Pałac Luizy - Anna Szczęsna - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Pałac Luizy ebook i audiobook

Anna Szczęsna

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Klara jest zadowolona ze swojej pracy i mieszkania. Niestety, w wyniku nieprzewidzianych okoliczności musi całkowicie zmienić swoje życie. Namówiona przez przyjaciółkę, decyduje się przyjąć posadę, o której niewiele wie i wyjeżdża do urokliwego Pałacu Luizy. Park, ogród i cała okolica zachwycają kobietę, a sam budynek budzi ogromną ciekawość. Idylliczna codzienność zostaje zakłócona, gdy pojawia się ktoś jeszcze. Od tego momentu, nic nie jest, jak dawniej, a piętrzące się problemy stawiają pod znakiem zapytania przyszłość pałacu. Czy Klarze uda się ocalić wyjątkowe miejsce, w którym czeka miłość i spełniają się marzenia? 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 341

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 7 min

Lektor: Monika Chrzanowska
Oceny
4,2 (98 ocen)
50
25
14
7
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
koala_26

Z braku laku…

osoba czytająca książkę wprowadza taki grobowy nastrój że nie da słuchać niestety.
10
olkakolka19

Dobrze spędzony czas

Optymistyczna historia.
00
Nataliap1987

Nie oderwiesz się od lektury

Historia piękna, aczkolwiek lektorka nie przypadła mi do gustu. Zupełnie nie oddaje emocji. Męczyłam się słuchając audiobooka.
00
gizoltg

Nie oderwiesz się od lektury

super
00
szpaczek_czyta1992

Dobrze spędzony czas

⭐RECENZJA⭐ Lubicie zmiany? Powieść "Pałac Luizy" autorstwa @anna_szczesna_autorka, to historia o kobiecie, która ceniła sobie spokój i rutynę. Jednak z dnia na dzień musi podjąć i podejmuje trudną decyzję o zmianie swojego, dotychczasowego życia. Jednym słowem - rzuca wszystko i wyjeżdża, żeby zająć się tytułowym pałacem. I wszystko byłoby by git, gdy nie fakt, że los ma dla niej ciężki kaliber, który wytacza w najmniej oczekiwanym momencie jej życia. Fabuła w tejże lekturze jest poprowadzona bardzo spokojnie, ale nie aż tak, żeby zanudzić czytelnika. Z każdą stroną poznajemy coraz to nowsze sytuacje i rzeczy, które prowadzą do jednego. Do czego? Przekonacie się, gdy sięgniecie po tę książkę 😏 Wszystko jest stonowane, przemyślane i tak zrobione, żeby zaangażować wszystkich w całą tę historię. Każdy bohater, a w szczególności dwójka była wykreowana nader realnie, byli pełni prawdziwych emocji oraz uczuć. Podobała mi się ich współpraca w pałacu, żeby postawić go na nogi oraz utrzym...
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

SZANSA W CIEMNO

 

 

 

Planowała rozkosznie bezproduktywny dzień. Niestety szybko się okazało, że musiała zrezygnować z wytęsknionego po długim okresie wytężonej pracy odpoczynku. Z samego rana zadzwoniła Aneta z propozycją nie do odrzucenia. Zakomunikowała, że wpadnie o szesnastej, i zażyczyła sobie ciasto z jabłkami. Jedyne, jakie Klara potrafiła upiec i które jej najlepsza pod słońcem przyjaciółka sobie upodobała. Na pytanie: „Na co masz ochotę?” Aneta z uporem maniaka odpowiadała: „No przecież wiesz, na twoje ciasto z kruszonką”. I tym razem nie zaskoczyła jej niczym nowym, chociaż Klara w głębi duszy liczyła, że wymiga się pączkiem z cukierni. Nic z tego.

Leżenie na kanapie i cieszenie się lenistwem zastąpiła bieganiem z odkurzaczem, szybkimi zakupami i pieczeniem. Nim ogarnęła pobojowisko w kuchni i zjadła szybki obiad, Aneta pojawiła się w progu jej wynajmowanego mieszkania.

Od zawsze kojarzyła się Klarze z disneyowską Królewną Śnieżką – porcelanowa cera, kruczoczarne włosy ujarzmione opaską i zamiłowanie do szerokich, długich spódniczek. Była zupełnym przeciwieństwem Klary, której wygląd odpowiadał podejściu do życia. Ona preferowała wygodne dżinsy, koszulki i marynarki. Jasne włosy najczęściej wiązała w ciasny kucyk. Poruszała się szybko i zdecydowanie, bez śladu subtelności charakterystycznej dla Anety.

– Pięknie pachnie. Proszę o duży kawałek. Jak dobrze, że nie ja go piekłam. – Przyjaciółka zajrzała do kuchni i palcem pokazała, jaką porcję ma na myśli. – Idealnie. – Odebrała talerz i ruszyła na swoje ulubione miejsce. Fotel stojący przy niskim regale z książkami, obok okna.

Wynajmowana kawalerka miała tylko jeden mankament. Nie należała do Klary, która wielokrotnie marzyła, że być może kiedyś uda się jej kupić te trzydzieści metrów. Niestety. Nadal nie mogła sobie pozwolić na własny kąt.

– I jak po skończonym projekcie? – zapytała Aneta. Przymknęła oczy, wgryzając się w ciasto i mrucząc z zadowolenia.

– Jestem wykończona. Potrzebuję czasu, żeby dojść do siebie.

– Nie dziwię się. – Aneta palcami zebrała okruszki, które spadły z talerza prosto na jej kolana. – Praca po dwanaście godzin, bez wolnych weekendów wykończyłaby każdego.

– Przecież wiesz, że tak intensywnie pracowałam tylko przez ostatnie tygodnie. – Klara też skubnęła wciąż ciepłe ciasto.

Odkąd na studiach brała udział w organizowaniu festiwalu teatralnego, zdobyła renomę i organizatorzy imprez kulturalnych polecali ją sobie. Propozycje same się sypały. Ogarniała marketingowo różne wydarzenia i była w tym świetna. Lubiła szybkie tempo i to, że po zakończeniu współpracy tylko od niej zależało, jak długie wolne sobie zrobi. Poza tym zwykle płacono jej całkiem dobrze. Przepracowała w ten sposób kilka lat i dopiero teraz zaczął jej doskwierać brak stabilizacji. Całe życie podporządkowała pracy na kontraktach. Gdyby Aneta nie dbała o ich relację, pewnie ta znajomość też by się posypała, jak wiele innych z czasów szkolnych i studenckich. Jakikolwiek związek z facetem nie wchodził w grę. Klara coraz częściej zastanawiała się, dokąd zaprowadzi ją zaangażowanie bez reszty w kolejne projekty. No i łapała się na tym, że dopadało ją znużenie.

– To co teraz będziesz robiła? Są wakacje.

– Jeszcze nie wiem. Nie miałam czasu o tym pomyśleć. A ty kiedy wyjeżdżasz?

Aneta chwaliła się, że udało się jej dostać dość dobrze płatną posadę. Niezbyt odpowiadał jej przymus przeprowadzki, ale dzięki niej miała zebrać brakującą kwotę do otwarcia własnego biznesu. Odkąd się znały, opowiadała o cukierni, którą będzie prowadziła, i o książce z jej autorskimi przepisami. Do tej pory sukces osiągnęła tylko w mediach społecznościowych. Jej filmiki z przepisami na wymyślne babeczki cieszyły się ogromną popularnością, niestety wciąż znajdowała się daleko od wymarzonego celu.

– W tej sprawie do ciebie przychodzę. – Spoważniała i odstawiła talerz z niedojedzonym ciastem. Klara spodziewała się, że przyjaciółka zaraz wyzna jej coś ważnego. – Dostałam kolejną ofertę, dzięki której zarobię jeszcze więcej. Dla mnie oznacza to poduszkę finansową, której brak spędzał mi sen z powiek.

– A co z tą wakacyjną pracą wyjazdową, o której mi wspominałaś ostatnio?

– No właśnie. Żal byłoby, żeby się zmarnowała, poza tym nie znoszę wystawiać ludzi. Właściwie to nigdy tego nie robię. Znasz mnie, to nie w moim stylu.

– Możesz opowiedzieć od początku, co się wydarzyło? – Klara rozluźniła się, wiedząc już, że jeśli ma się coś zmienić, to na lepsze.

– Jak wiesz, aktualnie jestem przekonana na sto procent do otwarcia babeczkarni.

– Babeczkarni? To oficjalna nazwa? – Klara napełniła szklankę schłodzoną owocową herbatą i podała gościowi. Słońce przesunęło się po niebie i zaczęło grzać w okna, podnosząc temperaturę w jedynym pokoju w całym mieszkaniu.

– Nie, no coś ty… wymyślę coś bardziej finezyjnego. – Przyjaciółka wypiła napój duszkiem, odwróciła się i bez pytania spuściła rolety. Otoczył je przyjemny mrok. – Jak ty wytrzymujesz podczas upałów?

– Normalnie. Otwieram okno w kuchni i robię przeciąg. Nie zmieniaj tematu – ponagliła Anetę.

– No dobra, pewnego dnia zaczepił mnie w restauracji mężczyzna, którego akurat obsługiwałam. Zaproponował mi pracę na okres próbny. Średnio mi się spodobała jego oferta, dopóki nie zobaczyłam kwoty.

– Czy to nie wydało ci się dziwne? Bo dla mnie odrobinę niepokojące. Pracy chyba najlepiej szukać jednak w ofertach, a nie u obcego faceta, który kusi zerami…

– Przedstawił się, dał wizytówkę. Kamil jakiś tam… Pieniądze były rozsądne. Atrakcyjne, ale nie aż tak, by wzbudzać nieufność. Nie spodobało mi się to, że mam się przeprowadzić.

– Ale się zgodziłaś, prawda?

– No tak. Tylko że parę dni temu mój znajomy zadzwonił do mnie z jeszcze lepszą ofertą.

– I w czym problem? Poszukają sobie na to pierwsze miejsce kogoś innego.

– Tylko wiesz, tamta praca wyglądała naprawdę bardzo, ale to bardzo kusząco. I pomyślałam o tobie.

– Jak to? – Klara zrobiła duże oczy.

Cieszyła się na perspektywę wolności w najbliższych tygodniach. Jesień zawsze obfitowała w możliwości i ciekawe projekty. Mogła w nich przebierać jak w ulęgałkach, ale musiała się wcześniej zregenerować.

– Słuchaj, wreszcie uda ci się odłożyć pieniądze na wkład własny. – Aneta wychyliła się z fotela, aż brzeg jej kwiecistej spódnicy sięgnął dywanu. Z lekkim uśmieszkiem błąkającym się po ustach kusiła przyjaciółkę.

– Przestań, mam oszczędności, ale nie o to się rozchodzi. I tak nie dostanę kredytu.

– Daj mi skończyć. Oferta przewiduje stałe zatrudnienie. Gdybyś podpisała umowę, mogłabyś wziąć kredyt i kupić mieszkanie.

– A gdzie jest haczyk? – Klara zachowała spory dystans i sceptycznie słuchała przyjaciółki, która wyglądała, jakby opowiadała bajkę.

– Nie ma. Jedziesz, dostajesz zakwaterowanie, posiłki, regularne wynagrodzenie, po upływie określonego czasu umowę, idziesz do banku, kupujesz mieszkanie, wynajmujesz, spłaca się samo…

– Zaraz, zaraz… – Klara pokiwała palcem wskazującym, powstrzymując Anetę. – Z tego, co wspomniałaś, musiałabym się wyprowadzić? Dokąd?

– No przecież nie na zawsze. Chyba nic cię tutaj nie trzyma? I tak zdarza ci się wyjeżdżać służbowo. W zależności od charakteru zlecenia.

– Nie, dzięki. Nie jestem zainteresowana takimi zmianami. Uwielbiam tu mieszkać. Teraz chcę odpocząć. – Zatoczyła ręką krąg, jakby podkreślała atuty kawalerki i okolicy.

Mieszkanie, chociaż małe, jej wystarczało. Miała tu wszystko, co potrzebne do szczęścia. Kiedy intensywnie pracowała, do domu wracała tylko na noc, więc podwójnie doceniała przerwy między kolejnymi projektami kulturalnymi. Mogła wtedy odpoczywać w znajomej, przyjaznej i oswojonej przestrzeni.

Lokum wynajęła jeszcze na studiach, w momencie, gdy zaczęła pracować. Niewtrącająca się właścicielka, rozsądna cena, balkon, nieco artystyczny wystrój, o którym sama decydowała, no i lokalizacja. Przystanki tramwajowy i autobusowy zaraz za rogiem, park dający wytchnienie w gorące dni i szereg uroczych, klimatycznych sklepików, w których sprzedawcy mówili do niej po imieniu. Czego chcieć więcej?

– Kochana, wysłuchaj mnie do końca.

– Jeszcze czegoś do picia? Bo ja mam ochotę na małą kawę. – Klara zebrała szklanki i przeszła do kuchni znajdującej się po drugiej stronie mikroskopijnego przedpokoju.

– Ja też poproszę. – Aneta ruszyła za nią. – Uwierz mi, to świetna oferta, szansa dla ciebie… – kontynuowała niezrażona.

Gdy Klara wstawiała wodę, wyjęła z szafki kubki, a potem przysiadła na taborecie w kącie między lodówką a stołem przysuniętym do ściany.

– Lubię to, co robię, utrzymuję się i nie szukam niczego innego – wyjaśniła Klara, sięgając po łyżeczki i odruchowo przecierając je kuchennym ręcznikiem.

– Niech ci będzie, to teraz posłuchaj o drugiej ofercie. To prawdziwa gratka.

– Domyślam się, że zarobisz nieco więcej. Ale nie namawiaj mnie już na wzięcie posady, na którą się zgodziłaś wcześniej. Odmówisz i po sprawie. Ludzie zmieniają plany, to normalne. Niczego nie podpisałaś. Poza tym nie chcę nigdzie wyjeżdżać, chyba że z tobą nad morze. I do rodziców, jak co roku. Potrzebuję oddechu. Wyjść z tobą na plotki, na długi spacer, do kawiarni albo do kina.

– To raczej nie będzie możliwe. – Aneta spuściła wzrok i skubnęła podstawkę pod talerz. – Wyjeżdżam. Na Islandię. Minimum na rok.

– Że co? Islandia? Co tam będziesz robiła? – Klara zapomniała o gotującej się wodzie. Oburzenie i niedowierzanie przeplotły się z żalem. Ale jak to? Jej przyjaciółka wyjeżdża? Zostawia ją samą? Nie wyobrażała sobie wakacji bez Anety. Rozczarowanie mocno zapiekło.

– Czekałam, aż będziesz wolna, żebyśmy mogły spokojnie porozmawiać. Poinformowanie cię o mojej decyzji w mailu albo SMS-ie wydawało mi się nie na miejscu. Poza tym ja się bardzo cieszę. Mogłabyś choć trochę mnie wesprzeć – burknęła urażona. – Błagam, nie rób takiej miny, bo zaraz będę miała wyrzuty sumienia, a nie popełniłam żadnej zbrodni. – Aneta wstała zaskoczona gwałtowną reakcją Klary i sama dokończyła szykowanie kawy. Podała na stół parujące kubki. Nie wróciły już do pokoju. – Słuchaj, dla mnie to ogromna szansa.

– Zostawisz mnie tutaj samą? Co ty będziesz tam robiła? To daleko! I zimno. Poza tym jak wytrzymasz te ciemności? Cholera, no nie. Naprawdę mogłaś mnie jakoś przygotować, uprzedzić. Tak się cieszyłam, że częściej będziemy się spotykać. Korzystać z ładnej pogody. Zaplanowałam, że pojedziemy nad jezioro albo na krótki wypad w góry, co tylko byś chciała… Ech…

– Klaro… proszę cię. Byłabym głupia, gdybym nie skorzystała.

– Rozumiem. Po prostu mnie zaskoczyłaś. – Wyprostowała się, uniosła dumnie głowę i przyjaźniej spojrzała na przyjaciółkę. Dotknęła jej ramienia. – Bardzo się cieszę, naprawdę, ale musisz mi coś więcej opowiedzieć o tej posadzie.

– Gdy wyjechałam jesienią na weekend do Mediolanu, poznałam pewnego Włocha. Zgadaliśmy się, że ma dziewczynę na Islandii, jedzie do niej i zamierza tam otworzyć restaurację. Powiedziałam mu, czym się zajmuję, pokazałam moje profile i tak dalej. Teraz do mnie napisał i zaproponował pracę. Polubiliśmy się, a on chce mieć zgraną ekipę. Wynagrodzenie, które zaproponował, jest dla mnie bardzo, ale to bardzo zachęcające. Rok albo półtora i będę na swoim. Nie mogę tego zaprzepaścić. Druga taka szansa na pewno się nie trafi.

Klara westchnęła. Coraz trudniej było jej utrzymać pozory, że rozumie wybór Anety.

– Kiedy wyjeżdżasz? – wyjęczała żałośnie.

– Za tydzień.

– Nie wierzę. Tak szybko? Ale to nic. Nie martw się mną. Pomóc ci w pakowaniu, formalnościach czy co tam potrzebujesz? – Przełknęła żal i grała rolę wspierającej przyjaciółki.

– Już prawie wszystko mam ogarnięte. Uwierz, są też dobre strony mojego wyjazdu. Po pierwsze, już złożyłam wypowiedzenie. Jestem wolna. Możemy się codziennie widywać, aż do wylotu. A po drugie, możesz mnie odwiedzić.

– Dzięki, bądźmy realistkami. – Przygnębienie na dobre przepędziło dobry nastrój. – Nim się urządzisz, będzie jesień, a ja wtedy pracuję na okrągło.

– Dlatego przyszłam do ciebie z propozycją. Jeszcze ją sobie przemyśl. Przy takim trybie życia się wykończysz. Wiem, że lubisz swoją pracę, ale w dalszej perspektywie nie przyniesie ci nic dobrego. Masz kontakty, doświadczenie, poszukaj czegoś na stałe.

– Kiedy mi to odpowiada. Wiem, że na dłuższą metę to pułapka, ale gdy przyjdzie pora, rozejrzę się za etatem.

– Możesz się nad tym zastanowić gdzieś zupełnie indziej. Wyślę ci adres.

–  Ty znowu o tym? Daj spokój. Nie chcę już o tym słyszeć. Nie przeprowadzę się. Poza tym nie pasuję do restauracji.

– A kto powiedział, że chodzi o restaurację? – Aneta, wstając, trąciła stół, wylała odrobinę wystygłej kawy na blat i wyszła z ciasnej kuchni, by po chwili wrócić z torebką w ręku. Wyjęła z niej niewielki przybrudzony kartonik. – Gdybyś się zdecydowała, po prostu staw się pod tym adresem, masz czas do lipca. Weź to, co najpotrzebniejsze. Słyszałam, że tam jest bardzo ładnie.

– Ale jesteś uparta. – Klara robiła dobrą minę do złej gry. Odsunęła od siebie wizytówkę. Nawet na nią nie zerknęła i nie pytała już o nic.

Pożegnały się skwaszone, ale umówiły się na następny dzień na długi spacer i obiad na mieście.

Dopiero późnym wieczorem dotarło do Klary, co dla niej oznacza wyjazd przyjaciółki. Upragnione dwa miesiące przerwy straciły blask, dodatkowo zdała sobie sprawę, że wszyscy się rozwijają, tylko ona stoi w miejscu. Jednak wciąż nie wiedziała, co chciałaby robić. Mimo wielu mankamentów lubiła nieprzewidywalny charakter swojej pracy. I wciąż brakowało jej determinacji, by coś zmienić. No chyba że los ją do tego zmusi.

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ DRUGI

 

WYMUSZONA DECYZJA

 

 

 

– Tak bardzo mi przykro. Nie sądziłam, że kiedyś będę musiała to zrobić. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży jak najlepiej dla ciebie. I pamiętaj, nie musisz się spieszyć z wyprowadzką. Dopiero gdy zjawi się kupiec, to wtedy. Do widzenia.

Drzwi za właścicielką mieszkania się zamknęły, a Klara stała w przedpokoju oniemiała.

– I co ja, do cholery, mam zrobić? – zapytała odbicia w lustrze.

Spędziła w tym niewielkim mieszkaniu ponad dziesięć lat. Przyzwyczaiła się, przywiązała. Miała naturę kota i perspektywa wywrócenia do góry nogami całej znanej rzeczywistości niemal ją sparaliżowała.

Kobieta, do której należało mieszkanie, podjęła decyzję o wyprowadzce do swoich dzieci, na drugi koniec Polski. Nie chciała mieszkać z nimi, dlatego zamierzała tam kupić kawalerkę. Zamykała wszystkie swoje sprawy, gotowa zacząć od nowa, w zupełnie innym miejscu. Beztroska i pozbawiona zobowiązań. Ale to wiązało się z ogromnym stresem dla Klary. Dziewczyna nie dowierzała, że to, co uważała za pewnik, przestało zależeć od niej. Nic nie mogła zrobić, żeby dalej tu mieszkać. Nie stać jej było na kupno nawet kilkudziesięciu metrów. Pewien etap dobiegł końca.

Najpierw jednak musiała opłakać utratę swojego ulubionego miejsca na ziemi. Pod powiekami pojawiły się nieproszone wspomnienia.

Pierwsze studenckie lata, gdy dzieliła tę niewielką przestrzeń ze zmieniającymi się współlokatorkami. Nocne posiedzenia nad książkami. Nieliczne domówki w wąskim gronie znajomych. Ciche noce, gdy po obronie zdecydowała się na samodzielny wynajem. Sprzęty i meble, które starannie wybierała. Niektóre zdobyczne, inne kupione za pierwsze zarobione pieniądze. Własnoręcznie pomalowane ściany. Rośliny kąpiące się w blasku słońca na parapecie. Plakaty, obrazki, zdjęcia… historia jej życia zaklęta w przedmiotach.

Opadła na kanapę, ściągając niechcący kolorową narzutę. Chociaż żal dławił ją w gardle, musiała zacząć działać. Im szybciej, tym lepiej. Wizja niekończących się wycieczek obcych ludzi chcących kupić kawalerkę okazała się na tyle sugestywna, że Klara musiała znaleźć rozwiązanie palącego problemu. Niebawem dopadnie ją bezdomność.

Finalnie okazało się, że Aneta miała rację. Gdyby Klara zawczasu się przygotowała i podjęła stałą pracę, sama kupiłaby mieszkanie. Posiadała co nieco na lokatach i koncie oszczędnościowym. Niestety za mało, by przekonać bank, że zasługuje na kredyt. Dodatkowo dyskwalifikował ją brak stałego zatrudnienia. Dotychczas nie brała pod uwagę, że pewnego dnia zostanie zmuszona do wyprowadzki. Jak łatwo uwierzyć, że coś jest na zawsze.

Rozejrzała się wokół, zastanawiając się, co zrobi ze wszystkimi zgromadzonymi rzeczami. Czy naprawdę ich potrzebuje?

Nie mogąc znaleźć satysfakcjonującego wyjścia z patowej sytuacji i walcząc z przygnębieniem, które podstępnie atakowało, wzięła klucze i wyszła z domu.

Spacer miał moc terapeutyczną. Zawsze pomagał. Nie musiała mieć obranego celu. Wystarczyło, że szła. Krok za krokiem, aż myśli staną się uporządkowane, klarowne i rozwiązanie pojawi się bez wysiłku. Sposób doskonały w swojej prostocie.

Maszerowała energicznie, pogrążona w niewesołych myślach. Nie zauważała parkowych alejek pełnych ludzi korzystających z czerwcowej aury, mijanej mobilnej kawiarni, skąd uśmiechał się do niej młody chłopak. Kojarzył ją, bo zdarzało się, że biegnąc na przystanek, kupowała u niego kawę i zamieniali ze sobą kilka zdań. Zignorowała niewielkiego jamnika, który podbiegł do niej z patykiem w pysku.

Skończył się park, a ona wędrowała wzdłuż rzeki. Ocknęła się dopiero przy moście kolejowym. Spragniona, z otartymi piętami, rozejrzała się niezbyt przytomnie. Przysiadła na ławce. Westchnęła rozczarowana, że nie pojawiło się żadne olśnienie.

– Przepraszam, która godzina? – zapytała kobietę prowadzącą dziecięcy wózek.

Gdy usłyszała odpowiedź, zdziwiła się, że jest już tak późno. Jej żołądek przypomniał o sobie bolesnym skurczem i zorientowała się, że pora obiadowa dawno minęła.

Nim dotarła do domu, miała pobieżnie zarysowany plan, który w niczym nie przypominał wymarzonego, ratującego ją bezboleśnie z opresji.

Zawiezie rzeczy do rodziców. Na razie to tyle. Potem poszuka nowego mieszkania. O ile znajdzie odpowiednie, będzie mogła pracować. A jeśli nie? Istniała taka możliwość. Dawno nie przeglądała żadnych ogłoszeń. Nie znała rynku.

Zalała ją fala gorąca. Tyle rzeczy mogło pójść nie tak. Gdy zawisła nad nią groźba braku dachu nad głową, zrozumiała, jak bardzo siebie oszukiwała. Przez wiele lat szczęście jej sprzyjało. Bez większych problemów realizowała swoje pasje, zarabiała i cieszyła się odpoczynkiem w wynajmowanej kawalerce, aż do teraz.

W uszach wciąż rozbrzmiewały jej słowa właścicielki: „…nie musisz się spieszyć”. Ale na co miała czekać? Siedzenie z założonymi rękoma nie leżało w jej naturze.

Nim podgrzała zupę, zadzwoniła do rodziców i poinformowała o niefortunnej sytuacji, w jakiej się znalazła, a po obiedzie zeszła do sklepu spożywczego i wróciła z kartonami.

Chociaż łzy zbierały się jej pod powiekami, brała do ręki każdą rzecz i zastanawiała się, czy ma ochotę ją zatrzymać, czy jednak puści dalej w świat, żeby mogła uszczęśliwić kogoś innego. Sentymenty odsunęła na bok i nim zapadł zmierzch, w przedpokoju ustawiła piramidę pudełek z zawartością do „oddania” i pobieżnie zerknęła na ogłoszenia mieszkań na wynajem. Stwierdziła, że jej przyszłość nie wyglądała zbyt optymistycznie. Oferta okazała się dość skromna, a przy tym niespełniająca jej wymagań i znacznie przekraczająca budżet.

– No to pięknie. Jak pójdę do pracy, gdy nie będę miała gdzie mieszkać? – Jej głos zabrzmiał obco.

Przeciwności piętrzyły się, wprawiając ją w stan podenerwowania. Usilnie próbowała się mu nie poddać. Poradzi sobie. Nieraz podczas przygotowywania jakiegoś festiwalu musiała mierzyć się z zaskakującymi problemami i zawsze, ale to zawsze wychodziła z nich obronną ręką. Podstawą było opanowanie emocji i optymizm.

Wzięła kilka głębokich oddechów, włączyła przyjemną muzykę, otworzyła szeroko drzwi balkonowe, ułożyła się na pościelonej kanapie i próbowała się zrelaksować.

Odpocznie, wyśpi się, a rano wstanie pełna energii, gotowa zmierzyć się z tym, co przyniesie nowy dzień.

Niestety, ciało zignorowało rozum. Już dawno laptop się rozładował, melodia ucichła, a ona leżała wpatrzona w cienie tańczące na suficie aż do świtu, gdy wreszcie zasnęła.

 

* * *

 

Późny poranek powitała z nieznośnym bólem głowy. Mimo to uparła się, by kontynuować pakowanie. Ogromna chęć spotkania się z Anetą nie pomagała. Niestety, jej przyjaciółka właśnie rozgaszczała się na surowej islandzkiej ziemi, podekscytowana przygodą i szansami, jakie się przed nią pojawiły.

Klara nie marnowała ani chwili. Pierwsze pudełka wysłała paczkomatem. Tylko najważniejsze rzeczy. Uznała, że zostawi sobie wyłącznie to, co niezbędne do przeżycia. Pozostałe pamiątki, ozdoby, wszystko, co wartościowe, ale niepotrzebne, opisała w ogłoszeniach „oddam za darmo”.

Próbowała znaleźć jakieś mieszkanie i umówić się na obejrzenie, ale tylko dwa wydały się jej warte zainteresowania. Niestety, gdy zadzwoniła, oba ogłoszenia okazały się nieaktualne. Zniechęcona, z gasnącym entuzjazmem wróciła do porządków.

Wyszła tylko na chwilę, by kupić gotowe pierogi na obiad. Zamiast cieszyć się wolnym, musiała w miarę szybko znaleźć nowe lokum, a to wydawało się coraz trudniejsze.

Po powrocie z większą determinacją czyściła kolejne szafki. W każdym kącie kryły się wspomnienia. Z ciężkim sercem żegnała mieszkanie, do którego tak bardzo się przywiązała.

Mimo wysiłków nie znalazła żadnej alternatywy dla powrotu do domu rodzinnego. Stamtąd musiała szukać nowego miejsca zamieszkania. To wiele komplikowało i oznaczało sporo straconego czasu, a do tego pewnie rodzice zechcą brać udział w poszukiwaniach. Od dawna sama o siebie dbała i wizja wspólnego oglądania lokali podnosiła jej ciśnienie. Wolałaby tego uniknąć. Kochała ich, ale troska, jaką ją otaczali, groziła zaduszeniem. Dlatego dom odwiedzała z umiarkowaną regularnością.

Dzień upłynął jej na ciągłym krzątaniu się i nadmiernym rozmyślaniu. Obolała weszła pod prysznic, obiecując sobie, że chociaż wieczór spędzi miło. Na ile to możliwe. Z mokrymi włosami, pachnąca kwiatowym żelem, ubrana w przydługą koszulkę z logo festiwalu filmowego, przy którym pracowała, sięgnęła po wino trzymane w lodówce na specjalną okazję. Liczyła, że wypije je z Anetą albo w większym gronie. Niestety, nie spodziewała się w najbliższym czasie żadnego powodu do świętowania. Otworzyła butelkę i napełniła pękaty kieliszek.

– Za te wszystkie minione szczęśliwe dni i chwile… – Uniosła szklane naczynie i wypiła pierwszy łyk.

Siedziała w półmroku, nie zagłuszając dźwięków dobiegających z dworu żadną muzyką. Ponownie nalała do kieliszka, a odstawiając butelkę na stolik, zrobiła to nieuważnie. Przewróciła ją. Wino wylało się na laptop i stertę papierów, których nie zdążyła posegregować. Zaklęła brzydko, zapaliła światło i starała się uratować chociaż część szpargałów. Podniosła mokry notes, próbując zetrzeć plamy papierowym ręcznikiem. Pod spodem leżał niepozorny kartonik. Przypomniała sobie wizytę Anety i jej propozycję. Nie mając lepszego pomysłu, sięgnęła po komórkę i wygooglowała adres widoczny na mokrej wizytówce.

Zaskoczona, podziwiała sielankową okolicę, ale zdjęcia lokalu, w którym miała pracować jej przyjaciółka, nie znalazła.

Uśmiechnęła się na myśl, że mogłaby skorzystać z nadarzającej się okazji. Szereg drobnych wydarzeń zmusił ją do wzięcia pod uwagę zrobienia tej jednej, zupełnie absurdalnej rzeczy. Skoro gwarantowano zakwaterowanie, a ona lada dzień będzie musiała opuścić wynajmowaną kawalerkę, to właściwie dlaczego nie? Co ją powstrzymywało?

Tak, to dobry pomysł. Zrobi sobie wycieczkę, rozejrzy się, zorientuje, co to za praca i czy warunki naprawdę są tak atrakcyjne, jak zapewniała ją Aneta.

Z tym postanowieniem zarzuciła sprzątanie i położyła się spać.

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ TRZECI

 

DZIWNIE, CORAZ DZIWNIEJ

 

 

 

Zwykle postępowała z rozmysłem i sprawnie podejmowała decyzje po dokładnym przeanalizowaniu wszystkich „za” i „przeciw”. Tym razem zadziałała impulsywnie. Po opróżnieniu mieszkania, sprawdzeniu dojazdu i rozmówieniu się z właścicielką wybrała się w drogę. Nie dopuszczała do siebie żadnych wątpliwości, wmawiając sobie, że postępuje zgodnie z tym, co podsunął jej los. Może to przeznaczenie? Zbyt wiele pojawiło się zbiegów okoliczności. Opuszczona przez przyjaciółkę, zmuszona do przeprowadzki, chwilowo bez pracy, ale z propozycją, która w tym momencie mogła się okazać ratunkiem.

Mogła, ale nie musiała. Nie miała pojęcia, czego się spodziewać na miejscu.

Z jedną walizką na kółkach ruszyła w nieznane. Nie miała konkretnego planu, liczyła, że jakoś to będzie. Nawet nie wspomniała rodzicom, na co się porwała. Na ich pytanie, co dalej zamierza, odpowiedziała, że zostaje jeszcze kilka tygodni w swoim mieszkaniu, żeby poszukać nowego, nim jesienią wróci do swoich zajęć. Nie zdradziła nawet słowem, że wybiera się w bliżej niesprecyzowanym kierunku, by zorientować się, jaką to świetną posadę rekomendowała jej Aneta.

Tym sposobem po przejechaniu trasy pociągiem, autobusem, a na końcu busem prywatnej firmy znalazła się na rozstaju dróg przy figurze zatroskanego świętego i zastanawiała się, co dalej. Niezawodna nawigacja wskazywała miejsce, ale widok, chociaż piękny, pozbawił ją resztek pewności siebie. W co ona, u licha, się pakowała?

Popołudniowe słońce prażyło. W falujących łanach dojrzewających zbóż świergotało ptactwo, a przed nią rozciągała się kusząca cieniem wierzbowa aleja. Według tego, co podpowiadała jej komórka, właśnie w tym kierunku powinna się udać.

Ruszyła, z trudem ciągnąc walizkę po kamienistej nawierzchni. Spodziewała się, że na końcu drogi znajdzie jakiś dom weselny albo zajazd i jeśli oferta okaże się jedną wielką pomyłką, będzie mogła wynająć pokój, przenocować, odpocząć, a następnego dnia wyruszyć do rodziców. Trudno. Wróci z podkulonym ogonem i będzie się zastanawiała, co dalej robić.

Z każdym krokiem coraz wyraźniej widziała, że popełniła błąd. Gdyby tylko udało się jej dodzwonić do Anety. Niestety, przyjaciółka była nieosiągalna, Klara nie mogła więc zapytać o więcej szczegółów, by uchronić się przed wyprawą skazaną na porażkę. Przyparta do muru i zdesperowana rzuciła się na coś, co wyglądało jak szansa.

Co niby miała tu robić? Nigdy nie pracowała w gastronomii, a nie sądziła, żeby jej umiejętności przydały się w takim miejscu.

Otarła spocone czoło. Po wielu godzinach jazdy marzyła o solidnym posiłku, klimatyzowanym pomieszczeniu i prysznicu. Gdy na końcu alei zauważyła zarys budynku, zrobiła sobie przerwę przy przydrożnym głazie. Skorzystała z wilgotnych chusteczek, przeczesała włosy, wypłukała usta i psiknęła się dezodorantem. Na twarz przywołała profesjonalny uśmiech i ruszyła dziarskim krokiem kolidującym z jej nastrojem.

Gdy podeszła bliżej, znieruchomiała oszołomiona. Patrzyła na okazały pałac, od którego dzieliła ją tryskająca wodą fontanna, po bokach pyszniły się kwiatowe klomby. Nie zauważyła żadnej tablicy z informacją, czy weszła na teren hotelu, czy prywatnej posiadłości. Zaintrygowana i nieco onieśmielona ruszyła w stronę wejścia, uważnie rozglądając się na boki i szukając wskazówki, dokąd trafiła.

Przed przeszklonymi drzwiami raz jeszcze wyjęła zniszczoną i ledwie czytelną wizytówkę. Trzymając ją w dłoni, nacisnęła dzwonek, ale nie usłyszała żadnego dźwięku. Zastukała. Odpowiedziała jej tylko cisza poprzetykana szelestami otaczającej ją idyllicznej przyrody.

Budowla zdawała się ogromna. Może nikt jej nie słyszał? Zdeterminowana nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi.

– Halo! – krzyknęła w głąb. Odpowiedziało jej echo. Ostrożnie przekroczyła próg. Uderzył w nią zapach nowości. – Dzień dobry! – zawołała po raz drugi.

Oparła się o walizkę i czekała coraz bardziej poirytowana brakiem jakiejkolwiek reakcji. Skoro drzwi okazały się otwarte, ktoś musiał kręcić się w pobliżu. Niestety jej przypuszczeń nie potwierdzała świdrująca uszy cisza wewnątrz wielkiego holu.

Wystarczyło się odwrócić i wyjść, ale wymęczona długą podróżą pragnęła odpoczynku i była gotowa tu stać, aż w końcu zjawi się osoba zarządzająca pałacem albo chociaż ktoś, kto potrafi udzielić jakiejkolwiek informacji na temat tego miejsca i potencjalnej pracy.

A może oferta jest już nieaktualna? Klara potarła oczy i poruszyła ścierpniętymi od ciągnięcia walizki ramionami. Jej wzrok powoli przyzwyczajał się do panującego w pomieszczeniu półmroku i zaczęła zauważać coraz więcej szczegółów. Gdy tak rozglądała się w poszukiwaniu wskazówki, gdzie się dalej udać, uniosła głowę i ujrzała ogromny portret. Z wysoka patrzyła na nią badawczo smukła, piękna kobieta ubrana w balową suknię. Klara porzuciła bagaż pośrodku holu z mozaikową posadzką i przeszła kilka kroków do przodu. Coś się nie zgadzało w tym obrazie. Na pierwszy rzut oka przedstawiał postać ubraną jak z dziewiętnastego wieku, ale malunek wyglądał na nowy. Podobnie jak całość pomieszczenia.

Na niewielkim stylizowanym stoliku stała waza.

– Miałam rację… – Podeszła i palcem dotknęła nieodklejonej metki z ceną i nazwą sieciowego sklepu z akcesoriami do urządzania wnętrz.

Poczuła się oszukana. Jakby ktoś pośrodku pól ustawił makietę, a ona dała się nabrać, że znajduje się w zabytkowym pałacu. Zniesmaczona, raz jeszcze krzyknęła:

– Czy jest tutaj ktoś?!

Na próżno. Ruszyła na wycieczkę po pomieszczeniach pełnych bibelotów i mebli udających antyki.

Po pokonaniu nie wiadomo jak długiego dystansu trafiła do niewielkiego saloniku i zniechęcona padła na szezlong. Zdjęła buty i pomasowała sobie stopy. Poczuła się jak Alicja w krainie czarów. Niczego nie rozumiała, a to miejsce wydało się jej groteskowe. Wyczerpana przyjęła wygodniejszą pozycję, gotowa kontynuować wędrówkę, ale zmęczenie ją pokonało. Przymknęła oczy, obiecując sobie, że to tylko na kilka sekund. Gdy się ocknęła, miała przed sobą męską, niezbyt przyjazną twarz.

– Śpiąca królewna się obudziła, a już myślałem, że bez pocałunku się nie obejdzie.

Poderwała się na równe nogi, niemal uderzając czołem w nos zaskoczonego mężczyznę.

– Spokojnie! Nie mam złych zamiarów! – Odsunął się, unosząc obie ręce i demonstrując, że nie ukrywa w nich niczego, czym mógłby ją skrzywdzić.

Zbyt gwałtowny ruch przyprawił Klarę o zawrót głowy. Upadłaby na podłogę, gdyby mężczyzna jej nie podtrzymał i nie usadził z powrotem na szezlong.

– Przepraszam, musiałam przysnąć… jechałam tak długo, a nikogo nie zastałam – starała się wytłumaczyć, naciskając palcami nasadę nosa i wciąż mając zamknięte oczy. – Głośno wołałam, ale nikt się nie zjawił.

– Moment, proszę się stąd nie ruszać.

Przeszło jej przez głowę, że mężczyzna wyszedł zadzwonić po policję, ale nim odzyskała władzę w ciele, wrócił i wcisnął jej w dłoń szklankę z napojem gazowanym. Najpierw przyjęła ją z wdzięcznością, wypiła duszkiem, a zaraz po tym przypomniała sobie wszystkie historie z morałem, by nie przyjmować jedzenia i picia od obcych.

– Już lepiej? – Zatroskany wzrok obcego mężczyzny pozwolił jej żywić nadzieję, że nie spróbował jej otruć ani pozbawić przytomności, by wykorzystać.

– Tak, dziękuję. – Oddała mu puste naczynie i już spokojniej usiadła prosto. – Proszę mi pozwolić wyjaśnić. Na pewno zdziwił się pan, widząc mnie tutaj, śpiącą…

– A i owszem. – Odwrócił się i przyciągnął bliżej niej krzesło. Usiadł, zarzucił nogę na nogę, gotowy na dłuższą rozmowę.

Po pierwszym wrażeniu nie został ślad. Teraz wydał się jej sympatyczniejszy. Duży mężczyzna z brodą i czapeczką z odwróconym daszkiem. Ubrany w dżinsy, robocze buty, T-shirt i narzuconą na niego flanelową koszulę. Jednak nie wyglądał, jakby właśnie przerwała mu jakąś ciężką pracę. Wręcz przeciwnie. Raczej, jak ktoś, kto tylko gra robotnika. Wyprasowane ubranie, czyste dłonie, iskierki zainteresowania błyskające w oczach i przyjemny zapach jakiegoś męskiego kosmetyku.

– Nazywam się Klara Jankowska…

– Cóż za zbieg okoliczności. Janek jestem – przerwał. Zamierzała opowiedzieć, jak się znalazła w pałacu, ale słowa jej uleciały.

– Och… miło mi. No tak. Panie Janku…

– Janek, mów mi Janek. Chyba nie jestem aż taki stary, żeby mnie tu panem tytułować.

– No dobrze. Janku. Dostałam to od mojej przyjaciółki. – Wyciągnęła przed siebie wyglądającą żałośnie wizytówkę. Mężczyzna rzucił na nią okiem, ale nie skomentował. W sumie nie dziwiła mu się, bo oprócz adresu nic na niej nie widniało. – Nazywa się Aneta Siewierska, miała tutaj pracować, ale wyjechała za granicę i zaproponowała, żebym zajęła jej miejsce. Oczywiście po akceptacji przez hmm… potencjalnego szefa. – O ile nie mam go przed sobą, dodała w myślach.

Pytania piętrzyły się, ale wreszcie zyskała chociaż szansę na uzyskanie odpowiedzi. Wstrzymała oddech i czekała.

Janek potarł brodę dłonią, zmarszczył brwi. Potem westchnął. Milczenie przedłużało się, a on wstał i dreptał od ściany do okna i z powrotem.

– A nie wpadłaś, żeby wcześniej zadzwonić i uprzedzić, że przyjedziesz? – zapytał w końcu.

– Nie bardzo… – Głupio postąpiła i teraz dotarło to do niej wyraźnie.

– Nic nie wiem na twój temat.

– Mam CV! – wykrzyknęła i znowu skoczyła na równe nogi. – W mojej walizce, została przy drzwiach.

– Nie, chodziło mi o to, że nie spodziewałem się ciebie.

– To co w takim razie proponujesz? – Chwilowa nadzieja, że znajdują się na właściwej drodze do wyjaśnienia, co z nią będzie, rozwiała się, zastąpiło ją zniechęcenie.

– Gdzie się zatrzymałaś?

– Nigdzie. Myślałam, że tutaj znajdę nocleg. Nawet jeśli z pracy nic nie wyjdzie. Szczerze mówiąc, spodziewałam się, że jadę do jakiegoś zajazdu, hotelu, pensjonatu, czegoś w tym stylu. W każdym razie, że bez problemu będę mogła się zatrzymać chociaż do następnego dnia. Jadę z daleka. Ale powiedz mi, już nie szukacie nikogo do pracy?

– Musiałbym zapytać na górze.

– Nie rozumiem. Biura znajdują się piętro wyżej?

– Nie, chodzi mi o osobę, która zajmuje się tym miejscem.

– A ty? To znaczy… kim jesteś?

– Jan Ogrodnik.

– Czyli te piękne kwiaty przed wejściem to twoja zasługa? – Zagubiona próbowała poukładać strzępy informacji, które udało się jej wyszarpać.

– Nie, wszystko pokręciłaś. – Pomachał dłońmi, jakby chciał zatrzymać jej zgadywanie. – Po prostu nazywam się Ogrodnik, a roślinnością zajmuje się profesjonalna firma. Nieważne. Ja tylko nadzoruję posiadłość, ale nie podejmuję istotnych decyzji. Nie wiedziałem, że ma się zjawić kandydatka do pracy. Pewnie dlatego, że nie uprzedziłaś. – Wskazał na nią oskarżycielsko.

– Rozumiem – przytaknęła ugodowo, biorąc na siebie winę za wtargnięcie bez umówienia się. Nadal siedziała jak na szpilkach. Ucieszył ją tylko drobny fakt, że jej towarzysz chyba nie zamierzał zgłaszać na policję włamania. – To co robimy?

– Na początek? Zadzwonię do Kamila. On powie, co dalej. Tylko wiesz, to może potrwać. Jest ciągle w rozjazdach. Zdarza mu się nie odebrać. A ty pewnie jesteś padnięta.

– Aż tak to widać?

Nie odpowiedział. Ruchem głowy zasygnalizował, żeby poszła za nim.

– Chyba nikt nie będzie miał nic przeciwko, jak prześpisz się tutaj. – Przeszli spory kawałek, przecięli hol z jej porzuconą walizką pośrodku i wspięli się po schodach, aż dotarli do korytarza. Janek otworzył jedne z wielu bliźniaczo do siebie podobnych drzwi. Pokazał jej niewielki pokoik z malowniczym widokiem na podjazd z rabatami, fragment ogrodu i majaczący z prawej strony park. – Masz tu wszystko, pościel, ręczniki, łazienkę. Jak będziesz gotowa, czekam w kuchni.

Wdzięczna za możliwość wzięcia prysznica, zepchnęła na bok kolejne pytania i gdy tylko została sama, wskoczyła pod orzeźwiający strumień wody. Niech się dzieje, co chce. Ważne, że z nowymi siłami zmierzy się z każdą decyzją, jaka zapadnie za jej plecami. A gdy tylko spotka Anetę, ależ jej nagada. Dlaczego jej nie uprzedziła, że wysyła ją w bardzo dziwne miejsce?

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

 

 

Copyright © by Anna Szczęsna, 2024

Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2024

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiekformie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to takżefotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwemnośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2024

 

Projekt okładki: Michał Grosicki

Zdjęcie główne: wygenerowane za pomocą AI Midjourney, wersja premium,

licencja komercyjna

 

Redakcja: Helena Jakubowska

Korekta: RedKor Agnieszka Luberadzka, Jarosław Lipski

Skład i łamanie: Dariusz Nowacki

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

eISBN: 978-83-8357-739-5

 

 

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.