Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
64 osoby interesują się tą książką
Uczucia Sophii zostały wystawione na ciężką próbę. Max złamał jej serce, wybierając inną kobietę. Po poznaniu prawdy mężczyzna odnajduje Sophię i pragnie jej przebaczenia, jednak dziewczyna nie wierzy w jego słowa i konsekwentnie go odrzuca. Wie, że teraz musi zadbać o spokój nie tylko swój, ale również dziecka.
Niestety, kobieta po czasie zrozumie, że aby zapewnić maleństwu spokój oraz bezpieczeństwo musi chwilowo przyjąć pomoc od mężczyzny. Miller jest szczęśliwy, gdy dowiaduje się o stanie Sophii, ale nadal musi walczyć o jej serce i udowadniać, że to, co zrobił, było błędem.
Wbrew wszystkiemu Sophia i Max zbliżają się do siebie, jednak czarne chmury wiszące nad nimi dają znać, że to nie koniec. Im bliżej do szczęśliwego zakończenia, tym mocniejsze ciosy zadaje Dakota, która nadal nie może zapomnieć o mężczyźnie.
Czy Dakota wygra wojnę, którą rozpoczęła?
Czy tym razem miłość wystarczy, aby Sophia i Max mogli być razem?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 285
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
ROZDZIAŁ 1
SOPHIA
Pierwsze święta w Kansas City miały być spokojne, jednak niespodziewane pojawienie się Maxa zmieniło wszystko. Nie chcę po raz kolejny przechodzić przez to, co musiałam przeżyć w Wirginii. Jestem w ciąży i priorytetem jest dla mnie moje dziecko. I moje zdrowie psychiczne.
Kiedy Miller pojawił się w kawiarni, nie wiedziałam, jak się zachować. Byłam w szoku, a jednocześnie moje serce od razu zaczęło szybciej bić. Pomimo bólu i cierpienia cholernie za nim tęskniłam. Czy chciałam powiedzieć mu o dziecku? Myślałam o tym wiele razy, ale za każdym razem moja duma wychodziła na wierzch, nie pozwalając wypowiedzieć się uczuciom, które krzyczały gdzieś w środku.
Widziałam w jego oczach blask, kiedy jego wzrok zatrzymał się na moim brzuszku. Być może to irracjonalne, ale poczułam ciepło i miłość, które rozlały się po moim ciele. Moje pogruchotane serce powoli zaczęło się naprawiać. Czułam to całą sobą, ale szybko zagłuszyłam te uczucia. Nie mogę pozwolić, aby po raz kolejny zwiodły mnie tak, jak ostatnio.
Zakończyłam naszą konwersację, ponieważ musiałam zająć się pracą. Wiem, że to było unikanie rozmowy, ale nie jestem na nią gotowa. Nie jestem gotowa, aby ponownie zmierzyć się z tym, co miało miejsce kilka miesięcy temu. Rzuciłam się w wir pracy, nie pozwalając, aby Miller wszedł do mojej głowy. Nie interesowało mnie to, gdzie jest ani co robi. Moje hormony szalały do tego stopnia, że potrafiłam w ciągu godziny kochać go i nienawidzić jednocześnie. Prawdziwa mieszanka wybuchowa.
Po południu przychodzi moja zmienniczka. Eva jest studentką tak jak ja i dorabia sobie jako kelnerka. Swoją drogą, zastanawiam się, kto nie chciałby pracować u tak cudownej osoby jak pani Martin. Każdy jej uśmiech sprawia, że najgorszy dzień staje się lepszy, a każda łza zamienia się w uśmiech. Niesamowita kobieta.
Wchodzę na zaplecze, ściągając mój fartuszek. Oddycham głęboko, starając się uspokoić szargające mną nerwy. Spotkanie Maxa było dla mnie niespodziewane. Wiele razy się zastanawiałam, jak wyglądałoby nasze spotkanie, ale w najśmielszych snach nie wyobrażałam sobie tego w taki sposób. Nie przypuszczałam, że stanie się to dzisiaj.
Otwieram torebkę i wyciągam z niej witaminy, które codziennie zażywam. Popijam je wodą, a potem biorę z wieszaka kurtkę i wkładam ją na siebie. Muszę jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu i przede wszystkim położyć się pod ciepłym kocykiem. Ostatnio wieczory spędzam właśnie tak. Z kubkiem gorącej czekolady i przy dobrej komedii. Muszę odpocząć, nabrać dystansu do tego, co się stało.
Wychodzę przez zaplecze, mając zamiar skoczyć do jednego ze sklepów. Za cztery dni Wigilia, dlatego mam w planach objeść się lodami karmelowymi i popić je sokiem pomarańczowym. Dla mnie połączenie idealne. Kiedy tylko wychodzę z budynku, lodowate powietrze uderza moją twarz. Okrywam się szczelniej szalikiem i od razu przyśpieszam kroku, zmierzając do mojego ulubionego sklepu.
– Soph! Poczekaj!
Zastygam w miejscu, a następnie odwracam się powoli i zatrzymuję wzrok na Maxie. W jego oczach dostrzegam niepewność, kiedy pokonuje dzielący nas dystans. Oddycham powoli, jednak moje serce bije coraz mocniej. Po naszej dość dziwnej i krótkiej rozmowie w kawiarni zdawałam sobie sprawę, że z pewnością jutro bądź za kilka dni ponownie tutaj zajrzy, ale jego widok o tej porze mocno mnie zdziwił.
– Możemy na spokojnie porozmawiać? – pyta łagodnym głosem. – Nie powinnaś chodzić sama o tej porze do domu.
Ostatnie zdanie wypowiada z lekką złością, którą próbuje maskować. Znam go jednak bardzo dobrze i wiem, co teraz ma w głowie. Unoszę sugestywnie brwi i patrzę na niego jak na dzikie zwierzę w cyrku. Powolutku w moim ciele rozpływa się ciepło, które tym razem nie jest przyjemne tylko palące.
– Nie wiem, dlaczego miałabym słuchać twoich rad – odparowuję z nieukrywaną złością. – Pojawiasz się tutaj jak gdyby nigdy nic i masz zamiar po raz kolejny zamącić mi w głowie! Niespodzianka! Daję sobie radę, Max. Wyleczyłam się z ciebie i nie potrzebuję już kolejnych nerwów, szczególnie że teraz nie mogę myśleć tylko o sobie!
Mężczyzna się prostuje i widzę, jak w jego oczach powoli tli się żar. Ten, który kiedyś rozpalał moje serce i sprawiał, że byłam szczęśliwa. A teraz? Żar, który widzę, jest przejawem złości i bezradności.
– Przyjechałem dopiero teraz, ponieważ Mania i Felicia nie chciały mi powiedzieć, gdzie jesteście! Wszyscy zmówili się przeciwko mnie, nawet nie myśląc o tym, że chciałem tylko wytłumaczyć to, co się stało!
Jego dłonie zamykają w mocnym uścisku moje ramiona, a jego twarz zbliża się do mojej, odbierając mi przestrzeń.
– Nigdy nie wybaczę sobie tego, jak cię potraktowałem, ale zrobię wszystko, abyś mi wybaczyła. Jedyne, czego szukam, to ciepła twojego serca i miłości. – Dłonią delikatnie dotyka mojego policzka, uśmiechając się smutno. – Wiem, że nie potrafisz nienawidzić, kochanie. Jesteś zbyt dobra, aby czuć tak negatywne emocje. To, co zrobiła Dakota, jest niewybaczalne, jednak to ja popełniłem największy błąd, wierząc w jej słowa.
W moich oczach pojawiają się niechciane łzy. Jestem cholernie zła za emocje, które po raz kolejny biorą górę nad zdrowym rozsądkiem. Obiecałam sobie, że już nigdy nie pozwolę, aby moje uczucia wyszły na zewnątrz, ponieważ wtedy każdy może je rozszarpać i zniszczyć.
– Zniszczyłeś wszystko, co do ciebie czułam. Nie potrafię wymazać z pamięci tego, co się wydarzyło tamtego poranka. Uwierzyłeś, że cię zdradziłam. Byłam w stanie wyjechać za tobą do innego stanu, a ty uwierzyłeś kobiecie, która od początku chciała mnie zniszczyć.
Odsuwam się gwałtownie od niego, patrząc mu prosto w oczy. Nie umiem się pogodzić z tym, co się stało. Pół roku starałam się myśleć, że dam sobie radę. Odkąd się dowiedziałam, że jestem w ciąży, moim celem było dobro dziecka, a teraz po raz kolejny Max burzy wszelkie mury wokół mnie. Nie mogę znowu dać się omamić. Nie chcę nawet myśleć o tym, co przeżywałam po odejściu Maxa, a teraz, odpowiadając za życie i uczucia mojego dziecka, nie chcę, aby ono to przeżywało.
– Jestem ojcem naszego dziecka.
Opuszczam głowę, nie mając już siły na dalszą przepychankę. Omijam mężczyznę i ruszam w kierunku mojego mieszkania. Jedyne, o czym teraz myślę, to o przestrzeni, która została przez niego naruszona. Muszę się zdystansować od tego wszystkiego i jak najszybciej się uspokoić.
– Zaczekaj, Soph!
Jego krzyk sprawia, że staję w miejscu i powoli odwracam się w jego stronę. Na szczęście Max nie ruszył się nawet o centymetr. W świątecznej scenerii rodem z filmów romantycznych Miller wygląda obłędnie. Wyrzucam z siebie szybko tę myśl, skupiając się na moim towarzyszu.
– Dzisiaj pozwolę ci odejść – zaczyna poważnym głosem. – Musisz jednak wiedzieć, że nie zrezygnuję. Będę walczył o ciebie i nasze dziecko, ponieważ was kocham. Możesz uciekać, a ja i tak cię znajdę.
Jego słowa docierają wprost do mojego zranionego serduszka, które tak łaknie od niego ciepła. Mury, które zbudowałam wokół siebie, powoli topnieją, ale rozsądek i duma wychodzą na zewnątrz. Odwracam się i tym razem szybkim krokiem ruszam do swojego mieszkania. Nie zatrzymuję się i nie wyczekuję czyjegoś głosu.
Uciekam.
Spokój zyskuję dopiero po przekręceniu klucza w drzwiach. Mój oddech się uspokaja, a dłoń od razu dotyka brzuszka.
– Spokojnie, maluszku… – mówię do dziecka, uśmiechając się przez łzy. – Właśnie poznałeś swojego tatę.
***
Po długiej kąpieli ubieram się w swoją ulubioną piżamę w atomówki i idę od razu do łóżka. Łapię za telefon i dzwonię do Amy. Muszę wyciągnąć od niej informacje, jak Max się tutaj znalazł, ponieważ nie wierzę w przeznaczenie czy przypadek. Po kilku sygnałach przyjaciółka odbiera.
– Hej, Soph! Właśnie jesteśmy z Manią na zakupach. Jak się czujesz? – pyta radosnym głosem. – Mam nadzieję, że nie objadasz się lodami.
– Spotkałam Maxa – zaczynam bez ogródek. – Przyszedł do cukierni, w której pracuję, i nie wiem, jak to możliwe, skoro przez cholerne pół roku jakoś nie umiał mnie znaleźć. Radzę mówić prawdę, bo inaczej nie odbiorę telefonu aż do Nowego Roku.
W słuchawce nastaje cisza, jednak słyszę stukot obcasów Amelii. Zapewne oddala się od Mani, aby jej nie denerwować. I bardzo, kurwa, dobrze. Kłamstwo zawsze ma krótkie nogi.
– Soph, nie chciałam cię denerwować, ale kiedy przyjechałam i zobaczyłam to, co wyczyniał tutaj Max…
Marszczę brwi, przykrywając się kocem.
– Możesz jaśniej?! Co takiego robił Max, że zdradzono mu miejsce mojego pobytu?!
– On cały czas cię szukał. Babcia z Marią mówiły, że odkąd wyjechałyśmy, stał się wrakiem człowieka. Próbował się z tobą kontaktować. Wiedział, że Mania i babcia nic mu nie powiedzą, ale potem same zobaczyły, co się z nim działo.
Wzdycham, dotykając dłonią czoła. Od nadmiaru myśli moja głowa nieprzyjemnie pulsuje.
– I powiedziały mu o tym, gdzie jesteśmy – kończę za Amelię, a potem dodaję: – Wiedziałam, że to się tak skończy. Zdawałam sobie sprawę, że prędzej czy później Max mnie znajdzie.
– Zanim postanowiły mu powiedzieć, zdążył wyjechać do Dallas do jednostki, ale Maria i tak do niego zadzwoniła. Wiesz dobrze, że jest dla niego jak matka i nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś mu się stało.
Zamykam oczy, doskonale wiedząc, co Mania z Felicią musiały przeżywać. Prędzej czy później prawda i tak wyszłaby na jaw, dlatego jedyne, co mogę zrobić, to pogodzić się z tym i żyć tak jak wcześniej.
Jednak czy teraz gdy Max wie, gdzie mieszkam, nie będzie próbował odnowić kontaktu? Oczywiście, że będzie, bo mi to obiecał.
– Rozumiem – mówię zrezygnowana. – Mam nadzieję, że dobrze się bawicie? Ucałuj ode mnie Manię i Felicię.
– Bawimy się świetnie, ale brakuje nam tutaj ciebie.
Uśmiecham się smutno, ale liczę, że niebawem będę mogła być razem z nimi. Teraz tak naprawdę nie ma przeszkód, ponieważ Miller wie, gdzie i w jakim stanie jestem. Nie ukryję się przed nim, bo wiem, że zawsze mnie znajdzie.
ROZDZIAŁ 2
MAX
Wracam do jednostki, gdzie chłopcy jak zawsze o tej porze ćwiczą na siłowni. Ja z kolei mam ogrom papierologii, dlatego stawiam powolne kroki w kierunku mojego biura. Cholernie nienawidzę czasu spędzonego za biurkiem. Na dodatek moją głowę zaprząta ktoś ważniejszy.
Spotkanie Sophii było dla mnie czymś, czego pragnąłem od dłuższego czasu. Wiedziałem od niedawna, gdzie jest i co robi. Codziennie obserwowałem, jak idzie do kawiarni w uroczej zielonkawej kurtce. Widziałem zmiany w jej ciele. Coraz bardziej zaokrąglający się brzuszek wyglądał pięknie. Ona cała jest piękna. Nie miałem jednak odwagi od razu się ujawnić. Czy bałem się odrzucenia? Oczywiście, że kurwa tak. Zachowałem się jak niedojrzały nastolatek, który uwierzył kobiecie od początku knującej przeciw nam. Byłem zaślepiony miłością do chłopców i tym, że Dakota jest ich matką. Była żoną mojego przyjaciela, ale nigdy nie powinienem był przedkładać ich dobra ponad własne.
A to zrobiłem.
Jest mi za to wstyd. Codziennie się zastanawiam, co by było, gdybym nie zachował się wtedy jak gówniarz. Pewnie budowalibyśmy razem przyszłość, a na dodatek nie we dwoje, a we troje. Nigdy nie przypuszczałem, że informacja, że będę ojcem, tak mnie poruszy. Wielokrotnie widziałem, jak chłopcy z mojej jednostki cieszą się i płaczą na tę wieść, jednak wtedy tego nie rozumiałem. Dzisiaj wiem, jakie to uczucie.
Jestem świadomy, że powrót do życia Sophii nie będzie dla mnie czymś łatwym. Zdaję sobie sprawę, że jest bardzo zraniona, ale potrafię przyznać się do błędu. Czy to wystarczy? Niczego nie jestem pewien, a po spotkaniu z nią tym bardziej jestem skołowany. Muszę walczyć i chcę, aby moja kobieta wróciła do naszego domu. Szczególnie że teraz łączy nas coś więcej.
Wchodzę do mojego biura, a stos listów od razu napawa mnie obrzydzeniem. Wiem, że awans to więcej obowiązków, ale na litość boską o wiele bardziej wolę ćwiczenia i wyjazdy z chłopakami w teren, niż prowadzenie korespondencji czy tworzenie oficjalnych pism. Po chwili słyszę dźwięk dzwonka w telefonie, a na wyświetlaczu dostrzegam imię mojej ukochanej Marii.
– Cześć, Maniu, jak się czujesz? – pytam, siadając przy biurku.
– Witaj, kochany! Czuję się dobrze. Dzwonię z pytaniem, jak poszło z Sophią. Słyszałam, że się spotkaliście.
Wzdycham, odwracając się w kierunku małego okna, przez które wpadają promienie słońca. Co mam powiedzieć? Spotkanie z nią nie wyglądało tak, jak sobie wymarzyłem. Zresztą po tym, co odwaliłem, wcale się nie dziwię.
– Spotkaliśmy, ale daleka droga do tego, aby było tak jak wcześniej.
Kobieta prycha.
– Zraniłeś ją, Max. Czego się spodziewałeś? Myślałeś, że kiedy cię zobaczy, to rzuci ci się w objęcia? Wybrałeś Dakotę, mimo że to Sophia była przy tobie i nigdy nie chciała ograniczać twoich kontaktów z rodziną Kevina. Postąpiłeś źle i musisz zapracować na odbudowanie zaufania, a przede wszystkim dać jej czas.
Auć.
– Nie musisz kopać leżącego – burczę, słysząc po raz kolejny kwestię, którą Mania powtarza mi od miesięcy.
Wiem, że skopałem sprawę. Nie jestem facetem, który miał w życiu wiele poważnych związków. Wręcz przeciwnie, kobiety zawsze były dodatkiem i wypełniały mój wolny czas w przyjemny sposób. Odkąd poznałem Sophię, zmieniłem myślenie o związkach.
– Czas to najlepsze lekarstwo na wszystko. Musisz poczekać i powoli zbliżać się do niej, krok po kroku – mówi Mania z pewnością w głosie. – Sophia to dziewczyna o złotym sercu, a jej uczucia na pewno się nie zmieniły.
Mam nadzieję, że to, co mówi, jest prawdą. W głębi serca czuję, że serce Soph nadal należy do mnie, jednak muszę znaleźć sposób, abym ponownie mógł wziąć ją w ramiona. Dać jej powód, aby ponownie mi zaufała. Jedna rzecz nie dawała mi nadal spokoju.
– Wiedziałaś, że jest w ciąży? – pytam, zrzucając z siebie najgorszy ciężar.
W telefonie nastaje cisza, a po chwili słyszę głos Felicii, która po powtórzeniu moich słów przez Marię zaczyna krzyczeć. Uśmiecham się pod nosem, ponieważ jest to dla mnie potwierdzenie, że obie o niczym nie wiedziały.
– Sophia jest w ciąży?! – krzyczy jedna, a po chwili druga z nich dodaje: – W którym miesiącu?!
Po dłuższym czasie przekrzykiwania się w telefonie następuje spokój, dzięki czemu mogę ponownie wrócić do rozmowy.
– Tak, jest w ciąży – potwierdzam ze spokojem w głosie. – Myślałem, że specjalnie mi nie powiedziałaś.
Moje słowa brzmią niepewnie, ponieważ był czas, kiedy Maria i Felicia nie chciały zdradzać miejsca pobytu Sophii i rozmawiać o niej. Wiem, z czego to wynikało, ale z pewnością byłoby dla mnie ciosem w serce, gdyby zataiły przede mną fakt, że nosi pod sercem moje dziecko.
– Max, nie ukrywam, że byłam na ciebie zła, ale bądź co bądź jesteś dla mnie jak syn. Gdybym wiedziała, że Sophia jest w ciąży, to bym ci powiedziała. Jesteś za nią odpowiedzialny i chociażby dlatego powiedziałabym ci o tym od razu.
Jej słowa wiele dla mnie znaczą. Czuję wyrzuty sumienia, że przez moment pomyślałem, iż Mania mogłaby mnie oszukać. Możemy się kłócić, ale w wielu kwestiach pozostaje wobec mnie lojalna.
– Dziękuję, że mi to mówisz. Jestem podekscytowany, jednak fakt, że nie mogę być teraz przy Sophii, sprawia, że…
– Wszystko zależy od ciebie, Max – przerywa mi. – Jesteś dobrym i dzielnym człowiekiem. Pokaż jej, że żałujesz tego, co się stało, a wszystko się ułoży. Pamiętaj jednak, aby rozegrać to spokojnie. Nie naciskaj, aczkolwiek jasno deklaruj, czego pragniesz.
Rozmawiamy jeszcze chwilę, po czym się żegnamy. Maria z Felicią zapewne będą opijać wieści dotyczące stanu Sophii i bombardować ją telefonami. Uśmiecham się, a potem przeglądam moje zdjęcia z Sophią, które zrobiłem, zanim jeszcze Dakota namieszała między nami. Odkładam telefon, zastanawiając się, co u chłopaków. Muszę wieczorem do nich zadzwonić. Odkąd wyjechałem, widziałem się z Lucasem i Cadenem dwa razy, ale kontakt telefoniczny mamy prawie codziennie. Spędzali u mnie weekendy, jednak Dakota za każdym razem nie miała wstępu do mojego domu. Nie mogę znieść jej widoku, a każdy uśmiech skierowany przez nią w moją stronę jest dla mnie przypomnieniem tego, jak mnie zmanipulowała i do czego jest zdolna.
Kupiłem chłopcom telefony, dzięki czemu mogę dzwonić bezpośrednio do nich. Wymieniamy się SMS-ami i żartujemy. Wiem, że Dakota kontroluje moje kontakty z nimi, ale nie może nic z tym zrobić. Bez względu na wszystko, co się wydarzyło, Caden i Lucas są dla mnie ważni, a Dakota musi pogodzić się z tym, co zrobiła, oraz przyjąć konsekwencje, które na nią spłynęły. Wszystko mi jedno, jeśli chodzi o tę kobietę.
Sprawiła, że oślepłem i nie dostrzegałem kobiety, którą naprawdę kocham. Podsycała moją nienawiść oraz wymyśliła intrygę, uderzając w moje najczulsze punkty. Nigdy jej tego nie wybaczę, jednak nie chcę karać chłopców za jej grzechy. Wszystko się zjebało przeze mnie i nawet jeśli Dakota jest sprawcą całego zdarzenia, to powinienem był zareagować.
Pukanie do drzwi wybija mnie z myśli, a po chwili do biura wchodzi jeden z moich kolegów. Henry odpowiada za bezpieczeństwo medyczne na poligonie, a prywatnie stał się moim przyjacielem, kiedy tutaj wylądowałem.
– Co tam, brachu? Wpadłeś tak szybko do budynku, że nie zdążyłem powiedzieć ci „cześć” – zaczyna się śmiać, a ja wskazuję ręką stos dokumentów na biurku.
Nawet nie chce mi się dzisiaj z tym działać, jednak wiem, że nie ma nic gorszego niż zaległości, a te się napiętrzyły, kiedy nie było mnie tylko cztery dni.
– Jak widzisz, nie mam z czego się śmiać – odpowiadam z lekkim uśmiechem. – Jak tam dzisiaj? Bez wypadków?
Mężczyzna siada na krześle naprzeciwko mnie, a następnie krzyżuje ręce na klatce.
– Dzisiaj spokój. I dobrze, bo mam rocznicę ślubu i nie mam zamiaru się spóźnić na kolację z moją ukochaną.
– Moje gratulacje! Która rocznica?
Henry uśmiecha się do mnie, a jego dumna mina mówi mi wszystko.
– Dwudziesta.
Kiwam głową z uznaniem, marząc o tym, abym kiedyś też mógł komuś się pochwalić tak długim stażem małżeństwa. Zanim jednak do tego dojdzie, muszę naprawić moją relację z Sophią. Inaczej nie mam nawet co myśleć o rocznicach.
– No cóż… – mówię, biorąc do ręki pierwszy list. – Samo się nie zrobi.
Mężczyzna się uśmiecha, a następnie wstaje i powolnym krokiem rusza w kierunku wyjścia.
– Za godzinę będę pił kawę – rzuca. – Zapraszam, panie majorze.
Kręcę głową, po czym wracam do dokumentów. Po chwili zostaję sam wraz z papierkami oraz myślami, które prowadzą mnie do jednej osoby.
Moim celem jest Sophia Johnson.
ROZDZIAŁ 3
SOPHIA
Promienie słońca przebijające się przez firany dają znać, że to koniec zaszywania się w pokoju. Trzeba wstać i żyć, nawet kosztem ponownego spotkania Maxa. Jestem silna, ale muszę myśleć o swojej przyszłości, dlatego wstaję do pracy. Moja głowa od razu się rozbudza i powolnym krokiem idę do toalety. Pójdę do niej zapewne jeszcze z trzy razy, zanim wyjdę z mieszkania, ale to standard, odkąd się dowiedziałam, że jestem w ciąży. Wykonuję poranną toaletę i wkładam komplet dresowy, który ostatnio udało mi się kupić. W ostatnim czasie nie mieszczę się w większość rzeczy, choć to normalne. Jestem na początku siódmego miesiąca, a ból kręgosłupa coraz częściej daje o sobie znać. Nigdy nie narzekam, jednak z każdym miesiącem czuję, jak moja mała kuleczka staje się jeszcze cięższą kuleczką.
Ubrana i pomalowana idę do kuchni, gdzie zaparzam sobie herbatę. Otwieram lodówkę i wyciągam twarożek, a następnie nakładam go na bułeczkę. To ostatnio jedno z moich ulubionych śniadań. Szybkie i pożywne. Ilekroć jem twarożek, zaczynam się śmiać, ponieważ zanim zaszłam w ciążę, był on ostatni na liście moich zakupów. Nigdy za nim nie przepadałam, jednak miałam z nim do czynienia w kuchni, ponieważ Amelia go uwielbia. Wgryzam się w bułkę i sprawdzam telefon. Standardowo otwieram Messengera i dostrzegam nieprzeczytaną wiadomość od Amy. Kiedy klikam w ikonkę, widzę kilka zdjęć Mani oraz Felicii. Następnie pojawia się filmik. Gdy go odtwarzam, dostaję gęsiej skórki.
– Ciekawe, czy maleństwo będzie podobne do Sophii, czy do Maxa! – mówi podekscytowana Maria.
– Mam nadzieję, że będzie to dziewczynka! Będzie miała śliczne niebieskie oczy jak Sophia! – przekrzykuje ją Felicia.
Kobiety popijają wino, a następnie kolejny raz zaczynają swoje przemyślenia. Mam wrażenie, że oczy wypadną mi z orbit.
– Nagranie, żeby maleństwo było zdrowe. – Mania uśmiecha się do obiektywu i mówi smutno: – I aby miało dwoje kochających się rodziców.
Materiał nagle się urywa, a do moich oczu napływają łzy. Czy ja tego chciałam? Oczywiście, że tak. Zanim zaszłam w ciążę, pragnęłam rodziny i stabilizacji, której nigdy nie miałam. Miłość była dla mnie obcym uczuciem. Czułam, że na nią nie zasługuję, jednak sama ją dawałam. Amelia, Felicia, Maria, a potem Max, któremu oddałam wszystko, co mam.
Wiem, że w głębi duszy moje uczucia pozostały takie same. Wciąż go kocham i to nigdy się nie zmieni. Moje serce nadal jest z nim, a ja zostałam z ogromną pustką, którą po sobie zostawił. Próbuję wrócić do normalnego życia. Nawet jeśli moja duma nie chce pokazać, jak bardzo za nim tęsknię, mamy teraz kogoś, kto zawsze będzie częścią jego i mnie. Czy chcę zafundować mojemu dziecku coś, co sama przechodziłam w dzieciństwie? Od razu przechodzą mnie dreszcze. Potrząsam głową i zaczynam pakować kanapki do pracy. Wrzucam telefon do torebki, wkładam mój ulubiony płaszczyk i wychodzę do pracy.
Dzisiejsza pogoda jest naprawdę piękna. Przez zimowe chmury przebijają się promienie słońca. Ludzie pędzą do pracy, a ruch na drogach jest większy niż zazwyczaj. Idę spacerkiem do cukierni, cały czas mając w głowie Maxa. Nawet nie mam jego numeru telefonu. Swój zmieniłam i usunęłam wszystkie kontakty. Wystarczyłby jeden telefon do Marii i miałabym wszystko, jednak nie chcę pokazać, że mi zależy. Tym razem to ja staję w miejscu, pozwalając działać człowiekowi, który mi to obiecał. Czas pokaże, czy warto mu zaufać, czy nie.
Teraz czas na Maxa.
***
W cukierni panuje spokojny ruch. Większość czasu obsługuję klientów, którzy zabierają drożdżówki oraz inne wypieki na wynos. Dwie urocze panie piją kawę i rozmawiają o dawnych czasach, wspominając swoją młodość. Uśmiecham się pod nosem i nagle zdaję sobie sprawę, jak potwornie tęsknię za Marią i Felicią. Teraz kiedy nie mam nic do ukrycia, nic nie stoi na przeszkodzie, abym pojechała do nich w odwiedziny. Moje rozważania przerywa kurier wchodzący do cukierni. Zapewne pani Martin zamówiła kolejne ozdoby do tortów.
– Dzień dobry, mam przesyłkę dla pani Johnson.
Wpatruję się w niewielką paczuszkę przed sobą. Zdziwiona podpisuję odbiór, a potem się uśmiecham i dziękuję kurierowi. Mężczyzna zamawia na wynos cynamonkę, a potem opuszcza cukiernię.
Tajemnicza przesyłka patrzy na mnie, a ja postanawiam natychmiast ją otworzyć. Biorę ostry nóż i zaczynam nacinać miejsca, w których przebiega taśma klejąca, a następnie otwieram kartonik i zamieram.
W środku znajduję zdjęcia moje i Maxa, kiedy generał dawał mu awans. Jedno z nich przedstawia nas zakochanych, wpatrujących się w siebie. Świat nie istnieje. Jesteśmy tylko my. Uśmiecham się smutno, a potem dostrzegam kopertę, na której napisane jest moje imię. Drżącymi rękami otwieram list, a gdy odczytuję pierwsze wyrazy napisane przez Maxa, do moich oczu napływają łzy.
Sophia,
wiem, że potrzebujesz czasu, aby poukładać sobie wszystko, co między nami zaszło. Pół roku bez Ciebie było dla mnie najgorszym czasem, jaki miałem w życiu. Nic, co mnie spotkało, nie zabiło mnie w środku tak, jak Twoje odejście. Wszystko, co się stało między nami, to moja wina. Nie będę się tłumaczyć, jednak wiedz, że nadal Cię kocham. Pragnę Twojego przebaczenia i będę o Ciebie walczyć. O naszą rodzinę. Kocham Cię i błagam, wpuść mnie do swojego życia i daj mi szansę. Obiecuję, że będę codziennie udowadniał Ci, jak bardzo mi na Tobie zależy. Będę stawał na wysokości zadania jako ojciec, ponieważ kocham to, że nosisz pod sercem nasze dziecko. Uwielbiam Cię i pragnę każdego dnia.
Czekam na Ciebie, kochanie.
Odkładam nerwowo list, przecierając mokre policzki. Tylko Max potrafi doprowadzić mnie do takiego stanu. Tylko on potrafi uderzyć w moje czułe punkty, ponieważ zna mnie najlepiej na świecie. Nadal jestem na niego zła za to, że uwierzył Dakocie, jednak sztuczka, którą zastosowała, naprawdę wybija się rangą. Dakota to żmija, która kąsa tak mocno, jak żaden inny gad.
W liście Max dopisał swój numer telefonu, jakby czytał mi w myślach. Wzdycham, wynosząc pudełko na zaplecze. Teraz muszę zająć się pracą, a potem się zastanowię, jakie poczynię kroki. Spoglądam na telefon, na którym mam nieodebrane połączenie od Lydii Lewis – mojej ginekolog. Oddzwaniam w ekspresowym tempie, a po kilku sygnałach znajomy głos odzywa się w słuchawce:
– Dzień dobry, pani Johnson. Chcę przypomnieć o jutrzejszej wizycie o godzinie siedemnastej. Mam nadzieję, że nic się nie zmieniło?
Zamykam oczy, ponieważ na śmierć zapomniałam o wizycie. Wydarzenia ostatnich dni mocno mnie wytrąciły z równowagi.
– Oczywiście, że nie – odpowiadam automatycznie. – Czy jutro znowu będę mogła posłuchać bicia serca maluszka?
Kobieta zaczyna się śmiać, a ja wyczuwam dobrze znaną mi ekscytację.
– Z wielką przyjemnością pokażę pani, jak bije serce dziecka – odpowiada pani doktor. – Dla wszystkich rodziców ta chwila jest wyjątkowa, dlatego jutro będziemy mogli posłuchać i zobaczyć maluszka. W kwestii poznania płci nie zmieniła pani zdania?
Siadam na krześle, zastanawiając się nad jej słowami. Nie chcę znać płci dziecka. Chcę mieć niespodziankę podczas porodu, ale ginekolog często mnie o to pyta.
– Przemyślę sobie to jeszcze i jutro na wizycie zdecyduję – mówię spokojnym tonem.
– Czy będzie pani jutro sama, czy z przyjaciółką?
Ściska mnie w żołądku. Na wszystkich wizytach byłam z Amy. Za każdym razem, gdy widziałam radosne żony ze swoimi mężami, którzy wychodzą szczęśliwi z gabinetu, miałam ochotę stamtąd uciec. Najzwyczajniej w świecie im zazdrościłam i zastanawiałam się, jakby to wyglądało, gdybyśmy byli w takiej sytuacji z Maxem. Jednak czy nie miałam szansy tego zmienić? Wystarczył jeden telefon.
– Jeszcze nie wiem, ponieważ przyjaciółka wyjechała, ale może ktoś ze mną będzie.
Rozmawiam jeszcze chwilę z kobietą, a potem się rozłączam i zastanawiam się nad wybraniem numeru do Maxa. Prawdą jest, że jest ojcem naszego dziecka i zawsze będzie miał prawo, aby uczestniczyć w jego życiu. Nigdy nie dopuszczę, aby dziecko było nieszczęśliwe tylko dlatego, że dorośli nie potrafią się porozumieć. Nie chcę, aby go nie znało, a skoro Max mnie znalazł, teraz będzie coraz częściej odwiedzać Kansas City. Nie mogę mu tego zabronić. Kierowana zdrowym rozsądkiem postanawiam dopuścić go do siebie na tyle, aby mógł uczestniczyć w życiu naszego maleństwa. Muszę przerwać tę spiralę nieszczęść. Nie możemy żyć w ten sposób. Mogę pozwolić Maxowi w pełni oddać się wychowaniu naszego dziecka, a my… będziemy starali się dogadać.
Co będzie z nami? Nie mam, do cholery, pojęcia!
ROZDZIAŁ 4
MAX
Siedzę w mieszkaniu przed telewizorem i oglądam film o przetrwaniu. Zważywszy na to, w jakiej znajduję się sytuacji, faktycznie to coś dla mnie. Sophia nie odezwała się do mnie, a paczka, którą jej wysłałem, zapewne już do niej dotarła. Wzdycham, jednak nie mogę być na nią zły. Wiem, że nie rzuci się od razu w moje ramiona. Mogę powiedzieć wiele, ale zawaliłem i nie mogę przyśpieszyć całego procesu. Jedyne, co naprawdę mogę robić, to drobnymi gestami pokazywać Sophii, że jestem blisko niej. Jest w ciąży i każde nasze spotkanie z pewnością jest dla niej zbyt emocjonalne. Nie chcę też szkodzić naszemu maleństwu.
Po chwili postanawiam pójść pobiegać. Jeżeli marnować czas to w dobry i zdrowy sposób. Siedzenie przed telewizorem nie jest moim sposobem na spędzanie czasu, ale na ten moment nie mam innego zajęcia. Przebieram się w dres i wychodzę szybkim krokiem z mieszkania. Do najbliższego parku mam jakieś dwadzieścia minut, więc truchtem udaję się w tamtą stronę. Po drodze mijam kilka osób, które również postanowiły podnieść tyłek z kanapy.
Pogoda jest dzisiaj naprawdę piękna, wyjątkowa jak na tę porę roku, dlatego mijam również bardzo dużo spacerujących par. Od razu w moich myślach pojawia się Sophia. Nie ma minuty, żebym nie myślał o tym, jak się czuje, co robi i gdzie jest. Pot spływa po moim kręgosłupie, a ja narzucam jeszcze większe tempo. Wiem, że to niezdrowe, jednak nie umiem inaczej. Sport jest moim sposobem na odreagowywanie wszystkiego, co się stało. Dakoty i całej sytuacji, która miała miejsce w Wirginii.
Po bieganiu wracam do mieszkania i biorę prysznic. Chwytam ulubiony żel, a następnie wcieram go w skórę. Odświeżony wkładam przygotowane spodnie i koszulkę, a potem schodzę do kuchni, gdzie od razu sięgam po butelkę z wodą. Piję łapczywie, aż nagle rozdzwania się mój telefon. To zapewne Caden. Miał dzisiaj ważny mecz i pewnie dzwoni, aby pochwalić się wygraną.
– Halo?
– Hej, Max, tu Sophia. Przeszkadzam?
– Nie przeszkadzasz – odpowiadam lekko zszokowany, po czym dodaję ciszej: – Nigdy.
Tak naprawdę zrobiłbym teraz wszystko, co zażądałaby ode mnie Sophia. Jednak ciekawi mnie, co skłoniło ją do kontaktu ze mną. Po naszym ostatnim spotkaniu nie myślałem, że jeszcze się do mnie odezwie. Sądziłem raczej, że po raz kolejny wybierze opcję czasu, która dla mnie była druzgocąca.
– Pomyślałam, że może… – Chwila ciszy, która trwa wieczność. – Pomyślałam, że może chciałbyś pójść ze mną na wizytę do ginekologa.
Mam wrażenie, że moje serce rośnie w klatce piersiowej, a poziom endorfin wypełnia każdą komórkę ciała. W życiu się nie spodziewałem, że Sophia z własnej woli będzie chciała dopuścić mnie do tak intymnej chwili. Oczywiście, jestem ojcem naszego dziecka i chcę uczestniczyć w jego życiu, ale nie chcę robić niczego na siłę i bez wyraźnego pozwolenia Sophii.
– Wiem, że Dallas jest daleko i będziesz musiał…
– Oczywiście, że przyjadę. Powiedz, o której masz wizytę, a ja zabukuję lot – odpowiadam od razu.
Nie chcę, aby chociaż przez moment myślała, że coś jest ważniejsze od niej. Dzięki tej wizycie spędzę z nią czas, a przez to będę miał okazję do poruszenia wielu tematów. To będzie mały krok do przodu, który być może pomoże mi odzyskać ukochaną.
– Dziękuję ci za to, że mogę być przy tobie.
Oczami wyobraźni chcę widzieć Sophię, która się uśmiecha i cieszy na nasze spotkanie, ale to strefa marzeń. Mogę mieć jedynie nadzieję, że choć odrobinę cieszy się na nasze spotkanie.
– Nie chcę cię ograniczać w kwestiach dotyczących maleństwa. Wychowywałam się w domu dziecka i nie chcę tego samego dla naszego malucha.
Z jednej strony cieszę się z jej słów, a z drugiej czuję ból. Sophia pragnie jedynie, aby nasze dziecko miało dwoje rodziców, a ja pragnę rodziny. Jej i naszego dziecka. Tylko tego chcę, ale wiem, że to nie będzie łatwe.
– I tak jestem ci wdzięczny, kochanie.
Ostatnie słowo wypowiadam mimowolnie, ponieważ ilekroć rozmawiałem z Sophią, zawsze tak do niej mówiłem. Nie umiem i nie chcę się odzwyczajać od mówienia do niej w ten sposób.
– Wyślę ci adres i godzinę wizyty. Spotkamy się na miejscu. Do zobaczenia.
Dziewczyna kończy połączenie, zanim zdążę się z nią pożegnać. Przełykam ogromną gulę, która tworzy mi się w gardle. Gdzieś pod skórą czuję, że Sophia otoczyła się murem. Wiem jedno – kocha mnie, ale ją zraniłem i muszę ponownie zapracować na jej zaufanie. Jeżeli dostałem od losu czas, to muszę go jak najlepiej wykorzystać.
Od razu dzwonię do jednostki, gdzie służbę ma teraz mój nowy znajomy – Erick. Odkąd się przeprowadziłem, to właśnie on stara się ułatwiać mi pracę. Jest bardzo pomocny, a przy tym niesamowicie przypomina mi Kevina. Przypomniały mi się dobre czasy, kiedy z Kevinem wracaliśmy z misji. Erick co chwila opowiadał mi o swojej żonie, dzieciach, nieznośnej teściowej i wielu przygodach, które miały miejsce w jego domu. Mimo wszystko słuchałem go z zaciekawieniem, jednocześnie czując ból w sercu. Czy nie tego chciałem z Sophią? Nigdy nie dopuszczałem myśli o ślubie czy rodzinie, jednak to właśnie z nią mój świat zaczął się zmieniać. Po kilku sygnałach odbiera połączenie.
– Co tam, Max?
– Mam prośbę najwyższej wagi – zaczynam poważnie, a po chwili ciszy się śmieję.
Po drugiej stronie słyszę głęboki wdech, który doprowadza mnie do jeszcze większego śmiechu. Zazwyczaj nie dzwonię do niego z pierdołami, ale za każdym razem, kiedy tylko coś potrzebuję, to właśnie Erick staje na wysokości zadania.
– Nie stresuj człowieka!
Prycham, a następnie spoglądam przez okno na bawiące się dzieci z sąsiedztwa.
– Musisz mnie zastąpić w jednostce przez dwa dni. Wyjątkowa sytuacja, dlatego wszelkie szkolenia zlecam tobie, natomiast w razie czegoś naprawdę ważnego będę pod telefonem.
– Jasne, nie ma problemu – odpowiada od razu. – Mogę wiedzieć, co takiego się wydarzyło? Wyczuwam w twoim głosie ekscytację, majorze!
Uśmiecham się pod nosem, jednak nie potrafię ukryć szczęścia, które napełnia mnie od środka. Nareszcie będę mógł pobyć choć przez chwilę w towarzystwie Sophii. Być może uda nam się porozmawiać na spokojnie, a ja nie schrzanię tego na starcie.
– Wszystko w swoim czasie, Erick.
Nie ma co zapeszać. Nie wiem, jak zareaguje na mój widok. Mam nadzieję, że wszystko potoczy się dobrze, ale tym razem muszę działać spokojnie. Chcę, aby Sophia ponownie mi zaufała. Nie chcę jej wystraszyć, ale pragnę pokazać, że jestem tylko jej.
Zawsze byłem.
***
Wieczorem bukuję bilety na lot, a następnie sięgam po szklankę z wodą. Dzięki Bogu znalazłem idealne połączenie i jutro rano mam lot do Kansas City. Uśmiecham się pod nosem na samą myśl, że los sprowadził nas właśnie tutaj. Ja w Dallas, ona w Kansas City. Z jednej strony bardzo blisko, a z drugiej tak daleko.
Po chwili mój telefon zaczyna wibrować, a ja zerkam na ekran i dostrzegam imię Cadena. Odbieram od razu.
– Cześć, wujek! Wygraliśmy! – krzyczy podekscytowany. – Strzeliłem gola!
– Brawo, Caden! Wiedziałem, że ci się uda! Mówiłem, że regularne treningi przyniosą efekty.
Wstaję z krzesła i podchodzę do szafy, z której wyciągam torbę. Szykuję ubrania i po kolei je pakuję.
– Mówię ci, wujek, było super! Po meczu mieliśmy imprezę! Nasze mamy przygotowały poczęstunek i było naprawdę fajnie – opowiada podekscytowany Caden, a po chwili dodaje smutnym głosem: – Szkoda, że nie dałeś rady przyjechać.
Wzdycham, po czym siadam na łóżku. Wiem, że dawno nie widziałem chłopaków, ale teraz kiedy objąłem jednostkę, mam o wiele więcej obowiązków. Niestety zaniedbałem ich, choć nie ukrywam, że nie tylko nowe obowiązki są temu winne. To, co robi Dakota, jest niczym trucizna, która zatruwa wszystko krok po kroku.
– Obiecuję, że przyjadę. Musisz dać mi czas, ponieważ w Dallas jest inaczej, niż kiedy jeździłem na misje. Muszę być w jednostce, ale obiecuję, że postaram się przyjechać.
Ostatnie słowa mówię szczerze. Chcę być dla chłopaków, nawet jeśli będzie to wiązało się ze spotkaniem z Dakotą. Doskonale wie, że jest zależna ode mnie i nie ma prawa pozbawić mnie kontaktu z Lucasem i Cadenem.
– Dobrze, będziemy na ciebie czekać – mówi głosem pełnym nadziei.
Rozmawiamy jeszcze przez chwilkę, a potem się rozłączam i kontynuuję pakowanie torby. Teraz muszę się skupić na odzyskaniu Sophii. Jeśli chcę cokolwiek odbudować, muszę zacząć właśnie od niej. Sophia jest fundamentem naszej miłości i bez niej wszystko, co mam, nie ma prawa bytu.
Ona jest wszystkim.
ROZDZIAŁ 5
SOPHIA
Poranek rozpoczął się intensywnie. Nie dość, że zaspałam, to na dodatek miałam straszną ochotę na sok z marchewki. Co robi kobieta, która jest w ciąży i ma nagłą spożywczą zachciankę? Wysyła męża czy chłopaka do sklepu, aby spełnił jej życzenie. Co robi Sophia Johnson, która chce cholernego soku z marchewki, nie mając męża ani chłopaka? Najzwyczajniej w świecie rusza tyłek i biegnie do najbliższego sklepu po pieprzone marchewki.
Wychodzę na zewnątrz, a chłodne powietrze od razu uderza w moją twarz. Otulam się ciaśniej szalem i ruszam do najbliższego supermarketu. I tak jestem zmuszona tam w końcu pójść, ponieważ lodówka zaczęła świecić pustkami. Wchodzę do popularnego El Rio Bravo, gdzie zazwyczaj robię zakupy spożywcze. Przechodzę między półkami i po kolei wkładam wszystko, co jest mi potrzebne. Jednocześnie w mojej głowie oprócz listy zakupów pojawia się analiza kroków, jakie postanowiłam poczynić w kierunku Maxa.
Z jednej strony nie muszę zapraszać go ponownie do mojego życia. Ostatnie pół roku spędziłam na wygnaniu tylko i wyłącznie z jego powodu. Chowałam urazę i tak naprawdę, gdyby nie ciąża, straciłabym sens życia. Max był… to znaczy jest moją pierwszą wielką miłością. Nie umiem wymazać go z pamięci. Ilekroć pragnę popatrzeć na innego mężczyznę tak jak na Maxa, moja głowa robi mi figle. Cały czas w głowie mam jego twarz w dniu naszej pierwszej randki. Wspomnienia nie dają mi zapomnieć momentów, kiedy robił mi śniadania, a ja zbierałam się na uczelnię oraz kiedy pragnął mnie w swoim życiu w Dallas.
Z drugiej strony muszę pamiętać o tym, że jest ojcem mojego dziecka. Wszelkie urazy i boleści muszą zejść na drugi plan, jeśli chcemy dać naszemu dziecku szczęśliwe dzieciństwo. Nawet jeśli my mielibyśmy już nigdy nie patrzeć na siebie w ten sam sposób co pół roku temu.
Kiedy spoglądam na koszyk z zakupami, z satysfakcją stwierdzam, że mam wszystko. Udaję się do kasy, gdzie płacę kartą i pakuję wszystkie produkty do torby. Ruszam w kierunku mojego mieszkania, aż nagle rozdzwania się mój telefon. Wyciągam go z kieszeni i spoglądam na wyświetlacz.
– Nieznany numer… – mówię pod nosem, a następnie odbieram: – Sophia Johnson przy telefonie.
– Hej, Soph, wybacz, że dzwonię z obcego numeru, ale przez przypadek zostawiłem swój telefon w domu, a służbowy zabrałem ze sobą. Mam nadzieję, że mnie poznajesz?
Wszędzie poznam ten wysoki tembr głosu i lekką chrypkę. Zastygam w miejscu, mimowolnie uśmiechając się delikatnie.
– Miło cię słyszeć, Max – dukam nieskładnie słowa. – Przepraszam, ale nie spodziewałam się telefonu od ciebie.
Brawo, Sophia! Jesteś mistrzem w rozmowach damsko-męskich. Tylko ty mogłaś wpaść na taki genialny tekst. Kręcę się niespokojnie, próbując poukładać myśli w niespokojnej głowie.
– Cieszę się, że mogę jeszcze wprowadzić cię w stan, w którym jesteś uroczo zaczerwieniona i zagubiona. Jest to wyjątkowo miły widok.
Pewne rzeczy i uczucia pozostają niezmienne.
Nagle czuję czyjeś ciepło, które mnie otula. I ten zapach perfum, który wyrył się w mojej pamięci. Zamykam oczy, a następnie powoli je otwieram, odwracając się w stronę znajomego zapachu. Kiedy dostrzegam przed sobą ubranego w ciemny golf i czarne spodnie Maxa, moja silna wola wyparowuje w atmosferę. Boże, daj mi to przetrwać.
– Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. Nie byłem nawet pewny, czy to ty, jednak z każdym krokiem miałem coraz większą pewność. – Jego niski głos sprawia, że moje nogi miękną jeszcze bardziej. – Miałem lot rano, ale zwolniło się miejsce dwie godziny wcześniej.
Stoję jak wryta, nie potrafiąc wydusić z siebie ani słowa. Analizuję to, co do mnie mówi, i nie jestem w stanie się poruszyć. Jego oczy nadal potrafią hipnotyzować i wprawiać mnie w cholerne zakłopotanie.
– Jesteś tutaj…
Marszczy brwi i patrzy na mnie niezrozumiale. Nieśmiało wyciąga rękę w stronę mojej twarzy. Jego dotyk jest czymś, czego pragnęłam od wielu miesięcy. Kiedy jego dłoń spotyka się z moim policzkiem, odczuwam ekscytację, a wszystkie emocje, które kumulowały się we mnie, osiągają szczyt.
– Jestem, Soph. To nigdy się nie zmieni.
Przez chwilę przypominam sobie wszystkie dobre chwile, które razem przeżyliśmy. Od początku, kiedy się poznaliśmy, aż po koniec, który spadł na nas niczym bomba. Gdy w mojej głowie pojawiają się obrazy naszej ostatniej rozmowy, a słowa, które do mnie wypowiedział, zaczynają dźwięczeć mi w uszach, od razu odsuwam się od niego. Pojedyncza łza spływa po moim policzku, ale szybko ją wycieram. Nie chcę pokazywać słabości.
– Przepraszam za to… – Wskazuje na siebie, kręcąc z zawstydzeniem głową. – W ciąży jestem bardzo wrażliwa i bardzo łatwo reaguję na wszelkie bodźce.
Miller uśmiecha się do mnie smutno, spoglądając na torbę z zakupami. Bez zastanowienia odbiera ją ode mnie i patrzy na mnie z błyskiem w oku.
– Pomogę ci zanieść zakupy do mieszkania. Nie będziesz nic dźwigać.
Jego stanowczy głos sprawia, że moja zraniona dusza robi małego fikołka. Mam jednak cały czas w głowie zdecydowany głos Sophii, która patrzy z niezadowoleniem na to, co w tym momencie się dzieje.
Masz go trzymać na dystans, pamiętasz?!
– Max, nie musisz… – zaczynam, jednak on wzdycha i patrzy wprost na mnie.
– Tylko zaniosę to do mieszkania. Nie będę się narzucać. O to nie musisz się martwić.
Patrzymy na siebie w milczeniu, a po chwili kapituluję i ruszamy razem w kierunku mojego mieszkania. Atmosfera między nami jest dość spokojna i o dziwo nie czuję się w jego obecności niekomfortowo. Choć chrzest bojowy mieliśmy w cukierni, to bałam się, że będę czuć się naprawdę źle. Dochodzimy do bloku, a dzieciaki stoją grupką przed budynkiem, zapewne czekając na swoich kolegów. Uśmiecham się, kiedy wszyscy jednocześnie mówią mi „dzień dobry”, ale gdy dostrzegają idącego za mną Maxa, od razu spuszczają wzrok. Wchodzimy po schodach i widzę kątem oka, jak Max lustruje kamienicę.
– Nie jest to najlepszy standard, ale jest tanio i przytulnie – mówię, nie wiedząc, dlaczego chcę się usprawiedliwić. – A niedaleko jest park.
Mężczyzna milczy, dlatego nie ciągnę tematu. Kiedy na horyzoncie widzę drzwi mojego mieszkania, oddycham z ulgą, ale moje serce zaczyna mieć wątpliwości. Zaprosić go do środka czy nie? Idziemy razem na badanie, więc postanawiam zaryzykować. W końcu nie proponuję mu wspólnego mieszkania, prawda?
Odwracam się do niego i niemal wpadam w jego ramiona, jednak Max jest zwinniejszy i przytrzymuje mnie jedną ręką.
– Chcesz wejść na herbatę? – pytam, wpatrując się w niego.
Dopiero teraz dostrzegam zmęczenie na jego twarzy.
– Nie chcę ci przeszkadzać, a tym bardziej zakłócać…
Odwracam się do drzwi, szybko je otwieram i wskazuję dłonią Millerowi, aby wszedł do środka.
– Zapraszam.
Na twarzy Maxa po raz pierwszy maluje się piękny uśmiech. Dokładnie taki, jaki zapamiętałam z Wirginii. Uśmiech, który urzekał mnie każdego dnia.
– W takim razie jestem bardzo szczęśliwy, że mogę tutaj być.
Wchodzi do mieszkania i rozgląda się po wnętrzu. Gdy dostrzega walające się wszędzie czasopisma z kolorowymi karteczkami wciśniętymi w poszczególne gazety, odwraca się do mnie. Ja w tym czasie ściągam kurtkę i chowam ją do szafy.
– Od razu widać, że Amelia tutaj mieszka. – Uśmiecha się, wskazując na kolorowe czasopisma.
Odbieram od niego torbę z zakupami i udaję się do kuchni. Nie odpowiadam na wzmiankę o Amy, ponieważ gdyby wiedziała, że w tym momencie Miller jest w naszym mieszkaniu, byłaby już w drodze na lotnisko. Max grzecznie podąża za mną, po czym siada na jednym z krzeseł.
– Masz ochotę na kawę czy herbatę? – pytam zdenerwowana jego obecnością.
Mężczyzna patrzy na mnie, ale jego wzrok cały czas ucieka w kierunku mojego brzuszka. Po chwili jednak spogląda na mnie z uśmiechem na twarzy.
– Herbatę poproszę.
Wstawiam wodę, a następnie przygotowuję kubki. Sama chętnie się rozgrzeję po spacerze, ale obecność Maxa w moim mieszkaniu już funduje mi niesamowite ciepło. Po chwili, która trwa wieczność, zalewam herbatę wrzątkiem, a następnie podaję kubek Maxowi. Siadam naprzeciwko niego, a mój wzrok od razu ląduje na kubku, który trzymam w dłoniach.
– A więc mieszkacie w Dallas? – pytam, nieśmiało unosząc wzrok.
Mężczyzna patrzy na mnie niezrozumiale, po czym jego oczy stają się coraz szersze. To pytanie krążyło mi po głowie, odkąd weszliśmy do domu. Zresztą, odkąd jestem w ciąży, w niektórych momentach zachowuję się jak masochistka. Nie wiem, dlaczego chcę się dołować, ale gdzieś w głębi serca chcę wiedzieć.
– Mieszkacie? – pyta zdziwiony.
Moje serce zaczyna szybko bić. Nerwowo przełykam ślinę, a następnie zaczynam się bawić uszkiem od kubka. Wchodzimy na dość grząski grunt, a w moim gardle formuje się wielka gula.
– Myślałam, że…
W moich oczach pojawiają się niechciane łzy, które mimowolnie zaczynają spływać po policzkach. Pękam od środka. Ta rozmowa jest dla mnie trudniejsza, niż przypuszczałam. Kiedy mój wzrok pada na Maxa, w jego oczach dostrzegam czystą furię. Zdaje sobie sprawę, o co właśnie zapytałam. Wstaje z impetem od stołu i zaczyna chodzić tam i z powrotem. Po chwili przystaje i patrzy na mnie z góry. Z jego oczu nie potrafię nic wyczytać.
– W życiu kochałem tylko trzy kobiety. Moją mamę, Marię i ciebie. Jesteś jedyną, którą wybrałem i z którą pragnąłem mieć wszystko, czego kiedyś się bałem. Przekraczałem granice, aby dać ci najlepszą wersję siebie. Kiedyś powiedziałem ci, że nie znam się na miłości i będę popełniał masę błędów. Zrobiłem najgorszy z nich, wierząc Dakocie, a nie tobie. Nigdy nie myślałem, że odbije mi na punkcie jakiejkolwiek kobiety, jednak zwariowałem z miłości do ciebie. Uwielbiam ten stan. Teraz rozumiem moich kolegów, którzy wracali z frontu do swoich żon. Mieli cel, tak jak ja go mam. Kiedyś śmiałem się z tego uczucia, a dzisiaj jestem kurewsko szczęśliwy, mogąc doświadczać miłości.
W sercu czuję radość, kiedy słyszę jego słowa, a mała część mnie przekonuje mnie, że może nie wszystko stracone. Zraniona ja cały czas liczy na to, że być może powoli odbuduję zaufanie do Maxa.
– Dakota idealnie wykorzystywała moje uczucia, którymi darzę chłopców. Wie, ile dla mnie znaczą, ponieważ są synami Kevina. Tylko dlatego tak bardzo zależy mi na tym, aby utrzymywać z nimi kontakt. Chcę powiedzieć to jasno. Nigdy jej nie kochałem i nie darzyłem żadnym uczuciem. Zawsze była dla mnie tylko żoną mojego przyjaciela. Zresztą tworzyliśmy paczkę wraz z Damonem i Lukiem. Do nich nigdy nie miała żadnego „ale”, choć oczywiście mogłem tego nie zauważyć. Nigdy nie myślałem, że będzie chciała dostać się do mojego łóżka. Na samą myśl robi mi się niedobrze.
Atmosfera jest coraz cięższa, ale on postanawia kontynuować:
– Zaproponowałem jej i chłopakom zamieszkanie ze mną w Dallas. Było to wtedy, kiedy… – Przełyka ślinę, a następnie zamyka oczy. – Popełniłem największy błąd w życiu. Płacę za niego każdego dnia, kiedy nie ma cię przy mnie.
Nie wiem, czy moja głowa jest w stanie przyjąć tyle rewelacji, jednak staram się przetwarzać wszystko, co mówi Max. Próbuję ułożyć z tego logiczną układankę, która ma mi pomóc zrozumieć, czym się kierował.
– Kiedy Amelia wysłała mi nagranie twojej rozmowy z Dakotą, wiedziałem, że postąpiłem jak idiota. Dałem się zmanipulować jak dzieciak. Kiedy przypomnę sobie twoje zdjęcia z tym chłopakiem…
– On wtedy zrobił to na siłę! – krzyczę przez łzy. – Byłam na uczelni, kiedy spotkałam Theo. Jego zachowanie od początku wzbudzało we mnie niepokój, ale pomyślałam, że najzwyczajniej w świecie coś mu nie poszło w pracy lub może coś się stało z jego córką. Jednak jego słowa…
Max podchodzi bliżej i kuca przy mnie, łapiąc mnie za dłonie. Mimowolnie spoglądam mu prosto w oczy.
– Jakie słowa?
– Będziesz moja, słoneczko. Przyjdziesz do mnie po tym, jak pierdolony Miller każe ci wypieprzać z jego idealnego życia. – To usłyszałam od Theo.
Czuję, jak dłonie Maxa zaczynają drżeć, ale wiem, że stara się zachować spokój. Niestety wyraz jego twarzy zdradza, jak bardzo jest zły.
– Czy to był dzień, kiedy zgodziłaś się ze mną zamieszkać? – pyta spokojnym tonem.
Przytakuję, a następnie wbijam wzrok w nasze splecione dłonie. Jak wiele musiało się wydarzyć, abyśmy znaleźli się w tym miejscu. Ile musieliśmy stracić, aby teraz odnaleźć się na nowo. Na dodatek w tak trudnej sytuacji.
– Wróć do mnie, kochanie – mówi łagodnym i jednocześnie stanowczym głosem. – Nie chcę żyć bez ciebie, a teraz potrzebujecie mnie bardziej niż kiedykolwiek. Pozwól mi uczestniczyć w życiu twoim i naszego dziecka.
Unoszę wzrok na Maxa, a w mojej głowie panuje chaos. Nie mogę podjąć teraz tak ważnej dla mnie decyzji. Potrzebuję czasu, aby móc ponownie mu zaufać. Tutaj chodzi tylko o dziecko. O nic innego. Nie mogę ponownie dać się omotać.
– Nie będę utrudniać ci kontaktu z dzieckiem.
– Nie chodzi tylko o dziecko – odpowiada od razu. – Ja chcę ciebie. Chcę was.
Moje ciało atakują motyle, które wypełniają każdą skrzywdzoną komórkę w organizmie. Cudowne uczucie, które sprawia, że na mojej twarzy nareszcie pojawia się nieśmiały uśmiech. Max, widząc to, od razu całuje mnie delikatnie w dłonie.
– Dałabym wiele, aby usłyszeć te słowa wcześniej, Max, ale zraniłeś mnie. Sprawiłeś, że poczułam się jak niechciana rzecz. Uwierzyłeś kobiecie, która od początku mnie nienawidziła – mówię spokojnym tonem, chcąc, jak najlepiej pokazać mu mój punkt widzenia. – Zmieniłam się. W jednej chwili zostałam sama, mając pod sercem dziecko, które stało się dla mnie sensem życia. Jaką mam gwarancję, że kolejny raz nie zaufasz innej kobiecie? Teraz jesteś majorem, a zatem z pewnością zainteresowanie twoją osobą jest jeszcze większe. Co zrobisz, jeśli ktoś kolejny raz zmanipuluje moje zdjęcia i stworzy jakąś historię tylko po to, aby nas skrzywdzić?
Max obserwuje mnie cały czas, pozostając w tej samej pozycji. Wiem, że moje słowa nie są miłe. Z pewnością nie tego się spodziewał, ale nie mogę ponownie dać się skrzywdzić. Musi zrozumieć, że nie jestem tą samą łatwowierną Sophią. Ona odeszła, a ta, która jest teraz, jest silniejsza.
– Zawiodłem cię i będę się obwiniać za to do końca życia. Jednak nie poddam się, Sophia. Będę walczył o ciebie i naszą rodzinę. Nawet jeśli do końca życia miałbym cię nie pocałować, to będę próbował dotrzeć do twojego serca, ponieważ wiem, że nadal jesteś tą Sophią, która kochała życie i kochała… mnie.
Jego słowa łapią mnie za serce. Gdybym mogła wymazać z pamięci wszystko, co się stało, byłoby po kłopocie, ale to tak nie działa.
– Małe kroki? – pytam nieśmiało, uśmiechając się do niego.
– Możemy nawet zacząć raczkować, tylko proszę, nie skreślaj mnie.
ROZDZIAŁ 6
MAX
Małe kroki.
Tego muszę się nauczyć, aby móc na nowo zdobyć Sophię. Nasza rozmowa była trudna, a jej słowa trafiały w moje serce, utwierdzając mnie w przekonaniu, jakim jestem idiotą. Ale ostatnie słowa dały mi nadzieję na coś lepszego. Wiem, że musimy jeszcze wiele przejść, ale teraz przynajmniej mogę być przy niej w tak ważnym dla nas dniu. Mogę nareszcie cieszyć się w pełni tym, że zostanę ojcem.
– Wizytę mamy o siedemnastej – mówi Sophia spokojniejszym głosem. – Prowadzi mnie doktor Lydia Lewis. Jest świetnym lekarzem i bardzo mi pomagała w ostatnim czasie. Jej rady są na wagę złota, szczególnie dla pierworódek.
Siedzę obok niej, cały czas delikatnie muskając jej dłoń. Pozwala mi na ten drobny gest. Cieszę się, że choć w ten sposób mogę czuć jej obecność.
– Ma jakieś opinie? – pytam, wyciągając telefon.
Dziewczyna zaczyna się śmiać i przewraca oczami.
– Nie wiem, czy jest najlepsza, ale na pewno dba o pacjentów. Jest miła i od początku starała się mnie wspierać. Jest również mamą, więc rozwiewała każdą moją wątpliwość.
Przełykam gulę w gardle, gdy słyszę jej ostatnie słowa. Staram się opanować nerwy, które chcą wyjść na zewnątrz. Po powrocie muszę zaliczyć siłownię, ponieważ inaczej nie dam rady poradzić sobie z negatywnymi emocjami. Wiem, że nie byłem przy niej od początku, co dosłownie doprowadza mnie do rozpaczy. Jest mi cholernie wstyd i to uczucie jest nie do zniesienia.
– Przykro mi, że mnie przy tobie nie było. Wiem, że byłaś ze wszystkim sama. Nie wierzę, że to powiem, ale jestem wdzięczny Amelii, że była z tobą przez ostatni czas.
– Z pewnością byłaby usatysfakcjonowana, gdyby tutaj była – odpowiada. – Pojechała do Wirginii odwiedzić Felicię i Marię. Ja nie chciałam się ruszać, ale też ukrywałam fakt, że jestem w ciąży. Nie chciałam, żeby niepotrzebnie się martwiły.
Uśmiecham się, ponieważ zdołałem już wszystkich poinformować o ciąży Sophii. Szczerze mówiąc, nawet nie pomyślałem, aby zapytać ją o zdanie. Mam nadzieję, że zaraz nie rozpętam wojny.
– Niestety zdradziłem twoją tajemnicę.
Sophia odwraca się gwałtownie i patrzy na mnie z niezrozumieniem.
– Myślałem, że wszyscy wiedzą o twojej ciąży. Rozmawiałem wczoraj z Marią i zapytałem ją, czy o tym wie – mówię poważnym głosem. – Wiedziałem, że wszyscy próbowali mnie od ciebie izolować, dlatego założyłem, że nikt mi nie powiedział.
Sophia wstaje i rusza w kierunku jednego z pokoi. Znika za drzwiami, a ja czekam na nią cierpliwie. Po chwili wraca z niebieską teczką. Siada obok mnie i mi ją podaje.
– Co to jest? – pytam zaciekawiony, odbierając od niej teczkę.
Patrzy na mnie z uśmiechem. Bez zastanowienia ją otwieram, a kiedy dostrzegam, co się w niej kryje, zamieram. W środku są zdjęcia z USG oraz opisy badań. Na każdym napisana jest data.
– To jest jedno z pierwszych zdjęć – mówi Sophia, wskazując na fotografię. – Każdą z nich podpisałam, aby kiedyś móc zrobić z nich pamiątkę.
Unoszę wzrok na Sophię i uśmiecham się do niej. Mam wrażenie, że życie dało mi największą szansę. Po tak długim czasie mogę z nią siedzieć, a ona pokazuje mi pierwsze zdjęcia naszego dziecka.
Będę ojcem.
Jestem przerażony, a jednocześnie szczęśliwy. W duchu się modlę, abym niczego nie spieprzył. Teraz najważniejsi są dla mnie Sophia i dziecko. Nic innego nie ma znaczenia. Żadne odznaczenia i awanse nie będą dla mnie tak ważne, jak ta dwójka.
– Może kiedyś zrobimy album razem? – pytam z nadzieją.
Przytakuje nieśmiało, a po chwili zerka na zegarek. Kiedy dostrzega godzinę, od razu staje na baczność i zaczyna biegać po mieszkaniu.
– Sophia, co się dzieje? – Wstaję zdezorientowany i wodzę wzrokiem za kobietą. – Przecież jest kilka minut po piętnastej.
Dziewczyna w ekspresowym tempie wchodzi do łazienki, a po niecałych dziesięciu minutach z niej wypada. Widzę, że przebrała się w inne ubrania, a jej włosy są lekko wilgotne.
– Nie mówiłam ci, ale muszę jeszcze podejść do cukierni. Obiecałam pani Martin, że odbiorę jej zamówienie.
Marszczę brwi, ponieważ nie podoba mi się fakt, że Sophia w siódmym miesiącu ciąży nadal pracuje. Wiem z jej opowieści, że pani Martin traktuje ją dobrze, a zważywszy na jej stan, nie daje jej nic ciężkiego do pracy, natomiast i tak nie powinna się przemęczać. Najwidoczniej widzi moją minę, bo staje przede mną i zakłada ręce na piersiach.
– Nie myśl tyle – upomina mnie. – Pani Martin jest cudowną osobą, która pomogła mi w najcięższym czasie, i nawet przez minutę nie myśl o niej źle, jasne?
Auć.
– Wiem i nie kwestionuję tego, jakim człowiekiem jest ta kobieta, ale w twoim stanie powinnaś odpuścić.
Dziewczyna zaczyna oddychać nerwowo, po czym zakłada ręce na biodra. Jej bojowy nastrój od razu sprowadza mnie do parteru. To ona rządzi, a ja nie mam prawa nawet mrugnąć.
– Dzięki tej pracy mogę się rozerwać i zarobić na utrzymanie. Zwariowałabym, siedząc w mieszkaniu cały dzień, a poza tym ciąża przebiega wzorowo, a ruch sprzyja dziecku.
Podchodzę bliżej, niemal tak blisko, że wyczuwam znajomy zapach jej perfum. Od razu uderzają we mnie wspomnienia. Właśnie tak pachnie dom. Mój dom. Ostatkiem sił pokonuję chęć pocałowania jej ust.
– Gdybyś tylko chciała…
– Nie, Max! – mówi podniesionym głosem. – Nigdzie z tobą nie pojadę. Ustaliliśmy, że nie biegamy, tak? Nie chcę po raz kolejny cierpieć, dlatego mnie zrozum. Możemy rozmawiać i starać się naprawić ten cholerny burdel, jednak nie chcę od razu wskoczyć na głęboką wodę.
W myślach oblewam się kubłem zimnej wody, a potem dzieje się coś, czego się nie spodziewam. Sophia przytula się do mnie, a ciepło jej ciała mnie paraliżuje. Dopiero po chwili dociera do mnie, co się dzieje. Dotykam delikatnie jej ciała i wtulam się w nie, zdając sobie sprawę, jak bardzo mi tego brakowało.
– Potrzebuję cię, Soph – chrypię przy jej uchu. – Ostatnie pół roku było dla mnie piekłem.
– Mnie też nie było łatwo, Max – odpowiada po chwili. – Do teraz boli mnie to, co się stało, jednak chcę dać nam szansę. Chcę spróbować, ale nie możesz wywierać na mnie presji. Jeżeli się okaże, że nie potrafimy ze sobą być, każde z nas pójdzie w swoją stronę, jasne?
Zasycha mi w ustach. Nie potrafię wyobrazić sobie Sophii z innym mężczyzną. Moje serce właśnie zostało zmiażdżone. Wiem, że nie mogę dyktować warunków, dlatego delikatnie przytakuję głową.
– A teraz zbierajmy się do cukierni, a potem do lekarza – mówi Sophia, a następnie odsuwa się ode mnie i uśmiecha delikatnie.
Nie pozostaje mi nic innego, jak się słuchać i robić to, czego chcę kobieta, którą kocham. W końcu jak inaczej mam ją odzyskać?
***
Po załatwieniu wszystkich spraw nareszcie jedziemy do lekarza. Udało mi się wypożyczyć samochód, dzięki czemu możemy swobodnie poruszać się po Kansas City. Oczywiście Sophia była oburzona, ponieważ według niej komunikacja w mieście jest świetna, jednak ja mam odmienne zdanie na ten temat. Przemierzamy ulice miasta, a towarzysząca nam muzyka wypełnia wnętrze samochodu.
Po piętnastu minutach jesteśmy na miejscu, gdzie wita nas ogromny szyld, na którym wymienione są gabinety lekarskie. Parkuję samochód, a następnie wysiadamy i ruszamy w kierunku jednego z budynków. Kiedy do niego wchodzimy, od razu uderzają mnie przerażająco białe ściany oraz specyficzny zapach, który unosi się w powietrzu. Sophia ściąga kurtkę i siada obok mnie w poczekalni.
– Denerwujesz się? – pyta z uśmiechem na twarzy.
Odwzajemniam uśmiech, pokazując jej moje trzęsące się dłonie. Nigdy nie przypuszczałem, że wizyta u ginekologa z ciężarną kobietą tak bardzo mnie poruszy. Kiedy Sophia to dostrzega, wybucha śmiechem.
– Niemożliwe. Max Miller, nieustraszony wojskowy, boi się wizyty kontrolnej u lekarza, która na dodatek nie dotyczy jego.
Kręcę głową, a potem kieruję na nią wzrok.
– Boję się, ponieważ dotyczy ona ciebie i naszego dziecka. Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku.
Jak na zawołanie w jednym z pomieszczeń otwierają się drzwi, po czym wyłania się kobieta w średnim wieku.
– Pani Sophia Johnson? – pyta, a następnie wskazuje dłonią wejście do gabinetu. – Zapraszam.
Wstaję, a Soph nadal dobrze się bawi, kiedy widzi moje zdenerwowanie. Gabinet wygląda tak, jak się spodziewałem. Wszędzie biel. Na szczęście od razu skupiam się na lekarce, która wypytuje Sophię o wszystkie ważne kwestie związane z ciążą. Notuję wszystko w głowie, między innymi to, że badania krwi wykazały, że Sophia nie dba o siebie tak, jak powinna. Wyniki nie są tragiczne, ale powinna jeść więcej warzyw i owoców oraz zdecydowanie zrezygnować z pracy, ponieważ kończy się drugi trymestr ciąży. Teraz będzie tylko ciężej.
– Pani Johnson, zaczynamy siódmy miesiąc ciąży – mówi spokojnie, a potem wzrok kieruje na mnie. – Musicie zdawać sobie sprawę, że teraz najważniejsze jest dziecko. Pani Johnson nie może już pracować. Po badaniach krwi zdecydowanie odradzam jakikolwiek wysiłek. Nie mówię tutaj oczywiście o spacerach, ponieważ dotlenianie się jest wskazane, ale cukiernia musi poradzić sobie bez pani.
Kątem oka zerkam na Sophię, która nie jest zachwycona tym, co słyszy od lekarki. Dla mnie jest to korzystna sytuacja, ponieważ będę mógł ją przekonać, że teraz potrzebuje mnie bardziej niż wcześniej. Musi zrozumieć, że chcę być przy niej i pomagać jej najlepiej, jak tylko potrafię. Podejmuję decyzję, za którą być może od niej oberwę, jednak nie mogę pozwolić na to, aby po raz kolejny została sama.
– Czy w obecnym stanie moja dziewczyna może odbyć lot do Dallas? – pytam poważnym głosem.
Kiedy tylko wypowiadam te słowa, ginekolog unosi na mnie spojrzenie, a Sophia patrzy na mnie wzrokiem, który doskonale znam. Czuję, jak wypala mi dziurę w głowie.
– Nie ma przeciwwskazań do podróżowania samolotem. Tym bardziej że nie jest to daleka trasa – mówi lekarka, spoglądając z zaciekawieniem na kipiącą ze złości Sophię. – Dobrze, przejdziemy do badania.
Kobieta wstaje, a Sophia zrywa się z krzesła i idzie za lekarką. Po chwili dziewczyna kładzie się na kozetce, a pani doktor przystępuje do badania. Niepewnie podchodzę do Soph, która uparcie patrzy w sufit. Siadam na krześle obok niej i mimo wszystko łapię ją za rękę.
– Proszę zobaczyć – zwraca się do nas, a na ekranie pojawia się dziecko. – To wasze maleństwo. Widać, że pięknie rośnie, a jak rusza rączkami! Proszę się przyjrzeć.
Siedzę sparaliżowany, obserwując każdy najmniejszy ruch naszego dziecka. Łzy cisną mi się do oczu, ale w tym momencie mam to gdzieś. Jestem teraz kurewsko szczęśliwy. Kątem oka zerkam na Sophię, której wzrok utkwiony jest we mnie. Jej oczy również są zaszklone.
– Czy chcecie znać płeć? – pyta ginekolog, po czym spogląda na Sophię. – Na ostatnich wizytach nie chciała pani wiedzieć, dlatego pytam, czy coś w tej kwestii się zmieniło.
Dziewczyna po raz kolejny spogląda na mnie i widzę, że próbuje wyczytać z moich oczu, czy tego chcę. Przez chwilę mam złudną nadzieję, że czekała na mnie.
– Chcemy znać płeć dziecka – odpowiada po chwili, a pani doktor od razu patrzy na monitor.
Czekamy jak na szpilkach, a dłoń Soph delikatnie zaczyna drżeć.
– Gratulacje, to dziewczynka.
ROZDZIAŁ 7
SOPHIA
Jedziemy do mieszkania w kompletnej ciszy. Co chwila dotykam brzuszka, chcąc wyczuć najmniejszy ruch córki. Na samą myśl o tym, że będzie to dziewczynka, moje serce przyśpiesza. Nigdy nie przypuszczałam, że doświadczę w życiu tak wielkiego szczęścia.
– Przepraszam, Soph, ale nie mogę pozwolić na to, abyś mieszkała sama. – Max przerywa ciszę, zerkając na mnie. – Jesteś w zaawansowanej ciąży i potrzebujesz pomocy. Nie możesz chodzić do pracy i narażać się na stres. Wiem, że nie powinienem naciskać, ale zamieszkanie ze mną jest najlepszą opcją i doskonale o tym wiesz.
Mój dobry humor od razu zostaje przyparty do ziemi. Wiem, że nie mogę cały czas polegać na Amy. Wiem również, że tęskni za Wirginią i babcią. Czuję się przez to podle, bo nie chcę ograniczać jej kontaktów z najbliższą jej osobą. Jeszcze bardziej tracę grunt pod nogami, kiedy pomyślę o coraz większej kuleczce, która rośnie pod moim sercem. W pewnym momencie nie będę w stanie wykonywać podstawowych czynności.
– Posłuchaj, wiem, że mi nie ufasz, i ja to rozumiem – kontynuuje, zaciskając ręce na kierownicy. – Zasłużyłem sobie na to, jednak teraz w grę wchodzi nasze dziecko. To, co powiedziałem wcześniej, jest prawdą. Chcę ciebie i naszej rodziny, ale jeśli nie jesteś w stanie dać mi siebie, to pomyśl chociaż o dziecku. Dam wam wszystko, czego potrzebujecie. Niczego nie będę od ciebie oczekiwać, dopóki sama wyraźnie nie zasugerujesz, że chcesz ode mnie czegoś więcej. Jeśli jednak nie zdobędę twojego zaufania, wtedy skupimy się na dziecku, a ty… – wzdycha głęboko, a potem dodaje: – Będziesz mogła ułożyć sobie życie na nowo.
Odwracam się w jego stronę i patrzę na jego twarz. Z jednej strony odczuwam ogromne wątpliwości, a z drugiej wiem, że gdybym z nim zamieszkała, mogłabym spokojnie przygotować się do porodu. Max byłby przy mnie i każdy dzień nie byłby dla mnie wyzwaniem. Mam zaoszczędzone pieniądze, więc na początek miałabym na wszystkie potrzebne rzeczy.
– Max… nie chodzi o to, co nas poróżniło – zaczynam powoli, badając jego reakcję na moje słowa. – Nie mogę po raz kolejny postawić wszystkiego na jedną kartę i wyjechać. Mam tutaj pracę, mieszkanie, a przede wszystkim Amy, która…
– Wiesz, dlaczego Amy pojechała do Wirginii?
Marszczę brwi, nie rozumiejąc, co ma na myśli. Patrzy na mnie, a kiedy widzi moją minę, wzdycha głośno.
– Felicia poczuła się ostatnio gorzej. Maria zadzwoniła do Amelii, dlatego musiała teraz wyjechać.
Przymykam oczy, przypominając sobie sytuację, kiedy Amy wróciła zapłakana do mieszkania. Tłumaczyła, że stało się coś w pracy, dlatego nie drążyłam tematu, jednak teraz wiem, że to nie była cholerna praca. Jestem wściekła.
– Dlaczego nikt nie mówi mi prawdy?! – krzyczę, nie potrafiąc ukryć złości. – Każdy wie, co dla mnie najlepsze! Amy nie mówi mi prawdy o Felicii, która jest dla mnie bardzo ważną osobą! Ty uważasz, że lepiej będzie, jak przeprowadzę się do ciebie, mimo że zachowałeś się jak dupek! Każdy wie lepiej! Mam dość, do cholery!
Niekontrolowane łzy spływają mi po policzkach. Nie wiem, czy jestem tym wszystkim zmęczona, czy ciążowe humorki dają się we znaki, ale mam już wszystkiego po dziurki w nosie. Jestem cholernie bezradna. Max patrzy na mnie kątem oka, a następnie zjeżdża na pobliski parking.
– Soph, spójrz na mnie. – Jego głos jest miękki i łagodny. – Proszę, kochanie.
Unoszę na niego wzrok i wtulam się w jego ciało. Płaczę jak dziecko, ponieważ czuję się strasznie rozbita. Tak wiele się wydarzyło ostatnio, że nie potrafię zapanować nad emocjami. Nie myślę racjonalnie, a to dobija mnie jeszcze bardziej.
– Nie płacz, proszę. Wiem, że dla ciebie to wszystko jest przytłaczające, ale nikt nie chce źle – mówi, błądząc rękami po moich plecach. – Nigdy nie przypuszczałem, że to powiem, ale Amy bardzo mi imponuje. Kocha cię i opiekowała się tobą, kiedy ja zawaliłem. Do końca życia będę jej wdzięczny za to, co zrobiła.
Odsuwam się delikatnie od niego, unosząc zapłakane oczy. Mimowolnie uśmiecham się, kiedy wspomina o Amy. Przyjaciółka nie była oszczędna w słowach, jeśli chodziło o Millera, ale zawsze była obok. Mój umysł wraca na swoje miejsce, dlatego biorę głęboki oddech i ocieram łzy z policzków.
– Muszę poczekać, aż Amelia wróci do domu. Potrzebuję chwili do namysłu.
Mężczyzna dotyka opuszkami mojej twarzy, wpatrując się we mnie smutno. Wiem, że nie takiej odpowiedzi oczekiwał, ale ja nie mogę postąpić pochopnie. Muszę wszystko przemyśleć.
– Leć ze mną do Dallas. – Jest zdeterminowany. – Daj nam szansę, proszę.
Kręcę głową i jeszcze bardziej odsuwam się od Maxa. Nie mogę dłużej siedzieć obok niego. Odpoczynek to jedyne, czego teraz potrzebuję.
– Proszę, odwieź mnie do domu – mówię słabym głosem.
Miller od razu włącza się do ruchu i nie odzywa się do mnie przez całą drogę. Cieszę się, kiedy widzę znajomy budynek. Teraz mogę zakopać się pod kołdrą i liczyć na to, że nikt mnie nie znajdzie. Wychodzę z samochodu, po czym idę w kierunku wejścia do mieszkania. Max idzie za mną. Nie odzywa się i nie próbuje przekonać, że jego pomysł jest dobry. Myślę, że zdał sobie sprawę, że na dziś wyczerpałam limit niespodzianek. Kiedy zbliżam się do mieszkania, drzwi otwierają się z impetem, a w progu dostrzegam wściekłą Amy. Jej wzrok utkwiony jest w stojącym za mną mężczyźnie.
– Ty! – Wskazuje palcem na mnie. – Do domu i to już!
Patrzę na przyjaciółkę z niedowierzaniem, jednak w tym momencie jej oparcie jest dla mnie na wagę złota. Odwracam się w kierunku Maxa i uśmiecham się blado, a następnie bez słowa wchodzę do mieszkania. Miller robi krok w moją stronę, ale Amy od razu nas rozdziela. Zamyka za mną drzwi, więc nie słyszę, o czym rozmawiają. W sumie jest mi wszystko jedno, ponieważ odczuwam ogromne zmęczenie. Ruszam do sypialni, gdzie szybko kładę się do łóżka.
Nawet nie wiem, kiedy zasypiam.
***
Budzę się z ogromnym bólem głowy. Wstaję powoli, a następnie szukam na oślep lampki nocnej. Światło, które z niej pada, sprawia, że moje oczy od razu się zamykają. Po chwili przyzwyczajam je do jasności, po czym biorę do ręki telefon. Widzę na zegarze, że dochodzi dwudziesta pierwsza. Dostrzegam zapalone w kuchni światło. Muszę porozmawiać z Amy. Człapię powoli, czując ogromne zmęczenie i ból pleców, który odczuwam coraz częściej.
– Cześć, śpiąca królewno – mówi radosnym głosem. – Jak się czujesz?
Uśmiecham się do przyjaciółki, po czym podchodzę do niej i całuję ją w czoło. Cieszę się, że wróciła z Wirginii. Nareszcie będę mogła z nią porozmawiać, a przede wszystkim opieprzyć za to, że nie mówiła mi prawdy o babci.
– Czuję się obolała – odpowiadam zgodnie z prawdą. – A ty? Jak się czujesz po locie? Mam nadzieję, że u Felicii i Marii wszystko w porządku.
Dziewczyna wskazuje mi miejsce obok, więc podchodzę i siadam na kanapie. Zgarniam po drodze koc, aby móc okryć nim nogi. Ostatnimi czasy jest mi cały czas zimno, dlatego koc stał się moim najlepszym przyjacielem.