Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pretensjonalna komedia o życiu polskiego ziemiaństwa drugiej połowy XIX wieku. Józef Bliziński jest nazywany kontynuatorem komedii fredrowskiej. Propozycja dla miłośników ramotek i sentymentalnych eksloratorów.
Nie ma co ukrywać – komediodramaty Józefa Blizińskiego zestarzały się i dziś można je polecać już chyba tylko eksploratorom dziewiętnastowiecznych kuriozów, zwłaszcza że jego poczucie humoru odległe jest od dzisiejszych standardów. Tym niemniej to krytyczne spojrzenie na środowisko wiejskiej szlachty może zaciekawić. Bliziński — skądinąd etnograf i przyjaciel Kolberga — wyśmiewa się z klasy społecznej sobie najbliższej, a jego obserwacje zawierają sporo intrygujących ciekawostek. Pod koniec XIX wieku ziemiaństwo zaczyna być powoli reliktem epoki feudalnej. Upadającą klasę społeczną Bliziński oskarża o kłótliwość, pustotę i rozrzutność.
Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.
Józef Bliziński
Rozbitki
Epoka: Pozytywizm Rodzaj: Dramat Gatunek: Komedia
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 125
Rok wydania: 2022
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-3083-7
„Mojej żonie w upominku.”
No, Bóg zapłać, to i dziad więcej nie powie. Otarłszy usta. A teraz do widzenia.
Gdzież się tak spieszysz?
Muszę iść, bo stary się tam skręci bezemnie... Słychać zdala parę chrapliwych zadęć trąbki. O! słyszysz? rozumiesz ty to? to się znaczy, że mieliśmy się strąbić. Ale nie myśl, żeby to było takie strąbienie, jak np. arakiem... broń Boże! to się znaczy, że on trąbi na mnie i powiada: naśladując trąbkę Miszel! chodź sam tu! a ja mu powinienem odtrąbić: tak samo Idę! idę! idę!
To idźże już sobie, kiedy ci tak pilno...
A ty dokąd z tym koszykiem?
Na rydze. Ty sobie, ja sobie.
Hola, czekajno... niewiem, czy to dla ciebie bezpiecznie.
A to dla czego?
Dla tego, że ja tu dopiero co spotkałem kogoś.
Cóż dziwnego? wszakże dziś polują.
Polują, polują... ja wiem! ten też poluje, ale mnie się to polowanie nie bardzo podoba.
O, nie pleć.
Widzisz, zrozumiałaś mnie, boś raki spiekła.
Co ci się śni, nawet niewiem o kim mówisz.
Nie wiesz? doprawdy? patrząc jej w oczy A wasz panicz, pan Maurycy? hę? spojrzyj mi w oczy... wskazując palcem he, he, he... a widzisz!
No to cóż, że czasem do nas zajrzy? przecie moja nieboszka matka go wypiastowała.
Hm! wiem, wiem... ale słuchajno, już kiedy tak, to żeby przynajmniej znał się na rzeczy i pamiętał o tobie... toby było pół biedy.
Jakto?
Ano żeby było przecie czem zacząć, jak się pobierzemy.
Hm, toś ty taki? nie chodzi ci o mnie, tylko o pieniądze?
Każdemu o to powinno chodzić. Nie myśl, żebym ja cię miał namawiać na jakie złe rzeczy, boć to przecie byłoby na moją skórę... ale widzisz, kto ma rozum, to drze łyka kiedy się da.
Ej, żebyś czasem nie żałował, jeżeli to mówisz naprawdę.
Udaje że się gniewa, ale dobrze, że jej powiedziałem: niech wiedzą żem ja nie ślepy... może człowiekowi co z tego kapnie... słychać trąbkę; głośno Masz! znowu trąbi... trza lecieć... do widzenia.
A to!.. czy on na prawdę mówi, czy tylko tak, żeby się czego dowiedzieć.. Co by mi nawet przez myśl nie przeszło, to on mnie sam uczy... p. c. Niech on jeno sobie ztego żarcików nie robi, bo jeszcze kiedy mu to na złe wyjdzie...
Tu jest, tu go niema... Że też ja ich nie mogę nigdy zdybać razem, a wiem, że myszkuje. Sekreta przedemną... co mu się stało... Bardzobym chciał mieć czarne na białem. spostrzegłszy Zuzię, która wyszła zarzucając chusteczkę na głowę O! jest jedno... pewno i drugie niedaleko, pod umówionym jaworem. zastępując jej Gdzież to rybcia idzie? hę?
Na spacer.
Ale fe! tak na pojedynkę, czy ma się z kim zejść?
Co panu po tej ciekawości.
Rybciu! Zatrzymując ją. Muszę się dowiedzieć.
O! tyle!
Ta figa daje bardzo wiele do myślenia.
Ha, ha, ha!
A ta tu co robi?
Pan hrabia! ha, ha, ha! nie w kniei, tylko na leśniczówce... a to ładnie, słowo daję... zamiast strzelać sarny w lesie, to się tu kręci koło sarny na dwóch nóżkach.
Co kręci, kręci... niewiedzieć co!
Jakto, nie widziałam na własne oczy? zaraz wszystkim opowiem... komu to tu świat durzyć, jak matkę kocham!.. okropność.
Ale daję słowo honoru.
A! więc hrabia chyba komu innemu robił interesa... to już prędzej ujdzie... n. s no, jestem w domu.
Teraz mnie faktorem robią.
Tego nie powiedziałam... do chłopca, który wnosi dwa spore koszyki i niewie co z niemi robić. No, czegoż tu stoisz, zanieś do izby... do Kotwicza śniadanie dla myśliwych... poufnie ale to tylko dyplomacja, bo inaczej niemiałabym z czem się zamówić.
Po co?
Po co? nikt by nie zgadł... oto po prostu poto, żeby pilnować hrabiego.
Mnie?
Nie inaczej, jak matkę kocham... bo hrabia taki ciężki do wszystkiego, że niech Bóg broni... może już i zapomniał, że pani sobie życzyła, aby po polowaniu przyjechali wszyscy do pałacu na obiad.
No tak, wspominała mi kuzynka. Więc cóż?
A Strasz jest?
Jaka straż?
O! już koncepta... Strasz, ten młody co się to teraz sprowadził do Zagrajewic, bo to o niego przedewszystkiem chodzi.
Ale fe! cóż to nowego się święci?
Najprzód, czy jest? bo jeżeli go niemasz, to to wszystko niepotrzebne.
Ale jest, jest, i to nawet mnie zdziwiło... zkąd się wziął nie proszony? nikt go nie zna.
Właśnie że proszony.
Przez kogo?
Wystaw sobie hrabia, to cała historja. Pani na bilecie wizytowym męża napisała parę słów ołówkiem, i postarałyśmy się, że mu zaniesiono dziś raniutko, niby to z polowania.
Ale fe!
Jak matkę kocham! I jakże on wygląda? przyzwoicie?
Fagas... za kamerdynera bym go nie przyjął.
E, hrabiego to niema się co pytać, bo taki arystokrata, jak niewiem co.
Szewcem dzięki Bogu się nie urodziłem.
Co tam, jaki jest taki jest, dosyć że ma pieniąchy.
I grube, ani słowa! po prostu miljoner. p. c. z goryczą Dostało się w ładne ręce... mój Boże! Zagrajewice, taka pańska rezydencja.. gniazdo Zagrajewskich... to był dom, jakich dziś już niema. Jakeśmy się tam bawili! goście prawie nie wyjeżdżali... szampan lał się strumieniami.
Jak matkę kocham, to były czasy!
Zwykle po takich bachandrjach zjeżdżano do mnie na barszczyk, z którego słynął mój kucharz. Prawda, że te barszczyki kosztowały mię tyle, że łajdak Wucherstein zlicytował mi Bębnówkę i zabrał jak swoją.
A! to tak?... ale hrabia miał jeszcze i drugą jakąś wioskę.
Lipowiec? mam tu po nim pamiątkę. Otwiera cienki pugilaresik, do którego Łechcińska ciekawie zagląda. Przegrałem go na tę samą dwójkę pikową.
Jezus! no i cóż?
A no, nic... oddałem w dwadzieścia cztery godzin... dług honorowy, trudno! p. c. no, ale się przynajmniej żyło i użyło po pańsku... a teraz!... pierwszy lepszy cham, prosty wyrobnik jakiś z pod płotu... chodzi zasmolony, przy fartuchu... będzie kamienie tłukł przy drodze... później, jest! wypływa na wierzch.. krezus!... I niechże taki potrafi dom prowadzić!...
Chyba, że go panowie nauczą, bo to tak wszystko idzie w kółko... o! pokazuje palcem taki tam jakiś skoro się do chrapie grosza, to nie ma spokoju póki się nie wprosi do koligacji z jakim prawdziwie pańskim domem, i te miliony znowu wracają tam, skąd je wyciśnięto.
Żeby to!
Niech mówią co chcą, pan panem zawsze będzie. Naprzykład hrabia stracił taki majątek, ale jak był tak jest hrabią, a to jest kapitał, i jaki! nie jedna majętna osoba na wydaniu, chętnieby oddała wszystko, żeby być hrabiną. Ja sama powiadam, że gdybym tak wygrała wielki los na loterji, albo gdyby mi dopisały jedne duże pieniądze — co jeszcze sekret — toby się hrabia musiał zaraz żenić ze mną, jak matkę kocham!
Ale fe! tak zaraz? na poczekaniu?
Byłabym hrabiną... do siebie Jezus! dopierobym nosa zadzierała! ciekawa rzecz, jaką minę zrobiłaby na to stara szambelanicowa. do Kotwicza z przymileniem. Ożeniłby się hrabia ze mną, gdybym miała pieniądze? co?
Chyba bardzo grube.
A co! jeszczeby grymasił, jak matkę kocham... nie powiedziałam? zaraz chce się krociów... dobre i coś.. zawsze byłby swój kąt, cóżby przyszło robić, gdyby zabrakło cudzych? przecie hrabiemu nie wypada się zaprzągać do podłej pracy, jak jakiemu pierwszemu lepszemu. To tak, jak gdyby np. naszemu państwu kazać być czem... Jezus! taka wielka familja, od książąt, hrabiów, nawet od królów podobno... Czy to prawda, że Czarnoskalscy pochodzą od królów?
Właściwie, to tylko ta linja, do której ja się liczę, hrabiowska, Dahlbergów, jest skuzynowaną przez Stuartów z większą częścią domów panujących... a młodsza, z której pochodzi szambelanic.. ph! niby przez Poniatowskich... ale.. w każdym razie, to już tylko... dobra szlachta... więcej nic...
No, to i to nie bagatela! Poniatowscy... i niechżeby im przyszło co robić, pracować na życie, Jezus! oni tak przyzwyczajeni do państwa, do wszelkich wygód, czyżby to mogli przenieść? chociaż nasza pani, to święta, anielska kobieta! pełna rezygnacji, a co za matka! nie ma ofiary, którejby nie była gotową zrobić dla dzieci... bo czyż to nie prawdziwa ofiara, pozwolić panu Maurycemu żenić się z córką takiego Dzieńdzierzyńskiego? zkądże to wyszło? jakiś kupiec!
Także miljoner... p. c. zniechcenia Te pieniądze o których pani Łechcińska wspomniała, to pewno po referendarzu.
Być może... nie wiem.
Na księżycu.
O, bardzo przepraszam, nie na księżycu... Ah! gdyby był referendarz jeszcze trochę pożył, inaczejbym śpiewała... byłby się ożenił ze mną, jak amen w pacierzu... ale i tak mi zapisał. Zapierają mi szachrują, przekupują w sądach, ale wydobedę! wydobędę! choćby mi przyszło nie wiem co...
I dużo to tego?
Pokaże się w swoim czasie... ah! jaki hrabia ciekawy... Jezus! żebym ja go też złapała. głośno Ale my tu gadu gadu, a nic o interesie. Niechże hrabia się postara tego Strasza sprowadzić dziś do nas koniecznie... trzeba to zrobić dla pani...
Dla czegoż kuzynka nie raczyła wtajemniczyć mnie w powody?
Dla czego, dla czego... wszystko opowiem szczegółowo, tylko siadajmy, bo mi nogi ścierpły... siadają na ławeczce po prawej Otóż, widzi hrabia, rzecz się ma tak... tuż za nimi pada strzał, Łechcińska z wielkim krzykiem rzuca się Kotwiczowi na szyję; on podobnież drgnąwszy, chwyta ją w pół Jezus! jakżem się przelękła... spuszczając oczy i odejmując ręce Przepraszam hrabiego... nie wiedziałam, co się ze mną dzieje...
Ale fe! taka nieostrzelana?.. n. s. One jednak wszystkie mają w sobie coś te kobiety...
Ah! dla Boga! oni nas jeszcze postrzelą, jak matkę kocham... Uciekajmy stąd, znajdźmy sobie jaki kącik spokojny do pogadania.
Jest racja, pójdźmy do kątka.
Tak się strzela, moi panowie... cały nabój w centrum! do Władysława wskazując na Maurycego, który na boku zwija papierosvoyez vous, quel nez... jak mu się nos wyciągnął.. nie strawi tego mojego trjumfu... ale bo też to był strzał kapitalny. n. s. Zkąd mi się wziął, ani wiem.. głośno No cóż, nic nie mówisz?
Zdziwienie odebrało mi mowę.
Aha! Zdziwienie... widzisz! nie spodziewałeś się?
Ale bo papka tak sobie z pod pachy strzelił.
Comment? jakto z pod pachy? co gadasz! czy myślisz, że nie wiem jak trzymać strzelbę? ja myśliwy!... z pod pachy!
Proszę! papka myśliwy, a nie zna myśliwskiego wyrażenia. Z pod pachy, to jest z niechcenia, nie mierząc, tak sobie, o!...
Savez vous quoi, c’est bon! śmiejąc się Złapałeś mnie za słówko... no! patrzcież! przecież znam doskonale... Istotnie, prawie nie mierzyłem, je n’ai pas mesuré, ma parole... tak sobie, paf!... to już z natury, znajcie prawowiernego szlachcica, którego nie macie żadnej racji prześladować o mieszczańskie nawyknienia, jak sobie pozwalacie.
Papko, żarty.
Jeżeli burze krajowe jednego z moich przodków wypędziły do miasta, gdzie wziął się do kupiectwa... comme cela... z nudów... pour le passez-temps, to mimo to, nie przestaliśmy być szlachtą łęczycką, piskorzami z dziada pradziada... Dzieńdzierzyńscy de Kurzy-jama... Weź herbarz!
Więc istotnie, dla tego papka trafił w centrum?
Comment? a dla czegoż? dobra krew przemówiła i kwita.
Fe! któż dziś wierzy w takie przesądy.
Mój panie Władysławie, jakże można odzywać się w ten sposób, comment peut on? to świętokradztwo! uroczyście są rzeczy sakramentalne, których lekceważyć nie wolno. Kpijcie sobie ile wam się podoba z majątku, bo tego lada dureń może się dorobić; ale to co mamy po antenatach, imię, stanowisko, noblesse oblige, którego za pieniądze nie kupi, powinniśmy czcić jak świętość... Panie Maurycy, nie prawdaż? poprzej mnie.