Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Molly Morgan jest piękną, młodą kobietą. Pracuje w salonie jubilerskim, projektując biżuterię. Świetnie płatna praca, przystojny mąż, wspaniały dom. Wszystko wydaje się być idealne, gdy nagle do pustego mieszkania naprzeciw wprowadza się nowa lokatorka. Perfekcyjne jak dotąd małżeństwo zostaje wystawione na próbę. Poukładane życie Molly rozpada się w jednej chwili, a to dopiero początek jej kłopotów. Złamane serce, porwanie, odosobnienie, adrenalina i… tajemniczy mężczyzna dający złudne poczucie bezpieczeństwa. To nie może skończyć się dobrze. Molly stanie przed trudnym wyborem. Posłucha głosu serca czy rozsądku? Czy stojąc na krawędzi uczyni krok w stronę zachowawczego spokoju u boku męża, czy ruszy do przodu, mając nadzieję, że miłość doda jej skrzydeł, by pokonać przepaść?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 410
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
S.E.Karczewska – autorka pochodząca z Lubelszczyzny, urodzona 17.07.1992roku.
Szczęśliwa mężatka i spełniona mama. Obecnie oddaje się w całości wychowywaniu potomstwa. Zodiakalny rak, swoją emocjonalność wylewa na klawiaturę. Miłośniczka Pole Dance. Artystyczna dusza, optymistyczna marzycielka. Z przyjemnością i zaangażowaniem oddaje się nowej pasji, którą jest tworzenie romansówerotycznych.
Copyright © by S.E. Karczewska, 2021Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Barbara Mikulska
Korekta: Aneta Krajewska
Zdjęcie na okładce: © by Miljan Mladenovic/Shutterstock
Projekt okładki: Adam Buzek
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]
Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com
Wydanie I - elektroniczne
ISBN 978-83-8290-102-3
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Pamiętam, że już w dzieciństwie uczono mnie, by nie bać się wypowiadać własnego zdania, nawet wtedy, gdy nie pasuje ono innym. Okazałam się pewnym siebie i odważnym dzieckiem, wiedziałam, czego chcę i co jest dla mnie najważniejsze. Sztuka stała się pasją, która na stałe zamieszkała w moim sercu. Malarstwo to coś, co mnie uzupełniało. Na każdym kroku dostrzegałam inspiracje, a każdy obraz czarował czymś wyjątkowym, bo tworzyłam go dzięki emocjom i temu, co we mnie drzemało. Czułam się spełniona i właśnie tą ścieżką chciałam kroczyć. Szkoła artystyczna pozwoliła mi rozwinąć skrzydła i przelewać na płótno to, co tkwiło we mnie głęboko. Wymarzyłam sobie pracę przy restaurowaniu dzieł sztuki. Precyzja, dokładność, cierpliwość, oto cała ja. Obrałam kierunek i uparcie dążyłam do celu, ale jak wiadomo, nic nie jest takie proste, jakby się zdawało. W moim życiu pojawił się Joe, stanął na mojej drodze bez pytania. Plan go nie obejmował, ale cwaniak zakotwiczył w moim sercu i nie zamierzał odpuszczać. Wpadłam po uszy, zakochałam się bez pamięci. Zafascynował mnie sobą, a w szczególności poczuciem humoru, co mnie totalnie podbiło. Stał się moim priorytetem i pragnęłam, by czuł się numerem jeden, robiłam wszystko, by utwierdzać go w tym przekonaniu. Po kilku latach związku i narzeczeństwa w końcu wzięliśmy ślub. Wymarzony, wspaniały i wyczekiwany dzień, spełnienie snów i umocnienie uczuć, które nas łączyły. Od tamtej pory wszystko uzgadnialiśmy wspólnie, a właściwie tak mi się wydawało. Gdzieś po drodze zgubiłam tę pewność siebie i samodzielność. Wtedy nie liczyłam się już ja, ale my. A raczej On. Miłość mojego życia, tak zwana druga połówka, bo przecież dopasowaliśmy się idealnie. Chciałam, by był szczęśliwy, a sama zapomniałam o sobie. Przestało się liczyć moje zdanie i robiłam wszystko pod jego dyktando, nawet się do tego przyzwyczaiłam. Miłość ma wiele imion, wiele twarzy, przygotowuje klapki na oczy i idealizuje, sprawia, że jesteśmy skłonni do największych poświęceń tylko po to, by pokazać, jak bardzo nam zależy. Mnie zależało najbardziej na świecie. Oddałabym życie za męża, ale czy on poświęciłby swoje dla mnie? Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Słowa wypowiedziane przez dwoje zakochanych w sobie ludzi w najważniejszym momencie wspólnego życia, w tej jednej chwili patrzycie sobie prosto w oczy i już wiecie, że to właśnie to. Związek na dobre i złe, do grobowej deski. Czyżby?
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Dzień dobry, skarbie, kawa. – Kochany mąż wita mnie o poranku pocałunkiem wczoło.
– Dzień dobry – mamroczę, wciągając w nozdrza aromatycznyzapach.
Przeciągam się, prostując każdy centymetr ospałych mięśni. Z uśmiechem na twarzy rozpoczynam cudowny dzień. Spoglądam na ideał mężczyzny, z którym dzielę życie. Wysoki, dobrze zbudowany ciemny blondyn, zawsze gładko ogolony, wąskie, ale jakże mięciutkie usta idealnie wpasowane w kwadratową szczękę. Niebiańsko błękitne oczy spoglądają intensywnie spod gąszczu ciemnych brwi. Jak to jest, że mimo spędzonego razem czasu Joe działa na mnie jak afrodyzjak, codziennie coraz bardziej. Jesteśmy ze sobą już osiem lat, a od pięciu oficjalnie staliśmy się małżeństwem. Nigdy nie sądziłam, że wszystko ułoży się właśnie tak. Jestem szczęśliwa, że mam go przy sobie, jest moim najlepszym przyjacielem, najcudowniejszym partnerem i najlepszym człowiekiem, jakiego w życiu spotkałam, pasujemy do siebie jak ulał. Odkąd wzięliśmy ślub, mąż namawiał mnie na powiększenie rodziny, to jest jego marzenie, które chciałby jak najszybciej zrealizować, ale ja nie byłam gotowa. Bałam się, że dziecko wszystko zmieni, że zaniedbam męża, przybiorę na wadze i nie będę miała czasu dla siebie. Ta wizja skutecznie blokowała podjęcie decyzji, by przyjąć na siebie tak ogromną odpowiedzialność. Jednak teraz, gdy spoglądam na nasze życie, czuję, że znajdę w sercu miejsce dla jeszcze jednej małej istotki. Zbliżająca się rocznica to doskonała okazja, żeby powiadomić męża, co zdecydowałam. Jesteśmy jeszcze młodzi, ale już mamy własny dom, dobrą pracę, cudowne życie. Może faktycznie dziecko będzie dopełnieniem tego, co stworzyliśmywspólnie.
– Jak to jest, że tak pięknie wyglądasz z rana? – Joe wślizguje się pod kołdrę, układając się obokmnie.
– Auć. Jaki jesteś zimny! – Obejmuję go mocno. – Podlizujesz się. Czego chcesz? – Wyczuwam, o co chodziromantykowi.
– Ja? Nic – oszukuje z perfidnym uśmieszkiem na tej swojej gładkiej gębie. – Musisz mnie ogrzać. – Wtula twarz między moje piersi i całuje delikatnie, pomrukując zzachwytem.
– Mmmm… Cudowne przebudzenie! – Prężę się pod jegodotykiem.
Każdy jego pocałunek cholernie mnie nakręca. Miękkimi, wilgotnymi wargami układa ścieżkę z pocałunków wprost do mojego pępka, pobudzając wewnątrz miliony szalejących motyli. Klęka przede mną i powoli ściąga ze mnie bieliznę. Jego członek jest tak nabrzmiały, że napręża materiał spodenek do granic możliwości. Widać, że pragnie wolności, by móc dorwać się do mojej szparki. Uwalniam tego potwora, dysząc jak oszalała, wiem, co mnie czeka. Joe dotyka nim wnętrza moich ud i masuje główką łechtaczkę, zataczając na niej kółka. Po chwili przestaje i wraca do masażu uda, drażniąc się ze mną. Uwielbia patrzeć, gdy doprowadza mnie do szaleństwa. Przysuwam go do siebie, naciskając nogami naplecy.
– Właź w końcu – nakazujęniecierpliwie.
Mój mąż wie, że nie mogę dłużejczekać.
Wchodzi we mnie powoli, wypełnia mnie całą. Kładzie dłonie na moje biodra i rytmicznie porusza nimi, nabierając tempa. Jesteśmy do siebie dopasowani pod każdym względem. Dwa ciała i dwie dusze stają się jednością. Zmieniam pozycję i ujeżdżam go powolutku, pochłaniając każdy centymetr sztywnego penisa. Joe wbija palce w moje pośladki, powodując pulsujący ucisk cipki. Robi to z premedytacją, bo wie, jak to na mnie działa. Odwdzięczam się tym samym i wbijam paznokcie w masywne plecy. Całuję go namiętnie, podgryzając dolną wargę. Każdy ruch zbliża nas do upragnionego orgazmu; przyspieszony oddech, szybsze bicie serca i ten cholernie seksowny pomruk sprawia, że zatapiam zęby w jego szyi. Czuję, że twardnieje jeszcze bardziej i wsuwa się we mnie mocniej i mocniej… Ryczy dziko, wypełniając moje wnętrze gorącym nasieniem. Po chwili zalewa mnie gorąca fala, zaciskam oczy, rozkoszując się tą ulotną chwilą. Potężny orgazm wstrząsa moim ciałem, dającukojenie.
Spoglądam na tego cudownego mężczyznę i kocham go jeszcze bardziej. Jego uśmiech tuż po seksie jest wyjątkowy, rozjaśnia nawet najbardziej ponurydzień.
Całuje mnie w usta i zanosi pod prysznic. Taka wspólna pobudka to fantastyczny początekdnia.
***
Wszystko co dobre szybko się kończy. Mam ochotę zostać w ramionach najwspanialszego mężczyzny do końca świata, ale niestety czas nagli. Całuję męża namiętnie w podziękowaniu za cudowny seks, zniewalający pomruk wcale nie pomaga mi odkleić się od niego, jednak czas nie stanął w miejscu i jak tak dalej pójdzie, oboje spóźnimy się do pracy. Wychodzę z łazienki pierwsza, w biegu dopijam ciepłą kawę, jedną ręką zakładam rajstopy, a drugą suszę niesfornewłosy.
– Może ci pomóc? – Joe śmieje się, dopinając koszulę powolnymtempem.
– Szybki jesteś. – Spoglądam na niego, lustrując od stóp do głowy. Jednak mężczyźni mają łatwiej: wytarł się, uczesał, zarzucił garnitur i oto jest, zwarty igotowy.
– Szybki? – Unosi brew i wymierza mi piekący klaps wpośladek.
– Ałaaa – syczę z bólu. – Nie miałam na myśli nic niestosownego. – Przymrużam oczy i zabijam go wzrokiem. – Jak już zaproponowałeś pomoc, to proszę bardzo. – Wręczam mususzarkę.
– O matko. Spytałem z uprzejmości. – Robi zgryźliwą minę, ale nie przestajesuszyć.
– A ja z miłą chęcią skorzystam. – Posyłam mu najcudowniejszy uśmiech, na jaki stać mnie w tejsytuacji.
– Masz szczęście, że cię kocham – przymilasię.
– Ooo, jakie to słodkie – odpowiadam do jego odbicia w lusterku. – A teraz proszę, trzymaj wyżej i nieruszaj.
– Jeszcze jakieś wymagania, moja pani? – zgrywasię.
– Kochany mężu, wymagania to ma moja szefowa, wiesz, co ostatnio zrobiła? Przemalowała swoje blond włosy na identyczny kolor, jakmój.
– Żartujesz?
– Ani trochę! – Jestem jak najbardziejpoważna.
– Może ma obsesję na twoim punkcie? Identyczne stroje do pracy, makijaż, te wasze końskie kuce, czy jak to tam się nazywa, a teraz jeszcze kolor włosów. Teraz to dopiero pewnie wygląda jak twoja bliźniaczka. – Widzę zmartwienie na jegotwarzy.
– Nie tyle na moim punkcie, co raczej na punkcie salonu. Stworzyła swoją wizję i dąży, aby ją spełnić. – Trochę ją bronię, bo jednak jest moją dobrą znajomą i zawsze jest skora dopomocy.
– Uważaj, bo może męża też zechce podmienić. – Puszcza oko. Żartowniś jakich mało. Odsuwa moje długie włosy i podgryza płatek ucha, wie, że to mój czuły punkt. Zaciskam uda i odsuwamsię.
– A byłbyś chętny? – Łapię go za brodę, szykując się dopocałunku.
– A jakbym siępomylił?
– Świnia! – Czar pryska, nie dostaje za to buziaka. Wracam do nakładania makijażu i przylizywania włosów w gładki, wysokikucyk.
– Przecież wiesz, że żartuję. Żeby nie wiem, co robiła, nigdy nie będzie taka piękna jak ty, moja żono! – Dostaję przepraszającego całusa wpoliczek.
I tak oto mój mąż zwycięża, powinien dostać nagrodę za najlepszego bajeranta ilizusa.
Potrafi mnie wkurzyć, ale po chwili bez wielkiego wysiłku udaje mu się mnie ugłaskać. Nie potrafimy złościć się na siebie zbyt długo, zawsze po sprzeczce, patrząc na jego poważną minę, buzia mi się uśmiecha, wystarczy chwila i zarażam go tym samym. Nasze kłótnie trwają pięć minut, a wyśmiewanie się z nich resztę dnia. To, co nas łączy, jest tak cudowne, że aż nieprawdopodobne. Mąż i przyjaciel w jednym, mieszankadoskonała.
– Widziałaś? Ktoś się wprowadza do domu pani Perry. – Czujnym okiem obserwuje zza firany całąakcję.
– Już trochę czasu stoi pusty, może w końcu zamieszka tam jakaś para w naszym wieku. Nie to, żebym miała coś do naszych sąsiadów, ale fajnie by było porozmawiać o czymś innym niż reumatyzm i inne choroby wiekupodeszłego.
– Wkrótce sięprzekonamy.
W Great Barrington czas płynie swoim tempem, nasza okolica słynie z tego, że w większości jest zamieszkiwana przez osoby w starszym wieku. Na East Street dawno nie widziałam osoby poniżej pięćdziesiątki, jakoś na początku nam to nie przeszkadzało, a raczej nie zwracaliśmy uwagi na sąsiedztwo. Pewnie dlatego, że dom po okazyjnej cenie trochę zaburzył nam ocenę reszty. Na szczęście oboje mamy prawo jazdy i taki problem, to nie problem. Zawsze, gdy mam ochotę pogadać z rodzicami czy siostrą, wsiadam w auto i po prostu do nich jadę. Jedyną osobą na osiedlu, z którą nawiązałam kontakt, była pani Perry. Była równą babką i gdyby nie zdradzał jej wygląd, nigdy bym nie pomyślała, że rozmawiam ze starszą kobietą. Dogadywałam się z nią idealnie, nie było tematu, na który byśmy nie mogły pogadać. Klęła, popijała, paliła papierosy i wcale się z tym nie kryła. Szczera do bólu i to dosłownie, większość sąsiadów widząc ją w stanie upojenia, przechodziło na drugą stronę ulicy, jednak na niewiele się to zdawało, bo jak miała się do czegoś przyczepić, to krzyczała z daleka. Zawsze mówiła, że nie wolno tłamsić w sobie tego, co leży na sercu, bo w końcu zgnije i cię wykończy. Chyba nie miała rodziny, bo nikt jej nie odwiedzał, zresztą nigdy nie wspominała o swoich bliskich. W mieszkaniu nie było widać żadnych zdjęć, a ja nigdy nie wypytywałam. Nieraz opowiadała naprawdę grube historie ze swojego życia. Uwielbiała pić tequilę razem ze mną. Mówiła, że czerpie radość z mojego towarzystwa. Joe nie lubił, gdy wołała mnie do siebie, bo zawsze namówiła mnie na kilka kieliszków, a on nienawidzi, gdy wysączę chociażby lampkę wina, jednak sam pije szkocką jaknawiedzony.
Hipokryta, którego i tak kocham. W końcu nikt nie jestidealny.
Wracając do pani Perry, można powiedzieć, że odrobinę się z nią zaprzyjaźniłam. Tęskniłam za swoją zmarłą babcią, a starsza kobieta doskonale wypełniała tę pustkę. Niestety, odeszła pół roku temu, dostała zawału w supermarkecie, mimo szybkiego przyjazdu karetki nie udało się jej uratować. Od tego czasu dom stał pusty. Za każdym razem, kiedy spoglądam na ciemne okna i pusty fotel przed drzwiami, łzy cisną mi się dooczu.
– Kurwa! – Słyszę zza pleców i odwracam się zdziwiona w stronę męża, który oblał siękawą.
– Przecież się spierze. – Kończę nienaganny make up i śpieszę mężowi zpomocą.
Wycieram ręcznikiem moją łajzę, na całe jego szczęście kawa była już zimna. Spoglądam kątem oka w stronę okna i coś jaskrawego przykuwa mojąuwagę.
– O proszę. Już widzę, co tobą tak wstrząsnęło. – Unoszę brew, badawczo spoglądając namęża.
Dawno nic tak nie podniosło mi ciśnienia, jak widok z naprzeciwka. Byłam szczęśliwa, że w końcu ktoś tam zamieszka, ale tego to się nie spodziewałam. Platynowe rozjaśnione włosy dają po oczach równie mocno jak neonowa różowa sukienka ledwo okrywająca dupę. Gwiazda pręży się przed pracownikami firmy przeprowadzkowej, wyciąga chudą nogę, poprawiając czarne kabaretki. Widać, że ledwo co wskoczyła w pełnoletność, ale nieumiejętnie nałożona czterokrotna warstwa tapety dodaje jej z dziesięć lat, a wysokie szpilki dają plus pięć cali do wzrostu. Do tego żuje gumę, dziamiąc jak znudzona księżniczka i produkując różowiutkie balony. Spogląda w nasze okno i z uśmiechem na twarzy poprawia włosy, zakręcając je na palcu. Macha rączką w naszą stronę. Kulturalnie odmachuję i odpycham męża odokna.
– Sam sobie zapieraj tę plamę! – Rzucam mu ręcznik i idę założyćszpilki.
– O co ci chodzi? – Joe udajeniewiniątko.
– O nic. Muszę zaraz wychodzić i nie mam czasu. – Liczę do dziesięciu, by się uspokoić, chociaż w środku aż się gotuję. Nie wiem, dlaczego jestem zazdrosna, po prostu sam widok tej cizi tak na mniedziała.
– Skaaarbie! – Łapie mnie od tyłu i wtula w swój tors. – Miałem dłonie w kremie i filiżanka mi sięwyślizgnęła.
– Jasne. Przed tym czy po tym, jak zobaczyłeś tamto chude dupsko na wierzchu? – Powinnam się ugryźć w język, ale fala nieprzemyślanych słów pojawiła sięnieproszona.
– Jesteś zazdrosna? – Śmieje się ze mnie, co jeszcze bardziej mniezłości.
– Nie – burczę.
– Tylko popatrz na siebie, jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam, dlatego jestem twoim mężem, a ta sztuczna siksa może się przy tobieschować.
– I niby ci się nie podoba? – Wydymam usta, zastanawiając się, czy mówiprawdę.
– Wolę klasyczny, wyjątkowy oryginał niż prowokującą, tanią tandetę – czaruje jakzwykle.
– Daj tę koszulę. – Wyciągam rękę, skrywając uśmiechsatysfakcji.
– Jesteś cudowna. – Namiętny pocałunek sprawia, że się rozpływam, a cała złość wyparowuje w mgnieniuoka.
– Też ciękocham.
I takim oto sposobem, nawet nie wiem kiedy, dałam się wkręcić w zapranie koszuli, uprasowanie drugiej, zrobienie i skonsumowanie śniadania, ponieważ Joe nie lubi jeść w samotności. Nie wiem, jak on to robi, ale gdybym potrafiła to samo, zapewne wyprosiłby u mnie nawet własnoręczną zmianę opon w samochodzie. Jeszcze dzień dobrze się nie zaczął, a już czuję się pozbawiona połowy energii. Ale najważniejsze jest to, że razem zadowoleni opuszczamy dom, trzymając się za ręce. Czułe pożegnanie trwa tak długo, jakbyśmy mieli rozstać się na tydzień, a nie na pół dnia. Telefon mojego szanownego małżonka przerywa tę sielankę. Żegna mnie machnięciem dłoni, jedziemy do pracy, każde swoim autem w inną stronę. Jeszcze dobrze nie przetrawiłam śniadania, a już zaczynam planować, co przygotować na kolację. Chcę dopieszczać męża w każdej strefie naszego życia. Być dla niego idealną partnerką, żoną i kochanką, być dla niego tym, kim on jest dla mnie. Być jedyną w swoim rodzaju… Chcę być całym jegoświatem.
Parkuję przed sklepem jubilerskim, spoglądam na złoty symbol diamentu i ogromny znak LP. Wygładzam spódnicę i otrzepuję paprochy z płaszcza, prostuję się i pewnym krokiem zmierzam do budynku. Nie jest to praca moich marzeń i czasem żałuję, że nie odrzuciłam tej propozycji. Od dziecka kochałam malować, spełniałam swoją pasję w Walnut Hill School for the Arts w Natick w Massachusetts. Zawsze marzyłam o tym, by być konserwatorem dzieł sztuki, praca u Lisy Platini miała być tymczasowa, jednak pochłonęła mnie bez reszty. I myślę, że mój mąż właśnie taki miał plan, zostałam tu i realizuję projekty klientów oraz tworzę własne, unikatowe. Przyznam, że bywają dni, kiedy jestem zachwycona wyjątkowymi pomysłami zleceniodawców, uwielbiam pracę, którą wkładam w niepowtarzalny wzór, kocham odwzorowywać każdy najmniejszy detal, wtedy jakaś część mnie czuje spełnienie, jednak na długo mi to nie wystarcza. Tę lukę w duszy w pewnym stopniu wypełnia niedokończone piętro w naszym domu, tylko tam mogę odetchnąć i zatracić się bez reszty w kolorachfarb.
Wchodzę bocznym wejściem, wbijam kod i przykładam identyfikator, ledwo otwieram drzwi i od razu wpadam naszefową.
– Jesteś. – Lisa wita mnie nieodczuwalnym całusem w policzek. – Zobacz, co dla ciebie mam! – Macha ręką, abym za niąpodążała.
– Daj mi chwilę, muszę ściągnąć płaszcz. – Odwijam chustę z szyi, Lisa jest tak niecierpliwa, że pomaga mi się rozebrać, a nawet odwiesza moją torebkę. – Coś przeskrobałam? – Jestem zdezorientowana, bo zazwyczaj tak się nie zachowuje. Zawsze stara się być kobietą pełną wdzięku iklasy.
– A gdzie tam – zaprzecza i popycha mnie do środka. – To dla ciebie. – Pokazuje ogromny wazon wypełniony wysokimi czerwonymiróżami.
– Dla mnie? – nie ukrywam zaskoczenia. – Przecież rocznica za trzymiesiące.
– Zaraz, jaka rocznica? – Lisa marszczyczoło.
– No, moja i Joe. Mamy piątą rocznicęślubu.
– Skarbie, to nie od twojego mężusia. – Kiwa palcem i idzie po liścik oraz czekoladki, które wystają spomiędzykwiatów.
– A odkogo?
– No, nie wiem. Masz, przeczytaj. – Zaczyna się jąkać i wręcza mi malutką kopertę. Jakżeby inaczej, ciekawska pinda już dawno przeczytała liścik, a teraz wciska kit, że nie wie, o kogo chodzi. Niby skąd by wiedziała, że to nie mój kochany małżonek. Wywracam oczami i nie wchodzę w dalsze dyskusje, bo i tak się nie przyzna. Otwieram kopertę iczytam.
Córka oniemiała z zachwytu, ja również. Wyjątkowa bransoletka zrobiona przez wyjątkowe dłonie. Dziękuję. EthanAdams.
– I co? – Podniecona Lisa wpatruje się we mnie, wyczekując jakiejśreakcji.
– Nic, a co mabyć?
– No jak co? Gorący rozwodnik Ethan Adams wysyła ci bukiet z setek róż, a ty mówisz, że to nic?! – Jest wyraźnieporuszona.
– O, jednak wiesz od kogo są. – Spoglądam z satysfakcją na jej zarumienioną ciekawskąbuzię.
– Oj tam, wielkie rzeczy. Przecież i tak nie masz nic do ukrycia. – Udaje, że nic się niestało.
– No jasne, że nie. – Uśmiecham się, częstując jączekoladką.
– Naprawdę nic z tym nie zrobisz? – Chyba niedowierza.
– A co miałabym zrobić twoim zdaniem? To zwykle podziękowanie, więc nie ma o czymmówić.
– Ty to się chyba nie znasz na facetach. – Podkręcamnie.
– Wystarczy, że znam się na jednym konkretnym, który jest moim mężem – ucinamkrótko.
Lisa uwielbia żyć cudzym życiem, czasem sama nakręca dramaty i podgrzewa atmosferę, karmiąc się emocjami innych. Lubię ją, bo jest naprawdę fajną babką, ale tylko wtedy, gdy jesteśmy same, w towarzystwie szczególnie naszych mężów i tych „lepszych” znajomych, jest nadętą złośliwą suczą. Zgrywa damę, która podbiła świat i nie ma sobie równych, ale tak naprawdę wszystko zawdzięcza mężowi. Pierre jest milionerem pochodzącym z Francji, więc Lisa uważa, że złapała Boga za nogi. Salon jubilerski był zachcianką, którą mąż zrealizował bez mrugnięcia okiem. Wymarzyła sobie, że będzie idealny, na początku skupiła się na wystroju, a gdy dopięła na ostatni guzik całą wymyśloną wizję, wpadła na pomysł takich samych strojów w pracy, potem były fryzury… Makijaż… Kolor paznokci… A teraz nawet przefarbowała swoje jasne włosy na kolor identyczny jak mój. Pewnie dlatego, bo wie, że ja nigdy bym nie rozjaśniła swoich. Z jednej strony ją rozumiem, że chce by wszystko było podobne w skali jeden do jednego, ale z drugiej czuję się cholernie, widząc w pracy non stop swoje odbicie, jedyne co nas różni to długość włosów. Lisa ma krótsze, widać to po kucyku i myślę, że to kwestia czasu, kiedy zacznie jej to przeszkadzać i niebawem je sobie przedłuży. Czuję się, jakbym miała siostrę bliźniaczkę, ale to nie jest fajne uczucie. Dobrze, że po zmyciu tapety z twarzy jesteśmy mniejpodobne.
– I powiadasz, że Joe nie będzie zazdrosny? – Lisa po chwili milczenia ewidentnie szukadramy.
– A dlaczego miałby być? Przecież to tylkopodziękowania.
– I nic nie powie, gdy przyniesiesz do domu ogromny bukiet? – nie dowierza, że Joe jest aż takwyrozumiały.
– Niech tu zostaną, bardzo pasują do wystroju. – Sama nie wiem, jak zareagowałby mój małżonek, gdybym przytargała taki wiecheć dodomu.
– A jednak! – wykrzykuje Lisa, jednocześnie wskazując mnie palcem, co wywołuje u mnie poczuciewiny.
– Bardzo sobie ufamy, ale wolałabym uniknąć przesłuchania typu: Kto to? Co to? I takdalej.
– Ja bym była zazdrosna, gdyby Pierre dostał prezent od samotnego babsztyla. – Na samą myśl czerwieni się zezłości.
– No widzisz, każdy jest inny, ale nie ukrywam, że bywam czasem zazdrosna. Zresztą także takie uczucie w związku jestpotrzebne.
– A kiedy ostatnio byłaś zazdrosna? – Lisie aż oczy błysnęły zciekawości.
– A tam… – Macham ręką, choć w środku skręca mnie, by sięwygadać.
– No mów! – Opiera łokcie na blacie i zamienia się wsłuch.
Nie musi mnie długo namawiać. Opowiadam jej o dzisiejszym poranku, na samo wspomnienie robi mi się gorąco, a krew uderza mi do głowy. Tej dziewczynie źle z oczu patrzy, nie to, że nie ufam mężowi, ale biorąc pod uwagę kokieteryjne ruchy, jestem prawie pewna, że niezłe z niej ziółko. Joe od zawsze dawał mi poczucie bezpieczeństwa, oszczędzał powodów do zazdrości, na każdej imprezie podkreśla, że jestem jego żoną i nigdy nie wdaje się w rozmowy z samotnymi kobietami. Wiem, bo nigdy nie wychodzi beze mnie. Nawet gdy źle się czułam, robił wszystko, bym wzięła się w garść i mu towarzyszyła. Między nami jest coś więcej niż zwykła miłość i szacunek. To jedność dusz, to sprawia, że nasz związek jest wyjątkowy. Jestem osobą ciepłą i sympatyczną, ale trzymam ludzi na dystans, nigdy nie pozwalam na przesadne poufałości. Od zawsze byłam samotnym wilkiem, a właściwie wilczycą, która najlepiej czuje się w swoim własnym towarzystwie. To zmieniło w jednej chwili, gdy spotkałam Joe. Pierwszy raz w życiu poczułam taką eksplozję emocji, zafascynowała mnie jego energia i pewność siebie, a choć swoim specyficznym poczuciem humoru przyciągał kobiety niczym magnes, to zwrócił uwagę właśnie na mnie. To uczucie wyjątkowości było mi potrzebne, a on mi je zaoferował. Nasza relacja została zbudowana na silnej przyjaźni, tylko on wie o mnie wszystko, zna moje wady i zalety, przy nim czuję się swobodnie i mogę być po prostu sobą. Jestem pewna jego uczuć, ale nie byłabym rasową kobietą, gdybym nie zareagowała na to, co zauważyłam rano. Gdzieś tam w środku zapłonęła iskierka, która zaburzyła moją równowagę. To, jak zareagował na widok młodej sąsiadki, wyprowadziło mnie z równowagi, a jednak staram się nie mieć czarnych myśli i nie tworzyć złych scenariuszy, jak to zazwyczaj czyniLisa.
– Ty tak na serio? – Robi wielkie oczy i rozdziawia usta. – Ja na twoim miejscu uważałabym na tęcizię.
– Nie przesadzaj. Może nie jest sama? – Staram się studzić nadmierneemocje.
– A widziałaś, żeby z kimś przyjechała? – Lisa lubi zasiać to małe ziarenkoniepewności.
– Nie, ale…
– No właśnie! – przerywa. – Musisz od razu coś zaplanować, żeby nie sprzątnęła cimęża.
Daje mi złote rady. Od Joe wiem, że Pierre zafundował sobie romans, a gdy Lisa się dowiedziała, dała mu kolejną szansę. Sama nie wiem, co bym zrobiła w takiejsytuacji.
– Spokojnie. Spełnię jego marzenie. – Śmieję sięprzekornie.
– Jakie? – Jej oczy błyszczą zciekawości.
– Obiecaj, że nie piśniesz słowa Pierrowi. Wiesz, że mężczyźni to gorsi plotkarze odkobiet.
– Przysięgam na wszystko, co mam! – Siada na krześle, niecierpliwie wiercąc się na nimtyłkiem.
– Za trzy miesiące mamy rocznicę i zaplanowałam coś specjalnego! – Spoglądam na Li i najwolniej jak mogę, wyciągamprojekt.
– Sygnet?! Przyznam, że masz talent, bo rzeczywiście jest piękny, ale wątpię, żeby to było marzenie twojegomęża.
– No nie, to nie jego marzenie. – Śmieję się z jej miny. – To tylko dodatek do mojej niespodzianki. Zamierzam wyciągnąć implant, sygnet włożę do pudełeczka obok przecudnych porcelanowych miniaturek dziecięcych bucików! – wyjaśniam jej swójplan.
– Nie wierzę! Ty i dziecko?! – wydziera się na półsalonu.
– Ciszej! – Przytykam palec do ust. – Chyba już przyszła na to pora. – Wzruszam ramionami. – Znamy się na wylot i wiem, że z nikim innym nie chcę być. Wiem, że bardzo brakuje mu do szczęścia pełnejrodziny.
– Nie boisz się, że dziecko wszystko zmieni? Ty zostaniesz kurą domową, zaniedbasz się, a on poleci na młodszą i zadbaną laskę. – Lisa od razu tworzy niestworzone historie, ale coś w tym jest, mnie również udziela się tenlęk.
– Raczej nie będzie tak źle. Nie martw się na zapas. Nie chcę być tylko perfekcyjną panią domu, w końcu będę mogła pracować zdalnie, chyba że zwolnisz mnie od razu. – Badam wzrokiem jejreakcję.
– Oczywiście, że nie zwolnię, ale praca w domu to zupełnie co innego. Będzie ci brakowało kontaktu z klientem, tworzenia w pracowni z Edem, a przede wszystkim mnie! – Wykrzywia usta wpodkowę.
– Dziecko kiedyś podrośnie i będę mogła wrócić do pracy – uspokajamją.
– Ale wiesz, że będziesz musiała najpierw zadbać ofigurę.
– Jeszcze nie zaszłam w ciążę, a ty już planujesz mi treningi? – Unoszę brew. – Spokojnie, jakoś damradę.
Nie wierzę, że od razu myśli o moim wyglądzie. Rozumiem, że w jej salonie aparycja jest na pierwszym miejscu, ale nie zamierzam w ciąży przytyć pięćdziesiątkilo.
Żegnam Lisę i zmierzam do pracowni. Tam czeka na mnie Ed, bardzo mi pomaga przy trudniejszych pracach. Jest perfekcjonistą, a do tego specjalizuje się w precyzyjnym wykonywaniu detali. Kiedy patrzę na niego, to aż trudno mi uwierzyć, że to facet. Twarz zadbana bez skazy, tego akurat zazdroszczę mu najbardziej. Rude włosy jakby dopiero wyszedł od fryzjera, gładko wygolony i pachnący. Do tego wygląda jak spod igły: zawsze wyprasowana bez jednego niepotrzebnego zagięcia koszula, a rezerwową trzyma w szafie, na wypadek jakiegoś nieszczęścia. Okulary w zielonych oprawkach przeciera chyba ze sto razy w ciągu dnia. Jest specyficzny, ale dogadujemy się fantastycznie. Działamy jak jedna drużyna, rozumiemy się bez słów. Witam się machnięciem ręki, bo gdy Ed pracuje, nie lubi, jak mu się przerywa. Mam tak samo. Zakładam słuchawki i włączam ulubioną playlistę. Przy muzyce łatwiej mi się skupić, budzi się we mnie wena do stworzenia czegoś wyjątkowego. Biorę ołówek w dłoń i szkicuję projekty, które wypełniają moją głowę. Dziś mam wspaniały dzień i dzięki temu jest bardziej efektywny. Poranny seks z mężem dobrze na mnie działa, a więc będę musiała zmienić kofeinę na uzależniającądopaminę.
Wprowadzam do komputera jeden z moich rysunków, dopieszczenie każdego szczegółu zajmuje sporo czasu. Wszystko musi wyglądać idealnie. Kątem oka widzę, że mój współpracownik zbiera się do domu. Cholera, cały dzień zszedł mi w pracowni i nawet nie sprawdziłam, czy Lisa potrzebuje pomocy. Mam nadzieję, że nie będzie zła, gdy dowie się, ile nowości dla niejmam.
– Ed! Poczekaj sekundę. – Zatrzymuję kolegę. – Potrzebuję twojejpomocy.
– Dla ciebie wszystko. O cochodzi?
– Chciałabym, żebyś pomógł mi w tym. – Pokazuję mu sygnet narocznicę.
– Pokaż. – Wyrywa mi kartkę i biegnie oglądać rysunek pod bezcieniową lampą. – Jestświetny.
– To dla mojego męża na naszą piątą rocznicę. Chciałabym go zrobić sama, ale miło by było, gdybyś odrobinkę mi pomógł. – Pokazuję palcami, jak mała ma być ta odrobinka. Robię proszącą minę i czekam, co miodpowie.
– Pewnie nie wliczysz tego w godziny pracy. – Lekko siękrzywi.
– Nawet nie mogłabym prosić o to szefowej. – Wydymam wargę, robiąc najbardziej rozpaczliwą minę, jakąpotrafię.
– Nie wiem, jak mi się odwdzięczysz, ale kawa niewystarczy.
– Jasne. Mogę ci stawiać lunch przez całytydzień.
– Umowa stoi. – Wyciąga rękę, by przypieczętować naszdeal.
– Świetnie! – Myślałam, że będzie trudniej, ale całkiem mi na rękę, że Ed się nietargował.
Sprzątam pracownię z uśmiechem na twarzy. Uwielbiam, gdy wszystko idzie po mojej myśli. Lisa zamyka salon i zabiera z wystawy dwa kryształowe kieliszki. Cholera, zapomniałam je przetrzeć? Sama zadaję sobie to pytanie i w głowie szukam odpowiedzi, przewijając wspomnienia z ostatniej zmiany wystrojuwitryny.
Marszczę brwi i nerwowo drapię się po ramieniu. No, na sto procent nie zapomniałabym otym.
– A ty co, alergii dostałaś? – Podchodzi do mnie i wskazuje palcem mojeramię.
– Nie, to taki odruch – tłumaczęsię.
– Uważaj, żebyś nie zrobiła sobie krzywdy – poucza mnie i schyla się pod ladę, odsuwając dźwięczące butelki. – Jesteś skarbie – mruczy do siebie i wyciąga butelkętrunku.
– Och… – Tego się niespodziewałam.
– A żebyś wiedziała! – Ona sądzi, że moja reakcja to forma zachwytu. Ups, a to tylko małe zaskoczenie. – Wiesz, co to jest, moja droga? Najpyszniejszy koniak, jaki kiedykolwiek miałam w ustach. Na zdrowie. – Polewa i wciska miszkło.
– Dziękuję, ale ja nie mogę. – Próbuję odstawićkryształ.
– Jak nie możesz? Z szefową musisz się napić. To jest polecenie służbowe. – Żartobliwie grozipalcem.
– Prowadzę. Nie mogę zostawićauta.
– Ja cię odwiozę. Nie martwsię.
Ciekawe, kurde, jak?
Zastanawiam się chwilę, ale dłużej się nie spieram, bo to walka zwiatrakami.
Udaję, że piję, zwilżając jedynie usta. A moja pracodawczyni z każdym kolejnym łykiem robi się coraz bardziej rumiana. Cieszę się, że stara się ze mną zaprzyjaźnić, jednak uważam, że mimo wszystko najlepszym szefem jest osoba, z którą nie łączą nas bliższe relacje. Nie chcę się spoufalać, ale Lisa robi wszystko, by tak było. Może po prostu musi się wygadać. Z tego, co opowiadała, to wszystkie koleżanki trzyma na dystans, bo boi się, że Pierre mógłby nawiązać z którąś romans. Ja jestem bezpieczną opcją, jestem zamężna. Nasi mężowie razem pracują, więc to czyni mnie w miarę bezpieczną. Joe jest projektantem w firmie deweloperskiej Platiniego. Zresztą ona wie, jak bardzo kocham męża, zawsze gdy o niego pyta, na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Tyle lat spędzonych razem, a ja go kocham tak jak wtedy, gdy pierwszy raz się do siebie zbliżyliśmy. Nawet jeszcze bardziej. Jest moim dopełnieniem, ubóstwiam go codziennie. Gdy mnie złości i się sprzeczamy, wystarczy ten jego jeden cholerny uśmiech i wszystko się rozpływa. Miałam szczęście, że trafiłam na takiego mężczyznę. Że los skrzyżował nasze drogi i połączył ciała. Joe wie, jak mnie podejść, uciszyć. Nadajemy na tych samych falach i uzupełniamy się na każdej płaszczyźnie. Nasze energie współgrają ze sobą doskonale. Jestem wdzięczna za to, że go mam i nie wyobrażam sobie świata bezniego.
Lisa za bardzo popłynęła i krótko mówiąc, lekko się nawaliła. Opowiada mi o swoim mężu i jak się okazuje jego licznych romansach. Nie chciałam tego słuchać, bo później dziwnie będzie się z nimi spotykać. Im mniej wiem, tym lepiej śpię, a skoro Lisa wybaczyła Pierrowi, nie powinna do tego wracać. Staram się uciąć naszą przydługą pogawędkę. Spoglądam na zegarek i dociera do mnie, że już dwie godziny temu powinnam być wdomu.
– Chodź, odwiozę cię. – Biorę torebkę i odstawiam niewypitytrunek.
– Powiedz od razu, że przynudzam. – Lisa opróżnia mójkieliszek.
– Muszę wracać do domu, Joe na mnie czeka. – Nawet trochę się dziwię, że nie dzwonił, ale być może sam musiał zostać dłużej wpracy.
– Ale jedziemy moim. – Wciska mi kluczyki doręki.
– Jak to? Nie, nie chcę. Nie lubię prowadzić cudzych aut. – Bronię się, jak mogę. Jej range-rover jest wart fortunę, gdyby coś się stało, to Pierre chyba zabiłby nasobie.
– To żadna filozofia. Nojuż.
Pociąga mnie do wyjścia, opierając się na mnie całym ciężarem. Cholera, sporo wypiła, ale myślałam, że ma mocniejszą głowę. Po raz pierwszy sama zamykam salon. Lisa podaje mi wszystkie kody dostępu. Data ślubu jej i Pierra, niby proste, ale najciemniej pod latarnią, chyba nikt by na to nie wpadł. Wpycham szefową na fotel pasażera i sama zajmuję miejsce za kierownicą. Nasza podróż należy do tych najgorszych na świecie. Nie lubię, gdy ktoś rozkazuje mi, jak mam jechać, a Lisa jest mistrzynią we wkurwianiu kierowcy. Paluchem pokazuje, gdzie skręcać, jak prędko jechać i przy dojeździe do skrzyżowania z daleka krzyczy, że zaraz zmieni się kolor światła. Stukam niecierpliwie palcami po kierownicy. Ta kobieta jest taka upierdliwa i nieznośna, że jeśli zdarzy się kolejny taki raz, to wezwę cholerną taksówkę i będę miałaspokój.
Moja radość jest nie do opisania, gdy wjeżdżamy na posesję państwaPlatini.
Odprowadzam Lisę do salonu i upewniam się, że dalej sobie poradzi. W domu nie ma jej męża, ale na szczęście mają gosposię, która się nią zaopiekuje. Chcę wezwać taksówkę, ale Lisa każe mi wracać swoim autem na jej odpowiedzialność. W sumie nie na rękę mi czekanie, więc zgadzam się bez zastanowienia. Zresztą mam świadka, który w razie gdyby zapomniała, przypomni jej, czyj to byłpomysł.
Pędzę do domu jakszalona.
Skoro Joe został dłużej w pracy, muszę się spieszyć, by zrobićkolację.
Wjeżdżam na podwórko i dostrzegam w otwartym garażu auto mojego męża. Co jest grane? Otwieram drzwi mieszkania, już w progu uderza mnie swąd dymu tytoniowego. Kurwa mać, kto tu pali papierosy?! Joe, tak samo jak ja, jest totalnym przeciwnikiem nikotyny w ogóle, a co dopiero smrodzenia w naszym domu. Potykam się o błyszczące buty na wysokim obcasie. Muzyka bębni jak na wiejskiej potańcówce, a z jadalni docierają wesołe śmiechy. Wchodzę, by sprawdzić, co tak bawi niezapowiedzianych gości. Przy stole siedzi mój mąż z naszą nową sąsiadką. Chichoczą do siebie i gadają w najlepsze, nawet mnie nie zauważając. Ona trzyma w dłoni papierosa, drugą głaszcze mojego męża po ramieniu, a jemu to najwidoczniej nie przeszkadza. No i nie przeszkadza mu pieprzony smród, który wypełnia cały pokój. Popijają piwko i bawią się nacałego.
– Co to ma być? – Odganiam ręką okropny zapach, który wciska mi się donozdrzy.
– Hej, skarbie, jesteś! – Mój małżonek wstaje jak gdyby nigdy nic i całuje mnie wpoliczek.
– Odsuń się. Śmierdzisz papierosami. – Odsuwam się od niego i otwieram okno, by wywietrzyćpomieszczenie.
– Przecież nic się nie dzieje. – Siada obok dziewczyny i popijabrowara.
– Od kiedy pozwalasz palić w domu? – Spoglądam na winną całego zamieszania i podsuwam szklankę z wodą do zgaszeniapeta.
– Sorry. Joe nie miał nic przeciwko. – Wrzuca papierosa i opiera się o krzesło, żując gumę z otwartymiustami.
– Joe nie mieszka tu sam. – Przeszywam męża lodowatymspojrzeniem.
– Skarbie, to jest Brittany, a to moja żona, Molly. – W końcu przedstawia nas sobie. – Wiesz, Bi chciała się zapoznać z sąsiadami i wpadła z piwem i… – Widzę, że jest zestresowany i naprawdę stara się mnie uspokoić. Buzuje we mnie wulkan wściekłości, ale nie mogę tego pokazać. Staram się być milsza, ale gdy tylko spoglądam, jak kusą spódniczkę założyła, by poznawać nowych znajomych, to aż krew się we mnie gotuje. Równie dobrze mogłaby przyjść w samych czerwonych gaciach, bo kiecka nie zakrywa jejniczego.
– Miło było cię poznać. – Podaję jej rękę, wcale nie delikatnie sugerując zakończeniewizyty.
– Yyyy… – Spogląda na Joe i chyba oczekuje, że on cośpowie.
– Myślę, że następnym razem i Molly się z nami napije. – Mój mąż zna mnie dobrze i skoro widzi „ten” wzrok, dobrze wie, że jestem na granicywybuchu.
-No. Innym razem to wy wpadnijcie. – Uśmiecha się dosyćsztucznie.
– Odprowadzę cię. – W Joe budzi się dżentelmen. No jakbyinaczej.
– Chyba Brittany znajdzie drogę do drzwi. Ty, kochanie, pootwieraj wszystkie okna, bo zaraz się uduszę. – Gaszę zapał wybawcy, udająckaszel.
– Spoko. Nie zbłądzę. – Naciąga dekolt do pępka, uwydatniając wielki biust. Macha zalotnie na pożegnanie i w końcu zabiera swój tyłek z naszegomieszkania.
– Co to ma znaczyć? – Zaczynam rozmowę w momencie, gdy słyszę dźwięk zamykanychdrzwi.
– Ale o co ci chodzi? – Joe wzrusza ramionami, jakby nic się niewydarzyło.
– Od kiedy pijesz piwo? Od kiedy pozwalasz palić w domu? I od kiedy nie dzwonisz do mnie, gdy się spóźniam? A gdyby coś mi się stało? – Jestem zła, że tak po prostu sobie flirtował w najlepsze. Nie wiem dlaczego, ale od samego początku ta dziewczyna mi się nie podobała i teraz też wcale nie zmieniłam zdania, ale mój luby już chybatak.
– Przepraszam, kochanie. – Wtula się we mnie, starając uspokoić moje nerwy. – Bi dopiero się wprowadziła i chciała nawiązaćznajomości.
– I akurat nawiązywała je wtedy, gdy nie ma mnie w domu – grzmię.
– Molly, jesteś przewrażliwiona. – Joe wcale nie czuje sięwinny.
– Nie jestem. Zobacz, jak się ubrała. Tak się stroi prostytutka dopracy.
– Jesteś niemiła. Każdy ma swój styl i ubiera się, jak chce, czy ci się to podoba czy nie – kwituje.
– A tobie się podoba? – Bacznie obserwuję jegoreakcję.
– Pfff…
– To nie odpowiedź. – Odsuwam się i sprzątam butelki zestołu.
– Ja wolę skromniejsze kobiety. – Staje za moimiplecami.
– Yhymmm… – I nie wierzę, że nie zerkał na te wielkiecycki.
– Kocham ciebie i tylko ciebie. – Zsuwa mi bluzkę zramion.
– Kochasz mnie wkurzać. – Chcę się odwrócić, ale przyszpila mnie do blatu. – Co robisz? – Odwracam się przezramię.
– Jesteśspięta…
Wplata palce w moje dłonie i rozsuwa ręce na szerokość blatu. Całuje moją szyję, podszczypując ją lekko zębami. Pomrukuję, a jego członek rośnie w rozporku, czuję to na swoich pośladkach. Napiera nim i ociera się zachęcająco. Układa moje dłonie tak, abym trzymała mocno kant stołu, opuszkami łaskocze skórę moich rąk, wywołując tym samym dreszcze. Moja złość gdzieś ulatuje w zapomnienie. Joe zapala pomiędzy nami iskrę, która spowoduje, że nasze ciała zapłoną. Między nogami czuję, że to będzie miłe zakończenie dnia. Jedną dłonią odpina stanik i przez chwilę masuje piersi, które twardnieją pod wpływem jego dotyku. Powoli przesuwa rękę i wślizguje się w mojemajtki.
Wzdycham spragniona. Zwilża palce moją śliską wydzieliną i masuje łechtaczkę. Odrzucam głowę do tyłu, Joe pociąga mnie za włosy i przyspiesza zwinne ruchy. Ma satysfakcję, że sprawia mi przyjemność, ale prawdziwa rozkosz jest wtedy, gdy oboje szczytujemy. Po chwili pozbywa się mojej spódnicy i majtek. Zwarty i gotowy wchodzi we mnie, mrucząc dziko. Posuwa mnie tak mocno, że ciężki stół porusza się razem z nami. Łapie moje biodra i przygląda się, gdy penis wchodzi raz po razie. Zagryzam wargi i tłumię jęki rozkoszy, ale cholernie trudno się powstrzymać, gdy bóg seksu daje to, czego pragnę. Odwracam się i siadam na blat, stopami przyciągam męża do siebie. Łapię go za kark i wbijam paznokcie tak mocno, jak mocno mnie rżnie. Podpieram się drugą ręką i ujeżdżam go intensywnie. Krople potu pojawiają się na jego czole, a oddech staje się płytszy i szybszy. Wciskam wargi w jego usta i pocałunkiem tłumię krzyk orgazmu. Moja cipka zaciska się, a palce u stóp drętwieją. Joe ostatkiem sił, powoli ale mocno, wbija się we mnie, aż wreszcie kończy we mnie, dysząc zrozkoszy.
Zdyszany opiera głowę między moimi piersiami i oddycha głęboko. On wie, jak mnieugłaskać.
ROZDZIAŁ DRUGI
Od dnia, kiedy odwiozłam Lisę range-roverem, jej samochód na stałe gości na moim podjeździe. Dostałam dodatkowy etat prywatnego kierowcy, niestety nieodpłatny, chyba jestem na okresie próbnym. A tak na serio, to Lisa codziennie popija i nie jest to już tylko kieliszek koniaku, teraz pod ladą króluje drogie wino, a na jednej lampce się nie kończy. Miałam takie założenie, że będę starała się trzymać szefową na dystans, jednak Królowa Dram nie jest takim prostym przypadkiem. Otwiera się przede mną i dopiero teraz pokazuje, że jej egzystencja wcale nie wygląda tak kolorowo, jakby się mogło wydawać. Staram się oddzielać życie prywatne od zawodowego, ale w tym przypadku nie bardzo mi to się udaje. Cieszę się, że ten tydzień minął błyskawicznie i w końcu spędzę więcej czasu z moim mężem. Jakie było moje zdziwienie, gdy obudziłam się rano i nie zastałam go w łóżku. Za to na stoliku nocnym dostrzegłam świeże croissanty i wiadomość, że musiał jechać na chwilę do pracy. Znając jego chwilę, domyśliłam się, że nie zobaczę go pół dnia. Zwlekłam się z łóżka i wzięłam orzeźwiający prysznic, potem wskoczyłam w wygodne dresy i zaparzyłam czarną kawę. Przeglądałam portale plotkarskie na swoim iPhonie i rozkoszowałam się własnym towarzystwem, gdy mój spokój przerwał dzwonek do drzwi. Kogo licho niesie? Burczę pod nosem, bo nie lubię nieproszonych gości. Zazwyczaj wszystko mam zaplanowane i tego się trzymam. Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. Któż by się spodziewał? To nasza milutka sąsiadka, odstrzelona jak na wiejską potańcówkę. W pełnym makijażu, usta czerwone jak moje ulubione szpilki, a kreski robione eyelinerem sięgają po same skronie. No i zapomniałabym o pięknym wachlarzu sztucznych rzęs, które wyglądają jakby na oczach usiadła jej dorodna pulchna stonoga. Nawet nie wiedziałam, jak silne mogą być powieki, ale widzę, że dziewczyna ledwie daje radę utrzymać jepółotwarte.
– Mogę? – To pytanie retoryczne. Weszła do środka, nie czekając naodpowiedź.
– Jasne – odpowiedziałam grzecznie, gdy już była nogą wsalonie.
– Jest Joe? – Rozglądała się w poszukiwaniu mojego męża, żując nerwowo gumę. Miałam wrażenie, że pije za dużoenergetyków.
– Nie ma. Może ja bym ci mogła w czymś pomóc? – spytałam, zastanawiając się jednocześnie, czego może od niegochcieć.
– Nie. No ty przecież nie jesteś facetem, nie. A mi potrzeba faceta. – Wcisnęła mi kupione ciasto i rozsiadła się nakanapie.
– A w czym miałby ci pomóc mój mąż? – Uniosłambrew.
– Obiecał, że zajrzy do kranu. Woda pod prysznicem nie działa. Babka zapisała mi totalną ruinę, a nie dom. – Wykrzywiła usta. I to mi się nie podoba. Niewdzięczna dziewucha, dostała dom za darmo i wcale nie w jakimś opłakanym stanie, a zachowuje się, jakby należała jej się willa z basenem. Nie lubię takich ludzi: nie dość że mają wszystko podane na tacy, a jeszczewybrzydzają.
– Jesteś pewna, że mój mąż ci pomoże? – Prychnęłam śmiechem. – Joe nie jest złotą rączką, a wręcz przeciwnie, czego się dotknie, zazwyczaj potem musi wzywaćfachowca.
– Gorzej chyba nie zrobi, nie?
– Nie byłabym taka pewna. – Przymrużyłam oczy i zastanawiam się, czy ta panna ma zamiar tu siedzieć i czekać na mojego małżonka. – Chcesz kawy? – Głupio mi niezaproponować.
– No. Zrób. – Wychodzi za mną dojadalni.
Ugościłam ją przyniesionym przez nią ciastem i kawą. Brittany była bardzo rozmowna, dowiedziałam się co nieco na temat świętej pamięci pani Perry. Rzekomo wyrzekła się córki, ponieważ gdy dowiedziała się o jej ciąży, postawiła jeden warunek. Aborcja. Warunek nie został spełniony, bo Brittany siedzi tu ze mną cała i zdrowa, popijając kawkę. Jakoś nie mogę uwierzyć w to, co opowiada, chociaż ludzie potrafią skrywać różne tajemnice. Dziewczyna twierdziła, że babcia miała wyrzuty sumienia i jako zadośćuczynienie przepisała na nią dom. Wszystko niby trzyma się kupy, ale serce podpowiada mi, żeby źle nie oceniać pani Perry. Ja znam ją z innej strony. Ciepła, serdeczna i szczera do bólu. Może i za kołnierz nie wylewała, ale była z niej naprawdę fajna babka. Brittany, jeśli ma geny pani Perry, może okazać się całkiem wporządku.
– No dobra, ja o sobie powiedziałam. Teraz ty gadaj. – Wsadza do ust papierosa i próbuje goodpalić.
– Czekaj. – Wyciągam jej faję z ust i chowam z powrotem do paczki. – W tym domu niepalimy.
– Sorry. Zapomniałam. – Chowa opakowanie do kieszonki dżinsowej kurtki. – No to mów nasucho.
– A co chcesz wiedzieć? – Ostatnio z Joe mieli sporo czasu, by się dowiedzieć co nieco o sobie. Nie chcę być uszczypliwa, więc się miłouśmiecham.
– No nie wiem. Jak to jest żyć tyle czasu z jedną osobą? – wypala chybabezmyślnie.
– Mówisz o małżeństwie? – Jestemzaskoczona.
– No.
– Jak widać nie jest źle. – Wzruszamramionami.
– Nie nudzicie się sobą? – Jestdociekliwa.
– Nie zauważyłam. – Śmieję się i wywracam oczami. – A tak na serio to myślę, że gdybyśmy oboje nie pracowali i byli ze sobą non stop, na dobre by nam to nie wyszło. I nie, nie chodzi mi o to, że razem z mężem skakalibyśmy sobie dogardeł.
– Joe mówił podobnie. – Naciąga gumę na palec i bawi się nią, po chwili wsadzając znów doust.
– Tak? Co jeszcze mówił? – Ciekawi mnie, na jakie jeszcze tematygawędzili.
– No, mówił na przykład, że nie chcesz dziecka. Wiesz, ja też bym nie chciała. Nie po to tyle zapłaciłam za cycki, żeby teraz robić z siebieinkubator.
– Tak ci powiedział? – Stukam opuszkami palców okubek.
– Skoro macie idealny seks, to po co pchać się w pieluchy. Dzieciak na pewno by nie pozwolił wam się bzykać wtedy, kiedy naszłaby cię ochota. Szczerze, to ja już zapomniałam, jak to jest być z prawdziwym mężczyzną. Zawsze trafiam na samych chłopców, którzy nie potrafią mnie zadowolić… Bla… bla… bla…
Widzę, że jej usta się poruszają, ale nie słyszę wypowiadanych słów. Czuję się, jakby ktoś wymierzył mi cios w twarz. Fala gorąca zalewa mi policzki, jestem tak kurewsko zła, że do podniesienia ciśnienia kawa nie jest mi potrzebna. Jak on mógł?! Opowiada o naszych intymnych sprawach obcej lasce? To jest szczyt wszystkiego. Ciekawe, czy pochwalił się, ile ma centymetrów w rozporku. A może pokazał swojego dorodnego kutasa, by zwizualizować koleżance, jak mam z nimdobrze?
– Wiesz. Muszę, cię przeprosić. Zaraz powinnam się zbierać – okłamuję ją. Nie mam ochoty na jej towarzystwo. Wiem, że powinnam być raczej zła na męża, ale nic na to nie poradzę. – Jak Joe wróci, to powiem mu, że wpadłaś donas.
– No dobra. Wiesz albo daj mi do niego numer. Ostatnio nie miałam przy sobie telefonu i zapisałam na ręce, ale starło się. – Pokazuje czystą dłoń, jakby to miało miejsce przed chwilą. O tym fakcie mój szanowny też mnie nie poinformował, a zawsze krzyczy, że jego telefon jest do kontaktów z klientami, a dla znajomych i rodziny naszdomowy.
– Zapisz mój! – Uśmiecham się i podaję jej swójnumer.
– Yyy… Okej. – Chyba jej to nie wsmak.
Wypraszam grzecznie nieproszonego gościa i szykuję w głowie mowę na powrót męża. Układam sobie słowo po słowie to, co mam dopowiedzenia.
I oczywistym jest, że nie pójdzie sam naprawiać tego pieprzonego prysznica. Z miłą chęcią zajrzę do dawno niewidzianego wnętrza domu pani Perry. Upiekę pyszne ciasto i wproszę się tak jak Brittany. Skoro chce się zaprzyjaźnić z moim mężem, zaprzyjaźni się również zemną.
Przygotowuję się najlepiej, jak potrafię, by mój małżonek nie mógł oderwać ode mnie wzroku. Pisał, że zje obiad z Pierrem, więc mam czas wolny, by kupić conieco.
W szale zakupowym spędziłam kilka godzin, ale jestem bardzo zadowolona. Nowa bielizna i sukienka lądują od razu w pralce, nastawiam na szybkie pranie, by suszarka zdążyła naczas.
W międzyczasie przygotowuję sernik i babeczki czekoladowe, a co tam. Mój mąż będzie w siódmym niebie. Włączam muzykę i tańczę, podśpiewując pod nosem. Chyba delikatnie mnie ponosi, bo jak wariatka wyginam się, jakbym była zawodową tancerką. Staram się odtworzyć sekwencję kroków seksownych kobietek z teledysku. Świetne nuty same poruszają mojądupcią.
– A co tu tak wesoło? – Joe zachodzi mnie odtyłu.
– O matko. Chcesz, żebym zeszła na zawał? – Uderzam go lekko w pierś i wyciszammuzę.
– Nigdy w życiu. – Całuje mnie w czoło i moczy palucha w surowym czekoladowymcieście.
– Zostaw. To na babeczki. – Odsuwam od niego miskę, bo sięzagalopował.
– A co to za okazja? – podpytuje.
– Zobaczysz! – Szczerzęzęby.
– Jakaś tajemnica? – Unosi brew i stara się znów zanurzyć palec wsłodkościach.
– Dowiesz się w swoim czasie. – Zabieram miskę i zaczynam napełniać foremki, jak gdyby nigdynic.
– Mówiłem ci już, że piękniewyglądasz?
– Nie. – Staram się byćzimna.
– W takim razie nadrabiam to zaniedbanie. – Łapie mnie w pasie i całuje po ramionach. – Mam piękną żonę, która piecze cudowne pyszności. – Wciąga w nozdrza zapachsernika.
– A ja mam cudownego męża, który ma niewyparzony język – nie wytrzymuję i dogryzammu.
– Ja? Dlaczego? – Jestzaskoczony.
– Wiesz, była dziś u nas twoja nowa znajoma – zaczynam. – Tak sobie gawędziłyśmy i trochę zdradziła, o czym rozmawialiście. – Odwracam się, by spojrzeć mu wtwarz.
– Niby o czym? – Drapie się po czuprynie, co zdradza, że siędenerwuje.
– Mnie pytasz? To chyba powinno być odwrotnie. – Macham palcem pomiędzynami.
– To była taka luźnarozmowa.
– Luuuźna – przedrzeźniamgo.
– Co ci naopowiadała? – próbujedociec.
– Nie ona, tylko co ty jej naopowiadałeś, co? Ona musi wiedzieć, czy chcę mieć dziecko, czy nie? A może chciałeś się pochwalić swoim życiem seksualnym? Chciałeś się jej przypodobać? Pokazać, jaki to z ciebie ogier? W końcu dawno nie miała prawdziwego mężczyzny. – Potok słów płynie i jest nie do zatrzymania. Z każdym kolejnym wyrzutem czuję, że robię sięlżejsza.
– Kochanie. To ona wypytywała o wszystko, a ja po prostu odpowiadałem. – Masuje moje ramiona, jakby wiedział, że to mnierozluźni.
– A może łaskawie uciąłbyś niewygodny temat? Nie byłobyprościej?
– Wiesz, że taki nie jestem. Nie mamy chyba nic do ukrycia, co? Przecież nic złego nie powiedziałem – tłumaczy się, ale coś słabiutko mu towychodzi.
– O, skarbie! – Łapię jego twarz obiema dłońmi. – Jeśli twoja mamusia będzie się chwalić setny raz, że kupiła nam taki mięciutki dywan pod kominek, odpowiem przy wszystkich, że jest zajebisty, bo jak bzykasz mnie od tyłu, to nie zdzieram na nim kolan i łokci. – Całuję go w rybieusta.
– Co to za porównanie? Nie przesadzaj. – Mój małżonek przemówił po chwilimilczenia.
– Przecież nie mamy nic do ukrycia. Bądźmy otwarci! – Rozkładam ramiona. – Jak pan Harris znów zapyta, czy nam się koty biją w altanie, powiem, że to tylko ja kwiczę, gdy pieprzymy się na świeżympowietrzu.
-Ej, ej, ej… – Łapie mnie za dłonie i spogląda badawczo. – Wystarczy. Wiem, o co cichodzi.
– O co? – Marszczęnos.
– Jesteś zazdrosna – cieszysię.
– Przecież nie mam o kogo. – Udaję, że tonieprawda.
– Nie masz. Nie masz! – Więzi mnie w swoich ramionach. – Brittany jest tylko młodą, szczupłą, dobrze zrobioną… – Perfidnie się ze mnądrażni.
– Zaraz dostaniesz! – grożę i próbuję się wyrwać, bo ta jego złośliwość ani trochę mnie niebawi.
– Moja zazdrośnica. – Śmieje się w głos. – Kocham tylko ciebie. Spójrz w lustro, idealna naturalnie pięknakobieta.
– Może wolałbyś jednak, żebym miała większe cycki i usta? – Wyciągam wargę, przedrzeźniającsąsiadkę.
– Nigdy w życiu. Tylko byś się oszpeciła. Kocham twoje cycuszki. – Palcem odchyla bluzkę i zagląda pod nią zapetytem.
– Łapy precz! – Dostaje po rękach, ale nie odpuszcza, unosi mnie i sadza na blat. – Tak chcesz pogrywać? – szepcze do moichust.
– Jak? – O co mu, kurde, chodzi.
– Kusisz mnie, a potem precz? – rozbawia mnie tymstwierdzeniem.
– Kuszę? Czym? Dresem? – No dobra, może i pomalowałam się na wyjście do sklepu, ale wciąż jestem w ulubionym szarymdresie.
– Oczywiście. Ten cudowny, seksowny dres rozpala moje zmysły. – Podszczypuje mnie, łaskocząc przy tymzabawnie.
– Jesteś wariat, wiesz? – Nie mogę powstrzymać chichotu. Odpycham jego ręce, ale ze śmiechu opadam zsił.
– A ty moja wariatka. – Przestaje mnie zaczepiać i spogląda prosto w oczy. Kocham, gdy właśnie ot tak potrafi rozluźnić napiętą atmosferę. Całuje mnie w usta i czeka na mójruch.
Odpinam koszulę guzik po guziku. Widzę ten cudowny błysk w jego oczach. Unoszę ręce, by mógł uwolnić moje piersi. Przygląda się im i masuje intensywnie, po czym smakuje, rozkoszując się każdym pocałunkiem. Zsuwa ze mnie spodnie i zanurza twarz w moim łonie. Jego język pieści mnie, porusza nim posuwiście i powoli, mocno dociskając do mojego ciała. Wyciągam powietrze i rozkoszuję się trwającą chwilą, wiem, że Joe uwielbia sprawiać mi przyjemność, robi minetkę, jakby jego język był pędzlem, a moja cipka płótnem, dopieszcza mnie jak prawdziwy artysta, zachwycając się efektem prac. Wstaje i całuje mnie namiętnie, jego usta są słodkie i śliskie, smakują mną. Rozpinam pasek od spodni i mocuję się z rozporkiem. Mąż pomaga mi, by jak najszybciej znaleźć się we mnie. Trzyma dłonie na moich biodrach i wciska penisa w spragnioną szparkę. Odchylam głowę i wydaję pomruk rozkoszy. Nie wiem, jak on to robi, wystarczy moment, a jestem cała jego, gotowa i wilgotna. Wgryza się w moje ramię i posuwa rytmicznie. Zaplatam nogi za jego plecami i przyciągam do siebie. Joe łapie mnie za szyję i patrzy prosto w oczy. Mówi do mnie te wszystkie sprośne świństwa, które kocham. Odpowiadam mu zalotnie. Do mojej twarzy zaczyna napływać krew, rumienię się i oddycham coraz szybciej. Wyginam plecy w łuk i czuję, jak eksplozja orgazmu jednocześnie nami wstrząsa. Opieram dłoń o blat i osuwam sięwykończona.
– Ja pierdolę… – Nie znajduję normalnych słów na te nieziemskieodczucie.
– Już nie. – Joe śmieje się, napinając klatę, dumny niczym paw. Mój cudowny mąż przygotowuje wannę pełną wody i pachnącej piany. Chce mnie ugłaskać? Hmmm, czemu nie, pozwolę mu na to, by był z siebie zadowolony. Nie wie jednak, co go czeka. Romantyczna kąpiel trwa, Joe masuje moje stopy, a ja mruczę rozanielona. Wdycham w płuca delikatny kwiatowyzapach.
– Czujesz to? – Marszczę brwi, spoglądając namęża.
– Czuję miłość w powietrzu. – Całuje wymasowanestopy.
– Nie o to cho… O, cholera! – Wyskakuję z wody jak oparzona i o mało nie skręcam kostki na śliskichpłytkach.
– Gdzie tak pędzisz, króliczku? Powoli, bo sięzabijesz.
– Bardzo śmieszne! – Owijam się ręcznikiem i pędzę dokuchni.
Tak myślałam. Uchylam piekarnik, a nieprzyjemny zapach spalenizny bucha mi w twarz, kaszlę od dymu. Próbuję rozgonić ciemną chmurę, ale na nic to się zdaje. Otwieram okno i macham ręcznikiem, by jak najszybciej wywietrzyćpomieszczenie.
– Oho. A miałem taką ochotę na słodkości. – Mąż denerwuje mnie swoimgadaniem.
– To twoja wina! – Atakuję gospojrzeniem.
– Mnie w to nie mieszaj. – Unosi ręce w geście poddania, co powoduje, że ręcznik zsuwa się z niego napodłogę.
– No to mamy winnego! – Śmieję się do rozpuku, spoglądając na miejsce intymnemęża.
– Tak. Wszystko to twoja wina! – Macha paluchem, krzycząc do swojegopenisa.
– Wiesz co? Jednak ciągnie swój do swego. – Zataczam kółeczko przy skroni. Tak, oboje jesteśmy nieźleszurnięci.
– Dlatego jesteśmy małżeństwem. – Klepie mnie w tyłek i zagląda do piekarnika. – Może coś da się uratować? – Wyciąga przypalony sernik i zwęglonebabeczki.
– Jeśli chodzi o babeczki, to ja podziękuję. – Podnoszę dwoma palcami papierową foremkę i oglądamzgliszcza.
– Ciasto jeszcze będzie dobre. – Mój pomysłowy małżonek zeskrobuje nożem spalony wierzch i polewa sernik ciemną czekoladą. Bystrzacha.
Zza otwartego okna słychać stukot butelek. Spoglądam na męża i dostrzegam, że ruchem dłoni wita się zkimś.
Właśnie w tej chwili zdaję sobie sprawę, że stoimy nadzy po środku kuchni, a sąsiad zza płotu rozpala grill. Nie mam odwagi spojrzeć w tamtą stronę. Okrywam biust rękoma i błagam spojrzeniem męża, by coś zrobił. Joe przesuwa mnie za siebie i podchodzi dookna.
– Jak tamsąsiedzie?
Jak gdyby nigdy nic zagaduje faceta. Dobrze, że parapet mamy w miarę wysoki. Sąsiad jak sąsiad, ale jego żona dopiero miałabyradochę.
Wykorzystuję moment i uciekam, by ubrać się przyzwoicie, no może niezbyt przyzwoicie. Zakładam na siebie nowy zakup. Przyglądam się odbiciu i zastanawiam się, czy nie przesadziłam. Czerwona sukienka ma dekolt do pępka łączony kilkoma srebrnymi kółkami łańcuszka. Długość również jest zbyt wyzywająca. Obciągam ją najniżej, jak się da i idę zaprezentować sięmężowi.
Joe otwiera oczy ze zdziwienia, a jego mina jest taka, jakby krzyczał: co ty, do cholery, na sobiewłożyłaś?!
– Podobam ci się? – Okręcam się, by zaprezentować się w całejokazałości.
– Gdzieś wychodzimy? – Joe wydaje sięzaskoczony.
– Yhymmm – odpowiadamtajemniczo.
– To może byś się ubrała? – Nie jest zbytdelikatny.
– No przecież jestemubrana.
– No nie wiem. Wygląda, jakbyś założyła samą bluzkę. – Unosibrew.
– Nie przesadzaj. – Macham ręką. Jakoś nie komentował stroju Brittany, który był równie wyzywający. – Zbieraj się – nakazuję i dostrzegam, że nie jest zbyt chętny nawyjście.
Idę spakować sernik i dzwonię do panny Perry. Zapytam, czy jest w domu. W końcu Joe obiecał naprawić jej prysznic, więc niech sięwykaże.
– Tak? – Odbiera odrazu.
– Hej, jesteś wdomu?
– No jestem, aco?
– Wiesz, Joe już wrócił i może zajrzałby i naprawił cotrzeba.
– Tak? No dobra, ale za jakieś piętnaście minut, okej?
– Jasne.
Rozłączamsię.
Mój małżonek jest już zwarty i gotowy. Pomaga mi założyć płaszcz i zapina pod samą szyję. Mam z niego niezły ubaw. Pewnie myśli, że idziemy do znajomych i narobię mu wstydu tym odrobinę dziwkarskim strojem. Aż taka bezmyślna to nie jestem, ale uwielbiam trzymać go w niepewności i delektować się jego stresem. Odgrywam się za te wszystkie moje nerwy. Otwiera mi drzwi od strony pasażera i czeka, abym wsiadła. Mam ubaw z jego zdziwienia, gdy zamykam auto. Wręczam mu ciasto i wyciągam z bagażnika skrzynkę z narzędziami, którą dziś specjalnie nabyłam. Mój kochany mąż nigdy takowej nie posiadał, ale był taki chętny do niesienia pomocy, że po prostu musiałam go w tym wspierać, jak na porządną żonę przystało. Trzymając go za rękę, przeprowadzam go na drugą stronęulicy.
– Co ty robisz? – Zerkaniepewnie.
– Miałeś naprawić prysznic. Nieprawda? – Uśmiecham sięsłodko.
– Ale tak teraz? – Chyba zaczyna kojarzyć, że składał takowąobietnicę.
– A po co odwlekać? Biedna, pewnie nie ma się jak umyć – wzdycham ciężko, udajączmartwioną.
– Zawsze możesz jej zaproponować naszą wannę. – Wie, jak wbić szpilę tak, by bolało, ale za to dostaje dłonią wramię.
Przyciskam dzwonek i przebieram nogami. Ileż można czekać pod drzwiami? Joe też się irytuje i stukanerwowo.
– Chodź. Chyba jej niema.
– Czekaj. Przecież dzwoniłam i mówiła, że jest! – Akurat gdy kończę zdanie, słyszę otwieraniezamka.
– Hej, sorry, ale dzwonek nie działa – oznajmia rozradowana Brittany. Poprawia włosy, ale jej radość niknie, gdy spogląda na mnie. – Och… – Stara się uśmiechać, ale potrafię rozpoznaćrozczarowanie.
Zaprasza nas do środka. Wręcza Joe piwo, a mnie szklankę wody. Ma na sobie krótkie spodenki i top zakrywający same cycki. Jest tu cholernie gorąco, chyba ze dwadzieścia sześć stopni. Ściągam płaszcz i w tej chwili cieszę się, że wybrałam taki strój. Czułam w cebulkach włosów, że ta koza na pewno nie założy zwykłych dżinsów i T-shirta. Teraz przynajmniej jestem równie roznegliżowana jak ona. Gdybym ubrała się jak zazwyczaj, byłoby to niczym porównanie zakonnicy z dziwką, więc mój mąż mógłby mieć rozbiegane oczka. A tak, gdy tylko na mnie zerka, masuję się po sterczącej pod materiałem brodawce. Jego uśmiech skrepowania sprawia mi zajebistąfrajdę.
– Prysznic jest na górze. Pokażę ci. – Bi gładzi Joe po plecach i spogląda zalotnie spod wachlarza posklejanych rzęs. Tak jakby mnie nie było. Halo, kurwa! Stoję obok! Mam ochotę wytarmosić ją za włosy, by nigdy więcej tak na niego nie spojrzała. Staram się nie być zazdrosna, ale nie cierpię takich zagrywek. To tak, jakby chciała mnie upokorzyć, buduje między nimi jakąś intymność. Strzepuje z jego marynarki paproch. Joe stoi lekko otumaniony i nie jest pewny, jak ma się zachować. Będę jego wybawicielką i ulżę mu w tymcierpieniu.
– Mój mąż jest bystrym facetem. Na pewno sam sobie poradzi. – Wręczam mu skrzynkę i całuję w usta. Brittany odsuwa się od niego, widzę, że moja obecność jest jej cholernie nie narękę.
– Tak. Poradzę sobie. – Joe uśmiecha się nerwowo i wchodzi poschodach.
Siadamy obie na sofie w salonie. Nie mam z nią za bardzo o czym rozmawiać, dziewczę plecie coś bez sensu. W kółko i to samo. Nudzę się cholernie i modlę się, by Joe już skończył. W końcu po długich oczekiwaniach mój mąż schodzi na parter. Jeszcze nigdy tyle czasu nie spędził pod prysznicem, nawet ze mną. Całe czterdzieści pięć minut majstrował i sądząc po jego minie, raczej nic niezdziałał.
– Działa? Jesteś cudowny! – Bi podrywa się z siedzenia i podchodzi, by podziękować mojemu mężowi „spontanicznym” przytuleniem. Rozpościera ramiona i szczerzy zęby, jakby wygrała naloterii.
– Niestety. – Joe wzrusza ramionami, zanim panienka do niegodociera.
– Ooo. – Dostrzegam wyraźnie, że jej zapałgaśnie.
– To musi być grubsza sprawa – tłumaczy się mój mąż z nieudanej próbynaprawy.
– Pan Harris to nasza osiedlowa złota rączka. Pewnie z chęcią pomoże – wtrącam swoje trzygrosze.
– Tak, jeśli chcesz, pomówię z nim. – Joe zgrywa miłosiernego samarytanina. Pan H. mieszka dwa domy dalej, więc mogłaby przejść się sama. Czuję, jak złość wypełnia mojewnętrze.
– Kochany jesteś. – Przytula go, susząc kły do jegoklaty.
Unoszę brew i patrzę wymownie namęża.
Poklepuje ją po plecach jak kumpla, zarzekając się, że to żadenproblem.
– Zjadłyście już całą blachę? Mam ochotę na pyszny sernik. – Odkleja od siebie Bi i wzrusza przepraszająco ramionami. Pokazuje mi na migi, że Brittany jest zakręcona i nie wie, co jestgrane.
– Mam nadzieję, że przypalenie nie wpłynęło znacząco na smak ciasta. – Uśmiecham się do męża i zaczynam swoją gierkę, a on spogląda podejrzliwie i kręci głową zniedowierzaniem.
– Jesteś tak samo dobra w pieczeniu jak ja? – Brittany śmieje się w głos. – Spoko. Mówi się, że kobieta jest albo dobra w łóżku, albo w gotowaniu. Ja oczywiście zaliczam się do tych pierwszych. – Jest z siebie dumna, jakby zdobyła złote trofeum ciężkąpracą.
– Ktoś tak mówi? Nigdy nie słyszałam takiego porównania. – Siadam obok męża i głaszczę dłonią wewnętrzną stronę jegouda.
– Mnie każdy mówi, że gotuję obrzydliwie, ale wszystko wynagradzam w łóżku, bo jestem boginią seksu. – Oblizuje powoli długi nóż, którym kroiła mój sernik. – Mmmm… – mruczy.
– Czyżbysmakował?
– Pyszny.
– Cieszę się. – Uśmiecham sięsztucznie.
– Skoro tak dobrze gotujesz, współczuję mężowi. – Robi zbolałąminę.
– Mężu, może się wypowiesz? – Klepię go po udzie, a on krztusi się kawałkiemciasta.
– Ja?
– A kto inny? – Unoszębrew.
– Skarbie, gotujesz przepysznie, a jeśli chodzi o te porównania. To nie mogę się z tym zgodzić. – Uśmiecha się i całuje mojądłoń.
– Szczęściarz z ciebie. – Bi podgryza skórkipaznokci.
– Nie zaprzeczę. Żona trafiła mi sięidealna.
– Druga może być jeszcze lepsza – mówi ta flądra nibyżartobliwie.
– Nie mam zamiaru zmieniać czegoś, co jest perfekcyjne. – Joe grzecznie ucina rozmowę, jestem z niego dumna. Dziękuję za kawę, a mój mąż obiecuje, że porozmawia z naszym panem złotą rączką. Żegnamy się kulturalnie, ale tuż po zamknięciu drzwi za plecami, posyłam mężowi spojrzenie, na które z pewnością reaguje ciarkami naplecach.
– Powiem ci jedno. Nigdy, ale to nigdy, twoja noga tam nie postanie. No chyba że w moimtowarzystwie.
– Oczywiście, moja żono. – Jak rzadko zgadza się szybko i bez zbędnychdyskusji.
Czyżby również wyczuł, że Brittany stosuje zagrywki poniżej pasa? Nie polubiłam jej, gdy zobaczyłam ją po raz pierwszy, po raz drugi utwierdziłam się w