Niedostępny - Karolina Wilczęga - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Niedostępny ebook i audiobook

Karolina Wilczęga

5,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

1336 osób interesuje się tą książką

Opis

Michael Clarke zawsze wiedział, czego chce od życia. Biznes. Władza. Sukces. Zbudował to wszystko własnymi rękami – wspólnie z Mattem i Trevorem stworzył W&L&C Media. Jednak przypłacił to rozbitym małżeństwem i przekonaniem, że emocje to tylko zbędny balast. Nie kocha. Nie ufa. Nie pozwala sobie na słabość. Jego życie to kontrola, strategia, cisza i precyzja.

Emily Black jest wesoła i pełna życia, jej uśmiech potrafi stopić każdy lód. Wiele przeszła w dzieciństwie, jednak to jej nie złamało. Nauczyła się uśmiechać, nawet jeśli to tylko przykrywka dla blizn z przeszłości. Otacza się przyjaciółmi, których kocha całym sercem, i cieszy się każdą chwilą.

Los skrzyżował ich ścieżki.

Dwa światy. Dwa żywioły.

Ona – chaos, emocje, światło.

On – chłód, cisza, kontrola.

Zderzenie było nieuniknione. A potem Michael ją skrzywdził. Niechcący. Ale to nie ma znaczenia. Przeszłość nauczyła Emily jednego – nigdy więcej nie ufać mężczyznom. A dla Michaela to pierwszy raz, gdy naprawdę czegoś żałuje.

Czy stanie się jej wybawieniem z koszmaru, czy pozostanie tym, od czego chciała uciec?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 559

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 15 godz. 7 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Ewa JakubowiczMateusz Kwiecień

Oceny
5,0 (31 ocen)
30
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
DajanaR

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam każdego z nich. Wiedziałam że będzie HOT i się nie zawiodlam
10
Kinok78

Nie oderwiesz się od lektury

Z trzech części bohaterowie tej są najlepsi. Sama fabuła jest niesamowita. Charaktery bohaterów są nieprzecietne co daje super teksty i wydarzenia w ich życiu. polecam
10
Aga1229

Nie oderwiesz się od lektury

Czytajcie nie pożałujecie🥰 Genialne dodatki na koniec👌😊
00
btrendel

Nie oderwiesz się od lektury

cudowna książka
00
Melania22

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita wciągająca historia, wciąga od pierwszych chwil pełna zwrotów akcji i emocji ♥️ Czyta się rewelacyjnie szybko i przyjemnie chwilami wywołuje uśmiech na twarzy 😀 Szkoda, że rozstajemy się z tą serię, chętnie przeczytałam bym losy dzieci ( córek) 😀 Polecam mocno 😍🔥😈
00



Rozdział 1

Michael

Przeczytałem kiedyś w jednej z książek Pfeffera – Power: Why Some People Have It and Others Don’t – bardzo mądre zdanie, które do dzisiaj zachowuję w swoim sercu. Brzmi ono: Słowa mają moc, ale to czyny są tym, co naprawdę buduje sukces. Kiedy wchodziłem do świata biznesu, nie rozumiałem w pełni tych słów. Na studiach uczono nas, że dyplomacja i umiejętność załatwiania spraw polubownie jest kluczem do sukcesu. Twierdzili, że słowem można zbudować wielkie imperia, które będą trwać, stawać się potęgą, aż zawładną rynkiem. Szybko jednak przekonałem się, że to jedna wielka sterta bzdur. Biznes w teorii pokazuje kolorowy i nierealny świat, gdzie wszyscy są dla siebie mili, wyrozumiali i nigdy nie grają nieczysto. Rzeczywistość wygląda inaczej i wymaga czegoś znacznie bardziej konkretnego. Słowa są ważne, ale czyny są jeszcze istotniejsze – szybkie, ale jednocześnie rozważne. Wszystkiego nauczyły mnie pierwsze lata biznesu i nie ukrywam, że były to dla mnie najważniejsze lekcje. Zdecydowanie cenniejsze niż te na studiach. Przede wszystkim nauczyłem się, że granice w biznesie nie istnieją. Należy wyznaczać zupełnie nowe ścieżki i nie bać się ryzyka. Rynek nie czeka na perfekcyjny plan. Liczy się przede wszystkim to, jak szybko zaczniesz działać na skutek zmian, które zachodzą, i w jaki sposób je wykorzystasz.

Zaczynając swoją przygodę z W&L&C Media, miałem tylko jeden cel – osiągnąć szczyt. Wierzyłem, że nie ma rzeczy niemożliwych. Traktuję pracowników dobrze, ponieważ wiem, że bez ich zaangażowania firma nie odniosłaby tego sukcesu. W pamięci często wciąż upajam się chwilą, kiedy wszyscy zaczęli nas respektować. Kiedy staliśmy się gigantem na tym rynku. Teraz każdy boi się zerknąć w naszą stronę, aby nie zostać zmiażdżonym przez naszą nieustępliwość.

Biznes należy prowadzić z osobami, które mają jasno określony cel. Zaczynając od moich wspólników: swoją charyzmą i zaangażowaniem ujęli mnie i sprawili, że to właśnie z nimi chciałem wyruszyć na podbój mediów. Każdy z nich wnosi ważny pierwiastek do naszej firmy i głęboko wierzę, że brak któregokolwiek z nich równałby się z naszą porażką. Bo W&L&C Media to my.

Matt to kapitalny dziennikarz – mistrz budowania emocji. Jego umiejętność operowania słowem jest niesamowita, a każde z nich ma ogromną moc. Jest bezwzględny i nie obawia się ujawniać prawdę, nawet tę najgorszą i najokrutniejszą. To dzięki niemu nasze programy są najchętniej oglądanymi w kraju. Wszystko za sprawą świetnej selekcji materiałów, a także dzięki jego zespołowi, który prężnie pracuje nad każdym aspektem nowej ramówki.

Trevor – najgłośniejszy z naszej trójki – uosobienie tytana pracy. Jest jeszcze bardziej okrutny niż Matt – właśnie to najbardziej wyróżnia go spośród nas. Ten pierwszy wykazuje momentami człowieczeństwo i potrafi się zlitować, a Trevor nie zna litości. Jest bezkompromisowy. Według niego w biznesie nie ma miejsca na sentymenty, chyba że dotyczy to jego żony. Mia zdecydowanie odkryła tę część jego charakteru, której zapewne nie znam nawet ja. Lewis jest świetnym finansistą, człowiekiem, który potrafi rozegrać każdego konkurenta na rynku i bez wahania wykorzystać jego największe słabości. Nawet te, o których on sam nie ma pojęcia.

Każdy z nas jest inny, ale w zarządzaniu firmą działamy jak dobrze naoliwiona maszyna. Być może dzięki temu, że nasze charaktery są tak różne, możemy cieszyć się tym, że zajmujemy pozycję na piedestale. Żadnego przypadku. Wszystko idealnie dopracowane, a nasza trójka stanowi siłę, z którą nikt nie chce zadzierać.

Ja z kolei uwielbiam spokój. Ciszę, która nie jest niczym zmącona. Firma powinna działać jak szwajcarski zegarek – precyzyjnie i skutecznie. Nawet jeśli w działach Walkera i Lewisa się paliło, mieli przejściowe zawirowania, to ja otrzymywałem wszystkie dokumenty czy analizy bez informacji, co było powodem tych problemów. Nieważne, co się działo – firma nadal żyła i szybko niwelowała wszystkie błędy, bo liczy się efekt. Powszechnie myślano, że nie wiem o wielu zaniedbaniach, ale ja wiem wszystko. Znam każdego pracownika, najmniejszy podpisany kontrakt, a także każde uchybienie. Nie rzucam się w oczy, ale dyskretnie mam wszystko pod kontrolą.

Konkurencja myśli, że skoro nie pokazuję się na ściankach czy nie udzielam wywiadów, to mam w dupie los firmy. Nic bardziej mylnego. W rzeczywistości to ja jestem tym, który obserwuje i wyczekuje odpowiedniego momentu, aby uderzyć z ogromną siłą. Być może jestem niewidocznym prezesem, ale za to tym najskuteczniejszym, co daje mi ogromną satysfakcję. Nie mam litości dla nikogo, kto próbuje odebrać nam miejsce na piedestale. Za dużo oddaliśmy firmie, aby teraz odpuszczać.

Uwielbiam kontrolę i staram się mieć wszystko na oku. Choć Matt i Trevor są osobami, którym bezgranicznie ufam, to i tak wiedziony siódmym zmysłem staram się ich wspierać i nie pozwolić im upaść. Nadal widzę w nich młodych chłopaków, którzy stawiali swoje pierwsze kroki w biznesie. Mam już na karku czterdzieści jeden lat i nieudane małżeństwo. Być może właśnie ten drugi aspekt wpłynął na mnie i sprawił, że wolę pieprzyć dziwki w swoim apartamencie, niż zaangażować się poważną relację. Oddałem raz serce kobiecie, która obiecywała mi, że zawsze będzie stać przy moim boku. Przysięgała mi miłość, a co zrobiła? Zmiażdżyła moje serce i wyrzuciła za siebie, na odchodne splunęła na nie, aby jeszcze dobitniej pokazać, ile dla niej znaczyło.

Od ponad dziesięciu lat jestem sam i dobrze mi z tym. Wypracowałem harmonię, dzięki której mam wszystko poukładane. Praca, dom, aktywność fizyczna. Żadnych spontanicznych decyzji. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Dla wielu wyglądam jak milcząca groza, która przemieszcza się korytarzami firmy, ale prawda jest taka, że nie lubię robić wokół siebie zbędnego szumu. Póki firma pnie się coraz wyżej, nie muszę panoszyć się jak rycerz na białym koniu.

Moje życie jest idealne, ponieważ sam nim steruję. Nie mam presji ze strony otoczenia, aby ożenić się czy robić coś, bo komuś się tak podoba. Nie mam rodziny, a jedyna siostra, jaką miałem, zmarła na ciężką chorobę w wieku dwunastu lat. Rodzice odeszli młodo, a mnie i moją siostrę wychowali dziadkowie. Przynajmniej oni nas kochali i darzyli ogromem dobrych uczuć, ale ich też w pewnym momencie zabrakło. Jestem swoim własnym sterem i w życiu nikomu go nie oddam. Nauczony doświadczeniem wiem, że najlepiej radzić sobie samemu. Tak jest bezpiecznie i pozwala to uniknąć wielu komplikacji, których ja wystrzegam się za wszelką cenę.

Wybierając kobiety do łóżka, mam bardzo specyficzne preferencje. Nie chcę takich, które dużo gadają i sztucznie jęczą. Nie lubię, kiedy próbują mnie uwieść, chociaż nie potrafią poprawnie sklecić zdania. Kurwa, nienawidzę tego. Dziwki zawsze próbują wywrzeć wrażenie, jakby to twój kutas wypieprzył je najlepiej na świecie. Ja oczekuję czegoś innego. Wolę, kiedy kobieta oddaje mi kontrolę nad swoim ciałem. Cenię prawdę, dlatego wszyscy doskonale wiedzą, czego wymagam. Oczekuję harmonii w każdym aspekcie życia, więc czasami wybieram opcję spędzenia czasu z moją ręką, zamiast kolejny raz tłumaczyć, dlaczego wolę, jak dziewczyna nic nie mówi.

Dzisiaj pracuję w swoim biurze, przeglądam analizy i zestawienia finansowe podesłane przez Trevora. Wszystko wygląda naprawdę obiecująco, dlatego ze spokojem mogę dziś iść na spotkanie z przedstawicielem firmy EquipSport, który bardzo chce podjąć z nami współpracę. Odkąd Trevor naciął się na PowerSip, kategorycznie odmówił uczestniczenia w działaniach firmy, które nie są sprawami finansowymi. Z tego, co wiem, dyrektor firmy podstawił mu pod nos córkę, aby jej magiczna cipka zwaliła Lewisa z nóg. Jakie było jego zdziwienie, kiedy po miesiącu Trevor z łatwością zamknął firmę Brooksa, a na dodatek jego córkę mianował swoją asystentką. Jak na razie dziewczyna radzi sobie naprawdę dobrze. Zresztą trudno się dziwić, skoro sam Lewis wziął ją pod swoje skrzydła. Choć on siebie nie docenia, to zdecydowanie wlał w tę dziewczynę ogrom wiary w siebie.

Matt jest z kolei zasypany materiałami, dlatego postanawiam odciążyć chłopaków i wziąć na siebie tę działkę. I tak mam jeszcze luki w grafiku, które należy wypełnić. Nie lubię marnować czasu, a skoro mogę go wykorzystać w przydatny dla firmy sposób, to dlaczego miałbym tego nie zrobić? Ostatnie dni są dla nas wyjątkowo pracowite, ponieważ przygotowujemy się do podjęcia kluczowych współprac. Nasz kanał rozwija się, a my chcemy poszerzyć target o zupełnie inne tematy. Dodatkowo cały czas wypłacamy pieniądze osobom poszkodowanym w związku z emitowanymi przez nas materiałami. Nie ukrywam, że nawet mi to umknęło. Byłem wściekły, że Gaia nie dopilnowała prostej czynności, jaką jest sprawdzanie, czy rodziny gwiazd są otoczone należytą opieką. Chociaż lubię pokazywać prawdę, to nigdy nie pozwolę krzywdzić niewinnych ludzi. Wiem, że Walker chciał wziąć wszystko na siebie, ale odpowiedzialność spoczywa na całej naszej trójce. Zresztą referencje, jakie dostała panna Mitchell, z pewnością nie ułatwią jej znalezienia pracy.

To kolejna z moich cech charakteru. Nienawidzę, jak ktoś próbuje mnie oszukać. To coś, czego nie potrafię wybaczyć. Dla mnie szczerość jest podstawą każdej relacji. Między wspólnikami powinna być prawda, ponieważ to ona jest fundamentem całej firmy. Ja, Matt i Trev wyznajemy zasadę, że lepiej w porę przyznać się do błędu, niż czekać, aż gówno i tak się rozleje. Odkąd wypłynęła sprawa z Gaią, stałem się jeszcze ostrożniejszy. W&L&C Media nie ma na celu zarabiania na ludzkich dramatach. Jedyne, co chcemy robić, to obnażać fakty. Pokazywać ludziom prawdę o ich idolach, których być może mieli za wzór cnót.

Podchodzę do niewielkiego okna w moim biurze. Przez dłuższą chwilę obserwuję zgiełk, który panuje w mieście. Nowy Jork to potęga możliwości i tylko ci najlepsi mogą osiągnąć tutaj sukces. Ktoś, kto jest słaby, nie przetrwa. Nie mam w zwyczaju okazywać litości osobom, które nie potrafią ogarnąć własnego życia.

Matt i Trevor mają biura na najwyższym piętrze z niebotycznymi widokami, a ja z kolei wybrałem gabinet piętro niżej – widok może nie jest tak okazały, ale więcej tutaj spokoju. Moi pracownicy są bardziej wyważeni i mniej chaotyczni, czego nie można powiedzieć o osobach pracujących przy programach czy w marketingu. Zdecydowanie tam za głośno.

Poprawiam mankiety koszuli, a po chwili słyszę dźwięk pukania do drzwi. Marszczę brwi, zerkając na zegar. Ava – moja asystentka – była już u mnie z grafikiem, więc nie mam pojęcia, kogo może nieść.

– Proszę.

Odwracam się, a kiedy drzwi się otwierają, dostrzegam w nich Trevora. Unoszę wysoko brwi.

– Witaj, panie i władco. Czy mogę zakłócić twój idealnie ułożony dzień?

Przewracam oczami. Wiem, że tylko Trevor potrafi mnie tak nazwać i zrobić to bez najmniejszego problemu. Zero strachu czy respektu. Choć cieszę się, że tak jest, bo lubię i podziwiam ten luz – zarówno jego, jak i Matta. Wskazuję na fotel, a ja zajmuję swoje miejsce.

– Coś się stało?

Mężczyzna poważnieje.

– Pomogłeś nam wynegocjować najem budynku, gdzie Mia bardzo chciała mieć poradnię. Nie wiem, jakim cudem to zrobiłeś, ale jestem ci wdzięczny. Nie umiałem tego chuja, właściciela, przekonać za żadne pieniądze. A tobie się udało.

Kąciki moich ust delikatnie drgają.

– Czasami wystarczy odrobina perswazji.

Mężczyzna wybucha głośnym śmiechem.

– Wywarłem na nim całą swoją perswazję i gówno to dało.

Wzdycham.

– Czasami uda mi się coś załatwić. – Tak naprawdę mogę wszystko, jednak za pewne sznurki pociągam w ostateczności. – Podoba się Mii w Nowym Jorku?

– Tak – stwierdza od razu, a jego głos łagodnieje. – Najgorzej jest z tęsknotą za mamą, ale Valentina obiecała, że będzie nas odwiedzać. A może po czasie sama przeniesie się do Nowego Jorku.

Kiwam głową.

– Są mocno zżyte, więc nie ma się co dziwić. Najważniejsze jest to, aby Mia w pełni zaadaptowała się w nowym miejscu. To dość istotne, bo jak było wiadomo od początku, jest kobietą oddaną swojej pracy. Musisz jej to maksymalnie ułatwić, Trev.

Wiem, co mówię. Moja była żona zarzuciła mi, że nie mogła się przy mnie spełniać, jednak nie robiła nic w tym kierunku. Wydawała pieniądze na wszystko, co chciała, kompletnie nie inwestując w siebie ani w swój rozwój. Mówiła o pracy, ale nie miała niczego, co by ją ciekawiło. Dziewczyna Trevora jest inna. Skończyła studia i w pełni oddała się pracy. Jest ambitna i zapewne to również jemu imponowało. Każdy mężczyzna pragnie przy swoim boku kobiety, która zna swoją wartość i wie, czego chce. Silnej i wytrwałej.

– Staram się – odpowiada spokojnie. – Zrobię dla niej absolutnie wszystko.

To również wiem. Lewis był w stanie zrezygnować z udziałów w firmie, byle być z Mią. Wiedziałem o jego planach, ale do końca liczyłem, że zmądrzeje i podejmie odpowiednią decyzję. Choćby przedstawił na zarządzie swoją rezygnację, to nie puściłbym go, nawet gdybym musiał użyć bardziej drastycznych środków.

Trzech prezesów tworzy W&L&C Media, a każdy z nas jest równie ważny. Wiem, że bez Lewisa firma nie działałaby tak, jak powinna. Lepiej było załatwić Mii lokal pod jej działalność, niż pozwolić na odejście Trevora. Zresztą budynek został przeze mnie zakupiony, o czym Lewis nie ma pojęcia. Stwierdziłem, że odkupię go od starego Grysona, jednak nie powiedziałem o tym Trevorowi, ponieważ chcę, aby był to mój prezent dla nich z okazji zapewne rychłego ślubu. To tylko kwestia czasu, biorąc pod uwagę, jak szybko niezłomny dyrektor finansowy padł na kolana z pierścionkiem zaręczynowym w dłoni.

– Mam dzisiaj spotkanie z EquipSport. Jakieś rady?

Trevor wykrzywia twarz, jakby przypomniał sobie coś obrzydliwego.

– Uważaj na szefów, którzy mają córki. Lubią handlować ich cipkami w zamian za nasze poparcie w mediach.

– Nie interesują mnie tak młode dziewczyny – odpowiadam dyplomatycznie. – Zdecydowanie bardziej pociąga mnie doświadczenie i to, że kobieta jest bardziej… ułożona.

Trevor uśmiecha się szyderczo.

– Ale młode dziewczyny lubią starszych panów. Lgną do nich, bo widzą w nich doświadczonego mężczyznę, który romantycznie je bzyknie, ale również zerżnie tak, jak tego chcą.

Wiem, że Trev ma rację, ale młode kobiety to ogromne komplikacje. Po pierwsze pragną czegoś, czego zapewne nie mógłbym żadnej dać. Nie po takich przeżyciach, które mam za sobą. Po drugie nigdy nie wiadomo, czy pragną ciebie, czy twojej pozycji i statusu materialnego. Ja straciłem nadzieję na miłość. Nawet w nią nie wierzę. Oczywiście widzę, jak Matt kocha Ivy czy Trevor Mię, ale oni są młodzi. To ich pierwsze miłości. A ja nie miałem szczęścia nawet w tej pierwszej.

– Nie planuję ani młodej, ani doświadczonej kobiety. Dobrze mi samemu – kwituję, zerkając na zegarek. – Zaraz muszę jechać na spotkanie.

Mężczyzna kiwa głową, a potem poprawia swoją marynarkę i luzackim krokiem rusza do wyjścia. Zanim jednak wychodzi, odwraca się i posyła mi swój arogancki uśmiech.

– Przypomnę ci tylko, że ja i Matt też woleliśmy być sami. Dopóki coś nas nie rozwaliło od środka, a kobiety, które okazały się silniejsze od nas, poskładały nas na nowo. Myślę, że choć teraz w to nie wierzysz, to sam tego doświadczysz.

Po chwili zostaję sam. Wiem, że jego słowa, choć brzmią naprawdę pięknie, nie są zarezerwowane dla każdego. Miałem kiedyś to, co oni. Dom pełen miłości, żonę, dziecko w drodze. Wszystko, co mogłem sobie wymarzyć. A życie i tak udowodniło mi, że dla takich jak ja nie ma szczęśliwych zakończeń. Wzdycham, a następnie wstaję i ruszam do wyjścia. Nie chcę tego analizować i przywoływać bolesnych wspomnień. Muszę skupić się na pracy, czyli na tym, co robię najlepiej.

Kiedy wychodzę na korytarz, Ava zerka na mnie i kiwa głową. Nasz personel dobierany jest z ogromną starannością. Nie ma miejsca na przypadek. Swoją asystentkę wybierałem przez miesiąc i wiem, że Lewis i Walker mieli podobnie. Zależało nam na tym, aby osoby będące blisko nas miały świadomość, że działamy dynamicznie. W wielu sytuacjach nie ma czasu na zastanawianie się, co będzie dobre, potrzebne są szybkie decyzje. Musieliśmy mieć obok siebie osoby, które znają nasze plany od podszewki i potrafią na nie odpowiednio reagować. Zjeżdżam windą na parter, następnie przechodzę przez hol, a kiedy znajduję się na zewnątrz, rześkie powietrze uderza mnie w twarz. O tej porze Nowy Jork jest naprawdę piękny. Zdecydowanie nie jestem fanem upałów, a bardziej stonowanej pogody. Wsiadam do samochodu zaparkowanego na uboczu, a nasz kierowca – Benjamin – zerka na mnie w lusterku.

– Gdzie, proszę pana?

– Na Shadow Ridge Avenue 472 pod siedzibę firmy EquipSport.

Kierowca odpala samochód, a następnie włącza się do ruchu. Obserwuję przez okno pędzących ludzi. Niektórzy są uśmiechnięci, pełni życia, a inni totalnie z niego wypruci. Od dziecka mam łatwość w ocenianiu ludzkich emocji i tego, co się dzieje w czyimś życiu. Matt z Trevorem zawsze byli blisko siebie. Od początku mieli dobry kontakt i choć na pozór uwielbiali się kłócić, to stawali za sobą murem. Cieszę się, że firma potrafiła ich scalić. Ja nie umiem się otworzyć i choć sam dałbym się za nich pociąć, to nigdy nie czułem się częścią ich duetu. Oczywiście lubimy się, ale oni są zbyt szaleni, nieprzewidywalni, a ja uwielbiam kontrolę.

Po niespełna godzinie podjeżdżamy pod budynek siedziby firmy. Zawsze korzystam z samochodu służbowego, kiedy mam spotkania. Nienawidzę stać w korkach, a poza tym mogę się wtedy wyciszyć. Jazda samochodem w godzinach szczytu nie jest niczym przyjemnym i nie wpływa na mnie dobrze. Wychodzę i zapinam guzik w marynarce, a potem ruszam w kierunku wejścia. Budynek jest całkiem nowoczesny, najwidoczniej został odremontowany, ponieważ kiedy przejeżdżałem tutaj ostatnio, z pewnością tak nie wyglądał. Biorąc pod uwagę lokalizację firmy i otoczenie, mogę śmiało stwierdzić, że Gavin ma konkretne pieniądze. Nie ma szans, aby budynek w centrum miasta został wynajęty za małą sumę pieniędzy bądź kupiony za niedużą kwotę. Dostrzegam mężczyznę w recepcji.

– Dzień dobry, jest pan umówiony?

Recepcjonista zatrzymuje mnie i lustruje z góry do dołu. Jestem zdziwiony, bo wydawało mi się, że powinien być poinformowany, iż mam spotkanie z jego szefem. Przynajmniej tak powinna działać dobrze zorganizowana recepcja.

– Słucham?

Mężczyzna odchrząkuje, posyłając mi surowe spojrzenie.

– Pytam, czy jest pan umówiony. W naszej firmie każda osoba, która…

– Michael! Kopę lat, przyjacielu!

Jego wywód przerywa Gavin Aldridge – prezes tego przybytku i chyba najbardziej kolorowa postać w tym budynku. Ubrany jest w dres swojej firmy, włosy ma w nieładzie, a tygodniowy zarost zdecydowanie mnie odstrasza. Mężczyzna podaje mi rękę i uśmiecha się szeroko.

– Gavin. – Oddaję uścisk. – Punkt trzynasta.

– Jak zawsze punktualny i perfekcyjny w każdym calu. – Szczerzy się jeszcze bardziej, czym mnie irytuje. – Zapraszam do siebie.

Biorę głęboki, uspokajający oddech, a następnie ruszam za Gavinem, który zaczepia każdą napotkaną osobę na korytarzu. Musiałbym być zdrowo pierdolnięty, aby zagajać do każdego pracownika w naszej firmie tylko po to, aby zapytać, jak mija im dzień. Każdy z nich jest w pracy i w mojej opinii nie powinien rozpraszać pracowników. Z tego, co mogę zaobserwować, nawet ich samych denerwuje jego gadanie.

Kiedy dochodzimy do jego gabinetu, przystaję w progu, bo nie wierzę w to, co widzę. Choć budynek z zewnątrz wydaje się zadbany, to w środku wygląda jak zamek księżniczki i to takiej, która raczej nie potrafi sprzątać. Jego biurko wygląda jak pobojowisko, wszędzie walają się sterty papierów, zszywacze i długopisy, a kosz jest przepełniony. Oprócz tego w pomieszczeniu jest wiele kwiatów, a raczej pozostałości po nich, bo chyba dawno nie miały wody. Dodatkowo, co jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe, obok biurka stoi klatka z papugą.

– Rozgość się.

Ja pierdolę, takiego syfu dawno nie widziałem. Podchodzę do krzesła i pierwsze, co robię, to sprawdzam, czy jest czyste. Z duszą na ramieniu siadam, oczekując momentu, kiedy opuszczę ten przybytek zapomniany przez Boga.

– W porządku – stwierdzam nieco szybko. – Możemy zaczynać.

Gavin uśmiecha się do mnie.

– Może kawy?

– Nie, dziękuję.

Na samą myśl o tym, co może znajdować się w filiżankach, dostaję gęsiej skórki. Mężczyzna prostuje się i zaczyna grzebać w stercie dokumentów, aż w końcu znajduje jeden z nich. Wygląda jak wyciągnięty dosłownie z dupy. Podaje mi go, a ja zerkam na wyniki sprzedażowe firmy, która od lat jest z nami na rynku. Producent suplementów diety dla sportowców. Lata świetności są dawno za nimi, jednak nadal utrzymują się na rynku. Unoszę na niego pytające spojrzenie.

– Co to ma być?

Odchrząkuję. Dziwne, że Gavin jest w posiadaniu tych dokumentów. Wygląda to jak raporty wewnętrzne firmy, które nie powinny być w jego rękach.

– VitalCore Labs. Ostatnio zauważyłem, że zaliczają coraz większy spadek na rynku. Ich produkty są coraz bardziej beznadziejne i wypierane przez inne firmy. Zjadane na śniadanie, a następnie wydalane. Oglądanie ich w tej chwili daje mi ogromną satysfakcję, jednak to mi nie wystarcza. Nie zaspokaja mojego głodu. Chcę, żeby zniknęli z powierzchni ziemi i pozwolili nowej, młodej firmie się rozwinąć. Poza tym nienawidzę ich szefa. Ten pajac strasznie działa mi na nerwy. Zasłużył na porażkę.

Marszczę brwi.

– Nadal nie wiem, co W&L&C Media ma z tym wspólnego.

Mężczyzna prostuje się i uśmiecha.

– Jesteście medialną potęgą, a ja pionierem w dziedzinie suplementów. Razem możemy podłożyć im nogę i zgarnąć ich udziały.

Spoglądam ponownie na raport. Owszem, ich wyniki nie są najlepsze, a ja lubię brudną grę, ale nie taką. Nie w momencie, w którym ktoś mi nie zagraża i robię to tylko dla swojej chorej przyjemności. Gavin patrzy na sytuację przez pryzmat ich prywatnych rozgrywek, które mam w dupie. To nie jest moja wojna.

– Nie potrzebuję ich udziałów, aby coś sobie udowodnić. – Odkładam kartkę na biurko. – Nie mam potrzeby robienia czegoś, co nie przyniesie mi żadnych korzyści, a tym bardziej angażować w to firmy.

– Walker i Lewis posłuchają cię, bo ufają twojemu osądowi.

Jego głos jest przekonujący, jednak ja wiem swoje.

– Moi wspólnicy mają do powiedzenia tyle co ja. Każdy z nich powie to samo. Nie potrzebujemy upadku VitalCore Labs. Jak sam zauważyłeś, ich firma ma się nie najlepiej, więc nie rozumiem potrzeby dobijania ich do ziemi.

– Abyśmy stali się potęgą!

– W&L&C Media jest potęgą – podkreślam. – I nigdy nie angażowaliśmy się w celowe doprowadzanie firm do upadku, jeśli nie mieliśmy konkretnego powodu. To pokazuje jedynie, że jesteś słaby i urazy osobiste przedkładasz ponad biznes.

Gavin mruży oczy.

– Chodzi o fakt, że możemy się wzbogacić. Zyskać coś.

Parskam śmiechem.

– Co możemy zyskać od firmy, która ledwo utrzymuje się na powierzchni?

To jedyne pytanie, jakie nasuwa mi się w tym momencie, bo kompletnie nie rozumiem jego toku myślenia.

– Udziały. Moglibyśmy zainwestować i stworzyć firmę. Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, bez żadnych pośredników – przerywa, a potem dodaje: – Ja i Michael Clarke. Nowa marka na nowojorskim rynku. Bez zbędnych psów.

Kiedy słyszę ostatnie słowa, ręce zwijają mi się w pięści. Prostuję się i piorunuję go wzrokiem.

– Radzę ci zważać na słowa.

Gavin przewraca oczami.

– Przy mnie nie musisz udawać, Clarke. Wiadomo, że Walker i Lewis to twoje psy.

Wstaję gwałtownie i patrzę na niego z góry.

– Rozmowę uznaję za zakończoną – warczę.

Mężczyzna również wstaje, a potem unosi ręce.

– Nie rozumiem, dlaczego się upierasz. Każdy wie, kto jest największym graczem na rynku. Obaj jesteśmy w tym od lat i znamy swoją wartość. Możemy stworzyć dobry interes, gdzie podstawą są ludzie sukcesu.

– Gdyby nie Matt i Trevor, W&L&C Media by nie istniało – mówię pewnie. – Każdy z nas ma swoje udziały i ważniejsza od zysków jest satysfakcja, którą mamy z działania. Nie żerujemy na słabszych, a wypleniamy tych, którzy, tak jak ty, grają w swoje pierdolone gry.

Gavin parska śmiechem.

– A wy nie gracie? – odpowiada z sarkazmem. – Walker żeruje na krzywdzie innych, a Lewis jest kurwą w świecie finansów.

Patrzę na niego kpiąco.

– Jest kurwą, bo ograł twoją cipę od finansów, która nie potrafi dodać dwa do dwóch? – Uśmiecham się delikatnie. – Faktycznie, coś wspominał.

Mężczyzna zaczyna czerwienieć ze złości.

– A Walker? – kontynuuję ze spokojem. – Czyż nie nagrał materiału o jednym sportowcu… – Udaję, że próbuję sobie przypomnieć. – Ah, tak! Tyler Crossman! Wybitny lekkoatleta i jednocześnie kochanek twojej żony, prawda?

Po jego minie wnioskuję, że uderzyłem w jego słabe punkty. Nie lubię mieszać życia prywatnego z pracą, ale czasami należy pokazać innym, gdzie jest ich miejsce.

– Nie wpierdalaj się, Clarke – warczy.

– A ty nie wpierdalaj się w moją firmę, nie obrażaj wspólników i nie zawracaj mi głowy chęcią współpracy, która nie ma nic wspólnego z normalnym biznesem. Zachowujesz się jak gówniarz, który potrzebuje adrenaliny. Kręci cię znęcanie się nad innymi? Jak bardzo chcesz, aby VitalCore Labs zniknęło z powierzchni ziemi?

Doskonale wiem dlaczego. Połączyłem kropki, kiedy Gavin wskazał mi firmę, której chce się pozbyć. Otóż jego żonka ma bardzo elastyczne nogi i okazało się, że ma romans z szefem tamtej firmy. Co więcej, fakt ten wyciekł nie przez W&L&C Media, a przez inne nic nieznaczące pismaki, ale jednak zdobyło to swoją sławę.

– Ty wiesz i ja wiem, dlaczego chcesz to zrobić – stwierdzam z rozbawieniem. – Nawet mi cię nie żal. Lepiej mieć faceta, który ma czym pieprzyć żonę, niż gościa, który jest zwykłą kurwą nie mającą nic wspólnego z prawdziwym światem.

Sądząc po minie Gavina, nasza dyskusja dobiega końca.

– Nie chcesz grać w mojej drużynie, więc nie będę nalegał, ale wiedz, że pierwsze padnie VitalCore Labs, a potem W&L&C Media. Cała wasza trójka przyjdzie do mnie błagać o pracę.

– Twoje plany są doprawdy zacne, ale coś ci powiem. – Opieram dłonie o oparcie fotela – Zanim zdążysz wymówić nazwę naszej firmy, wypalisz się jak twoje durne pomysły. A błagać o pracę? Myślę, że za dużo marzysz, choć może w snach sobie to powtarzaj, bo tylko tam masz coś do powiedzenia.

Odpycham się i ruszam do wyjścia.

– Ty i twoje kundle przyjdziecie jeszcze do mnie!

Posyłam mu ostatnie spojrzenie.

– Oczywiście, ponieważ dostarczyłeś mi ciekawy materiał na nagranie dla Walkera.

Mężczyzna blednieje.

– Z kolei Lewis przyjdzie wykończyć twój dział finansowy. Z tego, co wiem, ma ostatnio dobry humor, więc zrobi to bardzo szybko.

– Ty kurwo…

– Gavin, wystarczy – odpowiadam ze stoickim spokojem. – Radzę ci rozwagę, drugi raz nie będę miły.

Wychodzę, zamykam drzwi z hukiem i od razu kieruję się w stronę wind. Ja pierdolę, ten syf będzie prześladował mnie do końca życia. Nie dziwię się, że żona go zdradza, skoro ten człowiek zapewne ma problem nawet z podstawową higieną. Kiedy tylko wychodzę na świeże powietrze, biorę głęboki oddech. Gavin myśli, że jest grubą rybą i może mi zaszkodzić. Jakim trzeba być idiotą, aby marzyć o czymś takim.

Wsiadam do samochodu i wracam do siedziby firmy. Wiem, co muszę zrobić, i to bez dyskusji. Nie mam zamiaru tolerować więcej takiego gówna. Konkurencja ma być zdrowa, a nie podyktowana prywatnymi pobudkami. Nienawidzę czegoś takiego i wzbudza to we mnie jedynie wstręt do takich osób. Po godzinie podjeżdżamy pod budynek, a ja szybko wysiadam z auta. Idę przez korytarz i od razu wyciągam telefon. Wciskam odpowiedni guzik w windzie, po czym wjeżdżam na górę. Cholera, nie będę sam dzwonił, skoro nie wiem, czy Matt nie jest w trakcie nagrywek. Kiedy wysiadam na swoim piętrze, Ava odrywa się od pracy i zerka na mnie.

– Sprawdź, co robią Walker i Lewis. Jeśli są wolni, to zwołaj spotkanie w konferencyjnej.

– Oczywiście.

Kobieta od razu sięga po telefon, a ja wchodzę do gabinetu. Ściągam marynarkę i ruszam do łazienki przyłączonej do pomieszczenia. Podwijam rękawy koszuli i bez zastanowienia myję ręce. Cholera wie, co jeszcze żyło w gabinecie Gavina, zdecydowanie nie chcę z tego powodu się pochorować. Wyciskam jeszcze więcej mydła, a po chwili opłukuję i osuszam dłonie. Na koniec zgarniam żel antybakteryjny i dokładnie wcieram. Wyrzucam papier do kosza, kiedy dzwoni telefon. Podchodzę i odbieram go.

– Słucham?

– Panie Clarke, panowie Walker i Lewis będą w sali za piętnaście minut.

Odchrząkuję.

– Świetnie.

– Coś jeszcze, panie Clarke? – pyta uprzejmie asystentka. – Mam coś przygotować?

– Nie.

– W porządku.

Rozłączam się, a następnie sięgam po marynarkę i ruszam do konferencyjnej. Choć nie mieliśmy dzisiaj ustalonego spotkania, to wiem, że muszę działać. Nigdy nie zostawiam niezałatwionych spraw, a jeśli Gavin myślał, że go tylko wystraszyłem, jest w błędzie. Wchodzę do pomieszczenia, a następnie siadam na swoim miejscu i czekam na wspólników. Pierwszy zjawia się Lewis.

– Rozumiem, że na spotkaniu było ciekawie, skoro nas tu zaprosiłeś. – Siada na swoim miejscu. – Co zaoferowała ci ta pizda? Dupę swojej córki czy zużytą cipkę swojej żony?

Przewracam oczami.

– Nic z tych rzeczy.

Po chwili dołącza do nas Walker, który również ma nietęgą minę.

– Co się dzieje?

Podchodzi i siada naprzeciwko Lewisa, a ten śmieje się do niego z rozbawieniem.

– Wybieramy imię dla twojej małej Ivy.

Matt zerka na mnie, a Trev zaczyna się śmiać.

– Mamy już wybrane imię – burczy.

– Tak, jakie?

Żaden z nas nie jest zbyt wylewny, ale raz na jakiś czas uchylamy rąbek swojego życia. Choć ja najmniej, bo moje życie jest nudne.

– Maya.

Kiedy wypowiada te słowa, w jego głosie słychać niezwykłą delikatność. Wiem, że jego córka będzie najlepiej strzeżona i kochana przez rodziców, którzy dadzą jej ogrom miłości i szczęścia.

– W takim razie Maya będzie miała dwóch zajebistych wujków. Jednego sztywniejszego, ale zawsze.

Trevor patrzy na mnie wymownie, a ja wzdycham.

– A więc mam sprawę niecierpiącą zwłoki – zaczynam od razu. – Byłem na spotkaniu z prezesem EquipSport. Gavinowi bardzo przeszkadza firma, która praktycznie chyli się ku upadkowi. Zaproponował mi, abyśmy wykorzystali wiedzę, którą on nielegalnie przechwycił, i pomogli im szybciej skończyć żywot.

Matt mruży oczy.

– Gavin Aldridge to szycha. Raczej staraliśmy się sobie nie wchodzić w drogę – stwierdza. – Dlaczego teraz? Co to za firma?

– VitalCore Labs.

Walker parska śmiechem.

– No jasne. Nie dziwię się, skoro prezes firmy bzyka jego żonę.

Kto jak kto, ale Matt wie wszystko. Największe i najmniejsze smaczki z celebryckiego burdelu.

– Ona ma przewiew między nogami – śmieje się Trevor. – Kto by nie słyszał o puszczalskiej pani prezes, która co rusz ma nowego Alvaro.

– Zgadza się, o niej mowa. Natomiast Gavin chce ich zniszczyć ze względu na prywatne pobudki i włączyć do tego W&L&C Media.

Trevor prostuje się na krześle.

– Nasza firma nie musi brać udziału w przedstawieniu Gavina. Niech sam mści się na kochanku żony.

– Zgadzam się – odpowiada od razu Matt. – Nie potrzebujemy tego.

Kiwam głową.

– W rozmowie zaczął obrażać naszą firmę i was, a potem odgrażał się, że nas zniszczy.

Wspólnicy spinają się, po czym patrzą jeden po drugim.

– Matt, dowiedz się, kto jest wtyką w firmie Gavina. – Spoglądam na Trevora. – A ty sprawdź ich firmę tak, jak robisz to najlepiej.

– Czyli mają zniknąć?

Unoszę delikatnie kąciki ust.

– Chcieli usunąć słabego gracza, dlatego my usuniemy silnego. Z pewnością mają coś za uszami, a wasze ekipy wyłapią wszystko.

Nie mówię nic o dyktafonie, bo to samo w sobie nie jest legalne, jednak stanowi dla mnie zabezpieczenie i odstraszacz dla Gavina. Zresztą doskonale wiedzą, co mają robić. Znając życie, Walker znajdzie ciekawsze rzeczy niż brudy na tę firmę, a Lewis dopatrzy się niejednego przekrętu.

– W takim razie działamy – mówi po chwili Trevor i wstaje. – Nie ma co czekać. Postaram się poszperać, jakbym coś miał, dam ci znać.

Matt również wstaje i przytakuje.

– Ja też postaram się coś znaleźć. Nie obiecuję, że od razu, bo mam masę innych projektów, ale się postaram.

Mężczyźni opuszczają salę konferencyjną, a ja opieram się wygodnie o fotel. Nie pozwolę, aby jakiś śmieć myślał, że ma nad nami przewagę. Skoro tak bardzo chce pozbywać się konkurencji, to ja pozbędę się swojej. Jego firma pójdzie na dno, wierzę, że Walker nie zostawi na nich suchej nitki, a Trev ogołoci co do dolara. Ja będę z tyłu nadzorował wszystko i w razie komplikacji użyję innych środków.

Jedno jest pewne. Pieprzony Gavin nauczy się, że z W&L&C Media się nie żartuje, ponieważ konsekwencje tego są srogie. Ja nie krzyczę, nie rzucam błotem, ale działam w ciszy. A to gorsze niż hałas, ponieważ nikt nie wie, jaki będzie mój kolejny krok. Ile ich będzie oraz jak będą one mocne.

Nazywam się Michael Clarke, a łamanie zasad w ciszy to moja specjalność.

Rozdział 2

Emily

Nie mogę się doczekać, aż będzie ciepło!

Choć kocham Nowy Jork, to uwielbiam słońce. Zawsze przypomina o wszystkim, co dobre, ciepłe i czyste. Spaceruję po parku, trzymając w ręku kubek z gorącą kawą. Każdą przerwę w pracy wykorzystuję na rozprostowanie kości i dotlenienie się, gdyż praktycznie jestem przykuta do biurka.

Zaczęłam pracę dla Harris Publishing od razu po skończeniu studiów. Przez cztery lata pracowałam jako kelnerka, a w weekendy sprzątałam domy zamożnych ludzi, aby móc utrzymać się na studiach. Nie mam rodziny, która mogłaby mnie wesprzeć dobrym słowem, czy takiej, do której mogłabym zwrócić się o pomoc. Jestem sama, ale hej! Zawsze mogło być gorzej, prawda? I tak jestem wdzięczna losowi za to, co mam.

Wychowywałam się w sierocińcu, gdzie miałam zapewniony byt oraz podstawową edukację. Nie narzekam, bo wiem, że mogłam przymierać głodem, a jednak miałam dach nad głową oraz poznałam naprawdę wielu dobrych ludzi. Choć pewna rana z tamtego okresu nadal pozostaje otwarta, a najgorsze jest to, że ona zawsze będzie nieuleczona. Część mnie wyrwana i bezpowrotnie odebrana.

Kiedy zatrudniłam się w wydawnictwie, poznałam Ivy. Dziewczynę o pięknych, lekko brązowych włosach i wielkich oczach, które pałały samym dobrem. Od razu się zaprzyjaźniłyśmy i cieszę się, bo, cholera, uwielbiam ją! Jest świetna i potrafi rozmawiać o wszystkim. Ma dobre serce, dlatego też kiedy otworzyłam się przed nią i opowiedziałam swoją historię, wkręciła mnie do swojej paczki. Z początku nie chciałam się narzucać, ale po czasie sam Matthias i Rose namówili mnie na pierwszą domówkę.

Dzięki nim czuję, że nie jestem sama. To takie miłe uczucie wiedzieć, że ktoś do ciebie napisze miłego SMS-a czy zadzwoni i zapyta, jak się czujesz. Matthias jest świetnym mechanikiem, ale kiedy zepsuł się mój wymarzony skuter w miętowym kolorze, oddałam go do naprawy innemu fachowcowi. Nie chciałam, aby pomyślał sobie, że cokolwiek chcę za darmo albo że potrzebuję jakichś profitów ze znajomości z nimi. Kocham ich, bo są dla mnie. Jednak kiedy M. dowiedział się o tym, co zrobiłam, tego samego dnia odebrał moje maleństwo i przewiózł do siebie na warsztat. Naprawił go i nie wziął pieniędzy, bo – według niego – przysług przyjacielskich nie ma w cenniku. Wtedy pokochałam go jeszcze bardziej, bo od dawna nikt nie zrobił dla mnie czegoś tak miłego. Niestety niedawno musiałam sprzedać mojego „miętuska”, ponieważ koszty jego utrzymania i garażowania za bardzo obciążały budżet. Odsuwałam od siebie tę decyzję, bo Matthias doprowadził go do idealnego stanu, więc służył mi bez zarzutu.

Rose jest cudowna i do szału zakochana w młodszym Walkerze. Widać to na pierwszy rzut oka, jednak zastanawiam się, kto kogo blokuje. Ona jego czy on ją? Czasami intuicja jest moim największym przekleństwem, bo z łatwością potrafię odczytać ludzkie intencje. Ale też dzięki niej wiem, od których osób trzymać się z daleka, a do których mi zdecydowanie bliżej. Dzięki pracy oraz znajomym stopniowo otworzyłam się i stałam się duszą towarzystwa. Bywam bezczelnie prawdziwa, co przeszkadza wielu osobom. Nie mam filtra w języku, dlatego zapewne rzucam się z łatwością w oczy. Mnie to nie przeszkadza, ponieważ jestem po prostu sobą. Albo kocha się mnie taką, jaką jestem, albo nie. Po przerwie wracam do naszego biura, gdzie czeka już Ivy. Obdarza mnie radosnym uśmiechem. Teraz wygląda jeszcze piękniej z zaokrąglonym brzuszkiem.

– Masz już zrobioną korektę dla Harper Ellington? – pyta od razu. – Dzwonili do mnie w tej sprawie. Autorka się niecierpliwi.

Odkładam torebkę na biurko, a następnie siadam do laptopa.

– Mam zrobioną, ale termin mamy do jutra – wzdycham. – Nie rozumiem, jak ktoś może pisać książki, a jednocześnie nie potrafić czytać ze zrozumieniem.

Dziewczyna śmieje się cicho.

– To chyba standard w naszej pracy, prawda?

Niestety, ale młode pisarki bardzo często zapominały, że nie mają do czynienia z robotami, ale z żywymi ludźmi. Zawsze starannie planuję swój grafik i oddaję prace w terminie. Staram się, aby nigdy nie było opóźnień, jednak celowe poganianie mnie jest bez sensu.

– Jak obiad? Matt trochę luzuje, czy nadal chce zamknąć cię w wieży do czasu porodu?

Ivy mruży oczy.

– Jeśli kogokolwiek zamkną, to mnie w wariatkowie – stwierdza z przerażeniem. – Matt oszalał. Ciąża przebiega prawidłowo, Maya jest coraz większa, ale wydaje mi się, że dla niego nie ma to znaczenia.

Wzdycham.

– Kocha cię i się martwi. To logiczne.

– Tak, ale ja chcę chodzić do pracy, bo to kocham. Nie przemęczę się przed laptopem, na litość boską!

W sercu czuję delikatne ukłucie. Ivy ma kochającego męża, który zrobiłby dla niej absolutnie wszystko, oraz córeczkę w drodze. Mia ma Trevora, z którym układa swoje życie, a Rose i Matthias krążą wokół siebie, ale wiadomo, jak to się skończy. Nie zazdroszczę im w zły sposób, a w ten dobry. Sama chciałabym denerwować się o takie rzeczy. To miłe patrzeć, jak ktoś jest obdarowywany tak ogromną miłością.

– Masz jakieś plany na dziś? – pyta, upijając łyk swojej herbaty.

Wzruszam ramionami i opieram się wygodnie o fotel.

– Moje plany to kąpiel w wannie, dobre wino i masa modlitw, aby żadna z autorek nie znalazła mojego numeru. – Ivy parska śmiechem. – A ty?

– Pewnie pojedziemy z Mattem na basen, a wieczorem będziemy wylegiwać się na kanapie. To ostatnio jedyna rozrywka, jaką mam.

Uśmiecham się do niej, a potem obie zasiadamy do pracy. Otwieram plik z ostatnią książką, a następnie wczytuję się w tekst. Uwielbiam wyłapywać błędy i je poprawiać. Sprawia mi to ogromną przyjemność, a przede wszystkim daje poczucie, że sama niejako dokładam cegiełkę do tego, aby tekst był idealny. Praca w wydawnictwie sprawia, że czuję się potrzebna. Kocham życie i choć ono czasami nie kochało mnie, to ja uśmiecham się mimo wszystko.

W pracy poznałam również Ethana, który pracuje w dziale prawnym jako jeden z głównych mecenasów. Zna się na swojej pracy jak mało kto i od razu się polubiliśmy. Nie szukam w tym momencie miłości, bo… boję się jej jak ognia. Relacje z mężczyznami napawają mnie strachem z powodu mojej przeszłości. Lubię z nimi rozmawiać, śmiać się, ale kiedy ktoś wykonuje nieodpowiedni krok, usuwam się w cień.

– W sobotę będziemy robić imprezę. Wpadniesz?

Unoszę wzrok nad komputer.

– Oczywiście! Standardowa paczka?

Kobieta kiwa głową.

– Tak, ale zaprosiliśmy też Mię i Trevora.

Uśmiecham się, bo bardzo ją polubiłam. Mia jest cudowną i ciepłą osobą, ale mocno stąpa po ziemi. Nie boi się niczego i potrafi wprost wypowiadać swoje zdanie. No i plus, bo żyje z Trevorem, a więc powinna dostać Nagrodę Nobla w dziedzinie cierpliwości. Ja osobiście nie mogłabym być z kimś tak nieprzewidywalnym, jednak wiem, że bardzo ją uszczęśliwia.

Kiedy wybija piętnasta, Ivy zaczyna pakować swoją torebkę, a ja jestem już na końcówce trzynastego rozdziału.

– Lecę, bo mamy wizytę u lekarza.

Dotyka czule swojego brzuszka.

– W takim razie uważaj na siebie i małą. – Posyłam jej buziaka w powietrzu. – I pozdrów Matta.

– Buziaki!

Kobieta macha dłonią i wychodzi, a ja zostaję sama. Wracam do pracy, starając się skupić na tekście. Muszę się maksymalnie skoncentrować, żeby wyłapać jak najwięcej błędów. Ciche pukanie do drzwi wyrywa mnie nagle z książkowego świata, a po chwili do środka wchodzi Ethan. Jak zawsze w eleganckim garniturze wygląda naprawdę przystojnie.

– Hej, mała – wita się ze mną ciepło, a na jego ustach błąka się delikatny uśmiech. – Jeszcze chwila i wejdziesz do tego ekranu.

Parskam śmiechem, odsuwam się od monitora i unoszę brwi.

– Bardzo zabawne. Odzywa się ten, który ma więcej papierów na biurku niż spraw do załatwienia.

Mężczyzna patrzy na mnie z oburzeniem, krzyżując dłonie na piersi.

– Jestem prawnikiem.

Uśmiecham się z ironią, podpierając podbródek dłonią.

– A więc chaos i papierologia to twoje naturalne środowisko. Nie martwisz się, że coś tam wyhodujesz? Pewnie codziennie przysięgasz sobie przed lustrem, że w końcu to ogarniesz.

Ethan mruży oczy i widzę, że chce mi odpowiedzieć, jednak ostatecznie wzrusza ramionami i śmieje się rozbawiony.

– A ty pewnie codziennie stajesz przed lustrem i obiecujesz sobie, że nie będziesz tak sarkastyczna. Jak nam idzie, Em?

– Remis – odpowiadam z dumą. – Skończyłeś już?

Kiwa głową, podchodząc bliżej, po czym siada na rogu biurka.

– Porywam cię.

Unoszę wysoko brwi.

– Jeśli chcesz spędzić kilka lat w więzieniu, to nie ma sprawy.

Ethan wybucha śmiechem, jednak jego oczy nadal wpatrują się we mnie. Już od jakiegoś czasu mężczyzna wyraźnie jest mną zainteresowany, jednak ja mam obawy. On jest naprawdę cudownym mężczyzną, ale nie czuję żadnych większych emocji w stosunku do niego. Oczywiście, lubię go jak przyjaciela i zawsze może na mnie liczyć, ale nie jestem w stanie otworzyć przed nim serca. Wszystko zaczęło się od momentu, kiedy byłam jego osobą towarzyszącą na ślubie. Wtedy najwidoczniej Ethan wiele sobie dopowiedział. Kobiety w naszym wydawnictwie patrzyły na niego jak na Boga. Dlaczego więc ja nie potrafiłam?

– Kolacja, wino? Może pójdziemy do kina? – Przygryzam nerwowo wargę. – Nie przyjmuję odmowy.

Jego głos jest stanowczy.

– Kiedy? – pytam, nie chcąc go skrzywdzić.

Ethan posyła mi pełen nadziei uśmiech. Zdecydowanie on nadal liczy na coś, czego nie mogę mu dać.

– Może jutro? Jest piątek, więc zdecydowanie będziemy mogli się wyluzować.

Nie pozostaje mi nic innego, jak się zgodzić. W sobotę i tak spotykam się z paczką, więc cały weekend będę wśród swoich przyjaciół.

– Dobrze, dziewiętnasta?

Mężczyzna dotyka delikatnie mojej dłoni.

– Nie mogę się doczekać.

Atmosfera staje się dość niezręczna, dlatego wstaję, wyciągam swoją dłoń spod jego dłoni i posyłam przyjazny uśmiech.

– Więc jesteśmy umówieni, proszę pana.

– Tak, proszę pani – odpowiada rozbawiony. – Nie martw się. Po wszystkim możemy iść do McDonalda.

Wybucham śmiechem. Chyba każdy wie, co jest moją największą słabością. Uwielbiam McDonalda z jednego prostego powodu. Kiedy byłam w sierocińcu, nie mieliśmy wielu luksusów. Jedzenie było proste, czasami ledwo dało się to zjeść, ale i tak byłam wdzięczna za to, co mieliśmy. Nasza placówka była bardzo uboga i różniła się od tych, które są lepiej finansowane. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam logo McDonald’s, miałam niebywałą ochotę tam pójść i zamówić sobie lody, które akurat były wyświetlane na wielkim bilbordzie. Opiekunka, która była wtedy z nami, kategorycznie zabroniła nam zbliżać się do tej restauracji, mówiąc, że to należy się lepszym dzieciom.

Wtedy coś we mnie pękło. Byłam tylko dzieckiem i miałam ochotę na głupie lody, a usłyszałam, że jesteśmy dziećmi gorszej kategorii. Wiele razy zastanawiałam się, jak wyglądali moi rodzice. Czy byli dobrymi ludźmi? Czy patrzyli na świat z uśmiechem? Kiedy widziałam w parku rodziców z dziećmi, śmiejących się i bawiących, myślałam, ile ci ludzie mają szczęścia. Móc przeżywać tak piękne chwile ze swoimi maluszkami.

– Możemy – stwierdzam po chwili i zaczynam pakować torebkę. – Tak czy siak będzie miło.

Ethan jest naprawdę fajnym facetem i wiele razy śmialiśmy się razem do rozpuku. Wydawało mi się, że złapaliśmy dobry kontakt, tak jak Ivy z Matthiasem, jednak okazało się, że ich przyjaźń jest unikatowa.

– Podwieźć cię do domu?

Mężczyzna nadal stoi obok.

– Nie trzeba. – Uśmiecham się z napięciem. – Mam chwilę do domu, więc się przejdę. Spacer przy moim trybie życia to podstawa.

Ten kiwa głową, a potem pochyla się i niespodziewanie całuje mnie w policzek. Moja skóra płonie, a nieproszone czarne myśli zalewają moją twarz. Serce wybija nieznośnie ciężki rytm, przez który zaczynam wpadać w panikę.

– Wszystko w porządku?

Zerkam prosto w jego oczy i choć wiem, że nie chciał źle, to zaczynam czuć się nieswojo, co zapewne widać. Przestaję panować nad tym, co dzieje się w mojej głowie.

– Nie, ale… – dukam przez zaciśnięte gardło. – Przypomniało mi się, że muszę coś załatwić. Widzimy się jutro.

Wymijam go, totalnie ignorując jego zdezorientowane spojrzenie, i wybiegam z biura. W ręku trzymam jedynie torebkę i zbiegam szybko po schodach. Dopiero kiedy jestem na zewnątrz i chłodne powietrze smaga mnie po twarzy, uspokajam oddech.

– Nie daj się swoim koszmarom – mówię sama do siebie. – Nie pozwól im się kontrolować.

Powtarzam sobie to cały czas, jednak niekiedy to nie wystarcza. Niewłaściwy dotyk, jedno spojrzenie czy za duża bliskość mężczyzny potrafią sprawić, że moje ciało zaczyna drżeć, i to nie z przyjemności. Trochę to żałosne, bo mam dwadzieścia siedem lat, a zachowuję się jak dziecko, choć obiecałam sobie, że spróbuję to pokonać. Nieraz chciałam poznać mężczyznę, ale wtedy musiałabym komuś o tym opowiedzieć. Zdradzić swój sekret, a ja nie jestem gotowa się z tym zmierzyć. Wolę wersję uśmiechniętej Emily. Ta mi najbardziej odpowiada. Nie wiem, czy byłabym w stanie otworzyć tę ranę i na dodatek pozwolić komuś na to patrzeć.

Ruszam do mieszkania, po drodze zahaczam o McDonalda i kupuję nuggetsy z kurczaka i frytki. Z uśmiechem wracam do mieszkania, a kiedy wchodzę, czuję ulgę. Moje mieszkanie nie jest duże. Ma małą kuchnię połączoną z salonem, jedną sypialnię i łazienkę, jednak dla mnie jednej to w zupełności wystarcza. W moim mieszkanku jest kolorowo. Choć ściany są białe, to mam wiele różnych dekoracji. Kolorowy łapacz snów na całej ścianie oraz przepiękne obrazy, które dodają wnętrzu charakteru. Lubię takie klimaty, bo wprawiają mnie w cudowny nastrój. Poza tym mam dużo książek, które są dopełnieniem całości.

Uwielbiam czytać. To moje powołanie, a możliwość czytania tekstu przed jego oficjalną premierą jest nobilitacją dla wyjątkowych osób, które nad nim pracują. Nieraz robiłyśmy z Ivy wspólnie redakcję i korektę tekstu, co rusz dyskutując o fabule. Czasami się śmiałyśmy, a nieraz płakałyśmy, kiedy jakaś książka rozjechała nas emocjonalnie.

Ściągam płaszczyk, po czym zgarniam jedzenie i udaję się do salonu. Włączam tv, gdzie lecą wiadomości, i rozpakowuję pachnący posiłek. Wgryzam się ze smakiem w kurczaka, kiedy słyszę pukanie do drzwi. Zamieram z jedzeniem w buzi, zerkając na zegar. Cholera, nikogo się nie spodziewam. Wstaję i zerkam przez wizjer, widok mnie zaskakuje. Otwieram drzwi, po czym wypalam:

– Widzę, że nie masz co robić, Lewis.

Mężczyzna uśmiecha się do mnie w przerażający sposób. Robię mu miejsce, a ten wchodzi do środka i staje w korytarzu.

– Czuję kurczaka.

Przewracam oczami.

– Brawo, Gordonie Ramsayu.

Trev mruży oczy, a potem podaje mi książkę. Odbieram ją i zerkam na tytuł. Ostatnio rozmawiałam z Mią o rozwojowych książkach i miała mi podesłać jedną ze swoich ulubionych, jednak nie spodziewałam się, że będę miała tak specjalnego posłańca.

– Dziękuję. – Zerkam na niego. – Nie musiałeś mi tego przywozić już dzisiaj.

– Wiem, ale Mia by mnie zabiła, gdyby zobaczyła książkę w samochodzie.

Parskam śmiechem, przyciskając ją do piersi.

– Wejdziesz? – pytam nieśmiało. – Zawsze lepiej je się w towarzystwie, a jestem ci wdzięczna, bo będę miała co robić wieczorem.

Przez jego twarz przebiega nieznana mi emocja, a po chwili delikatnie kiwa głową. Uśmiecham się, gestem ręki zapraszając go do środka. Wiem od Ivy, że Trev nie miał łatwego dzieciństwa, więc mimo różnicy charakterów dogadywaliśmy się i wspieraliśmy, co było naprawdę miłe. Choć czasami mam wrażenie, że przytłacza go moje gadulstwo. Mężczyzna ściąga płaszcz, a ja idę do kuchni po talerzyki oraz szklanki. Kiedy przychodzę, Trevor je już kawałek kurczaka.

– Talerzyk? – Wskazuję na naczynie.

– A to poważna kolacja czy przyjacielska?

Prycham, odkładając talerze na bok, po czym siadam obok niego. Sama zabieram się za swoją porcję.

– Jesteś po pracy?

– Tak – odpowiada od razu, a potem wzdycha. – To był cholernie ciężki dzień i cieszę się, że już się kończy.

Przeżuwam mięso, zastanawiając się, jak mężczyzna radzi sobie z taką presją. W&L&C Media to potęga, a Lewis samą swoją postawą jest uosobieniem władzy.

– Macie nowe materiały?

– Tak, cały czas coś się dzieje. Dodatkowo chcemy odciążyć Matta, żeby mógł więcej czasu przebywać z Ivy.

Uśmiecham się do niego.

– Wypiękniała w ciąży – mówię z rozmarzeniem. – Ale kontrola Matta powoli ją denerwuje.

Przewraca oczami.

– Walker świruje, to fakt, ale robi to tylko z troski. – Unoszę wysoko brwi. – Poza tym, gdyby Ivy postawiła sprawę jasno, to być może by zluzował.

– Tak jak Mia stawia się tobie? – pytam rozbawiona. – W sumie nigdy nie widziałam, abyś był tak miły, jaki jesteś przy niej.

Trevor się zmienił. Wiele razy podrzucał coś Ivy do redakcji i za każdym razem był dość nieprzyjemny w obyciu, jednak odkąd w jego życiu pojawiła się odpowiednia kobieta, stał się dla nas bardziej dostępny.

– Mia wiele zmieniła – odpowiada cicho. – Czasami śpię obok niej i nie wierzę, że jest tutaj ze mną.

– Każdy zasługuje na szczęście.

Mężczyzna wbija we mnie spojrzenie.

– Nie ktoś taki jak ja.

– Każdy. – Upieram się. – Nie ma osoby na świecie, która nie mogłaby zaznać szczęścia. Wystarczy pozwolić mu wejść do swojego życia.

Wzruszam ramionami, a kąciki jego ust delikatnie drgają.

– Ty też kiedyś trafisz na obrzydliwie kolorowego księcia z bajki – stwierdza z rozbawieniem. – Tylko ktoś taki do ciebie pasuje.

Parskam śmiechem.

– Bez przesady. Nie musi być kolorowy!

– Intuicja podpowiada mi, że jednak musi. – Trev wyciera usta serwetką, a potem wstaje. – Dziękuję za kolację.

Odprowadzam go do drzwi i czekam, aż ubierze płaszcz. Kiedy ma już wychodzić, odwraca się do mnie i pyta:

– Za tydzień jest Zjazd Mediów w Nowym Jorku. Ivy mówiła, że jedziesz tam z kilkoma osobami z wydawnictwa.

Przytakuję. Zjazd Mediów odbywał się co roku i za każdym razem wzbudzał we mnie ogrom emocji. Zawsze chciałam zostać wytypowana jako osoba reprezentująca wydawnictwo, ale nigdy mi się to nie udawało. Aż do teraz.

– Tak, jadę – mówię z radością. – Będę tam pierwszy raz i jestem mega podekscytowana. Spotkamy się na miejscu, tak?

Mężczyzna mruży oczy zaskoczony.

– My?

– No tak, ty albo Matt, choć zakładam, że ty pojedziesz od siebie z firmy. To twoja działka.

Trev wypuszcza powietrze.

– Po ostatniej konferencji w Seattle zniechęciłem się do świecenia na ściankach.

Ostatnie publiczne wystąpienie Trevora faktycznie miało dość mocny charakter – i doznaniowy, i smakowy. Media rozpisywały się o incydencie z Mią, jednak Lewis uciszał ich jak robaki.

– Matt? – pytam nieprzekonującym głosem.

Lewis kręci głową.

– Michael będzie nas w tym roku reprezentować.

Kiedy to słyszę, wybucham głośnym śmiechem. Myślę, że mogą mnie słyszeć sąsiedzi mieszkający obok. Kiedy się uspokajam, patrzę prosto w jego zupełnie poważne oczy.

– Ta niemowa? – pytam z niedowierzaniem. – Ale on wie, że tam trzeba odzywać się do ludzi i nie być naburmuszonym pajacem przez cały wieczór?

– Podejrzewam, że wie, poza tym Clarke odzywa się wtedy, kiedy trzeba.

Prycham.

– Czyli rzadko to robi – kwituję. – Jedyne, co on potrafi robić, to obserwować.

– To w biznesie jest bardzo ważne, Emily – strofuje mnie twardym głosem. – Michael jest istotnym elementem naszej firmy. Może nie jest rozgadany jak ty, ale wydaje mi się, że tutaj trudno ci dorównać.

Wzdycham, zdecydowanie niezadowolona z faktu, że nie jedzie żaden z chłopaków, z którymi się dogaduję. Czułabym się raźniej, a tak będę musiała oglądać pana snoba we własnej osobie.

– Nadal nie wybaczyłaś mu tego drinka?

Przewracam oczami.

– Gdyby potrafił powiedzieć „przepraszam”, to nic by się nie stało.

Tym razem to Trevor się śmieje.

– Z tego, co mówiła Mia, wywaliłaś mu litanię, a na koniec nazwałaś snobem.

Najwyraźniej Lewisa to bawi, jednak wtedy naprawdę byłam na skraju własnej cierpliwości.

– Nazwałam to, co widziałam, Trev.

Mężczyzna kręci głową.

– Pamiętaj, że nawet jeśli nie ma mnie czy Matta, to Michael zawsze ci pomoże. Wiem, że wydaje się, iż ma wszystko w dupie i jest bardzo chłodny w obyciu, ale ci nie odmówi.

Z pewnością nie odmówi, bo, do cholery, on nic nie mówi! Na weselu Ivy i Matta rozmawiał głównie z bogatymi dupkami. Interesy, wszędzie tylko interesy.

– Emily? – Groźny tembr głosu Trevora wyrywa mnie z rozmyślań. – Obiecujesz, że jak cokolwiek będzie się działo, to zwrócisz się do Michaela?

– Obiecuję – odpowiadam po chwili.

Mężczyzna puszcza mi oczko, a następnie wychodzi z mojego mieszkania. Wracam do salonu, gdzie sprzątam pozostałości po kolacji. Wiem, że Trevor i Matt zawsze biorą mnie pod uwagę i w jakiś sposób chcą mnie chronić. Matthias również to robi, ale to są mężczyźni, których znam, a przede wszystkim tacy, którzy wykazują choć odrobinę uczuć. Czasami może wydają się chłodni i niedostępni, ale lepsze to niż nic. Clarke, którego poznałam na weselu Walkerów, wcale mnie nie przekonał, a wręcz przeciwnie. Staranował mnie w przejściu i przez niego prawie wylałam drinki.

Mężczyzna jego pokroju zapewne wydawał komendy i wszyscy skakali wokół niego jak posłuszne pieski. Gdyby potrafił się choć uśmiechnąć, ale on tego nie robił. Z radością wszystko ignorował, ale kiedy jedna młoda dupa przyczepiła się do niego koło barku, to widziałam iskrę w jego spojrzeniu, gdy z nią flirtował. Jednak to nie ona sprawiała mu przyjemność, a kontrola. On to uwielbia i właśnie tym się karmi. Jednak za idealnie skrojonymi garniturami bywają naprawdę okrutne i złe serca.

Choć nie wiem, co będzie na spotkaniu, to będę trzymać się od niego z daleka. Na pewno nie mam zamiaru prosić go o pomoc. Zresztą jak bryła lodu mogłaby mi pomóc? Kręcę głową, starając się przestać o nim myśleć, i ruszam pod prysznic. Muszę się rozluźnić po całym dniu, a potem zacząć lekturę książki od Mii.

Plan na wieczór? Idealny!

Rozdział 3

Michael

Biegnę przez park, nasuwając mocniej kaptur na głowę. Mięśnie przyjemnie się rozciągają, sprawiając, że od razu mam ochotę podkręcić tempo. Aktywność fizyczna zawsze pomagała mi rozładować napięcie. Choć wielu osobom wydaje się, że jestem opanowany i tego nie potrzebuję, to wszystko kumuluje się we mnie i szuka ujścia. Nie chcę się wyżywać na pracownikach czy wspólnikach, dlatego wolę rozładować to w zdrowy sposób. Poza tym nie chcę wyglądać źle. Uważam, że kondycja naszego ciała to również kondycja głowy, a ja chcę pozostać długo w grze.

Przebiegam wzdłuż alejki, zastanawiając się, jak poradzić sobie na pieprzonym Zjeździe Mediów. Zaciskam dłonie w pięści, bo to ostatnie, czego chcę, ale nie mam wyjścia. Każdy z chłopaków odwalił swoją robotę na ściankach, a tylko ja sporadycznie się pokazywałem. Wielu uważa, że jestem tylko od inwestowania w firmę, ale to nieprawda. Od zawsze wolę być w cieniu. W szkole nie byłem typem dziecka, które musiało być widoczne. Choć miałem dobre oceny, to trzymałem się z tyłu. Obserwowałem i wyciągałem wnioski, a kiedy trzeba było, zabierałem głos, ale nie ciągnąłem rozmowy na siłę.

Zjazd Mediów odbywa się w Nowym Jorku i jest jedną z najbardziej prestiżowych imprez zrzeszających najpopularniejsze media. Jednocześnie ma na celu pokazać, kto jest najsilniejszym graczem w tej branży. Zanim Matt zakochał się w Ivy, a Trevor w Mii, to tych dwóch uwielbiało blask fleszy. Bez problemu chodzili na eventy, a ja ewentualnie mogłem mówić, na co mają zwracać uwagę, ale, cholera, robili wszystko tak, jak należy. Matt jest błyskotliwy i potrafił bez problemu dowiedzieć się wszystkiego na temat, który go interesował, a oprócz tego miał naprawdę świetnych ludzi wokół. Trevor z kolei hipnotyzował kobiety, nie tylko wolne. Żony, narzeczone, partnerki, które po kilku drinkach potrafiły opowiedzieć mu całą historię życia. Te, które mu się podobały, trafiały do jego łóżka. Zresztą to są najmniejsze przewinienia, o jakich się słyszało.

Wbiegam do holu apartamentowca, mijam recepcję, a następnie ruszam widną do swojego mieszkania. Pot leje się ze mnie, ale to bardzo dobry znak. Uwielbiam, kiedy mój trening przynosi zamierzone rezultaty, a organizm odpowiednio reaguje. Winda dociera na właściwe piętro, po czym otwiera się przy wejściu do mojego apartamentu. Tylko ja znam kod i mogę się tutaj dostać. Od początku marzyłem o czymś, co da mi poczucie bezpieczeństwa oraz spokoju. Zero sąsiadów, rodzin mieszkających z dziećmi. Cisza, która miała dać mi ukojenie po pracy. Kupiłem ten loft rok po założeniu naszej firmy. Choć kosztował wiele, to po sprzedaży mojego poprzedniego domu miałem sporo gotówki. Tamtą nieruchomość kupowaliśmy wspólnie z byłą żoną, ale nie było to moje szczęśliwe miejsce. Czułem się tam jak intruz, ktoś, kto nie rozumie istoty tego miejsca, a żona tylko mnie w tym upewniała.

Mój penthouse jest ogromny. Kolory ścian są czarne, a białe dodatki dodają temu miejscu odrobinę ciepła. W centrum znajduje się salon z ogromnym oknem panoramicznym, skąd rozpościera się piękny widok. Połączony jest z kuchnią, która oddzielona jest ogromnym dębowym blatem, a z tyłu mam ogromnych rozmiarów lodówkę, płytę indukcyjną oraz zawieszone na ścianach szafki. Obok są drzwi, które prowadzą do pokaźnej wielkości spiżarki. Uwielbiam gotować i bardzo mnie to relaksuje. Jeśli tylko mam ochotę i chęci, wolę ugotować sobie coś sam, a jeśli już muszę coś zamówić, to tylko ze sprawdzonych restauracji.

Moja sypialnia znajduje się po drugiej stronie apartamentu. Jest ogromna i stanowi najbardziej prywatną część mojego życia. Jest ona połączona z biurem, więc tam zazwyczaj rozrysowuję sobie plany, które chcę wdrożyć w firmie. Do niej dołączona jest również łazienka oraz garderoba. W łazience znajduje się ogromna wanna, prysznic, toaleta oraz lustro. Wszystko zostało zaprojektowane zgodnie z moimi założeniami. Uwielbiam ciemne kolory, które nadają miejscom tajemniczości. Ceramika jest wykonana z marmuru, a niektóre dodatki są pozłacane. Osobiście nie miałem tego w planach, jednak architekt namówił mnie na to, dlatego się zgodziłem.

Garderoba jest wypełniona moimi ubraniami, głównie garniturami, krawatami oraz spinkami. Mam kilka luźnych rzeczy, takich jak dżinsy, koszulki czy bluzy, ale raczej wolę chodzić ubrany elegancko. Wtedy wiem, że muszę maksymalnie skoncentrować się na pracy i nie myślę o głupotach, które potrafią mnie rozproszyć. Buty ułożone są po drugiej stronie. Mam w kolekcji oxfordy, derby, a także sportowe buty do biegania. Moje biuro jest połączone z sypialnią. Oba pomieszczenia dzieli tylko ściana, bez drzwi. Mam tam tylko biurko, kilka książek, do których lubię wracać, a także obrazy przedstawiające martwą naturę. To właśnie w tym miejscu często rodzą się pomysły w mojej głowie.

Kocham swoją pracę, a ponieważ żyję nią już kilkanaście lat, przeniosłem ją również do swojego domu. Niektórzy powiedzą, że to uzależnienie, ale ja robię to, co lubię i co daje mi spełnienie. Nie mam rodziny, spotykam się jedynie co miesiąc z chłopakami na whisky, a spełnienie moich seksualnych potrzeb zamawiam przez telefon. Niestety, przekonałem się na własnej skórze, że łatwiej kupić seks, niż zdobyć miłość. Nie chcę powtórki z rozrywki, a kobiety, które zamawiam, wiedzą, czego oczekuję. Nie szukają czegoś, czego nie dostaną, i nie próbują zadawać pytań. Tego zdecydowanie nie potrzebuję.

Przechodzę przez korytarz, który prowadzi mnie do sypialni. Muszę jak najszybciej wziąć prysznic i pochylić się nad ostatnimi wydarzeniami z tego tygodnia. Mimo że Walker i Lewis panują nad swoimi działami, to ja i tak zawsze staram się rzucić na wszystko okiem. Zatrzymuję się przed komodą, gdzie zerkam w stronę postawionego w ramce zdjęcia. Ilekroć na nie patrzę, ból w klatce staje się coraz mocniejszy, a wydarzenia z tamtego dnia, uderzają mnie i podwajają moje cierpienie…

Po skończonym spotkaniu jadę do domu, aby w spokoju móc przeanalizować ofertę, którą otrzymaliśmy. Praca staje się lekiem na całe zło po tym, co stało się ostatnio w moim życiu. Zaciskam ręce na kierownicy, kiedy przypomnę sobie, czego byłem świadkiem. Nie jestem w stanie utrzymać nerwów na wodzy. To pierwszy raz w moim życiu, kiedy wszystko wali się i nie mam nad tym kontroli. Odkąd dowiedziałem się, że Catherine ma romans z bogatym Meksykaninem, który prowadzi sieć siłowni, dostałem pierwszy policzek w twarz. Uderzyło mnie to niczym rozpędzony tir, który zamiast zwolnić, gdy byłem widoczny na drodze, tylko przyśpieszył. Moja żona miała wszystko, czego chciała. Kochałem ją, tak, kurwa, mocno, jak tylko się dało. Wydawało mi się, że rozumie fakt, iż muszę więcej pracować, aby dać jej życie, na jakie zasługuje. Mimo napiętych grafików starałem się zabierać ją w miejsca, o których mówiła, oraz dawać jej to, czego pragnęła. Słuchałem jej i chciałem, aby pewnego dnia dała mi najpiękniejszy dar, jaki może dać kobieta mężczyźnie – dziecko. Oboje tego pragnęliśmy i w głębi duszy czułem, że ten moment nadszedł. Jednak kiedy ja budowałem firmę i snułem marzenia o naszej przyszłości, ona bzykała się z tym gościem w naszym domu.

W tym, w którym mieliśmy wychowywać nasze dzieci.

W tym, gdzie mieliśmy mieć spokój.

Mimo że cierpię, nie pokazuję tego. Skoro zadała mi cios, nie zasługuje na to, abym pokazał jej swoje serce. Nie tym razem. Ufałem jej. Nikomu tak bardzo nie zaufałem w swoim życiu jak kobiecie, która lata temu obiecywała mi miłość i trwanie u mojego boku. Wiem, że nie jestem idealny, ale starałem się. Dla niej przełamywałem swoje własne bariery, ale to nie wystarczało. Wybaczyłbym jej wiele, ale nie to, że wskoczyła do łóżka innemu facetowi.

Jednak najgorsze w tym wszystkim jest to, że żona próbowała zebrać fałszywe dowody na moją firmę i doprowadzić ją do upadku, aby potem móc wraz ze swoim kochasiem przejąć ją za marne pieniądze. Mieli skrupulatnie obmyślony plan, a ponieważ ten kutas istnieje w świecie biznesu, to wiedział, jak to rozegrać. Jeśli myśleli, że będą w stanie mnie ograć, to się mylili. Przejrzałem ich plan i kiedy przyłapałem żonę na kłamstwie, jak zawsze próbowała się wykręcić. Nie wiedziała, że mam dostęp do jej komputera i danych, a to dało mi pole do popisu. Dała mi przewagę, nawet o tym nie wiedząc.

Do romansu również by się nie przyznała, gdyby nie fakt, że na własne oczy to zobaczyłem. W tamtym momencie nie potrafiłem na nią spojrzeć. Nie mogłem zmusić się do tego, bo widziałem w niej zupełnie innego człowieka. Za to jej kochasia potraktowałem tak, jak na to zasługiwał. Może nie jestem tak umięśniony jak on, ale skopałem mu jego dupsko do tego stopnia, że uciekł nago z naszego domu.

Oczywiście żona zaczęła swoją litanię, obwiniając mnie o to, że mnie zdradziła. Według niej jestem zimnym draniem, dla którego liczy się tylko firma i pieniądze. To właśnie dlatego była „zmuszona” mnie zdradzić. Gdyby cokolwiek mi powiedziała, z pewnością bym coś zrobił. Poświęcił jej czas, dał jej to, czego pragnie. Ale to było tylko jej czcze pieprzenie, aby oczyścić się z win. Osoba zdradzająca zawsze szuka winy w partnerze, a nie w sobie. Byłem na nią wściekły, ale jeśli tego pragnęła, to droga wolna. Nie mam zamiaru jej zatrzymywać, skoro to on daje jej szczęście, czyli coś, czego – według niej – nie miała przy mnie.

Rozwód dzięki moim znajomościom dostaliśmy błyskawicznie, choć wiem, że normalnie takie sprawy trwają. Wykorzystałem moje koneksje, bo chciałem jak najszybciej zamknąć ten rozdział swojego życia. Nie chciałem przeciągających się rozpraw, orzekania o winie, bo to by wydłużało sprawę, a ja wciąż musiałbym ją oglądać w sądzie. Zresztą miałem na nią haka w postaci jej zdrady, więc siedziała cicho i grzecznie zgodziła się na wszystko. Wiedziała, że inaczej bym ją zniszczył.

Dzisiaj niespodziewanie zadzwoniła do mnie i poprosiła o spotkanie. Na początku miałem odmówić, jednak nalegała, że to ważne. Zaproponowałem niedaleką restaurację, gdzie jadaliśmy często posiłki, a która zapewniała nam prywatność. Ona jednak usilnie nalegała, że musimy się spotkać u mnie. Jej głos był neutralny i spokojny, ale czułem, że szykuje dla mnie coś mocniejszego. Nie przypuszczałem, że chce do mnie wrócić. Catherine jest zbyt dumną kobietą i nawet jeśli miałaby jeść suchy chleb, to i tak do mnie nie wróci. Zresztą sam bym nie chciał ponownie wpuścić jej do swojego życia. Uczucia do niej magicznie nie zniknęły, ale nie wyobrażam sobie ponownego wejścia w tę relację.

Parkuję samochód w garażu podziemnym, a następnie zgarniam teczkę i torbę. Zamykam auto i ruszam do windy, wbijając odpowiedni kod. Wcześniej dałem znać dozorcy, że pojawi się u mnie była żona, dlatego wpuścił ją do mieszkania. Nie bałem się, że cokolwiek zrobi, bo doskonale zdawała sobie sprawę ze środków bezpieczeństwa, jakie stosuję. Jeden fałszywy ruch i pożałowałaby, że się urodziła. Winda zatrzymuje się, a metalowe drzwi rozsuwają się cicho. Wchodzę spokojnym krokiem do apartamentu, gdzie zastaję byłą żonę, wpatrującą się w dal przez panoramiczne okno. Odchrząkuję, czym daję jej znać, że jestem obecny.

– Catherine.

Kładkę teczkę i torbę na sofie, a następnie ruszam w jej stronę. Kobieta powoli odwraca się i lustruje mnie zimnym spojrzeniem. Ubrana jest w zdarte dżinsy i czarny podkoszulek. Włosy ma spięte w luźnego koka, a pod oczami ma wyraźne oznaki zmęczenia. Przestaję to analizować. Mam to w tym momencie w dupie.

– Mów. Nie mam całego dnia.

Prycha.

– Jasne, to słyszałam przez ostatnie lata naszego małżeństwa – mówi zgorzkniale. – Właśnie dlatego nam nie wyszło.

Kręcę głową, podchodzę do barku z alkoholami i nalewam sobie whisky.

– Wiecznie byłeś zimny i obojętny.

Wzdycham.

– Nie wyszło nam, bo rozłożyłaś nogi przed meksykańskim fiutem i postanowiliście oboje zniszczyć moją firmę – stwierdzam spokojnie. – Myślę, że w kontrze do mojej zimnej osobowości to większe przewinienia. Reszta to twoje chore urojenia, ale nie chce mi się ich tłumaczyć. Wiemy, jaka jest prawda.

Kobieta podchodzi do mnie, a furia na jej twarzy wzrasta. Upijam łyk alkoholu, który przyjemnie pali moje gardło.

– Prawda jest taka, że sam mogłeś mnie zdradzać ze swoimi asystentkami w pracy!

Krzyczy, a moje serce wybija coraz bardziej niespokojny rytm.

– Różnica między nami jest taka, że ja miałem żonę – odpowiadam dobitnie, kładąc z hukiem szklankę na blacie. – Którą, kurwa, kochałem nad życie. I nie, Cat. Nigdy cię nie zdradziłem, bo wierność jest standardem, a nie pieprzonym luksusem. Myślałem, że wiedziałaś, co robisz, kiedy przysięgałaś mi w dniu naszego ślubu, że to na zawsze.

Kręci głową i zaczyna chodzić tam i z powrotem.

– A jakie to małżeństwo, kiedy nie ma cię w domu?

– A jaka to żona, która świadomie godzi się na to i akceptuje plan męża, aby ten mógł zapewnić im byt? Abym mógł zapewnić żonie pieniądze na wszystkie pieprzone zachcianki, torebki czy wyjazdy? I czy fakt, że mimo nawału pracy codziennie chciałem mieć każdy wieczór dla nas, to było za mało? – Tym razem to ja podnoszę głos. – Myślisz, że zrzucisz na mnie poczucie winy, aby uspokoić twoje sumienie?

Robię krok w jej stronę.

– Nie, Cat. To się skończyło w dniu, kiedy rżnęłaś się z nim w naszym domu, w naszym pieprzonym łóżku!

Kobieta patrzy na mnie i najwyraźniej podoba się jej to, co widzi, bo właśnie straciłem nad sobą kontrolę. Szybko się uspokajam i przybieram chłodną maskę.

– Nie mam ci nic więcej do powiedzenia. Wszystko zostało zniszczone i ty doskonale o tym wiesz. Jeśli nie masz mi nic więcej do powiedzenia, to wiesz, gdzie są drzwi.

Podchodzę ponownie do barku i dopijam jednym haustem resztę whisky, która została w szklance.

– Wiem, że planujesz zniszczyć firmę Rodrigo. Ostatnimi czasy ma coraz większe problemy, dodatkowo ktoś celowo nasyła na niego wszelkie kontrole.

Wzruszam ramionami. Mam gdzieś, co dzieje się w firmie jej kutasa.

– To część biznesu – oznajmiam spokojnie. – W naszej firmie też pojawiają się kontrole. Czasem większe, czasem mniejsze. Rodrigo o tym nie wie? Ponoć jest dobrym biznesmenem.

Cat podchodzi do mnie i mierzy mnie surowym spojrzeniem.

– Myślisz, że nie znam twoich metod działania? Może jakiś idiota i laik będzie w stanie w to uwierzyć, ale ja za dobrze cię znam!

Nie jestem typem człowieka, który mści się bez powodu, ale w tym wypadku miałem do tego pełne prawo. Wykorzystałem swoje znajomości w Meksyku, aby zniszczyć mężczyznę, który wtargnął do mojego życia.

– I wiem, że doprowadzisz do tego, aby jego firma upadła.

– Już to zrobiłem – odpowiadam i odwracam się w jej stronę. – Nie mam litości dla takich ludzi jak ty czy on. Bez mrugnięcia okiem skrzywdzę każdego, kto kiedykolwiek ze mną zadarł.

Oczy kobiety rozszerzają się, a po chwili zalewają się łzami. Firma tego kutasa jest już na celowniku i nie utrzyma się długo na rynku. Z tego, co się dowiedziałem, gość budował firmę na ogromnych przekrętach, więc doprowadzenie go do upadku nie wymagało ode mnie wielkiego zaangażowania, a jedynie pociągnięcia za odpowiednie sznurki.

– Nienawidzę cię, Michael – syczy