Próba - Bednarek Joanna - ebook + książka

Próba ebook

Bednarek Joanna

3,5

Opis

Idealne socjalistyczne osiedle, na którym żyje się spokojnie i sennie, skrywa sekret z przeszłości. Dawniej, kiedy na jego miejscu była wioska, młode dziewczyny w trakcie tajemniczego rytuału - tytułowej próby - rzucały wyzwanie władzy. Prawdopodobnie w grę wchodziło coś ponadnaturalnego. Po tylu latach, po tylu zmianach i kłamstwach nie sposób już dotrzeć do prawdy. Nie mamy też pewności, że nasza bohaterka chce do niej dotrzeć. Może chce tylko opowiedzieć historię. Ale czy ta praktyka na pewno należy do przeszłości? Czy rewolucja jest jeszcze możliwa? I jak miałaby wyglądać?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 138

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (13 ocen)
5
2
2
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Albatros1

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka, trochę dziwna. Lubię takie.
00
Jagna85

Dobrze spędzony czas

Ależ to jest dobre! ❤
00

Popularność




Madzi, dzięki której ta książka jest lepsza

I

Nasze osiedle otacza morze drzew. Bloki trochę nad nie wystają i kiedy wygląda się z okna na najwyższym piętrze, gdzie mam mieszkanie, widzi się zieleń bez końca, bez żadnych oznak, że gdzieś tam jest cywilizacja.

To oczywiście złudzenie: najbliższe miasteczko jest o kilkanaście kilometrów stąd, ale ponieważ drzewa są stare i wysokie, a ono położone w zagłębieniu terenu, nie widać go i jest tak, jakbyśmy byli jedynym osiedlem na świecie. Znów to złudzenie, na dodatek nie najlepszej jakości. Mamy przecież radia i telewizory, a niektórzy nawet telefony.

Dopiero w którejś z ostatnich klas podstawówki uświadomiłam sobie, jak bardzo różnimy się od reszty kraju. Wcześniej uznawałam za oczywiste, że każda miejscowość musiała mieć swoje amih, że w całym kraju młode dziewczyny przechodziły kiedyś próby. Nie było tego w podręcznikach do historii, ale nie było tam też wielu innych ważnych rzeczy. Nikt spoza osiedla nigdy o czymś podobnym nie mówił, ale ja sama też raczej nie wspomniałabym o amih w rozmowie – to było coś, o czym się nie mówiło. Dorastanie polegało właśnie na uczeniu się, o czym można mówić, gdzie i kiedy, a o czym, gdzie i kiedy – nie. Co więcej, właściwe dorastanie polegało na uczeniu się tych rzeczy bez mówienia o nich. Pewnie nigdy nie dorosłam we właściwy sposób.

Mogłam mieć wtedy pięć albo sześć lat. Wracałam z rodzicami do domu – wybraliśmy się tego dnia do miasteczka na lody. Przez cały dzień byłam podekscytowana, a teraz zaczynałam być bardzo senna. W całym bloku było cicho, jakby wszyscy razem ze mną powoli pogrążali się w wacie snu. Kiedy skręciliśmy w korytarz prowadzący do naszego mieszkania – bloki nie były wcale takie duże, ale w każdym zaprojektowano tylko trzy wejścia, więc żeby dojść do swojego mieszkania, trzeba było kluczyć wieloma korytarzami – tę ciszę przerwał odgłos rytmicznych, głuchych uderzeń. Podniosłam ciężką od senności głowę i zobaczyłam, jak sąsiad spod szesnastki, którego nazwiska nie pamiętam – później się wyprowadzili – stoi pod swoimi drzwiami i raz za razem wali w nie głową. Kiedy się do niego zbliżaliśmy, przestał walić i zawołał głosem, który kojarzył mi się jednocześnie z czymś mokrym i lepkim, i z rozdzieraniem, ostrymi krawędziami, zwisającymi strzępami: „Wpuść mnie! Masz mnie wpuścić, słyszysz!”.

Mój żołądek zacisnął się w supeł, ale senność wcale mnie nie opuściła. Wata ogarniała nie tylko moją głowę, ale całe ciało, trudno mi było iść.

„Wiem, co robisz! Wiem, co chcesz zrobić! Chcesz urodzić amih, dlatego się prowadzasz z tymi gnojami!”

Mama złapała mnie mocniej za rękę i pociągnęła za sobą.

„Powiem wszystkim, jeśli mnie nie wpuścisz! Wszyscy się dowiedzą!”

– O co mu chodziło? – zapytałam przy kolacji. – Co to jest amih?

Tata zaszurał nogami, wziął do ręki szklankę z herbatą, odstawił ją, a potem powiedział „chyba już czas spać, co?” głosem, który nauczyłam się już rozpoznawać jako przesadnie wesoły i lekki. Mama podniosła rękę, uciszając go.

– Oskarżał swoją żonę, że spotyka się z innymi mężczyznami – powiedziała tonem, którego używała podczas zajęć dla dzieci w bibliotece zakładowego domu kultury. Byłam na kilku takich zajęciach i zawsze po nich miałam większą niż zwykle ochotę na czytanie. – Ale to raczej nieprawda. Po prostu był na nią zły, że nie chciała go wpuścić do domu. I słusznie zrobiła, był pijany i tylko by się awanturował.

– A amih? To dziecko, które ona by miała z tymi innymi mężczyznami?

– Tak – tata znowu zaszurał nogami; mama odetchnęła i wyprostowała się, jakby zaraz miała zacząć opowiadać bajkę. – To dziecko. Bardzo niezwykłe dziecko.

Dziwne, ale chociaż dobrze pamiętam rozmowę do tego momentu, jej dalsza część zupełnie się zatarła. Dziwne dlatego, że to musiał być pierwszy raz, kiedy usłyszałam o amih, i pierwszy raz, kiedy dowiedziałam się o nich mniej więcej wszystkiego. To znaczy wszystkiego, co wiedzieli ludzie, którzy nie byli ani amih, ani ich matkami. Ale nie pamiętam, jak się to dokładnie odbyło. Po prostu wcześniej nie wiedziałam, a potem już wiedziałam, tak, jakbym wiedziała od zawsze. Z drugiej strony, czy to możliwe, żebym dowiedziała się wszystkiego już wtedy? Na pewno nie miałam problemu ze zrozumieniem wymagań co do pochodzenia amih – wiedziałam, że dzieci powstają, kiedy mężczyzna i kobieta, którzy mogą być małżeństwem, ale nie muszą, robią ze sobą coś, co jest związane z tymi dziwnymi rzeczami, które ludzie mają między nogami, chociaż nie orientowałam się w szczegółach i wolałam ich nie dociekać. Ale czy mogłam zrozumieć, na czym polega misja, zadanie amih? Kiedy się zastanawiam, dochodzę do wniosku, że ta rozmowa pozostawiła we mnie przekonanie, że amih są czymś, o czym wszyscy – czyli wszyscy dorośli – wiedzą i o czym ja też powinnam wiedzieć, jeśli chcę być dorosła, a wtedy bardzo chciałam, i traktować to jak coś oczywistego. Istnieją amih; przechodzą próby. Czy raczej istniały i przechodziły, bo mama na pewno nie pozwoliła mi wątpić, że to sprawa przeszłości i tylko pijak z mózgiem przeżartym przez alkohol, taki jak sąsiad spod szesnastki, mógł wyobrażać sobie, że ktoś w dzisiejszych czasach może na poważnie planować urodzenie amih.

Inne dzieci z osiedla wiedziały chyba w ten sam sposób. Kiedyś założyliśmy się, że każde z nas wejdzie samo do piwnicy i wytrzyma tam, w ciemności, tyle czasu, ile zajmie doliczenie do tysiąca. „To będzie nasza próba”, powiedziała Regina, której dziadek był kuzynem Zoi. „Jesteśmy jak amih, musimy przejść próbę”. Większość z nas przeszła tę próbę bez trudności, chociaż piwnice były strasznym miejscem. Oczywiście nie wszyscy: Insa zaczęła przed czasem krzyczeć i walić w drzwi od piwnicy, które przyciskaliśmy z drugiej strony, podczas gdy Regina liczyła do tysiąca. „Nie możemy jeszcze otworzyć”, pamiętam, jak powiedziała. „Twoja próba się nie skończyła”. Ale nie posłuchaliśmy jej i w końcu otworzyliśmy, żeby Insa mogła wystrzelić z ciemności zapłakana i zasmarkana.

Piwnice stały się strasznym miejscem na krótko przed tym. Wcześniej często bawiliśmy się właśnie tam. Zabawa polegała na bieganiu ich korytarzami i wydawaniu z siebie jak najgłośniejszego kwiku. Biegaliśmy tak i kwiczeliśmy dość długo, póki nie wpadliśmy na sąsiadkę z innego bloku.

– Wiecie, że ktoś tu kiedyś zamordował małą dziewczynkę? – powiedziała.

Udało jej się osiągnąć swój cel. Zabawa nagle przestała się nam wydawać taka fajna i rozproszyliśmy się do domów. Rodzice wyjaśnili mi wprawdzie, że o ile wiedzą, nikt nigdy nikogo nie zamordował w piwnicach, ale takie wyjaśnienia są zbyt nudne, żeby coś zmienić. Tak samo wcześniej wyjaśniano nam, że nie jest możliwe, żeby jakieś dziecko wpadło do zsypu, ale my wiedzieliśmy swoje.

Kiedyś do zsypu na śmieci wpadło dziecko (bez sensu, musiałoby samo wejść do wrzutni, co nie jest wcale takie łatwe; Regina kiedyś sprawdziła), nikt go nie szukał (znów, bez sensu, ale opowieść ma swoje prawa); połamało wszystkie kości i skręciło kark, jego ciało rozłożyło się, stając się dodatkiem do sterty śmieci, a duch pozostał na całą wieczność uwięziony we wszystkich zsypach osiedla, więc lepiej nie wkładać do nich ręki ani nawet nie stawać za blisko, bo może cię złapać i wciągnąć. Wyrzucanie śmieci stało się dla nas źródłem rozkosznego dreszczyku (w przypadku starszych dzieci) albo niekłamanego przerażenia (w przypadku młodszych dzieci i mnie, nawet kiedy byłam już w wieku, w którym powinnam przestać bać się duchów).

Zamordowana dziewczynka dołączyła do dziecka ze zsypu i sprawiała, że przez długi czas czułam się w piwnicach trochę nieswojo. Dalej się czuję, czasami, bo na ogół nie, ale chyba nie ma to nic wspólnego z duchami. Przynajmniej nie z tymi.

Możliwe, że amih były dla mnie wtedy czymś takim jak dziecko ze zsypu czy zamordowana dziewczynka z piwnicy: częścią małego, zaczarowanego świata, trochę strasznego, trochę pięknego, w który się wierzyło, bo inaczej życie składałoby się tylko z jedzenia, szkoły i konieczności przestrzegania reguł wyznaczanych przez dorosłych. Wszystko było nieprawdopodobne, wszystko było możliwe. Wiedzieliśmy, ale nie wiedzieliśmy nic. Nigdy nie rozumiałam, co niektórzy widzą w dzieciństwie. Nie widzi się wtedy różnicy między czymś dobrze zmyślonym a źle zmyślonym. To nie wina dzieci, po prostu są na świecie za krótko, żeby się tego nauczyć. Dziewczynka w piwnicy i dziecko w zsypie wydawały mi się wtedy tak samo realne, jak opowieści o amih.

Możliwe też, z drugiej strony, że chodziło jeszcze o coś innego. Bo dziwi mnie właśnie to, jak mogliśmy jednocześnie wiedzieć wszystko, czy raczej myśleć, że wiemy wszystko, i nie wiedzieć nic, i nie odczuwać potrzeby, żeby dowiedzieć się tego, czego należało się dowiedzieć. Byliśmy dziećmi, ale czy dzieci nie powinny, mimo wszystko, zadawać niewygodnych pytań? A w dzieciństwie nigdy nie zapytałam, na czym polega próba, nie zadałam pytania, które wydaje mi się teraz tak oczywiste, że nie można go pominąć. A jednak je pominęłam, nie mając w ogóle poczucia, że coś pomijam.

O amih mówiło się otwarcie, nie było żadnych tajemnic. Ale całe to mówienie pozostawiło nas w stanie całkowitej ignorancji. Nasza wiedza była zupełna i przejrzysta, i dlatego właśnie niewiele warta. Niedawno narzuciła mi się myśl, że dorośli mówili o amih trochę tak, jak o skazanych na śmierć w aferze mięsnej. Proces toczył się, kiedy miałam jakieś dziewięć lat. Tylko kilkanaście lat temu, a wydaje się, jakby to była inna epoka. O nich też mówiło się dużo i na pozór bez zahamowań. Nie wiem, jak gdzie indziej, ale na naszym osiedlu wszyscy byli przeciwko karze śmierci, przynajmniej w tym przypadku. Nie karze się śmiercią, mówili, kogoś, kto kradnie, nawet w zorganizowany sposób i na tak dużą skalę. Jesteśmy przeciw. Przeciw karze śmierci. Nie mówili, przynajmniej wtedy, dowiedziałam się o tym dopiero znacznie później, że proces miał charakter pokazowy. To nie znaczy oczywiście, że oskarżeni nie kradli; kradli, wszyscy kradli, wszyscy wiedzieli, że wszyscy kradną, i ktoś musiał za to zapłacić. Podobno sam pierwszy sekretarz zastrzegł, że ktoś musi zapłacić głową.

Może dlatego – dzięki któremuś z tych powodów – nie dociekaliśmy, na czym polegają próby i dlaczego dziewczyny, które ich nie przejdą, umierają. Wtedy przyjmowaliśmy to jako coś naturalnego. Kilka lat później przyszło mi do głowy, że historie o amih, jak wiele innych historii opowiadanych dzieciom przez dorosłych, nie mogą być prawdziwe. Przyjęłam tę myśl, odłożyłam ją na bok i zajęłam się innymi sprawami, które mnie wtedy zaprzątały. Amih nie były dla mnie aż tak ważne, ani tuż po tym, jak się o nich dowiedziałam, ani później, w ostatnich klasach podstawówki i w liceum. Przejście przez wiek dojrzewania nie jest łatwe i człowiek naprawdę nie ma czasu i energii na rzeczy, które nie są absolutnie niezbędne. Dopiero kiedy się dorośnie, a niektórym zabiera to sporo czasu – mnie zabrało – ma się trochę spokoju.

Kiedy człowiek ma kilkanaście lat, jest niezniszczalny. Może nie tyle człowiek, co ciało. Przeżywasz dramaty, z których każdy ma prawo cię zabić, z perspektywy czasu to są zwykłe problemy wynikające z tego, że żyjesz jeszcze krótko i nie radzisz sobie z życiowymi sprawami, i po paru latach wydają ci się śmieszne, ale wtedy masz poczucie, że każdy z tych problemów cię zabije. Jesteś dość głupia, ale to pewnie cena za tę niezniszczalność. Płaczesz, wymiotujesz, nie śpisz i wydaje ci się, że za chwilę umrzesz. Ale nie umierasz, bo to nastoletnie ciało jest nie do zdarcia. Dopiero później zaczynasz spłacać dług, który wtedy zaciągnęłaś. Wcale nie wtedy, kiedy zaczynasz się starzeć – wcześniej, wystarczy kilka lat. Już na studiach, kiedy mało kto jest naprawdę dorosły, ciało zaczyna mówić: można mnie zniszczyć. Oszczędzaj się.

Dorosłość polega właśnie na tym, że zaczynacie, i ciało, i umysł, oszczędzać się, nawet o tym nie myśląc. I w ten sposób zaczynacie żyć tak, jak jest dla was najlepiej.

Dlatego teraz, kiedy jestem dorosła, mogę powiedzieć to, co wiem. Stare reguły dotyczące tego, o czym można mówić, a o czym nie, chyba już nie obowiązują, a zresztą to, o czym mam mówić, nie obchodzi nikogo oprócz mnie i paru starych osób, które niedługo umrą.

Zapytałam o to Reginę, która jest teraz kucharką w stołówce fabryki, w której pracował mój tata. Tej samej fabryki, w której domu kultury, w bibliotece, pracowała moja mama. Regina wzruszyła ramionami.

– To jakaś stara sprawa… coś z czasu, kiedy jeszcze była tu wioska, a nie osiedle? Jakieś wiejskie coś. Dziadek by wiedział, ale nie żyje. Czekaj, rozmawiałaś z Zoją? Ona musi wiedzieć.

Nie wiem, czy ta jej niepamięć była prawdziwa, czy odgrywana. Nie jestem zbyt dobra w czytaniu ludzi. Zapewniłam ją, że porozmawiam z Zoją. Nie powiedziałam jej, że rozmawiam z Zoją od pewnego czasu, więcej, że rozmawiam głównie z Zoją, że moje życie towarzyskie od czasu powrotu na osiedle praktycznie nie istnieje. Ale to chyba wiedziała, takie rzeczy szybko się rozchodzą. „Całymi dniami siedzi i poprawia te teksty”. Więc musiała też wiedzieć, ile czasu przesiaduję u Zoi, ale widać z jakichś powodów uznała, że nie należy o tym mówić.

A więc: amih to dziewczyna, która została poczęta w wyniku zdrady małżeńskiej albo kazirodztwa. Synowie się nie liczą. Tylko dziewczyna może być amih. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że w takim razie pewnie z połowa dziewczynek urodzonych we wsi by się kwalifikowała. Nie wiem; tym bardziej nie wiem, jak częste było i jest u nas kazirodztwo. Podejrzewam, że nie częstsze i nie rzadsze niż w całym kraju; nie jesteśmy aż takimi degeneratami, za jakich uważa się nas w miasteczku. Zastanawiam się, czy nie chodziło o kwestię skrajnej endogamii i skrajnej egzogamii: może dawniej amih trzeba było spłodzić z mężczyzną ze swojej rodziny albo z kimś zupełnie obcym, spoza wsi i spoza miasteczka? Pewnie w tamtych czasach nie docierało tu aż tak wielu obcych. Zoja, kiedy jej powiedziałam o tej mojej hipotezie, pokiwała głową: możliwe, możliwe. „Za blisko i za daleko, a nie w sam raz. Tak, to pasuje.”, powiedziała.

Ale niewiele kobiet paliło się do tego, żeby ogłaszać swoje córki amih. I nie chodziło o przyznanie się, że ojcem córki jest ktoś inny niż mąż; u nas, gdzie kobieta może po prostu nie wpuścić do domu męża, który jest pijany albo w jakiś inny sposób jej zagraża, nie jest to tak poważna sprawa, jak na zewnątrz. To zwyczaj jeszcze z czasów istnienia wioski; niektórzy faceci potrafią kilka dni spędzić na ławce przed sklepem albo w świetlicy na dole, jeśli pada. A kiedy kobieta w swojej głupocie pozwala, żeby mąż przestąpił próg domu, też nie jest bezbronna. Kiedyś rano, niedługo po tym, jak wróciłam na osiedle, usłyszałam krzyki; ściany w blokach są cienkie, a drzwi zrobione ze sklejki, którą można rozwalić kopniakiem, więc prywatność to iluzja, którą trzeba starannie podtrzymywać. Ale w sytuacjach takich jak ta się tego nie robi. Kobiety z całego piętra wparowały do mieszkania, odciągnęły męża Fenneny Saje, poturbowały go trochę, bo się rzucał, zniosły za ręce i nogi po schodach na zewnątrz i zanurzyły mu kilka razy głowę w fontannie na placu, żeby się uspokoił. Potem przez całe lata powtarzał przy byle okazji: „Baby to wariatki! Chciały mnie zabić! Utopić mnie w fontannie chciały!”.

Tak, pod wieloma względami jesteśmy wyjątkowi. I kiedy życie tu wydaje mi się snem, nawet całkiem przyjemnym, do chwili, kiedy człowiek orientuje się, że nie może się z niego obudzić, myślę właśnie o tym. W innych, bardziej interesujących i otwartych na świat miejscach, za ścianą może dziać się wszystko i ludzie nie ruszą palcem, żeby pomóc.

W każdym razie, chociaż pewnie sporo kobiet z naszej wsi zdradzało mężów i rodziło potem córki, tylko kilka na pokolenie, a czasem nawet mniej, zaczynało później szyć granatową sukienkę. W zasadzie każda dziewczyna z właściwym pochodzeniem powinna automatycznie stawać się amih, ale decyzja zależała od matki. I od snów, ale przede wszystkim od matki. A trzeba być specyficzną kobietą, żeby chcieć dla swojej córki takiego losu. Bo większość amih nie przechodzi swojej próby. A właściwie żadna.

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III

Joanna Bednarek

Próba

Warszawa 2021

Copyright © by Staromiejski Dom Kultury, 2020

Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2021

Wydanie pierwsze

ISBN 978-83-66586-89-5

Współwydawca:

Korekta: Aleksandra Żdan

Staromiejski Dom Kultury

Samorządowa Instytucja Kultury Miasta Stołecznego Warszawy

Rynek Starego Miasta 2

00-272 Warszawa

sdk.pl

Redakcja i korekta: Anna Wojczyńska

Obraz na okładce: Joanna Łańcut

Projekt okładki: Marta Przybył

Opieka redakcyjna: Jaś Kapela

Wydawnictwo Krytyki Politycznej

ul. Jasna 10, lok. 3

00-013 Warszawa

[email protected]

www.krytykapolityczna.pl

Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w redakcji Krytyki Politycznej (ul. Jasna 10, lok. 3, Warszawa), Świetlicy KP w Trójmieście (Nowe Ogrody 35, Gdańsk), Świetlicy KP w Cieszynie (al. Jana Łyska 3) oraz księgarni internetowej KP (wydawnictwo.krytykapolityczna.pl), a także w dobrych księgarniach na terenie całej Polski.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek