Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W świecie pełnym mrocznych sekretów, granice zemsty nie istnieją
Stella Skalska, uwięziona w cieniu mrocznej przeszłości i targana niekontrolowanymi morderczymi pragnieniami, nie potrafi zdecydować się na opuszczenie rodzinnej Częstochowy. Tu bowiem, wśród ulic, które zna jak własną kieszeń, ukrywa się osoba, której zabicie mogłoby przywrócić jej spokój. Stella wie jednak, że kolejna zbrodnia uczyniłaby ją główną podejrzaną w śledztwie dotyczącym seryjnego mordercy znanego jako Brzytwiarz.
Prowadzi więc życie pełne rozrzutności i luksusu, próbując zagłuszyć swoją samotność i ciemne myśli. Gdy pojawia się tajemniczy klient z nietypowym, lecz kusząco opłacalnym zleceniem, postanawia zaryzykować. Nie zdaje sobie sprawy, że zarówno klient, jak i obiekt zlecenia skrywają mroczne sekrety, a jeden z nich łączy się bezpośrednio z jej największym wrogiem.
Wkrótce Stella zostaje wplątana w sieć intryg, która zmusi ją do walki o przetrwanie. Stanie przed wyborem: poddać się żądzy zemsty czy odnaleźć w sobie siłę, by stawić czoła przeciwnościom i rozbudzonym pragnieniom. W tej grze na śmierć i życie, będzie musiała skonfrontować się nie tylko z groźnym przeciwnikiem, ale również z własnymi słabościami.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 389
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Adrian Bednarek
Stella
Oblicza zemsty
Dla Darii
Dziękuję za każdą wspólną chwilę
Mroczne myśli to jak narkotyk –
trudno się z nich uwolnić.
Sylvia Plath
Klient stresował się, jakby pierwszy raz zobaczył półnagą kobietę, choć z pewnością tak nie było. Świadczyła o tym mocno porysowana obrączka. Po jego czole spływały gęste krople potu, bynajmniej nie przez czerwcowy upał. W mieszkaniu klimatyzacja chodziła na pełnych obrotach, więc to stres wyciskał go jak gąbkę. Zamykając drzwi, omal nie upuścił butelki prosecco. Stella znała ten typ klienta, nazywała go Debiutantem.
Facet po czterdziestce, przyzwyczajony do wypełniania domowych obowiązków. Wierny, usłużny, zmęczony życiem rodzinnym. Przykładny mąż i wzorowy tatuś, który idąc przez miasto, gapi się na młode panny niczym zboczeniec w parku. Zapisuje w pamięci ich ciała, a gdy domownicy zasną, sprawia sobie ulgę na kiblu. Typowy pantofel, który od wielu lat nie dotykał innej niż żona i wreszcie pękł.
– Podobam ci się? – spytała flirciarskim tonem, chcąc zresetować zawieszonego klienta.
Metoda przyniosła efekt. Debiutant przestał lustrować panele podłogowe i powiódł wzrokiem wzdłuż jej ciała. W jego oczach widać było narastający apetyt. Nic dziwnego. Stella traktowała swoje ciało jak produkt, który w wieku dwudziestu sześciu lat osiągnął szczyt jakości. Szczupłe nogi, lekko zaokrąglone uda, minimalnie odstający tyłek, powabne piersi i włosy koloru zimny blond. Przy metrze osiemdziesięciu wzrostu przypominała modelkę. Zjawiskową urodę uzupełniał dołeczek na brodzie, oczy w kolorze koniaku i małe wgłębienie nad lewą brwią.
– Mhm… – mruknął, uważnie przyglądając się czarnej bieliźnie, którą miała na sobie.
Napisał do niej wczoraj. Zgodnie z procedurą weryfikowania nowego klienta zaproponowała dwie opcje. Mógł wypić z nią kawę w miejscu publicznym lub przelać zaliczkę BLIK-iem. Skorzystał z drugiego rozwiązania. Wysłał dwie stówki, chwilę później zadzwonił. Chciał się upewnić, czy kasa przeszła, czy na pewno zachowają dyskrecję i czy nie przeszkadza jej, że przyniesie swoje gumki. Dzisiaj też dzwonił potwierdzić, że wszystko jest w porządku. Był wystraszonym paranoikiem.
– Dla ciebie… – Wyprostował dłoń z butelką. Trzęsła się tak bardzo, że jeszcze chwila, a bąbelki wypchnęłyby korek. – Ja nie będę pił, ale jeśli chcesz, nie musisz się krępować.
– Ja też nie. – Profesjonalistka nigdy nie napiłaby się przy kliencie. – Ale doceniam gest. – Postawiła flaszkę na szafce przy drzwiach. – Teraz, jeśli pozwolisz, dopięłabym formalności – zasugerowała delikatnie.
– Ach tak! Oczywiście! – Wsadził łapsko do kieszeni sztruksowych spodni. – Proszę. – Wyciągnął banknoty, odliczył pięć stówek i położył przy butelce.
– No to zapraszam. – Stella chwyciła go za dłoń i poprowadziła do sypialni wyćwiczonym krokiem, który miał dodatkowo go pobudzić.
Wiedziała, że im bardziej się nakręci, tym szybciej dojdzie, a Debiutant, w odróżnieniu od stałych bywalców, nie miał pojęcia, że przy takiej stawce można żądać pełnej godziny bez względu na liczbę spełnień. Raczej nie rozpytywał kumpli ani nie szukał porad na forach. Już sama droga od fantazji do realizacji musiała być długa i męcząca. Pewnie latami męczył się z prozą życia i coraz dosadniej odczuwał przesyt kobietą, która niczym już nie mogła go zaskoczyć. Uświadamiał sobie nieuchronność przemijania i w końcu doszedł do wniosku, że albo zrobi to teraz, albo już zawsze będzie tylko fantazjował. Na pewno było go stać na Stellę. Świadczył o tym atlantic za dwa patyki, kraciasta koszula tommy’ego i buty od santoniego.
– Jak się dzisiaj czujesz? – zagaił, kompletnie ją tym zaskakując. Zwykle klienci nie pytali o bzdury. – Miałaś dobry dzień?
Zajebisty, tylko dwóch. Pierwszy zażyczył sobie długaśny striptiz, drugi leżał i kazał się ujeżdżać przez godzinę. W sumie wysiłek jak na fitnessie, a jeszcze mi za to zapłacili – pomyślała.
– Dzień minął w oczekiwaniu na ciebie – odparła tonem kokietki, zamiast podzielić się szczerością. – Jestem bardzo wygłodniała, sam sprawdź. – Puściła jego rękę, rzuciła się na łóżko i ułożyła na plecach, lekko rozchylając nogi.
Debiutant gapił się na jej majtki z ciekawością lekarza chorób kobiecych, który koniecznie musi kogoś przebadać. Stella ledwie powstrzymywała śmiech. Dawno nie obsługiwała równie speszonego faceta. Ostatni czas to wysyp wytrawnych klientów. Nadziani goście wybierali ją dzięki pochwałom na portalu z anonsami, a potem chcieli wracać, bo była najlepsza. Wujek przygotowywał ją do pracy od dziewiątego roku życia. Zanim go zabiła, zdążył ją wiele nauczyć.
– Rozbiorę się, dobrze? – Debiutant zastygł z palcami zaciśniętymi na guziku koszuli. Czekał, aż Stella udzieli mu pozwolenia. W życiu codziennym musiał regularnie pytać żony o zgodę.
– To twój czas, właśnie ucieka.
Jej słowa podziałały jak komenda. Koleś szybko rozpiął koszulę. Stelli ukazała się zapadnięta klatka piersiowa i wklęsły brzuch pokryty ciemnymi włosami. Nie miał grama mięśni, wyglądał maksymalnie przeciętnie. Spodnie ściągał powoli, zerkając na nią, jakby się bał, że zaraz go opieprzy. Jego nogi były tyczkowate, bladą skórę pokrywało jeszcze więcej włosów. Stopy miał ogromne. Było to jedyne miejsce, które natura obdarzyła solidnym rozmiarem. Sądząc po wybrzuszeniu w slipkach, dysponował czymś, co jeszcze bardziej zaburzało jego poczucie własnej wartości.
– Jestem Arnold. – Ukłonił się w idiotycznym geście. Dżentelmen bez gaci… – Ale chyba już to wiesz po BLIK-u. – Wiedziała. – Co teraz? – spytał, stojąc jak kołek wbity w podłogę.
– Zależy, na co masz ochotę… – Przejechała paznokciami wzdłuż swojego brzucha. Środkowy i wskazujący wsunęła za majtki. – Jestem twoją fantazją, wykorzystaj ją.
Debiutant wreszcie się przełamał i ściągnął slipki. Jego gruba, nieduża kuśka kojarzyła się z serdelkiem. Chyba nawet nie stała w pełnej gotowości. Arnold miał problem z koncentracją, stres też robił swoje, co finalnie mogło zwiastować dłuższą pracę.
– Gotowy – oznajmił wprost przeciwnie do jej przypuszczeń.
– No to chodź…
– Jeszcze gumka! – Sięgnął do spodni po prezerwatywę, po czym klęknął na łóżku. Lekko pobladł, sprawiał wrażenie chłopca, który zaraz się rozpłacze. – Zwykle nie korzystam z tego typu rozrywek… – powiedział, nieudolnie próbując rozerwać opakowanie. – Sam nie wiem, co mnie skusiło, chyba ostatnio jestem samotny. Wiesz, mnie nikt nie pyta, jak się czu…
– Daj mi to! – przerwała mu w pół słowa, wyrywając gumkę. Zębami rozerwała aluminium, wyjęła kondom i zwinnym ruchem ubrała klienta. Pod wpływem jej dotyku serdelek urósł.
Ośmielony pierwszym poważniejszym kontaktem Debiutant podążył dłońmi do majtek i zsunął je powoli, gapiąc się na jej narzędzie pracy.
– Jesteś przepiękna…
W jego głosie dało się słyszeć gorycz. Wywołała go świadomość, że to, co się dzieje, to iluzja. Zapłacił, przeżyje ekstazę, a po wróci do żony, pobawi się z dziećmi, może wypije kieliszek wina, a gdy wszyscy zasną, odda się wspomnieniom na kiblu.
– Genialna. Niezwykła. Idealna – prawił komplementy, gładząc uda Stelli. – Mogę? – Wypiął biodra i przejechał serdelkiem po jej pachwinie.
– Tylko tego mi potrzeba… – zamruczała w sposób, jaki pobudzał wszystkich klientów. Każdy musiał czuć się z nią wyjątkowy. Tylko wtedy istniała szansa, że wróci.
– Mnie też! – Wsadził łapę pod jej tyłek, naparł na nią i złączył ich w jedność.
Stella jak zwykle od razu przestawiła myśli na zobojętnienie. Rok temu minęła dekada, odkąd zaczęła pracować. Klienci dawno przestali wzbudzać w niej jakiekolwiek emocje. Poza paroma wyjątkami, ale teraz do nich nie wracała. Z jej gardła wydobywały się dźwięki świadczące o euforii, ciało wykonywało ruchy, jakie naprawiłyby impotenta, ale głowa znajdowała się daleko. Wędrowała myślami do łazienki, konkretnie do otworu wentylacyjnego, za którym stała pułapka na szczury, a za nią skrzynka z forsą. Obliczała, ile dokładnie udało jej się odłożyć przez ostatnie trzy lata po śmierci mamy. Niby liczby znała na pamięć, ale to właśnie one ją motywowały. Forsa stanowiła nagrodę za ciężką harówę, a sama praca ucieczkę od…
– Zuza! Zuza! – Z krainy sum i zobojętnienia wyrwał ją dyszący głos Debiutanta. – Wreszcie jesteś moja, Zuza!
W pierwszej chwili myślała, że słuch ją zawodzi. W drugiej myśli kręciły się już niczym kołowrotek, w którym biega chomik. Przęsła przeskakiwały jedno za drugim, przerzucając ją po dawnych dramatach. Wszystkie zaczęły się od Zuzanny Rymut, Poczwary. Stella zrobiła się sztywna i cicha.
– Zuza to moja koleżanka z pracy – oznajmił zdyszanym tonem Debiutant, który zauważył zmianę jej nastroju. – Nie znoszą się z moją żoną, a ja zawsze na nią leciałem. Pobawimy się tak, dobra? – Ruszył dalej, nie czekając na odpowiedź.
Znów wydawała z siebie machinalne jęki, choć nie miała już szans na zobojętnienie. Serdelek ciął ją od wewnątrz, jakby zmienił się w tarczę do krojenia drewna.
– Szkoda, że ta nadęta dzida nas nie widzi! Mamy w sobie tyle pasji! – ryczał do jej ucha Debiutant. – Ona przy nas jest nikim!
Słuchając jego wycia, przypomniała sobie, że tata musiał mówić podobne rzeczy Zuzannie, kiedy ją pieprzył, niszcząc swoją rodzinę. W głowie Stelli pojawił się przenikliwy ból. Przypominał ruchy drapieżnego ptaka, chcącego za wszelką cenę uwolnić się z klatki. Dziobał ją i drapał, zdzierając kotarę, za którą ukryła obrzydliwości tamtego dnia. Stawały się coraz bardziej widoczne i namacalne. Romans taty z Poczwarą odbywał się teraz w jej mieszkaniu, w jej miejscu pracy, a ona w nim uczestniczyła. Organizm puchł, jakby wpuszczano w nią powietrze kompresorem. W prawej dłoni pojawiło się świerzbienie.
Serdelek raniący ciało i odsłonięte wspomnienia wspólnie wytworzyły nienawistną chcicę, której powrotu obawiała się najbardziej. Klient, zatracony w korzystaniu z jej usług, nawet nie zauważył, że dłoń Stelli zniknęła z jego pośladków. Dotknęła stelaża przy materacu w miejscu, gdzie ukryła brzytwę.
Stella czuła się jak warzywo z tylko jedną sprawną częścią ciała – świerzbiącą dłonią. Reszta była wyłączona, nie licząc mózgu oraz gardła, które wypluwało jęki niczym automat. Palce wślizgnęły się w szeroką szczelinę między materacem a stelażem łóżka. Wskazujący dotknął brzytwy, przypominając, że nic nie ściera wspomnień skuteczniej niż ostre przedmioty. W takich chwilach konsekwencje nie istniały, liczyła się chęć połączenia krawędzi tnącej z gnębiącym problemem.
– Zuza! Uwielbiam cię!
Debiutant wykrzykiwał parszywe imię Poczwary, a trzy palce Stelli dotykały już rączki. Brzytwa wisiała na specjalnych haczykach wbitych w wewnętrzną część stelaża. Trzymała ją tam na wszelki wypadek, gdyby trafił się klient świr. Próbując wyciągnąć narzędzie, kciukiem przejechała po chłodnej skórzanej powierzchni stykającej się z brzytwą. Powierzchni, której nie powinno tam być. Kontakt z tą rzeczą sprawił, że kołowrotek przerzucił ją do innego wspomnienia. Trwało sekundę, może dwie, ale wystarczyło, żeby rozjaśnić myśli.
Opierając się paskudnej chcicy, Stella ścisnęła pasek nie swojego zegarka, wyjęła go ze szczeliny i z impetem przyłożyła Debiutantowi w łeb. Zrobiła to tak mocno, że sikor wypadł jej z ręki.
– Co jest, kurwa?! – krzyknął kompletnie zaskoczony. Wykonał przy tym nerwowy ruch, dociskając serdelek do jej wnętrza, jakby chciał ją ukarać. – Pojebało cię?!
Jego jazgot sprawił, że Stellę ogarnęła wściekłość. Dłoń ciągnęła w kierunku stelaża, jakby wpadła w morskie prądy. Zmysły podpowiadały, że należy chwycić za brzytwę. Walczyła z nimi, szukając skórzanego paska. Miała nadzieję, że pozwoli jej odzyskać tamto otrzeźwiające wspomnienie.
– Perełko… – Arnold zwrócił się do niej ksywką z anonsów. Już nie był zły, brzmiał troskliwie. – Nie wiem, co ci odbiło, ale nie wspomnę o tym w opinii, tylko kontynuujmy, czas ucieka. – Zaczął ją posuwać z pełnym zaangażowaniem.
Jej chcica rosła, wraz z nią wściekłość i nienawiść. Coraz trudniej było się opanować, dlatego mocno zagryzła dolną wargę. Ból sprawił, że ręka sama się wyprostowała i palce trafiły wreszcie na skórzany pasek. Leżał za jej kolanem. Złapała go, wmawiając sobie, że to rączka od brzytwy.
– Może zmienimy pozy… – Zziajany klient urwał w pół słowa, gdy przywaliła mu metalową kopertą w twarz.
Od razu zaatakowała ponownie, trafiając go w szyję. Jej drobna ręka nabierała coraz większej mocy. Uderzyła w oko i brodę. Skórzana powierzchnia paska pozwalała oszukiwać myśli, ale była to chwilowa symulacja. Kołowrotek ciągle przerzucał Stellę między dwoma wspomnieniami.
– Przestań! – Debiutant rozłączył ich ciała i sturlał się na podłogę. – Co ty odwalasz?! – Stanął przed nią w samej prezerwatywie, która zdawała się kurczyć na równi z serdelkiem.
Stella wciąż leżała, kierując wzrok ku szczelinie. Myśli podążały w tę samą stronę. Ściskała pasek tak mocno, że paznokcie zaczęły żłobić w nim dziury.
– Spierdalaj stąd… – bezradny dźwięk opuścił jej gardło. – Słyszysz?! Spierdalaj, zanim będzie za późno! – ryknęła sfrustrowana.
– Za późno na co? Powiedz mi, o co cho…
– Bierz swój szmal i się wynoś!
Walcząc z żywiołem ciągnącym do brzytwy, zeskoczyła na podłogę i od razu zaczęła tłuc Debiutanta zegarkiem. Czuła paskudną bezsilność, gdy zamiast widoku krwistych mazi słyszała tylko śmieszny odgłos małej metalowej powierzchni trafiającej w jego czaszkę. Klienta to nie bolało, nawet nie próbował się bronić. Przesuwał się tylko do tyłu.
– No idź już stąd! – Kopnęła go w piszczel. – Wypad!
– Dobrze, dobrze, dotarło…
Schylił się po ciuchy. Stella zdzieliła go zegarkiem w plecy. Wiedziała, że rzuci się na brzytwę, jeśli tylko przestanie go gnębić.
– Daj mi się chociaż ubrać! – Niezdarnie zaczął wkładać slipki, zostawiając na sobie prezerwatywę.
– Nie tu! – Uderzyła go busolą w skroń. – Wynocha z mojej sypialni!
– Pisali, że jesteś znakomita! – burknął, wycofując się do przedpokoju.
Stella szła krok za nim, nie puszczając zegarka.
– Wykosztowałem się, miało być profesjonalnie, a wyszedł paździerz!
Jego nastrój się zmieniał. Wszystko przez mieszankę skrajnych emocji, jakie dopadły go w dwupokojowym mieszkaniu na nowym osiedlu na ulicy Poleskiej w Częstochowie. Był wystraszony, podniecony, wściekły i zdezorientowany. Z pewnością inaczej wyobrażał sobie wizytę u eskortki.
– Złóż reklamację – odparła bezczelnie.
Po wyjściu z sypialni już nie chciała go bić. Kołowrotek zwalniał z każdym krokiem oddalającym ją od brzytwy. Choć kilka chwil wcześniej mogła bez żadnych dylematów wbić ostrze w szyję klienta, tak naprawdę nic do niego nie miała. Stanowił jedynie głupi bodziec. Prawdziwy obiekt jej nienawiści znajdował się w zupełnie innym miejscu. Był nieosiągalny.
– Może lepiej zmień branżę, zacznij sprzedawać kwiatki albo gazety. – Debiutant w pośpiechu zakładał spodnie. – Opiszę cię! – Pogroził palcem, kiedy już się ubrał. – Następni dowiedzą się, jaka z ciebie wariatka!
– Nie opiszesz, bo żona usłyszy, co wyprawiasz, a komplikacje są nam niepotrzebne, Arnoldzie Bogdański – odgryzła się Stella, przypominając, że zna jego dane. Im dłużej przebywała poza sypialnią, tym pewniej się czuła. – Wyszło jak wyszło, zapomnij o mnie, a ja zapomnę o tobie.
– Wisisz mi dwie stówki. – Klient zgarnął szmal i butelkę. – Jak to rozwiążemy? – Jego mina zdradzała więcej smutku niż wściekłości. Nie zależało mu na kasie, chciał wreszcie poczuć smak życia, a dostał pomyje.
– Myślisz, że to, co otrzymałeś, było darmową próbką? – Przeszyła go wzrokiem pełnym pogardy.
– Żadna z ciebie profesjonalistka, jesteś nienormalną dziwką. Masz… – Puścił prosecco, które roztrzaskało się na podłodze. Bąbelki zasyczały niczym węże. – Golnij sobie, może cię to rozluźni. – Odwrócił się i wyszedł.
– Ja pierdolę… – Stella westchnęła, opierając się plecami o drzwi. – Było blisko… – Usiadła na lodowatych płytkach i pocałowała tarczę zegarka. – Uratowałaś mnie…
Sikor należał do mamy, która zabiła tatę na oczach Stelli, po tym jak przyłapała go z Poczwarą. Kiedy ona sama stanęła przed szansą wbicia noża w parszywą gębę kochanki, odpuściła, żeby kobieta mogła trafić do więzienia. Chciała zostawić ją mamie, tymczasem Zuzanna zabiła ją pierwszego dnia pobytu za kratami. Po jej śmierci zegarek przypadł Stelli. Trzymała go w szafce, ale dziś coś ją podkusiło i wyjęła stare seiko. Długo leżała z nim na łóżku, zastanawiając się nad sensem swojego życia. Kiedy zadzwonił Debiutant, rzuciła sikor na materac. Musiał wpaść w szczelinę i utkwić na haczyku przy brzytwie.
– To przypadek czy czuwasz nade mną?
Myślała o tym, mieląc zegarek między palcami. Kołowrotek niemal jak na zawołanie przerzucił ją do wspomnienia, które ocaliło życie Debiutanta. Zobaczyła mamę podczas widzeń. Elegancka wykładowczyni w pierdlu stała się łysą, żylastą kryminalistką, fakirem mającym pod celą najwyższe poważanie. Wyglądała jak żywy obraz konsekwencji niekontrolowanej nienawiści. To powstrzymało Stellę, ale teraz im dłużej obracała busolę, tym większą odczuwała frustrację. Wciąż nie mogła pogodzić się z tragicznymi wydarzeniami sprzed trzech lat.
Według planu mama miała wyjść na warunek, miały zamieszkać razem, a Zuzanna Rymut zginąć z rąk jej fąfel z pudła. Wszystko potoczyło się inaczej. Poczwara, choć poświęciła wolność, była zwyciężczynią. Zabrała Stelli mamę, a sama miała córkę cieszącą się życiem u boku szmalownych dziadków. Dzisiejszy atak uświadomił jej, że zbyt długo stoi w miejscu i tylko cudem uniknęła tragedii. Musiała coś zrobić, inaczej prędzej czy później i tak nadejdzie moment, w którym przestanie nad sobą panować i w konsekwencji trafi do więzienia.
Czekoladowy szejk wpływał przez słomkę do ust, chłodząc jej rozgrzany słońcem organizm. Liczyła, że chemiczny syrop z Maka uspokoi również myśli. Niestety, po wczorajszym incydencie Stella wciąż była spięta i zdenerwowana. Godzinę temu usiadła na ławce w centrum. Na kolanach leżał czytnik e-booków. Czytała reportaż o morderczyniach, bo chciała spróbować zrozumieć samą siebie. Zaczęła wczoraj w nocy, gdy chęci kierowały się ku szafce z małpkami. Setka czystej stanowiła dezynfekator po każdym kliencie, wykorzystywała alkohol również jako znieczulacz. Tym razem wybrała opcję nieinwazyjną, bez kaca, za to z szorstkimi wnioskami.
Według policyjnego eksperta kobiety zabijały sześć razy rzadziej niż mężczyźni i stanowiły ledwie cztery procent wszystkich osadzonych z paragrafu sto czterdzieści osiem. Większość z nich, dokonując morderstw, kierowała się impulsem chwili. Zastraszone, poniżone, zdradzone lub zwyczajnie wściekłe sięgały po pierwszą rzecz, która wpadła im w ręce, i dokonywały zabójstwa. Zwykle kończyło się to więzieniem. Tylko niewielki odsetek zabójczyń działał na chłodno, planując swoje zbrodnie.
I Stella, i mama wpisywały się w ogólną statystykę. Obie dawały się ponieść. Natomiast Zuzanna Rymut potrafiła zaplanować zabójstwo męża oraz znaleźć prawie skuteczną metodę na uniknięcie konsekwencji. Zaliczała się do wyjątków i ta myśl była drażniąca.
Mniej drażniące okazały się kolejne fakty. Zdaniem policyjnego eksperta próżno było szukać seryjnych morderczyń działających długofalowo, jak Ted Bundy, BTK, Zodiak czy Edmund Kemper. W ten sposób zwykle działały duety damsko-męskie, jak Myra Hindley i Ian Brady czy Rosemary i Fred West. Patrząc z tej perspektywy, to Stella, a nie Poczwara, stanowiła unikat. Nie miała partnera, zabiła cztery osoby i nikt jej o nic nie podejrzewał.
– Co ciekawego czytasz? – spytał młody facet, odrywając ją od lektury.
Sądząc po rzadkim zaroście, chłopięcych rysach i wątłej sylwetce, miał nie więcej niż dwadzieścia dwa lata. Zauważyła go już wcześniej. Razem z dwoma kumplami gapili się na nią z wnętrza starej bety zaparkowanej przy chodniku, myśląc, że ich nie widzi. W końcu zdecydował się wysiąść i zagadać.
– Statystyki – rzuciła, skupiając wzrok na tym, co zaczynało się dziać za jego plecami.
Ławka Stelli znajdowała się w środkowej części III Alei, przed nią była wąska brukowana droga, dalej chodnik i teren IV Liceum Ogólnokształcącego. Z budynku właśnie wylała się lawina nastolatków, co oznaczało, że akademia zakończenia roku szkolnego dobiegła końca.
– Też lubię czytać, ale bardziej idę w rozrywkę niż w statystyki. – Typek próbował rozkręcić rozmowę. – Właśnie szedłem kupić sobie coś do czytania. – Wskazał palcem pobliski Empik. – Może skoczymy razem i mi doradzisz?
Ciągle trafiała na takich jak on. Nieważne, czy włożyła dres, bojówki czy workowate dżinsy. Figura, włosy oraz charakterystyczny sposób chodzenia robiły swoje. Dziś, choć miała ciemną perukę, a kształty ukryte były za obszerną kiecką typu oversize, i tak podziałała na wyobraźnię gówniarza.
– Oho, przestępstwa, to lubię – stwierdził, wgapiając się w ekran czytnika. Jej milczenie go nie zraziło. – „Sprawcy dokonujący zabójstw w biały dzień uważani są za najbardziej zuchwałych” – przeczytał na głos. – „Wśród kobiet odsetek takich”…
– Posłuchaj, gościu! – ryknęła, blokując czytnik. – Nie zamierzam nigdzie z tobą łazić, niczego ci doradzać, czekać, aż zaprosisz mnie na kawę, lody albo kit wie co. Nie działają na mnie zagadanki, czułe słówka, przytulanki i patrzenie sobie w oczka! – wyłożyła kawę na ławę, skupiając wzrok na uczennicach.
Próbowała wypatrzeć Emmę Rymut. Ostatni raz widziała ją na sądowym korytarzu w trakcie procesu Poczwary dotyczącego zabójstwa mamy. Trzynastoletnia wówczas dziewczynka siedziała z babcią pod salą. Miała lekko zadarty nos i oczy w kolorze koniaku. Zupełnie jak Stella i tata. Ciemne włosy odziedziczyła po Zuzannie. Ciągle się trzęsła, co chwilę pociągała nosem, nie odklejała rąk od brzucha, gapiła się głównie na swoje buty. Gołym okiem widać było, że zmaga się z urazem po drugiej rzeźni, jaką w krótkim czasie urządziła jej mamusia.
Od tamtej pory młoda musiała się zmienić, ale Stella nie miała wątpliwości, że da radę ją rozpoznać. Były córkami jednego mężczyzny. Sama już dawno odrzuciła niedorzeczną myśl, że to jednak wujek mógł być jej biologicznym ojcem i wychował ją na prostytutkę tylko po to, żeby zemścić się na bracie, który ożenił się z jego dziewczyną.
– A co na ciebie działa? – Chłopak przypomniał, że wciąż istnieje.
– Coś, czego nie masz.
– Powiedz, to się przekonasz… – Natręt podjął kolejną próbę mamienia. – Może mam interesującą cię cechę.
Na chodnik weszła grupka pięciu małolat. Szły razem, każda wyglądała jak kopia poprzedniej. Białe bluzki, marynarki, granatowe spódnice, buty na niskim obcasie i telefony w łapskach. Tylko jedna nie pasowała do reszty. Była wyższa, szczuplejsza, bardziej elegancka. Nie nosiła marynarki, miała białą spódniczkę, która ledwie zakrywała niedojrzałe uda, wysokie obcasy i czarne podkolanówki. Dekolt czarnej bluzki eksponował całkiem duże piersi, nadgarstek zdobiła złota bransoletka. Pomalowane na czerwono usta były wygięte w stały uśmiech, jakby non stop pozowała do zdjęcia. Nie przypominała ofiary traum, ale to na pewno była ona. Małe, wredne Rymuciątko.
Stella pomyślała o dumie, jaka musi ogarniać Poczwarę, kiedy spotyka córkę na widzeniach. Pewnie za każdym razem utwierdza się w przekonaniu, że jej poświęcenie nie poszło na marne. Młoda przetrwała kryzys, pogodziła się z losem i bawiła w najlepsze, kiedy Stella zaharowywała się każdego dnia, tęskniąc za mamą.
– No więc zdradzisz, co takiego musiałbym mieć, żeby przykuć twoją uwagę? – Kiepski adorator wciąż nie zamierzał odpuszczać.
– Ciebie zwyczajnie na mnie nie stać! – Wzięła ostatni łyk szejka i rzuciła w kierunku kosza. Plastikowy kubek odbił się, lądując na chodniku. – Chcesz być czarujący, to posprzątaj! – Schowała czytnik do torebki i ruszyła za dziewczynami.
Emma nie dałaby rady rozpoznać Stelli w przebraniu. Bez – nie wiadomo. Poczwara musiała jej sporo opowiedzieć, dziadkowie też pewnie przed nią przestrzegali. Teoretycznie w każdej chwili mogła zaatakować Rymuciątko.
Śmierć Emmy równa się zniszczeniu Poczwary…
Perfidna myśl od lat tkwiła na dnie głowy Stelli, skitrana niczym guma przyklejona do ławki. Stanowiła koło ratunkowe i nie pozwalała jej opuścić Częstochowy, chociaż i tak nie robiła nic w kierunku zrealizowania fantazji. Nie chciała zabijać niewinnej dziewczynki. Nie żywiła do niej żadnych negatywnych uczuć, ona była jedynie środkiem prowadzącym do celu. Obie miały pecha, bo ich świat związany był z Olafem Skalskim i Zuzanną Rymut. Stella nigdy nawet nie śledziła Emmy, choć podczas procesu przypadkiem poznała jej adres. Dopiero wczoraj pierwszy raz ją wygooglowała. W sieci dziewczyna była całkowicie prywatna, widocznie lubiła, gdy podziwiają ją wyłącznie na żywo.
Za to ze szkołą trafiła bezbłędnie. Absolwentem IV LO był dziadek dziewczyny, właściciel dużej firmy oferującej dewocjonalia. Przed procesem słyszała, jak pochwalił się prokuratorowi, że skończyli jeden ogólniak. Szło przewidzieć, że staruch będzie chciał wepchnąć małą do tego samego mordoru. Mając tę wiedzę, wystarczyło sprawdzić, o której odbywa się uroczystość zakończenia roku szkolnego, i już Stella miała nastolatkę na widelcu.
Wszystko wskazywało na to, że nawet jeśli starzy Rymutowie dowiedzieli się, że dziewczynka nie jest biologiczną córką ich syna, potraktowali ją jak własną wnuczkę. W ten sposób Poczwara osiągnęła swój najważniejszy cel, który przyświecał jej, gdy pociągnęła za spust, przystawiając lufę do skroni męża. Niby wszystko wyglądało obrazkowo, jednak tego typu ilustracje zawsze miewają wady. Dziadkowie Emmy musieli nienawidzić Poczwary, w końcu zabiła ich syna. Stellę ciekawiło, co czuje młoda. Kocha swoją matkę? Brzydzi się nią, bo zabiła człowieka, którego od początku uważała za ojca?
– Dwie gałeczki i spadamy! – Beztroski krzyk Rymuciątka wbił się nagle do jej uszu, przerywając rozważania. Dziewczyna stanęła na środku chodnika, wskazując palcem kawiarnię przy Cepelii. – Chętne?!
Koleżanki zawtórowały równo niczym chór.
Stella minęła grupkę, udając, że obserwuje szczyt Jasnej Góry, i usiadła kilkanaście metrów dalej, przy ogródkach piwnych. Po czterdziestu minutach nastolatki opuściły lokal. Wyściskały się i rozeszły w różnych kierunkach.
Ruszyła za Emmą, zachowując kilkumetrową odległość. Nie miała planu, ale czuła, że po wczorajszym ataku musi wykonać najprostszy ruch, który choćby hipotetycznie przybliży ją do pokonania Poczwary. Śledzenie jej córki wpisywało się w tę wizję.
Razem dotarły na przystanek pod Komendą Miejską Policji. Tam wsiadły w autobus. Emma zajęła miejsce na tyłach, Stella z przodu. Na każdym przystanku odwracała się dyskretnie, choć mogła obczajać na bezczelnego. Nastolatkę zahipnotyzował telefon, od którego nie odrywała wzroku, póki autobus nie zatrzymał się na Nowobialskiej, przy serwisie opon.
Stella przypuszczała, że tu wysiądą. Starzy Rymutowie mieszkali w pokaźnej willi na Krynickiej. Luksusowa miejscówka z kilkunastoma domami znajdowała się siedemset metrów od przystanku. Można tam było dotrzeć spacerem przez pomnik przyrody. Wchodząc na beton otoczony wysokimi drzewami, Stella poczuła gulę w gardle. Właśnie tu świadczyła usługi jako gówniara, w tej samej miejscówce zabiła dawnego klienta wraz z młodocianą prostytutką, teraz śledziła Emmę z brzytwą schowaną w kieszeni sukienki.
Przywołała w pamięci radosne oblicze Zuzanny Rymut, gdy nakryła ją ze swoim mężem. To dla Poczwary nic nie znaczyło. Cieszyła się również, gdy Stella chciała ją zabić, bo wiedziała, że wówczas skończy w więzieniu. Dla tej kobiety liczyła się tylko córka. Nikt więcej nie miał żadnej wartości, nawet jej własne życie. Tylko krzywda dziecka mogłaby ją zniszczyć. Stella długo wmawiała sobie, że już jej to nie rusza. Oszukiwała się, choć od lat skrycie marzyła, żeby zadać kochance taty najgorszą odmianę bólu.
Minęły kapliczkę i zboczyły z chodnika na szuter. Były same, z dala od ludzi, na zadrzewionej, wąskiej uliczce prowadzącej do zabudowań. Momentalnie przyspieszyła kroku, jakby sama znalazła się w kołowrotku i musiała w nim biec. Prawa dłoń zaczęła zmierzać ku brzytwie. Lewą desperacko chwyciła za pasek zegarka matki zapiętego na nadgarstku. Tak jak wczoraj miał ostrzec przed konsekwencjami, ale zamiast nich przywołał moment, w którym Stella zobaczyła zwłoki rodzicielki. W jej głowie odświeżyły się wyrzuty, jakie czuła, gdy chowała ją do grobu taty, dopadła ją ta sama dobijająca nicość, co w czasie, kiedy nie umiała pogodzić się z jej śmiercią, i poczucie bycia gorszą po porażce.
Odsłonięty kark nastolatki kusił tak, jak szyja kusi wampira. Stella miała dosyć opierania się temu, czego pragnie. Puściła nadgarstek, wsadziła dłoń do kieszeni, ścisnęła drewnianą rączkę i zaczęła wyciągać brzytwę.
Zestaw ratunkowy! – w głowie rozbrzmiał sygnał ostrzegawczy.
Było zbyt późno, żeby go wyjąć. Od pierwszego domu dzieliło je raptem kilka metrów, nie zdążyłaby, ale to nieważne. Zada jeden skuteczny cios. Jedno dźgnięcie w szyję wystarczy… Strach znikał, wyrzuty gdzieś uciekły, konsekwencje przestawały docierać do mózgu. Stella nacisnęła ogon, wysuwając grzbiet brzytwy. Od celu dzieliły ją dwa szybkie susy.
– Heja, Emma, co masz ciekawego?! – Męski krzyk sprawił, że rozkoszny amok rozpłynął się w mgnieniu oka.
Jakiś gówniarz wyłonił się zza drzew przed pierwszymi zabudowaniami i pomachał do Rymut. Stella natychmiast złożyła brzytwę, odwróciła się i pobiegła przed siebie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
ZMUSZONA DO PROSTYTUCJI NASTOLATKA PRÓBUJE ODKRYĆ PRAWDĘ O ŚMIERCI SWOJEGO OJCA
Stella Skalska już jako nastolatka zostaje zmuszona przez wychowującego ją wujka do zarabiania własnym ciałem. Mężczyzna traktuje ją jak inwestycję i uważa, że taka jest cena za zabranie jej z bidula, utrzymanie i dach nad głową. Nie mając wyjścia, dziewczyna szybko przystosowuje się do okoliczności, a jednocześnie próbuje uwolnić się od opiekuna i zacząć żyć na własnych zasadach. Gdy jeden z klientów przypadkowo budzi jej ciemną stronę, dochodzi do dramatu. Przerażona własnymi czynami, Stella postanawia wrócić do rodzinnego miasta i rozliczyć się z przeszłością. Jednak w poszukiwaniu swojego największego wroga będzie potrzebowała pomocy kogoś bliskiego, kogo również obwinia o swoje krzywdy.
Polecamy również:
Stella. Oblicza zemsty
ISBN: 978-83-8373-115-5
© Adrian Bednarek i Wydawnictwo Zaczytani 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Jędrzej Szulga
KOREKTA: Emilia Kapłan
OKŁADKA: Michał Duława | Midjourney Valentin Salja | Unsplash.com Dmitry Skutin; Paradise studio | Shutterstock.com
Wydawnictwo Zaczytani należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://zaczytani.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek