Zaginiona pacjentka - Alicja Horn - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Zaginiona pacjentka ebook i audiobook

Horn Alicja

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

315 osób interesuje się tą książką

Opis

Nikt w szpitalu nie podejrzewa, jak poważne konsekwencje będzie miało pojawienie się młodej pacjentki. Dziewczyna uległa lekkiemu wypadkowi, zdjęcie rentgenowskie ręki wydaje się tylko formalnością. Jednak badanie wykazuje coś niezwykłego. Pacjentka wkrótce znika, a technik z pracowni RTG zostaje śmiertelnie potrącony przez samochód. Sprawą zaczyna interesować się lekarz, który opisywał zdjęcie. Gdy próbuje odnaleźć w systemie dane dziewczyny, okazuje się, że… w szpitalu nigdy nie było takiej pacjentki.

Jaką tajemnicę kryje zdjęcie RTG i dlaczego ślad po dziewczynie się urywa? Po co ktoś usuwa jej dane i co ma z tym wspólnego dziwny tatuaż pacjentki? I wreszcie, co odkryje lekarz, który postanowił rozwiązać te zagadki?

Zaginiona pacjentka to historia medyka, który przez przypadek, ale też i niepohamowaną dociekliwość, wplątuje się w poważną intrygę, a za ciekawość oraz chęć niesienia pomocy przyjdzie mu zapłacić bardzo wysoką cenę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 299

Rok wydania: 2024

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 43 min

Rok wydania: 2024

Lektor: Marcin Popczyński

Oceny
4,3 (169 ocen)
87
53
18
10
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
SylwiaSmyczynska87

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra. Czekam na ciąg dalszy
20
Marko_81

Nie oderwiesz się od lektury

wciągająca,polecam
20
Ewolda

Nie oderwiesz się od lektury

Temat przerażający, niestety ze znamionami prawdy.
20
Luta11

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobry kryminał w stylu thrillerów medycznych. Szybka i ciekawa fabuła w stylu powieści Robina Cooka. Polecam
20
klipero

Nie oderwiesz się od lektury

Książka rewelacyjna. Czyta się błyskawicznie, ma klimat i nie można się od niej oderwać. Polecam.
20



Spis treści

ROZDZIAŁ 1

Alicja Horn

ZAGINIONA PACJENTKA

ROZDZIAŁ 1

Konrad Banach uwielbiał pracować z domu, dzięki czemu nie musiał wdawać się w relacje ze współpracownikami. Nie był chorobliwym odludkiem, po prostu nie szukał na siłę kontaktu z innymi. Od czasu rezydentury nie nawiązał z nikim trwałej przyjaźni i spotykał się głównie z ludźmi, których znał już wcześniej. W poznawaniu nowych osób przeszkadzał mu przede wszystkim fakt, że uważał większość z nich za skończonych idiotów.

Monitory i cała reszta sprzętu rozstawione były na blacie przedwojennego biurka, które – jak zwykł opowiadać – odziedziczył po dziadku. Tak naprawdę biurko kupił razem z mieszkaniem. Było zbyt duże i ciężkie, aby spadkobiercom poprzedniego właściciela chciało się je targać z czwartego piętra kamienicy, tym bardziej, że nie zmieściłoby się do windy. Dla własnej wygody postanowili zostawić je tam, gdzie stało. Lubił dni, w które mógł zasiąść przy grubym, drewnianym blacie z wielkim kubkiem parującej kawy i pracować w spokoju, bez konieczności rozmawiania z kolegami lub pacjentami. Być może biurko służyło niegdyś do twórczych celów, zważywszy na fakt, że zmarły właściciel mieszkania był kompozytorem, jednak teraz kreatywność musiała ustąpić miejsca dokładności. Obrazy, które przesuwały się na ekranach stacji opisowej wymagały dużego skupienia i wiedzy, wyobraźnia przydawała się Banachowi jedynie z rzadka.

Dziś był dzień szpitalny, co wiązało się z pewnymi niedogodnościami, na przykład takimi, że opisywał dziesiątą z kolei klatkę piersiową. Jęknął, gdy otrzymał jedenastą. Jego praca, mimo niewątpliwych zalet, miała także wady – bywała potwornie monotonna. Dlatego ucieszył się, gdy usłyszał ostrzegawcze „piknięcie”. Oznaczało, że nadchodziły zdjęcia citowe, do pilnego opisu. Istniała szansa na odmianę.

Pierwszy rentgenogram przedstawiał lewą kończynę górną. Z wywiadu dołączonego do skierowania wynikało, że pacjentką była młoda kobieta po wypadku komunikacyjnym. Struktury anatomiczne pozostawały nieuszkodzone, ale zdjęcie zainteresowało Konrada z innego powodu. Sięgnął po telefon.

– Cześć, Wilku – przywitał technika, który je wykonywał. – Mógłbyś powiedzieć mi coś o tej pacjentce, którą mi właśnie przysłaliście?

– Sorry, Konrad, nie pomogę. Przywieźli ją z SOR-u, wiem tyle co napisali w skierowaniu. Jest po wypadku, ale generalnie w dobrym stanie. Boli ją lewa ręka, ale rusza nią sprawnie.

– Chodzi mi o coś innego… Czy ona nadal u was jest?

– Tak, właśnie się ubiera. Samodzielnie, więc tak jak mówiłem...

– Mógłbyś spytać ją, czy ma coś pod skórą? – przerwał mu Konrad. – Jakieś ciało obce?

– Ciało obce? – zdziwił się technik.

– Obejrzyj jej lewe ramię, dobrze? Coś dziwnego widać na zdjęciu, nie potrafię tego zinterpretować.

– Poczekaj. Zaraz oddzwonię. – Filip Wilk był jedną z niewielu osób, z którymi Konrad utrzymywał bliższe relacje. Poza pracą spotykali się od czasu do czasu przy piwie i wysyłali sobie świąteczne życzenia. W skali zażyłości, jaką posługiwał się Konrad, można powiedzieć, że byli prawie przyjaciółmi.

Telefon zawibrował po kilku minutach.

– Nie ma nic w tkankach miękkich, wymacałem dokładnie – Filip przeszedł do rzeczy. – Zresztą sama też zaprzecza, że ma jakieś ciało obce. Za to ma w tym miejscu tatuaż.

– Tatuaż? – powtórzył ze zdziwieniem Konrad.

– Tak, wielkiego motyla. Zrobiłem zdjęcia, zaraz ci prześlę.

– To bez sensu, tatuaże nie wychodzą na rentgenogramach.

– Może akurat ten wyszedł.

– Mało prawdopodobne. Zresztą ta struktura nie przypomina kształtem motyla, raczej oko. Chyba oko. Nie jest zbyt wyraźna, nie mam pewności.

– Konrad, przykro mi, ale nie mogę się tym dłużej zajmować. Mamy tu dzisiaj straszy młyn, cała poczekalnia ludzi. Muszę wracać do pracy…

– No jasne. Mówię w sumie sam do siebie, próbuję zebrać myśli.

– Piątek aktualny?

– Pewnie. Widzimy się o osiemnastej, tam gdzie zawsze.

– Tam gdzie zawsze, stary. Do zobaczenia.

– Do zobaczenia.

Konrad nie zdążył odłożyć telefonu, kiedy ten zawibrował. Nadchodziły zdjęcia zrobione przez Filipa. Przedstawiały tatuaż pod różnymi kątami, w kilku zbliżeniach. Ostre, wyraźne. Wilku profesjonalny jak zawsze, pomyślał Banach.

Motyl był duży, kolorowy i miał skrzydła, których żaden przedstawiciel Lepidoptera nie mógłby mieć w naturze. A w każdym razie nie byłby w stanie latać, gdyby natura w chwili słabości postanowiła go nimi obdarzyć. Artysta, który wykonywał projekt nie był może ekspertem w zakresie biologii czy fizyki, za to na pewno nie brakowało mu fantazji.

Niestety, żadna z finezyjnie wygiętych linii nie pasowała do cienia na rentgenogramie. Dziwny kształt wzbudzał w Konradzie niepokój. Irracjonalne uczucie, skoro nie wiadomo było, co konkretnie przedstawiał. Oko… Może i oko. A może nie. Zdeformowane oko…

Dźwięki stacji opisowej wyrwały Konrada z zamyślenia, przypominając mu o stale napływających zdjęciach. Miał dużo pracy, nie mógł ślęczeć w nieskończoność nad tym jednym, nawet jeśli nie udało mu się rozwiązać zagadki. Opisał lakonicznie, co widział i pozostawił problem interpretacji klinicyście. Dodatkowo zapisał plik w prywatnej chmurze (czego nie wolno było mu robić), postanawiając wrócić do niego w wolnym czasie. W ostateczności pozostawało mu zajrzeć do dokumentacji pacjentki, żeby sprawdzić, co ustalił lekarz, który ją badał.

Wilku miał rację, ten dzień był wyjątkowo pracowity, Banach wyłączył monitory dopiero po siedemnastej.

O siedemnastej trzydzieści zrzucił dres, w którym pracował cały dzień, założył mniej wygodne, za to bardziej wyjściowe ubranie i wyszedł z domu.

W sklepie za rogiem mocował się przez chwilę z pizzą, aż w końcu udało mu się wyjąć ją z zamrażarki. Do koszyka dorzucił keczup. Za zakupy zapłacił kasjerowi, choć kasa samoobsługowa stała pusta, a potem dumny z siebie ruszył do domu. W mieszkaniu na powrót przebrał się w stary dres, a potem wsadził pizzę do piekarnika.

Ubierał się niemal odświętnie przy każdym wyjściu z domu, nawet wtedy, gdy wychodził tylko po chleb. Wiedział, że szanse na spotkanie kogoś znajomego były bliskie zeru, a na dres nikt obcy nie zwróciłby uwagi, jednak czuł wewnętrzny przymus, żeby w miejscach publicznych nie wyglądać jak łajza. Jego praca stwarzała duże ryzyko gnuśnienia i popadania w niechlujstwo. Musiał się pilnować.

Zjadł pizzę z szynką i ananasem, obficie polaną keczupem, oglądając przy tym odcinek ulubionego serialu, a następnie ponownie uruchomił komputer. Sprawa tajemniczego kształtu na rentgenogramie nie dawała mu spokoju i choć początkowo zamierzał zająć się nią ponownie dopiero jutro, to jednak zmienił zdanie. Nie był w stanie czekać tak długo.

Im intensywniej wpatrywał się w zdjęcie, tym więcej nachodziło go wątpliwości. To, co początkowo wziął za oko, mogło być w zasadzie wszystkim. Łodzią, fragmentem ptaka, figurą geometryczną… Obły kształt rozmywał się na tle struktur anatomicznych ręki, nastręczając mu problemów z interpretacją. Zaczął obracać obraz na wszystkie strony, próbując zbadać, jak wpłynie na niego zmiana kąta nachylenia, ale nie uzyskał dobrych efektów. Poeksperymentował z kontrastem, na przemian zwiększając go i zmniejszając. W końcu otrzymał rezultat, który go zadowolił, ale i zaskoczył. Przez chwilę siedział nieruchomo, nie oddychając i nie spuszczając wzroku z ekranu. Poczuł, jak zaczyna ogarniać go znajome uczucie paniki.

Bez wątpienia było to oko.

Z zamyślenia brutalnie wyrwało go pukanie, ktoś głośno i rytmicznie dobijał się do drzwi. To mogła być tylko jedna osoba. Szybko zamknął plik ze zdjęciem i wyłączył stację opisową.

– Usłyszałem, że jesteś w domu i postanowiłem sprawdzić co u ciebie słychać – oznajmił na powitanie Piotr Kępiński, pakując się do środka bez zaproszenia. Dobrze wiedział, że nie potrzebował żadnego zaproszenia. – Co tu tak śmierdzi? – zapytał, pociągając nosem. – Przypaliłeś coś?

– Pizzę. Ale nie za bardzo, dało się zjeść. Z keczupem wszystko da się zjeść.

– Wiadomo – Kępiński przytaknął ze zrozumieniem. On również mieszkał sam i żywił się półproduktami. – Skończyłeś robotę?

– Tak, na dzisiaj koniec.

– Chcesz wyjść na miasto?

– Niespecjalnie.

– To może coś obejrzymy? Albo w coś zagramy? – Podniósł pada, który leżał na kanapie.

– Może jutro. Nie dzisiaj.

– Coś się stało?

– Nie, po prostu miałem dużo roboty. Dopiero wstałem od komputera. – Konrad chciał zostać sam i wrócić do sprawy dziwnego tatuażu.

– Tym bardziej powinieneś wyjść na miasto. Przewietrzyć głowę.

– To miasto mnie przytłacza. Jest małe jak wieś.

– To przytłacza cię, czy jest małe jak wieś? Zdecyduj się.

– Przytłacza mnie tym, że jest małe jak wieś. Wszędzie już byłem, nic nie może mnie zaskoczyć.

– Warszawa? Co ty opowiadasz. Jest pełno miejsc, w których na pewno nie byłeś.

– Wymień trzy. I proszę, żadnych badziewnych knajp, w których serwuje się na śniadanie drożdżówki po dwadzieścia złotych, przy wspólnych stołach, ustawionych metr od torów tramwajowych.

– Eee… – Kępiński otworzył usta.

– Dobra, nieważne – przerwał Banach. – I tak nie chce mi się dzisiaj nigdzie wychodzić.

– Dlaczego mam wrażenie, że jednak coś się stało? – spytał podejrzliwie Kępiński.

– Powiedz mi, Piotr… Czy ty nigdy nie miałeś ochoty wyjechać stąd gdzieś daleko? Zacząć wszystko od nowa? Zostawić problemy za sobą?

– Większość dorosłych ludzi nie zostawia problemów za sobą, tylko je rozwiązuje. Są też tacy, którzy ciągną je jak ogon wszędzie tam, gdzie się pojawiają.

– Mówisz o mnie? Myślisz, że ciągnę za sobą problemy?

Kępiński zmarszczył czoło. Byli przyjaciółmi jeszcze z dawnych czasów. Przypadek połączył ich pierwszego dnia, gdy przyjechali do Warszawy, żeby studiować medycynę, umieszczając ich w tym samym pokoju obskurnego akademika. Pozostali współlokatorami przez sześć lat, a kiedy ich ścieżki zawodowe rozeszły się, prywatne nadal biegły jednym torem. Ich przyjaźń była tak silna, że kiedy sąsiad Piotra zmarł, a rodzina wystawiła na sprzedaż mieszkanie położone piętro wyżej, Konrad bez wahania kupił je, bez targowania. Tym sposobem od kilku lat znów mieszkali praktycznie razem, przedzieleni jedynie stropem.

– Chcesz ze mną o czymś porozmawiać?

– Już mówiłem, że nie.

– Jak sobie życzysz… Wiesz, nie chcę cię do niczego zmuszać, ale ja naprawdę potrzebuję wyjść z domu – oznajmił Kępiński. – Miałem kiepski dzień, posiedziałbym nad Wisłą, posłuchał muzyki… A nie chcę być sam. Nie poszedłbyś ze mną? – To była prawda, miał zły dzień i marzył o tym, żeby napić się piwa, ale z domu chciał wyjść głównie ze względu na przyjaciela. Znał Konrada i wiedział, kiedy ten potrzebował wsparcia, potrafił go również udzielać. Kiedy na ostatnie urodziny kupił mu koszulkę z napisem „Wysoko funkcjonujący introwertyk”, Konrad początkowo ją wyśmiał. Potem jednak nosił ją przy byle okazji; widać było, że prezent sprawił mu przyjemność. Nie miało znaczenia, że Konrad nie był introwertykiem, a w każdym razie nie do końca. Był przede wszystkim złośliwym dupkiem, jak każdy, nad kim w dzieciństwie znęcali się rówieśnicy, a kto wyrasta na dorosłego, od którego coś zależy. Miał przy tym również cały szereg poważniejszych problemów, będących konsekwencją niewłaściwych wyborów, dokonanych u progu dorosłości. Ale, mimo drobnych zastrzeżeń, Piotr musiał przyznać, że Banach się starał. Na przykład nie zrobił nory z własnego mieszkania i nie zahibernował się w nim jak niedźwiedź na zimę, co wcale nie było rzadkością w przypadku samotnych radiologów lub informatyków. – Naprawdę cię proszę, potrzebuję z kimś pogadać.

– Niech zgadnę, znowu ta Wolska? – bardziej stwierdził niż spytał Banach. Problemy miłosne Kępińskiego ciągnęły się od lat. Piotr zakochał się w koleżance z pracy, również lekarce i łudził się nadzieją, że pewnego dnia dziewczyna odwzajemni uczucie. Było to dziecinne, naiwne i tym bardziej nieracjonalne, gdyż wielka miłość Kępińskiego miała już męża.

– Tak – przytaknął Piotr. – Wiesz jak jest… – Zrobił zbolałą minę, choć tak naprawdę w kwestii Marty Wolskiej sprawy przybierały akurat optymistyczny obrót. Przed paroma godzinami dowiedział się, że jej małżeństwo znowu przechodziło kryzys. Miał nadzieję, że tym razem ostateczny. Nigdy nie wątpił w taki przebieg zdarzeń, przewidział to już na ich ślubie. Ten buc nie był jej wart. Zupełnie nie rozumiał, co takiego w nim widziała, w tym nadętym i pewnym siebie bubku. Na szczęście wyglądało na to, że już wkrótce będzie miał go z głowy.

Przyszedł tu, aby podzielić się tą nowiną z przyjacielem, ale na razie musiał z tym zaczekać. Kiedy Konrad zachowywał się tak jak dziś, należało skupić się tylko na nim, cała reszta spraw była w tej chwili mniej ważna. Wiedział, że przeszłość Banacha potrafiła dawać o sobie znać w najmniej spodziewanych momentach. A zresztą, czyja nie potrafiła… W każdym razie nie mógł dopuścić do tego, by dawała znać zbyt głośno.

– Stary, tyle razy ci mówiłem, żebyś dał sobie z nią spokój. Nie jest tego warta. – Banach klepnął Piotra w plecy. – Zbieraj się, wychodzimy. Idziemy na barkę, dzisiaj ja stawiam. Musimy wreszcie znaleźć ci jakąś miłą, normalną dziewczynę.

Redakcja: Ewa Kłosiewicz

Korekta: Anna Kubik

Projekt graficzny okładki: Barbara Kuropiejska

Faros Wydawnictwo

[email protected]

www.farosproza.pl

Wydanie I

Warszawa 2024

ISBN 978-83-970952-2-9

Copyright © by Alicja Horn, 2024

Copyright © for this edition by Faros Wydawnictwo

Warszawa 2024

All rights reserved

ISBN e-book 978-83-964687-9-6

Polecamy również inne bestsellery Alicji Horn

Pozornie różne historie angażują bez reszty parę głównych bohaterów, śledczego Michała Łazowskiego i lekarkę Martę Wolską. W stolicy wybucha epidemia koro – tajemniczych stanów lękowych mężczyzn. Nie wiadomo, skąd się wzięła i dlaczego komuś zależy na podsycaniu paniki. Gwałciciel młodych kobiet, syn wpływowej prawniczki, skutecznie ucieka przed wymiarem sprawiedliwości, podobnie jak notoryczny oszust naciągający emerytów. Czy przestępcy poniosą zasłużoną karę? Jak bumerang wraca sprawa zbrodni sprzed lat. Czy zemsta będzie możliwa?

W Obłędzie intryga goni intrygę, a spektakularne zabójstwa nie przestają zaskakiwać.

W Warszawie giną kolejni lekarze. Czy mieli ze sobą coś wspólnego? Komu mogło zależeć na ich śmierci? Śledztwo prowadzi komisarz Michał Łazowski. Pomaga mu życiowa partnerka, lekarka Marta Wolska. Parę łączy pewna niebezpieczna tajemnica. Ktoś daje do zrozumienia, że ją poznał. Dla głównych bohaterów zaczyna się wyścig z czasem. Po wielu latach więzienną odsiadkę kończy groźny pedofil. Okazuje się, że te z pozoru różne sprawy są ze sobą ściśle powiązane…

Diagnoza to wprowadzenie w mętny świat medycznej fikcji i medycyny alternatywnej. Pokazuje, że na chorych oraz hipochondrykach można zarobić wielkie pieniądze. Dowodzi też, że w tym świecie istnieje zarówno współpraca, jak i konkurencja. Wszystko ma jednak swoje granice...

Para głównych bohaterów, lekarka Marta Wolska i komisarz policji Michał Łazowski, wpada na trop największej afery farmaceutycznej w kraju. Muszą dowiedzieć się, komu i dlaczego tak bardzo zależy na refundacji pewnego leku. I co mają z tym wspólnego sexworkerki oraz chemsex?

Pasożyt ujawnia fascynujące sekrety firm lekowych, szemranych przyszpitalnych fundacji oraz przebiegłych lekarzy, którzy zabijają, zamiast leczyć. Pozwala poznać „od kuchni” świat medycyny i rządzące nim układy.