Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pielęgniarka onkologiczna Leigh Weston przeprowadza się do Carrington w Karolinie Północnej i podejmuje pracę na oddziale ratunkowym miejscowego szpitala z nadzieją, że zostawi za sobą wstrząsające przeżycia związane z obsesyjnym pacjentem. Gdy ktoś psuje hamulce w jej samochodzie, dopada ją obawa, że prześladowca ją odnalazł. Zwraca się więc o pomoc do kolegi ze szkolnych lat, Ryana Parkera, detektywa z wydziału zabójstw.
Ryan czerpie satysfakcję ze swojej pracy zawodowej, jednak najbardziej spełnia się jako wolontariusz w grupie nurków wspomagającej biuro szeryfa hrabstwa Carrington. Kiedy w jeziorze Porter zostaje znalezione ciało bogatego biznesmena, a śledztwo wykazuje przerażające powiązania podejrzanego z Leigh Weston, ona i Parker stają w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 408
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Podziękowania
Szczególne podziękowania kieruję do Jennifer Huggins Bayne – mojej siostry i ulubionej pielęgniarki, która na tak wiele sposobów stała się inspiracją dla Leigh. Leigh jest jak Ty. Ma Twoją serdeczność, Twoją wytrwałość, by chronić pacjentów i stawać za nimi murem, Twoją siłę, Twój upór. Mam nadzieję, że jesteś z niej dumna. Żadna ze scen medycznych w tej książce nie byłaby nawet zbliżona do rzeczywistości, gdyby nie Twoje rady i wiedza. Dziękuję za odpowiadanie na setki wiadomości z pytaniami o leki, pracę pielęgniarki i procedury szpitalne. Jestem szczęściarą, że mam taką siostrę i przyjaciółkę.
Do Angel Glover – za dzielenie się doświadczeniem i pomoc w odnalezieniu złożoności, której bez Twojego wkładu brakowało Leigh.
Do sierżanta Chrisa Hammetta – za wskazówki związane z życiem detektywa z wydziału zabójstw. Dziękuję za godziny, które spędziłeś na objaśnianiu mi procedur policyjnych oraz dzieleniu się prawdziwymi przykładami tego, jak wygląda taka praca na co dzień. Ryan, Gabe oraz Anissa noszą ślady Twoich opowieści.
Do Mike’a Berry’ego, głównego śledczego z zespołu nurków (UCIDiver.com) – za odpowiedzi na wiele moich pytań o procedury stosowane w pracy nurków oraz zasady, jakimi kierują się oni w Carrington w pierwszej scenie. Dziękuję za chęć dzielenia się osobistym doświadczeniem wydobywania ciał oraz za opowieści o tym, jak wyglądają one po przebywaniu w wodzie. Wszelkie błędy dotyczące nurkowania i procedur w śledztwach związanych z wodą są z mojej winy.
Do detektywa Tima Martina – za przybliżenie tematu dochodzeń w sprawach przestępstw gospodarczych oraz pomoc w urealnieniu postaci Adama.
Do Daniela Fetterolfa – za życzliwą pomoc w wyszukiwaniu źródeł, jakie były mi potrzebne, aby napisać tę historię.
Do Keitha i Beth Beutlerów – za pomoc w wyjaśnieniu, jak można popsuć czyjeś hamulce.
Do Josha Moulina, eksperta do spraw cyberbezpieczeństwa (JoshMoulin.com) – za pomoc w zrozumieniu, jak nierealna była moja pierwotna wersja Sabriny, i za uczynienie tej bohaterki bardziej wiarygodną, mimo iż moja znajomość cyberbezpieczeństwa oraz informatyki śledczej jest minimalna. Wszystkie błędy i niewłaściwe interpretacje w tej dziedzinie są moje.
Do mojej grupy krytyków – za burzę mózgów związaną z tą serią. Wątki i bohaterowie są bogatsi dzięki Wam.
Do moich sióstr z The Light Brigade – byłyście ze mną od początku. Wasze modlitwy, miłość i wsparcie są zawsze nie dalej niż o jedną wiadomość na Facebooku i jestem za Was niezmiernie wdzięczna.
Do Lynette Eason – za wiarę we mnie i bycie mentorką w czasie tej podróży. Nie mam pojęcia, jak mogłabym to zrobić bez Ciebie!
Do Tameli Hancock Murray – najcierpliwszej i najbardziej wyrozumiałej agentki na świecie. Dziękuję za prowadzenie, zachęty i mądrość.
Do Andrei Doering – za szansę napisania tej serii.
Do Sandry Blackburn – za bycie najbardziej wspierającą teściową, jaką można mieć, oraz za chęć pomocy we wszelkich sprawach.
Do Kena i Susan Hugginsów – za bycie rodzicami, którzy nauczyli mnie ciężko pracować i kochać książki, oraz za obecność przy mnie, kiedy tylko tego potrzebuję. Czyli zawsze!
Do Emmy, Jamesa i Drew – za radość z każdej nowo wydanej książki i za to, że mój prawdziwy świat dzięki Wam jest ciekawszy, niż mogłabym sobie wymyślić.
Do Briana – bez Ciebie nie byłoby powieści z moim nazwiskiem. Moja wyobraźnia nigdy nie wzbiłaby się na wyżyny bez zachęty z Twojej strony oraz bez Twojego nieustannego wsparcia i miłości.
Do mojego Zbawcy – najlepszego Pisarza – za to, że pozwalasz mi pisać dla Ciebie.
1
Detektyw wydziału zabójstw, Ryan Parker, pokazał uniesione kciuki swojemu partnerowi w nurkowaniu, Gabe’owi Chavezowi, który był równocześnie jego kolegą z pracy. Gabe odpowiedział tym samym, po czym powoli zaczęli schodzić pod wodę, na dno jeziora Porter. Ryan oddychał wolno i równo. W przeciwieństwie do niektórych osób, które podczas nurkowania doświadczały klaustrofobii, uwielbiał być otoczony wodą. Zatrzymał się na moment, by wyrównać ciśnienie w uszach i upewnić się, że Gabe zrobił to samo.
Minęło już zbyt wiele czasu, odkąd nurkował po raz ostatni. Zbyt wiele dni upłynęło od tych chwil, gdy potrafił zupełnie odciąć się od świata zewnętrznego i wszystkich rozproszeń z nim związanych. Pod powierzchnią jego uwaga nie była niczym rozproszona. Nie dzwoniły żadne telefony. Nie buczały syreny. Na jego ramię nie płynęły łzy z twarzyczek o wiele za młodych, by musiały sobie radzić z porzuceniem, z poczuciem, że do niczego się nie nadają… Nie. Nie chciał o tym myśleć. Nie dzisiaj.
Obok jego ramienia przepłynęła ryba. A potem kolejna…
Nie każdy mógł spędzić swój wolny dzień, pływając w naturalnym akwarium. Z technicznego punktu widzenia nie miał wolnego. Był w gotowości do wezwania do poniedziałku rano, jednak nie mógł się oprzeć okazji do nurkowania. Najbardziej zwariowane rzeczy i tak działy się w nocy. Teraz było tak spokojnie, jak tylko mogło być w sobotę na dyżurze, nawet jeśli byli w trakcie ćwiczeń.
– Jesteście strasznie cicho. Wszystko gra? – przerwał jego myśli głos Anissy Bell, detektywa z wydziału zabójstw.
Kobieta bardzo poważnie traktowała swoją rolę kapitana zespołu nurków biura szeryfa hrabstwa Carrington. Ryan doceniał najnowocześniejszy sprzęt, jaki udało jej się zdobyć. Nie podobało mu się tylko gadanie, które zakłóciło mu spokojne zejście pod wodę.
– Jest w porządku – odparł.
– Robimy to w starym stylu – zażartował Gabe.
Anissa nie zaśmiała się z jego żartu. Tych dwoje potrzebowało poradzić sobie z różnicami, jakie ich dzieliły, ale w tej chwili nawet niechęć kobiety wobec Gabe’a nie była w stanie popsuć doskonałego stanu przebywania pod wodą.
– Jaka jest widoczność?
– Kiepska – odpowiedział. – Widzę tylko na kilkadziesiąt centymetrów, i to z oświetleniem.
– Świetnie.
Jedynie Anissa ekscytowała się niezbyt korzystnymi warunkami. Wyobrażał sobie, jak jej jasnobrązowe oczy błyszczą ze szczęścia. Może nawet się uśmiechała. Albo nie.
– Musisz mnie naprawdę nie cierpieć, Bell – stwierdził Gabe.
– Nie jesteśmy w stanie sami wybierać sobie warunków, Chavez – odparła.
Ryan nie mieszał się do ich wymiany zdań. Kobieta miała rację. Na pewno taka sytuacja sprawiała, że trening był bardziej realistyczny, jednak równocześnie nie dziwił się niezadowoleniu Gabe’a.
Ekipa nurków składała się z oficerów z różnych wydziałów. Wszyscy mieli doświadczenie w schodzeniu pod wodę i zgłosili się, aby być w gotowości do akcji ratunkowych, śledztw wymagających nurkowania oraz wyławiania dowodów. Trenowali przynajmniej raz w miesiącu, a do dzisiejszych ćwiczeń wybrali jedną z głębszych części jeziora, którą przeskanowali za pomocą sonaru bocznego w poszukiwaniu czegoś ciekawego, co można by wydobyć. Znaleźli miejsce, gdzie znajdowało się pełno śmieci – coś prostokątnego i kilka okrągłych przedmiotów, które mogły być oponami, oraz jakieś rzeczy, których nie potrafili zidentyfikować. Było to jedno z najciekawszych składowisk, jakie do tej pory odkryli w czasie ćwiczeń. Oznaczyli je więcierzem na kraby, po czym założyli stroje do nurkowania.
Ryan zwracał uwagę na głębokość, kiedy schodził w dół wzdłuż liny. Nie chciał uderzyć o dno i sprawić, by śmieci uniosły się w górę.
– Anisso, prawie jesteśmy – zgłosił.
Nigdy nie było wiadomo, co się może wydarzyć podczas treningu. Ryan i jego koledzy często robili zakłady, co znajdą. Zwykle wygrywały stare sprzęty domowe. Od czasu do czasu natrafiali na przypadkowe części samochodowe. Pewnego razu znaleźli nawet coś, co kiedyś stanowiło zawartość garderoby jakiejś dziewczyny, a potem leżało rozłożone na dnie jeziora. Zastanawiał się, jaka historia się za tym kryła.
W większości sytuacji nie spotykali nic szczególnego. Ryan zmuszał się do koncentracji i kierował światło na dno znajdujące się pod nim. Może tym razem trafią na zagubioną obrączkę albo naszyjnik, który mogliby zwrócić właścicielowi. Byłoby miło od czasu do czasu wywołać u kogoś uśmiech.
– Spokojnie – odparła Anissa. Obserwowała wszystko przez kamery, które mieli przymocowane do kasków.
Ryan spojrzał na swój komputer nurkowy. Wysokie ciśnienie. Mnóstwo powietrza. Pozostało jeszcze sporo światła dziennego. Bezproblemowe wynurzenie będzie przyjemnością, a jeśli dobrzy obywatele hrabstwa Carrington nie popełnią żadnych przestępstw, może uda mu się dzisiaj po południu zanurkować wyłącznie dla frajdy. Po drugiej stronie jeziora znajdowało się wspaniałe miejsce do nurkowania rekreacyjnego. Kilka jaskiń, parę starych łódek, nawet pozostałości dawnej miejscowości, która znalazła się pod wodą, gdy osiemdziesiąt lat temu zalano te tereny, aby stworzyć tu sztuczny zbiornik. Będzie musiał jedynie dowiedzieć się, czy jego partner zechciałby…
Co…? Pod nim ukazał się jakiś obiekt. Ryan ledwo zdążył się zatrzymać, aby nie wpłynąć w masę unoszącą się ponad dnem jeziora.
– Mam tu coś, Gabe – powiedział.
Mężczyzna podpłynął bliżej i skierował swoją latarkę w to samo miejsce, co Ryan.
– Czy to…?
Ryan poczuł gulę w gardle.
– Anisso, jesteś tam?
Widoczność była minimalna, ale był w stanie dostrzec ciężary i łańcuchy. Więcej, niż potrzeba, aby obciążyć ciało, wokół którego zostały owinięte. Szczerze mówiąc, były to pozostałości ciała. Ktokolwiek porzucił zwłoki, chciał mieć pewność, że nikt ich nie znajdzie ani nie dowie się, kto to był, ponieważ mimo kiepskiej widoczności dało się zauważyć, że brakowało dłoni. I głowy.
Gwałtowne pukanie do drzwi przerwało spokojny poranek Leigh Weston. Kobieta bezskutecznie próbowała powstrzymać krzyk, który wydobył się z jej ust.
– Leigh, wszystko w porządku?
Znała ten głos. Ulga zmieszała się w niej z zawstydzeniem. Co się z nią działo? Nie miała się czego bać. Już nie. Na chwilę oparła się o szafkę kuchenną.
– Leigh? Jeśli nie otworzysz drzwi, wyważę je.
– Jest okej – zawołała. Usiłowała sprawić, by nogi poprowadziły ją do przodu, a zaczerwienienie ustąpiło z jej twarzy.
Otworzyła. Tuż przed nią stał Ryan Parker. Był nachylony w jej kierunku i nerwowo zacierał dłonie. Kobieta nie wątpiła, że nie żartował, mówiąc o wyważeniu drzwi. Doceniała jego opiekuńczą odpowiedź, ale co ten mężczyzna w ogóle robił na jej ganku… w mokrym kombinezonie?
– Co się dzieje? – spytała.
– Leigh, dlaczego krzyknęłaś? – równocześnie odezwał się Ryan.
– Ty pierwszy – zaproponowała.
Spojrzał na nią z zatroskaniem, po czym powiedział:
– Trening ekipy nurków.
– Zapomniałeś ubrania?
Przebłysk uśmiechu. Co za mężczyzna… wysoki, ciemnowłosy… złowieszczy.
– Wracam tam później. Dlaczego krzyknęłaś?
Nie uzyska żadnych odpowiedzi, dopóki sama nie da mu przynajmniej jednej.
– Nie spodziewałam się nikogo. Przestraszyłeś mnie.
– Brzmiało to bardziej jak przerażenie niż zaskoczenie.
– Czy jesteś teraz ekspertem od krzyków?
– Coś w tym rodzaju.
Nie chciała się tłumaczyć. Jej koszmary z przeszłości należały wyłącznie do niej. On nie musiał wiedzieć, że…
– Przepraszam, że cię wystraszyłem – dodał. – Mieliśmy ćwiczenia niedaleko stąd. Natrafiłem na coś…
Zauważyła, jak zawahał się nad kolejnym słowem. Cokolwiek chciał powiedzieć, musiało to być coś złego.
– Będziemy musieli spędzić trochę więcej czasu z tej strony jeziora i chciałem się upewnić, czy moglibyśmy korzystać z twojego pomostu.
– Oczywiście. Nie musiałeś nawet pytać.
Uśmiechnął się szeroko. Ten uśmiech doprowadzał niemal do omdlenia niejedną kobietę, łącznie z nią.
– Wiedziałem, że tak powiesz. – Spojrzał za jej ramię. Odwróciła się i podążyła za jego wzrokiem. Przez okno salonu zauważyła przynajmniej czterech policjantów przechadzających się po pomoście i dwie łódki przycumowane po każdej stronie. – A moglibyśmy skorzystać z twojego podjazdu? Nie wszyscy przypłyną łódkami – stwierdził Ryan. – Nie powinno to potrwać dłużej niż parę dni, jednak wszystko może się przeciągnąć w czasie, jeśli pojawi się więcej dowodów.
Policjanci otoczą jej dom? Wspaniale. Leigh próbowała zachować spokój.
– Nie będzie problemu. Zawsze z chęcią pomogę najlepszej ekipie w Carrington.
– Obiecuję, że zabierzemy się stąd jak najszybciej.
– Nie! – odparła, prawie krzycząc. Tak właśnie wyrażał się jej spokój i opanowanie. – To nie problem. Zostańcie tak długo, jak trzeba.
Nie podobał jej się sposób, w jaki Ryan na nią patrzył. Czy zdradziła więcej, niż zamierzała?
– Doceniam to, droga pani – powiedział żartobliwie, uchylając rondo wyobrażonego kapelusza.
Do uszu kobiety dobiegł dźwięk helikoptera.
– Nie zamierzacie chyba wylądować śmigłowcem tutaj, w ogrodzie?
– Nie – odpowiedział, marszcząc brwi. – I o to mi właśnie chodziło. – Wyszedł za drzwi, zszedł po schodach i na trawnik przed domem i osłaniając oczy, popatrzył w górę.
Leigh nie mogła się pohamować, by za nim nie pójść. Miał rację. Helikopter lokalnej stacji telewizyjnej krążył nieprzyjemnie nisko. Skinęła w jego stronę.
– Powiesz mi, co znaleźliście w jeziorze, czy muszę poczekać, aż mój dom będzie pokazywany w wieczornych wiadomościach?
– Jestem zaskoczony, że zajęło im to tak długo. – Ryan popatrzył na nią z zakłopotaniem. – Natrafiliśmy na ciało.
Coś w sposobie, w jaki to wypowiedział, przyprawiło ją o dreszcz.
– Mówiąc: „natrafiliśmy”, masz na myśli: „natrafiłem”, prawda?
Szybkie skinienie głową potwierdziło jej podejrzenia.
Nie była w stanie sobie wyobrazić, jak to musi być. Sama spędziła znaczną ilość czasu przy umierających i zmarłych, ale to nie oznaczało, że kiedykolwiek chciała, pływając, natknąć się na zwłoki na dnie jeziora.
– To okropne – stwierdziła. – Przykro mi.
– Na pewno nie było to najprzyjemniejsze nurkowanie – przyznał. – Ale nie współczuj mi. To dobrze. Aż do dzisiejszego poranka nie zdawaliśmy sobie sprawy, że mamy problem. Teraz wiemy, że gdzieś tu jest morderca. Nie zgłaszano zaginięcia nikogo, kto nawet w najmniejszym stopniu pasowałby do tego opisu, jaki mamy. Myślę, że ten facet prawdopodobnie nie był stąd. Nie cierpię myśleć, że gdzieś tam jest kochająca osoba, która zastanawia się, dlaczego ten ktoś nie wrócił do domu. Przynajmniej będziemy mogli dać jej jakieś wyjaśnienie. Nikt nie zasługuje na śmierć w zapomnieniu.
Ruszył w kierunku podjazdu i ścieżki, która prowadziła stamtąd na pomost.
– Dziękuję, Ryan – powiedziała.
Odwrócił się do niej.
– Za co? Za zrujnowanie twojego sobotniego poranka i wtargnięcie na twoją posesję?
– Nie, za troskę.
Otworzył szerzej oczy i przestąpił z nogi na nogę.
– To nic takiego. Muszę iść.
Tym razem oddalił się, nie dając jej szansy na odpowiedź. Kto by pomyślał, że komplement sprawi, iż Ryan Parker będzie uciekał w poszukiwaniu schronienia?
2
– Zgodziła się, żebyśmy tu byli? – spytała Anissa, kiedy tylko Ryan wrócił na pomost.
– Oczywiście. Żadnych problemów.
– Dobrze. Skąd się znacie?
– Dorastała w tym domu. Jej brat, Kirk, jest jednym z moich najbliższych przyjaciół. Byliśmy razem w klasie. Ona o parę lat niżej.
Mężczyzna zignorował wymowne spojrzenie Anissy. Między nim a Leigh nie było nigdy żadnych romantycznych uczuć. Podejrzewał, że Leigh nie wiedziała, iż Kirk oznajmił wszystkim, aby nawet nie próbowali się zbliżać do jego siostry.
– Ona jest pielęgniarką, prawda? W jaki sposób stać ją na mieszkanie tutaj? – Anissa odwróciła się, stojąc na pomoście. To był piękny dom na wspaniałej działce tuż przy jeziorze.
– Wykwalifikowaną pielęgniarką. I nie jest naszą podejrzaną.
– Nie mówię, że jest, po prostu pytam.
Denerwowało go, że Anissa jest taka logiczna, jednak nie znała Leigh i jej pytanie było słuszne.
– Jej ojciec był prawnikiem, a potem sędzią tu, w mieście. Obydwoje rodzice mieli już po czterdziestce, kiedy zdecydowali się na adopcję. Kirka z Boliwii, a Leigh z Chin.
– Był?
– Pan Weston zmarł pięć lat temu. Atak serca – wyjaśnił. – Pani Weston w zeszłym roku na raka.
– Leigh mieszka sama?
– Tak podejrzewam. Nie słyszałem, żeby miała jakiegoś lokatora. Wprowadziła się w okolicach Bożego Narodzenia. Kirk zadzwonił i poprosił, abym na nią zwracał uwagę. – Leigh prawdopodobnie o tym również nie wiedziała. Ani o tym, że jej brat powiedział Ryanowi o prześladowcy, z którego powodu przeniosła się z powrotem do Carrington.
Anissa skinęła głową.
– Jak myślisz, jak dobrze zna się na monitoringu, który tu jest zainstalowany?
Biorąc pod uwagę jej motywację do przeprowadzki, pewnie dobrze.
– Dlaczego pytasz?
– Wygląda na to, że kilka kamer jest skierowanych w tamtą stronę. Zastanawiam się, czy są w stanie odnotować łódkę na jeziorze.
– To mało prawdopodobne – odparł.
– Wiem.
– Co się z tobą dzieje? Poszukujesz najmniej możliwych opcji, a nie sprawdziliśmy nawet tych najbardziej logicznych. Nie podoba ci się, że to mnie kapitan Mitchell dał tę sprawę?
Był na dyżurze, więc i tak ta sprawa powinna należeć do niego, jednak ostatnio przypadło mu w udziale kilka największych śledztw i pojawiły się spekulacje, że kolejnym poważnym dochodzeniem powinna pokierować Anissa.
– Nie. Zupełnie nie. – Szybkie zaprzeczenie z jej strony wydawało się szczere. – Zajmę się częścią podwodną śledztwa, a resztę zostawię tobie. Tylko…
– Tylko co?
Westchnęła.
– Wygląda na to, że ta sprawa może szybko ucichnąć.
Najeżył się, słysząc te słowa. Było zbyt wcześnie na takie komentarze. Znaleźli ciało dopiero parę godzin temu.
– Znajdziemy zabójcę. – Musiał w to wierzyć.
Anissa nie odpowiedziała. Zerknęła na zegarek, po czym utkwiła wzrok w jeziorze.
– Kto jest teraz pod wodą? – spytał.
– Adam i Lane. Wkrótce powinni się wynurzyć.
– Natknęli się na coś jeszcze?
Znaleziono już obciążniki, łańcuchy i kawałek płyty pilśniowej, wszystkie rzeczy, które mogły służyć do porzucenia ciała.
Twarz kobiety sposępniała.
– Nie.
Śmigłowiec wykonał kilka okrążeń wokół jeziora. Prawdopodobnie ekipa telewizyjna potrzebowała paru ujęć do dzisiejszych wiadomości albo nadawali na żywo. Policjantka próbowała to ignorować, kiedy czekała, aż Adam i Lane pojawią się na powierzchni.
Potrwało dłuższą chwilę, zanim wyciągnięto ciało. Podnoszenie zwłok z takiej głębokości było czymś, co wszyscy ćwiczyli, jednak nigdy nie robili tego naprawdę. Trening i trzymanie się procedur opłaciły się. Wydobycie przebiegło sprawnie i bezpiecznie.
Zwłoki były pozbawione nie tylko głowy i dłoni, ale także stóp. Głębokość i niska temperatura wody w jeziorze spowolniły rozkład, ale specjalistka medycyny sądowej, doktor Sharon Oliver, zamierzała sprowadzić do pomocy antropolożkę kryminalną, aby przyjechała w poniedziałek i dokładnie zbadała ciało. Dobra wiadomość była taka, że Ryan lubił tę specjalistkę. Była błyskotliwą kobietą, która świetnie współpracowała z biurem szeryfa. Zła wiadomość to fakt, iż co najmniej do poniedziałku rano nie będzie możliwa żadna identyfikacja.
Adam i Lane wypłynęli na powierzchnię i cała grupa zebrała się na końcu pomostu Leigh.
– Co musimy zrobić, żeby ten śmigłowiec sobie poleciał? – rzucił Gabe.
Ryan poklepał go po ramieniu.
– Po prostu patrz w dół.
Gabe nie znosił, gdy ktoś robił mu zdjęcia. Tak się działo z ludźmi, którzy kiedykolwiek pracowali pod przykrywką.
– Dobrze. – Spojrzał na pomost. – Mogę zejść na dół, ale nie jestem pewny, czy znajdziemy resztę tego faceta. Po co odcinać mu kończyny, żeby wyrzucić je w pobliżu? – powiedział mężczyzna. – Morderca pozbył się ich gdzie indziej.
– Albo sobie zostawił – stwierdził Adam.
Grupa wydała z siebie zbiorowe jęknięcie.
– Co? – Detektyw śledczy zajmujący się przestępstwami gospodarczymi, Adam Campbell, nie miał zamiaru się poddawać. – Może nie chcecie tego powiedzieć na głos, ale ja wiem. – Uniósł rękę w kierunku Anissy, która zamierzała mu przerwać. – Wiem, że nie mamy jeszcze żadnych dowodów. Ale jeśli ktoś zadaje sobie trud i odcina wszystko, a potem wyrzuca zwłoki z takimi obciążnikami w jedno z najgłębszych miejsc na jeziorze, to wymaga planowania. Nie możemy wykluczyć możliwości, że morderca jest zbieraczem.
Nikt się z tym nie sprzeczał. Ponieważ nikt nie był w stanie. Nie trzeba było śledczego z FBI, aby wiedzieć, że ktokolwiek to zrobił, był poważnie zaburzony. Ale kolekcjoner? Czy mogli mieć seryjnego zabójcę na wolności w Karolinie Północnej?
– To mógł być gang – odezwał się Gabe. – Myślę przynajmniej o trzech, które mogłyby stać za czymś takim. Chociaż nie sądzę, że pojawiły się w Carrington.
Okrutny gang albo seryjny morderca? Oznaczało to, że w mieście działo się coś złego. Ryan powstrzymał napływ myśli. To były jedynie hipotezy. Wymagały dowodów.
– Zacznijmy od faktów i idźmy tam, dokąd nas poprowadzą. – Mówiąc, patrzył po kolei na wszystkie osoby w grupie. – Sprawdzimy wszystkie możliwości. Teraz skończmy obszary, które wcześniej wyznaczyliśmy. Nie chcę, żeby się potem okazało, że była tam jakaś poszlaka, którą przegapiliśmy.
Narada się zakończyła, a Ryan i Gabe przygotowywali się do zejścia na dół.
– Co u Leigh? – spytał Gabe.
– Dobrze. – Sprawdził manometry na butlach.
– Tak myślałem – mruknął pod nosem mężczyzna.
– Zaczekaj. Skąd znasz Leigh?
– Gdzieś tam ją widziałem.
– Ale gdzie?
– Na pogotowiu, w kościele. Jest piękna. Szczególnie jeśli lubisz dziewczyny z długimi, czarnymi włosami, które poruszają się z pewnością siebie i wdziękiem, tak jak ona. Parę razy mnie opatrywała. Ma delikatne dłonie.
Ryan nie odpowiedział.
– Twoje milczenie sugeruje, że nie tylko się ze mną zgadzasz, ale i nie chcesz, żebym w ogóle o tym mówił.
– To młodsza siostra mojego najlepszego kolegi.
– To siostra Kirka. Jest już dorosła i jestem pewien, że sama potrafi podejmować decyzje. Mogę się założyć, że on chciałby mieć takiego szwagra jak ty. – Gabe zaśmiał się z własnego żartu, zakładając maskę na twarz.
Ryan próbował się skupić na swojej rutynie przed wejściem do wody. Nurkowanie było świetne, ale była to równocześnie poważna sprawa. Nie mógł się rozpraszać myślami o brązowych oczach i kształtnych ustach Leigh… Nie, nie, nie. Nie zmierzał w tamtym kierunku. Nie z młodszą siostrą Kirka. Z nikim. Stawiał czoła różnym niebezpieczeństwom – nurkowaniu, rozwiązywaniu zagadek kryminalnych, opiece nad siostrzeńcem i siostrzenicą – wszystkie groźne i warte podejmowania ryzyka, ale żadnych związków. Nie. Absolutnie. To było coś, od czego chciał się trzymać jak najdalej.
Wziął powolny oddech i zanurzył się w jeziorze. Nie spodziewał się, że cokolwiek znajdzie, ale powaga sytuacji wymagała, by się postarać. Gdzieś tam ktoś zastanawiał się, co dzieje się z tym człowiekiem. Mogli przynajmniej poszukać reszty jego szczątków.
Leigh jedną ręką podtrzymywała tacę z kanapkami, a drugą sięgnęła po dwie paczki chipsów z kuchennego blatu. Żałosny poczęstunek, ale było to wszystko, co miała. Nie spodziewała się przecież dzisiaj goszczenia grupy policjantów. Miała jedynie nadzieję, że nastroje po skromnym posiłku poprawi dobry deser.
Normalnie nie miałaby nawet tyle jedzenia, gdyby nie planowała przygotowania czegoś dla swoich współpracowników. Większość z nich przynosiła z domu kanapki na dwunastogodzinne zmiany na oddziale ratunkowym, a było miło mieć w pokoju socjalnym coś, co można było przekąsić, kiedy biegało się z jednej sali do kolejnej.
Szła powoli przez trawnik w kierunku pomostu. Mogłaby przejść tą ścieżką z zamkniętymi oczami, ale znając jej szczęście, dziś pewnie by się przewróciła. W pobliżu Ryana Parkera zachowywała się zawsze niezdarnie i jeśli dzisiejszy poranek miał coś pokazać, to jedynie to potwierdził.
Dlaczego faceci stawali się z wiekiem jeszcze przystojniejsi? To nie było fair. Ryan był uroczy jako chłopiec. Ale jako mężczyzna był… Odczuła ściśnięcie w żołądku. Nie chodziło jedynie o jego twarz czy budowę ciała, chociaż i tutaj nie można mu było niczego zarzucić. W przypadku Ryana zawsze podobała się jej jego osobowość. Ekspresyjność. Jego śmiech. Ile nocy przesiedziała w ciemności, słuchając, jak on i Kirk żartują w pokoju obok? Wiedziała o Ryanie więcej, niż mogło mu się wydawać.
Skupiła myśli na chwili obecnej. Warto było wracać do wspomnień, ale żyła przecież w realnym świecie. A w tym realnym świecie faceci tacy jak Ryan Parker nie doczekiwali do trzydziestki, nie żeniąc się, chyba że mieli problemy z poważnymi zobowiązaniami. Nie było to jednak ważne. Ona nie szukała teraz związku.
Głęboki głos przerwał jej zadumę:
– Pozwól, że ci pomogę.
W ułamku sekundy, kiedy uświadomiła sobie, że to przyjazny głos, inna część jej mózgu z trudem pohamowała krzyk, który stał się jej odruchową reakcją na zaskoczenie. Z jej ust wydobyło się stłumione piśnięcie.
Odczuła gorąco na twarzy i karku. Nigdy wcześniej nie była krzykaczem. I nie piszczała… jakkolwiek to nazwać. Terapeuta powiedział, że to minie z czasem. Kłamca.
Ryan wziął od niej tacę z kanapkami.
– Wszystko w porządku? – spytał cicho.
Leigh zrobiła kilka uspokajających wdechów, po czym skinęła głową.
– Tak.
Mężczyzna odezwał się głośniej.
– Co my tu mamy?
Nie wiedziała, dlaczego nie zadawał tylu pytań co wcześniej, ale cieszyła się, że nie konfrontował się z nią przed swoimi współpracownikami.
– Niewiele. Trochę kanapek. Ser pimento i sałatka z kurczaka.
– Nie musiałaś tego robić.
– Byliście tu cały dzień, a nie widziałam, żeby ktokolwiek z was się stąd ruszał.
– Mamy jakieś przekąski.
– A teraz jeszcze parę kanapek.
Zaśmiał się.
– Gdzie chcesz, żebym to postawił?
Leigh wskazała na stół piknikowy blisko brzegu jeziora.
– Może być tu?
– Pewnie. – Postawił tacę na skraju stołu, a potem wziął od niej chipsy.
– Dzięki. – Odwróciła się, żeby pójść do domu.
– Dokąd uciekasz?
– Nigdzie nie uciekam – odparła. – Chcę przynieść coś jeszcze.
– Pójdę z tobą.
Nie sprzeciwiła się. Może powinna, ale zwykle nie kręciła się sama na zewnątrz. Szczególnie że zapadał zmierzch. Kiedyś tak robiła. Gdy dorastała, przesiadywanie na pomoście po ciemku było jednym z jej ulubionych zajęć. Nasłuchiwała odgłosów nocy – wody obmywającej brzegi jeziora Porter, dźwięków rozmów z pobliskich domów, odległego szumu silników motorówek. Spędzała w taki sposób długie godziny. Marzyła o przyszłości i modliła się nad decyzjami, które miała podejmować. Na pomoście czuła się bliżej Boga niż gdziekolwiek indziej. Nie była pewna, gdzie popełniła błąd, ale gdzieś po drodze On przestał odpowiadać. A może nie udzielał odpowiedzi, skoro ona była zbyt zajęta, by w ogóle mówić? Pomost nie był już jej sanktuarium. Kiedy nie pracowała, spędzała wieczory w domu, za zamkniętymi drzwiami. Z włączonym monitoringiem, działającymi kamerami i naładowaną bronią. Odkąd wprowadziła się tu w grudniu, to był pierwszy raz, gdy przebywała na zewnątrz o tak późnej porze. Zapomniała, jak bardzo jej tego brakowało. Kolejna rzecz, jakiej pozbawił jej prześladowca.
Odsuwała melancholijne wspomnienia jak najdalej od siebie. Może mogłaby skorzystać z obecności policji i spędzić kilka wieczorów na pomoście. Chociaż cały ten „trup w jeziorze” wcale nie sprawiał, że taki scenariusz stałby się prawdopodobny.
– Po co wracamy do domu? – spytał Ryan.
– Po lemoniadę… herbatę… deser.
– Mam wezwać wsparcie?
– Myślę, że sobie poradzimy.
– Skoro tak twierdzisz.
Uśmiechnęła się na myśl o jego sceptycyzmie, kiedy w milczeniu wchodzili pod górę. Starała się wymyślić coś, o czym można porozmawiać. Nie chciała, aby zadał jej jakieś poważne pytania.
– Wróciłeś do Carrington prosto po studiach?
– Tak. Wiedziałem, że tak będzie. Nigdy nie chciałem mieszkać gdzie indziej.
Mogła to rozumieć.
– Jak znalazłaś się w Durham? – spytał.
O jejku…
– Mieliśmy w szkole onkologię – ostrożnie dobierała słowa – i spodobało mi się to bardziej, niż się spodziewałam. Po skończeniu studiów dostałam propozycję pracy i przyjęłam ją. Nie znaczyło to, że nie chciałam mieszkać tutaj. Po prostu praca, jaką chciałam mieć, była tam. Potem zdecydowałam, że wrócę na uczelnię i dokończę studia magisterskie, więc pracowałam i równocześnie studiowałam. Zostałam tam po tym, jak uzyskałam dyplom pielęgniarki.
– Rozumiem. Chyba. Nie wiem, czy mógłbym w ten sposób pracować. A co takiego zainteresowało cię w onkologii? Większość ludzi twierdzi, że to bardzo przygnębiająca dziedzina.
– Nie może być bardziej przygnębiająca od twojej pracy – odparła. – Zanim dotrzesz do swoich ofiar, wszystkie już nie żyją. Moi pacjenci przynajmniej mają szansę. Wielu z nich żyje całkiem długo.
Odrzucił głowę w tył i zaśmiał się. Ona nie mogła zrobić nic innego, jak tylko do niego dołączyć.
– Punkt dla ciebie – powiedział, przytrzymując dla niej drzwi, kiedy wchodzili do kuchni.
Wyciągnęła z lodówki lemoniadę i herbatę.
– Nadal nie odpowiedziałaś mi na pytanie, dlaczego wybrałaś onkologię. Nie zrozum mnie źle, myślę, że to bardzo ważna praca. Nie jestem tylko pewny, jak ktoś może powiedzieć, że to uwielbia.
– To skomplikowane.
– Przypuszczam, że dam radę nadążyć za wątkiem.
– Ale jesteś denerwujący.
– Słyszałem to już wcześniej.
Leigh oparła się o drzwi lodówki.
– Myślę, że przyciągnęło mnie poczucie, że to ważne. Że niezależnie od efektu mogę zmienić coś w życiu ludzi. Albo pomagając im żyć dłużej, niż sądzili, albo… trzymając ich za rękę, kiedy umierają.
Usłyszała, jak Ryan szepnął: „Wow”, i wyczuła podziw w tonie jego głosu. Przyszedł czas, by porozmawiać o czymś lżejszym.
Wyciągnęła z lodówki schłodzone ciasto i postawiła na blacie.
Ryan otworzył oczy szerzej.
– Czy to jest to, o czym myślę?
Jej mama nazywała to ciasto: „lepsze niż wszystko inne”, a Leigh nie zapomniała, że był to ulubiony deser Ryana.
– Nie mogę uwierzyć, że właśnie to przygotowałaś. – Rozglądnął się po kuchni. – Spędziłem w tym domu wiele szczęśliwych chwil.
– Ja też – przyznała. – To było wspaniałe miejsce na dorastanie. – Chciałaby znaleźć sposób, by uczynić je jak najlepszym dla siebie dorosłej.
– Brakuje mi twojej mamy – powiedział. – Bardzo mi przykro.
Leigh przełknęła ślinę.
– Dziękuję. Była gotowa. Chciała być z tatą i z Jezusem. Nie chciała przechodzić żadnych dziwnych terapii, a w momencie, kiedy wiedzieliśmy już, z czym mamy do czynienia, nie dało się nic zrobić.
– To dlatego wróciłaś? Aby się nią zaopiekować?
– Nie. Wzięłam trochę wolnego, ale mama zmarła, zanim nawet zaczęłam rozważać przeprowadzkę.
Jednak przecież to wiedział, nieprawdaż?
– Więc…
Najwyraźniej nie zamierzał odpuszczać.
– Potrzebowałam zmiany – rzekła. – A ktoś musiał zamieszkać w tym domu w lecie. Ani Kirk, ani ja nie byliśmy gotowi, by wynajmować go turystom, ale nie chcieliśmy też, żeby popadł w ruinę.
– Ma to sens – odparł.
Jego słowa potwierdzały, że przyjął jej wyjaśnienie, jednak wyraz twarzy sugerował, że doszukiwał się czegoś jeszcze.
Wziął napoje, Leigh włożyła ciasto, serwetki i papierowe talerzyki do koszyka, po czym wyszli na zewnątrz.
Kobieta zatrzymała się, by zamknąć drzwi. Odgłosowi zamka towarzyszyło delikatne piknięcie.
– Anissa chciała, abym się spytał o twój system bezpieczeństwa – powiedział Ryan.
– A co dokładnie?
– Czy masz dostęp do kamer, czy to się odbywa gdzieś na zewnątrz?
– I to, i to – odrzekła. – Kamery gromadzą około dwutygodniowe zapisy. Niektóre działają cały czas, inne mają czujnik ruchu. Dlaczego pytasz?
– Czy któreś z nich obejmują obszar jeziora?
– Niewielki – stwierdziła. – Kamery znajdują się na pomoście i wzdłuż linii granicznej terenu. W dzień widać najwyżej do połowy jeziora.
– Pozwoliłabyś nam sprawdzić, co masz? A może dałoby się uniknąć skasowania tego, co jest obecnie dostępne?
– Myślisz, że na moich kamerach jest coś, co pomogłoby wam z tym ciałem?
– Szczerze? Wątpię w to. Ale nauczyłem się, żeby nie ignorować żadnych możliwości. Czasem znajduje się rzeczy, których się nie szukało, i są to informacje, które prowadzą do rozwiązania zagadki.
– Okej. Chcecie to zobaczyć dzisiaj? Idę do pracy o jedenastej…
Ryan nagle się zatrzymał, a Leigh musiała się odwrócić, żeby na niego popatrzeć.
– Pracujesz? Dziś w nocy?
To był problem?
– Tak. Mam pracę.
– Nie. – Potrząsnął głową. – Nie o to mi chodziło. Myślałem, że pracujesz na dwunastogodzinne zmiany.
Skąd znał jej godziny pracy?
– To znaczy, tak przypuszczałem. Większość pielęgniarek, które znam, pracuje w taki sposób. Masz inne godziny jako pielęgniarka dyplomowana?
Nie było szans, by się z tego wyplątał.
– Kirk do ciebie zadzwonił, prawda?
– Hm? – Ryan ruszył szybkim krokiem w dół zbocza.
– Nie uciekaj ode mnie, Ryanie Parker.
Mężczyzna zatrzymał się, ale nie odwrócił. Kiedy Leigh go dogoniła, zaatakowała go:
– Mój brat do ciebie dzwonił? Powiedział ci, żebyś na mnie uważał? Obserwujesz mnie?
– Nie! Tak! To znaczy, nie w taki sposób.
Minęła go zdecydowanym krokiem. Powinna być zdenerwowana… wściekła. Ale jeśli miała być wobec siebie szczera, nie była tym zaskoczona. Nawet jeżeli tego nie potrzebowała, było to dokładnie w stylu Kirka. Zawsze się o nią troszczył. A przynajmniej próbował.
– Leigh, przestań. – Dłoń Ryana dotknęła jej łokcia.
Kobieta aż podskoczyła.
Puścił ją natychmiast, jak porażony prądem. Czy była aż tak okropna? A może wiedział?
– Przepraszam – rzucił.
Wiedział.
– Co jeszcze mówił ci Kirk?
Ryan nie dawał za wygraną. Ani się nie wycofał. Podszedł bliżej.
– Powiedział mi, że prześladował cię jeden z pacjentów.
Zacisnęła zęby. Wspaniale. Po prostu wspaniale. Tamten człowiek rujnował jej życie nawet zza grobu. Najpierw sprawił, że jej codzienność przez osiem miesięcy była koszmarem, a teraz z jego powodu wychodziła na ofiarę w oczach jedynego człowieka, któremu nie chciała pokazać swojej słabości. Ryan zawsze traktował ją jak młodszą siostrę. Ona nigdy nie myślała o nim jak o bracie.
– Kirk mówił, że ten pacjent już nie żyje, a ty zdecydowałaś się przeprowadzić do rodzinnego domu, aby zacząć od nowa. Jest to jak najbardziej logiczne. Wsadziłem za kratki kilku prześladowców, którzy działali tak szybko, że inaczej nie dało się ich powstrzymać. Cieszę się, że ten człowiek nie posunął się wobec ciebie aż tak daleko, Leigh. Naprawdę się cieszę.
Nie wiedziała, jak na to odpowiedzieć.
– Jeśli kiedykolwiek chciałabyś o tym porozmawiać, chętnie posłucham. Ale jeśli wolałabyś nigdy więcej nie poruszać tego tematu, to dla mnie też w porządku.
Potrwało chwilę, zanim była w stanie wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa.
– Dziękuję – wyszeptała.
Ryan odchrząknął i skinął w kierunku jeziora. Ruszyła za nim i razem weszli na ścieżkę. Wydawało się, że nie spieszył się, aby przerwać milczenie, a ona w ciągu kilku sekund uspokoiła swoje nerwy i oddech, po czym ponownie się odezwała:
– Zazwyczaj pracuję na dwunastogodzinne zmiany. Ale w poprzedni weekend zaczynałam wcześniej, więc nasza oddziałowa oznajmiła, że dziś mogę zacząć o jedenastej. Jeśli chcesz, chętnie pokażę ci te nagrania z monitoringu, zanim wyruszę do pracy.
– Super – odparł, kiedy stawiali napoje i ciasto na stole piknikowym.
Zawołał resztę grupy, jak gdyby nigdy nic.
Może to, że wiedział, nie było aż taką katastrofą. Może…
3
Ryan usiadł obok Leigh przy barze w jej kuchni. Przed kobietą leżał otwarty laptop, przed policjantem – trzeci kawałek ciasta. Wziął kęs. Czekolada, bita śmietana, toffi i karmel… eksplozja smaków.
– Od lat tego nie jadłem – stwierdził, nabierając kolejny kęs. – Jest dokładnie takie, jak zapamiętałem.
Oczekiwał, że Leigh coś mu odpowie, jednak ona się nie odezwała. Ale z niego głupek. Jej matka nie żyła zaledwie od roku. Może było za wcześnie, aby rozmawiać w ten sposób.
– Mama zawsze miała wszystkie składniki pod ręką – powiedziała.
W jej głosie było słychać sporą dawkę nostalgii i odrobinę melancholii. Uff…
– Chyba mi to po niej zostało. Mam nadzieję, że wiele innych rzeczy również.
Ryan wziął kolejny kęs.
– Twoja mama byłaby dumna z poczęstunku, jaki dzisiaj przygotowałaś – zauważył.
– Tak – odparła ze śmiechem. – Myślę, że tak.
Mężczyzna rozglądnął się po kuchni.
– Podoba mi się, jak tu urządziłaś.
Oderwała wzrok od ekranu i podążyła za jego spojrzeniem.
– Mówiłam mamie, że tamtą tapetę w owoce trzeba zlikwidować. – Jej śmiech był zaraźliwy i Ryan zaraz do niej dołączył. – Kazała mi obiecać, że po jej śmierci wszystko wyremontuję. To był jeden z jej ostatnich prezentów. – Leigh uśmiechnęła się, ale w jej oczach błysnęły łzy, które nie miały szansy wypłynąć. – Nie chciała, abyśmy myśleli, że zmienianie czegoś będzie naruszeniem pamięci o niej.
– To w jej stylu – odparł.
– Nie podobałby się jej ten monitoring – stwierdziła. – Nie lubiła mieć w domu kamer. Była przekonana, że dałoby się je jakoś obejść, jednak Kirk przyznał mi rację, że są konieczne, jeśli mam tu mieszkać sama.
Chciał się z nią nie zgodzić, ale nie mógł.
– Twój system wydaje się bardzo nowoczesny.
– Jest, ale nigdy nie próbowałam ściągać zapisów sprzed kilku dni czy tygodni – powiedziała, wpisując hasło. – Kamery skierowane w stronę pomostu mają czujniki ruchu i nagrywają przez kilka minut po uruchomieniu. Muszę się zorientować, jak się pobiera te filmy.
– Będę wdzięczny za twoją pomoc – odrzekł. – Wiem, że to trochę błądzenie po omacku, ale chcę zachować staranność. O, powinienem ci powiedzieć, że mam upoważnienie do przeglądnięcia zapisów z twojego monitoringu. – Poklepał dokument, który położył na blacie. – Wiem, że zgadzasz się, abym to sprawdził, ale takie są procedury. Nie chcę, żeby pojawiło się cokolwiek, przez co obrońca oskarżonego mógłby obalić jakiś dowód.
Uśmiechnęła się.
– Moja wiedza o działaniu policji bazuje głównie na programach telewizyjnych, ale to wydaje mi się sensownym krokiem.
Postukała w klawisze komputera.
– Tutaj są. Jak daleko wstecz chcesz poszukać?
Ciało nie uległo zbytniemu rozkładowi ze względu na to, jak było poowijane, a także dlatego, że zimna woda z jeziora pomogła je zachować. Nie będą znać dokładnej daty śmierci, dopóki medyk sądowy nie dokończy sekcji zwłok.
– Może dwa tygodnie?
Leigh wypełniła kilka okienek na stronie i wcisnęła przycisk wyszukiwania.
Ekran zapełniła lista plików wideo.
– To o wiele więcej, niż się spodziewałam – powiedziała przepraszającym tonem.
Ryan pochylił się w kierunku ekranu, kiedy ona przewijała w dół listę. Było tam kilkaset filmików. Oglądnięcie ich zajmie wiele godzin. Mężczyzna pohamował jęknięcie.
– Czy byłoby bezpiecznie założyć, że ten przestępca pozbył się ciała w nocy? – spytała.
– Nigdy nie lubię niczego zakładać, ale jest wątpliwe, że próbowałby wyrzucać zwłoki w środku dnia.
– Okej – powiedziała. – Ograniczmy nieco te parametry.
Tym razem lista była znacznie krótsza.
– Co zrobiłaś? – dopytywał.
– Wybrałam filmy nagrane między północą a piątą rano. Pomyślałam, że pewnie będziesz musiał oglądnąć je wszystkie, ale te będą najlepsze na początek.
– Świetny pomysł – przyznał.
Podała mu komputer i wstała.
– Bardzo chciałabym zobaczyć, co się dzieje w środku nocy, ale jednak muszę się przygotować do pracy. Baw się dobrze.
– Dzięki. – Patrzył, jak znika na piętrze. Ciekawe. Główna sypialnia była na parterze. Jednak nawet za zgodą matki Leigh pewnie nie miałaby serca, aby się tam wprowadzić.
Zadzwonił jego telefon.
– Cześć, siostro.
– Dalej w pracy? – spytała Rebecca.
– Można tak powiedzieć. – Kliknął na plik z zeszłej nocy. Film pokazywał pusty pomost. Nic więcej. – Co słychać?
– Zastanawiałam się, czy będziesz jutro rano w kościele.
– Mam nadzieję – odparł.
Na ekranie nadal widniał pusty pomost Leigh.
– Potrzebujesz czegoś?
– Niespecjalnie. Caleb pytał.
Caleb. Nie chciałby go rozczarować.
– Powiedz mu, że się postaram, ale pracuję nad poważnym śledztwem i mogę nie dać rady.
– Dobrze, dzięki – odparła.
– Wszystko w porządku?
– Zmęczona.
– Może mógłbym się zająć Calebem któregoś wieczora w tym tygodniu. Odpoczęłabyś trochę.
– Nie jest aż tak źle – odpowiedziała ze śmiechem. – Widziałam wiadomości. Pracujesz nad sprawą związaną z tymi zwłokami z jeziora, prawda?
Musiałby zdobyć powtórkę serwisu informacyjnego, żeby wiedzieć, co dziś zobaczyli mieszkańcy miasta.
– Tak, ale to nie znaczy, że nie mogę spędzić czasu z ulubionym siostrzeńcem. Muszę jeść kolację, jak wszyscy.
– Zobaczmy, jak się ułoży.
Usłyszał w jej głosie zmęczenie.
– Mówię serio. Znajdę jakiś sposób, żeby to się udało.
– Dobrze. Do jutra.
Mógł powiedzieć, że mu nie uwierzyła, nie miał jej tego za złe.
Usłyszał kroki Leigh na schodach, najpierw jednak doszedł do niego jej głos:
– Znalazłeś coś?
– Muszę…
– Kto to?
Mógł sobie wyobrazić zaciekawienie w oczach siostry.
– Mówiłeś, że pracujesz.
– Pracuję – rzucił do telefonu. – Jeszcze nic – odpowiedział Leigh.
Kobieta zatrzymała się przy wejściu do kuchni.
– Przepraszam – szepnęła.
– W porządku – odparł. – Rebecco, muszę kończyć.
– Kto tam jest?
Nie mógł tego wygrać. Jeśli powiedziałby jej, gdzie jest, doszłaby do pochopnych wniosków. Jeśli obiecałby, że powie jej później, również doszłaby do pochopnych wniosków.
– Jestem u Leigh Weston i oglądam zapisy monitoringu – stwierdził. – Pozwoliła nam skorzystać ze swojego pomostu.
– Leigh Weston?
Zaczęło się.
– W takim razie cię puszczam. – W telefonie było słychać cichy śmiech.
– Rebecco…
– Pogadamy jutro. – Po tej złowieszczej przepowiedni rozłączyła się.
Wpatrywał się w telefon.
– Przepraszam – powiedziała Leigh. – Nie wiedziałam…
– Nie ma za co przepraszać – odparł. – To tylko moja siostra.
Siostra, która pewnie dzwoni teraz do jego matki.
– Co u niej?
Pytanie zawierało w sobie zbyt wiele odcieni.
– Chyba słyszałaś?
Wykrzywiła się.
– Plotki ze szpitala mogą być przesadzone.
– Co słyszałaś?
Leigh wyglądała jak zwierzę w potrzasku.
– Może ty mógłbyś mi opowiedzieć prawdziwą wersję zamiast wysłuchiwać spekulacji.
– Co ty na to, że powiem ci prawdę, a potem ty mi opowiesz o plotkach.
Nie wyglądała na zadowoloną, ale skinęła głową na zgodę.
– Clay zostawił ich dla kogoś, kogo poznał na spotkaniu z okazji dwudziestolecia ukończenia szkoły średniej. Najpierw zaczęli czatować w Internecie, potem się spotykali, a w końcu pewnej niedzieli wyszedł z kościoła i zamiast wrócić do domu do żony i dzieci, poszedł do tamtej kobiety.
– To w zasadzie to, o czym słyszałam – odparła. – Przykro mi. Zawsze lubiłam Rebeccę.
– Ona też cię lubi.
– A jak Caleb znosi to wszystko?
– Kiepsko. Nie radzi sobie ze zmianami w swojej codziennej rutynie.
U chłopca zdiagnozowano autyzm, kiedy miał dwa lata. To, że porzucił go własny ojciec, nie mieściło mu się w głowie.
Film na ekranie zatrzymał się, a Ryan kliknął na kolejny plik z godziny 3.15 w czwartek.
– Nie rozumie, czemu Clay nie wraca do domu. Myślimy, że za nim tęskni, ale kiedy Clay od czasu do czasu próbuje go odwiedzać, dostaje histerii. – Umilkł. Uznał, że Leigh nie musi wysłuchiwać opowieści o ich tragediach rodzinnych. Miała mnóstwo własnych problemów. – Niezłe bagno.
Kobieta włożyła ręce do kieszeni swojego uniformu medycznego.
– Nie mam zbyt często kontaktu z doktorem Fowlerem… hm, Clayem – stwierdziła. – Ale wiem, że to zaszokowało wszystkich w szpitalu. Pielęgniarki, które z nim pracują, nie mają o nim zbyt wiele dobrego do powiedzenia. Pewnie to nie pomoże Rebecce, ale krąży o nim opinia kiepskiego ojca i okropnego człowieka.
– Okropny to odpowiednie określenie – odparł. Znowu nic na kolejnym nagraniu. Następne było zarejestrowane dziesięć minut później. Wcisnął przycisk odtwarzania.
– Czy możesz pozamykać, kiedy będziesz wychodził? – spytała Leigh.
Zatrzymał filmik.
– Przepraszam. Mogę się tym zająć później.
– Nie, nie. Dokończ. – Zapisała numer na kartce notatnika. – To moja komórka. Napisz do mnie, kiedy będziesz wychodził, a ja uruchomię alarm z telefonu.
– Jesteś pewna?
– Tak – odrzekła. – Muszę lecieć.
– Dzięki.
Szybko udała się do garażu.
Kiedy wyszła, Ryan ponownie skupił uwagę na monitorze. Drzwi garażowe się zamknęły, a na ekranie pojawiły się światła jakiejś łódki. Mężczyzna patrzył, jak przepłynęła, po czym zniknęła z widoku. Zerknął na listę. Nic innego nie uruchomiło kamer przez pozostałą część nocy. Zanotował datę i godzinę nagrania i z zainteresowaniem przeglądnął pozostałe zapisy monitoringu z ostatnich dwóch tygodni. Widział jakieś sarny na brzegu jeziora. Dzieciaki na nartach wodnych. Łódkę płynącą tak wolno wzdłuż brzegu, że musiał to być ktoś, kto nocą łowił ryby. Nic innego nie wyglądało inaczej niż zwykły ruch na jeziorze wczesną wiosną.
Jutro będzie wypytywał innych właścicieli domów znajdujących się nad brzegiem, czy ich kamery nagrały coś między 2.30 a 4.30 nad ranem w czwartek. Mogło to nie być nic ważnego, ale intuicja podpowiadała mu, że może właśnie. Teraz trzeba było to udowodnić.
Leigh wyszła ze szpitala o 7.35. Idąc do samochodu, próbowała rozluźnić napięcie w karku i ramionach. Może powinna się umówić na masaże… Byłoby nad czym pracować. Wiedziała, że całe napięcie ma w ramionach, jednak nie mogła za to winić zmiany z ostatniej nocy. Praca była najmniej stresującym czynnikiem w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
Przynajmniej udało jej się wczoraj znaleźć świetne miejsce do parkowania. Nie musiała podjeżdżać darmowym autobusem na drugi koniec rozległego terenu szpitala. Wsiadła do auta i ruszyła spod budynku o całe dziesięć minut wcześniej niż zwykle.
Prognoza przewidywała słoneczny wiosenny dzień, ale poranna mgła jeszcze nie zdążyła do końca opaść. Kobieta włączyła ogrzewanie szyby i siedzeń, kiedy czekała, aż zniknie czerwone światło i będzie mogła skręcić w lewo, na autostradę.
Nie zawsze kładła się spać po nocnej zmianie, ale dzisiaj zamierzała to zrobić. Ryan zapewnił ją, że ekipa nurków będzie kontynuować poszukiwania na dnie jeziora. Pomyślała o człowieku, który zginął, i nie mogła znieść myśli, że jego rodzina może się zastanawiać, gdzie on jest i co się z nim dzieje. Cieszyła ją perspektywa zaśnięcia głębokim snem. Może byłby to najlepszy sen od roku. Chociaż jeśli nadal rozmyślałaby o Ryanie Parkerze, nie będzie to takie pewne.
Nie mogła uwierzyć w to, jak uspokajała ją jego obecność. Jak jego śmiech sprawiał, że jej samej było łatwiej się śmiać. Mężczyzna zmienił się od czasów szkoły średniej, ale to, co lubiła w nim najbardziej, pozostało. Nadal śmiał się długo i głośno. Nadal poważnie traktował swoje obowiązki. I ciągle był lojalny wobec swojej rodziny. Jego nieskrywana wrogość wobec szwagra w ogóle jej nie zaskoczyła. Nie miała wątpliwości, że wkładał wiele wysiłku w to, by nie złożyć wizyty doktorowi Fowlerowi i nie zostawić go w znacznie gorszym stanie, niż go zastał.
Fowler dyżurował zeszłej nocy. On i doktor Evans zatrzymali się na chwilę przy automacie do kawy w pokoju socjalnym oddziału ratunkowego. Wszyscy wiedzieli, że jest tam najlepsza kawa w całym szpitalu. Gdy Leigh ich zobaczyła, odwróciła się i poszła w innym kierunku. Może było to z jej strony dziecinne, ale nie akceptowała człowieka, który porzucił swoje dzieci. Kiedy wymagała tego sytuacja, zachowywała się wobec niego profesjonalnie, ale nie zamierzała prowadzić z nim pogawędek na korytarzu.
Skręciła na najbliższym zjeździe. Mogłaby jechać tą drogą przez sen. Pewnie parę razy jej się to zdarzyło. Powroty do domu były najgorsze w pracy na nocnej zmianie. Wjechała pod górę i zachwyciła się scenerią poniżej. Uwielbiała to miejsce. Jeszcze kilka kilometrów pastwisk i kurzych ferm i będzie w domu. Szybki prysznic, wygodne ubranie. Potem spokojny sen.
Ziewnęła i mocno zamrugała oczami, kiedy zbliżyła się do znaku stop u stóp wzgórza. Nacisnęła hamulec. Ponownie go nacisnęła. Mocno na niego nastąpiła. Nic.
Zmęczenie zniknęło, zastąpione przerażeniem. Co trzeba robić, kiedy nie działają hamulce? Hamulec ręczny? To wydawało się sensowne. Pociągnęła za hamulec ręczny. Spowolniło ją to nieco, ale nie wystarczająco. Znak stop był coraz bliżej. Po swojej prawej stronie zobaczyła ciężarówkę. Pojazd miał pierwszeństwo. Czy się zatrzyma?
Ciężarówka wjechała na skrzyżowanie. Leigh gwałtownie skręciła w lewo i przejechała pierwsza. Kierowca zatrąbił, a ona spróbowała wjechać z powrotem na swój pas. Nie usłyszała żadnych dźwięków miażdżonego metalu. Tamten facet był pewnie wściekły, ale przynajmniej w jednym kawałku.
Droga stała się nieco bardziej płaska, jednak nie na tyle, by samochód sam się zatrzymał. Jezdnia ciągnęła się, opadając w dół pod niewielkim kątem przez niecały kilometr, po czym znacząco obniżała się w kierunku doliny. Jeśli nikt nie wyjechałby przed nią, zanim dotrze do stóp wzniesienia, i jeśli udałoby jej się utrzymać auto na drodze – powinno być w porządku. Nie było szans, aby samochód dał radę wjechać pod górę. Jeżeli uda jej się zwolnić, zjedzie z drogi i wezwie pomoc.
Ponownie wcisnęła hamulec. Nadal nic. Jak to było w ogóle możliwe? Rozejrzała się dokoła, czując w uszach gwałtowny puls. Myśl, Leigh, myśl.
Po obu stronach drogi ciągnęły się ogrodzenia, a pas po jej prawej był porośnięty lasem iglastym, wzdłuż którego biegł głęboki rów. Jeśli skręciłaby w drugą stronę i zjechała w dół po lewej, pokonałaby tamten rów, sforsowałaby ogrodzenie i zatrzymałaby się gdzieś w polu. Słupy ogrodzeniowe były delikatniejsze niż drzewa i powinna przeżyć takie zderzenie. Miała nadzieję.
Mocniej ścisnęła kierownicę, kiedy zwiększał się spadek, a równocześnie – jej prędkość. Nadal naciskała hamulec. Czy pomogłoby, gdyby to robiła pompującym ruchem? W tym momencie nie mogło to raczej zaszkodzić. Jednak nic nie spowolniało jej zjazdu w kierunku zamglonej doliny.
Nagle zza mgły ukazał się przed nią sporych rozmiarów traktor. Niedzielny poranek był zwykle dobrą porą, by jeździć po drodze gigantycznym pojazdem rolniczym, jednak nie dzisiaj. Może mogłaby wyprzedzić…
Na przeciwnym pasie mignęły światła. Stopniowo zbliżała się do traktora, a równocześnie samochód naprzeciwko był coraz bliżej. Nie było szans zmieścić się między nimi. Teraz nie miała wyboru. Szybkim ruchem skręciła w lewo i zacisnęła dłonie na kierownicy, kiedy samochód przejechał przez oś jezdni, przeciął przeciwny pas i potoczył się przez płytki rów. Jego brzeg był jednak bardziej stromy, niż podejrzewała. Przód pojazdu zarył się w ziemię na tyle mocno, że uruchomiła się poduszka powietrzna. Leigh uderzyła głową o oparcie fotela, a tył samochodu uniósł się do góry, po czym skierował w bok.
Kobieta straciła orientację. Kiedy upewniła się w końcu, że już się nie rusza, jej lewa ręka była przygnieciona do drzwi od strony kierowcy. Próbowała się przekręcić, ale odczuła silny ból, tak że z trudem łapała oddech. Deska rozdzielcza znajdowała się znacznie bliżej, niż powinna, a kierownica mocno naciskała na brzuch. Lewa noga była ściśnięta w niewielkiej przestrzeni między kierownicą, drzwiami i deską.
Leigh powoli nabrała powietrza. Potem kolejny raz. Zaczęła oceniać swój stan. Mogła bez większych trudności ruszyć głową, szyją i prawą ręką. Nic więcej niż to, czego się spodziewała po wypadku. Była w stanie poruszać tułowiem i prawą nogą. Wszystko ją bolało, ale kiedy skupiała się na kolejnych częściach swojego ciała, uświadomiła sobie przerażający niedowład lewej stopy.
Spróbowała przejechać ręką po nodze, na tyle, na ile mogła dosięgnąć. O! Nie była w stanie zobaczyć bolesnego wybrzuszenia po wewnętrznej stronie uda, ale nie musiała. Widziała takie rzeczy, kiedy miała zajęcia z budowy układu krwionośnego. Ból i lokalizacja potwierdzały, że to było prawdopodobnie to.
Czy uderzenie mogło spowodować uszkodzenie tętnicy udowej? A może kość uległa złamaniu i jej odłamek przebił tętnicę? Ale jeśli tak by się stało, ból byłby większy. W każdym razie miała kłopoty. Jeżeli krew nie będzie dochodzić dalej, może stracić nogę. Lub się wykrwawić, jeśli ratownicy medyczni nie dadzą rady jej stąd wydostać.
4
Zachowaj spokój. Leigh próbowała wymyślić racjonalne wyjaśnienie swoich symptomów, jednak wszystko, co przyszło jej do głowy, prowadziło do tego samego wniosku. Próbowała się zmusić do powolnego wdechu przez nos i wypuszczenia powietrza ustami. Nie pomagało. To niedobrze. Bardzo niedobrze. Nie chciała umrzeć. Nie dzisiaj.
Tętno gnało jak szalone. Czy już się wykrwawia? Dobry Boże… co zazwyczaj mówiła panikującym pacjentom? „Weź głęboki oddech”. Już tego próbowała. Bezskutecznie. Co jeszcze? „Zamknij oczy. Skup się na moim głosie”. To również by się nie sprawdziło… Czy miała jeszcze jakieś sposoby? Śpiewała dzieciom. Też nie pomoże. Nastolatkom opowiadała zabawne historyjki o swoich współpracownikach. Zapewniała matki, że z ich dziećmi wszystko dobrze, a ojców, że przeżyją, aby mogli zabierać swoje pociechy na ryby. Żaden z tych pomysłów nie mógł jej w tej chwili pomóc. Leigh była sama. I całkiem możliwe, że umierała.
Jej matka doświadczała takiego pokoju, kiedy odchodziła. Przyjmowała go. Widziała tę sytuację bardziej jako przejście niż jako koniec. Ostatnie jej słowa były modlitwą. Ale czy Bóg przejąłby się Leigh po tym, jak ignorowała Go przez tak długi czas?
Uciskała wybrzuszenie na nodze, jak tylko potrafiła najmocniej.
Co miała w tym momencie do stracenia?
Ojcze, ostatnio nie rozmawialiśmy. To ja, Leigh. Pewnie to już wiesz, ale…
– Hej tam, w samochodzie? Słyszysz mnie?
Jakoś nie spodziewała się, że Bóg ma południowy akcent.
– Już idę – odezwał się głos.
Czyli ten głos to nie Bóg. Przynajmniej nie Bóg, który by na nią krzyczał. A może po prostu jej towarzyszył?
– Utknęłam – stwierdziła.
– W porządku – odparł mężczyzna. – Jestem dobry w wydobywaniu ludzi. Jak masz na imię, skarbie?
– Leigh. Leigh Weston. Jestem pielęgniarką w Carrington Memorial.
– Leigh Weston? Córeczka sędziego Westona?
– To ja – odpowiedziała.
– Och, dziecko, tak mi przykro. Twój tata był moim znajomym. Bardzo mi go brakuje. Pewnie mnie nie pamiętasz. Nazywam się Floyd Cook.
W jej głowie pojawił się obraz. Mężczyzna w wieku jej ojca, w starych dżinsach i flanelowej koszuli, siedzący obok niego na trybunach. Ojciec miał na sobie krawat. Przyszedł prosto z sądu, aby oglądać mecz bejsbolowy syna.
– Pana wnuk grał z Kirkiem – powiedziała.
Część jej umysłu odnotowała, że pan Cook stosował właśnie jedną z jej technik. Próbował nawiązać kontakt i odwrócić jej uwagę od powagi sytuacji.
– Tak – potwierdził. Słyszała, jak mężczyzna chodzi wokół jej samochodu. – Jak się tu znalazłaś?
Opowiedziała. Przynajmniej próbowała. Język zaczął się jej plątać.
– Bez hamulców, co? Wydaje się, że podjęłaś najlepszą decyzję z możliwych w takiej sytuacji. Dzielna dziewczyna.
Starała się odpowiadać. Było ważne, aby powiedzieć mu o nodze. Musiał wiedzieć, jak bardzo to poważne.
– Moja noga – mówiła. – Boję się, że mam tętniaka rzekomego na tętnicy udowej.
– To skomplikowane pojęcie. Czy możesz mi to powiedzieć prostymi słowami?
– Myślę, że moja tętnica udowa krwawi do wewnątrz.
– Dobrze, skarbie. Ekipa już tu jedzie. Wydostaniemy cię stąd, nie martw się. Zostań z nami.
Próbowała. Naprawdę próbowała.
Ryan włączył przycisk drzemki trzykrotnie, zanim powlókł się do kuchni po kawę. Miał czterdzieści minut, aby przygotować się do kościoła, jeśli chciał zdążyć na poranne nabożeństwo. Już zapowiedział ekipie nurków, że będzie na pomoście Leigh o jedenastej z kawą dla wszystkich, a jeżeli chcieliby zacząć wcześniej, nie musieli na niego czekać. Przez trzy ostatnie tygodnie opuszczał niedzielną mszę i nie chciał teraz zawieść Rebekki.
W zwyczajnych warunkach skupiaby uwagę nad każdym aspektem morderstwa N.N. Większość zabójstw dawała mu kilka dni pracy, zanim wyczerpywały się różne opcje. W tym przypadku było inaczej. Zamierzał wypytywać mieszkańców domów znajdujących się wzdłuż jeziora, ale chciał poczekać, aż skończą się modlitwy w kościele, ponieważ szeryf nie lubił, jeśli pukało się do drzwi wyborców w niedzielę przed dziesiątą rano.
Planował, że wyjdzie z kościoła przed 9.30, a w sprawie śledztwa i tak nic wcześniej by nie ruszyło. Praca w wydziale zabójstw mogła sprawiać, że człowiek stawał się zgorzkniały i cyniczny. Jego mentor podkreślał, aby zawsze znajdować czas na modlitwę – skupianie się na Tym, który jest prawdą i pięknem w świecie pełnym ciemności i zakłamania.
Ryan chciał się zobaczyć z siostrzeńcem i siostrzenicą. Zoe miała jedenaście miesięcy, a jej uśmiechy pozwalały zapominać o wszelkich zmartwieniach. Caleb nie miał zbyt wiele do powiedzenia, ale wiedział, że Ryan był przy nim. Tyle mógł obecnie zrobić. Próbować być trwale obecnym w życiu tego chłopca.
Wjechał na parking dziesięć minut przed nabożeństwem i zaparkował przy minivanie siostry, w samą porę, by jej pomóc. Wsunął telefon do kieszeni kurtki i sięgnął w kierunku Zoe. Dziewczynka zapiszczała z zachwytu, kiedy obrócił się z nią dokoła, po czym posadził ją sobie na rękach. Caleb chrząknął i rzucił stłumione: „cześć” bez żadnej zachęty do dalszego kontaktu. Zwycięstwo.
Zaprowadzili dzieci na zajęcia do ich grup, a sami zajęli miejsca z tyłu dokładnie w momencie, kiedy zaczęła się muzyka.
Dziesięć minut później zabrzęczał jego telefon. Rebecca krzywo na niego spojrzała, kiedy sprawdzał wiadomość. Nie pochwalała czytania SMS-ów w kościele, ale mogło to przecież dotyczyć śledztwa.
Była to wiadomość od Kirka.
Leigh miała wypadek. Zepsute hamulce. Jest w szpitalu.
Przeczytał to. Drugi raz.
Nachylił się, by szepnąć Rebecce do ucha:
– Muszę iść.
Spojrzała na niego z wyrzutem, który zniknął dopiero po tym, jak pokazał jej wiadomość.
– Idź. Ja się modlę – powiedziała.
Ścisnęła jego dłoń, kiedy podnosił się z ławki.
Próbował iść normalnym krokiem, ale gdy znalazł się na zewnątrz, ruszył biegiem. Zadzwonił do Kirka. Poczta głosowa. Zmusił się, aby ostrożnie przejechać przez parking. Kiedy tylko dostał się na autostradę, włączył światła i mocno docisnął gaz.
Droga do szpitala normalnie zajmowała piętnaście minut. Ryan dotarł tam w osiem. Miejsca zarezerwowane dla policji były zajęte. Nie chciał parkować na miejscu dla inwalidów, a okrągły podjazd był zastawiony. Zawsze udawało mu się wcisnąć gdzieś w pobliżu wejścia, ale dzisiaj parkowanie potrwało dłużej niż jazda do szpitala. Udało mu się skontaktować z Anissą i dać jej znać, że spóźni się na nurkowanie. Zadzwonił też do swojego partnera z wydziału kryminalnego, Dantego, i wspomniał o samochodzie do sprawdzenia. Dante miał mu dać znać, jeśli dostałby jakieś informacje.
Ryan miał tyle pytań. Dlaczego Kirk nie oddzwonił? Jak to się stało, że hamulce zawiodły? Jeździła przyzwoitym samochodem, a on nie słyszał od nikogo znajomego o awarii hamulców, chyba że… Ogarnęły go czarne myśli. Czy ktoś zrobił to celowo? Na pewno nie. Ona nie miała przecież wrogów. Już nie. Jej prześladowca nie żył. Ilu jeszcze nieprzyjaciół mogłaby mieć?
Po wejściu na oddział ratunkowy skierował się prosto do swojego wkrótce już eksszwagra. Popatrzyli na siebie. Pewnie tak musiał wyglądać pojedynek kowbojów. Tyle że Ryan był jedynym, który posiadał broń. Nie zamierzał jej jednak wykorzystywać na tego śmiecia stojącego przed nim. Szkoda pocisków.
– Słyszałeś o Leigh – odezwał się Clay.
Ryan nie chciał myśleć, dlaczego tak bardzo przeszkadzał mu fakt, że lekarz już wiedział, z jakiego powodu on się tam znalazł.
– Tak – odparł. – Gdzie ona jest?
– Chirurgia. Tyle mogę powiedzieć.
– No dobra.
Informacja, że Leigh jest na chirurgii, nie dała mu nic poza tym, że dowiedział się, iż wymagała leczenia chirurgicznego. Mogło to być złamanie albo poważny krwotok wewnętrzny, ale doktor Ważniak nie mógł mu nawet dać najmniejszej wskazówki co do powagi sytuacji. Dupek.
Ryan stał nieruchomo i wpatrywał się w Claya. Tak dużo chciał mu powiedzieć. Każda z tych rzeczy była prawdą, jednak żadna nie była miła. Ani profesjonalna. Nie znosił człowieka, którego widział przed sobą, ale nie miał ochoty wdawać się w awantury na środku oddziału ratunkowego. Nawet jeśli wyobrażenie własnej ręki uderzającej nagle w żuchwę Claya wywoływało uśmiech na jego twarzy.
Lekarz stał tak przez dziesięć sekund, po czym odwrócił się i udał w kierunku, z którego przyszedł. Zatrzymał się jeszcze na moment i bez odwracania się rzucił:
– Jeśli pokażesz swoją odznakę na recepcji, może coś więcej ci powiedzą.
Ryan nic nie odrzekł. I tak już to planował. Wiedział też coś, czego Clay nie był świadomy.
Pokazał oznakę przy wejściu, a ochrona pozwoliła mu przejść. Potem udał się do stanowiska pielęgniarek i czekał, aż zabiegana kobieta stojąca za kontuarem spojrzała na niego, po czym zajęła się z powrotem stertą dokumentów. Pani Edna była znaną postacią na oddziale ratunkowym w Carrington. Rządziła twardą ręką i nie tolerowała głupoty.
– Przyszedłem w sprawie Leigh Weston – oznajmił.
– Jest pan spokrewniony?
– Nie, ale…
– Nie mogę udzielić żadnych informacji…
– Tak, proszę pani – powiedział. Nie chciał jej przerywać, jednak już kiedyś słyszał, jak wygłaszała taką przemowę, i wiedział, że nie potrwa to krótko. – Lecz jeśli sprawdzi pani listę jej kontaktów w nagłych sytuacjach, zobaczy pani, że jestem tam wymieniony jako ktoś, kto może uzyskiwać informacje medyczne.
Ręce kobiety znieruchomiały.
– Przepraszam? Kim pan jest?
– Pani Edno, zna mnie pani. Detektyw Ryan Parker.
Nasunęła okulary i uważnie mu się przyglądała.
– Parker. Tak. Już pana tu widziałam. Jak pan znalazł się w jej papierach? Znam Leigh. Pracuję z nią. Nigdy o panu nie wspominała.
– Tak, proszę pani. Rozumiem to, jednak jeśli pani sprawdzi, zobaczy pani, że mówię prawdę.
Edna popatrzyła na niego podejrzliwie, ale odłożyła plik dokumentów na blat i odwróciła się w stronę klawiatury. Po trzydziestu sekundach poszukiwań uniosła brwi ze zdziwieniem.
– No proszę. Tak jest – odparła.
Podniosła słuchawkę i wystukała numer.
– Mam tu detektywa Ryana Parkera. Idzie do poczekalni – powiedziała. – Jest u Leigh wymieniony jako osoba kontaktowa i możesz mu udzielać informacji medycznych.
Długie milczenie zostało przerwane przez mało subtelne chrząknięcie.
– Ta dziewczyna na pewno coś ukrywa. Dowiemy się, nie martw się o to.
Wspaniale. Teraz plotki szpitalne zaczną się rozsiewać, ponieważ ktoś zaczął mieć podejrzenia na temat czegoś, co nie istniało. Kirk spytał, czy Leigh mogłaby go podać jako osobę kontaktową w pilnych sytuacjach właśnie na taką okoliczność. Ryan się zgodził, ale nie przypuszczał, że coś takiego może się wydarzyć.
Edna odłożyła telefon i wręczyła mu karteczkę.
– Niech pan się kieruje zgodnie z tą instrukcją. Kiedy pan tam dojdzie, proszę spytać o Carol. Ona wszystko panu powie.
– Dziękuję, pani Edno.
Odpowiedzią kobiety był powrót do zajęć.
Ryan dotarł do poczekalni chirurgicznej i znalazł Carol, która już tam na niego czekała. Jej uśmiech był zupełnie inny niż pani Edny.
– Detektyw Parker. Jak mogę panu pomóc?
– Przyszedłem w sprawie Leigh Weston.
– Tak. – Uśmiechnęła się do niego przebiegle. – Nie mieliśmy pojęcia, że tak blisko się znacie.
Co miał odpowiedzieć? Nie przeszkadzałoby mu, gdyby ludzie pomyśleli, że są parą, jednak Leigh mogłaby nie być z tego powodu zadowolona.
– Może mi pani powiedzieć, co z nią?
– Oczywiście – odparła. – Kiedy ją przyjęliśmy, miała krwawienie z tętnicy udowej. Jest na bloku operacyjnym od czterdziestu pięciu minut.
Tętnica udowa. Zaschło mu w ustach. Nie znał się na medycynie, ale tętnica udowa to nie było coś, z czym chciało się mieć problemy. Czy Leigh mogła się wykrwawić?
– Dziękuję – powiedział.
Zabrzęczał mu telefon.
– Wyjdę na korytarz, żeby odebrać.
– Może pan pójść tam do końca, aż do okien – odparła Carol. – Tu jest kiepski sygnał.
– Dziękuję.
Odebrał, kiedy tylko wyszedł na korytarz.
– Parker. Słucham.
Jakieś bełkotliwe słowa cały czas się urywały.
– Zaczekaj. – Podbiegł do końca korytarza i znalazł tam drzwi wychodzące na mały ogród. Wyszedł na zewnątrz.
– Cześć, Parker. Jesteś tam?
– Przepraszam, Dante. Jestem w szpitalu, nie miałem sygnału. Musiałem wyjść na zewnątrz.
– Jasne. Rozumiem – odparł mężczyzna. – Co u Leigh?
– Jest operowana.