Pokolenie Ikea. Kobiety - C Piotr - ebook
BESTSELLER

Pokolenie Ikea. Kobiety ebook

C Piotr

3,8

Opis

Prowokacyjna, pełna czarnego humoru, obrazoburcza kontynuacja bestsellerowej powieści Piotra C. „Pokolenie Ikea”, która – drukowana fragmentami w Angorze – wywołała wśród czytelników szereg skrajnych reakcji – od zachwytu po obrzydzenie.
Ostry romans biurowy tylko dla dorosłych?
Autobiografia?
Powieść o marzeniach lemingów, życiu w korporacji i tęsknocie za anarchią?
Satyra na społeczeństwo skupione na konsumpcji?
Instruktaż dla mężczyzn, którzy nie rozumieją kobiet?


Spojrzałem na Kasię, której obiecałem, że przyprowadzę fajnego faceta. Stała przy barze w krótkiej kiecce i wyglądała całkiem nieźle. Lekko zaokrąglona pani doktor, o włosach ciemny blond, piersiasta, o dobrych nogach i trochę za dużym tyłku. Kiedyś mieliśmy ze sobą drobny flircik, który skończył się niby w łóżku, a jednak nie w łóżku. Rozebrałem ją do pasa, pobawiłem jej piersiami, a później zadowolony zasnąłem. Tłumaczy mnie tylko to, że byłem pijany.

Kobiety nie zapominają. Kobiety czekają.



Piotr C. – pracownik warszawskiej korporacji, popularny bloger (jego stronę codziennie odwiedza 10 tys. osób, na Facebooku ma 30 tysięcy fanów), autor opartej na blogu książki „Pokolenie Ikea”, która przez wiele tygodni utrzymywała się na liście bestsellerów Merlin.pl i Empik.com.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 346

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (966 ocen)
354
247
213
109
43
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kuba-a02

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
DANUSIA1212

Całkiem niezła

polecam przeczytać
00
ShineOfTheBook

Całkiem niezła

Ledwo po przeczytaniu pokolenia IKEA ściągnąłem od razu po kontynuację i wiecie co… zawiadomień się do tego stopnia, że po przesłuchaniu kilkunastu minut myślałem by dać ocenę 1/5 i napisać autorowi, że jest zjebany, ale myślę - dam szanse. Siadałem do niej kilkanaście razy aż skończyłem , bo jest to słaba pozycja… Bardzo dużo słabych fragmentów, szowinistycznych, grubiańskich czy dla mnie jako faceta obrzydliwych, gdzie facet dość mocno traktuje z góry kobietę jak przedmiot do spełniania swoich przyjemności a potem część i Elo. Kobiety nie sięgajcie po nią, bo w połączeniu z myślami facetów kłótnia między wami będzie murowana i krucha jak domek z kart na wietrze - i mam nadzieję, że kochacie się, bo jeśli nie czytajcie. Dalej to było jeszcze mocniej, bo patrzenie przez niebieskie oksy na świat kobiet to lada wyczyn w szczególności iż większość dąży do równouprawnienia czy ogólnie wszystkie walczą jako „feministki” a ta książka jest jak stąpanie po cienkim lodzie jako granicy i jak...
00
fryzuryn

Nie oderwiesz się od lektury

xD
00
Marta031978

Całkiem niezła

Nie mój typ literatury. Autor strasznie przedmiotowo potraktował kobiety.
00

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

Piotr C.

Pokolenie IKEA

Kobiety

Strona redakcyjna

Redakcja: AdAstra

Korekta: Wojciech Gustowski

Okładka: Artur Kowalski

Skład: Monika Burakiewicz

© Piotr C. i Novae Res s.c. 2014

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Wydanie pierwsze

ISBN 978-83-7722-929-3

NOVAE RES – WYDAWNICTWO INNOWACYJNE

al. Zwycięstwa 96/98, 81-451 Gdynia

tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Wydawnictwo Novae Res jest partnerem Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego w Gdyni.

Konwersja do formatu EPUB/MOBI:

Legimi Sp. z o.o. | Legimi.com

Prolog

My, lud pracujący dużych miast, wykształcony na uniwersytetach i politechnikach, pracujący ponad siły przez więcej niż dziesięć godzin na dobę przed błękitnymi ekranami komputerów, bez których nie wyobrażamy sobie życia, utrzymujący więzi międzyludzkie przez internetowe komunikatory i blogi, wiedzę o świecie czerpiący z tandetnych serwisów plotkarskich, nadużywający włoskiego jedzenia i czerwonego wina, i szybkiego seksu, który miał być niezobowiązujący (nie zapomnijmy o seksie), usilnie chcemy i potrzebujemy zmusić swój organizm do posiadania kawałka własnego życia, które pozwoli nam:

cieszyć się czasem wolnym,

poświęcać czas rzeczom ważnym, a praca ważna jest rzadko.

I obiecujemy, że będziemy usilnie próbować spędzić życie, które nie wiadomo, kiedy się skończy, nie na odkładaniu, wzdychaniu i smętnym snuciu się z palcem w dupie, lecz na realizacji tego wszystkiego, o czym marzymy, a na co wydaje nam się, że nie mamy teraz czasu.

Tak nam, kurwa, dopomóż.

Podpisano: Pokolenie Ikea

Rozdział 1. Olga

1

Nie żeby Olga nienawidziła swojej matki.

Co to, to nie.

Oczywiście, że ją kochała.

Ba, była z niej nawet dumna.

Ale ona była...

...była...???

...tak przerażająco doskonała.

Studia? Z wyróżnieniem.

Mąż? Najfajniejszy facet na roku. Jej ojciec ciągle kupował matce kwiaty bez okazji i Olga była przekonana, że nigdy jej nie zdradził, bo by mu to do głowy nawet nie przyszło.

Dziecko? Razem z doktoratem. Praca? Mając po sześćdziesiątce, nadal wykładała na uczelni, studenci bali się jej jak jasna cholera, ale o możliwość zapisania się do niej na seminarium magisterskie walczyli jak lwy.

Tańczyła, pływała na kajakach, grała w brydża, nie paliła, piła rzadko, ale znała się na winach, a w kuchni gotowała i piekła. Jej kaczka zwalała z nóg, z kolei sernik był arcymistrzostwem świata.

„Ona nie jest człowiekiem. To terminator” – ustaliła Olga w myślach. To jednak oznaczało również wysoko zawieszoną poprzeczkę dla mieszkańców jej wszechświata. Ola wiedziała, co to za poprzeczka, bo wielokrotnie przelatywała nad nią, szurając o nią tyłkiem, a kilka razy zwaliła ją w cholerę.

Niejedzenie kolacji wiązało się w rodzinnym domu z fochem.

Wstanie z łóżka po godzinie 9 wiązało się z fochem.

Picie więcej niż kieliszka wina – foch.

Nic więc dziwnego, że cztery dni w rodzinnym domu dłużyły się Oldze niczym rozprawy w warszawskich sądach. Gdyby ktoś ją spytał o zdanie, to zamiast lekkiej i dowcipnej rozmowy z matką wolała depilację woskiem nóg i okolic bikini. Połączoną z zapaleniem mieszków włosowych.

Jej matka po prostu wychodziła z założenia, że Olga jest jak kot, którego od czasu do czasu należy wziąć za kark i przypiłować mu pazury. Nie była w stanie zrozumieć, że córka z domu wyprowadziła się już kilkanaście lat temu (właściwszym określeniem byłoby – pofrunęła jak na skrzydłach), od dawna sama się utrzymywała, a lat miała ponad trzydzieści.

– Kochanie, martwimy się o ciebie z tatą.

Matka przybrała minę numer 12, oznaczającą głęboką troskę, zainteresowanie, ewentualnie problemy z ciastem, które nie rosło dostatecznie szybko.

Wszelkie systemy alarmowe wewnątrz Olgi zawyły pełną mocą. Udała jednak, że nic się nie dzieje, usiadła prosto, założyła nogę na nogę, a na twarz przywdziała pancerną maskę.

„Wziąć jeszcze jeden kawałek sernika?” – pomyślała.

Jeden miał jak nic 330 kalorii. To te rodzynki, polewa czekoladowa i wiśnie.

Aha – MATKA BYŁA SZCZUPŁA, mimo że apetytu pozazdrościłby jej drwal.

Olga niechętnie dołożyła sobie drugi kawałek, który stanowił potężne zagrożenie dla jej talii mierzącej równo 59 centymetrów. „Trudno, nie zjem kolacji” – stwierdziła w myślach.

Oczywiście odmowa oznaczała foch ze strony matki. Kolejny. Wizyty u rodziców miały swoje rytuały. To był jeden z licznych powodów, dla których odbywała je tak rzadko.

– Nie ma powodu, wszystko jest w porządku – Olga pokręciła widelcem po porcelanowym talerzyku deserowym Rosenthala, seria Maria Błękitna. Za cholerę nie można go umyć w zmywarce. Olga wolała papierowe jednorazowe talerze, jeśli ktoś by ją spytał o zdanie. Ale oczywiście nie zapytał.

– Może i tak, ale martwi nas...

„Jakie nas, jakie nas – ciebie” – Olga prychnęła w myśli jak kocica.

– ...że do tej pory nic nie mówisz o założeniu rodziny.

„Aha” – pomyślała.

– A ten twój kolega z pracy? Ten przystojny blondyn? – kontynuowała niezrażona ciszą matka.

– Który przystojny blondyn??? – Olga przełknęła potężny kawałek ciasta.

– Ten dowcipny taki.

– Czarny?

– Ooo właśnie – matka kiwnęła głową potakująco.

Oldze drgnęło coś w żołądku, kiedy usłyszała, że matka potakuje, ale nie dała tego po sobie poznać.

– Miałabym się umawiać z Czarnym??? – zapytała tylko.

„Chciałabym, mamo, właśnie, kurwa mać, chciałabym”.

– Dlaczego nie? To taki miły, inteligentny młody człowiek.

– NIE.

– Dlaczego nie? – zdziwiła się matka.

– Chcesz, mamo, dłuższą czy krótszą wersję?

– Krótsza mi chyba wystarczy – matka chrząknęła znacząco.

– Bo to dziwkarz, cynik i niestabilny emocjonalnie palant.

– OLGA!! Jak ty się wyrażasz!!

– Co???! Prawdę mówię. Owszem, jako kumpel jest przeuroczy.

– Mężczyźni po pewnym czasie wyrastają z takich rzeczy – matka Olgi machnęła lekceważąco ręką. – Spójrz na swojego ojca. Dawniej większość wieczorów spędzał poza domem. A teraz? Jak dwa razy w tygodniu wyjdzie, to jest dobrze. Wygonić go z domu nie mogę.

– Poza tym on lubi kobiety z dużymi cyckami – Olga rzuciła rozpaczliwie ostateczny argument na szalę.

– To sobie zrób – zaproponowała matka, nie wiadomo: pół żartem czy pół serio.

– Mamo!!!! – w głosie Olgi słychać było drzemiącą furię.

– No dobrze – westchnęła ciężko matka.

Wytrzymała sześćdziesiąt sekund.

– Pamiętasz, kochanie, pana Andrzeja? – zaczęła znów.

Pan Andrzej był przyjacielem rodziców. Miał po sześćdziesiątce i kilka aptek. Z tego, co opowiadała ostatnio matka, również poważne problemy zdrowotne.

– Faktycznie, to niezła partia – zakpiła Olga.

– Nie chodzi o niego.

Zapadła cisza.

– Ale widzisz, on ma brata – ciągnęła ostrożnie matka. – A ten brat ma syna. Bardzo przystojny młody człowiek. Też prawnik. Byście mieli wspólne tematy do rozmowy...

– Mamo!!!! Jeszcze nie upadłam tak nisko, żeby bawić się w aranżowane przez rodziców randki!!!

– Kochanie, w XIX wieku takie rzeczy były na porządku dziennym. Lubisz przecież Jane Austen.

– CZYTAĆ!!!

2

– A po co właściwie przyjechałaś? – zapytała matka.

Przeleciały już właściwie wszystkie schematy. Ojciec. Praca. Mieszkanie. Chłopak. „Zostałabym babcią”. Był sernik, później kawa i właściwie zgodnie z harmonogramem Olga powinna teraz iść na górę (do swojego starego pokoju) i wyjąć laptopa, żeby chwilę popracować. W rzeczywistości posiedziałaby piętnaście minut na Fejsie, a później zamknęła klapę od komputera, wyciągnęła z biblioteki Colette, z lodówki truskawki i butelkę białego wina i położyła na łóżku. Robiła to już wiele razy. Ale teraz ciągle nie chciała iść na górę.

– Po co przyjechałaś? – powtórzyła matka. – Byłaś w domu trzy miesiące temu. Spodziewałam się ciebie na Boże Narodzenie. Ola, co się stało?

Więc Olga opowiedziała. Całą prawdę. No, prawie całą. No, była jej bardzo blisko. O imprezie u Czarnego. O tym, że stanęła przed jego łazienką i zażądała, żeby się z nią związał. Że ma się zdecydować, czy chce z nią być. Bo ona ma dość takiej sytuacji. I nie chce żyć złudzeniami.

Nawet teraz, kiedy mówiła te słowa, miała ochotę zrobić face palma i była czerwona.

Pominęła jedynie fragment, że była kompletnie pijana, rzygała pół nocy, a drugie pół biła głową w ścianę, kiedy on w doskonałym humorze pożegnał się i pojechał przespać do domu. Rano wstała i olewając stertę naczyń wielką jak Titanic, i zasyfioną całą chatę, przyjechała do rodziców. Na poniedziałek wzięła wolne.

– Co ci odpowiedział?

– Że potrzebuje czasu – siąknęła nosem.

– Chcesz z nim być? – zapytała. Spojrzała na twarz córki. I wiedziała wszystko. Olga nie musiała mówić ani słowa.

– Mam wrażenie...

– Tak?

– Że on mnie mimo wszystko... Kocha. Tak, takie mam wrażenie – powiedziała w końcu z ociąganiem.

– Widzisz, córeczko – powiedziała matka po chwili dłuższego namysłu. – Jeżeli on odsuwa ci krzesło, kiedy siadasz, otwiera drzwi, kiedy wsiadasz, podaje płaszcz i ułatwia wejście do lokalu – to nie znaczy, że cię kocha. Nie powinnaś mylić dobrych manier z zaangażowaniem. Jeżeli trzyma twoje włosy, kiedy wymiotujesz jak kot na imprezie firmowej, to nie znaczy, że cię kocha. Jeżeli się z tobą przespał – to nie znaczy, że cię kocha. Nawet jeżeli następnego dnia zadzwonił. Nawet jeżeli przespał się ponownie. Nawet jeżeli sypia z tobą od roku – to nie znaczy, że cię kocha i że do czegokolwiek się zobowiązał. Nawet jeśli mówi, że kocha, to może to oznaczać coś zupełnie innego. Ja wiem, Olu, że jestem z innego pokolenia. Mamy równouprawnienie, kobieta może wysyłać sygnały tak samo jak mężczyzna, może podejmować inicjatywę i brać sprawy w swoje ręce. Ale kochanie, nie ma tak nieśmiałego mężczyzny, żeby nie był w stanie wystartować wtedy, kiedy naprawdę mu zależy. Nie goń, nie ścigaj, nie napieraj. To ci się zwyczajnie nie opłaci. Mężczyźni, Olu, to zdobywcy. Może cię kochać, ale w momencie, kiedy zaczniesz na niego naciskać, po prostu ci ucieknie.

– To co mam teraz robić, mamo? – zapytała jak wtedy, kiedy miała trzynaście lat.

– Nic, kochanie. Czekać.

3

Too drunk to fuck

Rigor mortis (inaczej stężenie pośmiertne) – stan ciała i ducha, gdy będąc kompletnie pijanym, o 4 nad ranem usiłujesz mieć seks z przygodnie poznaną w knajpie kobietą.

RM zaczyna się mniej więcej w piętnastej minucie kopulacji. W mózgu zaczyna ci kiełkować pytanie: „Ale halo? Dlaczego jeszcze nie doszedłem?”.

Później jest panika.

RM kończy się dwojako:

udawanym orgazmem (niezbędne do tego jest przyspieszenie ruchów – z taktowania na dwa przechodzisz do taktowania na cztery – i ryk ekstazy na koniec);

opadnięciem prącia (to pierwszy raz – przysięgam!).

RM ma działania uboczne. Jeśli kobieta uprawiała seks z osobnikiem, który uległ schorzeniu, może czuć się nieatrakcyjna i popaść w dodatkowe kompleksy.

4

Mój dziadek miał na imię Maniek. Miły człowiek. Ożenił się w wieku lat trzydziestu trzech, zwanym przez niektórych chrystusowym. Jego wybranka, a moja babcia, miała na imię Lodzia. Była od niego młodsza o jakieś trzynaście lat. Nieźle sobie wybrał skubany, nie?

Dziadek był tzw. posiadaczem ziemskim. Miał to, co posiadacz ziemski posiada, czyli ziemię, strzelbę, tytuł szlachecki i jakieś długi. Po nadejściu komuny został mu tylko tytuł szlachecki. Również arystokratyczne maniery. Ot, przykład. Babcia do szkoły podstawowej na wyraźne życzenie dziadka nosiła mi naleśniki. Z dżemem, jabłkiem albo serem. Jeszcze ciepłe. Zamiast naleśników był czasami kurczak. Albo rosołek. W każdym razie gorące drugie śniadanie. Wszystko domowe, świeżutkie. Żarcie prima sort.

Babcia przychodziła do szkoły na długiej przerwie i rozkładała się z tym bufetem na parapecie. Nie muszę chyba nikomu opowiadać, jaki to był dla mnie przypał przed innymi dziećmi... Buntowałem się przeciwko wizytom babci, jak tylko mogłem. Marudziłem. Gryzłem dłoń, która klepała mnie po pupci. W sumie byłem bardzo upierdliwym szczeniakiem. Babcia więc nie chciała po pewnym czasie tych śniadań przynosić. Bo skoro dziecko się nie cieszy, to po co ona ma się męczyć?

No i pewnego dnia powiedziała, że nie idzie. Dziadek nie kłócił się. Nie powiedział ani słowa. Poczekał, aż babcia wyjdzie na zakupy. Kiedy wróciła, stanęła przed drzwiami, a tu ... zamknięte. Szarpie! Zamknięte.

– Maniuś, otwórz! – prosiła.

Maniuś twardo powiedział „nie” i poszedł sobie czytać historię hetmana Czarnieckiego. No i babcia odstała tak przed drzwiami cztery godziny. W końcu dziadek dostojnie wychylił głowę przez drzwi i zapytał:

– Lodzia, zmądrzałaś?

Babcia zastanawiała się chwilę, po czym stwierdziła:

– Zmądrzałam.

– To wracaj do środka.

I od tej pory znowu miałem naleśniki na drugie śniadanie.

Ta historia chyba tłumaczy, dlaczego moje relacje z kobietami są takie skomplikowane, hę? Zwyczajne upośledzenie genetyczne.

5

Wstawiłem naczynia do zmywarki.

Usmażyłem sobie rostbef na patelni grillowej. Dwie minuty z każdej strony i później jeszcze minutę z każdej. Posoliłem. Popieprzyłem.

Wypiłem kieliszek wina. Było mi niedobrze, ale jakby trochę mniej.

Kobiety często pytają, dlaczego mężczyźni po trzydziestce są pojebani i tak trudno się z nimi związać. Wcześniej też są pojebani, ale to można zrozumieć. Zwalić na świnkę, koklusz, niedojrzałość prawego jądra.

Odpowiedź brzmi: faceci są prości. To wy jesteście pojebane. Przepraszam: zbyt skomplikowane. Mężczyźni nigdy nie przekraczają mentalnie siedemnastu lat.

Wcale nie jest dla nas najważniejszym celem w życiu przedymanie większości lasek. Jasne, kutas to dość niezależna istota. Jasne, przedupczenie nowej fajnej dupy (bo jest nowa, z dużymi i INNYMI cyckami) to niezła rzecz. Ale tak naprawdę rzeczą dużo ważniejszą od seksu dla nas jest jebany święty spokój.

Facet:

– Chce się spotkać z kumplami, pójść tam sam, bez swojej towarzyszki na karku. Nie, nie musimy spędzać każdej chwili razem. To, kurwa, chore.

– Chce się napierdolić w trzy dupy i po powrocie do domu znaleźć aspirynę w filiżance.

– Chce obejrzeć mecz (ja nie lubię, ale są tacy, co oglądają).

– Chce nie mieć fochów. Chce nie słyszeć płaczów. Ju noł, na samym pierdolnięciu drzwiami to nie da się zbudować niczego stałego. A jeśli masz pretensję o niepomalowany od miesiąca kibel – powiedz to wprost. Nie strzelaj focha, nie rób awantury zastępczej.

Po wejściu w związek w języku kobiety przestają się pojawiać słowa: „przyznaję, to moja wina, przepraszam”. Pojawia się za to: „To wszystko TWOJA WINA. Jesteś nieczułym, okrutnym bydlakiem”. Naprawdę uważacie, że wszystko na całym świecie jest, kurwa, naszą winą???

A najgorsze słowa, jakie można usłyszeć, to: „POROZMAWIAJMY O TYM”.

Związek, w którym panuje święty spokój, zdarza się tak rzadko, że żaden normalny facet go nie opuści.

Każdy mężczyzna, każda kobieta ma słabość do jednej osoby na całym świecie. Gdyby ona zadzwoniła i powiedziała: „Przyjedź do mnie, chcę być z tobą” zerwałbym się z końca świata, aby to zrobić. Aby z nią być. Czy taką osobą dla mnie była Olga?

6

Olga wypakowała torbę z samochodu. Tradycyjnie była ciężka jak cholera. Matka wrzuciła do niej pół zawartości swojej spiżarni. Raz ze zdumieniem stwierdziła, że przywiozła do Warszawy kilogram bananów. Tak jakby w stolicy nie sprzedawano owoców.

Zaparkowała pod klatką i wrzuciła awaryjne. Jej blok miał jedną potężną zaletę. Był zaraz przy wejściu do metra Stokłosy. I dwie bardzo poważne wady. Nie miała garażu podziemnego i – nie było tu windy. A ona mieszkała na drugim piętrze. Dlatego zakupy, jeśli już robiła, to przez internet. Na dodatek miała sąsiada idiotę, który za każdym razem, gdy ośmieliła się zaparkować na chwilę tuż przy klatce, pukał do niej i mędził coś o słoikach.

Na początek przeniosła laptopa i sernik. Później poszło już z górki.

Jajka – matka kupowała jajka ze wsi na targu od pani Joli. Olga obstawiała, że to jajka z Tesco, z których ktoś pracowicie ścierał gąbką atramentowe ornamenty z datą przydatności do spożycia. Ale wolała nie wyprowadzać matki z błędu.

Zupa – w trzech słoikach – a jakże.

Jabłka? Olga mówiła bardzo wyraźnie, że nie chce jabłek, ale to, jak widać, do jej matki nie dotarło. Jednak szczęka opadła jej dopiero przy elegancko opakowanym w lunchboksie zestawie kolacyjnym. Były tam trzy rzodkiewki, kilka pomidorków cherry, kawałek pumpernikla posmarowany masłem, kawałek pumpernikla bez masła, kawałek szynki i liść sałaty. Do tego mała butelka białego wina przewiązana wstążką.

Jej matka była szaloną kobietą. I miała klasę.

Na koniec Olga wytargała z wozu walizkę z ubraniami. Jakoś przy pakowaniu się jej rozmnożyły.

„Faceci przydają się właśnie w takich okolicznościach” – pomyślała, targając ją po schodach.

Zeszła jeszcze raz na dół i przeparkowała swoją czerwoną giuliettę z silnikiem Multiair – 170 koni, 7,8 do setki, żadnego mandatu przez ostatni rok – Olga umiała negocjować z policjantami. Umiała też jeździć bardzo szybko.

Na szczęście znalazła wolne miejsce w pobliżu bloku. Tylko trochę na chodniku.

Wróciła do mieszkania. Ledwo zdjęła buty, umyła ręce i poprawiła włosy (na głowie zrobiło się jej gniazdo gołębie i ewidentnie miała bad hair day), usłyszała dzwonek do mieszkania. Założyła wielkie, zielone, plastikowe rękawiczki, kończące się przy łokciu. Miała właśnie zmywać. Zawsze ją to wkurwiało.

Sąsiad idiota, jak widać, chciał jej złożyć oświadczenie, co mu się aktualnie nie podoba. Dziś jednak wyjątkowo źle trafił. „Poleje się krew” – pomyślała ponuro. „Kopnąć go w jaja?”. Podchodziła do drzwi krokiem wkurwionego kowboja z wielkim magnum w ręce. Otworzyła wściekła drzwi gotowa rozszarpać mu serce.

I zaniemówiła. Kompletnie po raz pierwszy w życiu zapomniała języka w gębie.

Przed drzwiami na jej wycieraczce stał Czarny. W czarnym garniturze i śnieżnobiałej koszuli. Z różą w zębach. Na jej widok wyjął różę z zębów, uśmiechnął się, wręczył jej kwiat i powiedział:

– Przyszedłem zrobić rano kawę.

Olga otworzyła oszołomiona drzwi. A później było już dobrze. Bardzo dobrze.

I rano faktycznie zrobił kawę. Nawet z mlekiem. Olga bardzo lubiła kawę z mlekiem, ale choć nie przyznałaby się do tego nikomu, nie umiała spieniać mleka w swoim wypasionym ekspresie.

7

– Dzisiejsi mężczyźni to straszne pizdy. Jak w tej piosence. Nie potrzebuję w domu złomu, znów się zepsułeś, jesteś zupełnie do niczego, a pożytku z ciebie żadnego – zauważyła Olga.

Leżeliśmy na kanapie. Miała nogi zarzucone na moje uda. Od czasu do czasu podawałem jej do ust łyżkę lodów orzechowych, celowo rozmazując je po ustach. Nie protestowała zbyt gorąco.

– Może i fakt – przyznałem jej rację. – Mam takiego kumpla, który jest sędzią. Franz. Sympatyczny herbatnik. Może trochę jak ponton w niektórych miejscach, ale kto jest bez wad, niech pierwszy rzuci butelką. Nie każdy może w końcu wyglądać jak ja.

– To prawda, nie każdy jest takim palantem jak ty – zgodziła się chętnie Olga.

– Osobowość nabyta – wyjaśniłem jej. – Pamiętaj, żeby nie zrzucać winy na moich rodziców. Kolega z kobietami sobie radzi sporadycznie. To znaczy rodzice lekarze, on chirurg, ona pediatra, poustawiali mu kilka randek, w tym z córką właścicieli czterech aptek, czyli najlepszą partią w okolicy. Ale się spotkali i nic z tego nie wyszło. So matka podsunęła mu ogłoszenie w jakimś miesięczniku farmaceutycznym. Że młoda, atrakcyjna, neurochirurg pozna kogoś na stałą relację, tylko poważne oferty itd. I się odezwał, że on chętnie. I się umówili na spotkanie. Znał tylko jej wzrost, wagę i rozmiar biustu.

– Biustu?

– Trzeba mieć w życiu jakieś priorytety. Mógł zadać jej jedno pytanie, to zapytał, nie? Amerykańscy naukowcy dowiedli, że im większe cycki, tym trudniej facetowi zapamiętać twarz kobiety, a jak są naprawdę duże, to trudno zapamiętać nawet imię.

– Ty żadnych imion nie pamiętasz.

– Co potwierdza tezę, bo umawiam się tylko z kobietami z dużymi cyckami – wzruszyłem ramionami. – Amerykańscy naukowcy nigdy się nie mylą.

– A ja? Mam małe cycki.

– Spoko, namówię cię na operację plastyczną. Poza tym to kwestia odpowiedniego i regularnego masowania. Więc umówili się w restauracji bodaj włoskiej, ona zamówiła cannelloni ze szpinakiem, co świadczyło o tym, że nie pójdzie z nim do łóżka, bo szpinak wbija się w zęby, a on wziął carbonarę z czosnkiem, czyli też nie liczył na zbyt wiele, po czym zażądała od niego zaświadczenia z USC, że jest kawalerem.

– Ostro.

– Jak stwierdziła, miała złe doświadczenia. Franz się zgodził, bo była wysoką blondynką z pasemkami, faktycznie miała duże cycki, niezłe nogi i tipsy. On lubi ten typ. Zawsze powtarzam, że trzeba uważać na kobiety z wielkimi tipsami. Albo cię podrapią w łóżku, albo wbiją ci pazury w plecy, albo mają wredny charakter. Ponieważ mieszkali w innych miastach, to spotykali się rzadko. Może ze cztery tygodnie przez rok. Dwa razy byli ze sobą w Egipcie po tygodniu. Ale raz on dostał sraczki, a raz ona, więc to się za specjalnie nie liczy.

– Ty wymyślasz te historie, przyznaj!

– Chciałbym mieć tak bujną wyobraźnię. I postanowili wziąć ślub. A trzy tygodnie później okazało się, że ona jest w ciąży, więc przyspieszyli tę decyzję. Franz się co prawda zdziwił, że ma taką skuteczność, bo w tym okresie to ją zmłotkował raz i trwało to pięć minut, na dodatek w gumie, ale wiadomo. Guma nie tytan, czasami pęka. On wyrzucił na ślub 50 000, ona 50 000, bo miało być na wypasie. Hotel dla gości. Do ślubu podjechali karetą. Byłem na ślubie, panna młoda wyglądała nieźle, co prawda lekko sluty cheerleader, ale to nie moja sprawa.

– Sluty cheerleader?

– Kieckę miała krótką, cycki na wierzchu i domagała się zdjęcia ze mną, jak ją trzymam na rękach.

– Faktycznie zdzira!

– Ślub był w sobotę – standard, z wesela zwinąłem się koło 2 nad ranem, wyrwałem, nawiasem mówiąc, bardzo sympatyczną panią doktor od niej ze szpitala. To, co ona potrafiła zrobić biodrami... ale w sumie nieistotne – przerwałem, widząc minę Olgi. – Nic nie wyczułem. Wszystko wydawało mi się w porządku. A w poniedziałek Franz spakował graty i wrócił do siebie do chaty, oznajmiając, że będzie rozwód. Później, jak byliśmy już przy czwartym guinnessie, wyznał, ale to, rzecz jasna, tajemnica, że tydzień przed jedna i druga strona ostro młotkowała, żeby odwołali tę imprezę, bo nie ma sensu, znają się za krótko itp. A wiesz, dlaczego się rozstali? Bo w czasie rozpakowywania prezentów ślubnych ona powiedziała, że się do niego nie przeprowadzi. Chce, żeby zamieszkali w domu jej matki, która odda im piętro. A wcześniej obiecywała, że to zrobi!!!

– Zmieniła zdanie. Zdarza się.

– Franz spakował się w neseser, uchylił czapki i pierwszym pociągiem wrócił do Warszawy. I wiesz co? Nawet jej nie przerżnął w trakcie nocy poślubnej! Nie dała mu. Czujesz? Ale to nie koniec historii. Papiery w sądzie złożone, a pielęgniarka ze szpitala, w którym pracują starsi Franza, pojechała dorobić na zbieraniu truskawek do Niemiec. I tam co? Trafiła na pielęgniarkę ze szpitala, w którym pracowała sluty cheerleaderka! A tamta jak się rozgadała... Że pani neurochirug przez ostatnie dwa lata kręciła z sanitariuszem. Że ten sanitariusz jest żonaty. Że pieprzyła się z nim jak norka, będąc jednocześnie z Franzem!

– Te hollywoodzkie seriale, jak widać, pokazują prawdę. W szpitalach wszyscy pieprzą się jak norki.

– Nic nie masz wyczucia. Tutaj się ludzki dramat dzieje. Franz wniósł pozew o zaprzeczenie ojcostwa. I co?

– Nie jest ojcem? – strzeliła Olga.

– Właśnie jest! Przegrał!!! Wiesz, jak się zdziwił?

– Jak ona się zdziwiła – zauważyła trafnie Olga, więc dostała za to czubatą łyżkę lodów. Znów rozmazałem je po jej ustach, trochę spadło na dekolt. Wylizałem go pracowicie.

– No, Franz płaci alimenty 800 złotych miesięcznie. Między nim a eks kwas jest potworny. Nie mogą się na oczy oglądać. Między Franzem a matką eks jest sytuacja prostsza: czysta, niczym nieskażona nienawiść. Ona ma ochotę oderwać mu głowę i naszczać na nią kwasem, a on wziąć młotek i z łopotem husarii ruszyć do boju – wróciłem, choć niechętnie, do tematu.

– Ależ ty czasem potrafisz pierdolić bez sensu, Czarny – Olga prychnęła z lekceważeniem, ale nadstawiła drugą pierś.

Nie chciało mi się już jej tłumaczyć, że Franz poraniony jak żołnierz, który wyleciał w powietrze na minie-pułapce, obecnie buduje drugi związek. Tym razem ostrożnie jak cholera. Ta nowa laska jest referendarzem w jego sądzie. To blondynka, podobnie jak jego była żona. Mieszka z rodzicami. Jest wysoka. Ma duże cycki. Nosi tipsy. Ostatnio zaproponowała, żeby Franz przeprowadził się do nich (w sensie do jej rodziców) – dostaną piętro z oddzielnym wejściem.

Ludzie się po prostu nie zmieniają. Niezależnie od popełnionych błędów. Cały czas podświadomie szukają tego samego. Może łatwiej by im było, gdyby nie usiłowali buntować się przeciwko samym sobie?

Wyjaśniłbym jej to wszystko, ale teraz... Teraz miałem znacznie ciekawsze rzeczy do robienia.

8

Pół godziny później leżeliśmy na podłodze, ciężko oddychając.

– Po prostu, moja droga, dawniej facet pizgnąłby laskę przez łeb, zerżnął od tyłu i kazał brać się za robienie obiadu, a nie, żeby jej jakieś głupie pomysły do głowy przychodziły. Jakby chciał, żeby się przeprowadziła, dajmy na to, do Koszalina, to by brała dupę w troki i tyle – wróciłem do tematu.

– Nie o to chodzi, faceci po prostu przestali być męscy – zaprotestowała Olga.

– A co, wolałabyś, żeby było jak za czasów naszych matek? Rano, 6 czy tam 7, idziesz do pracy. W fabryce, kurwa, włókienniczej czy jakiegoś tam cementu. Albo jak fart miała, to w biurze pracowała. Stop. Na początek musiała bachory do przedszkola odprowadzić. Dwa albo trzy. Nie to, co dzisiaj. Wtedy miało się dużo dzieci. Najlepiej co roku.

W pracy poprzerzucała jakieś papiery. OK. Nie przemęczała się zbytnio, ale powiedzmy sobie szczerze, nawet jak nic w pracy nie robisz przez osiem godzin, to i tak jest męczące. I internetu wtedy nie było. Wychodzi z roboty i w kolejki. W całym Carrefourze tylko ocet stał. Więc mięsny, rybny, jakieś warzywa, dwie godziny jak nic drepcze w miejscu za rolką papieru toaletowego. I co? Wraca zjebana i idzie odebrać dzieci z przedszkola. Później robi obiad.

Przychodzi twój facet, je ten obiad, czyta gazetę i resztę pierdoli serdecznie. To masz pranie i prasowanie. Nie było pralek automatycznych ani suszarek. Więc pierzesz ręcznie. Potem sprzątanie, bo w chacie burdel. Kąpiesz dzieci. Dzieci idą spać. To dajesz dupy, czy masz ochotę, czy nie, bo facet musi się odprężyć po pracy. Ssiesz jego pałę i zastanawiasz się, czy ci do pierwszego starczy i czy uda się gdzieś skombinować kawałek sera, czy rachunki już popłacone. No i teraz, jak masz fart i szybko poszło, to możesz sobie pooglądać telewizję. No, chyba że wrócił najebany i narzygał pośrodku mieszkania, to trzeba go zwinąć do łóżka i rozebrać. Albo wrócił najebany i walnął cię kilka razy pięścią. To wtedy było trzeba przeprosić, odprowadzić go do łóżka, no i oczywiście nie krzyczeć, bo byłby wstyd przed sąsiadami. Za tym tęsknisz?

– Jaki ty głupi jesteś, Czarny. Ja nie tęsknię za psychopatami, tylko facetami, którzy mają jaja. Facet może mi mówić, co mam robić, tylko wtedy, kiedy jestem naga.

– Rozbieraj się.

– Jestem naga – zdziwiła się Olga.

– To ubieraj się!

– Zmusisz mnie? – zapytała z nadzieją w głosie.

– Jestem feministą. Wyzwolona kobieta w dobrej bieliźnie to znacznie lepszy pomysł na męską dominację. Może krzyczeć do woli.