Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Na polach w okolicy miejscowości Budy Zosine, między Warszawą a Skierniewicami niedaleko Jaktorowa, 29 września 1944 r. rozegrała się walka partyzanckiej Grupy AK "Kampinos". Zgodnie z polską historiografią, batalię tę nazywamy bitwą pod Jaktorowem. Niemieckie meldunki z czasu tych walk określały ją natomiast jako starcie pod Baranowem lub Żyrardowem. Polskie zgrupowanie partyzanckie, po wyjściu z osłony lasów Puszczy Kampinoskiej, wywalczyło sobie drogę przez niemiecką zaporę stworzoną na linii szosy Warszawa - Leszno - Kampinos - Sochaczew. Bitwa pod Jaktorowem, ostatni akord w działaniach Grupy "Kampinos" jako zwartej jednostki bojowej, rozpoczęła się około godziny 11, trwała do późnych godzin nocnych. W jej wyniku śmierć poniosło 150 żołnierzy, około 200 zostało rannych, a kolejnych 200 dostało się do niewoli.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 339
Na polach w okolicy miejscowości Budy Zosine, między Skierniewicami a Warszawą (lub jak kto woli pomiędzy Żyrardowem a Grodziskiem Mazowieckim), niedaleko Jaktorowa, 29 września 1944 r. miała miejsce ostatnia walka partyzanckiej Grupy AK „Kampinos”. Zgodnie z zaleceniami polskiej historiografii batalię tę należy nazywać bitwą pod Jaktorowem. Natomiast niemieckie meldunki z czasu tych walk określały ją jako starcie pod Baranowem lub Żyrardowem. Według relacji niektórych uczestników wydarzeń starcie rozpoczęło się jeszcze przed północą 28 września 1944 r., gdy polskie zgrupowanie partyzanckie, po wyjściu z osłony lasów Puszczy Kampinoskiej, wywalczyło sobie drogę przez niemiecką zaporę stworzoną na linii szosy Warszawa-Leszno-Kampinos-Sochaczew pod Wiejcą. W dalszym marszu grupa kierowała się na południe, by po przeskoczeniu linii kolejowej Warszawa-Skierniewice oraz drogi Żyrardów-Jaktorów-Grodzisk skryć się w lasach skierniewickich, z krańcowym etapem marszruty w Górach Świętokrzyskich. W ten sposób Polacy, w porannej mgle, dotarli 29 września 1944 r. w rejon wsi Budy Zosine, i znaleźli się tuż przed torami linii kolejowej Warszawa-Skierniewice... nieopodal Jaktorowa.
Jaktorów to wieś położona w gminie Jaktorów[1], w powiecie grodziskim, w województwie mazowieckim (52o05'N oraz 20o31'E, w zachodniej części Niziny Mazowieckiej). Nazwa Jaktorów pochodzi od imienia Jaktor – dawnego spolszczenia Hektora. Jaktorów słynie także z historycznej Puszczy Jaktorowskiej, w przeszłości bardzo bogatej w zwierzynę, w tym tury. We współczesnym Jaktorowie, nad rzeką Pisią Tuczną znajduje się pomnik ostatniej turzycy, która padła w 1627 r. Jest to głaz z napisem: „Tur – Bos primigenius Bojanus, przodek bydła domowego, przeżył na terenie rezerwatu Puszczy Jaktorowskiej do roku 1627”. Na terenie gminy Jaktorów można odnaleźć następujące obiekty wpisane do rejestru zabytków:
– Jaktorów – cmentarzysko kurhanowe III-IV w. (stanowisko archeologiczne);
– Jaktorów – osada I-IV w.;
– Chylice-Kolonia – dwór i park dworski;
– Grabnik – cmentarzysko kurhanowe (stanowisko archeologiczne);
– Międzyborów – cmentarzysko wczesnośredniowieczne VI-VII w. (stanowisko archeologiczne).
Decyzją z 22 grudnia 1992 r. do rejestru zabytków (pod numerem 904) wpisano cmentarz wojenny z II wojny światowej w Budach Zosinych, gdzie są pochowani bohaterscy Polacy polegli w bitwie pod Jaktorowem – partyzanci z Puszczy Kampinoskiej[2].
Puszcza Kampinoska to duży kompleks leśny w środkowej Polsce (na północny zachód od Warszawy), zajmujący fragment pradoliny Wisły na Nizinie Mazowieckiej. Obszar ten jest ograniczony od północy i wschodu korytem Wisły, rzeką Bzurą (od zachodu) i Równiną Łowicko-Błońską (od południa). Jego powierzchnia wynosi około 670 km2, z czego około 270 km2 zajmują lasy – w większości obszar należy do Kampinoskiego Parku Narodowego. Od roku 1467 należące wcześniej do książąt mazowieckich tereny Puszczy Kampinoskiej zostały włączone do Królestwa Polskiego. Puszcza Kampinoska swoją nazwę wzięła od miejscowości Kampinos (Cappinos). Niestety, etymologia tej nazwy jest nie do końca znana. Istnieją trzy wersje: od łacińskiego zwrotu campus noster (nasze pola), od słów polującego tu króla Jana III Sobieskiego ubi campi nos fuimus (tam byliśmy, gdzie pola) lub od kępy drzew wśród bagien, nazywanej przez miejscową ludność kampą. Lasy Puszczy Kampinoskiej były niemymi świadkami ważnych wydarzeń w historii Polski: tędy w 1410 r. prowadził swe wojska pod Grunwald król Władysław Jagiełło, tutaj maszerowała dywizja gen. Henryka Dąbrowskiego w czasie insurekcji kościuszkowskiej (1794), szlakami na Warszawę podążały rozbite w bitwie nad Bzurą wojska Armii „Poznań” i „Pomorze” w 1939 r. Puszcza dawała schronienie powstańcom styczniowym (1863) i powstańcom warszawskim (1944), a także późniejszym uczestnikom bitwy pod Jaktorowem[3].
W moim przekonaniu bitwa pod Jaktorowem nie doczekała się dotychczas pełnego i wyczerpującego opracowania. Temat, naturalnie, jest poruszany wielokrotnie, aczkolwiek niewystarczająco. Najczęściej są to typowe noty encyklopedyczne, ogólne opisy wydarzeń w książkach o powstaniu warszawskim lub fragmenty wspomnień uczestników bitwy, dotyczące jednak ich małego oddziału oraz niewielkiego wycinka linii walki i obrony, którą zajmowali. Brak jednolitego opracowania wielkiej partyzanckiej bitwy w centrum Polski, w czasie powstania warszawskiego, skłonił mnie do podjęcia pracy nad niniejszą publikacją. Jak mawiał prof. dr hab. Tadeusz Rawski: „gdy nie możesz znaleźć książki, która cię interesuje, jest na to rada – napisz ją sam”. Nie wiem, czy są to Jego słowa, czy powtórzył je za kimś innym; treść wypowiedzi może się różnić, jakkolwiek sens słów właśnie był taki, jak go przekazałem. Postanowiłem więc zebrać cząstkowe informacje o bitwie pod Jaktorowem – z posiadanej przeze mnie wiedzy, z opublikowanych opracowań, ze wspomnień i relacji świadków – w spójną całość. Mimo że końcowy etap pracy nie jest doskonały i nie wyczerpuje dogłębnie tego wątku, pierwszy krok został zrobiony, a publikacja stanowi niejako punkt odniesienia do prowadzenia dalszych badań.
Chcąc w pełni oddać dramaturgię sytuacji z 29 września 1944 r. pod Jaktorowem oraz wyjaśnić, w jakich okolicznościach polskie grupy partyzanckie znalazły się we wsi Budy Zosine, należało przybliżyć wcześniejsze wydarzenia z historii II wojny światowej. W pierwszym rozdziale pokrótce omówiłem dzieje polskiego zgrupowania partyzanckiego AK, działającego od 1943 r. na Kresach Wschodnich, w Puszczy Nalibockiej, wraz z jej nieprawdopodobnym przemarszem w rejon podwarszawskiej Puszczy Kampinoskiej. Kolejne rozdziały traktują o wybuchu powstania warszawskiego w lasach kampinoskich, a także o pomocy dla Warszawy, jaką niosły oddziały puszczańskie. W tej części ukazałem ogrom wysiłku zbrojnego i strat, jakie dotknęły „leśne” oddziały podczas natarć na silnie obsadzony przez nieprzyjaciela teren Dworca Gdańskiego. Ataki, choć nieudane, zostały zorganizowane w celu wywalczenia połączenia pomiędzy warszawskimi powstańczymi dzielnicami – Żoliborzem a Starówką. Dalszy ciąg rozważań stanowiły niemieckie przygotowania do dużej operacji przeciwpartyzanckiej, skierowanej przeciw polskim jednostkom w Kampinosie oraz wstępne walki wraz z wycofaniem się głównych sił polskich. Najważniejszy odcinek tej pracy to niewątpliwie opis bitwy pod Jaktorowem. W następnych rozdziałach spróbowałem podsumować ostatnią walkę Grupy „Kampinos”, przy jednoczesnej próbie rozwikłania pewnych nieścisłości i wzajemnie wykluczających się danych, na jakie natrafiłem podczas zbierania materiałów.
Podczas pisania pracy posługiwałem się najczęściej opublikowanymi materiałami. Wątek powstania w Puszczy Kampinoskiej i bitwy pod Jaktorowem jest wyeksponowany w sposób bardzo ogólny w opracowaniach dotyczących powstania warszawskiego, m.in.: Adam Borkiewicz, Powstanie Warszawskie 1944. Zarys działań natury wojskowej, Warszawa 1964; Jerzy Kirchmayer, Powstanie Warszawskie, Warszawa 1984; Wielka Ilustrowana Encyklopedia Powstania Warszawskiego, t. 1, red. nauk. Piotr Rozwadowski. W książce Jerzego Koszady „Harcerza”, Grupa Kampinos. Partyzanckie zgrupowanie Armii Krajowej walczące w Powstaniu Warszawskim, Warszawa 2007 także w generalny sposób została ukazana działalność zgrupowania partyzanckiego i walka z 29 września 1944 r. Bardzo interesujące opracowania niemieckich meldunków z operacji „Spadająca Gwiazda”, wymierzonej przeciw polskim powstańcom z Kampinosu, znalazłem w pracy Tadeusza Sawickiego, Rozkaz: zdławić powstanie. Siły zbrojne III Rzeszy w walce z Powstaniem Warszawskim 1944, Warszawa 2001 oraz w mniejszym stopniu w studium Macieja J. Kwiatkowskiego, Tu mówi powstańcza Warszawa... Dni Powstania w audycjach Polskiego Radia i dokumentach niemieckich, Warszawa 1994. Wiele interesujących treści znalazłem w opublikowanych pracach niektórych dowódców i oficerów z Grupy „Kampinos”. Są to m.in.: Józef „Szymon” Krzyczkowski, Konspiracja i Powstanie w Kampinosie 1944, Warszawa 1961; Adolf Pilch, Partyzanci trzech puszcz, Warszawa 1992; czy też Witold Lenczewski por. „Witold”, „Strzała” i Jadwiga Hoppen-Zawadzka, Pięć lat na wojennych ścieżkach, Łódź 1998. Motyw dowódcy Grupy „Kampinos”, mjr. „Okonia”, i kompanii „Zemsta” został w pewien sposób podkreślony w książce Roberta Bieleckiego i Juliusza Kuleszy, Przeciw konfidentom i czołgom. Oddział 993/W Kontrwywiadu Komendy Głównej AK i Batalion „Pięść” w konspiracji i Powstaniu Warszawskim 1944 roku, Warszawa 1996, biografię zaś dowódcy pułku „Palmiry-Młociny” i Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK przybliżył Ryszard Bielański, „Góra-Dolina”. Adolf Pilch, Warszawa 2007.
Bodaj najwięcej miejsca walkom w puszczy i bitwie pod Jaktorowem poświęcił Marian Podgóreczny „Żbik” w trzytomowym opracowaniu: Doliniacy. Nieznane dzieje Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK, Gdańsk 1991-1993, przedstawiając dzieje Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego i oddziału por. „Góry-Doliny”. Warto również wspomnieć o innych wspomnieniach uczestników wydarzeń z sierpnia i września 1944 r., z którymi miałem przyjemność się zapoznać: Ułan kpr. Franciszek Kosowicz wspomina, red. Witold Grzybowski, „Biuletyn Związku Powstańców Warszawskich” 2007, r. XVI, nr 55(3); Marian Podgóreczny, Na koniu i pod koniem; Stanisław Piszczek, Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie rok 1939-1945; Edward Bonarowski „Ostromir”, W bój – bez broni. Wspomnienia powstańcze, Gdańsk 1982; Ryszard Bielański, Prawie życiorys 1939-1956 r., Warszawa 2008.
Bardzo pomocna okazała się też strona internetowa: www.iwieniec.eu/AK/, dzięki której odnalazłem relacje świadków zdarzeń: Józefa Jana Kuźmińskiego, Pawła Kosowicza, wywiad przeprowadzony przez M. Podgórecznego z Adolfem Pilchem „Doliną” oraz opracowanie Longina Kołosowskiego „Longinusa” i Witolda Grzybowskiego „Kota” dotyczące historii i walk Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego. Skorzystałem wiele ze spotkań, z prowadzonej korespondencji pocztą tradycyjną i mailową oraz z rozmów telefonicznych z uczestnikami tamtych wydarzeń. Pragnąłbym szczególnie podziękować za udzieloną mi pomoc: Ryszardowi Bielańskiemu „Romowi” (kompania „Zemsta”), Ryszardowi Celmerowi „Brzozie” (kompania sierż. „Opończy”), Witoldowi Grzybowskiemu „Kotu” (2. szw. 27. puł), Jerzemu Koszadzie „Harcerzowi” (pluton zrzutów), Ryszardowi Lewinowi „Luźnemu” (2. szw. 27. puł), Marianowi Podgórecznemu „Żbikowi” (3. szw. 27. puł) oraz Józefowi Załuckiemu „Wielopolskiemu” (kompania sierż. „Opończy”). Szczególne wyrazy wdzięczności kieruję do p. Witolda Grzybowskiego, od którego uzyskałem najwięcej informacji oraz materiałów dotyczących bitwy jaktorowskiej i całej działalności bojowej Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego oraz Grupy „Kampinos”.
Na koniec za możliwość wykorzystania zdjęć w książce, chciałbym móc podziękować: Instytutowi Pamięci Narodowej, Narodowemu Archiwum Cyfrowemu, p. Marianowi Podgórecznemu i p. Jerzemu Gizińskiemu.
[1] Jest to gmina wiejska, która graniczy z m. Żyrardowem oraz gminami: Radziejowice, Wiskitki, Baranów i Grodzisk Mazowiecki. Gmina Jaktorów leży w obrębie południowo-wschodniej części mezoregionu Równiny Łowicko-Błońskiej. Przez jej obszar przepływają rzeki: Pisia Tuczna i Wierzbianka. Tereny gminy znajdują się na byłym kompleksie rozległej Puszczy Jaktorowskiej, będącej częścią dóbr królewskich, rozciągających się między Mszczonowem, Radziejowicami, Kuklówką, Grodziskiem Mazowieckim, Wiskitkami, Błoniem, Szymanowem i Sochaczewem. Historycznie ziemie te wchodziły w skład Księstwa Mazowieckiego, które po podziale w 1313 r. znalazło się w granicach księstwa rawskiego, Ziemi Sochaczewskiej. W roku 1476 księstwo rawskie, a wraz z nim interesujący nas obszar, król Polski, Kazimierz Jagiellończyk, wcielił do Korony jako województwo rawskie. Puszcza Jaktorowska weszła w skład dóbr królewskich; graniczyła z puszczami Wiskicką i Korabiewską, zajmując 900 km2 powierzchni. Zalesione tereny były ulubionym miejscem polowań książąt mazowieckich, a następnie królów polskich. Puszcza była siedliskiem tura (pokrewnego żubrowi), który ostatecznie wyginął w 1627 r. Król Zygmunt Waza otaczał szczególną opieką puszczę, „gdzie turowie bywają”, i zakazał wypasu bydła oraz eksploatacji drewna. Przejazd przez tutejsze lasy wymagał specjalnego zezwolenia. W wyniku znacznej trzebieży lasów w XVII w. rozwijający się dotąd Jaktorów tracił znaczenie. Po rozbiorach, w 1796 r., teren ten przeszedł pod panowanie króla pruskiego. W okresie Księstwa Warszawskiego Jaktorów wszedł w skład Departamentu Warszawskiego – powiatu błońskiego. W Królestwie Polskim gmina Jaktorów przynależała do województwa mazowieckiego, a po powstaniu listopadowym do guberni warszawskiej. Po wybudowaniu linii kolejowej Warszawa-Wiedeń w 1845 r. nastąpił ponowny rozwój miejscowości. Po I wojnie światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości gmina Jaktorów znalazła się w powiecie błońskim a po roku 1948 w powiecie grodziskim województwa mazowieckiego. Reforma administracyjna w 1975 r. włączyła gminę Jaktorów w skład nowo utworzonego województwa skierniewickiego. Po ponownej reformie administracyjnej w 1999 r. gmina Jaktorów weszła w skład powiatu grodziskiego województwa mazowieckiego. Walory krajobrazowe gminy to teren Wydm Międzyborowskich i malownicza dolina rzeki Pisi Tucznej. Na podstawie: http://www.jaktorow.pl/ (dostęp: 20 czerwca 2011).
[2] Na podstawie: http://www.jaktorow.pl/ (dostęp: 20 czerwca 2011).
[3] Na podstawie http://www.kampinoska.waw.pl/ (dostęp: 20 czerwca 2011).
Daleko na północny wschód od Bud Zosinych i Jaktorowa, w województwie nowogródzkim, tuż przy granicy polsko-sowieckiej, powstało i walczyło polskie partyzanckie Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie. Działo się to na obszarze ograniczonym od wschodu przedwojenną granicą Polski, od zachodu Puszczą Nalibocką, na północy rozciągającym się poza Raków, na południu zaś do Stołpc. Teren ten w większości zamieszkiwali Polacy (ponad 60% ludności). Od 17 września 1939 r. ziemie te znalazły się pod okupacją sowiecką i od tego czasu podlegały silnej depolonizacji. Eksterminacja ludności polskiej polegała na aresztowaniach jednostek najbardziej wartościowych dla miejscowego, polskiego społeczeństwa, wywożeniu ich na Syberię, do Kazachstanu i do łagrów; zdarzały się też przypadki morderstw. Ludność polska podlegała bardzo silnej infiltracji przez NKWD. Było to następstwem, niestety, działalności dużej liczby miejscowych sympatyków komunizmu. W związku z tym silna konspiracja na tym terenie była przez pierwsze lata wojny praktycznie niemożliwa. Wybuch wojny niemiecko-radzieckiej 22 czerwca 1941 r. został przywitany przez Polaków z tych terenów z pewną ulgą, nie znano bowiem jeszcze warunków okupacji niemieckiej, terroru i okrucieństw z nią związanych. Jednocześnie fakt, że Armia Czerwona stała się niejako polskim koalicjantem (poprzez układ Sikorski-Majski z 30 lipca 1941), złagodził stosunek miejscowych Polaków do niedawnego okupanta – Rosji Sowieckiej. Po pierwszych wielkich sukcesach niemieckich wojsk front błyskawicznie przetoczył się przez tereny Nowogródczyzny, a miejscowe lasy zapełniły się rozbitkami z pokonanych armii radzieckich. Część z nich organizowała się z pomocą Moskwy w brygady partyzanckie. Część niestety, podszywając się pod partyzantów, formowała zwyczajne bandy rabunkowe. Zarówno jedni, jak i drudzy napadali często na osady i wsie, rabowali niekiedy całe mienie mieszkańców, palili i mordowali. Liczbę radzieckich partyzantów na terenie Puszczy Nalibockiej szacowano w roku 1942 na 10 tys. osób, a już w następnym roku na dwa razy więcej[4].
W okolicznych wsiach i miasteczkach powstawały spontanicznie oddziały samoobrony, które przeciwstawiały się uzurpującym sobie wyłączność działania partyzantom i bandom sowieckim. Niemcy lub policja białoruska wyposażyli w broń i amunicję polskie, a także białoruskie oddziały samoobrony, widząc w nich sojusznika w zwalczaniu partyzantki sowieckiej. W tym czasie, gdy znikła okupacja radziecka i zagrożenie NKWD, ożywiła się także działalność konspiracyjna ZWZ i AK. Między innymi członkowie AK należeli do podporządkowanej Niemcom policji białoruskiej, w której stanowili bardzo poważny odsetek. W 1943 r. Dowództwo Okręgu Nowogródzkiego „Nów” AK zezwoliło na tworzenie oddziałów partyzanckich[5]. Pierwszymi takimi jednostkami w Obwodzie Stołpeckim „Słup” były Polski Oddział Partyzancki im. T. Kościuszki, dowodzony przez ppor. Kaspra Miłaszewskiego „Lewalda”, oraz powstała w miejscowości Kul grupa partyzancka pod dowództwem ppor. pil. Witolda Pełczyńskiego „Dźwiga”.
Liczba polskich żołnierzy w grupach partyzanckich rozrastała się szybko. 4 czerwca zarządzono koncentrację grup partyzanckich w miejscowości Kul, na którą stawiło się kilkudziesięciu Polaków z oddziałów por. „Lewalda” oraz ppor. „Dźwiga”. Dowódcą całości sił został por. „Lewald”. To wówczas powstał zuchwały plan akcji rozbicia ponad 500-osobowego niemieckiego garnizonu w Iwieńcu. 19 czerwca 1943 r., w samo południe, na odgłos bijącego dzwonu na „Anioł Pański” w kościele św. Michała wyselekcjonowana grupa 150 ludzi (w tym 60 osób w cywilnych ubraniach z bronią krótką) ruszyła do akcji. Głównymi celami były koszary wojskowe obsadzone siłami dwóch kompanii Luftwaffe i jednej gospodarczej wraz z policjantami białoruskimi, a także budynek żandarmerii niemieckiej. Na samym początku wezwana do poddania się policja białoruska przeszła na stronę atakujących Polaków, z wyjątkiem kilku nacjonalistów i plutonu tzw. grupy połockiej. Ukryci w murach koszar Niemcy wraz z posiłkującymi ich Białorusinami trwali w rozpaczliwej obronie. Walki trwały całą noc. Po utracie kilku budynków w obrębie koszar nieprzyjaciel starał się nawet przebić do centrum miasta do budynku żandarmerii. Jednak próba ta została zastopowana celnym ogniem dwóch powstańczych cekaemów Maxim.
Inaczej wyglądała sprawa z żandarmami; tu także wezwano nieprzyjaciela do poddania się, ale bez rezultatu. Wobec tego Polacy oblali benzyną budynek i podpalili go. Zginęli prawie wszyscy wyskakujący z płonących budynków żandarmi. Akcja bojowa trwała od 12.00 19 czerwca do 6.00 następnego dnia. W końcowej fazie walk do dowodzącego akcją por. „Lewalda” zgłosiło się kilku przedstawicieli partyzantki radzieckiej, gratulując mu i proponując współdziałanie w całkowitym zdobyciu koszar. Jednak wobec pojawienia się niemieckich samolotów rozpoznawczych por. „Lewald” wydał rozkaz wymarszu.
Przed południem 20 czerwca trębacz odegrał hejnał Wojska Polskiego, co oznaczało, że partyzanci opuszczają miasto. Przez prawie 24 godziny Iwieniec był wolny, wśród mieszkańców zapanowała ogromna radość, pojawiły się flagi biało-czerwone. Trudno określić straty Niemców – zapewne były bardzo poważne, natomiast Polacy odnotowali po swej stronie jedynie dwóch zabitych, jednego śmiertelnie rannego oraz kilku (bądź kilkunastu) rannych. Zdobycz wojenna była ogromna, z Iwieńca zabrano: 2 działka ppanc z amunicją, 2 samochody osobowe, 3 samochody ciężarowe, kilkaset granatów ręcznych oraz około 12 tys. amunicji do karabinów, ponadto żywność, medykamenty, kilkanaście koni i kilkadziesiąt sztuk bydła[6].
Akcja była nad wyraz udana i okupiona stosunkowo niewielkimi stratami. Jednak w pewnym stopniu spowodowała przeciwdziałanie okupanta, który w lipcu i sierpniu 1943 r. uruchomił przeciwpartyzancką operację „Herman”, do której zaangażowano około 60 tys. żołnierzy, wspartych bronią pancerną i lotnictwem. W wyniku niemieckiej agresji polski oddział partyzancki, liczący wówczas 554 żołnierzy (zorganizowanych w trzykompanijny batalion, pluton zwiadu konnego, żandarmerię i kwatermistrzostwo), uległ w pewnym stopniu rozbiciu i rozproszeniu ze stratą ponad 40 zabitych. We wrześniu 1943 r. do liczącej około 100 partyzantów grupy Komenda Główna oddelegowała kilku oficerów, wśród których był skoczek spadochronowy „cichociemny” ppor. Adolf Pilch „Góra”[7]. Pilch do 10 listopada pełnił obowiązki dowódcy oddziału. Dowództwo objął po nim mjr Wacław Pełka „Wacław” i sprawował je do 1 grudnia 1943 r. Do tego czasu odbudowany oddział osiągnął liczbę około 400 żołnierzy. Od czerwca do końca listopada 1943 r. polski oddział partyzancki przeprowadził 52 akcje wymierzone przeciw Niemcom oraz posiłkującym ich policjantom białoruskim: zniszczono 3 mosty, wykolejono 3 pociągi. Własne straty w tym okresie wyniosły 173 poległych żołnierzy oraz 38 zamordowanych po aresztowaniu. Należy zaznaczyć, że część akcji odbywała się we współdziałaniu z radzieckimi oddziałami partyzanckimi[8]. Jednak układ taki miał się niebawem krańcowo zmienić. Do terenów Okręgu Nowogródzkiego zbliżał się powoli front wschodni, a po zwycięstwie radzieckim w pancernej bitwie na łuku kurskim to Sowieci dominowali w koalicji antyhitlerowskiej i to oni w głównej mierze mieli decydować o układzie sił oraz wpływów w powojennej Europie. Dla Stalina nowa granica polsko-radziecka miała przebiegać na linii Bugu i Sanu (tzw. linia Curzona, lekko zmodyfikowana przez sowieckiego dyktatora). W związku z tym cały obszar przedwojennego województwa nowogródzkiego oraz teren aktywności polskiej partyzantki w Puszczy Nalibockiej miały zostać włączone do sowieckiej Rosji, a konkretnie do Białoruskiej Republiki Radzieckiej.
W październiku 1943 r. obóz polskiego oddziału partyzanckiego odwiedził dowódca Zjednoczonych Sowieckich Brygad Partyzanckich, płk. Grigorij Sidoruk „Dubow”, z szefem sztabu Wasilewskim. Przed odjazdem bolszewicki politruk wygłosił skierowane do Polaków płomienne przemówienie, zawierające slogany, obietnice i przekłamania. W czasie wystąpienia ubywało słuchaczy, zresztą niektórzy pod koniec przypomnieli prawdę o stosunkach polsko-radzieckich, „nóż w plecy”, zadany Polsce 17 września 1939 r. i zbrodnię katyńską. Jak napisał Ryszard Bielański: „Tym zdarzeniom nie należy przypisywać nadmiernej wagi. Wprawdzie komandirzy przekonali się o nierealności podporządkowania sobie polskiego oddziału, ale decyzje zapadły na wyższym szczeblu”[9]. Stało się to jeszcze wcześniej; 22 czerwca 1943 r. obradujący w Moskwie Centralny Komitet Komunistycznej Partii Białorusi zdecydował o wyeliminowaniu polskich konspiracyjnych organizacji wolnościowych wszelkimi możliwymi sposobami.
27 listopada 1943 r. nadeszło pisemne zaproszenie dla wszystkich polskich oficerów od płk „Dubowa” na rzekomą naradę mającą się odbyć 30 listopada. Polacy przełożyli spotkanie na 1 grudnia. Rozpoczęto wówczas ważną dyskusję: jak potraktować radzieckie zaproszenie? Dowódca mjr „Wacław” był za tym, by pojechali wszyscy żołnierze, natomiast por. „Góra” twierdził, iż nie ma takiej potrzeby – wystarczy dowódca i dwóch, trzech oficerów. W końcu na zaproszenie Sowietów pojechali m.in.: mjr Wacław Pełka „Wacław”, por. Kacper Miłaszewski „Lewald”, por. Ezechiel Łoś „Ikwa”, por. Julian Bobrownicki „Klin” i ppor. Lech Rydzewski „Grom”[10]. Wcześniej komendant radzieckiej partyzanckiej Brygady im. Stalina, płk. Gulewicz, wystosował rozkaz, w którym napisał m.in.: „W dniu 1 grudnia 1943 r. ogłosić punktualnie o godz. 7-ej rano, by we wszystkich zajętych punktach rejonów przystąpić do osobistego rozbrojenia wszystkich polskich legionistów (partyzantów) [...]. W razie oporu w czasie rozbrojenia ze strony legionistów (partyzantów) rozstrzeliwać na miejscu”[11].
Otoczony przez większe siły sowieckie polski oddział nie był w stanie stawić skutecznego oporu. Mimo to padły strzały, kilku lub kilkunastu Polaków zginęło, część została rozbrojona, części udało wydostać się z matni. Zginął zamordowany przez Rosjan por. „Waldan” – Walenty Parchimowicz. Ocalał natomiast Józef Jan Kuźmiński, który wspomina: „Zatrzymali mnie znajomi partyzanci sowieccy i powiedzieli, bym się schował i nigdzie nie pokazywał, bo inne grupy sowieckie mogą mnie potraktować jako biełopolaka i mogą zamordować. Naszi z waszymi podralis w Derewnie – słyszysz strzały – to walka”[12]. Z potrzasku uratowało się tylko 20 żołnierzy z tzw. grupy Mołodeczańskiej oraz około 40 ułanów przebywających poza obozem. Po kilku dniach w zorganizowanym, niewielkim oddziale pozostało 42 partyzantów, dowodzonych przez por. „Górę”. Jednak niebezpieczeństwo całkowitej zagłady przez otaczających zewsząd Sowietów nadal istniało. O perfidnej polityce sowieckiej partyzantki świadczy list gen. Czernyszowa ps. „Płaton” do płk. „Dubowa”, napisany po zakończeniu akcji 1 grudnia 1943 r.: „Operację przeprowadziliście doskonale. To bardzo dobrze [...]. Wziąć Polaków i trzymać ich grupami (na razie bez broni) [...]. Część należy zwerbować i puścić do domu. Łajdaków, szczególnie policjantów, ziemian, osadników, strzelać, ale po cichu, żeby nikt nie wiedział”[13].
Tragiczne wydarzenia z przełomu lat 1943 i 1944 sprawiły, że oddział stołpecki znalazł się w stanie „obrony koniecznej”, a zdradzieckie rozbrojenie POP 1 grudnia 1943 r. stało się początkiem niewypowiedzianej wojny pomiędzy partyzancką sowiecką a Polakami. W tym czasie polskiemu oddziałowi groziła całkowita zagłada: „[...] niespodziewany ratunek przyszedł z najmniej oczekiwanej strony. Oto sołtys jednej z puszczańskich wiosek przedstawił w tej beznadziejnej sytuacji dowódcy zdziesiątkowanych, przemarzniętych do szpiku kości, przy 40-sto stopniowych mrozach i wyczerpanych walkami do ostatnich granic żołnierzy Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego, niespodziewaną propozycję niemieckich żandarmów z Iwieńca. Ich komendant zapewniał polskim partyzantom neutralność Niemców wobec Polaków w terenie przylegającym do ich garnizonu, w Iwieńcu, w zamian za odwzajemnienie się im tym samym, a nawet możliwość sprzedaży amunicji i broni. Jak później ów komendant wyznał, obawiał się on, że zdesperowani Polacy, którym do obrony przed sowietami brakło już amunicji, nie mając innego wyjścia, uderzą znów na niemiecki garnizon w Iwieńcu [...]. W sytuacji, w jakiej się znalazło zdziesiątkowane Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie AK, propozycja szefa iwienieckiej żandarmerii była nie do odrzucenia. Tym bardziej że przyjęcie tej propozycji nie zmieniało rzeczywistego stanu. Partyzanci sowieccy jako pierwszoplanowe zadnie po 1 grudnia 1943 r. postawili przed sobą zniszczenie na tych terenach polskiego ruchu niepodległościowego, w tym polskich partyzantów”[14].
Tymczasowe zawieszenie broni, zawarte z Niemcami, można określić, za Ryszardem Bielańskim, „zgniłym rozejmem”. Porucznik Pilch, dowodzący resztką jednostki, po naradzie postanowił przyjąć niemiecką propozycję i zaprzestać walki z Niemcami. Oddział polski znalazł schronienie w kwaterach znajdujących się w pobliżu garnizonów niemieckich, a Komenda Okręgowa AK Nowogródek „Nów” zaakceptowała taki sposób samoobrony. Co ciekawe, żadnych formalnych, pisemnych umów z Niemcami nie było, jedynie ustne porozumienie. W tej sytuacji Niemcy traktowali polski oddział jak uzbrojone grupy białoruskiej samoobrony, ścierające się z bolszewickimi partyzantami czy bandami. Rzeczywiste, bezpośrednie stosunki ograniczały się wyłącznie do korzystania z pomocy medycznej w ciężkich przypadkach oraz możliwości otrzymywania (zakupienia) broni i amunicji. „Sojusz” był traktowany przez obie strony jako warunkowy i tymczasowy. Niemcy nadal nazywali polskich partyzantów bandą „Góry”, nadal też obowiązywało zarządzenie starosty Stołpc, wyznaczające nagrodę pieniężną za „głowę każdego polskiego legionisty”[15].
Zawieszenie walki z Niemcami, początkowo przewidziane na kilka, kilkanaście dni (do czasu kolejnych rozkazów Komendy Okręgu AK), wobec braku decyzji i dalszego niebezpieczeństwa grożącego ze strony sowieckiej partyzantki, przedłużyło się do końca czerwca 1944 r. Do tego czasu stoczono ponad 160 walk i potyczek z sowiecką partyzantką oraz bandami. W trakcie starć zginęło 102 żołnierzy Polskiego Oddziału Partyzanckiego, 138 zostało zamordowanych. Jednostka stopniowo rozrastała się liczebnie, na początku roku 1944 liczyła 107 żołnierzy, pod koniec czerwca 1944 r. – już 860. Jej nazwę przemianowano na Zgrupowanie Stołpeckie AK, później przyjęła się funkcjonująca do dziś – Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie AK. Zreorganizowany oddział liczył trzy kompanie piechoty 78. pp, cztery szwadrony kawalerii 27. puł, szwadron ckm, kwatermistrzostwo, szpital, żandarmerię i jedenastoosobowy poczet dowódcy[16].
Zgodnie z wytycznymi zawartymi w planie „Burza”: „nasze oddziały, które miały już zatargi (z partyzantką sowiecką) i nie mogłyby z tego powodu ułożyć poprawnie stosunków z oddziałami sowieckimi, powinny być przesunięte na nowy teren”. Decyzja ta dotyczyła także oddziału por. „Góry”, którego siły od grudnia 1943 r. były w ciągłym konflikcie z partyzantką sowiecką. Jednak zapanował pewien chaos na liniach decyzyjnych AK. Nie przewidziano, czy oddział miał wycofać się jeszcze w czasie konspiracji, czy też w przypadku przetoczenia się frontu wschodniego. W kwietniu 1944 r. pojawiła się koncepcja opanowania przez AK Wilna (operacja „Ostra Brama”), do czego miano użyć wojsk Okręgów Wilno i Nowogródek. Przy czym z udziału w akcji powinny być zwolnione oddziały Inspektoratu „C” „Południe” (Baranowicze), któremu podlegał Ośrodek Stołpce.
Autor planu wyzwolenia Wilna, mjr Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz”, zakładał udział w akcji także oddziałów Zgrupowania Stołpeckiego. Jednocześnie bezpośredni przełożony tych jednostek, por. (później kpt.) Wierzbicki „Józef” 3 lipca 1944 r. wyznaczał zgrupowaniu nowe, konkretne zadania w ramach akcji „Burza”[17]. Jak widać, w rozkazodawstwie i podległości w strukturach AK na tym terenie panował pewien zamęt. Jednak sprawę rozwiązali Sowieci, a konkretnie letnia radziecka ofensywa, która przerwała niemiecki front, a wojska czerwonoarmistów w szybkich tempie posuwały się na zachód.
W zaistniałej sytuacji por. Pilch podjął samodzielną decyzję o wycofaniu swojego oddziału na zachód. Przewidywał, że w związku z zatargami z partyzantką sowiecką, w przypadku zajęcia terenu stacjonowania Zgrupowania przez Armię Czerwoną, żołnierzy AK czekałaby niechybnie zagłada. Z 28 na 29 czerwca 1944 r. we wszystkich pododdziałach zarządzono pogotowie marszowe. Rankiem 29 lipca kompania piechoty, dowodzona przez ppor. Franciszka Baumgarta „Dana”, przeprowadziła udany wypad na miasteczko Raków. W akcji rozbrojono kilkudziesięcioosobowy posterunek policji białoruskiej oraz wzięto do niewoli kilku niemieckich żandarmów. Przy okazji rozbrojono też jednostkę policyjną przejeżdżającą akurat przez Raków, liczącą 30 białoruskich policjantów i kilku niemieckich żandarmów. W tym samym czasie Polacy zlikwidowali posterunek policji białoruskiej w pobliskim Borku. Do oddziału partyzanckiego przyłączyło się około 50 policjantów, w większości już wcześniej należących do AK bądź współpracujących z nią. Postanowiono też zabrać ze sobą – w pewnym sensie jako zakładników – trzech niemieckich żandarmów. Ponadto do polskiego zgrupowania dołączyło około 100 mężczyzn, mieszkańców pobliskich miejscowości.
Rozbudowany i wzmocniony oddział por. „Góry” tego samego dnia wyruszył w kierunku Baranowicz, gdyż tam dowódca postanowił spróbować szukać kontaktu ze swoimi przełożonymi z AK. Maszerującemu zgrupowaniu towarzyszyło ponad 150 wozów z ludnością cywilną – były to najczęściej rodziny żołnierzy AK. Dowódca bał się pozostawić ich ze względu na nieuniknione represje ze strony NKWD i nowych władz radzieckich. W Rubieżewiczach stoczono potyczkę z partyzantką sowiecką, następnie oddział przeszedł przez niestrzeżony most na Niemnie w Świerżeniu. 1 lipca 1944 r., zajmując miejsca na nocleg we wsi Proście, żołnierze 2. szwadronu 27. puł natknęli się na rosyjskojęzyczne formacje kolaborujące z Niemcami. Walki były bardzo ciężkie i dopiero posiłki polskie, które nadeszły na pomoc ułanom, wyparły nieprzyjaciela z wioski. Wymiana ognia w tym rejonie trwała całą noc. Straty Polaków to 2 zabitych i 13 rannych, w tym dowódca szwadronu, wachm. Józef Niedźwiecki „Lawina”. Siły Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego, maszerując stale na południowy zachód, znalazły się niedaleko Baranowicz. Niestety, nie powiodła się próba nawiązania jakiegokolwiek kontaktu z inspektorem Wierzbickim „Józefem”.
Wobec zmieniającej się w szybkim tempie sytuacji na froncie radziecko-niemieckim dowództwo zgrupowania postanowiło kierować się w dalszym ciągu na zachód przez Nowogródczyznę, Białostocczyznę i Podlasie. 4 lipca oddział znalazł się w Derewnej. Do tej miejscowości dotarł też łącznik od „Józefa”, przywożąc rozkazy dotyczące przewidzianych działań grupy por. „Góry” w ramach akcji „Burza”. Jak można było się domyśleć, rozkazy odnosiły się do działań w Baranowickiem i Nieświeskiem, na terenach przetaczającego się frontu niemiecko-radzieckiego, i w związku z tym były już nieaktualne. Nie udało się natomiast nawiązać kontaktu z AK w Słonimiu i Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie nadal kierowało się forsownym marszem na zachód. Już po wyruszeniu z Derewnej do oddziału dołączyła grupa 20 żołnierzy AK ze Słonimia, przyprowadzona przez pchor. Józefa Bylewskiego „Groma”[18].
15 lipca 1944 r. na wysokości Dzierzby partyzanci polscy przekroczyli Bug. W Dzierzbach nastąpiła zasadnicza zmiana w postępowaniu żołnierzy oddziału por. „Góry” w stosunku do Niemców. „Po uroczystej mszy świętej odprawionej 16 lipca 1944 r. por. «Góra» podczas apelu wyjaśnił żołnierzom, że zawieszenie broni, do którego zawarcia zgrupowanie zostało zmuszone na terenie powiatu stołpeckiego, przestaje obowiązywać i że walka z Niemcami zostanie ponownie podjęta. Wystąpienie to zostało entuzjastycznie przyjęte przez partyzantów, a żołnierze 2. szwadronu 27. puł AK, dowolnie interpretując wypowiedź por. Pilcha, rozstrzelali żandarmów towarzyszących zgrupowaniu”[19].
W dalszym marszu, 24 lipca nieopodal Rzemieńszczyzny, oddziały Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK napotkały 3. pluton „Felek” z batalionu „Zośka” Kedywu Komendy Głównej AK oraz pluton wystawiony przez obwód AK Radzymin „Rajski Ptak”. Oba pododdziały zostały wypłoszone z Puszczy Białej przez niemiecką operację przeciwpartyzancką i pod osłoną partyzantów por. Pilcha towarzyszyły w marszu zgrupowaniu aż do przekroczenia drogi Wyszków-Łochów. Trasa rajdu grupy por. „Góry” wiodła dalej przez teren powiatu radzymińskiego, obok Serocka, przez Benjaminów, Nieporęt, Wieliszew i Okunin. Wieczorem 25 lipca 1944 r. ruch polskiej kolumny został zatrzymany w Nowym Dworze Mazowieckim przez wojska niemieckie strzegące podejścia do mostu na Wiśle. Żołnierze polscy stanęli w kolumnie, w kolejności: 78. pp, por. „Góra” z pocztem, szpital oraz ułani 27. puł. i szwadronu ckm 23. puł. Rozpoczęły się pertraktacje, w których ze strony polskiej brali udział: por. Franciszek Rybka „Kula” i ppor. Franciszek Baumgart „Dan” z 1. kompanii I batalionu 78. pp, idącej w straży przedniej zgrupowania. Po pewnym czasie do rozmów włączył się także chor. Stefan Andrzejewski „Wyżeł”, natomiast dowódca grupy, por. „Góra”, w dalszym ciągu pozostawał przy głównych siłach oddziału. Ze strony niemieckiej w rozmowach brali udział: komendant „stacji zbornej rozproszonych oddziałów w twierdzy Modlin”, płk von Biber, wraz ze swoim adiutantem mjr. Jasterem von Valdanem.
Przedłużające się negocjacje nie wróżyły pozytywnego finału rozmów dotyczących bezpiecznego przejścia Polaków na drugą stronę rzeki. Na polecenie płk. Bibera Niemcy ściągnęli wnet z Modlina kilkanaście pojazdów pancernych i zajęli stanowiska bojowe. Polacy natomiast na rozkaz swego dowódcy potajemnie przygotowali granaty i cekaemy, gotowi siłą odeprzeć niemiecką próbę ataku czy też rozbrojenia. W tym czasie dowódca Polaków, por. Pilch, rozważał następujące możliwości rozwiązania problemu:
– kolumna zostanie mimo wszystko przepuszczona przez most z powodu zatoru, jaki wytworzył się przy dojściu do niego oraz ze względu na swój „groźny wygląd”, czyli liczbę polskich żołnierzy i świetne uzbrojenie, przygotowane do natychmiastowego użycia;
– w przypadku niezezwolenia na przejście partyzanci odejdą bez walki i będą próbowali przeprawić się na prawy brzeg Bugo-Narwi;
– w momencie próby rozbrojenia żołnierze mieli najpierw obrzucić wroga granatami, a następnie użyć broni strzeleckiej, jednak to rozwiązanie kosztowałoby wiele ofiar wśród Polaków, ale także wśród Niemców, i tak naprawdę nie wiadomo było, jak ta ewentualna chaotyczna walka będzie mogła się zakończyć; był to chyba jeden z głównych powodów, dla których negocjacje ze strony niemieckiej były w ogóle prowadzone[20].
Każdy, nawet drobny incydent groził wybuchem walki i rozlewem krwi. W narastającej nerwowej atmosferze nie zabrakło jednak dość zabawnego incydentu. Józef Jan Kuźmiński wspomina: „Postój przed przejściem mostu na Wiśle. Stoję ze swoją kompanią vis a vis wojennego szpitala niemieckiego. Ze mną stoi por. «Dźwig» [Witold Pełczyński] i plut. Biblik z kwatermistrzostwa. Podchodzi chłopiec lat 10-12 i pyta: – Czy wy jesteście Polacy? Por. «Dźwig» odpowiada, że tak. – To dlaczego do Was Niemcy nie strzelają? Sram ja na takich Polaków! I uciekł. Uśmieliśmy się z małego patrioty”[21].
Główny negocjator ze strony Polaków, por. „Kula”, powoływał się na szlak bojowy „Polnische Legionu”, jak nazywał w czasie tej rozmowy oddział por. „Góry”, we wspólnej walce z bolszewikami oraz na „sojusz” z Niemcami. Oczywiście nie mógł potwierdzić tego żadnymi dokumentami, gdyż takie nigdy nie istniały. Ostatecznie rokowania zakończyły się pomyślnie i około 20.30 polskie zgrupowanie otrzymało zgodę na przemarsz przez most i udanie się na kwatery w Dziekanowie Polskim. Należy podkreślić, że na pozytywny finał negocjacji miał wpływ fakt znajomości jeszcze z czasów I wojny światowej chor. Stefana Andrzejewskiego (urodzonego w Poznańskiem) i mjr. von Valdana, którzy służyli w jednym pułku niemieckiej armii. Porucznik „Góra” tak relacjonuje te dość nerwowe chwile: „Pomyślałem też, że żadnemu przeciętnie inteligentnemu niemieckiemu oficerowi na myśl by nie przyszło, aby ktokolwiek mógł, w sposób tak bezczelny, usiłować wyprowadzić ich w pole. Jakoż istotnie, po około trzydziestu minutach opancerzone transportery, które w międzyczasie odgrodziły nas od mostu, odjechały w kierunku Modlina. Kolumna nasza ruszyła przez most na lewy brzeg rzeki. Niemcy wyznaczyli nam postój w Dziekanowie Polskim. Jak się później dowiedziałem, do czoła naszej kolumny przybył osobiście komendant stacji zbornej rozproszonych oddziałów w Modlinie pułkownik von Biber, któremu towarzyszył major von Jaster Valdan, zapewne jego adiutant. Porucznik «Kula» wyjaśnił, że nasze zgrupowanie to formacja «Polnische Legion», cofająca się pod naporem wojsk sowieckich, aż spod Słucka. Wyjaśnienia te początkowo nie trafiały im do przekonania. W pewnej chwili, nieoczekiwanie pertraktacje przerwał chorąży «Wyżeł» – Stefan Andrzejewski. Wyprężony jak struna spytał po niemiecku, regulaminowo pułkownika Bibera, czy może się zwrócić do jednego z oficerów niemieckich. Zdziwiony Herr Oberst (pan pułkownik) skinął głową, a Wyżeł zameldował majorowi von Jaster Valdanowi, że rozpoznaje w nim swego przełożonego z lat pierwszej wojny światowej. Walczyli wówczas razem na francuskim froncie, służąc w tym samym regimencie. Być może to właśnie przypadkowe spotkanie towarzyszy broni z czasów cesarza Wilhelma zaważyło na podjęciu oczekiwanej przez nas decyzji, przejścia na tamten brzeg Wisły”[22].
Do Dziekanowa Polskiego kolumna regulaminowo umundurowanych (według przedwojennego wzoru), znakomicie uzbrojonych polskich żołnierzy dotarła już późno w nocy, około 2.30, budząc zdziwienie, niedowierzanie i w końcu radość miejscowej ludności. Kuźmiński wspomina: „Entuzjastycznie przyjęła nas zdezorientowana ludność wskazująca miejsca, w których była przechowywana broń z 1939 r. Z jeziorek leżących niedaleko Wisły wyciągnięto karabiny, rkm-y, a nawet przeciwpancerny karabin polski z trzema sztukami amunicji, liczne bagnety, hełmy”[23].
Skład Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego w Dziekanowie Polskim (26 lipca 1944) przedstawiał się następująco:
Dowódca – por. Adolf Pilch „Góra”;
dowództwo – 11 osób;
kwatermistrzostwo – 14 osób;
żandarmeria – 11 osób;
szpital – 46 osób;
batalion piechoty 78. pp strzelców słuckich z Baranowicz w sile 438 osób;
dowódca por. Witold Pełczyński „Dźwig”;
cztery szwadrony kawalerii – zalążek 27. pułku ułanów im. Króla Stefana Batorego z Nieświerza, 272 osoby;
dowódca – chor. Zdzisław Nurkiewicz „Nieczaj”;
dowódca 1. szwadronu – wachm. Jan Jakubowski „Wołodyjowski”;
dowódca 2. szwadronu – wachm. Józef Niedźwiecki „Lawina”;
dowódca 3. szwadronu – wachm. pchor. Narcyz Kulikowski „Narcyz”, „Sum”;
dowódca 4. szwadronu – ppor. Aleksander Pietrucki „Jawor”;
szwadron ckm, zalążek 23. pułku ułanów grodzieńskich z Postaw w sile 69 osób;
dowódca por. Jarosław Gąsiewski „Jar”;
łącznie: 861 partyzantów.
Żołnierze byli umundurowani według przedwojennych regulaminów i bardzo dobrze uzbrojeni. Zgrupowanie posiadało:
koni – 589;
siodeł – 320;
wozów – 185;
taczanek – 8[24];
ciężkich karabinów maszynowych – 11;
lekkich i ręcznych karabinów maszynowych – 41;
granatników – 7;
pistoletów maszynowych – 53;
karabinów 10-strzałowych – 43;
karabinów – 627;
pistoletów – 137;
granatów – 794;
amunicji – 195 500[25].
Po dotarciu do Dziekanowa Polskiego por. „Góra” postanowił nawiązać kontakt z miejscową konspiracją. 26 lipca 1944 r. por. Pilch, przebrawszy się po cywilnemu, udał się rowerem do Warszawy[26]. Nie wiedział, do kogo się zwrócić i gdzie zacząć rozmowy z AK. Przypadkowo spotkał swego kolegę cichociemnego – kpt. Adama Borysa „Pługa” (dowódcę batalionu „Parasol”), któremu opowiedział pokrótce historię oddziału i jego marsz przez Polskę. Porucznik „Góra” poprosił także o umożliwienie kontaktu z Dowództwem AK. „Byłem zaskoczony, gdy zaproponował mi kupno broni. Potraktował mnie jak przedstawiciela handlarzy bronią! Nie byliśmy handlarzami i broni nie sprzedawaliśmy!” – napisał wzburzony Adolf Pilch[27].
W tym czasie Dowódca Rejonu VIII Obwodu podwarszawskiego AK, kpt. Józef Krzyczkowski „Szymon”[28], w swej kwaterze we wsi Placówka otrzymał następującą informację z Dziekanowa Polskiego o przybyłym tam dziwnym wojsku w polskich mundurach: „[...] do Dziekanowa przybył duży, kilkusetosobowy oddział żołnierzy polskich, umundurowanych w przedwojenne polskie mundury i czapki z orzełkami. Oddział ten składa się z piechoty i kawalerii, są dobrze uzbrojeni. Mówią po kresowemu. Po przybyciu rozstawili na wszystkie strony placówki z bronią maszynową. W rozmowach z ludnością powiadają, że są aż z Puszczy Nalibockiej, przemknęli się między cofającymi się wojskami niemieckimi i doszli do okolic Warszawy. Na moście na Wiśle koło Modlina omal nie doszło do walki między nimi a Niemcami, którzy wzbraniali im przejścia”[29]. Kapitan „Szymon” nie chciał uwierzyć w tę informację. Skąd wzięli się w rejonie warszawskim pod nosem Niemców polscy żołnierze, umundurowani według wzoru sprzed 1939 r., z polskimi orzełkami na czapkach, uzbrojeni? Początkowo myślał, że jeśli jest to prawda, to na pewno musi to być niemiecki podstęp. „Gestapo nasłało licho wie skąd zebranych ludzi, umundurowało ich po polsku, by narobić w naszych szeregach zamieszania i doprowadzić w przededniu powstania do rozłamów”[30]. Kapitan Krzyczkowski postanowił osobiście sprawdzić, z kim ma do czynienia. 26 lipca podjechał rowerem do Dziekanowa. W taki sposób pierwsze spotkanie między żołnierzami Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego a konspiratorami VIII Rejonu opisuje Józef Jan Kuźmiński: „W godzinach przedpołudniowych kręciłem się wokół wystawionych od szosy Warszawa-Modlin posterunków ubezpieczających. Do jednego z nich zmierzało dwóch czy trzech mężczyzn, (jeden był z rowerem) którzy chcieli rozmawiać z dowódcą. Powiedziałem im, że dowódcy nie ma, ale jest zastępca por. «Kula», do którego ich podprowadzam, mówiąc, że ci panowie chcą z nim rozmawiać. Por.«Kula» wychodził akurat ze stodoły. Był to dowódca VIII rejonu AK kpt. «Szymon» (Józef Krzyczkowski) w asyście swoich wywiadowców”[31]. Widok polskich żołnierzy w przedwojennych mundurach mocno podziałał na wrażliwego kapitana. Wszędzie słyszana śpiewna kresowa mowa i uśmiechnięte twarze młodych wojaków w rozmowach z ludnością miejscową uwiarygodniały kresowy rodowód polskich żołnierzy. Krzyczkowski tak oto wspomina pierwszą rozmowę z zastępcą por. „Góry”, por. „Kulą”: „Znaleźliśmy się sami. Popatrzyłem prosto w oczy «Kuli» – wpijałem się w te oczy, by zgłębić, kto to jest. Przytłumionym, lecz nabrzmiałym wściekłością głosem rzuciłem pytanie: – Co to wszystko znaczy, skąd i po co przyszli i co to za maskarada? «Kula» ze zdziwieniem obrzucił mnie spojrzeniem i nie odpowiadając na pytanie, zadał sam pytanie: – A jakim prawem pan pyta? Kim pan jest? Tym samym, co poprzednio głosem rzekłem: – Jeśli pytam, mam prawo, proszę odpowiadać!”[32]. Na to stwierdzenie por. „Kula” rozpoczął opowieść o polskiej partyzantce w Puszczy Nalibockiej, o zatargach z partyzantką sowiecką, o zawieszeniu broni z Niemcami, wreszcie o przemarszu wśród cofających się niemieckich wojsk aż pod Warszawę. „Szymon” ze swej strony nadmienił jedynie, że reprezentuje dowództwo miejscowej AK. W tym momencie dowódca Rejonu VIII brał pod uwagę następujące możliwości rysujące się przed Zgrupowaniem Stołpecko-Nalibockim w przypadku wybuchu powstania w Warszawie:
– zachowa się biernie;
– Niemcy będą chcieli użyć go do walki z powstaniem,
– samorzutnie weźmie udział w walce po stronie Polaków, lecz bez uzgodnienia z miejscową konspiracją;
– Niemcy użyją go do walki z Rosjanami[33].
Wszystkie warianty były nie do przyjęcia dla kpt. Krzyczkowskiego, dlatego postanowił działać, by skonfrontować posiadaną wiedzę ze swymi przełożonymi z AK. Akurat tego dnia, 26 lipca, była wyznaczona w Warszawie odprawa dowódców rejonów z mjr. Kazimierzem Krzyżakiem „Bronisławem”, dowódcą VII Obwodu podmiejskiego AK „Obroża”. Jakież było zaskoczenie kapitana, gdy usłyszał, że ma rozbroić oddział por. „Góry”. Na postawione pytanie: w jaki sposób dowódca Rejonu VIII ma to zrobić, czy siłami liczącymi po mobilizacji 350-400 słabo uzbrojonych ludzi? – mjr „Bronisław” wycofał się z niedorzecznego planu. Następny projekt dowódcy Obwodu można traktować w takich samych kategoriach: planowano kupić broń od żołnierzy oddziału por. „Góry”. Ostatecznie mjr „Bronisław” obiecał porozumieć się z Komendą Główną AK. Nie czekając na wyniki rozmów, kpt. Krzyczkowski za pośrednictwem płk. Pluty-Czachowskiego „Kuczaby” postanowił sam nawiązać kontakt z Komendą Główną[34].
Jeszcze 26 lipca, późnym wieczorem, w Dziekanowie Polskim zjawili się Niemcy, którzy ustalili z polskim zgrupowaniem sprawy organizacyjne – m.in. zaopatrzenie w żywność, amunicję, furaż – traktując ciągle Polaków z oddziału por. „Góry” jako sprzymierzeńców[35]. Podobno Niemcy planowali szybkie użycie tego wojska w walce z Sowietami na froncie wschodnim, co było nawet rzekomo uzgodnione z Polakami podczas rokowań przy moście prowadzonych przez płk. von Bibera[36].
Wynikiem rozmów z płk. „Kuczabą” była odpowiedź z Warszawy, która nadeszła następnego dnia, 27 lipca. KG nie chciała mieć nic wspólnego z oddziałem, który walczył przeciw Sowietom. Dowódcę por. Pilcha planowano oddać pod sąd, a sam oddział skierować do Borów Tucholskich, gdzie rzekomo miał otrzymać dalsze rozkazy. Marszruta wojska do Puszczy Tucholskiej w tych warunkach musiałaby zakończyć się najprawdopodobniej zagładą[37]. „Otrzymując polecenie wymarszu do Puszczy Tucholskiej, byłem tym zdruzgotany i załamany. Nie widziałem żadnych możliwości przeprowadzenia oddziału, liczącego blisko tysiąc żołnierzy, kilkaset koni, liczne tabory, szpital, kuchnie itp. do wspomnianej puszczy odległej o kilkaset kilometrów [...]. Dla mnie było jasne, że jeżeli oddział wyjdzie z Puszczy Kampinoskiej, zostanie bez trudu wyśledzony przez Niemców i w krótkim czasie zniszczony. Oświadczyłem więc kpt. «Szymonowi», że nie jestem w stanie wykonać rozkazu Komendy Głównej AK i poprosiłem go, aby przejął oddział pod swoje dowództwo”[38].
Propozycja posiadania pod rozkazami dodatkowych około 900 świetnie uzbrojonych i ostrzelanych żołnierzy wydała się dowódcy Rejonu VIII ogromnie kusząca. Tym bardziej, że nadeszła w przededniu planowanej akcji zbrojnej w Warszawie. Z małej i niewiadomej siły konspiracyjnej, jaką był Rejon VIII, mógł natychmiast przeistoczyć się w liczące około 1300 żołnierzy poważne zgrupowanie partyzanckie. Po raz kolejny kpt. Krzyczkowski udał się do Warszawy, gdzie za pośrednictwem płk. „Kuczaby” przekazał wniosek do Komendy Głównej, by oddział nalibocki włączyć do konspiracyjnego Rejonu pod swoją komendę. W tym przypadku na szczęście ktoś w KG realnie ocenił wartość siły Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego i patriotyzm jego żołnierzy. Być może w związku ze zbliżającym się frontem wschodnim nie było wskazane zatrzymywać pod Warszawą partyzantów z polskich kresów, którzy walczyli przeciwko sowieckiej partyzantce. Najpewniej Komenda Główna AK nie chciała zadrażniać stosunków z Armią Czerwoną i uznawać pod swoją komendą ludzi, którzy „współpracowali” z Niemcami. Dlatego wstępne decyzje jej przedstawicieli były takie drastyczne i nierealne. Istotne jest jednak to, że żołnierze zgrupowania walczyli w swojej i swoich bliskich samoobronie. Tak zwany sojusz z Niemcami był wyłącznie próbą podjęcia jedynej możliwości ocalenia ludzi. Przy zgodzie na włączenie oddziału por. „Góry” pod swoją komendę kpt. „Szymon” otrzymał jednak zastrzeżenie, że robi to na własną odpowiedzialność. Natomiast nadal aktualna pozostawała sprawa postawienia przed sądem por. Pilcha. „Dowiedziałem się również od «Szymona», że moja sprawa będzie rozpatrywana przez sąd. Było to dla mnie niepoważne, niemniej bardzo przykre, iż taką decyzję mógł powziąć oficer na wysokim szczeblu, w Komendzie Głównej Armii Krajowej. Za działalność w Obwodzie AK Stołpce dostałem awans na porucznika w dniu 3 maja 1944 r. oraz w zaległych odznaczeniach z konspiracji i partyzantki dwukrotny Krzyż Walecznych. Wszystko to na wniosek moich przełożonych, to znaczy Komendy Okręgu Nowogródek”[39].
Podczas trzeciego pobytu w Dziekanowie Polskim kpt. Krzyczkowski przekazał rozkazy dla pododdziałów 78. pp i 27. puł., by pomaszerowały w sam środek Puszczy Kampinoskiej i rozlokowały się na kwaterach w Wierszach, Truskawce i innych okolicznych wioskach. Choć realna współpraca z Niemcami nigdy nie istniała, a zawieszenie broni już się skończyło, jeszcze w ostatnich dniach lipca 1944 r. Niemcy zaopatrywali oddział por. „Góry” w amunicję, żywność, sądząc mylnie, że mają do czynienia z sojusznikami we wspólnej walce z bolszewizmem zalewającym Europę. Tymczasem i miejscowych żołnierzy armii podziemnej, i partyzantów przybyłych z Puszczy Nalibockiej już w najbliższych dniach czekały nowe zadania.
Z pewnością zastanawiająca jest historia ponad 500-kilometrowego rajdu Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK przez tereny zajęte przez Niemców i szczęśliwe zakończenie tegoż rajdu tuż pod Warszawą. Nie miał na to wpływu rozejm z Niemcami, zawarty jeszcze w Puszczy Nalibockiej, ponieważ nie istniał żaden dokument świadczący o tym. Także niemieccy żandarmi, którzy mieli uwiarygodnić, że polscy żołnierze por. Pilcha działają w porozumieniu z Niemcami, zostali pomyłkowo zlikwidowani w połowie drogi. Chyba jedynie demoralizacja rozbitych niemieckich wojsk, również rosyjskojęzycznych, które w tych dniach wycofywały się w nieładzie po wszelkich drogach okupowanej Polski, umożliwiły ten odważny marsz. Równie duży wpływ miało wykorzystanie mundurów białoruskiej policji, ale to przede wszystkim liczebność zgrupowania, zdyscyplinowanie, uzbrojenie, zdecydowanie i szybkość manewrów polskiej jednostki zapewniły pomyślny przemarsz pośród nieprzyjaciół: na początku partyzantów sowieckich, później wojsk niemieckich oraz innych oddziałów kolaboranckich.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
[4] Kołosowski Longin „Longinus”, Grzybowski Witold „Kot”, Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie AK, www.iwieniec.eu/AK/ (dostęp: 20 czerwca 2011), s. 1.
[5] Tamże, s. 1, 2.
[6] Kosowicz Paweł, W Puszczy Nalibockiej. Opis Powstania Iwienickiego 19 czerwca 1943 r., s. 1-6, na: www.iwieniec.eu/AK/ (dostęp: 20 czerwca 2011).
[7] Adolf Pilch (1914-2000), oficer rezerwy piechoty WP, podporucznik, porucznik (1944), ps. „Góra”, „Pistolet”, „Dolina”. Urodził się 22 maja 1914 r. w Wiśle na Śląsku Cieszyńskim, jako ósme dziecko beskidzkiego górala. Był wyznania ewangelicko-augsburskiego, jego przodkowie byli Szkotami, którzy przywędrowali w Beskidy, uciekając przed prześladowaniami religijnymi. Ukończył gimnazjum w Cieszynie i Państwową Wyższą Szkołę Budowy Maszyn i Elektrotechniki im. H. Wawelberga i S. Rotwanda w Warszawie, po czym został powołany do Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty przy 26. DP w Skierniewicach. W 1939 r. nie został zmobilizowany, w 1940 r. przedostał się na Węgry, następnie przez Rumunię dotarł do Jugosławii, skąd statkiem „Patria” dopłynął do Francji, gdzie został wcielony do 3. Dywizji Piechoty (początkowo do 9. pp następnie 8. pp). W czasie niemieckiej agresji na Francję brał udział w walkach 8. pp, a po kapitulacji Francji i ewakuacji oddziałów polskich, 21 czerwca 1940 r., dotarł do Plymouth w Wielkiej Brytanii. Został wcielony do 10. BKPanc. do 24. pułku. Następnie zgłosił się jako ochotnik do służby w kraju. Przeszedł szkolenie dywersyjne cichociemnych, po czym został przerzucony do Polski w nocy z 16 na 17 lutego 1943 r. i otrzymał przydział do Kedywu Okręgu AK „Czapla” (Białystok), a następnie do Okręgu AK „Nów” (Nowogródek), działając pod pseudonimem „Góra”. Na podstawie: www.powstanie-warszawskie-1944.pl (dostęp: 20 czerwca 2011).
[8] Kołosowski Longin, Grzybowski Witold, Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie AK, s. 2.
[9] Bielański Ryszard, „Góra-Dolina”. Adolf Pilch, s. 56.
[10] Spis żołnierzy Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego Armii Krajowej: którzy walczyli z Niemcami i partyzantką sowiecką na terenie przedwojennych województw: nowogródzkiego i wileńskiego w Puszczy Kampinoskiej i jej otoczeniu, w Powstaniu Warszawskim oraz na Kielecczyźnie w okresie od 27-05-1943 do 17-01-1945 roku, oprac. Witold Grzybowski, konsul. Longin Kołosowski, Warszawa 2003, s. VI. Wymienieni oficerowie zostali podstępnie zatrzymani w drodze do sztabu partyzantki sowieckiej i przetransportowani samolotem do Moskwy. Więzieni na Łubiance, następnie w łagrach. Do Polski powrócili dopiero w 1948 r. Szczegółowe dane dotyczące Polaków zatrzymanych 1 XII 1943 r. zamieszczam w zał. nr 1.
[11] Podgóreczny Marian ps. „Żbik”, Doliniacy. Nieznane dzieje Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK, t. 1, Za Niemnem, Gdańsk 1991, s. 59;
[12] Kuźmiński Józef Jan, Z Iwieńca i Stołpów do Białegostoku, fragmenty, www.iwieniec.eu/AK/ (dostęp: 20 czerwca 2011), s. 1.
[13] Kłosowski Longin, Grzybowski Witold, Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie AK, s. 3.
[14] Podgóreczny Marian, Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie AK. Oszczerstwa i fakty. Wywiad z dowódcą zgrupowania cichociemnym mjr Adolfem Pilchem ps. „Góra” „Dolina”, maszynopis, s. 5.
[15] Krajewski Kazimierz, Oddziały Nowogródzkiego Okręgu AK w Powstaniu Warszawskim, w: Powstanie Warszawskie. Fakty i mity, red. Kazimierz Krajewski, Tomasz Łabuszewski, Warszawa 2006, s. 101.
[16] Kołosowski Longin, Grzybowski Witold, Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie AK, s. 3, 4.
[17] Krajewski Kazimierz, Oddziały Nowogródzkiego Okręgu AK w Powstaniu Warszawskim, s. 102, 103.
[18] Tamże, s. 103-105.
[19] Tamże, s. 106.
[20] Pilch Adolf, Partyzanci trzech puszcz, s. 151, 152.
[21] Kuźmiński Józef Jan, Z Iwieńca i Stołpów do Białegostoku.
[22] Podgóreczny Marian, Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie AK, s. 72.
[23] Kuźmiński Józef Jan, Z Iwieńca i Stołpów do Białegostoku.
[24] Pilch Adolf, Partyzanci trzech puszcz, s. 153.
[25] Koszada Jerzy „Harcerz”, Grupa Kampinos, s. 28.
[26] Karwat Tomasz, Zgrupowanie Stołpeckie AK podczas akcji „Burza”, w: Polska. Walka, opozycja, niepodległość. Studia z dziejów II RP, Polskiego Państwa Podziemnego i PRL, red. Adam F. Baran, Sandomierz 2000, s. 126.
[27] Pilch Adolf, Partyzanci trzech puszcz, s. 157.
[28] Krzyczkowski Józef Stanisław „Szymon” (1901-1989), oficer Wojska Polskiego, urodzony 23 grudnia 1901 r. w Zamościu. Należał do Polskiej Organizacji Wojskowej, brał udział w wojnie z Rosją. W wojnie obronnej, zmobilizowany, znalazł się w II Oddziale Sztabu Naczelnego Wodza, następnie w konspiracji – od 1941 r. był żołnierzem Związku Walki Zbrojnej, następnie Armii Krajowej. Był organizatorem i dowódcą VIII Rejonu Obwodu AK „Obroża”. W 1942 r. otrzymał awans na stopień kapitana.
[29] Krzyczkowski Józef „Szymon”, Konspiracja i Powstanie w Kampinosie 1944, s. 161. Choć w swoich wspomnieniach Krzyczkowski napisał, że otrzymał ten meldunek wieczorem 24 lipca, niewątpliwie jest to pomyłka, gdyż zgrupowanie zakwaterowało się w Dziekanowie dopiero w nocy z 25 na 26 lipca 1944 r.
[30] Tamże, s. 162, 163.
[31] Kuźmiński Józef Jan, Z Iwieńca i Stołpów do Białegostoku.
[32] Krzyczkowski Józef „Szymon”, Konspiracja i Powstanie w Kampinosie 1944, s. 164.
[33] Tamże, s. 165.
[34] Tamże, s. 165-167.
[35] Karwat Tomasz, Zgrupowanie Stołpeckie AK podczas akcji „Burza”, s. 126.
[36] Kuźmiński Józef Jan, Z Iwieńca i Stołpów do Białegostoku.
[37] Krzyczkowski Józef „Szymon”, Konspiracja i Powstanie w Kampinosie 1944, s. 165-167.
[38] Pilch Adolf, Partyzanci trzech puszcz, s. 159.
[39] Tamże, s. 160.
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Bellona SA prowadzi sprzedaz wysyłkowa wszystkich swoich książek z rabatem.
www.ksiegarnia.bellona.pl
Nasz adres:
Bellona SA
ul. Grzybowska 77
00-844 Warszawa
Dział Wysyłki tel.: (22) 45 70 306, 652 27 01
fax (22) 620 42 71
Internet: www.bellona.pl
e-mail: [email protected]
Ilustracja na okładce: Łukasz Mieszkowski
Redaktor prowadzący: Zofia Gawryś
Redaktor merytoryczny: Tomasz Kompanowski
Redaktor techniczny: Andrzej Wójcik
Korekta: Sylwia Piecewicz
© Copyright by Szymon Nowak, Warszawa 2011
© Copyright by Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2011
ISBN 9788311125759
Plik ePub opracowany przez firmę eLib.pl
al. Szucha 8, 00-582 Warszawa
e-mail: [email protected]
www.eLib.pl