Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
18 osób interesuje się tą książką
Sienna wie, że nie pasuje do barwnego świata Pałacu Świtu. Ciesząc się przywilejami nieślubnej księżniczki, wiedzie prawdziwie niedworskie życie, spędzając dni na upijaniu się z przyjaciółmi oraz ćwicząc grę na skrzypcach. Czas beztroski dobiega jednak końca. W słonecznej stolicy Pałacu Świtu pojawia się mrok, a wraz z nim niespodziewani i niemile widziani goście. Odwieczny wróg, władca Pałacu Zmierzchu, żąda spełnienia pradawnej obietnicy.
Zagrożenie dla Pałacu Świtu, a nawet całego świata wydaje się realne. Dlatego Sienna wyrusza z siostrą na północ, nie wiedząc, że wprawia w ruch misterny plan ułożony przed wielu laty.
Czy Sienna będzie tylko pionkiem w rozgrywce potęg, czy może sama zasiądzie do gry o najwyższą stawkę?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 571
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Errel zatrzymała się po nagłym ślizgu, pozostawiając za sobą wyraźny, długi ślad we wciąż schnącym błocie. Nocna ulewa sprawiła, że cała arena pokryła się płytkimi kałużami oraz smugami lepiącej się mazi. Wystarczył jednak jeden rzut oka na czwórkę walczących przeciwników, by zorientować się, że wątpliwa jakoś podłoża ani trochę nie przeszkadzała wtreningu.
Dłoń Errel powędrowała za plecy, wracając po chwili z wydobytą bronią. W jej oczach pojawił się błysk satysfakcji. Doskonale wiedziała, że ścigający ją Meren nie miał szans, by powtórzyć ten manewr. Na śliskiej powierzchni prędko stracił równowagę i tylko cudem utrzymał się na nogach. W gruncie rzeczy Errel liczyła na to, że mężczyzna runie na ziemię, ozdabiając swój zielony strój plamami z błota, ale chwilowa dekoncentracja również była jej narękę.
– To niesprawiedliwe! – wykrzyczał zajadle.
Jego dłoń powędrowała za pas ciemnych spodni, ale Errel nie zamierzała dłużej marnować zdobytej przewagi. Rzuciła przyjacielowi pogardliwe spojrzenie, którego przekaz był jasny i prosty – na arenie obowiązywało bardzo mało zasad i żadna z nich nie zabraniała wykorzystywać otrzymanych przez naturę darów.
Meren długo nie zamierzał pozostawać dłużny, ale nie miał nawet czasu na nabranie głębszego wdechu, gdy z przystawionego do ust Errel fletu wydostały się pierwsze dźwięki piskliwej, rytmicznej melodii. Mieniące się złotem, pomarańczem i czerwienią iskry buchnęły w jego stronę, odrzucając go kilka kroków do tyłu – wprost na drewnianą barierę ochronną, która odgradzała arenę od widowni. Gwałtowna, szybka muzyka nie ustawała, posyłając w przeciwnika wystarczająco silny podmuch wiatru, by przygwoździć go do miejsca, z którego nie byłoucieczki.
Refleksy o barwach wstającego słońca bez wysiłku osaczyły młodego mężczyznę, nie pozwalając mu na żaden ruch. Meren był pewien, że przez tornado szalejącej siły potrafi dostrzec błyskające rozbawieniem oczy Errel, która nie przestawała wygrywać na swoim instrumencie inwazyjnejmelodii.
Dziewczyna jednak nie mogła utrzymywać tak natarczywego tempa przez dłuższy czas. Powoli przeszła do o wiele spokojniejszej partii, co Meren skwapliwie wykorzystał. Odskoczył na bok, ze stęknięciem przedzierając się przez zasłonę z migoczących iskier, po czym – nie czekając na reakcję Errel – przystawił do ust srebrną harmonijkę i zaczął atakować przeciwniczkę urywanymi dźwiękami. Wysokie tony, przez specyfikę instrumentu, nacierały dwoma oktawaminaraz.
Moce Errel i Merena uderzyły w siebie, tworząc całą gamę barw, które wiły się pomiędzy nimi pod postacią migoczących wstęg. Na krótki moment światło przysłoniło sylwetki walczących, odizolowało ich od reszty areny. Wokół przenikały szczątki magii, które wirowały w rytm wygrywanego zaklęcia. Agresywne, świszczące tony harmonijki próbowały przedrzeć się przez usypiający szept fletu. Walka trwała w najlepsze i stanowiła prawdziwy pokaz dla postronnych, nielicznych świadków, którzy zawędrowali aż na arenę, by móc podziwiać niepowtarzalną DrużynęŚwitu.
Zwarci w pojedynku przyjaciele nie odczuwali mijających minut. Trwał właśnie wyścig o najsprawniejsze dłonie, o najwytrzymalsze usta i o największy talent, który w połączeniu z magią potrafił dokonywać zarówno brutalnych, jak i wspaniałych rzeczy. Iskrowładni – mimo dość niechlubnej sławy, jaką cieszyli się wśród kasty rantyjskich wojowników – mieli w swoim arsenale kilka niezwykle przydatnychsztuczek.
– Errel, szybciej! – Rozkazujący głos trzeciej osoby przebił się przez burzę szalejących, lśniących iskier i dotarł do uszu dziewczyny, na co ta tylko sapnęła z przejęciem. W kilka sekund zmieniła natężenie, przechodząc do urywanych, rytmicznych dźwięków. Przez chwilę jej magia zastygła w bezruchu, a bezużyteczne już iskry opadły na ziemię. Errel cofnęła się przed siłą uderzającego natarcia, praktycznie tracąc całydech.
Wtedy jednak do pojedynku dołączyła trzecia osoba. Natarczywe dźwięki skrzypiec stawały się coraz głośniejsze, by w końcu przebić swoją napastliwością tony harmonijki i fletu. Do prawdziwego huraganu złota i czerwieni doleciała pojedyncza wstęga srebrnej mocy, która w mig rozbiła ofensywne nuty Merena. Mężczyzna przez chwilę walczył z ogarniającym jego moc chłodem, ale intensywność kontrataku stała się nie do wytrzymania. Przerwał grę i dysząc głośno, podniósł ręce do góry. Iskry w mig rozpłynęły się w powietrzu, nie pozostawiając po sobie nawet najdrobniejszegośladu.
– Miały być pojedynki w parach! – zdołał w końcu wysapać. Rzucił zirytowane spojrzenie w stronę niechcianego gościa, który odwzajemnił się tymsamym.
– No zgadza się. Ja i Errel to para – stwierdziła skrzypaczka, wzruszającramionami.
Meren skrzywił się, chowając harmonijkę zapas.
– Drogie koleżanki, jestem rozczarowany waszymi manierami – odparł z udawaną kurtuazją i kiwając głową w stronę Errel, ruszył do wbudowanych we wschodnią ścianę areny pomieszczeń. Na skrzypaczkę nawet nie spojrzał, zbyt obrażony wcześniejszymzagraniem.
Obie obserwowały, jak niknie w głębi drewnianego tunelu. Wyglądało na to, że Meren zakończył jużtrening.
– Co za baran – podsumowała Sienna, zatykając smyczek i skrzypce na specjalnej, lekkiej konstrukcji na plecach. Czarny instrument w niczym nie przypominał już rozszalałej broni, która posyłała na pole walki wstęgi srebrnejmocy.
Errel tylko wzruszyła ramionami, chowając flet. Kątem oka dostrzegła, że zabrakło czwartego członkadrużyny.
– Gdzie jestHiwen?
Uświadomiła sobie, że od dawna nie słyszała jednostajnych, rytmicznych uderzeń w bęben, które wcześniej rozchodziły się po całejarenie.
– Skończyłam z nim o wiele szybciej. – Błysk satysfakcji w oczach Sienny był doskonale widoczny. Najwyraźniej nie zamierzała z pokorą podchodzić do swojego zwycięstwa. – Wszystko wporządku?
Errel nabrała głębszego wdechu i wzruszyła ramionami. Bolały ją palce i usta, a od braku powietrza lekko zakręciło jej się w głowie, ale właśnie dlatego tutaj trenowały. Iskrowładny był przydatnym wojownikiem tylko wtedy, gdy znał granicę swojejwytrzymałości.
Nie musiała tłumaczyć tego Siennie. Cała Drużyna Świtu dzień w dzień spotykała się na arenie, ćwicząc coraz nowsze sztuczki z użyciem instrumentów. Errel nie chciała wspominać również o kilku nocach, podczas których widziała, jak skrzypaczka wymyka się ze swojej komnaty i rusza w stronę lasu, w którym zapewne potajemnie trenowała. Nie, Sienna była z pewnością ostatnią osobą, której wypadało wyjaśniać, że po każdym, nawet najbardziej wymagającym treningu Errel zawsze czuła się wporządku.
– Robicie dzisiaj ognisko? – zapytała skrzypaczka, marszczącnos.
Młodą, łagodną twarz Errel rozjaśnił uśmiech, w którym kryła się radosna obietnica. Trening to jedno, ale… Dziewczyna uwielbiała się bawić, a nocne ognie stwarzały ku temu świetną okazję. Cała drużyna zazwyczaj spotykała się wtedy na polanie poza miastem, z dala od ciekawskich spojrzeń mieszkańców Anh Sang. Było w tych spotkaniach coś z dzikości, której wychowanej w mieście Errel zawszebrakowało.
– No pewnie. Po tym mancie, które spuściłaś Merenowi i Hiwenowi, zapewne będą musieli się trochę pożalić i jakoś spróbować odzyskać swoją męskądumę.
– Męskie co? – Uśmiech, który zakwitł na ustach Sienny, prędko się zmył. – Mogę się trochę spóźnić. Księżniczka mniewzywała.
Errel skinęła, dając znak, że rozumie, po czym ruszyła w stronę zabudowanej części areny. Ona również musiała się odświeżyć i wrócić do własnych obowiązków. Czasami żałowała, że oprócz drużyny ma również własne życie, męczące i wyjątkowo nudne. Tylko podczas gry na flecie czuła się inaczej. Lepiej.
Drewniane drzwi zaskrzypiały niemrawo, gdy obie wmaszerowały do wewnętrznej zbrojowni areny, która równie dobrze nadawała się na zwykłą rupieciarnię. Errel podniosła z pobliskiego stołu swoje kolorowe palto, zarzuciła na plecy futerał z instrumentem, po czym pomachała z miłym uśmiechem i ruszyła kuwyjściu.
– Do zobaczenia! – zawołała jeszcze na koniec i zaraz zniknęła zadrzwiami.
Sienna przez chwilę wpatrywała się w młodą flecistkę, ciesząc się w duchu, że to właśnie jej zaproponowała dołączenie do drużyny. Dziewczyna nie tylko okazała się zdolną artystką, ale i zaradną iskrowładną, która z treningu na trening powiększała zakres swoich umiejętności. I pomyśleć, że na początku Sienna obawiała się, że smarkula będziepyskować.
Westchnęła i pokręciła głową. Zacisnęła wargi, wiedząc, że nie ma już żadnej wymówki, by odwlekać czas wykonaniarozkazu.
Pora odwiedzić siostrzyczkę, pomyślała z niesmakiem, próbując się przy tym za bardzo niekrzywić.
***
– Dowiedziałaś się czegoś nowego o mojej serdecznejprzyjaciółce?
Maire wylała na siebie zawartość flakonika. Intensywny zapach jaśminu prędko rozszedł się po komnacie, która do małych przecież nie należała. Gdzieś musiało zmieścić się to wielkie łoże z baldachimem, dwie komody, garderoba, toaletka i tkany przez lata dywan. Księżniczka nigdy nie przepadała za skromnym wystrojem, toteż w każdym rogu swojej sypialni upchała jakiś mniej lub bardziej wartościowy element sztuki. Całe masy takich wytworów znanych i nieznanych artystów pragnących dostąpić zaszczytu namalowania lub wyrzeźbienia opiewanej w pieśniach Maire Allaren, prawowitej dziedziczki tronu Świtu, trafiały do pałacu, a właściwie do jejkomnat.
Pomieszczenie emanowało przepychem. Zbyt wielkim przepychem, zdaniem Sienny. Najwyraźniej jednak nikt tego zdania nie podzielał – towarzyszki Maire zazwyczaj uwielbiały tu przebywać, a dwa oswojone diarany czuły się jak w domu. Istoty miały alabastrową, długą sierść i czarno-fioletowe pasy na długim, puszystym ogonie. Mówiło się, że nocne odmiany zwierząt odbijały blask księżyca, przez co wśród prostych ludzi krążyły mity o ich boskim pochodzeniu. Te jednak wypadały dość blado na tle wszystkich legend. Większość dnia spały bądź zajmowały się wyłudzaniem jedzenia od dworzan. Sienna nie widziała w nich nicniezwykłego.
– Tak. Że jest egoistyczną wywłoką. A nie, moment, to już wcześniej wiedziałam. – Sienna bez kurtuazji sięgnęła po leżące na stoliku winogrona, których księżniczka najwyraźniej nie miała ochoty już skubać. Napchała sobie do ust kilka zielonych kulek, rozkoszując się ich słodkimsmakiem.
Maire rzuciła siostrze ostrzegawcze spojrzenie. Na jej atrakcyjnej, okolonej wiankiem ciemnobrązowych włosów twarzy zatańczył wyraz, który Sienna niejednokrotnie widywała już umatki.
Skrzypaczka przewróciłaoczami.
– No co? – wybełkotała, próbując przełknąć kolejną garstkę winogron. – Nie mów mi, że jesteśzaskoczona.
– Si, prosiłam cię o konkrety. Poza tym, na bogów Dnia i Nocy, zważaj na język! – W tonie księżniczki zabrzmiała nutka rasowej damy, która przez całe życie chłonęła zasady pałacowej etykiety. – Myślałam, że dzięki tym twoim… umiejętnościom – spróbowała się przy tym nie skrzywić z obrzydzeniem – będziesz potrafiła sprawdzać takierzeczy.
– Proszę cię, nie dramatyzuj. – Tym razem to Sienna pozwoliła sobie na niezadowolony grymas. Jej siostra w każdym słowie musiała podkreślać granice, które je dzieliły. W każdym zdaniu musiał kryć się dystans, szok, niedowierzanie i niesmak. Sienna nienawidziła i uwielbiała każde z nich, nie mogąc do końca zdecydować, czy fakt rosnącego między nimi muru podoba jej się, czy raczej ją przeraża. – Nie ma mowy, by ten tchórz w farbowanych włosach był szpiegiem próbującym wykraść twe cennesekrety.
– Skąd ta pew… – Maire urwała, marszcząc brwi. – Czemu wfarbowanych?
Sienna rzuciła jej litościwespojrzenie.
– Odrosty, Maire, odrosty – podsumowała z prostotą. – To coś na jej łbie to nie martwica mózgu, tylko odrosty. Chociaż wiem, że pozory mogąmylić.
Księżniczka westchnęła z dezaprobatą, ale nie skomentowała karygodnych słówsiostry.
– Jesteś tego pewna? – zapytała po raz ostatni. Nutka desperacji w głosie Maire była tak wyraźna, że Sienna przez chwilę rozważała dalsze wypytywanie. Zaraz doszła jednak do wniosku, że nie chciała się w to zagłębiać. Już dawno przestały ją interesować troski MaireAllaren.
– Czego? Faktu, że fatalnie dobrała farbę czy jej nie-szpiegostwa?
Maire najwyraźniej nie była w nastroju do żartów. Cóż, Sienna jeszcze nigdy nie widziała, by siostra tryskała nadmiarem humoru. Chyba że radośnie szczebiotała o czymś ze swoimitowarzyszkami.
Sienna westchnęła, wiedząc, że lepiej postawić sprawę jasno i jak najprędzej uciec na ognisko drużyny, które musiało się jużzacząć.
– Maire Allaren, moja paranoiczna przyrodnia siostro, ogłaszam ci, że nie ma możliwości, by ruda wywłoka, znana także pod mianem Jeseris, mogła w jakikolwiek sposób spiskować przeciwko tobie. Jest na to stanowczo za głupia. – Widząc nieprzekonany wzrok księżniczki, dodała: – No… muszę też przyznać, że śledziłam ją przez dwa tygodnie. W jej nędznym życiu nie wydarzyło się nic, co miałoby potwierdzić twojąparanoję.
Maire bezgłośnie odetchnęła z ulgą. Zacisnęła jednak swoje smukłe, wypielęgnowane dłonie.
– To nie paranoja, to po prostu… – Zawahała się. – Ja… słyszałam o różnych rzeczach. O różnych przerażających rzeczach. Księżna matka niczego mi nie mówi, ale ja mam swoje sposoby. Od pewnego czasu czuję… – Drgnęła gwałtownie, jakby ktoś ją spoliczkował. – Wiesz, to w zasadzie nieważne. Wracając do naszej sprawy, nadal mogę swobodnie rozmawiać zJeseris?
Skrzypaczka udała, że sięzastanawia.
– Ja bym jej unikała. No wiesz, na wypadek gdyby martwica mózgu okazała się jednakprawdą.
Usta Maire zacisnęły się w wąskąlinię.
– Wyjdź, dziękuję zawszystko.
Sienna wzruszyła ramionami iwyszła.
***
Anh Sang należało do najpiękniejszych miast Rantii. Tak przynajmniej powtarzali odwiedzający ziemie Pałacu Świtu trubadurzy, którzy dla najwspanialszej na świecie muzyki – brzęku srebrnych i złotych monet – byli w stanie wychwalać w swoich balladach wszystko. Sienna miała pewność, że po nieskromnej zapłacie otrzymałaby nawet kawałek pochwalny na cześć zafajdanego wychodka. Cóż, świat rządził się pewnymi prawami. A tutaj to pieniądze jeustalały.
Wystrojeni w złoto-pomarańczowe zbroje wartownicy, pełniący służbę przy głównej bramie, nawet nie drgnęli, gdy Sienna opuściła pałacowy dziedziniec. Wiedziała, że kratę – teraz wysoko zawieszoną u góry – po powrocie zastanie opuszczoną. Drużyna nie należała do porannych ptaszków, toteż ich spotkania poza miastem zwykle trwały do późnejnocy.
Sienna z przekąsem pomyślała, że nie byłby to pierwszy raz, gdy musiała spać w jakiejś przydrożnej gospodzie, daleko poza pałacem, bo do własnej sypialni nie miała już powrotu. Księżna Świtu nie zawracała sobie głowy córką z nieprawego łoża, która i tak miała tyle szczęścia, że nie została wyrzucona na bruk. Czasami Sienna pozwalała wyobraźni wypływać na wody swojego alternatywnego życia. Gdyby matka się jej wyrzekła, skrzypaczka prawdopodobnie nigdy nie miałaby okazji, by dotknąć jakiegokolwiek instrumentu – w Anh Sang stać było na takowe tylko nielicznych. Sienna nigdy nie odkryłaby magii we własnej muzyce; srebrzystej mocy, która swoją odmiennością na przemian fascynowała i zdumiewała innych iskrowładnych. Nie dowiedziałaby się, że srebrne wstęgi, jakimi władała podczas gry, najlepiej nadają się dowalki.
A jednak czasem żałowała tej innej drogi, bo może wtedy miałaby okazję wychować się z dala od fałszywego świata pałacowych przepychanek i sztucznychuśmiechów.
Skrzypaczka minęła kolejny kwietnik z wystawną fontanną, po czym wkroczyła na wąską uliczkę prowadzącą w stronę murów miasta. Mimo przesady trubadurów Sienna była w stanie zgodzić się z jednym stwierdzeniem – Anh Sang posiadało swój niepowtarzalny urok. Uosabiało wszystko, co mieściło się na południu Półwyspu Rantyjskiego. Kolorowe kamienice osadzone blisko siebie, udekorowane barwnymi kwiatami balkony, kawiarnie z ogródkami, w których przesiadywali mieszczanie do późnej pory, muzyka, śmiech i wino – litry wina, które niektórzy powoli sączyli od najwcześniejszych godzin. Mówiono, że Anh Sang zostało pobłogosławione przez bogów Dnia. Że w tym mieście, przesyconym obietnicą zabawy, niegasnącym słońcem i wystawnym życiem, nikt nie może głęboko spać. Że każdy, kto chociaż raz przemaszerował wąskimi uliczkami, zatrzymał się w kawiarni, winem wyleczył chorobę zwaną trzeźwością, a potem wysikał się do miejskiej fontanny i zasnął pod ławką z wyrzeźbionym nań amorkiem, już na zawsze będzie skazany na klątwę tęsknoty za Anh Sang. Bękarcia księżniczka doskonale wiedziała, że w tym stwierdzeniu kryło się wieleprawdy.
Ale miasto miało też innestrony.
Maszerując wśród śniadych, barwnych mieszkańców stolicy, Sienna czuła się jak odszczepieniec. Już dawno przyzwyczaiła się zarówno do zdumionych spojrzeń, jak i do faktu bycia niewidzialną – jej jasna karnacja, oczy i włosy nie wyróżniały się aż tak, by mieszkańcy z rozdziawionymi ustami wytykali ją palcami, ale były tak odmienne od gustów, smaku i mody Anh Sang, że niektórzy nie potrafili opanować jawnej niechęci bądź w najlepszym razieignorowania.
Jej ciemny strój również pomagał zbudować dystans między tym kolorowym światem. Zarówno skrzypce, czarny kombinezon, jak i specjalna konstrukcja na instrument były kolejnymi prezentami, które Sienna kupowała sobie na własne urodziny. Jako bękarcia księżniczka nie posiadała może towarzyszek, świty, zastępu służby na każde zawołanie czy nawet rodowego nazwiska, ale za to matka nigdy nie szczędziła jej pieniędzy z prywatnego majątku rodowej linii władcówŚwitu.
Mimo względnej izolacji Sienna nie znała innego domu niż Anh Sang. Tu się urodziła, tu wychowała i tu zamierzała ćwiczyć wraz z Drużyną Świtu, do której księżna pozwoliła jej przystąpić z dobrze znaną obojętnością. Nawet decyzję o treningach ze strażnikami czy nauce bitewnych melodii potraktowała jak kolejne cenne sekundy, które musiała zmarnować naprzytaknięcie.
Były dni, gdy Sienna nienawidziła jej za tę oziębłość. I dni, gdy rozkoszowała się wolnością, jakiej Maire – jako prawowita następczyni tronu Świtu – miała nigdy niespróbować.
Przy bramie, która przecinała mur obronny, również stała warta. Żołnierze omietli Siennę baczniejszymi spojrzeniami, jednak rozpoznając w niej jedną z Drużyny Świtu, przenieśli wzrok na innych, wieczornych migrantów, swobodnie korzystających z faktu, że bramy do miasta Anh Sang były otwarte całyczas.
Jedna z Drużyny Świtu. Sienna lubiła tak o sobie myśleć. I lubiła myśleć, że inni tak myślą. Iskrowładna, wojowniczka bitewnej melodii – wszystko było lepsze. Dopóki nie odkryła przeznaczenia między strunami skrzypiec, czuła się tylko jak bękart i doskonale wiedziała, że inni też tak na nią patrzą. Teraz wiedziała, że jest choć trochę przydatna. Miała cel, mglisty plan – a to coś, czego nigdy nie mogłaby kupić za pieniądzematki.
Na mostku przy kanale okrążającym Anh Sang nie natknęła się już na nikogo. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, nadchodził zmierzch, który nareszcie sprowadził na południowe ziemie odrobinę ulgi. Rzadki, iglasty las, w którym z uwagi na bliskie sąsiedztwo cywilizacji nie spotykało się już dzikich zwierząt, przywitał Siennę kakofonią szykujących się do spania ravaporów. Tutaj, we względnej ciszy, miały naprawdę szerokie pole do popisu. Barwne, niewielkie stworzenia obsiadały pobliskie drzewa, nie przejmując się bliskością miasta. Symbol Krainy Świtu – bo tak były postrzegane – co wieczór wyprawiał swój głośny, pożegnalny koncert. Piskliwym wyciem ravapory zagłuszały wszystko, nawet rozmowę, która dotarła do uszu Sienny, gdy była już naprawdę blisko okolicznego urwiska. Przyśpieszyła, pokonując ostatnią linię drzew, i w końcu wkroczyła na niewielką polankę, z jednej strony otoczoną przepaścią i rozciągającym się na dolinęwidokiem.
– Powiedziałem jej, że cycki i broda to może nie jest dobry pomysł. Że chyba nie jesteśmy gotowi na taki szok cywilizacyjny. – Meren przerwał swoją opowieść, dostrzegając czwartą członkinię drużyny. Uśmiechnął się zawadiacko, dając znać, że o małym spięciu na arenie dawno już zapomniał. – O, witaj, siostro. Widzę, że jak zwykle po spotkaniu z księżniczką twoja twarz promieniejeszczęściem.
Skrzypaczka wzruszyła ramionami i sięgnęła po podawany jej przez Hiwena pucharek. Na polance paliło się ognisko, wokół ustawiono kłody do siedzenia i ktoś pofatygował się nawet, by przytaszczyć tu ze sobą beczułkę wina. Lepszego zakończenia dnia Sienna nie mogłaby sobiewyobrazić.
Pociągnęła łyk mocnego trunku, skrzywiła się niezauważalnie i przysiadła obok Errel, która dotąd jak zaczarowana wsłuchiwała się w przytaczaną przez Merena anegdotkę. Młoda twarz, na której rysy atrakcyjnej kobiety wciąż się formowały, pozostając w cieniu dziecięcego uśmiechu, rozświetliła się ślicznie w blasku rzucanym przez ognisko, podkreślając tym samym łuki jej ciemnych brwi i rudobrązowe włosy. To dlatego Sienna wstrzymywała się ze zgodą na dołączenie Errel do ich ekipy – obawiała się zarozumialstwa i młodzieżowej pyszałkowatości. W końcu młoda wywodziła się z jednej z najbogatszych familii mieszczańskich w Anh Sang, która przez lata wzbogacała się na handlu płótnami, szkłem i ceramiką. Fakt, że od odziedziczenia fortuny dzielił ją cały tuzin braci, sióstr i siostrzeńców o niczym nie musiał świadczyć – Sienna znała takich jak ona. Zgodziła się ją przyjąć dopiero wtedy, gdy dziewczyna oznajmiła, że nie chce zostać towarem w handlowej grze rodziny. Że pragnie nauczyć się czegoświęcej.
– Zaczynam podejrzewać, że moja słodka siostra wpadła w obłęd – stwierdziła w końcu Sienna, odrywając się od wspominek. – Każe mi śledzić swojetowarzyszki.
– Co? Ale dlaczego? – Errel wyciągnęła dłoń z pucharkiem, bezgłośnie prosząc odolewkę.
Sienna szturchnęła ją w bok, groźnie marszcząc brwi. Nie chciała, by młoda upijała się na umór. Chociaż zwyczaje w Anh Sang nieoficjalnie nigdy tego nie zakazywały, Sienna i tak wolała upierać się przyswoim.
– Pewnie jest ciekawa, o czym to dyskutują światłe przyjaciółeczki, gdy księżniczki nie ma w polu widzenia – podsumował Meren z krzywymuśmiechem.
– Nie. – Sienna z wahaniem pokręciła głową. – Maire boi sięszpiegów.
Meren uniósł swoje krzaczaste brwi, które stanowczo powinny spotkać się z nożyczkami czy inną brzytwą. Powtarzał, że brwi współgrają z jego dziką naturą i – chociaż Sienna nie chciała w to wierzyć – poprawiają jego stosunki z najatrakcyjniejszymi mieszczankami AnhSang.
– Niby dlaczego ktoś chciałby śledzić Maire? – zaprotestował. – Ona chyba nie robi nic innego, tylko tańczy, podlizuje się bogatym arystokratom, gromadzi beznadziejną sztukę i uczy swoje diarany nowych sztuczek. Jestem przekonany, że co niektórzy chłopcy do sprzątania łajna w pyrozagrodach prowadzą ciekawszeżycie.
– Cóż, ona ma najwyraźniej… nie wiem… jakieś przeczucie chyba. – Sienna wydęła wargi. Podnosząc się ze swojego miejsca, ruszyła po dolewkę wina. – Wyglądała na trochęprzerażoną.
– Sama powiedziałaś. Obłęd – skomentował Meren zprostotą.
Sienna wzruszyła ramionami i zapatrzyła się w gasnące światła wiosek w dolinie. Ten widok wydawał się taki znajomy, taki bliski i daleki zarazem. Kraina Świtu pokryta mrokiem. Skrzypaczka uwielbiała tenparadoks.
– Albo coś więcej – odezwał się nagle małomówny Hiwen. Jego tubalny głos, który oświadczał coś tak niepokojącego, sprawił, że wszystkie włoski na ciele Sienny stanęłydęba.
– Albo coś więcej… – powtórzyła pod nosem. Odtrąciła od siebie niebezpieczne domysły, z powrotem odwracając się do drużyny. Na twarzy Sienny zatańczył ironiczny uśmieszek. – No dobra, kto może się dzisiaj pochwalić zwycięstwem naarenie?
Pochmurna mina Merena całkowicie poprawiła jejhumor.
***
Sienna podrapała się po nosie, odpędzając natarczywego owada. Dzisiejszy poranek okazał się gorący, zbyt gorący jak na jej gust, toteż bez namysłu wcisnęła na siebie krótką, ciemnoniebieską tunikę, której rozcięte boki spływały na uda. Do skórzanego gorsetu opinającego piersi przymocowała lekką konstrukcję, na której bez problemu zatknęła skrzypce. Na całe szczęście w Anh Sang panowały na tyle luźne zwyczaje, by nikt już nie zwracał uwagi na odsłonięte po kolana nogi i gołe ramiona. Jedynie na zamku damy musiały męczyć się w swoich obszernych sukniach, do których ubrania Sienna była zmuszana jedynie podczas ważnych uroczystości. Czasami nawet matka przypominała sobie o istnieniu swojej drugiej córki i żądała od niej udziału w nieskończenie długich i nudnychbankietach.
Skrzypaczka odchyliła zasłaniającą jej widok różę i zmarszczyła brwi. Od ponad godziny tkwiła na balkonie. Skryta za dorodnym kwietnikiem obserwowała przez pokaźne okno sypialni, jak Jeseris szykuje się do wyjścia ze swojej rodzinnej rezydencji w najbogatszej części Anh Sang. Nie mogła znieść oglądania fascynujących poczynań towarzyszki Maire. Dama najpierw wzięła kąpiel, potem kazała wyszczotkować służbie swoje rude kudły, później przez tysiąc lat wybierała odpowiednią na ten dzień suknię, a na koniec zasiadła przed toaletką i pozwoliła nakładać na swoją twarz kremy i pudry, o których istnieniu Sienna nie miała pojęcia. Sama iskrowładna nie wychodziła z własnej komnaty bez odpowiedniego przygotowania – w ciemnej kresce na powiekach i wypełnianiu brwi węglem stała się nawet małą mistrzynią – ale, na litość bogów Dnia i Nocy, ile można siedzieć przed własnymodbiciem?
Sienna po raz kolejny odpędziła natrętnego owada i zaczęła poważnie zastanawiać się, co takiego skłoniło Maire do posądzania Jeseris o szpiegostwo. Przecież jej poczynania – jakkolwiek czasami głupie – wyglądały na całkiem zwyczajne i normalne dla kobiety z takimurodzeniem.
Dlaczego więc księżniczka wyglądała na tak przestraszoną? To jasne, że na zamku przebywali szpiedzy z obcych pałaców, Sienna była pewna, że Świt również poupychał swoich ludzi tu i tam – w końcu na tym polegała polityka. Ale skąd wzięły się jej siostrze podejrzenia w stosunku do Jeseris, najnudniejszej kobiety podsłońcem?
Widząc, jak dama po raz kolejny przywołuje służkę, by ta poprawiła niesforny lok, Sienna parsknęła i pokręciła głową, ubolewając nad własną głupotą. Co ona właściwie tutaj robiła? Powinna odsypiać nocną popijawę, która trwała do późna. Tymczasem prędko opuściła wynajęty pokój w sprawdzonej gospodzie, zahaczyła o swoją komnatę na zamku, po czym bez namysłu udała się do bogatej dzielnicy Anh Sang, by obserwować nudne i monotonne poczynania farbowanejlisicy.
O nie, jeżeli Jeseris miała coś wspólnego ze szpiegowaniem i Pałacem Zmierzchu, Sienna była gotowa ogolić się na łyso i definitywnie pozbyć się swoich białychwłosów.
Z tym postanowieniem ruszyła w kierunkuareny.
***
– Odsuńcie się na chwilę. – Głos Sienny przeciął żałosne rzępolenie Merena, który za pomocą harmonijki i odpowiednich oktaw próbował uformować niewielkie tornado kolorowych iskier w coś, co zwodniczo przypominało kobietę o wyjątkowo obfitym biuście. Oglądając jego popisy, Sienna zastanawiała się, czy ktoś kiedykolwiek będzie w stanie tak namieszać mu w głowie, by wyplenić stamtąd myśli o burdelach i jednorazowych przygodach. – Chcę cośwypróbować.
Meren ziewnął i cofnął się o krok. Najwyraźniej nie zdążył jeszcze odespać nocy, a swoje niezadowolenie z powodu spotkania na arenie pokazywał w każdym geście i spojrzeniu. Na całe szczęście Sienna już dawno przyzwyczaiła się do jego humorków, inaczej tak jawna dezaprobata skończyłaby się porządnąbójką.
Errel bez słów wykonała polecenie, nieznacznie przysuwając się w stronę Merena. Mając przed sobą puste pole i pojedynczego manekina ćwiczebnego, Sienna wzięła głęboki wdech i zatknęła skrzypce pod brodą. Wprawnym ruchem musnęła smyczkiem struny i zaczęła od powolnej, cichejmelodii.
Muzyka leniwie popłynęła po arenie, przenikając każdy skrawek powietrza. Monotonne tony wypełniły okolicę, a Sienna skierowała się w stronęmanekina.
Krok za krokiem, powtórzyła wgłowie.
Z ziemi zaczęły podnosić się rozespane drobiny srebrnych refleksów, powoli otulając wskazanego przeciwnika migoczącym kokonem wirującej magii. Nagle skrzypaczka przerwała, urywając potok usypiających dźwięków. Spod jej strun wydobyły się dwie fałszywe nuty, które zaraz zastąpiła agresywnąmelodią.
Iskry tuż przy ziemi zadrżały. Z początku nie chciały ulegać napierającej mocy skrzypiec. Niechętnie wpadały na siebie, tworząc słabe rozbłyski. Sienna zacisnęła usta, zmieniła układ palców i spod smyczka wydostał się głośny nakaz, który narzucał bezwzględneposłuszeństwo.
Zadziałało. Rozbłyski stawały się coraz częstsze i jaśniejsze. Pulsująca energia urosła do odpowiednich rozmiarów, pękając na kilka ogniw. Gołym okiem dało się zauważyć przepływ magii i poruszanie cząsteczek, nieświadomie podążających za wolą melodii. W końcu srebrna chmura rozpadła się na dwie części, formując niewyraźnesylwetki.
Na kark Sienny wstąpił pot, który wymieszał się z dreszczem ekscytacji. Nie zważała na ból pleców i mięśni ramion. Była bliska czegoś nowego, czuła to w kościach. Czuła to w podmuchach natarczywej magii, czuła to nawet w coraz bardziej zdumionych spojrzeniachprzyjaciół.
Nie straciła jednak koncentracji. Sprowadziła melodię na łagodniejszy tor, ukierunkowała ją nie na furię zniszczenia i walki, ale na akt stworzenia. Jednostajne, wysokie dźwięki mieszały się ze sobą, wplatając w muzykę kolejnezaklęcie.
Wtedy na oczach Sienny z dwóch odłamów wirującej wciąż chmury iskier uformowały się dwa kształty. Biały cień wojownika, na którego składały się tysiące srebrno-białych rozbłysków, podniósł swój niematerialny miecz. Melodia przyspieszyła. Zdawałoby się, że spod strun zabrzmiało warknięcie i rozkaz doataku.
Lśniący wojownik nie zawahał się nawet na moment. Ostrze pomknęło w stronę manekina z niewiarygodną precyzją. Po chwili drewniana głowa kukły ze stukotem potoczyła się poziemi.
Sienna w tym momencie przerwała grę, brutalnie odciągając smyczek od strun. Biali wojownicy natychmiast rozpłynęli się w powietrzu, pozostawiając po sobie jedynie ledwie dostrzegalnesmugi.
– Na bogów Dnia i Nocy, co to było? – Dopiero Meren odważył się przerwać ciszę, jaka zapadła po nietypowympokazie.
Skrzypaczka pochyliła się lekko, próbując zaczerpnąć powietrza, które w czasie użytkowania magii w zastraszającym tempie opuszczało ciało. Wzruszyła ramionami, chcąc przepędzić podekscytowanie. Nie miała pojęcia, co to było – wiedziała jedynie, co oznaczało. Krok dalej w melodii bitewnej, krok dalej w sile jej mocy i krok dalej w poskromieniuiskier.
Uśmiechnęła się dosiebie.
– Coś nowego – odparła poważnymtonem.
– Ty… – Twarz Errel rozjaśniła się z zachwytu. – Ty dałaś radę przywołać świetlistychwojowników!
Meren bez słowa podszedł do odrąbanej głowy manekina i podniósł ją na wysokość swoichoczu.
– Ten tu chyba nie podziela twojego entuzjazmu. – Mężczyzna ze zdumieniem podziwiał równe przecięcie, które wyglądało, jakby zostało zrobione prawdziwymorężem.
Sienna przewróciła oczami i zaczepiła skrzypce o konstrukcję na plecach. Musiała to przemyśleć na spokojnie, rozważyć kilka posunięć i dokładnie przypomnieć sobie kolejnekroki.
– Trochę zimno się zrobiło, no nie? – Errel potarła swoje odsłonięte ramiona i rozejrzała się dookoła. Nic jednak nie wskazywało na gwałtowny spadek temperatury. Słońce nadal oświetlało te części areny, których nie osłaniał cień rzucany przez boczneściany.
Sienna ponownie wzruszyła ramionami, lekceważąc jej słowa. Nie miała pewności, czy szron, który w czasie gry pojawił się na skrzypcach, był prawdziwy, czy może należał do złudzenia magii. Kolejna rzecz do dokładnejanalizy.
– To by się inni iskrowładni zdziwili. – Meren wykrzywił twarz w imitacji triumfującego uśmieszku. Ciężko było stwierdzić, co tak naprawdę o tym wszystkimmyślał.
W całym Anh Sang przebywała jedynie dziesiątka wojowników, którzy posiedli umiejętność posługiwania się melodią bitewną. Sienna, Hiwen, Meren i Errel tworzyli Drużynę Świtu i współpracowali ze sobą, ale pozostali iskrowładni nie byli tak skłonni do integracji. Większość z nich pracowała dla arystokratów, bogatych mieszczan lub zatrudniała się przy losowych zleceniach. Sienna kiedyś próbowała ich przekonać do dołączenia, ale dumni wojownicy nawet nie chcieli z nią rozmawiać. Tylko Meren – tandetny dowcipniś bez domu i rodziny – przystał na jej niecodzienną propozycję. Z Hiwenem poszło o wiele prościej – wystarczyło, by dryblas zapytał swoją żonę o zgodę. Po tym, jak Errel doszła do nich rok później, Sienna straciła całą nadzieję na to, że ktoś ze starszych iskrowładnych zmienizdanie.
Denerwowało ją takie marnowanie talentu, który mógłby przysłużyć się większej sprawie. Sienna pamiętała historie opowiadane przez stare niańki. Przecież przed wiekami w Pałacu Świtu służyły setki iskrowładnych wojowników… Dlaczego pomysł przywrócenia tej tradycji wydawał się wszystkim takiśmieszny?
Sienna doskonale wiedziała dlaczego. Anh Sang popadło w odrętwienie. Lata pokoju, upajania się winem i słodkich zabaw upewniły ludzi, że nic im nie grozi. Że Bardowie nie są im potrzebni. Daleka wojna na północy prawie wcale ich nie obchodziła, a to przecież było tylko złudzenie bezpieczeństwa. Pałac Zmierzchu w każdym momencie mógł ugiąć się przed siłą Martwych Królestw i wpuścić do Rantii całe oddziały wrogichżołnierzy.
Większość tych, którzy sięgali po instrument i odkrywali w sobie moc, rozwijała ją w całkowicie innym kierunku. Na salonach często słyszało się grę na fortepianie, która wszystkich doprowadzała do łez. Dźwięki akordeonu rozweselały tłumy na kolorowych uliczkach, a niskie tony wiolonczeli wprawiały klientów burdeli w odpowiedni nastrój. Nawet Maire swoimi występami na harfie sprawiała, że widzowie uśmiechali się do siebie zserdecznością.
Sienna nigdy nie mogła na to patrzeć. Marnotrawstwo, krzyczała rozsądna część jej duszy. Ta, która nigdy nie dała się omotać zwodniczymdźwiękom.
– No nie wiem. – Skrzypaczka skrzywiła się znacząco. – Musieliby najpierw oderwać się od przeliczaniapieniędzy.
Zerknęła w stronę dobudowanego do areny magazynu, zamierzając kazać Merenowi załatwić sprawnego manekina, ale jej oczom ukazał się pędzący w ich stronę Hiwen. Dzięki swojej imponującej sylwetce bębniarz robił tym sporewrażenie.
Sienna wiedziała, że czwarty członek drużyny miał dzisiaj sporo pracy we własnej piekarni, toteż nie naciskała, by do nich dołączył. Dlatego jego widok odrobinę jązaniepokoił.
– Nigdy nie zgadniecie – zaczął, dysząc ciężko, a cała uwaga skoncentrowała się na nim – kto odwiedził naszemiasto.
Wszyscy popatrzyli po sobie. Jeszcze nigdy nie widzieli Hiwena takiego przestraszonego i tak zaaferowanego czymkolwiek. Bębniarz był oazą spokoju. I to on zazwyczaj przerażał przeciwników swoją rytmicznągrą.
Nagle Sienna przypomniała sobie o strachu siostry. O rozmowie, która zaczęła wczorajszązabawę.
– Zmierzch – wyszeptała, czując, jak na jej kark ponownie wstępuje nieprzyjemny dreszcz. Przez chwilę myślała, że mężczyzna zaprzeczy. Że wyśmieje jej nierozsądne obawy. Ale Hiwenmilczał.
***
– Skąd ty w ogóle o tym wiesz? – Ton Merena był tak potępiający, jakby to Hiwen sprowadził tu obce siły zpółnocy.
Wieże zamkowe znajdowały się coraz bliżej. Cała Drużyna Świtu zmierzała w tamtą stronę, jakby się paliło. Nikt nawet nie chciał wysnuwać teorii, co do wizyty przedstawicieli PałacuZmierzchu.
– Wystawiałem właśnie towar w piekarni, kiedy Hortie zauważyła jakieś zamieszanie na ulicy – wyjaśnił dryblas, ledwo nadążając za pozostałymi członkami. – Wiecie, że ją niełatwo wytrącić zrównowagi.
Sienna pokiwała głową. Żona bębniarza należała do najspokojniejszych kobiet, jakie dotąd spotkała. Cóż, pod tym względem pasowali do siebiewyśmienicie.
– No i? – Meren skręcił w kolejną uliczkę, która prowadziła prosto pod bramy zamku. – Codalej?
– Przez drogę przejeżdżał czarny orszak, a srebrno-fioletowe barwy mówiły za siebie – dokończyłHiwen.
W końcu dotarli pod bramę, której pilnowali zdenerwowani strażnicy. Na widocznym stąd dziedzińcu kręciła się cała masa ludzi, ale i tak najbardziej w oczy rzucała się czarna kareta, którą obstawili obcywojownicy.
– Wstępu nie ma – ogłosił jeden ze strażników poważnym tonem. Sienna rzuciła mu morderczespojrzenie.
Znała jego opaloną twarz jedynie z widzenia. Miała pewność, że on także musi ją rozpoznawać. Przez te wszystkie lata zdołała poznać dużą część pałacowych strażników, chociaż ten musiał dołączyć do nich stosunkowoniedawno.
– Mieszkam w pałacu, a moja matka jest Księżną Świtu. Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł, by stawać mi na drodze? Chcesz się później tłumaczyć księżnej? – To pytanie najwyraźniej musiało mu dać do myślenia. Zreflektował się, uzmysławiając sobie, że z tej chwilowej brawury mogą wyniknąć sporeproblemy.
– Pani może – oznajmił z wahaniem. Najwyraźniej nowe rozkazy, które otrzymali na czas wizyty wroga, były wyjątkowo niejednoznaczne. – Ale oninie.
Meren parsknął z irytacją, wkurzony tak jawnąobelgą.
– Co tam się, na litość bogów Dnia i Nocy, dzieje? – warknął. – Sukinsynów z północy wpuszczacie, a porządnych mieszkańców Anh Sangnie?
Sienna już miała zapytać o to samo, ale nagle przypomniała sobie o obecności szesnastoletniej Errel. Zgromiła przyjacielawzrokiem.
– Język, Meren, nie wszyscy tutaj pochodzą z miejskiej latryny – zauważyłauszczypliwie.
– Ale ja pochodzę. To mi chyba daje jakieś przywileje, prawda?
Skrzypaczka pokręciła głową z niedowierzaniem i znowu wbiła wzrok w zamieszanie panujące na widocznym fragmenciedziedzińca.
– Tak, przywilej siedzenia cicho – odparła nieobecnym tonem. Kwestia odpowiedniego słownictwa wyleciała z jej głowy w kilka sekund. – Słuchajcie, muszę tam iść. Dowiem się, o co właściwie chodzi, i dam wam znać – dodałaniepewnie.
Cała trójka zgodnie pokiwała głowami. Sienna widziała mieszankę ekscytacji i strachu na ich twarzach. Nie podobało jej się to połączenie, sama zbyt dobrze jerozumiała.
***
Czarne mundury nieznajomych wyglądały złowróżbnie. Lekkie zbroje z wystającymi zza pleców trzonami potężnych toporów na wszystkich działały odstraszająco. Nawet strażnicy nie zbliżali się do ochroniarzy okutej, masywnej karety. Z początku Sienna myślała, że to więzienny wóz – dopiero niewielkie okno i wijące się na drzwiach zdobienia ze szczerego złota wskazywały na coś innego. Tym powozem musiał podróżować ktoś niezwykle ważny. Może nawet sam Wielki Książę Pałacu Zmierzchu? Ciągnące powóz pyroraksy parskały głośno, wydmuchując kłębki ciemnego dymu. W Rantii wykorzystywano je zarówno jako wierzchowce, jak i zwierzęta hodowlane i pociągowe. Ich sierść była czarna, poprzetykana rzadkimi, białymi pasami. Sienna nigdy nie widziała takiej maści u tychzwierząt.
Wzdrygnęła się, rzuciła wojownikom nieprzychylne spojrzenie i czym prędzej popędziła do środka. Nie zawracała sobie głowy strażnikami, którzy robili nerwowe miny, nie zwracała uwagi na służbę, z przestrachem w oczach szepczącą po kątach, ani na niższych urzędników, którzy nie mieli wstępu do sali tronowej. Ignorowała nawet własne podniecenie naglące do szybszego kroku. Wiedziała, że Anh Sang właśnie odwiedził ktoś, kto nigdy nie powinien tu stanąć. Zmierzch nie miał prawa wejścia na ziemię Świtu, przybysze stamtąd kalali ją każdym swoimoddechem.
Strażnicy pilnujący wielkich, otwartych na oścież drzwi wyprostowali się na jej widok, ale nie robili Siennie żadnych problemów. Już wcześniej zauważyła, że sala tronowa pęka w szwach od arystokratów, wysokich urzędników i najbogatszych mieszczan. Skrzypaczka z groźną miną przepchnęła się przez tłum zaciekawionych gapiów i w końcu dostrzegła powód całegozamieszania.
Sala tronowa Pałacu Świtu od zawsze należała do najjaśniejszych punktów pałacu. Specjalna kopuła została zaprojektowana tak, by wychwytywać słoneczne refleksy w swojej doskonałej formie. Wysokie, duże okna oświetlały każdy kąt pomieszczenia, a dyskretnie porozmieszczane lustra kierowały światło na podwyższenie, na którym zasiadała jej wysokość Księżna Świtu wraz z najważniejszymi doradcami oraz swoją córką, Maire.
Teraz jednak do sali tronowej – mimo popołudniowego słońca – wdarły się elementy mroku, rzucające cienie na delikatną posadzkę komnaty. Sześciu wojowników Zmierzchu stało w równym rzędzie, w niewielkim oddaleniu od swoich panów, zabezpieczając tyły. Sienna widziała połyskujący oręż, po który mogli sięgnąć w każdym momencie. Równo ostrzyżone, ciemne włosy idealnie komponowały się z przerażającymi tatuażami na twarzach nadającymi obcym wstrząsającegowyglądu.
– Oczekujesz od nas, panie, wypełnienia obietnicy sprzed wieków? – Ostry ton Księżnej Świtu zwrócił uwagę Sienny na właściwie wydarzenia. – To nonsens. Nie spodziewałam się ze strony Pałacu Zmierzchu takiegoszaleństwa.
Przez tłum przetoczył się przejmujący szept. A Sienna w końcu przepchała się do części, w której miała widok na całe przedstawienie. I to w pierwszymrzędzie.
Przed podwyższeniem, w asyście odzianego w czarną zbroję wojownika, stał starszy mężczyzna o przyprószonej siwizną czuprynie. Jego bogaty – chociaż całkowicie czarny z rzadkimi ozdobami ze złota – strój, emanująca z twarzy mieszanka dumy i ciekawości oraz brak jakiegokolwiek strachu przed samą Księżną Świtu jasno mówiły o randzeurzędnika.
Sienna zmarszczyła brwi, przyglądając się drugiemu mężczyźnie. Widziała kilka złotych odznaczeń na jego piersi, chociaż ich symbolika pozostawała dla niej tajemnicą. Ciemna zbroja nie posiadała żadnych niepotrzebnych upiększeń – jedynie burgundowa peleryna na plecach wojownika prezentowała pewien zbytek. Zbytek, który podkreślał również rangę jej właściciela. Sienna nie mogła oprzeć się wrażeniu, żehełm niedbale trzymany przez nieznajomego pod pachą, a także dwa krótkie ostrza przy pasie miały służyć jako pokaz – niema groźba i prezentacjasiły.
– Wasz pradziad, Wielki Książę Pałacu Świtu, obiecał przymierze w niebezpiecznych czasach. Obiecał rękę jednego ze swoich potomków – przypomniał urzędnik basowym tonem. – A tak się składa, że Księżniczka Świtu spełnia wszystkie warunki owejobietnicy.
W sali tronowej mógłby równie dobrze zabrzmieć róg wojenny, a i tak nie przebiłyby zgiełku i niezadowolonych okrzyków, które wybuchły w pomieszczeniu. Przez chwilę Sienna miała wrażenie, że dworzanie rzucą się na obcych i rozszarpią te ich nieskazitelnie czystemundury.
Właśnie wtedy jej wzrok trafił na spojrzenie matki. Ciemnobrązowe, lekko skośne oczy przygwoździły Siennę do ziemi, odbierając na moment dech w piersiach. Kobieta jeszcze nigdy nie patrzyła na nią w tensposób.
W końcu jednak westchnęła prawie niezauważalnie i powstała ze złocistego tronu. Wpadające przez okna promienie rozświetliły jej sylwetkę, która stała się centralnym punktemsali.
Głosy wszystkichucichły.
– Chciałabym rozwiązać problem obietnicy sprzed wieków na osobności i w spokoju. Wkrótce wydam oficjalne oświadczenie, jednak teraz uniżenie proszę o opuszczenie sali tronowej i powrót do codziennychobowiązków.
Nikt nie miał wątpliwości, że uniżona prośba była rozkazem. Arystokracja, mieszczanie, urzędnicy – wszyscy zaczęli opuszczać komnatę, nie kryjąc swego niezadowolenia. Niezbity dowódposłuszeństwa.
– Proszę również, by żołnierze Pałacu Zmierzchu poczekali na stosowne rozkazy na pałacowym dziedzińcu – dodała władczyni głosem równie uprzejmym, co nieznoszącymsprzeciwu.
Urzędnik wahał się przez chwilę, ale w końcu skinął głową. Stojący obok niego wojownik rzucił w stronę swoich ludzi jedno polecenie i cała szóstka odwróciła się z godną podziwusynchronizacją.
– Sienna…
Ostatnie, ostre zawołanie księżnej zatrzymało skrzypaczkę w połowie drogi do wyjścia. Skrzywiła się pod nosem i powoli odwróciła się w stronę tronu. Kilka spojrzeń powędrowało w jejkierunku.
– Tyzostajesz!
Dwa słowa, które wyjątkowo nie przypadły Siennie do gustu. Zdusiła w sobie otwarty bunt, zacisnęła lekko pięści i powoli podeszła do podwyższenia, gdzie pozostała tylko matka, siostra i dwójkaobcych.
Z odrobiną satysfakcji zmierzyła ich chłodnym spojrzeniem. Chłód – tylko on wychodził Siennie tak dobrze. Nie miała pojęcia, jakim sposobem jego maska nie schodziła z jej twarzy, podczas gdy wewnątrz szalał potwornyżar.
Przez długi czas po zamknięciu drzwi w sali panowała przejmująca cisza. W końcu Sienna westchnęła pod nosem. Gościom należało pokazać, że Pałac Świtu nie traktuje poważnie takich bzdur. A nikt na całym dworze nie mógłby lepiej naigrawać się z przybyszów, nie ryzykując tym samym utraty głowy. Sienna już dawno zorientowała się, że dzięki swojej częściowej niewidzialności może pozwolić sobie na wiele. Bardzowiele.
– Co to za jedni? – zapytała niewinnym głosem. Urzędnik posłał jej pełne niedowierzania spojrzenie, które już samo w sobie stanowiło dla Sienny nagrodę. Im więcej mogła otwarcie drwić z pałacowej etykiety, tymlepiej.
– Moje imię brzmi Goldis, jestem Ambasadorem Jego Książęcej Wysokości Zmierzchu – oznajmił urzędnik z godnością i powagą znamienitychmężów.
Sienna niemal widziała, jak jego pierś napręża się pod dopasowanym kaftanem.
– Pierwszy raz słyszę – podsumowała zgodnie zprawdą.
Ambasador już nabrał powietrza, by prawdopodobnie wydać na nią wyrok szafotu, spalenia, łamania kołem czy innych nieprzyjemności, ale Księżna Świtu postanowiła w tym momencieinterweniować.
– Wystarczy, Sienno. Powstrzymaj swójjęzyk.
Skrzypaczka rzuciła jej spojrzenie z niemym pytaniem. To czego właściwie ode mnieoczekujesz?
Księżna nawet nie zerknęła w kierunku bękarta. Skupiła uwagę naintruzach.
– Jeżeli Wielki Książę Zmierzchu oczekuje, że oddam mu moją jedyną córkę i spadkobierczynię, to musi być większym głupcem, niż to opisują plotki – parsknęła władczyni, okazując pierwsze oznakizdenerwowania.
– Zważaj, pani, na słowa – upomniał ambasador z marsową miną. – Jeżeli nasze pałace nie połączą się w prawomocnym sojuszu, Martwe Królestwa prędzej czy później pokonają obronę Zmierzchu i rozleją się na cały półwysep. Pomijając fakt, że łamanie złożonych obietnic uchodzi za wyjątkowy brak kultury, odmowa byłaby również wyrokiem na PałacŚwitu.
Jego słowa niebezpiecznie zawisły w powietrzu. Wargi księżnej zacisnęły się z niezadowoleniem. Sienna dopiero teraz zwróciła uwagę na stojącą nieopodal Maire, której twarz pokryła się niecodzienną bladością, przebijającą się nawet przez jej piękną, śniadąkarnację.
– A jeśli właśnie to zrobię? Jeśli powiem nie? – We władczym tonie Księżnej Świtu odezwały się pierwsze nutkizawahania.
Sienna spojrzała w jej stronę z lekkim zdumieniem. Czyżby dumna matka rozważała innąopcję?
– Wtedy będziesz mogła przeżyć beztrosko kolejne piętnaście, dwadzieścia lat, pani – wtrącił milczący dotądwojownik.
Miękki baryton i pozorna obojętność nieznajomego sprowadziły na kark Sienny kolejną tego dnia falę dreszczy. Niespokojnie zerknęła w jego stronę, ale widok czarnego tatuażu, który przecinał jego nos i policzki, tylko pogorszył jejsamopoczucie.
– Ale potem, gdy martwi ludzie wedrą się do twojej komnaty i na twoich oczach zamordują twoje dzieci i wnuki – podkreślił z mocą – będziesz sobie zadawać jednopytanie.
Wszyscy wiedzieli, o jakim pytaniu mówił wojownik. Sienna sama próbowała sobie na nie odpowiedzieć, ale wynik za każdym razem jąprzerażał.
Co się stanie, jeżeli Martwe Królestwa zaatakują Pałac Świtu? Bezbronny Pałac Świtu, który do swojej dyspozycji miał niewiele ponad tysiąc zwykłych wojowników porozrzucanych po niewielkich granicznych warowniach, stu pałacowych strażników i dziesiątkę iskrowładnych? Pałac Świtu, który z dnia na dzień żył zabawami, winem i cielesnymiuciechami?
Nawet księżna uświadomiła sobie namacalne zagrożenie, jakie pukało do drzwi. W jej podświadomości od dawna musiał zalęgać się skrywany i kamuflowany strach, który w tym momencie zalał cały rozsądek władczyni. Sienna z niepokojem odkryła, że po raz kolejny tego dnia wpatruje się w srogie oczy matki. Tym razem jednak kryło się w nich przerażenie. Ostre rysy twarzy księżnej, tak podobne do tych, które skrzypaczka mogła oglądać co rano we własnym odbiciu, teraz rozciągnęły się w nieznanym dotąd grymasie. Sienna mogłaby przysiąc, że na ciemnobrunatnych włosach matki osiadły pierwsze oznakisiwizny.
– Maire – odezwała się nagle władczyni nieswoim głosem. – Każ, proszę, służbie spakować wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i przyszykować cię do drogi. Pośpiech, jak mniemam, jest tu na wagęzłota.
Księżniczka pobladła jeszcze bardziej, chociaż wydawało się to niemożliwe. Drżące usta składały się w krzyk protestu, ale wrodzone posłuszeństwo i wbite zasady kultury całkowicie stłumiły wszelki bunt. Maire dygnęła przed zebranymi, emanując wdziękiem i kobiecością, po czym w milczeniu ruszyła w stronę wyjścia. Sienna zerknęła za nią, czując smród strachu i niedowierzania. Sama nie rozumiała zupełnieniczego.
– Mądra decyzja, pani. – Ambasador zgiął się w pełnym zadowolenia ukłonie. – Wielki Książę Zmierzchu zpewnością…
– To nie wszystko, ambasadorze – syknęła księżna z ledwie hamowaną irytacją. – Chciałabym na osobności negocjować pewne warunki, na które wasz książę będzie musiał przystać – podkreśliła z wyraźnąsatysfakcją.
Sienna w końcu odzyskała zdolność oddychania. Strach i prozaika matki napawały ją obrzydzeniem, którego nie miała ochoty akceptować. Dlaczego kazała swojej córce zostać? By ta stała się świadkiem przegranej? Ustąpienia PałacowiZmierzchu!?
– Zamierzasz ją tam po prostu wysłać, tak? – warknęła skrzypaczka, zapominając o całym zdrowym rozsądku. – Do widmowładnych, którzy dopóki nie dostali zasłużonego prezentu w postaci wojny z Martwymi Królestwami, mordowali, napadali i kradli na naszych ziemiach? Jaką masz pewność, że nic jej niezrobią?
Oczy matki ciskały błyskawice, ale Sienna miała to w głębokim poważaniu. Palący ją żar tworzył z naturalnym chłodem wybuchowąmieszankę.
– Wraz ze zgodą Księżnej Świtu, Wielki Książę Zmierzchu i Księżniczka Maire stają się narzeczeństwem – oznajmił ambasador z nieskrywanym niezadowoleniem. Słowa Sienny najwyraźniej nie przypadły mu do gustu. – A to oznacza pokój między naszymi Pałacami. Z głowy księżniczki nie spadnie ani jeden włos, ręczę za to własnymżyciem.
Sienna parsknęła i z niedowierzaniem pokręciła głową. Taka impertynencja w innych okolicznościach nawet jej nie uszłaby na sucho, ale teraz… Teraz miała wszystko w głębokim poważaniu. Nie mogła zrozumieć naiwności matki i jednocześnie nie potrafiła wymyślić rozsądnego wyjścia z tej sytuacji. Przecież sama chciała, by Pałac Świtu w końcu się przebudził… ale na bogów Dnia i Nocy, nie takimkosztem!
– Jeżeli tak bardzo zależy ci na bezpieczeństwie siostry, będziesz eskortować ją na ziemie PałacuZmierzchu.
Słowa matki były niczym wyjątkowo bolesne uderzenie w brzuch. Nagle Sienna zrozumiała powód, dla którego księżna kazała jej zostać wsali.
– A teraz odprowadzisz Wojownika Pierwszej Krwi na dziedziniec i również zaczniesz szykować się dodrogi.
Sienna miała ochotę wyciągnąć skrzypce zza pleców, wyczarować srebrzystych wojowników i kazać im odciąć głowę kukle, która nazywała siebie Księżną Świtu. Skrzypaczka zacisnęła pięści, walcząc z własnym temperamentem. Spokój!, krzyczała w myślach. Obiecała sobie, że potem znajdzie rozwiązanie z tej sytuacji, a następnie przekona matkę, że to zły pomysł. Gniew jest złym doradcą, przekonywała się pocichu.
– Proszę za mną – rzuciła w stronę wojownika z najbardziej fałszywym uśmiechem, na jaki było ją stać. Miała nieodparte wrażenie, że w ciemnych oczach gościa dostrzega rozbawienie całą sytuacją, ale to też zepchnęła na drugi plan. Spokój!, powtarzała sobiemonotonnie.
Na całe szczęście nikt nie zauważył nitek szronu, które osiadły na oknach salitronowej.
***
– Siostry.
Miękki baryton zaskoczył Siennę na schodach. Miała nadzieję, że aż do dziedzińca wojownik będziecicho.
– Z tego, co słyszałem, księżna mówiła coś o swojej jedynejcórce.
Sienna spróbowała skupić się na kolejnych stopniach. Przez bardzo krótką chwilę miała ochotę po prostu zignorować Wojownika Pierwszej Krwi, ale coś w jego tonie powstrzymało ją przed potępiającąciszą.
– Księżna Świtu lubi sobie dla żartów o mnie zapominać – odparłakwaśno.
– Rozumiem. – A ty co? Jesteś jakąś drugorzędną księżniczką w spodniach?
Skrzypaczka wątpiła, by cokolwiek rozumiał, ale mimowolnie zerknęła na swoje treningowe spodnie, które wrzuciła na siebie jeszcze przed rozpoczęciem ćwiczeń naarenie.
– Jestem bękarcią księżniczką, dla której zabrakło wyszytych złotem sukni. A ty co? – Sparodiowała jego ton. – Myślałam, że Wojownik Pierwszej Krwi jest na tej waszej północy kimś więcej, niż tylko chłopcem naposyłki.
Pokonali schody i minęli grupkę służących, którzy wpatrywali się w wojownika zdumionymi spojrzeniami. Sienna specjalnie wybrała duży skrót, by oszczędzić sobie męki, ale tymi korytarzami kręciło się więcejludzi.
Wojownik długo nie odpowiadał. Najprawdopodobniej uraziła go tym stwierdzeniem, ale w tamtym momencie niewiele ją to obchodziło. Po dłuższej chwili przedłużającego się, milczącego marszu Siennę pokonała jednak własna ciekawość. Uważnie zerknęła w stronę widmowładnego, próbując znaleźć więcej powodów do pogardzania PałacemZmierzchu.
Końcówki ciemnych włosów wojownika były jasnobrązowe, niemal blond, co stanowiło dość zaskakujący kontrast. Czarne oczy, blada skóra i te przeklęte tatuaże robiły z niego namacalne uosobienie wszystkich bajek, którymi straszono ją wdzieciństwie.
– Cóż, skoro najprawdopodobniej będziemy dzielić przyjemność wspólnego podróżowania, mam nadzieję, że na własnej skórze poznasz nagrodę, jaką otrzymał Pałac Zmierzchu. Martwi ludzie i plemiona zapewne uświetnią naszą drogę wyjątkowo krwawymi przedstawieniami. – Ton wojownika nie zmienił się nawet o jotę, a mimo to Sienna po raz pierwszy odkryła w nim chłodną brutalność. – Może wtedy podziękujesz Pałacowi Zmierzchu, że przysłał swojego chłopca na posyłki – dorzucił złośliwie, po czym spokojnym krokiem ruszył w kierunku widocznegodziedzińca.
***
– Mój pradziad złożył obietnicę, ponieważ kochał księżniczkę, której nie mógł pokochać. – Głos Księżnej Świtu poniósł się echem po jej niewielkiej komnacie, w której jedynymi ozdobami był mały, misternie ozdobiony sekretarzyk i ogromne okno wpuszczające do środka promienie zachodzącegosłońca.
Sienna zmarszczyła brwi. W drodze powrotnej została ponownie wezwana przed oblicze Księżnej Świtu, tym razem jednak miały rozmawiać na osobności. A to nie zdarzało się zbytczęsto.
– Zakochał się w Księżniczce Zmierzchu – pochwyciła Sienna zrezygnacją.
Matka nawet nie zerknęła w jej stronę. Od chwili wejścia córki do komnaty, wpatrywała się whoryzont.
– I że akurat myślał inną częścią ciała, niż powinien, złożył jej przysięgę wieczystej obrony. Nawet po jejśmierci.
Księżna westchnęła i smutno pokręciła głową. Najwyraźniej postanowiła pogrzebać gniew i upokorzenie pod maskąmelancholii.
– Tak. To oni udali się potajemnie do Cmentarnej Tkaczki i wybłagali od niej jedną przepowiednię. Przepowiednię o sojuszu Pałaców Świtu i Zmierzchu, który miał stać się najpotężniejszym wRantii.
Sienna przewróciła oczami. Doskonale znała tę legendę i nie rozumiała, dlaczego matka rozwodzi się nad nią akuratteraz.
– A potem Wielkiego Księcia szlag trafił, księżniczka zmarła z tęsknoty, a Świt i Zmierzch nadal prowadziły zażarte wojny. Przynajmniej dopóki tych drugich nie zaatakowały Martwe Królestwa – dodała, przypominając sobie słowa Wojownika Pierwszej Krwi. Wciąż czuła niepokój, który powoli opanowywał całą podświadomość. – Dopiero teraz przypomnieli sobie o obietnicy sprzedlat.
Księżna pokiwała głową, wciąż zapatrzona w zachodzącesłońce.
– Niedawno zmarł ich Wielki Książę, który nigdy nie chciał słyszeć o sojuszu ze Świtem – odezwała się nagle matka. – Myślę, że jego syn inaczej podchodzi do sprawy naszego pojednania. Tym bardziej że widzi, co tak naprawdę siędzieje.
Strach w tonie matki uświadomił Siennie, że ona sama też się bała. Podróży, wojny, obcych wojowników i martwych ludzi. Ale najbardziej przerażała jąbezsilność.
– A co się tak naprawdę dzieje? – zapytała niepewnymgłosem.
– Oni przegrywają, Sienno. Zmierzch powoli sunie ku upadkowi. A kiedy przeciwnicy dostaną się na północ… – Pokręciła głową. – Cóż, wtedy będzie za późno nawet na modlitwę do bogów Dnia i Nocy. Dlatego właśnie zgodziłam się na ten sojusz. Myślę, że musimy zawierzyć słowomprzepowiedni.
Sienna zmarszczyła brwi, przyglądając się matce zzastanowieniem.
– Wiedziałaś o tym – stwierdziła z niedowierzaniem. – Wiedziałaś, że Zmierzch wyśle swoją delegację. Już dawno o tym wiedziałaś! – Mimowolnie podniosłagłos.
W oczach Wielkiej Księżnej Świtu pojawiła się dobrze znanadezaprobata.
– Ciszej, na bogów Dnia i Nocy – warknęła. – Myślisz, że nie wiedziałam? Ja? Naprawdę sądzisz, że delegacja obcego Pałacu mogłaby spokojnie przejechać przez połowę moich ziem, a ja bym nic o tym nie wiedziała? – parsknęła. – Pierwsze propozycje sojuszu Zmierzch wysłał już wiele miesięcy temu. Wahałam się przez długi czas, ale to dobre rozwiązanie. Wspomożemy ich zaopatrzeniem, którego zaczyna imbrakować.
– Więc ta szopka w salitronowej…
– Przedstawienie dla ewentualnych szpiegów z Pałacu Dnia. Nie mogą się za szybko dowiedzieć o naszym sojuszu. Niech to dla nich wygląda na polityczne przepychanki – odparła księżna spokojnie. Nagle westchnęła głośno, z niecodziennym dla niej przygnębieniem. – Proszę cię, zrozum… Myślę, że Maire… Maire i jej – zawahała się – małżeństwo zapewnią nam stabilny sojusz, którego Rantia terazpotrzebuje.
Matka nigdy nie prosiła. Księżna Świtu wydawała rozkazy. Dlatego błagalny ton tak oszołomił Siennę, że skrzypaczka przez kilka minut stała w ponurym milczeniu, nie potrafiąc uporządkować własnychmyśli.
– Ale w tym wszystkim, przy tej przepowiedni i przy obecnym zagrożeniu, nie możemy zapominać o jednym. – Księżna odwróciła głowę, wbijając twardy wzrok prosto w swoją drugą córkę. – Zmierzch zawsze był i będzie naszym wrogiem. Nie daj się omamić wspólnemu celowi, nie daj się zwieść ich gładkim słowom i zwodniczemu sojuszowi. Oni nigdy nie zapomną o przeszłości. – W jej tonie zatańczyła stal. – My też niemożemy.
Przez chwilę po prostu stały naprzeciwko siebie, próbując ocenić wzajemne nastroje. Matka, władcza Księżna Świtu, wciąż piękna i dumna. Oraz córka – zupełnie inna od wszystkiego, co znał i aprobował Świt. W tym momencie nie tylko dwie wrogie sobie krainy zawarły sojusz. Milcząca umowa obowiązywała równieżje.
– Chcesz, żebym pomogła eskortować Maire, chcesz, bym zapewniła jej bezpieczeństwo – podsumowała Sienna. – Dobrze, ale…
– Nie – przerwała księżna. – Chcę, żebyś wzięła swoją Drużynę Świtu ze sobą i byście razem pomogli Maire przetrwać podróż oraz to, co czeka na nią na ziemiachZmierzchu.
Sienna sapnęła, słysząc nakazujący, pozbawiony litości ton. To właśnie była jej matka. Ani śladu po smutku imelancholii.
– Nie będę ich do tego zmuszać – ostrzegła twardo. – Jeżeli ktoś z nich stwierdzi, że nie widzi mu się droga w towarzystwie obcych wojowników, nie będęnalegać.
Znowu bezsłowny pojedynek. Księżna w końcu zacisnęła zęby i pokiwała głową, zostawiając zwycięstwo Siennie.
– Mam jeszcze jeden warunek – oznajmiła skrzypaczka, czując przypływ pewności siebie. – Jak wrócę, opowiesz mi wszystko o moim ojcu. Cała historia, od początku do końca i po kolei. Ze szczegółami – dodała jadowicie i bez czekania na odpowiedź, ruszyła w kierunkuwyjścia.
Jeszcze długo potem delektowała się trzaskiem drzwi, który rozszedł się po całymkorytarzu.
***
– Meren, na bogów Dnia i Nocy, wstawaj. W trunkach z jakiego rynsztoku smakowałeś, że cuchnie od ciebie jak od zafajdanego opiekuna pyroraksów?
Mężczyzna mruknął coś pod nosem i zamachnął się ramieniem, celując w nieznośnego intruza, który budził go w środku nocy. Sienna nawet nie musiała się specjalnie starać, by wyminąć jego niezdarny atak. Parsknęła z niesmakiem i ostrożnie powąchała zawartość bukłaka leżącego obok iskrowładnego. Odkaszlnęła, odrzucając naczynie, źródło obecnego stanu Merena, i z cichym warknięciem szarpnęła przyjacielem, starając się podnieść go dopionu.
Pierwsza próba spełzła na niczym. Sienna przeceniła siły swojego chudego ciała. Wyglądało na to, że jej jedynym sojusznikiem był wzrost – pod tym względem prawie dościgała odurzonego mężczyznę – oraz własna determinacja. W końcu zdołała podnieść go na tyle, by oprzeć o drewnianą, chwiejną barierkę, która na całe szczęście wytrzymała ich ciężar. Od ziemi dzieliło ich wystarczająco dużo stóp, żeby wyrządzić niechcianeszkody.
– Na bogów Dnia i Nocy, Meren! – Iskrowładna westchnęła głośno i otarła pot z czoła. – Od jak dawna nocujesz na naszejarenie?
Nie odpowiedział, zbyt zajęty zwracaniem zawartości swojego żołądka. Sienna z obrzydzeniem pokręciła głową i usiadła na pobliskiej ławce, zajmując jedną z loży, jakie otaczały treningową arenę. Tę samą, na której jeszcze kilka godzin temu uformowała lśniącychwojowników.
Wiedziała, że teraz jej przyjaciel będzie umierał, więc każda próba nawiązania rozmowy z góry była spisana na klęskę. Nie zamierzała zatem nawet próbować. Ze świstem wypuściła powietrze i podparła podbródek na zgiętych w łokciachrękach.
Nad areną mienił się ogromny księżyc w swojej tracącej kształt fazie. Zapewne zeżarła go Gruba Ferre, powiedziała kiedyś Sienna do siostry, gdy jeszcze mogły się wspólnie bawić w ogrodzie z innymi dziećmi. Maire nawet się nie uśmiechnęła. Swoim zwyczajem zbeształa Siennę, by ta nigdy więcej nie obrażała członków dworu. Skrzypaczka postanowiła zrobić dokładnie naodwrót.
Maire wdała się w matkę, ale… nie była płynną lawą, która pożerała wszystko na swojej drodze. W jej żyłach płynął ogień południa – śniada skóra i ciemnobrązowe włosy krzyczały o tym na odległość – ale przez większość czasu Księżniczka Świtu promieniała ciepłem domowego paleniska, nigdy nie parząc nikogo wokół. Przeciwieństwo siostry, którą od wybuchu powstrzymywał jedynie chłód nieznanegopochodzenia.
Sienna wpatrywała się w niebo, wiedząc, że to ostatnia noc w Anh Sang. Matka wydała wyrok na swoje córki; podjęła decyzję. Poranek oznaczał skromną ceremonię pożegnalną oraz wyjazd – początek podróży wnieznane.
Skrzypaczka jeszcze nigdy tak mocno nie chciała, żeby świt nigdy nienastał.
– Wiesz, że zrzygać się po winie z Anh Sang to jak zwymiotować po niedzielnym obiadku u ukochanej babci? – rzuciła niedbale w stronę Merena, który powoli dochodził do siebie. Splunął na ziemię i z jękiem opadł na deski, cały czas trzymając siębarierki.
Sienna westchnęła i ruszyła w jego stronę. Kręcąc głową, sięgnęła do małej sakwy zawieszonej u pasa, po czym podała przyjacielowi niewielki flakonik. Sama nosiła ją tam na wszelki wypadek, razem z innymi niezbędnymirzeczami.
– Pij – nakazała stanowczo. – To specyfik od miejscowej zielarki. Przewróci ci żołądek do góry nogami, ale jak dasz temu radę, będzie tylkolepiej.
Meren wymruczał pod nosem jakieś wyjątkowo paskudne przekleństwo, ale zgodnie z zaleceniem odrzucił na bok niewielki korek i jednym haustem opróżnił zawartośćflakonika.
Sienna odsunęła się na wszelki wypadek, ale na całe szczęście jej przyjaciel nie był amatorem. Zakaszlał, zarzęził, skrzywił się trzy razy i w końcu odetchnął z ulgą, zamykając przy tymoczy.
– To był bimber – oznajmił tak cicho, że stojąca w oddaleniu Sienna nie usłyszała anisłowa.
– Co?
– Bimber – powtórzył cierpliwie. – To był bimber, nie żadnewino.
Sienna skrzywiła siędezaprobatą.
– Od kiedy to trujesz się tym świństwem? – Uniosłabrwi.
Meren rzucił jej zdenerwowane spojrzenie i zacisnął dłonie wpięści.
– Od kiedy nie mam złota, by pozwolić sobie na picie dworskich win, księżniczko – syknął zirytacją.
Sienna zdumiała się jeszcze bardziej. Nigdy nie widziała, by Meren pracował dla kogokolwiek – on po prostu zawsze skądś miał pieniądze na wino, kobiety i wieczne zabawy. Sam fakt, że w przeszłości mógł sobie pozwolić na zbytek w postaci harmonijki, wskazywał na pokaźny majątek, którym kiedyś musiałdysponować.
Kiedyś. Teraz najwyraźniej nie starczało mu nawet na najtańsze wino, jakie wychodziło z podmiejskich winnic Anh Sang. Nawet ono byłoby sto razy lepsze od pomyj, które najprawdopodobniej skupywał z miejscowegorynsztoku.
– Si, na litość bogów Dnia i Nocy, dlaczego przerywasz mi w środku tak dystyngowanej zabawy? – Na jego wargach ponownie zagościł dobrze znany, ironiczny uśmieszek. Znak, że wracał do siebie. – Widzisz to świecące gówno, o tam, na niebie? Niechybny znak, byś złożyła głowę na wygodnej, książęcej podusi i udała się do słodkiego świata snów. – Nagle w jego oczach błysnęła iskra zrozumienia. – Chyba że… Zmierzch – wyszeptał z grozą, której skrzypaczka jeszcze nigdy u niego niesłyszała.
Była jednak już zbyt zmęczona, byreagować.
– Tak, idioto, Zmierzch. Miałam dać wam znać, co i jak, ale ty postanowiłeś urżnąć się jak ostatnieprosię.
– Przyzwyczajenie – mruknął Meren pod nosem. – Potrzebuję wody, Si. Mnóstwo wody. Gdybyś była takdobra…
– Nie, Meren, ty bądź tak dobry i wysłuchaj tego, co mam ci do powiedzenia. Później ruszysz sobie do wodopoju. – Machnęła dłonią w niesprecyzowanym kierunku. – Zmierzch zawarł z namisojusz.
Meren wybałuszył oczy. Sienna miała wrażenie, że lada chwila wyjdą mu zorbit.
– Żeco?
– To, co słyszysz. Bezczelnie przyjechali sobie na nasze ziemie, oznajmili, że w związku z dawną przepowiednią oraz obietnicą sprzed wieków tylko potężny sojusz naszych Pałaców może powstrzymać hordy Martwych Królestw, po czym stwierdzili, że Maire idealnie nadaje się na żonę Wielkiego Księcia Zmierzchu. Księżna Świtu, moja wspaniała matka, warknęła dwa razy, zrobiła przedstawienie dla ewentualnych szpiegów, a później osobiście przyznała mi się, że wiedziała o wszystkim od dłuższego czasu. Skutkiem tych wydarzeń jest dzisiejszy wyjazd o poranku – wyrzuciła z siebie jednym tchem. – Maire pojedzie na ziemie Zmierzchu, a ja wraz z cholernymi żołnierzami zachodzącego słońca będę ubezpieczać jej drogę. – Relacjonując dzisiejsze wydarzenia, Sienna sama ledwo mogła w nie uwierzyć. Chciała, żeby to był jeden z jej koszmarów. Takich, z których zaraz się wybudzi. – Nadążasz?
Meren z niedowierzaniem pokręcił głową. Na jego bladej twarzy zalśniły kroplepotu.
– Chyba muszę się napić – oznajmił nagle. – Wysłała was dwie do Pałacu Zmierzchu? – upewnił się zoszołomieniem.
– Tak. – Sienna również nie pogardziłaby łykiem czegoś mocniejszego, ale musiała myśleć trzeźwo. Musiała sobie jakoś poukładać ten bałagan, jaki nagle na nią spadł. – Była przestraszona. I przekonana, że to jedyne rozwiązanie, jakie zapewni Pałacowi Świtubezpieczeństwo.
– Przecież to jest nienormalne! – wrzasnął nagle Meren. – Przepowiednia, obietnica!? Odwaliło im?! Oni naprawdę wierzą, że to ich uratuje przed MartwymiKrólestwami?
Sienna wzruszyła ramionami. Nie mogła się tym martwić. Nieteraz.
– Wyzwalasz magię za pomocą instrumentów, a na zamku znajduje się oddział widmowładnych, których umiejętności mają bogowie wiedzą jaki zakres. Naprawdę będziemy tu teraz dyskutować na temat kwestii wiary i niewiary w pewnezjawiska?
Meren parsknął z oburzeniem, ale widocznie zrezygnował z podjęcia teologicznejdysputy.
– Przyszłam tu, ponieważ mam… – Sienna wyraźnie się zawahała – propozycję. Księżna nakazała całej Drużynie Świtu wyruszyć razem z eskortą, ale ja nie chcę posyłać was w objęcia pewnegoniebezpieczeństwa.
– Si, cholera, o czym tymówisz?!
– Mówię, że mam pytanie. – Odetchnęła głośno. – Wyruszysz wraz ze mną na ziemie PałacuZmierzchu?
Iskrowładny zamilkł, wpatrując się w nią poważnym wzrokiem. Cisza trwała i trwała, a Sienna obawiała się, że Meren już nigdy się nie odezwie. Po raz pierwszy widziała, żeby jej przyjaciel przez tak długi czasmilczał.
– To jest chore – obwieścił w końcu głosem drżącym od emocji. – To jest mocno chore. Ale nie myśl sobie, księżniczko, że zostawię cię z tym samą. – Na jego usta zabłąkał się lekki uśmiech. – Przecież byś dnia beze mnie nie przeżyła. A i kto wie… – Zamyślił się. – Może w końcu uda mi się poderwać jakąś panienkę zeZmierzchu?
Sienna jęknęła z obrzydzeniem i pokręciła głową z udawanąnaganą.
– Jesteś ohydny, Meren – oznajmiła. – Spróbuj nie pić do rana i doprowadź się do jakiegoś porządku. Jeżeli nie zmienisz zdania, staw się o świcie na dziedzińcu zamkowym. I Meren… – Zawiesiła głos, szukając odpowiednich słów. – Dziękuję.
***
W głowie Errel szalała burza myśli i przypuszczeń. Niekonieczniekolorowych.
Przez dwa niewielkie okna wbudowane w spadzisty dach kamienicy leniwie wlewało się do środka światło księżycowej poświaty, która sprawiała, że nieduży pokój na strychu rozbłysnął w srebrno-czarnych barwach nocy. Errel obawiała się tej ciemności. Przypominała o mroku, jaki czaił się gdzieś na dnie jejpodświadomości.
Wieść o przybyciu wojowników z Pałacu Zmierzchu obudziła strach, który nie pozwalał flecistce zasnąć. Miała wrażenie, że coś niepokojąco paskudnego odważyło się w końcu wyjść z cieni i objawić się w całej swojej straszliwejprawdzie.
Czuła dziwną mieszankę przerażenia i podekscytowania na myśl, że beztroskie życie, jakie od roku dzieliła między obiadkami w gronie rodziny zainteresowanej jedynie pieniędzmi oraz treningami z Drużyną Świtu, miałoby wkrótce zmienić swój harmonogram. Podstępnie obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni i wrzucić Errel w wir niekoniecznie przyjemnychwydarzeń.
I właśnie to niebezpieczne połączenie sprawiło, że gdy tylko wykryła swój magiczny talent, zgłosiła się do ponurej, niedostępnej bękarciej księżniczki, wśród kręgów zamożnych kupców uchodzącej za „rozkapryszoną panienkę w spodniach, której ktoś powinien w końcu przemówić do rozsądku i wyrzucić z zamkowych luksusów, zabierając wszystkie przywileje wysoko urodzonych”. Errel nie zwracała wcześniej uwagi na czcze narzekania rodziny – w końcu tylko Księżna Świtu miała w tej sprawie decydujący głos, a jakoś nigdy nie kwapiła się z wyrzucaniem swojej nieślubnej córki – ale od kiedy poznała Siennę osobiście, zawsze krzywiła się przy tym temacie, próbując słaboprotestować.
Jej słowa nigdy do nikogo nie trafiały. Była dwunasta w kolejce do dziedziczenia rodzinnej fortuny. A mogła spaść jeszcze niżej, gdyby tylko papa tak zadecydował. To nie tak, że Errel marzyła jedynie o olbrzymich pieniądzach… Po prostu nie chciała stać w rzędzie niczym towar, który ktoś sprzedawał na miejskim targowisku. Nie chciała zostać kolejnym intratnym interesem ojca. Miała nadzieję, że Drużyna Świtu coś zmieni, że wniesie do jej życia nowe możliwości. Właśnie dlatego pojawienie się obcych napawało ją tak skrajnymiemocjami.
Errel podskoczyła gwałtownie, słysząc rytmiczne postukiwanie w szybę, które przerwało jej wewnętrzne rozmyślania. Prawie spadła z łóżka, dostrzegając w oknie bladą twarz, przypominającą widmo z dziecięcych bajek. Minęła dobra chwila, nim przerażająca zjawa zmieniła się w Siennę, która jakimś cudem wdrapała się na dach rodzinnej kamienicyErrel.
Flecistka pośpiesznie odrzuciła pościel na bok i podbiegła do szyby, nie potrafiąc wyjść ze zdumienia. Wiedziała, że Sienna ma w sobie coś z blitaksów – dzikich stworzeń o białej sierści i długim ogonie – potrafiących wepchać się wszędzie i nieprzejmujących się ewentualnym upadkiem, ale taka akrobacja była dla niej nowością. Z szeroko otwartymi ustami otworzyła okno, wpuszczając swoją mentorkę dośrodka.
– Macie obluzowaną rynnę od zachodniej strony – oznajmiła od niechcenia Sienna. – Lepiej to naprawcie, bo ktoś sobie zrobikrzywdę.
Errel nie chciała wyjaśniać, że obluzowane rynny były pomysłem jej papy, który próbował w ten sposób zabezpieczyć się przed złodziejami. Cóż, dobrze, że nie miał pojęcia o wyczynie księżniczki, bo najprawdopodobniej dostałby zawału. A wtedy rodzinny majątek w kilka sekund przypadłby najstarszej siostrzeflecistki.
– Przepraszam za pobudkę – zaczęła Sienna spokojnymtonem.
– Nie spałam – wtrąciła Errel. Ocknęła się z zamyślenia i sięgnęła po pudełko zapałek, chcąc rozpalić kilka świec i przepędzić z pokoju uciążliwą ciemność. – Jakieś wieści zzamku?
– Raczej niewesołe – odparła skrzypaczka, rozglądając siędookoła.
Errel zastanawiała się, co przyjaciółka myśli o niewielkim pokoju na poddaszu, o którego wystrój dziewczyna zadbała w najmniejszym detalu. Od pokrytego malowidłami sufitu aż po poustawiane na toaletce kryształy – wszystko było jejdziełem.
– Czego chce Zmierzch? – zapytała, stanowczym machnięciem gasząc zapałkę. Mina Sienny przestraszyła ją nanowo.
– Chcą Maire. – Skrzypaczka westchnęła, widząc niedowierzanie w oczach dziewczyny. Ponownie zrelacjonowała przebieg wydarzeń, nie martwiąc się o szczegóły. Miała dość tego dnia, a przypominanie go sobie na nowo irytowało ją i przerażało naprzemiennie. Było tyle rzeczy, które mogłaby wtedy powiedzieć i które teraz wydawały się o wiele bardziej oczywiste. Tyle mogła zrobić, a zamiast tego… zamiast tego po prostu się poddała i przystała na propozycję matki. Na najbardziej szalony i lekkomyślny akt tchórzostwa, o jakim mogła pomyśleć. – Chcą ślubu Wielkiego Księcia Zmierzchu z Księżniczką Świtu. Chcą przymierza z naszym królestwem. I co najważniejsze… Wierzą, że ten sojusz sprawi, że wspólnie obronimy się przed atakami MartwychKrólestw.
Errel długo przysłuchiwała się opowieści Sienny, nie wtrącając niczego od siebie, nie zadając pytań i nie wybuchając gniewem ani bezsilnością. Po prostu słuchała, kiwając głową i po cichu wysuwała własnewnioski.
– To nie dlatego tu jesteś, prawda? – Odważyła się w końcu zapytać. Rzucane przez płomienie świec cienie przyciągnęływzrok.
Sienna długo milczała, zagryzając wargi. Ona również odwróciła głowę, jakby fakt jej pobytu w tym miejscu przysparzał wyjątkowo dużo wyrzutów sumienia. Podświadomie wiedziała, że nie powinna tu być. Że nie powinna zadawać pewnych pytań zwykłej szesnastolatce; dwunastej w kolejce do dziedziczenia pokaźnej fortuny; córce rodu kupieckiego. A jednak w końcu uniosła wzrok iwestchnęła.
– Księżna kazała wyruszyć całej drużynie, ale ja odmówiłam. Nie chcę was narażać, nie będę was narażać… – Zawahała się. – Daję wam wybór, o który nikt się nigdy nie upomni. Daję wam wybór, bo niesprawiedliwie byłoby was gopozbawiać.
– Chcę jechać – wyznała Errel, zanim padło właściwe pytanie. Nad tą odpowiedzią nie musiała się zastanawiać, zdawała się wypływać z samejpodświadomości.
Sienna pokręciłagłową.
– Nie, chcę żebyś powiedziała „nie”. Masz szesnaście lat, a to będzie niebezpieczne. – Zamknęła oczy. – Errel, proszę, nie każ mi myśleć, że popełniłam błąd, przychodząc tutaj. Zrozum, że…
Flecistkaprychnęła.
– Doskonale rozumiem, że w końcu pojawiła się okazja, bym mogła pokazać wszystkim, że nie jestem tylko dwunastą w kolejce córką, która wyjdzie za bogatego gbura, bo tak kazał jej papa. Doskonale rozumiem również, że chcesz mi tę szansę odebrać, bo martwisz się o mnie, ale… na bogów Dnia i Nocy, nie po to tyle ćwiczyłam, żeby teraz zostać zwyczajnym towarem na sprzedaż! – krzyknęła dziewczyna zpodnieceniem.
W jasnych, pozbawionych kolorów oczach Sienny pojawiły się iskry, na które ciotki wielokrotnie narzekały w czasie rodzinnych obiadów. Ale tym razem szybkowygasły.
– Jeśli zmienisz zdanie, a bogowie mi świadkami, że naprawdę mam teraz ochotę cię po prostu do tego zmusić, nie możesz nikomu o tym powiedzieć. Nikomu. Ale…
– Nie zmienię zdania – zapewniła Errel z całą stanowczością, na jaką było ją stać. – A ty nie możesz mi zabronić wykonywania książęcychrozkazów.
Sienna pokręciła głową i wydęławargi.
– O świcie na dziedzińcu zamkowym, smarkulo – rzuciła niedbale i wbrew sobie uśmiechnęła się podnosem.
***
Piekarnia Hiwena mieściła się w niewielkim, dwupiętrowym domku na jednej z uliczek, którą mieszkańcy nieustannie ozdabiali kolorowymi klombami kwiatów, krzewami i niewielkimi palmami. Nawet niedaleki targ i dobiegający z niego za dnia gwar i hałas nie potrafiły ująć temu miejscu subtelności charakterystycznej dla ciepłego Anh Sang. Nocą, w świetle podłego księżyca, to przeklęte miasto emanowało jakąś cudowną mocą. I właśnie za to Sienna tak jekochała.
Nie chciała budzić przyjaciela, ale czas coraz szybciej przeciekał jej przez ręce. Wiedziała, że do świtu zostały maksymalnie dwie godziny, a przecież sama musiała się jeszcze przyszykować dodrogi.
Mimo że z góry znała odpowiedź na swoje pytanie i tak postanowiła się tu zjawić. Z tego samego powodu, dla którego odwiedziła Errel, choć od początku wiedziała, że dziewczyna nie przepuści takiejokazji.
Przebudzenie bębniarza było cięższe, niż przywrócenie Merena do stanu używalności. Sienna pukała, wołała i waliła w drzwi, w