Perska kobiecość - Laila Shukri - ebook + audiobook + książka

Perska kobiecość ebook

Laila Shukri

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Czy miłość to uczucie, które ocala czy gubi?

Znana z "Perskiej zmysłowości" Joanna, po nagłym wyjeździe z Bali, gdzie spotkała miłość swojego życia, nie przestaje myśleć o ukochanym Richardzie. Chociaż nie ma z nim żadnego kontaktu, nie potrafi go wymazać ze swojego serca. Czyż można bowiem zapomnieć o prawdziwej miłości?

Za namową przyjaciółki, Angeliki, leci razem z nią i ze swoją córką, Sarą, do Szanghaju. Nieoczekiwana rozmowa z najdroższym mężczyzną skłania ją do podróży na Bali i ponownego z nim spotkania. Czy tym razem kochankowie połączą się już na zawsze?

Towarzysząca jej na rajskiej wyspie Sara, niepomna wcześniejszych dramatycznych przeżyć, zaczyna pałać gorącym uczuciem do przystojnego i czarującego Balijczyka, Wayana. Czy w jego ramionach wyleczy swoje rany i odnajdzie prawdziwe szczęście? I czy w miłości można się zatracić?

Laila Shukri ponownie zabiera czytelnika w pełen wzruszeń świat płomiennych miłości i namiętności.

Laila Shukri - ukrywająca się pod pseudonimem pisarka jest znawczynią Bliskiego Wschodu, Polką mieszkającą w krajach arabskich i podróżującą po całym świecie. Obecnie przebywa w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, ale już planuje kolejną podróż. Niezależnie od tego, czy zatrzyma się na dłużej w pustynnej oazie czy w ociekającym luksusem hotelu, udaje jej się dotrzeć do najgłębszych sekretów świata arabskiego. Po całym dniu uwielbia zasiąść na tarasie i napić się campari. Debiutowała w 2014 roku, od tego czasu każda z jej ksiażek podbija listy bestsellerów.

Czy miłość to uczucie, które ocala czy gubi?

Znana z "Perskiej zmysłowości" Joanna, po nagłym wyjeździe z Bali, gdzie spotkała miłość swojego życia, nie przestaje myśleć o ukochanym Richardzie. Chociaż nie ma z nim żadnego kontaktu, nie potrafi go wymazać ze swojego serca. Czyż można bowiem zapomnieć o prawdziwej miłości?

Za namową przyjaciółki, Angeliki, leci razem z nią i ze swoją córką, Sarą, do Szanghaju. Nieoczekiwana rozmowa z najdroższym mężczyzną skłania ją do podróży na Bali i ponownego z nim spotkania. Czy tym razem kochankowie połączą się już na zawsze?

Towarzysząca jej na rajskiej wyspie Sara, niepomna wcześniejszych dramatycznych przeżyć, zaczyna pałać gorącym uczuciem do przystojnego i czarującego Balijczyka, Wayana. Czy w jego ramionach wyleczy swoje rany i odnajdzie prawdziwe szczęście? I czy w miłości można się zatracić?

Laila Shukri ponownie zabiera czytelnika w pełen wzruszeń świat płomiennych miłości i namiętności.

Laila Shukri - ukrywająca się pod pseudonimem pisarka jest znawczynią Bliskiego Wschodu, Polką mieszkającą w krajach arabskich i podróżującą po całym świecie. Obecnie przebywa w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, ale już planuje kolejną podróż. Niezależnie od tego, czy zatrzyma się na dłużej w pustynnej oazie czy w ociekającym luksusem hotelu, udaje jej się dotrzeć do najgłębszych sekretów świata arabskiego. Po całym dniu uwielbia zasiąść na tarasie i napić się campari. Debiutowała w 2014 roku, od tego czasu każda z jej ksiażek podbija listy bestsellerów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 375

Oceny
4,4 (529 ocen)
351
90
60
23
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
RudaaRuda

Całkiem niezła

Tematy bardzo ciekawe, ale juz mam serdecznie dosc tego, ze piersi prawie zawsze sa ksztaltne, seks orgastyczny, a pocalunki zarliwe. i ze ciagle ktos komus wtoruje. irytujace sa tez inwersje ktore niby maja byc poetyckie, a sa po prostu tanie, podobnie jak rymy i powtarzanie na koncu zdan co najmniej trzech przymiotnikow o takich samych ostatnich sylabach ktore tez niby maja byc poetyckie.
10
Czanij

Nie oderwiesz się od lektury

Chyba najlepsza pozycja z tej sagi. Trochę kolej losów bohaterek naiwna ale spójna. Świetne opisy kultury, miejsc, zwyczajów Kuwejtu, Szanghaju, Chin i Bali. Mam nadzieję, że ciąg dalszy nastąpi.
10
magdaglowienka

Całkiem niezła

lubię te ciekawostki, wstawki pomiędzy główną fabułą. w tej części Joanna mnie niezmiernie irytowała
10
Monkamonczynska

Dobrze spędzony czas

Wszystko super, tylko te opisy jak z przewodnika turystycznego oraz książek historyczny… dużo za dużo
00
Malwinakaw

Nie oderwiesz się od lektury

Fajne czytadełko
00

Popularność




 

 

Copyright © Laila Shukri, 2020

 

Projekt okładki

Agencja Interaktywna Studio Kreacji

www.studio-kreacji.pl

 

Zdjęcia na okładce

© Dmytro Buianskyi/Shutterstock.com;

Michal/Adobe Stock.com

 

Redaktor prowadzący

Michał Nalewski

 

Redakcja

Maria Talar

 

Korekta

Maciej Korbasiński

 

ISBN 978-83-8097-794-5

 

Warszawa 2020

 

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Rozdział I

Stracona miłość

Piła przez cały lot. Przez cały długi, trwający prawie dziewięć godzin lot z Denpasaru na Bali do Dubaju. Popijała kolejne drinki, później trochę drzemała, a kiedy się tylko ocknęła, prosiła stewardesę o następną porcję alkoholu. Potem sączyła go powoli ze ściśniętym z rozpaczy sercem, wyrzucając sobie, że wyjechała bez słowa, bez pożegnania, a właściwie uciekła od niego, od siebie, od tej miłości szalonej, rozpalonej, rozzuchwalonej. Wracała do Alego, męża, który ją zdradził i zawiódł tak okrutnie, że do tej pory w każdej cząstce jej ciała tkwił ostry opiłek jej zranionej i upokorzonej kobiecości.

Gdyby została na Bali… Dopiła ostatnie krople koktajlu, po czym nacisnęła przycisk wzywający stewardesę. Po chwili pojawiła się atrakcyjna kobieta z ustami pomalowanymi mocną, czerwoną szminką. Przypominała jej Larę, drugą żonę jej męża, kurwę, jak ją w myślach nazywała, sprowadzoną przez niego do ich rodzinnej rezydencji.

– Czego sobie pani życzy? – Stewardesa z zawodowym uśmiechem lekko pochyliła się w stronę pasażerki.

Ty żmijo! Pełne goryczy wyzwisko wypełzło z zakamarków zranionej duszy Joanny, bo w wyjątkowo ładnych rysach kobiety dostrzegła złowieszczy cień bezwzględnej i wyrachowanej Lary. Różnica polegała na tym, że stewardesa odznaczała się naturalną pięknością, zaś pochodząca z Libanu Lara była tworem wielu upiększających operacji i zabiegów.

– Podwójną whisky z colą i lodem – powiedziała chłodnym tonem.

Stewardesa obdarzyła ją szerszym uśmiechem i lekko skinęła głową, dając w ten sposób do zrozumienia, że przyjęła zamówienie, a następnie oddaliła się w głąb samolotu, żeby po niedługim czasie wrócić z przygotowanym drinkiem.

– Proszę bardzo. – Wyciągnęła tackę w stronę Joanny.

– Dziękuję. – Wzięła koktajl i od razu pociągnęła duży łyk, a zaraz potem drugi i następny.

Poczuła rozlewające się po jej ciele przyjemne ciepło. Przymknęła oczy i wróciła pamięcią do upojnych chwil spędzonych ze swoim ukochanym mężczyzną. Richard…

„Bez szampana przyjemność jest tylko iluzją…” – powtórzył za Oscarem Wilde’em, otwierając na plaży rajskiej Bali butelkę wybornego szampana.

Później nalewał złocisty trunek do przyniesionych przez siebie kieliszków, a kiedy biała piana spływała na jej palce, delikatnie ją spijał, rozpalając Joannę do szaleństwa żarem swoich warg.

Richard… Na myśl o tym niezwykle przystojnym, muskularnym mężczyźnie, który swoją uwagą i czułością wzniecił w niej dawno zapomniane gorące uczucia i nieokiełznaną namiętność, jej serce zaczęło gwałtownie bić. Chciała się zerwać z fotela i pobiec do pilota, a następnie błagać, żeby zawrócił samolot, gdyż ona nie może odlecieć tak daleko, najdalej, bo przecież już tęskni, i pragnie, i cierpi…

„Jesteś taka piękna… Taka kobieca… Taka… moja…” – mówił głębokim głosem, zasypując jej twarz gorącymi pocałunkami i namiętnie pieszcząc jej piersi. A ocean szumiał miarowym rytmem, potęgując ich wspólne miłosne upojenie i ekstatyczną rozkosz.

Z trudnym do zniesienia żalem dopiła drinka, odstawiła szklaneczkę i mocno zaciskając dłonie na poręczach fotela, starała się przekonać samą siebie, że jej decyzja powrotu do męża była słuszna.

Sara mnie teraz potrzebuje. Bardzo potrzebuje. Joannie trudno było oderwać myśli od ukochanego mężczyzny, miała jednak wrażenie, że jeżeli zaraz, teraz tego nie zrobi, to pochłonie ją piekło obłąkania. Dlatego skupiła się na swojej córce, która przebywała w klinice psychiatrycznej w Szwajcarii. Sara trafiła tam po traumatycznym małżeństwie zawartym w dalekiej Tunezji bez wiedzy rodziców. Małżeństwie, które wbrew jej woli i rozdzierającej rozpaczy okazało się drogą do tajnego obozu szkoleniowego terrorystów w Algierii. Pod okrutnym okiem zaciekłych zwolenniczek tak zwanego Państwa Islamskiego była tresowana na oddaną jego ideologii dżihadystkę. Wszelkie oznaki braku zaangażowania w intensywnie prowadzone zajęcia propagujące terror przypłacała stosowanymi wobec niej karami, w tym nieustannym nękaniem i bestialskim biczowaniem.

Rodzinie podstępem udało się odbić Sarę, kiedy jej mąż próbował ją przemycić na tereny kontrolowane przez ISIS. Dziewczyna wróciła do rodzinnego domu w Kuwejcie, ale po druzgocących przeżyciach w północnej Afryce nie była w stanie dojść do siebie i wpadła w ciężką depresję. Przez całe dnie leżała w łóżku w swoim pokoju, ledwo co jedząc i w ogóle nie wychodząc na zewnątrz. Joanna ze wszystkich sił próbowała wyciągnąć ją z tego stanu, ale żadne jej działania nie przynosiły spodziewanego rezultatu. Dopiero przyjazd z Polski jej przyjaciółki, Lidki, doprowadził do tego, że Sara zgodziła się na długotrwałe leczenie.

Wydawało się, że do kuwejckiej rezydencji znowu zawita spokój i szczęście. Jednak mąż Joanny po raz kolejny dał jej powody do zazdrości i podejrzenia o zdradę. Bez przerwy zajęty swoimi interesami nie okazywał żonie wystarczająco dużo uwagi i nie obdarowywał taką dawką ciepła i tkliwości, jakich od niego oczekiwała i w tym momencie potrzebowała. Czara goryczy przelała się, gdy przypadkiem zobaczyła go w hotelowym barze z uwieszoną u jego ramienia blondynką. To przypomniało jej horror rozgrywający się w ich domu, gdy rozpanoszyła się w nim jego druga żona. Kiedyś Joanna ogarnięta zżerającą ją zazdrością wtargnęła do sypialni drugiej żony i na własne oczy zobaczyła męża zabawiającego się seksualnie z podsuniętą mu przez nią służącą. Ostrego załamania nerwowego, które przeszła po tym incydencie, o mało nie przypłaciła życiem.

Widok następnej kobiety klejącej się do jej męża popchnął Joannę do spontanicznej decyzji wyjazdu na Bali, gdzie przebywała jej przyjaciółka Angelika ze swoją koleżanką Jennifer – świeżo upieczoną rozwódką. Tam poznała Richarda. Był jednym z dwóch kolegów Jamesa, bliskiego przyjaciela Jennifer, którzy przylecieli z nim na wyspę wesprzeć ją w przełomowym momencie życia. I kiedy całe towarzystwo udało się na pobliską Jawę, nad brzegiem krateru czynnego wulkanu Bromo, który groźnie ryczał i huczał, wyrzucając z siebie gęste kłęby dymu, poczuła ten niepowtarzalny, elektryzujący dreszcz, w momencie gdy…

„Nie bój się” – powiedział Richard, obejmując ją swoim silnym, męskim ramieniem. „Jestem tu”.

A ona… Spojrzała mu prosto w oczy i… zakochała się. Tak mocno, kobieco i prawdziwie jak nigdy przedtem.

Joanna nacisnęła guzik, żeby poprosić stewardesę o kolejnego drinka. Jednak w tej chwili samolot lekko opadł, a następnie zaczął niebezpiecznie drgać. W górze zapaliły się światełka kontrolek nakazujące zapiąć pasy, a głos z megafonu wezwał załogę do zajęcia miejsc.

Samolot wpadł w dość silne, nieprzyjemne turbulencje. Szybko się zniżał, a zaraz potem wznosił, trzęsąc się przy tym zatrważająco. W takich sytuacjach pasażerów dopada mrożący krew w żyłach strach, że wioząca ich kilkusettonowa maszyna nagle runie w dół. Niektórzy gorączkowo myślą o niedoprowadzonych do końca ważnych sprawach, inni łączą się w duszy z bliskimi, a najbardziej przerażeni modlą się, błagając o ratunek.

Sara tam na mnie czeka… Joanna wiedziała, jak kluczowa jest jej obecność na rodzinnej terapii, którą zalecili szwajcarscy lekarze. To był powód, dla którego podjęła tak trudną decyzję o natychmiastowym wyjeździe z Bali. Ona mnie teraz bardzo potrzebuje… Nas wszystkich…

W klinice mieli się zjawić zarówno rodzice, jak i rodzeństwo Sary – młodsza siostra Fatma oraz studiujący w Londynie starszy brat Nadir. Po serii wspólnych sesji terapeutycznych planowano wypisać Sarę do domu.

Lampka sygnalizująca konieczność zapięcia pasów nadal się paliła. Pasażerowie spoglądali na nią z niepokojem i wyczekiwali, kiedy samolot wróci do spokojnego, wyrównanego lotu. Zajęło to paręnaście długich minut, podczas których niepewność skłaniała do głębszych refleksji.

Gdyby Richard był tu teraz przy mnie, to nie bałabym się, Joanna wróciła myślami do ukochanego. Sama jego obecność… Jego czuła troska…

Kiedy na Jawie posuwała się wolno nierówną, wąską ścieżką na szczycie stożka wulkanicznego, drżąc ze strachu, że zaraz runie w kipiącą czeluść krateru, Richard szedł tuż za nią, a gdy tylko spostrzegał jej niepewny krok, spieszył z pomocą, podtrzymując za ramię.

Kocham cię…, wyszeptało jej serce. Tak bardzo cię kocham… Jak jeszcze nigdy nikogo…

Już nigdy mu tego nie powiem… Po policzkach Joanny spłynęły łzy bezgranicznego smutku… Nigdy…

– Aaaaa! – siedząca niedaleko niej współpasażerka krzyknęła przeraźliwie, ponieważ samolot gwałtownie poleciał w dół.

– O Boże! – wrzasnęła kobieta za jej plecami.

– Już nigdy… – szybko wyrzuciła z siebie Joanna, kurczowo zaciskając palce na oparciach.

Po dramatycznych sekundach maszyna nieco wyrównała lot, a głos z megafonu oznajmił, że tego typu wstrząsy są normalne nad obszarem, nad którym przelatują. Pasażerowie jednak z niecierpliwością czekali, żeby wreszcie zgasły kontrolki i można było rozpiąć pasy. Kiedy to się stało, wszyscy odetchnęli z ulgą, a Joanna od razu zamówiła kolejnego drinka. Później ukołysana monotonnym szumem silników zapadła w lekką drzemkę. Ocknęła się dopiero wtedy, kiedy koła samolotu dotknęły płyty lotniska.

***

– Piłaś! Znowu piłaś! – Ali przywitał ją tymi samymi pełnymi złości słowami, które skierował do niej po niespodziewanym przylocie na Bali.

Do czego?… Do kogo ja wróciłam?, Joanna zadała sobie w duchu pełne goryczy pytania. Zatęskniła za czułością Richarda.

– Kiedy lecimy do Szwajcarii? – zapytała głośno, tłumacząc sobie, że przede wszystkim musi kierować się dobrem córki.

– Za dwa dni – odburknął.

– Fatma jest już w Dubaju?

– Nie, poleciała do Londynu.

– Przecież w klinice miała się stawić cała rodzina – zauważyła Joanna.

– Fatma przyleci do Szwajcarii z Nadirem. – Ali szybkim krokiem zmierzał w stronę wyjścia. – Poprosiła mnie o parę dni w Londynie, bo chciała zrobić tam jakieś zakupy.

Joanna westchnęła głęboko. Nie była zachwycona perspektywą spędzenia następnych dni tylko z mężem. Dobrze pamiętała ich niedawne burzliwe kłótnie na Bali.

Małżeństwo wyszło na zewnątrz, gdzie czekała już limuzyna. Kierowca otworzył im drzwi i wsiedli do środka. Bagażowy ułożył walizki Joanny w kufrze samochodu i ruszyli do hotelu. Droga przebiegła w milczeniu, ponieważ Ali był wściekły, że żona znowu piła, a Joanna z trudem hamowała łzy, uświadamiając sobie, że jej powrót do męża będzie dla niej dużo trudniejszy, niż się spodziewała.

W hotelowym apartamencie Joanna od razu wyraźnie dała do zrozumienia, że jest wyczerpana długą podróżą. Nie chciała, żeby Alemu przyszło do głowy egzekwowanie swoich łóżkowych praw. Brutalny małżeński gwałt na Bali, którego się wobec niej dopuścił, do tej pory napawał ją odrazą i wstrętem. Wziął ją siłą, mimo jej zdecydowanego oporu, a po wszystkim jeszcze miał do niej pretensje, że się za mało starała.

– Nie mogę się starać, kiedy pieprzysz inne – odpowiedziała obolała psychicznie i fizycznie.

Wtedy, po raz pierwszy podczas trwania ich małżeństwa, uderzył ją mocno w twarz. Na samo wspomnienie piekł ją policzek.

– Jestem wycieńczona tym długim lotem – powiedziała, szarpiąc przy tym nerwowo zamek walizki. – Wszystko mnie boli… Muszę wziąć długą kąpiel… – Wyjęła figi i koszulkę nocną, a następnie poszła do łazienki i dokładnie zamknęła za sobą drzwi.

Wannę wypełniła wodą i pachnącym płynem do kąpieli, po czym zrzuciła z siebie ubranie. Zanurzyła się w aromatycznej pianie, co po wielogodzinnej podróży przyniosło jej prawdziwą ulgę. Przez znajdujące się tuż przy wannie duże okno spojrzała na iskrzącą różnymi kolorami nocną panoramę Dubaju. Patrzyła na wyróżniające się ciekawą architekturą wysokościowce i nowoczesne mosty, które migotały żółtymi, niebieskimi, zielonymi i czerwonymi światłami.

„Polećmy do Stanów już teraz… Nawet jutro…”. W jej głowie zabrzmiały słowa ukochanego, który namawiał ją do rozpoczęcia nowego wspólnego życia. I mimo że zdawała sobie sprawę z olbrzymich trudności, które ją czekają, już była zdecydowana starać się o rozwód. I wtedy nadeszła wiadomość od lekarza prowadzącego Sarę…

Joanna długo siedziała w wannie, nie mogąc powstrzymać rozpaczliwego szlochu. Tęskniła za ukochanym tak bardzo, tak boleśnie… Chciałaby ponownie znaleźć się w jego ramionach i słuchać bicia jego serca. Jego zaklęć miłosnych… Pieścić się i kochać… Do całkowitego zatracenia…

Wyszła z wanny dopiero wtedy, kiedy zorientowała się, że woda jest już prawie zimna. Potem dokładnie wycierała się wielkim miękkim ręcznikiem, przeciągając moment opuszczenia łazienki. Chociaż luksusowy apartament miał dwie sypialnie, obawiała się, że Ali będzie chciał, żeby spali razem.

Założyła figi i zwiewną koszulkę nocną, ale zaraz narzuciła na nią puszysty szlafrok. Ostrożnie uchyliła drzwi łazienki i starając się nie robić hałasu, powoli ją opuściła. W przylegającej do niej sypialni zauważyła śpiącego Alego, więc na palcach przecięła ją, przeszła przez obszerny salon, a znalazłszy się w drugiej sypialni, szybko zamknęła przesuwne drzwi, zrzuciła szlafrok i wsunęła się do łóżka.

W ogromnym łożu jeszcze dotkliwiej odczuła brak Richarda. Na Bali przychodził do jej pokoju, całował ją, rozmawiał z nią, tulił ją, słuchał jej… Był z nią…

„Obiecuję, że będziesz bardzo szczęśliwa” – zapewnił, całując z czułością ślad na jej nadgarstku po nieudanej próbie samobójczej.

Dotknęła opuszkami palców wciąż widocznej szramy. Jego nie było.

Następnego dnia obudził ją natarczywy dźwięk telefonu. Z trudem otworzyła oczy. Najchętniej by się gdzieś zapadła, schowała, zniknęła.

– Halo… – powiedziała zachrypniętym głosem, kiedy po paru sygnałach odebrała.

Odpowiedziała jej cisza.

– Halo! – powtórzyła.

– Cześć, to ja – Angelika, którą zaniepokoił głos Joanny, dopiero teraz się odezwała. – Chciałam się dowiedzieć, jak doleciałaś i jak się czujesz. – Obawiała się, że przyjaciółka znowu zacznie topić swoje smutki w alkoholu.

– Dobrze, wszystko dobrze – machinalnie odpowiedziała Joanna.

– Na pewno, Jo? – Angeliki nie przekonał zdawkowy ton przyjaciółki.

– Na pewno.

– Kiedy lecicie do Szwajcarii?

– Jutro… Czy może pojutrze…

– Wszystko u ciebie w porządku? – dopytywała Angelika wyraźnie zmartwiona.

– Tak… Tak… Tylko… Dopiero się obudziłam. A co tam u was? – Pomyślała o Richardzie.

– Zbieramy się do wyjazdu… Jennifer bardzo ci dziękuje, że tu przyleciałaś w tak szczególnym dla niej momencie życia. To było dla niej ważne… Te wszystkie rozmowy… Zapewnia, że ten wspaniały wspólnie spędzony czas na zawsze pozostanie w jej pamięci. I oczywiście zaprasza cię do siebie, do Nowego Jorku.

– Ja też się cieszę, że ją poznałam… I jej przyjaciół… – Głos Joanny załamał się.

– Posłuchaj, Jo… Richard prosił, żeby ci przekazać…

– Muszę kończyć. – Joanna szybko przerwała rozmowę. – Ali mnie woła – skłamała.

– Jo, poczekaj chwilę…

Joanna rozłączyła się, zanim Angelika zdążyła cokolwiek więcej powiedzieć. Richard… Jej serce zaczęło walić jak szalone. Tęskniła za nim… Pragnęła go… Kochała… Nie… Nie… Nie może o nim myśleć, bo zwariuje. Musi zapomnieć.

Wstała z łóżka, przeszła do przylegającej do jej sypialni łazienki i przemyła twarz wodą. Potem wróciła do łóżka, nakryła się kołdrą i przez parę minut leżała bez ruchu. Nagle się zerwała, pobiegła do pomieszczenia kuchennego, otworzyła lodówkę i wyciągnęła z niej pierwszą lepszą butelkę alkoholu. Już miała ją otworzyć, kiedy w kuchni pojawił się Ali zwabiony hałasem.

– Ani mi się waż! – wrzasnął, wyrywając z jej rąk butelkę.

Popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem i szybkim krokiem wróciła do swojej sypialni.

– Pamiętaj, że jutro wylatujemy do Sary! – krzyknął, zanim zasunęła drzwi.

Richard… Nie myśleć o nim… Tylko o nim nie myśleć… Gorączkowo szukała w walizce saszetki z lekami. Zapomnieć… Drżącymi rękoma wyjęła blister z tabletkami uspokajającymi. Było w nim ponad dwadzieścia tabletek. Wziąć wszystkie? Poczuła, że sytuacja ją przerasta. Sara…, pomyślała o czekającej na całą rodzinę córce. Wzięła jedną.

Położyła się do pustego łóżka. Ogromna tęsknota za ukochanym mężczyzną ściskała jej gardło, zalewała smutkiem, wywoływała łzy. Czekając, aż tabletka zacznie działać, próbowała nie poddawać się szarpiącym jej serce i duszę myślom. Najgorsza dla niej była świadomość, że już nigdy więcej go nie zobaczy, nie znajdzie ukojenia w jego ramionach, nie dozna wspólnych, ekstatycznych miłosnych upojeń. Namiętnymi pocałunkami go nie obsypie, w rozkoszy rajskiej się z nim nie zanurzy, miłością kobiecości rozkwitłej, niezwykłej go nie obdarzy. Ocean odwieczną mocą nadal falował, plumerie swym intensywnym, nasyconym aromatem odurzały kochanków, wysokie palmy idyllicznie szumiały, słońce czerwoną tarczą wschodziło i zachodziło, księżyc srebrzyście oświetlał magiczne świątynie. A ich już nie było.

Kiedy tabletka nieco ją uspokoiła, podniosła się i opuściła sypialnię. Ali, zajęty przygotowaniami do wystawy Expo 2020, która miała się odbyć w Dubaju, poszedł już na swoje biznesowe spotkania. Joanna w stojącym w kuchni ekspresie zaparzyła kawę, a następnie z filiżanką w ręku usiadła na wygodnej sofie w salonie. Jej wzrok padł na rozłożoną na stoliku lokalną prasę, którą Ali przeglądał pobieżnie przed wyjściem. Upiła parę łyków gorącego napoju, a potem, żeby oderwać myśli od dręczących ją wspomnień, wzięła do ręki gazetę.

Na stronie tytułowej widniało zdjęcie pierwszego w historii astronauty ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Hazza Al Mansouri, były pilot myśliwca, spędził na orbicie w Międzynarodowej Stacji Kosmicznej osiem dni, co okrzyknięto ogromnym sukcesem.

„Jesteś źródłem dumy dla wszystkich Emiratczyków” – zwrócił się do niego emir Dubaju, szejk Muhammad ibn Raszid al-Maktum w rozmowie, którą przeprowadził z młodym astronautą, kiedy ten jeszcze przebywał na orbicie.

Emir podkreślił, że jest to tylko „pierwszy śmiały krok w kosmos dla Zjednoczonych Emiratów Arabskich”, i wspomniał szejka Zajida1, który zawsze marzył, żeby wystrzelić z pustyni arabski statek kosmiczny.

„Niemożliwe jest dla nas niczym” – emir wygłosił swoją formułę, której hołdował od wielu lat i dzięki której w ostatniej dekadzie doprowadził do błyskawicznego rozwoju Dubaju. „To tylko słowo rzucane przez małych ludzi”.

Szejk Muhammad ibn Raszid al-Maktum z zapałem przedstawił również śmiałą wizję dalszego podboju kosmosu.

„Wszyscy marzą. Ale my ciężko pracujemy, żeby nasze marzenia się spełniły. Naszą następną stacją jest Mars osiągnięty przez naszą sondę Nadzieję. Ja i mój brat, Muhammad ibn Zajid2, wierzymy w naszą zdolność do osiągnięcia tego. Niektórzy wokół nas uważają, że to jest niemożliwe. Ale niemożliwe jest tylko słowem rzucanym przez słabych”.

Joanna z lekką irytacją odrzuciła gazetę na stolik i sięgnęła po filiżankę z kawą.

Wysyła ludzi w kosmos… Chce badać Marsa… A żony nie umie przy sobie zatrzymać…, pomyślała z cierpką ironią, przypominając sobie niedawną ucieczkę księżniczki Hayi bint al-Husajn, jednej z żon władcy Dubaju, która z dwójką nieletnich dzieci znalazła schronienie w pilnie strzeżonej luksusowej posiadłości w Londynie.

Popijała wolno kawę i patrzyła przez panoramiczne okno na widoczne w oddali samoloty, które startowały i lądowały na wielkim dubajskim lotnisku. Liczba osób, które w ciągu roku odwiedzały to wyrosłe błyskawicznie na pustyni zachwycające miasto, sięgnęła już prawie szesnastu milionów.

Mężczyźni…, rozmyślała. Realizują wielkie projekty… Wyznaczają sobie dalekosiężne cele i dążą do ich sfinalizowania wszelkimi sposobami… Sukcesy tylko zwiększają ich nieograniczone ambicje… A obok nich… Żony, dzieci… Kobiety, którym brakuje ich uwagi, troski i miłości… Gdyby tylko zrozumieli, że ich obecność w życiu kobiet i okazywana im przez nich czułość jest równie ważna jak misja na Marsa…

Dokończyła kawę i poszła do kuchni zaparzyć następną filiżankę. Włączyła ekspres i otworzyła lodówkę. Wyciągnęła rękę po małą buteleczkę whisky, ale zaraz ją cofnęła.

Sara…, w jej głowie zadźwięczał dzwonek alarmowy. Sara… Nie mogę jej zawieść…

W koszu zobaczyła wyrzuconą przez Alego butelkę po winie, której zawartość wcześniej wylał do zlewu. Z wielką obawą pomyślała o chwili, kiedy wrócą do Kuwejtu i będzie musiała wieść z nim codzienne małżeńskie życie, z trudem znosząc bijący od niego chłód i zarzucanie jej wiecznymi pretensjami oraz nieustannie towarzyszące jej poczucie samotności.

Z kawą udała się do salonu i zadzwoniła do obsługi, żeby zamówić śniadanie do pokoju. Nie miała ochoty nigdzie wychodzić. Gdyby Richard jej towarzyszył…

Księżniczka Haya odważyła się na ucieczkę z dziećmi od męża… Myśli Joanny wróciły do żony emira. Ale to córka nieżyjącego króla Jordanii i przyrodnia siostra obecnie panującego w tym kraju władcy… Ma za sobą jordańską rodzinę królewską… Pamiętam zdjęcie, które na swoim Twitterze zamieścił jej młodszy brat, książę Ali al-Husajn, już po jej ucieczce. Obejmuje na nim swoją siostrę, mocno ją do siebie przyciągając, co jest wyraźnym sygnałem, że nie pozwoli, aby ktokolwiek wyrządził jej krzywdę… I oczywiście księżniczka Haya jako członek rodziny królewskiej ma olbrzymie możliwości finansowe… Joanna westchnęła ciężko. Nie wszystkie kobiety, które pozostają w nieszczęśliwych związkach, mogą liczyć na takie wsparcie w przypadku rozwodu czy rozstania…

„Jo, dobrze wiesz, że jesteś dla mnie najcudowniejszą kobietą, jaką znałem. I to, co nas łączy…”, Joanna przypomniała sobie gorące wyznanie ukochanego i żelazna obręcz boleści ścisnęła jej serce. Już nigdy…

Zadzwonił telefon. Jeśli to znowu Angelika… Spojrzała na ekran aparatu. To była Lidka. Nie była pewna, czy chce z kimkolwiek w tym momencie rozmawiać. Po chwili wahania jednak odebrała.

– Halo – powiedziała grobowym głosem.

– Co się stało?! – przestraszyła się przyjaciółka.

– To koniec… – Joanna nie mogła powstrzymać się od szlochu. – Koniec…

– Asiu… Nie płacz… – Lidka poprosiła ciepło. – Powiedz mi, co się dzieje…

– Koniec z Richardem… – Joanna z trudem wykrztusiła przez łzy.

– Dlaczego? Kiedy ostatnio rozmawiałyśmy, mówiłaś o rozwodzie z Alim…

– Tak, ale… Sprawy się skomplikowały…

– To znaczy?

– Jest szansa, że Sara wyjdzie z kliniki i…

– To bardzo się cieszę! – Lidka wpadła jej w słowo. – Gdy sobie przypomnę, w jakim była stanie, kiedy do ciebie przyjechałam…

– Dziękuję ci za to… To dzięki tobie zgodziła się na leczenie.

– Nie dziękuj. Ty też wspierałaś mnie w najtrudniejszych momentach… – Lidka nigdy nie zapomniała, jak wielką opoką była dla niej Aśka w czasie, kiedy musiała się zmagać ze zdradą męża i szykanami ze strony nienawidzących jej szwagierki i teściowej.

– Dobrze, że możemy na siebie liczyć. – Joanna otarła łzy, myśląc o sile kobiecej przyjaźni.

– Jeżeli tylko teraz mogę coś dla ciebie zrobić…

– Dziękuję… Ale w tej sytuacji… – Głos uwiązł jej w gardle.

– Jesteś w Kuwejcie?

– Nie, w Dubaju.

– Lecisz po Sarę?

– Tak… My wszyscy… Lekarz poprosił, żeby przyjechała cała rodzina.

– To dlatego… rozstaliście się z Richardem?

– Ja wyjechałam… Bez pożegnania… – zwierzyła się Joanna. – Nie byłam w stanie… Gdybym go zobaczyła…

– Rozumiem… – Lidka doskonale zdawała sobie sprawę, jak trudnego wyboru musiała dokonać jej przyjaciółka. – Najważniejsze jest zdrowie Sary – powiedziała, żeby okazać jej swoje wsparcie.

– Tak, z pewnością.

Zapomnieć o nim, zapomnieć… Joanna musiała to sobie ciągle powtarzać, żeby przetrwać.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi.

– Przepraszam cię, ale ktoś puka. Muszę kończyć. – Joanna podniosła się z kanapy.

– Mocno uściskaj ode mnie Sarę.

– Na pewno to zrobię.

– I daj znać, gdy opuści klinikę. Dobrze, że z tego wyszła… – Przed oczami Lidki stanął obraz leżącej nieruchomo Sary w jej pogrążonym w półmroku pokoju, który zapewne odzwierciedlał jeszcze większy mrok jej duszy.

– Dobrze, zadzwonię. Do usłyszenia wkrótce.

– Do usłyszenia.

Joanna odłożyła telefon, a następnie otworzyła kelnerowi, który wszedł do pokoju, pchając przed sobą wózek ze śniadaniem.

– Gdzie madame sobie życzy, żeby go postawić? – zapytał.

– Tam, poproszę. – Wskazała miejsce obok sofy.

Mężczyzna zostawił wózek, Joanna dała mu napiwek, a następnie zamknęła za nim drzwi. Usiadła na kanapie i sięgnęła po apetycznie wyglądającego croissanta. Przełknęła parę kęsów, kiedy do apartamentu wpadł Ali.

– Potrzebne mi są dodatkowe dokumenty na następne spotkanie – wyjaśnił, stawiając teczkę na stoliku, a następnie skierował się do swojej sypialni.

Po paru minutach wyszedł z niej z plikiem papierów, które zaczął chować w eleganckiej aktówce. Tuż przy niej, z pierwszej strony gazety pierwszy emiracki astronauta uśmiechał się szeroko. Ubrany w biały skafander z wyeksponowaną na jego rękawie flagą Zjednoczonych Emiratów Arabskich, w hełmie na głowie, podnosił otwartą dłoń w geście pozdrowienia z kosmosu.

– Wielkie osiągnięcie… – Ali był pod dużym wrażeniem lotu Emiratczyka w przestrzeń kosmiczną. – Naprawdę wielkie… – Zamknął teczkę, po czym podniósł gazetę, wpatrując się w zdjęcie pierwszego Araba, który prowadził badania na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. – Wiesz, że on założył tam naszą kandurę3?

– Kandurę? W przestrzeni kosmicznej? – Joanna się zdziwiła.

– Nie wiedziałaś? To zaraz ci pokażę… – Ali położył gazetę na stolik, wyciągnął telefon i po chwili znalazł odpowiednie zdjęcie. – Zobacz. – Wyciągnął aparat w stronę żony.

Na fotografii uśmiechnięty Hazza wyróżniał się na tle pozostałej ośmioosobowej załogi, ubranej w T-shirty i spodnie, tradycyjnym emirackim strojem: białą kandurą i zamotaną wokół głowy hamdaniją4 tego samego koloru, której końce lekko powiewały.

– Nie założył na głowę ghutry5 i agalu6, żeby czasem nie lewitowały w powietrzu. – Ali się uśmiechnął. – Dlatego wybrał mniej formalną hamdaniję, którą można zawiązać.

– W misji biorą udział również kobiety – zauważyła Joanna, patrząc na widoczne na zdjęciu dwie astronautki agencji kosmicznej NASA.

– Hazza zaserwował też członkom załogi tradycyjne dania emirackie. – Ali zupełnie zignorował uwagę żony.

– Sam tam gotował? – Joanna zapytała nieco kąśliwie.

– Tak… Na pewno… W przestrzeni kosmicznej… – Ali się skrzywił. – Przecież wiadomo, że potrawy zostały wcześniej przygotowane i odpowiednio zapakowane przez Space Food Laboratory. Niektóre dania, które Hazza podał kolegom, to…

– I koleżankom – dodała Joanna.

– Co?

– Podał również koleżankom – powtórzyła Joanna. – Kobiety też latają w kosmos. I też tam były…

– Tak, tak… – Ali potwierdził niecierpliwie, bo nie lubił, gdy żona mu przerywała. – Niektóre tradycyjne potrawy to halal7 saluna8, madruba9 i balalit10 – mężczyzna podjął przerwany wątek. – Hazza wziął również ze sobą jedwabną flagę Zjednoczonych Emiratów Arabskich i… – Ali zajrzał do telefonu, żeby przypomnieć sobie interesujące go informacje – historyczne zdjęcie szejka Zajida z tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego szóstego roku z delegacją astronautów programu Apollo… – Przesunął palcem po ekranie. – Wyłonione w konkursie „Wyślij w kosmos” opowiadania, obrazy i poezję… Książkę Moja historia napisaną przez emira Dubaju, w której w pierwszym rozdziale opowiada o ogłoszeniu przez siebie programu szkolenia emirackich astronautów… Egzemplarz Koranu… – wyliczał, zerkając na ekran. – To wszystko poleciało w kosmos – podkreślił z wielką dumą. – A to dopiero początek… Już niedługo pierwszy arabski statek kosmiczny Al-Amal (Nadzieja) zostanie wystrzelony z misją naukową na Marsa – mężczyzna ciągnął z podziwem. – Po dziewięciu miesiącach, po przebyciu sześciuset milionów kilometrów, dotrze na Czerwoną Planetę w dwa tysiące dwudziestym pierwszym roku i w ten sposób uczci pięćdziesięciolecie niepodległości Zjednoczonych Emiratów Arabskich. A za niecałe sto lat… – Ali podniósł głos – …emir Dubaju zapowiedział projekt pod nazwą „Mars 2117”, który ma na celu założenie na tej planecie miasta liczącego sześćset tysięcy mieszkańców! – wykrzyknął z emfazą.

Poszukał czegoś w smartfonie, który po chwili przybliżył do oczu żony.

– Spójrz na to! – Puścił kilkuminutowy film, który zabierał odbiorców na wirtualną wycieczkę po przyszłej marsjańskiej metropolii. – Czy to nie jest wspaniałe?!

„Hello! And welcome on Mars!11. Na imię mam Said i będę twoim personalnym przewodnikiem. W imieniu Zjednoczonego Rządu Marsa chciałbym powitać cię w twoim drugim domu” – holograficzny wysłannik w srebrzystym kombinezonie przywitał gościa, który dotarł na Czerwoną Planetę.

Następnie unoszący się w atmosferze przezroczysty sferyczny pojazd zabrał przybysza w podróż po skolonizowanym przez Ziemian Marsie. Na filmie widać było naturalne pomarańczowoczerwone, nieregularne wzniesienia oraz obiekty wytworzone ręką człowieka: duże, latające środki transportu, przypominające pająki olbrzymie maszyny kroczące po powierzchni planety i wysokie budowle kojarzące się z panoramą Dubaju.

– To Miasto Mądrości – stwierdził Ali, kiedy pojazd wjechał do tunelu, a następnie do zbudowanego pod kopułą pierwszego marsjańskiego miasta. – Tak będzie się nazywać.

Na ekranie pojawiły się szerokie trasy, liczne latające pojazdy, przejeżdżająca w górze szybka kolej, olbrzymie ekrany, strzelista lub falista architektura, zielone drzewa i inne rodzaje roślinności, futurystyczne budynki uniwersytetu i laboratoriów oraz przebywający na Marsie ludzie.

– Za trzy albo cztery lata na pustyni powstanie Mars Science City, które ma dokładnie oddawać warunki panujące na Marsie. Zespół ludzi zostanie tam na dłuższy czas, żeby skupić się na takich tematach związanych z kolonizacją Marsa jak wytworzenie odpowiedniej atmosfery oraz zapewnienie Ziemianom żywności, wody i energii. I wiesz, ile ma to kosztować? – Ali spojrzał na żonę. – Prawie sto czterdzieści milionów dolarów! To będzie największa na świecie i najbardziej realistyczna symulacja kosmicznego miasta.

– Naj… Naj… Jak wszystko w Dubaju… – wtrąciła Joanna.

– To naprawdę fantastyczne przedsięwzięcie! – Ali nie mógł ukryć swojej fascynacji zuchwałymi planami emira. – Absolutnie fantastyczne!

– Rzeczywiście fantastyczne… – Joanna stwierdziła z przekąsem. – Takie raczej science fiction…

Mężczyzna rzucił jej pełne dezaprobaty spojrzenie mówiące, że żona nie jest w stanie pojąć spektakularnych wizji emira Dubaju, który już zdołał wznieść na pustyni „złote miasto” zachwycające i zadziwiające świat. Schował telefon, wziął teczkę z potrzebnymi mu dokumentami i mrucząc coś pod nosem, pospiesznie opuścił apartament.

Jak to było?, Joanna ze smutkiem stwierdziła, że Alego tak bardzo potrafiły zauroczyć kosmiczne plany emira, a pozostawał zimny i obojętny na jej potrzeby i uczucia. Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus? – przypomniała sobie tytuł słynnej książki.

„Kobiety znajdują motywację i siłę do działania, kiedy są otoczone czułą opieką” – pisał John Gray w swoim poradniku, w którym wyjaśniał, dlaczego kobiecie i mężczyźnie jest tak trudno stworzyć szczęśliwy związek.

Richard… Joannę znowu ogarnęła przejmująca tęsknota. On potrafił być bardzo męski, a jednocześnie opiekuńczy i troskliwy… I namiętny… Poczuła zalewające jej ciało gorąco, bo znowu znalazła się na balijskiej plaży, gdzie falujący ocean szumiał wyznaniami ich rozpalonych serc, a jednoczesne orgastyczne spełnienie wyniosło ich na rajskie ołtarze miłosnego sacrum.

Nagle straciła apetyt, więc odsunęła wózek ze śniadaniem i wróciła do łóżka. Tam starała się jak najwięcej spać i kolejnymi tabletkami uspokoić galopujące myśli. Musi zapomnieć, wmawiała sobie. Jak najszybciej.

Następnego dnia małżeństwo opuściło hotel, żeby polecieć do Genewy.

– Kupiłem dla nas pierwszą klasę – powiedział Ali, kiedy kierowca zatrzymał czarnego mercedesa przy usytuowanym w oddzielnym skrzydle lotniska wejściu dla pasażerów klasy pierwszej i biznes.

Joannę ucieszyła ta wiadomość, bo wiedziała, że nowe kabiny pierwszej klasy oferują całkowicie zamkniętą, prywatną przestrzeń. To uwalniało ją od konieczności konwersacji z mężem, co mogło znowu doprowadzić do nieprzyjemnej kłótni.

Po szybkiej odprawie udali się do luksusowej poczekalni pierwszej klasy, gdzie Ali od razu dość oschle zakomunikował, że idzie do jednego z biznesowych saloników spotkań, gdzie jest z kimś umówiony.

Pewnie z kolejną kochanką… przemknęło przez głowę Joanny, bo przypomniała sobie, jak parę lat temu, zupełnie nieświadoma zagrożenia i późniejszego dramatu, który stał się jej udziałem, na tym samym lotnisku spotkała pewną siebie Larę, która obdarzyła ją pełnym satysfakcji uśmieszkiem.

Nie chcąc rozpamiętywać cierpienia, które sprawił jej niewierny mąż, podeszła do gablot, gdzie wyeksponowana była ekskluzywna biżuteria firmy Tiffany & Co. Po chwili spostrzegła misternie wykonany, wysadzany brylantami złoty kluczyk, dokładnie taki sam jak ten, który Ali przywiózł Angelice na Bali jako prezent od jej męża, Hamida.

Jednak są jeszcze na świecie tacy mężczyźni… zapatrzyła się na śliczny klejnot. Jak Hamid… Po tylu latach małżeństwa nadal jest wpatrzony w Angelikę… I potrafi okazać wciąż niegasnące do niej uczucie… Ilekroć Joanna widziała ich razem, dostrzegała szczególną więź łączącą współmałżonków.

„Hamid mówi, że tylko ja mam klucz do jego serca” – wyznała Angelika, dzieląc się z przyjaciółkami sekretnym znaczeniem, jakie ów biżuteryjny kluczyk miał dla pary. Jej twarz rozświetlił wtedy promienny uśmiech kobiety, która jest kochana i rozpieszczana przez swojego mężczyznę.

Ogarnięta jeszcze większym smutkiem Joanna opuściła rozległe, lśniące eleganckimi marmurami miejsce, gdzie pasażerowie przed podróżą mogli kupić wyszukane przedmioty ekskluzywnych światowych marek i udała się do restauracji. Po drodze zwróciła uwagę na wyeksponowane alkohole, wśród których królował szampan Moët et Chandon.

Takiego szampana przyniósł Richard na plażę… Zatrzymała się ogarnięta tęsknotą.

– Madame… – Mężczyzna z obsługi natychmiast do niej podszedł. – Życzy sobie madame kieliszek szampana?

Gdyby Richard tu ze mną był… Serce ścisnęło jej się z żalu.

– Nie, dziękuję. – Szybko się oddaliła.

Usiadła przy nakrytym białym obrusem stoliku, który zdobiła jedna czerwona róża w przezroczystym wazoniku. Zapatrzyła się na jej aksamitne płatki i intensywną barwę. Barwę miłości.

„Dokładnie mu się przyjrzyj”, przypomniała sobie, jak Richard na Jawie pokazywał jej egzotyczny kwiat w kolorze fuksji. „Zwróć uwagę na jego płatki, ich kształt i delikatność. Powąchaj go…”.

Powąchała różę. Jej esencjonalny aromat wypełnił jej nozdrza. Przymknęła oczy. Richard… Kochany…

– Madame… Madame… – Ubrany w białą koszulę oraz czarne spodnie i kamizelkę tego samego koloru mężczyzna stanął przy stoliku, żeby ją obsłużyć.

Joanna zamrugała powiekami wyrwana ze swoich słodkich wspomnień. Spojrzała na kelnera trochę nieprzytomnie, a następnie gwałtownie zerwała się z krzesła i szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Dotarła do wydzielonych ściankami przestrzeni, gdzie w półmroku albo tylko przy dających ciepłe światło lampkach pasażerowie mogli wypocząć na wygodnych łóżkach. Położyła się, naciągnęła na siebie miękkie przykrycie i wróciła myślami na Jawę, gdzie z Richardem odzyskiwała spokój ducha po nieprzyjemnej telefonicznej scysji z Alim.

Mężczyzna szeptem prosił, żeby wsłuchała się w odgłosy równikowego lasu. Spośród brzęczenia licznych owadów, których nakładające się na siebie głosy tworzyły przyjemny dla ucha koncert, wybijał się krzykliwy głos tropikalnego ptaka.

„Ja mógłbym tego słuchać i słuchać…” – wyznał Richard, co świadczyło o jego ogromnej uważności i wrażliwości. A przy tym był taki męski…

Ukołysały ją w marzeniach jego ramiona i przywołanie w wyobraźni pełnych szalonych namiętności wspólnych nocy.

– Wstawaj! Szybko wstawaj! – Ali po niecałej godzinie bezceremonialnie szarpał ją za ramię. – Przez ciebie spóźnimy się na samolot! – wykrzyknął gniewnie, zrywając z niej nakrycie.

Joanna poczuła przenikliwy chłód.

– Chodź szybko! – Pociągnął ją za rękę, zmuszając do wstania.

Na wpół przytomna zdążyła złapać torebkę i pobiegła za ciskającym na nią gromy mężem.

– Szukałem cię wszędzie! W restauracji i we wszystkich sklepach! Z kosmetykami i z biżuterią! W butiku z najlepszymi alkoholami też! – Skrzywił się, bo podejrzewał żonę, że mogła zatracić się tak jak kiedyś w kompulsywnej gorączce zakupów i wydać kilkadziesiąt tysięcy dolarów na biżuterię lub kilkanaście na wyborny trunek. – I nigdzie nie mogłem cię znaleźć! Ani w barze cygarowym…

– Czy ja palę cygara? – mruknęła Joanna.

– Ani w spa! Nawet tam pytałem o ciebie! – pieklił się Ali.

Ciągnąca się na piętrze lotniskowego terminalu poczekalnia pierwszej klasy odznaczała się dużą, elegancką przestrzenią, w której na całej jej długości rozstawione były komfortowe fotele i kanapy z gustownymi stolikami oświetlonymi nastrojowymi lampami oraz spora liczba stanowisk z wystawionymi gorącymi daniami, wyszukanymi przekąskami, jak również rozmaitymi rodzajami serów, deserów, win i innych alkoholi. W wielu wyodrębnionych miejscach pasażerowie mogli przyjemnie spędzić czas przed lotem, relaksując się wedle swoich własnych upodobań albo pracując, jeśli zaszła taka potrzeba.

– Nawet w centrum biznesowym cię szukałem! I dzwoniłem! Ciągle dzwoniłem! – pienił się Ali. – Czemu nie odbierałaś?! – Skierował w jej stronę oskarżycielski wzrok.

– Nie wiem… Nie słyszałam… A może byłam w tropikalnej dżungli…

– Jakiej dżungli?! Co ty wygadujesz?! – Zły odwrócił się od niej, bo dotarli już do odpowiedniego wyjścia prowadzącego do samolotu.

Byłam w dżungli. We śnie… Z Richardem…, pomyślała Joanna, patrząc, jak mąż wyjmuje z kieszeni marynarki karty pokładowe i pokazuje je pracownicy linii lotniczych. Po ich zeskanowaniu małżeństwo udało się do windy, która zawiozła je w miejsce, skąd rękawem lotniczym przeszli na pokład samolotu, gdzie przywitali ich uśmiechnięci steward i stewardesa.

– Hello!

– Good afternoon!

Ścianę oddzielającą korytarze prowadzące do ekskluzywnych kabin ozdabiał podświetlony wizerunek jadłoszynu popielatego. To rosnące na pustyni wyjątkowe, zawsze zielone drzewo, zwane po arabsku ghaf, jest narodowym symbolem Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Otaczane jest szczególnym pietyzmem ze względu na jego kulturowe znaczenie jako drzewa, które charakteryzuje się niezwykłą odpornością i umiejętnością przetrwania nawet w najbardziej niesprzyjających, pustynnych warunkach. Jego rozległe korzenie w poszukiwaniu wody potrafią sięgać do trzydziestu pięciu metrów w głąb, co pozwala przetrwać najbardziej ekstremalne, kilkuletnie susze. Wiecznie zielony, cenny ghaf na pustyni dla człowieka oznacza jedno – pod piaskiem jest woda. Życie.

A ja? Czy ja przetrwam bez Richarda?, Joanna rozważała tę palącą do bólu kwestię.

– Jak się państwo czują? – uśmiechnięty steward zadał standardowe pytanie i gestem dłoni zaprosił małżonków do ich kabin.

Ali obrzucił Joannę wściekłym spojrzeniem, wszedł do swojego podniebnego apartamentu i ostentacyjnie nacisnął guzik, zasuwając tym samym wbudowane od podłogi aż po sufit elektronicznie sterowane drzwi.

– Proszę, madame. – Steward wskazał Joannie położoną naprzeciwko kabinę.

– Dziękuję. – Usiadła na ergonomicznym fotelu obitym miękką skórą.

Po chwili steward podał Joannie biały, ciepły i pachnący ręczniczek do wytarcia dłoni. Następnie przyniósł szklankę gazowanej wody mineralnej z plasterkiem cytryny i koszyczek, w którym znajdowały się opakowania z orzeszkami, suszonymi owocami i małymi pastylkami miętowymi. Joanna sięgnęła po wodę, którą duszkiem wypiła. Mężczyzna postawił koszyczek na blacie stolika i oddalił się. Nie na długo jednak, za moment zaoferował Joannie najwyższej jakości daktyle.

– Proszę, madame. – Pochylił się z otwartym drewnianym pudełkiem błyszczących daktyli, niektóre były przecięte i zamiast pestek miały w środku prażone migdały lub kandyzowaną skórkę pomarańczy.

– Dziękuję. – Joanna wybrała owoc z migdałkiem i niespiesznie go zjadła.

Tymczasem steward przyniósł kawę, którą zaserwował w rytualny sposób rozpowszechniony w krajach Zatoki Perskiej. Mężczyzna w lewej ręce trzymał dalla, tradycyjny arabski dzbanek z długim, zakręconym do dołu dzióbkiem, i z dużej wysokości ceremonialnie nalewał kawę do umieszczonej w palcach prawej ręki małej białej filiżanki bez ucha. Joanna obserwowała strumień aromatycznej, aksamitnej kawy o jasnym kolorze płynący ze złotego, wypolerowanego dzbanka, w którym odbijało się wyszukane wnętrze kabiny samolotu.

Popularne arabskie linie lotnicze w ciągu zaledwie paru ostatnich lat w znaczący sposób podniosły standard pierwszej klasy. Oferowała ona w pełni zamknięte apartamenty gwarantujące całkowitą dyskrecję i prywatność, mogące zadowolić wielu wymagających pasażerów. Przestronne wnętrze było inspirowane luksusowym mercedesem klasy S, co uwidoczniało się w obiciu eleganckich foteli oraz w nowoczesnych panelach zdalnego sterowania temperaturą i nastrojowymi barwami oświetlenia, które pasażer mógł ustawiać wedle swojego indywidualnego gustu. Niezwykle wygodne fotele miały również funkcję rozłożenia do pozycji całkiem płaskiego łóżka, zastosowano w nich bowiem rozwiązania oparte na technologii NASA zero gravity. Zakłada ona najbardziej optymalne ułożenie ciała dla astronautów narażonych na duże przeciążenia, szczególnie w czasie startu i lądowania. To udogodnienie gwarantowało pasażerom poczucie lekkości i maksymalnego relaksu. W wyposażeniu znajdowały się również słuchawki niwelujące jakikolwiek hałas.

Elegancki i nowoczesny wygląd kabiny zapewniały subtelne odcienie kolorów szampana, kremowego i szarego. Trzy duże okna umożliwiały podziwianie z nich widoków, a pozostająca do dyspozycji pasażera lornetka pozwalała na jeszcze ciekawsze wrażenia.

Jedną ze ścian zdobiły żywe kwiaty umieszczone w przytwierdzonym do niej wazonie, a inną – symboliczne wyobrażenie drzewa ghaf. W każdej kabinie był minibarek z przekąskami i zimnymi napojami, a połączenie wideo ułatwiało bezpośredni kontakt z obsługą, która mogła podawać zamówione dania i napoje przez okno serwisowe bez potrzeby otwierania drzwi. Duży ekran telewizora pozwalał na rozrywkę w czasie podróży w postaci ogromnego wyboru różnorodnych filmów, muzyki, gier, a nawet transmisji na żywo z ważnych wydarzeń sportowych.

W obrębie pierwszej klasy znajdowała się również łazienka z kosmetykami Bulgari, w której pasażerowie mogli wziąć prysznic podczas lotu. To był podniebny luksus najwyższej klasy.

– Proszę, madame. – Steward z uśmiechem na ustach podał Joannie filiżankę.

– Dziękuję. – Joanna małymi łyczkami popijała kawę, a mężczyzna czekał z dzbankiem w ręku na ewentualne powtórzenie rytuału.

Po wypiciu kawy Joanna parokrotnie potrząsnęła pustą filiżanką w jedną i drugą stronę, dając tym samym znak, że nie ma ochoty na więcej.

– Madame, zaraz startujemy – poinformował steward, odbierając od niej naczynko. – Podczas startu drzwi kabiny muszą być otwarte.

Joanna kiwnęła głową na znak, że zrozumiała, chociaż najchętniej odcięłaby się od wszystkiego, a najbardziej od męża, który zgodnie z otrzymanym od obsługi zaleceniem właśnie otwierał swoje drzwi. Zapięła pasy i zamknęła oczy, czekając, aż samolot wykołuje, a następnie wystartuje.

Kiedy maszyna osiągnęła odpowiednią wysokość, Joanna poprosiła obsługę, żeby zamieniła jej siedzenie w wygodne łóżko.

Później steward zaproponował jej dostępną dla pasażerów pierwszej klasy specjalną, wykonaną z dodatkiem ekstraktu z alg nawilżającą piżamę, która miała zapobiegać odwodnieniu skóry w suchym samolotowym powietrzu. Kiedy mężczyzna wreszcie wyszedł, Joanna z ulgą zamknęła drzwi kabiny, zrzuciła z siebie ubranie, które schowała do szafy, założyła piżamę i wsunęła się do łóżka. Chciała spać. I zapomnieć.

Jednak to nie było takie proste. Kręciła się i wierciła, przekładała z boku na bok, a sen nie nadchodził. Otworzyła oczy i korzystając z usytuowanego przy łóżku panelu, żeby rozproszyć ciężkie myśli, zaczęła zmieniać kolory oświetlające kabinę. Biały, niebieski, żółty, fioletowy, błękitny, zielony… Zieleń zalała kabinę… Balijska zieleń szczęścia, rozkoszy i miłości… Richard… Bezbrzeżna tęsknota przeszyła jej serce… Richard…

Nie! Nagle ekskluzywna kabina wydała jej się za mała, za duszna. Chciała przestrzeni, wody, nieba. Tak jak na Bali, kiedy zwiedzali świątynię Pura Tanah Lot i ze szczytu schodów wiodących do sakralnego kompleksu patrzyli na szafirowy ocean stykający się na horyzoncie z błękitnym niebem. Bezkresna przestrzeń wód i niebios.

Później, gdy szła poprzez oceaniczne fale w stronę wzniesionej na wyspie przez mnicha świątyni, czuła silny uścisk męskiej dłoni Richarda, który chronił ją przed upadkiem na usłanym śliskimi kamieniami i skałami morskim podłożu. Chronił ją… Jej ukochany… I tak pięknie mówił o miłości…

„Prawdziwy związek to też jest sacrum. Kobieta i mężczyzna tworzą jakąś swoją własną zamkniętą przestrzeń, która jest tylko ich i dla nich. Tworzą wspólne rytuały… Podziwiają razem piękno tego świata… Mają swój własny, wzniosły cel, do którego razem dążą… Dzielą się swoimi najgłębszymi… najświętszymi sekretami… Łączą się duchowo i fizycznie w jedność… I w tym wspólnym przebywaniu ze sobą znajdują tę cząstkę świętości, która ich wynosi na…”12 – Richard przerwał, bo ogromne wzruszenie, które go w tym momencie ogarnęło, nie pozwoliło mu mówić dalej.

Kochany… Usiadła na łóżku w zielonej poświacie wspomnień z Bali. Musiała tam wrócić choćby w wyobraźni. Teraz… Zaraz… Już…

Sięgnęła po kartę win, a następnie połączyła się z obsługą, żeby zamówić produkowanego przez Moët et Chandon różowego szampana Dom Perignon Rose Vintage 2003. Chciała w każdej kropli musującego, szlachetnego trunku odnaleźć czarowne chwile z ukochanym…

Po paru minutach steward, tak jak poprosiła, podał jej na tacy zamkniętego szampana i kieliszek przez okno serwisowe. Nie chciała otwierać drzwi, bo Ali mógł usłyszeć wystrzał korka. Sama odwinęła różową cynfolię, otworzyła butelkę i nalała musujący płyn do kieliszka. Pociągnęła jeden łyk, potem drugi i trzeci. I następne… Później napełniła kolejny kieliszek. Piana oblała jej palce. Nie było komu scałować…

Z każdym następnym kieliszkiem przed jej oczami pojawiały się obrazy płomiennych nocy z Richardem. Rozkoszowała się intensywnym smakiem szampana z nutami czerwonych jagód, fig, guawy, wanilii i fiołka, czując, jak jej ciało ogarnia zmysłowy żar… Jej żar… Jego żar… Balijski żar…

Na plaży przy szumie oceanu zasypywał gorącymi pocałunkami jej twarz i pieścił nabrzmiałe z podniecenia piersi. Głaskał jej brzuch i łono. Palcami pobudzał jej wilgotną kobiecość. Długą i twardą męskością wznosił się i opadał.

– Ochhhhh! – krzyczeli razem w ekstazie.

W pokoju klęczała przed nim i pobudzała ręką jego twardego penisa. Brała go do ust i pieściła językiem. Masturbowała się przy ukochanym, doprowadzając go tym do ekstatycznego szaleństwa. Wodziła jego dużym, wzwiedzionym członkiem po swoich ustach jak szminką…

Wypiła różowego szampana do ostatniej kropelki.

***

Okres spędzony w Szwajcarii i pierwsze tygodnie po powrocie do rodzinnej rezydencji w Kuwejcie Joanna pamiętała później tylko jak przez mgłę. To był taki czas, który przydarza się każdemu, kiedy w czymś uczestniczy, jednak ma wrażenie, że nie do końca należy do danej sytuacji lub ciągu zdarzeń. Niby jest, a go nie ma, bo to jest, a nie jest.

W Genewie w drodze z lotniska do hotelu Ali zrobił jej wielką awanturę, że znowu piła.

– Jak ty się jutro pokażesz w klinice! – wrzeszczał rozwścieczony.

Następnego dnia z Londynu przylecieli Nadir i Fatma. Później całą rodziną pojechali do kliniki, gdzie przywitała ich Sara i prowadzący ją lekarz. Ustalili program sesji terapeutycznych. Wszyscy w nich wytrwale uczestniczyli. Dla Sary.

Małżonkowie nie przyznali się, że między nimi nie układa się najlepiej. Joanna nie powiedziała również, że sięga po alkohol. Skupili się na Sarze i jej oczekiwaniach wobec nich jako rodziców.

Z pobytu w Szwajcarii w pamięć Joanny wbił się mocniej jeden wieczór. Wyszła na rozległy taras kliniki, oparła się o barierkę i zapatrzyła w lekko pomarszczone wody jeziora położonego u podnóża Alp. Po kwadransie na tarasie pojawiła się Sara.

– Mamo… – Stanęła tuż obok niej. – Mamusiu… Ja cię bardzo przepraszam… Teraz wiem, jak bardzo się o mnie martwiliście… Nie wiedzieliście, gdzie jestem… Zrozumiałam, jakie to było dla was straszliwie trudne…

– Nie myśl teraz o tym, córeczko. – Joanna objęła ją z czułością.

– Bo to wszystko… – W oczach Sary pojawiły się łzy. – Ta miłość…

„My ufamy i stawiamy wszystko na jedną kartę, bo kochamy… Kochamy tak mocno i bezwarunkowo, że nie oglądając się na nic, biegniemy za porywem serca bez tchu, bez pamięci, bez wytchnienia… Bo przecież on, i tylko on, i nikt inny, tylko on…”13 – Sara przypomniała sobie słowa cioci Lidki, która przyszła do jej pokoju, kiedy leżała w łóżku pogrążona w głębokiej depresji. I tak jak wtedy, tak i teraz poczuła mocny i odurzający zapach jaśminu w swojej oazie szczęścia, w której jej ukochany pierwszy raz wziął ją w ramiona, a ona dotknęła gwiazd tak jasnych, najjaśniejszych, że musiała wrócić, i zostać, i kochać…

– Bo mamo… Ja go tak bardzo kochałam… Tak bardzo… Do zapomnienia, zatracenia…

– Rozumiem cię, córeczko, bardzo dobrze rozumiem…

Stały tak obie, zapatrzone w wodę, przeżyciami trudnej miłości złączone. Matka i córka. Kobiety.

W Kuwejcie cała rodzina, bo Nadir również przyjechał do domu przed powrotem do Londynu, starała się, zgodnie ze wskazaniami lekarzy, spędzać jak najwięcej czasu razem. Chodzili na spacery nad morze, wypływali jachtem w krótkie rejsy, jedli wspólne posiłki w różnych restauracjach, wychodzili na zakupy w centrach handlowych. Pewnego dnia podekscytowana Fatma powiedziała ojcu, że do Kuwejtu przyjeżdża na parę występów słynny Cirque du Soleil.

– Kup nam bilety – poprosiła. – Niedługo Nadir wyjeżdża, więc to pewnie będzie jedno z naszych ostatnich wyjść razem.

– Dobrze, zajmę się tym – obiecał Ali, który po powrocie Sary z kliniki chciał zapewnić córce jak najwięcej atrakcji.

– Pójdziemy na przedstawienie Cirque du Soleil! – Fatma od razu pobiegła z radosną wiadomością do siostry.

Widowisko odbywało się w Centrum Kultury Szejka Dżabira al-Ahmada14, które jest największym kompleksem kulturalnym i operowym na całym Bliskim Wschodzie. Obejmuje operę, sale koncertowe, teatry, centra muzyczne, sale wystawowe i konferencyjne, bibliotekę narodową, kina, centrum dokumentów historycznych i eleganckie parki publiczne z licznymi fontannami. Jego wzniesienie i wyposażenie kosztowało siedemset siedemdziesiąt pięć milionów dolarów, co zaowocowało wspaniałym efektem architektonicznym i użytkowym.

– Jak tu ładnie! – zachwyciła się Sara, która jeszcze nie była w otwartym zaledwie trzy lata wcześniej centrum.

– Robi wrażenie, prawda? – Fatma zgodziła się z siostrą.

Położona przy nadmorskiej promenadzie Opera w Kuwejcie, jak inaczej nazywano centrum, składa się z czterech wielkich futurystycznych budynków o nieregularnych kształtach z tytanowymi dachami i betonowymi ścianami, które pokryte są metalową powłoką udekorowaną tradycyjnymi islamskimi wzorami. W nocy podświetlone ściany świecą niebieskim i srebrnym blaskiem, dając wrażenie, jakby były usiane lśniącymi trójwymiarowymi kamieniami szlachetnymi.

Rodzina weszła do środka kompleksu i udała się w stronę głównej sali. Prowadzi do niej wyjątkowo elegancki długi korytarz wyłożony ciemnym marmurem, zaś ścianę okalającą audytorium złotymi literami zdobi przepiękna sztuka kaligrafii arabskiej.

– Proszę.

– Proszę. – Pracownicy opery wręczali każdemu program widowiska.

Nadir znalazł zaznaczone na biletach miejsca i rodzina rozsiadła się na wygodnych, obitych czerwoną tkaniną fotelach. Fatma z Sarą zaczęły przeglądać program i pokazywać sobie nawzajem interesujące je zdjęcia: elastyczną kobietę gumę z wygiętym do granic możliwości kręgosłupem, parę artystów wykonujących powietrzne akrobacje na przyczepionych do sufitu linach, mężczyznę popisującego się zdolnością utrzymania balansu na ustawionych jeden na drugim różnych chwiejnych przedmiotach oraz naturalnej wielkości kukłę słonia afrykańskiego i małą kukłę słoniątka, ponieważ Cirque du Soleil szczyci się tym, że w swoich przedstawieniach nie wykorzystuje żywych zwierząt.

Po paru minutach zgasło światło i zaczęło się przedstawienie. Joanna oglądała je z dużym dystansem.

Życie… Jak scena… Teatru, cyrku… Płaczemy podczas dramatów i śmiejemy się na komediach. Wciągamy się w farsy rzeczywistości. Losujemy fałszywą kartę przeświadczeni, że mamy dżokera. Żonglujemy piłeczkami uciech, stopniowo zwiększając ich liczbę, przekonani, że żadna nie spadnie. Jak człowiek guma przyjmujemy najwymyślniejsze pozycje, wierząc, że wszystko nam wolno. W podniebnych akrobacjach nastawiamy się na śmiertelne niebezpieczeństwo. Narażamy się w akrobatycznych skokach i saltach. Podrzucamy na trampolinie marionetki fikające koziołki. Przebieramy się za klaunów z przerysowanymi, czerwonymi, uśmiechniętymi ustami i beznadziejnie smutnymi oczami. Wyciągamy z kapelusza królika, którego dawno już nie ma. A czasem robimy z siebie błaznów.

W pewnym momencie prowadzący przedstawienie zaczął chodzić wśród publiczności i szukać chętnego do wejścia na scenę i wciągnięcia się w jego grę. Zaczepiał kolejnych widzów i wykorzystując swój kunszt aktorski, przekonywał, prosił, mamił. Kolejne osoby odmawiały, więc artysta z większą intensywnością zaczął używać swoich trików, żeby ktoś wreszcie się zgodził. W końcu jeden z siedzących na widowni chłopców uległ jego perswazjom i poszedł za nim. Zadowolony z siebie komik poprosił widzów o oklaski. Zabrzmiały głucho, jak wymuszony przez zadufanego w sobie artystę aplauz.

– Jak masz na imię? – zapytał komik, kiedy weszli na scenę.

– Fajsal.

– Ile masz lat?

– Dwanaście.

– Teraz Fajsal będzie naszą gwiazdą! – krzyknął komik, podnosząc w górę rękę chłopca.

Potem artysta instruował go, co powinien robić, a ten, idąc za jego wskazówkami, przybierał głupie miny i pozy, próbował żonglować piłkami, robić triki z kartami, wykonywać sztuczki iluzjonistów i naśladować akrobatów. Widownia miała ubaw i z artysty, i z chłopca. Śmiała się z ich nieudolnych sztuczek i niezdarnych wygibasów.

Na koniec komik podziękował Fajsalowi i poprosił publiczność o brawa. Przy głośnych oklaskach artysta, ciągnąc za sobą Fajsala, kłaniał się nisko w pas. Przed zejściem ze sceny chłopiec w nagrodę dostał plakat cyrku.

Joannę znużył ten wieczór. Ta scena, wysiłki artystów, żeby rozbawić publiczność, migające światła, głośna muzyka, kolorowe kostiumy, sztuczki cyrkowe zabierające widzów w przelotny świat iluzji – to wszystko sprawiło, że nagle całą sobą zaczęła tęsknić za Richardem. Z nim wszystko było takie inne… Takie niepowtarzalne… Takie głębokie… I takie… Prawdziwe…

Przypomniała sobie ich pełne zadumy zwiedzanie balijskich i jawajskich świątyń. Położoną wśród zielonych gór i wzgórz buddyjską świątynię Borobudur, w której zbudowane ze skał wulkanicznych stupy stanowiły materialny symbol doskonałego oświecenia. Wzniesiony na planie mandali hinduistyczny zespół świątynny Prambanan z pięknymi posągami bóstw i wspaniałymi świątyniami, które zwracały oczy i myśli zwiedzających ku niebu. Wydobywającą się z kipieli morskiej balijską Pura Tanah Lot, którą hinduistyczny mnich zbudował jako oddanie czci Absolutowi. A tutaj…

Po finałowej scenie, w której wzięli udział wszyscy występujący artyści oraz kukły słoni, publiczność zaczęła się rozchodzić.

– Ja już muszę pędzić, bo jestem umówiony z kolegami. – Nadir szybko oddalił się od rodziny.

Fatma z Sarą na gorąco dzieliły się wrażeniami po przedstawieniu, a Ali był zajęty odpisywaniem na przychodzące do niego wiadomości. Rodzina wyszła na zewnątrz i od razu podjechały po nią dwa samochody.

– Zamówiłeś dwóch naszych kierowców? – zdziwiła się Joanna.

– Mam jeszcze coś do załatwienia. – Ali zniknął w pierwszym samochodzie, który szybko odjechał.

Joanna z córkami wsiadła do drugiego pojazdu. Poczuła się strasznie samotna. Musiała włożyć dużo wysiłku w to, żeby córki nie zorientowały się, jak fatalnie się czuje. Na szczęście zajęte były wybieraniem filmu, który chciały obejrzeć po powrocie do domu. Joanna przez całą drogę z trudem powstrzymywała cisnące się do jej oczu gorzkie łzy.

– Słuchajcie, ja muszę się położyć, bo boli mnie głowa – zwróciła się do córek z wymuszonym uśmiechem, gdy tylko weszły do rezydencji.

– Bardzo, mamo? – Sara się zaniepokoiła.

– Nie, to nic takiego, po prostu tam było za głośno. Powiedzcie Barti, żeby przygotowała wam coś do jedzenia. Barti! Barti! – Odwróciła się, aby zawołać służącą, a tak naprawdę po to, żeby córki nie dostrzegły jej mokrych oczu. – Dobranoc, kochane – powiedziała i pospiesznie udała się w stronę schodów, które prowadziły na piętro, do jej sypialni.

– Dobranoc, mamusiu! – krzyknęła za nią Sara.

– Dobranoc, mamo! – zawtórowała jej Fatma.

W sypialni rozgoryczona i osamotniona Joanna rzuciła się ze szlochem na łóżko.

Kochany… Mój najdroższy… Gdzie jesteś?, wołało w rozpaczy jej serce. Gdybyś teraz był tu przy mnie…, koszmarny ból przeszył jej całe ciało.

Nie wyobrażała sobie, jak da radę dalej chodzić, mówić, żyć. Bo straciła swoją jedyną, prawdziwą miłość.

Miłość mocną, wszechmocną, wulkanem wybuchłą, namiętnością rozkwitłą, magią zaczarowaną, złączeniem dusz przypieczętowaną. I już jej nie było.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

PEŁNY SPIS TREŚCI:

Rozdział I. Stracona miłość

Rozdział II. Małżeński gwałt

Rozdział III. Szloch tęsknoty

Rozdział IV. Damsko-męskie

Rozdział V. Wołanie miłości

Rozdział VI. Rozkosze raju

Rozdział VII. Wieczna kobiecość

Rozdział VIII. Zgubna miłość

Rozdział IX. Sekrety joni

Rozdział X. Pura Besakih

Rozdział XI. Radość życia

Rozdział XII. Czarne nietoperze

Rozdział XIII. Czar wesela

Rozdział XIV. W imię miłości

1 Zajid ibn Sultan al-Nahajjan (zm. 2004) – pierwszy w historii prezydent Zjednoczonych Emiratów Arabskich; panował w latach 1971–2004.

2 Muhammad ibn Zajid al-Nahajjan – książę, syn Zajida ibn Sultana al-Nahajjana, następca tronu emira Abu Zabi. Słowo „brat” jest używane w retoryce arabskiej dla określenia bliskich osób i nie zawsze oznacza rzeczywiste pokrewieństwo.

3 Kandura (arab.); też: diszdasza (arab.) – tradycyjny ubiór męski przypominający luźną koszulę do ziemi, z długimi rękawami, najczęściej w kolorze białym, noszony przez mężczyzn w krajach Zatoki Perskiej.

4 Hamdanija – tradycyjne męskie nakrycie głowy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich; kwadratowy kawałek materiału, najczęściej biały, zawiązany wokół głowy. Noszony w mniej oficjalnych okolicznościach.

5 Ghutra (arab.); też: kefija – tradycyjne arabskie, męskie nakrycie głowy. Kwadratowy kawałek materiału złożony i zawiązany wokół głowy.

6 Agal (arab. iqal) – krążek w formie skręconego powrozu, który podtrzymuje ghutrę. Najczęściej w kolorze czarnym.

7 Halal (arab.) – określenie odnoszące się do wszystkiego, co jest dozwolone według reguł prawa muzułmańskiego.

8 Saluna (arab.) – klasyczny arabski gulasz na bazie bogato przyprawionego rosołu ze smażoną cebulą, czosnkiem, imbirem i warzywami. Głównym jego składnikiem w kosmosie była jagnięcina, ale może to być też kurczak, wołowina lub ryby, a u Beduinów mięso wielbłąda albo kozy. Podaje się go z ryżem lub chlebem.

9 Madruba (arab.) – jedna z najbardziej popularnych dubajskich potraw, przygotowywana z ryżu, pomidorów, czosnku, cebuli, jogurtu i przypraw. W kosmosie jej głównym składnikiem była ryba w soli, ale może to być również kurczak, jagnięcina lub kruszone ziarna. W ostatnim etapie przygotowywania składniki są ubijane razem, tworząc gładki zacier.

10 Balalit (arab.) – słodko-słone danie popularne w krajach Zatoki Perskiej. Składa się z wermiszelu (bardzo cienki makaron) doprawionego cukrem, kardamonem, szafranem i wodą różaną. Na wierzch kładziony jest posolony omlet z jajek.

11Hello! And welcome on Mars! (ang.) – Cześć! I witam na Marsie!

12 Laila Shukri, Perska zmysłowość, Prószyński Media, Warszawa 2019, str. 159.

13 Laila Shukri, Perska nienawiść, Prószyński Media, Warszawa 2018, str. 160–161.

14 Dżabir III al-Ahmad al-Dżabir as-Sabah (Dżabir as-Sabah, 1926–2006) – emir Kuwejtu w latach 1977–2006.