Różnica między pewnego dnia a na zawsze - Aly Martinez - ebook + książka
NOWOŚĆ

Różnica między pewnego dnia a na zawsze ebook

Aly Martinez

0,0

130 osób interesuje się tą książką

Opis

Świat odebrał nam wszystko.

Jako ocaleni nie tylko z katastrofy lotniczej, ale także z dwóch innych niemożliwych tragedii, z nawiązką zasłużyliśmy na spokojne życie. Lecz raz po raz los pokazywał, że nie zamierza nam tego dać.

Remi i ja stanowiliśmy bratnie dusze. Nasza miłość powinna była umrzeć w głębinach pochłaniającej nas ciemności, jednak słońce – nawet gdy nie świeci – nadal istnieje.

Sekrety przeszłości groziły zniszczeniem naszego życia na każdym kroku, ale dla Remi nigdy nie przestanę walczyć o przyszłość.

Świat odebrał nam wszystko.

I nie cofniemy się przed niczym, dopóki tego nie odzyskamy – na zawsze.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 285

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



TYTUŁ ORYGINAŁU The Difference Between Someday And Forever
Copyright © 2022. The Difference Between Someday And Forever by Aly Martinez
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber, 2025
Copyright © by Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber, 2025 Redaktor prowadząca: Anna ĆwikRedakcja: Patrycja SiedleckaKorekta: Beata BamberOpracowanie graficzne okładki: Justyna SieprawskaProjekt typograficzny, skład i łamanie: Beata BamberWydanie 1 Gołuski 2023ISBN 978-83-67303-66-8Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber Sowia 7, 62-070 Gołuski www.papierowka.com.pl
PRZEŁOŻYŁA Marta Piotrowicz

SPIS TREŚCI

1 - Remi

2 - Remi

3 - Bowen

4 - Remi

5 - Bowen

6 - Remi

7 - Bowen

8 - Remi

9 - Remi

10 - Bowen

11 - Remi

12 - Bowen

13 - Remi

14 - Bowen

15 - Remi

16 - Remi

17 - Bowen

18 - Remi

19 - Remi

20 - Bowen

21 - Remi

22 - Bowen

23 - Remi

24 - Remi

25 - Remi

Epilog - Bowen

O AUTORCE

SERIA RÓŻNICA

tom 1 - Różnica między kimś a kimkolwiek

tom 2 - Różnica między cudem a sposobem

tom 3 -Różnica między pewnego dnia a na zawsze

1 - Remi

Dzień, w którym zostałam porwana

– Cholera – wydyszałam, idąc korytarzem i czytając zmęczonym wzrokiem wiadomość.

Aaron: „Wypadło mi coś w pracy, musiałem wcześniej jechać do biura. Upiekło Ci się z bieganiem. Przynajmniej na razie”.

Choć byłam wdzięczna za to odroczenie, żałowałam, że nie spojrzałam na telefon wcześniej, zanim zmusiłam się do wstania z łóżka i założenia sportowych ciuchów. Przydałaby mi się jeszcze godzina – albo dziesięć – snu.

W ciągu dwunastu godzin, odkąd nie widziałam się z Bowenem Michaelsem, tkwiłam uwięziona w rollercoasterze emocji – wspinałam się na najwyższe szczyty, po czym spadałam w przerażające przepaście.

Trzy tygodnie wcześniej poznałam idealnego mężczyznę. I szczerze mówić, wystarczyła zaledwie połowa tego czasu, by się w nim zakochać. Długie lata swojego życia spędziłam na unikaniu na każdym kroku choćby perspektywy miłości, lecz w Bowenie było coś, co zburzyło moje mechanizmy obronne.

Sposób, w jaki patrzył na mnie z takim podziwem, jakby nigdy w życiu nie widział innej kobiety.

Sposób, w jaki mnie dotykał wielbiącymi i eksplorującymi dłońmi, jakby zapamiętywał każdy centymetr moich krągłości.

Sposób, w jaki mnie obejmował tak mocno, jakby chciał stopić ze sobą nasze ciała – co wcale nie brzmiało tak źle.

Był bystry i zabawny i miał absolutnie wszystko, czego szukałam w mężczyźnie, chociaż nigdy nie sądziłam, że to znajdę.

I zainteresował się mną, siedząc w barze, dosyć ostentacyjnie przyglądając mi się w lustrze.

Ten mężczyzna wywrócił mi całe życie do góry nogami jednym spojrzeniem.

W ciągu zaledwie dwudziestu jeden dni moje zachcianki i pragnienia zmieniły się tak drastycznie, że nie byłam już pewna, czy żyję w tej samej rzeczywistości. Każde skrzyżowanie życia, od kariery po rodzinę, obejmowało teraz Bowena. Aż do tego momentu nie wiedziałam, czy moja przyszłość kiedykolwiek uwzględni mężczyznę, który nie był Aaronem ani Markiem.

To Bowen sprawił, że chcę więcej.

Biała suknia. Brązowowłose niemowlęta o złotobrązowych oczach. Życie schowane w jego ramionach. Bajka, o której marzyłam jako dziecko. Ta sama, którą spisałam na straty w poczuciu beznadziejności po odejściu mamy.

Z Bowenem wszystko znów wydawało się możliwe.

Jednak wyobrażanie sobie tego a podejmowanie działań to dwie zupełnie różne rzeczy. Dlatego po tym, jak poprosił mnie, żebym się do niego wprowadziła, spędziłam większość poprzedniej nocy na panikowaniu.

Minęły zaledwie trzy tygodnie.

Trzy pieprzone tygodnie.

W lodówce leżało opakowanie jajek, które miały dłuższy termin przydatności niż mój związek z Bowenem.

Nie minął nawet pełen miesiąc, a on był gotowy, by spleść nasze życia na stałe? To dostatecznie przerażające.

Najbardziej szokujące było jednak to, że ja też tego chciałam. Desperacko.

Próbowałam sobie wmówić, że to głupie i pochopne. Ledwo się znaliśmy. Pasta do zębów, którą notorycznie zostawiałam na umywalce… To, jak spiętrzało mi się pranie, co sprawiało, że musiałam przez dwa dni z rzędu okupować pralkę i suszarkę, żeby nadrobić zaległości… Opór przed tankowaniem własnego samochodu… Nie wspominając już o tym, jak bardzo nie radziłam sobie w kuchni… W końcu wszystkie te wady złożą się na pewną sumę. Bowen zorientuje się, że do niczego się nie nadaję, i zmieni zdanie. Prosta logika podpowiadała mi, że mieszkając z nim, doprowadzę go do szału w krótszym czasie niż nasza dotychczasowa znajomość.

Jednak nadal go chciałam. Chciałam być z nim. Noc i dzień. Dzielić się kołdrą i poranną kawą. Chciałam, żeby przestrzeń, którą zajmowaliśmy, należała do nas. Więc bez względu na to, jak na to patrzyłam, rozum, serce i każda cząstka mojego jestestwa mówiły, że tam gdzie jest Bowen, tam też powinnam być i ja.

Ta szalona, radosna świadomość sprawiła, że resztę poprzedniej nocy spędziłam na pakowaniu się, a nie na dreptaniu w kółko po pokoju.

Czy nadal świrowałam? Niewątpliwie. Ale moje miejsce było przy Bowenie. Nic nigdy nie wydawało się bardziej właściwe.

Wchodząc do kuchni, uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam Marka siedzącego przy stole i jedzącego płatki śniadaniowe z miski. Przed nim wciąż stało prawie czterolitrowe opakowanie mleka. Na szczęście wcinał płatki śniadaniowe Froot Loops należące do Aarona. Byłam zbyt zmęczona na bęcki, które mu poprzysięgłam, jeśli ponownie przyłapię go na jedzeniu moich Frosted Flakes.

– Wcześnie wstałeś – powiedziałam.

Wydał z siebie senny pomruk.

– Dziś nad ranem w barze znowu włączył się alarm przeciwpożarowy. Spałem tylko trzy godziny.

Przechodząc obok niego do spiżarni, ścisnęłam go za ramię.

– W nowym barze czy starym?

– W tym, który jest studnią bez dna – odpowiedział.

– Ach, powinnam się domyślić.

Otwarcie drugiego The Rusty Nail okazało się wielomiesięcznym utrapieniem. Nie mogłam winić Marka za chęć rozwoju, skoro pierwszy bar odniósł sukces. Jednak pełen remont kupionego przez niego siedemdziesięciopięcioletniego browaru? Łatwiej było powiedzieć niż zrobić. Codziennie chodził do pracy zwarty, gotowy i pełen życia. Każdej nocy wracał do domu znękany psychicznie i fizycznie. Stracił na wadze, a duże worki pod oczami stały się stałym elementem jego wyglądu.

Zaniosłam miskę i łyżkę oraz opakowanie najlepszego przysmaku Tygrysa Tony’ego na stół i usiadłam obok przyjaciela.

– Masz jakieś podejrzenia, co go uruchomiło?

– Zgaduję, że szczur.

Zmarszczyłam nos i wystawiłam język.

– Fuj.

– Dokładnie. Jeśli wkrótce nie posprzątam tego miejsca, żeby mogła wkroczyć tam ekipa zwalczająca szkodniki, a potem, jeśli Bóg da, wykonawcy, którzy faktycznie się pojawią, będę musiał odłożyć całe to przedsięwzięcie. Nie wystarczy mi czasu na ogarnianie dwóch knajp. I tak mam już mało personelu w głównym barze. – Przesunął mleko w moją stronę. – Dlaczego wstałaś tak wcześnie?

Przygotowałam posiłek, a następnie łyżką podtapiałam płatki w mleku.

– Miałam pobiegać z Aaronem, ale wystawił mnie do wiatru. Teraz więc poważnie rozważam powrót do łóżka. Jestem cholernie wykończona.

Uniósł w zdziwieniu brwi.

– Późno się położyłaś?

Wypuściłam nierówny oddech. Liczyłam, że przeprowadzę tę rozmowę razem z nim i Aaronem, lecz po chwili uznałam, że sam na sam też będzie w porządku.

– Tak. Zeszłej nocy miałam dużo na głowie.

– Czyli? – Nabrał łyżką płatki do ust.

– Bowen poprosił mnie, żebym się do niego wprowadziła.

Parsknął śmiechem i potrząsnął głową.

– Co za dupek. Jak przyjął twoją odmowę?

– Ja, hm, niezupełnie powiedziałam „nie”.

Mark gwałtownie uniósł głowę, a jego oczy rozszerzyły się.

– Czekaj, co?

– Nie patrz tak na mnie. To wydaje się słuszne.

Zacisnął szczękę, po czym wykrztusił:

– Jak możesz tak mówić? Nawet go nie znasz.

– To proste. Kocham go.

Nie okazał się wystarczająco szybki, by ukryć grymas bólu. Mark i koncepcja miłości nie za bardzo szły w parze.

– I bądźmy szczerzy – ciągnęłam. – Wszyscy jesteśmy w pełni funkcjonującymi dorosłymi. Chyba i tak powinniśmy zacząć myśleć o własnym lokum. Nie musimy już przecież dzielić rachunków. – Stopą trąciłam pod stołem jego nogę. – Kiedy otworzysz drugi bar, zaczniesz tarzać się w hajsie i będzie cię stać na wypasioną kawalerkę ze zdalnie sterowanym oświetleniem i zasłonami. Wystarczy kilka klaśnięć w dłonie, by stworzyć uwodzicielską jaskinię sprzyjającą rozrywce. – Puściłam do niego oko, mając nadzieję, że złagodziłam cios zmieniający dynamikę naszej przyjaźni. – Nie będziesz potrzebował dwóch współlokatorów.

– Może ich nie potrzebuję, ale to nie znaczy, że ich nie chcę. – Odepchnął się od stołu tak mocno i szybko, że kiedy wstał, krzesło niemal się przewróciło. – Jezu, kurwa, Remi. Nie możesz mówić poważnie. Spotykasz się z tym facetem od dziesięciu sekund i wybierasz go zamiast mnie?

Wykrzywiłam usta.

– To trwało dłużej niż dziesięć sekund.

– Tak, cóż, znam cię prawie przez połowę mojego pieprzonego życia.

Podeszłam do niego i uniosłam głowę, żeby popatrzeć mu w oczy.

– Nie wybieram jego zamiast ciebie. Tu nie chodzi o żaden wybór, Marku. Ty i ja jesteśmy na dobre i na złe. Na zawsze. To się nie zmienia. Po prostu będę miała inny adres zamieszkania.

– To zmienia wszystko. – Zanurzył dłoń we włosach na czubku głowy. – Zamierzasz tak po prostu uciec z tym facetem i zacząć zupełnie nowe życie? Co, do jasnej cholery, będzie ze mną? I z Aaronem? I… I… naszą rodziną?

Jezu. A myślałam, że to Aaron wpadnie w panikę.

Położyłam dłoń na klatce piersiowej Marka. Czułam, jak serce mu łomocze.

– Ciągle tu jestem.

– Ale wkrótce już tu cię nie będzie. – Jego wyraz twarzy spochmurniał. – Planujesz go też, kurwa, poślubić? Urodzić mu dzieci? Po prostu zmarnować całe swoje życie dla tego dupka?

Przechyliłam głowę. Jego postawa wywołała mój opór. Zdenerwować się to jedno, lecz zachowywać się z tego powodu jak kutafon to coś zupełnie innego. Byłam szczęśliwa. Powinien mi pogratulować.

Jasne, mogłabym zrozumieć, gdyby wkurzył się nagłą zmianą, ale nazywanie mężczyzny, w którym się zakochałam, dupkiem? Posunął się za daleko.

Cofnęłam się o krok i skrzyżowałam ręce na piersi.

– Może i wyjdę za niego za mąż i urodzę mu dzieci. Nie mam pojęcia. Ale wiem na pewno, że to, co robię, a czego nie, nie jest twoją sprawą. To moje życie i moje wybory.

Ponownie spróbowałam stłumić emocje, obniżyć o kilka stopni gniew Marka. Lecz sama byłam już rozdrażniona.

– Rozumiem. Ta wiadomość spadła na ciebie jak grom z jasnego nieba. Ale kocham Bowena i wyzywanie go niczego nie zmieni między nim a mną. Z drugiej strony to zmieni wszystko między tobą a mną, i to naprawdę szybko. Łapiesz?

Mark wpatrywał się we mnie przez chwilę i coś, czego nie mogłam odczytać, przemknęło po jego twarzy, a następnie zniknęło wraz z nagłym gniewem.

– Cholera. Przepraszam. – Masywne ciało oklapło. – To była długa noc i po prostu… Nie spodziewałem się tego po tobie. Zawsze sprzeciwiałaś się zobowiązaniom. A potem pojawia się ten facet i… Kurwa, nie wiem.

– Szczerze mówiąc, ja też się tego nie spodziewałam. Zaufaj mi, w pełni rozumiem, jakim szaleństwem jest wspólne zamieszkanie po zaledwie kilku tygodniach znajomości. Ale proszę, zostaw ten wykład mojemu tacie. Znasz mnie, Marku. Nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego, gdybym nie była pewna. Nie wiem, co przyniesie nam przyszłość, lecz mam pewność co do Bowena.

– Jezu – wyszeptał, łapiąc się za nasadę nosa. – Jesteś tak cholernie uparta. Nie ma nic, co mógłbym powiedzieć, żebyś zmieniła zdanie, prawda?

– Dlaczego tego chcesz?

Jego spojrzenie powróciło do mojego, narastało w nim takie napięcie, że poczułam dreszcze wzdłuż kręgosłupa.

– Ponieważ cię kocham.

– Ja też cię kocham. Ty i Aaron zawsze będziecie moimi najlepszymi przyjaciółmi. Żaden mężczyzna nigdy tego nie zmieni.

– Ale i tak stracę cię na jego rzecz, co? – zadrwił.

Przewróciłam oczami.

– Wiesz, dramaty są zwykle domeną Aarona.

– Dobra, dobra. Więc kiedy się wyprowadzasz? Myślę, że jako twoi najlepsi przyjaciele powinniśmy zaplanować imprezę lub coś w tym stylu.

– Dobry Boże, nie rób tego. Przeprowadzam się piętnaście minut jazdy samochodem stąd, a nie do innego kraju. – Usiadłam z powrotem przy stole, mając nadzieję, że zostawione na pastwę losu Frosted Flakes nie rozmokły za bardzo. – Poza tym jeszcze nie powiedziałam Bowenowi „tak”. Mam jednak klucze do jego domu. Pomyślałam, że zrobię mu niespodziankę, kiedy wróci z pracy.

– Wyprowadzasz się dzisiaj?! – Mark kipiał ze złości, całe poprzednie oburzenie powróciło w mgnieniu oka.

– Pewnie. Po co czekać? – Puściłam do niego oko, udając, że nie zauważam jego irytacji. Licząc, że utrzymam dobry nastrój, dodałam: – Przeniesienie wszystkich moich rzeczy zajmie mi trochę czasu. Ale w domu Bowena nie będę potrzebować niczego więcej niż tylko ciuchów. Cóż, chyba powinnam powiedzieć „w naszym domu”.

Mark otworzył w zdziwieniu usta.

– Żartujesz sobie ze mnie?

Wymieszałam płatki. Na szczęście wierzch nadal pozostał chrupiący.

– Wyluzuj, świętoszku. To żart.

– Więc to wszystko? – powiedział, kładąc ręce na biodrach. – Dziś wieczorem po prostu znikniesz?

– Sprawiasz, że brzmi to tak, jakbym uciekała w środku nocy. Nadal zamierzam płacić swoją część rachunków, dopóki nasza umowa najmu się nie skończy.

– Mam w dupie pieniądze, Remi.

Zaciskając usta, spojrzałam na niego.

– Więc co cię to obchodzi? Ponieważ szczerze mówiąc, nie mogę nadążyć.

Patrzył mi głęboko w oczy z desperacją, jakiej nigdy u niego nie widziałam.

– Ty. To wszystko, na czym mi zależało.

– Dobrze – westchnęłam. – Więc proszę, zrozum, jestem szczęśliwa. Zakochałam się. I po raz pierwszy czuję, że moje życie nareszcie nabrało sensu. – Uśmiechnęłam się pomimo ogarniającego mnie napięcia. – Bowen ma romantyczną teorię na temat przeznaczenia i tego, jak od samego początku życie jest z góry przesądzone. Nie do końca w to wierzę, ale szczerze mówiąc, nie znalazłam innego wytłumaczenia dla naszego związku.

– Przeznaczenie – wymamrotał. – Dobrze.

– Nie wpędzaj mnie w poczucie winy, że tego chcę.

– Nie sprawiam, że czujesz cokolwiek, Remi – zadrwił. – Najwyraźniej.

– Co to ma znaczyć?

Potrząsnął głową i opadł na krzesło.

– Nic. Naprawdę będę za tobą tęsknić.

Zakryłam jego dłoń swoją dłonią.

– Ja też będę za tobą tęsknić. Co powiesz na to, aby każdego dnia napadać na moje sekretne zapasy płatków śniadaniowych? Uważaj tylko, co bierzesz. Bowen je Raisin Bran.

Uśmiechnął się.

Ja również się uśmiechnęłam.

I tak po prostu Mark i ja znowu żyliśmy w zgodzie.

Okazywanie emocji bywało dla niego trudne, jednak w głębi duszy cieszył się moim szczęściem. Nie miałam wątpliwości, że wyprawi mi przyjęcie pożegnalne, jak i zorganizuje napad na płatki śniadaniowe. Zbudowalibyśmy nową rzeczywistość, w której więcej byśmy rozmawiali i pisali ze sobą, nawet jeśli rzadziej mielibyśmy się widywać. Stanowiłoby to nowy etap w życiu i chociaż zmiana mogła wydawać się przerażająca, zawsze w końcu wychodziła na dobre.

– Więc jakie masz plany na ten dzień? – zapytał, wracając do naszej codziennej pogawędki.

Dojadłam resztę śniadania, po czym odpowiedziałam:

– Sama nie wiem. Nadal mogę pobiegać w Grove Hill. Muszę utrzymać dobrą formę, jeżeli zamierzam przez jakiś czas chodzić bez ubrań.

Udał, że puszcza pawia, i to mnie rozśmieszyło, ale na szczęście nie dosrywał mi więcej, kiedy zaniosłam miskę do zlewu.

– Chcesz iść ze mną? – zapytałam.

– Nie. Muszę wskoczyć pod prysznic i wrócić do baru. – Wstał, zostawiając miskę na stole. – Chodź tu, Remi.

Nawet nie zdążyłam się poruszyć, kiedy do mnie podszedł i objął wielkim niedźwiedzim uściskiem.

– Czy możesz wyświadczyć mi przysługę? – zapytał.

– Jasne.

Ścisnął mnie mocno.

– Kiedy będziesz biegać, oczyść umysł i pomyśl o tej przeprowadzce, zanim nadasz sprawom bieg. Czy ten facet naprawdę jest tym, z kim widzisz się za dziesięć lat? Czy naprawdę jest tym, kogo chcesz?

Moje ciało zesztywniało, a on szybko skorygował:

– Nie mówię o nim nic złego. Bowen wydaje się całkiem miły. Po prostu… Nie chcę widzieć, jak postępujesz pochopnie, a potem cierpisz. Ludzie nie zawsze są tacy, jakimi wydają się być na pierwszy rzut oka. Potrzeba czasu, aby zobaczyć, kim naprawdę są. Mogłam upierać się, że Bowen nie był obcy.

Mogłam wyznać, że w ramionach Bowena czułam się bezpieczniej niż kiedykolwiek wcześniej.

Mogłam mu powiedzieć, że nie mam pojęcia, jak będzie wyglądać zdjęcie z mojego życia za dziesięć lat, ale wiedziałam z absolutną pewnością, że gdyby to ode mnie zależało, Bowen widniałby na tej fotce.

Jednak nie powiedziałam żadnej z tych rzeczy. Mark z trudem przyjmował fakt mojej przeprowadzki i nie wydawało mi się na miejscu wcieranie soli w jego rany. W swoim czasie pogodzi się z tym wszystkim.

Zdecydowałam. Mój wybór padł na Bowena. Mimo to odpowiedziałam:

– Dobrze. Pomyślę o tym.

– Dziękuję.

Staliśmy tak jeszcze przez kilka chwil, ten jeden uścisk trwał dłużej niż jakikolwiek inny, którego doświadczaliśmy w przeszłości. Ale z drugiej strony nigdy wcześniej nie powiedzieliśmy sobie czegoś, co było tak bliskie pożegnania.

Kiedy Mark brał prysznic, ukradkiem wtoczyłam walizki do samochodu. Moją szafę wciąż zajmowało mnóstwo ubrań, lecz na dobry początek wystarczy to, co spakowałam. To namacalne podkreślenie werbalnego „tak”, którym zamierzałam zaskoczyć Bowena, kiedy wróci do domu. Nie posiadałam tony rzeczy, ale przeprowadzka zawsze stanowiła wyczerpujący proces. Tak więc w drodze do Grove Hill zadzwoniłam do swojego biura i zostawiłam na sekretarce wiadomość przekazującą potencjalnych nabywców innemu agentowi. Oficjalnie wzięłam wolne na resztę tygodnia.

Kiedy powiedziałam Markowi, że się nad tym zastanowię, nie było to jednak kompletne kłamstwo.

Tego dnia przebiegłam z szerokim uśmiechem na twarzy prawie pięć kilometrów, wyobrażając sobie reakcję Bowena, gdy przekażę mu dobre wieści.

To reakcja, której nigdy nie miałam zobaczyć.

Ponieważ tuż przed tym, jak brałam ostatni zakręt, by wrócić do samochodu, cały mój świat pogrążył się w ciemności – dosłownie i w przenośni.

2 - Remi

Dzień, w którym zostałam porwana

– Proszę, zatrzymaj samochód – błagałam. Strach odbijał się we mnie rykoszetem tak potężnie, że zastanawiałam się, czy nie doznam wewnętrznych obrażeń.

Może to wina łupania w głowie lub całej tej piekielnej rzeczywistości rozgrywającej się na moich oczach, ale byłam emocjonalnie i psychicznie rozbita i zdezorientowana.

Mark Friedman – mój najlepszy przyjaciel, brat, członek rodziny – trzymał ręce na kierownicy swojego pick-upa, jadąc autostradą niczym szaleniec. Głos, który zwykle wywoływał u mnie uśmiech, przypominał szpony rozrywające ciało.

– Zwolnij i porozmawiajmy. Proszę.

Nie zwolnił ani nie zatrzymał samochodu, za to zaniósł się śmiechem.

– Pewnie. Porozmawiajmy, do chuja. Wiesz, po katastrofie lotniczej, kiedy nie pamiętałaś Bowena, pomyślałem sobie: „To jest to. W końcu mnie, kurwa, zobaczy”. Jakie były szanse? Dostałaś amnezji i zapomniałaś o jedynym człowieku, który mi cię, do kurwy nędzy, ukradł. Ale nie miałem szczęścia, co? – drwił, przesuwając spojrzenie na mnie, siedzącą jak oniemiała w szoku, z twarzą zastygłą w masce przerażenia.

Widząc moją minę, zmarszczył brwi.

– Ja pierdolę, nie patrz tak. – Pokręcił głową. – Zaufaj mi, też nie widzę w tym nic śmiesznego. Powiedz lepiej, co jest zabawne w kochaniu dziewczyny przez ponad pieprzoną dekadę i zatracaniu się w tym, podczas gdy ona rżnie się z facetem, który na nią nie zasługuje? Wielbienie jej, kiedy próbuje zamieszkać z mężczyzną, którego ledwo zna? Cały czas żyję z nią w tym samym jebanym domu, dzień w dzień, tuż pod jej nosem od lat. Równie dobrze mogłem być cholernym duchem błąkającym się po korytarzach, bo w ogóle mnie nie zauważałaś. Więc zrobiłem to, co musiałem zrobić. – Jego szerokie ramiona wyprostowały się, gdy puścił do mnie oko. – I to chyba dwa razy.

Przerażona nie potrafiłam opisać myśli, które przemykały przez głowę, kiedy on opowiadał o wszystkich sposobach, w jakie mnie „kocha”. Nie było w tym sensu pomimo tego, jak bardzo starałam się go zrozumieć. Chciałam powiedzieć mnóstwo rzeczy, lecz żadne słowo nie przeszło mi przez usta.

– Dlaczego? – wydusiłam po chwili.

– Kurwa, nie pytaj mnie o to. – Przewrócił oczami i cmoknął językiem, jakbym była upierdliwym dzieckiem. Zdjął nogę z gazu i skierował głowę w moją stronę. – Z jakiegoś powodu nie widzisz, kogo masz przed sobą. Ciągle próbujesz przede mną uciec i przykro mi, ale nie mogę na to pozwolić.

Mark się mylił. Widziałam, kogo mam przed sobą. Pierdolonego potwora. Przełknęłam ślinę, powstrzymując łzy, gdy pojęłam ciężar rzeczywistości. Czułam się całkowicie bezradna, nie umiałam powstrzymać go od zrealizowania pokręconego planu, który obmyślił. Z łatwością mogłabym zostać przez niego obezwładniona. Uświadomiłam sobie, że ten pluszowy miś, któremu byłam gotowa zawierzyć swoje życie, nie miał żadnych skrupułów przed zrobieniem wszystkiego, co konieczne, aby zatrzymać mnie dokładnie tam, gdzie chciał.

Z nim.

Poczułam falę mdłości, kiedy zdałam sobie sprawę z gorzkiej ironii tej całej popieprzonej sytuacji. Ludzie, których odepchnęłam z powodu ich kłamstw i zdrady, okazali się teraz jedynymi, którzy mogli mnie uratować, jednak każdy z nich był nieświadomy faktu, że w ogóle potrzebowałam ich pomocy.

Bowen

Nie umiałem tego dokładnie sprecyzować, ale coś było nie tak. Jechałem prawie dwa razy szybciej, niż zezwalało ograniczenie prędkości, ledwo zwalniając przed znakami „stop”, które wydawały się stać na każdym jebanym rogu między moim domem a domem Remi. Wkurzyłaby się jak cholera, że po raz kolejny ją zignorowałem i wparowałem z buciorami w jej życie, ale nie obchodziło mnie to. Kamień, który zakotwiczył się w moim brzuchu, dawał znać, że muszę udać się do domu Remi. I to szybko.

– Zadzwoń do biura Remi! – krzyknąłem chyba po raz setny. Bluetooth potrzebował wieczności, aby nawiązać połączenie.

Nie miało sensu to, że ona i Mark pojechaliby porozmawiać do jej biura, lecz desperacja kierowała się swoimi prawami. Dzwoniłem na przemian to do Remi, to do Marka, wysyłając ciche modlitwy za każdym razem, gdy oczekiwałem na połączenie. Jednak tak szybko jak płomień nadziei zamigotał, tak szybko gasł ponownie, kiedy jej radosny głos na poczcie głosowej kazał mi zostawić wiadomość.

Już to wcześniej zrobiłem, ale kiedy zabrzmiał sygnał, ponownie błagałem:

– Remi, proszę. Jeśli mnie ignorujesz, to w porządku. Po prostu, kurwa, odbierz i powiedz mi, żebym się odpieprzył. Coś. Byle co. – Dźgnąłem przycisk rozłączania na ekranie w samochodzie i wydałem z siebie sfrustrowany pomruk.

Nie mogłem pojąć, dlaczego Remi zdecydowała się pojechać gdzieś z Markiem, skoro tak się złościła na każdego wplątanego w oszustwo po katastrofie lotniczej. Przede wszystkim to był jego pieprzony pomysł, żeby ukryć przed nią prawdę. Nie powiedziałem jej tego, ale podejrzewałem, że Aaron dość szybko podzielił się z Remi tą informacją po tym, jak zerwała z nim kontakt. To Mark stanowił motor napędowy wszystkiego, więc czemu Remi miałaby przejść nad tym do porządku dziennego, skoro nie mogła nawet znieść konfrontacji z kimkolwiek innym – łącznie ze mną?

Nie byłem bez winy i chociaż obstawałem, że zrobiłbym to dla niej jeszcze raz, nadal brałem odpowiedzialność za dramat, który stworzyliśmy. Nawet po tym, jak uprawialiśmy desperacki i szaleńczy seks przy drzwiach w moim domu, Remi dała mi jasno do zrozumienia, że wciąż jest wściekła z powodu tego, co zrobiłem. Co każdy z nas zrobił. Dlaczego więc miałaby wskakiwać do pick-upa z Markiem, zostawiając torebkę, telefon i, co najbardziej szokujące, Sugara?

Coś było cholernie nie tak. Czułem to w kościach.

Zadzwonił telefon i zanim identyfikator dzwoniącego wyświetlił się ekranie, capnąłem komórkę z siedzenia pasażera.

– Remi?

– Aaron – skorygował.

– Kurwa mać – wyszeptałem, a optymizm, który pojawił się w mojej piersi, zniknął. – Jakieś wieści?

Głęboki wydech Aarona dał mi odpowiedź, zanim on sam wypowiedział choćby słowo.

– Mark nie odpowiada. Zakładam, że nie dałeś rady skontaktować się z Remi, hm?

– Nie ma jej w biurze. Rozmawiałeś ponownie z sąsiadem?

– Nic konkretnego więcej nie powiedział. Dodał, że wychodząc do sklepu spożywczego, ledwie tu zerknął.

– A co z drzwiami jej samochodu? Są odblokowane? Sugar uległ przegrzaniu? Powiedziałeś, że jej torebka leżała na siedzeniu. Wszystko jest czy ktoś w niej grzebał? A co z domem? Okna i drzwi zamknięte? Czy wyglądało na to, że była w środku?

– Wow. Dobra. Hamuj.

Nie mogłem wyhamować mojego pędzącego umysłu, tak jak nie mogłem rozkazać nodze, aby nacisnęła pedał hamulca.

– Coś jest nie tak, Aaronie. Naprawdę, kurwa, nie tak.

– Zgadzam się z tobą. Wygląda na to, że nikt nie wszedł do domu. Z Sugarem wszystko w porządku, z torebką też. W ogóle wszystko wydaje się… w porządku. Gdzie jesteś? – Jego głos mógł brzmieć spokojnie, jednak w każdym słowie słyszałem niepokój.

Rozejrzałem się po raz pierwszy, odkąd wsiadłem do pick-upa. Przez tak długi czas pokonywałem trasę między naszymi domami, że mógłbym to zrobić we śnie.

– Teraz skręcam w twoją ulicę. Spróbuję jeszcze raz zadzwonić do biura.

Nie dając mu szansy na odpowiedź, rozłączyłem się i natychmiast zacząłem wybierać numer Remi. Na ekranie pojawiło się nasze głupie selfie, przez które ścisnął mi się żołądek. Po czterech pełnych męki sygnałach zakończyłem połączenie i rzuciłem telefon na siedzenie pasażera.

– Gdzie jesteś? – jęknąłem.

Kiedy parkowałem za jej autem, Aaron czekał na mnie na podjeździe. Opony wydały pisk, który odzwierciedlał moje myśli. Nie zdążyłem jeszcze dobrze się zatrzymać, a już wyskoczyłem z samochodu i podbiegłem do niego.

– Masz telefon Remi? – warknąłem.

Jedną ręką trzymał się za szyję, drugą wskazał w kierunku jej SUV-a.

– Wciąż leży na fotelu. Jak tylko zobaczyłem Sugara w wozie, wypuściłem go i zadzwoniłem do ciebie. Niczego innego nie dotykałem. Przemaszerowałem obok niego i otworzyłem drzwi kierowcy. Słodki zapach perfum Remi uderzył we mnie, gdy pochyliłem się, by wziąć jej telefon. Jedną ręką podniosłem za uchwyt torebkę, drugą komórkę i się wyprostowałem.

– Czternaście nieodebranych połączeń, sześć wiadomości tekstowych i trzy głosowe – mruknąłem, odblokowując telefon i wprowadzając kod, którego pomimo moich protestów używała do wszystkiego. Po raz pierwszy cieszyłem się, że nie posłuchała i go nie zmieniła.

– Czego tam szukasz? – zapytał Aaron ze zmartwieniem wypisanym na czole.

– Nie mam, kurwa, pojęcia. Żadnych nieodebranych połączeń od Marka. Masz, potrzymaj to. – Wcisnąłem torebkę w jego ramiona.

– Cóż, jeśli są razem, to nic dziwnego.

Aaron z torebką Remi mocno przyciśniętą do piersi dalej ględził o wszystkich powodach, dla których zapewne zbyt przesadnie reagowaliśmy, ale wyłączyłem się i przeglądałem jej komórkę. Poza nieodebranymi połączeniami nie mogłem znaleźć niczego, co dałoby mi choćby najmniejszą wskazówkę, gdzie, do cholery, się podziewała. W ciągu kilku ostatnich dni Mark wysłał Remi kilka wiadomości z błaganiem, by z nim porozmawiała, lecz wszystkie zignorowała. Kiedy zacząłem z powrotem przenosić wzrok w kierunku samochodu, coś błyszczącego zaiskrzyło w słońcu i przykuło moją uwagę.

Z telefonem zaciśniętym w dłoni opadłem na kolano, żeby przyjrzeć się bliżej. Oddech uwiązł mi w gardle, gdy podniosłem z krawędzi podjazdu srebrny kolczyk.

– Co to jest? – zapytał Aaron.

Podniosłem znalezisko tak, żeby mógł je zobaczyć, i zmarszczyłem brwi, po czym spojrzałem z powrotem na ziemię.

– Musiał spaść, kiedy…

Nagle słowa zamarły mi w gardle, gdy zauważyłem na betonie czerwone kropelki. Pochylając się, zebrałem się w sobie, by przyjrzeć im się bliżej, chociaż mój mózg już wiedział, na co patrzę. Drżącymi palcami przesunąłem po plamkach, rozmazując je.

Krew.

Na ziemi była krew.

Na ziemi była pieprzona krew Remi, tuż obok jej zgubionego kolczyka.

Moje serce waliło niczym młot, a krew dudniła w uszach. Lodowaty uścisk strachu przebiegł przez cały krwiobieg.

– Wezwij policję – szepnąłem.

– Co to jest? – zapytał Aaron, kucając obok mnie. – Czy to…

– Wezwij pieprzoną policję! – ryknąłem.

Remi

– Jak możesz być taką bezduszną suką? – Mark gotował się ze złości. – Dałem ci wszystko. Robiłem, co trzeba. Opiekowałem się tobą, gdy byłaś chora, zawsze przynosiłem ci kolację z baru, dbałem o to, by w lodówce nigdy nie zabrakło twojego ulubionego wina. Masz pojęcie, ile nocy spędziłem, słuchając, jak godzinami paplasz o pierdolonych roślinach? Poświęciłem ci pół życia. I to wciąż nie było wystarczająco dobre. Ja nie byłem wystarczająco dobry.

W uchwycie na kubek zabrzęczał telefon Marka, ale nie odważyłam się oderwać wzroku od maniaka za kierownicą.

„Myśl, Remi. Myśl!”

Musiałam coś zrobić. Im dłużej Mark zatracał się w swoich rozważaniach, tym stawał się głośniejszy i groźniejszy. Powinnam znaleźć sposób, żeby odwrócić jego uwagę, uspokoić go. Wszystko, czego potrzebowałam, to chwila, gdy straci czujność. Może wtedy uda mi się uciec. Mogłam być więźniem, ale już nigdy więcej nie zostanę ofiarą.

– Chcę tylko, żebyś mnie kochała tak samo, jak ja kocham ciebie! – wykrzyknął, uderzając pięścią w środkową konsolę.

Zwalczyłam chęć odsunięcia się od niego i zamiast tego zbliżyłam się.

– Mark – wymruczałam celowo miękkim głosem. – Nie miałam pojęcia.

– Nie wciskaj mi kitu – zadrwił.

– Przysięgam. Nie wiedziałam, że żywisz wobec mnie takie uczucia. Masz rację. Powinnam to dostrzec. Byłam taka głupia, że tego nie widziałam. – Przełknęłam podchodzące mi do gardła wymioty i zebrałam się na odwagę, by ciągnąć dalej: – Jednak teraz cię widzę. Widzę wszystko, co zrobiłeś. Dla mnie. Dla nas.

Obrócił głowę, jego wzrok płonął podejrzliwie, gdy błądził po mojej twarzy.

– Gadasz bzdury. Widzisz tylko to, na co otworzyłem ci oczy.

Szybko zaprzeczyłam.

– Nie, nie. Naprawdę tak myślę. Te głupie wieczory spa, do których cię zmuszałam… Czwarty posiłek w The Rusty Nail po zamknięciu baru… To, jak starałeś się, by zapewnić mi bezpieczeństwo podczas prezentacji domów… Gdzieś po drodze przegapiłam wszystkie te wskazówki. – Zamilkłam, przyszpiliłam go spojrzeniem i delikatnie położyłam dłoń na jego ramieniu. – Ale przysięgam ci, że teraz zdaję sobie sprawę, jaką jestem szczęściarą, że cię mam.

Wyrwał się z mojego uścisku i chociaż chciałam, żeby mi uwierzył, musiałam przyznać, że poczułam falę ulgi, że już go nie dotykam.

– Proszę, daj mi szansę, abym mogła ci to udowodnić.

Ledwo dało się to zauważyć, jednak nie uszedł mojej uwadze fakt, że wyraz twarzy Marka złagodniał. Jego oczy wciąż wyrażały sceptyczność, lecz tkwiło w nich też coś jeszcze. Nadzieja? Ulga? Podekscytowanie? Cokolwiek to było, stanowiło wszystko, czego potrzebowałam, aby drążyć temat.

– Pamiętasz, jak poznaliśmy się w liceum? – zagadnęłam. – Nigdy ci tego nie powiedziałam, ale tamtej nocy nie mogłam przestać o tobie myśleć. Byłeś taki wysoki i przystojny. Mężczyzna w morzu chłopców. Może i miałam ochotę zaprosić cię na randkę, lecz potem zostaliśmy przyjaciółmi i nie chciałam cię stracić, więc odepchnęłam od siebie te uczucia.

Przewrócił oczami, jednak kiedy mi nie przerwał, wiedziałam, że go złapałam.

– Wiesz, że zawsze nazywam cię moim dużym misiakiem? To niezbyt seksowne, przyznaję, ale w pewnym sensie dla mnie takie jest. – Przygryzłam dolną wargę i wzruszyłam ramionami. – Jest coś seksownego w świadomości, że mężczyzna może cię ochronić. I zawsze wiedziałam, że z tobą nic mi nie grozi.

Kiedy ponownie skupił się na drodze, kącik jego ust uniósł się w uśmiechu.

– Seksowny, co?

Telefon ponownie zabrzęczał, więc skorzystałam z okazji, że Mark się rozproszył, by rzucić okiem. Gdy zobaczyłam imię Bowena wyświetlone na ekranie, ulga rozlała się w moich żyłach i po raz pierwszy, odkąd ocknęłam się w tym pick-upie, pojawiła się we mnie nadzieja.

Wiedział. Dzięki ci, Boże. Wiedział.

Bowen wiedział, że zaginęłam. Nie miał innego powodu, by dzwonić do Marka.

Nie mogłam sobie przypomnieć wszystkiego z naszej przeszłości, ale przez tych kilka miesięcy, kiedy byliśmy po raz drugi razem, nauczyłam się, że gdyby Bowen choć trochę przeczuwał, że coś jest nie tak, zacząłby poszukiwania.

A jeśli by mnie szukał, nie przestałby, dopóki by nie znalazł.

Po raz kolejny łzy wypełniły moje oczy. Zamrugałam, aby je odgonić. Ale te łzy, które groziły wylaniem, oznaczały radość.

To moja szansa.

To może być moja jedyna szansa.

Oddychając miarowo i z trudem przełykając ślinę, pochyliłam się nad skrzynią biegów i oparłam policzek na ramieniu Marka, a z moich ust wydobył się szept:

– Jesteś bardzo seksowny.

Wibrowały we mnie nerwy, całe ciało drżało.

Miałam jedną szansę.

Jedną pieprzoną szansę.

Wielokrotnie słyszałam historie o tym, jak Bowen uratował mi życie. Nie raz, nie dwa.

Teraz mogłam się tylko modlić, żeby trzymał ostatniego asa w rękawie.

Objęłam Marka, ale wcześniej przeciągnęłam dłonią po jego telefonie komórkowym umieszczonym w uchwycie na kubek, przesuwając palcem po ekranie, aby odebrać połączenie.

3 - Bowen

Trzy sygnały.

To wystarczyło, aby serce zamarło mi w piersi. Nie żeby prawdziwie biło po tym, jak zauważyłem na ziemi krew.

Kiedy jedno z wielu połączeń, które wykonałem tego dnia, w końcu zostało odebrane, niemal zemdlałem, słysząc po drugiej stronie słuchawki głos Remi.

– Powinnam była ci powiedzieć.

– Gdzie, do diabła, jesteś? – warknąłem, nie mogąc dłużej powstrzymywać paniki.

Cichy śmiech to wszystko, co otrzymałem w odpowiedzi.

– Remi?

Jej głos brzmiał spokojnie, lecz nie do mnie się odzywała.

– Ale mówię ci to teraz, Marku. Zakochałam się w tobie.

Wyprostowałem się. Co, do kurwy nędzy? Mark? Zakochała się w Marku? Jak to możliwe?

Następne słowa Remi uderzyły mnie w brzuch.

– Nie musiałeś posuwać się do porwania. Ani za pierwszym razem, ani teraz. Z radością poszłabym z tobą gdziekolwiek, gdybyś wcześniej wyznał, co do mnie czujesz.

Ulga, którą poczułem po usłyszeniu jej głosu, zniknęła, gdy umysł próbował przetworzyć to, co, do diabła, teraz słyszę.

Porwał ją? Dwukrotnie?

Imadło zacisnęło się na mojej klatce piersiowej, kiedy elementy układanki, którą próbowałem uzupełnić przez ponad półtora roku, zaczęły wskakiwać na swoje miejsca.

On ją kochał. To on porwał ją za pierwszym razem. To nie Remi była wystraszona, gdy poprosiłem ją, żeby się do mnie wprowadziła. Tylko Mark. To Mark za wszystko odpowiadał.

To on był powodem, dla którego zaczął się ten cały koszmar.

To przez niego prawie ją straciłem przez samobójstwo.

To on kazał mi odejść od Remi po wypadku.

A teraz ten skurwysyn znowu ją miał?

Przeszyła mnie rozgrzana do białości, paląca wściekłość.

– Hej, Bowen! – zawołał Aaron. – Gliny chcą wiedzieć, o której wyszła z twojego domu.

Z szybkością błyskawicy wyciszyłem rozmowę, gwałtownie kręcąc głową w jego kierunku. Nie mogłem ryzykować, że Mark nas usłyszy i zakończy połączenie, zanim dowiem się, jak, do diabła, mam uratować Remi.

Nie odezwałem się ani słowem. Pomachałem mu tylko i przełączyłem rozmowę na głośnik.

Podbiegł truchtem z komórką zaciśniętą w dłoni, na jego twarzy malowało się zmieszanie.

– Skontaktowałeś się z Markiem? – zapytał, wskazując głową mój telefon.

– Ona jest z nim – oznajmiłem Aaronowi. – Daj znać policji, że Remi grozi bezpośrednie niebezpieczeństwo.

– Co? – zapytał, ale podniosłem rękę, by go uciszyć, kiedy przez linię dobiegł stłumiony głos Marka.

– Skąd, do cholery, miałbym to wiedzieć? – zawarczał.

Zmarszczki na czole Aarona pogłębiły się.

– O czym on mówi?

– To Remi. Rozmawia z nim. Nie sądzę, żeby wiedział, że go słyszę. On ją porwał, Aaronie. On ją, kurwa, porwał.

Gdy wypowiedziałem te słowa, mój żołądek zrobił salto.

Jej delikatny głos wypełnił powietrze.

– Naprawdę mnie kochasz, Marku?

– Mówiłem ci wiele razy, że zawsze cię kochałem.

Pomruk mężczyzny wywołał u mnie dziką reakcję.

Musiałem się do niej dostać, a co więcej, musiałem dostać go w swoje ręce.

Aaron i ja staliśmy, wpatrując się w telefon, wstrzymując oddech i słuchając słodkiej gadaniny Remi do tego śmiecia, który nas wszystkich oszukał.

– W takim razie obiecajmy sobie coś. Obiecuję, że nigdy cię nie opuszczę, jeśli ty obiecasz, że nigdy więcej mnie nie skrzywdzisz.

Naprawdę się przestraszyłam, kiedy uderzyłeś mnie na podjeździe i obudziłam się w twoim samochodzie, nie mając pojęcia, gdzie jestem ani dokąd jedziemy. Obiecaj mi to.

Ogarnęły mnie płomienie wściekłości, ale udało mi się je powstrzymać.

Mark musiał odpowiedzieć, lecz nie usłyszeliśmy tego i przez kilka męczących minut do naszych uszu docierał tylko szelest, a potem cisza wyłączonego silnika.

W końcu Remi znów się odezwała, dając mi najwspanialszy prezent, jaki tylko mogłem sobie teraz wymarzyć.

– Co my tu robimy? Myślałam, że sprzedałeś to miejsce, kiedy postanowiłeś nie otwierać drugiego The Rusty Nail.

Bingo.

Szybko uniosłem głowę.

– Chodźmy.

Remi

Z tego, co mi powiedziano, Mark w końcu zrezygnował z marzeń o przekształceniu siedemdziesięciopięcioletniego browaru w większą i lepszą wersję The Rusty Nail i ostatecznie sprzedał nieruchomość ze stratą. Ale kiedy siedzieliśmy w zaparkowanym samochodzie przed opuszczonym budynkiem, stało się dla mnie jasne, że to kolejne z długiej listy kłamstw, którymi napełnili mi głowę po katastrofie lotniczej.

– Nadal jesteś właścicielem? – Poprawiłam się na siedzeniu.