Perska saga. Perska czułość - Laila Shukri - ebook

Perska saga. Perska czułość ebook

Laila Shukri

3,9

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Znana z „Perskiej miłości” i dalszych części sagi Lidka zostaje wysłana na przymusowy urlop. Jej ukochany Marek zabiera ją i dzieci na wakacje do Egiptu, gdzie poznają małżeństwo – Ilonę i Pawła. Nowi znajomi namawiają ich na egzotyczny rejs po Nilu. Na statku Ilona ulega szaleńczemu zafascynowaniu przystojnym Basimem, z którym nawiązuje płomienny romans. Jak niebezpieczna okaże się ta wakacyjna przygoda? Czy dla porywających erotycznych doznań warto poświęcić wszystko? Co grozi Ilonie za zdradę męża? Jaką rolę w tej opowieści odegra Lidka? I co mamy wspólnego ze starożytnymi Egipcjanami?

W nowej ekscytującej powieści Laila Shukri z pasją przedstawia najgłębsze ludzkie uczucia – miłość, zazdrość, strach i namiętność – oraz próbuje dotrzeć do tego, co jest istotą człowieczeństwa.

Laila Shukri – ukrywająca się pod pseudonimem pisarka jest znawczynią Bliskiego Wschodu, Polką mieszkającą w krajach arabskich i podróżującą po całym świecie. Obecnie przebywa w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, ale już planuje kolejną podróż. Niezależnie od tego, czy zatrzyma się na dłużej w pustynnej oazie, czy w ociekającym luksusem hotelu, udaje jej się dotrzeć do najgłębszych sekretów świata arabskiego. Wieczorami lubi usiąść na tarasie i napić się campari. Debiutowała w 2014 roku, od tego czasu każda z jej książek podbija listy bestsellerów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 443

Oceny
3,9 (70 ocen)
35
12
10
6
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Artigiana

Nie polecam

Beznadziejna w porównaniu z poprzednimi
20
Creepymonde

Nie polecam

Te jej powieści z każda kolejną stają się coraz bardziej bzdurne i naciagane
00
Maggie7667

Nie oderwiesz się od lektury

Super ksiazka
00
Zabaweczka_35

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka
00

Popularność




Copyright © Laila Shukri, 2023

Projekt okładki

Agencja Interaktywna Studio Kreacji

www.studio-kreacji.pl

Zdjęcia na okładce

© katiekk2/Adobe Stock

© Sofia Zhuravetc/Adobe Stock

Redaktor prowadzący

Michał Nalewski

Redakcja

Maria Talar

Korekta

Katarzyna Kusojć

Maciej Korbasiński

ISBN 978-83-8352-555-6

Warszawa 2023

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

ROZDZIAŁ I

Nieutulony żal

Ogromny smutek znowu ścisnął serce Lidki. Do luksusowego hotelu, gdzie pracowała, weszła starsza pani, która z jakiegoś ledwo uchwytnego powodu przypomniała jej niedawno zmarłą mamę. Czy było to coś w jej miękkich ruchach, czy w wyrazie życzliwości na jej twarzy, a może w jasnym, życzliwym spojrzeniu, jakim obdarzała wszystkich, którzy znaleźli się w zasięgu jej wzroku? Cokolwiek to było, sprawiło, że Lidka po raz kolejny z przeszywającym bólem uświadomiła sobie, że już nigdy nie zobaczy radosnego uśmiechu witającej ją mamy, nie poczuje zapachu pieczonego przez nią w specjalnej mieszance ziół kurczaka i smaku jego złocistej, chrupiącej skórki oraz nie rozpieści podniebienia puszystymi ptysiami, które wypełnione przepyszną bitą śmietaną i udekorowane rozpuszczoną czekoladą nieodmiennie kojarzyły jej się z ciepłem rodzinnego domu i nieprzebraną matczyną miłością. Jej mama odeszła na zawsze, tak jak miliony ludzi w różnych zakątkach świata, których zabrała śmiertelna pandemia COVID-19.

Zbliżyła się do panoramicznego okna w holu hotelu i ukradkiem otarła łzę. Patrzyła na skąpaną w deszczu ulicę, na pędzących dokądś ludzi, zabieganych, zaaferowanych ważnymi nieważnymi sprawami, zmierzających do bliskich dalekich, lubianych nielubianych, z chęcią niechęcią, na przekór.

– Czy mogłabyś spojrzeć na listę gości, bo… – Klaudia podeszła do niej z pytaniem, ale przerwała, zobaczywszy jej smutny wyraz twarzy. – Co się stało? – zapytała z troską.

– Nic… To znaczy dużo… – Lidka otarła wierzchem dłoni drugi policzek. – Mama… – Jej głos się załamał.

Klaudia powiodła wzrokiem po skromnej czarnej sukience, którą koleżanka nadal nosiła jako wyraz żałoby po matce.

– Przykro mi. – Wiedziała, że śmierć matki była dla Lidki ogromnym ciosem.

– Ja wiem, że czas… – Nie dopowiedziała „leczy rany”, jakby nie była do końca do tego przekonana. – Że życie płynie dalej… Że dzieci… Że Marek… Że taka kolej rzeczy… – wymieniała powtarzane sobie w duchu dziesiątki razy frazy. – Ale czy można… zapomnieć? – Spojrzała z bólem na Klaudię. – Albo chociaż oswoić tę porażającą pustkę?

Koleżanka wielokrotnie próbowała znaleźć słowa, które mogłyby przynieść odrobinę ukojenia.

– Twoja mama… – Położyła dłoń na przedramieniu Lidki w geście wsparcia. – Na pewno nie chciałaby, żebyś pogrążała się w tak strasznej rozpaczy. Mówiłaś, że była pogodną osobą, więc bez względu na wszystko nie życzyłaby sobie aż tak wielkiego smutku na twojej twarzy – sięgnęła po mocny argument.

– Tak… Tak… Masz rację… – Lidka w najcięższych chwilach przypominała sobie, że jej mama po śmierci ojca musiała sama dać sobie radę z trójką dzieci i zawsze się starała, żeby pomimo trudności, w ich domu panowała przyjemna atmosfera. Zaczerpnęła głęboko powietrza i wzięła się w garść. – To co z tą listą gości?

– Wydaje mi się, że jutro przylatuje rodzina z Zatoki Perskiej, którą ty się zazwyczaj specjalnie zajmujesz, więc sprawdź to, żebyś mogła osobiście ją przywitać i zorganizować jej atrakcyjny pobyt – zasugerowała Klaudia, która zauważyła, że po śmierci matki jej wcześ­niej wyjątkowo sumiennej i zaangażowanej w pracę koleżance zdarzało się coś zapomnieć lub przeoczyć, a to się kończyło ostrymi napomnieniami i przykrymi uwagami ze strony ich wymagającego szefa.

– Tak, oczywiście, zaraz się tym zajmę. Dziękuję – powiedziała z nutą wdzięczności w głosie.

– Jeśli potrzebujesz mojej pomocy, ja zawsze…

– Nie, dziękuję. Poradzę sobie.

Jej mama sobie poradziła. Ona też musi.

– Gdyby co, wiesz, gdzie mnie szukać. – Klaudia uśmiechnęła się nieznacznie i udała do swoich obowiązków.

Lidka wolnym krokiem zaczęła iść w kierunku gabinetu, który zajmowała jako jeden z hotelowych menedżerów. Po drodze natknęła się na szefa, który zmierzył ją niezadowolonym wzrokiem. Przyspieszyła, aby jak najszybciej zamknąć za sobą drzwi pokoju.

Usiadła za biurkiem, otworzyła komputer i przejrzała listę rezerwacji. Rzeczywiście następnego dnia przylatywała z Dubaju rodzina z dwójką dzieci i służącą, która przed pandemią gościła w tym ekskluzywnym hotelu już parokrotnie. Małżeństwo zazwyczaj mieszkało w dużym apartamencie z dwiema sypialniami, a dzieci ze służącą spały w dwóch połączonych ze sobą wewnętrznymi drzwiami dużych pokojach położonych na tym samym piętrze. Lidka zauważyła, że tym razem rodzinie towarzyszyła starsza kobieta oraz Hinduska, która zapewne była jej osobistą służącą. Sprawdziła, jak rozlokowano ważnych gości, i stwierdziła, że nie dostali tego samego apartamentu co zawsze. Poza tym starsza pani ze swoją służącą została umieszczona w pokojach o trzy piętra niżej, co jak przypuszczała, nie spodoba się ani jej, ani innym członkom rodziny. Lidka sądziła, że mogła to być matka jednego z małżonków, która z pewnością podczas podróży chciała być blisko zarówno nich, jak i swoich wnuków.

Muszę spróbować dać im ten sam apartament, który zajmowali wcześniej, ponieważ cenią go sobie za wyjątkowy widok na miasto, który się z niego roztacza, pomyślała. I ulokować całą rodzinę na jednym piętrze, bo w przeciwnym razie nie będą zadowoleni z pobytu u nas.

Doskonale wiedziała, że goście z Zatoki Perskiej mają bardzo duże wymagania co do standardu świadczonych im usług, więc musiała się postarać, żeby wszystko było tak, jak tego oczekiwali.

Niestety nie było to takie proste. Apartament, na którym jej zależało, aktualnie zajmował bogaty biznesmen z Chin z rodziną, który również miał u nich złotą kartę VIP-a1, w związku z czym przeniesienie go nie wchodziło w rachubę. W pokojach, które znajdowały się na piętrze, gdzie miało mieszkać małżeństwo z dziećmi, rozpanoszyli się uczestnicy kilkudniowej konferencji dużej firmy międzynarodowej, więc i w tym przypadku nie była w stanie dokonać żadnych zmian. Nie mogła narażać hotelu na utratę dobrej reputacji wśród koncernów liczących się na rynku światowym.

Lidka ponownie przyjrzała się rezerwacjom i głęboko westchnęła. Zdała sobie sprawę z tego, że gdyby z odpowiednim wyprzedzeniem realizowała swoje obowiązki, małżeństwo z Zatoki Perskiej dostałoby swój ulubiony apartament, a cała rodzina mogłaby zostać umieszczona na jednym piętrze. Teraz było już jednak za późno, więc zostało jej tylko zastanowienie się, jak zrekompensować ważnym gościom te wszystkie niedogodności.

Na początku się upewniła, czy hotelowa limuzyna pojedzie po nich na lotnisko, oraz poleciła kierowcy, żeby wyjątkowo zadbał o jej czystość i ładny zapach w środku. Następnie zamówiła do ich apartamentu dodatkową oryginalną kompozycję ze świeżych kwiatów oraz bardziej okazały kosz powitalnych owoców i większą tacę ze słodkościami. Następnie sprawdziła, kto następnego dnia rano sprząta pokoje rodziny, aby osobiście się pofatygować i przekazać obsłudze, żeby szczególnie postarała się o to, by wszystko lśniło nieskazitelną czystością. Ponadto poprosiła o dodatkowe ręczniki i większą liczbę luksusowych kosmetyków. Zamierzała też cały czas czuwać nad pobytem wymagającej rodziny w hotelu, żeby mieć pewność, iż wszystkie ich życzenia będą należycie spełnione.

Kiedy skończyła, zerknęła na zegarek i zorientowała się, że do końca pracy zostało tylko kilkanaście minut. Za oknem ulice nadal tonęły w strugach ulewnego deszczu.

A ja nawet nie mam parasolki, zmartwiła się. W tym momencie zadzwonił jej telefon.

– Halo! – Odebrała szybko.

– Cześć! Strasznie pada, jadę po ciebie do pracy – powiedział Marek. – Zaraz będę pod hotelem.

– Dziękuję. Do zobaczenia. – Lidka po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęła się do siebie w duchu.

Marka poznała podczas wyjazdu z dziećmi na Majorkę, gdzie po wielu latach ciężkiej pracy, wyrzeczeń i oszczędzania pozwoliła sobie na zasłużony odpoczynek. Spotkali się w romantycznej scenerii klasztoru kartuzów w Valldemossie, gdzie wcześ­niej schronienie znalazła jedna z najsłynniejszych par dziewiętnastego wieku2. Fryderyk Chopin i jego miłość życia, francuska pisarka epoki romantyzmu Geor­ge Sand, spędzili tam wyjątkowy czas wypełniony twórczą pracą i miłością.

– Pani wierzy w miłość? – Marek zwrócił się do Lidki na przylegającym do klasztornej celi urokliwym tarasie, a jego nieoczekiwane pytanie spłynęło w dół majorkańskiej doliny jak marzycielski nokturn Chopina.

Teraz przypomniała sobie tamtą chwilę oraz słowa George Sand, która obok Honoriusza Balzaka i Aleksandra Dumasa ojca była najsłynniejszą pisarką swoich czasów: „Jedno jest w życiu szczęście – kochać i być kochanym”.

Miłość…, Lidka rozmyślała, przygotowując się do wyjścia. Tak, wierzyła w miłość. A po paru latach wspólnego życia z Markiem wierzyła w nią jeszcze bardziej. Jaśniała magicznym blaskiem w jego codziennej trosce o nią i jej dzieci, w rozpalających pieszczotach i rozkosznych doznaniach w intymnych momentach, w ciepłych, wspierających słowach w trudnych okresach i w jego męskiej sile walczącej nieprzerwanie o jej szczęście. W jego bezwarunkowej cierpliwości, wyrozumiałości i czułości. I w odbiciu każdej kropli rzęsistego deszczu, która na nią nie spadnie tylko dlatego, że jej ukochany ją od tego uchroni.

Opuściła swój gabinet i po paru minutach wsiadła do samochodu zaparkowanego tuż przy wejściu do hotelu.

– Dzięki, że po mnie przyjechałeś – powiedziała, zatrzaskując drzwi. – Leje jak z cebra, a ja nie wzięłam ze sobą parasolki.

– Tak myślałem! – Zaśmiał się serdecznie i ruszył przed siebie.

Znużona Lidka przymknęła oczy. Marek spojrzał na nią tkliwie, a później skupił się na jeździe w niesprzyjającej, jesiennej aurze w godzinach szczytu. Auto wolno pokonywało drogę wśród strug deszczu, często się zatrzymując w tworzących się co chwilę korkach, więc do garażu w apartamentowcu, w którym mieszkali, dotarli dopiero po ponad godzinie.

– Lidziu… – Mężczyzna lekko trącił jej ramię.

– Co? – Ocknęła się z niespodziewanej drzemki.

– Jesteśmy na miejscu.

– A, tak… – Odpięła pasy. – Dziwne, że tak szybko zasnęłam.

– Nic nadzwyczajnego – Marek stwierdził. – Po pros­tu jesteś przemęczona.

Lidka nic nie odpowiedziała, ale rzeczywiście nie czuła się najlepiej. Praca już nie sprawiała jej takiej radości jak dawniej, kiedy angażowała się w nią całkowicie, wspinając po kolejnych szczeblach kariery. Zatrudniła się w ekskluzywnym hotelu w bardzo trudnym momencie, kiedy po dramatycznej ucieczce z dziećmi z Kuwejtu3 musiała na nowo organizować sobie życie w Polsce. Nieocenioną pomoc przyniosła jej mama, która zaopiekowała się małymi dziećmi, aby córka mog­ła zacząć wymagającą uwagi i czasu pracę w dużym mieście.

Ogromnym atutem Lidki było to, że po pobycie w Kuwejcie świetnie znała język angielski, którym się posługiwała, gdy na początku mieszkała w jednym pokoju w żeńskim akademiku z Brytyjką, oraz całkiem nieźle język arabski. Ponadto posiadała dużą wiedzę na temat kultury arabskiej i islamu, co okazało się niezwykle cenne, ponieważ ambasady krajów arabskich zaczęły chętnie organizować w hotelu różne okolicznościowe przyjęcia, mając pewność, że będą zadowolone nawet z najmniejszych szczegółów wystroju sali oraz oferowanych menu i usług. Po pewnym czasie mogła ściągnąć dzieci do siebie i jej czas upływał na ciężkiej pracy i stresującej, samotnej opiece nad dziećmi.

A później poznała na Majorce Marka i wszystko stało się dużo łatwiejsze… Mężczyzna nie tylko obdarzył ją bezwarunkowym uczuciem, ale świetnie spełniał się w roli opiekuna jej dorastających dzieci. Jego męska ręka szczególnie przydała się Omarowi, któremu niekiedy łatwiej było z nim rozmawiać niż z zapracowaną i nie zawsze rozumiejącą jego problemy matką. Młodsza Lina od razu go polubiła, bo odnosił się do niej niezwykle życzliwie i wspierał ją razem z mamą w rozwijaniu jej artystycznych zdolności.

Śmiertelna pandemia, która w pewnym momencie zatrzymała cały świat, zamykając restauracje, kina, teatry, szkoły, biura i hotele, oraz pozbawiła ludzi swobodnego przemieszczania się, zatrzymując ich w czterech ścianach własnych domów, tylko uwypukliła, jak wspaniałym i odpowiedzialnym mężczyzną był Marek. Podtrzymywał na duchu Lidkę, która w ogóle nie mogła pracować, bo zamknięto jej hotel, pomagał dzieciom w nowym dla nich systemie nauki on-line oraz sięgał po swoje oszczędności, żeby podreperować mocno uszczuplony w tym czasie budżet domowy.

Parę razy zabrał Lidkę na romantyczny spacer, który na opustoszałych ulicach wymarłego miasta nabrał szczególnego znaczenia. Szli obok siebie, rozmawiając o ważnych i mniej ważnych sprawach, mijali zamknięte restauracje, kawiarnie i sklepy, i ta ich bliskość i nierozerwalna więź była jak arka Noego, która w czasach zarazy ratuje to, co fundamentalne i najcenniejsze.

Wszystko układało się w miarę dobrze, aż do śmierci mamy, która przyniosła nieutulone cierpienie spowodowane dojmującym brakiem jednej z najbliższych jej osób. Chociaż Lidka ze względu na dzieci próbowała dzielnie przechodzić przez czas żałoby, tłumiony żal i smutek oraz zaprzątające jej głowę myśli o mamie odbijały się negatywnie na jej pracy. Była rozkojarzona i nie mogła się należycie skoncentrować na swoich zadaniach, bo rozpamiętywała wszystkie dobre chwile z mamą oraz wyrzucała sobie, że nie poświęcała jej wystarczającej ilości czasu i uwagi.

Zawsze nam się wydaje, że mamy jeszcze czas: na rozmowę, spotkanie, okazanie zainteresowania i troski, na miły gest, na czułość. Nie mamy.

Kiedy znaleźli się w domu, Lidka od razu poszła do kuchni, żeby przygotować posiłek dla rodziny.

– Połóż się i odpocznij, ja to zrobię – powiedział Marek, który pojawił się tam zaraz po niej.

– Nie, dziękuję. – Lidka wykładała potrzebne produkty z lodówki na blat.

– Zostaw to. – Wyjął jej z dłoni czerwonego pomidora. – Odpocznij – powtórzył troskliwym tonem.

Spojrzała na niego pełna wdzięczności.

– Dziękuję.

Patrzyli sobie przez moment prosto w oczy. Zdobyła się na nieznaczny uśmiech, po czym poszła do sypialni, gdzie po zmianie ubrania z ulgą wyciągnęła się na szerokim łóżku.

– Lidziu… Lidziu… – Marek czule pocałował ją w policzek następnego dnia rano. – Czas wstawać.

– Jeszcze trochę. – Mruknęła i miękko wtuliła się w jego ramiona.

Przyciągnął ją mocno do siebie szczęśliwy, że ma przy sobie tak piękną, wrażliwą oraz pełną kobiecego ciepła i uroku partnerkę.

Po paru minutach z trudnością wstała i oddała się codziennej porannej krzątaninie. Przygotowała dla wszystkich śniadanie, w tym kanapki dla dzieci do szkoły, szybko po nim posprzątała, a kiedy Omar z Liną wyszli z domu, założyła ciemnoszarą sukienkę i buty w tym samym kolorze, wzięła torebkę i skierowała się w stronę drzwi, żeby udać się do pracy.

– Odwiozę cię – Marek zaoferował.

– Nie, dziękuję, pojadę sama. – Złapała za klamkę. – Przecież ty też masz dużo swoich obowiązków.

– Poradzę sobie. – Mężczyzna nie przyjął odmowy i sięgnął po swoją kurtkę. – Dzisiaj od rana znów intensywnie pada.

I w odbiciu każdej kropli rzęsistego deszczu…

Ulice były szare, mokre i tłoczne. Ludzie pod parasolami i w wiatach przystankowych starali się ochronić przed poranną ulewą, ale niewiele to dawało, ponieważ wiał silny wiatr i deszcz mocno zacinał pod ostrym kątem.

– Brrr… – Lidka się wzdrygnęła. – Okropna ta jesień…

– Czasami potrafi być złota i przyjemna – zauważył Marek, bo nie chciał, żeby Lidka zaczynała dzień w tak ponurym nastroju.

– Ale nie dziś…

Wycieraczki ledwo nadążały ze zbieraniem strug wody z przedniej szyby. W pewnej chwili auto się zatrzymało w szeregu stojących przed nim samochodów, które nie ruszyły przez parę następnych minut.

– Co się stało? – Lidka nerwowo zerknęła na zegarek.

– Nie wiem, ale wygląda na to, że coś blokuje jezdnię. – Marek spojrzał na długi, nieruchomy sznur pojazdów przed nimi. – Pewnie jakiś wypadek.

– Tylko nie to! – Lidka krzyknęła. – Nie mogę się spóźnić do pracy!

– Może zaraz coś się ruszy – Marek próbował ją pocieszyć.

Jednak samochody nie drgnęły przez następny kwadrans, co wprawiło Lidkę w jeszcze większe zdenerwowanie.

– Wysiadam – zdecydowała w końcu. – Myślę, że tramwajem szybciej dojadę.

– Nie sądzę. – Marek zauważył stojące w oddali tramwaje i wysiadających z nich ludzi. – To chyba jakiś poważniejszy wypadek albo duża awaria, która blokuje ruch.

– Czy to musiało się przydarzyć akurat dzisiaj? – Lidka powiedziała płaczliwie, znowu zerkając na zegarek. – Niedługo przyjeżdżają ważni goście, a szef od dawna ma mnie na oku i ciągle się mnie czepia.

– Przecież to nie twoja wina, że ulica jest zablokowana – Marek zachowywał spokój. – Szef na pewno to zrozumie.

Nie zrozumiał. Kiedy weszła bocznym wejściem, żeby przemknąć do swojego gabinetu, na korytarzu natknęła się na szefa.

– Dzień dobry – musiała się przywitać.

– Nie wiem, czy dobry. – Zatrzymał się przy niej.

– Przepraszam za spóźnienie, ale…

– Padał deszcz? – Mężczyzna skończył za nią ironicznie.

– Nie, tylko…

– Nie pada?

To już była czysta złośliwość.

– Pada, ale…

– Pani Lidio! – szef zwrócił się do niej twardym tonem. – Cokolwiek się stało, nie usprawiedliwia tak dużego spóźnienia! Należy pilnować, żeby w pracy pojawiać się na czas!

– Dobrze – odpowiedziała, cicho przełykając łzy.

A później było już tylko coraz gorzej. Ważna rodzina, która przyleciała znad Zatoki Perskiej, a następnie, przedarłszy się przez korki i wciąż ulewny deszcz, dotarła do hotelu, nie kryła oburzenia, że nie może się zatrzymać w swoim ulubionym apartamencie, a towarzysząca im starsza pani ze służącą została umieszczona na innym piętrze. Nie miała się nawet okazji przekonać, że Lidka zadysponowała specjalne przygotowanie przeznaczonych dla nich luksusowych pokojów, bo gdy się tylko dowiedzieli, jaka jest sytuacja, nawet nie wjechali na górę.

– Proszę nas natychmiast przenieść do naszego apartamentu! – mężczyzna zażądał kategorycznie. – I znaleźć wygodny pokój dla mojej mamy na tym samym piętrze!

Na słowa „mojej mamy” Lidka poczuła w sercu ogromną żałość, a przez jej twarz przebiegł grymas boleści.

– Przepraszam, ale w tym momencie nie jest to możliwe. Państwa apartament jest już zajęty, podobnie jak pozostałe pokoje na piętrze – tłumaczyła z powagą.

– Zrobiłem rezerwację na tyle wcześniej, że powinno to być możliwe! – Bogaty mężczyzna nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś mu odmawiał czegokolwiek gdziekolwiek. – Zmieniamy hotel!

Zadecydował i skierował się w stronę wyjścia, a jego rodzina razem ze służącymi podążyła za nim.

Lidka była tak zaskoczona niespodziewanym obrotem sytuacji, że nie potrafiła odpowiednio zareagować.

Nagle jak spod ziemi wyrósł obok niej rozwścieczony szef.

– Co pani tak stoi jak słup soli! – warknął. – Nie próbowała pani ich nawet zatrzymać!

Poczuła nagłą tęsknotę za mamą i zrobiło jej się ogromnie przykro, że już nigdy nie będzie mogła się jej wyżalić i znaleźć pocieszenia w jej krzepiących, pełnych bezwarunkowej miłości słowach.

– I jak długo ma pani zamiar straszyć naszych prominentnych gości swoją wiecznie cierpiętniczą miną?!

To był cios poniżej pasa. Przeraźliwy ból ścisnął jej trzewia i gardło. Odeszła jej ukochana matka. Miała prawo cierpieć.

– Przepraszam, ale… – ciężko jej było mówić. – Po śmierci mamy trudno mi jest…

– Czy pani wie, ilu ludzi zabrała na świecie ostatnia zaraza? – szef zapytał surowo, nie czekając, aż skończy.

– Dużo… – ledwie to wykrztusiła.

– Na COVID-19 zmarło ponad sześć i pół miliona ludzi – oświadczył zimno. – A według szacunków Światowej Organizacji Zdrowia liczba zgonów związana bezpośrednio lub pośrednio z pandemią wyniosła prawie piętnaście milionów. To tak zwana nadmierna śmiertelność, która według niektórych może sięgać nawet ponad szesnastu i pół miliona – referował sucho.

Czy on uważa, że śmierć milionów łagodzi cierpienie jednostki, która straciła kogoś najbliższego?, na jej twarzy pojawił się wyraz bezgranicznego bólu.

Przełożony przeszył ją ostrym wzrokiem bez cienia empatii.

Zero współczucia i zrozumienia…, pomyślała, prag­nąc jak najszybciej znaleźć się daleko od niego.

– Ja… – Zupełnie nie wiedziała, jak się zachować.

W tym momencie mężczyzna zauważył, że do recepcji zbliżają się nowi goście.

– Proszę do mojego gabinetu – syknął przez zęby i skierował się do swojego biura.

Musiała wykonać jego polecenie, więc przełykając gorzkie łzy, poszła za nim.

W gabinecie szef usiadł za biurkiem i sprawdził coś w komputerze. Długo milczał, a Lidka czuła się z tym bardzo nieswojo.

Pewnie się zorientował, że gdybym zajęła się tym wcześniej, goście byliby zadowoleni tak jak zawsze, pomyślała ze strachem. Ale przecież człowiek to nie maszyna… Czuje… Przeżywa…

Milczenie szefa z każdą minutą stawało się dla niej coraz trudniejsze do zniesienia.

– Przez pani niekompetencję straciliśmy bardzo ważnych gości – w końcu powiedział szorstko. – Sądzę, że potrzebny jest pani urlop.

– Czy pan mnie zwalnia? – przeraziła się.

– Powiedziałem wyraźnie: urlop – stwierdził nieco zirytowany. – Dwa tygodnie. Od jutra. A w zasadzie od zaraz. To wszystko. – Pochylił się nad papierami rozłożonymi na biurku. – Do widzenia – burknął na pożegnanie.

– Do widzenia. – Roztrzęsiona wyszła z gabinetu, zamykając za sobą drzwi.

Zrobiła kilka kroków, ale zakręciło jej się w głowie, więc oparła się ręką o ścianę. Z jej oczu popłynęły gorzkie łzy. Chciała się opanować, ale ogromny żal i strach przed utratą posady na to nie pozwalały. Za każdym razem, gdy ocierała mokre policzki, łzy bezsilności ponownie napełniały jej oczy, a następnie spływały piekącą strużką. Czuła się całkowicie rozbita.

W takim stanie po paru minutach zobaczyła ją Klaudia przechodząca korytarzem.

– Co się stało?! – Stanęła obok niej.

– Nawet nie pytaj… Szef… – Słowa utknęły jej w gardle.

– Co ci powiedział?

– Wysłał mnie na urlop.

– Od kiedy?

– Od zaraz.

Klaudia od razu pojęła powagę sytuacji. Takie niespodziewane przymusowe urlopy często kończyły się zwolnieniami.

– Dlaczego tak nagle?

– Ta prominentna rodzina z Zatoki Perskiej…

– Ta, o której ci wczoraj przypomniałam? – Klaudia weszła jej w słowo.

– Tak. Zmieniła hotel.

– Przykro mi. – Klaudia współczuła koleżance.

– Wczoraj już było za późno, żeby ulokować ją w jej ulubionym apartamencie – wyjaśniła. – Ponadto tym razem przyleciała też z nimi babcia ze swoją służącą, która dostała pokoje na innym piętrze.

– To kiepsko.

– Niestety – Lidka przyznała, ocierając łzy.

– Ile ma trwać ten urlop?

– Dwa tygodnie.

– Nie płacz, odpoczniesz trochę, nabierzesz sił, a kiedy wrócisz, wszystko się ułoży – Klaudia chciała pocieszyć koleżankę. – Przecież zawsze lubiłaś swoją pracę i byłaś w niej znakomita.

– Nie wiem… – Lidka załkała. – Mam wrażenie, że od śmierci mamy wszystko mnie przerasta…

– Będzie dobrze – Klaudia podtrzymywała ją na duchu. – Spójrz na to w ten sposób, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Może rzeczywiście potrzebne jest ci wytchnienie od tych wszystkich obowiązków.

– A jeśli stracę pracę? – Lidka wyraziła swoje najgłębsze obawy.

– Nie będzie tak źle – Klaudia powiedziała życzliwie. – Nie sądzę, żeby szybko znaleźli kogoś, kto ma im tak dużo do zaoferowania jak ty.

– Dziękuję. – Lidka była wdzięczna koleżance za słowa otuchy.

W tym momencie otworzyły się drzwi i szef wyszedł ze swojego gabinetu.

– Pani Klaudio, nie ma pani nic do roboty, tylko plotkować na korytarzu? – Spojrzał na nią groźnie.

Ja nie plotkuję, tylko wspieram koleżankę, odpowiedziałaby najchętniej, ale nie chcąc się narażać przełożonemu, rzuciła szybkie, wspierające spojrzenie Lidce, po czym oddaliła się do swoich obowiązków.

Lidka też pospiesznie ruszyła w stronę swojego gabinetu, żeby nie wystawiać się na ewentualne ostre komentarze szefa.

Kiedy się w nim znalazła, sięgnęła po telefon i zadzwoniła do Marka.

– Halo! – Odebrał od razu.

– Możesz po mnie przyjechać? – zapytała łamiącym się głosem.

– A co się stało? – zaniepokoił się.

– Później ci powiem. – Nie miała siły opowiadać po raz kolejny o bardzo nieprzyjemnej dla niej sytuacji.

– Dobrze, zaraz po ciebie jadę.

– Dziękuję.

Zawsze mogę na niego liczyć, pomyślała z czułością, chowając telefon do torebki.

Zjawił się przed hotelem najszybciej, jak mógł, i wysłał do niej wiadomość, że już czeka. Lidka wyszła z zatroskaną miną i wsiadła do auta. Spojrzał na nią i widząc, w jak kiepskim jest nastroju, nawet nie pytał, co się zdarzyło, że tak niespodziewanie musiała opuścić pracę.

Po kilku minutach przestał padać deszcz i zza chmur zaczęły się nieśmiało przedzierać jasne promienie.

– Zamówiłem dla ciebie słońce. – Zerknął na nią, lekko się uśmiechając.

– Kochany jesteś. – Zdobyła się na nieznaczny uśmiech.

Dotarli do domu i Lidka poszła do kuchni, żeby się zająć obiadem. Otworzyła lodówkę i zastanawiała się, co może przygotować ze znajdujących się w niej składników.

– Daj sobie dzisiaj spokój z gotowaniem – powiedział Marek, który do niej dołączył.

– To co będziemy jedli?

– Zamówię pizzę. – Mężczyzna zamknął lodówkę i przyciągnął Lidkę do siebie.

– Tak jak słońce?

– Prawie. – Marek się roześmiał. – Dla ciebie zamówię hawajską, bo najbardziej ją lubisz, dla Liny jak zawsze margheritę z podwójnym serem, a dla Omara jego najsmaczniejszą pepperoni.

Lidka jeszcze mocniej przytuliła się do Marka. Przypomniała sobie, jak w bardzo trudnym dla niej momencie zaprosił ją z dziećmi do Frankfurtu, gdzie jeszcze wtedy mieszkał, i jak wspaniale zorganizował im wspólnie spędzany czas. Lina była zachwycona frankfurckim jarmarkiem bożonarodzeniowym, którego historia sięgała ponad sześciuset lat. Rozlokowane pod Katedrą Cesarską św. Bartłomieja i na nabrzeżu Menu tradycyjne stragany w kształcie szopek oświetlone mieniącymi się kolorowymi iluminacjami sprawiły, że dziewczynka czuła się jak w bajce. Przejażdżki na piętrowej karuzeli, gdzie siedziała zarówno w wystawnej karecie, jak i na białym, drewnianym koniku w barwnej uprzęży, sprawiły jej ogromną radość. A kiedy później znaleźli się w samym środku potwornego ataku terrorystycznego zorganizowanego przez tak zwane Państwo Islamskie, Marek zachował zimną krew i bezpiecznie dowiózł je do domu. Troskliwie opiekował się Liną, która w pierwszym ataku paniki upadła i zbiła sobie mocno kolano, a później zamówił pyszną pizzę…

Lidce zaszkliły się oczy, bo mimo upływu lat Marek nadal był tak samo opiekuńczy dla niej i jej dzieci jak na samym początku.

– Kocham cię – szepnęła.

– Ja ciebie też. – Pocałował ją z ogromną miłością. – Chcesz teraz porozmawiać?

Pomyślał, że może chce wyrzucić z siebie to, co zdarzyło się w pracy.

– Nie. – Zrozumiała jego intencje, ale w tym momencie wolała zapomnieć o incydencie.

– Pozwól więc, że pójdę do siebie, bo mam coś ważnego do skończenia.

Marek od wybuchu pandemii większość swojej pracy wykonywał w domu w zaaranżowanym specjalnie dla niego gabinecie.

– Jasne, że tak.

Jeszcze raz ją pocałował i opuścił kuchnię, a Lidka udała się do salonu, gdzie usiadła na kanapie i włączyła telewizor. Odruchowo przerzucała kanały, nie mogąc się na niczym skoncentrować. W końcu zostawiła program o budowie imponującej posiadłości w Australii, a później oglądała następne produkcje o wykończeniu domów i ciekawej aranżacji ich wnętrz. To ją trochę odprężyło i pozwoliło nie zadręczać się myślami o okropnym poranku w pracy.

Kiedy Lina wróciła ze szkoły, zdziwiła się, widząc mamę w domu.

– O, mama! – powiedziała, gdy weszła do salonu.

– Cześć, córeczko.

– Ty nie w pracy?

Lidka zastanowiła się chwilę.

– Wzięłam urlop – odpowiedziała.

– Jedziemy gdzieś?

W tym momencie pojawił się Marek.

– Dobrze, że już jesteś – zwrócił się do Liny. – Zaraz będzie pizza.

– Pizza! – Dziewczyna się ucieszyła. – Margherita z…

– Podwójnym serem! – Marek skończył razem z nią.

Lidce miło było na nich patrzeć.

– To gdzieś jedziemy? – Lina ponowiła pytanie.

– Nie – Lidka zaprzeczyła. – Dlaczego myślisz, że mielibyśmy gdzieś jechać?

– Bo kiedyś musiałaś wziąć urlop, żebyśmy mogli jechać do cioci Asi do Kuwejtu – wyjaśniła.

Słowa córki przypomniały Lidce, jak poleciała do swojej przyjaciółki, żeby pomóc jej w dramatycznej sytuacji rodzinnej.

– To dlaczego, mamo, wzięłaś tak nagle urlop? – Lina dopytywała.

Zapadło niezręczne milczenie. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi, który wybawił Lidkę od udzielenia odpowiedzi.

– To pewnie dostawca pizzy – Marek się odezwał. – Idę otworzyć, a wy przygotujcie talerze.

– Chodź, Lineczko. – Lidka podniosła się z kanapy.

Niebawem rodzina zasiadła do stołu i każdy zajadał się kawałkami swojego ulubionego dania.

– Pyszna! – Lina wzięła do ust następny kęs. – Mama ma wolne, więc na następną pizzę możemy jechać do Włoch.

– Świetny pomysł! – podchwycił Marek.

Lidka się zachmurzyła, bo wiedziała, że w końcu będzie musiała wytłumaczyć rodzinie swój nagły urlop. Nie uszło to uwadze Marka.

– A twoja jak ci smakuje? – zwrócił się do niej i spojrzał jej prosto w oczy, dając tym samym do zrozumienia, że cokolwiek się zdarzyło, będzie ją wspierał ze wszystkich sił.

– Bardzo dobra. – Kiwnęła nieznacznie głową, co mężczyzna przyjął jako znak, że odczytała jego przekaz.

Usłyszeli odgłos otwieranego zamka i po chwili do salonu wszedł Omar.

– Co to za okazja? – zapytał, widząc wszystkich przy stole o nietypowej godzinie.

– Jemy pizzę. Bez okazji – Marek mu odpowiedział. – Siadaj z nami, bo pepperoni na ciebie czeka.

– Tylko umyję ręce. – Omar poszedł do łazienki i wkrótce dołączył do rodziny.

Po posiłku razem posprzątali ze stołu, po czym rodzeństwo udało się do swoich pokojów, a Marek pomógł Lidce pozmywać naczynia. Pytanie „co się rano stało?” wisiało gdzieś w powietrzu, ale mężczyzna czekał, aż Lidka będzie gotowa na to, żeby sama mu to powiedzieć.

– Napijesz się kawy? – zapytał.

– Chętnie.

– To już robię.

Wyjął filiżanki i nastawił ekspres. Kiedy kawa była gotowa, poszli do salonu, niosąc przed sobą filiżanki z parującym czarnym płynem. Lidka dopiero po kilku minutach niezobowiązującej rozmowy zebrała się w sobie i opowiedziała Markowi o przebiegu niefortunnego poranka.

– Czyli mam przymusowy urlop. – Westchnęła ciężko, podsumowując trudną dla niej sytuację.

– Uważam, że nie ma aż tak dużego powodu do zmartwienia – Marek powiedział poważnie. – Odpoczynek na pewno dobrze ci zrobi. Od dawna na niego zasługujesz.

– A jeśli mnie zwolnią? – powiedziała ze strachem.

– Poradzimy sobie. – Uśmiechnął się do niej ciepło.

– Przy tylu wydatkach? – Nadal była zmartwiona. – I tak potwornych podwyżkach?

– O nic się nie martw. – Pocałował ją czule.

Musiała przyznać, że od kiedy związała się z Markiem, nigdy nie zawisło nad nią i dziećmi przerażające widmo, że zostaną bez grosza, które po jej ucieczce z Kuwejtu ciągle ją straszyło.

– Kochany jesteś.

– Co, jedziemy do Włoch? – zapytała Lina, która przyszła do salonu i usłyszała ostatnie zdanie.

– Nie, Lineczko, to nie czas na podróże – Lidka odpowiedziała córce.

– A może właśnie to najlepszy czas – podchwycił Marek.

– Na pizzę do Włoch! – Lina się ucieszyła.

– Albo na Majorkę – podpowiedział Marek. – Już dawno chcieliśmy tam wrócić, ale pandemia pokrzyżowała nasze plany – przypomniał.

– A może do Egiptu? – Omar, który też się pojawił w salonie, dorzucił swoją propozycję.

– Dlaczego akurat do Egiptu? – Marek chciał wiedzieć.

– Bo w tym roku przypada setna rocznica odkrycia grobu Tutanchamona4 – wyjaśnił. – Chętnie bym zobaczył jego mumię.

– A ja piramidy! – Lina krzyknęła entuzjastycznie.

– Czyli Egipt. – Marek uśmiechnął się do niej i Omara.

– Nie ma mowy o żadnym wyjeździe – Lidka stwierdziła kategorycznie. – Przecież macie szkołę…

– Do cioci Asi też pojechaliśmy w trakcie roku szkolnego – Lina chciała przekonać matkę. – I daliśmy radę wszystko nadrobić.

– Po tym całkowitym zamknięciu podczas pandemii taki wyjazd dobrze nam wszystkim zrobi – Omar przyłączył się do siostry.

– Całkowicie się z tobą zgadzam – Marek go poparł.

Jednak obawy Lidki o utratę pracy nadal były za duże, żeby mogła myśleć o podróży i związanych z nią kosztach.

– Nie, nie możemy sobie teraz na to pozwolić – powiedziała poważnie.

– Później o tym porozmawiamy. – Marek zerknął na dzieci, dając znak, że temat nie jest jeszcze całkowicie zamknięty.

Następnego dnia rano Lidka zerwała się szybko z łóżka i pobiegła do łazienki, żeby nie spóźnić się do pracy. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że jest na przymusowym urlopie, i poczuła się z tym bardzo dziwnie. Tak naprawdę to źle. Bardzo źle. Łzy napłynęły jej do oczu i musiała się wyjątkowo postarać, żeby powstrzymać następne, które mogłyby pokazać rodzinie, w jak fatalnym jest stanie.

Powinnam się wziąć w garść, powtarzała sobie. Moja mama dała sobie radę. Ja też muszę.

Wyprawiła dzieci do szkoły, a później zjadła z Markiem śniadanie.

– Miło tak razem zaczynać dzień. – Mężczyzna z przyjemnością celebrował wspólny poranny posiłek.

– Tak. – Nie chciała psuć mu nastroju swoimi obawami.

– Jeśli chcesz, możemy się wybrać dziś na spacer – Marek zaproponował.

– W taką pogodę? – Lidka spojrzała przez okno na szary, ponury dzień. – Z tego, co przepowiadali, wynika, że dzisiaj znowu ma padać.

– W takim razie lećmy do Egiptu – Marek powrócił do tematu. – Tam nie pada.

– Teraz? – Lidka nie mogła powstrzymać uśmiechu. – Mamy teraz jechać na lotnisko?

– A czemu nie? – Marek odwzajemnił uśmiech. – A tak poważnie, wczoraj Omar i Lina byli zachwyceni perspektywą wyjazdu. Lina mówiła, że nowe widoki i krajobrazy byłyby wspaniałą inspiracją do jej projektów artystycznych. Ostatnio więcej maluje niż rysuje i uważa, że taka podróż byłaby wspaniałą motywacją do bardziej intensywnej pracy z różnymi rodzajami farb.

– Z pewnością ma rację – Lidka przyznała, bo przypomniała sobie, z jakim zapałem Lina tworzyła swoje prace po powrocie z Majorki.

– A Omar zafascynował się Doliną Królów i grobowcem Tutanchamona – Marek kontynuował. – Ostatnio w związku ze stuletnią rocznicą jego odkrycia pojawiło się parę artykułów na ten temat i Omar z zainteresowaniem je przeczytał. Poza tym w Egipcie jest mnóstwo ciekawych miejsc związanych ze starożytną cywilizacją… – kusił Lidkę do wyjazdu. – Z pewnością warto je zobaczyć.

– Nie przeczę, ale… – Spojrzała na niego zatroskana. – Sam wiesz, jak jest. Szef wysłał mnie na urlop i nie wiem, co będzie dalej.

Nie chciała po raz kolejny mówić o tym, że boi się stracić pracę. Jakby samo wypowiedzenie tego głośno mogło sprowokować niechciane zwolnienie.

– Cokolwiek będzie, zapewniam cię, że sobie poradzimy. – Popatrzył na nią ze szczerym uczuciem. – Uważam, że jeżeli już się tak zdarzyło, że masz trochę wolnego, należy to wykorzystać.

– Ale mamy tyle ważniejszych wydatków…

– Podróż też jest ważna – przekonywał. – Jestem pewien, że będzie fantastyczną przygodą dla nas wszystkich.

– Nadal sądzę, że to nie jest dobry czas, żeby ponosić tak duże koszty.

– Koszty zostaw mnie. – Uśmiechnął się ciepło. – Mam odłożone pieniądze na ten cel, bo przecież dawno planowaliśmy, że gdzieś wyjedziemy.

– Ale…

– Przynajmniej obiecaj, że się nad tym zastanowisz – przerwał, nie dając jej okazji do przytoczenia następnych argumentów przeciwko podróży do Egiptu.

– Dobrze, zastanowię się – odpowiedziała, żeby zakończyć dyskusję.

Po śniadaniu Marek zaczął razem z Lidką zbierać ze stołu naczynia.

– Zostaw to – powiedziała. – Jestem dziś w domu, więc sama to zrobię.

– I tak mogę ci pomóc.

– Nie trzeba, na pewno masz dużo swojej pracy.

– Mam, ale…

– To idź do swojego gabinetu – tym razem ona mu przerwała. – Jeśli się czymś zajmę, nie będę roztrząsać wczorajszych wydarzeń.

To go przekonało, więc pocałował ją w policzek i opuścił kuchnię. Lidka zabrała się do prac domowych, myjąc i porządkując wszystko, co się dało, żeby tylko odgonić od siebie przykre myśli. Kiedy już kuchnia, salon, pokoje i łazienki lśniły czystością, posegregowała brudną odzież i zaczęła pranie. Właśnie wyjmowała kolejną partię z pralki, żeby powiesić ją na suszarce, gdy zadzwonił jej telefon. Wytarła ręce, poszła do salonu, skąd rozlegał się sygnał, i podniosła aparat ze stolika.

– Halo!

– Cześć, tu Klaudia.

Przez moment przeleciało jej przez głowę, że może szef jednak chce, żeby już teraz wróciła do pracy, i poprosił koleżankę, aby jej to przekazała.

– Cześć!

– Dzwonię, żeby zapytać, jak się czujesz.

Próżne nadzieje.

– Może być. – Lidka westchnęła ciężko.

– Przepraszam, że wczoraj tak szybko odeszłam, gdy pojawił się szef, ale sama rozumiesz…

– Rozumiem, tak huknął na ciebie, że nie miałaś wyjścia.

– No właśnie… I jak sobie radzisz?

– Tak, jak umiem… Na razie zajęłam się domem i staram się o tym nie myśleć.

– Czasem to jest najlepszy sposób, żeby przetrwać niedogodną dla nas sytuację – Klaudia stwierdziła z powagą. – Powiedziałaś już Markowi, co się stało?

– Tak.

– I co on na to?

– Powiedział, żebym się tym za bardzo nie przejmowała.

– I ma rację.

– Poza tym… Namawia mnie na wyjazd do Egiptu.

– Naprawdę?!

– Tak, i nawet dzieci są zachwycone.

– Nie dziwię się, bo też bym była – Klaudia przyznała tęsknym głosem. – Nawet się nie zastanawiaj, tylko bierz rodzinę i jedź. Skoro już masz urlop…

– Przymusowy – Lidka weszła jej w słowo.

– Nieważne jaki, ważne, że masz wolne – przekonywała ją. – Egipt… Piramidy… Sfinks… Moje marzenie…

Nagle Klaudia ściszyła głos.

– Przepraszam, muszę kończyć. Szef się zbliża. A ja nie mam tak wspaniałego Marka… Trzymaj się.

– Dzięki za telefon. Do usłyszenia.

– Do usłyszenia.

Telefon od koleżanki podniósł ją na duchu. Wspaniały Marek… Tak, był wspaniały.

Poszła i delikatnie zapukała do jego gabinetu.

– Proszę! – odpowiedział głośno.

Podeszła i pocałowała go z wielką miłością.

– Kocham cię – szepnęła mu do ucha.

– Ja ciebie też – odszepnął. – Bardzo.

Po chwili opuściła pokój, żeby nie przeszkadzać mężczyźnie w pracy. Dokończyła wieszać czyste ubrania, a następnie zajęła się szykowaniem obiadu.

Później wszyscy jedli go razem przy dużym stole, a Marek z Omarem i Liną zachwalali dania przygotowane przez Lidkę.

– Pyszna ta pieczeń, mamo! – Omar sięgnął po następny kawałek mięsa.

– Tak, bardzo soczysta i świetnie doprawiona – Marek zgodził się z chłopakiem.

– I sałatka też znakomita – dodała Lina.

Na koniec Lidka zaserwowała upieczoną przez siebie szarlotkę.

– Kiedy jesteś w domu, mamo, mamy prawdziwe święto. – Omar uwielbiał szarlotkę.

– To prawda – Marek potwierdził.

– Dziękuję wam. – Lidka tkliwie objęła wzrokiem całą rodzinę. – I chciałam wam powiedzieć, że…

– Jedziemy do Egiptu! – Lina wykrzyknęła spontanicznie.

Lidka odwróciła głowę w stronę córki zdziwiona, że ta bezbłędnie odgadła jej intencje.

– Tak, Lineczko, właśnie to wam chciałam powiedzieć.

– Hurra! – Lina nie kryła radości.

– To zobaczę mumię Tutanchamona – Omar też się ucieszył.

– I mnóstwo innych równie interesujących rzeczy – zapewnił Marek zadowolony, że Lidka jednak zdecydowała się na wyjazd.

– Jedziemy odwiedzić faraonów! – Liny nie opuszczał entuzjazm.

– Raczej ich mumie – Omar poprawił siostrę z uśmiechem.

– Będzie ciepło i ciągle będzie świecić słońce – Lina wymieniała zalety podróży.

– I nie będzie padać – Marek z czułością spojrzał na Lidkę.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

PEŁNY SPIS TREŚCI:

ROZDZIAŁ I. Nieutulony żal

ROZDZIAŁ II. Oko Horusa

ROZDZIAŁ III. Magia kobiecości

ROZDZIAŁ IV. Statek na Nilu

ROZDZIAŁ V. Siła kobiet

ROZDZIAŁ VI. Dolina Królów

ROZDZIAŁ VII. Egipski bóg

ROZDZIAŁ VIII. Orientalny wieczór

ROZDZIAŁ IX. Groźna fascynacja

ROZDZIAŁ X. Ogród na wyspie

ROZDZIAŁ XI. Nubijska wioska

ROZDZIAŁ XII. Ostatni raz

ROZDZIAŁ XIII. W cieniu piramid

ROZDZIAŁ XIV. Klątwa mumii

ROZDZIAŁ XV. Walka o życie

1 VIP (ang.) – very important person – bardzo ważna osoba.

2 Historia Lidki i Marka przedstawiona w: Laila Shukri, Perska nienawiść, Prószyński Media, Warszawa 2018.

3 Dramatyczne losy Lidki w Kuwejcie w: Laila Shukri, Perska miłość, Prószyński Media, Warszawa 2014.

4 Tutanchamon – władca starożytnego Egiptu od 1333 do 1323 roku p.n.e. W listopadzie 1922 roku brytyjski archeolog i egiptolog Howard Carter oraz angielski egiptolog i arystokrata George Carnarvon odkryli jego grobowiec, który jest jednym z najsłynniejszych zabytków na świecie. W przeciwieństwie do wielu innych grobowców nie został on splądrowany przez starożytnych rabusiów i znajdowała się w nim dobrze zachowana mumia Tutanchamona, słynna pośmiertna złota maska, która zdobiła twarz mumii, oraz mnóstwo innych cennych przedmiotów, w tym trzy łoża, posąg i tron ze szczerego złota oraz cztery pozłacane rydwany.