Ponad wszystko, kochanie - Karolina Wilczęga - ebook
BESTSELLER

Ponad wszystko, kochanie ebook

Karolina Wilczęga

4,6

83 osoby interesują się tą książką

Opis

Isabella Hudson od najmłodszych lat marzyła, by pomagać innym. Wychowana w ciepłym i wspierającym środowisku rodzinnym, postanawia podążać ścieżką psychologii, aby pomagać tym, którzy zgubili się w labiryncie życiowych trudności. Po ukończeniu studiów wraz ze swoją przyjaciółką otwierają poradnię w samym sercu Seattle.

Damon Larson, właściciel warsztatu samochodowego, to przeciwieństwo Isabelli. Po przeżyciach na froncie wojennym, gdzie służył w elitarnych oddziałach marines, mężczyzna zamyka się w sobie i jest nieufny wobec świata. Bolesne doświadczenia zostawiają w nim trwały ślad i gnębią go wewnętrznym bólem.

Pewnego dnia Isabella staje na jego drodze. Jej uroda, optymizm i pewność siebie stawiają Damona przed wyborem – czy otworzyć się na nowe życie, czy pozostać uwięzionym w mroku przeszłości. Jego serce nadal bije szybciej na myśl o innej kobiecie, której strata na froncie pozostawiła go z niezagojonymi ranami.

Przed nim trudna decyzja, a pokonanie demonów może być jedynym sposobem na odnalezienie szczęścia i spełnienia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 316

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (388 ocen)
282
65
26
13
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
majtyna

Nie oderwiesz się od lektury

przepiękna historia. zresztą seria całą początek epilogu 🙊🥲🥲🥲
131
Klucha78

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam bardzo serdecznie
111
CingQua

Nie oderwiesz się od lektury

piękne i warte czasu którego tak brakuję w ciągu tygodnia
81
Blue_heaven33

Nie oderwiesz się od lektury

❤️
60
rutek283

Nie oderwiesz się od lektury

mega
60

Popularność




PROLOG

DAMON

Wojna zmienia wszystko. Wystarczy, że choć przez moment zmierzysz się z tym, co się dzieje na froncie, i od razu inaczej spoglądasz na świat. Doceniasz życie oraz ludzi, których spotykasz. Jednocześnie zamykasz się na bliższe znajomości, bo chcesz uchronić te osoby przed ewentualnym cierpieniem, jakie może na nie spaść. Wojna nie wybacza. Nie bierze jeńców. Wypacza rzeczywistość, w której dorastaliśmy, i pokazuje obrazy brutalności oraz brak jakiegokolwiek człowieczeństwa. Od małego jesteśmy wychowywani w duchu szacunku do życia. Jest ono najważniejsze i powinno się je szanować. Wojna pozbawiona jest wszelkich zasad. Młodzi mężczyźni wyruszają na front, wyznając wiele szczytnych wartości, z których potem zostają tylko puste słowa.

Na misji w Afganistanie sporo zobaczyłem. Od początku formowania żołnierza zdobywasz wiedzę, która pod każdym kątem ma cię przygotować do misji czy ewentualnej wojny. Rzeczywistość, którą tam zastajesz, sprowadza cię jednak brutalnie na ziemię. Służyłem w marines wraz z grupą chłopaków, z którą przygotowywałem się do misji. Z racji, że późno się zaciągnąłem, byłem z nich najstarszy. Na początku czułem się dziwnie wśród takich młodziaków, ale z czasem wszyscy się ze sobą zżyliśmy.

Zanim wstąpiłem do wojska, zajmowałem się mechaniką. Odprężałem się przy naprawianiu samochodów i to właśnie chciałem robić w przyszłości. Nie wiem, w którym momencie poczułem potrzebę zaciągnięcia się, jednak złożyło się na to wiele czynników. Zamach na WTC i Pentagon oraz wszystkie aktywności ISIS w naszym kraju spowodowały, że poczułem wewnętrzną potrzebę obrony naszego kraju. Za dużo krwi niewinnych osób się przelało. Za dużo cierpienia widziałem u rodzin ofiar. Zaciągnąłem się, a potem historia pisała się sama.

Wraz z Maxem, Kevinem oraz Lukiem staliśmy się niezawodną paczką. Każdy z nas miał inny powód, dla którego znalazł się w wojsku, ale cel mieliśmy jasno określony – obrona kraju za wszelką cenę. Dzisiaj zostało nas tylko trzech i każdy z nas poszedł w swoją stronę.

Po śmierci Kevina nie umiałem patrzeć na nic wokół mnie. Zostaliśmy rozbici, a każdy z nas pozostawił cząstkę siebie w jebanym Afganistanie. Zanim to się wydarzyło, wiele razy myślałem o tym, jak cudownie będzie założyć rodzinę. Niejednokrotnie było to tematem sporów między mną a Maxem. On uważał, że wprowadzenie innej osoby do swojego życia to samolubne zachowanie i zdecydowanie lekkomyślne. Uważał, że częste wyjazdy oraz narażanie życia nie będą sprzyjały rodzinnej sielance. Nie zgadzałem się z nim. Argumentowałem to przede wszystkim tym, że w każdym zawodzie czyhają na nas różne zagrożenia. Czy praca kierowcy jest niebezpieczna? Jasne, że tak. Wystarczy jeden niezrównoważony kierowca, który wylosował prawo jazdy w chipsach, aby stała się tragedia. Zawód lekarza, ratownika i wiele innych wiąże się z ryzykiem. Podczas wielu rozmów mocno trzymałem się swoich argumentów, myśląc, że mam rację.

Do czasu śmierci Kevina… i Lucy.

Kiedy odzyskałem przytomność w szpitalu, pamiętałem, co się stało. Wiedziałem o zasadzce, o śmierci naszego przyjaciela oraz pozostałych członków ekipy. Pamiętałem ten ogromny wybuch oraz ból w okolicach brzucha i pleców. Nie interesowało mnie już nic. Koledzy mnie odwiedzali, ale ja nie miałem ochoty z nimi rozmawiać. Lekarze informowali mnie o gojących się ranach, ale nie pytali o rany powstałe w mojej głowie, które – co gorsza – stale się powiększały. Nie potrafiłem spojrzeć na swój mundur, a nawet odebrać orderu za zasługi dla państwa.

Miałem to w dupie.

Jak mogłem się cieszyć, skoro misja się nie powiodła? Nie zatrzymaliśmy talibów, a wielu naszych straciło życie. Byliśmy jak w pieprzonym imadle, które zaciskało się na nas coraz bardziej i bardziej. Nie mogliśmy nic zrobić. W pułapce czuliśmy się jak ich nowe zabawki, z którymi mogą robić, co chcą. Jeden medal nic nie zmieni. Nie przywróci życia naszym kolegom. Nie wymaże z pamięci wspomnień, które zakorzeniły się na stałe.

Nie powrócą dni, gdy wbrew logice byłem szczęśliwy z nią… na froncie. Bo miłość narodziła się tam, gdzie nie powinna. Uczucie pojawiło się w momencie, kiedy nasze drogi przetarły się w miejscu, od którego wszyscy uciekali. Pozwoliłem sobie na uczucie, które dawało mi siłę, aby przetrwać. A potem wojna zabrała mi wszystko, co kochałem.

Lucy była pielęgniarką, którą poznałem na froncie. Piękna, pełna wdzięku i totalnie w moim typie. Jej spokojne usposobienie było niczym aloes na otoczenie, w którym się znaleźliśmy. Liczyłem na to, że po powrocie do domu będziemy mogli budować wspólnie przyszłość, ale okazało się, że moja przyszłość malowała się bez niej.

Każdego dnia czułem się lepiej fizycznie, ale psychicznie stawiałem wokół siebie coraz większy mur, by oddzielić wszystko, co przeżyłem w Afganistanie. Max przychodził do mnie często, jednak nie potrafiłem z nim rozmawiać. Moi przyjaciele wie­dzieli, że Lucy wiele dla mnie znaczyła, ale nie wiedzieli o uczuciu, jakim ją darzyłem. A może wiedzieli? W tamtym momencie wszystko straciło dla mnie znaczenie. Nie umiałem spojrzeć Maxowi w oczy i porozmawiać o tym, co się stało. Luke był w tym samym szpitalu co ja, ale wiedziałem, że jego obrażenia były zdecydowanie lżejsze od moich. Chociaż tyle dobrych wiadomości.

Osobą, którą podałem do kontaktu, była moja siostra Lisa. Kiedy się dowiedziała, że wylądowałem w szpitalu, natychmiast przyleciała do mnie z Seattle. Nie chciałem wzbudzać sensacji wokół siebie, jednak Lisa jest nie do zatrzymania i od razu podjęła decyzję o przyjeździe. Jej towarzystwo sprawiło, że choć na moment na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Ona jedyna rozumiała, że nie jestem człowiekiem, który lubi rozmowy do późnej nocy i zwierza się z tego, co wydarzyło się na froncie. Znała mnie na tyle, aby wiedzieć, że z pewnymi rzeczami muszę zmierzyć się sam. Tylko ja mogłem skonfrontować się z przeszłością, ale miałem na to sporo czasu.

Gdy tylko dostałem wypis ze szpitala, szybko włożyłem wygodny dres oraz T-shirt i postanowiłem nie oglądać się za siebie. Nie chciałem z nikim się żegnać, tłumaczyć decyzji, które podjąłem. Mogłem odejść z wojska już dawno, jednak za wszelką cenę chciałem zostać z chłopakami. Zżyłem się z nimi, ale po tym, co się wydarzyło, miałem jasno określoną drogę – iść przed siebie i nigdy więcej nie wracać do tego, co się stało.

Wychodząc ze szpitala, wziąłem głęboki oddech i spojrzałem w niebo. Słońce oświetlało moją twarz, a ja delektowałem się tym najdłużej, jak mogłem.

Tutaj rozpoczynam swoje nowe życie.

Z dala od wojska.

Z dala od marines.

ROZDZIAŁ 1

DAMON

ROK PÓŹNIEJ

– Hej, stary! Jak tam moja corvette? Mam nadzieję, że nada się jeszcze do użytku, bo ostatnio zamiast samochodu mam pojemną skarbonkę.

Przytrzymuję telefon przy uchu, spoglądając pod maskę dodge’a, który jest w kolejce do naprawy. Mam się z nim wyrobić do jutra, bo Jack chce jechać na wakacje z rodziną. Tak jakby wcześniej nie mógł się umówić. Gdyby nie fakt, że jest moim sąsiadem i nawet go lubię, w życiu nie zdecydowałbym się na coś takiego. Nie lubię pracy pod presją, ponieważ zawsze coś mogę ominąć. Istotną wadę, która potem może wyrządzić wiele szkód, a w końcu to ja czuję się odpowiedzialny za stan techniczny samochodu.

– Corvette jest gotowa, muszę jeszcze uzupełnić olej silnikowy i możesz ją odebrać.

Zamykam maskę i ruszam do warsztatu. Dzisiejszy dzień jest upalny, a na dodatek zwalił mi się na głowę cholerny Jack i jego niecierpiąca zwłoki naprawa.

– Mam nadzieję, że nie spotkamy się szybko, bo mój portfel cierpi za każdym razem, kiedy cię odwiedzam.

Kurwa, jaki on jest irytujący! Gdybym chciał, mógłbym go skasować jeszcze więcej, a mimo to staram się robić wszystko w miarę tanim kosztem. Części dużo kosztują, jednak nie liczę sobie wiele za pracę. Mam satysfakcję, że klienci uważają mnie za porządnego mechanika, który naprawi samochód, a nie takiego, który weźmie pieniądze, a po dwóch dniach auto ponownie wróci na kanał.

Kończę rozmowę z Masonem, a potem wracam do dodge’a. Dzięki Bogu nie trzeba w nim wiele robić. Wymienię klocki hamulcowe oraz tarcze i wszystko będzie hulało. Zadzwoniłem wcześniej po części, więc szybko to skończę. Mason za godzinę przyjdzie po corvette i na dzisiaj będę miał wszystkie auta odebrane.

Nagle rozdzwania się komórka. Tylko moja siostra i najbliżsi mają ten numer. Gdyby klienci znali mój prywatny numer, z pewnością miałbym telefony nawet w weekendy. Każdy chce mieć spokojny weekend, dlatego grubą kreską oddzielam pracę od życia prywatnego. Odbieram połączenie i czekam na monolog siostry z pretensjami.

– Cholera, Damon! Czy ty chociaż raz możesz przyjechać na obiad punktualnie?!

Przewracam oczami i opieram się o stare biurko, które stoi w warsztacie. Kocham Lisę, ale ona – zupełnie tak jak ja – lubi mieć nad wszystkim kontrolę. I rządzić.

– Przepraszam cię, ale chciałem skończyć dzisiaj corvette. Dzięki temu będę miał jutro mniej roboty.

Liczę na to, że moje wytłumaczenie uratuje mnie przed tą złośnicą, jednak w głębi duszy wiem, że to za mało.

– Mniej roboty?! – krzyczy wściekła. – Słyszę to od kilku dni! Czekamy na ciebie, a ty za każdym razem wymawiasz się pracą!

Powstrzymuję chęć pokłócenia się z nią, ponieważ Lisa jest moją jedyną rodziną. Mimo że mam czasami niebywałą chęć uduszenia jej gołymi rękoma, to zawsze przypominam sobie momenty, kiedy zachowała się jak prawdziwa siostra. Zresztą które rodzeństwo się nie kłóci?

– Obiecuję, że przyjdę jutro. Ucałuj ode mnie Nadię i Gemmę.

Słyszę, jak coś mruczy pod nosem, a po chwili kończy połączenie. Uśmiecham się do telefonu, kręcąc przy tym głową. Zerkam na zegar i analizuję, ile będę potrzebował czasu na zrobienie dodge’a. Pod warsztat podjeżdża kurier z częściami. Odbieram je i płacę, a następnie biorę się do roboty. Czeka mnie kilka godzin intensywnej pracy, ale jutro będzie lżej.

Włączam radio, pogłaśniam muzykę i otwieram pudełka z częściami. W rytm rockowej muzyki praca zawsze idzie mi lepiej. Zatapiam się w czynnościach, które dobrze znam, mając nadzieję, że dzisiaj skończę naprawę.

***

Budzi mnie ból, który myślałem, że już nigdy nie uprzykrzy mi życia. Cholerny kręgosłup! Odkąd wróciłem z Afganistanu, regularnie chodzę do fizjoterapeuty. Od około pół roku wszystko było w porządku, aż do dzisiaj. Wstaję obolały i pierwsze, co robię, to ruszam do kuchni, aby zażyć proszki przeciwbólowe. Otwieram szafkę i z ulgą dostrzegam niebieskie pudełeczko. Nalewam wody do szklanki, po czym wrzucam do niej zawartość niewielkiej saszetki. Delikatnie mieszam łyżeczką i wypijam zawartość. Odkładam szklankę i spoglądam przez okno na ogród. Kiedy dostrzegam przebijające się słońce, odwracam głowę w kierunku zegara.

– Kurwa – klnę pod nosem. – Właśnie dzisiaj, kiedy chcę odespać ostatnie dni, musiał się odezwać pieprzony ból kręgosłupa – mówię sam do siebie, a następnie przecieram twarz.

Mimo że jest szósta rano, nie dam rady już zasnąć. Wystarczy, że raz się obudzę i po spaniu. Wracam do sypialni i zabieram ubrania, które przygotowałem zeszłej nocy. W wojsku nie ma mnie już od roku, ale wyrobione nawyki zostają. Zawsze lubię mieć wszystko poukładane. Ubieram się, a potem idę do łazienki. Zastanawiam się, czy iść do warsztatu, czy po prostu zrobić sobie dzisiaj wolne. Lisa wczoraj zrobiła mi kazanie przez telefon, a że mieszkamy na jednej posesji, to drugą litanię usłyszałem po powrocie z pracy. Być może faktycznie przesadzam i należy mi się choć dzień odpoczynku.

Postanawiam zadzwonić do Luke’a. Po kilku sygnałach odbiera.

– Boże, Damon – mówi zaspanym głosem. – Wiesz, która jest godzina?

Zabieram kluczyki od pikapa i ściągam kurtkę z wieszaka.

– Nie będzie mnie dzisiaj w warsztacie. Muszę pojechać do Fremont, bo znowu złapał mnie cholerny ból, a nie chcę jechać na proszkach przeciwbólowych.

W tle słyszę, jak Luke mówi coś do swojej nowej towarzyszki, po czym wraca do rozmowy.

– Jasne, dam sobie radę. Z tego, co pamiętam, mamy dzisiaj tylko trzy samochody, tak?

– Tak, nikogo więcej nie zapisywałem, choć zapewne ktoś zawita do ciebie z jakąś pierdołą.

Wychodzę z domu i spoglądam w kierunku posiadłości siostry.

Luke jako jedyny z wojska postanowił przeprowadzić się do Seattle. Jego rodzice mieszkali kilka kilometrów od miasta, jednak on wolał zamieszkać sam. Spotkaliśmy się przez przypadek na siłowni i słowo „przypadek” ma tutaj kluczowe znaczenie, ponieważ owszem, dbam o swoją aktywność fizyczną, ale nie jestem fanem robienia klaty i bicepsów. Stawiam na naturalne wyrabianie mięśni dzięki pracy fizycznej. W przeciwieństwie do Luke’a. On zawsze miał na tym punkcie świra, dlatego nie zdziwiła mnie jego obecność tamtego dnia na siłowni. On z kolei był zdziwiony, a przede wszystkim wkurzony, że wyjechałem bez słowa. Porozmawialiśmy spokojnie i odnowiliśmy kontakt. Po czasie postanowiłem zaproponować mu pracę w warsztacie i tak od siedmiu miesięcy ciągniemy razem ten wózek.

– Jak zawsze. A Mason? Określił się, kiedy będzie po corvette?

Otwieram samochód, wsiadam i go odpalam. Skoro nie mogę spać, pojadę na zakupy, bo gdy otworzyłem lodówkę, trochę się przeraziłem. Niestety to efekt stołowania się u mojej siostry.

– Nie mam pojęcia, ale w razie czego masz jego numer telefonu na karcie przyjęcia auta do warsztatu. Jesteśmy w kontakcie.

Kończę połączenie i rzucam telefon na fotel. Delektuję się jazdą pikapem, ponieważ przeszedł ostatnio dość ciężką awarię silnika. Na szczęście udało mi się go naprawić z małą pomocą Luke’a. Obmyślam plan na dzisiejszy dzień, a pierwszy przystanek mam nieopodal dzielnicy Belltown, gdzie jest mój ulubiony supermarket. Muszę zrobić konkretne zakupy dla siebie, a także dla siostry. Wiem, że z pewnością się wkurzy, jak zobaczy torby z marketu, ale nie czułbym się dobrze, skoro codziennie jemy wspólnie posiłki. Chociaż w ten sposób mogę jej się odwdzięczyć.

Po piętnastu minutach jestem na miejscu. Wychodzę z samochodu i ruszam w kierunku sklepu, a po drodze zgarniam wózek. Całe zakupy zajmują mi około dwudziestu minut. Mam wszystko, czego potrzebuję, więc pakuję torby do auta, a następnie wyruszam w drogę powrotną. Siostra dostanie zawału, kiedy zobaczy mnie rano w progu jej domu. Zazwyczaj spotykamy się na obiadach, choć ostatnimi czasy nie udaje mi się znaleźć na to czasu. Lisa mieszka w naszym domu rodzinnym wraz z dwójką dzieciaków. Jej małżeństwo okazało się niewypałem, dlatego po rozwodzie sprowadziła się tutaj. Dom należy do mnie, jednak postanowiłem pomóc siostrze. W końcu i tak często wyjeżdżałem, a miło jest wracać do domu, w którym tętni życie. Po zakończeniu kariery wojskowej i po wszystkim, co przeżyłem, potrzebowałem więcej prywatności. Musiałem wykorzystać buzującą we mnie energię, dlatego wybudowałem mały drewniany domek na tyle posesji. Lisa na początku nie wierzyła, że chcę to zrobić. Obwiniała się, a pewnego dnia nawet chciała się wyprowadzić. Dopiero kiedy szczerze z nią porozmawiałem i wyjawiłem swoje lęki, zrozumiała i odpuściła. Ona ma dzieci i musi zapewnić im stabilny dom, a ja jestem samotnym mężczyzną, któremu do szczęścia wiele nie potrzeba. Mając na karku czterdzieści dwa lata i ogrom doświadczenia, mogę stwierdzić, że jedyne, czego potrzebuję, to spokoju, niezmąconego obrazami z frontu, które cały czas wdzierają się do mojej głowy.

Wjeżdżam na podjazd i wyciągam torby dla siostry. Idę pewnym krokiem do jej domu, a za płotem dostrzegam sąsiada.

– Damon! Co tak wcześnie na nogach?

– Dylan, miło cię widzieć.

Tak miło, że najchętniej wróciłbym do swojego pikapa tylko po to, aby ciebie nie spotkać.

– Mam kilka spraw i wziąłem dzień wolnego.

Widzę, że kiwa głową, dlatego by uniknąć kolejnej serii pytań, szybko wchodzę do domu, po którym biegają już dziewczyny. Każda z nich w totalnym szkolnym amoku. Ich krzyki powodują, że mam ochotę zrobić krok do tyłu.

– Dziewczyny, czy nadejdzie taki czas, że będziecie normalnie szykować się do szkoły?

Moja siostra wbiega do przedpokoju, a kiedy mnie dostrzega, na jej twarzy pojawia się szok.

– Damon? Jesteś chory? – pyta zaskoczona.

Kręcę głową, a następnie przechodzę do kuchni i kładę na blacie reklamówki. Lisa od razu idzie za mną, zostawiając córki kłócące się o jakąś kurtkę.

– Nie mów, że każdego ranka tak rozpoczynasz dzień. – Wskazuję na siostrzenice, które nadal przekrzykują się w przedpokoju.

Nadia ma szesnaście lat, a Gemma czternaście. Obie mają ogniste temperamenty, które trudno ujarzmić. Nie dziwię się, że Lisa czasami wychodzi na kilka godzin do ogrodu, skoro w domu jest jeden wielki krzyk.

– Niestety. Mam wrażenie, że czasami nad nimi nie panuję. Staram się być dobrą mamą, ale są momenty, kiedy nie potrafię do nich dotrzeć.

Siostra podchodzi do ekspresu i nalewa nam kawę. Po chwili dołączają do nas dziewczyny, które zabierają ze stołu przygotowane kanapki, po czym żegnają się z Lisą. Nadia podchodzi do mnie pierwsza i całuje mnie w policzek.

– Dlaczego nie przyszedłeś wczoraj na obiad? Mama zrobiła zapiekankę z kurczakiem.

– Musiałem zostać w warsztacie, ale za to dzisiaj mam wolny dzień.

Dziewczyna się uśmiecha i rusza w kierunku wyjścia. Po chwili staje przede mną Gemma i unosi wysoko brwi.

– Załatwiłeś mi numer do tego chłopaka od chevroleta?

Otwieram szeroko oczy, niemal krztusząc się kawą, po czym zerkam nerwowo na Lisę, która wbija we mnie dobrze mi znane spojrzenie. Chrząkam.

– Nie wiem, o czym mówisz, Gem.

Patrzę na nią błagalnie, jednak wiem, że to nie pomoże. Ona jest niczym tornado. Nie można go zatrzymać.

– Jak to nie wiesz! Ostatnio, jak byłam u ciebie w warsztacie, to przyjechał chłopak czerwonym chevr…

Szybko wstaję i zatykam jej usta ręką. Uśmiecham się nerwowo do siostry, a następnie wychodzę z Gemmą na dwór. Zostawiam Lisę, ale wiem, że i tak będę się przed nią tłumaczyć.

– Zwariowałaś, Gem! Mieliśmy umowę, żadnego gadania o chłopakach przy mamie!

Wzrusza ramionami, zupełnie ignorując fakt, że właśnie wydała mnie przed swoją matką.

– Mam już czternaście lat, wujku – mówi to tak, jakby miała co najmniej dwadzieścia. – To jak? Masz ten numer?

– Mam, wyślę ci SMS-em – odpowiadam zrezygnowany. – Choć twoja matka zapewne mnie za to udusi.

Z oddali słyszymy nadjeżdżającego busa, którym Gemma jeździ do szkoły. Dziewczyna przytula się do mnie, a potem biegnie w kierunku zatrzymującego się pojazdu. Zanim wsiądzie, odwraca się i krzyczy:

– Jesteś najlepszy na świecie! Kocham cię!

Uśmiecham się do niej i wracam do domu. Pod skórą już czuję, co się będzie działo. Lisa mi nie odpuści. Wchodzę pokornie do kuchni i czekam, aż zacznie swój wywód, jednak ona milczy. Siadam na swoim miejscu i upijam łyk kawy.

– Jestem dobrą mamą? – pyta po chwili zmartwionym głosem.

– Co to za pytanie? – odpowiadam lekko oburzony. – Nadia i Gemma mają szczęście, że jesteś ich mamą.

Uśmiecha się smutno, bawiąc się uszkiem od kubka.

– Mam wrażenie, że im są starsze, tym mniej je rozumiem. Zaczynają mieć coraz większe potrzeby, a ja nadal zarabiam tyle samo. Boję się, że nawalam i nie daję im tego, na co zasługują. Powinnam zmienić pracę, ale boję się, że będzie tylko gorzej.

Słucham siostry i nie mogę uwierzyć w to, co mówi. Jest cudowną kobietą, która dla swoich córek zrobiłaby wszystko. Została sama i daje sobie świetnie radę. W odróżnieniu od jej męża, który ma gdzieś swoje dzieci.

– Nie wiem, dlaczego mi o tym wcześniej nie powiedziałaś. Mam pieniądze i…

– Nie chcę nic za darmo, Damon! Doskonale wiesz, że gdyby nie ty, nie miałabym nawet gdzie mieszkać. To ty miałeś tutaj mieszkać, a nie dość, że zwaliłyśmy ci się na głowę, to teraz nie potrafię dać córkom tego, czego potrzebują.

Lisa wstaje i podchodzi do okna. Słyszę szloch, który wyrywa się z jej ust. Niewiele myśląc, podchodzę do niej i przytulam ją mocno.

– Wiesz dobrze, że zawsze jestem obok. Jesteśmy rodzeństwem i niezależnie od tego, co się dzieje i czego potrzebujesz, chcę o tym wiedzieć, dobrze?

Odsuwam ją od siebie i łapię za ramiona. Jej twarz jest czerwona, a policzki są mokre od łez.

– Nie daj sobie wmówić, że jesteś złą matką tylko dlatego, że masz chwilowe problemy. Pieniądze nie definiują tego, kim jesteśmy, a wręcz przeciwnie. Czasami to właśnie one ukazują nam prawdziwe ludzkie oblicze. Zarobiłem ogromne pieniądze na misjach i co mi to dało? Doświadczyłem tyle okrucieństwa, że żadna kasa nie wymaże wspomnień, które nadal są w mojej głowie.

Nie wiem, dlaczego wspomniałem o wojsku, ale chcę, aby zrozumiała, że każdy z nas dźwiga brzemię, które każdego dnia dociska nas do ziemi. Największą sztuką jest niepoddawanie się i wiara, że jutro będzie lepsze.

– Dziękuję.

Uśmiecha się do mnie, po czym ociera twarz. Opiera dłonie na biodrach i mówi:

– John przestał płacić alimenty. Od pół roku żyjemy z mojej wypłaty. Sąd nie może zająć jego konta, ponieważ nie ma tam żadnego wpływu.

Wybałuszam oczy.

– Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz?! – pytam z pretensją w głosie. – Mogłem wam pomóc. Stres nikomu nie sprzyja, a ty wolałaś udawać twardzielkę, niż przyjść do mnie po pomoc. Jestem twoim bratem, do cholery!

– A ty pozwoliłeś sobie pomóc, odkąd wróciłeś z Afganistanu? Nie bądź hipokrytą, Damon! Zamknąłeś się w sobie i nie chcesz wracać do tamtych wydarzeń. Nawet jeżeli nie chcesz rozmawiać ze mną, powinieneś pójść do psychologa!

Śmieję się głośno, a potem patrzę na siostrę z lekkim niedowierzaniem.

– Jaja sobie ze mnie robisz? – pytam kpiąco. – Myślisz, że jakikolwiek psycholog będzie w stanie mnie naprawić? I nie porównuj tych sytuacji!

– Nie naprawić, a pomóc ci normalnie funkcjonować. Nie żyć tylko warsztatem i naprawianiem samochodów. Z nikim się nie spotykasz, nawet nie próbujesz dać szansy żadnej kobiecie. Eve bardzo chciała cię poznać, a ty najzwyczajniej w świecie ją wystawiłeś.

Dość. Nie będę słuchać tych pierdół. Nie przypuszczałem, że moja wizyta u siostry skończy się taką kłótnią. Cholerne kobiety! Wiedzą wszystko najlepiej! Pewnym krokiem ruszam w kierunku wyjścia, jednak Lisa staje mi na drodze.

– Nie, Damon. Dość uciekania. Odpowiedz!

Oddycham głęboko, starając się trzymać nerwy na wodzy.

– Chodzi ci o Eve? Tę kobietę, która jest twoją przyjaciółką i w ani jednym procencie mnie nie interesuje? Miałem się z nią spotykać, bo ty tak chcesz?

– Chciałam, żebyś z nią wyszedł i się rozerwał. A nawet jeśli nie z nią, to z kimś innym. Przesiadujesz całe dnie w warsztacie, a potem wracasz do domu i zamykasz się przed całym światem.

– Cieszę się, że się martwisz, ale nie narzekam na moje życie seksualne, więc nie musisz podsyłać mi swoich koleżanek. A to, że nie jestem duszą towarzystwa, powinnaś wiedzieć najlepiej.

Delikatnie ją odsuwam, a następnie ruszam w kierunku wyjścia. Ta rozmowa do niczego nie prowadzi, a może jeszcze bardziej zaognić sytuację. Lisa jednak nie odpuszcza.

– Kiedyś byłeś inny, Damon. Mówię to ja, twoja siostra. Byłeś szczęśliwy i choć nie byłeś duszą towarzystwa, to chciałeś spotkać kogoś, kto odmieni twoje życie. Marzyłeś o rodzinie, dzieciach. Nagle wszystko rozprysnęło się w drobny mak, bo zginęli Kevin i Lucy. Twój przyjaciel zaryzykował. Miał rodzinę i był szczęśliwy, a ty odbierasz sobie do tego prawo. Choć niewiele opowiadałeś mi o tej kobiecie, to wierzę, że nie chciałaby, abyś odbierał sobie prawo do szczęścia tylko dlatego, że…

– Dość! – krzyczę, a dłonie zaciskam w pięści.

Nie wchodź na tę drogę, Lisa. Nie znasz jej i nigdy nie chciałabyś jej poznać.

Odwracam się i patrzę na nią, ale wiem, że jej smutek i zmartwienie w oczach są szczere.

– Nigdy więcej nie wspominaj jej imienia, Lisa! Nigdy, rozumiesz?! Zamknąłem ten temat rok temu! Z łaski swojej nie wmawiaj mi, co jest dla mnie dobre, bo gówno wiesz! – krzyczę ponownie, po czym idę do swojego domu.

Muszę ochłonąć. Jeszcze minuta tej beznadziejnej rozmowy i mógłbym wybuchnąć. Tutaj nie chodziło tylko o Kevina, ale o kobietę, która była dla mnie wszystkim. Ostatnie, czego chcę, to wyładować się na Lisie. Wiem, że się martwi, jednak nie ma o co. Świetnie sobie radzę, a przez ostatni rok wypracowałem sobie taki rytm dnia, że nikt nie będzie w stanie mi go zmącić. Żaden lekarz, psycholog czy inny człowiek na tej planecie mi nie pomoże.

Wchodzę do domu i od razu idę do salonu. Siadam na kanapie i zbieram myśli do kupy. Orientuję się, że muszę jechać do fizjoterapeuty. Jak na zawołanie ból zaczyna promieniować do łopatki.

– Kurwa mać!

Chowam twarz w dłoniach, a następnie wstaję i ruszam do pikapa. Nie zerkam nawet w kierunku domu Lisy. Oboje musimy ochłonąć. A ja muszę naprawić swój pieprzony kręgosłup.

ROZDZIAŁ 2

ISABELLA

– Co przychodzi panu na myśl, gdy wspomina pan swoje dzieciństwo?

Spoglądam na pana Smitha, który oficjalnie stał się moim pacjentem. Zanim przekroczył próg mojego gabinetu, długo się zastanawiał, czy to na pewno dobry pomysł. Czy psycholog jest tym, czego potrzebuje na tym etapie swojego życia. Nadal panują stereotypy tego zawodu i niekiedy ogarnia mnie śmiech, kiedy słyszę niektóre z nich. Ostatnio usłyszałam, że na studia z psychologii idą osoby z problemami, aby móc się wyleczyć. Większego idiotyzmu nie słyszałam. Jestem szczęśliwą kobietą, która od początku wiedziała, czego chce w życiu. I oto dzisiaj chcę pomóc kolejnemu pacjentowi.

– Trudno zebrać mi wszystkie wspomnienia – mówi zdenerwowany. – Od początku w moim domu nie działo się najlepiej. I nie chodziło o pieniądze. Ich akurat było pod dostatkiem.

– Proszę kontynuować – zachęcam rozmówcę, cały czas badając jego reakcję.

Jego mowa ciała mówi jedno – strasznie się stresuje, a zaciskanie dłoni podczas rozmowy sugeruje, że czuje się niekomfortowo.

– Cały czas słyszałem, że nie jestem taki jak moi kuzyni. Niewystarczająco wykształcony, dobry czy inteligentny. Przez całe życie byłem z kimś porównywany i oceniany, dlatego z całych sił się starałem, aby rodzice byli ze mnie dumni. Choć przynosiłem najlepsze oceny, nadal byłem na drugim miejscu. Udzielałem się podczas akcji charytatywnych i starałem się wszystkim pomagać, ale i tak ktoś był lepszy.

Kiwam głową, spoglądając na notatki, które zrobiłam, zanim zaczęliśmy rozmowę. Najważniejsze, aby rozpocząć od wywiadu, który ma na celu poznanie pacjenta, zanim rozpoczniemy spotkania. Tutaj jednak sprawa klaruje się dość jasno już na samym początku.

– Jak wtedy pan się czuł?

Mężczyzna spogląda przez okno, uśmiechając się smutno.

– Jak ktoś, kto nie powinien istnieć.

Mocne.

– Miałem wrażenie, że urodziłem się w nieodpowiedniej rodzinie. Starałem się robić wszystko, aby byli zadowoleni, jednak to cały czas było za mało. Tak jakbym nie wystarczał.

Pan Smith ma dość poważny problem, ponieważ nieprzepracowane dzieciństwo rzutuje na jego dorosłe życie. Mimo że ma czterdzieści pięć lat i własną rodzinę, nadal pragnie akceptacji rodziców. Brak szczerości i zła komunikacja doprowadziły do sytuacji, w której mój pacjent obwinia się o wszystko, choć wiadomo, kto tutaj jest winny.

Zadaję kolejne pytania, które coraz jaśniej obrazują mi całą sytuację. Idealni rodzice, dom, rodzina oraz wygórowane wymagania. Pieniądze potrafią zawrócić ludziom w głowach i zepsuć każdą czystą relację. Człowiek w młodym wieku jest jak czysta karta i to właśnie rodzice zapisują pierwsze słowa. Kiedy zamiast miłości dostajesz kubeł zimnej wody i brak zrozumienia ze strony najbliższych, czujesz się bezbronny. Masz wrażenie, że wszyscy są idealni, a ty od nich odstajesz. Tak właśnie czuł i nadal się czuje pan Smith.

Sesja się kończy, a ja po godzinie mam zarys informacji, które ułatwią mi jak najlepszą pomoc. Opisuję białą teczkę imieniem i nazwiskiem pacjenta, a następnie wkładam tam wszystkie informacje dotyczące dzisiejszej sesji. Odkładam ją na miejsce i upijam łyk zimnej już herbaty. Spoglądam przez okno i dostrzegam ciemne chmury wiszące nad miastem.

– Świetnie, akurat dziś, kiedy chciałam iść na spacer! – mówię sama do siebie.

Wstaję z fotela i rozprostowuję kości. Pan Smith był moim ostatnim pacjentem, więc resztę dnia mam dla siebie. Miałam ochotę wyjść z Mią do parku, jednak pogoda nie zapowiada się ciekawie. Rozprawiam się z resztą dokumentów, a potem wkładam płaszcz i wychodzę z gabinetu.

Po ukończeniu studiów wraz z Mią postanowiłyśmy otworzyć poradnię psychologiczną. Poznałyśmy się na początku studiów i razem notowałyśmy wzloty i upadki podczas edukacji, i to nas zbliżyło do siebie jeszcze bardziej. Obie jesteśmy ambitne, dlatego motywowałyśmy się nawzajem i cieszyłyśmy się, gdy zdobyłyśmy dyplomy. Solidnym fundamentem, który wzmacniał nas na studiach, byli oczywiście nasi rodzice. Mój tata wychowywał mnie sam i starał się z całych sił, abym miała wszystko, czego potrzebuję. Nie narzekaliśmy na pieniądze, ponieważ ojciec miał świetną pracę jako kierowca w Seattle. Często nie było go w domu, ale spędzaliśmy wspólnie weekendy.

Kiedyś spędzaliśmy czas we trójkę w naszym małym ogrodzie, jednak życie nie jest usłane różami. Mama zachorowała na nowotwór i mimo że dzielnie walczyła, osiem lat temu przegrała tę nierówną walkę. Miałam dziewiętnaście lat, kiedy ją straciłam, i szczerze mówiąc, nic nie pamiętam z okresu jej choroby. Moja głowa zamknęła tamten rozdział i za każdym razem, gdy staram się wrócić do tamtego czasu, odczuwam ogromny zastrzyk kortyzolu w organizmie. Czas, kiedy walczyliśmy o każdy dzień spędzony z mamą, przeminął wraz z jej odejściem. Ojciec ciężko to przeżył i nikt nie umiał mu pomóc. Po pogrzebie zamknął się w pokoju i wszystkie czynności wykonywał jak robot. Chodził do pracy, jadł, spał, ale nie było w nim iskry życia. Tak jakby mama zabrała ją ze sobą do grobu. Pewnego dnia znalazłam w Internecie poradnię psychologiczną i zapisałam tatę na spotkanie. Nie wiedziałam, jak zareaguje, ale gdy powiedziałam mu o moim pomyśle, zgodził się i pojechał na umówioną wizytę. Nie przypuszczałam, że po jednym spotkaniu z psychologiem zobaczę w jego oczach to, co widziałam, zanim zmarła mama. Oczy ojca zaczęły nabierać blasku, a z każdą kolejną wizytą czuł się coraz lepiej.

Ja sama przepracowałam żałobę. Zadawałam sobie pytania i starałam się szczerze na nie odpowiadać. Powolutku wracałam do życia i cieszyłam się, kiedy w naszym domu znowu zawitała radość. Razem z tatą zaczęliśmy tworzyć naszą małą rodzinkę, a potem niespodziewanie dołączyła do nas Josephine – nasza sąsiadka. Ona również została wdową, gdyż jej mąż zginął w wypadku samochodowym. Minęło osiem lat od śmierci mamy, a tata coraz częściej i chętniej wychodził z Jo na randki. Zanim jednak podjął jakiekolwiek kroki, porozmawiał ze mną, ponieważ chciał znać moje zdanie. Ja pragnęłam jedynie jego szczęścia. Po tym, co przeżyliśmy z mamą, należał mu się nowy start z kobietą, która była dla niego cudowna.

Wiem, że byłoby to egoistyczne, gdybym robiła ojcu wyrzuty, szczególnie że miałam w planach wyprowadzić się z domu. Zawsze chciałam być samodzielna i po ukończeniu studiów wynajęłam małą kawalerkę w centrum miasta. Dzięki temu mam blisko do pracy oraz do cudownego parku, w którym lubię spędzać czas. Tak naprawdę zawdzięczam tacie ukończenie studiów, ponieważ stypendium na uczelni nie pozwoliłoby mi w pełni się utrzymać. Zresztą Mia miała dokładnie taką samą sytuację, z tym że jej mama ma się świetnie i również pomagała jej podczas edukacji. Jej rodzice się rozwiedli, a tata nie chciał utrzymywać z nią kontaktu, ale Mia nigdy tego nie roztrząsała. Obie nie możemy narzekać. Mamy fantastycznych rodziców, którzy stawali na rzęsach, aby pomóc nam się wykształcić. I dzięki temu jestem tu, gdzie jestem.

Idę wolnym krokiem i wsłuchuję się w gwar miasta. Ciężko znaleźć tutaj osobę, która idzie spokojnie i podziwia miasto oraz jego walory. Wszyscy w pędzie. Niektórzy żyją niczym w zamkniętym kole, z którego trudno jest wyjść. Dzisiejsze społeczeństwo to współcześni niewolnicy, którzy sami zniewalają się swoimi decyzjami. Pierwsze zauroczenie, rozhukane zaręczyny, szybki ślub, kredyt do końca życia na budowę domu, następnie dziecko i narastająca frustracja.

Każdego dnia w gabinecie poznaję osoby, które nie radzą sobie z konsekwencjami swoich decyzji i wymaganiami, jakie stawia przed nimi współczesny świat. Ludzie się załamują i szukają pomocy, gdy są już na granicy. Mogę jedynie się cieszyć, że nie podejmują nieodwracalnych w skutkach decyzji, tylko szukają wyjścia z sytuacji. Uśmiecham się pod nosem, dziękując wszechświatowi za wszystko, co mam.

Należy codziennie uśmiechać się do świata. Musimy afirmować wszystko, co dobre, i cieszyć się z małych sukcesów, jakie wydarzają się w naszym życiu. Być może dlatego wszyscy uważają mnie za dziwaka. Kiedyś usłyszałam, że za bardzo się uśmiecham. Dla niektórych jest to wręcz choroba, bo według nich nie można być cały czas szczęśliwym.

I jasne, że nie można.

Życie jest ciężkie i odcisnęło piętno również na mojej historii, jednak mimo wszystko staram się dostrzegać to, co piękne. Chcę tego, a na pewno życzyłaby sobie tego moja mama.

Przechodzę obok witryn sklepowych, w których aż roi się od najnowszych kolekcji. W oko wpada mi piękna ciemnozielona sukienka. Przystaję i przygryzam delikatnie wargę. Rozum mówi: „Masz dość ciuchów! Nie potrzebujesz więcej!”. Serce z kolei krzyczy: „Bierz ją i nawet się nie zastanawiaj!”. Tak oto, słuchając serca, idę pewnym krokiem do przymierzalni z sukienką w ręku. Wchodzę do malutkiego pomieszczenia, a następnie patrzę na siebie w lustrze. Blada cera, jasnobrązowe włosy i niebieskie oczy oraz zmarszczki mimiczne spowodowane ciągłym uśmiechem. Szybko ściągam ubrania i przymierzam zielone cudo, jednak już po chwili wiem, że sukienka wygląda dobrze tylko na manekinie.

Cholerne szerokie biodra i duże piersi! To wszystko ich wina. Nie należę do kobiet o atletycznej figurze. Raczej staram się zachować zdrowy rozsądek w jedzeniu i przede wszystkim nie dać sobie wmówić, że prawdziwa kobieta nosi rozmiar XS. Lubię chodzić na bieżnię, ale nie jest to rutyna, bez której nie rozpoczynam dnia. Staram się we wszystkim znaleźć równowagę i nie katować się dietami jak chociażby Mia. Ze smutkiem odwieszam sukienkę na wieszak, a potem wychodzę z przymierzalni. Pracownica butiku widzi, że zwracam sukienkę, i od razu do mnie podchodzi z nieśmiałym uśmiechem na twarzy.

– Czy wszystko w porządku? Może przyniosę pani inny rozmiar? – pyta uprzejmym głosem.

– Nie, dziękuję. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia, jednak krój tej sukienki nie wygląda na mnie dobrze – odpowiadam zgodnie z prawdą.

Kobieta kiwa głową, po czym poprawia odwieszoną przeze mnie sukienkę. Żegnam się z nią i wychodzę z budynku. Na zewnątrz wita mnie deszcz. Ciepły i przyjemny. Słychać wśród tłumu, jak wszyscy narzekają na pogodę. Po raz kolejny uśmiecham się do ludzi, starając się rozchmurzyć im dzień.

Ruszam w kierunku mojego samochodu. Ze względu na pogodę nie pójdziemy z Mią na spacer do parku. Nie mam ze sobą nawet parasola, więc muszę sobie dzisiaj odpuścić. Po drodze zrobię szybkie zakupy i pojadę do domu. Zapewne skończę przed telewizorem albo zadzwonię do taty, bo z tego, co wiem, jest już w trasie. Wsiadam pośpiesznie do auta i włączam się do ruchu. Nie wiem dlaczego, ale nie podoba mi się dźwięk, jaki wydaje silnik. Tak jakby miał zaraz się udusić. Samochód zaczyna przerywać, a ja panikuję. Chryste! Tylko nie tutaj. Nie na środku pieprzonej ulicy. Ostatkiem zdrowego rozsądku kieruję auto na pobocze, jednak ono gaśnie. Zjechałam odrobinę z drogi, ale tył nadal wystaje na ulicę.

Biorę głęboki oddech i grzebię w torebce, by wyciągnąć telefon. Muszę zadzwonić po pomoc. Na szczęście mam znajomego, który jest mechanikiem, ale pewnie minie jakiś czas, zanim przyjedzie. Kierowcy rzucają mi oskarżycielskie spojrzenia, tak jakbym specjalnie zepsuła samochód. Do cholery! Przecież takich sytuacji nie jestem w stanie zaplanować. Żaden z nich nie próbuje mi pomóc, ale oczywiście muszą mi okazać swoje niezadowolenie.

– Bohaterzy – mówię pod nosem, szukając numeru telefonu do Nicka. – Ale żeby wysiąść i mi pomóc to już nie łaska.

Już mam nacisnąć zieloną słuchawkę, kiedy ktoś nagle puka w moją szybę. Zestresowana upuszczam telefon pod nogi i zerkam w kierunku mężczyzny spoglądającego na mnie. Naciskam guzik, a okno otwiera się do połowy.

– Pomóc? Tył dodge’a wystaje pani na drogę i choć na razie wszyscy panią omijają, to może lepiej, żeby policja nie wlepiła pani mandatu.

Jego zachrypnięty głos wprawia mnie w osłupienie. Spoglądam na jego przystojną twarz. Piękne ciemne oczy, kontrastujące z czarnymi włosami, w których można dostrzec pojedyncze siwe kosmyki. Ubrany jest w biały T-shirt, który uwydatnia jego opaleniznę, a sprane dżinsy leżą na nim idealnie. Stuprocentowy mężczyzna. Chyba dostałam udaru.

– Proszę pani?

Głos mężczyzny ponownie sprowadza mnie na ziemię, a jednocześnie czuję, jak na moje policzki wychodzi rumieniec. W tym momencie mój mózg wraca na swoje miejsce i zdaję sobie sprawę, że robię z siebie idiotkę. Potrząsam nerwowo głową, uśmiechając się niczym nastolatka, i szukam telefonu.

– Przepraszam, ale nie wiem, co się stało. – Spoglądam na deskę rozdzielczą. – Miałam wrażenie, że samochód zaczął się… tak jakby dusić. Zdążyłam zrobić tylko delikatny ruch kierownicą i…

– Jasne, spokojnie. Najpierw musimy zepchnąć auto na pobocze, aby nie przeszkadzało innym pojazdom w poruszaniu się po ulicy.

Kiwam głową i dopiero teraz się orientuję, że cały czas pada deszcz, co jeszcze bardziej eksponuje jego…

Isabella, do cholery! Ogarnij się, dziewczyno!

– Wrzuć na luz, kierownica maksymalnie w prawo, a potem prosto. A ja popchnę samochód, okej?

Nie czeka na moją odpowiedź, tylko kieruje się na tył auta. Robię wszystko według jego instrukcji. Udaje nam się zaparkować na poboczu, po czym mężczyzna ponownie podchodzi od strony pasażera.

– Masz może kogoś, kto może przyjechać lawetą po samochód?

– Tak, zaraz zadzwonię po znajomego – odpowiadam już opanowanym głosem. – Dziękuję panu za pomoc.

Nie uśmiecha się, ale dostrzegam, jak delikatnie drżą kąciki jego ust.

– Miłego dnia w takim razie.

Odchodzi od mojego auta i wsiada do swojego pikapa, a ja cały czas obserwuję go we wstecznym lusterku. Kiedy odjeżdża, rzuca mi ostatnie spojrzenie, ale jego twarz jest… niczym maska. Tak jakby nie potrafił wykrzesać z siebie żadnych emocji. Jedyne, co od niego poczułam, to spokój oraz niesamowite opanowanie. Nic więcej. Choć mam intuicję i potrafię rozszyfrować niemal każdego, to on stanowi dla mnie zagadkę. Mimo że jego oczy były ciemne, to chłód bijący z nich przeszył nawet mnie. Nie potrafię tego zrozumieć.

Choć nie to sprawiło, że patrzyłam na niego jak na ciasto z kremem. Spotykałam się z wieloma chłopakami, jednak jeszcze nigdy nie widziałam tak przystojnego i dojrzałego mężczyzny. Niestety w większości, ze względu na swoją pracę, spotykam poważnych panów w garniturach, a rzadko kiedy mam okazję porozmawiać z kimś, kto potrafi zadziałać na mnie tak jak ten nieznajomy chwilę temu. Uśmiecham się sama do siebie, a potem dzwonię do Nicka.

Odbiera po kilku sygnałach.

– Co tam, Isa?

– Mam awarię – mówię zduszonym głosem. – Mój samochód odmówił posłuszeństwa i potrzebuję, żebyś zgarnął mojego staruszka na warsztat.

Mężczyzna wzdycha przeciągle, a w tle słyszę dźwięk innych męskich głosów.

– Kurwa! Nie ma teraz nikogo w warsztacie, bo pojechaliśmy w trasę. Rano miał miejsce dość poważny karambol i zbieramy rozbite samochody na warsztat.

Cholera! I co ja mam teraz zrobić? Przygryzam nerwowo wargę, zastanawiając się, kogo jeszcze mogę poprosić o pomoc. Mia jest na wizycie u lekarza, więc z pewnością nie wyjdzie w połowie wizyty, a poza tym, co miałaby zrobić? Stanąć obok mnie i dywagować na temat tego, co się mogło zepsuć? Bez sensu.

– Rozumiem. Nie przejmuj się, Nick, dam sobie radę – odpowiadam, bo nie chcę, aby czuł się teraz źle z mojego powodu. – Zadzwonię do innego mechanika. W Seattle jest ich na pęczki.

– Isa, poczekaj!

Odchodzi kawałek dalej, dzięki czemu w słuchawce nie słychać okropnych dźwięków, które zapewne wydają maszyny pracujące na miejscu zdarzenia.

– Zadzwonię do mojego znajomego, który ma warsztat. Na pewno przyjedzie. Poza tym nie chcę, żebyś musiała się użerać z jakimiś obcymi fiutami.

Parskam śmiechem. Tylko Nick potrafi załatwić mi wszystko w ciągu jednej chwili. Tak naprawdę nie było sytuacji, w której by mi nie pomógł. Poznaliśmy się na jednej z imprez studenckich i od tego czasu utrzymujemy kontakt.

– Dziękuję, Nick. Jesteś niezastąpiony.

– Wiem, Isa. Wyślij mi SMS-em, gdzie dokładnie jesteś. Podejrzewam, że Luke może pojawić się do godzinki. Wytrzymasz tyle? – W jego głosie słyszę nutkę zmartwienia.

– Oczywiście! Nie przejmuj się mną. I tak już mi pomogłeś.

Rozłączamy się, po czym od razu wysyłam Nickowi swoje położenie. W sumie się cieszę, że przyjedzie ktoś z jego znajomych. Zanim poznałam Nicka, miałam problem ze znalezieniem dobrego mechanika. Mężczyźni niestety wiedzą, że kobiety nie znają się na samochodach, i idealnie potrafią to wykorzystać.

Nie raz oddawałam mechanikowi mojego dodge’a, aby potem zapłacić kosmiczną kwotę, a i tak auto wracało do niego po tygodniu. Dzięki Nickowi wszystko się skończyło. Nagle udało się doprowadzić samochód do stanu użyteczności i wszystko działało, jak należy. Dlatego też przeraziła mnie wizja szukania kogoś nowego, ale teraz muszę tylko czekać.

Stukam w ekran telefonu, aby napisać Mii, jaką mam uroczą niespodziankę, jednak jak na zawołanie przyjaciółka do mnie dzwoni.

– I jak tam? Jesteś już w domu i obżerasz się chipsami serowymi?

Wydymam usta, wiedząc, że gdyby teraz była obok mnie, dostałaby czymś w głowę. Mia ma obsesję na punkcie zdrowego jedzenia, a ja z kolei lubię pozwalać sobie na różne słodkości. Wszystko w granicach rozsądku, ale co złego jest w zjedzeniu chipsów albo czekolady? Zawsze staram się aktywnie spędzać czas, kiedy nie pracuję.

– Nie jestem w domu, cholerna jędzo, tylko stoję na chodniku niedaleko Pike Place Market. Samochód mi się zepsuł i czekam na gościa, który mnie odholuje.

– O cholera, już po ciebie jadę.

– Mia, nie musisz – odpowiadam stanowczo, bawiąc się breloczkiem, który dostałam od taty. – Zaraz przyjedzie kolega Nicka i mnie zgarnie. Nic się nie dzieje, a poza tym siedzę w aucie, więc nawet deszcz mi niestraszny.

Przyjaciółka się śmieje i słyszę, jak odpala swój samochód.

– Jak było u lekarza?

– Wszystkie wyniki w normie. Lekarz jest zadowolony, więc mogę być spokojna.

Mia choruję na cukrzycę, dlatego gdy dowiedziała się o swojej przypadłości, przewartościowała swoje życie. Choć doktor powiedział jej, że wyniki wcale nie wyglądają najgorzej, ona i tak postanowiła zrobić wszystko, aby pokonać chorobę w zdrowy sposób.

– To najważniejsze. – Mój głos jest spokojny. – Chyba znowu nam się zmieni pogoda.

Po przedniej szybie spływa coraz mniej kropel deszczu. Ostatnimi czasy w Seattle pogoda potrafi zmieniać się tak gwałtownie, że to aż niepodobne do tego miejsca. Rano wita cię cudowne słońce, po południu zaskoczy cię deszcz, a potem zza burzowych chmur znowu przebijają się promienie słońca.

Nagle w oddali dostrzegam lawetę jadącą z naprzeciwka. Czekam cierpliwie, obserwując, czy na pewno jedzie w moją stronę. Kiedy skręca i rusza w moim kierunku, szybko żegnam się z przyjaciółką. Mam nadzieję, że szybko wrócę do domu.

ROZDZIAŁ 3

DAMON

Podjeżdżam pod stary budynek, gdzie niegdyś regularnie chodziłem do Xaviera – jednego z najlepszych fizjoterapeutów w Seattle. Od początku mojego okresu rekonwalescencji po misji zmagałem się z fizycznymi skutkami ran, które odczuwało moje ciało po Afganistanie. Teraz jednak podejrzewam, że przesadziłem z pracą w warsztacie i standardowo nadwyrężyłem kręgi.

Ból nadal nieznośnie promieniuje, a wszystko przez to, że nie potrafię przejść obojętnie obok kogoś, kto potrzebuje pomocy. Kiedy jechałem ulicą i zobaczyłem samochód lekko skręcony w stronę chodnika, ale niedostatecznie schowany, wiedziałem, że coś się stało. Dziewczyna, którą spotkałem w drodze do Xaviera, wyglądała na totalnie zagubioną i choć próbowała być spokojna, na kilometr czuć było jej zdenerwowanie. Większość kobiet nie zna się na mechanice i to jest zupełnie normalne. Od tego są mechanicy, a nie piękne kobiety.

Ona jednak była inna. Młodziutka, a przy tym niezwykle kobieca. Jej niebieskie oczy były jak ocean. Piękny, niczym nieskalany błękit. Gdybym miał stworzyć definicję piękna, to śmiało mógłbym wskazać kolor jej oczu. Ale moja wyobraźnia nadal widzi te oczy, które ponad rok temu sprawiały mi radość. I nadal są one najważniejsze i niezastąpione.

Wysiadam z samochodu, starając się zapomnieć o dzisiejszym incydencie, i kieruję się do gabinetu. Mam nadzieję, że kiedy stąd wyjdę, będę czuł się o wiele lepiej. Ból zawsze mnie dekoncentruje i sprawia, że nie myślę logicznie, co ostatecznie doprowadza mnie do szału. A poza tym nienawidzę truć się proszkami przeciwbólowymi. One jedynie łagodzą objawy, a nie leczą problemu.

Wydaje mi się, że i tak potrafię wytrzymać mocny ból. W wojsku uczą tego od początku przygody z mundurem. Na misji nie masz czasu myśleć o tym, co ci dokucza, ponieważ twoim zadaniem jest przeżyć. Nie myślisz o bólu zęba, głowy czy o niestrawności. Adrenalina, która wypełnia cię od środka, znieczula twoje ciało i daje efekt zapomnienia.

Dochodzę do drzwi i pukam w nie kilka razy, a gdy słyszę charakterystyczne „proszę”, wchodzę pewnym krokiem i taksuję wzrokiem znajome pomieszczenie.

– Proszę, proszę!

Xavier klaszcze w dłonie, opierając się o komodę, na której trzyma przeróżne olejki potrzebne do masażu.

– Kto by pomyślał, że jeszcze się spotkamy.

– Niestety – odpowiadam zrezygnowany. – Ból nie daje mi spokoju, a wiem, że nie ma nic lepszego, niż porządny masaż oraz nastawienie kręgów.

Mężczyzna kiwa głową, a potem sprawdza moją kartotekę w laptopie.

– Byłeś u mnie ponad pół roku temu i z tego, co czytam, całkiem ładnie wszystko wyprowadziliśmy.

Ściągam koszulkę, a następnie układam się na łóżku.

– Podejrzewam, że przeciążyłem kręgosłup w pracy. Biorę dużo zleceń i możliwe, że gdzieś się zapomniałem i podniosłem coś, co zdecydowanie nie było do dźwignięcia w pojedynkę.

Xavier podchodzi do mnie i niezadowolony kręci głową. Wiem, że z jego perspektywy po prostu się nie szanuję, ale od zawsze byłem nauczony ciężkiej pracy. Nie lubię prosić nikogo o pomoc i czasami przypłacam to zdrowiem.

– Zalecałem rozwagę, Damon. Nie chcę posyłać cię na stół operacyjny, ale jeśli nie zmienisz swojego stylu życia albo chociaż nie zaczniesz uważać, to będę do tego zmuszony.

– Rozumiem – mówię od niechcenia, czekając, aż zacznie działać. – Mam nadzieję, że zrobisz to, co zawsze, żebym dał radę normalnie funkcjonować.

Xavier parska śmiechem i zabiera się do roboty. Na początku czuję ból, jednak z każdym precyzyjnym ruchem wykonywanym przez niego napięcie mięśni powoli ustępuje. Choć podejrzewam, że jutro będę umierać z bólu, to po czasie wszystko się ułoży.

Przynajmniej zawsze tak było.

– Mam nadzieję, że odpowiednio nawadniasz organizm. Mięśnie tego potrzebują, wiesz o tym – odzywa się karcącym głosem, a po chwili dodaje: – Woda pomaga w transporcie potrzebnych składników odżywczych właśnie do mięśni, a także pomaga w ich regeneracji.

Jego naukowy ton sprawia, że wzdycham przeciągle, na co Xavier się śmieje.

– Tak, Damon. Wiem, że jesteś najmądrzejszy, ale posłuchaj mnie chociaż raz, okej?

– Jasne – odpowiadam spokojnie, bo chcę skupić się na masażu i choć przez chwilę nie myśleć o pracy.

Po chwili upojnej ciszy mężczyzna ponownie podejmuje temat. On nie umie siedzieć cicho. Ten typ potrafiłby umarłego obudzić swoim gadaniem.

– Ostatnio znowu szalała mi elektronika w samochodzie. Luke powiedział, że macie napięte terminy, ale w przyszłym tygodniu mam go do was podwieźć.

– To prawda, mamy sporo pracy, dlatego jestem u ciebie. Rozważamy zatrudnić kogoś do pomocy, ale wiadomo, jak dzisiaj jest z młodymi chłopakami. Zero umiejętności, a wymagania tak ogromne, że czasem łapię się za głowę.

Mężczyzna się śmieje i coraz mocniej naciska na łopatkę.

– Niestety, sam wiem, jak to jest prowadzić działalność solo. Chciałbym każdemu pomóc, a jednak ograniczają mnie terminy i czas. A kiedyś muszę się wyspać i mieć czas dla rodziny.

– Dzięki Bogu mnie ten problem omija – stwierdzam. – Oprócz mojej siostry i jej córek nie mam nikogo, więc ewentualnie mam problem tylko z nimi.

Gdy wróciłem do domu z Afganistanu, zamknąłem się w swojej bezpiecznej przystani. Tylko Lisa i dziewczynki potrafią do mnie dotrzeć, ale ich towarzystwo jest dla mnie wskazane, aby totalnie nie sfiksować. Każda randka czy próba innych kontaktów kończy się fiaskiem. Kobiety nie potrafią zrozumieć, że jedyne, czego od nich oczekuję, to chwila zapomnienia. Nie piszę się na psychoanalizy czy inne pierdoły, które uwielbiają kobiety.

– Może po prostu jeszcze nie trafiłeś na tę odpowiednią kobietę – mówi Xavier w zamyśleniu.

Chcę powiedzieć, że już kiedyś trafiłem, ale życie brutalnie mi to odebrało. Nigdy więcej nie chcę tego przeżywać.

– I bardzo dobrze, że nie trafiłem. Wolę żyć w pojedynkę, ponieważ wtedy jestem odpowiedzialny tylko za siebie. Nikogo nie krzywdzę i myślę tylko i wyłącznie o sobie.

Za dużo widziałem, aby zmienić myślenie.

– Przecież twoja kariera wojskowa już się skończyła.

Spinam mięśnie, słysząc te słowa. Poniekąd są one prawdą, ale to, że nie jestem czynnym wojskowym, nie znaczy, że o tym nie myślę.

– Skończyła, ale nadal uważam, że nie nadaję się na partnera życiowego dla żadnej kobiety. Tylko bym ją unieszczęśliwił.

Kolejne kłamstwo, jednak wolę je powtarzać, ponieważ mam nadzieję, że kiedyś w nie uwierzę. Jedyna kobieta, którą chciałem uszczęśliwić, nie żyje, dlatego nie mam zamiaru szukać zastępstwa na jej miejsce.

Xavier parska śmiechem.

– Każdy facet twierdzi, że nie nadaje się do związku, a potem dostaje w dupę strzałą amora i nagle pojawia się kobieta, która krzyżuje cię całe życie, a ty jesteś w stanie zrobić dla niej wszystko – mówi stanowczym głosem. – Ja też tak mówiłem, póki nie poznałem Molly. Pojawiła się w moim życiu w momencie, kiedy myślałem, że nikogo sobie nie znajdę. Mówiłem wszystkim, że życie w pojedynkę jest proste i bezproblemowe, a gdy ją poznałem, zdałem sobie sprawę, jakie to wszystko było beznadziejne, bo było bez niej.

Przewracam oczami. Wiem, że niektórych dopada strzała amora. Sam raz stałem się jej ofiarą, ale obiecałem sobie, że nigdy więcej tego nie powtórzę. Nie otworzę ponownie swojego serca. Odkąd wróciłem z Afganistanu, miałem wiele możliwości i chętnych kobiet, jednak obraz Lucy mnie prześladował i za każdym razem przypominał mi o tym, co straciłem. Żadna z nich nie mogła się z nią równać. Seks to seks. Uczucie to zupełnie inna sprawa. Pragnąłem przyszłości z kobietą, która została mi odebrana. Trudno opisać słowami, co czuję, ale moje serce zostało pochowane razem z nią, a ja żyję wspomnieniami.

– Cieszę się, że tobie się powiodło, ale nie zmienię zdania. Za dużo gówna widziałem, aby teraz ktoś musiał się użerać z moją popierdoloną głową.

– Jasne – mamrocze pod nosem. – A tak w ogóle to się dzisiaj spóźniłeś.

Jak na zawołanie przywołuję wspomnienie dziewczyny, której dzisiaj pomogłem. Ona była piękna. Dawno nie widziałem takiej… kobiety. Była urocza. Po prostu urocza. Jej młoda twarz idealnie kontrastowała z oczami pełnymi dojrzałości. Cudowna mieszanka.

– Pomagałem dziewczynie na ulicy. Zepsuł się jej samochód, a zdążyła jedynie delikatnie zjechać na chodnik. Gdyby została tam dłużej, mogłaby dostać solidny mandat, a zanim ktoś by ją zgarnął, minęłoby trochę czasu.

– Więc zabawiłeś się w rycerza na białym koniu, choć bolał cię kręgosłup? Cóż za szlachetne pobudki.

Unoszę głowę i kieruję na niego surowy wzrok.

– Mogę być cięty na plasterki albo mieć najgorsze rany na ciele, a i tak zawsze staram się każdemu pomóc. Taki mam odruch. Zawsze gardziłem gapiami, którzy jedyne, co potrafią robić, to obserwować, ale pomóc to już nie łaska.

Mężczyzna przytakuje, a ja ponownie kładę głowę na materac.

– Takich jest więcej niż tych, co pomagają. – Naciska mocniej ręką na kark. – I jaka była?

Marszczę brwi.

– Kto?

– No panna w opałach.

Śmieję się. Zastanawiam się, co mu odpowiedzieć, choć po chwili namysłu stwierdzam, że w sumie to tylko Xavier – gość, którego znam – więc nie ma sensu czegokolwiek ukrywać.

– Była piękna.

Słyszę, jak tłumi śmiech.

– A więc jest dla ciebie jakaś szansa.

– Nie powiedziałem, że nie podobają mi się kobiety, tylko że jestem sceptycznie nastawiony do związków, a to różnica.

Mężczyzna nie odpowiada, zapada przyjemna cisza. Nareszcie w pełni mogę się oddać masażowi i choć na początku czuję, jakby ktoś przykładał mi żelazko do kręgosłupa, to po chwili następuje cudowne uczucie rozluźnienia. Mam nadzieję, że jutro będę jak nowo narodzony, bo nie mogę zostawić Luke’a samego z całym warsztatem na głowie. Podejrzewam, że i tak ma dzisiaj zwariowany dzień.

Po godzinie wstaję ze stołu do masażu, po czym wkładam koszulkę. Standardowo słucham zaleceń Xaviera, a później zapisuje mnie na następną wizytę. Nie wiem, czy z niej skorzystam, ale sądząc po jego napiętym grafiku, może lepiej mieć zapisaną wizytę z wyprzedzeniem.

Żegnam się z nim i wychodzę z gabinetu w o wiele lepszej formie, niż jak tutaj wchodziłem. Xavier jest jednym z najlepszych fizjoterapeutów w Seattle i nie wyobrażam sobie, abym zaufał komuś innemu w kwestii mojego zdrowia.

Dzięki Bogu deszcz ustał. Idę do swojego pikapa i nagle nasuwa mi się myśl, czy dziewczyna, której dzisiaj pomogłem, znalazła pomoc u swojego kolegi. Kręcę głową, ponieważ mam inne rzeczy na głowie, a nie przejmowanie się młodą kobietą, na którą napatoczyłem się przez przypadek.

Choć jej oczy z pewnością są warte zapamiętania.

***

Gdy przyjeżdżam do domu, dostrzegam palące się światło w sypialni mojej siostry. Rano dość mocno się pokłóciliśmy i wewnętrznie źle się z tym czuję. Mamy tylko siebie i nawet jeśli się posprzeczamy, to zawsze staramy się szybko wyciągnąć do siebie dłoń.

Po rehabilitacji załatwiałem sprawy urzędowe, które piętrzyły się jak szalone. Nie miałem kiedy ich ogarnąć, dlatego skorzystałem z dnia wolnego i odwiedziłem kilka instytucji, przechodząc przez różne stany poirytowania zachowaniem niektórych urzędników.

Wchodzę do mojego domu, który od początku do końca zaprojektowałem. Na parterze znajduje się salon, a w jego centralnej części stoi kominek, który w zimowe wieczory ociepla pomieszczenie. Obok niego usytuowana jest mała kuchnia z widokiem na tył posesji. Zawsze marzyłem o wielkim tarasie, dlatego właśnie z kuchni mogę wyjść na taras i wypić kawę. Uwielbiam spokój, który odczuwam w tym miejscu. Z dala od ludzi. Oprócz tych dwóch pomieszczeń znajduje się tutaj łazienka i garderoba. Na górze jest tylko moja sypialnia i dwa pokoje. Stoją w nich rzeczy, których nie używam. Może kiedyś zrobię w jednym z nich siłownię? Kto wie.

Wyciągam telefon i wystukuję SMS-a do siostry.

Do: Lisa

Robię czekoladę. Będę na tarasie.

Moja wiadomość znaczy tyle, co zwykłe „przepraszam”, choć razem z siostrą nie potrzebujemy tego mówić, by pomiędzy nami było dobrze. Zawsze szybko się godzimy. Kieruję się do kuchni, wyciągam dwa kubki, a potem zgodnie ze swoim przepisem robię gorącą czekoladę.

Kiedy byliśmy dziećmi, nasza mama często robiła nam ten przysmak. Ilekroć mieliśmy gorszy dzień albo coś nie poszło po naszej myśli, to właśnie ona starała się poprawić nam humor. Nasi rodzice bardzo nas kochali i choć dzisiaj już ich z nami nie ma, to wszystko, co nam przekazali, zostało głęboko w nas. Widzę to zresztą po tym, jak Lisa wychowuje te dwie małe damy. Daje im tak wiele miłości i ciepła, choć została z rodzicielstwem w pojedynkę.

Kiedy czekolada jest gotowa, słyszę skrzypnięcie drzwi, a po chwili w progu mojej kuchni pojawia się Lisa ubrana jedynie w szlafrok. Włosy ma upięte w niedbałego koka, który zdecydowanie odejmuje jej lat.

– Ta czekolada ma mnie przekupić? – pyta ostrożnie. – Wiesz dobrze, że mam do niej słabość.

Uśmiecham się, podaję jej kubek z gorącym napojem, a potem wspólnie kierujemy się na taras. Powietrze po deszczu jest przyjemnie rześkie. Uwielbiam patrzeć, jak natura ożywia się po zimnym prysznicu, jaki dostaje.

– Przyjemnie, prawda?

Spoglądam na siostrę, która siedzi obok mnie w fotelu.

– Tak – odpowiada i upija łyk czekolady. – Jak było u Xaviera?

Przecieram ręką kark i spoglądam w dal.

– Usłyszałem to, co ty mi mówisz, z tym że Xavier bardziej dobitnie potrafi zobrazować ewentualne skutki.

Siostra prycha i przewraca oczami. Wiem, że ma rację w wielu kwestiach i że martwi się o mnie. Zawsze tak było. Ilekroć wyjeżdżałem na misję, widziałem przerażenie w jej oczach, choć mam wrażenie, że przez to nasza relacja się wzmocniła.

– Bardzo zabawne – mruczy pod nosem. – Nie chcę ci matkować, ale kiedy widzę, że robisz coś nie tak, to jako twoja siostra mam prawo zwrócić ci uwagę. Gdybyś miał żonę, straciłabym to prawo.

Marszczę brwi.

– Nie wydaje mi się – odpowiadam rozbawiony. – Wolę jednak, żebyś to ty dawała mi reprymendy niż inna Bogu ducha winna kobieta. Gdybym miał żonę, nie mógłbym ot tak wyjść sobie z domu, wsiąść do samochodu i odjechać.

Lisa kręci głową.

– Poddaję się. Nie będę więcej próbowała swatać cię z moimi koleżankami, skoro sobie tego nie życzysz.

Uśmiecham się do niej, ponieważ nie chciałem w żaden sposób jej urazić. Wpychanie się na siłę w tę delikatną sferę nie jest mądrym posunięciem. Znam siebie i wiem, że nie będę dobrym partnerem w życiu. Mam czterdzieści dwa lata i zawsze byłem sam. Jasne, spotykam się z kobietami na niezobowiązujący seks, ale nigdy im niczego nie obiecuję. Niejedna próbowała mnie zmieniać, obiecywała, że mnie cudownie uleczy, ale szybko się poddawała. Nie potrafię przed nikim się otworzyć. Nawet z Lukiem nie wspominamy tego, co się stało w Afganistanie, a rozmowy na temat relacji damsko-męskich ograniczają się do podbojów mojego kolegi. Każdy z nas radzi sobie inaczej z demonami przeszłości.

– Tak. Tego sobie nie życzę – odpowiadam cicho. – Wiesz, że cię kocham, Lisa, ale nie próbuj uszczęśliwiać mnie na siłę. Znasz mnie najlepiej na świecie, więc dobrze wiesz, jak się czuję, kiedy ktoś próbuje wejść na moje terytorium. Nawet nie wiem, czy byłbym w stanie z kimkolwiek dzielić przestrzeń, którą sobie stworzyłem.

– To dlatego nie chciałeś z nami mieszkać? Za dużo kobiet w jednym domu? – pyta z przekąsem, ale wyczuwam w jej głosie nutę rozbawienia.

Zerkam na nią.

– Za dużo charakternych kobiet w jednym domu. Ty, Nadia i Gem to mieszanka wybuchowa.

Siedzimy jeszcze przez dłuższy czas na tarasie, popijamy czekoladę i rozmawiamy o wszystkim i o niczym, aż w końcu siostra opowiada mi o problemach, jakich narobił jej były mąż. Pieprzony drań postanowił nie płacić alimentów i przepuszcza wszystko w kasynie. Choć na początku się sprzeciwia, przyjmuje ode mnie pomoc, szczególnie że dziewczyny są coraz starsze, a ich potrzeby rosną. Poza tym widzę, ile Lisa pracuje, więc tym bardziej chcę jej pomóc.

Zamiast wydawać pieniądze na jakieś zbędne rzeczy do domu, wolę uszczęśliwiać nimi moje siostrzenice. Nadia i Gemma za każdym razem wywołują na mojej twarzy uśmiech i choć są jeszcze nastolatkami, potrafią mnie podejść i sprawić, że nawet w najgorszy dzień chce mi się robić cokolwiek poza pracą.

To moja rodzina, którą mam i która mi wystarcza.

To osoby, za które oddałbym życie.

ROZDZIAŁ 4

ISABELLA

– Mówiłam, że moje bmw jest lepsze niż twój dodge. Jesteś uparta i ładujesz w tę kupę złomu tyle pieniędzy, a i tak on co chwila nawala.

Przewracam oczami, mieszając w garnku chili con carne. Mia nie raz dawała mi do zrozumienia, że powinnam zmienić samochód, jednak mam do niego spory sentyment. Dostałam go od taty, a poza tym nie potrzebuję niczego nowego. Dodge Challenger to mój klasyk i nie mam zamiaru go wymieniać.

– Za tę kupę złomu kupiłabym to twoje bmw z całą twoją rodziną w środku.

Przyjaciółka się śmieje. To nie pierwszy raz, kiedy sprzeczamy się o nasze auta. Ja jestem team dodge, a ona team bmw. Chociaż dla mnie to kwestia faktu, że to mój pierwszy samochód i nie chcę go wymieniać. Wiem, ile on znaczył dla mojego taty i ile kosztowało go to wyrzeczeń, by mi go sprezentować.

– A poza tym nie dyskutuj, bo nie dostaniesz kolacji!

– Będziesz mnie głodzić? Uważaj, bo się wystraszę.

Kręcę głową, po czym podchodzę do szafki i wyciągam dwa talerze. Nakładam na nie potrawę i podaję do stołu, przy którym siedzi już Mia i przegląda coś w telefonie.

– Zadzwonili do ciebie w sprawie auta?

Siadam na krześle i zabieram się za jedzenie.

– Nie dzwonili. Luke powiedział, że jutro mam się po niego zgłosić. Ponoć to jakaś część, którą szybko wymieni. Mówił, że koło południa powinien być gotowy.

Mia rzuca mi wymowne spojrzenie.

– Przeszliście już na ty?

– Pomagał mi, więc dziwnie by było, gdybym mówiła do niego „pan”, a poza tym sam to zaproponował.

Wzruszam ramionami, gdyż od zawsze z łatwością nawiązywałam kontakty z ludźmi. Lubię z nimi rozmawiać i przebywać, być może właśnie dlatego wybrałam taki zawód. Uważam, że gdyby ludzie doskonalili swoje umiejętności komunikacyjne, na świecie byłoby lepiej.

– Przystojny chociaż?

– Tak, ale nie w moim typie, chociaż tobie by się spodobał.

Znam typ Mii, więc wiem, że Luke zdecydowanie byłby w jej guście. Poza tym pasowaliby do siebie temperamentami. On jest pewnym siebie facetem z ogromnym poczuciem humoru, a buzia nie zamykała mu się przez całą drogę do mojego mieszkania.

– Więc muszę koniecznie pojechać z tobą, żeby poznać tego przystojniaka.

Uśmiecham się, po czym zjadam kolejną łyżkę chili. Uwielbiam przyrządzać to danie, a moja przyjaciółka jest fanką mojej kuchni. Mimo że trzyma dietę, czasami ją łamie i zajada się przyrządzonymi przeze mnie daniami.

– A jak było dzisiaj w pracy? Ilu miałaś pacjentów?

– W sumie czterech, bo musiałam wypełnić sporo zaległych dokumentów.

W całej mojej pracy najbardziej nie lubię papierologii. Od zawsze miałam z nią problem, ale staramy się wymieniać z Mią tą czynnością i tym razem trafiło na mnie. Więc siedziałam i wypisywałam jakieś głupie papiery do urzędów, które koniecznie muszą trafić jutro do biura podawczego.

– Nienawidzę tego.

Przytakuję, bo zdecydowanie nie jest to nasza mocna strona.

– A poza tym to było pyszne.

Mia się uśmiecha i wyciera usta serwetką. Ja również zjadłam cały posiłek, bo odkąd przyjechałam do mieszkania, zdążyłam wypić jedynie kawę. Nie odczuwałam głodu, bo sytuacja z samochodem była dla mnie dość stresująca. Chociaż cieszę się, że udało się to tak rozwiązać. Luke okazał się bardzo pomocny i co chwila rzucał jakimś śmiesznym żartem. Choć nie było mi do śmiechu, bo bałam się, że naprawa po raz kolejny uderzy w mój portfel, to on szybko mnie uspokoił.

– Jutro mam napięty harmonogram. – Przyjaciółka zerka na ekran swojego telefonu, marszcząc brwi. – Nie dam rady zawieźć cię do mechanika.

– Nie przejmuj się. Zamówię taksówkę. Poza tym i tak wychodzę jutro wcześniej, bo muszę zrobić zakupy spożywcze.

Rozmawiamy jeszcze chwilę o pracy oraz nadchodzących zmianach w naszej poradni. Mamy zamiar poszerzyć naszą ofertę o sesje psychoterapii dla par. Chcemy pomagać parom, które doświadczyły przemocy czy zdrady. Pomożemy im odnaleźć się na nowo, odkryć uczucia lub po prostu wejść na nową drogę.

Po godzinie przyjaciółka opuszcza mój dom. Postanawiam wykorzystać czas na zrobienie prania i ogarnięcie mieszkania, ponieważ ostatnio nie miałam na to ochoty, co doprowadziło do lekkiego bałaganu. Jestem dobra w utrzymywaniu nieporządku w domu i to moja pięta achillesowa. Mama zawsze się śmiała, że mam w pokoju artystyczny nieład. No cóż… artystką nie zostałam, ale zdobyłam umiejętność tworzenia bałaganu.

Wkładam ostatnią partię ubrań do pralki, aż nagle rozdzwania się mój telefon. Kiedy dostrzegam znajomy napis na ekranie, od razu się uśmiecham.

– Cześć, tatku! Co tam słychać? Nadal w trasie czy dojechałeś już do domu?

– Cześć, aniołku! Mam jeszcze godzinkę do domu. Jo już do mnie wydzwania, bo zrobiła kolację, a ja jak zawsze się spóźniam.

Śmieję się i jednocześnie wlewam odpowiednie płyny do automatu. Odkąd Josephine zaczęła spotykać się z tatą, wniosła do jego życia wiele światła. Dostrzegłam znajomą iskrę, którą widziałam, gdy żyła jeszcze mama. Poza tym cieszę się, że ktoś o niego dba.

– A ty, aniołku, co robisz? Jak ci minął dzień? Oglądałaś zdjęcia, które ci wysłałem?

Tata za każdym razem, kiedy gdzieś wyjeżdża, robi dla mnie zdjęcia miejsca, w którym aktualnie przebywa. Czy to wioska, czy miasto, dostaję od niego różnorodne urokliwe zdjęcia krajobrazów.

– Tak! Były śliczne, Mia również była zachwycona – odpowiadam podekscytowana. – Najpiękniejsze były te z Vancouver! Muszę koniecznie się tam przejechać, bo bardzo dużo się zmieniło od mojej ostatniej wizyty w tym miejscu.

– A jak w pracy?

– Jak zawsze, tato. Pacjent za pacjentem, jeszcze więcej dokumentów. A i zepsuł mi się samochód.

– Cholera, co znowu poszło?

– Nie mam pojęcia, ale Luke powiedział, że jakaś drobnostka. Jutro go odbieram.

Wychodzę z łazienki, po czym kieruję się do sypialni.

– Kim jest Luke? I dlaczego nie zawiozłaś auta do Nicka?

– Nie dał rady przyjechać, bo nie było go w warsztacie, ale polecił mi swojego kolegę. Bardzo miły, a przede wszystkim samochód będzie jutro gotowy.

Kiedyś auto trafiło do warsztatu i czekałam prawie tydzień na jego odbiór, przez co musiałam kombinować z dojazdem do pracy, a na dodatek dodge i tak ponownie wrócił do mechanika.

– Mam nadzieję, choć sądząc po tym, ile pieniędzy w niego wkładasz, coraz częściej myślę, że może powinnaś go wymienić.

W jego głosie słyszę nutę smutku i nostalgii. Wiem, że dla niego ten dodge ma wartość sentymentalną, ale coraz częściej mówi o jego wymianie. Nie mam jednak serca tego zrobić i póki mam pieniądze, będę w niego inwestować.

– Nie ma takiej opcji, tato – mówię stanowczym głosem. – Lubię ten samochód i nie mam zamiaru go wymieniać.

– Wyślę ci przelew na naprawę.

– Tato! – podnoszę głos, gdy słyszę ten niedorzeczny pomysł. – Mam pieniądze, a poza tym to moje auto.

– Jesteś uparta – śmieje się.