Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Powieść Pokój powstała w 2012 roku, jednak w tamtym czasie nieliczne grono Czytelników niemal zgodnie uznało, że ta rozprawa socjologiczna i metaforyczna wizja przyszłości jest przesadzona. Opis społeczeństwa, dobrowolnie poddającego się unifikacji i rezygnującego z wszelkiej indywidualności, do czego doprowadziła wcale nieskomplikowana inżynieria społeczna przeprowadzona na globalną skalę, wydawał się tak nieprawdopodobny, że nikt go nie chciał uznać za możliwy. Z pokorą przyjąłem te recenzje i zrezygnowałem z wydania powieści, chociaż nieustannie towarzyszyło mi przekonanie, że kwestią czasu pozostaje, gdy literacka fikcja stanie się faktem i obudzimy się dokładnie w takiej rzeczywistości:
Pokłóciliśmy się o Internet, naturalnie nie o samą akcję, tutaj nie ma wątpliwości, pierwsze zgony wywołane rzekomym wirusem chyba nawet nie były zgonami, skorzystali z żywych trupów, bali się uruchomić czynnego wirusa. Zresztą nie było powodu, przecież plan był genialnie prosty, skoro nowy wirus atakował wszystkie organy i dzielił wszystkimi znanymi chorobami, każdy zgon dawał się tłumaczyć wirusem. Wystarczyło powtarzać w telewizjach całego świata, że ten czy tamten, zanim dostał zawału, zanim wykończył go koklusz, nim po ataku padaczki odgryzł sobie i zadławił się własnym językiem, korzystał z komputera i odwiedzał zupełnie bezpieczne strony. A kto nie miał w 2020 roku komputera, kto nie miał Internetu?
Przyszedł rok 2020 i Ci sami Czytelnicy, którzy mówili o przerysowanej metaforze, zgodnie krzyknęli, że nie tylko miałem rację, ale koniecznie trzeba Pokój pokazać światu zanim ziszczą się kolejne etapy budowania społeczeństwa bezpostaciowego, gdzie dla człowieka zabraknie miejsca. Spełniam to życzenie z nadzieją, że wszystko jeszcze uda się uratować, a co zostało utracone, będzie przywrócone.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 466
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Piotr WielguckiCopyright © to this edition by Wydawnictwo Prohibita
ISBN:978-83-65546-72-2
Projekt okładki:Maciej Harabasz
Wydawnictwo PROHIBITAPaweł Toboła-Pertkiewiczwww.prohibita.plwydawnictwo@prohibita.plTel: 22 425 66 68facebook.com/WydawnictwoProhibitaul. Dymińska 401-519 Warszawa
Sprzedaż książki w Internecie:
Rodzinie zawdzięczam i poświęcam
Zanim powiesz, że to niemożliwe, zastanów się czy to już się nie dzieje? Autor Rok 2012
Wiatr rozhuśtał krawaty i poły marynarek w firmowym kolorze Skypaxu, na takie kroje z zazdrością patrzyli Humani, każdy garnitur mógł spustoszyć pakiet w wersji Fajny, może Super, ale już nie Ekstra. Ubrania fruwały wokół ciał, które najmniejszym szczegółem nie zdradzały płciowości. Fantomy siedziały nieruchomo w korytarzu zbudowanym z plastikowej palisady. Zza ogrodzenia cień rzucało wielkie drzewo o rozłożystych gałęziach, przez które przebijał się laserowy obraz gigantycznej reklamy: „Human Roku”. Postać z hologramu wyglądała jak zlana woskiem, zastygła w pozie, najpewniej uformował ją przeciętnie uzdolniony charakteryzator. W dłoni figurka trzymała sześciokątne pudełko z napisem „Skymobile”.
– Najważniejszy jest temat – powiedział pierwszy, dotąd nieruchomy, bezpłciowy garnitur. Teraz podniósł głowę na niewidzialnym zawiasie i patrząc w niebo poruszał uszami jakby się starał rozciągnąć gumowe policzki. A twarz miał gładką, idealnie symetryczną, wykrojone i wymodelowane usta, oczy w kolorze głębokiej, nienaturalnie czystej zieleni. Do tego małe przylegające uszy, włosy czarne, długie, przyklejone do głowy i sztywno opadające na ramiona, nawet na tym wietrze, w tym surowym miejscu.
– Bohater jest najważniejszy – odpowiedział drugi; o tym, że był drugim decydowały drobiazgi. Odróżniał się kolorem włosów, był szatynem, na oczach miał niebieską, najmodniejszą siatkówkę. Do tego zażyczył sobie odrobinę większy nos z lekko rozdętymi dziurkami, taki hit, niestety sprzed lat. Poza tymi detalami wyglądał jak impresja na temat pierwszego.
– Ty byłeś, i co? Dla kogo teraz jesteś tematem? Najważniejszy jest temat! – ze znajomością rzeczy odpowiedział pierwszy. Gdy spojrzeć na obu, od razu zdawał się liderem. Coś w sobie miał, niby wyższy, może bardziej w barach szeroki, w każdym razie patrzył pewnie przed siebie, ale pewny był tylko tego, że nic się nie zmieni, niczego więcej pewnym być nie mógł.
– Nie ma tematu bez bohatera – uparł się drugi, czy to z przekory, czy chciał pogadać; trudno stwierdzić, upierał się i tyle.
– Nie ma bohatera bez tematu. Oto bohater – fantom wskazał na woskowy hologram – i koniec tematu, nie wytrzyma sezonu. Nie rozumiesz?
– Jedno bez drugiego nie istnieje.
– Durne gadanie na okrągło. Właśnie dlatego nigdy niczego porządnego nie zrobiłeś, ja zresztą też. Na siłę szukasz związku, co gorsze logicznego. Myślisz, że masz rację, nie myślisz, jak jest naprawdę. Jak nie wiesz, to się nie odzywaj, spójrz na mnie. Mówię tylko tyle ile wiem, a wiem, że nie masz racji i nic więcej, dalej siedzę cicho. – pierwszy pouczał i wydaje się, że w tym towarzystwie mógł z czystym sumieniem wejść w tę rolę.
– Nie chcę się kłócić, wiem, że rozumiesz więcej. Powiedz mi gdzie był nasz błąd? – spokorniał drugi i spróbował naśladować rozciąganie twarzy, ale nawet ucho mu nie drgnęło.
– Co tam ty, mało widzisz. Mój był błąd! Nasi następcy wiedzą jeszcze mniej, ale mają instynkt.
– To znaczy, że jest ktoś, kto wie wszystko?
– Kontynent odkrył! A jak inaczej?
– Kto?
– Kiedy ty zmądrzejesz? Nie wiem i dlatego tu z tobą siedzę.
– Jak nie ze mną, siedziałbyś z kimś innym, może jeszcze głupszym. Nie musisz mnie cały czas poniżać. Czy ja się ciebie tak czepiam? Powiedz lepiej kto może być wyżej? – drugi zaświecił niebieskimi spojówkami, najwyraźniej było mu przykro, też pragnął tajemnej wiedzy, której nie był w stanie dosięgnąć.
– Kolejny szczebel, nic więcej, ale co ty mnie pytasz o takie rzeczy. Kto to wie? – pierwszy nie dał się obłaskawić, miał swoje na wątrobie i właśnie odbijało mu się żółcią po barowym daniu ECO.
– Jest więcej szczebli?
– Na pewno jeszcze kilka, ale ile dokładnie? – pierwszy śliną popchnął żółć i poczuł się odrobinę mniej zgorzkniały. Dopiero teraz dotarło do niego, że o coś był proszony i na miarę możliwości spełnił życzenie.
– Im mniej, tym lepiej? – drugi podziękował, udając bardziej głupiego.
– Owszem, żeby wszystko działało j ak trzeba musi być mało, nad nami góra dwa szczeble, na ostatnim kilku, może tylko dwóch Ermafrodytów albo jeden, teraz mi się to poukładało i w to wierzę.
– Wierzysz?
– Co innego mam do wyboru? – żółć wróciła i pierwszy znów warknął.
– No tak, wiedzieć nie będziemy nigdy. Wiesz, ten wynalazca nie daje mi spokoju.
– Kto? – fantom potarł nos, tak z dawnego przyzwyczajenia, nie czuł swojej twarzy od dawna, odkąd stała się dermą.
– Ten co przyniósł silnik na wodę.
– A ten, bezczelnie głupi!
– Jak myślisz, to mogło zadziałać?
– Przecież działało, na naszych oczach – przytomnie zauważył zielonooki i znów potarł nos. Jego towarzysz, zazdroszcząc mu próżnych gestów, złapał się za końcówkę ucha, potem przeczesał palcami włosy. Był pod wrażeniem autorytetu swojego kompana, powierzał mu swoje wątpliwości i liczył się z odpowiedziami, na jakie nie było go stać.
– Fakt.
– Miał szczęście, nic mu nie zrobili.
– Skończył zwyczajnie, nikt się nim nie zajmuje – ten, który wiedział więcej sięgnął po źdźbło trawy, wyrwał z korzeniem i nie otrzepując z ziemi, zaczął żuć zielony koniec.
– Jak myślisz od kiedy wszystko się zaczęło?
– Jakie wszystko? – żachnął się zielonooki, myślami był daleko, nie przygotował się do odpowiedzi na kolejne męczące pytanie.
– No, od kiedy zaczęło działać tak jak działa? – doprecyzował drugi i wiecznie ciekawy, co zresztą go zgubiło.
– Zaczęło się dawno.
– Od Aliansu?
– Pieprzysz! Alians jest niekończącym się finałem, zaczęło się od spadku sprzedaży lusterek.
– Nie rozumiem.
– Golisz się, depilujesz wąsy, czeszesz włosy? – pierwszy naśladował wszystkie czynności, energicznymi, niechlujnymi ruchami, tak, że ciężko było odgadnąć, kiedy się golił, a kiedy czesał.
– Przecież mam democorium. – drugi raz jeszcze spróbował gimnastyki twarzy, ale ponownie nic nie wskórał.
– Właśnie, swoją drogą stara derma. Zaczęło się od unifikacji.
– Chyba tak. I co teraz? Gdzie jesteśmy? – trzy niemądre pytania dostały jedną odpowiedź.
– Nigdzie.
– A konkretnie?
– W A-Zonie jakiejś wschodniej Autonomii, chyba CZ, może LT – pierwszy wzdrygnął się, prawie podskoczył na samą myśl, że znalazł się na dnie, w dalekiej prowincji, skąd nie wraca się na swoje.
– Ile masz lat? Teraz już mogę spytać – drugi bredził coraz nudniej, ale o dziwo nie sprowokował pierwszego, pewnie pierwszy uznał, że ze wszystkich głupich pytań, to było najmniej męczące.
– Pięćdziesiąt trzy albo dwa, po dwóch regeneracjach – odpowiedział obojętnie.
– Pamiętasz jak było kiedyś, przed Aliansem? – drugi w hierarchii, dociekliwy Ermafrodyta, spojrzał swojemu mistrzowi w sztuczne, szeroko otwarte oczy. Podkreślał tym samym wagę swojego pytania. Liczył, że ten jeden raz uda mu się spytać mądrze.
– Trochę. Było podobnie jak w państwach.
– Dlaczego Alians pozwolił przetrwać niektórym państwom?
– Nie mam pojęcia. Wszystko, co stare i tak umarło – odpowiedział zmęczony Ermafrodyta i w tej chwili garnitury o wymodelowanych twarzach rozpłynęły się nagle, zwyczajnie przepadły bez śladu. Zaraz po nich zgasła reklama, ucichł wiatr, tylko drzewo pozostało na swoim miejscu.
– Boguta, oderwij się już od tego, proszę cię – z kuchni dobiegał podniesiony głos Humanki, tylko dlatego krzyczała, by pokonać przestrzeń i przebić się przez dźwięki Skyboxa. W domu Ollerów nie podnoszono głosu, zwracano się do siebie z niezwykłym spokojem, bez emocji, to był porządny dom Humanów.
– Już Luizo, zaraz – odpowiedział młody Human, mógł mieć mniej niż 10 lat i nie więcej niż 12, ponieważ dotąd nie upominał się o niego żaden z Kanonów podległych Oficynie Elementarii i Magisterii. Zlekceważył prośbę, jak każdy mały Human, pochłonięty cudami wyrzucanymi z magicznych pudełek Skypaxu.
– Nie czaruj, obiecałeś pomóc i teraz tobie powinno być przykro, nie mnie. Jest ci przykro? – nadawał głos z kuchni.
– Słucham? – Human miał prawo nie dosłyszeć, ale mógł też przyciszyć Skybox.
– Pytam, czy jest ci przykro? – Luiza nabrała więcej powietrza w płuca, ale starczyło zaledwie na krótkie zdanie, nie zdołała na jednym wydechu podpowiedzieć, że Skybox nie musi tak warczeć.
– Już idę, już teraz – grzecznie odpowiedział Boguta, ale jeszcze kilka chwil stał w progu i śledził co się dzieje w salonie. W końcu wszedł do kuchni, wszystko było tu zwyczajne, może tylko plastikowe, sztuczne, ale wyglądało jak normalne meble i wyposażenie z początku wieku. Podobne wrażenie sprawiało jedzenie, niemal jak prawdziwe i nawet smakiem pomidor przypominał pomidora, chleb pieczywo, masło dawną postać śmietany. Na zwyczajnie sztucznym blacie kuchennego stołu czekał zwyczajny plastikowy talerzyk, z podobnym do jedzenia podwieczorkiem.
– Zanieś, proszę, do pokoju – Luiza przeciągnęła dłonią po czuprynie, a czupryna otrzepała się jakby wyszła z zimnej wody, mimo że lubiła te pieszczoty, nie dawała tego po sobie poznać.
– Kiedy wróci Alex? – spytał mały trzymając talerz w rękach, czemu z najwyższą troską przyglądała się Luiza.
– Poczekaj, weź jeszcze suplement.
– Nigdy tego nie je, od razu oddaje albo wyrzuca potem – fuknął Boguta.
– Tak czy inaczej weź. Alex już powinien być, zaraz się z nim połączę. Idź już, i tak już późno jest, nie powiem przez kogo.
Luiza nie wyglądała na przeciętną Humankę i starała się z tym nie narzucać, nazbyt wiele w niej było naturalnych kształtów i powabów, by zgubić się w tłumie sztucznej i powielanej urody. Zaokrąglone, ale nie nalane kształty, idealne proporcje według wzorów z początku wieku. Nigdy nie katowała się dietą, nie uprawiała gimnastyki, takie po prostu miała predyspozycje. Przyczesywała włosy z przedziałkiem na prawą stronę, krótka grzywka opadała na czoło, bardzo uniwersalnie. Makijaż w ciepłych brązach nie szkodził rysom twarzy, tonował wydatne usta i podkreślał przykuwające oczy. Luiza dbała o siebie nie konkurując z naturalnymi darami losu. Gdyby to nie było staroświecką impertynencją, twarz Luizy można komplementować pięknem, figurę powabem, a całą Luizę niezwykłą urodą, ponieważ pozbawioną nachalnych ozdobników. Boguta był podobny do opiekunki, tylko nieco bardziej zadziorny na buzi, co w sporej części otrzymał od Alexa. Niestrudzony obserwator, nieustannie tańczył źrenicami po kolejnych obiektach i zjawiskach, szukał wyjaśnienia, dopatrywał się tajemnicy. Teraz spokojnie przyjął krytykę, wiedział, że jest w bezpiecznym towarzystwie, a okazane emocje miały tylko przyspieszyć wykonanie polecenia, którego w domu Ollerów nikt nie odważyłby się zlekceważyć. Boguta ruszył posłusznie doskonale znaną trasą. Zapukał do jasnych drzwi i poczekał na odzew. Po kilku sekundach drzwi otwarły się same.
– Tak szybko? – pomyślał. Dalej nie było już niespodzianek, nie za duże pomieszczenie, w sam raz dla samotnego mieszkańca. Ciemne, ale nie mroczne, osobliwe miejsce, równie dobrze mógł tu mieszkać ktoś ze światłowstrętem, jak i tajemnicza postać unikająca dziennego światła. W ciemnym niewiele widać, ściany się zlewały, nie dało się też wytłumaczyć w jaki sposób światło salonu przepadało na progu pokoju, dość powiedzieć, że otwarte drzwi przepuszczały tylko posiłki. W głębi jedynie stary parawan, zdobiony w orientalne węże i smoki, za którym czasami coś ledwie się żarzyło, i wtedy kremowe tło ożywiało smocze obrazki. Na plastikowym stoliku leżała porysowana taca, prawdziwy zabytek z ubiegłego stulecia, srebrna, grawerowana maestria. Boguta położył podwieczorek i odwrócił się w kierunku drzwi, które po jego wyjściu natychmiast się zamknęły. Odbębnił codzienny obowiązek i zasiadł do tych samych przyjemności. Gdy on pstrykał po kanałach Skyboxa, Luiza rozpaczliwie poszukiwała Skymobile. Złośliwy aparat gdzieś się zapodział, tak prawdę mówiąc był więcej niż złośliwy i leżał sobie niewinnie na dnie kieszeni spódnicy. Skymobile wydał charakterystyczny sygnał i tym zdradził swoją kryjówkę. Luiza sięgnęła do kieszeni, wyjęła miniaturowy sześcian, który rozwinął się gwałtownie jak napompowany balon. Skymobile nabrał rozmiarów hologramu wypełniającego połowę kuchni. Luiza przycisnęła właściwe pole na laserowym menu i po chwili połączyła się z Alexem. Na tle zwyczajnej stacji metra, trójwymiarowy obraz partnera przemówił przepraszającym głosem:
– Spóźnię się, coś się dzieje z metrem, dokładnie nie wiem co, ale żaden alarm, jakaś błahostka, zwyczajny przestój – przeskalowany, mimo to precyzyjny wizerunek około trzydziestocentymetrowego Alexa, wyglądającego na Humana, na wyrost uspokajał i tak spokojną Luizę.
– Dobrze, czekamy na ciebie. Nie lubię kiedy wychodzisz.
– Będę za chwilę, chyba już po problemie. O! Bramki otwierają! Lecę, zaraz będę w domu.
Obraz Alexa rozmył się po ostatnim słowie, Skymobile wydał syk, kończący połączenie. Urządzenie, podobnie jak wszystkie produkty Skypaxu, na zewnątrz wyglądało niepozornie, po prostu brzydki, w dodatku czarny sześcian. Producent pozwalał ozdabiać pudełko, służyły do tego specjalne funkcje, niemniej Skypax nie zachęcał do podobnych zabiegów, prawdziwe atrakcje miały zawierać się w nieograniczonych możliwościach i oprogramowaniu, co też nie było prawdą. Komunikatory Skypaxu łączyły w sobie właściwości historycznych: komputera, telewizora i telefonu. Zewnętrznie Skymobile i Skybox różnił się jedynie wielkością, ale każdy z tych cudów techniki był uzależniony i ograniczony tylko i wyłącznie MacCube. W dowolnej chwili Skymobile mógł przejąć funkcje Skyboxa, a podział Skyboxa na duży i mały format, nie miał najmniejszego uzasadnienia. Skypax mnożył byty, żeby zachować dawne wrażenie bogactwa dostępnych urządzeń. Human cieszył się, że posiadał nie jedno, ale dwa i więcej pudełek.
Zatem Alex syknął i znikł, Luiza mogła się podzielić swoją radością z Bogutą, oczywiście radość dotyczyła powrotu partnera, nie syknięcia.
– Alex za chwilę będzie – krzyknęła w stronę salonu, nie otrzymując żadnej odpowiedzi, poza podgłośnionymi atrakcjami ze Skyboxa; uznała ten sygnał za wystarczający dowód, że w salonie nie dzieje się nic złego. Miała rację, Boguta oglądał jeden z największych interakcyjnych przebojów Skypaxu: „Uczucie”. Salon zagracił się stylizowanymi na rzymskie rydwany lożami, w których pośpiesznie zasiadali Humani, wokół nich przechadzała się ermafrodyczna, pyszna postać. Ermafrodyta wnikliwie przyglądał się Humanom, podchodził do kolejnych lóż i skanował wybrane fragmenty usztywnionych ciał Humanów. W tym czasie Humani, za pośrednictwem przekaźnika przyklejonego za małżowiną ucha, otrzymywali krótkie komunikaty, proste zdania lub słowa. Ich zadaniem było powstrzymanie emocji, związanych z tym, co usłyszeli. Rola Ermafrodyty polegała na odgadywaniu przekazanej Humanom treści. Herman, jako ekscentryczny detektyw emocji i myśli, miał do dyspozycji zaledwie jedno, ale niezawodne narzędzie – bezceremonialne analizy zachowań Humana.
Herman Milton był niekwestionowaną gwiazdą tej popularnej Interakcji, wydawanej od blisko 20 lat, jedynie Judith Arnold, lider „Uczucia” sprzed 12 lat, mógł się równać z jego sławą. Plotka niosła, że Herman w zemście za podobne porównania wykupił jeden z fragmentów własności biologicznej Judith Arnold, był to palec wskazujący, którego Herman używał do mało wzniosłych czynności, jakie wskazującym palcem wykonać można. Wprawdzie wieści te kolportował „Bild”, jeden z najbardziej skandalizujących Cubów, ale sam Herman pytany o fakty najchętniej korzystał z bezpiecznej formuły: „nie zaprzeczam i nie potwierdzam”, przy czym uśmiechał się tak, jak tylko on potrafi – nieodgadnionym grymasem.
Przyszła kolej na wychudłego Humana. Herman podszedł do niego i z kamienną twarzą strzelił mu błękitnymi siatkówkami po zmarszczkach na czole, rozedrganych policzkach i przedzielonym podbródku. Chudzielec pękł, wymalował na swojej graniastej twarzy wszystko, co przed chwilą usłyszał, zanim mistrz Herman był łaskaw zajrzeć mu na samo dno źrenic, uruchamiając w ten sposób swoją popisową diagnozę prawdomówności.
– Nie lubisz partnera swojego partnera? – bez najmniejszego wysiłku, płasko, obojętnie, wydał wyrok. Human potulnie zwiesił głowę, stracił właśnie impulsy na swoim Fajnym socpakiecie. Nim srebrzysta kula, umieszczona nad lożami rozbłysła potwierdzeniem tego oczywistego faktu, Herman z gracją dzikiej kotki przeszedł do następnej ofiary, by po chwili płynnie odwrócić głowę i dodać:
– Wiesz, że to naturalne? Powinieneś o tym porozmawiać z Klaudyną – na chwilę zawiesił głos, spojrzał na zmarnowaną twarz chudzielca i pstryknął ostatnim ciosem. – Teraz już wiesz i porozmawiaj z nią, proszę. – Owo „proszę” zabrzmiało drwiną, protekcją, triumfem, lekceważeniem. Prosząc Herman kpił, a kpiąc czynił wszystko, by najgłupszy Human zrozumiał aluzję. Widząc, co się stało z chudym, piegowaty i niechlujnie uczesany grubasek, przełykał ślinę, grdyka odbiła mu się od piersi i wróciła pod samo gardło, już był ugotowany, czekał na formalność, nie zamierzał walczyć. Herman bez trudu wyczuł jego mało ambitne intencje i tym chętniej, najprostszymi środkami, zaczął się nad nim pastwić. Po prostu czekał, milczał, obracał się na pięcie, zerkał w stronę chudego i znów czekał. W tym czasie Boguta zaczął się wiercić w fotelu, unosić i opadać, zaciskał palce, nie mógł się nacieszyć, grubasek od początku wydawał mu się mdły i nudny, słusznie miał dostać za swoje. Po co się pcha do „Uczucia” z tak marną kondycją i jeszcze marniejszą posturą.
– Nie boisz się pajączków… – zaczął Herman, odrzucił swoją ukośnie przyciętą grzywkę, przewrócił białkami oczu, czym wywołał popłoch na trybunach, w końcu dodał pełnym głosem – jesteś przerażony widokiem tych paskud!
Grubasek oklapł znokautowany, skurczył się, oparł sflaczałe ręce na brzegu loży i prosił, aby stał się koniec, wyglądał jak przekłuty na wylot, nie potrafił się pozbierać, gdyby zdołał złamałby regulamin i zwyczajnie uciekł. Boguta zatańczył w fotelu, a rozlokowana w rogu salonu publiczność najpierw jęknęła zachwytem, a potem ryknęła gromkim śmiechem, by wszystkie poprawne zachowania zwieńczyć lawiną oklasków. Herman triumfował, chudzielec dołączył do publiczności i z autentycznym, szczerym zaangażowaniem cieszył się z dobrej zabawy. Olbrzymim wysiłkiem, stymulowanym stanowczym głosem realizatora, podobnie zachował się grubasek, chociaż on stracił prawie wszystko, czyli skromny zasób impulsów Fajnego socpakietu i twarz Humana.
W salonie delikatnie błysnęło, syknęło i w krótkiej chwili Skybox radykalnie zmienił wystrój. Nad czymś podobnym do inkubatora pochylała się zatroskana postać. Z plastikowej kopuły wyjęła jeden zasobnik, po brzegi wypełniła go krystalicznie pomarańczowym płynem i wsunęła z powrotem na swoje miejsce. Śpiące, laleczkowate dziecko, słodziutko uśmiechnęło się plakatowymi usteczkami, pochylona nad kapsułą postać zaczęła śpiewać kołysankę:
A teraz śpi w kolebusi, w kolebusi,
Na różowej swej podusi, swej podusi,
Chodzi senek koło płotka, koło płotka,
Cicho… bo tu śpi Karotka, śpi Karotka.
Ponowny błysk i już tylko wielkie, nie wiedzieć czemu, przypominające skórkę pomarańczy opakowanie, z brokatowym napisem „Karotka”, podjechało prawie pod nos Boguty. Przy pudełku nęcił rozpalony czerwony przycisk: „Weź”. Boguta odruchowo dotknął świecącą zachętę, a przecież doskonale wiedział co się stanie. Guzik zmienił się na szary z czarnym napisem: „Brak impulsów”, obok tej brutalnej informacji pojawiło się dodatkowe wyjaśnienie: „błąd statusu”.
Do salonu wpadł jakiś hałas, młody Boguta Oller usłyszał co się dzieje, Skybox akurat zamilkł, łapiąc oddech między reklamą i drugą częścią „Uczucia”. Z hałasem wszedł Alex, który zapewne upuścił coś albo zahaczył o klamkę, same drzwi nie wydawały żadnych odgłosów, otwierały się bezszelestnie, inaczej niż te w pokoju, często skrzypiące. Alex wyglądał jak dawny Human, taki sprzed wielu lat, zanim w ogóle narodzili się Humani. Miał zdecydowane rysy i trochę kłopotów z tym związanych, ze zdumieniem oglądali się za nim co ambitniejsi Humani i niemal wszyscy Ermafrodyci. Pogarszał swój surowy, samczy wizerunek zaniechaniem makijażu, ale wszystkie niefrasobliwości brały się z roztargnienia, nie buntu. Na początku wieku zasłużyłby zapewne na komplement i usłyszał, że jest twardzielem, teraz był po prostu niedbały i niepoprawny. Tak czy inaczej, w swej surowej postaci podobał się Luizie, ona wyglądała jak Humanka z dawnych lat, on jak Human z zamierzchłych czasów. Zapewne ta zbieżność miała znaczenie, gdy zapadała wspólna i od razu stanowcza decyzja – stałe partnerstwo. Wygląd Alexa nie przystawał do osobowości, był wyjątkowo poprawnym, spolegliwym Humanem, starał się nie doszukiwać niuansów, patrzył na rzeczywistość gotowymi recenzjami posyłanymi przez Skypax. Ufał temu co się do niego mówi, wierzył, że mądrzejsi od niego poukładali zabawki jak trzeba i własnym zdaniem można jedynie popsuć, wcale niegłupi porządek.
– Cześć! – rzucił Alex na całe mieszkanie tak, by jednocześnie przywitać się z Bogutą, Luizą i jeszcze podrzucić powitanie do pokoju, gdzie na plastikowym stoliku nadal stała srebrna taca z odrzuconym suplementem i nadgryzionym pomidorem, czego Alex oczywiście widzieć nie mógł.
– Gdzie byłeś? – spytał Boguta, na tyle zaciekawiony powrotem Alexa, że oderwał się od „Uczucia”.
– U Maksyma byłem.
– Może posiedzimy w kuchni? – zaproponowała Luiza, stała w drzwiach i zachęcała łagodnym uśmiechem.
– A „Uczucie”? – protestował mały.
– A ja? Zostaw „Uczcie”, chodź pogadamy sobie z Luizą, chyba jest o czym – powiedział Alex.
– Muszę? – powątpiewał Boguta; domyślał się czego może dotyczyć rozmowa i czekał na pewne rozstrzygnięcie z tym związane, jednak w tej chwili miał alternatywną atrakcję i w sumie pogubił się w priorytetach.
– Nie musisz, wiesz, że nic nie musisz, ale żebyś nie żałował – zachęcał Alex i łatwo odniósł sukces.
– Idę – powiedział Boguta, ale wbrew temu co mówił, pobiegł do kuchni. Tuż po tym, jak Alex porozumiał się z Bogutą, w kuchni zaczęły się przesuwać krzesła, wszyscy zajmowali swoje ulubione miejsca. Po wstępnej krzątaninie nastąpiła długa cisza. Alex nie wiedział jak zacząć rozmowę, a Boguta i Luiza nie mieli pojęcia o co najpierw spytać. Niezwykle rzadko w domu Ollerów zdarzały się tak nadprzyrodzone zjawiska, jak ciągnąca się długodystansowa cisza. Dystans skrócił najmłodszy i najmniej cierpliwy Oller, zadając proste pytanie na temat, który intrygował wszystkich:
– No i co? – spojrzał wyczekująco na Alexa, nie pozostawiając mu wyboru.
– Sam nie wiem, trudno powiedzieć.
– Jak wygląda? – spytała Luiza.
– Dziwnie, może nie tak źle, ale dziwnie, jak nie Maksym. Jak oni wszyscy wygląda.
– Dobrze się czuje? – Luiza kontynuowała serię pytań, przede wszystkim chciała wiedzieć czy istnieją niebezpieczeństwa.
– Raczej tak, widać, że dla niego to nowa rzecz, ale trudno, żeby było inaczej.
– I od razu coś dają? – wypytywał Boguta, czym interesował się najbardziej. Właściwie najbardziej interesował się pełną opcją interaktywnego Skyboxa, ale był już na tyle duży, że potrafił posługiwać się dziecięcą dyplomacją. Wydobywał z Alexa ogólne informacje, szczegóły zamierzał dopasować według swojego uznania i zainteresowań.
– Nie pytałem, pewnie tak, rozmawialiśmy na zupełnie inny temat.
– No i co? – drążył Boguta.
– Dowiedziałem się, że trwa jeszcze ten skrócony nabór, rekrutacja, czy jak jej tam, że jeszcze można się zgłaszać. Tak mówiła Kinga.
Alex kończył najdłuższą i co nieco wyjaśniającą kwestię, teraz czekał na pierwsze reakcje partnerstwa. Luizę pochłonęły sprzeczne myśli, odpłynęła tuż po „naborze”, „czy jak jej tam”, rekrutacji. Spuściła powieki, zaczęła dłubać palcem przy plastikowym blacie, zachowywała się nieporadnie, niekoniecznie wiedziała co ma ze sobą począć, ale przede wszystkim co ma sobie pomyśleć. Zrobiło się sztywno, klimat zaczął doskwierać Bogucie, stracił zainteresowanie przerywaną, nudną rozmową nie na temat, wstał od stołu i oświadczył bez zbędnych wstępów:
– Idę na „Uczucie”.
Opiekunowie nie zaprotestowali, oboje mieli ochotę pozbyć się młodego, który ze swoimi małymi interesami przeszkadzałby tylko, a sprawy przedstawiały się ostatecznie. Jeszcze nikt głośno nie miał odwagi powiedzieć o tym wprost, jednak było jasne, że wszystko poszło za daleko, aby nieporadnie i w nieskończoność milczeć. Kilka wzajemnych chrząknięć, parę westchnień, proszących spojrzeń, tylko na tyle dało odwlec się rozmowę o przyszłości.
– Dlaczego Kinga? – spytała Luiza, zapominając, że nie pyta czym konkretnie jest zainteresowana.
– Maksym nic nie mówił, tak rzekomo ma być po przeszczepie – Alex wiedział czym zainteresowana jest partnerka, znał ją i czytał w pół gestu, w ćwierć słowa.
– Myślisz, że to nie ma znaczenia? – znów ogólnie spytała Luiza.
– Dla kogo? – ponownie trafił Alex.
– Dla nas, myślę o nas.
– Ty też byś chciała?
– Ja? Nie, nie o tym mówię, skoro ty… chyba chcesz, to co będzie z nami? Znaczy jak będzie? Gdybyś oczywiście chciał. – Luiza pogubiła się w pragnieniach, odczuciach i najprawdopodobniej obawach.
– Nie chcesz nazwać rzeczy i nawet mnie po imieniu? Nie powiedziałem, że chcę, po prostu odwiedziłem Maksyma, nie wypadało inaczej – Alex nie zwykł się denerwować, czasami pokazywał, że też ma swoją wrażliwość.
– Potrafię nazwać po imieniu, masz rację, Maksyma musiałeś odwiedzić, on pewnie zachowałby się tak samo, gdybyś ty…
– Jednak nie potrafisz. Rozumiem cię, nie jest łatwo. Nikomu. Maksym nie wygląda dobrze, nie wiem czy jeszcze jest Maksymem – zabrzmiało groźnie, tak miało w zamiarze brzmieć, ale gdy partner spojrzał na smutne, do połowy opuszczone powieki partnerki, zrobiło mu się żal Luizy, a do siebie miał pretensję o brak taktu.
– Kinga jak to odbiera?
– Jest zadowolona, twierdzi, że nic się nie stało, funkcjonują normalnie, jak dawniej – przekazał swoje wrażenia bez większych problemów, bo partnerka Kinga Dietel rzeczywiście chodziła w skowronkach.
– I tak to naprawdę wyglądało?
– Raczej tak, ale generalnie nic u nich nie wyglądało jak dawniej, twarz Maksyma przede wszystkim. Gdy patrzysz na taką zmianę z bliska, nie widzisz kolejnej Interakcji Skyboxa, tylko jakby folię. On jest taki zastygnięty, odlew taki, może się potem ta derma jakoś ponaciąga, nie wiem, źle wygląda i tyle.
– Rozumiem.
Rozmowa się rozkleiła, partnerzy unikali odpowiedzi, która pozwala podjąć ostateczną decyzję. Jednocześnie wymiana zdań przebiegała zupełnie spokojnie, pozbawiona emocji, pomimo sformułowań, które mogły zdradzać nie byle jakie dylematy. Alex i Luiza rozmawiali analizując cudze rozterki, posługiwali się odpowiednimi zwrotami, dokonywali adekwatnych porównań i nie towarzyszyły temu dramatyczne gesty, grymasy, wzburzone reakcje. Jeśli się wymknęło wymowne spojrzenie, zawieszenie głosu, uciekanie oczu, były to tylko stonowane sygnały, że sprawa nie jest łatwa. Żadnego ognia, przyspieszonego rytmu serca, uciskania w dołku, mokrych rąk. Dialog o emocjach pozbawiony emocji, i tak najczęściej rozmawiano wszędzie, tak lub jeszcze bardziej jałowo i zarazem naturalnie. Z boku i obok tematu podały słowa, gesty nie pasowały do zdań, zdania do grymasów twarzy, wyuczona sztuczność przechodząca w naturalność. Wysoki standard dialogu z pełnym poszanowaniem partnera. Skypax od początku swego istnienia wdrażał ten jasno zdefiniowany wzorzec, obojętność emocjonalną, stoicyzm, poprawny język oddający szacunek rozmówcy, każdemu i w rozmaitych okolicznościach. Uzewnętrznianie toksycznych i niekontrolowanych uczuć sukcesywnie zamierało, zabierając po drodze pomniejsze uniesienia.
Znikało podnoszenie głosu, okazywanie nienawiści, braku akceptacji, złości, zawiści, zazdrości, rozpływały się radykalne oceny zachowań, z kolei karcenie i wytykanie błędów nie było mile widziane. W kolejnych Interpretacjach nie pomieściły się gorzkie łzy, spontaniczne satysfakcje, nadmiernie triumfujące gesty zwycięstwa i okazywanie rezygnacji. Z czasem niedopuszczalną emocjonalność rozszerzono na krytykę wszelkich zachowań, mogących urazić kogokolwiek. Wymiana opinii w dowolnych układach towarzyskich i stopniach zażyłości, w sytuacjach publicznych i w partnerskiej intymności, przypominała wymianę towarów, komunikaty z portów lotniczych albo polemikę między instrukcjami. Wyuczone, poprawne sformułowania, drukowane na zewnątrz. Żonglerka suchych informacji, poparta rozbieżną, machinalną mimiką i gestykulacją, która i w takiej formie trącała atawizmem.
Beznamiętna całość miała się złożyć na werbalny i pozawerbalny szacunek, okazywany grupom i jednostkom. Patrząc na współczesną rzeczywistość z perspektywy przeszłości, obraz wydawał się sielankowy, ale drgał, coś się czaiło w środku, z boku i z tyłu, coś co trudno uchwycić i z braku odpowiednich słów można nazwać jednym wielkim pozorem. Partnerstwo Ollerów wyróżniało się niewielkimi odstępstwami od wyznaczonego standardu, powszechnie uznawanego za konwenans, a przez najbardziej ortodoksyjnych wyznawców unifikacji, za prawo naturalne, które zostało przywrócone po wielu latach pierwotnych zaniedbań. I byłaby w tej charakterystyce sama prawda, o ile brać pod uwagę początki Aliansu; obecnie wszystko przychodziło samo, odruchowo i nie było żadnych ortodoksyjnych wyznawców, same naturalne zachowania. Jak dawniej nieszczęśnicy milkli na widok dygnitarza, jak biedni wytrzeszczali oczy na widok złota, tak teraz Humani i Ermafrodyci instynktownie zachowywali się jak należy. Luiza i Alex też nie kontestowali, dało się tylko zauważyć w ich zachowaniu, że coś im przeszkadza, coś ich powstrzymuje, że są skrępowani cudzymi manierami. Inaczej sprawy się miały w przeciwstawnym nurcie reakcji, gdzie nie brakowało agresji i obrażania, krzyku i pełnej swobody wypowiedzi. Podobne ekscesy mogły mieć miejsce w określonych realiach oraz miejscach. Elementaria była najbardziej odpowiednim otoczeniem, w którym można się wyszaleć i dać upust wszelkim pierwotnym instynktom. Część programów Skypaxu dopuszczała również kontrowersyjne Interakcje i pojedyncze zachowania. Turnieje i bloki informacyjne czerpały z tych źródeł najczęściej, z tym, że zawsze umieszczano stosowne komunikaty, pouczenia i apele o codzienny szacunek i przyjazne nastawienie do siebie i innych. Sprzeczności w obu skrajnych systemach zachowań nie eksponowano, pomijano zupełnie. Interpretacje Skypaxu zastępowały wszelkie analizy, dlatego agresja raz była normalną postawą, oczyszczającą umysł i stymulującą rozwój, innym razem śmiertelnym zagrożeniem dla wszystkich. Skypaxowi udawało się łączyć wykluczające się systemy w tak cudowny sposób, że wszystkie ankiety pokazywały zdecydowaną większość zadowolonych z obowiązujących i preferowanych norm. Ponad trzy czwarte badanych tolerowało agresję w Elementarii, jako jeden z elementów edukacji i jednocześnie wykluczało agresję w partnerstwie i ocenach Interpretacji Skypaxu.
Z nijakich powodów, w nijakim momencie, rozmowa w kuchni została zawieszona i w tym stanie przeniosła się do sypialni. Luiza nie miała śmiałości pytać o więcej, Alex bał się myśleć o konsekwencjach dowolnej decyzji czy nawet wstępnego postanowienia. W sypialni pachnącej niczym, a nic rzecz jasna pachnie jak plastik, w nastrojowej ciemności, po wielu niespokojnych obrotach z boków na plecy i potem na brzuch, Luiza postanowiła ukołysać niepokoje, pierwszą jednoznaczną uwagą.
– Jest mi obojętne co zdecydujesz, każda twoja decyzja będzie dla mnie ważna – powiedziała z przekonaniem.
– Zrobisz jak chcesz? – spytał Alex.
– Nie rozumiem.
– Mówisz mi, że zrobię jak będę chciał, tyle chcesz mi powiedzieć. Sam mam podjąć decyzję? – partner nie ucieszył się z wolności wyboru, ale chętnie podzieliłby się tym bogactwem.
– Masz rację, to niewiele. A ty coś postanowiłeś?
– Nie.
– Nie dziwię się, nie wiem co mam ci powiedzieć. Chciałabym, żeby było jak jest, to znaczy z tobą, żeby tak było, reszta może i nie musi się zmieniać, nie takim kosztem.
– Kosztem? – Alex uniósł się na łokciach i przechylił bokiem w stronę partnerki.
– Chyba tak, tak sądzę, taka zmiana byłaby dla ciebie trudna, dla mnie raczej też. Czy to nie dziwne, że zmienia się twój najbliższy partner, nie poznajesz go, dotykasz jakby kogoś innego. No tak czy nie? Czy przesadzam? – Luiza poprawiła sobie poduszkę, podniosła ciało wyżej, by dokładnie przyjrzeć się Alexowi. Zadała mu sporo ważnych pytań, a teraz chciała nie tylko słyszeć, ale też widzieć odpowiedzi.
– On wyglądał strasznie, naprawdę beznadziejnie, mówię ci, nie poznałabyś go. Maksym już nie jest taki… jest Ermafrodytą – Alex opadł na plecy, rozłożył bezładnie ręce, czekał na pocieszenie, na więcej stanowczości i jasną odpowiedź, czego się od niego oczekuje.
– I to jest właśnie koszt, nie wiem czy tak można, chyba nie chcę – Luiza pocałowała Alexa w policzek, żeby już się tak nie martwił.
– Co można? – spytał.
– Zmienić skórę.
– To nie jest skóra, to jest. opakowanie. On jest opakowany, brakuje tylko wstążeczki, ale i tak wygląda naiwnie. Ma dziecinną twarz, cały się zrobił dziecinny – Alex podkręcał atmosferę, prosił o zwolnienie z decyzji, którą od początku uznawał za szaleństwo ponad jego siły.
– Niech zostanie jak jest. Po tym co powiedziałeś nie możemy sobie zrobić takich rzeczy. Jest dobrze i nie chcę inaczej.
Luiza jednym ruchem ułożyła się na Alexie, drugim zrzuciła koszulkę i jeszcze szybciej z ocalałego Humana zdjęła spodenki. Zaczęła powoli kołysać się na jego brzuchu, wiedziała co lubi najbardziej, bez pośpiechu, równe, delikatne ruchy, w tym samym rytmie rozkołysane piersi, które proszą się o podtrzymanie i prośby zawsze są spełniane.
– Alex, czy ty będziesz Ermafrodytą? – w sypialni zjawił się przytomny Boguta, nie przejął się późną porą i tym co zobaczył, niecierpliwie oczekiwał odpowiedzi. Luiza nadal siedziała na brzuchu partnera, ale przestraszona przerwała kołysanie. Oboje otrząsnęli się po niespodziewanej wizycie i nieskrępowani, jednocześnie popatrzyli na wyczekujące oczy Boguty.
– Jak widzisz, teraz o tym nie pogadamy – Alex potrząsając piersiami Luizy odpędzał nudne pytania.
– Dlaczego, powiedz mu – powiedziała Luiza.
– Na razie zostanie jak jest – odpowiedział Alex.
– Rozumiem, idę spać – burknął najmłodszy Oller, nie czuł się winny wtargnięcia, czuł się sponiewierany odpowiedzią opiekunów.
Dyplomacja Boguty poniosła klęskę, poza protokołem pytał o socpakiet Extra, nie interesował się biostatusem Alexa, gdy usłyszał, że płonne żywił nadzieje, zrezygnowany, udał się na spoczynek, by jutro w pełni sił zasiąść przed ukochanym, chociaż nadal ubogim Skyboxem. Niespodziewana wizyta przyspieszyła ruchy Luizy i skróciła cierpliwość Alexa. Tuż po tym jak zamknęły się drzwi, rozkołysali się szaleńczo i dopięli, każdy swego. Uszczęśliwieni wcześniejszą decyzją i obecnym przypieczętowaniem, zasnęli wcześnie jak nigdy.
Nadzwyczajny dialog partnerski miał miejsce w roku 2055, na jednym z dwóch zunifikowanych Aliansów, które uprzejmie i dyplomatycznie pogardzały nielicznymi państwami zachowanymi tu i ówdzie, głównie na obrzeżach. Alians Kontynentalny i Alians Oceaniczny funkcjonowały według tych samych reguł, ale pielęgnowały własną odrębność, nie tylko nazw, dały się również zauważyć różnice formalne, jakie należało kreować dla siły i potrzeb unifikacji. W Aliansie Oceanicznym wszystko było większe i bardziej uniwersalne, powód tego zadęcia zdawał się oczywisty, to tutaj narodził się Skypax, pierwszy i jedyny nadawca w formacie TeleCube, producent Skyboxów, Skymobile, sytemu biooperacyjnego MacCube i właściciel lub współwłaściciel wszystkich Kombinatów notowanych na Alians Agorze. Unifikacja zakładała pełne podobieństwo, przy tym dbała o kilka detali pozwalających uniknąć oskarżeń i choćby podejrzeń o najgorsze. Najbardziej obawiano się zarzutów o łamanie praw do swobodnego wyboru w ramach zunifikowanego systemu. Między innymi ten strach spowodował rozgraniczenie Aliansów na Kontynentalny i Oceaniczny oraz systematykę populacji, którą podzielono na Ermafrodytów i Humanów. Pierwsi wybierali namiastki kariery i zatrudnienie w podległych Skypaxowi Certyfikacjach, Oficynach, Kanonach i Kombinatach, drudzy godzili się na stały socpakiet w wersji podstawowej. Socjalne karty uposażenia, tak w pierwotnej wersji definiowano socpakiety, przyznawano według ścisłych kryteriów i złożonych deklaracji.
Na początku karty sklasyfikowano w kilka grup i podgrup, często zmieniano nazwy, ale wraz z rozwojem zunifikowanej edukacji, skomplikowany system zaczynał wywoływać niepokoje. Pierwsi adepci pięcioletnich Elementarii nie potrafili odróżnić spośród kilkudziesięciu propozycji tej, która rzeczywiście im się należy. Skorygowano błąd i z tą chwilą socpakiety zawierały tylko trzy propozycje nazwane nadzwyczaj przystępnie: Fajny, Super, Ekstra. Pakiet Fajny oferował podstawowe oprogramowanie Mac-Cuba, bez możliwości Interakcji i udziału w programie darmowych aktualizacji, chyba, że aktualizacja była powiązana z Interpretacją zapisów unifikacyjnych lub wymianą starych modeli Skyboxów. Tyle dla ducha. Dla ciała dowolna ilość pożywienia w standardzie ECO, odzież, urządzenia, sprzęty klasy Fajny, plus wszystkie media i publiczny transport. Poczynione na impulsach oszczędności pozwalały na dodatkowe atrakcje, jak wypoczynek w wybranych Autonomiach, zawody sportowe, koncerty, stoki narciarskie, gabinety odnowy i tym podobne. Oczywiście w pakiecie Fajnym Human nie mógł liczyć na żadne Świadectwo Działalności, Kanony w ogóle nie rozpatrywały wniosków z tego poziomu.
Socpakiet Super znosił jedno z trzech ograniczeń, a przedstawiciel prepopulacji Humanów stawał się automatycznie kandydatem na Ermafrodytę. Dzięki tym przeobrażeniom zyskiwał dostęp do darmowych aktualizacji MacCuba, jednak ciągle nie miał dostępu do Świadectwa Działalności i był skazany na wikt w standardzie ECO, wyższy standard wyżywienia otrzymywał jedynie w reklamowych próbkach. Za to bez konieczności oszczędzania, posiadacz pakietu Super korzystał z corocznej premii wypoczynkowej w wyznaczonym czasie i Autonomii. Dopiero pakiet Extra i automatyczna zmiana biostatusu na Ermafrodytę dawały prawo do pełnej Interakcji i wnioskowania o Świadectwo Działalności, jednak tylko w wymiarze prywatnym i w obrębie Autonomii. Nawet pakiet Extra nie otwierał drzwi do publicznej i poza autonomicznej działalności; by uzyskać ten poziom unifikacyjnej swobody należało wejść na sam szczyt prepopulacji Ermafrodytów, do czego nikt się nie palił. Posiadacze socpakietu Extra mogli kosztować frykasów z półki „Home”, w tygodniowych solidnych porcjach lub częściej, o ile zdołali zaoszczędzić.
System edukacji zainicjował podział biologiczny, niewiele rzeczy na Kontynentach posiadało rygor obowiązku, jeden z wyjątków stanowiła Elementaria. Obowiązkowa pięcioletnia adaptacja dla Humanów, którą każdy Human musiał rozpocząć nie wcześniej niż w dziesiątym roku życia i nie później niż w roku dwunastym. Wiek Humanów i Ermafrodytów należał do informacji ściśle chronionych, ujawnianie stopnia zużycia biologicznego łamało zapisy Aliansu Kontynentalnego, w części poświęconej ochronie godności bioetycznej. Informowaniem o konieczności podjęcia obowiązku edukacyjnego zajmowały się Kanony podległe Autonomiom, co najmniej trzy miały dostęp do dyskretnych danych na temat funkcjonowania i rozwoju jednostki biologicznej: Kanon Rekrutacji Elementarnej, Kanon Regeneracji, Kanon Statusu Bioetycznego. Rzecz jasna o obowiązku edukacyjnym zawiadamiał Kanon Rekrutacji Elementarnej. Odrzucenie wezwania wiązało się z ograniczeniem impulsów na socpakietach opiekunów Humana, zaś sam Human unikający adaptacji, mógł trafić do losowo wybranej Autonomii i Kanonu Adopcji.
Elementarię był zobowiązany skończyć każdy Human, za co odpowiadali Instruktorzy Elementarii, rekrutowani pośród Ermafrodytów. Oni mieli zadbać o proces adaptacyjny i w razie konieczności stosowne Metryki Biologicznej Niemożności, zwalniające z poszczególnych progowych zakresów zajęć. Ponadto Instruktorzy zapewniali przekaz informacji w ramach trzech fakultetów: język kontynentalny i autonomiczny, bioetyka unifikacyjna, rachunki i przyroda. Finalnym celem Elementarii był poziom wiedzy pozwalający na posługiwanie się językiem kontynentalnym i autonomicznym, co z kolei pozwalało zrozumieć podstawowe założenia bioetyczne zawarte w Aliansie i Punkcie Głównym. Rachunki i przyroda, jako jedna dyscyplina, najczęściej obarczona pakietem Niemożności, pozwalały na niewiele. Na poziomie elementarnym adept dowiadywał się dlaczego świeci słońce, jak posługiwać się kalkulatorem, dlaczego lód jest zimny, a żmija niebezpieczna.
Po ukończeniu Elementarii, której skądinąd nie ukończyć się nie dało, Human podejmował wstępną decyzję w kwestii swojej przynależności do jednej z dwóch prepopulacji. Z chwilą, gdy decydował się na zakończenie edukacji dostawał dożywotni Paszport Humana i otrzymywał socpakiet o najniższej wartości, gdyż wartość pakietu była uzależniona od zadeklarowanych postaw bioetycznych. W pakiecie Fajnym Human zobowiązywał się do przestrzegania prawa Aliansu Kontynentalnego w wersji ogólnej, bez aneksu Super i Extra. Treść podstawowa zawierała poszanowanie praw i odmienności. Human nie miał obowiązku znać wszystkich zawiłych zapisów prawnych, żaden Human nie posiadał takiej wiedzy, wystarczyło, że parafował Punkt Główny: „Poszanowanie praw i odmienności”, resztą zajmował się Skypax, który na bieżąco aktualizował MacCube, wyjaśniając co wchodzi w skład Punktu Głównego. Interpretacje zapisów prawnych Punktu Głównego, w początkowej fazie funkcjonowania Aliansów, sprowadzały się do swobody wyborów:
1. wolność osądu,
2. wolność wymowy,
3. wolność wiary,
4. wolność płci,
5. wolność funkcjonalna.
Podział zachowano jako historyczne nawiązanie do prapoczątków unifikacji i dokładnie te podstawy bioetyczne składały się na przyznanie pakietu Fajnego. W obrębie wolności osądu zawierały się prawa do zachowania odrębnej oceny na każdy temat. Wolność wymowy gwarantowała prawo do wypowiadania opinii na dowolny temat. Wolność wiary dawała wybór przynależności do dowolnego wyznania, przy jednoczesnym zadeklarowaniu publicznej wstrzemięźliwości w okazywaniu i realizowaniu obrzędów. Wolność płci pozwalała na każde zachowanie płciowe, z wyjątkiem zachowań uwłaczających godności partnera, za to dopuszczała swobodne wyrażanie i realizowanie swoich potrzeb w ramach publicznego przekazu. Wolność funkcjonalna wprowadzała najwięcej kontrowersji, dlatego nominalnie ograniczała się do podpisania Altruistycznej Cesji Własności Biologicznej, która następowała z chwilą ustania funkcji. Human zaznaczał jedną z opcji, w punkcie formularza socpakietu Fajny, godząc się na ogólną cesję własności biologicznej lub deklarując przekazanie własności na rzecz podtrzymania funkcji konkretnie wskazanych Humanów lub Ermafrodytów, co wkrótce zapoczątkowało rozwój cesji komercyjnych. Kombinaty Skypaxu oferowały impulsy w poszczególnych socpakietach, za cesje komercyjne. Podpisanie z Kombinatem umowy, zamiast zwykłej cesji, nie było koniecznością i nie skutkowało utratą socpakietu, ale podnosiło jego wartość.
W aneksie z roku 2038 poszerzono zakres swobód we wszystkich podpunktach Punktu Głównego, dopisując opcje według historycznego klucza. Wolność osądu wzbogacono o dwa warianty:
a) wolność osądu autonomiczno-wyznaniowego,
b) wolność osądu unifikacyjnego.
Analogicznego podziału dokonano w podpunkcie wymowy:
a) wolność wymowy autonomiczno-wyznaniowej,
b) wolność wymowy unifikacyjnej.
W podpunkcie wiary:
a) wolność wiary autonomiczno-wyznaniowej,
b) wolność wiary unifikacyjnej.
W podpunkcie wolności płci zapisano:
a) wolność płci według modelu autonomiczno-wyznaniowego,
b) wolność płci według modelu unifikacyjnego.
W podpunkcie wolności funkcjonalnej widniała:
a) funkcjonalność biologiczna autonomiczno-wyznaniowa,
b) funkcjonalność biologiczna unifikacyjna.
Przy nowym zapisie ukształtował się wyraźny podział na dwa i tylko dwa modele możliwych zachowań, które potem Skypax przedstawił jako rozszerzenie pola swobód unifikacyjnych. Każdy Human mógł zostać przy socpakiecie Fajnym albo przejść do socpakietu Super, z tym, że do takiego awansu konieczne było zakreślenie wszystkich podpunktów „b” i przede wszystkim wypełnienie nowej ankiety. Aneks przyniósł niespodziewane efekty, niewielka część Humanów skorzystała z oferty i przeszła do socpakietu Super. W 2048 Skypax w porozumieniu z Autonomiami wprowadził nowy aneks, który zawierał tylko po jednej dodatkowej opcji do wcześniejszych podpunktów:
1c) preferencja unifikacyjnej wolności osądu,
2c) preferencja unifikacyjnej wolności wymowy,
3c) preferencja unifikacyjnej wolności wiary,
4c) preferencja unifikacyjnej wolności płci,
5c) preferencja unifikacyjnej wolności funkcjonalnej.
W ten sposób od roku 2051 zmieniły się proporcje między posiadaczami socpakietów. Około 85% zachowało pakiet Fajny, prawie 10% skusiło się na socpakiet Super i nieco więcej niż 5% nabyło pakiet Extra. Przejście z jednego pakietu do drugiego nie było prostą formalnością, wypełnienie odpowiedniego formularza i zakreślenie pożądanych opcji wcale nie oznaczało nominacji. O ostatecznym awansie decydowały Kanony, każdy z nich mógł zgłosić zastrzeżenia i każdy mógł zablokować nominację lub stawiać dodatkowe wymogi. Z chwilą, gdy wprowadzano aneksy, ogłaszano rodzaj amnestii połączonej z promocją, tylko ewidentnie ciężkie przypadki odrzucano, pozostali podnosili swój status na podstawie złożonych dokumentów, ale nie powodowało to nagłych skoków statystycznych. O późniejsze zachowanie odpowiednich proporcji dbały Kanony, dlatego większość akceptacji i odrzuceń miała charakter formalnych interpretacji i przez to decyzje nie podlegały odwołaniom. Gdy socpakiet został przyznany, nikt nie pytał dlaczego, gdy został odrzucony, nikt nie wiedział dlaczego.
Inaczej wyglądał rozkład i stopnie awansu wśród najambitniejszych Ermafrodytów. Każdy Human po ukończeniu Elementarii mógł zadeklarować wolę dalszej edukacji na czteroletniej Magisterii, która w przeciwieństwie do formalnie autonomicznych Elementarii, była pod ścisłym nadzorem Aliansu i zajmowała się wyłącznie poszerzeniem instruktażu. Czteroletnia Magisteria z racji podstawowego socpakietu nie cieszyła się wielkim zainteresowaniem, wszelkie symulacje statystyczne wykazywały, że przy umiejętnej dystrybucji socpakietami nie więcej niż 15% populacji na każdym Kontynencie była realnie zainteresowana innym statusem niż wygodny i w pełni bezpieczny status Humana. Statystyki nie myliły się w górnych pułapach, zdarzały się natomiast okresy, gdy Skypax był zmuszony wypełnić luki kadrowe i zachęcać Humanów do zmiany biostatusu na Ermafrodytów. Dodatkowe nabory odbywały się pośpiesznie i skrótowo, również w procesie instruktażu na Magisterii, w sytuacjach wyjątkowych skracano proces do dwuletniej Wyższej Adaptacji. Ermafrodyci zasilali kadry w Kanonach, Kombinatach lub w czterech Autonomicznych Oficynach, których siedziby, w przeciwieństwie do Kanonów, nie były w publicznej przestrzeni widoczne:
1. Oficyna Informacji, międzykontynentalna domena Skypaxu i najważniejsza z Oficyn odpowiadająca za treść, formę i stabilność procesu unifikacji. Przeprowadzała wdrożenia ideowe, kulturalne, rozrywkowe oraz interpretacje swobód.
2. Oficyna Biohigieny, której zadaniem była opieka biologiczna, kontrola dokumentacji związanej z deklaracjami funkcjonalności, jak również opiniowanie regeneracji.
3. Oficyna Elementarii i Magisterii, odpowiedzialna za system edukacji.
4. Oficyna Godności, druga po Informacji, struktura o olbrzymim zakresie kompetencji, ściśle podlegająca Skypaxowi. W skład Oficyny wchodziły wszelkie służby prewencji, między innymi: Hufiec Akceptacji, Hufiec Ekologii, Hufiec Komunikacji, Hufiec Regulacji Wskaźników, plus służby niezbędności: Legiony Kontynentalne, Misje Kontynentalne i Zwiady Kontynentalne.
W każdej Autonomii obowiązywał ten sam podział na Oficyny, zapisany w Aliansie. Oficyny według interpretacji były samodzielnym podmiotem, ale w praktyce ściśle podlegały nadzorowi Certyfikacji, te z kolei nie były widoczne nawet w relacjach Skypaxu. Wspominano o nich jedynie, że są i działają świetnie, według przypisanego i analogicznego dla Oficyn klucza: Certyfikacja Informacji, Certyfikacja Biohigieny, Certyfikacja Elementarii i Magisterii, Certyfikacja Godności. Zarówno wokół Oficyn, jak i Certyfikacji powstawało dziesiątki mniejszych i większych Kanonów, które odpowiadały za poszczególne obszary funkcjonowania Aliansów. Mnożyły się przeróżne jednostki: Kanon Sterylności Opakowań, Kanon Kaloryczności Płynów i pozostałe, których nazw nie pamiętali nawet pracownicy. Liczby Kanonów, prócz centralnego archiwum Skypaxu, nie znał nikt, ale to właśnie Kanony zajmowały się Świadectwami Działalności, pozwalającymi na podjęcie indywidualnych zajęć poza ogólnie dostępnym nadaniem praw i statusów. Często przyznanie Świadectwa wiązało się z redukcją socpakietu, z wyjątkiem Fajnych Humanów, którzy formalnie nie spełniali wymogów redukcji.
Ermafrodyci mieli dostęp do Świadectw, do wybranych platform, mogli zakładać własne Cuby, dzierżawione od Skypaxu, mogli podpisywać kontrakty z Kombinatami Skypaxu. W tym miejscu trzeba dodać, że Cube był autorską Interakcją, coś na wzór i podobieństwo osobistego nadawcy dowolnej treści. Teoretycznie istniała możliwość odrębnej działalności, najeżona szeregiem wymogów, jednak ich spełnienie wymagało olbrzymiej cierpliwości i ryzyka związanego z utratą wszelkich przywilejów, aż do poziomu pakietu Fajny i przywrócenie statusu Humana, mimo wcześniejszej, nieodwracalnej zmiany biologicznej. Proces wydawania dowolnego Świadectwa trwał wiele miesięcy, nawet lat, a gdy już został przyznany często okazywało się, że w międzyczasie Oficyny uzyskiwały od Certyfikacji zgody na zmianę zapisów i dokumenty traciły ważność. Przy tak ścisłej i skomplikowanej siatce decyzyjnej, praktycznie nie występowała żadna inna działalność poza działaniami Skypaxu i podległych mu Kombinatów.
Ermafrodyta po ukończeniu Magisterii mógł pozostać w rezerwowych zasobach kadrowych wypełniając wcześniej Nadrzędną Deklarację Unifikacji, składającą się z 5 dodatkowych opcji do podpunktów Punktu Głównego Aliansu Kontynentalnego.
1d) wyznanie unifikacyjnej wolności osądu,
2d) wyznanie unifikacyjnej wolności wymowy,
3d) wyznanie unifikacyjnej wolności wiary,
4d) wyznanie unifikacyjnej wolności płci,
5d) wyznanie unifikacyjnej wolności funkcjonalnej.
Na czas pobytu w strukturach przejściowych rezerwowi otrzymywali socpakiet Extra i prawo do posiadania indywidualnego środka transportu, z przydziałem na 500 km miesięcznie. Ermafrodyci, którzy chcieli wejść na wyższe szczeble systemu unifikacji, musieli przejść jednoroczną specjalizację, przygotowującą do funkcji w konkretnym Kanonie. Z Kanonów, nie wcześniej niż po trzyletnim stażu, najzdolniejsi, mogli awansować do Oficyn, Oficyny zaś najwybitniejszych, prawdopodobnie, delegowały do Certyfikacji.
Alians przypominał strukturę złączoną z dwóch światów. Pierwszą część ilustrowały wszelkie techniczne nowinki Skypaxu, nie było w nich jednak nic nadzwyczajnego. Podróżnika w czasie, czy też polarnika odmrożonego z lodowca na początku XXI wieku, Skymobile, ani nawet Skybox nie przyprawiłyby o zawał serca. Zmienił się wystrój, klimat, powstało kilka, ale identycznych urządzeń, które w swoim sposobie działania były absolutnie przewidywalne i wieszczone przez naukowców blisko pół wieku temu. Ulice wyglądały jak dawniej, z tym, że obficiej ociekały sztucznością, reklamą, wszechobecnymi hologramami, zachętami i pokusami. Sklepy zmieniły się w witryny, atrapy placówek handlowych, wszelkie potrzeby realizowano przy pomocy domowych dostaw realizowanych przez urządzenia Skypaxu. Przy tym zaawansowaniu technicznym zupełnie niezrozumiałym wydawał się skansen starych technologii. Samochody, metra, tramwaje, meble, domy nie różniły się znacząco od dawnych budowli. Wyglądały podobnie jak stylizacje zatopione w sztucznych tworzywach. Druga połowa XXI wieku najmniejszego szoku współczesnością wywołać nie mogła, przewidywalny rozwój, przemieszany z muzealnym charakterem pozostałości po starym ładzie.
Boguta nie godził się z przykrym rozwojem wypadków, siedział struty przed Skyboxem i nic mu nie grało, nic mu nie wyglądało, nic mu nie pasowało, nie czuł kontaktu z nieodłącznym odbiornikiem. Skybox w okrojonej wersji TeleCube nie pozwalał na takie harce, jakie przeciętnie sytuowanemu Ermafrodycie pewnie już się znudziły. Oglądał mecz piłki nożnej, ale częściej niż na biegających po salonie piłkarzy zerkał na opiekunów, łypał pełnym pretensji okiem i bezgłośnie pytał: „Dlaczego mi to robicie? Dlaczego nie mogę strzelić powtórkowego karnego, wyrzucić piłki z autu, odgwizdać faulu, ani nawet podać do Arantesa, co jest szczególnym upokorzeniem?”. Odkąd w domu Ollerów pojawił się temat biostatusu Maksyma, znajomego z zaprzyjaźnionego partnerstwa Dietel, Boguta, jak większość młodych Humanów, przyjmował wstęp do rozważań jako ostatecznie podjętą decyzję. Zmiana biostatusu była pielęgnowaną nadzieją na o wiele więcej niż podawanie piłek. Pakiet Extra otwierał skrzynię pełną skarbów, kto by nie chciał zmierzyć się z Hermanem albo nie wziąć reklamowanych atrakcji. Odpływała ostatnia szansa, wielokrotne wypełniane formularze i przez Alexa, i przez Luizę, nie przynosiły żadnych rezultatów, zawsze jakiś Kanon zgłaszał zastrzeżenia i socpakiet Fajny rozpanoszył się w salonie na stałe. Gdy Alex zdecydował się zachować twarz, Boguta wiedział, że nadzieja przestała funkcjonować.
– Nie ma „Uczucia”? – spytał Alex.
– Wolę mecz – na odczepnego odpowiedział Boguta, szurając plastikowym kapciem po plastikowej imitacji parkietu, co musiało odezwać się okropnym dźwiękiem. Z premedytacją rozdawał złośliwości i tym większą czuł satysfakcję, rewanżując się za wyrządzone krzywdy.
– Ja też – powiedziała Luiza, starała się poprawić małemu Humanowi humor; lubił gdy się z nim zgadzano, zwłaszcza w wyborach dotyczących oferty Skyboxa.
– Nic nie rozumiem, ale w porządku, oglądamy mecz, szkoda tylko, że nic nie słychać – Alex dawał do zrozumienia, że szuranie kapciem staje się więcej niż złośliwe, bo nieznośne.
– Boguta daj spokój, nie bądź wredny, głowa pęka – Luiza poprosiła o spokój i sama się zdziwiła, że noga Boguty nagle zawisła w powietrzu, a potem na kolanie, by po chwili bezszelestnie się kiwać w powietrzu.
– Ozyrys może podawać piłki – nie odrywając wzroku od biegających po salonie piłkarzy, żalił się mały Human. Zgodził się na kompromis, uciszył plastik, ale nie rewanż, który przybrał formę lekceważenia opiekunów.
– Komu? – spytał Alex.
– Każdemu, nawet Arantesowi. Na żywo nie zawsze, trzeba być najszybszym, ale gdy przewijasz można ile się chce – stwierdził jak znawca i rzeczywiście nim był, całymi dniami przesiadywał przed Skyboxem. Podziwiał Arantesa, znał jego popisowe akcje, spektakularne okazywanie radości, nawet miny jakie robił po doskonałych lub tylko udanych zagraniach.
– Skąd wiesz? – zaciekawiła się Luiza i tym razem chciała pomóc Alexowi, widząc, że został osaczony przez ciężkie argumenty, zdegustowaną postawę i nasilające się lekceważenie Boguty.
– Ozyrys mówił – mruknął Boguta i zadarł nos.
– Łączył się z tobą? – Luizę coś zaczęło uwierać, mały nie bez powodu zadzierał nosa, był kuty na cztery łapy i przygotowany. Opiekunkę interesowało kiedy i jak się przygotował.
– W nocy się połączył i wszystko opowiedział, Maksym wygląda pięknie – burknął Boguta, a opiekunce Oller wydawało się, że usłyszała kłamstwo, nie była tylko pewna czyjego autorstwa. W salonie zapadła cisza, na szczęście dla całej skrępowanej trójki, na krótko. Z pokoju dało się słyszeć jakiś trzask, zgrzyt lub coś podobnie niepokojącego. Podniósł się Alex, jemu najbardziej zależało, aby uciec z miejsca gdzie jeszcze nie jest oskarżany, ale już podejrzewany o tchórzostwo i złą wolę.
– Pójdę zobaczyć – oświadczył z ulgą, gdy mniejsze nieszczęście uratowało go przed większym tłumaczeniem.
Zapukał w jasne drzwi i nie doczekał się żadnej odpowiedzi, poza jednym głuchym dźwiękiem plastiku. Ponowił stukanie dodając siły. Do pokoju należało pukać, nie dzwonić i nie otwierać z zewnątrz, mimo że była taka możliwość. Pokój rządził się swoimi nawykami i jednym z nich było pukanie. Po drugim razie drzwi otwarły się leniwie, Alex jedną nogą przestąpił próg i przechylił się do środka. Próg to kolejny nawyk, jedyny taki w całym domu, tylko w pokoju wyrosła taka bariera, na której można się potknąć i uderzyć głową w srebrną tacę, co też Alexowi się zdarzało. Oller w półmroku zauważył stolik i srebrny połysk przygaszony rozrzuconymi kolorowymi pigułkami suplementów. Przy suplementach leżał nadgryziony pomidor. Widok był zwyczajny, odzwierciedlający normalne zachowania w pokoju, to natychmiast uspokoiło Alexa, ale na wszelki wypadek kontrolnie spojrzał w ciemny kąt, gdzie stał parawan:
– Wszystko okej? – rzucił w ciemno, a po chwili dziwił się sobie, że zachowuje się tak idiotycznie. Nie usłyszał odpowiedzi, pojawił się za to inny wystarczająco uspokajający sygnał, który dał pewność że nic się nie stało. Za parawanem zamajaczyło blade światło, to semafor pokoju nakazywał wyjazd. Wyproszony Alex wrócił do salonu.
– Ktoś chce mi pomóc w kuchni? – zapytał zaraz po powrocie. Luiza poderwała się z plastikowej sofy. Ona też szukała świętego spokoju, a większego spichlerza komfortu niż kuchnia, w domu Ollerów nie znajdziesz. Tutaj rozgrywały się rzeczy i rozmowy, tu i w sypialni. Siedzieli oboje, i gdy już prześledzili wszystkie ściany, meble, rysy na podłodze i plamki po kawie na kuchennym blacie, Alex poszukał rozsądniejszego zajęcia. Wsypał po plastikowej łyżeczce plastikowego granulatu, do plastikowych kubków, po czym zalał wszystko letnią wodą, na wrzątek nie chciało mu się czekać. Postawił herbatę z cytryną przed Luizą i sam usiadł przy stole.
– Wczoraj powiedziałam prawdę, tak rzeczywiście myślę, nie będziemy do tej rozmowy wracać. Mały też odpuści, zresztą zachowuje się normalnie, jeszcze mało rozumie i tyle. Właściwie do czego nam to potrzebne, wszystko mamy poukładane. Co takiego zyskujemy? Parę podań do Arantesa i jakiś wypad do sąsiedniej Autonomii?
Partnerka czuła, że musi powiedzieć coś podobnego, widziała i porządkowała sprawy instynktownie. Alex przyjmował rzeczy jakimi są, czasami tylko chciał coś osiągnąć, żeby mieć podkładkę pod oczekiwania Boguty i inne ambicje, jakie się niespodziewanie w partnerstwie Ollerów pojawiały. Wygórowane życzenia miały swoje źródła w monotonii dnia, nuda skłaniała do poszukiwań nowych wyzwań. Czegóż poza niecodziennością mógł oczekiwać znudzony Human, któremu w powszechnie dostępnej formie i nieograniczonej ilości dostarczano pokarmu dla ciała i ducha? Całość za śmieszną cenę zadeklarowanych postaw, które i tak dawno weszły w nawyk. W takiej nudzie zjawiały się zachcianki, które rozchodziły się po kościach, gdy coś stuknęło w pokoju albo przyszła ochota na drożdżowe ciasto.
– Nie pytasz co się stało w pokoju? – Alex ostatecznie pogrzebał temat.
– Przecież wiem – spokojnie odpowiedziała Luiza i zaczerpnęła mały łyczek cytrynowej herbaty.
– Tak? – partner udawał, że nie rozumie.
– No przecież taca spadała albo coś za parawanem – Luiza nadal rozkosznie sobie siorbała herbatkę z cytrynką.
– Taca spadła, ale przecież zawsze mogło się coś stać – Alex zazdrościł Luizie spokoju, ale jak zwykle był pełen podziwu dla intuicji partnerki. Funkcjonowali parę ładnych lat, znali się na tyle, by bez większego problemu rozpoznawać własne nastroje.
– Powiedziałbyś przecież.
– Czasami mam wrażenie, że wiesz co myślę, taki trochę Herman z ciebie – roześmiał się, na początku na siłę, później uznał, że całkiem zgrabny żarcik mu wyszedł i w kuchni przyda się odrobina humoru.
– Pewnie, że wiem, na przykład teraz pomyślałeś, że przez pokój nie dostajemy nowego socpakietu.
– Nie całkiem, ogólnie się zastanawiam nad przyczynami. Co by nie mówić i nie myśleć, nie ma z tobą żartów, Kanon Myśli, wszystko prześwietlasz.
– Chyba nie ma takiego Kanonu, komu taki Kanon potrzebny? – roześmiała się Luiza i stuknęła w kubek partnera.
Ze Skyboxa nie wyskakiwało nic, co mogłoby poruszyć Bogutę albo przynajmniej kazać mu podnieść wzrok, który miał wbity we własne stopy. Oglądał wysunięte z kapcia palce, a szukając odmiany zerkał na stopy piłkarzy. Poderwał się dopiero wtedy, gdy sędzia odgwizdał przerwę, miał zamiar zajrzeć do kuchni i sprawdzić na ile udało mu się zasiać niepokój w głowach opiekunów, przede wszystkim w głowie Alexa. W ostatniej chwili zawiesił postanowienie i zainteresował się dziwaczną reklamą. W salonie pojawił się krótki tekst i znajomy czerwony przycisk, jednak z innym układem liter, których Boguta nie rozpoznał. Nie potrafił czytać, dlatego nauczył się rozpoznawać układ liter na zwykłym reklamowym przycisku i oswoił się również z komunikatami, jakie się pojawiały po nieautoryzowanym potwierdzeniu. Teraz na przycisku było sporo liter i wyglądały inaczej, iskrzyły niepokojąco, domagały się czegoś więcej niż zwykłej akceptacji. Boguta nie rozpoznał butonu „Akceptuj”, tym bardziej nie miał pojęcia co jest napisane powyżej. Niepewnie wyciągnął palec i w pierwszym zamiarze chciał tylko dotknąć, sprawdzić cóż to za nowość? Plan się rozsypał z wielkim hukiem, muśnięte „Akceptuj” natychmiast uruchomiło ciąg alertów, wszystkie były głośniejsze i jaśniejsze niż zwykle. Skybox najpierw zaczerwienił się wielkimi pulsującymi literami „Błąd autoryzacji”, potem zaczął wydawać z siebie jeszcze bardziej iskrzące światło i zgrzytające odgłosy. W salonie zjawili się Alex z Luizą, widząc przerażonego Bogutę i cały teatr światła wraz z dźwiękiem, próbowali ustalić co się stało. Krótki tekst komunikatu, który tak rozpaczliwie domagał się akceptacji, nie okazał się aż tak groźny, jak całe zamieszanie, które wokół siebie wywołał:
Kanon Rekrutacji Elementarnej zaprasza Bogutę Ollera na uroczyste rozpoczęcie semestru elementarnego, które odbędzie się w dniu 1 września 2055 roku, w Elementarii nr 2 przy ulicy Długiej 14.
Dalej Kanon prosił o powtórną i właściwą akceptację komunikatu, bardzo delikatnie wspominał o konsekwencjach jakie grożą w przypadku odmowy i jeszcze łagodniej zapraszał do zapoznania się z mapą dojazdu oraz ciekawymi informacjami związanymi z początkiem semestru elementarnego. Alex wcisnął rozżarzony przycisk i salon wrócił do swojego naturalnego oświetlenia, po chwili ucichły też zgrzytające alarmy i pojawił się przyjazny komunikat w spokojnych barwach: „Dziękujemy i gratulujemy prawnym opiekunom Boguty Ollera”.
– Samo się zrobiło – powiedział Boguta, a równając oddech patrzył w oczy Alexa i odruchowo złapał dłoń Luizy. Przerażony, prosił, żeby przyznać mu rację, on niczego nie popsuł, nic nie napsocił, zwyczajnie samo się zrobiło.
– Samo. Przychodzi taki czas, gdy nauka wzywa nas – odpowiedział Alex, zadowolony z siebie, jak również z tego, że pojawiła się miażdżąca konkurencja dla biostatusu.
– Idziesz do Elementarii – ostateczny cios zadała Luiza. Była to ciężka rana rozpruwająca plecy i przeszywająca serce.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.Sprzedaż książki w Internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plTel: 22 425 66 68ul. Dymińska 4,01-519 Warszawa