Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
95 osób interesuje się tą książką
Czasem, by rozkwitnąć, trzeba wrócić do korzeni
Alicja Rudzińska stoi na życiowym rozdrożu. W ciągu jednego dnia traci szansę na wymarzoną pracę w firmie projektującej wnętrza, a jej chłopak… zrywa z nią przez SMS-a. Nie pozostaje jej nic innego, jak schować dumę do kieszeni i wrócić w rodzinne strony. Jednak to właśnie tutaj czeka na nią przeszłość, o której tak usilnie starała się zapomnieć.
Gdy po przyjeździe Alicja spotyka swoją pierwszą miłość, Wiktora, dawne emocje wracają ze zdwojoną siłą, a stare rany ponownie się otwierają. Rudzińska próbuje odzyskać spokój ducha, nie chcąc zaburzyć przygotowań do ślubu młodszej siostry, jednak nie jest to proste.
Wizyta Alicji nieoczekiwanie się przeciąga, a ona kawałek po kawałku odkrywa siebie na nowo. W rodzinnych stronach, wspierana przez mądrą babcię Emilię, tworzy przestrzeń dla siebie. Wkrótce okaże się, że klucz do szczęścia zawsze był w jej rękach – po prostu nie wiedziała, jak go użyć…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 455
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Anna Biedrzycka
Serce, otwórz się
Pamięci moich babć – babci Gieni i babci Zosi
Moim rodzicom – Danucie i Andrzejowi
Alicja, przeskakując z parasolką w ręce przez kałużę, usłyszała, że otrzymała SMS. Nie była z tego zadowolona, bo po pierwsze trudno było jej wydostać telefon z ciężkiej jak cholera torebki, trzymając nad sobą parasolkę i mając przed sobą widmo spóźnienia się na pierwszą poważną rozmowę w jej pożal się Boże karierze. Rozmowę decydującą o jej być albo nie być w firmie. Po drugie nie po to przygotowywała się na to spotkanie od miesiąca, żeby teraz zaprzepaścić spóźnieniem efekt swojej pracy. Wizualizacja była zrobiona na tip-top. Alicja przedstawiła w niej różnorodne propozycje dla klienta, które pokazywały nie tylko jej talent, ale także zaangażowanie i pasję. Oczywiście, jak przystało na dobrze wychowaną pannę, nieco nieśmiało myślała o sobie jako utalentowanej, ale z drugiej strony wiedziała, że to nie jest czas na bycie skromną.
Malowanie to była jej pasja od zawsze. Pomagało uporać się z trudnymi emocjami. Natomiast aranżowanie wnętrz przyszło tak jakoś naturalnie. To właśnie jej talent i pasja zadecydowały o tym, że otrzymała staż w dość młodej, ale prężnie działającej na rynku aranżacji wnętrz we Wrocławiu firmie. Bystre oko szefowej wyłoniło ją z kilkunastu kandydatów ubiegających się o staż w tej agencji. Mimo niewielkiego wynagrodzenia zainteresowanie ofertą było dość duże. Już wtedy Alicji wydawało się, że wygrała los na loterii. A teraz stała przed szansą dołączenia do zespołu na stałe. Po roku uczenia się i zdobywania doświadczenia w kontaktach z klientami, w przygotowywaniu propozycji, szukaniu inspiracji, prowadzeniu mediów społecznościowych czuła się gotowa stać się pełnoprawnym pracownikiem, nad którym nikt nie musi wisieć, którego nikt nie musi pilnować. Czuła, że odrobiła pracę domową.
Już w dzieciństwie dokonywała zmian w swoim otoczeniu, najpierw biorąc się za… tapety w rodzinnym domu i upiększając je po swojemu, i jednocześnie przyprawiając matkę o małe zawały serca. Wtedy nie przypuszczała nawet, że istnieje taki zawód jak architekt wnętrz. Co więcej, pewnie nie ona jedna. W jej rodzinnych stronach do dzisiaj mało kto traktuje jej zajęcie poważnie, nawet jej najbliżsi, a może właśnie zwłaszcza oni. Wśród lubuskich jezior jej profesja, delikatnie mówiąc, nie cieszyła się zbytnim poważaniem, żeby nie powiedzieć żadnym.
Kiedyś do szału doprowadzało jej matkę ciągłe przestawianie przez nią mebli, a nie daj Boże upiększanie ich, czyli malowanie farbkami, kredkami czy czym tam miała pod ręką. To samo robiła ze ścianami. Niestety, jej matka nie umiała dostrzec w tym wyrazu jej kreatywności, plastycznych zdolności czy emocji. A te ostatnie w niej buzowały, zwłaszcza w czasie nastoletnim. Wtedy oczom rodziców ukazywała się niejedna czarna ściana – wyraz młodzieńczego buntu. Na szczęście babcia z dziadkiem dla jej talentu mieli trochę więcej cierpliwości i przestrzeni w swoim domu, w którym Alicja spędziła połowę dzieciństwa.
A dzisiaj szansę miała rozpocząć się jej prawdziwa kariera. Oczami wyobraźni widziała siebie prezentującą ofertę klientowi, który zadowolony ogląda jej wizję wnętrza, nad którym pracowała. Wiedziała, że jeszcze nie raz będzie w stanie czymś zaskoczyć przełożonych i klientów, ponieważ do tej pory nie udało jej się pokazać swoich wszystkich możliwości. Oczywiście nie to, żeby jeden SMS miał ją zgubić, ale to była kolejna już rzecz, która stanęła na drodze do jej kariery. Jak na złość wyszła w ostatniej chwili, co zupełnie do niej nie pasowało. Zawsze wychodziła do pracy z dużym wyprzedzeniem, nienawidziła się spóźniać.
Była przygotowana na rozmowę, ale nie na to, że przed wyjściem obleje się kawą – i to jak. Na domiar złego była już częściowo spakowana na jutrzejszy wyjazd do rodziców i wszystkie nadające się do założenia na tę okoliczność bluzki (a nie było ich wiele) znajdowały się właśnie w walizce. Zanim jakąś wygrzebała i wyprasowała, bo ta zdążyła już się pognieść, Alicja była już mocno w niedoczasie. A potem wiadomo, jak człowiek zestresowany, to i klucze ciężko znaleźć, i akurat leje, więc trzeba się było wrócić po parasolkę. Jednym zdaniem: to nie był jej dzień. Stop. Nie może tak myśleć. To jest jej dzień. To musi być jej dzień! Inaczej jaki sens miałby jej roczny staż w firmie Paloma design? Bardzo liczyła na to, że ze stażystki stanie się pełnoetatowym pracownikiem z umową o pracę.
Zdawała sobie sprawę, że jeszcze wiele musiałaby się nauczyć i ciężko pracować, aby otrzymywać samodzielne zlecenia i kierować projektami, co było jej marzeniem, ale oczami wyobraźni widziała, jak realizuje projekty, które wszyscy podziwiają, na ich widok potakują głowami i się uśmiechają, i mówią, że o to chodziło. Sama przed sobą zaczerwieniła się na tę śmiałość, ale co tam, marzenia to była jej siła.
Sen z powiek spędzał jej jeszcze ten wyjazd w rodzinne strony. Był jej teraz potrzebny jak dziura w moście, ale rodzice (czytaj: matka) uparli się, że koniecznie musi być w domu w tę sobotę, oczywiście nie mówiąc, o co chodzi, czemu to jest takie pilne i dlaczego jej obecność jest konieczna. Cała ona (czytaj: matka). I teraz jeszcze ten SMS.
Nie wiedziała dlaczego, ale miała przeczucie, że to może być coś ważnego. Bała się, że to z pracy. Nagle oblał ją zimny pot na myśl o tym, że może jest już spóźniona i właśnie pytają ją, gdzie, do jasnej cholery, się podziewa. Ale naprawdę nie miała jak go odczytać, szkoda jej było na to czasu. Zresztą jak się spóźni, to będzie go miała aż za dużo, a tego chciała uniknąć, więc czym prędzej popędziła, przy okazji ochlapując spodnie od garnituru.
Gdy w końcu przekroczyła próg gabinetu pani dyrektor, od razu wyczuła dziwnie napiętą atmosferę, choć zazwyczaj panował tu dość swobodny nastrój. Alicja miała wrażenie, że zawisło tutaj coś w rodzaju ponurej aury – niewidocznej, ale wyczuwalnej.
– Przykro mi, Alicjo, naprawdę.
Jej przełożona zaczęła bez ogródek, tak jak to miała w zwyczaju i za co Alicja ją lubiła, przynajmniej do tej pory.
– Wiesz, jak cenimy twoją pracę, zaangażowanie, ale – i tu padło spojrzenie na komputer z tabelkami w Excelu –naprawdę nie stać nas na razie na kolejnego pełnoetatowego pracownika.
Reszty Alicja nie chciała słuchać, ale nie miała wyboru. Tylko po co robili jej nadzieję, po co się starała, po co szykowała te projekty, których nawet nie chcieli zobaczyć? Nie dali nawet cienia szansy. Tyle czasu poświęciła kosztem swojego związku oraz relacji z Natalią. Najgorsze było to, że nawet nie brała pod uwagę tego, że mogą jej nie chcieć. Myślała, że to tylko formalność. Kończyła staż w znakomitej firmie projektującej wnętrza, niedużej, ale z potencjałem i świetnymi ludźmi. Bardzo jej się tam podobało i miała wrażenie, że odnalazła się w tym zespole. Wcale nie przerażało jej to, że staż się kończy, bo czuła, że znalazła swoje miejsce i na pewno ją tu zostawią. W końcu tyle razy zapewniano ją, że świetnie sobie radzi i przydałby się ktoś taki w ich jeszcze młodym zespole. Wiedziała przecież, że nie miała jeszcze dużego doświadczenie, ale szybko się uczyła, była bardzo zaangażowana i najważniejsze – zdolna. Miała talent, świetne pomysły i wyczuwała potrzeby klientów. Przynajmniej wszyscy wokół ją o tym zapewniali. Szefowa też ją teraz wychwalała, ale była to tylko otoczka, w której podano jej tę przykrą wiadomość.
Spodziewała się, że podpiszą z nią umowę, może nie na stałe, ale na jakiś okres próbny przynajmniej. A zamiast tego usłyszała, że niestety nie ma dla niej nowego etatu i bardzo żałują, naprawdę bardzo żałują, ale nie mają jeszcze wystarczającej bazy klientów, aby ten nowy etat utworzyć. Oczywiście gdy tylko będzie taka możliwość, na pewno się do niej odezwą. Na razie mogą jej dać tylko referencje, naprawdę świetne referencje.
Wiedziała przecież, że się do niej nie odezwą. Bardziej opłacalne wydaje się przecież przyjęcie nowego stażysty niż zatrudnienie nowego pracownika. Alicja siedziała nieruchomo przez jakiś czas, patrzyła na kobietę nieprzytomnym wzrokiem i… nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.
Miała przygotowaną zupełnie inną wersję mowy na okoliczność dzisiejszej rozmowy z byłą już szefową. Miała wspomnieć o tym, jak to się cieszy, że będzie mogła nadal się tu rozwijać, wspomagać zespół i takie tam podobne rzeczy. To byłoby naprawdę szczere, ale co z tego, skoro nie zagrzeje tu miejsca i nikogo nie obchodzi, co ma do powiedzenia.
Alicja nie mogła jej niczego zarzucić. Agnieszka, bo tak miała na imię szefowa, była wobec niej uczciwa, potraktowała ją naprawdę dobrze – i w ogóle wszyscy ją bardzo czule pożegnali, kupili prezent. Ale co z tego, jak już nie będzie mogła pracować razem z nimi. A ona naprawdę uwielbiała tę pracę.
Wiedziała, że tak łatwo nowej szansy nie dostanie, rynek jest trudny i wymagający. Otrzymała świetne referencje, ale… czy to wystarczy? Czy dostatecznie dużo się już nauczyła? Z wymarzonej pracy zostały nici, nici z jej planów i nici w portfelu, bo jako stażystka przecież nie zarabiała wiele. Gdyby nie pomoc rodziców, nawet nie byłoby jej stać na wynajęcie pokoju, nie mówiąc o wyżywieniu.
Jednak zaparła się, że może zarabiać niewiele, że przez rok będzie jeść chleb z masłem, ale przetrzyma to i mimo że wszyscy dookoła robili zawrotne kariery, pukali się w czoło, jak im mówiła, co i za ile robi, wierzyła, że ma rację, że da radę, że to jej się opłaci. Była już co prawda u kresu sił i na skraju finansowej zapaści, ale miała nadzieję, że jak już dostanie umowę, to wreszcie będzie mogła się usamodzielnić. Niestety zanosiło się na katastrofę. Tym większą, że będzie się nią musiała podzielić z rodzicami, których odwiedzi już jutro.
Miała tryumfalnie wrócić i w końcu przedstawić mamie, jak to sobie świetnie radzi, że ma wymarzoną pracę, że kierunek, który wybrała, nie jest taki beznadziejny, jak twierdziła matka – nieprzyszłościowy, nieopłacalny, trudno się w nim przebić. Chciała machnąć jej umową przed nosem, a jedyne, czym machnie, to niezapłacone rachunki, które miała uregulować, gdy podpisze umowę o pracę. Tak naprawdę chodziło o coś więcej niż pracę – o niezależność. Niezależność wyborów, niezależność od rodziców. A teraz nie dość, że nie ma pracy, to jeszcze nawet stażu.
– Niech to szlag! – wypowiedziała sama do siebie te słowa, gdy wracała na stancję i właśnie uświadomiła sobie, że nie będzie jej stać na wynajem pokoju i najwyraźniej w rodzinne strony wybierze się nie tylko na najbliższy weekend, ale na dłużej… Miała nadzieję, że tylko trochę dłużej. Mimo że dawno tam nie była i nawet odrobinę tęskniła za domem, nie miała ochoty pakować się tam na wieki.
Jak ona powie o tym Natalii? Obiecywała jej, że teraz będzie już regularnie dokładała się do czynszu i wynajmu, do tej pory zawsze czekała do ostatniej chwili, aby poprosić rodziców o pomoc. Niby duma jej nie pozwalała, ale co to za duma, skoro przy pierwszej lepszej porażce kierowała swe kroki (czytaj: telefon) właśnie w ich stronę. Łudziła się, że teraz się to zmieni. Co za pech!
Nie mogła się doczekać, kiedy dotrze do mieszkania i rzuci się z rykiem na łóżko. Z całych sił powstrzymywała, żeby nie rozpłakać się w drodze, a gdy dotarła do mieszkania, łzy od razu zaczęły jej lecieć ciurkiem. Z tego wszystkiego zupełnie zapomniała o SMS-ie. Przypomniało jej się, gdy odruchowo sięgnęła po telefon.
Chciała jak najszybciej porozmawiać z Damianem. Tylko on mógł ją teraz pocieszyć i – na co po cichu liczyła – pomóc jej wybrnąć z tej sytuacji. Zobaczyła, że poranna wiadomość była właśnie od niego. Nalewając sobie wody do szklanki, przewijała ją i czytała. Ale zanim upiła pierwszy łyk, odłożyła szklankę. „Co to jest?” – zapytywała w myślach samą siebie. Czytała jeszcze raz i jeszcze raz, ale nadal niczego nie rozumiała.
Wiem, że na to nie zasługujesz, ale muszę to zrobić – muszę napisać Ci, że nie możemy być już razem. Nie mogę wyjaśnić wszystkiego, ale zaufaj mi, tak będzie lepiej dla Ciebie… Nie szukaj mnie, nie dzwoń, to nic nie da. D.
A może rozumiała wszystko, tylko bała się do tego przyznać? Czytała jeszcze raz. Co? Rozglądała się wokół siebie, jakby widziała to mieszkanie pierwszy raz, jakby nie poznawała ani tego miejsca, ani siebie w tej sytuacji.
Myślała, że ten dzień nie może być już gorszy, ale myliła się. Zwolnienie z pracy nie oznaczało końca kłopotów, najwyraźniej dopiero je zapoczątkowało. Teraz będą się mnożyły jak grzyby po deszczu. Gdy Alicja wracała z biura po otrzymaniu zwolnienia, była przekonana, że będzie mogła wyżalić się Damianowi, że będzie mogła liczyć na jego wsparcie.
Nie miała pojęcia, o co tak naprawdę chodziło, nie chciał z nią szczerze porozmawiać. I po raz drugi tego dnia zastanawiała się, co z nią nie tak, że znowu niczego nie przeczuwała – najpierw zwolnienia, teraz rozstania.
Najwyraźniej rzeczywiście, jak mawiała jej matka, nie znała się na ludziach. Alicja przez dłuższą chwilę była jakby nieobecna. Jeszcze kilka razy przeczytała wiadomość, ale jej treść i tak do niej nie docierała. Tego przecież nie mógł napisać Damian, nie jej Damian. Rozstanie rozstaniem – ale w taki sposób? Bez spojrzenia jej w oczy, bez wyjaśnienia, rozmowy, uprzedzenia. Zostawił ją w taki sposób, jak gdyby była zbędną rzeczą w jego życiu, której nagle postanowił się pozbyć?! Nie docierało do niej, że mógł to zrobić w taki sposób. Jak siedemnastolatek, który zrywa znajomość przez SMS.
Usiadła na kanapie całkiem bez sił. Czuła się tak, jakby ktoś wyssał z niej całe powietrze. Przez myśl przemknęło jej, że może coś się stało. Może naprawdę nie mógł zdradzić jej szczegółów. A później sama siebie skarciła za tak naiwne myśli. Kiedyś wydawało jej się, że nigdy nie związałaby się z kimś tak niepoważnym. Musiała przyznać, że czasem winiła kobiety za to, że mogły być tak łatwowierne i wiązały się z kimś takim, a tu o proszę – pierwsza naiwna.
Gdy tak o tym myślała, zaczęła narastać w niej złość. W jednej kwestii się z nim zgadzała – nie zasługiwała na to, na pewno nie. Nikt nie zasługuje na coś takiego po trzech latach związku! A nawet po jednym dniu.
I nie ma co, wybrał sobie porę – właśnie teraz, kiedy mieli jechać do jej rodziców. Może to śmieszny powód, ale nie dla niej. Teraz?! Dlaczego właśnie teraz?!
I jeszcze ta praca – czy to wszystko naprawdę się wydarzyło, czy to tylko jej się śni? Była tak skołowana, że ogarnęły ją wątpliwości. Utrata pracy, odejście chłopaka, przymus wyprowadzki – to chyba za dużo jak na jeden dzień na jedną osobę, zwłaszcza że było dopiero południe. Przez moment zastanawiała się, czy uda jej się to wszystko jeszcze pozbierać, czy zdoła skleić jakimś cudem swoje życie. A jeszcze wczoraj nie chciała w nim żadnych zmian (oprócz umowy o pracę).
Dość szybko oprzytomniała i zdała sobie sprawę, że tak naprawdę w jej życiu nie ma już czego sklejać – ani związku, ani pracy. Wszystko rozpadło się naraz, nagle, a teraz nie ma do czego wracać – chyba że do przykrej rzeczywistości, w samą paszczę lwa: do rodzinnego domu.
Gdyby wszystko poszło po jej myśli: dostałaby wymarzony etat i mogłaby przedstawić Damiana, to może jakoś udałoby się jej przetrwać spotkanie z matką bez uszczerbku na psychice. Ale teraz? Jeszcze wczoraj nawet trochę się cieszyła, że odwiedzi bliskich – rodziców, siostrę i przede wszystkim babcię. Fakt – ich relacje pozostawiały wiele do życzenia, ale naprawdę się za nimi stęskniła. Udawała sama przed sobą, że ich nie potrzebuje, że sobie świetnie radzi, co próbowała im (czytaj: matce) za wszelką cenę udowodnić.
W końcu mogłaby pokazać Damiana, bo mama nie wierzyła ani odrobinę w to, że chłopak naprawdę jest taki wspaniały, jak córka opowiadała przez telefon. Fakt kolejny: nie był – jak się okazało. I znowu mama będzie jej mogła powiedzieć: „A nie mówiłam?”.
Matka zawsze powtarzała, że Alicja źle skończy, bo nigdy nie słucha jej rad, tylko co najwyżej robi na odwrót. Tak samo było z pracą, Bożena nie widziała jej w tym zawodzie ani w tej firmie. Uważała, że ten staż jest marnowaniem czasu. Twierdziła, że to nie dla niej, że prędzej czy później potraktują ją jak śmiecia i wyrzucą. No i niespodzianka – miała rację. Jak zwykle! A Alicja tak rozpaczliwie chciała udowodnić, że matka się myli, że ona sama wie, co jest dla niej najlepsze. Pragnęła pokazać całej rodzinie, jak świetnie sobie radzi i że nie potrzebuje ich pomocy. A teraz musi wrócić z podkulonym ogonem.
Mogłaby udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku jeszcze przez jakiś czas, ale czuła, że to ponad jej siły. Tylko nie wiedziała, w jaki sposób uda jej się to z siebie wydusić. Właściwie nie wiedziała nawet, czego się spodziewać. To nagłe zaproszenie na pierwszy czerwcowy weekend było podejrzane, ale z drugiej strony Alicja zastanawiała się, co było tego powodem. Rodzice (czytaj: matka) chcieli, żeby koniecznie przyjechała. Pewnie wielce się zdziwią, że wraca nie tylko na weekend, jak zobaczą ją z całym dobytkiem.
Próbowała dowiedzieć się czegoś od Oli, ale ta udawała, że o niczym nie ma pojęcia. Może rodzice chcą uroczyście ogłosić, że się rozwodzą. To byłoby w stylu matki. W sumie to nawet by się nie dziwiła, pasują do siebie jak lew z domowym kotem. Czasami złościła się na ojca, że z niego takie ciepłe kluchy i że nie przeciwstawia się matce, ale z drugiej strony rozumiała to. Inaczej w domu atmosfera byłaby nie do zniesienia. Ojciec przynajmniej umiał z nią rozmawiać, był kimś tonującym emocje między starszą córką a matką, kiedy było już naprawdę źle. Alicja obawiała się, że teraz ojciec może nie pomóc. Już widziała to spojrzenie, ten grymas matki, która wszystko zawsze wiedziała najlepiej. Jak się o wszystkim dowie, będzie miała jeszcze więcej argumentów. Ta wizja stała się naprawdę przerażająca w momencie, gdy Alicja zdała sobie sprawę, jak teraz będzie wyglądało jej życie – na łasce rodziców.
– Co ci jest? – zapytała Natalia, gdy wróciła z pracy (ona przynajmniej ją miała) i zobaczyła współlokatorkę leżącą na łóżku i ślepo gapiącą się w sufit.
Natalia, z którą Alicja mieszkała od zawsze, to znaczy od czasu studiów, była jej najlepszą przyjaciółką. Dziewczyna w przeciwieństwie do niej miała się świetnie – szła jak burza – jak by to powiedzieli w jej stronach. Na wszystkie pytania odpowiedziałaby śpiewająco – i na te, jak się ma i co słychać w wielkim świecie, i na te dotyczące jej planów. Natalia wszystko miała zaplanowane i konsekwentnie po kolei to realizowała. Alicja miała wrażenie, że przyjaciółka zaplanowała nawet to, kiedy i ile dzieci urodzi i ile lat będzie żyła. Na razie wszystko jej się zgadzało. Ślub ma być za rok – i pewnie będzie. Alicja najchętniej wysłałaby ją do domu rodziców w zastępstwie – może nie kapnęliby się, że to nie ona. Tak dawno już tam nie była, więc co to za różnica. Przynajmniej ucieszyliby się, że mają taką zdolną i świetnie radzącą sobie córkę.
– Rozumiem, że z pracą nie poszło tak, jak chciałaś. – Przyjaciółka sama odpowiedziała sobie na pytanie, widząc, że Alicja nadal nie daje oznak życia. – No trudno, jakoś się ułoży – dodała, chcąc ją pocieszyć.
– Natalia, co ty mówisz?! Jakoś się ułoży? Nic się nie ułoży! Praca leży, nie chcą mnie. Nie mam nawet kasy na zapłacenie zaległych rachunków, a co dopiero na dalszy wynajem mieszkania z tobą. Muszę wrócić do domu rodziców, a znalezienie stamtąd pracy będzie graniczyło z cudem. Oczywiście nie martw się, wszystko ureguluję. I przepraszam za zwłokę, ale naprawdę myślałam, że podpiszą ze mną tę umowę.
– Ale co ty mówisz! Mną się nie przejmuj, zawsze możesz na mnie liczyć. Oddasz, jak będziesz miała. Jesteś zdolna i pracę na pewno też znajdziesz. Teraz wiele firm przeprowadza rekrutację online, więc dasz radę się zatrudnić, choćbyś przebywała na drugim końcu świata.
Argumenty Natalii brzmiały dość racjonalnie i na chwilę zdołały uspokoić Alicję. I może już tak by zostało, gdyby nie to jedno zdanie.
– Poza tym masz jeszcze Damiana, więc…
– Żadnego więc nie będzie. To jeszcze nie koniec. Zobacz… – Alicja wcisnęła jej pod nos telefon z wiadomością od Damiana.
– Co to jest? – zapytała.
Najwyraźniej również czegoś tu nie rozumiała.
– No właśnie… Chyba to, co widać.
– No nie mogę… Tak mi przykro.
– Mnie też! Zwłaszcza że zrobił to w ten sposób.
– Nie wiem co powiedzieć nawet… Normalnie wiesz, że mnie zatkało, a mnie raczej trudno zamknąć buzię. Co się dzieje?
– Mnie pytasz? – Alicja próbowała się roześmiać, ale jej nie wyszło.
– Może się jeszcze odezwie i wytłumaczy to wszystko.
– Może… Zresztą po czymś takim nie miałabym ochoty go słuchać.
Alicja wydawała się pewna, ale tylko udawała. W głębi duszy wiedziała, że chciałaby usłyszeć jakieś racjonalne wyjaśnienie tego wszystkiego, bo to mogłoby wytłumaczyć ją przed samą sobą i sprawić, że nie czułaby się tak beznadziejnie ze świadomością, że mu zaufała. Najbardziej przerażał ją fakt, że już coś podobnego przeżyła. Ten scenariusz otworzył ranę, która nigdy tak do końca się nie zagoiła, a teraz zdawała się sączyć od nowa. Czy ciążyło nad nią fatum?
– Już nie mam siły jeździć do domu i ciągle się tłumaczyć, że coś mi nie wyszło. Teraz miało być zupełnie inaczej! Zupełnie! Nie chciałam robić oczywiście niczego na siłę. Nie pod nich układałam przecież sobie życie. Byłam szczęśliwa i nagle co, znowu załamanie? Znowu nie daję rady? Chciałam tylko… Właściwie sama nie wiem już, czego chciałam.
– Właśnie. To chyba jest twój prawdziwy problem: nie wiesz, czego chcesz. Ale nie będę cię dołować. Jak dla mnie po prostu staraj się doceniać to, że w ogóle masz tę swoją całą rodzinkę, ona nie jest najgorsza. Wiadomo, jak każda ma swoje wady, ale daj spokój – te tereny, domy, babcia i cała reszta… Powiem ci, że chętnie pojechałabym z tobą. Jest początek czerwca… Potraktuj to jako małe wakacje i zobacz w tej całej sytuacji plusy, a nie minusy.
Z jednej strony Alicja nie dziwiła się takiej postawie Natalii, która miała tylko mamę i babcię i zawsze chciała mieć dużą rodzinę. Ale nie zmieniało to faktu, że Alicja była przerażona.
Teraz jej życie to katastrofa, ruina. Nawet Natalii – wiecznej optymistce – nie udało się jej pocieszyć. Co więcej, Natalia sama zaraziła się tym wisielczym humorem, odwołała spotkanie ze swoim Staszkiem i dziewczyny do późna sączyły wino na zmianę ze łzami.
Mimo delikatnego, zwykle przyjemnie usypiającego upojenia tej nocy Alicja nie mogła spać. Co rusz się przebudzała, bo nawiedzały ją czarne myśli dotyczące przyszłości. Jak na złość musiała pojechać do domu, który odwiedzała tylko z okazji świąt i pogrzebów, to znaczy na razie tylko jednego pogrzebu – jej dziadka. Jednak teraz została wezwana, tak, zawezwana przez matkę. To było gorsze niż polecenie służbowe, bo nie mogła się wykręcić nawet zwolnieniem lekarskim – wiedziała, że to i tak nie uchroniłoby jej od tego wyjazdu. Nie wiedziała nawet, w jakim celu ma tam pojechać. To było w stylu jej matki: wziąć ją przez zaskoczenie, aby miała ograniczone pole manewru. Przez to Alicja nie wiedziała, jak się do tej wizyty psychicznie nastawić.
Zadręczała ją tej nocy myśl o tym, co powie im na temat swojej pracy, swojej przyszłości i braku chłopaka, który zdaniem matki dawno już powinien być jej narzeczonym, a nawet mężem – na co w końcu czekać. Miała już dwadzieścia siedem lat, a w jej wieku to ona już… Alicja znała tę śpiewkę nazbyt dobrze. A tu ani chłopaka, ani męża tym bardziej. To tylko potwierdzi niedowierzanie matki, że taki w ogóle istniał. Może rzeczywiście nie, teraz to nawet Alicja miała co do tego wątpliwości. Może jej Damian był wytworem wyobraźni, bo przecież jej Damian nie zachowałby się w ten sposób. Ta myśl spowodowała, że Alicja znowu bardziej się zdenerwowała i tym bardziej nie mogła usnąć. Tyle razy obiecywała rodzicom, że już niedługo stanie na nogi, a teraz… A teraz się okaże, że jest jeszcze gorzej, niż było.
Leżąc w łóżku i rozmyślając, zrozumiała, że już i tak nie pośpi. Co i rusz zerkała na telefon – jakby podświadomie czekała na sygnał od Damiana, ale zaraz karciła się w myślach za swój infantylizm. Wreszcie nad ranem przysnęła – i to tak, że obudziła ją dopiero Natalia.
– Jezu, no nie, jeszcze to.
Jeszcze nie do końca była spakowana, bo przed pójściem na rozmowę nie wiedziała, że musi zabrać ze sobą cały swój dobytek i spakować się na amen. Została sama z tym galimatiasem, nie miał jej kto pomóc, a zabrać się z tym wszystkim do pociągu nie było łatwo. Poprosiła Natalię, aby zamówiła jej taksówkę, a ona w tym czasie ubierała się, wrzucała do walizki i torebki wszystko, jak leci. Niektóre rzeczy musiała zostawić, ale obiecała przyjaciółce, że postara się jak najszybciej je zabrać.
Latała po mieszkaniu jak mucha, która usiłuje uniknąć łapki, tyle że Alicja próbowała uniknąć spóźnienia na pociąg. Nawet nie chciała wyobrażać sobie, co to byłaby za katastrofa, gdyby do tego doszło.
– Muszę zdążyć na ten pociąg, choćby nie wiem co – tłumaczyła Natalii, gdy ta próbowała ją namówić na odłożenie wyjazdu o jeden dzień.
– Jak chcesz. Ja tylko dobrze radzę. W takim stanie i tak nie zrobisz dobrego wrażenia.
– Uwierz mi, wiem, co mówię. Muszę się tam zjawić już dzisiaj. Inaczej wbiję sobie gwóźdź do trumny. I to nie przenośnia. W ogóle to mam ochotę zwymiotować z tego stresu. A może to od wczorajszego wina, nie wiem… Ale jest mi niedobrze.
– I to widać. Nie chciałam ci tego mówić, ale jesteś zielona. I to też nie była przenośnia.
– Świetnie, poproszę o jeszcze jakieś dobre wieści.
– Taksówka przyjechała. – Natalia właśnie otrzymała wiadomość.
– Cholera, jeszcze nie jestem gotowa.
Jakoś udało jej się dopiąć walizkę, pożegnała się szybko z Natalią. Za szybko, ale nie miała wyboru. Wiedziała, że będzie za nią tęsknić, ale teraz nie miała do tego głowy.
– Niech to szlag! I niech szlag trafi tę walizkę – wykrzyczała sama do siebie.
Była zła, że musiała zabrać ze sobą większość rzeczy. Z trudem stoczyła walizkę po schodach i już miała dość. Taksówkarz też nie był zadowolony, że miał to pudło wtaszczyć do bagażnika. „Ale co zrobić” – pomyślała Alicja. „Taka praca, on przynajmniej jakąś ma”.
Gdy w końcu znalazła się w pociągu, okazało się, że jest on przepełniony. Może dla niej jakieś miejsce by się znalazło, ale dla niej i jej walizki na pewno nie. Ludzie wzdychali ciężko i przewracali oczami, jak tylko Alicja pojawiała się w drzwiach przedziału ze swoim czarnym pudłem. Cóż, pozostało jej siedzenie na korytarzu.
Idąc za radą przyjaciółki, aby widzieć więcej plusów niż minusów, pomyślała, że przynajmniej będzie przewiewnie. Niestety co chwila ktoś chciał się przeciskać obok niej, więc musiała wstawać i przepuszczać. Poza tym nie było jej za wygodnie. Wzięła sobie na drogę książkę, ale cały ten rozgardiasz utrudniał jej skupienie. Z braku innego zajęcia postanowiła wpatrywać się w widoki za oknem – pola, łąki, kwiaty. Takie krajobrazy zawsze kojarzyły jej się z dzieciństwem i domem, a właściwie domami.
Zasadniczo, jeżeli odrzucić lęki o to, jak wypadnie przed rodziną, musiała przyznać, że bardzo chętnie odwiedzi bliskich. Szczególnie mocno chciała zobaczyć się i porozmawiać z babcią. Brakowało jej tego kontaktu. Choć bała się reakcji bliskich, to jednocześnie bardzo chciała się z nimi zobaczyć. Miała ściśnięty żołądek i w ogóle cała była ściśnięta w tym pociągu. Trochę jednak gryzło ją sumienie, że tak rzadko ich odwiedzała, szczególnie babcię, której tyle zawdzięczała. Rozmowy telefoniczne to zdecydowanie za mało.
Po dwóch godzinach jazdy poczuła zmęczenie, poprosiła więc nobliwie wyglądającą kobietę o przypilnowanie tej nieszczęsnej walizki i poszła odświeżyć się w łazience. Tuż po wejściu do ciasnej kabiny poczuła, że to tej łazience przydałoby się odświeżenie. „Nici z tego” – pomyślała, gdy zobaczyła w lustrze swoją poszarzałą od niewyspania i zamartwiania się twarz. Wino też zdecydowanie nie służyło urodzie. Widząc swoje odbicie, zrozumiała, że nic tak na dobrą sprawę jej nie pomoże. Dopiero teraz odkryła, o czym mówiła Natalia – rozczochrana i z opuchniętymi oczami wyglądała jak strach na wróble. Ogarnęła tylko jako tako włosy. Na szczęście miała ze sobą duże okulary przeciwsłoneczne.
Gdy dojeżdżała do domu, coraz bardziej się stresowała. Nie wiedziała, czego ma się spodziewać i jak zareaguje rodzina, kiedy opowie o utracie szansy na pracę. Nawet nie miała czasu, aby sobie to wszystko poukładać. Nie miała żadnego planu i sama nie wiedziała, co o tym myśleć, a już będzie musiała dzielić się tym z innymi. Wszystko działo się tak szybko. Chciałoby się zawrócić z tej drogi, ale nie było odwrotu. Jej nastrój w ogóle nie pasował do tego pięknego czerwcowego dnia. I jeszcze na dodatek nie mogła polegać na Damianie, a tak bardzo liczyła na jego wsparcie. No i się przeliczyła.
Pociąg wjeżdżał już w znajome tereny. Piękno krajobrazu i rozczulenie na chwilę oderwało Alicję od czarnych myśli. Mimo że nie wszystkie wspomnienia związane z tym miejscem były dla niej przyjemne, poczuła się przez chwilę spokojna. Może to zieleń dookoła wprowadziła ją w ten stan, drzewa, łąki, pola, jeziora – nieodłączni towarzysze dzieciństwa. Uwielbiała tutejszy krajobraz, ale wiedziała, że na co dzień nie jest jej pisany.
Kiedy w końcu pociąg zatrzymał się na stacji Jezierowce, jej serce też na chwilę stanęło. Wysiadła i ze zdziwieniem zauważyła, że nikogo nie było, nikt na nią nie czekał. Sprawdziła godzinę – wszystko się zgadzało. Umówiła się z rodzicami, że ktoś na pewno po nią wyjedzie.
„No świetnie” – pomyślała. „Jeszcze pięciokilometrowego spaceru mi teraz potrzeba”.
Była sama, nikt więcej nie wysiadał. Pomyślała, że jeszcze chwilę zaczeka, a przez ten czas spróbuje dodzwonić się do Damiana. Stwierdziła, że nie spocznie, póki nie dowie się, o co chodzi i co się takiego stało, że nie mógł się z nią wybrać w podróż. W międzyczasie pojawił się jakiś mężczyzna, wbiegł na stację jak poparzony, Alicja rzuciła tylko na niego okiem, ale nie rozpoznała go, więc odwróciła się i dalej dzwoniła do Damiana. „W końcu musi odebrać, nie dam mu spokoju”.
– Alicja?! – usłyszała nagle zza pleców. – Alicja?
Stanęła jak wryta. Pomyślała, że chyba się przesłyszała, że po nieprzespanej nocy pomyliła barwę głosu, ale za drugim razem również usłyszała jego głos. Ale przecież to nie może być prawda. Odwróciła się i mimo że trochę się zmienił, to jednak z pewnością był on. Niestety. „Tylko co on tu robi?” – zastanawiała się. Pomyślała, że wczorajszy koszmar ma najwyraźniej ciąg dalszy.
Gdy do niej podszedł, powiedział po prostu:
– Cześć!
„Cześć?!” – pomyślała zdezorientowana. Z drugiej strony sama nie miała w zanadrzu nic mądrzejszego do powiedzenia. Była tak oszołomiona, że nadal zastanawiała się, czy to się dzieje naprawdę. Gdyby nie to, że wiedziała, jak fatalnie wygląda, ściągnęłaby okulary przeciwsłoneczne i dokładnie mu się przyjrzała. Nagle odezwał się, jakby czytał w jej myślach:
– Tak, wiem. Zastanawiasz się pewnie, czy to nie pomyłka. Ale niestety muszę cię rozczarować – to nie pomyłka. Przede wszystkim przepraszam, spóźniłem się, ale dowiedziałem się przed chwilą, że wszyscy są zajęci i nie ma kto po ciebie jechać.
– No to pięknie – powiedziała, gdy odzyskała głos.
Sama nie wiedziała, czy to był komentarz do jego osoby, czy do reakcji jej rodziców. Modliła się tylko, aby się nie zdradzić, że jest roztrzęsiona.
– Najpierw mnie tu ściągają, a teraz nie mają dla mnie czasu. Ładne kwiatki.
– Zapraszam. – Chłopak wskazał ręką samochód.
„No nie” – pomyślała. – „W najgorszych snach nie przypuszczałabym, że czeka mnie takie powitanie. Skąd on się tu wziął? Dlaczego nikt mnie nie uprzedził? Co ja mam teraz zrobić? Udawać, że jest dobrze, jak nie jest?”.
Miliony myśli kołatały się jej po głowie. Ale nie, nie da po sobie poznać, że ją to coś obchodzi. Będzie się zachowywać jakby nigdy nic. Nie ma wyboru. Nikt inny po nią nie przyjedzie, a na tym zadupiu nawet okazji nie da się złapać. Dlatego musi wsiąść do jego samochodu. Wysiądzie, zatrzaśnie za sobą drzwi i to tyle.
W końcu usadowiła się w aucie ze swoją najbardziej obrażoną miną. Na szczęście bez problemu zajął się jej bagażem, choć ewidentnie zdziwił go jego widok.
– Podobno pracujesz we Wrocławiu…
Nie dokończył, bo jej spojrzenie go zmroziło.
Alicja nie chciała z nim rozmawiać, więc powiedziała tylko, że musi zadzwonić. Udawała zajętą tym telefonowaniem, a w duchu modliła się o to, żeby ta podróż minęła jak najszybciej.
Próbowała dzwonić, ale tylko próbowała, i sprawdzała SMS-y. Chciała się czymś zająć, bo spotkanie z Wiktorem zaburzyło jej względny spokój.
Cały czas trzymała telefon przy uchu. Dzięki temu Wiktor się nie odzywał i nawet nie próbował z nią rozmawiać. Z drugiej strony było jej głupio, ale tylko trochę. Na siłę udawała bardzo zajętą, a w międzyczasie napisała do Natalii, że dotarła do swojej rodzinnej miejscowości.
Gdy podjeżdżali na miejsce, Alicja na chwilę zwątpiła i zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie zabłądzili. Oto bowiem przed domem jej rodziców stało mnóstwo samochodów, wokół było pełno ludzi. „Może to jakaś pomyłka?” – zastanawiała się. Nie dość, że musiała zmierzyć się z własną rodziną i z Wiktorem, to jeszcze wygląda na to, że także z całą miejscowością, sąsiadami i dalszą częścią rodziny. A ona oczywiście nie miała pojęcia, co jest grane.
To na pewno sprawka matki. To ona za tym stała. Chciała pewnie „zrobić jej niespodziankę” (czytaj: żeby wyszła na głupią – jak zwykle).
No tak, mogła się tego spodziewać. Domyślała się, że coś musi się kryć za tym nagłym niby-zaproszeniem i naleganiem, aby zjawiła się akurat w tę sobotę, ale nie spodziewała się czegoś takiego. Do głowy jej nie przyszło, że to będzie zlot chyba wszystkich ludzi, jakich znali jej rodzice. Przebiegła jeszcze raz myślami wszystkie ważne daty, ale nie, nie zbliżała się żadna rocznica, urodziny czy imieniny. Te najbliższe – babci Emilii – dopiero ostatniego dnia czerwca.
Dziękowała sobie w duchu, że chociaż trochę ogarnęła się w pociągu, ale jak na tutejsze standardy i tak prezentowała się mizernie. Musiała wziąć głęboki wdech i dodać sobie odwagi. Pomyślała tylko, że to nie jest normalne, żeby bać się spotkania z najbliższymi. Głupio było jej pytać tego obok, choć on najwyraźniej był lepiej od niej we wszystkim zorientowany. Oznajmił tylko, że są na miejscu – jakby miała jakieś wątpliwości, bo do wysiadania z samochodu się nie paliła. Nie zdążyła jeszcze wysiąść, a już usłyszała głos matki:
– Pospiesz się, już wszyscy są, tylko ciebie brakuje.
Jakże Alicja tęskniła za takim serdecznym powitaniem. Gdy wysiadła, było jeszcze gorzej.
– O matko! Jak ty wyglądasz!? – Kobieta rozejrzała się, czy ktoś jeszcze widzi jej córkę w tak opłakanym stanie. – Ogarnij się jakoś! – wysyczała przez zęby.
– Już to zrobiłam. To jestem ja w wersji ogarniętej.
Musiała się jakoś trzymać. Niech myślą, że wszystko jest OK. Jej rodzicielka wyglądała po prostu świetnie, chyba tak dobrze, jak jeszcze nigdy przedtem. Przynajmniej odkąd Alicja pamiętała. Nie wiedziała, co takiego jej matka robiła przez ostatnie miesiące, ale wyraźnie odmłodniała.
– Z jakiej okazji to przedstawienie? – To było z kolei przywitanie Alicji, miłe i serdeczne. Zadając to pytanie, rozglądała się wokoło. Nie rozpoznawała wielu ludzi, a miała dziwne przeczucie, że powinna.
– To jest właśnie ta niespodzianka. Czekaliśmy, aż w końcu ty i ten cały Damian, co go jeszcze nawet nie poznaliśmy… – Matka rozglądała się, jakby go szukała. – Ale skoro wam się nie spieszy, to… A właściwie gdzie jest ten twój cały Damian? – dodała, zdawszy sobie chyba sprawę, że poza Wiktorem i jej córką nikt nie wysiadł z pojazdu.
– Aaa! Jesteś nareszcie. – Młodsza siostra wybawiła ją z opresji.
Ola od razu wpadła w ramiona Alicji, która pomyślała, że jednak za nią też się ktoś stęsknił.
– Tak się cieszę, że tu jesteś! – Ola przytuliła ją raz jeszcze. – A gdzie ten twój Damian?
– Nie ma go. Nagła zmiana planów, coś mu wyskoczyło – odpowiedziała na jednym wydechu, aby ukrócić temat.
Kątem oka uchwyciła spojrzenie matki i już wiedziała, że to jej nie wystarczy. Na razie zostawi ją w spokoju, żeby nie robić afery. Chociaż tyle.
Nastała niezręczna cisza.
– Dokąd zanieść walizkę?
Nagle wszyscy zwrócili uwagę na Wiktora i – a jakże – na tę wielką czarną walizkę.
– Zapomniałam o niej. Ja już ją wezmę. – Alicja złapała za uchwyt, ale Wiktor nie puścił.
– Ciężka. Zaniosę, gdzie trzeba.
– Nie trzeba, poradzę sobie. – Za wszelką cenę chciała się go jak najszybciej pozbyć, ale ta ich przepychanka tylko zwróciła uwagę pozostałych.
Spoglądając na to wielkie czarne pudło, matka niepewnie zapytała:
– Alicjo, czy ty nie chcesz nam o czymś powiedzieć?
– W takim razie dobrze, możesz ją wnieść do holu. Później się nią zajmę.
Mówiąc to, odwróciła się do Wiktora i po raz pierwszy spojrzała mu w oczy. Dawała mu tym samym znak, aby jak najszybciej zabrał wszystkim z oczu to pudło, bo inaczej już u progu będzie się musiała długo i gęsto tłumaczyć. Sam chyba wyczuł powagę sytuacji, bo nie trzeba mu było tego dwa razy powtarzać.
Gdy pudło zniknęło im z oczu, wszyscy trochę się uspokoili.
– Dobrze, zajmiemy się tym później. – Bożena sama sobie odpowiedziała. – A teraz wyprostuj się – rzuciła na odchodne do starszej córki.
Alicja nie odważyła się odpowiedzieć, że już bardziej wyprostować się nie da. Jak najszybciej chciała przekierować uwagę z siebie na coś innego. Wiedziała, że niedługo to nastąpi, ale nie przeczuwała, że niestety jeszcze nie raz dziś będzie w centrum uwagi, choć zrobiłaby wszystko, aby do tego nie doszło. Na całe szczęście przynajmniej Wiktor gdzieś zniknął. Co on, na litość boską, robił w domu jej rodziców? Na to pytanie będzie musiała poszukać odpowiedzi później. Na razie jeden pożar ugaszony, ale powstawały następne.
Po jakże wylewnych przywitaniach, gdy gospodarze musieli zająć się kolejnymi gośćmi, Alicja w końcu miała chwilę, aby się rozejrzeć. Ogród prezentował się prześlicznie, nawet ona musiała to przyznać. Może nie było to zbyt oryginalne udekorowanie i miejscami kiczowate, ale palące się lampiony, białe róże dodawały tu takiego uroku i spokoju, że wydawało się to idealnym miejscem… No właśnie – na co? O co tu chodziło? Wszystko prezentowało się okazale, na pewno zaplanowane było w każdym szczególe. Zbliżał się wieczór, więc klimat był nieziemski. Czegoś takiego się nie spodziewała.
Gości było mnóstwo. W czasie przyjęcia Alicja witała członków rodziny, sąsiadów, znajomych – głównie rodziców. Niektórych pamiętała bardzo dobrze, niektórych jak przez mgłę, a jeszcze innych w ogóle nie znała albo przynajmniej ich sobie nie przypominała. Rodzice mieli bardzo duże grono znajomych głównie dzięki biznesowej działalności ojca. Mama czuła się wśród nich jak ryba w wodzie, czego Alicja nigdy nie mogła powiedzieć o sobie. Teraz dziwnie się czuła, niby u siebie, ale jakby obco. Chyba już tak zostanie, bo miała wrażenie, że to już nie jest to samo miejsce, które opuszczała, to już nie są ci sami ludzie, których żegnała. Poczuła dziwne ukłucie w sercu, coś jakby żal z powodu straty, tego, że coś ją ominęło, czego nie zdoła już odzyskać. Miała takie przeczucie, że chyba nigdy już nie poczuje się tu jak u siebie, jakby była częścią tego małego świata. Nie, ona była tu tylko gościem.
– Cześć, tato.
Szczerze ucieszyła się na jego widok. On jak zawsze nie okazywał zbyt wielu emocji i entuzjazmu, ale z jego oczu wyczytała, że bardzo cieszy się z jej widoku. Wydawał się zmęczony. Pewnie przez to całe zamieszanie z przyjęciem, na pewno mama nie dawała mu spokoju, wszystko zostało zorganizowane na wysokim poziomie, a to był poziom zawsze wyższy niż u innych. I tato również nie miał wyboru i musiał ten wyższy poziom za każdym razem utrzymywać, choć nie zawsze miał na to ochotę. Taki los.
Ale Alicja wiedziała, że nie ma się czym przejmować, to tylko pewnie jego taka dzisiejsza niedyspozycja, ponieważ doskonale sobie radził z żoną. Miał na nią swój patent i to niejeden. Na razie to była słodka tajemnica, o której wiedziała tylko ona i – o dziwo – jego teściowa. No właśnie, gdzie ona się ukrywa?! Alicja długo nie musiała czekać.
Nagle zza głów stojących wokół niej osób dostrzegła tę jedną tak bardzo jej bliską, siwą, niepozorną kobietę z błyskiem w oczach, w których mogła się przejrzeć niczym w morzu miłości. Ich spojrzenia spotkały się, one wiedziały, co to oznacza. Dopiero teraz Alicja zrozumiała, ile ten przyjazd dla niej znaczył. Po chwili stały już w objęciach, jedna bardziej wzruszona od drugiej. Wpadnięcie w ramiona babci było tak kojące po tym całym zawirowaniu w jej życiu, że Alicja nie żałowała, że się tu znalazła.
– Nie róbcie widowiska. – Bożena wysyczała przez zaciśnięte zęby.
One spojrzały na nią tylko z politowaniem.
– Jeżeli nam zazdrościsz, to się przyłącz. – Babcia miała ciętą ripostę. Oj, często miała, o czym mama Alicji niejednokrotnie mogła się przekonać.
– Litości. – Bożena mruknęła, przewróciła oczami, ale zrozumiawszy, że wprowadza tylko większe zainteresowanie sytuacją, postanowiła wkroczyć do akcji i zwrócić bieg wydarzeń na właściwe tory.
– Myślę, że wszyscy już jesteśmy, więc nie ma co przedłużać… – Bożena z Leszkiem stanęli pośrodku ogrodu.
„Zaczęło się” – pomyślała Alicja. Była przyzwyczajona do takich wystąpień matki, ale musiała przyznać, że to wszystko ją zaskoczyło, a można wręcz nawet powiedzieć, że przytłoczyło, oszołomiło. Cóż, w tym momencie sama była ciekawa, co się wydarzy. Zauważyła, że wszyscy skupili się wokół jej rodziców i zaczęli naprawdę uważnie słuchać. Nikt nie stukał sztućcami, nikt nie prowadził rozmów.
– Jestem niezmiernie szczęśliwa, że wszyscy tu jesteśmy, dlatego przede wszystkim razem z mężem pragniemy podziękować wam za przybycie, bo dzięki temu, że możemy wspólnie świętować, nasza radość staje się jeszcze większa. – I tu wymownie spojrzała na Olę z Kamilem. – Nie jest tajemnicą, z jakiej okazji tu jesteśmy.
„A jednak, niespodzianka, nie wszyscy byli tak dobrze poinformowani” – pomyślała Alicja, która z wyrazu twarzy gości wyczytała, że rzeczywiście ona jedna pozostawała niedoinformowana albo mało domyślna.
– Nie mogłabym wymarzyć sobie piękniejszej okazji do świętowania, a wam z całego serca dziękuję, że zechcieliście z nami podzielić tę radość. Olu, wiesz, jak bardzo z tatą cię kochamy, jesteś wyjątkową kobietą, która potrafiła wznieść się ponad całe swoje cierpienie i otworzyć się na miłość. Dziękujemy Opatrzności, że możemy świętować zwycięstwo miłości nad śmiercią, zwycięstwo rodziny, jaką tworzymy. Kamilu, dziękujemy ci, że dzięki tobie możemy dzisiaj świętować zaręczyny naszej młodszej córki. Kochamy was. Nie moglibyśmy również wymarzyć sobie lepszego narzeczonego dla Oli. Witaj w rodzinie, Kamilu!
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Serce, otwórz się
ISBN: 978-83-8373-432-3
© Anna Biedrzycka i Wydawnictwo Novae Res 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Aleksandra Płotka
KOREKTA: Anna Grabarczyk
OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek