Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Autorka powieści „Pozycja słońca” jest córką Finki i Egipcjanina.
Jako dziecko mieszkała z rodzicami w Indiach, Libii, Arabii Saudyjskiej i Egipcie. W 1987 roku, mając 13 lat, przeniosła się z matką do Finlandii. Ukończyła studia na uniwersytecie w Helsinkach; przygotowuje doktorat z historii nauk społecznych.
Książka opowiada historię miłości dwojga ludzi pochodzących ze skrajnie odmiennych kultur, widzianą oczami ich córki. Przedstawia jej życie między dwiema kulturami i próbę odnalezienia własnej tożsamości, innej niż silne indywidualności rodziców. Pochodzili oni z tak różnych światów, że nie mieli szans na przetrwanie we wspólnym związku. Konkretnym, a jednocześnie wieloznacznym symbolem różnic kulturowych, między którymi żyje dorastająca dziewczyna, jest sposób obierania pomarańczy: inny w Egipcie i inny w Finlandii.
Powieść ma formę poetyckiej, pełnej barw, zapachów oraz dźwięków mozaiki. Na każdym kroku pojawiają się kontrasty i sprzeczności: blask złotych ozdób i biel szpitalnego pokoju, żar pustynnego słońca i chłodna woda jeziora, gorąca miłość i strach przed najbliższym człowiekiem.
Autorka umiejętnie i naturalnie wiąże przeszłość i teraźniejszość; w zapamiętane ze swojego dzieciństwa oraz okresu dojrzewania reakcje i odczucia wplata poszczególne fazy rodzenia się i umierania miłości rodziców.
Powieść została niezwykle ciepło przyjęta w Finlandii, gdzie otrzymała kilka prestiżowych nagród literackich. Zaraz po wydaniu w 2002 r. przetłumaczono ją na język szwedzki i niemiecki, w przygotowaniu są przekłady na inne języki europejskie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 120
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału Auringon asema
Copyright © by Ranya Paasonen 2002
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Akademickie Dialog 2005
Copyright © for the Polish translation by Joanna Trzcińska-Mejor 2005
Redakcja i korektaMagdalena Pluta
Projekt okładki Bartłomiej Mejor
Skład i łamanieEwa Ćmielak
Autorem zdjęcia na 4. stronie okładki jest Kaapo Kamu/ /Archiwum Wydawnictwa OtavaPrzekład został dofinansowany przez Finnish Literature Society (Suomen Kirjallisuuden Tiedotuskeskus)
Wydanie elektroniczne, Warszawa 2016
ISBN (ePub) 978-83-8002-639-1
ISBN (Mobi) 978-83-8002-643-8
Wydawnictwo Akademickie Dialog
00-112 Warszawa, ul. Bagno 3/218
tel./faks 620 87 03
e-mail: [email protected]
http://www.wydawnictwodialog.pl/
Skład wersji elektronicznejMarcin Kapusta
konwersja.virtualo.pl
Dla Kaisy
Opiszę dom do pusta,
byle dalej od smutku;
książki, przedmioty
wynieść, precz.
Wynieść ciemną szafę, krzesło
zegar precz.
Ten zegar albo krzesło później,
gdzie indziej
nie są już tym samym. Zostaje
tylko echo,
wiadomość z daleka.
Opiszę dom do pusta:
precz, wynieść lampy, stół, ludzkie wspomnienia.
Pusty dom zamyka się lekko,
życie przeżyte do pusta odchodzi,
wypełniło się.
Lassi Nummi
Zdarzają się czasy, kiedy Bóg rządzi. Wtedy rozum pali się na stosie i zamyka ze szczurami w wilgotnych kazamatach, by gnił. Zdarzają się czasy, kiedy rozum panuje. Wtedy Boga pali się na placach, a jego domy przerabia na szkoły. Zdarzają się czasy, kiedy próbuje się dowieść, że Bóg i rozum mogą żyć w tym samym miejscu i że w rzeczywistości znaczą to samo, ale takie czasy to coś naprawdę niezwykłego. Zdarzają się czasy, kiedy Bóg i rozum żyją obok siebie, ale w różnych miejscach, jak dorosłe rodzeństwo, które nie mieści się w jednym mieszkaniu, ale potrafi się porozumieć. Kiedy mój ojciec i moja matka kochali się, kierował nimi Bóg, ale nie miało to żadnego sensu, żadnego.
Raz w imię rozumu wyrzekłam się Boga. Powiedziałam ojcu, że nie wierzę w Boga. A ojciec na to: jest jeden Bóg, on jest wielki. Stojąc przed nim, zapaliłam papierosa i wyszłam. Ojciec spakował swoje rzeczy i włóczył się przez wiele dni po obcym mieście. Rak mojej matki powiększył się wtedy dwukrotnie. Nastała zima. Trwała wiele lat, przez ten czas słońce nie zaglądało do naszych pokoi. Podczas tej zimy światło się rozpadło i musiałam sama posklejać jego cząstki. Kiedy teraz widzę słońce, odwracam do niego głowę i mówię: nie oddalaj się już. Do mojego domu sprowadził się Hindus i stał się moim bratem. Teraz jest sierpień, posklejałam cząstki w całość i już nie bronię się przed tym światłem.
Mój ojciec spotkał moją matkę podczas podróży pociągiem z Luksoru do Asuanu. Ojciec, który był jak lew, z kącikami oczu pomarszczonymi od śmiechu, ale i od mrużenia, zwrócił się do mojej mamy: mam na imię Ismael, a to znaczy, że Bóg wysłuchuje wszystkich moich modlitw, tak było od dawna i tak będzie zawsze. Uśmiechnął się do niej przekornie oczami i ustami też, wtedy ona się odezwała: mam na imię Anu, ale to nie znaczy zupełnie nic. Kiedyś mama stała na tle słońca, jej oczy i słońce miały tę samą barwę. Za ojcem stał Bóg, a za mamą zupełnie nic.
Jest sierpień. Niebo pełne spadających gwiazd. Czasem czuwamy do samego rana, po co mielibyśmy spać? Rozmawiamy o książkach i dzieciach, o obcych miastach. Kwiaty zwiędły, niedługo dojrzeją borówki i las zapachnie grzybami. Jabłka pospadają z gałęzi. Na progu letniego domku zjemy placek jagodowy, a gdy nasze myśli popędzą zbyt szybko, zaczną się potykać o siebie. Wypowiemy tylko najważniejsze słowa, a często nawet ich nie. Nocą jest tak ciemno, że nie widzimy nic przed sobą. Wyciągamy do siebie ręce i jeśli w kieliszkach mamy wino, pewnie się rozpryśnie. Skały są rozgrzane, i morze. Unosimy się na falach, w objęciach wody. Dotykamy się tylko koniuszkami palców, trwamy w milczeniu, choć raz.
Ismael i Anu. Niegdyś byli dla mnie jedyną rzeczywistością; wtedy zdarzało mi się krzyczeć nocą, nie wydając żadnego głosu. Byli tak wielcy, że wypełniali wszystkie kąty, zakamarki, zapalało się od nich światło, a gdy gasło, nie mogłam go dosięgnąć, by znowu zapalić; wtedy czułam, że jestem zdana na ich światło. Byli tak wielcy, że nie mieściłam się na świecie razem z nimi. Na pewno nie. Kiedy siadałam przy stole, by obrać pomarańczę, wiedziałam, że mogę zrobić na skórce cztery nacięcia i odejdzie ona łatwo, tak robiła mama. Ale zdawałam sobie sprawę, że mogę też obrać pomarańczę, robiąc długą, spiralną obręcz, którą zakładało się na przegub jak bransoletkę, tak robił tato. A kiedy mama mówiła, że woda do picia jest bardziej orzeźwiająca, gdy nie dodaje się do niej esencji wyciśniętej z płatków róży, wtedy tato oświadczał, że woda jest smaczniejsza, gdy dodaje się do niej esencji z płatków róży, ten tato, który owijał spiralę skórki pomarańczy wokół mojej ręki, jak ozdobę. Pomarańczę można obierać na dwa sposoby, ale ja nie mogę tego zrobić i tak, i tak, przynajmniej nie tę samą pomarańczę, na pewno nie, więc siedziałam przy stole długo, na dworze działo się wiele rzeczy, w których nie brałam udziału, bo nie umiałam przebywać w tym samym świecie, co oni. Nie byłam w stanie.
Ale teraz był sierpień, ja urosłam, a oni zmniejszyli się do moich rozmiarów. Na świecie jest tyle innych spraw, młodzi ludzie, tacy jak ja, podobni do mnie, już nie szukam nikogo, czyjej władzy mogłabym się podporządkować, w cieniu kogo mogłabym stanąć, za kim mogłabym się schować, w czyim wnętrzu – zatracić się i umrzeć. Gdy krzyczę nocą, to budzę się i mam własne życie, i rzadko kiedy się boję. Teraz mogę ustawić ich przed sobą jak lalki, którymi bawiłam się w dzieciństwie; płaczę rzadko, bo radość i smutek istnieją wreszcie obok siebie. Kiedy budzę się nocą, czuję swoje nogi pod kołdrą, dotykam jej, lubię to i uśmiecham się; przeważnie jest mi dość ciepło, a rankiem nic mnie nie zaskoczy. A gdy krzyczę przez sen, w otwartych drzwiach staje mama w białej koszuli nocnej, jak przed laty duszek, co zbierał zgubione ząbki mleczne i udawał, że lata, nie wiem, czy ona jeszcze żyje, ale słyszy ten krzyk, którego sama nie słyszę; światło księżyca zagląda do pokoju i niebieści wszystko; chciałabym widzieć, co jest w szafach, ale nie jestem w stanie. A gdy kiedyś zechcę zanurzyć się pod wodą, między ryby i korale, nie zrobię tego. Bawię się na brzegu, patrzcie, jak się bawię.
W moim domu są grube ściany, a klucza nie ma nikt poza mną, nawet siostra; ściany mają kolor nieba, sama je pomalowałam, ale patrzę na nie rzadziej niż kiedyś. Na trzecim piętrze mieszka Hindus, urodziłam się w jego kraju, był tam, gdzie się urodziłam i nawet w tym samym czasie, nikt inny na tej zimnej ulicy, nikt. Przypomina lwa. Iskry i żar, iskry i ciepło, iskry – i już nie jestem sama. Hindus mówi do mnie: jesteśmy tym samym, ja i ty, nie należymy do tego kraju, ani do żadnego innego. Czasem siedzę całkiem cicho i zjadam zielone jabłko, a na trzecim piętrze Hindus gotuje indyjskie potrawy, mocno przyprawione, laski cynamonu smaży w oleju i goździki też, a woń jedzenia rozchodzi się po klatce, przenika także moje drzwi; nieco później Hindus zbiega po schodach, zupełnie jak mały chłopak, myślę sobie i myję drugie zielone jabłko, i choć źle bym umyła, to nic nie szkodzi. Zbiega na dół, szybciej niż ktokolwiek inny, a ja siedzę całkiem cicho. Widzę go przez okno, a potem on dzwoni do mnie i prosi, bym wyszła na spacer; niebo jest granatowe. Opowiadał mi kiedyś: jak byłem dzieckiem, pewnego ranka odsłoniłem firanki i ujrzałem za oknem najwyższe góry świata, jeszcze mi wtedy nie szumiało w uszach. Gdy spacerujemy w deszczu pod rusztowaniami i śmiejemy się, on nie mówi mi nic pięknego. Opowiadał mi kiedyś: raz na wsi słyszałem, jak śnieg topnieje, ale czasem i tego nawet nie; tam przeczytałem setki stron książki. Mówię mu: kiedyś nie rozumiałam poezji, aż do chwili, gdy przeczytałeś mi wiersz; wtedy ją pojęłam, ale tylko na krótko. Wiem, że zanim każde pójdzie do swojego mieszkania, zaczniemy rozmawiać o śmierci i krzyczeć do siebie, żebyśmy potrafili się rozstać. Mówię mu: byłeś w miejscu, gdzie się urodziłam i w tym samym czasie, i tak się chyba dzieje, że od samego początku kawałki układanki powoli wracają na swoje miejsca. Nie boję się już jak dawniej, nawet w dzień. Zbieram jego czarne włosy ze swojej kanapy i wyrzucam, bo wiem, że pojawią się nowe.
Mój dom ma grube ściany i sama decyduję, kogo wpuszczę do środka. Zima była długa, myślałam, że nigdy się nie skończy. Odwiedził mnie wtedy ten w typie kuny, który przyniósł swojego kota; w tym samym czasie odbywał się remont balkonu i mężczyźni wspinali się za oknem, a kot drapał kanapę i bluzkę i mruczał w moich ramionach, a w nocy zrzucał drewniane figurki zwierząt z pianina i odsunął korek od ścieku: w rurze odpływowej pełno było sierści o różnej barwie i długości. Kuniarz zadzwonił i spytał, co słychać u kota: stoję właśnie na szczycie góry i pytam, co z kotem, a ja na to: przyjedź i zabierz swojego kota, ale wejdź głębiej do mieszkania, jak przyjedziesz. Ale już go nie ma, odszedł. Od tamtej pory minęło sporo czasu i przyjaciele wiedzą, co mam na myśli, gdy mówię, żeby pilnować swoich granic, zwłaszcza na początku, bo jak się wtedy zatrą, to niemożliwe, by je później odtworzyć. Od jakiegoś czasu nie zamykam drzwi na dodatkowy zamek, a wychodząc z domu, zostawiam otwarte okno, choć mieszkam blisko ziemi; w pokoju, w którym księżyc niebieści wszystkie moje rzeczy, nie było w ogóle drzwi, tylko otwarta futryna, gdy stanęła w niej mama. Hindus jest młodym człowiekiem, jak chłopiec, jestem od niego młodsza; czasem aż się boję, że jestem taka młoda i chcę zapomnieć o zbytecznych sprawach, zachowując tylko to, czego potrzebuję i możliwe, że to zrobię i przestanę wyobrażać sobie, że mam jakieś guzy. Gdy szukam słów, rozglądam się za nimi w powietrzu, które mnie otacza, wszystko jest w porządku, a gdy wraz ze słonecznikiem pojawią się w moim domu małe robaczki, to nic nie szkodzi. Okna Hindusa są takie same jak moje, widzę przez nie znajome drzewa, ale z bardziej wysoka i z daleka. Bawię się na brzegu, patrzcie, jak się bawię.
I przyszła chwila, kiedy na przedmioty wróciły kolory, które zbyt długo były nieobecne. Czas płynął od tej pory wolniej niż przedtem. Przedmioty pachniały i błyszczały bardziej niż dawniej. Było ich więcej niż kiedyś, i książek też, i chociaż nie zdążę ze wszystkim, to nic nie szkodzi. Zachwyciło mnie to, oczarowało jak dziecko i zdałam sobie sprawę, że jestem dorosła.
Nie zasłaniam już ramion przed tym światłem, a jeśli fale wleją mi się do nosa, to nic. Gdy morze wyrzuci martwe meduzy tuż przy mnie, przeniosę się w inne miejsce. Kobiety ubrane na czarno siedzą w cieniu i piją sok truskawkowy przez kartonowe rurki. Na tłustych palcach noszą duże pierścienie, a gdy się śmieją, to całym ciałem. Grube palce u nóg z pomalowanymi na czerwono paznokciami zanurzyły w chłodnym piasku. Moje włosy zmieniają w słońcu kolor na piaskowy i wybieram z kamyków tylko te najładniejsze. Nie zasłaniam się już przed tym światłem.
Wydawnictwo Akademickie DIALOG
specjalizuje się w publikacji książek dotyczących języków, zwyczajów, wierzeń, kultur, religii, dziejów i współczesności świata Orientu.
Naszymi autorami są znani orientaliści polscy i zagraniczni, wybitni znawcy tematyki Wschodu.
Wydajemy także przekłady bogatej i niezwykłej literatury pięknej krajów Orientu.
Redakcja: 00-112 Warszawa, ul. Bagno 3/219tel. (0 22) 620 32 11, (0 22) 654 01 49e-mail: [email protected]
Biuro handlowe: 00-112 Warszawa, ul. Bagno 3/218tel./faks (0 22) 620 87 03e-mail: [email protected]
Serie Wydawnictwa Akademickiego DIALOG:
• Języki orientalne
• Języki Azji i Afryki
• Literatury orientalne
• Skarby Orientu
• Teatr Orientu
• Życie po japońsku
• Sztuka Orientu
• Dzieje Orientu
• Podróże – Kraje – Ludzie
• Mądrość Orientu
• Współczesna Afryka i Azja
• Vicus. Studia Agraria
• Orientalia Polona
• Literatura okresu transformacji
• Literatura frankofońska
• Być kobietą
• Temat dnia
• Życie codzienne w…
Prowadzimy sprzedaż wysyłkową