9,99 zł
Projektantka Elli Santon próbuje zrobić karierę w Paryżu. Biznesmen Blaise Chevalier, który wykupił jej kredyt w banku i tym samym przejął firmę, dał jej pół roku na spłacenie długu. To bardzo mało czasu. Jednak gdy poznał bliżej tę twardą, intrygującą i utalentowaną kobietę, pomyślał, że razem mogliby wiele zdziałać…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 139
Tłumaczenie:
– I to wszystko? – Wysoki i przystojny mężczyzna, który wszedł do małego butiku, omiótł wnętrze lekceważącym spojrzeniem.
Ella uśmiechnęła się wymuszenie.
– Całość oferty pochodzi z kolekcji Elli Santon. W tej chwili ilość jest ograniczona, ponieważ obsługujemy głównie klientelę miejscową.
Funkcjonowanie na rynku mody było bardzo kosztowne, a Ella wciąż jeszcze nie trafiła na szczyt, choć osiągnęła niemało – zaprojektowaną w całości przez siebie kolekcję sprzedawała we własnym butiku.
– Byłem ciekaw mojego najnowszego nabytku.
– To znaczy?
– Firmy i butiku Elli Santon – odparł gładko, jak gdyby treść jego słów była jak najbardziej oczywista.
Uprzejmy ton nie zdołał zamaskować twardej nuty, która przyprawiła Ellę o bolesny skurcz w gardle.
Nieznajomy podszedł bliżej i wtedy go rozpoznała. Blaise Chevalier, inwestor drapieżca, gwiazdor tabloidów. Dobrze znany w Paryżu nie tylko z biznesowej bezwzględności, bogatszy niż król Midas, a na domiar złego urzekająco przystojny, o oliwkowej skórze i oczach barwy karmelu, doskonale zbudowany, świetnie ubrany, bardzo męski.
Nie rozpoznała go od razu, bo gazetowe zdjęcia nie oddawały jego urody. W rzeczywistości wyglądał zupełnie inaczej. W tej chwili nie było w jego zachowaniu ani cienia niefrasobliwości playboya, tylko mroczna, zmysłowa energia, jakiej raczej nie uchwyciłaby zwykła fotka.
Sięgnął do kieszeni i podał jej plik dokumentów. Nie były to zwykłe białe kartki, jakich przeważnie używano. Te miały odcień kremowy i wyraźną fakturę. Wyglądały bardzo oficjalnie. Ella opanowała lęk i wzięła je od niego.
Z miną nieprzeniknioną obserwował, jak je przegląda.
– Mógłby mi pan to wyjaśnić? Nie jestem zbyt biegła w terminach prawniczych – powiedziała lekko drżącym głosem.
– Mówiąc najprościej, mam prawo wstrzymać pani pożyczkę.
Na myśl o licznych długach, które zaciągnęła, by wyrwać firmę z kłopotów, zrobiło jej się gorąco.
– Rozumiem. Ale… jak do tego doszło?
Gdyby to był ktoś inny, nie uwierzyłaby, ale tego człowieka znała, choć tylko z krążących o nim opowieści. Fakt, że znalazł się tutaj z bankowymi dokumentami w ręku, nie wróżył niczego dobrego.
– Bank, który udzielił pani pożyczki, został wykupiony przez większą instytucję finansową. Sprzedali większość drobnych pożyczek, w tym i pani, a ja kupiłem ją wraz z innymi.
– Czyli jest pan właścicielem mojej firmy? – Odgarnęła z twarzy blond pasma i usiadła na jednym z krzeseł przeznaczonych dla klientów butiku.
– Na to wygląda.
Sytuacja przedstawiała się fatalnie. Blaise Chevalier miał opinię naprawdę bezwzględnego typa. Krążyły plotki, że w najpodlejszy sposób zawiódł zaufanie własnego brata. Jeżeli tylko uznał firmę, której losy spoczęły w jego rękach, za niedochodową, nie liczył się z nikim i niczym.
A teraz zależał od niego los butiku Elli, a także jej pracowni wraz z wyposażeniem, czyli całości jej majątku.
– I co pan postanowił?
Wstała. Nie może się teraz załamać; stawka jest zbyt wysoka. Praca i pozycja osiągnięta w świecie mody były esencją jej życia. Nie po to całymi latami harowała tak ciężko, by teraz odpuścić. Dopóki jest nadzieja, będzie walczyć.
– Ja zajmuję się zarabianiem pieniędzy, panno Santon. Skoro pani firma nie pokrywa swoich wydatków, nie zapewni pani życia na przyzwoitym poziomie.
– Jeszcze kilka lat i to się zmieni. Kiedy zyskam więcej klientów i będę mogła rozszerzyć działalność.
Powątpiewająco uniósł jedną ciemną brew.
– A wtedy?
– Wtedy… – Wzięła głęboki oddech.
Od dawna miała to wszystko poukładane w głowie. Każdy szczegół. Nawet kolor sukienki, w której wystąpi podczas Paryskiego Tygodnia Mody.
– Paryski Tydzień Mody, Mediolan, Nowy Jork. Mnóstwo butików będzie zamawiało moje kolekcje. Będę też sprzedawać w detalu. Opracowałam na piśmie pięcioletni plan rozwoju i chętnie go panu pokażę.
Jej entuzjazm nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia.
– Nie mogę czekać tak długo na zwrot moich pieniędzy, więc i pani nie ma aż tyle czasu.
Z całej siły starała się powstrzymać wybuch.
– Dla rozwoju takiej firmy to konieczne. Moda wymusza rywalizację.
– Spodziewałem się czegoś bardziej wyrafinowanego… z większą klasą. – Lekceważący grymas sugerował, że to, co zastał, jest kompletnie tej klasy pozbawione.
Zmierzwiła i tak już potargane włosy. Nigdy niczego nie pozostawiała przypadkowi. Jej zachowanie i wygląd także miały za zadanie tworzyć wizerunek firmy.
– Panu nie chodzi o klasę, tylko o szybki zysk.
– Sądziłem, że szyje pani dla nieco bardziej wymagającej klienteli.
Dlaczego ten jedwabisty, z lekkim akcentem głos robił na niej aż takie wrażenie? Przecież często miała do czynienia z francuskimi klientami i chyba była od dawna uodporniona na zniewalający wdzięk ich akcentu.
Z jakiegoś powodu w jego ustach brzmiało to inaczej. Jego angielski był zabarwiony francuszczyzną i jeszcze czymś, czego nie potrafiła zidentyfikować, a co czyniło jego sposób mówienia egzotycznym i fascynującym.
– Oczekuję godziwego zysku w dużo krótszym czasie – dodał.
– Nie mogę tak po prostu skinąć magiczną różdżką. – Starała się nie okazywać lęku ani słabości.
– Nie będzie potrzebna.
Jemu na pewno nie. Podobno po rozstaniu z firmą ojca zarobił samodzielnie miliony w ciągu kilku zaledwie lat. Czytała o tym i zawsze była ciekawa, jak mu się to udało.
– Łut szczęścia? – spytała tym samym tonem, krzyżując ramiona na piersi.
– Tylko słabi potrzebują szczęścia – odparł. – Sukces przychodzi do tych, którzy potrafią go sprowokować.
Najwyraźniej on nie miał z tym kłopotu.
– A jak pan to sobie wyobraża w przypadku mojej firmy? – spytała przez ściśnięte gardło.
Była pewna, że i tak przegra. W najlepszym wypadku straci kontrolę nad swoim biznesem, w najgorszym – wszystko. A co wtedy?
Postawiona wobec perspektywy utraty pracy, mieszkania i przyjaciół zyskanych dzięki z takim trudem osiągniętemu statusowi, miała wrażenie, że patrzy w bezdenną przepaść, w ciemność i pustkę. Kiedyś już się stamtąd wydobyła i z pewnością tam nie wróci. Nie pozwoli, by znów pochłonęła ją niepamięć.
– Dotychczas moda leżała poza kręgiem moich zainteresowań, ale może czas to zmienić. Zdaje się, że to dziedzina potencjalnie bardziej lukratywna, niż do tej pory sądziłem.
– Działając mądrze, można sporo zarobić – powiedziała ostrożnie.
Dla niej samej ważniejszy niż wielkie pieniądze był sukces.
– Właśnie. Działając mądrze. A to bardziej mój niż pani atut.
– Nie jestem nowicjuszką. Ukończyłam szkołę biznesu. Opracowałam biznesplan, mam nawet kilku inwestorów.
– Inwestorom niższego szczebla brak odpowiednich koneksji i możliwości finansowych. Tu potrzeba przede wszystkim reklamy i gotówki, jeżeli chcemy skrócić proponowane pięć lat do sześciu miesięcy.
– To nie…
– Owszem. Pojedziesz na Paryski Tydzień Mody już za rok, ale do tego czasu twoja kolekcja musi trafić na okładki magazynów i billboardy. Sprzedaż własnych projektów we własnym butiku nie zapewni ci bycia rozpoznawaną na świecie. A ja mam takie możliwości, by ci to ułatwić.
Niemal czuła, jak ster wyślizguje jej się z rąk.
– Co mam zrobić w zamian?
– Chcę mieć pewność, że robisz wszystko co możliwe, by odnieść sukces. Na razie nie jestem o tym przekonany.
– A jeżeli ja nie chcę, żeby to pan prowadził moją firmę? – spytała, zła, że drży jej głos.
– Odetnę dopływ gotówki. Nie mam czasu na zabawę prowadzącą donikąd.
– Ale będzie pan odbierać swoje zyski?
– Owszem. Dwadzieścia pięć procent.
– To bandytyzm.
– Wcale nie. Będę pracował na te pieniądze i oczekuję tego samego od ciebie.
– Mam posłusznie wykonywać polecenia?
– I tak masz dużo szczęścia. Inni płacą mi ciężkie pieniądze za samą poradę biznesową. Od ciebie nie wezmę ani grosza, dopóki sama nie zarobisz. To uczciwa propozycja.
– A jak miałabym się odwdzięczyć za taką wspaniałomyślność?
– To nie żadna wspaniałomyślność tylko biznes. Inwestuję tam, gdzie to się opłaca, nie marnuję czasu tam, gdzie nie warto. Biznes to nie miejsce na dobroczynność.
Ella rozejrzała się po starannie urządzonym wnętrzu i rzędach własnoręcznie zaprojektowanych ubrań. Sama pomalowała ściany butiku na czarno-biało i z pomocą kilku znajomych modeli położyła marmurową posadzkę. Nigdy nie umiała ograniczyć swojego zaangażowania tylko do projektowania. A pod kierownictwem Blaise’a będzie do tego zmuszona.
– Często bywasz na różnych imprezach, prawda?
Zacisnęła różowe wargi w wąską linijkę. Nie zabrzmiało to sympatycznie i wcale nie chciała, żeby ją tak postrzegał, ale nie mogła zaprzeczyć. Wykorzystywała przecież każdą możliwą okazję promocji swoich rzeczy, jeżeli tylko zdołała otrzymać zaproszenie. Bardzo rzadko okazywało się to niemożliwe.
– Na tym polega autopromocja – powiedziała, unosząc idealnie ukształtowaną brew.
Blaise ocenił ją krytycznym spojrzeniem. Owszem, była atrakcyjna, doskonale zbudowana, miała duże niebieskie oczy, podkreślone grubą kreską w tym samym odcieniu. Mogła przyciągać uwagę, ubrana w krótką czarną sukienkę, podkreślającą świetne nogi, i buty do kostek, zdobione klamerkami i z odkrytymi palcami, ukazującymi jaskraworóżowe paznokcie.
Szybko zapanował nad wcale niebiznesowym zainteresowaniem. Interesów nie należało mieszać z namiętnością. Już dawno nauczył się oddzielać jedno od drugiego i nigdy nie pozwalał, by pociąg fizyczny sprowadził go z raz obranej drogi.
– Zupełnie nieskuteczna – odparł beznamiętnie. – Jeżeli bywasz na otwarciu każdego klubu nocnego w Paryżu, twoje nazwisko znajdzie się w prasie, ale to nie pomoże w wyniesieniu firmy na pożądany poziom.
– W tej chwili potrzebuję przede wszystkim rozgłosu i robię, co mogę, by go uzyskać.
– To nie tylko nieskuteczne, ale wręcz poniżające.
– Przecież nie robię nic nagannego, a tak to właśnie brzmi w pana ustach. Zawsze zachowuję się profesjonalnie.
– Powinnaś się otaczać potencjalnymi klientami. Czy osoby organizujące te imprezy przychodzą tutaj, by wydać swoje pieniądze?
– Niektórzy…
– To za mało. Musisz sobie zbudować powiązania w branży, z klientelą właściwego rodzaju.
– Chciałabym, ale zaproszenie na takie ekskluzywne imprezy to rzadkość.
Przeniosła ciężar ciała na jedną nogę i oparła dłoń na biodrze. Wtedy zauważył na dłoni skrawek lśniącej różowej skóry współgrającej z kremową doskonałością palców. To właśnie dlatego tak dużo mówiono o niej w Paryżu. Okaleczona Amerykanka obnosząca swoje blizny jak trofeum, wykorzystująca osobistą tragedię dla własnych korzyści. To była łzawa historia, poważne poparzenia odniesione w pożarze rodzinnego domu, w sam raz, by zainteresować media. Potrafiła wykorzystać to zainteresowanie do maksimum.
Początkowo zamierzał pozbyć się firmy Elli Santon jak najszybciej. Uznał, że nie warto tracić czasu na marzycielkę, która wbiła sobie do głowy sukces na najbardziej kapryśnym z rynków – na rynku mody.
Po namyśle postanowił jednak dać jej szansę. Pozbyć się jej firmy zawsze zdąży. Zebrał natomiast opinie profesjonalistów na temat samej Elli i już wiedział, że się co do niej pomylił. Była w swojej pracy naprawdę dobra.
Pracowała dużo ciężej, niż by się po niej spodziewał. Dla niego jednak przede wszystkim liczył się zysk. Toteż zamierzał wycisnąć z marki Elli Santon, ile się da.
– Nie dla mnie. I umiem dobrze wykorzystać takie możliwości. Nawet w tej chwili mam znajomości, o jakich ty możesz tylko marzyć. Mówią, że niszczę firmy, ale potrafię je także budować. I jestem w tym dobry.
– Czego konkretnie oczekuje pan ode mnie? – spytała z błyskiem determinacji w oczach.
– Tylko jednego. W sprawach handlowych będziesz postępowała według moich wskazówek.
– Czyli pełna kontrola? To nie tak wiele – stwierdziła spokojnie, tylko na pozór bez emocji.
– Zamierzam sprawić, by twoja marka była powszechne rozpoznawana, a każdy następny produkt gorąco oczekiwany. By twoje rzeczy były wszędzie, zarówno w drogich butikach, jak i w domach towarowych. I jeżeli będę musiał przejąć pełną kontrolę, zrobię to.
– A gdybym zwróciła pożyczkę?
– Wolałabyś iść swoją drogą i odrzucić taką okazję?
– To moja firma i wolałabym zarządzać nią sama – odparła niechętnie.
Odetchnęła głęboko i przez chwilę nie mógł oderwać wzroku od jej wznoszącej się i opadającej piersi, wąskiej talii i apetycznego zaokrąglenia bioder. Co za szkoda, że nie zwykł łączyć interesów z przyjemnościami…
– W tej sytuacji nie znajdziesz chętnego pożyczkodawcy. Stosunek długu do przychodów nie wzbudzi entuzjazmu w żadnym banku.
Zarumieniła się mocno.
– Na razie mało zarabiam, ale uważam, że mój plan jest dobry.
– W twoim planie jest dużo zmiennych i nawet jeżeli nie jest zły w sensie ogólnym, w obecnej sytuacji nie stanowi wystarczającej gwarancji dla większości banków. Odkąd wzięłaś pożyczkę, twoje zadłużenie jeszcze wzrosło.
– Pokazy mody kosztują. Ostatni, jaki urządziłam, był chyba najgorszy, w dodatku zwróciła się tylko część… – głos jej się załamał.
Miała okropne wrażenie, że wszystko wymyka jej się z rąk. Przez całe lata ciężko pracowała, by osiągnąć coś, w co nie wierzył nikt poza nią. Tak bardzo się starała i osiągnęła tak wiele sama jedna, bez żadnego wsparcia. Dlatego to, co udało jej się zbudować, było dla niej wszystkim.
Teraz jednak cały jej dorobek należał do niego. I choć bardzo nie chciała tej współpracy, będzie ją musiała zaakceptować. Zgoda na obecność kogoś obcego w jej firmie i życiu była jak zły sen. Ale alternatywą była utrata wszystkiego, a o tym bała się choćby pomyśleć.
Odetchnęła głęboko i postarała się przywołać na twarz wyraz spokojnej rezygnacji.
– Doskonale. Może w ten sposób wspólnie odniesiemy sukces.
Uśmiechnął się kpiąco. Najwyraźniej nie dał się zwieść. Przejrzał ją na wylot i to, co zobaczył, tylko go rozbawiło. Zacisnęła dłonie tak mocno, że paznokcie wbiły się w ciało.
– To nic osobistego, Ella. Najważniejszy jest zysk. Jeżeli nam się nie uda, odstąpię od projektu.
Wyciągnęła dłoń, którą on uścisnął, a ją przeszył dreszcz. Spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich żar. Patrzył na ich złączone dłonie, swoją ciemną i mocną, jej drobną, bladą, oszpeconą bliznami. Przesunął kciukiem po jednej z blizn, co przejęło ją chłodem. Pospiesznie odebrała mu dłoń.
Jeszcze raz przesunął po niej wzrokiem.
– Będzie mi bardzo przyjemnie współpracować z tobą.
Tytuł oryginału: The Highest Price to Pay
Pierwsze wydanie: Mills & Boon Limited, 2011
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Hanna Lachowska
© 2011 Maisey Yates
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2013, 2017
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN: 978-83-276-3390-3
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.