Stella. Pragnienie wolności - Adrian Bednarek - ebook
NOWOŚĆ

Stella. Pragnienie wolności ebook

Bednarek Adrian

4,5

312 osoby interesują się tą książką

Opis

Czy seryjna morderczyni znajdzie sposób, żeby wydostać się z zakładu psychiatrycznego?

Zamkniętej w sądowym oddziale psychiatrycznym Stelli Skalskiej przyświeca jeden cel – wyjść na wolność. Tylko bowiem za murami zakładu będzie mogła odegrać się na kobiecie, która zniszczyła jej życie.

Stella rozumie, że lekarze nigdy nie wypuszczą seryjnej morderczyni, dlatego kiedy pojawia się jedyna w swoim rodzaju okazja, zrobi wszystko, aby z niej skorzystać.

Nie wie jednak, że ktoś ma wobec niej własne plany, a w mroku zakładu czai się przeciwnik o wiele gorszy niż wszyscy, których spotkała do tej pory. Postawiona pod ścianą będzie musiała walczyć o przetrwanie, a w dodatku ochronić uczucie, które zupełnie niespodziewanie zajmie jej serce…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 372

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (11 ocen)
7
3
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Lewan86

Nie oderwiesz się od lektury

świetna! Trzecia część nie zawiodła!
00
Malwi68

Dobrze spędzony czas

Nieczęsto zdarza się, bym kibicowała seryjnej morderczyni. A jednak Stella Skalska, zamknięta w sądowym zakładzie psychiatrycznym, wzbudziła we mnie więcej emocji, niż powinna. Adrian Bednarek stworzył postać, która jest jak ostrze – brutalna, zimna, ale i hipnotyzująco fascynująca. Stella nie ma złudzeń – nigdy nie zostanie wypuszczona. Wolność może zdobyć tylko na własnych warunkach. To, jak analizuje sytuację, jak metodycznie buduje swoją ucieczkę, sprawia, że momentami zapominałam oddychać. I choć jej motywacja – zemsta – wydaje się prosta, to szybko okazuje się, że nic w tej książce nie jest oczywiste. Największym atutem tej powieści jest jednak nieprzewidywalność. Bednarek bawi się napięciem, podsuwa mylne tropy i pokazuje, że koszmar może mieć wiele twarzy. Stella myśli, że zna zasady tej gry, ale nie spodziewa się, że ktoś rozgrywa ją znacznie lepiej. Gdy na scenę wkracza przeciwnik, który wywołuje dreszcze nawet u niej, tempo przyspiesza, a granica między katem a ofiarą zacz...
00
Kakhime

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka. Polecam
00
Viola0103

Nie oderwiesz się od lektury

Jak za każdym razem czytając książki tego pisarza, nie zawiodłam się...aż żal, że już koniec.
00
martaks331

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zwykle, majstersztyk!
00



Adrian Bednarek

Stella

Pragnienie wolności

Dla Darii

Najwspanialszej kobiety, jaką poznałem

Zabijanie jest jak jazda konna,

nie sposób się tego oduczyć.

Susan Kay

1

Najgorsze wspomnienia przez lata nawiedzały jej myśli, kręcąc się niczym w kołowrotku i zachęcając do sięgnięcia po brzytwę. Ogarnięta niepohamowanym szałem zamordowała siedem osób. Dopiero kiedy zdołała stłumić mordercze pragnienia, oszczędzając życie Emmy Rymut, córki swojego największego wroga, kołowrotek w jej głowie wreszcie się zatrzymał. Pogodzona z samą sobą Stella Skalska znalazła bezpieczną przystań u boku Szymona – rozwodnika, któremu wcześniej świadczyła usługi. Sen o beztrosce nie trwał jednak długo. Zmanipulowana przez matkę Emma zaatakowała, a Szymon okazał się zakochany jedynie w cielesności Stelli, nie dostrzegając jej wnętrza. To doprowadziło do tragicznego finału, w którym oboje musieli zmierzyć się z ostrzem brzytwy.

Będąc w sytuacji bez wyjścia, za ostatnie pieniądze Stella opłaciła prawnika, dzięki któremu zamiast do więzienia, trafiła na bezterminowe leczenie w sądowym oddziale psychiatrycznym o maksymalnym poziomie zabezpieczeń, gdzie naprawdę jej się spodobało. Wreszcie nie musiała świadczyć usług, martwić się o kasę ani o to, co przyniesie przyszłość. Zabijając Emmę, zniszczyła jej matkę, Zuzannę, którą nazywała Poczwarą. Poczuła spokój zbudowany na triumfie.

Tak było, póki do zakładu nie przyszedł list od Zuzanny. Zawierał dowód na to, w co Stella nigdy nie chciała uwierzyć. W dalszej części wiadomości Poczwara chełpiła się przetrwaniem kryzysu po śmierci córki i w ten sposób ogłosiła kolejne zwycięstwo. Obie żyły w niewoli, jedna w szpitalu, druga w więzieniu, ale to Rymut pokonała najgorszy ból i potrafiła wyprowadzić cios. Przez nią Stella znów znalazła się w pułapce. Od tamtej pory bezskutecznie próbowała wyrwać się z zamkniętej codzienności, której zwiastun właśnie się zaczynał.

Otworzyła oczy o siódmej, choć mogła jeszcze spać, bo personel robił pobudkę dopiero o siódmej trzydzieści. Ze snu wyrwały ją nerwowe myśli i promienie wczesnowiosennego słońca, wdzierające się przez zakratowane okno. Wyro najbliżej szyby należało do Stelli. Sąsiednie zajmowała Karola, zniszczona życiem trzydziestosześciolatka, której mąż złamał niejedną kość. Trafiła na oddział po tym, jak podpaliła dom jego kochanki z kobietą w środku. Była spokojna i miła, teraz lekko pochrapywała.

Mniej znośne odgłosy dochodziły z łóżka za Karolą – szybkie uderzenia przypominające cios otwartą dłonią w policzek i towarzyszące temu jęki. Salma właśnie zaliczała poranną masturbację. Miała czterdzieści jeden lat, pucułowate policzki, radosny uśmiech i zaburzone preferencje seksualne, przez które dwa razy zgwałciła swoją nieletnią siostrzenicę. Od pewnego czasu ciągle narzekała, że brakuje jej młodego mięska. Wjechało zdziczenie spowodowane zamknięciem, już nawet nie krępowała się z klikaniem myszki przy innych.

Nie chcąc słuchać paskudnych odgłosów, Stella sięgnęła po discmana. Zawsze słuchała klasycznych, rockowych głosów kobiecych, ulubionych taty. Odtwarzacz wybrał Stan gotowości Lombardu. Dała mu się ponieść i skrobiąc paznokciami dół betonowego parapetu, myślała o tym, co dzisiaj zrobi. Pomysł był ryzykowny, nie gwarantował sukcesu, ale musiała próbować. Monotonność czyniła ją bezradną, a ona nigdy nie akceptowała bezradności. Kontemplację szybko zmącił potężny swąd.

O ile dźwięki wydawane przez Salmę dało się zagłuszyć muzyką, o tyle nic nie było w stanie unieszkodliwić gorzko-mdłego smrodu żarcia fermentującego w jelitach Żanety, które każdego poranka wyrzucała z siebie do wspólnej muszli klozetowej. Kobieta w dawnym życiu potraktowała nożyczkami penis swojego szefa za to, że próbował się do niej dobierać. Teraz goliła głowę na łyso, chętnie uczestniczyła w terapii sportowej, na świetlicy prowokowała dziewczyny z innych sal i ciągle składała prośby o możliwość zrobienia sobie dziary. Przypominała Stelli mamę.

Ostatnią ze współlokatorek była Doris. Dwudziesto-trzylatka, która odrąbała tasakiem dłoń matki alkoholiczki. Miała czujne spojrzenie jasnozielonych oczu, żylastą sylwetkę, pióro wytatuowane na szyi i ciemne włosy, zawsze związane w kucyk. Podziwiała Stellę i uwielbiała z nią rozmawiać. Stella natomiast lubiła słuchać. Świadomość, że ktoś mógł mieć tak samo źle, a czasami nawet gorzej, zawsze poprawiała humor. Dziś Doris wstała przedwcześnie, o czym świadczyło namolne tyrpanie, jakie Stella poczuła na stopie.

– No? – Poirytowana zdjęła słuchawki. – Chciałaś o coś zapytać?

– Cześć, Lalka. – Doris użyła pseudonimu, jaki koleżanki nadały jej ze względu na wygląd. – Czemu ostrzysz szpony? – Dziewczyna zauważyła jej intensywne piłowanie pazurów o parapet.

– Brzydkie mam, a szansa na pilnik dopiero w przyszłym tygodniu. – Rzeczy uznawane za niebezpieczne dostawały do użytku nad wyraz rzadko, ale nie dlatego skrobała podokiennik. – Poza tym muszę coś robić, bo nie da się spać w tym smrodzie!

Podniosła się z łóżka wnerwiona monotonią kolejnego poranka. Od pewnego czasu wszystko ją tu drażniło, odczuwała coraz większą pogardę dla zakładu. Stella potrzebowała własnego miejsca do spania, przestrzeni, błyskotek oraz intymności. Już chyba nawet wolałaby obsługiwać tirowców za drobne, niż tkwić w tym łagrze.

– Która dzisiaj sprząta koryto?! – Przebiegła wzrokiem po współpacjentkach.

Żaneta wracała z odgrodzonego niską ścianką kibla ubrana w pomarańczowy komplet dresowy. Chodziła tylko w takim kolorze, wkręcając sobie, że jest niebezpieczną więźniarką z amerykańskiego filmu. Salma opuściła dół koszuli nocnej i usiadła na skraju łóżka, żeby przepić orgazm niegazowaną wodą. Karola niespiesznie otworzyła oczy, w ogóle się nie ruszając, a Doris, odziana w różową piżamę, stanęła obok Stelli niczym adiutant przy generale. Zawsze tak do niej przylatywała.

– O ile mnie pamięć nie myli, czas na Samogwałtkę. – Stella po chwili zastanowienia zwróciła się do Salmy: – Mogłabyś zrobić to już teraz? Będzie z głowy i przestanie śmierdzieć!

Toaletę sprzątały wszystkie poza Stellą, która była nieformalną liderką w ich łagrze. Status seryjnej morderczyni gwarantował przywileje, a wszystkie słyszały o jej czynach. Policja przypisała Brzytwiarce pięć morderstw. Oskalpowanie twarzy nastoletniej prostytutki, identyczne potraktowanie córki lekarza, zdarcie skóry z Emmy Rymut, poderżnięcie gardła dawnemu klientowi, a także swojemu facetowi i kilkuletnia nieuchwytność robiły wrażenie. Reszta dziewczyn nie miała do niej podjazdu.

– Nie zamierzam niczego sprzątać. – Salma podniosła się, stękając przy tym ociężale. – Ani teraz, ani później, ani już nigdy. – Zrobiła kilka kroków w przód, pokonując niewielką odległość, jaka je dzieliła. – Przynajmniej dopóki ty też nie zaczniesz szorować naszego tronu. – Chrząknęła z obrzydzeniem. – Styka mi twojego panoszenia się.

– Fikasz? – Stella przejechała pazurami po wewnętrznej stronie dłoni, sprawdzając ich ostrość. Była odpowiednia. – Chcesz trafić do kolekcji Brzytwiarki?

Przypomniała sobie swój krótki pobyt w bidulu. Tam była zagubiona, jeszcze nie umiała sobie radzić, przez co często obrywała. Tu nie mogła dopuścić do podobnej sytuacji. Lekko uniosła prawą rękę, serce biło jej szybko, rogowe osłony palców lewej dłoni wślizgnęły się pod koszulę nocną i zaczęły drapać po udzie. Nogi zmiękły, jakby na siłę próbowały usadzić ją z powrotem na łóżku. Rozdrażniona Stella zaczynała toczyć walkę z samą sobą.

– Obie ci fikamy. – Przy Salmie pojawiła się Żaneta. – Nie podoba nam się twój immunitet. Proponujemy postawić między nami znak równości, a najlepiej… – Zwinnym ruchem chwyciła Doris za kucyk i pociągnęła w dół, rzucając na łóżko. – Zgańmy obowiązki na Tasak! Ona jest posłuszna!

Młoda natychmiast wstała. Nie próbowała oddawać, ustawiła się przy Stelli z zadziorną miną, jakby czekała na rozkaz.

– Decyduj, jak robimy, bo starczy nam obecnych układów. – Żaneta skrzyżowała ręce na piersiach. – A skoro rozmawiamy… Może któraś jeszcze chce złożyć jakiś postulat?

Dawna euforia spowodowana tym, że trafiły na oddział zamiast do pierdla, minęła. Zastąpiło ją znużenie jednostajnym funkcjonowaniem we wspólnym towarzystwie. Z każdym dniem łagier coraz bardziej zaczynał przypominać prawdziwe więzienie. Miały dosyć siebie nawzajem, walka o zmianę układu pozostawała kwestią czasu. I ten czas właśnie nadszedł.

– Ja mam postulat. – Salma uniosła dłoń, jakby zgłaszała się do odpowiedzi. – Przydałby mi się romansik, a wy dwie jesteście najładniejsze. – Dotknęła ramienia Stelli, nieświadomie pobudzając jedno z najgorszych wspomnień.

2

Wspomnienie uderzyło do głowy siłą małpki czystej wypitej na kilka łyków. Stella zobaczyła wujka, który też mówił jej, co ma robić, i poczuła nieprzeniknioną potrzebę utrzymania pełnych możliwości decyzyjnych. Jej ciałem wstrząsnęły dreszcze, zachęcając do usunięcia zagrożenia, które próbowało zmusić ją do darmowej pracy. Miała ochotę wbić pazury w oczy zboczonego babska i dociskać do jej czaszki tak długo, aż ta wyzionie ducha.

– Lalka, wyluzuj, żartowałam. – Salma cofnęła się o krok, widząc, jak plastycznie Stella okazuje emocje. – Dla mnie i tak masz za duży przebieg.

Brzytwiarka znajdowała się na skraju eksplozji. Chwytając ostatnią racjonalną myśl o tym, co ma dziś w planach, wbiła paznokieć w swoje udo, rozcinając skórę. Nie zagłuszyło to niewłaściwych chęci, ale wystarczyło do pomyślenia o konsekwencjach impulsywnego ataku na współpacjentkę.

– Jestem wyluzowana – odparła, głośno wydychając powietrze. Udo pulsowało w rytmie uspokajającego bólu, po czole spływał gęsty pot. – To wy chcecie się bić przy nagrajkach. – Wskazała kamerę zamontowaną nad wejściem. – Uwalą za to każdą, a chyba zapomniałyście, że mam najmniej do stracenia.

Długoterminowym celem leczenia było zakończenie detencji i ustalenie, jak pacjentka mogłaby żyć po wyjściu na zewnątrz. Wszystkie oprócz Stelli miały szansę na to lub co najmniej na transfer do oddziału o niższym poziomie zabezpieczeń.

– Nie chcemy się bić. Przedstawiamy ci ofertę i czekamy na decyzję. – W oczach Żanety widać było chęć walki. Regularne ćwiczenia, leki, ciągła potrzeba wydzielania endorfin, wszystko to skutkowało nadmiarem energii, której nie miała gdzie wyładować. Przypominała wstrząśnięty napój gazowany, coraz śmielej wypychający swoją siłą nakrętkę. – Poważne negocjacje odbędą się po zmroku – dodała z przekąsem.

Kamery monitorujące salę nie miały trybu nocnego ani rejestratora dźwięków. Stwarzało to pacjentkom namiastkę prywatności. Sztuczną, bo obserwujący je strażnicy w każdej chwili mogli zdalnie włączyć światło. Wystarczyło wcisnąć odpowiedni guzik.

– Ty też masz coś przeciwko obecnym układom, Karola? – Stella zwróciła się do podpalaczki, z której zdaniem liczyły się wszystkie.

– Zajmuję pozycję neutralną – odparła leniwie kobieta, nie podnosząc się z łóżka. – Ustalcie, co chcecie, dostosuję się.

– Odpuszcza, bo ma szansę na przywileje drugiego poziomu, a to dla niej ważniejsze. – Żaneta spojrzała na nią z niekrytym wstrętem. – Lamuska.

Na oddziale obowiązywał system przywilejów dających pacjentkom ponadstandardowe udogodnienia. Nagradzano te, które przestrzegały regulaminu, miały prawidłowe relacje z innymi osobami, a także brały aktywny udział w terapii. Karola jako jedyna z ich piątki wysilała się niczym szkolna prymuska i nigdy nie łamała zasad.

– Tu i tak sprzątam mniej niż w domu, a chciałabym wreszcie zjeść coś dobrego. Nie zrozumiecie, dajcie mi spokój… – Obróciła się na drugi bok.

Jednym z przywilejów była możliwość przygotowania posiłków z własnych produktów. Dało się również wywalczyć korzystanie z własnego sprzętu elektronicznego, a nawet odwiedzanie pacjentów z innego oddziału. Stelli nie zależało na żadnej z tych rzeczy. Żeby kupić produkty, trzeba było mieć szmal lub bliskich, którzy go dostarczą. Nie miała ani pierwszego, ani drugiego. Podstawowe sprawy zapewniał szpital, część ciuchów zachowała z dawnego życia, część dostała od lekarza prowadzącego. Drobne przyjemnostki, jak małpka od czasu do czasu, gumy do żucia czy discman, załatwiał Mirosław, zaprzyjaźniony pielęgniarz.

– Tia, wielkie mi względy. Żarcie, tranzystorki i oglądanie czubków niższego sortu… – zadrwiła Salma. – Gdyby pozwolili zamówić dziwkę, to byłoby coś! Bez urazy, Lalka. – Zorientowawszy się, że wypluła o jedno słowo za dużo, szybko podreptała na swoje łóżko.

Stella tylko prychnęła. Wściekłość mijała wraz z przekonaniem, że dziewczyny jedynie badają teren. Główny akt planowały nocą. Nie wiedziały, że jej już tutaj nie będzie.

– Przemyśl sprawę. – Żaneta nie przestawała naciskać. – Możemy zrzucić obowiązki na młodą i mieć wyjebane lub popaść w konflikt. Twój wybór.

– Ja też mam coś do powiedzenia. – Doris odzyskała język w gębie. Rzadko rozmawiała z kimkolwiek oprócz Stelli.

– Tyle, na ile pozwoli ci twoja pani… – Żaneta odwróciła się na pięcie. – A raczej trzyma cię krótko – dodała śpiewnym tonem.

Brzytwiarka kątem oka obserwowała zmiany, jakie zachodzą w sprowokowanej Doris. Czujność, która zawsze gościła w jej oczach, sugerując, że ma się na baczności, ustępowała miejsca pogardzie. Żyły jedna za drugą wyskakiwały na drobnym ciele niczym krosty przy opryszczce. Oddech przyspieszył, małe piersi unosiły się rytmicznie, nozdrza miała poszerzone, palce obu dłoni zaciskała i rozluźniała jak podczas treningu z piłeczką. Podobnie musiała wyglądać tuż przed tym, gdy odrąbała matce dłoń.

– Zaraz ci pokażę… – wycedziła, ruszając w stronę Żanety.

Stella od razu złapała ją za bark, przyciągając do siebie.

– Zbastuj – szepnęła. – Odpierniczysz coś i zaprzepaścisz swoją szansę. – Chętnie zobaczyłaby, co zrobi z Żanetą, tylko akurat nie dziś. Dziś potrzebowała spokoju.

– Masz rację… – Młoda rozluźniła mięśnie. – Jak się postaram, wkrótce będę wolna.

Doris nie była szaloną morderczynią, prędzej ofiarą załamania nerwowego. Ciężko i uczciwie pracowała, żeby uwolnić się od zachlanej matki, a ta zaczęła ją okradać. Dlatego pękła i w nerwach sięgnęła po tasak, co przemawiało na jej korzyść w walce o wyjście z zakładu. Minusem był fakt, że matka zdążyła się wykrwawić, zanim przyjechała pomoc.

– Ale nie dam z siebie zrobić sprzątaczki – dodała, patrząc na Stellę ponurym wzrokiem. Chyba liczyła, że Brzytwiarka się za nią wstawi. – Zbyt wiele naszarpałam się z…

Dźwięk przesuwanych rygli w zamku nie pozwolił dokończyć myśli.

Wybiło wpół do ósmej. Łagier został otwarty. Do ponownego zamknięcia dochodziło o dwudziestej pierwszej, godzinę później gasili światła.

– Drogie panie! – krzyknął pielęgniarz stojący po drugiej stronie drzwi. Stella kojarzyła ten głos. Władczy gbur, który nie znosi swojej pracy. – Wstajemy i bierzemy się za realizację planów!

– Najgorszy będzie początek… – Karola stęknęła, jakby to, co ją zaraz czekało, stanowiło torturę równą dwunastogodzinnemu marszowi. – Potem z górki.

– Tobie akurat się przyda, trochę się naoliwisz – zripostowała Żaneta. – Jesteś młodsza ode mnie, a zachowujesz się jak babcia.

– Kości ma stare, za często je łamali – rzuciła Salma.

Ożywiona dyskusja świadczyła o tym, że wszystko wraca do normy. Po otwarciu drzwi nie wypadało skakać sobie do gardeł, groziło to zastosowaniem środków represyjnych, w tym izolatki. Słuchając współpacjentek, Stella włożyła luźny T-shirt oraz krótkie spodenki bokserskie. Standardowo w kolorze czarnym. Wysokimi skarpetami zakryła blizny po samookaleczaniu, zdobiące dolną część lewej kości piszczelowej, wsunęła klapki i wyszła zmierzyć się z kolejnym dniem w zamknięciu.

Zaczynał się od obowiązkowej piętnastominutowej gimnastyki. Potem zjadły śniadanie, a po posiłku poszły na wyznaczone ćwiczenia. Stellę dziś czekała terapia zajęciowa służąca odreagowywaniu negatywnych emocji i nauce alternatywnych sposobów spędzania wolnego czasu. W jej ramach miała do wyboru kilka treningów, między innymi malarski, plastyczny, krawiecki, a nawet kulturalny. Wybrała krawiecki. W trakcie zajęć mogła dotykać igieł i nożyczek. Lubiła ostre przedmioty. Uspokajały ją.

Po ćwiczeniach zjadła obiad i miała czas wolny. Spędzała go na świetlicy z discmanem, słuchając w kółko Para goni parę. Salma z Żanetą trzymały się od niej z daleka, Karola też nie miała chęci dyskutować. Wyjątek mogła stanowić Doris, ale akurat dziś poszła na obowiązkowy trening rozwiązywania problemów międzyludzkich i komunikowania się w niekorzystnych warunkach. Niby Stella miała spokój, ale im bliżej było wyznaczonej godziny, tym większy odczuwała stres. Myślami wciąż wracała do Poczwary.

W swoim liście Rymut pisała o obłędzie, do którego Stellę doprowadzi świadomość, że to wujek, bez skrupułów wychowujący ją na prostytutkę, był jej biologicznym ojcem, a mama ukrywała to przed nią aż do śmierci. Nie pomyliła się. Wiadomość momentalnie odbudowała kołowrotek, a dawne dramaty znalazły się w cieniu bieżącego. Ból mieszał się ze złością, nienawiść z żalem, najgorsze jednak były niemoc i poczucie klęski. Tylko wolność mogła zapewnić Stelli ostateczny triumf. Poczwara nie miała już nic do stracenia, jedyne, co mogło ją zniszczyć, to szczęście odwiecznego wroga. Tyle że Stella wciąż nie znalazła sposobu na ucieczkę. Liczyła, że dziś wreszcie nastąpi przełom.

– Skalska, doktor czeka. – Nerwową samotność przerwał pielęgniarz. Jego słowa odczytała z ruchu warg.

– Odniosę tylko odtwarzacz. – Zdjęła słuchawki i podążyła do sali. Wysoki, krępy zjeb nie odstępował jej na krok. – Umyję jeszcze łapki. – Stanęła nad umywalką, odkręciła wodę i przyjrzała się swojemu odbiciu w plastikowym lustrze.

Spojrzenie koniakowych oczu nieustannie intrygowało, dołeczek na brodzie czynił ją słodką, a niewielkie wgłębienie nad lewą brwią dodawało uroku. Lekko zadarte wargi potrafiły uwodzić, gdy tylko się uśmiechnęła; gdy się złościła, przypominała zarozumiałą damulkę. Bledsza niż w dawnych czasach skóra kontrastowała ze wspaniałymi włosami w kolorze zimny blond. Ciągnęły się już prawie do lędźwi. Zapuściła je, bo fryzjerka w ośrodku to była porażka. Piersi wciąż utrzymywały poziom. Dawne krągłości przez brak poważnego ruchu stały się kanciaste, co ją odmładzało. Miała trzydzieści lat, a wyglądała na kilka mniej. Przy metrze osiemdziesiąt wzrostu przypominała modelkę. Uroda stanowiła jej dar. Jedynym miejscem, w którym nie działała, był gabinet ordynatora Oliwera Badury.

3

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

ZMUSZONA DO PROSTYTUCJI NASTOLATKA PRÓBUJE ODKRYĆ PRAWDĘ O ŚMIERCI SWOJEGO OJCA

Stella Skalska już jako nastolatka zostaje zmuszona przez wychowującego ją wujka do zarabiania własnym ciałem. Mężczyzna traktuje ją jak inwestycję i uważa, że taka jest cena za zabranie jej z bidula, utrzymanie i dach nad głową. Nie mając wyjścia, dziewczyna szybko przystosowuje się do okoliczności, a jednocześnie próbuje uwolnić się od opiekuna i zacząć żyć na własnych zasadach. Gdy jeden z klientów przypadkowo budzi jej ciemną stronę, dochodzi do dramatu. Przerażona własnymi czynami, Stella postanawia wrócić do rodzinnego miasta i rozliczyć się z przeszłością. Jednak w poszukiwaniu swojego największego wroga będzie potrzebowała pomocy kogoś bliskiego, kogo również obwinia o swoje krzywdy.

Polecamy również:

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35

Stella. Pragnienie wolności

ISBN: 978-83-8373-615-0

© Adrian Bednarek i Wydawnictwo Zaczytani 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Zaczytani.

REDAKCJA: Jędrzej Szulga

KOREKTA: Emilia Kapłan

OKŁADKA: Michał Duława

GRAFIKA: Pavel Kriuchkov | Shutterstock.com

Valentin Salja | Unsplash.com

Wydawnictwo Zaczytani należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://zaczytani.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek