniej. Poza tym to sylwester. Może będziemy chcieli świętować do rana?
Justyna nie odpowiedziała. Miała nadzieję, że ten wieczór pomoże im się odprężyć izapomnieć oproblemach mijającego roku. Zwłaszcza otych, które przemilczali.
⁂
O dwudziestej pierwszej wszyscy goście byli już obecni. Mieszkanie wypełniło się śmiechem, rozmowami imuzyką. Magda zmężem, Wojtkiem, przynieśli domowe nalewki. Beata iMarek – najstarsi przyjaciele Roberta zczasów studiów – zadbali oprzekąski. Cezary, kuzyn Justyny, który niedawno przeprowadził się do Zielonej Góry, przyszedł sam, choć Justyna wyraźnie zasugerowała, że może kogoś przyprowadzić. Wreszcie Anka, najbliższa przyjaciółka Justyny, która zawsze pojawiała się spóźniona, ale zdobrym winem.
– Jak tam salon? Przetrwacie ten kryzys? – zapytała Beata, nalewając sobie lampkę. Justyna wzruszyła ramionami.
– Jakoś dajemy radę. Największym problemem są stałe koszty. Czynsz, media, produkty, których termin ważności mija… Mam nadzieję, że od stycznia będzie lepiej. Podobno szczepionka już jest wdrodze.
– Poczekaj, myślisz, że od razu wszystko wróci do normy? – wtrącił Marek, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Moim zdaniem ten wirus zostanie znami na dłużej. Musimy się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości.
– Dajcie spokój, to sylwester! – przerwał im Robert, podnosząc kieliszek. – Proponuję toast za nowy, lepszy rok. Za nami zarazy, klęski inieszczęścia. Przed nami tylko dobre rzeczy.
Wszyscy podnieśli kieliszki iwypili. Justyna poczuła, jak alkohol rozgrzewa jej gardło i rozluźnia napięte mięśnie. Może Robert ma rację inajgorsze było już za nimi.
Imprezę rozkręciła Anka, która przejęła kontrolę nad playlistą. Po godzinie salon zamienił się wmały parkiet. Justyna tańczyła zRobertem, potem zAnką, a w końcu znalazła się wparze zCezarym.
– Widzę, że dobrze się bawisz – zauważył, przekrzykując muzykę.
– Staram się – odpowiedziała iwykonała obrót. – Aty? Podoba ci się wZielonej Górze?
– Jest wporządku. Mniejsze miasto, spokojniejsze życie. Po Warszawie to miła odmiana. Tylko wpandemii trudno poznać kogoś nowego.
– Dlatego powinniśmy cię wyswatać! – zaśmiała się Justyna podczas kolejnego piruetu.
Cezary również się zaśmiał, ale jego uwaga skupiła się na czymś za plecami kuzynki. Odwróciła się izobaczyła Roberta, który prowadził zAnką intensywną rozmowę wkącie pokoju. Zbyt intensywną jak na okoliczności. Justyna poczuła ukłucie niepokoju, ale zignorowała je, skupiając się na tańcu.
W pewnym momencie zahaczyła stopą oróg dywanu. Próbowała złapać równowagę, ale było za późno. Straciła kontrolę iupadła, instynktownie wyciągając ręce, by zamortyzować upadek. Jej prawa dłoń wpadła pod krawędź stolika kawowego iwykręciła się pod nienaturalnym kątem.
Krzyknęła, czując ostry ból promieniujący od nadgarstka aż po łokieć.
Muzyka ucichła. Robert natychmiast znalazł się przy niej.
– Co się stało? Justyna, wszystko wporządku?
– Moja ręka… – wyszeptała. Starała się nie rozpłakać się zbólu. – Coś znadgarstkiem.
Robert delikatnie podniósł jej rękę iskrzywił się, widząc formującą się już opuchliznę.
– To wygląda poważnie. Musimy jechać na pogotowie – stwierdził stanowczo.
– W sylwestra? Daj spokój, może wystarczy zimny okład? – próbowała bagatelizować Justyna, ale ból był zbyt silny, by go ignorować.
– Nie ma dyskusji, jedziemy – Robert pomógł jej wstać. – Cezary, możesz zająć się gośćmi? Nie wiemy, ile to potrwa.
– Jasne, nie ma problemu. Daj znać, jak coś będzie wiadomo.
Justyna czuła się głupio, rujnując własną imprezę sylwestrową, ale ból był coraz bardziej dokuczliwy. Robert pomógł jej ostrożnie założyć płaszcz tak, żeby nie naruszać zranionej ręki.
– Przepraszam – szepnęła, gdy byli już wsamochodzie.
– Za co? – zdziwił się.
– Za zepsucie wieczoru.
Robert westchnął iodpalił silnik.
– Nie zepsułaś niczego. Po prostu miałaś wypadek, zdarza się.
Jechali wmilczeniu przez opustoszałe ulice Zielonej Góry. Niebo od czasu do czasu rozświetlały przedwczesne fajerwerki. Justyna patrzyła na nie, zastanawiając się, czy ten wypadek to zły omen na nadchodzący rok, czy może ostatni pech właśnie mijającego.
Zatrzymali się na czerwonym świetle. Robert zerknął na zegarek wsamochodzie – 22:47.
– Zdążymy wrócić przed północą – powiedział, jakby czytając wjej myślach. – Zobaczysz, założą ci gips albo opaskę ortopedyczną ibędziemy mogli świętować dalej.
Justyna przytaknęła zpoczuciem, że to nie będzie takie proste. Coś jej mówiło, że ten wypadek to dopiero początek komplikacji, które ją czekają. Dla kosmetyczki kontuzjowana dłoń to nie byle problem – może na dłuższy czas zakłócić karierę.
Światło zmieniło się na zielone iRobert ruszył wkierunku szpitala, gdzie na izbie przyjęć czekała ich długa kolejka sylwestrowych wypadków. Rok 2020 najwyraźniej nie zamierzał zakończyć się łagodnie.