Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
Zmuszona do prostytucji nastolatka próbuje odkryć prawdę o śmierci swojego ojca.
Stella Skalska już jako nastolatka zostaje zmuszona przez wychowującego ją wujka do zarabiania własnym ciałem. Mężczyzna traktuje ją jak inwestycję i uważa, że taka jest cena za zabranie jej z bidula, utrzymanie i dach nad głową. Nie mając wyjścia, dziewczyna szybko przystosowuje się do okoliczności, a jednocześnie próbuje uwolnić się od opiekuna i zacząć żyć na własnych zasadach. Gdy jeden z klientów przypadkowo budzi jej ciemną stronę, dochodzi do dramatu. Przerażona własnymi czynami, Stella postanawia wrócić do rodzinnego miasta i rozliczyć się z przeszłością. Jednak w poszukiwaniu swojego największego wroga będzie potrzebowała pomocy kogoś bliskiego, kogo również obwinia o swoje krzywdy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 384
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Adrian Bednarek
Stella
Narodziny psychopatki
Dla Darii
Dziękuję, że nigdy nie przestajesz we mnie wierzyć
Ludzie ze skazą są niebezpieczni.
Wiedzą, że potrafią przetrwać.
Josephine Hart
Na początku praca kojarzyła jej się z bólem. Przed do głosu dochodził jeszcze strach, a po silne uczucie poniżenia. Kiedy szła ulicą, wydawało jej się, że każdy się na nią gapi, każdy wie, czym się zajmuje, a maska, za którą skrywa sekrety, jest przeźroczysta. Potrzebowała kilku miesięcy, żeby wszystkie złe uczucia zostały zastąpione przez jedno – zobojętnienie. Sama była zaskoczona, jak łatwo udało jej się przyzwyczaić do niewygód i zaakceptować je jako element codzienności. Nie lubiła swojej pracy, ale była w niej świetna. Dziś też czuła obojętność, choć dźwięki wydobywające się z jej gardła świadczyły o tym, że przeżywa najlepszy seks w życiu. Klient miał czuć się wyjątkowo, miał myśleć, że jej też się podoba, no i miał dojść. Im szybciej, tym lepiej, bo jego godzina kończyła się, gdy i on kończył.
– Ruchy, aniołku! – rozochocony nabywca jej usług ścisnął ją za biodra, chcąc w ten sposób narzucić rytm, z jakim go ujeżdżała. – No dajesz!
Miał na imię Maciej. Zwykle nie zapamiętywała imion, każdy był biznesem, mniej lub bardziej wymagającym, ale on korzystał z jej usług niemal od samego początku, a wtedy podchodziła do pracy inaczej. Spotykał się z nią raz na półtora miesiąca, kiedy odłożył szmal lub wyhaczył jakąś urzędniczą łapówkę. Miał pięćdziesiąt lat, owłosiony bebech, łysy czerep, spojrzenie drobnego cwaniaczka, fujarę wielkości małego palca, śmierdział potem i zdecydowanie nie lubił się wysilać. Wolał leżeć, najlepiej z minimalną ilością wstrząsów i uderzeń. Zwłaszcza po kolacji. Znała jego nawyki. Jeśli szybko go nie doprowadzi, zaraz każe sobie obciągnąć, a w tych sprawach był nad wyraz stanowczy.
„Same usta, nawet nie myśl o pomaganiu sobie rączką. Mamy czas, aniołku…”
Przypomniała sobie jego słowa z poprzedniego spotkania i męczarnię, kiedy kończyła go oralem tak długo, że zdążyła przeprowadzić w głowie remanent wszystkich ciuchów, jakie przewinęły się przez jej szafę od początku roku. Pomyślała o bólu szyi, niesmaku w ustach i zmieszanych zapachach jego i jej, które najintensywniej czuć było w ciepłe dni. Musiała działać, jeśli nie chciała powtórki. Przed nim miała dziś trzech. Była potwornie zmęczona, mimo to udało jej się przyspieszyć.
– O, tak! – krzyknęła na całe gardło. – Jeszcze chwilka! Co ty ze mną robisz! – rzuciła wyuczonym tekstem, który zwykle ułatwiał zadanie. – Ja już! Pora na ciebie!
– Jeszcze troszkę, aniołku…
Maciej chwycił ją za włosy i przyciągnął do swoich ust, wdzierając się cuchnącym szynką jęzorem między jej wargi. Nie dała po sobie poznać, jak bardzo ją to brzydzi. Była profesjonalistką, przelecenie go traktowała niczym najpiękniejsze zjawisko oferowane przez życie.
– Ja cię kręcę… – wyjęczała, rozłączywszy ich usta. Nogi Macieja zaczęły drżeć. – Zaraz będę miała drugi! – Jeszcze bardziej podkręciła tempo. Przy każdym ruchu uderzała głową w podsufitkę.
Kilkuletnia honda civic pełniła dziś funkcję biura. Nie lubiła samochodów. Dużo lepiej pracowało jej się w pokojach hotelowych, prywatnych mieszkaniach, a nawet w plenerze na kocu. Większa przestrzeń dawała większe pole manewru, automatycznie skracając czas pracy. Teraz naprawdę musiała się wysilić.
Doświadczenie i umiejętności przyniosły w końcu efekt. Maciej skończył, wyjąc jak bizon, którego tarantula ugryzła w jaja. Swój orgazm akcentował, bijąc ją w prawy pośladek. Gdy dostał to, za co zapłacił, od razu przeskoczyła na fotel kierowcy.
– Jesteś nadzwyczajna – wydyszał, zapinając koszulę. Kiedy owłosiona masa tłuszczu zniknęła za kraciastą flanelą, podciągnął spodnie i zapiął rozporek. – Moglibyśmy to robić codziennie.
Sprzedałbyś obie nerki i wątrobę, a i tak brakłoby ci hajsu, dupku – odgryzła się w myślach.
– Pamiętasz o bonusie? – Szybko sprowadziła go na ziemię.
Całkowicie szczera być nie mogła, ale po usłudze nie musiała się już wysilać. Mogła okazać choć trochę niechęci do tego typa. Jeszcze się nią nie znudził. I tak wróci i znów skorzysta.
– Jasne, aniołku. – Sięgnął za fotel, gdzie leżała jego teczka. Wyciągnął trzysta złotych. – Cena wysoka, ale warta tego, co oferujesz… – Podał jej kasę.
Płacił ekstra za usługę bez gumki. Jedna z podstawowych zasad zabraniała wpuszczać nieodzianego klienta. Czasami ją łamała, żeby dorobić sobie na boku. Niektórzy chętnie dopłacali. Tak było im lepiej, szybciej kończyli, a ona miała hajs wyłącznie dla siebie. Tylko raz zdarzyło się, że klient zostawił napiwek w postaci infekcji. Całe szczęście akurat wyprosiła sobie urlop, tyle że zamiast nad basenem albo na plaży spędziła go, biegając po lekarzach. Z Maciejem nie bała się problemów. Oprócz niej sypiał jedynie z żoną, i to dość rzadko. Żalił jej się z problemów, zanim przechodzili do rzeczy. W ten sposób wkręcał sobie, że jest jego kochanką.
– Nie pogniewasz się, jeśli cię tu zostawię? – spytał lekko skrępowanym tonem. – Gdyby ktoś nas zobaczył…
– Jasne. – Sama też nie chciałaby być widziana z nim ani z żadnym innym klientem. – Przecież nigdy mnie nie odwozisz. Skąd nagle ta otoczka sztucznej troski? – przyjęła chamski ton.
– Wiem, ale za każdym razem boję się, że coś mogłoby ci…
– To się nie bój! – krzykiem utemperowała jego zapędy do zgrywania wrażliwego.
Przeskoczyła na tylną kanapę. Z torebki wyjęła chusteczki nawilżane i oczyściła się z tego, co w niej zostawił. Potem włożyła dżinsową spódniczkę, wcześniej rzuconą na dywanik, koszulkę bez rękawów i bluzę na zamek ze specjalnie wszytą wewnętrzną kieszenią, w której trzymała swoje narzędzie obrony. Stanika i majtek nie chciało jej się ubierać. Przesiąkły smrodem poprzedniego klienta, który lubił, kiedy ma na sobie bieliznę. Chętnie by je wyrzuciła, ale kosztowały dwie stówki.
Lepiej wyprać i wykorzystać na następnej robocie.
Upchnęła bieliznę w torebce i wyjęła telefon. Zapaliła światło w podsufitce, włączyła opcję odwróconego aparatu i się sobie przyjrzała.
Sięgające połowy pleców włosy w kolorze zimny blond miała rozczochrane. Standard po kliencie, który zawsze brał ją od tyłu i dochodził, szarpiąc za kudły. Grunt, że fryzura wyglądała, jakby ułożono ją w artystyczny nieład, więc następni nie narzekali. Przy makijażu się nie wysilała, bo wówczas prezentowała się dziecinnie, co podobało się wszystkim, bez wyjątków. Podobnie dołeczek na brodzie, niewielkie wgłębienie na czole, nad lewą brwią, i duże oczy w kolorze koniaku. Widzieli w nich rozkosz, choć w rzeczywistości była tam tylko obojętność podszyta smutkiem. Ostre kości policzkowe dodawały jej powagi. Przynajmniej sama tak uważała.
Wąskie, lekko zadarte wargi kojarzyły się z zarozumiałą damulką. Malowała je na czerwono. W ten sposób łączyła niewinność z zalotnością. Jej spódniczki nigdy nie były za krótkie ani za długie, bluzki zbyt wydekoltowane, a szpilki zbyt wysokie. Najczęściej chodziła w tenisówkach. Przypominała dziewczynę z sąsiedztwa, która lubi nieco zbyt wulgarnie podkreślać swoje wdzięki. Zmieniała się tylko w trakcie pracy i tylko na wyraźne życzenie klienta. Maciej miał gdzieś, jak się ubiera, nie napalał się, patrząc na fikuśne stroje. Wolał ją nagą i aktywną.
– Wyglądasz fantastycznie – skwitował, przeciskając się na fotel kierowcy.
– Też mi sensacja… – Wróciła do przodu. Chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi.
– Kontakt jak zawsze przez… – Zabrakło mu języka w gębie, żeby powiedzieć na głos to, co oboje wiedzieli.
– Jak zawsze przez niego. Kasa też jak zawsze. Cześć.
Wysiadła. Stała jeszcze przez chwilę, obserwując odjeżdżającą hondę z zaparowanymi szybami. Za kilka dni zobaczy tego samego civica z jego żoną w fotelu, na którym dzisiaj świadczyła mu usługę. Zobaczy też jego młodszego syna siedzącego tam, gdzie dziś leżały jej majtki. Wszyscy będą zajebiście nieświadomi.
– Czterech po półtorej stówki dla mnie, w tym trzech z bonusem trzysta – wyliczyła głośno, żeby nadać rzeczywistości głębszy sens. – Półtora klocka za dzień pracy. Nieźle, choć mogłoby być lepiej.
Otworzyła torebkę i wyjęła małpkę białej żubrówki. Przepłukała usta wódką i wypluła na trawę. To był jej zwyczaj po każdej robocie. Nie piła, bała się uzależnienia i tego, co praca połączona z alkoholem może jej zrobić. Nie potrzebowała efektów w głowie, wystarczał ostro-gorzki posmak w przełyku. Dla głowy wolała muzykę.
Wsadziła do uszu słuchawki i odpaliła playlistę. Dominowały Maanam, Banda i Wanda oraz Lombard. Kobiece głosy z lat osiemdziesiątych działały na nią uspokajająco i kojarzyły jej się z tatą, który lubił ich słuchać. Zawsze pozwalała odtwarzaczowi wybrać jedną piosenkę i puszczała ją w kółko, aż do zdjęcia słuchawek. Teraz padło na Szklaną pogodę, jej ulubioną. Wyszła zza ciemnego o tej godzinie pomnika przyrody i ruszyła w kierunku blokowisk. Idąc, odebrała wiadomość. Kiedy pracowała, napisał do niej Janek, kolega ze szkoły.
„Elo, Stella. Słyszałem, że odpuszczasz jutrzejsze opijanie początku wakacji. Też nie mam ochoty iść do panny Izy popularnej. W zamian proponuję wspólny wypad do baru! W repertuarze mam też kino, kawiarnię, kręgle oraz wielogodzinny spacer. Co Ty na to? P.S. Chciałem zaprosić Cię face to face, ale po rozdaniu świadectw szybko zwiałaś z naszego mordoru”.
Imię zawdzięczała ulubionemu piwu taty, Stella Artois, i sytuacji, w której odurzony tym trunkiem poszedł rejestrować noworodka do urzędu. Tak twierdziła mama, a on nigdy nie zaprzeczył. Jankowi odpisała krótko i wbrew sobie:
„Mam pełny grafik. Lipa”.
W przeciwieństwie do plejady zboczeńców, którzy służyli za źródło dochodów, Janek naprawdę jej się podobał. Chętnie wyskoczyłaby gdzieś z nim choćby po to, żeby zobaczyć, jak to jest na normalnej randce z kwiatami, przytulankami i całą otoczką wolną od relacji usługa–klient. Tyle że był synem Macieja, a to wszystko komplikowało. Po chwili znowu napisał. Chciał wiedzieć, kiedy Stella znajdzie czas. Nie odpisała.
Trochę smutna, choć bardziej obojętna, a przede wszystkim bogatsza, przy akompaniamencie muzyki wracała do miejsca, które niespełna dziewięć lat temu wydawało jej się zbawienne, a okazało się jedynie mniejszym złem, bez prawa do decydowania o samej sobie.
O pełnoletności marzyła od dawna. Konkretnie od dziewiątego roku życia, bo właśnie wtedy straciła prawo do podejmowania jakichkolwiek decyzji. Nic nie toczyło się według jej woli, została produktem, który najpierw należało odpowiednio przygotować, opakować, zareklamować, a potem sprzedawać jak najczęściej i w jak najwyższej cenie. W swoich fantazjach po osiemnastce rzucała wszystko, z czym musiała się zmagać, oznajmiała, że już nie jest niczyją własnością, i wychodziła, trzaskając drzwiami. Tak po prostu, bo czekał na nią lepszy świat, wolny od parszywości, która przykleiła się do niej za dzieciaka i wciąż nie chciała odkleić. Ale marzenia nie miały pokrycia w rzeczywistości.
Do osiemnastych urodzin zostały trzy godziny i podobnie jak każdego wieczoru wracała na betonową wieś, drugą, na której przyszło jej mieszkać. Zawsze kiedy zbliżała się do swojej klatki, znieczulica puszczała i Stella zaczynała odczuwać przygnębienie. Dlatego w tym miejscu wyłączała muzę.
Na dzielni wszystko było takie samo jak zwykle. Niewiele młodsze od niej dzieciaki szwendały się bez celu. Chłopaki z deskorolkami i przenośnymi głośnikami, niektórzy do tego jarający tanie szlugi. Dziewczyny gapiące się w ekrany telefonów. Przed blokiem siedzieli faceci, którzy dwa, trzy lata temu pokończyli zawodówki, zmęczeni całym dniem pracy, oraz ich kumple korzystający z uroków zasiłku dla bezrobotnych. Wspólnie suszyli browar, wspominając czasy, w których sami szwendali się z deskorolkami. Gdy ich mijała, czuła na tyłku palący wzrok każdego. Była do tego przyzwyczajona. Jej ciuchy, sposób chodzenia i ogólna prezencja krzyczały na odległość, że tu nie pasuje. Żaden nigdy nie próbował być wobec niej nachalny. Wiedzieli, u kogo mieszka. Minęła ich, wyjęła klucze i weszła do bloku.
Wspinając się po schodach na drugie piętro, wciąż myślała o pełnoletności. Męczyło ją, że choć zyska prawo do głosowania, prowadzenia firmy, legalnego kupowania alkoholu, oddawania krwi, prowadzenia własnego konta, grania w totolotka i zgłoszenia się do Milionerów, wszystko zostanie takie, jak jest. A przecież o północy osiągnie swój wymarzony, uprzywilejowany status! Musiała coś ugrać.
Z mocnym postanowieniem otworzyła drzwi i stanęła w wąskim korytarzu, który prowadził do czterech pomieszczeń: salonu, kuchni, łazienki i jej pokoju. W mieszkaniu jak zawsze czuć było papierosy, żarcie kupione na wynos, lekką domieszkę alkoholu i dymne, cytrusowe kadzidło.
– Stella! To ty? – Z głębi salonu dobiegł donośny, męski krzyk.
Nie, kurwa, Katarzyna Wielka – miała ochotę odpowiedzieć. Zawsze się pytał, a przecież mieszkali tu we dwójkę i tylko ona oprócz niego miała klucze.
– Tak, wujku, wróciłam! – rzuciła, bo odszczekiwanie się było w tym domu niemile widziane.
Do dziewiątego roku życia nie wiedziała nawet, że ma wujka, choć mieszkał kilka kilometrów od jej starego bloku. Poznała go po paru miesiącach spędzonych w sierocińcu. Wysoki, nie najgorzej zbudowany mężczyzna, trochę podobny do taty, tylko starszy i pozbawiony większości włosów, zgłosił chęć przygarnięcia jej pod swój dach. Wówczas jawił się niczym zbawienie, przypominał dobrą postać umieszczoną w samym środku koszmarnego snu. I nawet gdyby wtedy wiedziała, że nie przyjmuje jej bezinteresownie, że nie lubi ludzi, jedynie pieniądze, a w niej widzi maszynkę do ich zarabiania, to i tak wolałaby obecne życie od bidula.
– Ciężki dzień w pracy? – zadał standardowe pytanie, kiedy weszła do salonu.
Jak co wieczór leżał na olbrzymiej rozkładanej kanapie, która pełniła funkcję łóżka. Mebel zajmował prawie połowę pomieszczenia. Nogi miał wywalone na masywnym szklanym stole i gapił się w siedemdziesięciocalowy telewizor, który wypełniał całą ścianę i zasłaniał dwa okna przy wyjściu na balkon. Wujek lubił korzystać z zestawu kupionego za utratę jej dziewictwa.
– Nie bardziej niż zwykle – odpowiedziała całkiem szczerze. – Gorzej z odległościami. Do pierwszego klienta pojechałam taksówką. Dwójka i trójka to pokoje na godziny, do obu dotarłam piechtolotem, po dwa kilosy. – Najbardziej odpowiadali jej ci, którzy wynajmowali miejscówki. Mogła wziąć prysznic, a nienawidziła capić starym chłopem. – Maciej jak zwykle sępił na lokal, więc z nim pracowałam w aucie. Musiałam dojechać taryfą.
– Niestety, nie on jeden jest biednym sępem… – Mężczyzna westchnął i wyciszył dźwięk w telewizorze. – W przyszłym tygodniu zapiszesz się na prawko, przez wakacje zrobisz kurs, potem zdasz egzamin i będziesz mogła jeździć moim gruchotem. Ja kupię sobie nowe auto. – Pociągnął łyk czystej z sokiem pomarańczowym. Pił codziennie, w różnych ilościach. – Dbam o ciebie, Stelciu, jak zawsze.
W pewnym sensie faktycznie o nią dbał. Gdy się do niego wprowadziła, zapisał ją do szkoły, kupił podręczniki, pilnował, żeby zdawała do następnych klas i nie sprawiała problemów. Dla samotnego mężczyzny było to nie lada wyzwanie. Poza tym płacił za lekcje gimnastyki, basen, za korki z angielskiego, fundował całkiem drogie ubrania, kosmetyki, zabierał ją do porządnych fryzjerów. Po trzech latach zaczął puszczać niezliczoną ilość pornosów.
Miała zobaczyć, na czym polega zadowalanie mężczyzn. Przynosił też wibratory i dilda, żeby mogła na nich trenować oral i handjoba. Ciągle tłumaczył, że jej ciało to narzędzie, które kiedyś uczyni ich bogatymi. Kazał oswajać się z atutem, jakim jest jej uroda. Dzień przed pierwszą transakcją zaprosił do domu dwóch obdartusów. Zawiązał im oczy i kazał jej wyjść ze swojego pokoju. Musiała się rozebrać, a oni ją macali. Zrobił to, żeby Stella oswoiła się z męskim dotykiem i nie spękała podczas utraty dziewictwa, bo klient mógłby zgłosić reklamację i kupa szmalu przeszłaby koło nosa. W branży nie istniało nic cenniejszego niż dziewictwo, ale na tym dało się zarobić tylko raz. Stella, bojąc się powrotu do bidula, wytrzymała tę próbę.
– Zapłacisz mi za kurs prawka? – spytała.
Na początku przerażało ją to, czego wujek od niej wymagał. Chyba żadna dwunastolatka nie jest gotowa usłyszeć: „Daję ci nocleg, wyżywienie i edukację, ale w życiu nie ma nic za darmo. Kiedy podrośniesz, będziesz musiała wszystko odpracować. Mam pewien pomysł, jeśli ci nie pasuje, możesz wrócić do domu dziecka”. W ogóle nie przejmował się tym, przez co przeszła, choć nie raz próbowała z nim o tym porozmawiać. Miał to gdzieś. Przygarnął Stellę, bo widział w niej pieniądze. Mimo to pozwalał na dwa tygodnie wakacji, a za swój szmal kupowała, co chciała. Raz w tygodniu mogła nawet wychodzić ze znajomymi. Sęk w tym, że ich nie miała.
Gdy od piętnastego roku życia regularnie świadczy się usługi mężczyznom, trudno nawiązać wspólny język z rówieśniczkami, bo one żyją w innej galaktyce. Teraz była już przyzwyczajona do pracy i braku przyjaciół. Drażniło ją co innego. Wujek kasował siedemdziesiąt procent zysków, a to ona musiała się poświęcać.
– Żartujesz sobie ze mnie? – Zaśmiał się na siłę. – Odstąpiłem sypialnię, sam śpię w salonie, zainwestowałem w ciebie mnóstwo kasy. – Przeszył ją władczym spojrzeniem. – Zarabiasz, więc finansujesz się sama.
Stella stała naprzeciwko niego. Wzrok weterana wojny w Jugosławii, obecnie pracującego na etacie ochroniarza w banku, sprawił, że kolana zaczęły jej drżeć. Słaby podkład pod to, co zamierzała mu oznajmić.
– Schudłaś – stwierdził nagle. – Nogi robią ci się patykowate, cycki gdzieś znikają. Stajesz się za mało atrakcyjna w stosunku do oczekiwanej przeze mnie ceny. Robienie z ciebie młodszej na siłę jest nieopłacalne, już byłaś młodsza. Teraz mamy inny etap twojej kariery.
– Nie mam czasu na basen, gimnastykuję się jedynie z klientami, jem głównie kanapki i obiady na wynos – przyznała szczerze. – Za dużo roboty mi narzuciłeś, a musiałam jeszcze jakoś zdać do następnej klasy.
Klientów werbował wujek, on też przyjmował zapłatę. Stella dostawała tylko wytyczne, ewentualnie numery telefonów, żeby ustalić miejsce i godzinę spotkania. Kilku pochodziło z okolicznych bloków, inni pewnie z jego dawnych prac albo z czasów młodości. Tych najbogatszych musiał łowić w banku. Siedzenie siedem godzin dziennie w miejscu, w którym ludzie załatwiają sprawy finansowe, sprzyjało obserwacji, a wujek miał czujne oko. Twierdził, że dobrze zna się na bydle zwanym ludźmi.
– Przemyślę to, coś zaradzimy. – Pociągnął łyk drinka. – Teraz idź weź prysznic. A! – Podniósł z kanapy pomiętą gazetę i rzucił na stół.
Wyleciały z niej banknoty. Jej dzisiejsze wynagrodzenie. Dostała sześć stówek, on zgarnął dwa koła, nie ruszając dupy z salonu.
– Wujku… – Nachyliła się nad stołem, zwinnym ruchem skitrała szmal do bluzy i oparła dłonie o szklany blat. – Chciałabym jeszcze z tobą pogadać… – Uśmiechnęła się w stylu słodkiego kociaka.
To była piękna, wytrenowana mina maskująca emocje. Naprawdę serce jej waliło, w brzuchu czuła mrowienie, kolana wciąż podrygiwały. Stella bała się wujka. Nie miał w sobie życzliwości, potrafił jedynie przeliczać zysk i stratę. Prawdziwy pies wojny żyjący w świecie bez niej.
– Skoro musisz… – Znów na nią spojrzał, tym razem niechętnie.
Kiedyś patrzył z ekscytacją, jakby wyciągał los na loterii, ale im dłużej pracowała, tym częściej w jego oczach potrafiła dostrzec wstręt. Przez te wszystkie lata nigdy nie próbował się do niej dobierać, nigdy nawet jej nie dotknął ani nie uderzył, a ona i tak zawsze była posłuszna. Reakcji na to, co zamierzała powiedzieć, nie dało się jednak przewidzieć.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Polecamy również:
Polecamy również:
Stella. Narodziny psychopatki
ISBN: 978-83-8313-826-8
© Adrian Bednarek i Wydawnictwo Zaczytani 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Jędrzej Szulga
KOREKTA: Emilia Kapłan
OKŁADKA: Michał Duława | Dynamic Wang; Valentin Salja | Unsplash.com
Wydawnictwo Zaczytani należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://zaczytani.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek