Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Młoda kobieta, Jowita, rozpoczyna pracę w agencji pracy. Bardzo szybko przekonuje się, że nowe zajęcie nie należy ani do przyjemnych, ani do łatwych, a już po kilku tygodniach zaczyna rozumieć, dlaczego tak niewiele osób wytrzymuje w tej branży dłużej niż rok. Jej zadanie polega na znajdowaniu chętnych do opiekowania się prywatnymi klientami, którymi są seniorki i seniorzy mieszkający w Niemczech. Jowita zostaje skonfrontowana z rzeczywistością, którą w dużej mierze wypełniają problemy i działania opiekunek. Historie te opisuje w swoim dzienniku.
Czytelnik ma szansę poznać zróżnicowane grono kobiet i mężczyzn, których zachowanie czasami bawi, częściej jednak przeraża. Autorka w oryginalny sposób przekazuje informacje o tym, dlaczego polskie opiekunki mają w Niemczech opinie alkoholiczek, złodziejek i osób z zaburzeniami psychicznymi.
Jowita Kowalik – pochodząca ze środkowej Polski kobieta z wyższym wykształceniem, o niewielkich wymaganiach od życia. Nigdy nie ułożyła kostki Rubika, ale zna różnicę pomiędzy płacą netto a brutto. Nadal wierzy, że ludzie są z natury dobrzy, a jej ścieżka zawodowa nie jest przypadkiem. Celem jej książek jest wywołanie uśmiechu i zachęcenie do refleksji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 119
Redaktorka prowadząca Vanessa Włodarczyk
Redakcja Danuta Szulczyńska-Miłosz
Korekta Katarzyna Kusojć
Projekt okładki Marcin Dolata
Skład wersji do drukuMiron Kokosiński
Copyright © by M.K. 2024
Copyright © by Sorus 2024
E-book przygotowany na postawie wydania I
Poznań 2024
ISBN 978-83-68095-22-7
Wydaj z nami swoją książkę!
www.sorus.pl/formularz-zgloszeniowy
Wydawnictwo Sorus
Księgarnia internetowa: www.sorus.pl
Przygotowanie i dystrybucja
DM Sorus Sp. z o.o.
ul. Bóżnicza 15/6
61-751 Poznań
tel. +48 61 653 01 43
Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum
Dla wszystkich agencji oszukanych przez opiekunki
i dla wszystkich opiekunek oszukanych przez agencje
– Dzień dobry, ja w sprawie pracy.
– Prosz…
Z domofonu odpowiedział mi głos jakiejś starszej pani, po czym rozległ się dźwięk, który oznaczał otwarcie drzwi do pięciopiętrowego biurowca. Mama zawsze powtarzała, żebym poszła na jakieś normalne studia, bo dziennikarstwo wymusi na mnie dorabianie do kredytu hipotecznego po godzinach. Zresztą, wziąwszy pod uwagę rodzaj umów, które proponowane są dziennikarzom, i tak go pewnie nie dostanę. Fakt, studia nie były jakoś specjalnie wymagające. Na wykłady chodziłam tylko wtedy, kiedy chciałam się wyspać, a w tym czasie, mniej więcej o ósmej rano, w akademiku nadal trwała impreza. Taki poranny wykładzik bywał więc dla mnie zbawieniem. Uczyli nas albo profesorowie – tak starzy, że nie byłam pewna, czy gdy się obudzę, jeszcze ich spotkam w tej samej formie (wciąż ciepłej i niesztywnej), albo młodziaki z mlekiem nad wystylizowanym i zalotnym wąsem. Miałam wrażenie, że mają oni zarosty bardziej zadbane niż niejedna aktorka swoje lśniące blond włosy, których blask oświetliłby małej wielkości wioskę na Mazurach. Nie przypominam sobie, abym wynosiła z wykładów coś więcej niż pustą półtoralitrową butelkę po wodzie.
Były przedmioty, które zaliczałam z marszu, bez przygotowania i z łatwością godną lowelasa z rocznika wyżej, który odhaczał w ten sposób koleżanki z – nomen omen – stosunków międzynarodowych. Były też i takie przedmioty, gdzie nie obywało się bez pożyczenia notatek od kurek. Kurkami były dla mnie osoby, którym wykładowca sypał ziarna wiedzy, a one rzucały się na nie i wydziobywały każde pół ziarenka, nawet zrolowany w kulkę gnój, żeby tylko posiąść tego Świętego Graala wiedzy i mieć świadectwo z paskiem, to znaczy piątkę na dyplomie. Teraz się śmieję, wtedy w sumie też się śmiałam, ale co ja bym bez nich zrobiła? Pewnie to samo, bo – jak się później okazało – aby pisać, nie trzeba kończyć studiów dziennikarskich. A na dyplom spojrzy co najwyżej mama, bo nawet tata uzna, że jemu to właściwie obojętne, jaki stopień tam widnieje.
Pomiędzy imprezowaniem a snuciem się na zajęcia odbywałam staże. Przez pięć lat studiów dorabiałam sobie w kilku gazetach i rozgłośniach radiowych. I powiem szczerze, że ta wiedza jest nieoceniona. Możecie przeczytać wszystkie książki w bibliotece, możecie być na każdym wykładzie, możecie wejść profesorowi w tyłek tak głęboko, że spotkacie się z jego kręgosłupem, ale nic nie nauczy was więcej niż praktyka – użyteczne wykorzystanie wiedzy w życiowych sytuacjach. Na cholerę mi kanon pisania felietonu? Dopóki sama nie napiszę dwóch, trzech, dziesięciu i ktoś mi ich nie oceni, to nie stwierdzę, czy potrafię napisać felieton. I tak jest w każdej dziedzinie życia. Ile razy czytałam przepisy na odjazdowe ciasta! Jakieś „kopce kreta”, „mysie norki” i inne „kacze nóżki”… Myślicie, że którekolwiek z moich wypieków chociaż trochę przypominały to, co było na obrazku? Powiem więcej – nawet mój wszystkożerny pies z domu rodzinnego zakopywał moje dary w ogródku. I to wcale nie na później. Jednak wiem, że gdybym takich kopców postawiła kilka, a w razie potrzeby kilkanaście, to może, przy zamkniętych oczach, byłyby zjadliwe.
Okej, podróż windą na czwarte piętro zakończyła się sukcesem, jestem na miejscu. KKRJOB24 Sp. z o.o. Wchodzę.
– Dzień dobry, nazywam się…
– Siem, Jowita, so słychać?
KAROLINA?? Co ona, u licha, tutaj robi?! Boże, uwiesiła mi się na szyi i miałam wątpliwą przyjemność poczucia domowego burbona zmieszanego z dobrą whisky i chyba piwa marki Warka.
– Cześć, Karola, pracujesz tu?
– No pefni. So tam?
Ona naprawdę tutaj pracuje i jest w sztok pijana. Nieraz ją taką widziałam, bo studiowałyśmy na jednym wydziale, z niejednego pieca chleb jadłyśmy i w niejednym klubie piłyśmy piwo, ale żeby aż tak się sponiewierać w pracy?!
– Przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną i nie wiem, czy dobrze trafiłam.
– No pefni. Sapraszam. Szystko ci już przygotowam. Tuta masz instrakszyn, tam opisy. Dasz se rade.
O cholera, mam ją zastępować?! To dla tego stanowiska zwolniłam się z pracy?! Swoją drogą, to Karola strasznie się postarzała. Jest ledwo po trzydziestce, a zrobiła się pomarszczona jak shar pei i głos ma jak moja nauczycielka matematyki z podstawówki, która w ciągu trwania siedmiu godzin lekcyjnych potrafiła wypalić paczkę cameli.
– A z kim mogę ustalić warunki pracy i inne szczegóły?
Mówiąc „inne szczegóły”, miałam na myśli, oczywiście, kasę, hajs, mamonę, kapuchę. W ogłoszeniu nie było podanej stawki:
Zatrudnimy na umowę o pracę rekruterkę ze znajomością języka niemieckiego. Do obowiązków będzie należał kontakt z klientem polsko- oraz niemieckojęzycznym. Praca w miłej atmosferze, młodym zespole. Wysokie premie. Jeśli tylko posiadasz silną motywację, chęć zmiany i dalszego rozwoju, nie wahaj się i zgłoś się już dziś! P.S. Za straty moralne nasza spółka nie ponosi odpowiedzialności ;-)
Wtedy się nie wahałam, ale teraz zaczęłam.
– S Syprianem, presesm, sara bedzie.
I tak oto spędziłam na rozmowie z koleżanką z dawnych lat bite pół godziny. Wybełkotała mi sporo o branży i mam wrażenie, że większość z tego, co mówiła, to brednie. W stanie względnej trzeźwości przygotowała mi instrukcje, tabelki, opisy, czyli must have każdego nowego rekrutera. Karola odchodzi, a druga rekruterka, Hanka, wraca jutro z urlopu. Właściwie nie do końca rozumiałam, dlaczego rezygnuje z pracy, ale to mało istotne, bo właśnie do biura wszedł Cyprian – mój, być może, przyszły szef. Był ubrany w szorty i koszulę w hawajski wzór. Dość nietypowo jak na prezesa takiej firmy. Rozmowa przebiegła nam bardzo sympatycznie i już po paru minutach czułam się tak, jakbym rozmawiała z kolegą. Oczywiście nie zabrakło także „pytań dociskających”:
– Dlaczego właściwie chcesz u nas pracować?
Myślałam, że takie pytania pojawiają się tylko w filmikach na YouTube z instruktażem, jak dobrze wypaść na rozmowie kwalifikacyjnej. Co miałam mu odpowiedzieć? Prawda jest taka, że mój naczelny zaproponował mi siedem złotych za tekst, i to przy umowie o dzieło. Biorąc pod uwagę kredyt hipoteczny, który wzięłam trzy lata temu, to te siedem złotych za tekst nie starczyłoby mi nawet na koszty kredytu. Mam wprawdzie męża, który zarabia o wiele więcej, ale kredyt jest jednak na mnie, bo wzięłam go przed ślubem, i to z pomocą rodziców. Oszczędziłam Cyprianowi mojej historii i z uśmiechem numer pięć odparłam:
– Zawsze chciałam pracować w agencji pracy i pomagać ludziom znaleźć ich wymarzoną posadę.
– Hahaha, proszę cię, w to nie uwierzę. Ale życzę powodzenia i witam na pokładzie!
Cooo? O co im wszystkim chodzi? Chce mnie zniechęcić do tej roboty? Chyba nie tak powinny wyglądać wstępne rozmowy. Ale dobrze, najważniejsze, że dogadaliśmy się z warunkami i obie strony wydają się zadowolone. Nie no, głupia jestem, ja cieszę się jak bernardyn na widok błota, do którego zaraz wskoczy i cały się upaprze, a później będzie się szczerzył, jakby zapomniał, że po wszystkim czeka go również kąpiel i rozczesywanie kołtunów. Albo jak taka piękna, różowa świnka, której chlusnęli pomyjami z Wersalu. Albo jak właśnie ja, która ma w umowie uczciwą premię od obrotu i pensję zasadniczą, która wystarczy na spłatę kredytu i na wzięcie kolejnego, na przykład na zmywarkę albo okrągły odkurzacz, co go można zostawić, a on sam śmiga i zbiera pozostałości po życiu. THAT’S MY DAY!
– Trzymaj, to pamiętnik. Przyda ci się, żeby nie zwariować – powiedziała Karolina już całkiem trzeźwym tonem.
5 sierpnia
Drogi pamiętniczku… Karolcia dała mi Ciebie i powiedziała, że mi się przydasz. Mija drugi tydzień mojej pracy w biurze, mam akurat chwilę wolnego, więc postanowiłam coś napisać. W sumie nie jest źle. Atmosfera w biurze jak najbardziej okej, pracujemy w małym gronie i tematów tabu raczej nie ma. Wszyscy jacyś tacy weseli i uśmiechnięci! Na początku było mi przykro czytać o chorobach starszych ludzi i mój mózg wizualizował sobie od razu ich cierpienie, dziury w różnych częściach ciała czy złamania, ale moje współpracowniczki zapewniały, że to minie i że to tylko kwestia czasu. O każdej chorobie znały jakiś dowcip. Dziś trafił mi się senior z przewlekłą biegunką i zaawansowaną chorobą Alzheimera. Rodzina dołączyła jego zdjęcia, miał obłęd w oczach i zrobiło mi się go szkoda. Zanim zaczęłam szukać dla niego odpowiedniej pomocy, nasza rekruterka Hania uraczyła mnie dowcipem:
– Jowita, to nie jest łatwy przypadek... Tego Franka.
– Wiem, mocno schorowany człowiek, ale przynajmniej rodzina płaci na tyle dużo, że na pewno kogoś znajdę.
– Nie, nie o tym mówię, hehe.
Hanka uśmiechnęła się aż po zęby trzonowe.
– Biegunka i alzheimer to najgorsze połączenie, no bo wiesz… Jak przyciśnie, to biegniesz, ale zapominasz dokąd.
Jakoś mnie ten dowcip nie rozbawił, ale dziewczyny mówią, że kiedyś sama będę sypać dowcipami na takie tematy jak z rękawa. Hmm… Przekonamy się.
6 sierpnia
Czy ja w ogóle mówiłam, czym się zajmuję? Od niemieckich kooperantów, czyli firm, które na terenie Niemiec wyszukują potrzebujących opieki rodzin, dostaję ankiety z oczekiwaniami wobec opiekunek, z opisem chorób ich podopiecznych oraz dodatkowe, potrzebne nam, informacje. Tłumaczę to na język polski, dopytuję o szczegóły i szukam odpowiedniej osoby na to stanowisko. Weryfikuję jej znajomość języka niemieckiego, tworzę CV i wysyłam rodzinie do akceptacji. Gdy obie strony wyrażają chęć współpracy, organizuję przejazd i sprawdzam, jak wygląda sytuacja na miejscu. Następnie szukam zmienniczki, by zapewnić ciągłość opieki. Na te panie mówi się potocznie „opiekunki”, ale tak naprawdę to pomoce domowe, które pilnują podopiecznych, pomagają im w myciu, gotują, robią zakupy i sprzątają.
7 sierpnia
Czasem, gdy nie ma dużo pracy, a swoje godziny trzeba odbębnić, chodzę po naszym biurze, a zdarza się, że i po całym biurowcu. Przypatruję się obrazom, sprzętom, krzywo położonym płytkom czy wytartej fudze. Skupiam myśli na rzeczach niezwiązanych z pracą, błahych, aby nagle wpaść na rozwiązanie sytuacji związanej stricte z opiekunkami. Moją uwagę przykuł dziś plakat wiszący przed wejściem do naszego biura, który widocznie miał zbyt wiele literek, żebym zwróciła na niego uwagę wcześniej.
Dekalog turkusowej organizacji
Nie szukaj winnego – szukaj przyczyny.
Nie oczekuj perfekcji – oczekuj postępów.
Unikaj współzawodnictwa – stwarzaj warunki do współpracy.
Nie oceniaj, bo to niszczy – doceniaj, bo to wzmacnia.
Nie mów, co jest źle – mów, co może być lepiej.
Nie pytaj ludzi, co mogliby zrobić lepiej –
pytaj, co im w pracy przeszkadza.
Nie buduj na kontroli – buduj na zaufaniu.
Nie mów, że ktoś jest zły – mów, jak ty się z tym czujesz.
Nie zarządzaj – twórz warunki do samoorganizacji.
Nie bądź nadzorcą – bądź nauczycielem, moderatorem i uczniem.
Ta praca to był jednak dobry wybór.
8 sierpnia
Jaki upał! Dobrze, że mamy klimatyzację w biurze. Przypomniało mi się, że wczoraj zadzwoniła pani Pola z pretensją, że ma pokój na strychu i jest prawie 30 stopni, a my, jako agencja pośrednicząca, powinniśmy wysłać jej z Polski wiatrak. Nie porozmawia o tym z klientem, nie zapyta o wiatrak nikogo z rodziny. Lepiej zadzwonić do mnie i się na mnie wydrzeć. Co robię z tym ja? Informuję o tym niemiecką agencję i czekam na ich odpowiedź. Czasem konsultują to z klientem, czasem dają mi odpowiedź sami. Ja wtedy dzwonię do opiekunki i jeśli plan poszedł zgodnie z jej myślą, to nie dzieje się nic, a jeśli inaczej, to dostaję od niej opieprz jak gówniara z podstawówki od nauczycielki.
9 sierpnia
Taka refleksja powstała dziś w pracy: skoro są punkty poboru krwi, to dlaczego nie ma punktów poboru tłuszczyku? Honorowy dawca tłuszczu? Tłuszczodawstwo? To brzmi jak dobry biznes. I hasło przewodnie: „Jeśli masz czegoś za dużo, oddaj to tym, którzy mają tego za mało!”.
10 sierpnia
Czemu nie zostałam opiekunką? One zarabiają od 5500 złotych do nawet 10000 złotych, mają darmowe zakwaterowanie, jedzenie i opłacony przejazd w obie strony. Co ja tutaj jeszcze robię?!
11 sierpnia
Godzina trzecia w nocy albo nad ranem. Jedni wstają, drudzy kładą się spać, a ja słyszę, jak mój służbowy telefon dzwoni coraz głośniej. Tak, ta agencja otwarta jest dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. W każdej godzinie ktoś ma dyżur, by w razie potrzeby pomóc biednym opiekunkom na obcej ziemi.
– Jezu, pani Janino, kofer mi ukradli!
Janino, Jowito… O tej porze wsio rawno.
– Pani Józefo, spokojnie, co się stało?
Okazało się, że nasza opiekunka miała taką samą walizkę jak opiekunka z innej firmy: czerwoną, marki Wittchen. Ten zbieg okoliczności sprawił im taką radość podczas wspólnej podróży busem do Niemiec, że rozpracowały pół litra alkoholu w kilka godzin jazdy, skutkiem czego tamta opiekunka, wysiadająca wcześniej, zabrała nie swoją walizkę.
– I wtedy ja wysiadam przy domu tej pani Ruth, kierowca daje mi walizkę i czuję, że coś za lekka. Otwieram kofer, a tam nie moje ciuchy!
– Rozumiem, a tamta pani dawno wysiadła? Może jest gdzieś w pobliżu i kierowca do niej zawróci?
– Pani Janino, to było w okolicach Kolonii, jakieś pięć godzin temu!
Prawdopodobnie tamta opiekunka nie rozpakowała nawet walizki, tylko poszła spać zaraz po przyjeździe na miejsce pracy. O tej godzinie przewoźnik nie odbierze ode mnie telefonu. Kierowca powiedział, że nie ma możliwości podjechania i wymiany walizek, bo ma swoją trasę. Zostałam więc na linii z panią Józefą do godziny piątej. Jutro, to znaczy dzisiaj, spróbuję zorganizować wymianę walizek.
12 sierpnia
Sprawa walizkowa załatwiona. Przewoźnik dał mi namiar na drugą agencję i wspólnie zorganizowaliśmy przesłanie walizek. Co dziwne, rekruterka z tamtej firmy nie była zdziwiona, że obie panie piły alkohol w drodze do Niemiec. Czy to normalne w tej branży?
13 sierpnia
Mądrość Hani z dzisiaj: do opiekunek nie dzwoni się przed dziewiątą i od piątku po południu do niedzieli.
Jeśli zadzwonię we wspomnianym czasie, to istnieje 80% szansy, że opiekunka odbierze telefon, będąc pod wpływem alkoholu lub leków, a wtedy przez cały weekend będzie chodziła mi po głowie myśl, czy klient zaraz nie zadzwoni i nie każe organizować busa powrotnego. Dla dobra ogółu – nie dzwonić.
14 sierpnia
Mail od kooperantki:
Kochana Jowito,
mamy problem u klienta Hagenmeier. Rano przyjechała do niego Wasza opiekunka, Jolanta. Niestety nie była sama. Przyjechała z synem i prosiła klienta, aby to zostało między nimi. Sama rozumiesz, że tak nie powinno być. Jolanta przyjechała tu do pracy. Poza tym czy nastolatek nie powinien być w szkole? Proszę, skontaktuj się z nią i zorganizuj zjazd. Klient jest zdenerwowany.
– Witam, pani Jolanto. Dostałam wiadomość od koordynatorki z Niemiec, że w pracy jest z panią syn…
– Gówno to panią obchodzi!
– Jednak obchodzi, bo to ja odpowiadam za zlecenie. Dlaczego pojechała pani z synem?
– Co ci, kurwa, za różnica?!
Krzyknęła tak głośno, że aż odsunęłam słuchawki od uszu.
– Dla mnie żadna, ale nie może pani robić, co chce. Proszę się spakować, zarezerwuję pani bilet do Polski jeszcze na dziś.
Rozłączyła się.
Dzwoniła kooperantka. Pani Jolanta poszła z płaczem do seniora i błagała go, aby mogła zostać. Klient prosi o interwencję, a Jolanta nie odbiera. Nie wiem, co robić. Wysłałam jej SMS z godziną wyjazdu z dworca głównego. Mam nadzieję, że pojedzie.
Opiekunka uderzyła seniora, ukradła 300 euro i jego obrączkę. Dzwonię do Cypriana. Jestem tak zestresowana, że ledwo mówię.
– Daj spokój, Jowita. Nic nie zrobisz. Policja jest zawiadomiona, będą ich szukać. Możemy tylko współczuć synowi i udostępnić jej dane policji, jak tylko się do nas zgłoszą. A! Czekaj i przeproś i kooperanta, i klienta. Trochę słabo wyszło.
Trochę słabo wyszło…
15 sierpnia
Jest mi gorąco. Gdybym była rozbitym jajkiem na asfalcie, to już byłabym sadzona. Gdybym była wodą na parapecie w naszym biurze, to już można byłoby mną zalewać kawę. Gdybym była słodkim lodem, to pewnie już by mnie nie było albo zostałaby po mnie czekoladowa plama, którą…
Telefon. Pani Krystyna.
Pani Krystyna to bardzo pobożna kobieta. Jestem przekonana, że gdybym otworzyła Biblię na przypadkowej stronie i przeczytała jej fragment składający się z pięciu do dziesięciu słów, to stwierdziłaby, który to testament i księga, następnie podałaby mi kontekst sytuacyjny, a – być może – nawet numer wersetu. Do tego jej profil na Facebooku obfituje w zdjęcia Jezusa. Jezus na krzyżu. Jezus w kwiatkach. Jezus machający. Jezus z Maryją. Jezus w brokacie. Jezus jako zakładka. Jezus na kromce chleba. Jezus na psiej pupie. Jezus na niebie. Jezus na glebie. Jezus tu i Jezus tam. I chociaż jestem niewierząca, to akurat ciągłe nawiązywanie pani Krysi do Boga wcale mi nie przeszkadza. Jest bardzo sympatyczną osobą i przede wszystkim cudowną, empatyczną opiekunką. Zna dobrze język niemiecki, nie boi się żadnej pracy, potrafi poradzić sobie nawet na najtrudniejszym zleceniu. Każdy swój wyjazd traktuje jak misję, a jej spokój udziela się także podopiecznym. W swoim wolnym czasie pani Krysia śpiewa razem z podopiecznymi i chodzi z nimi na spacery. Aż chce się pracować z takimi ludźmi i znajdować im cudowne zlecenia. Pani Krysia opiekowała się ostatnio demencyjną seniorką, która potrafiła wyzwać opiekunkę i rzucać w nią ciasteczkami, żeby tylko sobie poszła. Przy naszej pani Krysi babcia złagodniała i nawet syn przysłał do biura podziękowania za tak wspaniałą opiekunkę. Wspólnie z Hanką uznałyśmy, że dla pani Krystyny już dość męczarni. Nawet jeżeli sama będzie nalegała na trudne zlecenie, to wyślemy ją w miejsce, gdzie wreszcie sobie odpocznie.
– Dzień dobry, pani Jowitko, Krystyna z tej strony.
– Dzień dobry, cieszę się, że panią słyszę. Jak tam? Rozmawiała pani z panem Julianem? Będzie go pani chciała zmienić? To naprawdę spokojne miejsce, w którym, oprócz pracy, będzie pani miała także sporo czasu na odpoczynek.
– Pani Jowitko, ja przyjmę od was każde zlecenie. Bóg nade mną czuwa i krzywda mi się nigdzie nie stanie. Ale za Juliana, jeśli można, nie pojadę.
Nie rozumiem. Oferujemy jej zlecenie u bogatej rodziny, gdzie ma do dyspozycji dom z ogrodem i basenem. Do pomocy przychodzi ogrodnik i sprzątaczka. Seniorka jest w pełni mobilna i zabiera opiekunkę lub opiekuna do kawiarni, na obiad, do fryzjera i właściwie gdzie tylko dusza zapragnie. Ostatnio pan Julian opowiadał, że byli w teatrze i na wycieczce krajoznawczej.
– Oczywiście, pani Krysiu, ale jeśli wolno spytać: dlaczego?
– Mój świętej pamięci mąż by mi tego nie wybaczył.
To mnie zaciekawiło.
– Bo widzi pani, pani Jowitko. Ten cały Julian jest na pewno bardzo dobrym człowiekiem i niech Bóg ma go w swojej opiece, ale…
– Ale?
– Ale on proponował mi seks.
Co on jej proponował?! Chyba gąbki moich nausznych słuchawek coś przekłamały.
– Przepraszam, pani Krysiu, ale coś przerwało. Może pani powtórzyć?
Chyba rzeczywiście się przesłyszałam. Może keks? Kleks? Tekst? No na pewno nie seks.
– Pan Julian zaproponował mi, żebym przyjechała dzień wcześniej pod pretekstem wdrożenia się w obowiązki i uprawiała z nim seks.
Chyba śnię.
– Ojej, nie wiem, co powiedzieć. Bardzo panią przepraszam. Nie wiedziałam, że pan Julian jest taki… taki… Jak by to ująć…? Śmiały w relacjach z dopiero co usłyszanymi ludźmi.
Cholera, słabo to zabrzmiało. Ale w sumie nie wiem, co innego mogłam powiedzieć. Nie wyzwę go przecież od zboków.
– Nic nie szkodzi. Bóg sprowadzi go jeszcze na dobrą drogę. Pani Jowitko, to proszę wysłać moją kandydaturę na to zlecenie do małżeństwa – on z zaawansowaną demencją i amputowanym ramieniem, a ona ze stwardnieniem rozsianym i złośliwym nowotworem.
16 sierpnia
Nerwowo. Dziś nerwowo! Chwała temu, kto wymyślił wino. I nervomix.
17 sierpnia
Opiekunka odmówiła nam wyjazdu na dwie doby przed rozpoczęciem zlecenia. Powód? Była u lekarza, zrobiła badania krwi, ma problemy z hemoglobiną. Dopóki nie ustali, którędy „ucieka jej krew”, nie wyjedzie.
18 sierpnia
Może ktoś wie, ile płacą w tej firmie „szlachta nie pracuje”, bo co druga opiekunka ma napisane na Facebooku, że tam właśnie ma etat.
A co trzecia ma zdjęcia obrobione darmowymi grafikami od pana Marka Zuckerberga. Takie bombeczki, dookoła ramki, przerośnięte okulary przeciwsłoneczne na buźce, serduszka, serduszeczka, serdunia.
I co czwarta ma zdjęcia wnuczków. Wszędzie. W tle, na profilowym, w galerii, w oznaczeniach.
Ciekawe, czy da się stworzyć profil typowej opiekunki? To byłoby interesujące doświadczenie. Na pewno jakieś zdjęcia z alkoholem i z imprez. Obowiązkowo wnuki. Praca to wiadomo. I zdjęcia z różnych regionów Niemiec. Reszty już nie opiszę, bo Hanka rozbawia mnie do rozpuku swoimi pomysłami.
19 sierpnia
Odwiedziła nas dziś pani Monika. Tak wyobrażam sobie właśnie typowe opiekunki. Krótsze blond włosy, zmarszczki nie tylko mimiczne, uwydatnione bruzdy przy ustach, wargi ułożone najczęściej w odwróconą podkowę, lekka nadwaga, niezbyt długie i masywne nogi, potężne ramiona. Wnętrze nienachalne. A wyobrażam je sobie, bo większości naszych opiekunek po prostu nie znam. Działamy od Jastrzębiej Góry aż po szczyt Opołonek, a to wszystko zdalnie, zanim praca online zaczęła być modna. Wracając do pani Moniki, przybyła punktualnie, zadzwoniła domofonem i przez głośnik oznajmiła z dziwnym triumfem w głosie: TO JA! Weszła do biura kołysząc lekko biodrami, pewnym ruchem odwiesiła płaszcz, usiadła przy stole, położyła torebkę na kolanach i wypaliła:
– Słyszałam, że za prezenty potraficie znaleźć lepszą sztelę!1
Powiedziała to z promiennym uśmiechem i nieudawaną radością. Naprawdę cieszyła się, że odkryła sposób, który agencja ukrywa, a tak naprawdę, przebierając nogami, czeka, kto go odkryje. Obróciłam to w żart, zakładając, że pani Monika nie miała złych intencji. W pewnym momencie kobieta otworzyła torebkę i wyciągnęła z niej dwa minibreloczki w kształcie monety. Jeden był mocno porysowany, z drugiego schodziła powłoka. Przyglądałam się im jak pracownik lombardu, który otrzymał coś, co może nie mieć żadnej wartości, lub coś, czego wartości nie zna. Hanka, widząc, co się dzieje, podeszła do nas i już w pierwszej sekundzie określiła fachowym tonem: to brelok do wózka sklepowego, którego używa się zamiast pieniążka.
Spędziłyśmy godzinę na szukaniu odpowiedniego zlecenia. Dawno nie byłam tak zmieszana i do końca miałam nadzieję, że to był jednak żart. Nic bardziej mylnego. Rozstałyśmy się w zgodzie. Pani Monika przekonana, że dzięki przekupstwu otrzymała lepsze zlecenia, a my bogatsze o brelok do wózka – każda swój.
20 sierpnia
W weekend odebrałam telefon od opiekunki i usłyszałam od niej komplement oraz podziękowania za pomoc! Może ta branża nie jest wcale aż tak zepsuta? Czuję się, jakby ktoś nałożył mi na głowę koronę.
21 sierpnia
Ajajaj! Awaria internetu i są problemy z zasięgiem! Cyprian działa, a my poszłyśmy na lody. Dziewczyny pracujące, trzymajcie się tam!
22 sierpnia
Dziś na przystanku przysłuchiwałam się rozmowie młodzieży. Nie mam stu lat, nie jestem nawet po czterdziestce, a już teraz kompletnie ich nie rozumiem. Opiekunki są przynajmniej w takim wieku, że można się z nimi dogadać. A co, jeśli zostanę w tej branży przez kolejne dwadzieścia, trzydzieści lat? Czy zostanę dinozaurem? Czy nowe pokolenie opiekunek wyprze stare? Jaki będzie profil typowej opiekunki, gdy ja będę miała pół wieku?
23 sierpnia
Dziś mieliśmy zebranie odnośnie do sfałszowanych przez opiekunki zdjęć. Filtry nałożone na fotografie już nie dziwią, ale gdy opiekunka kradnie zdjęcia innej osoby lub wysyła swoje sprzed dwudziestu lat, to pojawia się problem. Mamy w biurze tło fotograficzne i opiekunkom, które rekrutujemy na miejscu, robimy zdjęcia telefonem. Jednolite tło, lekki uśmiech, delikatne wygładzenie i mamy idealne foto do CV. Jednak osoby rekrutowane na odległość potrafią wysłać nam grupowe zdjęcia z wesela, zdjęcia całej postaci w kapciuszkach, spodniach dresowych i białej, odświętnej koszuli, takie, gdzie w tle widać półnagiego mężczyznę z ogromnym tatuażem JP na przedramieniu, fotki z pogrzebową miną, zdjęcia w stylu zombie, ale też fotki z dyskoteki, w barze z papierosem i piwem czy moje ulubione – z basenu w czepku i okularkach.
24 sierpnia
Przypomniała mi się pewna historia. Poprosiłam opiekunkę, aby wysłała mi zdjęcia do CV. Zapytała, czy może być w okularach. Oczywiście, jeśli nosi okulary na co dzień, to będzie to naturalne, normalne zdjęcie. Jakie było moje zdziwienie, gdy wysłała fotkę w wielkich ciemnych okularach przeciwsłonecznych zasłaniających połowę jej twarzy…
25 sierpnia
Nie mam dzieci, a czuję się jak matka co najmniej kilkunastu starszych ode mnie kobiet.
Telefon. Justyna.
– Halo, halo, słyszy mnie pani?
– Tak, słyszę, pani Justyno. Dzień dobry. W czym mog…
– Okradli mnie!!!
Oho! I tyle po moim spokojnym dniu. Usłyszałam historię, jak to pani Justyna wracała z Niemiec do Polski małym busem i jedzie tym busem po raz ostatni, bo:
a) kierowca był prawdopodobnie pijany, bo jechał jak wariat i wyprzedzał na trzeciego,
b) kierowca był jeden, a trasa trwała 28 godzin,
c) pasażerami byli m.in. dwaj pracownicy branży budowlanej, którzy podczas 12 godzin swojej jazdy wypili 28 piw, które to stanowiły 1/4 ich bagażu, i przez ich pijaństwo przejazd opóźnił się o 3 godziny, w trakcie których oddawali mocz w pobliskich krzakach, zagrodach, polach i łąkach,
d) jej walizka wraz z całą zawartością przesiąknęła smrodem piwa, szczególnie tego już przetrawionego,
e) jedna z opiekunek przewoziła swojego psa, dla którego wprawdzie wykupiła dodatkowe miejsce, ale smród jego bąków sięgał daleko poza nie,
f) jej współpasażerka rozmawiała przez telefon ze wszystkimi członkami swojej rodziny, nawet tymi nienarodzonymi,
g) została okradziona. Ten fakt został podany przez nią na samym końcu, choć był powodem jej porannego telefonu.
Pani Justyna wyjechała Z portfelem, a przyjechała BEZ, więc dorobiła sobie teorię, że na pewno jej portfel jest teraz w posiadaniu pijanego kierowcy. Jeśli nie, to bez wątpienia zabrali go ci pijacy budowlańcy. W ostateczności mogła to być jej współpasażerka. Dziwi mnie, że w gronie podejrzanych nie pojawił się puszczający bąki pies lub jego właścicielka. Mogłam zasugerować, że to pewnie pies zrobił zasłonę dymną ze swoich gazów, a wszyscy pasażerowie byli od początku w spisku przeciwko niej i z premedytacją zaczaili się na jej wypchany euro portfel, więc gdy tylko na chwilę zamknęła oczy… W międzyczasie, z czystej ciekawości, wpisałam w bazę danych nazwisko pani Justyny w celu sprawdzenia, jakim busem jechała. Może przewoźnik znajdzie jej portfel w samochodzie lub powie mi, na jakich stacjach mieli postój i gdzie ewentualnie można tego portfela szukać. Wpisuję, patrzę… I widzę, że według danych w naszym programie pani Justyna od dwóch miesięcy przebywa w Polsce, a jej wyjazd planowany jest dopiero na połowę września.
– Pani Justynko, a czy pani aby na pewno jechała z Niemiec do Polski?
– No tak.
– Bo według moich notatek powinna być pani teraz w Polsce. Zgodnie z pani prośbą o dwuipółmiesięczną pauzę potrzebną na załatwienie spraw urzędowych.
– No tak.
– To była pani w Niemczech rekreacyjnie? Na wakacjach?
– Nie. W pracy.
Uwielbiam odpowiedzi w stylu „domyśl się”. Zero zaangażowania i chęci rozwiązania problemu. Zabiera czas i sobie, i mnie, ale nie robi nic w kierunku szybkiego zakończenia zagadki i odnalezienia jej portfela.
– Ale to chyba nie z nami?
– No nie.
– Domyślam się więc, że na czarno albo z inną firmą, tak?
– Prywatnie.
PRYWATNIE. To też uwielbiam. Żadna opiekunka nigdy nie mówi, że pracuje na czarno, tylko PRYWATNIE. To tak, jakby nazywać buldoga francuskiego w łaty dalmatyńczykiem. Albo kradzież pożyczką. Ewentualnie kochanka mężem. To takie okłamywanie samej siebie. Nic mi do tego. Każdy orze, jak może, ale nazywajmy rzeczy po imieniu.
Stanęło na tym, że pani Justynka podczas przerw w naszych zleceniach jeździ na lewo do prywatnych rodzin. Nie moja broszka, jej sprawa. Tylko dlaczego, gdy gubi portfel, to nie potrafi sama zadzwonić do przewoźnika i poprosić go o pomoc? Jest dorosłą kobietą. Ale pewnie, lepiej zadzwonić do swojej agencji i wymusić (bo po co grzecznie poprosić?) pomoc na mnie. A ja ta naiwna, dobra…
26 sierpnia
Skąd w ich sercach jest tyle zła?
27 sierpnia
Słońce świeci, deszcz nie pada, a ja opalam sobie łokieć na parapecie w biurze. Żadne znaki na ziemi i niebie nie wskazują, że coś może pójść dziś nie tak. Nawet opiekunki są dzisiaj jakieś łaskawsze, a Hania wydaje się być naprawdę spoko babką. I nagle pojawia się on – mail, który mnie powalił.
Pani Jowito,
Marek pracuje u nas już drugi miesiąc, ale nie chcielibyśmy, aby do nas wracał. To przemiły człowiek, dobrze zajmuje się moją mamą i nie chciałabym go urazić, ale z pewnością zapyta Pani o powód nieprzedłużenia umowy. Przypomina sobie Pani sytuację, w której Marek spadł ze schodów i stłukł sobie pośladki? Wielokrotnie proponowaliśmy mu wizytę u lekarza, ale za każdym razem nam odmawiał. Ostatnio znalazłam w jego pokoju trzy puste butelki po wódce. Tłumaczył mi, że w Polsce tak leczycie stłuczenia i że to lepszy lek niż przeciwbólowy. Widocznie Mecklenburger Weizenkorn2 nie wpłynął dobrze na trawienie Marka, ponieważ dostał biegunki. Jak Pani wie, udostępniliśmy mu całą górę naszego domu. W jego pokoju nie pachniało świeżo, więc przyniosłam mu nową pościel. Niestety, prześcieradło, na którym spał, nie było już kremowe. Mam nadzieję, że wie Pani, co mam na myśli. Do tego zanieczyścił łazienkę i nie mam tutaj na myśli muszli, ale podłogę. Proszę nie pytać mnie, jak to możliwe, mogę zrobić Pani zdjęcie, bo Marek nie sprzątnął tego od ponad 40 godzin. Wreszcie zapytałam Marka, co to jest, a on odpowiedział mi, że to nasz pies zrobił kupę w jego łazience. Zapewniam, że nasz jamnik nie wejdzie po tak wysokich schodach i nie otworzy sobie zamykanych drzwi od łazienki, poza tym jego odchody nie są aż tak duże. Nadmienię, że Marek nadal nie posprzątał po sobie łazienki… Ponadto nigdy nie otrzymałam od niego ani paragonu z zakupów, ani reszty, ale te pieniądze może sobie zachować. Proszę mi wybaczyć, ale w tej sytuacji nie wyślę Pani referencji dla Marka.
Bardzo dziękuję Pani za pomoc i za pomoc Marka. Wszystkiego dobrego, Maria
Od pół godziny myślę nad odpowiedzią na tego maila. Chyba po prostu zadzwonię i przeproszę, obrócę tę sytuację w żart (ciekawe jak?!), że w sumie to prawie jak z dzieckiem albo coś takiego. A może, że słyszałam o jamnikach, które skaczą nawet na pół metra? A może wkręcę, że ta kupa była sztuczna, prosto z AliExpress? A może mają nieszczelną toaletę? A może przestanę pogrążać się w głupocie i wymyślać durne wytłumaczenia?
Minęła godzina, a mnie zabrakło już pomysłów. Powiem jej, że po prostu jest mi strasznie wstyd i nienawidzę pracy z ludźmi.
I tak jest zawsze. Gdy dzień wydaje się piękny lub chociaż znośny, to zło uderzy znienacka.
28 sierpnia
Wiele pań opiekunek ma do wypłat podpiętych komorników. Zdarza się. Nie oceniam. Ale boli mnie, gdy matka nie płaci alimentów. Stracić prawa rodzicielskie i jeszcze unikać płatności na dzieci to już za dużo.
29 sierpnia
Właśnie pobrałam dane do umowy bardzo miłej pani. Jak się okazało, mieszka na ogródku działkowym. Zimą jeździ na zlecenia, bo nie ma ogrzewania. Przykro, że w dzisiejszych czasach nadal są osoby, które żyją w takich warunkach. Obiecuję sobie znaleźć jej fajne, spokojne miejsce pracy.
30 sierpnia
Bądź przygotowana na najgorsze, licz, że będzie lepiej. To powiedzenie sprawdzało mi się w życiu i zazwyczaj było lepiej, niż się spodziewałam. Jednak w tej branży można być przygotowanym na najgorsze, a zastać coś jeszcze gorszego. Na przykład wiesz, że jakaś opiekunka pije, i dzwonisz do niej z nadzieją, że jest trzeźwa, ale jednocześnie przygotowujesz się na to, że jest pijana, a potem okazuje się, że nawet nie jesteś w stanie zrozumieć jej pijackiego bełkotu. Hanka wytłumaczyła mi ostatnio, że nie jestem ich rodziną, żeby codziennie dzwonić, sprawdzać ich stan, przypominać, że są w pracy i że nie wolno im pić. Muszę się jeszcze wiele nauczyć.
1 Sztela (z niem. die Stelle) – miejsce pracy, zlecenie (przyp. aut.).
2 Mecklenburger Weizenkorn – niemiecka wódka (przyp. aut.).
Jowita Kowalik - pochodząca ze środkowej Polski kobieta z wyższym wykształceniem, o niewielkich wymaganiach od życia. Nigdy nie ułożyła kostki Rubika, ale zna różnicę pomiędzy płacą netto a brutto. Nadal wierzy, że ludzie są z natury dobrzy, a jej ścieżka zawodowa nie jest przypadkiem. Celem jej książek jest wywołanie uśmiechu i zachęcenie do refleksji.