9,99 zł
„Cały czas wpatrywali się sobie w oczy. Miał wrażenie, że topi się w jej źrenicach, w niej samej. Nie rozumiał tego zjawiska, ale nawet nie próbował. Viviana przepełniała go, płynęła w jego żyłach, biła w jego sercu. Świat znikł. Byli tylko on i ona. Zachwycał się nią, a ona nim...”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 157
Tłumaczenie:Julita Mirska
Jonas Kim uważał się za człowieka skromnego, ale sam był pełen podziwu dla wymyślonego przez siebie genialnego planu, który pozwoli mu przechytrzyć najmądrzejszą osobę na kuli ziemskiej – dziadka. Zamiast poślubić Sun Park, miłą dziewczynę ze znanej koreańskiej rodziny, którą dziadek dla niego wybrał, oświadczył się Vivianie Dawson. Viv była jego przyjaciółką, piekła pyszne babeczki i – co najważniejsze – był pewien, że gdy nadejdzie czas, zgodzi się na unieważnienie małżeństwa.
Oczywiście nie potrzebował wieczoru kawalerskiego, ale cóż… Rano z dwoma najlepszymi kumplami poleciał do Las Vegas, miasta grzechu. Był wdzięczny przyjaciołom, że nie zamówili żadnych striptizerek. Na tego typu rozrywkę nie miał ochoty. Na szczęście jutro cudowna Viv wyświadczy mu największą przysługę pod słońcem i zostanie jego żoną.
– Na pewno tego chcesz? – Warren otworzył szampana.
Bez szampana Jonas też mógłby się obyć, ale kumple zaczęliby mu dogryzać, mimo że wiedzieli, z jak konserwatywnej pochodzi rodziny. Dziadek miał bardzo tradycyjne poglądy na temat tego, co wypada prezesowi, a on, Jonas, jeszcze nie awansował na to stanowisko. Zresztą sam też nie widział nic nagannego w zachowaniu trzeźwości i kultury osobistej.
– Pytasz o wieczór kawalerski czy o wasze, palanty, towarzystwo?
Hendrix, drugi z palantów, parsknął śmiechem.
– Ślub bez kawalerskiego się nie liczy.
– Przecież to nieprawdziwy ślub, więc tradycji nie musi stać się zadość.
Warren pokręcił głową.
– Jak to, nieprawdziwy? Obrączka będzie? Będzie! Stąd moje pytanie: czy to jedyny sposób? Dlaczego nie możesz powiedzieć dziadkowi, że nie interesuje cię małżeństwo?
Prowadzili tę dyskusję od dwóch tygodni. Jung-Su wciąż rządził imperium Kimów w Korei. Jonas chciał przenieść całą firmę do Karoliny Północnej. Małżeństwo z Koreanką z bogatej wpływowej rodziny umocniłoby jego więzy z krajem, którego nie uznawał za ojczyznę.
– Szanuję starszych – odparł. – Mój dziadek i dziadek Sun Park przyjaźnią się od dziecka, ale nie chcę im zdradzić tajemnicy Sun.
Sun miała kochanka, człowieka wysoce nieodpowiedniego, o którym nikt nie wiedział. Małżeństwo pomogłoby jej ukryć romans. Po ślubie młodych ich dziadkowie planowali fuzję firm.
Jonas wolał inne rozwiązanie. Od żonatego mężczyzny nikt nie będzie wymagał, aby honorował wcześniejsze uzgodnienia dziadka. A gdy fuzja stanie się faktem dokonanym, Viv będzie mogła anulować małżeństwo.
Pomysł był fantastyczny i Viv była fantastyczna, że zgodziła się mu pomóc. Jutro podpiszą jakiś papierek i… koniec problemów!
– Doceńcie, że macie darmową wycieczkę do Vegas. – Jonas stuknął się kieliszkiem z dwoma mężczyznami, których poznał na pierwszym roku studiów na Uniwersytecie Duke’a.
Jonas Kim, Hendrix Harris, Warren Garinger oraz Marcus Powell zaprzyjaźnili się, kiedy przydzielono ich do jednej grupy. Razem uczyli się, wygłupiali i wspierali. Do czasu aż Marcus zakochał się bez pamięci w czirliderce, która nie odwzajemniała jego uczuć. Ten dramat zostawił trwałe piętno na jego trzech kumplach.
– E tam – mruknął Hendrix, opróżniając kieliszek. – Na co komu wieczór kawalerski w Vegas, jeśli nie można korzystać ze wszystkich uroków miasta?
Jonas przewrócił oczami.
– Mówisz, jakbyś w Raleigh wiódł życie mnicha.
– Wiodę, a przynajmniej się staram, żeby matce nie zaszkodzić. A o tym, co robię w Vegas, nikt by nie wiedział.
Matka Hendrixa, która ubiegała się o urząd gubernatora Karoliny Północnej, kazała synowi przysiąc na stos Biblii, że żadnym swoim uczynkiem nie przekreśli jej szans podczas kampanii wyborczej. Hendrix przysiągł.
Wcześniej gazety ciągle drukowały jego zdjęcia ze skąpo odzianymi kobietami. Teraz ograniczył swoje życie towarzyskie. Ale kampania dopiero się rozkręcała; wszystko jeszcze przed nim.
– Skupmy się na tym, co istotne – rzekł Warren, siadając na kanapie przy oknie na najwyższym piętrze Aria Sky Suites. Z góry rozciągał się panoramiczny widok na rozświetlone miasto.
– Czyli?
– Żenisz się. Mimo naszego paktu.
Po nieodwzajemnionej miłości pogrążony w rozpaczy Marcus stracił chęć do życia. Dosłownie. Kiedy zmarł, jego trzej przyjaciele obiecali sobie, że nigdy nie pozwolą, aby miłość zniszczyła ich tak jak Marcusa.
– Nie przyrzekaliśmy, że do śmierci pozostaniemy w stanie kawalerskim, tylko że nie stracimy głowy dla kobiety – oznajmił Jonas. – Problemem jest miłość, nie małżeństwo.
Raz w roku spędzali razem wieczór, wspominając zmarłego przyjaciela. Śmierć Marcusa wstrząsnęła całą trójką, ale najboleśniej odczuł ją Warren.
Dlatego Jonas wybaczył mu przytyk. Zawsze dotrzymywał słowa. A małżeństwo z Viv nie oznacza złamania paktu.
Zresztą nie wyobrażał sobie, aby mógł się zakochać. Miłość to utrata kontroli… Aż się wzdrygnął. Miał zbyt wiele do stracenia.
Warren popatrzył na niego bez przekonania.
– Na widok obrączki kobiety zaczynają bujać w obłokach. Twoja też zacznie.
– Mylisz się. – Jonas pociągnął łyk szampana. – Viv wie, co jest grane. Wszystko przedyskutowaliśmy. Ona prowadzi biznes, nie ma czasu na randki, a tym bardziej na męża. Po prostu zgodziła się wyświadczyć mi przysługę.
Przyjaźnili się, to wszystko. Gdyby istniało najmniejsze niebezpieczeństwo, że mógłby się w Viv zakochać, zakończyłby tę znajomość, tak jak kończył inne.
Hendrix wypił z butelki ostatnie krople szampana, po czym mrużąc z zadumą oczy, odstawił butelkę na stół.
– Skoro tak się przyjaźnicie, to dlaczego jej nie znamy?
– Ty mnie o to pytasz? Ty, który potrafiłbyś uwieść nawet zakonnicę?
– A Pan Porządnicki? – Hendrix wskazał głową na Warrena. – Boisz się, że on też mógłby ją uwieść?
– Cierpliwości. Jutro ją poznacie.
Jutro to już będzie nieuniknione.
Do Cupcaked, malutkiej cukierni w pobliżu Kim Building, Jonas wstąpił przed rokiem po ciastka dla personelu. Kiedy czekał w zadziwiająco długiej kolejce, by złożyć zamówienie, z zaplecza wyłoniła się ładna szatynka.
Wyszła na zewnątrz z ciastkiem dla dziecka, które od kwadransa stało z nosem przyklejonym do szyby. Wtedy wdał się z nią w rozmowę.
Od tej pory niemal codziennie zaglądał do Cupcaked po cytrynową babeczkę. Czasem zapraszał Viv na kawę, a czasem ona wpadała do Kim Building, aby wyciągnąć go na lunch. Spędzali razem sporo czasu, ale nie spali z sobą. Jego kumple nie zrozumieliby takiej relacji, dlatego nie mówił im o Viv.
W każdym razie był szczęśliwy. Viv zgodziła się wyjść za niego, a on w ramach rewanżu zamierzał służyć jej darmową poradą w sprawach biznesowych. W zeszłym roku obroty Kim Electronics, którą samodzielnie wprowadził na amerykański rynek, wynosiły kilka miliardów dolarów. Śmiało można powiedzieć, że znał się na biznesie.
Teraz musi zaprowadzić Viv przed oblicze urzędnika stanu cywilnego i spokojnie czekać.
Kiedy fuzja dojdzie do skutku, wystąpią o unieważnienie małżeństwa i oboje odzyskają wolność.
Słowa Warrena, że na widok obrączki dziewczyny zaczynają marzyć o miłości, to bzdura. O to się Jonas nie martwił. Viv nie żyła w świecie romantycznych iluzji, a on też zawsze twardo stąpał po ziemi.
Kierował się honorem. Na pewno nie zdradzi przyjaciół, z którymi zawarł pakt.
Viviana Dawson wiele razy wyobrażała sobie swój ślub, ale nie przypuszczała, że będzie się tak okropnie denerwować.
Jonas poprosił ją o rękę. Jonas, z powodu którego przez rok z nikim nie chodziła na randki. Bo czy jakikolwiek mężczyzna mógłby mu dorównać?
Nie, nie powiedział, że ją kocha. Spytał, czy nie wyświadczyłaby mu ogromnej przysługi. A ona się zgodziła, wiedząc, że wkrótce wystąpią o anulowanie małżeństwa. Mimo to cieszyła się, że przez jakiś czas będzie panią Kim.
Przez jakiś czas…
Chyba że Jonas odkryje, że zakochała się w nim po uszy. Ale nie, nie odkryje, nie może odkryć, bo…
Bo po pierwsze, toby zniszczyło ich przyjaźń. A po drugie nie powinna wchodzić w żaden związek, dopóki nie przestanie stale popełniać tych samych błędów.
Jakich? Siostry twierdziły, że oplata się wokół mężczyzn jak bluszcz. Ona uważała, że troszczy się o nich i angażuje. Mężczyźni nic nie uważali; po prostu uciekali.
Tandetna kapliczka w niczym nie przypominała miejsca, które sama wybrałaby na ślub, ale to nie miało znaczenia: Jonasa poślubiłaby nawet na środku śmietniska. Pchnęła drzwi.
Żałowała, że nie poprosiła jednej ze swoich sióstr, aby towarzyszyła jej do Vegas, choćby w roli druhny. Byłoby jej raźniej, ale cóż, nikomu nie mówiła, że wychodzi za mąż, nawet Grace, której zawsze najchętniej się zwierzała.
To znaczy, dopóki Grace nie poszła w ślady pozostałych dwóch sióstr i nie założyła własnej rodziny.
Tylko ona, Viv, nie miała męża. Pewnie dlatego postanowiła nie chwalić się ślubem w Las Vegas z mężczyzną, z którym nawet się nie całowała. Wyprostowała ramiona. To jest jej życie i grunt, żeby ona była zadowolona.
W kaplicy panowały cisza i nastrój powagi. Viv poczuła, jak strużka potu spływa jej po plecach. Dopiero teraz w pełni sobie uświadomiła, co robi. W głowie jej się zakręciło.
Nagle zobaczyła Jonasa w eleganckim ciemnym garniturze i jej zdenerwowanie znikło. Wpatrywał się w nią intensywnie, tak jak pierwszego dnia, kiedy się poznali.
Wielokrotnie śniła jej się jego piękna smagła twarz i wesoły śmiech. A także cudownie umięśnione ciało. Jonas utrzymywał je w formie, grając z kumplami w squasha, a ona godzinami snuła wizje, jak z torsem lśniącym od potu biega po korcie.
Teraz uściskał ją na powitanie. Odruchowo objęła go w pasie i wciągnęła w nozdrza jego zapach. Mmm, boski.
– Cześć – powiedziała onieśmielona.
Przez rok prowadzili zażarte dyskusje na wszystkie tematy – o wyższości czerwonego wina nad białym, gdzie lepiej spędzać urlop: nad morzem czy w górach, o twórczości Szekspira i o „Simpsonach”. Wystarczyło jednak, że znalazła się w objęciach mężczyzny, o którym marzyła od miesięcy, i nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa.
Jonas opuścił ręce i cofnął się krok. Zadrżała z zimna.
– Jesteś – stwierdził. – Nie masz pojęcia, jak się cieszę.
– Bez panny młodej nie byłoby ślubu – zażartowała. – Czy jestem odpowiednio ubrana?
Powiódł po niej wzrokiem.
– Wyglądasz ślicznie. Kupiłaś nową sukienkę…
Właśnie dlatego nie umawiała się z facetami, którzy usiłowali ją poderwać na kretyńskie teksty w stylu „Daj mi swój numer, a ja ci polukruję babeczki”. Jonas dostrzegał drobiazgi, pamiętał, co miała na sobie danego dnia. Ona zaś wybrała na dziś żółtą sukienkę, bo kiedyś wspomniał, że to jego ulubiony kolor.
Dziwne, że skoro jest tak spostrzegawczy, nie domyślił się, co do niego czuje. Może była lepszą aktorką, niż sądziła, albo… Albo Jonas dawno wszystkiego się domyślił i tylko udawał niezorientowanego.
Nie, to niemożliwe. Na pewno niczego się nie domyślał. Nie panikuj, skarciła się w duchu.
– Chcę ładnie wyjść na zdjęciach.
– Masz to jak w banku. – Uśmiechnął się. – Chodź, przedstawię ci Warrena.
Odwrócił się, obejmując ją w talii, jakby byli najprawdziwszą parą.
Dopiero w tym momencie zauważyła, że nieopodal stoi bardzo przystojny mężczyzna. Wcześniej w ogóle go nie widziała, a przecież musiał wzbudzać spore zainteresowanie wśród kobiet.
– Miło mi cię poznać, Warren. – Wyciągnęła na powitanie dłoń. – Wiele o tobie słyszałam.
– Mam nadzieję, że same dobre rzeczy.
– Wyłącznie – mruknął Jonas. – A gdzie Hendrix?
– Kto to wie? – Warren wyjął z kieszeni komórkę. – Wyślę mu esemesa.
Wciąż obejmując Viv w pasie, Jonas poprowadził ją w stronę podwójnych drzwi.
– Nie zamierzam czekać, aż ten łaskawca się pojawi. Za nami w kolejce są dziesiątki par. Nie chcę stracić miejsca.
Nie podnosząc wzroku znad telefonu, Warren skinął głową.
– Też mi przyjaciele – szepnął ze śmiechem Jonas, pochylając się nad uchem Viv. – To ważny dzień w moim życiu, a oni zamiast być ze mną… Zresztą sama widzisz.
– Ja jestem z tobą. – I miała zamiar być tak długo, jak będzie mu potrzebna.
Cały czas była świadoma dotyku jego dłoni na swojej talii. Robiło jej się gorąco. Z trudem powstrzymała odruch, aby się powachlować.
Jonas posłał jej szeroki uśmiech.
– Tak, jesteś ze mną. Czy już dziś mówiłem, jaki jestem ci wdzięczny? Sprawdza się powiedzenie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Dobrze, że jej przypomniał. Są parą przyjaciół, nie parą zakochanych. I niech tak zostanie.
Miała zwyczaj zbytnio angażować się w związki. Mężczyznom to nie odpowiadało. Mark wytrwał z nią odrobinę dłużej niż Zachary, a Zachary ciut dłużej niż Gary i Judd, którzy prawie od razu się ulotnili.
Smutne, pomyślała. Już lepsze małżeństwo na niby, małżeństwo jako przyjacielska przysługa. Przynajmniej nie robiła sobie nadziei; od początku wiedziała, co ją czeka.
Jonas poprosił, by wprowadziła się do niego na Boylan Avenue, ale uzgodnili, że nikt od nikogo niczego nie wymaga. Jeżeli ona nic nie zepsuje, nie zdradzi, jak bardzo jej na nim zależy, wszystko będzie dobrze.
Obdarzyła go uśmiechem. Byli przyjaciółmi. Kiedy zostaną mężem i żoną, dalej będą przyjaciółmi w platonicznym związku. Powinna o tym pamiętać.
Po chwili podeszła do nich kobieta w papuziozielonym kostiumiku, sprawdziła, czy są następni w kolejce i pokrótce poinformowała ich o przebiegu uroczystości. Gdyby to był prawdziwy ślub, Viv byłaby zawiedziona, a tak… Pół minuty później z głośników popłynęła muzyka organowa. Kobieta w papuzim kostiumiku wepchnęła Viv do ręki bukiet. Viv przycisnęła go do piersi.
Ciekawa była, czy po uroczystości trzeba bukiet oddać. Od biedy wystarczy jej jeden kwiatek. Zasuszy go na pamiątkę.
Ruszyli przed siebie. Jonas był spokojny, odprężony. Nic dziwnego, nie miał się czym denerwować. Przystanął we wskazanym miejscu i spojrzał na nią, uśmiechem dodając jej otuchy.
Warren czekał obok starszego mężczyzny trzymającego Biblię.
– Drodzy zebrani – rozpoczął urzędnik.
Z tyłu sali zrobiło się zamieszanie. Kobieta w papuzim kostiumie usiłowała zagrodzić komuś wejście.
– Nie, proszę pana. Uroczystość już się zaczęła!
Nie zważając na jej sprzeciw, gość – a był nim Hendrix Harris – dołączył do uczestników ceremonii. Viv bez trudu go rozpoznała. Jego matka ubiegała się o fotel gubernatora stanu, toteż zdjęcia Hendrixa często gościły w prasie; zwykle towarzyszyła mu piękna dziewczyna.
– Sorki – szepnął do Jonasa.
Oczy miał przekrwione, a koszulę i spodnie wymięte, jakby spał w ubraniu.
– Wiedziałem, że dzięki tobie wszyscy zapamiętamy ten dzień – powiedział Jonas, ale bez złośliwości. Złośliwość nie leżała w jego naturze.
Viv nie byłaby tak wyrozumiała.
Urzędnik zaczął od nowa. Niedługo później młodzi wypowiedzieli słowa przysięgi małżeńskiej.
– A teraz może pan pocałować wybrankę.
Chwilę trwało, zanim Viv uświadomiła sobie, że urzędnik zwraca się do Jonasa. Serce zabiło jej mocniej.
– Całuj, idioto – szepnął Hendrix, szczerząc zęby.
Viv nie zamierzała zmarnować okazji: dziś ma pełne prawo pocałować Jonasa. Położyła dłonie na jego piersi. Jonas pochylił się, przytknął rękę do jej policzka, przysunął wargi do jej ust. Nie, to za mało. Viv pocałowała go goręcej. Jonas odwzajemnił pocałunek.
O tak, teraz dobrze. Teraz nie miała zastrzeżeń. Tysiące igiełek wbiło się w jej ciało. Dostała małą próbkę możliwości Jonasa. Wiedziała, że jeśli natychmiast nie przestaną…
Przestali. Jonas cofnął się tak gwałtownie, że niemal straciła równowagę. Na szczęście chwycił ją za ramiona i przytrzymał, ale wyglądał dziwnie: wzrok miał roziskrzony i starał się na nią nie patrzeć.
Najwyraźniej pocałunek też nim wstrząsnął. Milczeli. Bo co można powiedzieć komuś, kogo się pocałowało i znów się chce pocałować, lecz nie wolno, bo nie tak się umawiali?
– To było miłe. Dziękuję.
Miłe? No dobrze, czyli będą udawać, że nic się nie wydarzyło. Że pocałunek to normalna część ceremonii.
Viv westchnęła. Usta ją wciąż piekły. Nerwowo zastanawiała się, jak sobie ze wszystkim poradzi, skoro będą mieszkać pod jednym dachem.
Musi wziąć się w garść, bo jeśli Jonas odkryje prawdę, ich przyjaźń i małżeństwo legną w gruzach.
– …ogłaszam was mężem i żoną – dokończył urzędnik, nie zdając sobie sprawy z zamętu, jaki powstał w jej głowie.
Jonas odwrócił się i poprowadził ją do stolika, przy którym podpisali stosowny dokument, a potem przeszli z powrotem do sali, w której byli parę minut wcześniej, tyle że wtedy byli parą przyjaciół, a teraz mężem i żoną. Podpisy na akcie małżeństwa niczego nie zmieniły, przynajmniej dla niej, za to pocałunek…
– Trzeba to uczcić – oznajmił Hendrix. – Ja stawiam.
Tytuł oryginału: Best Friend Bride
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2017
Tłumaczenie: Julita Mirska
Redaktor serii: Ewa Godycka
© 2017 by Kat Cantrell
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2018
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin (nazwa serii) są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 9788327640307
Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.