Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jeden z najsłynniejszych historyków na świecie, udowadnia że za każdym wydarzeniem historycznym stoi tajemnica zawiązana z pieniędzmi.
Ferguson udowadnia, że ewolucja systemów finansowych jest równie istotna jak wynalazki czy rozwój wielkich cywilizacji. To dzięki bankom renesans we Włoszech osiągnął tak bogatą formę, a rynki papierów wartościowych miały wpływ na przebieg Wojny Siedmioletniej i Wojny Secesyjnej. Ferguson, który słynie z przekonującego i wciągającego stylu, wyjaśnia, czemu źródeł Rewolucji Francuskiej możemy dopatrywać się w finansowym przekręcie, jakiego dopuścił się pewien... morderca. Opisuje również, jak mogło dojść do tego, że Argentyna z szóstego na świecie najbogatszego państwa stała się pogrążonym w inflacji krajem na skraju bankructwa. Autor przekonuje, że właśnie teraz powinniśmy szczególnie starać się zrozumieć potęgę ekonomii i udowadnia, jak przerażająco mało wiemy o pieniądzach. Fergusonowi jako jedynemu udało się przebić barierę łączącą wiedzę ekonomiczną z wiedzą o historii i kulturze cywilizacji.
Jedna ze stu najważniejszych książek ostatniej dekady!
„The Times”
Biografia pieniądza pióra Fergusona, opowiedziana z werwą i wnikliwością, objaśnia nasze obecne trudne położenie lepiej, niż mu się wydaje. Ferguson to świetny analityk świata finansów, które stanowią kręgosłup historii naszej cywilizacji.
„The Telegraph”
Profesor Ferguson nie tylko jest jednym z najwybitniejszych historyków na świecie. W dodatku napisał kilka książek poruszających tematykę finansową, za każdym razem opisując te skomplikowane problemy w sposób niezwykle jasny i atrakcyjny.
"The Independent"
Ferguson napisał klarowną i błyskotliwą książkę o historii pieniądza... Ta pięknie napisana książka to rewelacyjny elementarz dla tych, którzy chcą się dowiedzieć, skąd się wzięły i jak funkcjonują współczesne rynki/
„The New Statesman”
Ferguson zabiera nas w często pouczającą i przyjemną podróż dzięki zgłębianiu podstaw wielkich wydarzeń historycznych (…) w których tle zawsze stał silny pieniądz.
„The New York Times”
Jego analiza (…) tryska wytwornymi standardami, których oczekujemy po oxfordzko-harvardzkim doświadczeniu akademickim, a także ciętym, stanowczym i zdecydowanym komentarzem krytycznym znanym z jego wypowiedzi prasowych.
„The Daily Telegfraph”
Potęga pieniądza jest książką bardziej ekscytującą i przystępną niż niektórzy mogą spodziewać się po autorze będącym profesorem uniwersytetów Oxfordu i Harvardu.
„The Times”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 557
Wprowadzenie
Szmal, forsa, mamona, kasa, gotówka, waluta – nazywajcie je, jak chcecie. Pieniądze naprawdę działają na wyobraźnię. Dla chrześcijan zamiłowanie do pieniędzy jest źródłem wszelkiego zła. Dla generałów pieniądze to koło zamachowe wojen; dla rewolucjonistów – kajdany przykuwające ludzi do pracy. Ale czym właściwie jest pieniądz? Czy jest to góra srebra, jak sądzili hiszpańscy konkwistadorzy? Czy może wystarczyłyby zwykłe gliniane tabliczki i zadrukowane kawałki papieru? Jak doszło do tego, że żyjemy w świecie, w którym większość pieniędzy jest niewidzialna, a jawi się co najwyżej pod postacią cyfr na ekranie komputera? Skąd wzięły się pieniądze? I dokąd nas zaprowadzą?
W roku 2007 roczne dochody przeciętnego Amerykanina (wynoszące niemal 34 tysiące dolarów) wzrosły o 5%[1], ale koszty utrzymania też wzrosły – o 4,1%. W rzeczywistości zatem statystyczny pan Jones odnotował wzrost stopy życiowej zaledwie o 0,9%. Jeśli uwzględnimy inflację, okaże się, że dochody przeciętnej rodziny w Stanach Zjednoczonych od 1990 roku niemal się nie zmieniły, wzrastając w ciągu minionych 18 lat zaledwie o 7%[2]. Porównajmy teraz sytuację pana Jonesa z sytuacją Lloyda Blankfeina, dyrektora generalnego banku inwestycyjnego Goldman Sachs. W 2007 roku zainkasował on 68,5 miliona dolarów w postaci pensji, premii i nagród w formie akcji, co zapewniło mu wzrost dochodu o 25% w stosunku do poprzedniego roku i ponad dwa tysiące razy większe dochody od tych, które osiągnął pan Jones. W tym samym roku przychody netto banku Goldman Sachs, wynoszące 46 miliardów dolarów, przekraczały wartość produktu krajowego brutto (PKB) ponad stu krajów, wśród których znalazły się między innymi: Chorwacja, Serbia, Słowenia, Boliwia, Ekwador, Gwatemala, Angola, Syria i Tunezja. Ogółem aktywa Banku Goldman Sachs przekroczyły po raz pierwszy w historii sumę biliona dolarów[3]. Lloydowi Blankfeinowi daleko jednak do tytułu najlepiej zarabiającego finansisty świata. Weteran wśród managerów funduszy hedgingowych, George Soros, zarobił w 2007 roku 2,9 miliarda dolarów. Ken Griffin z Citadel oraz założyciele dwóch innych czołowych funduszy hedgingowych zgarnęli po ponad dwa miliardy dolarów. W tym samym czasie blisko miliard ludzi na całym świecie musi utrzymywać się za dolara dziennie[4].
Złości cię, że świat jest tak niesprawiedliwie urządzony? Wkurzają cię nadziani kapitaliści i miliardowe premie dla bankierów? Zdumiewa cię przepaść, jaka dzieli biednych, bogatych i... bajecznie bogatych? Nie tylko ciebie. W całej historii cywilizacji zachodniej do finansów i finansjery odnoszono się z wrogością, wynikającą z przekonania, że ci, którzy żyją z pożyczania pieniędzy, pasożytują w pewnym sensie na „prawdziwej” aktywności gospodarczej rolników i rzemieślników. Wrogość ta ma trzy przyczyny. Po pierwsze, liczba dłużników przewyższa zwykle liczbę wierzycieli, a pierwsi rzadko bywają przyjaźnie nastawieni do drugich. Po drugie, kryzysy i afery finansowe zdarzają się dostatecznie często, aby świat finansowy jawił się nam jako przyczyna raczej ubóstwa i niepewności niż dobrobytu i stabilności. Po trzecie wreszcie, od wieków usługi finansowe we wszystkich krajach na świecie świadczą zazwyczaj przedstawiciele mniejszości etnicznych i religijnych, którym zabroniono posiadania ziemi i sprawowania urzędów publicznych. Mimo dyskryminacji odnieśli oni sukces w dziedzinie finansów dzięki silnemu oparciu, jakie znajdowali zawsze w więzach pokrewieństwa i we wzajemnym zaufaniu.
Niezależnie od naszych głęboko zakorzenionych uprzedzeń względem „ohydnej mamony”, pieniądze są na ogół źródłem postępu. By posłużyć się sformułowaniem Jacoba Bronowskiego (którego wspaniały program telewizyjny, przedstawiający historię postępu naukowego, oglądałem namiętnie jako mały chłopiec), potęga pieniądza wiąże się ściśle z potęgą ludzkiej wyobraźni. Nowe rozwiązania w dziedzinie finansów nie były wyłącznie dziełem pijawek gotowych wyssać ostatnią kroplę krwi z zadłużonych rodzin ani wymysłem cynicznych hazardzistów trwoniących oszczędności wdów i sierot w ryzykownych operacjach. Były one nieodłącznym elementem przejścia od nędznej egzystencji skupionej na walce o przetrwanie do zawrotnego materialnego dobrobytu, którego zaznaje dziś tak wielu ludzi. Ewolucja takich instrumentów, jak pożyczka i dług była tak samo ważna jak każda inna technologiczna innowacja w dziejach rozwoju cywilizacji od czasów starożytnego Babilonu aż po współczesny Hongkong. To banki i rynek obligacji stworzyły materialne podstawy artystycznej świetności włoskiego renesansu. Finanse korporacyjne były niezbędnym fundamentem zarówno imperium holenderskiego, jak i brytyjskiego, podobnie jak triumf Stanów Zjednoczonych w XX wieku nie daje się oddzielić od postępu w dziedzinie ubezpieczeń oraz kredytów hipotecznych i konsumpcyjnych. Być może to właśnie kryzys finansowy okaże się zwiastunem zmierzchu globalnej dominacji Ameryki.
Za każdym wielkim wydarzeniem historycznym kryje się jakaś tajemnica finansowa, a celem tej książki jest rzucenie światła na najważniejsze z nich. Renesans stworzył np. koniunkturę na rynku sztuki i architektury dzięki temu, że włoscy bankierzy, tacy jak Medyceusze, zbili fortunę, stosując osiągnięcia matematyki wschodniej do obrotu pieniędzmi. Republika holenderska wygrała z cesarstwem Habsburgów, ponieważ posiadanie pierwszej na świecie nowoczesnej giełdy papierów wartościowych było korzystniejsze z finansowego punktu widzenia niż posiadanie największej na świecie kopalni srebra. Problemów monarchii francuskiej nie dało się rozwiązać bez rewolucji, ponieważ pewien Szkot, skazany w swojej ojczyźnie za morderstwo, zrujnował francuski system finansowy, doprowadzając do powstania pierwszej w dziejach świata bańki spekulacyjnej i pierwszego prawdziwego krachu giełdowego. Nathan Rothschild miał taki sam udział w zwycięstwie nad Napoleonem pod Waterloo jak książę Wellington. Finansowy obłęd – autodestrukcyjny cykl dewaluacji pieniądza i niewywiązywania się ze spłaty zaciągniętych długów – sprawił, że Argentyna, która w latach 80. XIX wieku była szósta wśród najbogatszych krajów świata, sto lat później, trawiona przez inflację, znalazła się w opłakanym stanie.
Przeczytajcie tę książkę, a zrozumiecie, dlaczego ludzie, którzy żyją w najbezpieczniejszym kraju świata, wydają jednocześnie najwięcej na ubezpieczenia. Dowiecie się, kiedy i dlaczego mieszkańcy krajów anglojęzycznych popadli w szczególną obsesję na punkcie kupowania i sprzedaży domów. A co być może najważniejsze, zobaczycie też, jak globalizacja finansów zatarła stare podziały na rynki rozwinięte i rynki wschodzące, zamieniając Chiny w bankiera Ameryki, w komunistycznego wierzyciela kapitalistycznego dłużnika, co należy uznać za zmianę o epokowym znaczeniu.
Czasami pieniądz wydaje się wszechmocny. W 2006 roku wartość wytworzonych dóbr i usług całego świata wyniosła około 47 bilionów dolarów. Łączna wartość kapitalizacji[5] wszystkich światowych giełd papierów wartościowych wyniosła 51 bilionów dolarów, była więc o 10% większa. Ogólna wartość obligacji krajowych i międzynarodowych wyniosła 68 bilionów dolarów, była zatem większa o 50%. Wartość instrumentów pochodnych sięgnęła 473 bilionów dolarów, a więc była ponad dziesięciokrotnie większa. Planeta Finanse zaczyna przyćmiewać planetę Ziemię. I najwidoczniej obraca się także szybciej od niej. Każdego dnia 2 biliony dolarów przechodzą z rąk do rąk na rynkach walutowych. Każdego miesiąca 7 bilionów dolarów przechodzi z rąk do rąk na giełdach papierów wartościowych całego świata. W każdej minucie każdej godziny każdego dnia każdego tygodnia ktoś gdzieś sprzedaje coś lub kupuje. Nieustannie powstają też nowe formy życia finansowego. W roku 2006 np. wartość wykupów kredytowanych (przejmowania firm finansowanego ze środków pochodzących z kredytów) sięgnęła 753 miliardów dolarów. Eksplozja „sekurytyzacji”, dzięki której indywidualne wierzytelności, takie jak kredyty hipoteczne, porządkuje się, ujednolica i przepakowuje w obligacje, sprawiła, że całkowita roczna emisja hipotecznych obligacji sekurytyzacyjnych (MBS – mortgage backed securities), papierów wartościowych zabezpieczonych aktywami (ABS – asset-backed securities) i obligacji zabezpieczonych pożyczkami (CDO – collateralized debt obligations) zamknęła się kwotą ponad 3 bilionów dolarów. Liczba instrumentów pochodnych – kontraktów opartych na papierach wartościowych, takich jak kontrakty swapowe na stopy procentowe (IRS – interest rate swap) czy transakcje swapowe ubezpieczające przed zwłoką w spłacie kredytów lub ich niespłaceniem (CDS – credit default swaps) – rosła jeszcze szybciej, tak że na koniec roku 2007 szacowana wartość wszystkich „pozagiełdowych” instrumentów pochodnych (nieuwzględniająca transakcji zawartych w publicznym obrocie giełdowym) sięgała blisko 600 bilionów dolarów. Instrumenty te pojawiły się dopiero w latach 80. XX wieku. Powstało także wiele nowych instytucji. Pierwszy fundusz hedgingowy założono w latach 40. ubiegłego wieku, ale już w roku 1990 takich funduszy było 610. Zarządzały one łącznie kwotą 38 miliardów dolarów. Dziś jest ich ponad 7000, a suma, którą zarządzają, to 1,9 biliona dolarów. Mnożą się fundusze typu private equity, powstał osobny „system bankowego cienia” (shadow banking system) dla wehikułów inwestycyjnych typu conduits i SIV (structured investment vehicles), mający uchronić banki przed koniecznością uwzględniania ryzykownych aktywów w bilansach. Jeśli ostatnie 4 tysiąclecia były czasem rosnącej potęgi „człowieka wytwórcy”, to dziś jesteśmy świadkami potęgi „człowieka bankiera”.
W roku 1947 udział sektora finansowego w amerykańskim PKB wynosił 2,3%, by w roku 2005 wzrosnąć do poziomu 7,7%. Innymi słowy, średnio 1 dolar z każdych 13 dolarów wypłaconych pracownikom w Stanach Zjednoczonych trafia dzisiaj do osób zajmujących się zawodowo finansami[6]. W Wielkiej Brytanii sektor finansowy odgrywa jeszcze ważniejszą rolę, bo jego udział w PKB w 2006 roku wyniósł 9,4%. Finanse stały się też najpotężniejszym magnesem przyciągającym talenty naukowe. W roku 1970 tylko około 5% mężczyzn kończących studia na Uniwersytecie Harvarda, gdzie wykładam, trafiło do sektora finansowego. W 1990 roku ich odsetek wzrósł do 15%[1*]. W ubiegłym roku liczby te były nawet wyższe. Według studenckiego pisma „The Harvard Crimson” ponad 20% mężczyzn i 10% kobiet kończących Harvard w 2007 roku liczyło na znalezienie pracy w bankowości. Czy można im się dziwić? W ostatnich latach zarobki absolwentów najbardziej renomowanych uniwersytetów amerykańskich, którzy znaleźli zatrudnienie w sektorze finansowym, były prawie trzykrotnie wyższe od zarobków ich koleżanek i kolegów zatrudnionych w innych działach gospodarki.
Kiedy absolwenci z roku 2007 trafiali na rynek pracy, wydawało się, że nic nie zatrzyma błyskawicznego rozwoju globalnego sektora finansowego: ani ataki terrorystyczne na Nowy Jork i Londyn, ani wojna na Bliskim Wschodzie, ani globalne zmiany klimatyczne. Mimo zniszczenia World Trade Center, inwazji na Afganistan i Irak oraz gwałtownego wzrostu liczby ekstremalnych zjawisk meteorologicznych okres od końca 2001 do połowy 2007 roku charakteryzował się stałą ekspansją na rynkach finansowych. Bezpośrednio po wydarzeniach z 11 września wskaźnik Dow Jones spadł wprawdzie o 14%, ale w ciągu nieco ponad dwóch miesięcy powrócił do poziomu sprzed feralnej daty. Mimo że rok 2002 okazał się niekorzystny dla osób inwestujących w akcje spółek amerykańskich, rynek wkrótce potem zanotował wzrost, pobijając rekordowe wskaźniki z jesieni 2006 roku (z okresu apogeum „dot-com manii”). Na początku października 2007 roku Dow Jones osiągnął poziom niemal dwukrotnie wyższy od tego, który odnotowano w okresie dekoniunktury przed pięcioma laty. Zachowanie amerykańskiej giełdy nie było niczym wyjątkowym. W okresie zaledwie pięciu lat, do 31 lipca 2007 roku, niemal wszystkie światowe rynki akcji wykazały dwucyfrowe wskaźniki zwrotu z kapitału w stosunku rocznym. W istotny sposób zwiększyła się także wartość obligacji wyemitowanych na rynkach wschodzących, a na rynkach nieruchomości, zwłaszcza w świecie anglojęzycznym, odnotowano znaczną aprecjację kapitału. Inwestorzy zarabiali niezależnie od tego, czy lokowali pieniądze w towarach, dziełach sztuki, markowych winach, czy w egzotycznych papierach wartościowych zabezpieczonych aktywami.
Jak wytłumaczyć ten cud? Według pewnej szkoły, ostatnie innowacje finansowe spowodowały zasadniczą poprawę wydajności globalnego rynku kapitałowego, pozwalając przenieść ryzyko na tych, którzy byli najlepiej przygotowani do jego ponoszenia. Entuzjaści mówili o końcu ery niepewności. Zadowoleni z siebie bankierzy organizowali konferencje pod hasłem „Ewolucja doskonałości”. W listopadzie 2006 roku miałem okazję uczestniczyć w jednej z takich konferencji, zorganizowanej w typowym dla takich imprez luksusowym miejscu – w Lyford Cay na Bahamach. W swoim wystąpieniu mówiłem o tym, że wkrótce będziemy świadkami drastycznych ograniczeń płynności, które narastały już wówczas w światowym systemie finansowym, i że nie powinniśmy oczekiwać, iż koniunktura będzie trwała w nieskończoność. Na moich słuchaczach najwyraźniej nie zrobiło to żadnego wrażenia. Uznano mnie za czarnowidza. Jeden z najbardziej doświadczonych inwestorów obecnych na konferencji posunął się nawet do tego, że zasugerował organizatorom, aby „w następnym roku zrezygnowali w ogóle z zapraszania gości spoza branży finansowej i zamiast tego urządzili dla uczestników konferencji pokaz filmu Mary Poppins”[7]. Wzmianka o Mary Poppins obudziła we mnie wspomnienia z dzieciństwa. Miłośnicy talentu Julie Andrews pamiętają być może, że fabuła tego słynnego musicalu ogniskuje się wokół wydarzenia finansowego, które w latach 60., kiedy kręcono ów film, wydawało się czymś niezwykłym: klienci banków masowo wycofywali z kont swoje oszczędności, co nie zdarzyło się w Londynie od 1866 roku.
Rodzina, u której pracuje Mary Poppins, nosi nieprzypadkowo nazwisko Banks. Pan Banks rzeczywiście jest bankierem, zatrudnionym w Dawes, Tomes Mousley, Grubbs, Fidelity Fiduciary Bank. Na jego polecenie nowa niania, Mary Poppins, zabiera pewnego dnia dzieci państwa Banks z wizytą do banku, w którym pracuje ich ojciec. Tam pan Dawes Senior zachęca syna pana Banksa, Michaela, aby wpłacił na konto swoje kieszonkowe (całe dwa pensy). Niestety, mały Michael woli wydać swoje pieniądze na ziarno dla gołębi i zwraca się do pana Dawesa z żądaniem: „Oddaj! Oddaj mi moje pieniądze!”. Co gorsza, inni klienci banku, słysząc słowa Michaela, także wycofują z banku swoje oszczędności. Wkrótce tłumy klientów robią to samo, przez co bank zmuszony jest zawiesić wypłaty. Pan Banks zostaje zwolniony z pracy i lamentuje, że „doprowadzono go do ruiny i upadku, gdy wszystko szło tak znakomicie”. Słowa te mógłby powtórzyć Adam Applegarth, były dyrektor generalny banku Northern Rock, którego spotkał podobny los we wrześniu 2007 roku, kiedy to pod oddziałami banku ustawiły się długie kolejki klientów żądających wypłaty swoich oszczędności. Nastąpiło to po ogłoszeniu, że Northern Rock poprosił centralny Bank Anglii o „pomoc w utrzymaniu płynności finansowej”.
Kryzys finansowy, który wybuchł na Zachodzie latem 2007 roku, przypomniał jedną z nieprzemijających prawd dotyczących świata finansów: wcześniej czy później każda bańka pęka; wcześniej czy później liczba sprzedających, którzy grają na zniżkę kursów akcji („byki”), przewyższa liczbę kupców liczących na ich wzrost („niedźwiedzie”); wcześniej czy później chciwość zmienia się w strach. Kiedy na początku 2008 roku kończyłem zbieranie materiałów do tej książki, na horyzoncie pojawiały się już niewyraźne zapowiedzi tego, że gospodarka amerykańska może wejść w fazę recesji. Czy działo się tak dlatego, że firmy amerykańskie przestały reagować na nowe potrzeby rynku? Czy tempo wdrażania innowacji technologicznych nagle spadło? Nie. Przypuszczalną przyczyną niepewności gospodarczej były zjawiska finansowe, a konkretnie kryzys na rynku kredytów, spowodowany rosnącymi zaległościami w spłatach pożyczek zwanych eufemistycznie „kredytami hipotecznymi o podwyższonym ryzyku” lub kredytami hipotecznymi typu subprime. Globalny system finansowy stał się tak nieprzejrzysty, że stosunkowo ubogie rodziny z Alabamy czy Wisconsin kupowały nowe domy lub obciążały już posiadane pożyczkami w wysokości przekraczającej możliwości ich spłacenia z bieżących dochodów – jest to zjawisko „przekredytowania”. Banki w Nowym Jorku i Londynie łączyły następnie te pożyczki bez wiedzy dłużników z innymi, podobnymi i odsprzedawały jako obligacje zabezpieczone pożyczkami (CDO) lokalnym bankom niemieckim oraz (między innymi) norweskim władzom miejskim, które w ten sposób stawały się faktycznymi kredytodawcami. Owe obligacje CDO były tak rozdrobnione, że można było utrzymywać, iż poziom odsetek od pierwotnych pożyczkobiorców był równie pewnym źródłem dochodów, jak odsetki z dziesięcioletnich amerykańskich obligacji państwowych i dlatego zasługiwał na upragniony najwyższy rating (AAA). Dzięki temu finansowa alchemia wzbiła się na nowy, nieznany wcześniej poziom zaawansowania, pozwalający zamieniać ołów w złoto.
Gdy jednak po jednorocznym lub dwuletnim okresie „promocji” wysokość odsetek od kredytów hipotecznych wróciła do normalnego poziomu, kredytobiorcy zaczęli zalegać ze spłatami. To zaś oznaczało, że bańka kredytowa na amerykańskim rynku nieruchomości musi pęknąć, powodując najgwałtowniejszy od lat 30. spadek cen domów. To, co nastąpiło potem, przypominało powolną, ale ostatecznie katastrofalną w skutkach reakcję łańcuchową. Nie tylko instrumenty zabezpieczone przez kredyty hipoteczne typu subprime, ale wszystkie rodzaje papierów wartościowych zabezpieczonych aktywami (ABS) straciły gwałtownie na wartości. Wehikuły inwestycyjne, takie jak conduits czy SIV, wymyślone po to, aby owe papiery wartościowe zniknęły z bankowych bilansów, znalazły się w poważnych kłopotach. Kiedy banki przejęły papiery wartościowe, stosunek między ich kapitałem a aktywami obniżył się, zbliżając się do wymaganego prawem minimum. Banki centralne w Stanach Zjednoczonych i w Europie starały się pomóc bankom komercyjnym poprzez obniżki stóp procentowych i dostęp do funduszy pomocowych za pomocą specjalnych terminowych linii pożyczkowych. Mimo to w czasie, gdy piszę te słowa (a mamy maj 2008 roku), wysokość oprocentowania, po jakim banki mogą zaciągnąć pożyczkę – poprzez emisję krótkoterminowych papierów dłużnych, sprzedaż obligacji lub pożyczki międzybankowe – pozostaje znacznie wyższa od oficjalnej stopy procentowej na rynku rezerw banków komercyjnych, a więc najniższej stopy oprocentowania kredytów w amerykańskiej gospodarce. Pożyczki, które miały finansować zakupy korporacji za pośrednictwem funduszy typu private equity, udawało się teraz sprzedać dopiero po znacznym obniżeniu ceny. Wiele najpoważniejszych amerykańskich i europejskich banków, odnotowawszy ogromne straty, musiało zwrócić się nie tylko do zachodnich banków centralnych z prośbą o krótkoterminową pomoc, aby móc odbudować swoje rezerwy finansowe, ale także do azjatyckich i bliskowschodnich państwowych funduszy majątkowych z prośbą o zakup akcji, aby odbudować swoją bazę kapitałową.
Części czytelników wszystko to może się wydać bardzo hermetyczne. Stosunek kapitału banku do aktywów banku wygląda może na pojęcie abstrakcyjne, ale ma realne znaczenie, które wykracza poza domenę rozważań akademickich. W końcu to właśnie „wielki skurcz” amerykańskiego systemu bankowego słusznie obwinia się o wywołanie wielkiego kryzysu w latach 1929–1933, największej katastrofy gospodarczej nowoczesnej historii[8]. Jeśli banki amerykańskie straciły na krachu kredytowym i kryzysie kredytów hipotecznych typu subprime znacznie więcej niż owe 255 miliardów dolarów, do których na razie się przyznały, to istnieje realna groźba, że aby dostosować bankowe zestawienia bilansowe do obniżki kapitału banków, konieczne będzie znacznie większe – być może nawet dziesięciokrotnie – ograniczenie dostępności kredytów. Jeśli system bankowego cienia dla długów sekurytyzowanych i instytucji nie uwzględnianych w zestawieniach bilansowych zostanie całkowicie zmieciony przez kryzys, to ograniczenie może okazać się jeszcze poważniejsze.
Ma to swoje konsekwencje nie tylko dla Stanów Zjednoczonych, ale dla całego świata, ponieważ amerykańska produkcja stanowi obecnie ponad jedną czwartą całej produkcji światowej, a wiele europejskich, zwłaszcza zaś azjatyckich gospodarek jest wciąż silnie uzależnionych od Stanów Zjednoczonych, które stanowią dla nich główny rynek eksportowy. Europa wydaje się skazana na spadek tempa rozwoju porównywalny z tym, jakiego doświadczyły Stany Zjednoczone. Dotyczy to zwłaszcza takich krajów, jak Wielka Brytania czy Hiszpania, które zafundowały sobie podobną bańkę na rynku kredytów hipotecznych. Nie wiadomo, czy kraje azjatyckie zdołają się oprzeć skutkom amerykańskiej recesji równie skutecznie, jak Ameryka oparła się kryzysowi azjatyckiemu z lat 1997–1998. Pewne jest natomiast, że wysiłki Rezerwy Federalnej, zmierzające do złagodzenia skutków kryzysu na rynku kredytów poprzez obniżanie stóp procentowych i przywracanie płynności amerykańskiemu systemowi bankowemu, przyczyniły się do znacznego spadku zewnętrznej wartości dolara. Spadek kursu dolara w połączeniu ze stałym rozwojem przemysłowym w krajach azjatyckich spowodował nagły szok cenowy, porównywalny nie tyle z latami 70., ile z latami 40. Nie przesadzimy zatem, jeśli powiemy, że w połowie roku 2008 byliśmy świadkami oznak inflacyjnych przypominających te z okresu II wojny światowej.
Ktoś, kto potrafi czytać takie rzeczy, nie odczuwając niepokoju, nie zna widocznie wystarczająco dobrze historii finansów. Książka ta ma zatem cel edukacyjny. Doskonale przecież wiadomo, że znaczna część opinii publicznej w świecie anglojęzycznym nie ma pojęcia o finansach. Badania przeprowadzone w 2007 roku pokazały, że 40% posiadaczy kart kredytowych w Stanach Zjednoczonych nie spłaca co miesiąc pełnej kwoty zadłużenia najczęściej używanej przez siebie karty mimo drakońsko wysokich odsetek pobieranych przez firmy świadczące usługi w zakresie kart kredytowych. Blisko jedna trzecia badanych (29%) nie wiedziała, ile wynosi oprocentowanie kredytu na karcie. Następne 30% twierdziło, że wynosi ono mniej niż 10%, podczas gdy w istocie zdecydowana większość firm pobiera odsetki od zadłużenia znacznie wyższe niż 10%. Ponad połowa respondentów twierdziła, że w szkole zdobyła „niewielką” lub „żadną” wiedzę na temat kwestii związanych z finansami[9]. Badania przeprowadzone w roku 2008 pokazały, że dwie trzecie Amerykanów nie wiedziało, w jaki sposób oblicza się odsetki składane[10]. W jednym z badań przeprowadzonych przez pracowników University of Buffalo’s School of Management reprezentatywna grupa studentów ostatniego roku, odpowiadając na pytania z zakresu finansów osobistych i ekonomii, uzyskała wynik na poziomie zaledwie 52%[11]. Tylko 14% z nich widziało, że po upływie osiemnastu lat akcje przynoszą zwykle wyższy zysk niż amerykańskie obligacje państwowe. Mniej niż 23% miało świadomość, że od odsetek zgromadzonych na rachunku oszczędnościowym pobiera się podatek dochodowy, jeśli tylko dochód posiadacza rachunku jest wystarczająco wysoki. Aż 59% nie potrafiło wytłumaczyć różnicy między emeryturą, zasiłkiem społecznym i planem emerytalnym 401(k)[2*]. Zjawisko to nie ogranicza się tylko do Stanów Zjednoczonych. W roku 2006 przeprowadzono badania na temat stanu wiedzy o finansach publicznych wśród mieszkańców Wielkiej Brytanii. Pokazały one, że jedna piąta badanych nie potrafiła powiedzieć, jaki wpływ na siłę nabywczą ich oszczędności będzie miała inflacja na poziomie 5% przy oprocentowaniu lokaty bankowej w wysokości 3%. Jedna osoba na dziesięć nie wiedziała, która z oferowanych obniżek ceny telewizora kosztującego pierwotnie 250 funtów będzie dla niej korzystniejsza: obniżka o 30 funtów czy obniżka o 10% ceny. Jak widać z przytoczonych przykładów, pytania stawiane w badaniach należały do najbardziej podstawowych. Można zasadnie założyć, że tylko garstka ankietowanych byłaby w stanie wyjaśnić różnicę między opcją kupna a opcją sprzedaży, a jeszcze mniej osób potrafiłoby rozszyfrować i wytłumaczyć znaczenie skrótów CDO i CDS.
Politycy, bankierzy i biznesmeni w Stanach Zjednoczonych regularnie narzekają na skalę społecznej ignorancji w kwestii pieniędzy i mają po temu solidne podstawy. Państwo, które oczekuje od swoich obywateli, że wezmą oni indywidualną odpowiedzialność za zarządzanie własnymi wydatkami i dochodami, które liczy na to, że większość dorosłych osób będzie miała domy na własność, i które pozostawia w rękach obywateli decyzję o tym, ile pieniędzy odkładać na emeryturę i czy korzystać z ubezpieczenia zdrowotnego, szykuje sobie w przyszłości poważne kłopoty, pozwalając, aby jego obywatele pozostawali tak słabo przygotowani do podejmowania mądrych decyzji finansowych.
Pierwszym krokiem do zrozumienia złożoności nowoczesnych instytucji finansowych i nowoczesnej terminologii finansowej jest odkrycie źródeł ich pochodzenia. Jeśli pozna się korzenie instytucji i instrumentów finansowych, łatwiej będzie pojąć ich dzisiejszą rolę. Dlatego też zaprezentujemy po kolei kluczowe elementy nowoczesnego systemu finansowego. W pierwszym rozdziale wyjaśnimy, skąd wzięły się pieniądze i kredyty. W drugim przedstawimy historię rynku obligacji, w trzecim – dzieje giełd papierów wartościowych. W rozdziale czwartym zaprezentujemy dzieje ubezpieczeń, w piątym – historię rynku nieruchomości, a w szóstym opowiemy o rozkwicie, upadku i ponownym rozkwicie międzynarodowych finansów. W każdym rozdziale spróbujemy odpowiedzieć na jedno zasadnicze pytanie natury historycznej: w którym momencie pieniądz przestał być kruszcem i zamienił się w papier, by móc w przyszłości zniknąć całkowicie w swej materialnej postaci. Czy to prawda, że dzięki długoterminowym stopom procentowym rynek obligacji rządzi światem? Jaki wpływ na wahania koniunktury na giełdach mają decyzje banków centralnych? Dlaczego polisa ubezpieczeniowa nie zawsze jest najlepszym sposobem zabezpieczenia się przed ryzykiem? Czy ludzie przeceniają korzyści z inwestowania na rynku nieruchomości? I czy wzajemne gospodarcze uzależnienie, które łączy Chiny i Stany Zjednoczone, jest kluczem do globalnej stabilizacji finansowej, czy też zwykłą chimerą?
Próbując przedstawić historię finansów od starożytnej Mezopotamii aż po współczesne mikrofinanse, postawiłem sobie oczywiście zadanie niewykonalne. Wiele kwestii trzeba będzie pominąć w imię zwięzłości i klarowności. Warto jednak podjąć to wyzwanie, jeśli dzięki temu nowoczesny system finansowy może stać się bardziej przejrzysty dla przeciętnego czytelnika.
Pisząc tę książkę, nauczyłem się wielu nowych rzeczy, ale trzy z nich zasługują na szczególne podkreślenie. Zrozumiałem, po pierwsze, że ubóstwo nie jest dziełem pazernych finansistów, którzy wyzyskują ubogich. Wiąże się ono raczej z b r a k i e m instytucji finansowych i z nieobecnością banków niż z ich istnieniem. Pożyczkobiorcy mogą wyrwać się ze szponów lichwiarzy tylko wówczas, gdy mają dostęp do dobrych kredytów, a oszczędności zwykłych obywateli mogą trafić do przedsiębiorczych, lecz ubogich osób tylko wówczas, gdy będą nimi zarządzać wiarygodne banki. Dotyczy to nie tylko najbiedniejszych krajów świata. Odnosi się to także do najbiedniejszych dzielnic w krajach rozwiniętych – do „wewnętrznych enklaw ubóstwa”, takich jak osiedle w moim rodzinnym Glasgow, w którym wiele osób musi się utrzymać za 6 funtów dziennie, kupując za tę kwotę wszystko – od pasty do zębów po bilety komunikacji miejskiej – i gdzie oprocentowanie pożyczek udzielanych przez miejscowych lichwiarzy potrafi przekraczać 11 milionów procent w skali roku.
Moje drugie ważne spostrzeżenie dotyczy równości i jej braku. Jeśli system finansowy ma jakiś defekt, to defekt ów polega na tym, że odzwierciedla on i wyolbrzymia nasze cechy osobnicze. Z coraz liczniejszych badań z zakresu finansów behawioralnych wynika, że pieniądze potęgują naszą skłonność do przesadnych reakcji, gwałtownych przeskoków od euforii, gdy wszystko układa się dobrze, do głębokiej depresji, gdy sprawy nie idą po naszej myśli. Boomy i krachy są w gruncie rzeczy efektem naszej emocjonalnej labilności. Finanse wyolbrzymiają jednak także różnice między ludźmi. Pozwalają bogacić się tym, którzy mają szczęście i spryt, a wtrącają w biedę tych, którym brakuje szczęścia i przebiegłości. Globalizacja finansowa oznacza, że po ponad trzech stuleciach dywergencji nie da się już wyraźnie podzielić świata na bogate kraje rozwinięte gospodarczo i biedne kraje gospodarczo zacofane. Postępująca integracja światowych rynków finansowych otwiera coraz większe możliwości przed ludźmi znającymi się na finansach, niezależnie od miejsca ich zamieszkania, a jednocześnie potęguje ryzyko deklasacji finansowych analfabetów. Nasz świat stanowczo nie jest jednolity – jeśli chodzi o ogólną dystrybucję dochodu – po prostu dlatego, że zyski z kapitału wzrosły w porównaniu z zyskami osiąganymi z pracy robotników niewykwalifikowanych lub słabo wykwalifikowanych. Nagroda za „wejście do gry” nigdy dotąd nie była tak wysoka. A kara za ignorancję w sprawach finansowych nigdy jeszcze nie wydawała się tak surowa.
Zrozumiałem także, jak trudno przewidzieć dokładnie moment wybuchu i skalę kryzysu finansowego. System finansowy jest bowiem szalenie złożony, a wiele tworzących go wewnętrznych powiązań ma nielinearny czy wręcz chaotyczny charakter. Dzieje rosnącej potęgi pieniądza nie biegły gładko, gdyż każde nowe wyzwanie wymagało nowej reakcji ze strony bankierów i innych osób zajmujących się finansami. Historia finansów nie przypomina regularnie wznoszącej się krzywej, ale raczej andyjski horyzont, pełen postrzępionych szczytów i głęboko wciętych dolin. Uciekając się do innej metafory, można by powiedzieć, że historia finansów wygląda jak klasyczny przypadek ewolucji, choć obejmuje znacznie krótszy odcinek czasu niż ewolucja naturalna. „Niektóre gatunki przyrodnicze wymierają – zauważył zastępca sekretarza skarbu Anthony W. Ryan w swoim wystąpieniu przed Kongresem Stanów Zjednoczonych we wrześniu 2007 roku – i dotyczy to także pewnych technik finansowych, które okazują się mniej skuteczne od innych”. Ten darwinowski język wydaje się w tym miejscu wyjątkowo trafny.
Czy jesteśmy u progu „wielkiego wymierania gatunków” w świecie finansów, podobnego do masowych wymarć, jakie zdarzają się co pewien czas w świecie natury, jak choćby to z końca epoki kambru, które pochłonęło 90% gatunków żyjących na Ziemi, lub to, do którego doszło pod koniec okresu górnej kredy i które unicestwiło dinozaury? Zagłada gatunków to scenariusz, którego wielu biologów ma prawo się obawiać, biorąc pod uwagę spowodowane przez człowieka zmiany klimatyczne, siejące spustoszenie w środowisku naturalnym we wszystkich zakątkach świata. Wielkie wymieranie instytucji finansowych jest jednak scenariuszem, którego powinniśmy się lękać równie mocno, ponieważ kolejna sprowokowana przez człowieka katastrofa być może toruje sobie powoli i mozolnie drogę w globalnym systemie finansowym.
Dlatego właśnie – niezależnie od tego, czy walczymy o to, by związać koniec z końcem, czy też o to, by trafić na listę „Forbesa” – zrozumienie potęgi pieniądza jest nam dziś potrzebne bardziej niż kiedykolwiek. Jeśli książka ta pomoże w przełamaniu niebezpiecznej bariery, jaka wyrosła między wiedzą na temat finansów a innymi rodzajami wiedzy, będę mógł uznać, że nie trudziłem się na darmo.
Przypisy
Wprowadzenie
[1] Ściśle mówiąc, był to wzrost dochodu netto na mieszkańca, odnotowany między trzecim kwartałem 2006 a trzecim kwartałem 2007 r. Od tej pory dochód ten utrzymywał się na stałym poziomie i między marcem 2007 a marcem 2008 r. praktycznie się nie zmienił. Dane pochodzą z Economic Report of the President 2008, tabela B-31: www.gpoaccess.gov/eop/.
[2] C. DeNavas-Walt, B.D. Proctor, J. Smith, Income, Poverty and Health Insurance Coverage in the United States: 2006, Washington, D.C., VIII 2007, s. 4.
[3]We See Opportunity: Goldman Sachs 2007 Annual Report, New York 2008.
[4] P. Collier, The Bottom Billion: Why the Poorest Countries Are Failing and What Can Be Done About It, Oxford 2007.
[5] Kapitalizacja – wartość spółek notowanych na giełdzie (przyp. red.).
[6] D. Wessel, A Source of our Bubble Trouble, „Wall Street Journal”, 17 I 2008.
[7] S. Roach, Special Compendium: Lyford Cay 2006, „Morgan Stanley Research”, 21 XI 2006, s. 4.
[8] M. Friedman, A.J. Schwartz, A Monetary History of the United States, 1867–1960, Princeton 1963.
[9] Princeton Survey Research Associates International, badanie przeprowadzone na zlecenie National Foundation for Credit Counseling, „Financial Literacy Survey”, 19 IV 2007: www.nfcc.org/NFCC_SummaryReport_ToplineFinal.pdf.
[10] A.R. Konrad, Finance Basics Elude Citizens, „Harvard Crimson”, 2 II 2008.
[11] Associated Press, Teens StillLack Financial Literacy, Survey Finds, 5 V 2006: www.msnbc.msn.com/id/12168872/.
[1*] Co ciekawe, wśród kobiet kończących studia na Uniwersytecie Harvarda odsetek ten zwiększył się z 2,3% do 3,4%. Królowie życia wciąż górują liczebnie nad królowymi.
[2*] Plan 401(k), wprowadzony w 1980 r., jest najpopularniejszym pracowniczym planem emerytalnym w Stanach Zjednoczonych. Pracownik może zdecydować, jaką kwotę będzie miał odejmowaną od swojego wynagrodzenia i wpłacaną na konto planu. Pracownik ma też wpływ na formę inwestowania jego pieniędzy. Kwoty wpłaconych składek i zyski z inwestycji, poza nielicznymi wyjątkami, są nieopodatkowane. Opodatkowane są dopiero wypłaty.