Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy krajobraz może być wesoły? Taka właśnie jest, zdaniem autora, Knyszyńska. Puszcza pełna strumieni, pagórków, mokradeł i niecek, w których stoi woda. Różnorodne są również głosy, które Średziński zebrał na potrzeby tej książki. O puszczę pytał między innymi archeologów, historyków, przyrodników oraz ludzi, którzy w śródleśnych osadach zapuścili korzenie. Każdy z wątków jego opowieści to drzewo, wszystkie razem stanowią las. I to taki, z którego nie chce się wychodzić.
Adam Robiński, dziennikarz, autor reporterskich książek, m.in. Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów
Jest taka puszcza, wciśnięta między Puszczę Białowieską a Puszczę Augustowską, która przez kilka wieków pozostawała w cieniu tej pierwszej. Jest to las wyjątkowy, jeden z największych zwartych kompleksów leśnych w Polsce, gdzie znajdziemy „góry”, bagna i dzikość pod okapem starych drzew. Nie bez powodu Jacek Bromski wybrał to miejsce, osadzając w nim akcję filmów z cyklu „U Pana Boga”. Niedaleko stąd do Warszawy, Grodna i Wilna. Jeszcze bliżej do Białegostoku, z którego pochodzę. Postanowiłem o tej puszczy napisać. Skradła mi serce już w dzieciństwie i do dziś ta miłość trwa. Ta książka to owoc tej miłości. Puszcza Knyszyńska na nią zasługuje. I na Twoją uwagę też. Przeczytaj i przyjedź, a odkryjesz znacznie więcej niż byłbym w stanie o tym lesie napisać.
PAWEŁ ŚREDZIŃSKI
Czy w Puszczy Knyszyńskiej praktykowane były obrzędy szamańskie?
Czy zamieszkiwali ją Jaćwingowie?
Którędy przez puszczę wędrowali powstańcy?
Czy woda z puszczańskich źródlisk jest zdatna do picia?
Które fragmenty puszczy przypominają lasy tropikalne?
Ile rzek płynie przez puszczę?
Ile gatunków grzybów w niej rośnie?
Jak grube jest najgrubsze puszczańskie drzewo?
Kim jest borodziej próchnik, a kim dostojka eunomia?
I gdzie szukać puszczy w Puszczy Knyszyńskiej?
Na te i wiele innych pytań znaleźć można odpowiedź w tej niezwykłej książce.
O AUTORZE:
Paweł Średziński, miłośnik przyrody, dziennikarz i historyk, doktor nauk humanistycznych. Pasjonat łosi, borsuków i wombatów. Przez 11 lat działał w międzynarodowych organizacjach ekologicznych. Obecnie wspiera Fundację Dziedzictwo Przyrodnicze. Pisze o przyrodzie, ludziach i świecie. Autor książek Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma i (wspólnie z Piotrem Dombrowskim) Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 304
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Jedyna taka puszcza
„Zawsze twierdzę, że mieszkam w najpiękniejszym miejscu na świecie i reszta po prostu się nie umywa do tego miejsca. Nawet ta Puszcza Białowieska nie jest tak piękna jak ta”
Wiktor Wołkow
Puszczy Knyszyńskiej zawdzięczam wiele lekcji historii i przyrody. Otrzymywałem je na spacerach, w czasie długich wędrówek z plecakiem i pomieszkując w puszczańskich osadach położonych na jej obrzeżach. Przez większą część dzieciństwa i młodości puszcza była w zasięgu mojego wzroku. Spoglądałem na nią z dziesiątego piętra bloku przy ulicy Fabrycznej. Siedząc przy biurku, miałem na nią wspaniały widok, lekko tylko zepsuty kominem białostockiej elektrociepłowni. Widziałem ciemny pas lasu na horyzoncie i widoczny w oddali zarys masztu radiowego w Krynicach.
Do Puszczy Knyszyńskiej jeździłem od najmłodszych lat. Cele tych wyjazdów – najczęściej pekaesem, rzadko koleją – były bardzo różne: kąpiele w rzece Supraśl, zbieranie grzybów albo jagód. Z leszczyn robiło się pierwsze wędki do połowu ryb. Gdy dorastałem, moje oczekiwania względem Puszczy Knyszyńskiej zaczęły się zmieniać. Podczas wyjazdów zdarzało się coraz więcej przygód. Jeszcze jako uczeń podstawówki zacząłem brać udział w rajdach pieszych i biegach na orientację organizowanych przez regionalny oddział PTTK. Tam poznałem osoby, z którymi w czasach szkolnych wielokrotnie wybieraliśmy się do lasu. Jeździłem tam również sam, a za każdym razem odkrywałem coś nowego.
W Puszczy Knyszyńskiej odnajdywałem prawie wszystko. Skrawki dzikiego lasu, śródleśne bagna i torfowiska. Rzeczne doliny i źródliska, z których początek biorą jedne z najpiękniejszych rzek północno-wschodniej Polski. Zagubione w lesie drewniane wsie, przydrożne kapliczki i krzyże dawno temu zawieszone na drzewach. Opowieści o powstaniu styczniowym. I wreszcie knyszyńskie góry. Może niektórych to zdziwi, ale są w Puszczy Knyszyńskiej góry lub – jeśli ktoś woli je tak nazwać – wzgórza. Pamiętam, że na wzniesienia w rejonie wsi Jałówka mówiliśmy nie bez fantazji Bieszczady, chociaż wtedy, jako bardzo młodzi ludzie, o Bieszczadach mogliśmy tylko pomarzyć. Na mapach puszczy znajdziemy góry Krzemienne Niedźwiedzie, Ołodziejowe i wiele innych. Jest góra Sygnał i Góra Królowej Bony.
Ich nazwy czasami łatwo wyjaśnić, innym razem wytłumaczenie ich etymologii jest bardzo trudne. Góry Ołodziejowe w pobliżu Mierestek podobno zawdzięczają swoją nazwę nazwisku ich właścicieli – Ołodziejewskich. Nie wiem do dziś, skąd nazwa Gór Niedźwiedzich, bo te duże ssaki drapieżne już od dawna nie żyją w Puszczy Knyszyńskiej.
Moich wypraw do Puszczy Knyszyńskiej było bardzo dużo. Nigdy nie zapomnę zimowego przejścia przez jej lasy, kiedy temperatura spadła poniżej minus dwudziestu stopni Celsjusza. Razem z moim kolegą Krzyśkiem ruszyliśmy „górami” przez głęboki śnieg z Królowego Mostu przez Wzgórza Świętojańskie i przełom Supraśli. Na początku zamarzały nam powieki, a kominiarki zbryliły się od naszych oddechów. Kiedy po kilku godzinach dotarliśmy na szczyt jednego ze wzgórz, herbata w moim termosie była już herbatą mrożoną.
Do puszczańskich ostoi uciekali książęta i królowie w czasach epidemii. Zygmunt August chronił się w knyszyńskiej rezydencji przed morowym powietrzem. Wierzył również w kojące działanie lasu i dlatego w ostatnich chwilach swojego życia kazał się zawieźć do Knyszyna. Był przekonany o dobroczynnym wpływie natury na zdrowie. W kolejnych pokoleniach ludzie często zapominali o tym czynniku. Las budził lęk. Do dziś powszechny jest strach przed dzikimi zwierzętami, zabłądzeniem i mniej lub bardziej wyimaginowanymi niebezpieczeństwami. Wojciech Załęski, który wytrwale zbierał opowieści o Puszczy Knyszyńskiej wśród mieszkańców okolicznych wsi, nie bez powodu trafiał na historie o łojmach. Miały to być „grube i brudne baby” chodzące po lasach w strojach posklejanych żywicą. Strzec się ich musiały rodzące kobiety, którym łojmy mogły podmienić noworodka. Wyobraźnia ludowa była w tym zakresie dość bogata, a dziś pamięć o niej przetrwała tylko dzięki takim badaczom miejscowego folkloru jak Załęski.
W ostatnich latach przebywanie w lesie przestaje jednak przerażać ludzi i coraz częściej jest wiązane z dobroczynnym wpływem na naszą kondycję. Sąsiedztwo Puszczy Knyszyńskiej to ogromna zaleta Białegostoku. Moim zdaniem wciąż nie dostrzegamy tej zależności, a przecież to z puszczy pochodzi woda w białostockich kranach. Mieszkańcy stolicy województwa podlaskiego mają las pod bokiem. Kilka kilometrów od granic miasta można zanurzyć się w puszczy i ruszyć na wędrówkę jej ścieżkami i bezdrożami. Wciąż brakuje powiązania Puszczy Knyszyńskiej z miejską tkanką. A przecież las jest miejscem, gdzie możemy zregenerować swoje zdrowie zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Ten fenomen bardzo dobrze opisała Katarzyna Simonienko, psychiatra i autorka książki Nerwy w las. Zdecydowanie za rzadko uświadamiamy sobie, jaki wpływ las może wywierać na nasz organizm.
Simonienko pisze:
Leśne otoczenie sygnalizuje: możesz się odprężyć, masz gdzie zbudować schronienie, wdrapać się, rozpalić ogień, odpocząć. Stajemy się szczęśliwsi i bardzie odprężeni! Gdybyśmy podłączyli sobie podczas takiej leśnej wyprawy aparat elektroencefalograficzny, zaobserwowalibyśmy, że na zapisie wyraźniej zarysowują się zarówno fale alfa, jak i beta. Świadczy to o tym, że chociaż wzrasta nasza koncentracja, to jednocześnie rośnie odprężenie1.
Mówiąc inaczej, skupienie, które odczuwamy, wędrując po lesie, nie obciąża nas, a pomaga wypocząć. Nie bez powodu znane uzdrowiska są otoczone lasami, w których można odetchnąć świeżym leśnym powietrzem. Las zmniejsza też stres wywołany zmianami klimatu. W upalne dni pod okapem drzew znajdziemy cień i chłód. Simonienko propaguje również leśne kąpiele, a Puszcza Knyszyńska jest doskonałym miejscem do tego typu aktywności. Sama nazwa – kąpiele – jest bardzo trafiona. Oddaje ona istotę zatapiania się w leśną tkankę.
Sam także mogłem się przekonać, jak kojące działanie ma Puszcza Knyszyńska. Dwadzieścia lat temu na parę miesięcy przeniosłem się do drewnianego domu w Grodzisku. Jeszcze nie dotarły tam grupy przyjezdnych z wielkiego świata, nie było letnisk i tylko pole golfowe w Lipowym Moście zapowiadało nadchodzące zmiany. Wtedy przekonałem się, jak całodniowe spacery po lesie potrafią zregenerować. W ciepłe dni wieczorami wylegiwałem się w starej wannie ustawionej w ogrodzie między jabłoniami. Słońce ogrzewało w niej wodę, a takiej luksusowej kąpieli z widokiem na dolinę pobliskiej rzeki nie można było zażyć nigdzie indziej. Za płotem otaczającym stary sad co noc odzywały się puszczyki. Tak blisko, jakby były na wyciągnięcie ręki. Myślałem, że wystarczy sięgnąć trochę dalej i będę mógł dotknąć palcami ich piór. Rano ponad doliną rzeki Słoi unosiły się widowiskowe jesienne mgły. W oddali rozlegał się donośny głos rozochoconego rykowiskiem jelenia. A kiedy na bezchmurnym niebie pojawił się księżyc w pełni, to właściwie spełniały się wszystkie moje marzenia. Tamtego domu już nie ma, ale tęsknota za trwaniem na skraju lasu, w miejscu, gdzie czas się zatrzymał, aby potem powoli sączyć się przez kolejne kartki kalendarza, towarzyszy mi do dziś. Puszcza Knyszyńska jest takim miejscem, gdzie odnajduję moje góry, odkrywam nowe uroczyska. Miejscem, z którego już nie chce mi się wyjeżdżać w świat.
Puszcza Knyszyńska na zawsze pozostanie moją pierwszą wielką przygodą. Już w dzieciństwie skradła moje serce i, jak pokazuje życie, ta miłość wciąż trwa. Dlatego bardzo lubiłem i lubię odkrywać Kozie Góry, Tajgę, dolinę Słoi i wiele innych miejsc, których nazwy pojawiają się na mapach, chociaż nikt już nie wie, jakie jest ich pochodzenie. Dzięki temu puszcza pozostaje tajemnicza. Nie jest płaską taflą, a pofalowanym morzem, którego powierzchnię wieńczą czubki drzew.
W pierwszym przewodniku po Puszczy Knyszyńskiej, który trafił w moje ręce, czytałem: „Dla bardziej wprawnych turystów proponuję krótką grzbietową wycieczkę na punkt widokowy nad Sofipolem. Nie należy wówczas skręcać ze szlakiem w dukt, lecz wejść na północny zachód. Rozpoczynamy dość ostre podejście na szczyt pagórka”2. Trzeba przyznać, że rozbudzało to moją wyobraźnię, bo łaknąłem zarówno takich opisów, jak i przygód. Pamiętam też dobrze moją pierwszą mapę Puszczy Knyszyńskiej – z żółtą okładką, wydaną w skali jeden do 100 tysięcy. Była wtedy moją jedyną pomocą podczas prób zorientowania się w terenie. Potem została wielokrotnie obklejona przezroczystą taśmą i przeżyła ze mną więcej niż dwie dekady puszczańskiej włóczęgi.
Pisząc tę książkę, chciałem wrócić do klimatu dawnych wędrówek, które lubię najbardziej. Dlatego kupiłem to samo wydanie mapy sprzed trzydziestu lat, ale w lepszym stanie. Wraz z nim przewędrowałem puszczę od nowa, spotykając ludzi, którzy badają jej lasy, mieszkańców i dzieje, a także tych, którzy w niej mieszkają.
Król i jego puszcza
„Nie mają poddani JKM w puszczach JKM […], nie mają też i w łowiech zwierzęcych łowić, ani żubrów, ani łosi, ani sarn, a nie tylko zwierza wielkiego przy łowach, ale ani zająca, ani wobec wszelkiego zwierzęcia”
Ustawa dla starostwa knyszyńskiego, około 1550 roku
Trudno wyobrazić sobie Puszczę Knyszyńską bez króla Zygmunta II Augusta, który szczególnie ją polubił, jednak niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak wielką rolę w nazwaniu puszczy Knyszyńską odegrał ten władca. Jeszcze rzadziej z leśnym kompleksem, który został wyodrębniony w XVI wieku, aby w XX wieku swojej nazwy użyczyć sąsiednim puszczom, wiąże się miasteczko Knyszyn. A przecież zarówno Knyszyn, jak i król, któremu miasteczko zawdzięczało swoje pięć minut, do dziś powinni budzić nasze zainteresowanie i zajmować honorowe miejsce w podręcznikach do historii.
Być może gdyby Zygmunt August doczekał się potomka, pamięć o nim, a także o jego puszczy mogłaby liczyć na większą uwagę. Nadziei na to nie tracił do końca, a przekonany o leczniczych właściwościach pobytu w Knyszynie udał się do tamtejszej rezydencji w ostatnich chwilach swojego życia, kiedy stan jego zdrowia był już krytyczny. Wiedziony przekonaniem, że jeszcze wyzdrowieje, w wieku zaledwie pięćdziesięciu dwóch lat oddał ducha w Knyszynie.
Chociaż Zygmunt August na miejsce swojego dworu wybrał sam Knyszyn, to jego panowanie zostawiło wyraźny ślad w dziejach większości osad położonych w puszczy. Możemy sobie wyobrazić, jak ostatni z Jagiellonów przemierzał puszczańskie ostępy, zatrzymując się, by odpocząć w powstających osadach i przysiółkach. Wiemy, że król w czasie polowania odwiedził klasztor supraski, gdzie słuchał nabożeństw i przeglądał stare księgi zgromadzone w monasterskiej bibliotece. Parokrotnie wizytował również Krynki położone dziś na wschodnim skraju Puszczy Knyszyńskiej. Nadał im również prawa miejskie. Jak mówi mi Cecylia Bach-Szczawińska, pasjonatka lokalnej historii, dawniej Krynki były położone w środku puszczy.
Funkcjonował tam dworek myśliwski, z którego korzystali książęta litewscy. Zajeżdżał tutaj Władysław Jagiełło. Z czasem osada zaczęła się coraz bardziej rozwijać. Puszczę przecinał trakt kołowy z Wilna do Krakowa, jeden z ważniejszych w ówczesnej Europie. Jemu leżące przy nim Krynki zawdzięczają swój rozwój jako miasto. Krynki otrzymały prawa miejskie magdeburskie, czyli pełne, stąd mogły mieć własny samorząd i autonomię miejską. Jest to o tyle ważne, że tylko nieliczne miejscowości leżące na obszarze Puszczy Knyszyńskiej posiadały takie przywileje. Wyodrębniono wówczas Puszczę Kryńską, która za czasów Zygmunta Augusta była częścią Puszczy Grodzieńskiej – i taka nazwa występuje bardzo często w dokumentach z tego okresu. Dziś jej resztki wchłonęła Puszcza Knyszyńska. Niestety, wraz z wycinką drzew puszczańskie knieje oddalały się od kryńskich włości. Jeszcze do połowy XVI wieku puszcza była blisko Krynek, jednak coraz mocniej się kurczyła wraz z rozwojem osadnictwa. Ten proces okrajania puszczy trwał do XVIII wieku. A jednak nawet w przypadku niegraniczących obecnie z puszczą Krynek, wciąż stanowi ważną część ich historii i tożsamości.
Historycy i miłośnicy historii próbują odtworzyć szczegóły czasów zygmuntowskich, ale także im trudno precyzyjnie zrekonstruować przeszłość ginącą we mgle legend i sprzecznych przekazów. Dotyczy to nie tylko samych dziejów ostatniego Jagiellona. Problemy z rekonstrukcją historyczną sprawia także samo nazewnictwo dawnych kompleksów leśnych współcześnie scalonych w Puszczę Knyszyńską. Prawie nikt nie pamięta już dawnej nazwy Puszcza Grodzieńska, znanej z pierwszych dokumentów. To z niej utworzono później Puszczę Knyszyńską.
O te sprzeczności w nazewnictwie Puszczy Knyszyńskiej pytam regionalistę i badacza historii – doktora Grzegorza Ryżewskiego. „Zamieszanie wynika z pogmatwanej historii obszaru pogranicza. Zachodnia część obecnej Puszczy Knyszyńskiej należała do Podlasia włączonego w 1569 roku do Korony Królestwa Polskiego. Natomiast jej część wschodnia znalazła się w granicach Wielkiego Księstwa Litewskiego”. Ryżewski podkreśla, że na te graniczne podziały nałożyły się kolejne:
O ile puszcze Knyszyńska i Grodzieńska były kompleksami skarbowymi, o tyle Puszcza Błudowska była własnością prywatną. Przykładowo na terenie dawnej Puszczy Błudowskiej należącej do Chodkiewiczów powstały w wyniku podziału dóbr odrębne kompleksy, między innymi puszcze Supraska i Sobolewska. Te wszystkie zaszłości aż do XX wieku sprawiały, że w różnych czasach używano innych nazw własnych. W okresie międzywojennym spotykamy takie nazwy jak Puszcza Knyszyńska, Puszcza Knyszyńsko-Białostocka, Puszcza Knyszyńsko-Buksztelska, ale i Puszcza Błudowska w odniesieniu do lasów prywatnych zlokalizowanych na południe od rzeki Supraśl. Jak zatem wybrnąć z tego zamieszania? Myślę, że dzisiaj możemy potocznie mówić o Puszczy Knyszyńskiej, mając na myśli część zachodnią do linii rzek Brzozówka – Czarna, i Puszczy Grodzieńskiej, Sokólskiej i Buksztelskiej w części wschodniej, a o Puszczy Błudowskiej na południe od Supraśla.
W przedwojennym przewodniku Mieczysława Orłowicza po województwie białostockim czytamy: „Białystok otaczają dookoła wielkie lasy. Od północnego zachodu ciągną się lasy dawnej Puszczy Knyszyńskiej, od północy Puszczy Buksztelskiej, od wschodu Puszczy Błudowskiej, wreszcie od południa lasy porastające wzgórza moreny”3. Inną propozycję miał Ferdynand Antoni Ossendowski. W swoim przewodniku Puszcze polskie użył nazwy Puszcza Królewska4. Te zmiany w nazewnictwie Puszczy Knyszyńskiej w XX wieku najtrafniej opisała Joanna Sokólska. Wskazała ona, że po 1918 roku wśród lokalnej społeczności wciąż żywy był podział na część litewską – na wschód od rzek Brzozówki i Czarnej – oraz polską – na zachód od obu rzek. „Dawna puszcza przynależna do Korony zwana była – tak jak w XVI wieku – Knyszyńską, natomiast dla części litewskiej utrwaliła się w okresie międzywojennym nowa nazwa – Puszcza Buksztelska, od osady Buksztel, gdzie powstała duża stacja na linii kolejowej warszawsko-petersburskiej”5 – pisała Sokólska. Z kolei lasy prywatne na południe od rzeki Supraśl wciąż nazywano Puszczą Błudowską.
Po II wojnie światowej nastąpiło ostateczne ujednolicenie nazewnictwa tych trzech puszcz i połączenie ich w jedną. Początkowo używano zamiennie dwóch nazw: Puszcza Knyszyńsko-Buksztelska i Puszcza Knyszyńsko-Białostocka, które ostatecznie zastąpiła Puszcza Knyszyńska.
Zasłużony badacz dziejów Białostocczyzny i Knyszyna, profesor Józef Maroszek, z którym spotkałem się w jego domu w Białymstoku, zwrócił uwagę na przesunięcie centrum Puszczy Knyszyńskiej, które dokonało się w XX wieku. Z jej historycznej stolicy, którą był Knyszyn, przeniosło się ono do Supraśla. Jego zdaniem Supraśl w sposób niezasłużony stał się współczesną stolicą tego kompleksu leśnego. Profesor Maroszek stwierdził, że Supraśl
nie należał wcześniej do Puszczy Knyszyńskiej, a do Puszczy Błudowskiej, a jednak teraz jest stolicą Puszczy Knyszyńskiej, w której historycznie nie był. O ile Knyszyn i królewska puszcza wokół niego były po unii lubelskiej w Koronie, to pozostałe obszary pozostały w Wielkim Księstwie Litewskim. Dziś jest to bardzo trudno komuś wytłumaczyć. Żałuję, że nie udało się nazwać tej puszczy w inny sposób. Była na to szansa po II wojnie światowej.
Pytam profesora Maroszka, jak wyglądały granice historycznej Puszczy Knyszyńskiej.
Na dobrą sprawę można napisać, że zaczynały się od Biebrzy, ale odchodziły od samej rzeki i od północy, idąc na zachód, sięgały wsi Trzcianne, a potem kończyły się na Nereśli i rozległych mokradłach na wschodnim brzegu Narwi. Z kolei jej wschodnia granica przebiegała wzdłuż rzek Brzozówki i Czarnej i dalej do Wasilkowa, a potem skręcała wraz z biegiem rzeki Supraśl tam, gdzie są Jurowce. O tej puszczańskiej przeszłości świadczą nazwy niektórych miejscowości, dziś położonych już w oddaleniu od lasu. Tak jest w przypadku Wasilkowa, który swoją nazwę wziął od wasiłek, czyli nieobrobionych balików dębowych do wyrobu klepek, które z wasilkowskiego portu rzecznego wysyłano do Gdańska. A to świadczy o tym, że był w sąsiedztwie wasilkowskiej osady dobry materiał dębowy.
Dokładny opis szesnastowiecznych granic historycznej Puszczy Knyszyńskiej znajdziemy w dokumentach z tego okresu. Jest w nich mowa o rzece Brzozówce – Bieriezowoje, na której lewym brzegu była Puszcza Knyszyńska, a na prawym zaczynała się już Puszcza Grodzieńska. Następnie wschodnia granica Puszczy Knyszyńskiej przebiegała wzdłuż rzeczki Czarnej – „reczki Czornoje”. Od jej ujścia zakręcała wzdłuż Supraśli i biegła do wsi Leńce.
By jeszcze bardziej skomplikować opowieść o tym, skąd się wzięła Puszcza Knyszyńska, warto cofnąć się do średniowiecza. W tamtej epoce na niespokojnym pograniczu między Jaćwieżą, Litwą, Mazowszem a później też państwem zakonu krzyżackiego rósł trudno dostępny pas lasów. Puszcze podlaskie i grodzieńskie formowały zachodnią rubież puszcz litewskich. Były to puszcze zwarte, można wręcz rzec: nieprzebyte, gdzie obszary bezleśne powstawały w miejscach silnie nawodnionych – na mokradłach i bagnach. Tę dzikość puszczy potwierdzają również pochodzące z XIV wieku relacje z wypraw krzyżackich, których uczestnicy przemierzali te ostępy, by dostać się do Grodna. Jednocześnie puszcza była celem łowieckich eskapad wielkich książąt litewskich, którzy polowali w niej na „grubego zwierza”.
Warto jednak pamiętać też o tym, że znaczenie słowo „puszcza” wywodzi się od pustki, miejsca pustego, bez ludzi, a zatem określenie to dotyczyło lasów dziewiczych i pierwotnych. Dziś to słowo ma wymiar bardziej symboliczny, który upamiętnia historyczne puszcze, obecnie wyglądające zupełnie inaczej niż te średniowieczne.
W XVI wieku rozpoczęła się kolonizacja Puszczy Grodzieńskiej. W rezultacie wzmożonej aktywności osadniczej doszło do pierwszych podziałów tego kompleksu leśnego i wyodrębnienia Puszczy Knyszyńskiej. Stała się ona integralną częścią dóbr królewskich z siedzibą w Knyszynie. O ile łatwo wyjaśnić pochodzenie nazwy Puszcza Knyszyńska – pochodzi ona od miasteczka, do którego była przypisana – o tyle znacznie trudniej pojąć etymologię słowa Knyszyn. Jedna z hipotez, podtrzymywana zresztą przez pochodzących z tego miasteczka badaczy przeszłości, mówi o knyszach, czyli pieczonych pierożkach znanych w kuchni wschodnioeuropejskiej. Jak pisał Zygmunt Gloger w Encyklopedii staropolskiej, knysz był to „pierog okrągły, niewielki, z wzniesionym brzegiem, na środku cebulą smażoną wyłożony”, a następnie dodaje, że „wyraz ten pochodzi z niemieckiej nazwy bułeczki królewieckiej knist i słowa knischen, gnieść, miesić rozczynę”6. Potrawę tę utrwalił w swoich zbiorach opowiadań knyszyński gawędziarz Tomasz Krawczuk. Kilka z nich ma w tytule knysze. Jest on także autorem krótkiej legendy o orszaku, który został ugoszczony pierogami podanymi na liściu chrzanu. Kiedy uraczeni smakowitym posiłkiem jeźdźcy zapytali o nazwę podanego dania, usłyszeli, że zjedli knysze. I tak leśne sioło, w którym zostali ugoszczeni, stało się Knyszynem.
Są i inne wyjaśnienia pochodzenia nazwy Knyszyn. Jedno z nich mówi o Knyszewiczach z Grodna. Z kolei Henryk Stasiewicz, knyszyński historyk, przypomina, że tak nazwanych miejscowości było w Polsce więcej, a pochodzenie nazwy łączy z osobą o nazwisku Knyscha, która mogła być właścicielem punktu drogowego w miejscu, gdzie powstało miasteczko. Pamiętajmy przy tym, że Knyszyn znajdował się na ważnym szlaku łączącym Mazowsze i Wielkopolskę z Wilnem i Grodnem. Skąd tak naprawdę wzięła się nazwa miasteczka Knyszyn, od którego nazwano przylegającą do niego puszczę, wciąż nie wiemy.
Knyszyn powstał na stosunkowo niepozornym wzniesieniu wyrastającym z Niecki Knyszyńskiej ograniczonej rzekami Nereślą i Jaskranką. Aleksander Gwagnin, dziejopis pochodzenia włoskiego, zanotował, że jest to miasto drewniane, położone na terenie równinnym otoczonym stawami i sadzawkami. W XVI wieku miasteczko było zlokalizowane z dala od niespokojnych granic, a w cieniu bezpiecznej tykocińskiej twierdzy. Być może dlatego miejsce to upatrzył sobie na siedzibę król Zygmunt II August. Bliskość zamku w Tykocinie czyniła z nieufortyfikowanego Knyszyna idealne miejsce na posiadłość władcy w czasach pokoju. W Knyszynie król odpoczywał, chronił się przed morowym powietrzem i polował, bo puszcza znajdowała się w sąsiedztwie rezydencji. Z kolei w Tykocinie mógł się szybko schronić w wypadku nagłego zagrożenia.
To, że Knyszyn był ważnym miejscem dla Zygmunta II, potwierdzają szesnastowieczne relacje. W 1568 roku nuncjusz papieski Juliusz Ruggeri tak pisał o polskim królu:
Mieszka teraz zazwyczaj w Litwie, najczęściej w Knyszynie, małym zamku tej prowincji, na pograniczu Mazowsza, gdzie ma stajnie z mnóstwem pięknych koni, z których jedne są neapolitańskie, drugie tureckie, inne hiszpańskie, mantuańskie, a najwięcej polskich. To upodobanie w koniach jest poniekąd przyczyną, że król lubi tu mieszkać; może i to także, że to miejsce, będąc prawie w środku jego państwa, dogodniejsze jest pod względem administracji krajowej dla króla i osób mających do niego interes niżeli Kraków leżący na brzegach Polski7.
Nie byłoby jednak ostatniego Jagiellona w Knyszynie, gdyby nie splot sprzyjających okoliczności. Od 1502 roku ziemie te znajdowały się pod kontrolą Radziwiłłów. Do ich przejęcia dążyła królowa Bona – miała w tym swój cel. Doskonale zdawała sobie sprawę, że bez finansowego zaplecza nie może być mowy o silnej pozycji monarchy w państwie. Dlatego postanowiła zadbać o zabezpieczenie majątku swojego jedynego syna i następcy tronu, który nie bez powodu otrzymał drugie imię August – stanowiło to nawiązanie do czasów rzymskiego imperium.
W 1528 roku, w rezultacie presji wywieranej na Radziwiłłów, dobra knyszyńskie zostały oddane małoletniemu wówczas Zygmuntowi Augustowi jako darowizna. Kolejnym krokiem Bony było wydanie dyspozycji ówczesnemu staroście knyszyńskiemu Aleksandrowi Chodkiewiczowi, aby ten przystąpił do wyznaczania terenu przyszłego miasta. Okres formowania się Knyszyna jako ośrodka miejskiego zakończyło nadanie mu praw miejskich, co zrobił Zygmunt August w 1568 roku. Jeśli wierzyć przekazom, król nie chciał uczynić z Knyszyna metropolii. Szukał w nim spokoju, który gwarantowała należąca do dóbr knyszyńskich puszcza. Można by się nawet pokusić o tezę, że gdyby nie puszczańska knieja, nie byłoby tak silnego związku króla z tą osadą.
To puszcza sprawiła, że Zygmunt August postanowił zbudować swoją rezydencję w Knyszynie. Idea powołania knyszyńskiego dworu i jego funkcjonowanie należą do najciekawszych epizodów w życiu ostatniego króla z dynastii Jagiellonów. Profesor Józef Maroszek podkreśla, że Zygmunt II był wyjątkową postacią, niesłusznie ocenianą dziś tak surowo:
Pech chciał, że plotki o jego życiu prywatnym, w którym otaczał się kochankami, zapadły w pamięć potomnych mocniej niż budowa renesansowej siedziby na Podlasiu. A to, że zbudował dwór pozbawiony cech obronnych, bez murów i wałów, może zdumiewać. Był przecież władcą jednego z najpotężniejszych państw ówczesnej Europy, a mieszkał otoczony sadzawkami, zwierzyńcami, w których polował, lasami i wygonami końskimi.
Zdaniem profesora Maroszka król miał w ten sposób realizować renesansowy ideał harmonijnego współżycia z naturą. Owszem, zabezpieczył się wspomnianym już sąsiedztwem zamku w Tykocinie, w którym mógł się zawsze schronić, ale tak zaplanował układ knyszyńskiej rezydencji, aby ze swych okien widzieć las. W salach dworu królewskiego na czas jego pobytu zawieszano słynne arrasy z motywami przyrodniczymi. W ten sposób świat natury przekraczał ściany drewnianej rezydencji.
Historycy wciąż zastanawiają się, czy Knyszyn miał szansę zostać nową stolicą kraju. Wskazują przy tym, że położenie w centrum ówczesnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów sprzyjało królewskim planom. Imponować może liczba dni, które Zygmunt August spędził w knyszyńskich dobrach. Jak na władcę rozległych terytoriów okres jego urzędowania w Knyszynie był dość długi i mógł wynieść aż 499 dni. W tym miasteczku Zygmunt August podpisał 373 dokumenty. Podczas obecności króla Knyszyn stawał się zatem nieoficjalną stolicą Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Ślady czasów zygmuntowskich wciąż możemy odszukać w terenie. Paradoksalnie najtrudniejszym zadaniem okazało się odnalezienie pozostałości dworu. Jak mówi profesor Maroszek:
Gdzie ten dwór się znajdował, nikt w XX wieku już nie pamiętał. Odebranie Knyszynowi statusu królewskiej siedziby zatarło z czasem tę wiedzę. Dwór przejął po śmierci Zygmunta Augusta Jan Zamoyski, który z grabieżczej eksploatacji zasobów starostwa knyszyńskiego czerpał znaczne zyski służące budowie Zamościa. W rzeczywistości dla Knyszyna nie był nikim dobrym. Chociaż Stefan Batory ożenił się z Anną Jagiellonką, która była spadkobierczynią, to nie została wpuszczona przez Zamoyskiego do dóbr knyszyńskich.
Po śmierci Zygmunta Augusta do dawnej rezydencji nie zaglądały już koronowane głowy. Dwór został zniszczony w czasie potopu szwedzkiego. Zygmunt August przetrwał w lokalnej świadomości, chociaż wraz z upływem czasu pamięć o nim słabła. Ktoś wspominał, że ulica prowadząca do dworu była kiedyś zadaszona. Ludzie słyszeli o królu, wiedzieli, że gdzieś znajdowały się sadzawki i miejsca, które świadczyły o dawnej obecności władcy. Ulotna pamięć utrudniła ustalenie lokalizacji królewskiego dworu. Przez długi czas twierdzono, że budynek posadowiono na pobliskiej Górze Królowej Bony, zwanej też Górą Zamkową, którą widzimy, wyjeżdżając z Knyszyna i kierując się na południe. Badania przeprowadzone na tej górze nie potwierdziły jego dworskiej funkcji. „Wykonano 70 odwiertów i nic nie znaleziono – tłumaczy profesor Maroszek. – Pod górą został odkopany potłuczony talerz, ale miejscowy ksiądz potwierdził, że to z jego zastawy, bo organista uprawiał tam pole. Ludzie pytali mnie, gdzie był ten dwór, skoro archeolodzy wykluczyli najczęściej wskazywaną lokalizację”.
Profesor Maroszek nie ustawał w poszukiwaniach. Przełomowe okazały się badania archeologiczne, w których wziął udział w latach osiemdziesiątych. Okazało się, że rezydencja królewska nie znajdowała się na wspomnianej górze, ale w obrębie zabudowy mieszkalnej Knyszyna, przy ulicy Białostockiej. Znaleziono pozostałości królewskiej kuchni. Zgodnie z ustaleniami archeologów i historyków, kompleks dworski mieścił się obok koryta rzeki Jaskranki i zajmował obszar kilku hektarów. Stało tam kilkanaście budynków zarówno murowanych, jak i drewnianych. Głównym obiektem była rezydencja króla. Niestety, nie zachowały się żadne jej ślady. Dziś w tym miejscu stoją domy mieszkalne i budynki gospodarcze. Tuż przy siedzibie władcy znajdował się wielki staw, a dalej sadzawki zapewniające ryby na królewski stół.
Ruszając z Knyszyna w stronę puszczy, najlepiej wędrować starym gościńcem nazywanym również traktem królewskim. Do końca XIX wieku łączył on Knyszyn z Białymstokiem, który dopiero w XVIII wieku dołączył do grona podlaskich miast, otrzymawszy prawa miejskie dużo później niż knyszyńska osada. Najurokliwszy odcinek drogi biegnie tam, gdzie kończy się asfalt, a zaczyna droga szutrowa. Wchodzimy wtedy w aleję osłoniętą topolami. Po lewej stronie znajdziemy ślady dawnych stawów, w których zimą przetrzymywano ryby. Knyszyńscy Żydzi urządzili na ich wałach kirkut. Jest to jedyny znany mi cmentarz położony w tak wyjątkowej lokalizacji. Dziś aurę dawnych czasów podkreślają stare drzewa, które na nim wyrosły.
Kierując się dalej w stronę Białegostoku, miniemy kolejny, mniej widoczny cmentarz nazywany epidemicznym, gdzie grzebano ofiary zarazy. Pochodzi on z czasów późniejszych niż te, gdy w Knyszynie odpoczywał król Zygmunt August. Jedynym śladem nekropolii jest krzyż, ponieważ na cmentarzu rośnie dziś las. Co roku w dniu Wszystkich Świętych mieszkańcy okolicy zapalają tam znicze.
Fenomenem Knyszyna jest fakt, że ślady szesnastowiecznej obecności Zygmunta Augusta wciąż możemy odnaleźć w terenie. Niektóre z nich przetrwały w nazwach uroczysk. Na mapach z czasów carskich, planach z okresu międzywojennego i z czasów II wojny światowej, ale i na współczesnych mapach turystycznych widnieje miejsce o nazwie Gaj. Uroczysko położone na południe od Knyszyna jest mało znanym fragmentem dawnej puszczy. Gaj wraz z Popielewem wchodziły w skład rozległego królewskiego zwierzyńca. Zgodnie z miejscowym przekazem nazwa Gaj wywodzi się od drzew liściastych – dębów, lip i grabów – które rosły na tym uroczysku.
Kiedy jestem w Gaju, zawsze zatrzymuję się przy dorodnych dębach. W 1944 roku wiele rosnących tam drzew mieli wyciąć sowieccy żołnierze, którzy następnie budowali z nich swoje ziemianki. Mimo to Gaj zachował swój magiczny klimat. Sprzyja temu urokliwa dolina i płynąca jej dnem struga ukryta w lesie, choć dziś jest w niej niewiele wody. Można się tu poczuć jak w rezerwacie, chociaż Gaj rezerwatem nie jest. W takich miejscach zawsze zadaję sobie pytanie: jak długo przetrwa ich dzikość?
Problem nadmiernej wycinki drzew w lesie pojawił się już w czasach zygmuntowskich. W 1567 roku Zygmunt August podpisał w Knyszynie ustawę, która powołała do życia leśnictwa. Miały one sprawować nadzór nad lasami. To, co miało chronić puszcze, nie zatrzymało jednak ich niszczenia. Praca leśniczego okazała się intratnym zajęciem, które umożliwiało osobie na tym stanowisku rabowanie lasów. Grabieże dotyczyły Puszczy Knyszyńskiej, a nasiliły się po śmierci Zygmunta Augusta, co potwierdza jedno ze sprawozdań wystawionych w czasach Stefana Batorego. W tym dokumencie opisano znaczący ubytek drzew. Sama Puszcza Knyszyńska zaczęła się kurczyć i w połowie XVI wieku nie sięgała już doliny Supraśli, Narwi i Nereśli.
Presja związana z wycinką wynikała z rosnącego popytu na drewno. Jej przejawem było między innymi uspławnienie Jaskranki na odcinku od Knyszyna do Narwi. Podjęto wówczas próby uporządkowania kwestii związanej z eksploatacją lasu, co miało ocalić ostępy bliskie sercu króla. Nie zmieniło to faktu, że już w czasie lustracji Puszczy Knyszyńskiej w 1577 roku donoszono o poważnych szkodach.
Za przewodnictwem osoczników przyszliśmy do kniei Popielow, miejsce ulubione od króla Zygmunta, które miał zamiar ogrodzić i zamknąć parkanami. Tu szkoda największa jest. Tam szlachetnie urodzeni Jaworowscy, Babińscy, Pogorzelscy i niezliczeni inni za pozwoleniem strażnika lasów zniszczyć tę knieję usiłują. Knieja Nierestek niewiele przestrzeni zajmuje, ale prawie połowa jej została wycięta8.
Leśniczy był zobligowany do troski nie tylko o te fragmenty puszczy, w których polowali władcy. Wszelkie szkody wyrządzane w drzewostanie łowisk miały być odnotowywane i przekazywane sądowi starościńskiemu. Osoby powołane na to stanowisko nie zawsze miały jednak odpowiednie kompetencje, tym bardziej że mianowano nimi również lokalnych możnowładców i inne wpływowe osoby kierujące się chęcią zysku. Nie mniej ważną funkcję pełnili w XVI wieku osocznicy. Ich zadaniem było pilnowanie lasu, w tym zapobieganie kłusownictwu. Z kolei w samych łowach uczestniczyła jeszcze inna grupa – tak zwani strzelcy.
W czasach Zygmunta Augusta w puszczańskich ostępach występowały nie tylko sarny, jelenie i łosie, lecz także rysie, wilki i niedźwiedzie. Zdaniem historyków nie było w Puszczy Knyszyńskiej turów. Mimo to puszcze Podlasia i Grodzieńszczyzny były uznawane za szczególnie zasobne, co zwabiło do Knyszyna ostatniego z Jagiellonów, a i wcześniej ściągało wielkich książąt.
***
Przywiązanie Zygmunta Augusta do Knyszyna trwało do jego śmierci w 1572 roku. Kiedy stan zdrowia króla dramatycznie się pogorszył, zarządził on podróż do swojej knyszyńskiej rezydencji. Miał nadzieję na cudowne uzdrowienie. Okazało się, że była to jego ostatnia wyprawa. Zmarł 7 lipca w swoim ulubionym dworze, gdzie – zanim jego ciało wywieziono najpierw do Tykocina, a potem na Wawel – odbyły się pierwsze uroczystości pogrzebowe. Zygmunt August zostawił w ukochanym miasteczku swoje serce. Zostało złożone w sarkofagu, który pozostał w Knyszynie. Tak rozpoczęła się kolejna knyszyńska legenda, która do dziś rozbudza wyobraźnię.
Sarkofag z królewskim sercem miał stać na knyszyńskim rynku do XIX wieku. W 1824 roku został usunięty z przestrzeni miasteczka i wiele wskazuje na to, że trafił do lapidarium w pobliskim Knyszynie-Zamku, gdzie znajdowała się rezydencja pałacowa rodu Krasińskich. Tak twierdzi profesor Józef Maroszek, a jego wersję zdarzeń zdaje się potwierdzać relacja proboszcza z sąsiedniej parafii Krypno, Antoniego Walentynowicza. Ksiądz był przekonany, że odnalazł fragment sarkofagu, który przeniósł do swojego kościoła i polecił umieścić w murze okalającym świątynię. Tajemnicy tego znaleziska już nie wyjaśnimy, bo ksiądz Walentynowicz zabrał ją ze sobą do grobu. Zginął w 1944 roku, kiedy przez te tereny przetaczał się front.
Jest jeszcze jeden trop w sprawie sarkofagu. W kronice parafialnej Knyszyna prowadzonej przez księdza Kazimierza Cyganka jest mowa o tym, że sarkofag trafił do podziemi kościoła, chociaż do dziś nie odnaleziono jego śladów. Według tradycji ustnej znajduje się on za żelaznymi drzwiami, na których widniała sentencja „Kto mnie zamknął, ten mnie i otworzy”. Ksiądz Cyganek dodaje, że „po Knyszynie i okolicy krąży pogłoska, że w podziemiach kościoła knyszyńskiego pod głównym ołtarzem kryje się skarb, za który kiedyś, gdy Knyszyn będzie spalony czy zniszczony, odbuduje się całe miasto”9. Tak powstała kolejna legenda, która podobnie jak opowieść o ukrytych królewskich skarbach być może w końcu znajdzie wyjaśnienie. Po wojennych zniszczeniach Knyszyn odbudowano bez skarbu ukrytego w kościele – choć może właśnie dzięki niemu?
***
Tykocin, który sąsiaduje z Knyszynem, co rok przyciąga wielu turystów. To niewątpliwie zasługa dobrego stanu tykocińskich zabytków, co jest rzadkością na terenie północno-wschodniej Polski. W Knyszynie nie spotkamy już takich tłumów. Niewiele osób przejeżdżających przez to miasteczko ulicami Tykocką i Grodzieńską zdaje sobie sprawę, że znalazło się w miejscu, które nie dość, że było ulubioną siedzibą Zygmunta Augusta, to jeszcze w miesiącach, kiedy władca w nim przebywał, stawało się tymczasową stolicą Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Warto zatrzymać się w Knyszynie, gdzie pod urzędem miejskim znajdziemy pomnik Zygmunta Augusta, i ruszyć na spacer tropem króla. Być może pomnikowy Zygmunt jest za skromny, a z pewnością nietypowy jak na władcę. Stoi na placu i drepcze w miejscu. Ślady czasów zygmuntowskich możemy odszukać, spacerując ulicami, wybierając się do Gaju, wędrując Gościńcem lub odwiedzając groble stawów – miejsce spoczynku wyznawców judaizmu.
Duch Zygmunta Augusta staje się coraz bardziej ulotny, ale wciąż czeka na swoich odkrywców. Knyszyn, podobnie jak cała Puszcza Knyszyńska, która wzięła od niego nazwę, wciąż skrywa wiele tajemnic – pomimo rozwikłania wielu z nich. Duża w tym zasługa profesora Józefa Maroszka, lokalnych historyków i pasjonatów historii, którzy pozbierali okruchy przeszłości. Do dziś działa Knyszyńskie Towarzystwo Regionalne. Knyszyn i Puszcza Knyszyńska są najlepszym dowodem na to, że zabytki nie muszą być wielkimi katedrami z kamienia. Swoją wędrówkę po królewskiej puszczy najlepiej zacząć właśnie w Knyszynie.
Traperzy i pierwsi osadnicy
„Nie bardzo wierzyłem znanemu fotografikowi i zarazem mojemu koledze Wiktorowi Wołkowowi, kiedy wspomniał, że emerytowany strażnik leśny Roman Pruski odkrył w pobliżu wsi Rybniki kopalnie krzemienia”
Marek Zalewski
Ludzie od wieków pojawiali się na terenie Puszczy Knyszyńskiej i w różne sposoby zaznaczali swoją obecność, której ślady do dziś odkrywają archeolodzy. Wśród pierwszych mieszkańców puszczy znaleźli się wędrowni łowcy i zbieracze. Z czasem pojawili się również pasterze i rolnicy, a nawet górnicy poszukujący krzemienia. Te kolejne fale ludzkich migracji poznajemy coraz lepiej, chociaż badanie najstarszych dziejów człowieka w puszczy nie należy do łatwych zadań. Wiele zależy od przypadku i łutu szczęścia.
Choć najbardziej znanym obiektem archeologicznym w Puszczy Knyszyńskiej jest dziś rezerwat przyrody Krzemianka, w którym znaleziono ślady kopalń krzemienia, to, jak dowodzą kolejne badania, w lesie pozostaje jeszcze wiele do odkrycia. Kopalnie rozrzucone pomiędzy Rybnikami, Kopiskiem a Nowinami odkrył emerytowany leśnik Roman Pruski, a o jego odkryciu przez przypadek dowiedział się w 1991 roku archeolog Marek Zalewski. Jak wspomina, kiedy pojechał sprawdzić te doniesienia, za pierwszym razem przeszkodziły mu gęste zarośla. Wrócił tam zimą, gdy drzewa i krzewy zrzuciły liście, i jak relacjonował: „Dopiero wtedy zobaczyłem regularnie układające się zagłębienia po szybach i hałdy wokół nich. Bez problemu udało mi się również spod warstwy oszronionych, zeschniętych liści odsłaniać skupiska krzemieni, będące śladem pracowni”10. Tak rozpoczęły się prace badawcze związane z położonymi w środku lasu kopalniami krzemienia.
Wkrótce okazało się, że takich obiektów w okolicy jest więcej, i z pomocą miejscowych leśników zidentyfikowano jeszcze kilka kopalń tworzących mapę całego zagłębia górniczego. W rezerwacie Krzemianka możemy je zobaczyć, spacerując wyznaczoną ścieżką turystyczną. W ścianie wzgórza widać rozgrzebiska, z których pozyskiwano krzemień. Krzemienne bryły położone głębiej miały wyższą jakość i dawały lepszy surowiec do obróbki. W większych szybach jamowych mogło pracować nawet czterech górników, ale działały tam także jednoosobowe stanowiska pracy. Odkrycie pierwszych kopalń krzemienia w północno-wschodniej Polsce było wielkim archeologicznym wydarzeniem.
Odtwarzanie pradziejów człowieka w granicach obecnej Puszczy Knyszyńskiej jest szalenie trudnym zadaniem, choć są badacze, którzy pomimo wielu przeciwności dokonali kolejnych odkryć, nie mniej ważnych niż kopalnie w Krzemiance. O najstarsze ślady człowieka w Puszczy Knyszyńskiej pytam Adama Wawrusiewicza, archeologa, pracownika Działu Archeologii w Muzeum Podlaskim w Białymstoku. Wawrusiewicz zwraca moją uwagę na to, że:
mówimy tutaj o schyłkowym paleolicie. Jest to koniec plejstocenu, a zatem koniec epoki lodowcowej. W odniesieniu do tak odległych czasów trudno jest mówić o Puszczy Knyszyńskiej, której wówczas nie było. Krajobraz przypominał bardziej tundrę północnej Eurazji porośniętą rachitycznymi krzewami ze zbiorowiskami brzozy karłowatej. Było zimno i sucho. Ten surowy krajobraz przemierzały migrujące stada reniferów – najbardziej charakterystyczny element fauny końca epoki lodowej. W ślad za nimi podążali również ludzie, wyspecjalizowani łowcy, których ślady znaleźliśmy w okolicach Surażkowa. To jest sztandarowe znalezisko. Nie prowadzono tam jednak wykopalisk i jest znane tylko ze znalezionych materiałów powierzchniowych. Tych najstarszych śladów nie mamy wiele. Obszar, który dziś nazywamy Puszczą Knyszyńską, nie był aż tak istotny dla łowców reniferów. Znajdował się na marginesie ich zainteresowania. Nie zmienia to faktu, że najstarsze ślady człowieka datujemy na okres od 10 600 do 9600 lat temu.
Wawrusiewicz wskazuje, że szukając najstarszych śladów ludzi w puszczy, musimy podążyć dolinami rzek, które w dawnych czasach odgrywały decydującą rolę, stanowiły bowiem korytarz migracyjny. Ludzie przemieszczali się wzdłuż koryt rzek i zakładali nad nimi swoje osady. Rzadko penetrowali tereny pomiędzy dolinami rzek, co z czasem zaczęła utrudniać puszcza rozrastająca się pod wpływem zmian klimatu i zajmująca miejsce tundry.
Wszystko, co działo się w najdawniejszych czasach, miało miejsce w rzecznych dolinach i ich bezpośrednim sąsiedztwie. Adam Wawrusiewicz zaznacza, że:
tu musimy podkreślić kluczową rolę rzeki Supraśl. Ma ona jedną ważną cechę z punktu widzenia archeologii, ponieważ łączy dwa dorzecza: dorzecze Wisły z dorzeczem Niemna. Górny odcinek Supraśli zbliża się do Świsłoczy niemeńskiej. Między nimi jest takie bardzo krótkie przejście lądowe umożliwiające penetrację obszaru pomiędzy tymi dwoma dorzeczami. Ich odrębność nie wynika jedynie z hydrografii. To części dwóch różnych „światów” – wschodniej i zachodniej Europy, które w najogólniejszym wymiarze różnicował klimat – atlantycki na zachodzie i kontynentalny na wschodzie. Rzeka Supraśl stanowiła ważny rejon na mapie dawnych wędrówek. Stąd większość badań, które prowadziłem, koncentrowała się w jej okolicach.
Archeolodzy w Puszczy Knyszyńskiej nie mają łatwego życia – pracują na obszarze, który bardzo trudno zbadać. Problemem jest sam las ograniczający możliwość rejestracji stanowisk archeologicznych. Najczęściej takie stanowiska rozpoznaje się, kiedy materiał zabytkowy jest na powierzchni, na przykład na zaoranych i otwartych polach, gdzie archeolog znajduje fragmenty krzemieni, naczyń – czegokolwiek, co wskazywałoby na ślady aktywności człowieka. Takich miejsc nie ma w Puszczy Knyszyńskiej wiele. Z jednej strony ich powierzchnię ogranicza las, a z drugiej – problemem staje się zanikanie obszarów użytkowanych rolniczo. Jeszcze trzydzieści, czterdzieści lat temu, kiedy prowadzono rozpoznanie, można było znaleźć stosunkowo dużo takich dostępnych do penetracji powierzchniowej miejsc. Dziś większość z nich jest już zarośnięta – pokrywa je las i niełatwo prowadzić tam poszukiwania. Warto więc sobie uświadomić, że historia odkryć archeologicznych w Puszczy Knyszyńskiej jest mocno związana ze współczesną działalnością człowieka.
Adam Wawrusiewicz tłumaczy:
Dzięki niej tuż przed II wojną światową dokonano jednego z najciekawszych odkryć. W okolicy miejscowości Konne w czasie kopania żwiru natrafiono na grób pochodzący jeszcze z epoki kamienia. Był to grób jednego z łowców, którzy przebywali na tym obszarze przez cały okres mezolitu, czyli środkowej epoki kamienia. Zachowały się po tym odkryciu jedynie relacje wskazujące na wyposażenie zmarłego w ozdoby wykonane z zębów zwierzęcych i kościane narzędzia. Uwagę znalazców przykuło również czerwone zabarwienie gruntu, które było zapewne śladem obsypania zmarłego ochrą. Niestety, cały inwentarz, chociaż został spakowany i wysłany do Warszawy, zaginął w czasie wojennej zawieruchy.
Wawrusiewicz dodaje, że wiele lat później, w latach siedemdziesiątych, Marek Zalewski wraz z Karolem Szymczakiem odnaleźli wkopy, które mogły być miejscem odkrycia owego ludzkiego szkieletu. Trafili na niewielki fragment ludzkiej czaszki zabarwionej ochrą, czyli czerwonym mineralnym barwnikiem niezwykle ważnym dla dawnych łowców. Ochra była symbolem krwi, która miała wskrzeszać pochowaną osobę. Ten fragment czaszki trafił do zbiorów muzealnych w Białymstoku. Niestety, o grobie z Konnego naukowcy wciąż wiedzą za mało. Nawet chronologia i dokładne datowanie sprawiają w tym wypadku problem. Do dziś przyjmuje się, że grobowiec należał do mezolitycznego łowcy, który był jednym z ówczesnych „traperów” przemierzających rozległe obszary leśne.
W dorzeczu Supraśli znaleziono dotąd wiele pozostałości z epoki mezolitu. W środkowej epoce kamienia nastąpiło ocieplenie klimatu, które stworzyło dogodne warunki dla formowania się lasów. Pojawiły się również gatunki zwierząt, które do dziś spotkamy w puszczy. W okolicach zaczęli funkcjonować wyspecjalizowani łowcy i zbieracze. Archeolodzy poszukujący śladów owej „traperskiej” społeczności znajdują narzędzia z krzemienia i odpady powstałe podczas jego obróbki. Wśród nich są charakterystyczne zbrojniki – niewielkie geometryczne ostrza wykorzystywane jako groty strzał. Do tej pory nie ma natomiast odkryć, które mogłyby świadczyć o istnieniu szałasów, domostw czy innych stałych siedzib. Pojawiły się one dopiero w kolejnej epoce. Jak stwierdza Adam Wawrusiewicz:
Musimy pamiętać, że na terenie północno-wschodniej Polski nie ma wyraźnego rozgraniczenia między mezolitem, kiedy dominowali łowcy-zbieracze, a kolejną epoką nazywaną neolitem, kiedy to na rozległych terenach Europy Środkowej, Bałkanów i Anatolii rozwija się rolnictwo – ci rolnicy nie dotarli jednak na tereny Puszczy Knyszyńskiej, bo jej obszar był wciąż zdominowany przez łowców-zbieraczy. Zmiany, które przyszły wraz z nową epoką, polegają na tym, że ci dawni „traperzy” zaczynają wyrabiać ceramikę. Naczynia stają się ich symbolem. Tak przechodzimy do neolitu, którym najbardziej się interesuję. Większość odkryć jest związana z tym czasem i funkcjonowaniem ostatnich łowców-zbieraczy Europy Środkowo-Wschodniej.
Muszę przyznać, że Adama Wawrusiewicza można słuchać godzinami. A przecież opowiada o czasach, które wymagają od słuchacza uruchomienia wyobraźni. Wawrusiewicz zaznacza, że w epoce neolitu nie odnotowano istnienia większych upraw rolnych w Puszczy Knyszyńskiej, ale mamy z tego okresu całkiem dużo pozostałości osadniczych, w tym Krzemienne, okolice Supraśla i wiele innych stanowisk. Te ślady oznaczają, że w omawianym okresie nastąpił boom demograficzny. Liczba łowców wzrosła, chociaż nie szła ona w parze z upowszechnieniem się rolnictwa. Adam Wawrusiewicz komentuje to spostrzeżenie następująco:
Musimy sobie uświadomić, że łowcy funkcjonowali w małych grupach rodzinnych. Większe grupy doprowadziłyby do dewastacji środowiska i gospodarka łowiecko-zbieracka by tego nie wytrzymała. Mamy do czynienia z całą siecią obozowisk zlokalizowanych na piaskach i wydmach, które znajdują się w dolinie Supraśli i na krawędziach wyżej położonych teras nadzalewowych. Każde miejsce, gdzie strefa wyżej położonego suchego lądu zbliża się do rzeki, jest bardziej wyeksponowane i może skrywać pozostałości prahistorycznych obozowisk. Takich śladów odnaleźliśmy już dużo. Jedno z najbardziej spektakularnych odkryć, jakich dokonaliśmy, to rejon Dębowika w pobliżu Supraśla. Tam w trakcie badań prowadzonych przeze mnie kilka lat temu udało się odkryć pozostałości szałasu.
Okazało się, że był to wstęp do przełomowego odkrycia w tym rejonie Europy.
Przed szałasem znaleziono skorupy rozbitych naczyń i krzemiennych narzędzi. Najbardziej fascynujący etap odkrywania przeszłości w Dębowiku zaczął się w kolejnym roku badań, kiedy archeolodzy odsłonili to, co znajdowało się poza szałasem – niewielkie, ułożone z kamieni palenisko o średnicy pół metra. Adam Wawrusiewicz tak opisuje ów zabytek:
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Katarzyna Simonienko, Nerwy w las. Jak odnaleźć spokój i radość życia, Gliwice 2021, s. 14. [wróć]
2.Puszcza Knyszyńska. Przewodnik po znakowanych szlakach turystycznych, praca zbiorowa pod red. Marka Waśkiela,Białystok 1991, s. 99. [wróć]
3. Mieczysław Orłowicz, Przewodnik ilustrowany po województwie białostockim z ilustracjami, planami i mapami, Białystok 1937, s. 84. [wróć]
4. Ferdynand Antoni Ossendowski, Puszcze polskie, Poznań 1936, s. 105–112. [wróć]
5. Joanna Sokólska, Henryk Leniec, Puszcza Knyszyńska, Supraśl 1996, s. –6. [wróć]
6. Zygmunt Gloger, Encyklopedia staropolska, Warszawa 1978, s. 51. [wróć]
7.Cudzoziemcy o Polsce. Relacje i opinie, t. 1, Wiek X–XVII, wybrał i oprac. Jan Gintel, Kraków 1971, s. 143. [wróć]
8. Fragment Rewizji puszcz i pierechodow za: Puszcze wielkoksiążęce na północnym Podlasiu i zachodniej Grodzieńszczyźnie w XV–XVI wieku (podziały, administracja, służby leśne i wodne), red. Józef Śliwiński, Olsztyn 2007, s. 161. [wróć]
9. Kazimierz Cyganek, Kronika parafialna kościoła knyszyńskiego, red. Krzysztof Bagiński et al., Knyszyn 2012, s. 79. [wróć]
10. Marek Zalewski, Kilka uwag o odkryciach archeologicznych w Puszczy Knyszyńskiej [w:] Rybniki – „Krzemianka”. Z badań nad krzemieniarstwem w Polsce północno-wschodniej, pod red. Wojciecha Borkowskiego i Marka Zalewskiego, Warszawa 2005, s. 11. [wróć]