Psychologia życiem pisana - Bogusław Borys - ebook

Psychologia życiem pisana ebook

Bogusław Borys

3,8

Opis

Książka adresowana do tych, którzy zastanawiają się nad zakamarkami ludzkiej psychiki. Nie ma tu gotowych wyjaśnień ani prostych rozwiązań. Autor zachęca nas do stawiania sobie pytań dotyczących tego, co kieruje naszym zachowaniem, do refleksji nad źródłami własnych pragnień i nad sposobami ich realizacji. Wskazuje sposoby przezwyciężania trudności, radzenia sobie z ograniczeniami.

Życie ludzkie to nieustanne rozwiązywanie problemów. Od dzieciństwa aż do późnej starości, codziennie podejmujemy większe i mniejsze decyzje. Dotyczą one spraw zasadniczych: uczyć się czy nie, kogo pokochać, małżeństwa, rodzicielstwa, pracy, kariery zawodowej, wyborów między dobrem i złem.

Ta niewielka, ale niezwykle mądra książka pomoże lepiej zrozumieć nasze życie, a przez to bardziej świadomie nim kierować.

„Życie ma zdecydowanie większy sens, gdy jest bardziej zrozumiałe i gdy człowiek ma poczucie, że może mieć na nie większy wpływ” (Antonowsky).

Bogusław Borys, dr hab., specjalista psycholog kliniczny, certyfikowany psychoterapeuta (Polskie Towarzystwo Psychiatryczne). Emerytowany kierownik Zakładu Psychologii Klinicznej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Wieloletni Konsultant Wojewódzki (województwo pomorskie) w dziedzinie psychologii klinicznej. Autor lub współautor ponad siedemdziesięciu publikacji naukowych. Promotor czterech ukończonych doktoratów i pięciu przygotowywanych prac doktorskich, a także opiekun około dwudziestu ukończonych prac magisterskich i licencjackich. Autor trzech pozycji książkowych o charakterze popularyzującym wiedzę psychologiczną (obecna jest czwartą). Żonaty (żona Elżbieta – lekarz pediatra), czworo dorosłych dzieci.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 216

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (5 ocen)
2
2
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytułowa

Bogusław Borys

Psychologia życiem pisana

Dedykacja

Elżbiecie – mojej żonie,

Magdzie, Agusi, Marysi, Michałowi

– naszym dzieciom

Redakcyjna

© Copyright by Wydawnictwo JEDNOŚĆ, Kielce 2001

Redakcja i korekta

Justyna Żukowska

Redakcja techniczna

Józef Bąkowski

Ilustracje

Zbigniew Jujka

ISBN 978-83-7660-541-8

Wydawnictwo JEDNOŚĆ

25-013 Kielce, ul. Jana Pawła II nr 4

Dział sprzedaży tel. 41 349 50 50

Redakcja tel. 41 349 50 00

www.jednosc.com.pl

e-mail:[email protected]

Skład wersji elektronicznej:

Marcin Satro

© Copyright Wydawnictwo JEDNOŚĆ

Od autora

Książka, którą Państwu proponuję, jest zbiorem kilkudziesięciu artykułów, stanowiących jednocześnie kolejne jej rozdziały. Teksty te, w zasadniczej swojej części, ukazywały się na łamach gdańskiego dwutygodnika katolickiego „Gwiazda Morza”, zwłaszcza w latach 1999–2000.

Jestem psychologiem i psychoterapeutą z wieloletnią praktyką kliniczną i psychoterapeutyczną. Ten fakt znajduje swoje odbicie w zawartej tu treści. Jako psycholog konfrontuję się z różnymi sytuacjami życiowymi i próbuję – bazując na wiedzy psychologicznej i doświadczeniu zawodowym – snuć własne refleksje. Nie są to głęboko teoretyczne dywagacje psychologiczne. Wręcz przeciwnie. Staram się w tym co piszę być bardzo blisko zwyczajnych, ludzkich spraw. Stąd tytuł książki. „Psychologia życiem pisana”, wydaje mi się adekwatnym nazwaniem zawartych tu treści. Staram się też o tej zwyczajnej, chociaż często bardzo skomplikowanej, ludzkiej codzienności pisać językiem prostym, unikając zbędnych zawiłości języka psychologicznego.

Poszczególne rozdziały są efektem prowadzonych rozmów, a także obserwacji ludzi i ich życia. Za każdym z tych – z pozoru teoretycznych – zagadnień, stoi żywy, konkretny człowiek lub nawet całe grupy ludzi. Są to sytuacje i problemy bardzo realne. Nie mają nic wspólnego z – jedynie teoretycznymi – wymysłami psychologów. Niektóre teksty mają związek z kalendarzem – nawiązując do ważnych świąt, czy też szczególnych dni w roku. Podyktowane to było faktem ukazywania się tych publikacji w kolejnych numerach dwutygodnika. Wprawdzie zawarte tu teksty nie tworzą wyraźnie tematycznie uporządkowanej, zamkniętej całości, ale uważny czytelnik doszuka się pewnej, dość często powracającej problematyki. Tym powtarzającym się nurtem jest zagadnienie potrzeb psychicznych człowieka. Mowa jest o różnych aspektach potrzeby miłości, bezpieczeństwa, akceptacji, przynależności i innych.

Zadaję też sobie pytanie i próbuję na nie odpowiedzieć: do kogo właściwie adresowana jest ta książka? Sądzę, że adresatem tego mojego pisania może być każdy człowiek, który czasem zastanawia się nad zakamarkami ludzkiej psychiki. Człowiek zarówno młody, jak i nieco starszy, nawet bardzo zaawansowany w latach, który stawia sobie pytania związane z różnymi niezrozumiałymi, czasem zaskakującymi, zachowaniami własnymi, i osób, które go otaczają. Pewnie nie znajdzie tu gotowych wyjaśnień, a tym bardziej prostych rozwiązań. Być może jednak w trakcie lektury tych tekstów, a może po ich przeczytaniu, pojawi się jakaś inspiracja do własnych, dalszych przemyśleń. Gdyby tak się stało, to sądzę, że warto było to napisać.

Mój komentarz jako autora byłby niepełny, gdybym pominął ludzi, którzy mają bezpośredni lub pośredni związek z powstaniem tej książki.

Przede wszystkim bardzo dziękuję moim rozmówcom. Niemal każde spotkanie było swoistym „świadczeniem usług” w dwie strony. Oni prosili mnie o pomoc w zrozumieniu i rozwiązaniu swoich problemów. Starałem się wyjść naprzeciw tym oczekiwaniom. Zdaję sobie sprawę, że mimo pełnego zaangażowania, nie zawsze udało mi się tym oczekiwaniom sprostać. Dla mnie natomiast te spotkania były też kolejnymi lekcjami. Uczyłem się życia w różnych jego aspektach. Uczyłem się też pokory stając niejednokrotnie bezradny wobec ludzkich spraw. Wtedy uczyłem się milczenia i zaangażowanego słuchania.

Dziękuję mojemu Przyjacielowi, Profesorowi Czesławowi Czabale. Bardzo Go cenię, nie tylko za wiedzę psychologiczną i psychoterapeutyczną, ale również za osobowość psychoterapeuty, mądrego człowieka, którą potrafił w sobie ukształtować. Tym bardziej cieszę się, że zgodził się zapoznać z moimi tekstami i wyrazić swoje zdanie na ich temat, i że uczynił to właśnie w taki sposób.

Jestem naprawdę wdzięczny Zbyszkowi Jujce, który poprzez swoje ilustracje, nie tylko ożywił treść tej książki, ale też – przy pomocy kilku kresek – znakomicie komentuje poszczególne rozdziały. Dziękuję Zbyszku.

Na koniec chciałbym podziękować tym, którzy są najbliżej mnie. Za co? Za dom. Za wspaniały, ciepły, kochający dom. Czasem ludzie pytają mnie, w jaki sposób radzę sobie z tym całym ogromem ludzkich problemów. Sam zastanawiałem się nad tym. Teraz już na pewno znam odpowiedź. Zawdzięczam to przede wszystkim mojej żonie Elżbiecie. Dla mnie jest wspaniałym, mądrym człowiekiem. Jest moim najlepszym przyjacielem i żoną. A dla naszych dzieci, cudowną matką. Dziękuję Elżbietko.

Autor

Gdańsk, w marcu 2001 roku.

Przedmowa

Na przebieg życia ludzkiego można spojrzeć jako na nieustanny proces rozwiązywania problemów. Od najwcześniejszych lat aż do późnej starości, niemal codziennie musimy podejmować większe albo mniejsze decyzje. Niemal zawsze dotyczą one tego, w jaki sposób zaspokajać własne potrzeby i realizować zadania wyz-naczone przez samego siebie i przez otoczenie. Decyzje dotyczą spraw zasadniczych: uczyć się czy nie, czego się uczyć, kogo wybrać za przedmiot swojej miłości, małżeństwa, rodzicielstwa, rodzaju podejmowanej pracy, rodzaju kariery zawodowej, wyborów między dobrem i złem. Dotyczą także spraw drobnych, ale również bardzo ważnych: ubioru, diety, sposobu spędzania czasu wolnego, sposobu gospodarowania pieniędzmi – bo takie wybory często decydują o powodzeniu w osiąganiu zasadniczych celów życiowych.

Nie ma wyborów prostych i jednoznacznych. Ich dokonywanie może być przeżywane jako kłopot, jako problem. Proces dokonywania wyborów to najpierw świadomość tego co chce się osiągnąć, a więc świadomość własnych potrzeb oraz świadomość zadań, jakie mamy do wykonania. Potem to świadomość sposobów, w jaki te potrzeby mogą być zaspokojone, a zadania zrealizowane. Wreszcie to świadomość możliwości skorzystania z tych sposobów, to znaczy posiadania własnych umiejętności potrzebnych do określonego działania oraz/albo spełnienia określonych warunków zewnętrznych potrzebnych do osiągnięcia celu. Zaspokojenie potrzeby miłości to najpierw świadomość tego, co dla mnie znaczy kochać. Czy oznacza być kochanym, czy oznacza kochać wybraną osobę, czy oznacza kochać i być kochanym. Jeżeli tylko być kochanym, to może oznaczać takie działania, które mają na celu „używanie” innych dla doświadczania bycia kochanym. Jeżeli tylko kochać inną osobę, to może oznaczać takie działania, które prowadzą do zapominania o sobie, niekiedy nawet do rezygnacji ze swoich indywidualnych potrzeb. Kochać i być kochanym może oznaczać takie działania, które mogą domagać się wzajemności, albo mogą być reakcją na uczucia innej osoby. Potrzebna jest świadomość tego, czego potrzebuję i co robię, aby to osiągnąć. Potrzebna jest świadomość, co mogę zrobić inaczej, aby osiągnąć swoje pragnienia. Potrzebna jest wiedza także o tym, czego osiągnąć nie mogę ze względu na swoje ograniczone możliwości i ze względu na ograniczone możliwości świata zewnętrznego.

Dr Bogusław Borys w swojej książce zachęca nas do stawiania sobie pytań dotyczących tego, co kieruje naszym zachowaniem, do refleksji nad źródłami własnych pragnień i nad sposobami ich realizacji. Nad światem naszych potrzeb, zwłaszcza takich jak: miłość, poczucie bezpieczeństwa, potrzeba przynależności, potrzeba sensu życia. Pokazuje, jak wiele jest odcieni tak samo nazywanych potrzeb i jaka jest siła pragnień z nich wynikających. Pobudza do dostrzegania ograniczeń w ich zaspokojeniu: przez chorobę, przez ograniczoną dostępność do niektórych dóbr, na przykład do pracy, a także przez ludzi odrzucających i pomniejszających nasze potrzeby i naszą godność. Ale wskazuje także sposoby przezwyciężania trudności, sposoby radzenia sobie z ograniczeniami. A więc przede wszystkim nadzieja, która daje człowiekowi wolę do działania, do zwiększania wysiłku, albo do „próbowania inaczej”. Ale także inni ludzie. Bo są i tacy, którzy nie odrzucą, nie poniżą, tylko trzeba im pomóc swoim własnym zachowaniem, okazaniem im pragnienia bycia z nimi, pamiętania o tym, że oni także potrzebują miłości, wsparcia, „przytulenia”, pociech i bezpieczeństwa.

Antonowsky pisał, że życie ma zdecydowanie większy sens, gdy jest bardziej zrozumiałe i gdy człowiek ma poczucie, że może mieć na nie większy wpływ. W tej niewielkiej, ale niezwykle mądrej książce mamy okazję do refleksji, które pomogą nasze życie bardziej zrozumieć, a przez to bardziej świadomie nim kierować.

Czesław Czabała

POZNAJ SIEBIE

Bardzo zachęcał do tego znany filozof starożytności Sokrates. Minęło tyle lat, a sokratesowe wołanie nic nie straciło na aktualności. Problem relacji międzyludzkich, przy takim zagęszczeniu spraw, jest jednym z kluczowych zjawisk współczesności. Trudno wyobrazić sobie satysfakcjonujące bycie ludzi ze sobą, jeżeli nie będzie ono poprzedzone znajomością siebie, każdego z uczestników tej relacji.

Trudne zadanie

Poznanie siebie, wbrew pozorom, to bardzo trudne zadanie i zawsze takie było. Mimo zawrotnego postępu w wielu dziedzinach – w tej chyba nie odbiegliśmy daleko od współczesnych Sokratesowi. Okazuje się, że łatwiej poznać otaczający świat, nawet wszechświat, niż siebie. Paradoksalnie, prostsze wydaje się też poznanie drugiego człowieka, kogoś obok nas, niż siebie samego. Pewnie zbyt krótka perspektywa jest tego przyczyną. Jesteśmy za blisko siebie, żeby istotne problemy dostrzec prawdziwie. To chyba właśnie z tego powodu łatwiej zauważyć „źdźbło w oku bliźniego, niż belkę we własnym”. Dopóki jednak będziemy nadmiernie zaabsorbowani tymi „źdźbłami” u innych, dopóty będziemy się przewracać o własne „belki”. „Belki” w tym znaczeniu to nie do końca rozpoznane emocje, które są w nas, to te emocje, których nie chcemy dostrzec i nazwać – bo są kłopotliwe, wstydliwe. To także nasze frustracje, czyli brak zgody na to, co posiadamy i kim jesteśmy.

Z tego powodu bywamy zgorzkniali, złośliwi i agresywni. Bardzo niechętnie dopuszczamy do własnej świadomości głęboko ukryte konflikty wewnętrzne. Trudno nam się przyznać do tego, że czegoś bardzo pragniemy, a jednocześnie boimy się tego. Pokazujemy światu twarz Herosa, a w środku wszystko w nas drży z niepewności i lęku. Jesteśmy nieprawdziwi.

Gramy swoje role w źle dopasowanych kostiumach, płacąc za to wysoką cenę emocjonalną.

Ale dostrzeżenie i przyznanie się do istnienia takich „belek”, nawet tylko przed sobą, wydaje się jeszcze bardziej zagrażające. Dlatego wolimy się potykać, nawet przewracać, potrącając przy okazji innych. I szukamy winnych naszego upadku. Robimy to chętnie, szukając wszędzie, tylko nie w sobie. Zobaczenie własnej „belki” i przyznanie się przed sobą do jej istnienia, nie pozwalałoby już pozostać wobec niej obojętnym. Trzeba z nią coś zrobić. Usunąć, zniszczyć?

Lustro

Prawdziwe odkrywanie siebie wymaga nie tylko odwagi i uczciwości, ale też pewnego dystansu. Trudno tego dokonać samemu. Chcąc zobaczyć własną twarz potrzebne nam jest lustro. Swoistego „lustra” potrzebujemy też, by poznać siebie. Tym lustrem może być (i najczęściej jest) drugi człowiek, ale czasem tym lustrem bywa jakieś zdarzenie, które pokazuje nam i innym prawdę o nas. Wracając do człowieka – może nim być przyjaciel, spowiednik, czy też jakaś znacząca, w sensie moralnym, osoba. Rolę „lustra” może pełnić też doświadczony psychoterapeuta lub prowadzona przez niego grupa terapeutyczna. Istotnym celem psychoterapii jest, pozytywna dla człowieka, zmiana. Nie można jednak konstruktywnie czegoś w sobie zmienić, nie poznawszy siebie prawdziwie. Warunkiem każdej korzystnej zmiany, zwłaszcza głębszej, jest poznanie własnego wnętrza, dostrzeżenie jego zakamarków bez retuszu i kamuflującego makijażu. Mowa tu o tak zwanym wglądzie emocjonalnym, czyli dostrzeżeniu nie tylko swoich prawdziwych cech, ale też motywów i ukrytych mechanizmów swoich zachowań. To nie jest łatwe zadanie. Trudno jednak wyobrazić sobie człowieka dojrzałego emocjonalnie, który byłby zupełnie pozbawiony znajomości siebie, albo też budował swoje życie na wymyślonym, nieprawdziwym obrazie siebie. Obawiałbym się też o prawdziwość czyjegoś nawrócenia, czy jakiejkolwiek ważniejszej przemiany, gdyby nie było to poprzedzone zobaczeniem swojego prawdziwego wnętrza.

Nadal aktualne

Zalecenie Sokratesa jest więc nadal aktualne. Nie zdołamy daleko i na długo uciec od siebie samych. Skoro tak, lepiej i bezpieczniej dla nas, ale również dla innych, szczególnie najbliższych – być sobą znanym, niż sobą nieznanym. Jeszcze gorzej byłoby pozostać z nieprawdziwym, bardzo zafałszowanym wyobrażeniem o sobie. Taki krzywy obraz siebie często bywa źródłem wielu bardzo trudnych problemów. W takiej sytuacji relacje z innymi wydają się wyłącznie zagrażające, człowiek czuje się niemal osaczony przez tych, którzy go otaczają, a tymczasem rzeczywista przyczyna tych powikłań jest bardzo często w tym „osaczonym”. W jego źle, nieprawdziwie widzianym wnętrzu. W krzywym zwierciadle przyglądając się sobie, człowiek zupełnie nie potrafi zrozumieć swoich powikłanych spraw i relacji, a tym bardziej ich rozwiązać. Jedyną skuteczną, choć nie łatwą drogą do ich zrozumienia i rozwiązania, staje się poznanie siebie, swojego wnętrza takiego, jakie ono jest.

„MOVERE” – ZNACZY PORUSZYĆ

Do tego łacińskiego źródła trzeba sięgnąć szukając pochodzenia słowa „emocja”, często używanego w naszym codziennym języku. Jeżeli do wymienionego w tytule łacińskiego słowa dodamy przedrostek „e”, oznacza ono wówczas: „poruszyć do...”, „poruszyć w kierunku...”. Właśnie taka jest istotna treść zawarta w tym określeniu.

Emocje

Powtarzając i na różne sposoby odmieniając słowo „emocje”, nie zawsze pewnie zdajemy sobie sprawę z zawiłości treściowych zawartych w tym określeniu. A tych skomplikowanych zakamarków jest tu naprawdę sporo. Mówimy, że „kogoś poniosły emocje”, „ktoś inny jest nieczytelny emocjonalnie”, a jeszcze komuś innemu przypisujemy „zaburzenia emocjonalne”. Można oczywiście mnożyć przykłady sytuacji, w których to słowo pada. Nie o wielość przykładów tu jednak chodzi. Doskonale wiemy, że jest to słowo popularne, często pewnie sami go używamy. Zatem można przypuszczać, że to pojęcie nie kryje już żadnych tajemnic, że wszystko na ten temat jest jasne. Tak jednak nie jest. Uważam, że bardzo dużo gorzkiej prawdy zawiera wypowiedź psychologa amerykańskiego Ericha Fromma*1. Stwierdził on, że o ile technicznie żyjemy w wieku atomowym, o tyle w sprawach naszego życia uczuciowego, czyli naszych emocji, nie odeszliśmy daleko od epoki kamienia łupanego**2. Jest w tym stwierdzeniu pewna przesada, ale, niestety, prawdą jest, że sfera emocjonalna człowieka jest mało znana i ciągle kryjąca wiele tajemnic. I trudne, i paradoksalne jest to, że te tajemnice my po prostu nosimy w sobie. Są więc tak blisko nas, że aż za blisko – by można je łatwo i bez zniekształceń poznać.

Trudna sprawa

Każdy z nas, zapytany o emocje, bez trudu potrafi przytoczyć dłuższą lub krótszą ich listę. Wymienimy – prawdopodobnie w różnej kolejności – złość, nienawiść, gniew, bunt, żal, poczucie krzywdy..., nie zapomnimy też pewnie o tych przyjemniejszych (chyba, że jesteśmy w bardzo złym nastroju). Dodamy więc miłość, przyjaźń, życzliwość, radość, wdzięczność, sympatię i wiele jeszcze innych. Wyliczenie emocji nie jest zadaniem trudnym. Zdecydowanie trudniej już jest te emocje bezbłędnie – zwłaszcza w sobie – dostrzec i poprawnie je nazwać. Szczególnie kłopotliwe jest to wtedy, gdy sprawa dotyczy emocji, których się wstydzimy. Jeszcze trudniej dotrzeć do różnych zawiłości emocjonalnych, które w nas samych rozgrywają się. Naprawdę nie jest łatwo wniknąć w skomplikowane mechanizmy, które – zwykle poza kontrolą świadomości – w nas funkcjonują.

W tym wnętrzu rozgrywa się wiele konfliktów, z istnienia których człowiek najczęściej nie do końca zdaje sobie sprawę. Pojawiają się trudne do rozwiązania sprzeczności. Czasem wyłania się jakaś kłopotliwa prawda, z którą nie bardzo wiadomo co zrobić. Te i wiele innych jeszcze sytuacji rodzą bardzo zróżnicowane reakcje emocjonalne. Najczęściej są to reakcje lękowe, pojawia się przygnębienie, czasami depresja, ale także agresja. Wszystkie te reakcje mogą przybierać różne maski ujawniając się w bardzo dziwny, czasem zupełnie nie zrozumiały sposób. Bo jakże, na przykład, dopatrzyć się śladów długotrwałego lęku, czy złości w chorobie wrzodowej lub zawale mięśnia sercowego..?

Siła napędowa

We wszystkich tych zawiłościach naszego wnętrza prym wiodą emocje. Sięgając do wcześniej wspomnianych łacińskich korzeni tego słowa wiemy już, że „movere” znaczy poruszyć. Emocje są więc istotnym motorem życia psychicznego. Jak każda siła napędowa, emocje są ślepe. Pozostawione samym sobie, zwłaszcza gdy są silne, mogą być bardzo groźne. Ktoś, kto działa wyłącznie pod wpływem emocji, szczególnie gdy są to emocje takie jak gniew czy złość, może być człowiekiem niebezpiecznym. Ale emocje są nie tylko przyczyną zbrodni i nieszczęść. Są również źródłem wspaniałych zachowań, takich, które wymagają dużego zaangażowania, często bohaterstwa. Są więc emocje, jak konie pełne werwy zaprzężone do wozu. Pociągną prosto, w prawo lub w lewo – w zależności od tego, jak zostaną pokierowane. Kierunek jazdy i jej bezpieczeństwo zależą od woźnicy. Emocje nie są oczywiście siłą oderwaną od człowieka, stanowią integ-ralną jego część. To człowiek jest „woźnicą” zaprzęgu własnych emocji.

Emocje są ważne

Mimo, iż ciągle tak mało rozpoznana, kryjąca wciąż tyle tajemnic, sfera emocjonalna należy do najważniejszych obszarów człowieczeństwa. To tu rodzi się dobro lub zło, które ujawnia się na zewnątrz w formie ludzkich słów, zachowań i postaw. Staje się źródłem dobra, gdy ten woźnica zna kierunek jazdy i chce tam pojechać. Ważne też jest, by znał możliwości swoich koni i potrafił nimi kierować zdając sobie jednocześnie sprawę z przeszkód, które na drodze napotka. Woźnica, który nie zna swoich koni, nie bardzo wie dokąd jechać, liczący wyłącznie na siłę swojego zaprzęgu, zmierza najprawdopodobniej do kraksy. Bardzo realnie grozi mu roztrzas-kanie swoich koni i wozu, a także tych, którzy mu zaufali oraz tych, którzy przypadkowo znaleźli się na jego drodze.

Najbardziej genialny Psycholog, jakim dla mnie jest Jezus Chrystus, o sile i znaczeniu ludzkich emocji mówił tak: „...to co z ust wychodzi, pochodzi z serca i to czyni człowieka nieczystym. Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa. To właśnie czyni człowieka nieczystym”. (Mt XIV, 18-20). Z tego samego miejsca, czyli z „serca” pochodzą też impulsy najbardziej szlachetne. Wyboru dokonuje przede wszystkim sam człowiek. By dobrze wybierać, zarówno dla siebie, jak i dla innych, warto (a może nawet trzeba) lepiej poznać świat swoich emocji. Dlatego do spraw związanych z tą sferą będę powracał w tej książce. Sam ciągle się tego uczę i ciągle odkrywam nowe, zaskakujące mnie tajemnice.

11 Erich Fromm – filozof, socjolog i psycholog. Urodził się w r. 1900 we Frankfurcie nad Menem. Autor licznych publikacji.

22 Erich Fromm: O sztuce miłości, PIW, Warszawa 1971.

ŚWIADOMOŚĆ WŁASNYCH EMOCJI

Jednym z pierwszych warunków poznania siebie, zrozumienia własnych zachowań oraz relacji łączących nas z innymi ludźmi, jest umiejętność rozpoznawania i nazywania swoich emocji.

Bliscy nieznajomi

Tak czasem mówimy o sąsiadach. Spotykamy ich niemal codziennie. Niekiedy kłaniamy się sobie wymieniając uśmiech, ewentualnie dorzucimy jakieś zdawkowe pytanie. Bywa też, że nie wiedząc o tych ludziach nic, „na wszelki wypadek” ich nie lubimy. Niejednokrotnie taka sytuacja trwa latami. Aż zdarzy się coś, co nas zaskoczy. Ten „na wszelki wypadek” nie lubiany sąsiad okaże się wspaniałym człowiekiem, który w trudnej sytuacji spontanicznie zaoferował nam pomoc. Inny sąsiad, sprawiający wrażenie miłego człowieka, zabił swoją żonę. A ta ciepło uśmiechająca się starsza pani, popełniła samobójstwo. I wtedy przychodzi refleksja. Żyliśmy fizycznie tak blisko tych ludzi, a tak naprawdę nic o nich nie wiedzieliśmy, nie znaliśmy ich problemów. Trochę podobnie bywa z naszymi emocjami.

Czytelne sytuacje

Ktoś, kto właśnie odebrał ważne odznaczenie będące wyrazem uznania, zapytany jak się w tym momencie czuje – pewnie łatwo potrafi to określić. Jeżeli będzie szczery, najprawdopodobniej usłyszymy, że się cieszy, że jest bardzo zadowolony, wręcz szczęśliwy. Podobnej odpowiedzi możemy się spodziewać z ust młodej pary, która uśmiechnięta opuszcza kościół, po złożeniu sobie ślubów małżeńskich. Nie trzeba pytać zapłakanej kobiety, stojącej nad grobem męża, co czuje. Byłoby to mocno niestosowne pytanie. Są więc sytuacje, które wydają się bardzo czytelne emocjonalnie. Czy jednak naprawdę ta czytelność jest tak jednoznaczna? We wszystkich wymienionych wyżej sytuacjach najprawdopodobniej dominują te uczucia, które widać gołym okiem. Nie muszą to jednak być jedyne emocje, które w tym momencie występują. Odbierający odznaczenie, oprócz radości, może odczuwać poczucie winy, czy też swoisty niesmak do siebie, mając świadomość, że to wyróżnienie tak naprawdę powinien otrzymać ktoś inny. Młodej parze, gdzieś daleko w tle, mogą pojawić się uczucia lęku, żalu, czy inne jeszcze odcienie emocjonalnych przeżyć. Zapłakana wdowa, oprócz bólu, który niewątpliwie przeżywa, może doznawać jednocześnie ulgi, czy innego uczucia, które bardzo odbiega od dominującej nuty emocjonalnej. We wszystkich tych i wielu innych podobnych sytuacjach, gama przeżyć emocjonalnych bywa dużo szersza niż ta, którą widać na zewnątrz. Są takie uczucia, które, przeżywający je, ukrywa przed innymi i trochę przed sobą – bo stanowiłyby zgrzyt emocjonalny w tych jednoznacznych okolicznościach. Są też takie emocje, do których osoba będąca w określonej sytuacji nie przyznaje się, nawet sama przed sobą lub też nie jest ich do końca świadoma.

Zwyczajność

Oprócz tych, jak je nazywamy, emocjonalnie jednoznacznych sytuacji, są też mniej jednoznaczne. Tu z rozpoznawaniem i nazywaniem własnych emocji może być, i zwykle jest, jeszcze trudniej.

Wyobraźmy sobie małego, gwałtownie szczekającego, agresywnie wyglądającego pieska. Sądząc jedynie po tym co widać, można przypuszczać, że wyłącznymi emocjami, które dominują w tym małym stworzeniu są w tym momencie złość, agresja, poczucie siły, odwaga. Tymczasem – jak sądzą psychologowie i doświadczeni wychowawcy, a myślę, że właściciele małych piesków to potwierdzą – u podłoża tej agresywnej oprawy leży lęk i strach. Mały piesek boi się dużego psa, boi się wroga i dlatego tak się zachowuje. Ludzie, nie tylko pod tym względem, bywają podobni do małych piesków (do dużych też). Niejednokrotnie pozory siły, zachowania agresywne, przejawy pogardy i lekceważenia innych, są niczym innym, jak wyrazem głęboko schowanego lęku, poczucia małej wartości i wielu innych wstydliwie, nawet przed sobą chowanych, kompleksów. Powiedzenie człowiekowi tak buńczucznie zachowującemu się, że wszystko to co pokazuje jest wyrazem głęboko ukrywanego lęku, byłoby dla niego obrazą.

Przypowieść

Przypomina mi się pewna japońska przypowieść. Znany z gwałtownego usposobienia samuraj przyszedł kiedyś do mistrza Zen z żądaniem, by ten natychmiast wyjaśnił mu różnicę między piekłem i niebem. Mnich, nie przestraszywszy się groźnie wyglądającego samuraja, z największym spokojem odpowiedział: „Jesteś zwykłym gburem. Nie mam zamiaru tracić czasu na rozmowę z kimś takim jak ty”. Samuraj wpadł we wściekłość i wydobywszy miecz wrzasnął: „Zabiję cię za tę obelgę!”. „To właśnie – odpowiedział mnich spokojnie – jest piekło”. Zaskoczony samuraj zastanowił się przez moment, uspokoił się i schował miecz. Po chwili skłonił się mnichowi i podziękował za wyjaśnienie. „A to – rzekł ponownie mnich – jest niebem”.

Miecz w rękach urażonego i wściekłego samuraja to „piekło” ślepych, nienazwanych emocji. „Niebo” – to ich dostrzeżenie, nazwanie i refleksja nad nimi.

UCZUCIA NA DŁONI

Otwartość i szczerość we wzajemnych kontaktach między ludźmi nie należą do zjawisk najczęstszych. Tymczasem to właśnie one stanowią podstawę zdrowych relacji. Istotnym warunkiem takiego bycia ludzi ze sobą jest czytelność emocjonalna. Czyta się tak, jak się pisze.

Spontaniczność dziecka

Z natury człowiek jest skłonny do spontanicznego ujawniania swoich prawdziwych emocji. W taki właśnie sposób zachowują się małe dzieci. Płaczą, gdy je coś boli. Tupią nogami, całym ciałem wyrażając swoją złość. Śmieją się, i to też całym swoim jestestwem, gdy są radosne. Taka jest nieskazitelna spontaniczność emocjonalna dziecka. Później życie w różny sposób „szlifuje” te naturalne zachowania. Dziecko, któremu nie wolno okazywać negatywnych emocji, stopniowo uczy się nie okazywać ich wcale. Nie znaczy to oczywiście, że tych emocji w dziecku już nie ma: w sposób nieświadomy, automatycznie niejako, zostają spychane do „magazynu rzeczy niedozwolonych” i tam, jako niebezpieczny materiał wybuchowy, po prostu są. Zdarza się, że po wielu latach, już w dorosłym życiu, w okolicznościach trudnych do zrozumienia, wybuchają. Podobnie rzecz ma się z emocjami pozytywnymi. Być może nie ma powodu do ich ujawniania. Brak jest radośniejszych sytuacji, które by je wyzwalały. A może nikt z najbliższego otoczenia nie zwraca na nie uwagi? Trafiają w próżnię. Stają się więc niepotrzebne, czasem nawet przeszkadzają. I tak, naturalna skłonność do spontanicznego ujawniania uczuć zostaje ograniczona, niejednokrotnie całkiem wyeliminowana. Zabrakło wychowania emocjonalnego.

Twarz pokerzysty

Obserwując toczące się wokół życie, człowiek dochodzi do wniosku, że zawiera ono sporo elementów gry. Niektórzy twierdzą, że po prostu jest grą. I to nie zawsze niewinną, dziecięcą zabawą. W tej grze są szulerzy, tu się blefuje, pokazuje się nieprawdę, mówiąc, że to jest prawda – bo takie są niepisane reguły tej właśnie gry. Idzie o wygraną. A stawką są pieniądze, kariera, dobrobyt, sława i jeszcze parę innych rzeczy, o które warto tak bezwzględnie grać. Taki obraz życia jest przerażający, ale – zwłaszcza w skali makro – niestety, często zbliżony do prawdy.

Zachęcając do otwartości i czytelności emocjonalnej zgromadzonych wokół stołu pokerzystów, można się narazić na śmieszność. Oni wiedzą, że poker nie znosi czytelności emocjonalnej. Tu nie wolno pokazywać radości, zadowolenia, ani zakłopotania. Dla nich „twarz pokerzysty” jest niezbędnym wyposażeniem do gry, i oni są w pełni tego świadomi. Wielu ludzi grających „życiowego pokera” jakby nie zdawało sobie z tego sprawy. Są w swoich emocjach nieprawdziwi. Ta nieprawda dotyczy innych, często nawet najbliższych. Gorzej, są nieczytelni emocjonalnie dla samych siebie. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że są tego nieświadomi. Miewają oczywiście problemy. Bywają smutni i rozgoryczeni, a czasem się po prostu boją. Wszystko to jednak nie powinno ujrzeć światła dziennego. To musi być schowane, również przed sobą. Rachunek za taką postawę bywa różny, zwykle wysoki. Czasem przychodzi go płacić szybko, innym razem los jest łaskawy i cierpliwie, dość długo czeka. Rachunki te, niestety, dość często płacą też najbliżsi.

Czytelność emocjonalna

Zasady gry, w której występuje rywalizacja, czy ukryta lub jawna wrogość, niejednokrotnie przenosi się na najbliższy teren, na własne podwórko. Wszystko to i wiele innych podobnych postaw, pojawia się w relacjach z najbliższymi. Nieuniknioną konsekwencją tej sytuacji są czasem bardzo ostre konflikty między bliskimi sobie osobami. Nie znam innej drogi do rzeczywistego i konstruktywnego rozwiązania takiego problemu jak tylko dotarcie do podłoża emocjonalnego tego, co się stało. Żeby to osiągnąć trzeba sobie uświadomić własne emocje, które naprawdę stanowią źródło tego konfliktu. To nie jest zadanie łatwe. Jednak, zwłaszcza przy pomocy życzliwych osób, możliwe. Trzeba tu sporo dobrej woli, wysiłku i odwagi, by przyjrzeć się swoim emocjom, wszystkim, również tym, których w sobie nie lubimy, wstydzimy się ich oraz tym, które nam zagrażają. Chodzi o to, by zamazany świat własnych emocji uczynić bardziej czytelnym.

Mądrzej postępują chyba ci, którzy – zanim dojdzie do konfliktu – pielęgnują swoją czytelność emocjonalną, zwłaszcza w relacjach z najbliższymi. Potrafią wyraźnie pokazać, że ci bliscy są dla nich bardzo ważni. Nie wstydzą się okazać czułości, wdzięczności, tęsknoty. Jeżeli trzeba, powiedzą o swoim bólu, o kłopotach, a nawet o własnej słabości. W uzasadnionej sytuacji nie zawahają się ujawnić swojego zdenerwowania i złości, również jeżeli dotyczy to najbardziej ukochanej osoby. Jestem na ciebie zły za to, nie oznacza – nie kocham cię, nie chcę cię znać. To jest dla tych ludzi jasne i zrozumiałe. Czytelność emocjonalna, czyli uczucia jak na dłoni, stanowią jedną z ważnych tajemnic, która pozwala ludziom długo i dobrze ze sobą być.

KONTROLOWAĆ NIE ZNACZY ELIMINOWAĆ

Mówienie, czy pisanie o emocjach byłoby niepełne, gdyby poprzestać jedynie na zachęcie do uświadamiania sobie i ujawniania własnych stanów emocjonalnych. Istotnym uzupełnieniem tamtych zaleceń jest zaakcentowanie także potrzeby kontroli swoich emocji.

Jak wiatr

Trudno wyobrazić sobie skutecznie i bezpiecznie płynącego żeglarza, który byłby bezradny wobec szalejącej wichury.

Żeglarz musi znać kierunek wiatru, nie może też lekceważyć jego siły. Nieodzowna jest znajomość zasad żeglowania i posiadanie odpowiednio przygotowanego sprzętu. Wiatr, który dla wytrawnych żeglarzy jest sprzymierzeńcem, dla niedoświadczonych, a pewnych siebie amatorów żeglowania staje się przyczyną klęski. Ci pierwsi, którzy potrafią kontrolować wiatr i znają arkana żeglarstwa, przemierzają oceany, mają powody do satysfakcji i zadowolenia. Ci drudzy narażają siebie i swoją załogę na same kłopoty, a czasem są winni tragedii.