Potęga pieniądza. Finansowa historia świata - Niall Ferguson - ebook + książka

Potęga pieniądza. Finansowa historia świata ebook

Niall Ferguson

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Jeden z najsłynniejszych historyków na świecie, udowadnia że za każdym wydarzeniem historycznym stoi tajemnica zawiązana z pieniędzmi.

Ferguson udowadnia, że ewolucja systemów finansowych jest równie istotna jak wynalazki czy rozwój wielkich cywilizacji. To dzięki bankom renesans we Włoszech osiągnął tak bogatą formę, a rynki papierów wartościowych miały wpływ na przebieg Wojny Siedmioletniej i Wojny Secesyjnej. Ferguson, który słynie z przekonującego i wciągającego stylu, wyjaśnia, czemu źródeł Rewolucji Francuskiej możemy dopatrywać się w finansowym przekręcie, jakiego dopuścił się pewien... morderca. Opisuje również, jak mogło dojść do tego, że Argentyna z szóstego na świecie najbogatszego państwa stała się pogrążonym w inflacji krajem na skraju bankructwa. Autor przekonuje, że właśnie teraz powinniśmy szczególnie starać się zrozumieć potęgę ekonomii i udowadnia, jak przerażająco mało wiemy o pieniądzach. Fergusonowi jako jedynemu udało się przebić barierę łączącą wiedzę ekonomiczną z wiedzą o historii i kulturze cywilizacji.

Jedna ze stu najważniejszych książek ostatniej dekady!

„The Times”

Biografia pieniądza pióra Fergusona, opowiedziana z werwą i wnikliwością, objaśnia nasze obecne trudne położenie lepiej, niż mu się wydaje. Ferguson to świetny analityk świata finansów, które stanowią kręgosłup historii naszej cywilizacji.

„The Telegraph”

Profesor Ferguson nie tylko jest jednym z najwybitniejszych historyków na świecie. W dodatku napisał kilka książek poruszających tematykę finansową, za każdym razem opisując te skomplikowane problemy w sposób niezwykle jasny i atrakcyjny.

"The Independent"

Ferguson napisał klarowną i błyskotliwą książkę o historii pieniądza... Ta pięknie napisana książka to rewelacyjny elementarz dla tych, którzy chcą się dowiedzieć, skąd się wzięły i jak funkcjonują współczesne rynki/

„The New Statesman”

Ferguson zabiera nas w często pouczającą i przyjemną podróż dzięki zgłębianiu podstaw wielkich wydarzeń historycznych (…) w których tle zawsze stał silny pieniądz.

„The New York Times”

Jego analiza (…) tryska wytwornymi standardami, których oczekujemy po oxfordzko-harvardzkim doświadczeniu akademickim, a także ciętym, stanowczym i zdecydowanym komentarzem krytycznym znanym z jego wypowiedzi prasowych.

„The Daily Telegfraph”

Potęga pieniądza jest książką bardziej ekscytującą i przystępną niż niektórzy mogą spodziewać się po autorze będącym profesorem uniwersytetów Oxfordu i Harvardu.

„The Times”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 557

Oceny
4,4 (15 ocen)
8
5
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MJakubik

Nie oderwiesz się od lektury

Ok
00
blipinski

Dobrze spędzony czas

Dobrze napisana historia pieniądza. O potędze i słabości
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­na­łu: THE ASCENT OF MO­NEY
Co­py­ri­ght © 2008, Niall Fer­gu­son All ri­ghts re­se­rved © Co­py­ri­ght for the Po­lish trans­la­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2010
Wy­da­nie dru­gie
Opie­ka re­dak­cyj­na: BAR­BA­RA GÓR­SKA
Kon­sul­ta­cja me­ry­to­rycz­na: BO­GU­SŁAW PÓ­ŁTO­RAK, KRZYSZ­TOF WĘGRZEC­KI
Prze­kład pi­ąte­go roz­dzia­łu: MAG­DA­LE­NA KUNZ
Re­dak­cja: WOJ­CIECH ADAM­SKI
Ko­rek­ta: BAR­BA­RA BO­ROW­SKA, JO­AN­NA GRODZ­KA, JA­DWI­GA STA­CHUR­SKA, DO­RO­TA TRZCIN­KA, MA­ŁGO­RZA­TA WÓJ­CIK
Pro­jekt okład­ki: RO­BERT KLE­EMANN
Opra­co­wa­nie zdjęć do dru­ku: PIOTR KO­ŁO­DZIEJ
Re­dak­tor tech­nicz­ny: RO­BERT GĘBUŚ
ISBN 978-83-08-07773-3
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Dłu­ga 1, 31-147 Kra­ków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bez­płat­na li­nia te­le­fo­nicz­na: 800 42 10 40 e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl Ksi­ęgar­nia in­ter­ne­to­wa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Wpro­wa­dze­nie

Szmal, for­sa, ma­mo­na, kasa, go­tów­ka, wa­lu­ta – na­zy­waj­cie je, jak chce­cie. Pie­ni­ądze na­praw­dę dzia­ła­ją na wy­obra­źnię. Dla chrze­ści­jan za­mi­ło­wa­nie do pie­ni­ędzy jest źró­dłem wszel­kie­go zła. Dla ge­ne­ra­łów pie­ni­ądze to koło za­ma­cho­we wo­jen; dla re­wo­lu­cjo­ni­stów – kaj­da­ny przy­ku­wa­jące lu­dzi do pra­cy. Ale czym wła­ści­wie jest pie­ni­ądz? Czy jest to góra sre­bra, jak sądzi­li hisz­pa­ńscy kon­kwi­sta­do­rzy? Czy może wy­star­czy­ły­by zwy­kłe gli­nia­ne ta­blicz­ki i za­dru­ko­wa­ne ka­wa­łki pa­pie­ru? Jak do­szło do tego, że ży­je­my w świe­cie, w któ­rym wi­ęk­szo­ść pie­ni­ędzy jest nie­wi­dzial­na, a jawi się co naj­wy­żej pod po­sta­cią cyfr na ekra­nie kom­pu­te­ra? Skąd wzi­ęły się pie­ni­ądze? I do­kąd nas za­pro­wa­dzą?

W roku 2007 rocz­ne do­cho­dy prze­ci­ęt­ne­go Ame­ry­ka­ni­na (wy­no­szące nie­mal 34 ty­si­ące do­la­rów) wzro­sły o 5%[1], ale kosz­ty utrzy­ma­nia też wzro­sły – o 4,1%. W rze­czy­wi­sto­ści za­tem sta­ty­stycz­ny pan Jo­nes od­no­to­wał wzrost sto­py ży­cio­wej za­le­d­wie o 0,9%. Je­śli uwzględ­ni­my in­fla­cję, oka­że się, że do­cho­dy prze­ci­ęt­nej ro­dzi­ny w Sta­nach Zjed­no­czo­nych od 1990 roku nie­mal się nie zmie­ni­ły, wzra­sta­jąc w ci­ągu mi­nio­nych 18 lat za­le­d­wie o 7%[2]. Po­rów­naj­my te­raz sy­tu­ację pana Jo­ne­sa z sy­tu­acją Lloy­da Blank­fe­ina, dy­rek­to­ra ge­ne­ral­ne­go ban­ku in­we­sty­cyj­ne­go Gold­man Sachs. W 2007 roku za­in­ka­so­wał on 68,5 mi­lio­na do­la­rów w po­sta­ci pen­sji, pre­mii i na­gród w for­mie ak­cji, co za­pew­ni­ło mu wzrost do­cho­du o 25% w sto­sun­ku do po­przed­nie­go roku i po­nad dwa ty­si­ące razy wi­ęk­sze do­cho­dy od tych, któ­re osi­ągnął pan Jo­nes. W tym sa­mym roku przy­cho­dy net­to ban­ku Gold­man Sachs, wy­no­szące 46 mi­liar­dów do­la­rów, prze­kra­cza­ły war­to­ść pro­duk­tu kra­jo­we­go brut­to (PKB) po­nad stu kra­jów, wśród któ­rych zna­la­zły się mi­ędzy in­ny­mi: Chor­wa­cja, Ser­bia, Sło­we­nia, Bo­li­wia, Ekwa­dor, Gwa­te­ma­la, An­go­la, Sy­ria i Tu­ne­zja. Ogó­łem ak­ty­wa Ban­ku Gold­man Sachs prze­kro­czy­ły po raz pierw­szy w hi­sto­rii sumę bi­lio­na do­la­rów[3]. Lloy­do­wi Blank­fe­ino­wi da­le­ko jed­nak do ty­tu­łu naj­le­piej za­ra­bia­jące­go fi­nan­si­sty świa­ta. We­te­ran wśród ma­na­ge­rów fun­du­szy hed­gin­go­wych, Geo­r­ge So­ros, za­ro­bił w 2007 roku 2,9 mi­liar­da do­la­rów. Ken Grif­fin z Ci­ta­del oraz za­ło­ży­cie­le dwóch in­nych czo­ło­wych fun­du­szy hed­gin­go­wych zgar­nęli po po­nad dwa mi­liar­dy do­la­rów. W tym sa­mym cza­sie bli­sko mi­liard lu­dzi na ca­łym świe­cie musi utrzy­my­wać się za do­la­ra dzien­nie[4].

Zło­ści cię, że świat jest tak nie­spra­wie­dli­wie urządzo­ny? Wku­rza­ją cię na­dzia­ni ka­pi­ta­li­ści i mi­liar­do­we pre­mie dla ban­kie­rów? Zdu­mie­wa cię prze­pa­ść, jaka dzie­li bied­nych, bo­ga­tych i... ba­jecz­nie bo­ga­tych? Nie tyl­ko cie­bie. W ca­łej hi­sto­rii cy­wi­li­za­cji za­chod­niej do fi­nan­sów i fi­nan­sje­ry od­no­szo­no się z wro­go­ścią, wy­ni­ka­jącą z prze­ko­na­nia, że ci, któ­rzy żyją z po­ży­cza­nia pie­ni­ędzy, pa­so­ży­tu­ją w pew­nym sen­sie na „praw­dzi­wej” ak­tyw­no­ści go­spo­dar­czej rol­ni­ków i rze­mie­śl­ni­ków. Wro­go­ść ta ma trzy przy­czy­ny. Po pierw­sze, licz­ba dłu­żni­ków prze­wy­ższa zwy­kle licz­bę wie­rzy­cie­li, a pierw­si rzad­ko by­wa­ją przy­ja­źnie na­sta­wie­ni do dru­gich. Po dru­gie, kry­zy­sy i afe­ry fi­nan­so­we zda­rza­ją się do­sta­tecz­nie często, aby świat fi­nan­so­wy ja­wił się nam jako przy­czy­na ra­czej ubó­stwa i nie­pew­no­ści niż do­bro­by­tu i sta­bil­no­ści. Po trze­cie wresz­cie, od wie­ków usłu­gi fi­nan­so­we we wszyst­kich kra­jach na świe­cie świad­czą za­zwy­czaj przed­sta­wi­cie­le mniej­szo­ści et­nicz­nych i re­li­gij­nych, któ­rym za­bro­nio­no po­sia­da­nia zie­mi i spra­wo­wa­nia urzędów pu­blicz­nych. Mimo dys­kry­mi­na­cji od­nie­śli oni suk­ces w dzie­dzi­nie fi­nan­sów dzi­ęki sil­ne­mu opar­ciu, ja­kie znaj­do­wa­li za­wsze w wi­ęzach po­kre­wie­ństwa i we wza­jem­nym za­ufa­niu.

Nie­za­le­żnie od na­szych głębo­ko za­ko­rze­nio­nych uprze­dzeń względem „ohyd­nej ma­mo­ny”, pie­ni­ądze są na ogół źró­dłem po­stępu. By po­słu­żyć się sfor­mu­ło­wa­niem Ja­co­ba Bro­now­skie­go (któ­re­go wspa­nia­ły pro­gram te­le­wi­zyj­ny, przed­sta­wia­jący hi­sto­rię po­stępu na­uko­we­go, ogląda­łem na­mi­ęt­nie jako mały chło­piec), po­tęga pie­ni­ądza wi­ąże się ści­śle z po­tęgą ludz­kiej wy­obra­źni. Nowe roz­wi­ąza­nia w dzie­dzi­nie fi­nan­sów nie były wy­łącz­nie dzie­łem pi­ja­wek go­to­wych wy­ssać ostat­nią kro­plę krwi z za­dłu­żo­nych ro­dzin ani wy­my­słem cy­nicz­nych ha­zar­dzi­stów trwo­ni­ących oszczęd­no­ści wdów i sie­rot w ry­zy­kow­nych ope­ra­cjach. Były one nie­odłącz­nym ele­men­tem prze­jścia od nędz­nej eg­zy­sten­cji sku­pio­nej na wal­ce o prze­trwa­nie do za­wrot­ne­go ma­te­rial­ne­go do­bro­by­tu, któ­re­go za­zna­je dziś tak wie­lu lu­dzi. Ewo­lu­cja ta­kich in­stru­men­tów, jak po­życz­ka i dług była tak samo wa­żna jak ka­żda inna tech­no­lo­gicz­na in­no­wa­cja w dzie­jach roz­wo­ju cy­wi­li­za­cji od cza­sów sta­ro­żyt­ne­go Ba­bi­lo­nu aż po wspó­łcze­sny Hong­kong. To ban­ki i ry­nek ob­li­ga­cji stwo­rzy­ły ma­te­rial­ne pod­sta­wy ar­ty­stycz­nej świet­no­ści wło­skie­go re­ne­san­su. Fi­nan­se kor­po­ra­cyj­ne były nie­zbęd­nym fun­da­men­tem za­rów­no im­pe­rium ho­len­der­skie­go, jak i bry­tyj­skie­go, po­dob­nie jak triumf Sta­nów Zjed­no­czo­nych w XX wie­ku nie daje się od­dzie­lić od po­stępu w dzie­dzi­nie ubez­pie­czeń oraz kre­dy­tów hi­po­tecz­nych i kon­sump­cyj­nych. Być może to wła­śnie kry­zys fi­nan­so­wy oka­że się zwia­stu­nem zmierz­chu glo­bal­nej do­mi­na­cji Ame­ry­ki.

Za ka­żdym wiel­kim wy­da­rze­niem hi­sto­rycz­nym kry­je się ja­kaś ta­jem­ni­ca fi­nan­so­wa, a ce­lem tej ksi­ążki jest rzu­ce­nie świa­tła na naj­wa­żniej­sze z nich. Re­ne­sans stwo­rzył np. ko­niunk­tu­rę na ryn­ku sztu­ki i ar­chi­tek­tu­ry dzi­ęki temu, że wło­scy ban­kie­rzy, tacy jak Me­dy­ce­usze, zbi­li for­tu­nę, sto­su­jąc osi­ągni­ęcia ma­te­ma­ty­ki wschod­niej do ob­ro­tu pie­ni­ędz­mi. Re­pu­bli­ka ho­len­der­ska wy­gra­ła z ce­sar­stwem Habs­bur­gów, po­nie­waż po­sia­da­nie pierw­szej na świe­cie no­wo­cze­snej gie­łdy pa­pie­rów war­to­ścio­wych było ko­rzyst­niej­sze z fi­nan­so­we­go punk­tu wi­dze­nia niż po­sia­da­nie naj­wi­ęk­szej na świe­cie ko­pal­ni sre­bra. Pro­ble­mów mo­nar­chii fran­cu­skiej nie dało się roz­wi­ązać bez re­wo­lu­cji, po­nie­waż pe­wien Szkot, ska­za­ny w swo­jej oj­czy­źnie za mor­der­stwo, zruj­no­wał fran­cu­ski sys­tem fi­nan­so­wy, do­pro­wa­dza­jąc do po­wsta­nia pierw­szej w dzie­jach świa­ta ba­ńki spe­ku­la­cyj­nej i pierw­sze­go praw­dzi­we­go kra­chu gie­łdo­we­go. Na­than Ro­th­schild miał taki sam udział w zwy­ci­ęstwie nad Na­po­le­onem pod Wa­ter­loo jak ksi­ążę Wel­ling­ton. Fi­nan­so­wy obłęd – au­to­de­struk­cyj­ny cykl de­wa­lu­acji pie­ni­ądza i nie­wy­wi­ązy­wa­nia się ze spła­ty za­ci­ągni­ętych dłu­gów – spra­wił, że Ar­gen­ty­na, któ­ra w la­tach 80. XIX wie­ku była szó­sta wśród naj­bo­gat­szych kra­jów świa­ta, sto lat pó­źniej, tra­wio­na przez in­fla­cję, zna­la­zła się w opła­ka­nym sta­nie.

Prze­czy­taj­cie tę ksi­ążkę, a zro­zu­mie­cie, dla­cze­go lu­dzie, któ­rzy żyją w naj­bez­piecz­niej­szym kra­ju świa­ta, wy­da­ją jed­no­cze­śnie naj­wi­ęcej na ubez­pie­cze­nia. Do­wie­cie się, kie­dy i dla­cze­go miesz­ka­ńcy kra­jów an­glo­języcz­nych po­pa­dli w szcze­gól­ną ob­se­sję na punk­cie ku­po­wa­nia i sprze­da­ży do­mów. A co być może naj­wa­żniej­sze, zo­ba­czy­cie też, jak glo­ba­li­za­cja fi­nan­sów za­ta­rła sta­re po­dzia­ły na ryn­ki roz­wi­ni­ęte i ryn­ki wscho­dzące, za­mie­nia­jąc Chi­ny w ban­kie­ra Ame­ry­ki, w ko­mu­ni­stycz­ne­go wie­rzy­cie­la ka­pi­ta­li­stycz­ne­go dłu­żni­ka, co na­le­ży uznać za zmia­nę o epo­ko­wym zna­cze­niu.

Cza­sa­mi pie­ni­ądz wy­da­je się wszech­moc­ny. W 2006 roku war­to­ść wy­two­rzo­nych dóbr i usług ca­łe­go świa­ta wy­nio­sła oko­ło 47 bi­lio­nów do­la­rów. Łącz­na war­to­ść ka­pi­ta­li­za­cji[5] wszyst­kich świa­to­wych gie­łd pa­pie­rów war­to­ścio­wych wy­nio­sła 51 bi­lio­nów do­la­rów, była więc o 10% wi­ęk­sza. Ogól­na war­to­ść ob­li­ga­cji kra­jo­wych i mi­ędzy­na­ro­do­wych wy­nio­sła 68 bi­lio­nów do­la­rów, była za­tem wi­ęk­sza o 50%. War­to­ść in­stru­men­tów po­chod­nych si­ęgnęła 473 bi­lio­nów do­la­rów, a więc była po­nad dzie­si­ęcio­krot­nie wi­ęk­sza. Pla­ne­ta Fi­nan­se za­czy­na przy­ćmie­wać pla­ne­tę Zie­mię. I naj­wi­docz­niej ob­ra­ca się ta­kże szyb­ciej od niej. Ka­żde­go dnia 2 bi­lio­ny do­la­rów prze­cho­dzą z rąk do rąk na ryn­kach wa­lu­to­wych. Ka­żde­go mie­si­ąca 7 bi­lio­nów do­la­rów prze­cho­dzi z rąk do rąk na gie­łdach pa­pie­rów war­to­ścio­wych ca­łe­go świa­ta. W ka­żdej mi­nu­cie ka­żdej go­dzi­ny ka­żde­go dnia ka­żde­go ty­go­dnia ktoś gdzieś sprze­da­je coś lub ku­pu­je. Nie­ustan­nie po­wsta­ją też nowe for­my ży­cia fi­nan­so­we­go. W roku 2006 np. war­to­ść wy­ku­pów kre­dy­to­wa­nych (przej­mo­wa­nia firm fi­nan­so­wa­ne­go ze środ­ków po­cho­dzących z kre­dy­tów) si­ęgnęła 753 mi­liar­dów do­la­rów. Eks­plo­zja „se­ku­ry­ty­za­cji”, dzi­ęki któ­rej in­dy­wi­du­al­ne wie­rzy­tel­no­ści, ta­kie jak kre­dy­ty hi­po­tecz­ne, po­rząd­ku­je się, ujed­no­li­ca i prze­pa­ko­wu­je w ob­li­ga­cje, spra­wi­ła, że ca­łko­wi­ta rocz­na emi­sja hi­po­tecz­nych ob­li­ga­cji se­ku­ry­ty­za­cyj­nych (MBS – mort­ga­ge bac­ked se­cu­ri­ties), pa­pie­rów war­to­ścio­wych za­bez­pie­czo­nych ak­ty­wa­mi (ABS – as­set-bac­ked se­cu­ri­ties) i ob­li­ga­cji za­bez­pie­czo­nych po­życz­ka­mi (CDO – col­la­te­ra­li­zed debt ob­li­ga­tions) za­mknęła się kwo­tą po­nad 3 bi­lio­nów do­la­rów. Licz­ba in­stru­men­tów po­chod­nych – kon­trak­tów opar­tych na pa­pie­rach war­to­ścio­wych, ta­kich jak kon­trak­ty swa­po­we na sto­py pro­cen­to­we (IRS – in­te­rest rate swap) czy trans­ak­cje swa­po­we ubez­pie­cza­jące przed zwło­ką w spła­cie kre­dy­tów lub ich nie­spła­ce­niem (CDS – cre­dit de­fault swaps) – ro­sła jesz­cze szyb­ciej, tak że na ko­niec roku 2007 sza­co­wa­na war­to­ść wszyst­kich „po­za­gie­łdo­wych” in­stru­men­tów po­chod­nych (nie­uwzględ­nia­jąca trans­ak­cji za­war­tych w pu­blicz­nym ob­ro­cie gie­łdo­wym) si­ęga­ła bli­sko 600 bi­lio­nów do­la­rów. In­stru­men­ty te po­ja­wi­ły się do­pie­ro w la­tach 80. XX wie­ku. Po­wsta­ło ta­kże wie­le no­wych in­sty­tu­cji. Pierw­szy fun­dusz hed­gin­go­wy za­ło­żo­no w la­tach 40. ubie­głe­go wie­ku, ale już w roku 1990 ta­kich fun­du­szy było 610. Za­rządza­ły one łącz­nie kwo­tą 38 mi­liar­dów do­la­rów. Dziś jest ich po­nad 7000, a suma, któ­rą za­rządza­ją, to 1,9 bi­lio­na do­la­rów. Mno­żą się fun­du­sze typu pri­va­te equ­ity, po­wstał osob­ny „sys­tem ban­ko­we­go cie­nia” (sha­dow ban­king sys­tem) dla we­hi­ku­łów in­we­sty­cyj­nych typu con­du­its i SIV (struc­tu­red in­ve­st­ment ve­hic­les), ma­jący uchro­nić ban­ki przed ko­niecz­no­ścią uwzględ­nia­nia ry­zy­kow­nych ak­ty­wów w bi­lan­sach. Je­śli ostat­nie 4 ty­si­ąc­le­cia były cza­sem ro­snącej po­tęgi „czło­wie­ka wy­twór­cy”, to dziś je­ste­śmy świad­ka­mi po­tęgi „czło­wie­ka ban­kie­ra”.

W roku 1947 udział sek­to­ra fi­nan­so­we­go w ame­ry­ka­ńskim PKB wy­no­sił 2,3%, by w roku 2005 wzro­snąć do po­zio­mu 7,7%. In­ny­mi sło­wy, śred­nio 1 do­lar z ka­żdych 13 do­la­rów wy­pła­co­nych pra­cow­ni­kom w Sta­nach Zjed­no­czo­nych tra­fia dzi­siaj do osób zaj­mu­jących się za­wo­do­wo fi­nan­sa­mi[6]. W Wiel­kiej Bry­ta­nii sek­tor fi­nan­so­wy od­gry­wa jesz­cze wa­żniej­szą rolę, bo jego udział w PKB w 2006 roku wy­nió­sł 9,4%. Fi­nan­se sta­ły się też naj­po­tężniej­szym ma­gne­sem przy­ci­ąga­jącym ta­len­ty na­uko­we. W roku 1970 tyl­ko oko­ło 5% mężczyzn ko­ńczących stu­dia na Uni­wer­sy­te­cie Ha­rvar­da, gdzie wy­kła­dam, tra­fi­ło do sek­to­ra fi­nan­so­we­go. W 1990 roku ich od­se­tek wzró­sł do 15%[1*]. W ubie­głym roku licz­by te były na­wet wy­ższe. We­dług stu­denc­kie­go pi­sma „The Ha­rvard Crim­son” po­nad 20% mężczyzn i 10% ko­biet ko­ńczących Ha­rvard w 2007 roku li­czy­ło na zna­le­zie­nie pra­cy w ban­ko­wo­ści. Czy mo­żna im się dzi­wić? W ostat­nich la­tach za­rob­ki ab­sol­wen­tów naj­bar­dziej re­no­mo­wa­nych uni­wer­sy­te­tów ame­ry­ka­ńskich, któ­rzy zna­le­źli za­trud­nie­nie w sek­to­rze fi­nan­so­wym, były pra­wie trzy­krot­nie wy­ższe od za­rob­ków ich ko­le­ża­nek i ko­le­gów za­trud­nio­nych w in­nych dzia­łach go­spo­dar­ki.

Kie­dy ab­sol­wen­ci z roku 2007 tra­fia­li na ry­nek pra­cy, wy­da­wa­ło się, że nic nie za­trzy­ma bły­ska­wicz­ne­go roz­wo­ju glo­bal­ne­go sek­to­ra fi­nan­so­we­go: ani ata­ki ter­ro­ry­stycz­ne na Nowy Jork i Lon­dyn, ani woj­na na Bli­skim Wscho­dzie, ani glo­bal­ne zmia­ny kli­ma­tycz­ne. Mimo znisz­cze­nia World Tra­de Cen­ter, in­wa­zji na Afga­ni­stan i Irak oraz gwa­łtow­ne­go wzro­stu licz­by eks­tre­mal­nych zja­wisk me­te­oro­lo­gicz­nych okres od ko­ńca 2001 do po­ło­wy 2007 roku cha­rak­te­ry­zo­wał się sta­łą eks­pan­sją na ryn­kach fi­nan­so­wych. Bez­po­śred­nio po wy­da­rze­niach z 11 wrze­śnia wska­źnik Dow Jo­nes spa­dł wpraw­dzie o 14%, ale w ci­ągu nie­co po­nad dwóch mie­si­ęcy po­wró­cił do po­zio­mu sprzed fe­ral­nej daty. Mimo że rok 2002 oka­zał się nie­ko­rzyst­ny dla osób in­we­stu­jących w ak­cje spó­łek ame­ry­ka­ńskich, ry­nek wkrót­ce po­tem za­no­to­wał wzrost, po­bi­ja­jąc re­kor­do­we wska­źni­ki z je­sie­ni 2006 roku (z okre­su apo­geum „dot-com ma­nii”). Na po­cząt­ku pa­ździer­ni­ka 2007 roku Dow Jo­nes osi­ągnął po­ziom nie­mal dwu­krot­nie wy­ższy od tego, któ­ry od­no­to­wa­no w okre­sie de­ko­niunk­tu­ry przed pi­ęcio­ma laty. Za­cho­wa­nie ame­ry­ka­ńskiej gie­łdy nie było ni­czym wy­jąt­ko­wym. W okre­sie za­le­d­wie pi­ęciu lat, do 31 lip­ca 2007 roku, nie­mal wszyst­kie świa­to­we ryn­ki ak­cji wy­ka­za­ły dwu­cy­fro­we wska­źni­ki zwro­tu z ka­pi­ta­łu w sto­sun­ku rocz­nym. W istot­ny spo­sób zwi­ęk­szy­ła się ta­kże war­to­ść ob­li­ga­cji wy­emi­to­wa­nych na ryn­kach wscho­dzących, a na ryn­kach nie­ru­cho­mo­ści, zwłasz­cza w świe­cie an­glo­języcz­nym, od­no­to­wa­no znacz­ną apre­cja­cję ka­pi­ta­łu. In­we­sto­rzy za­ra­bia­li nie­za­le­żnie od tego, czy lo­ko­wa­li pie­ni­ądze w to­wa­rach, dzie­łach sztu­ki, mar­ko­wych wi­nach, czy w eg­zo­tycz­nych pa­pie­rach war­to­ścio­wych za­bez­pie­czo­nych ak­ty­wa­mi.

Jak wy­tłu­ma­czyć ten cud? We­dług pew­nej szko­ły, ostat­nie in­no­wa­cje fi­nan­so­we spo­wo­do­wa­ły za­sad­ni­czą po­pra­wę wy­daj­no­ści glo­bal­ne­go ryn­ku ka­pi­ta­ło­we­go, po­zwa­la­jąc prze­nie­ść ry­zy­ko na tych, któ­rzy byli naj­le­piej przy­go­to­wa­ni do jego po­no­sze­nia. En­tu­zja­ści mó­wi­li o ko­ńcu ery nie­pew­no­ści. Za­do­wo­le­ni z sie­bie ban­kie­rzy or­ga­ni­zo­wa­li kon­fe­ren­cje pod ha­słem „Ewo­lu­cja do­sko­na­ło­ści”. W li­sto­pa­dzie 2006 roku mia­łem oka­zję uczest­ni­czyć w jed­nej z ta­kich kon­fe­ren­cji, zor­ga­ni­zo­wa­nej w ty­po­wym dla ta­kich im­prez luk­su­so­wym miej­scu – w Ly­ford Cay na Ba­ha­mach. W swo­im wy­stąpie­niu mó­wi­łem o tym, że wkrót­ce będzie­my świad­ka­mi dra­stycz­nych ogra­ni­czeń płyn­no­ści, któ­re na­ra­sta­ły już wów­czas w świa­to­wym sys­te­mie fi­nan­so­wym, i że nie po­win­ni­śmy ocze­ki­wać, iż ko­niunk­tu­ra będzie trwa­ła w nie­sko­ńczo­no­ść. Na mo­ich słu­cha­czach naj­wy­ra­źniej nie zro­bi­ło to żad­ne­go wra­że­nia. Uzna­no mnie za czar­no­wi­dza. Je­den z naj­bar­dziej do­świad­czo­nych in­we­sto­rów obec­nych na kon­fe­ren­cji po­su­nął się na­wet do tego, że za­su­ge­ro­wał or­ga­ni­za­to­rom, aby „w na­stęp­nym roku zre­zy­gno­wa­li w ogó­le z za­pra­sza­nia go­ści spo­za bra­nży fi­nan­so­wej i za­miast tego urządzi­li dla uczest­ni­ków kon­fe­ren­cji po­kaz fil­mu Mary Pop­pins”[7]. Wzmian­ka o Mary Pop­pins obu­dzi­ła we mnie wspo­mnie­nia z dzie­ci­ństwa. Mi­ło­śni­cy ta­len­tu Ju­lie An­drews pa­mi­ęta­ją być może, że fa­bu­ła tego słyn­ne­go mu­si­ca­lu ogni­sku­je się wo­kół wy­da­rze­nia fi­nan­so­we­go, któ­re w la­tach 60., kie­dy kręco­no ów film, wy­da­wa­ło się czy­mś nie­zwy­kłym: klien­ci ban­ków ma­so­wo wy­co­fy­wa­li z kont swo­je oszczęd­no­ści, co nie zda­rzy­ło się w Lon­dy­nie od 1866 roku.

Ro­dzi­na, u któ­rej pra­cu­je Mary Pop­pins, nosi nie­przy­pad­ko­wo na­zwi­sko Banks. Pan Banks rze­czy­wi­ście jest ban­kie­rem, za­trud­nio­nym w Da­wes, To­mes Mo­usley, Grubbs, Fi­de­li­ty Fi­du­cia­ry Bank. Na jego po­le­ce­nie nowa nia­nia, Mary Pop­pins, za­bie­ra pew­ne­go dnia dzie­ci pa­ństwa Banks z wi­zy­tą do ban­ku, w któ­rym pra­cu­je ich oj­ciec. Tam pan Da­wes Se­nior za­chęca syna pana Bank­sa, Mi­cha­ela, aby wpła­cił na kon­to swo­je kie­szon­ko­we (całe dwa pen­sy). Nie­ste­ty, mały Mi­cha­el woli wy­dać swo­je pie­ni­ądze na ziar­no dla go­łębi i zwra­ca się do pana Da­we­sa z żąda­niem: „Od­daj! Od­daj mi moje pie­ni­ądze!”. Co gor­sza, inni klien­ci ban­ku, sły­sząc sło­wa Mi­cha­ela, ta­kże wy­co­fu­ją z ban­ku swo­je oszczęd­no­ści. Wkrót­ce tłu­my klien­tów ro­bią to samo, przez co bank zmu­szo­ny jest za­wie­sić wy­pła­ty. Pan Banks zo­sta­je zwol­nio­ny z pra­cy i la­men­tu­je, że „do­pro­wa­dzo­no go do ru­iny i upad­ku, gdy wszyst­ko szło tak zna­ko­mi­cie”. Sło­wa te mó­głby po­wtó­rzyć Adam Ap­ple­garth, były dy­rek­tor ge­ne­ral­ny ban­ku Nor­thern Rock, któ­re­go spo­tkał po­dob­ny los we wrze­śniu 2007 roku, kie­dy to pod od­dzia­ła­mi ban­ku usta­wi­ły się dłu­gie ko­lej­ki klien­tów żąda­jących wy­pła­ty swo­ich oszczęd­no­ści. Na­stąpi­ło to po ogło­sze­niu, że Nor­thern Rock po­pro­sił cen­tral­ny Bank An­glii o „po­moc w utrzy­ma­niu płyn­no­ści fi­nan­so­wej”.

Kry­zys fi­nan­so­wy, któ­ry wy­bu­chł na Za­cho­dzie la­tem 2007 roku, przy­po­mniał jed­ną z nie­prze­mi­ja­jących prawd do­ty­czących świa­ta fi­nan­sów: wcze­śniej czy pó­źniej ka­żda ba­ńka pęka; wcze­śniej czy pó­źniej licz­ba sprze­da­jących, któ­rzy gra­ją na zni­żkę kur­sów ak­cji („byki”), prze­wy­ższa licz­bę kup­ców li­czących na ich wzrost („nie­dźwie­dzie”); wcze­śniej czy pó­źniej chci­wo­ść zmie­nia się w strach. Kie­dy na po­cząt­ku 2008 roku ko­ńczy­łem zbie­ra­nie ma­te­ria­łów do tej ksi­ążki, na ho­ry­zon­cie po­ja­wia­ły się już nie­wy­ra­źne za­po­wie­dzi tego, że go­spo­dar­ka ame­ry­ka­ńska może we­jść w fazę re­ce­sji. Czy dzia­ło się tak dla­te­go, że fir­my ame­ry­ka­ńskie prze­sta­ły re­ago­wać na nowe po­trze­by ryn­ku? Czy tem­po wdra­ża­nia in­no­wa­cji tech­no­lo­gicz­nych na­gle spa­dło? Nie. Przy­pusz­czal­ną przy­czy­ną nie­pew­no­ści go­spo­dar­czej były zja­wi­ska fi­nan­so­we, a kon­kret­nie kry­zys na ryn­ku kre­dy­tów, spo­wo­do­wa­ny ro­snący­mi za­le­gło­ścia­mi w spła­tach po­ży­czek zwa­nych eu­fe­mi­stycz­nie „kre­dy­ta­mi hi­po­tecz­ny­mi o pod­wy­ższo­nym ry­zy­ku” lub kre­dy­ta­mi hi­po­tecz­ny­mi typu sub­pri­me. Glo­bal­ny sys­tem fi­nan­so­wy stał się tak nie­przej­rzy­sty, że sto­sun­ko­wo ubo­gie ro­dzi­ny z Ala­ba­my czy Wi­scon­sin ku­po­wa­ły nowe domy lub ob­ci­ąża­ły już po­sia­da­ne po­życz­ka­mi w wy­so­ko­ści prze­kra­cza­jącej mo­żli­wo­ści ich spła­ce­nia z bie­żących do­cho­dów – jest to zja­wi­sko „prze­kre­dy­to­wa­nia”. Ban­ki w No­wym Jor­ku i Lon­dy­nie łączy­ły na­stęp­nie te po­życz­ki bez wie­dzy dłu­żni­ków z in­ny­mi, po­dob­ny­mi i od­sprze­da­wa­ły jako ob­li­ga­cje za­bez­pie­czo­ne po­życz­ka­mi (CDO) lo­kal­nym ban­kom nie­miec­kim oraz (mi­ędzy in­ny­mi) nor­we­skim wła­dzom miej­skim, któ­re w ten spo­sób sta­wa­ły się fak­tycz­ny­mi kre­dy­to­daw­ca­mi. Owe ob­li­ga­cje CDO były tak roz­drob­nio­ne, że mo­żna było utrzy­my­wać, iż po­ziom od­se­tek od pier­wot­nych po­życz­ko­bior­ców był rów­nie pew­nym źró­dłem do­cho­dów, jak od­set­ki z dzie­si­ęcio­let­nich ame­ry­ka­ńskich ob­li­ga­cji pa­ństwo­wych i dla­te­go za­słu­gi­wał na upra­gnio­ny naj­wy­ższy ra­ting (AAA). Dzi­ęki temu fi­nan­so­wa al­che­mia wzbi­ła się na nowy, nie­zna­ny wcze­śniej po­ziom za­awan­so­wa­nia, po­zwa­la­jący za­mie­niać ołów w zło­to.

Gdy jed­nak po jed­no­rocz­nym lub dwu­let­nim okre­sie „pro­mo­cji” wy­so­ko­ść od­se­tek od kre­dy­tów hi­po­tecz­nych wró­ci­ła do nor­mal­ne­go po­zio­mu, kre­dy­to­bior­cy za­częli za­le­gać ze spła­ta­mi. To zaś ozna­cza­ło, że ba­ńka kre­dy­to­wa na ame­ry­ka­ńskim ryn­ku nie­ru­cho­mo­ści musi pęk­nąć, po­wo­du­jąc naj­gwa­łtow­niej­szy od lat 30. spa­dek cen do­mów. To, co na­stąpi­ło po­tem, przy­po­mi­na­ło po­wol­ną, ale osta­tecz­nie ka­ta­stro­fal­ną w skut­kach re­ak­cję ła­ńcu­cho­wą. Nie tyl­ko in­stru­men­ty za­bez­pie­czo­ne przez kre­dy­ty hi­po­tecz­ne typu sub­pri­me, ale wszyst­kie ro­dza­je pa­pie­rów war­to­ścio­wych za­bez­pie­czo­nych ak­ty­wa­mi (ABS) stra­ci­ły gwa­łtow­nie na war­to­ści. We­hi­ku­ły in­we­sty­cyj­ne, ta­kie jak con­du­its czy SIV, wy­my­ślo­ne po to, aby owe pa­pie­ry war­to­ścio­we znik­nęły z ban­ko­wych bi­lan­sów, zna­la­zły się w po­wa­żnych kło­po­tach. Kie­dy ban­ki prze­jęły pa­pie­ry war­to­ścio­we, sto­su­nek mi­ędzy ich ka­pi­ta­łem a ak­ty­wa­mi ob­ni­żył się, zbli­ża­jąc się do wy­ma­ga­ne­go pra­wem mi­ni­mum. Ban­ki cen­tral­ne w Sta­nach Zjed­no­czo­nych i w Eu­ro­pie sta­ra­ły się po­móc ban­kom ko­mer­cyj­nym po­przez ob­ni­żki stóp pro­cen­to­wych i do­stęp do fun­du­szy po­mo­co­wych za po­mo­cą spe­cjal­nych ter­mi­no­wych li­nii po­życz­ko­wych. Mimo to w cza­sie, gdy pi­szę te sło­wa (a mamy maj 2008 roku), wy­so­ko­ść opro­cen­to­wa­nia, po ja­kim ban­ki mogą za­ci­ągnąć po­życz­kę – po­przez emi­sję krót­ko­ter­mi­no­wych pa­pie­rów dłu­żnych, sprze­daż ob­li­ga­cji lub po­życz­ki mi­ędzy­ban­ko­we – po­zo­sta­je znacz­nie wy­ższa od ofi­cjal­nej sto­py pro­cen­to­wej na ryn­ku re­zerw ban­ków ko­mer­cyj­nych, a więc naj­ni­ższej sto­py opro­cen­to­wa­nia kre­dy­tów w ame­ry­ka­ńskiej go­spo­dar­ce. Po­życz­ki, któ­re mia­ły fi­nan­so­wać za­ku­py kor­po­ra­cji za po­śred­nic­twem fun­du­szy typu pri­va­te equ­ity, uda­wa­ło się te­raz sprze­dać do­pie­ro po znacz­nym ob­ni­że­niu ceny. Wie­le naj­po­wa­żniej­szych ame­ry­ka­ńskich i eu­ro­pej­skich ban­ków, od­no­to­waw­szy ogrom­ne stra­ty, mu­sia­ło zwró­cić się nie tyl­ko do za­chod­nich ban­ków cen­tral­nych z pro­śbą o krót­ko­ter­mi­no­wą po­moc, aby móc od­bu­do­wać swo­je re­zer­wy fi­nan­so­we, ale ta­kże do azja­tyc­kich i bli­skow­schod­nich pa­ństwo­wych fun­du­szy ma­jąt­ko­wych z pro­śbą o za­kup ak­cji, aby od­bu­do­wać swo­ją bazę ka­pi­ta­ło­wą.

Części czy­tel­ni­ków wszyst­ko to może się wy­dać bar­dzo her­me­tycz­ne. Sto­su­nek ka­pi­ta­łu ban­ku do ak­ty­wów ban­ku wy­gląda może na po­jęcie abs­trak­cyj­ne, ale ma re­al­ne zna­cze­nie, któ­re wy­kra­cza poza do­me­nę roz­wa­żań aka­de­mic­kich. W ko­ńcu to wła­śnie „wiel­ki skurcz” ame­ry­ka­ńskie­go sys­te­mu ban­ko­we­go słusz­nie ob­wi­nia się o wy­wo­ła­nie wiel­kie­go kry­zy­su w la­tach 1929–1933, naj­wi­ęk­szej ka­ta­stro­fy go­spo­dar­czej no­wo­cze­snej hi­sto­rii[8]. Je­śli ban­ki ame­ry­ka­ńskie stra­ci­ły na kra­chu kre­dy­to­wym i kry­zy­sie kre­dy­tów hi­po­tecz­nych typu sub­pri­me znacz­nie wi­ęcej niż owe 255 mi­liar­dów do­la­rów, do któ­rych na ra­zie się przy­zna­ły, to ist­nie­je re­al­na gro­źba, że aby do­sto­so­wać ban­ko­we ze­sta­wie­nia bi­lan­so­we do ob­ni­żki ka­pi­ta­łu ban­ków, ko­niecz­ne będzie znacz­nie wi­ęk­sze – być może na­wet dzie­si­ęcio­krot­nie – ogra­ni­cze­nie do­stęp­no­ści kre­dy­tów. Je­śli sys­tem ban­ko­we­go cie­nia dla dłu­gów se­ku­ry­ty­zo­wa­nych i in­sty­tu­cji nie uwzględ­nia­nych w ze­sta­wie­niach bi­lan­so­wych zo­sta­nie ca­łko­wi­cie zmie­cio­ny przez kry­zys, to ogra­ni­cze­nie może oka­zać się jesz­cze po­wa­żniej­sze.

Ma to swo­je kon­se­kwen­cje nie tyl­ko dla Sta­nów Zjed­no­czo­nych, ale dla ca­łe­go świa­ta, po­nie­waż ame­ry­ka­ńska pro­duk­cja sta­no­wi obec­nie po­nad jed­ną czwar­tą ca­łej pro­duk­cji świa­to­wej, a wie­le eu­ro­pej­skich, zwłasz­cza zaś azja­tyc­kich go­spo­da­rek jest wci­ąż sil­nie uza­le­żnio­nych od Sta­nów Zjed­no­czo­nych, któ­re sta­no­wią dla nich głów­ny ry­nek eks­por­to­wy. Eu­ro­pa wy­da­je się ska­za­na na spa­dek tem­pa roz­wo­ju po­rów­ny­wal­ny z tym, ja­kie­go do­świad­czy­ły Sta­ny Zjed­no­czo­ne. Do­ty­czy to zwłasz­cza ta­kich kra­jów, jak Wiel­ka Bry­ta­nia czy Hisz­pa­nia, któ­re za­fun­do­wa­ły so­bie po­dob­ną ba­ńkę na ryn­ku kre­dy­tów hi­po­tecz­nych. Nie wia­do­mo, czy kra­je azja­tyc­kie zdo­ła­ją się oprzeć skut­kom ame­ry­ka­ńskiej re­ce­sji rów­nie sku­tecz­nie, jak Ame­ry­ka opa­rła się kry­zy­so­wi azja­tyc­kie­mu z lat 1997–1998. Pew­ne jest na­to­miast, że wy­si­łki Re­zer­wy Fe­de­ral­nej, zmie­rza­jące do zła­go­dze­nia skut­ków kry­zy­su na ryn­ku kre­dy­tów po­przez ob­ni­ża­nie stóp pro­cen­to­wych i przy­wra­ca­nie płyn­no­ści ame­ry­ka­ńskie­mu sys­te­mo­wi ban­ko­we­mu, przy­czy­ni­ły się do znacz­ne­go spad­ku ze­wnętrz­nej war­to­ści do­la­ra. Spa­dek kur­su do­la­ra w po­łącze­niu ze sta­łym roz­wo­jem prze­my­sło­wym w kra­jach azja­tyc­kich spo­wo­do­wał na­gły szok ce­no­wy, po­rów­ny­wal­ny nie tyle z la­ta­mi 70., ile z la­ta­mi 40. Nie prze­sa­dzi­my za­tem, je­śli po­wie­my, że w po­ło­wie roku 2008 by­li­śmy świad­ka­mi oznak in­fla­cyj­nych przy­po­mi­na­jących te z okre­su II woj­ny świa­to­wej.

Ktoś, kto po­tra­fi czy­tać ta­kie rze­czy, nie od­czu­wa­jąc nie­po­ko­ju, nie zna wi­docz­nie wy­star­cza­jąco do­brze hi­sto­rii fi­nan­sów. Ksi­ążka ta ma za­tem cel edu­ka­cyj­ny. Do­sko­na­le prze­cież wia­do­mo, że znacz­na część opi­nii pu­blicz­nej w świe­cie an­glo­języcz­nym nie ma po­jęcia o fi­nan­sach. Ba­da­nia prze­pro­wa­dzo­ne w 2007 roku po­ka­za­ły, że 40% po­sia­da­czy kart kre­dy­to­wych w Sta­nach Zjed­no­czo­nych nie spła­ca co mie­si­ąc pe­łnej kwo­ty za­dłu­że­nia naj­częściej uży­wa­nej przez sie­bie kar­ty mimo dra­ko­ńsko wy­so­kich od­se­tek po­bie­ra­nych przez fir­my świad­czące usłu­gi w za­kre­sie kart kre­dy­to­wych. Bli­sko jed­na trze­cia ba­da­nych (29%) nie wie­dzia­ła, ile wy­no­si opro­cen­to­wa­nie kre­dy­tu na kar­cie. Na­stęp­ne 30% twier­dzi­ło, że wy­no­si ono mniej niż 10%, pod­czas gdy w isto­cie zde­cy­do­wa­na wi­ęk­szo­ść firm po­bie­ra od­set­ki od za­dłu­że­nia znacz­nie wy­ższe niż 10%. Po­nad po­ło­wa re­spon­den­tów twier­dzi­ła, że w szko­le zdo­by­ła „nie­wiel­ką” lub „żad­ną” wie­dzę na te­mat kwe­stii zwi­ąza­nych z fi­nan­sa­mi[9]. Ba­da­nia prze­pro­wa­dzo­ne w roku 2008 po­ka­za­ły, że dwie trze­cie Ame­ry­ka­nów nie wie­dzia­ło, w jaki spo­sób ob­li­cza się od­set­ki skła­da­ne[10]. W jed­nym z ba­dań prze­pro­wa­dzo­nych przez pra­cow­ni­ków Uni­ver­si­ty of Buf­fa­lo’s Scho­ol of Ma­na­ge­ment re­pre­zen­ta­tyw­na gru­pa stu­den­tów ostat­nie­go roku, od­po­wia­da­jąc na py­ta­nia z za­kre­su fi­nan­sów oso­bi­stych i eko­no­mii, uzy­ska­ła wy­nik na po­zio­mie za­le­d­wie 52%[11]. Tyl­ko 14% z nich wi­dzia­ło, że po upły­wie osiem­na­stu lat ak­cje przy­no­szą zwy­kle wy­ższy zysk niż ame­ry­ka­ńskie ob­li­ga­cje pa­ństwo­we. Mniej niż 23% mia­ło świa­do­mo­ść, że od od­se­tek zgro­ma­dzo­nych na ra­chun­ku oszczęd­no­ścio­wym po­bie­ra się po­da­tek do­cho­do­wy, je­śli tyl­ko do­chód po­sia­da­cza ra­chun­ku jest wy­star­cza­jąco wy­so­ki. Aż 59% nie po­tra­fi­ło wy­tłu­ma­czyć ró­żni­cy mi­ędzy eme­ry­tu­rą, za­si­łkiem spo­łecz­nym i pla­nem eme­ry­tal­nym 401(k)[2*]. Zja­wi­sko to nie ogra­ni­cza się tyl­ko do Sta­nów Zjed­no­czo­nych. W roku 2006 prze­pro­wa­dzo­no ba­da­nia na te­mat sta­nu wie­dzy o fi­nan­sach pu­blicz­nych wśród miesz­ka­ńców Wiel­kiej Bry­ta­nii. Po­ka­za­ły one, że jed­na pi­ąta ba­da­nych nie po­tra­fi­ła po­wie­dzieć, jaki wpływ na siłę na­byw­czą ich oszczęd­no­ści będzie mia­ła in­fla­cja na po­zio­mie 5% przy opro­cen­to­wa­niu lo­ka­ty ban­ko­wej w wy­so­ko­ści 3%. Jed­na oso­ba na dzie­si­ęć nie wie­dzia­ła, któ­ra z ofe­ro­wa­nych ob­ni­żek ceny te­le­wi­zo­ra kosz­tu­jące­go pier­wot­nie 250 fun­tów będzie dla niej ko­rzyst­niej­sza: ob­ni­żka o 30 fun­tów czy ob­ni­żka o 10% ceny. Jak wi­dać z przy­to­czo­nych przy­kła­dów, py­ta­nia sta­wia­ne w ba­da­niach na­le­ża­ły do naj­bar­dziej pod­sta­wo­wych. Mo­żna za­sad­nie za­ło­żyć, że tyl­ko garst­ka an­kie­to­wa­nych by­ła­by w sta­nie wy­ja­śnić ró­żni­cę mi­ędzy opcją kup­na a opcją sprze­da­ży, a jesz­cze mniej osób po­tra­fi­ło­by roz­szy­fro­wać i wy­tłu­ma­czyć zna­cze­nie skró­tów CDO i CDS.

Po­li­ty­cy, ban­kie­rzy i biz­nes­me­ni w Sta­nach Zjed­no­czo­nych re­gu­lar­nie na­rze­ka­ją na ska­lę spo­łecz­nej igno­ran­cji w kwe­stii pie­ni­ędzy i mają po temu so­lid­ne pod­sta­wy. Pa­ństwo, któ­re ocze­ku­je od swo­ich oby­wa­te­li, że we­zmą oni in­dy­wi­du­al­ną od­po­wie­dzial­no­ść za za­rządza­nie wła­sny­mi wy­dat­ka­mi i do­cho­da­mi, któ­re li­czy na to, że wi­ęk­szo­ść do­ro­słych osób będzie mia­ła domy na wła­sno­ść, i któ­re po­zo­sta­wia w rękach oby­wa­te­li de­cy­zję o tym, ile pie­ni­ędzy od­kła­dać na eme­ry­tu­rę i czy ko­rzy­stać z ubez­pie­cze­nia zdro­wot­ne­go, szy­ku­je so­bie w przy­szło­ści po­wa­żne kło­po­ty, po­zwa­la­jąc, aby jego oby­wa­te­le po­zo­sta­wa­li tak sła­bo przy­go­to­wa­ni do po­dej­mo­wa­nia mądrych de­cy­zji fi­nan­so­wych.

Pierw­szym kro­kiem do zro­zu­mie­nia zło­żo­no­ści no­wo­cze­snych in­sty­tu­cji fi­nan­so­wych i no­wo­cze­snej ter­mi­no­lo­gii fi­nan­so­wej jest od­kry­cie źró­deł ich po­cho­dze­nia. Je­śli po­zna się ko­rze­nie in­sty­tu­cji i in­stru­men­tów fi­nan­so­wych, ła­twiej będzie po­jąć ich dzi­siej­szą rolę. Dla­te­go też za­pre­zen­tu­je­my po ko­lei klu­czo­we ele­men­ty no­wo­cze­sne­go sys­te­mu fi­nan­so­we­go. W pierw­szym roz­dzia­le wy­ja­śni­my, skąd wzi­ęły się pie­ni­ądze i kre­dy­ty. W dru­gim przed­sta­wi­my hi­sto­rię ryn­ku ob­li­ga­cji, w trze­cim – dzie­je gie­łd pa­pie­rów war­to­ścio­wych. W roz­dzia­le czwar­tym za­pre­zen­tu­je­my dzie­je ubez­pie­czeń, w pi­ątym – hi­sto­rię ryn­ku nie­ru­cho­mo­ści, a w szó­stym opo­wie­my o roz­kwi­cie, upad­ku i po­now­nym roz­kwi­cie mi­ędzy­na­ro­do­wych fi­nan­sów. W ka­żdym roz­dzia­le spró­bu­je­my od­po­wie­dzieć na jed­no za­sad­ni­cze py­ta­nie na­tu­ry hi­sto­rycz­nej: w któ­rym mo­men­cie pie­ni­ądz prze­stał być krusz­cem i za­mie­nił się w pa­pier, by móc w przy­szło­ści znik­nąć ca­łko­wi­cie w swej ma­te­rial­nej po­sta­ci. Czy to praw­da, że dzi­ęki dłu­go­ter­mi­no­wym sto­pom pro­cen­to­wym ry­nek ob­li­ga­cji rządzi świa­tem? Jaki wpływ na wa­ha­nia ko­niunk­tu­ry na gie­łdach mają de­cy­zje ban­ków cen­tral­nych? Dla­cze­go po­li­sa ubez­pie­cze­nio­wa nie za­wsze jest naj­lep­szym spo­so­bem za­bez­pie­cze­nia się przed ry­zy­kiem? Czy lu­dzie prze­ce­nia­ją ko­rzy­ści z in­we­sto­wa­nia na ryn­ku nie­ru­cho­mo­ści? I czy wza­jem­ne go­spo­dar­cze uza­le­żnie­nie, któ­re łączy Chi­ny i Sta­ny Zjed­no­czo­ne, jest klu­czem do glo­bal­nej sta­bi­li­za­cji fi­nan­so­wej, czy też zwy­kłą chi­me­rą?

Pró­bu­jąc przed­sta­wić hi­sto­rię fi­nan­sów od sta­ro­żyt­nej Me­zo­po­ta­mii aż po wspó­łcze­sne mi­kro­fi­nan­se, po­sta­wi­łem so­bie oczy­wi­ście za­da­nie nie­wy­ko­nal­ne. Wie­le kwe­stii trze­ba będzie po­mi­nąć w imię zwi­ęzło­ści i kla­row­no­ści. War­to jed­nak pod­jąć to wy­zwa­nie, je­śli dzi­ęki temu no­wo­cze­sny sys­tem fi­nan­so­wy może stać się bar­dziej przej­rzy­sty dla prze­ci­ęt­ne­go czy­tel­ni­ka.

Pi­sząc tę ksi­ążkę, na­uczy­łem się wie­lu no­wych rze­czy, ale trzy z nich za­słu­gu­ją na szcze­gól­ne pod­kre­śle­nie. Zro­zu­mia­łem, po pierw­sze, że ubó­stwo nie jest dzie­łem pa­zer­nych fi­nan­si­stów, któ­rzy wy­zy­sku­ją ubo­gich. Wi­ąże się ono ra­czej z b r a k i e m in­sty­tu­cji fi­nan­so­wych i z nie­obec­no­ścią ban­ków niż z ich ist­nie­niem. Po­życz­ko­bior­cy mogą wy­rwać się ze szpo­nów li­chwia­rzy tyl­ko wów­czas, gdy mają do­stęp do do­brych kre­dy­tów, a oszczęd­no­ści zwy­kłych oby­wa­te­li mogą tra­fić do przed­si­ębior­czych, lecz ubo­gich osób tyl­ko wów­czas, gdy będą nimi za­rządzać wia­ry­god­ne ban­ki. Do­ty­czy to nie tyl­ko naj­bied­niej­szych kra­jów świa­ta. Od­no­si się to ta­kże do naj­bied­niej­szych dziel­nic w kra­jach roz­wi­ni­ętych – do „we­wnętrz­nych en­klaw ubó­stwa”, ta­kich jak osie­dle w moim ro­dzin­nym Glas­gow, w któ­rym wie­le osób musi się utrzy­mać za 6 fun­tów dzien­nie, ku­pu­jąc za tę kwo­tę wszyst­ko – od pa­sty do zębów po bi­le­ty ko­mu­ni­ka­cji miej­skiej – i gdzie opro­cen­to­wa­nie po­ży­czek udzie­la­nych przez miej­sco­wych li­chwia­rzy po­tra­fi prze­kra­czać 11 mi­lio­nów pro­cent w ska­li roku.

Moje dru­gie wa­żne spo­strze­że­nie do­ty­czy rów­no­ści i jej bra­ku. Je­śli sys­tem fi­nan­so­wy ma ja­kiś de­fekt, to de­fekt ów po­le­ga na tym, że od­zwier­cie­dla on i wy­ol­brzy­mia na­sze ce­chy osob­ni­cze. Z co­raz licz­niej­szych ba­dań z za­kre­su fi­nan­sów be­ha­wio­ral­nych wy­ni­ka, że pie­ni­ądze po­tęgu­ją na­szą skłon­no­ść do prze­sad­nych re­ak­cji, gwa­łtow­nych prze­sko­ków od eu­fo­rii, gdy wszyst­ko ukła­da się do­brze, do głębo­kiej de­pre­sji, gdy spra­wy nie idą po na­szej my­śli. Bo­omy i kra­chy są w grun­cie rze­czy efek­tem na­szej emo­cjo­nal­nej la­bil­no­ści. Fi­nan­se wy­ol­brzy­mia­ją jed­nak ta­kże ró­żni­ce mi­ędzy lu­dźmi. Po­zwa­la­ją bo­ga­cić się tym, któ­rzy mają szczęście i spryt, a wtrąca­ją w bie­dę tych, któ­rym bra­ku­je szczęścia i prze­bie­gło­ści. Glo­ba­li­za­cja fi­nan­so­wa ozna­cza, że po po­nad trzech stu­le­ciach dy­wer­gen­cji nie da się już wy­ra­źnie po­dzie­lić świa­ta na bo­ga­te kra­je roz­wi­ni­ęte go­spo­dar­czo i bied­ne kra­je go­spo­dar­czo za­co­fa­ne. Po­stępu­jąca in­te­gra­cja świa­to­wych ryn­ków fi­nan­so­wych otwie­ra co­raz wi­ęk­sze mo­żli­wo­ści przed lu­dźmi zna­jący­mi się na fi­nan­sach, nie­za­le­żnie od miej­sca ich za­miesz­ka­nia, a jed­no­cze­śnie po­tęgu­je ry­zy­ko de­kla­sa­cji fi­nan­so­wych anal­fa­be­tów. Nasz świat sta­now­czo nie jest jed­no­li­ty – je­śli cho­dzi o ogól­ną dys­try­bu­cję do­cho­du – po pro­stu dla­te­go, że zy­ski z ka­pi­ta­łu wzro­sły w po­rów­na­niu z zy­ska­mi osi­ąga­ny­mi z pra­cy ro­bot­ni­ków nie­wy­kwa­li­fi­ko­wa­nych lub sła­bo wy­kwa­li­fi­ko­wa­nych. Na­gro­da za „we­jście do gry” ni­g­dy do­tąd nie była tak wy­so­ka. A kara za igno­ran­cję w spra­wach fi­nan­so­wych ni­g­dy jesz­cze nie wy­da­wa­ła się tak su­ro­wa.

Zro­zu­mia­łem ta­kże, jak trud­no prze­wi­dzieć do­kład­nie mo­ment wy­bu­chu i ska­lę kry­zy­su fi­nan­so­we­go. Sys­tem fi­nan­so­wy jest bo­wiem sza­le­nie zło­żo­ny, a wie­le two­rzących go we­wnętrz­nych po­wi­ązań ma nie­li­ne­ar­ny czy wręcz cha­otycz­ny cha­rak­ter. Dzie­je ro­snącej po­tęgi pie­ni­ądza nie bie­gły gład­ko, gdyż ka­żde nowe wy­zwa­nie wy­ma­ga­ło no­wej re­ak­cji ze stro­ny ban­kie­rów i in­nych osób zaj­mu­jących się fi­nan­sa­mi. Hi­sto­ria fi­nan­sów nie przy­po­mi­na re­gu­lar­nie wzno­szącej się krzy­wej, ale ra­czej an­dyj­ski ho­ry­zont, pe­łen po­strzępio­nych szczy­tów i głębo­ko wci­ętych do­lin. Ucie­ka­jąc się do in­nej me­ta­fo­ry, mo­żna by po­wie­dzieć, że hi­sto­ria fi­nan­sów wy­gląda jak kla­sycz­ny przy­pa­dek ewo­lu­cji, choć obej­mu­je znacz­nie krót­szy od­ci­nek cza­su niż ewo­lu­cja na­tu­ral­na. „Nie­któ­re ga­tun­ki przy­rod­ni­cze wy­mie­ra­ją – za­uwa­żył za­stęp­ca se­kre­ta­rza skar­bu An­tho­ny W. Ryan w swo­im wy­stąpie­niu przed Kon­gre­sem Sta­nów Zjed­no­czo­nych we wrze­śniu 2007 roku – i do­ty­czy to ta­kże pew­nych tech­nik fi­nan­so­wych, któ­re oka­zu­ją się mniej sku­tecz­ne od in­nych”. Ten dar­wi­now­ski język wy­da­je się w tym miej­scu wy­jąt­ko­wo traf­ny.

Czy je­ste­śmy u pro­gu „wiel­kie­go wy­mie­ra­nia ga­tun­ków” w świe­cie fi­nan­sów, po­dob­ne­go do ma­so­wych wy­ma­rć, ja­kie zda­rza­ją się co pe­wien czas w świe­cie na­tu­ry, jak cho­ćby to z ko­ńca epo­ki kam­bru, któ­re po­chło­nęło 90% ga­tun­ków ży­jących na Zie­mi, lub to, do któ­re­go do­szło pod ko­niec okre­su gór­nej kre­dy i któ­re uni­ce­stwi­ło di­no­zau­ry? Za­gła­da ga­tun­ków to sce­na­riusz, któ­re­go wie­lu bio­lo­gów ma pra­wo się oba­wiać, bio­rąc pod uwa­gę spo­wo­do­wa­ne przez czło­wie­ka zmia­ny kli­ma­tycz­ne, sie­jące spu­sto­sze­nie w śro­do­wi­sku na­tu­ral­nym we wszyst­kich za­kąt­kach świa­ta. Wiel­kie wy­mie­ra­nie in­sty­tu­cji fi­nan­so­wych jest jed­nak sce­na­riu­szem, któ­re­go po­win­ni­śmy się lękać rów­nie moc­no, po­nie­waż ko­lej­na spro­wo­ko­wa­na przez czło­wie­ka ka­ta­stro­fa być może to­ru­je so­bie po­wo­li i mo­zol­nie dro­gę w glo­bal­nym sys­te­mie fi­nan­so­wym.

Dla­te­go wła­śnie – nie­za­le­żnie od tego, czy wal­czy­my o to, by zwi­ązać ko­niec z ko­ńcem, czy też o to, by tra­fić na li­stę „For­be­sa” – zro­zu­mie­nie po­tęgi pie­ni­ądza jest nam dziś po­trzeb­ne bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek. Je­śli ksi­ążka ta po­mo­że w prze­ła­ma­niu nie­bez­piecz­nej ba­rie­ry, jaka wy­ro­sła mi­ędzy wie­dzą na te­mat fi­nan­sów a in­ny­mi ro­dza­ja­mi wie­dzy, będę mógł uznać, że nie tru­dzi­łem się na dar­mo.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

Przy­pi­sy

Wpro­wa­dze­nie

[1] Ści­śle mó­wi­ąc, był to wzrost do­cho­du net­to na miesz­ka­ńca, od­no­to­wa­ny mi­ędzy trze­cim kwar­ta­łem 2006 a trze­cim kwar­ta­łem 2007 r. Od tej pory do­chód ten utrzy­my­wał się na sta­łym po­zio­mie i mi­ędzy mar­cem 2007 a mar­cem 2008 r. prak­tycz­nie się nie zmie­nił. Dane po­cho­dzą z Eco­no­mic Re­port of the Pre­si­dent 2008, ta­be­la B-31: www.gpo­ac­cess.gov/​eop/.

[2] C. De­Na­vas-Walt, B.D. Proc­tor, J. Smith, In­co­me, Po­ver­ty and He­alth In­su­ran­ce Co­ve­ra­ge in the Uni­ted Sta­tes: 2006, Wa­shing­ton, D.C., VIII 2007, s. 4.

[3]We See Op­por­tu­ni­ty: Gold­man Sachs 2007 An­nu­al Re­port, New York 2008.

[4] P. Col­lier, The Bot­tom Bil­lion: Why the Po­orest Co­un­tries Are Fa­iling and What Can Be Done Abo­ut It, Oxford 2007.

[5] Ka­pi­ta­li­za­cja – war­to­ść spó­łek no­to­wa­nych na gie­łdzie (przyp. red.).

[6] D. We­ssel, A So­ur­ce of our Bub­ble Tro­uble, „Wall Stre­et Jo­ur­nal”, 17 I 2008.

[7] S. Ro­ach, Spe­cial Com­pen­dium: Ly­ford Cay 2006, „Mor­gan Stan­ley Re­se­arch”, 21 XI 2006, s. 4.

[8] M. Fried­man, A.J. Schwartz, A Mo­ne­ta­ry Hi­sto­ry of the Uni­ted Sta­tes, 1867–1960, Prin­ce­ton 1963.

[9] Prin­ce­ton Su­rvey Re­se­arch As­so­cia­tes In­ter­na­tio­nal, ba­da­nie prze­pro­wa­dzo­ne na zle­ce­nie Na­tio­nal Fo­un­da­tion for Cre­dit Co­un­se­ling, „Fi­nan­cial Li­te­ra­cy Su­rvey”, 19 IV 2007: www.nfcc.org/​NFC­C_Sum­ma­ry­Re­por­t_To­pli­ne­Fi­nal.pdf.

[10] A.R. Kon­rad, Fi­nan­ce Ba­sics Elu­de Ci­ti­zens, „Ha­rvard Crim­son”, 2 II 2008.

[11] As­so­cia­ted Press, Teens Still­Lack Fi­nan­cial Li­te­ra­cy, Su­rvey Finds, 5 V 2006: www.msnbc.msn.com/​id/​12168872/.

[1*] Co cie­ka­we, wśród ko­biet ko­ńczących stu­dia na Uni­wer­sy­te­cie Ha­rvar­da od­se­tek ten zwi­ęk­szył się z 2,3% do 3,4%. Kró­lo­wie ży­cia wci­ąż gó­ru­ją li­czeb­nie nad kró­lo­wy­mi.

[2*] Plan 401(k), wpro­wa­dzo­ny w 1980 r., jest naj­po­pu­lar­niej­szym pra­cow­ni­czym pla­nem eme­ry­tal­nym w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Pra­cow­nik może zde­cy­do­wać, jaką kwo­tę będzie miał odej­mo­wa­ną od swo­je­go wy­na­gro­dze­nia i wpła­ca­ną na kon­to pla­nu. Pra­cow­nik ma też wpływ na for­mę in­we­sto­wa­nia jego pie­ni­ędzy. Kwo­ty wpła­co­nych skła­dek i zy­ski z in­we­sty­cji, poza nie­licz­ny­mi wy­jąt­ka­mi, są nie­opo­dat­ko­wa­ne. Opo­dat­ko­wa­ne są do­pie­ro wy­pła­ty.