Przezabawny pies o imieniu Kolka - Friedmann Wojtek - ebook

Przezabawny pies o imieniu Kolka ebook

Friedmann Wojtek

3,3

Opis

Jego debiutancka powieść „Baśka” – opowiadanie o mieszkańcach warszawskiej Ochoty – stała się bestsellerem. Wojtek Friedmann wraca z nową książką – tym razem zabierze czytelników na Mokotów do z pozoru zwyczajnej kamienicy. Ale w powieściach Friedmanna nic nie jest zwyczajne, losy mieszkańców i pewnego wyjątkowego psa przeplatają się ze sobą, składając się na niezwykle barwną i wciągającą opowieść. „Przezabawny pies o imieniu Kolka” już od 26 kwietnia w księgarniach.

 

Nie dajcie się zwieść. To nie jest książka o psie. „Przezabawny pies o imieniu Kolka” to przede wszystkim ludzie – mieszkańcy starej kamienicy – i ich losy, opowiedziane w krótkiej, charakterystycznej dla autora formie. „Mieszkańców kamienicy łączył nie tylko adres. Łączyła ich także poręcz schodów. Trochę jak zaczarowany bluszcz, tyle że bez liści”.

Mokotów oczami Friedmanna, tętniący życiem lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, aż po współczesność, to miejsce zamieszkane przez barwne osobowości, zawsze ukrywające jakąś tajemnicę, a historie ich życia, jak ta książka, mają w sobie coś pięknego, a zarazem chuligańskiego.

Proza Friedmanna to literatura, która kipi od ulicznego gwaru. Czytając, zapominamy, że to fikcja. I nikt tak naprawdę do końca nie może być pewny, czy opisane historie na pewno są zmyślone. Stara kamienica, gdzie toczy się życie bohaterów „Kolki”, może być miejscem, w którym sami mieszkacie albo w którym chcielibyście zamieszkać.

 

Z książką wiąże się anegdota. Friedmann, który wcześniej nigdy nie myślał o posiadaniu psa, napisał nową książkę. Praktis zaprojektował okładkę, z rysunkiem psa Kolki, tytułowego bohatera. Niedługo potem zbieg różnych wydarzeń sprawił, że autor „Baśki” został opiekunem psa. Oczywiście nazwał go Kolka. Dziwnym trafem okazało się, że pies wygląda niemal tak samo jak pies z okładki.

 

„Książka wspaniała, dowcipna, wzruszająca, jest jak miód na serce rdzennego mokotowianina z okolic Kazimierzowskiej. Pozycja obowiązkowa dla każdego warszawiaka, ale także wszystkich tych, którzy chcieliby poznać naturę prawdziwej Warszawy i pokochać to miasto”.

– Jan Holoubek

 

Wojtek Friedmann – pisarz, podróżnik i fotograf. Rodowity warszawiak, który stolicy oddał serce, choć nieustannie opuszcza ją w poszukiwaniu przygód. Nowelista i storyteller. Autor debiutanckiej książki „Baśka” (Wydałem, 2020). Tata Szymona i opiekun psa Kolki. Jak pisze o sobie: „Czytam, piszę i słucham muzyki”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 67

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (23 oceny)
5
4
10
2
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
tadekparasol

Nie oderwiesz się od lektury

fajna ale krótka
00
MariaWojtkowiak

Całkiem niezła

Dla miłośników starej części Warszawy. Specyficzne.
00
Julia_mistrz

Nie polecam

Ta książka to pomyłka. Dno.
01
vandam48

Dobrze spędzony czas

Książka jest super. Szkoda tylko, że jest tak krótka.
01

Popularność




To przy­kre, ile pięk­nych hi­sto­riitylko przez przy­pa­dek ni­gdy nie miało miej­sca.

– Wujku! Wujku! Wu­jek się obu­dzi! Wujku!

– ...co się stało?!

– Jajko wuj­kowi wy­szło. Dzieci pa­trzą.

– Eeee... Daj spo­kój, Ma­ryla – po­wie­dział Lu­tek, nie po­pra­wia­jąc nic ze swo­jej po­zy­cji. Do­piero po chwili, pa­trząc jed­nym okiem na ko­bietę, za­sło­nił się ga­zetą, któ­rej ka­wa­łek przy­kleił się na amen za po­mocą za­schnię­tego kom­potu do ce­raty na stole.

Była nie­dziela.

Prze­za­bawny pies o imie­niu Kolka zdechł w czwar­tek. Do tego dnia mie­wał się prze­waż­nie le­piej.

Wszyst­kie in­for­ma­cje, ja­kie ro­dzina miała na jego te­mat, po­cho­dziły z ust Lutka. Pies na­le­żał do Te­resy, a ona do niego. Wy­kra­dła go z placu bu­dowy, gdzie łań­cu­chem przy­mo­co­wany do budy stra­szył ama­to­rów noc­nego prze­ła­że­nia przez płot w celu po­zy­ska­nia drob­nych ma­te­ria­łów bu­dow­la­nych typu trzy­me­trowa de­ska sza­lówka. Był duży. Miał ciem­no­bru­natną sierść. Grubą ni­czym za­ko­piań­ski ko­żuch. Jego łeb był wielki, a szcze­ka­nie wy­wo­ły­wało nie­moc na­wet u lu­dzi, któ­rzy na co dzień nie stro­nią od psów. Dużo ciem­niej­sza oprawa oczu, pra­wie czarna, do­da­wała groź­nego wy­glądu. Pies był od­dany i od­stra­szał dziel­nie, ale nie tylko tym wy­glą­dem. Wraż­liwsi omi­jali te­ren bu­dowy z żalu oraz z nie­ra­dze­nia so­bie ze smut­kiem. Ciężki że­la­zny łań­cuch, dziu­rawa buda i sko­wyr bez przed­niej łapy le­żący cały rok obok za­rdze­wia­łej brud­nej mi­ski ni­czym za­klę­cie okrut­nej wiedźmy – ten ob­raz zo­sta­wał na wieki w pa­mięci na­wet po jed­no­ra­zo­wym krót­kim spo­tka­niu. Nie trzeba było wy­obra­żać so­bie do­dat­kowo, jaką karę wy­mie­rzał stróż bied­nemu psu za nie­upil­no­wa­nie placu. To nie­stety było sły­chać co ja­kiś czas w po­bli­skiej oko­licy tak wy­raź­nie, aż któ­re­goś dnia lu­dzie zde­cy­do­wali się dla do­bra psa po­rzu­cić opła­calny pro­ce­der.

Wtedy wła­śnie pro­fe­so­rowa, czyli Te­resa, prze­ży­wa­jąca wów­czas swoją trze­cią mło­dość, w cza­sie je­sien­nego jog­gingu na­tra­fiła na plac bu­dowy znaj­du­jący się przy skraju lasu obok ścieżki do bie­ga­nia. W trak­cie chwi­lo­wego od­po­czynku, trzy­ma­jąc obu­rącz siatkę ogro­dze­nia, wy­ma­chi­wała sto­pami w każ­dym moż­li­wym kie­runku, na jaki po­zwa­lały smu­kłe po­nad­sześć­dzie­się­cio­let­nie nogi. Raz lewą, a raz prawą. Kiedy pod­nio­sła głowę, zo­ba­czyła na­prze­ciwko sie­bie psa. Jej serce za­biło moc­niej, a do oczu na­pły­nęły łzy. Pies po­mimo swo­jej nie­peł­no­spraw­no­ści oraz cięż­kiego łań­cu­cha sta­rał się oka­zać jak naj­wię­cej ra­do­ści ze spo­tka­nia. Ze szczę­ścia wpra­wiał w ruch każdą część ciała w tym sa­mym mo­men­cie. Sta­wał na tyl­nych ła­pach, bu­ja­jąc we wszyst­kich kie­run­kach ogrom­nym łbem. Co cie­kawe, ro­bił to bez­sze­lest­nie, jakby świa­dom, że je­śli bę­dzie za gło­śno, spło­szy Te­resę albo go­rzej – za­in­te­re­suje do­zorcę tym, co się dzieje na ze­wnątrz sta­rego ba­raku. Pro­fe­so­rowa nie mo­gła ode­rwać wzroku od psa. To była mi­łość od pierw­szego mach­nię­cia. W jej przy­padku – ogona; w jego – nogi. Po­zo­stała tylko kwe­stia za­ła­twie­nia dwóch rze­czy. Obie nie były ła­twe.

Po­stać bez­dusz­nego sa­dy­sty, by­łego kla­wi­sza i cie­cia z bu­dowy znana była od Oku­niewa przez Su­le­jó­wek aż do Za­krętu. Wia­domo było od razu, że psa nie odda pro­fe­so­ro­wej na­wet za mer­ce­desa. Miał go tylko po to, żeby się znę­cać oraz siać od­razę w ca­łej oko­licy. Sam nie­na­wi­dził lu­dzi. Gdyby mógł, za­trud­niłby się jako wo­lon­ta­riusz w pie­kle. Te­resa od po­czątku wie­działa, że psa musi po pro­stu wy­kraść, i to była pierw­sza sprawa, jaką miała do za­ła­twie­nia. Ta ła­twiej­sza. Na roz­wią­za­nie dru­giego pro­blemu Te­resa dłuż­szą chwilę nie miała po­my­słu. Jak po­wie­dzieć psu, że ona jesz­cze do niego wróci, tak by ni­komu w cza­sie roz­łąki nie pę­kło serce? Oba­wiała się o niego, jed­no­cze­śnie nie chcąc ani na se­kundę po­zba­wiać się szczę­ścia, ja­kie po­czuła, kiedy go zo­ba­czyła. Miał mą­dre, wy­ro­zu­miałe oczy. Zmę­czone, ale do­bre. Nie bała się go ani przez mo­ment. Od wielu lat nikt na nią tak nie pa­trzył.

– Je­stem pewna, pie­sku, że na­wet gdy­bym się te­raz nie ode­zwała, wiesz, że po cie­bie tu­taj wrócę. Nie­długo – po­wie­działa szep­tem. Wzru­szyło ją za­cho­wa­nie psa, kiedy od­cho­dziła. Zer­ka­jąc przez ra­mię, wi­działa, że stoi spo­koj­nie i da­lej ma­cha ogo­nem. On mnie ro­zu­mie, po­my­ślała.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Ka­ro­lowi Pju­sowi No­wa­kow­skiemui Pio­trowi Brat­kow­skiemu

.

Dzię­kuję Do­lo­res

Pro­jekt okładki i ilu­stra­cjaPrze­my­sław PRAK­TIS Sieńko
Przy­go­to­wa­nie okładki do drukuKa­ro­lina Że­la­ziń­ska
Zdję­cie au­toraLi­dia Żul­czyk
Re­dak­tor pro­wa­dzącaMo­nika Koch
Re­dak­cjaWoj­ciech Gór­naś / Re­dak­tor­nia.com
Ko­rektaIda Świer­kocka
Co­py­ri­ght © Woj­ciech Fried­mann, 2023 Co­py­ri­ght © by Wielka Li­tera Sp. z o.o., War­szawa 2023
ISBN 978-83-8032-908-9
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Wiert­ni­cza 36 02-952 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.