Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Radę Wydawniczą antologii Poeci i poetki przekraczają granice - sto wierszy stworzyli Inga Iwasiów oraz Piotr Śliwiński, którzy są także członkami Rady Fundacji Otwarty Kod Kultury. Redaktorami antologii zaś zostali Konrad C. Kęder, prezes Fundacji Otwarty Kod Kultury i redaktor naczelny kwartalnika „FA-art”, oraz Eliza Kącka i Tomasz Gerszberg, autorzy i współpracownicy kwartalnika „FA-art”. Może najważniejsze jest jednak, że wszystkie wyżej wymienione osoby aktywnie uczestniczą we współczesnym życiu literackim jako czynni poeci bądź literaturoznawcy. Nie od rzeczy będzie też wspomnieć, że redaktorzy należą do trzech kolejnych „roczników”: 60., 70. i 80.
Taki też, uwzględniający autorów roczników 60., 70. i 80., jest wybór, który prezentujemy Czytelnikowi, co przekłada się na układ wierszy w antologii. Formuła przekraczania granic pojawiająca się w tytule tyleż nas przy tym wyborze ograniczała, co inspirowała. Wybór jest bowiem autorski w pełnym tego słowa znaczeniu: każde z nas ma swoje preferencje i skojarzenia, i choć cieszy nas balans na granicy powagi, pograniczność poetyk i tematów, to dla tej pograniczności nie szukaliśmy innego wspólnego mianownika niż nasza satysfakcja czytelnicza. Uprzedzając wszelkie pytania, które na pewno się pojawią, deklarujemy jednocześnie, że staraliśmy się nie zamieszczać wierszy tych autorów, którzy granice dawno już przekroczyli.
Obmapywanie poezji roczników 60., 70. i 80. w naszym wykonaniu nie rządzi się zatem logiką formalnych czy tematycznych ograniczeń – w każdym z państewek poetyckich szukaliśmy logiki lokalnych gier z granicą świata, intymności, języka czy doświadczenia. Wedle nas każdy z autorów gra (z) własnymi regułami, umacniając je lub podważając, a na pewno testując. Ograniczeni liczbą sto, wybraliśmy te wiersze, które zdawały nam się efektownymi raportami z takiej gry – (auto)ludycznymi instrukcjami (samo) obsługi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 59
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Fundacja Otwarty Kod Kultury we współpracy z Wydawnictwem FA-art podjęła inicjatywę wydania antologii współczesnej poezji zatytułowanej Poeci i poetki przekraczają granice. 100 wierszy. Antologia powstała jako część projektu, który uzyskał dofinansowanie w konkursie ogłoszonym przez miasto stołeczne Warszawę w związku z Polską Prezydencją w Radzie Europy.
Radę Wydawniczą antologii stworzyli Inga Iwasiów oraz Piotr Śliwiński, którzy są także członkami Rady Fundacji Otwarty Kod Kultury. Redaktorami antologii zaś zostali Konrad C. Kęder, prezes Fundacji Otwarty Kod Kultury i redaktor naczelny kwartalnika „FA-art”, oraz Eliza Kącka i Tomasz Gerszberg, autorzy i współpracownicy kwartalnika „FA-art”. Może najważniejsze jest jednak, że wszystkie wyżej wymienione osoby aktywnie uczestniczą we współczesnym życiu literackim jako czynni poeci bądź literaturoznawcy. Nie od rzeczy będzie też wspomnieć, że redaktorzy należą do trzech kolejnych „roczników”: 60., 70. i 80.
Taki też, uwzględniający autorów roczników 60., 70. i 80., jest wybór, który prezentujemy Czytelnikowi, co przekłada się na układ wierszy w antologii. Formuła przekraczania granic pojawiająca się w tytule tyleż nas przy tym wyborze ograniczała, co inspirowała. Wybór jest bowiem autorski w pełnym tego słowa znaczeniu: każde z nas ma swoje preferencje i skojarzenia, i choć cieszy nas balans na granicy powagi, pograniczność poetyk i tematów, to dla tej pograniczności nie szukaliśmy innego wspólnego mianownika niż nasza satysfakcja czytelnicza. Uprzedzając wszelkie pytania, które na pewno się pojawią, deklarujemy jednocześnie, że staraliśmy się nie zamieszczać wierszy tych autorów, którzy granice dawno już przekroczyli.
Obmapywanie poezji roczników 60., 70. i 80. w naszym wykonaniu nie rządzi się zatem logiką formalnych czy tematycznych ograniczeń – w każdym z państewek poetyckich szukaliśmy logiki lokalnych gier z granicą świata, intymności, języka czy doświadczenia. Wedle nas każdy z autorów gra (z) własnymi regułami, umacniając je lub podważając, a na pewno testując. Ograniczeni liczbą sto, wybraliśmy te wiersze, które zdawały nam się efektownymi raportami z takiej gry – (auto)ludycznymi instrukcjami (samo)obsługi.
Tomasz Gerszberg, Eliza Kącka, Konrad C. Kęder
Co robią poeci?
Stefan Themerson
Czuć było drożdżami, jeszcze było ciepłe,
gdy siedliśmy przy pierwszej flaszce,
pogadując i patrząc na Aparat.
Podobało mu się, że tak kapie i kapie,
przytupywał nogą i pociągał do taktu
swym niebiańsko fioletowym nosem.
„U nas tak nie kapie...” – westchnął.
„U nas tylko trrrach...! – i już jest.
Nie ma przygody fermentacji między słowem a rzeczą.
Rozumiesz? Drożdże nie idą do Chwały”.
„A z nami – spytałem – co po śmierci?” „A co przed?” –
zapytał. „No co... Nic – żyje się. A po?” Wypił.
„No co... Nic – nie żyje się”. Chuchnął w pierze.
Zakąsił czymś wyjętym z zanadrza. Czosnkiem.
„To wszystko?” – pytam. – „To po toś tu przyszedł,
drogą wśród spienionych błyskawic, wspaniały
jak Tygrys Blake'a, uszczelniony światłem?”
Zamilknął, nalał. „Ja względem tego, Alosza,
czy Bóg jest... Jest?” Sięgnąłem po książkę,
sprawdziłem: „Jest”. Nalałem milcząc. W ten sposób
nocne Polaków rozmowy zmieniły się w martwą naturę.
I kiedy miał już zniknąć, w wieczystym delirium,
zdążyłem go złapać za sam czubek czkawki
i zapytać: „A wiersze tam są?”.
„Są” – odpowiedział, milcząc
i zrzucił z siebie to,
co mu ciążyło najbardziej:
brzemię brzmienia.
Drzewo nie pójdzie sobie stąd przez najbliższy kwadrans.
Będzie czekało, aż rozrośnie się cisza. Jego cisza i twoja.
Wie, że jesteś dla niego, bez końca, bez słów, jego.
Oto więc jest drzewo. Nagła, jasna zupełność
w królestwie oka. To drzewo.
Wynika z ziemi, jakby wynikało z istoty,
lecz jesienią gubi tylko liście, a nie właściwości.
Żadna z jego gałęzi nie wie, że ma pięć liter.
Oto więc jest drzewo. To drzewo.
Wszystko, co obok, reszta,
przejawia się w mgnieniach
elastycznych form. Powietrze
jest wiatrem. Wiatr dreszczem.
Język przełęczą rozpiętą nad powietrzem.
Trawa to coś bezładnego, odpornego na pieszczoty
skupienia. To ład bez konwencji. Nie jest bezlitosna
jak sens. Zawsze może odejść nieproszona do republiki
zaschniętego gardła. Nie ma w niej pojedynczości
samobójczej kuli.
Tajemnica horyzontu bez perspektywy. Czy to mogło
przydarzyć się kubkowi z herbatą? Albo powietrzu, które
nie ma domu? Ani najmniejszych nadziei na przyczółek
w kręgu życia? Choć pustka przydarza się nam i pomiędzy
gałązkami liter – i wieją tam przeciągi? I kiełkują liście?
Łodygi ideałów płowieją na słońcu.
Powiedz: jak przeżywasz to samo –
podług wiary w oko, czy podług uczynków światła?
Porządek to sok płynący w żyłach słońca.
Oto jest to, co widzę: To drzewo.
A może tylko: „drzewo”, bo czy widzę „to”?
„To” nam się nie przydarza,
jest za drzwiami, zawsze.
Bezpieczne, ukryte w mroku.
Wszystko jest do otrzymania w tej traktierni z ładu.
Czy chmury to biografia postępu?
Czy wstęp do systemu?
Za chwilę będą tu kołysać dzieciątko rozpoznania,
drzewa przyjdą żreć z ręki. Na razie jest przemoc,
oko bez powieki, i ze wszystkich podmiotów
wyziera zaprzeszłość.
Oto więc jest drzewo. To drzewo.
To nie jest „to”. To drzewo.
Ma serce z wiatru, a swoją
skończoność bierze sponad ziemi.
Spowite trwaniem bez pamięci,
jest tym, czym jest. To drzewo.
Z dachu słów nie widać szlaków mroku.
Ślady są wszędzie i nigdzie.
Tak dokonuje się bezszelestność
według Ewangelii według imion liści.
Ty też nie jesteś zbudowany z samych liter,
a przecież nie wyglądasz,
jakbyś tylko wyglądał.
Semantyka, jak wiadomo, jest nauką o grobach: tak oto
czyniąc wybór między profilami, czyż nie czujesz się, jakbyś
wpadał w zasadzkę iluzji, mój drogi żeglarzu przyczyn
i pozorów?
Nie chodzi mi o wierność przeoczeniu:
pomijając drzewo, jest jeszcze „to”,
akt oczywistości, suwerenny, nagły, to coś,
co wynosi piekło obłoków na niebo nieba.
Obraz maluje Timofieja: dodaje
złotą cerkiew na lnianym tle nieba,
kreskę lasu. Rozsiewa ziarna ptaków.
Obraz maluje Timofieja: prostuje plecy,
zwraca zagubiony różaniec
z owoców żurawin i utracone lata.
Mistrz Timofiej: płomienie
wokół głowy, wrzące farby, paleta
pełna płomieni, płonące wrzeciono
pędzla, rozżarzone oczy,
płomienie, płomienie, płomienie.
Obraz to ryzyko. Czy widziałeś kiedy,
jak na szlaku pióra unoszą się ciemne,
lodowate chmury? I śnieg przysypuje
świeże tropy wierszy?
Najświętszą ikoną jest mrok,
hymnem – brak powietrza,
w którym mógłby powstać z martwych
zwycięski baryton.
Najcieplejszym płomieniem jest lód,
który płonie nawet w tym, kto stracił wiarę.
Na dnie każdego, kto zwątpił, jest bowiem
jeden taki rozżarzony do białości sopel,
lód, co płonie ponad wszelkie zwątpienie,
choćby w nas było prawo niemoralne,
niebo nad nami było pochmurne,
a na tym niebie – sierp i młot księżyca.
Wojna! Szturm na eurodolarze.
Czarna i niespokojna noc obrońców
eurozłotego. Zawierucha unosi chmarę
punktów bazowych, płatków popiołu.
Dziesięć procent komórek mojego ciała
to moje ciało. Reszta to ciało bakterii.
Sto milionów bakterii
na centymetrze kwadratowym skóry.
Kiedy podaję ci rękę,
moje i twoje bakterie dotykają się.
Kiedy głaszczę bakterie na twoich piersiach,
czy cieszą się tak samo, jak my?
Liczne państwo na każdym
centymetrze kwadratowym skóry.
Mojej? Czyjej. Podobno na Romanie Ingardenie
wychowały się pokolenia literaturoznawców polskich.
Aż boję się myśleć o pokoleniach, zajmujących pozycję krótką
na kontynencie mojego policzka.
Dobrze, że nie kupowałem miedzi?
Dawali w głowie film o tobie, ale już o takiej porze
że naprawdę nie dotrwałem.
Myślałem,
że mignął mi Rimbaud, ale nie, ten był w Adenie,
na drugim biodrze Afryki. W Timbuktu tylko ty.
Poczekam, aż powtórzą, bo na pewno będą.
Pełne gracji i okrutne koty skradające się
tuż poza zasięgiem ruchomych płacht ognia,
turkotu bębnów,
którymi miejscowi
będą dodawać sobie animuszu.
Akslop, może to jakieś duńskie miasto
jestem tu przejazdem, co prawda na
nieco dłużej, bo ministrowie rolnictwa
usiedli na bańkach z mlekiem i zatarasowali
wszystkie szosy. zdążono mnie trochę rozwałkować
lokalnymi osobliwościami, jak Diwron
czy Cziweżór. kochałem tutejsze dziewczyny,
policja parę razy pogoniła mnie po
chodnikach. mieszkańcy są bardzo serdeczni,
namawiają, żebym został na dłużej. obiecuję
wam, gdziekolwiek się znajdę, zawsze pamiętać będę
Akslop.
Piersi autonomii zaczęły się rozpadać
w lipcu, powstał o tym dokument,
w sierpniu jej płyta miała już tytuł:
„Przystojniak może czasem odpychać”.
„Mimo to daj się objąć czule gratis”
zachęcał przebój z września
– dała się, po czym gigantyczna fala
zmiotła ludzi i samochody.
Tymczasem jej rywalka nieobecność
nawet po klęsce ma szansę na awans.
Rozbiera się w szczytnym celu, oślepia
lusterko i wiedzie odbicia na barykady.
Ściera ze ścian biały pył,
buczy na temat zadany
wciąż ten sam dźwięk tubowy,
drąży jeden otwór i nikt jej nie widzi,
chociaż zawiera w sobie
instrukcję obsługi, wewnątrz czarnych
słów na szarym papierze, w świetle
gołej żarówki, i gdyby zerwała się
z liny, jej drzwi pożarłaby nienawiść
– nie żałuj mechaniku oleju,
niech tryby szybko trypkają.
Jestem tutaj, bo was nigdzie
nie było.
Nie jestem powodem waszej obecności
gdzie indziej.
Na tym polega owa tajemnicza
jednokierunkowość.
Napiszę list, nigdy nie wysłany list
do Koryntian.
Nie napiszę listu, który można by wysłać
do Koryntian.
List wysłany do Koryntian
sunie jak wąż.
Dar języka, który zniknie nie później niż
miłość.
Dar przekonywania, który zniknie jak proroctwo
bakterii.
Dar iluzji, która gładko rodzi każdą
doskonałość.
Walkę Klas zostawił za którymś rogiem, metodycznie
nożem pociętą, więc niewartą grzechu. Księgowy
szeptem powiedział, że dokładnie tak ma być. Jest
jak miało być. Nikt nie potrzebuje Walki Klas,
co do której istnieje całkiem poważne podejrzenie,
że krwawi. Poza tym z rozmiarem tyłka u niej
było marnie. Niedokładnie natomiast City stąd widać,
co właściwie nijak się ma do porzuconej Walki Klas,
ale przyzwoicie brzmi, powoduje chwilę namysłu
nad wysokością czynszu i pozwala sponiewierać
opaloną żonę, która kocha i od urodzenia grzechu
jest warta, ale marudzi jak suszarka do włosów
co pamięta Margaret Thatcher. Jeszcze raz skręci
gdzie nie trzeba, przepłaci i przekrzyczy, a różę
zamocuje mu przed świtem ogrodnik, brat barmana.
Poeta na przykład musi poezją utrzymywać
swoje ciało, tak jak tartak parowy karmić swoje
kotły strużynami, które sam zheblowuje.
H.D. Thoreau, Życie bez zasad
Przyjechał wczesnym rankiem, żeby naprawić
wiersz kolegi. Miał nadzieję, że wystarczy
utwór umyć i nakarmić, w ostateczności
zrobić mu zastrzyk. Zawsze tak postępował
z zepsutymi utworami i nikt nie narzekał.
Okazało się, że tym razem jest za późno.
Utwór uciekł z domu, najpewniej przyłączył się
do partyzantów i słuch o nim zaginął.
Wieczorem przy winie powiedział koledze,
że zachód słońca był lepszy od wczorajszego.
W nocy nie mógł sobie znaleźć miejsca.
Długo myślał o zepsutych utworach,
które marzną w okolicznych lasach
albo wypadają z okna na pierwszym piętrze
i zdychają. Wziął latarkę, obszedł dom
i zebrał kartki. O świcie postanowił wywieźć je
na wysypisko. Poszedł alejką do auta,
wlokąc za sobą dwa czarne plastikowe worki.
1 maja 2011
taki czas gdy młode kobiety stały się
zadziwionymi swoją technologią
fabrykami estrogenu
i niby już nikt nie wiąże się
na całe życie z jednym zakładem
a mruczysz wściekle czyjś pieprzony interes
dobrze zrobię to dobrze ale zróbmy to
zaraz przecież tych tam racjonalizatorów
i producentów nie czeka żadna nagroda
a ty też udajesz się tylko na chwilę
satysfakcja? – pamięta na czym może polegać
więc pojawi się, czemu miałaby nie
i wtedy smutek staje się fizyczny.
M.K.E. Baczewski
Zofia Bałdyga
Justyna Bargielska
Kacper Bartczak
Miłosz Biedrzycki
Dominik Bielicki
Arkadiusz Burda
Marta Eloy Cichocka
Krzysztof Ciemnołoński
Konrad Ciok
Marcin Czerkasow
Cezary Domarus
Joanna Dziwak
Julia Fiedorczuk
Darek Foks
Tomasz Gerszberg
Maciej Gierszewski
Katarzyna Hagmajer
Marcin Hamkało
Kamila Janiak
Adam Kaczanowski
Cezary K. Kęder
Wiktoria Klera
Bartosz Konstrat
Szczepan Kopyt
Dawid Koteja
Paweł Kozioł
Robert Król
Piotr Kuśmirek
Grzegorz Kwiatkowski
Małgorzata Lebda
Joanna Lech
Przemek Łośko
Marcin Łukasz Makowski
Jakobe Mansztajn
Sławomir Matusz
Agnieszka Mirahina
Joanna Mueller
Ninette Nerval
Marcin Orliński
Edward Pasewicz
Kamila Pawluś
Kira Pietrek
Kuba Przybyłowski
Tomasz Pułka
Justyna Radczyńska
Bianka Rolando
Robert Rybicki
Julia Szychowiak
Ewa Świąc
Grzegorz Tomicki
Adam Wiedemann
Anna Wieser
Maciej Woźniak
Grzegorz Wróblewski
Adam Zdrodowski
Poeci i poetki przekraczają granice. 100 wierszy
Rada Redakcyjna
Inga Iwasiów
Piotr Śliwiński
Redakcja
Tomasz Gerszberg
Eliza Kącka
Konrad C. Kęder
Sekretariat redakcji
Małgorzata Nadwadowska
Katowice 2011
Copyright by authors
Copyright by Fundacja Otwarty Kod Kultury
Projekt zrealizowany dzięki dotacji otrzymanej od miasta stołecznego Warszawy
Strona www projektu www.100wierszy.pl
Wydanie I
Projekt graficzny
Netreactive / Piotr Nowicki / Zbigniew Umgelter
ISBN 978-83-60406-17-5
Wydawnictwo FA–art
40–032 Katowice, pl. Sejmu Śląskiego 2, pok. 205
www.FA–art.pl