Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
Melania wyjeżdża na studia, pozostawiając całe swoje życie i najlepszego przyjaciela. Niedługo później wydarza się coś, co sprawia, że dziewczyna postanawia nie wracać. Obecnie jest młodą lekarką. Pracuje w szpitalu, ramię w ramię z mężem – szanowanym chirurgiem, który tuż po ślubie zaczyna zdradzać ją ze stażystkami.
Śmierć ukochanego dziadka i jego dziwny testament zmuszają ją do powrotu na wieś, gdzie ma objąć prowadzenie przychodni zmarłego staruszka. Zbliżający się rozwód i presja rodziców sprawiają, że Mela podejmuje to niełatwe dla niej wyzwanie. Przez lata zmieniła się na tyle, że postanawia nie ujawniać swojej prawdziwej tożsamości, co ma jej pomóc w uniknięciu konfrontacji z Oskarem – dawnym przyjacielem, który ją zranił. Niestety mężczyzna jest bardzo ciekawy nowej lekarki i zaczyna niebezpiecznie się do niej zbliżać, co prowadzi do wielu kłopotliwych, a także zabawnych sytuacji.
W międzyczasie okazuje się, że przebiegły dziadek postanowił kierować jej życiem z zaświatów i w różnych okolicznościach Melania dostaje od niego listy ze wskazówkami, jak powinna postępować. Takie przesyłki otrzymuje również Oskar. Ten jednak je ignoruje, co znacznie utrudnia osiągnięcie celu starca.
W dowcipny sposób opowiedziana historia z niebezpieczeństwem w tle, powieść o dwójce ludzi, których los usilnie próbuje na nowo połączyć.
Zranione serce, z którego nadal sączy się krew. Miłość, która nigdy nie zgaśnie. Ta książka wami zawładnie. - @Lisek_Czyta_Recenzuje
Debiut autorki totalnie rozłożył mnie na łopatki, ale „Serce pierwszego kontaktu” jest równie dobrą książką. Nierozwiązane sprawy sprzed lat dają o sobie znać. Wrogowie czekają na każde potknięcie, a bohaterka w jednej chwili może stracić wszystko, co ma. Czy lekarka i mechanik samochodowy mają szansę na szczęśliwą miłość? Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić was do zapoznania się z tą piękną, wzruszającą historią. - Iwona Szatkowska – @uwielbiam_czytac
„Serce pierwszego kontaktu” to genialna odsłona A.P. Mist! Autorka perfekcyjnie żongluje emocjami, wprowadzając nas w dobry humor, drażniąc nasze zmysły i pobudzając wyobraźnię! Relacja Melanii i Oskara jest jak tykająca bomba, w której serce jest zapalnikiem! Gwarantuję, że nie da się tej powieści odłożyć na później! Polecam! - Marta Wiczuk – @moja_chwila_noca
Uwielbiam to, w jaki sposób A.P. Mist maluje słowami obrazy w mojej głowie! Cudownie zmienia zwykłą codzienność w niezwykłą przygodę, gdzie wszystko może się zdarzyć i niekoniecznie to żywi mają ostatnie zdanie! Intrygująca, zabawna, zadziorna i rozczulająca, ale przede wszystkim „nieodkładalna”! Polecam gorąco! - Iwona Jaworska, autorka „Szklanej Fortecy”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 263
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by A.P. Mist, 2021Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2022All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcie na okładce: © by ALL best fitness is HERE/Shutterstock
Ilustracje wewnątrz książki: © by ArtRose z Pixabay
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I - elektroniczne
ISBN 978-83-8290-161-0
Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Epilog
Podziękowania
Dla tych, którzy wierzą w przeznaczenie
Prolog
Oskar patrzył na nią lekko zmartwiony. Nie, właściwie to był przerażony perspektywą, która nieuchronnie stawała sięrzeczywistością.
– Obiecaj, że nic się nie zmieni, jak wyjedziesz nastudia.
– Obiecuję. Przecież to tylko kilka lat. Poza tym nie jadę na koniec świata. Warszawa jest piętnaście kilometrów stąd. – Melania była rozbawiona jego obawami. – Będę przyjeżdżać. – Trąciła goramieniem.
Spojrzał na nią z żalem. Przyjaźnili się przez całe życie. Obserwował, jak z niesfornej dziewczynki, robiącej psikusy rejestratorce w przychodni dziadka, stawała się rozsądną i piękną kobietą. Kobietą, która właśnie go poinformowała, że dostała się na medycynę i wyjeżdża za kilka dni. Była od niego młodsza o rok, więc skończyli szkołę średnią niemal w tym samym czasie. Jego jednak czekał jeszcze egzamin zawodowy, bo pod naciskiem taty poszedł do technikum samochodowego. Nie miał przed sobą wielkiej kariery – zamierzał pomagać ojcu w warsztacie. A ona? Będzie kobietą sukcesu. Lekarz medycyny rodzinnej. Od zawsze mówiła, że będzie leczyć ludzi na wsi, tak jak jej dziadek prowadzący niewielkąpraktykę.
Jeden lekarz, jeden kościół, jedna apteka, jeden bar i jeden autobus dziennie. Tak można by opisać ich Bielawsko. Wszystko pojedyncze. Tak jak on zostanie sam, bo kobieta, z którą dotychczas tworzył duet, wyjeżdża. Jej rodzice wyprowadzili się kilka lat temu, kiedy Mela zaczęła liceum, więc została z dziadkiem, bo stąd miała bliżej do szkoły. Teraz postanowiła do nich dołączyć i pewnie jak każdy, kto liznął wielkiego miasta, już nie wróci i zapomni o starym przyjacielu z dzieciństwa. Nie miał dotąd odwagi wyznać jej, że ją kocha, odkąd tak naprawdę pierwszy raz jązobaczył.
Blondynka o brązowych oczach i delikatnej bladej twarzy. Wyróżniała się spośród innych dzieci urodą, charakterem. Po prostu wszystkim. Nawet imię miała nietypowe jak na średniej wielkości wieś. Można by powiedzieć, że większość się tu znała, przynajmniej z widzenia, gdy jednak padało imię Mela, nikt nie miał wątpliwości, o kogo chodzi. Jedyna wnuczka ich ukochanego lekarza. Człowieka o niesłychanej cierpliwości i życzliwości, z sercem na dłoni. Najczęściej mówiono o niej, kiedy ktoś coś zbroił. Wszędzie tam, gdzie zdarzały się jakieś kataklizmy, zwykle była Melania. Rozlane kany mleka, rozsypane pinezki na ulicy, kot pomalowany na zielono, to tylko kilka z jej wybryków. A Oskar, jako jej najlepszy przyjaciel, zawsze jej towarzyszył, bronił i brał winę na siebie. Tak, zrobiłby dla niej wszystko, a ona postanowiła gozostawić.
– Zawsze będę cię kochał. – Wystawił w jej kierunku mały palec. Tak, jak zawsze, kiedy pieczętowali swojąnierozłączność.
Mela zrobiła to samo, a ich palce sięsplotły.
– Ja ciebie też, ciasteczko. – Uśmiechnęła się, ukazując rządek białychperełek.
Nazywała go ciasteczkiem, bo uważała, że jest podobny do Nicka Batemana, do którego zdjęć w Internecie wzdychała w liceum. Wciąż mówiła, że z powodzeniem mógłby zostać światowej sławy modelem. On wtedy tylko uśmiechał się kpiąco i nie reagował. Oczywiście, że Oskar podobał się jej fizycznie, ale nie chciała mu o tym mówić, żeby przez nieudolne próby stworzenia związku, nie zniszczyć tego, co budowali przez lata. Wolała go jako przyjaciela aniżeli byłego faceta. Konflikty między nimi nie istniały, lecz w związku mogłoby się to zmienić i poróżnić ich na tyle, że rozstaliby się wniezgodzie.
Teraz mieli spędzać czas osobno. Ona na uczelni, a on w warsztacie ojca. Ale przecież to niczego nie zmieni, będą się przyjaźnić zawsze. Zawsze będąduetem.
Rozdział 1
Dziesięć lat później…
Śmierć zawsze przychodzi niespodziewanie
Mela siedziała na wysokim stołku w kuchni rodziców i szlochała. Twarda pani doktor, nieprzejednana, o stalowych nerwach, płakała jak dziecko po zdarciukolana.
Nocą odebrali telefon z informacją, że jej ukochany dziadek zmarł. Całe życie leczył innych, bagatelizując własnezdrowie.
– Miał dopiero siedemdziesiąt pięć lat! – krzyczała przepełniona wyrzutamisumienia.
Przez dziesięć lat, odkąd wyjechała na studia, nie odwiedzała go. Rozmawiali czasem przez telefon, opowiadając sobie lekarskie anegdotki, ale mimo obietnic, nie znajdowała chwili, żeby spędzić z nim odrobinę czasu. Czasu, którego teraz już niemają.
– Kochanie, jesteś lekarzem – zaczęła jej mama. – Dobrze wiesz, że nie każdemu jest dane żyć długo. Twój dziadek dostał zawału, a odkąd przeszedł na emeryturę, nie mają lekarza na stałe i nie zdążyli mu pomóc. Musisz się z tym pogodzić. – Poklepała ją po ramieniu. – A gdzie jest Mariusz? – zmieniłatemat.
– Kończy dyżur. – Otarła ostatnie łzy. – Pojadę najpierw do domu, a później po niego i ruszymy doBielawska.
– Nie spiesz się. Spędziłaś tu pół nocy. – Anna spojrzała na córkę z troską. – Powinnaś sięprzespać.
– Nie, pojadę. – Ruszyła do wyjścia. – Do zobaczenia namiejscu!
Plan był prosty. Mieli załatwić formalności związane z pogrzebem i zostać w domu dziadka aż do ceremonii, po czym zamierzali wrócić doWarszawy.
Wchodziła na trzecie piętro po schodach, bo winda znów była zepsuta. Już piąty raz w tym miesiącu. Po marmurowym korytarzu roznosiły się dziwne jęki. Jak się później okazało, dochodziły z jej mieszkania. Z ich mieszkania. Mela nie miała wątpliwości, co dzieje się zadrzwiami.
– Witaj – powiedziała słodkim głosem. – A raczej: witajcie – poprawiłasię.
– Mela? Co… co ty tu robisz? – Mariusz zaczął pospiesznie zakrywać nagie ciało stażystki, którą Melania miała okazję poznać na oddziale. – Miałaś być umatki!
– A ty miałeś zachować wierność aż do śmierci! – Rzuciła w niego torebką, z której wysypała się cała zawartość. – Wypierdalać z mojego domu! – Wpadła wfurię.
Młoda dziewczyna o kuszących kształtach szybko pozbierała swoje rzeczy z podłogi i ubierając się w biegu, zniknęła bez słowa. Z kolei Mariusz owinął się kocem i stanął naprzeciw swojej świeżo poślubionejkobiety.
– To…
– Błagam cię! Daruj sobie gadkę w stylu „To nie tak, jak myślisz”. – Przewróciła oczami. – Wynośsię!
– To twoja wina! – odgryzł się. – Nie widzisz niczego poza tym cholernym szpitalem. – Ubrał się i zaczął zbierać do wyjścia, próbując jeszcze cośdodać.
– Zejdź. Mi. Z. Oczu – wycedziła. – Spotkamy się w sądzie – dodała tak spokojnie, jakby mówiła o wyborze nowej bluzki, a nie orozwodzie.
– Ale… Przecież…
– Nie. Mam dość. Myślisz, że nie wiem, że pieprzysz ją, odkąd tylko zjawiła się na oddziale? – zapytała obojętnie. – Każdą stażystkę musisz zaliczyć, a dodatkowo zniszczyłeś mi życie tym pierdolonym ślubem. – Otworzyła mu drzwi. – Precz!
Mariusz był szanowanym chirurgiem, pracującym w szpitalu, w którym Mela dwa lata temu odbywała praktykę. Każda stażystka ulegała jego urokowi, a ona w ich oczach miała być najszczęśliwsza na świecie, skoro to z nią chciał się ożenić. Jak widać, szczęście trwało równo dwa miesiące i cztery dni. Po tak krótkim czasie postanowił uwieść kolejną naiwną i pieprzyć się z nią na kanapie w domu Meli. W jej domu! Na jej kanapie! Dobrze, że to on zamieszkał u niej, a nie na odwrót. Gdzie by się podziała? Dwudziestoośmioletnia lekarka interny mieszkająca z rodzicami. To dopiero byłby powód do drwin. Uważała, że zdrada jej męża oraz rychły rozwód nie będą nikogo dziwić, więc i szepty szybko ucichną. Prawda była taka, że Mela nie była w nim szaleńczo zakochana, a zgodziła się wyjść za niego, bo to było zwyczajniewygodne.
– Pfff! – parsknęła głośno, siadając w fotelu, naprzeciw którego dopiero co zastała Mariusza Tyczyńskiego, posuwającego swoją następną zdobycz. – Małżeństwo z rozsądku. – Zaczęła się głośnośmiać.
Dopiero po ślubie dostrzegła, jak głupią decyzję podjęła. Był po prostu lekarzem z dobrą opinią w ich środowisku, dodatkowo przystojny i inteligentny. Ale nie powinien to być powód do zawierania małżeństwa. To za mało. A zdolności w łóżku? Cóż, musiał dowartościowywać się kolejnymi romansami, bo plotki o tym, jakim jest ogierem, były zdecydowanie przesadzone. Przeciętniak.
Zaraz po histerycznym śmiechu przyszedłpłacz.
Przypomniał jej się dziadek, który mówił zawsze, by wychodziła za mąż tylko z miłości. Nawet nie było go na jej ślubie, bo całe wydarzenie odbyło się w towarzystwie urzędnika i świadków. Ot, podpisanie kontraktu. Tym był ich związek – umową.
Zebrała rozrzuconą zawartość torebki, przetarła zmęczone oczy i pobiegła do auta. Czekało ją kolejne przykre doświadczenie. Pogrzeb dziadka i powrót do rodzinnego domu po dziesięciulatach.
– Dziadek zawsze dbał o porządek – stwierdziła Anna, otwierając drzwi od niewielkiego domu, mieszczącego się z tyłuprzychodni.
– Mhm. – Melania nie słuchała, pochłoniętamyślami.
– Wszystko gra? – Matka przyglądała się jej badawczo. – Gdzie twójmąż?
– Kto? – Jakby otrzeźwiała. – A, on. Pewnie siępakuje.
– Czylidojedzie?
– Nie, mamo. Pakuje swoje rzeczy i się wyprowadza. Rozwodzimysię.
– Co? Jak to? Dlaczego? Co się stało? – zaczęła zasypywać Melępytaniami.
– Zastałam go pieprzącego jakąś stażystkę w moim domu – odpowiedziałabeznamiętnie.
Anna zbliżyła się do córki i pogładziła popoliczku.
– Tak mi przykro, kochanie…
– To teraz nie jest ważne. – Uśmiechnęła się blado. – Gdzietata?
– W zakładzie pogrzebowym. Musi wszystko załatwić, żeby pogrzeb mógł odbyć sięjutro.
Melania już jej nie słuchała, rozglądała się po domu, w którym spędziła najlepsze lata. Pogładziła blat stołu, przy którym przesiadywali z dziadkiem, rozmawiając o przyszłości. Wspominała, jak snuł plany, że jego wnuczka będzie pomagać mu w przychodni i leczyć całą wioskę oraz ludzi z okolicznychmiejscowości.
Oboje wiedzieli, że studia i specjalizację skończy, kiedy dziadek będzie już na emeryturze, i że to nie dojdzie do skutku, ale nie przeszkadzało im to w marzeniach. Był jej powiernikiem, towarzyszem każdego dnia, a ona przez dziesięć lat go ignorowała i się nie pojawiała. Wpadła w wir nauki, z czasem doszły do tego imprezy i nowe znajomości. Pozostawiła swój świat i zaczęła żyć w tamtym. Wyrzuty sumienia ją dusiły, a powstrzymywany szloch wyrwał się z jej piersi. Zostawiła jednego z najważniejszych ludzi w swoim życiu i on umarł. Nie ma go. Już nigdy nie chwyci jej za rękę i nie powie „Mela, miłość jest najcenniejszym darem wżyciu”.
Ania poklepała ją po drżącymramieniu.
– Córeczko… Znalazł goOskar.
– C-co? – Otworzyła szeroko oczy. – On… ontu?
– Odwiedzał dziadka codziennie, odkąd wyjechałaś. Może powinnaś… – mówiła ostrożnie, wiedząc, że to również delikatny temat, którego jej córka nigdy nie chciałaporuszać.
– Nie ma mowy – ucięła.
– Nie rozmawiałaś z nim od dziesięciu lat! – wykrzyknęła w końcuAnna.
– I nie zamienię słowa przez kolejne dziesięć – wysyczała. – Zdradziłmnie!
– Przecież nie byliścieparą.
Nie rozumiała, w czym tkwi problem. Melania nigdy jej się nie zwierzała, a tuż po rozpoczęciu studiów całkowicie się zmieniła. Stała się zimna i zamknięta, a temat Oskara zawsze ucinała, zanim w ogóle dobrze sięrozpoczął.
– Kochałam go! A on… On… – Zaczęła płakać na wspomnienie ciosu, jaki jejzadał.
– No niby co takiego zrobił? – Anna wzięła się pod boki, jakby oczekiwała jakiejś błahejwymówki.
Mela chwyciła swoją torebkę i usiadła w salonie, naprzeciw zimnego kominka. Wyciągnęła z niej telefon i zawołała mamę, żeby zajęła miejsceobok.
– Chodź. Pokażę ci. – Otworzyła galerię i podała mamieurządzenie.
– Trzymasz to w komórce od dziesięciu lat? – Anna byłazaskoczona.
To wskazywałoby na to, że Meli naprawdę na nim zależy. Przynajmniej wtedy jejzależało.
– I będę trzymać do śmierci. – Spojrzała na niąsmutno.
Nie było wątpliwości, że ma złamane serce. I bynajmniej powodem tego nie był zdradzającymąż.
Gdy wrócił ojciec, zaczęli rozglądać się po reszcie domu. Właściwie nic się nie zmieniło. Obszerna kuchnia z dużym stołem pośrodku i dębowe szafki, które wymagały już wymiany. Niewielka łazienka w głębi korytarza wydawała się nieużywana. W salonie ta sama zielona kanapa z weluru i fotele z wytartymi podłokietnikami. Jedyną zmianą był duży telewizor wiszący obok kamiennego kominka. Tata Meli postanowił go kupić ojcu, gdy ten przeszedł na emeryturę. Niestety, nie nacieszył się zbyt długo. Wszystko jednak wyglądało tak, jakby doktor Piotrowicz za moment miał stanąć w drzwiach salonu, do którego wchodziło się z małej drewnianejwerandy.
Na górze znajdowały się łazienka i trzy sypialnie. Jedna, należąca do dziadka, druga, niegdyś zajmowana przez jej rodziców, i niewielka sypialnia Melanii. Dziadek przez dziesięć lat niczego nie zmienił, nie przestawił, ale wyglądało to tak, jakby tuż przed śmiercią wyprał jej pościel i starł kurze. W pokoju roznosił się zapach płynu do prania i lawendy, którą Mela uwielbiała. Toaletka wciąż stała pod kwiecistą ścianą, a tuż obok nadal wisiał plakat Nicka, teraz nieco wyblakły. Okno zdobiły te same zasłony, co wtedy, a na łóżku leżała ta sama fiołkowa narzuta. Na niej spoczywała mała, szara koperta. Mela zamarła. Dziadek zostawił jej list? Chwyciła ją w ręce i już chciała rozerwać, gdy dostrzegłanapis.
Otwórz po stypie. Pamiętaj, że miłość jestnajważniejsza.
– Mamo! Tato! – zaczęła krzyczeć na cały dom. – Chodźcie! Szybko!
Rodzice myśleli, że może zobaczyła pająka albo inne stworzenie, którego się wystraszyła. Zastali ją jednak stojącą pośrodku swojej sypialni z kopertą wręce.
– Otwórz – zadecydowałamama.
– Nie! Poczekaj! – wykrzyknął ojciec. – Jest napisane „po stypie”. Może powinniśmy to uszanować? Albo pójść z tym donotariusza?
– Do notariusza? – zapytały w tym samymczasie.
– Wydaje mi się, że totestament.
– No i? – zapytałaAnna.
– No nie wiem, nie znam się, ale chyba takie rzeczy trzeba czytać jakoś oficjalnie? – rozważałojciec.
– Dobra. Zostawmy to. Jestem zmęczona, a po pogrzebie wracam do szpitala – westchnęła.
– Nie wzięłaśurlopu?
– Nie. Po co? – spytała obojętnie i położyła się do łóżka, nie zważając na to, że rodzice wciąż są wpokoju.
– Myśleliśmy, że może zostaniesz trochędłużej.
– Nic mnie tu nie trzyma. – Odwróciła się plecami. – Dobranoc.
Rankiem w domu dziadka zapanował chaos, zewsząd zaczęli przybywać ludzie, którzy tego dnia chcieli pożegnać doktora przed jego ostatnią drogą. Pogrzeb zaplanowany był na samopołudnie.
Mela wybrała z małej walizki czarną sukienkę i rajstopy. Związała ciemne włosy – które przefarbowała od razu po rozpoczęciu studiów – w ciasny kok i zrobiła delikatny makijaż, podkreślający jej niemal czarne oczy. Zerknęła ostatni raz w lustro stojące na toaletce i z obrzydzeniem westchnęła. Nic jej się nie podobało. Ani obfity biust, który powodował, że guzik od sukienki się rozpinał, ani szerokie biodra, ani wąska talia. Nogi – tylko one jej się podobały, bo były długie i zgrabne. Włożyła czarne czółenka i już miała wyjść z pokoju, kiedy przypomniała sobie o kopercie. Chwyciła ją i pospiesznie schowała do małej kopertówki. Schodząc po drewnianych stopniach, usłyszała stłumionegłosy.
– Proszę zawołać córkę i możemy się tym zająć – mówił jakiś obcymężczyzna.
– Dobrze – odparł Piotr, ojciecMeli.
– Co załatwić? – Zdradziła swojąobecność.
– Poznaj, to jest notariusz, którego wezwałem. Możemy otworzyć list w jegoobecności.
– Jasne. W sumie na stypie i tak mnie już nie będzie – poinformowałaobojętnie.
Jakby cała radość życia ulotniła się z niej. Straciła dziadka, mąż ją zdradzał i na dodatek tkwiła w miejscu, w którym wolałaby się nie znaleźć. Szczytszczęścia.
Zamknęli się w kuchni, odgradzając się tym samym od gości, i usiedli wokół dużego dębowego stołu. Wręczyła urzędnikowi kopertę i patrzyła gdzieś w dal. Mężczyzna ogarnął wzrokiem treść listu, po czym wymowniechrząknął.
– To ja… Ja może przeczytam nagłos.
– Proszę.
Ja, niżej podpisany, Jan Piotrowicz, zamieszkały w Bielawsku przy ul. Miodowej 2, oświadczam, iż do całości spadku powołuję moją wnuczkę Melanię Tyczyńską, z domu Piotrowicz. W skład mojego majątku wchodzą: dom wraz z przychodnią lekarską, samochód marki Mercedes i sto tysięcy złotych na rachunku bankowym. Zezwalam jej na sprzedaż odziedziczonych dóbr po upływie pięciu lat. Z zastrzeżeniem, że przez ten czas musi objąć prowadzenie przychodni i opiekę nad moimi dotychczasowymi pacjentami. W przypadku jej odmowy, całość podlega dziedziczeniuustawowemu.
Jan Piotrowicz
– Co?! – wykrzyczała, jakby właśnie sięobudziła.
– Przejmuje pani cały majątek, pod warunkiem że przez pięć lat będzie pani prowadzić jego przychodnię – powiedział beznamiętnie lekko łysiejącynotariusz.
– Ale… ale ja nie mogę. – Byłazszokowana.
Anna i Piotr popatrzyli po sobie i porozumiewawczo skinęligłowami.
– Kochanie… – zaczął tata. – Wiesz, że my nie możemy. Nie chcemy, by dom dziadka zostałsprzedany.
– Jak on mógł coś takiegowymyślić?!
Była zła nadziadka.
Przecież dobrze wiedział, z jakiego powodu nie wraca na wieś, przez te wszystkie lata mówił, że ją rozumie, a teraz odwalił jej takinumer!
– Mela, zastanów się – wtrąciła mama. – Co cię trzyma w mieście? Sama mówiłaś, że będziesz się rozwodzić. Tuodetchniesz.
– Rozwodzić?! – wykrzyczałPiotr.
– Tak, tato. Mój mąż to niewyżyty ruchacz. – Uśmiechnęła się. – Zdradził mnie wczoraj rano – wyznała, w ogóle nie zwracając uwagi, że ich rozmowie przysłuchuje sięurzędnik.
– To nie na moje nerwy. – Chwycił się za głowę, chaotycznie kręcąc się pokuchni.
– Mamy dom pełen ludzi. Lepiej chodźmy. Zajmiemy się tym później – stwierdziła rzeczowo Mela, wstając. – Bardzo dziękujemy za pana przybycie. – Wyciągnęła zadbaną dłoń donotariusza.
– Proszę nie zwlekać z decyzją – skwitował i wyszedł niecoogłupiony.
Ostatnie pożegnanie odbyło się na pobliskim cmentarzu i zgromadziło tłumy, jakich to miejsce jeszcze nie widziało. Melania wraz z rodzicami stała tuż obok proboszcza, a przez łzy zalewające jej oczy nie dostrzegła, że naprzeciw niej stoi mężczyzna. Miał zmęczoną twarz, przepełnioną bólem, i od czasu do czasu zerkał na nią, próbując sobie przypomnieć, kim ta kobieta była dla doktora. Momentalnie na jego obliczu pojawiła się odraza. Pomyślał, że nawet w takiej chwili Mela nie pojawiła się w Bielawsku. Mimowolnie wypatrywał wśród zebranych blondynki o ciemnych oczach. Nigdzie jej nie było. Rozejrzał się jeszcze raz, pomodlił za zmarłego iodszedł.
Po wielu wzruszających przemowach najbardziej przykre wydarzenie dobiegło końca. Melania dała się przekonać, by zostać na stypie, którą rzecz jasna zorganizowano w jedynym barze znajdującym się we wsi. Majowa pogoda pozwoliła na rozłożenie namiotów i stołów na zewnątrz, dzięki czemu wszyscy siępomieścili.
Mela, Anna i Piotr przyjęli kondolencje i kiedy już chcieli odetchnąć, podszedł do nich lekarz, który objął praktykę w tamtejszej przychodni. Poinformował ich o swojej rezygnacji, co było równoznaczne z tym, że we wsi znów nie będzie lekarza. Na dobrą sprawę nie wiedzieli, co mają zrobić w takiej sytuacji, bo ośrodek zdrowia pozostawał w tej chwili bez właściciela, a wspomniany doktor był zatrudniony przez Jana. Tak jak pozostali pracownicy – pielęgniarki, sprzątaczka, rejestratorka.
Rodzice wymownie spojrzeli naMelanię.
– Nie ma mowy! Dziadek z zaświatów nie zmusi mnie do tego! – Buntowała się, wiedząc, co im chodzi po głowie. Chcieli na nią wpłynąć. – Przecież to jest jakiś pierdolony absurd – syknęławściekle.
– Mówiłaś, że twoją misją jest leczenie – wyszeptał ojciec, bo ich dyskusja zaczynała wzbudzać zainteresowaniegości.
– To teraz spójrz, ci wszyscy ludzie zostaną bez lekarza – dokończyła matka, przybierając zbolałąminę.
Bezczelnie grali na jej uczuciach. Wiedzieli, że dla pacjentów jest w stanie poświęcićwiele.
– Jesteście okropni – zreflektowała się i zaczęła również mówić szeptem. – To nie jest miejsce dlamnie.
– Dobrze. W takim razie my dziedziczymy dom i przychodnię. Zlecimy wyburzenie, a mieszkańcy będą jeździć do lekarza do Warszawy – stwierdziła obojętnie Anna i odwróciła się do Piotra, uśmiechając sięzwycięsko.
Oboje wiedzieli, że Mela nigdy nie pozwoli na wyburzenie domu dziadka ani na to, by mieszkańcy pozostali bezopieki.
Wstała energicznie ze składanego krzesła, które upadło z łoskotem, zwracając uwagę wszystkich przybyłych, i wycedziła przezzęby.
– Nigdy nie zburzycie tego domu. – Pochyliła się w ich stronę. – Nigdy.
Odeszła, wzbudzając szepty wśród gości. Niewielu ją rozpoznawało, można by powiedzieć, że nikt nie skojarzył tej eleganckiej brunetki z Melanią, która przepadła dziesięć lattemu.
Siedziała w pustym domu, na łóżku dziadka, jak zwykła siadać wieczorami, gdy jeszcze z nim mieszkała i miała jakiśproblem.
W dłoniach ściskałakopertę.
– Toś mnie urządził… – burczała pod nosem. – To jest szantaż. Najzwyklejszy pieprzonyszantaż.
Mówiła do pustych ścian, z nadzieją, że przebiegły staruszek ją usłyszy. Położyła się w poprzek łóżka i patrzyła w sufit. Sypialnia dziadka była urządzona w delikatnym stylu. Białe pościele, jasne ściany, kremowe stoliki i szafa. Tak, było zdecydowanie za jasno. Melania postanowiła, że zajmie ten pokój i zrobi w nim remont. Od czegoś musiała zacząć, a to był jedyny pomysł, jaki przychodził jej w tej chwili do głowy. Zostaje.
Po wyczerpującym dniu, kolejnego ranka wsiadła do auta i pojechała do Warszawy. Musiała przemyśleć, co ma zrobić i jak to załatwić. Rozmowa z pracodawcą nie należała do najłatwiejszych, we wszystkich szpitalach brakowało personelu, a ona jeszcze postanowiła odejść. Oczywiście w ramach drobnej zemsty na wkrótce byłym mężu zasugerowała, że mógłby on, oczywiście tymczasowo, objąć jej stanowisko. Byłaby to dla niego ujma, bo często niby w żartach mówił, że Melania jest lekarzem od wszystkiego, czyli od niczego. Na jej oddziale pracowali sami mężczyźni, więc Mariusz nie miałby kogo podrywać. Nie wiedziała, czy dyrekcja przychyli się do jej podpowiedzi, ale było jej to obojętne. Spakowała swoje rzeczy z malutkiego szpitalnego gabinetu i już zmierzała do wyjścia, kiedy na korytarzu pojawił się niewiernymąż.
– Melania? Melania! Stój!
Mela, nie zwracając uwagi na jego krzyki, przyspieszyła kroku. Nie miała ochoty z nim rozmawiać ani widzieć tej fałszywejmordy.
– Mela, do cholery! – złapał ją zaramię.
– Trzymaj łapy przy sobie – wysyczała jak żmija przygotowująca się doataku.
– Chyba nie odchodzisz z mojego powodu? – Uniósłbrew.
– Nie schlebiajsobie.
Odwróciła się i wyszła automatycznymi przeszklonymi drzwiami, zostawiając Mariusza bez odpowiedzi. Pomyślała tylko, że musi znaleźć prawnika, który napisze za niąpozew.
Nie rozumiał, jak można być tak bezdusznym i nie pojawić się na pogrzebie własnego dziadka. To nie był jakiś tam zwykły dziadek, on ją wychował. Przez dziesięć długich lat go nie odwiedzała, a teraz jeszcze nie pożegnała. Dobrze, że chociaż jej rodzice mieli na tyle klasy, by zorganizować ceremonię i godnie towarzyszyć mu w ostatniej drodze. Nawet osoby, których nie kojarzył, się zjawiły. Tak jak na przykład ta brunetka stojąca tuż obok księdza. A Meli niebyło.
Wytarł umazane smarem ręce i przeklął pod nosem. Liczył na to, że ją zobaczy. Mimo że przez cały ten czas się nie odezwała, nie odbierała telefonów ani nie odpowiadała na wiadomości, on wciąż ją kochał. Przez wiele miesięcy analizował, co mogło się stać, że postanowiła go spławić izamilknąć.
Doktor Piotrowski wiedział, bo ponoć mu coś tam wspominała przez telefon, lecz nie chciał mu dać żadnych wskazówek. Mówił tylko: „Alkohol szkodzi zdrowiu i nie rozwiązuje problemów. Za to rozwiązuje języki, rodziny, przyjaźnie i komórkiwątrobowe”.
A co, do cholery, alkohol miał z tym wspólnego? Przecież Oskar nie pił. No dobra, napił się raz, kilka dni po tym, jak Mela wyjechała. Fakt, to nie było jedno piwo i nawet nie pamiętał, jak znalazł się w domu, rozebrany, leżący na starej kanapie. Ale to był jednorazowy wybryk i nie miał żadnego znaczenia, bo ona tego niewidziała.
Podejrzewał jednak, że ktoś jej o tym doniósł, bo następnego dnia zobaczył od niej kilka nieodebranych połączeń i wiadomość, w której go poinformowała, że nie chce go znać. Ale przecież ona nigdy w życiu nie zerwałaby z nim kontaktu przez taką bzdurę. Poza tym, jak popijali po kryjomu nalewkę z piwnicy jego ojca, podczas gdy wszyscy bawili się na studniówce, a oni postanowili spędzić ten wieczór we dwoje, to jakoś nie miała nic przeciwkoprocentom.
Próbował się z nią wielokrotnie skontaktować, ale go ignorowała. A jej puste obietnice, że nic się nie zmieni? Gówno warte! Dobrze, że się nie zjawiła, najpewniej nie pozostawiłby na niej suchej nitki za to, że zostawiła go bez słowa wyjaśnienia. Kochał ją i jednocześnie nienawidził. Tęsknił za nią i nie chciał jejwidzieć.
Zastanawiał się, co będzie z domem i przychodnią. Od miejscowych plotkar dowiedział się, że lekarz zatrudniony przez dziadka Jana zrezygnował w dniu pogrzebu i najprawdopodobniej zostaną bez opieki. Jemu było wszystko jedno, przecież nie choruje, a ostatni wypadek w pracy nie wymagał niczego poza bandażem. Ale pozostali? Będą zmuszeni szukać pomocy w wielkim mieście? Połowa nie miała nawet samochodów. A druga połowa tak bardzo nie dbała o swoje pojazdy, że on dzięki temu miał ręce pełneroboty.
– Dzień dobry! – Usłyszał gdzieś zoddali.
Ktoś był naplacu.
Jeszcze raz wytarł usmarowane dłonie i wyszedł zwarsztatu.
– Się okaże, czy dobry – odparł, widząc matkęMeli.
Nic do niej nie miał, ale sam fakt, że się zjawiła, nie zwiastował niczegodobrego.
– Oskar… – zaczęła. – Myślę, że powinieneś porozmawiać zMelanią.
– Chyba pani kpi – parsknął. – Z całym szacunkiem, ale po tym, co zrobiła, nie mam o czym z niąrozmawiać.
– Czyżby? – Spojrzała na niego z urazą. – Z tego, co wiem, to nie ona zawiniła. Może na początek porozmawiaj w takim razie z Werą o tym, co zaszło dziesięć lattemu.
– A co ona ma z tym wspólnego? – Byłzaskoczony.
– Nie przyszłam tu, by cię umoralniać – ucięła. – Mela ma odziedziczyć dom i przychodnię. Jeśli się nie zgodzi, wszystko zostanie zburzone – kontynuowała. – A nie zgodzi się, póki ty tujesteś.
– Może mam się wyprowadzić, bo księżna z miasta nie chce mnie widzieć?! – wybuchnął.
– Po prostu porozmawiaj z nią iprzekonaj.
– Do tego, by tu zamieszkała? – Zaczął się śmiać. – Nigdy!
– Dobrze. W takim razie musimy wezwać ekipę do rozbiórki – stwierdziła iodeszła.
Miała pewność, że on również nie dopuści do tego, by dom, w którym spędził większość swojego życia, zostałrozebrany.
Nikt nie był świadomy, że ona także otrzymała list. Teść dał wyraźne wskazówki co do tych dwojga i miała zamiar spełnić jego ostatnią prośbę. Misja Anny została prawie wykonana. Teraz wszystko w rękach tej upartej i zranionejdwójki.
Pamiętaj, że miłość jest najważniejsza – dźwięczało jej wgłowie.
Teść powtarzał to chybakażdemu.
Anna i Piotr wyjechali po kilku dniach, kiedy zyskali pewność, że Melania zostaje i spełni żądanie dziadka. Gdy zobaczyli ją kolejnego dnia po pogrzebie, w aucie wypełnionym po brzegi torbami, wiedzieli, że ta charyzmatyczna kobieta podjęła słuszną decyzję. Pomogli jej przed wyjazdem posprzątać rzeczy dziadka i załatwili dwie ekipy remontowe. Jedną do domu i jedną doprzychodni.
Mela zastanawiała się nad sprzedażą swojego małego auta, by jeździć mercedesem stojącym w garażu. Co prawda był nieco starszy, ale zdecydowanie większy, no i należał do dziadka. Teraz już doniej.
Koszty remontu ośrodka zdrowia postanowiła pokryć z pieniędzy, które dziadek zostawił jej na koncie. Chciała wyposażyć przychodnię w nowe sprzęty, uruchomić punkt pobrań i laboratorium. Miała wielkie plany, ale też obawy, jak przyjmą ją mieszkańcy. Nie chciała budować swojej reputacji na plecach dziadka, dlatego na tabliczce informacyjnej widniał napis: lek. M. Tyczyńska.
Po rozwodzie wróci do nazwiska panieńskiego, ale wtedy już raczej będzie mogła przyznać się, że to ona. Może to nieco dziecinne zagranie, lecz chciała zbudować swój status poprzez umiejętności, a nie nazwisko. Dodatkowym argumentem było to, iż Oskar nie dowie się, że wróciła. Na szczęście jego warsztat mieścił się na drugim końcu wsi. Miała naiwną nadzieję, że uda się jej unikać go przez pięćlat.
Ogromny ruch wokół budynku oczywiście zainteresował mieszkańców i kilkukrotnie przychodził ktoś z pytaniem, co teraz stanie się z budynkiem i czy będzie jakiś lekarz. Mela kłamała wtedy, że kupiła tę nieruchomość i będzie ich lekarzem. Patrzyli na nią badawczo i z wyraźnym dystansem. Będzie trudno dorównać dziadkowi, ale na szczęście znała choroby większości z nich, a Jan Piotrowicz prowadził notatki, które zostawił w gabinecie opatrzone podpisem „To ci się przyda, Meluniu.”. Przebiegły staruszek, jakby miał stuprocentową pewność, że wnuczka obejmie po nimpraktykę.
Zaplanowane prace remontowe miały trwać dwa tygodnie, więc Melania przeznaczyła ten okres na załatwienie wszystkich niezbędnych formalności, a także na złożenie pozwu. Jeśli wystarczyłoby czasu, to chciała też trochę odpocząć, zanim zacznie pracę na pełnychobrotach.
Jej mały volkswagen błyskawicznie znalazł kupca, więc szła właśnie do garażu, by odkurzyć stary samochód dziadka. Niestety, nie przyszło jej do głowy, by przed pozbyciem się swojego auta sprawdzić, czy mercedes w ogólejeździ.
– Szlag! – krzyczała, siedząc za kółkiem wielkiej limuzyny i uderzając z wściekłością wkierownicę.
Wysiadła i trzasnęła drzwiami. Gdzie ona teraz, u diabła, znajdzie mechanika? Przecież musiała jechać dosądu!
– Mogę jakoś pomóc? – Usłyszała znanygłos.
– Nie! – Odwróciła sięplecami.
– Przyszedłem tu z ciekawości, na wsi mówią, że kupiła pani dom dziadka – zaczął. – To znaczy doktora Piotrowicza – poprawił się. – No i usłyszałem, jak panikrzyczy.
– Tak. Kupiłam – odparła.
Odwróciła się, tym razem mając na nosie ciemne okulary, i wyszła z garażu, ignorując stojącego w wejściuprzybysza.
– Jeśli jest problem z autem, to mogę pomóc! – zawołał za nią, zdezorientowany jejzdystansowaniem.
Młoda lekarka powinna być bardziej przyjazna. Inaczej nie wkupi się w łaskimiejscowych.
– Nazywam się OskarMi…
Stanęła i odwróciła się gwałtownie, nie pozwalając mu dokończyć. Podeszła do niego bardzo blisko, zdjęła swój wątpliwy kamuflaż i wycedziła, patrząc mu prosto woczy.
– Nie potrzebuję pańskiej pomocy, panieMiler.
Zamurowało go. Wydawała mu się znajoma. Wtedy przypomniał sobie kobietę, którą widział na pogrzebie Jana. To była ona. Nie miał pojęcia, co łączy ją z rodziną, ale zdecydowanie różniła się od pozostałych. Dziadek zawsze był ciepły i miły, a ta wściekła baba wyraźnie zadzierała nosa i pałała nienawiścią do całego świata. Pewnie była sfrustrowaną starą panną. Chwycił ją za ramię, pragnąc uspokoić, wszak nie przyszedł tu się kłócić, tylko nawiązać sąsiedzką znajomość. Nie zareagowała jednak tak, jak oczekiwał. Jej ciemne oczy niemal zapłonęły z wściekłości i próbowała odepchnąć jego rękę coraz mocniej zaciskającą się na jejbarku.
– Kim ty, u diabła, jesteś? – zapytał przez zaciśniętezęby.
– Puść mnie! – zawarczała. – Co ciebie to obchodzi? Po co w ogóle tu przyszedłeś? Chciałeś poderwać nową lekarkę? – zakpiła.
– Chciałem tylko się dowiedzieć, co to za nowe zjawisko, o którym tyle mówią i które tak chwalą. – Zmierzył ją od stóp do głów. – Teraz już wiem, że są i ślepi i głupi. Jesteś zdrowo walnięta – rzucił zpogardą.
Jego słowa bardzo ją ubodły. Jakby wymierzył jej policzek. Oczy zaszły jejłzami.
– Muszę… Proszę mnie zostawić – powiedziała drżącymgłosem.
Nie miała pojęcia, że już na początku będzie tak trudno i że ten drań sam się zjawi na jejterenie.
– Okej. – Cofnął rękę, widząc jejłzy.
Nie wiedział, czy są spowodowane tym, że ścisnął boleśnie jej ramię, czy może czymś zupełnie innym. Gdzieś w głębi przeczuwał, że będą z nią kłopoty. Zerknął na krwistoczerwoną plamę na jej skórze i poczuł ścisk w żołądku. Zachowywała się jak wariatka, ale przecież to nie dawało mu prawa, by robić jej krzywdę. Zdecydowanie poniosły go nerwy. Nigdy przecież nie stosował przemocy. Nie wobeckobiet.
Mela ruszyła w stronę drzwi frontowych, które były teraz otoczone rusztowaniami, i uderzyła tym samym ramieniem w metalowy stelaż. Zasyczała z bólu i poszła dalej. Byle jak najdalej odniego.
– Pani doktor! – Rzucił się za nią. – Przepraszam. Ja… ja niechciałem.
– Jasne.
Zatrzasnęła drzwi, nie wiedząc, za co ją przeprasza. Za to, że skrzywdził ją wtedy, czy za to, że zrobił to teraz. Oczywiście, że nie za tamto, przecież nie wiedział, że toona.
Wybuchnęła płaczem. Przekrwiona skóra była niczym w porównaniu z roztrzaskanym przed laty sercem. Sercem szaleńczo bijącym na widok mężczyzny nieprzypominającego już tamtego chłopaka, do którego chciała wracać. Stał się brutalny. Nadal był przystojny, przystojniejszy niż niegdyś. Dojrzał, był wyraźnie lepiej zbudowany i silniejszy, o czym przekonała się na własnej skórze. Czarne włosy wciąż lśniły, a błękitne oczy paliły ją na wylot. Ciemny zarost na jego wyraźnie zarysowanej szczęce dodawał mu charakteru. Tak, jego wygląd był spełnieniem marzeń wielu kobiet. Niestety, wszystko psułaosobowość.
Stał przez chwilę tuż obok jej domu i przysłuchiwał się, jak nowa lekarka szlocha. Znów miał wyrzuty sumienia, ale zastanawiało go, dlaczego ta kobieta pała do niego taką nienawiścią. Przecież nic jej nie zrobił, nie znał jej nawet, a ona rzucała się jak wściekłakotka.
Obszedł cały teren, zatrzymując wzrok na grawerowanej tablicy informacyjnej. M. Tyczyńska? Ciekawe, co to za babsko. Wstukał jej numer w swoją komórkę, planował do niej zadzwonić, żeby jeszcze raz przeprosić. Chciał jej pokazać, że ma więcej klasy niżona.
Usiadła w swojej ulubionej warszawskiej kawiarni, zamówiła latte i przymknęła oczy. Pod powiekami pojawił się obraz czarnowłosego mężczyzny, tym razem nietrzymającego jej okrutnie za ramię, a uśmiechającego się do niej i wyciągającego w jej kierunku mały palec. Tak, wiecznyduet.
Otrząsnęła się z tej wizji, położyła na stoliku banknot i nie czekając na swoje zamówienie, wyszła w pośpiechu. W jej torebce rozbrzmiał dźwięk telefonu. Nie znała tego numeru. No tak, na tabliczce koło ośrodka zdrowia widniał jej numer. Pewnie jakiś niecierpliwy pacjent. Nie odebrała, bo przecież miałaurlop.
Rozdział 2
Nowa pani doktor
Leżała w hamaku, zawieszonym na werandzie wyremontowanegodomu.
Był teraz zdecydowanie nowocześniejszy, lecz z zewnątrz wyglądał tak samo jak dotychczas. Stare belki zostały wymienione, a tynk odmalowany, ale wciąż był to ten sam dom. W salonie stanęły stylowe meble i nowy kominek. Kuchnia była prosta, a jednocześnie funkcjonalna, dębowy stół zastąpił biały, okrągły stolik, a drewniane meble zmieniono na czarne, matowe, duże szafki. Trzy sypialnie na piętrze wyglądały bliźniaczo. W każdej postawiono wielkie tapicerowane łóżko i duże komody w loftowymstylu.
Weranda z tyłu domu, na której właśnie odpoczywała, stała się nowoczesnym tarasem z rattanowymi meblami, obłożonymi grubymi poduchami. W kącie naprzeciwko niej wisiał ogromny fotel, z powodzeniem można by było w nimspać.
Wreszcie poczuła przestrzeń, jakiej nie zaznała przez ostatnie lata, mieszkając w szarym wieżowcu. Remont z drugiej strony budynku dobiegał końca, a to oznaczało, że ma ostatnie chwile na złapanie oddechu przed zderzeniem z nieznanącodziennością.
Usłyszała parkujący przed ośrodkiem samochód. Kogo licho niosło? Huk dobiegający od drzwi frontowych nie pozostawiał wątpliwości. Mariusz odebrał list z sądu. Wiedziała to, bo dostała dziś taki sam. Termin rozprawy wyznaczono na dwudziestego siódmego listopada, czyli za trzy miesiące. Cieszyła się, że wbrew pozorom odbędzie się to szybciej, niż myślała. Przez ponad dwa tygodnie nie pomyślała o nim ani razu, co świadczyło o tym, że bardzo dobrze się stało. Nic do niego nie czuła, więc rozwód był nieunikniony. Leniwie podeszła do drzwi i jeotworzyła.
– Czy ty, kurwa, postradałaś zmysły?! – wykrzyknął, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. – Z mojej winy? Chcesz zrujnować moją reputację?! – Wszedł bez zaproszenia, trącając jąramieniem.
– Witaj, Mariusz. Mnie również miło cię widzieć – skwitowałasarkastycznie.
Był wyraźnie wściekły, a kiedy spojrzał na nią, przeszedł ją dreszcz. Nigdy nie zachowywał się w taki sposób. Owszem, był draniem, który posuwał wszystko, co się rusza, ale nigdy nie był agresywny. Chwycił ją za obolałe ramię i przycisnął do framugidrzwi.
– Albo rozwiedziemy się bez orzekania o winie, albo mnie popamiętasz! – Ściskał corazmocniej.
– Przecież wina jest ewidentna. Weź te ręce – mówiła spokojnie, choć bolące ramię i obojczyk zaczynały jąpalić.
– Ostrzegam cię – warknął.
– Dobrze. Chcę mieć cię po prostu z głowy. – Odepchnęła jego rękę i zasyczała z bólu. – Teraz sięwynoś.
Z trudem otworzyła drzwi. Pomyślała, że musi obejrzeć ją lekarz. Oironio.
– Zobaczymy się w sądzie i obyś była rozsądna – rzucił i wsiadł do swojego czarnegosedana.
Siedziała w nim ta sama panna, z którą ją zdradził. Melania uśmiechnęła się do niej i poczuła współczucie. Zamknęła drzwi i od razu poszła po telefon, żeby zadzwonić do znajomego, by obejrzał jej ramię. Musiała być sprawna, zanim zaczniepracę.
W ferworze spraw związanych z remontem zapomniała, że ma niesprawne auto, a musi dojechać do Warszawy. Jedyny mechanik to Oskar. Motała się pomiędzy urażoną dumą a koniecznością jeżdżenia samochodem. Ku jej niezadowoleniu wygrywała ta druga opcja. Nie mogła pozwolić sobie na brak mobilności. Co, jeśli będzie musiała dojechać do pacjenta w innej wsi? Pojedzierowerem?
Wpisała w wyszukiwarkę internetową dane Oskara, by znaleźć numer telefonu, i zanim się rozmyśliła, wystukała cyfry na klawiaturze. Po dwóch krótkich sygnałach włączyła się automatycznasekretarka.
„Oskar Miler, mechanika pojazdowa. Proszę zostawić wiadomość. Oddzwonię”.
– Yyy. To ja… – Zaczęła się denerwować. – Normalnie bym nie dzwoniła, ale mam popsute auto. A muszę… Muszę pojechać… Yyy… Potrzebuję mechanika – ucięła i pospiesznie sięrozłączyła.
Wyrzucając sobie, że zachowuje się jak głupia nastolatka, poszła po lód, by przyłożyć do ramienia. Była lekarzem, a zaskakujące było dla niej to, że mocny uchwyt może być źródłem takiego bólu i spowodować tak widoczne ślady. Jak widać, musiała się jeszcze wielenauczyć.
Zdjęła bluzkę, by odsłonić sińce, i przyłożyła torebkę z kostkami. Usiadła na granatowej kanapie i odchyliła głowę. Czuła, jakby ból przemieścił się z ręki na skronie. Miała dość. Nawet nie spostrzegła, kiedyzasnęła.
Z kamiennej drzemki wyrwał ją odgłos silnika dobiegający niemal zza ściany. Między salonem a garażem mieściła się skrytka, mimo to dźwięk był bardzowyraźny.
Mela bez zastanowienia ruszyła z plastikową torebką, teraz już wypełnioną wodą, i wparowała do garażu w obawie, że ktoś próbuje jąokraść.
– Zostaw mój samochód! – wykrzyczała, nie widząc, kto siedzi za kierownicą, i z impetem otworzyła drzwi, sprawiając sobie dodatkowyból.
– Sama mówiłaś, że potrzebujesz mechanika. Nie otwierałaś, więc sam się tym zająłem – wyjaśnił spokojnie. – Poza tym… – zerknął na jej płaski brzuch i pełne piersi, odziane tylko w cienki koronkowy biustonosz – nie przyjmuję zapłaty w naturze – dokończył sarkastycznymtonem.
W tej chwili uświadomiła sobie, że zasnęła bez bluzki. Pospiesznie się zakryła, a plastikowy woreczek zsunął się z jej bolącego ramienia, ukazując trzy wielkie, fioletowe sińce. Oskar wysiadł z auta i popatrzył na jej rękę z wyrzutamisumienia.
– Ja… Czy… to moja wina? – Chciał ją dotknąć, zapomniawszy o tym, że ich znajomość nie zaczęła się zbyt dobrze. Jej widok sprawił, że przestawał myślećtrzeźwo.
– Nie dotykaj mnie. – Odsunęła się, choć tak naprawdę tęskniła za jego dłońmi. Za nim całym. Nie zapomniała jednak, jak bardzo ją zranił. – To nie ma znaczenia. – Wycofała się w stronę drzwi doskrytki.
– Racja – skwitował. – Miałaś odłączony akumulator – zmienił temat, próbując nie patrzeć na jej roznegliżowane ciało, które zakrywała szczupłymirękami.
– Ile jestemwinna?
– Nic. – Wyszedł z garażu, powstrzymując się przed kolejnym spojrzeniem w jejkierunku.
Starając się zignorować wizytę Oskara, przygotowała się do wyjazdu. Nie pomyślała, że prowadzenie auta może sprawiać jej trudność. Przemogła się i ruszyła w stronę gabinetu swojego znajomego ze studiów. Był świetnym traumatologiem i rehabilitantem, toteż wierzyła, że jakoś jej pomoże. Mijała właśnie warsztat Oskara, więc zwolniła, by mu się uważniej przyjrzeć. Wyglądał lepiej niż za czasów jego ojca. Duży plac zapełniony autami i kilka garaży z kanałami. Nieźle. Przycisnęła pedał gazu, by sprawdzić, co potrafi emerytowany merc. W ciągu kilkunastu minut była już w gabinecie naprzedmieściach.
– Uuu… – Popatrzył na jej rękę. – Kto cię tak załatwił? – Uniósł na nią badawczowzrok.
– Powiedzmy, że to wielokrotne zderzenie z przeszłością. – Uśmiechnęła sięblado.
– A nie powinnaś tego zgłosić gdzieś? – dopytywał się. – No wiesz… To podchodzi podnapaść.
– Wyluzuj.
– Dobra. Nie wtrącam się. – Spryskał jej ramię sprejem, przykleił żelowy plaster i owinął bandażem. – To uśmierzy ból. – Wręczył jej taki sam aerozol. – Nie przesadzaj z tym, bo zamrozisz rękę. Musisz przeczekać i nie wdawać się w bójki. – Mrugnął doniej.
– Dzięki. – Uśmiechnęła się, czując zdecydowaną ulgę. – O to właśnie chodzi, by przestałoboleć.
Sama nie wiedziała, co konkretnie ma na myśli. Bolące ciało czyserce.
– Masz nadwerężony obojczyk. Raczej nie powinnaś kierować – dodałjeszcze.
– Daj spokój. To tylko kawałek. – Wręczyła mu pieniądze, które ten natychmiast wcisnął jej z powrotem wdłoń.
– Nie rób sobiejaj.
– Należy cisię.
– Jak będę potrzebował internisty, to zwrócę się do ciebie i będziemykwita.
– Ano tak… – zaczęła. – Ty niewiesz.
– Czego?
– Nie pracuję już na internie. Otwieram własną przychodnięrodzinną.
– O! No proszę. To świetne wieści! – wykrzyknął. – Pamiętam, jak na początku studiów mówiłaś, że będziesz prowadzić przychodniędziadka.
– Tak… – powiedziała zamyślona. – Jeszcze raz ci dziękuję – rzuciła i wyszła, nie chcąc zagłębiać się wtemat.
Nie było jej na rękę to, że jest zmuszona do prowadzenia ośrodka, ale stary znajomy przypomniał Meli, co było jej celem – leczenieludzi.
W nieco lepszym nastroju wsiadła do samochodu i odjechała. Postanowiła, że obecność Oskara nie popsuje jej tego, o czym zawsze marzyła. Zabieg wykonany przez kolegę na niewiele się zdał, bo już w połowie drogi zaczęła odczuwaćpieczenie.
Zdjęła bandaż, chwyciwszy go zębami, kierując jednocześnie. Była już prawie na miejscu, więc drogę znała na pamięć. Prawą ręką próbowała odnaleźć sprej mrożący i oderwała na chwilę wzrok odjezdni.
Niestety ta chwila wystarczyła, by zjechać na przeciwny pas. W ostatniej sekundzie zdążyła odbić, by nie zderzyć się z autem jadącym z naprzeciwka. Starając się opanować auto, skręciła gwałtownie i zatrzymała się tuż obok drzewa, na stromym poboczu. Nie mogła się uspokoić, dotąd nigdy nie straciła panowania nad wozem, nie miała nawet najmniejszej stłuczki, a teraz ledwo wsiadła do auta dziadka i niewiele brakowało, by spowodowaławypadek.
– Kurwa! – przeklęła.
Wiedziała, że musi wziąć się w garść i zacząć trzeźwo myśleć. Tuż za nią zatrzymała się wielka, czarnaterenówka.
– Pięknie, pewnie policja – powiedziała głośno, patrząc w lusterkowsteczne.
Drzwi mercedesa się otworzyły i tuż obok ukucnął mężczyzna. Zamroczona swoim niebezpiecznym występkiem, nawet go niepoznała.
– Jeśli jesteś takim samym lekarzem jak kierowcą, to cała wieś jest w poważnych tarapatach – rzucił złośliwymtonem.
– Śledzisz mnie? – burknęła, chcąc zamknąć drzwi, by nie musieć z nimrozmawiać.
– Miałem nieprzyjemność jechać tą drogą, kiedy omal się ze mną nie zderzyłaś – rzekł spokojnie. – Nie wiem, za co mnie aż tak nienawidzisz, ale mogłabyś nie próbować mnie zabić – skwitował, czym wzbudził w niej dodatkowąwściekłość.
– Nie wiesz?! – wrzasnęła, jednocześnie odpinając pas. Miała ochotę rzucić się na niego i wydrapać mu oczy. – Nie wiesz?! A może byłeś pijany? A, no tak, rzeczywiście byłeś pijany. – Teatralnie przewróciła oczami i wysiadła z samochodu. – Zaraz, czekaj, pewnie pamięć straciłeś! Tak, to zdecydowanie to! – rozkręciła się nadobre.
– Co ty… – nie miał pojęcia, o co jejchodzi.
– Milcz! – Stanęła na wprost, kiedy ten wstał. – A może rzucisz mi taki sam tekst jak w filmach? „To nie tak, jak myślisz, kotku”! – Zaczęła robić głupieminy.
– O czym ty, do kurwy nędzy, mówisz?! – warknął tak głośno, że z pobliskiego drzewa zerwało się stadoptaków.
– Zlituj się i przestań udawać! – Odepchnęła go od drzwi, wsiadła i odjechała tak wściekła, że nawet przestała odczuwać bólręki.
Minęło chyba kilka minut, nim wyszedł z osłupienia. Czego ta wariatka od niego chciała? Robiła chore awantury na środku drogi tuż po tym, jak o mało nie zabiła siebie i jego przy okazji. Postradała zmysły. Zaczął się zastanawiać, czy nie jest panną, którą może gdzieś zaliczył po pijaku. Ale przecież on, do cholery, nie pił. Miał kilka przygód, lecz każda z tych dziewczyn była blondynką. Nigdy nie spał z żadną czarnulką. Poza tym zawsze stawiał sprawę jasno. Nie miały na co liczyć, a one ochoczo zgadzały się na układ, który proponował. Jednorazowy seks i koniec znajomości. Choć z tą wściekłą furiatką chętnie poszedłby na inny układ. Pieprzyłby ją tak długo, ażby złagodniała i odzyskałarozum.
Zatrzymała się z piskiem na podjeździe, trzasnęła najpierw drzwiami od auta, a później oddomu.
– Gnojek! – krzyczała do pustychścian.
Wydarzenia tego popołudnia tak nią wstrząsnęły, że zaczynała rozważać, czy podjęła słuszną decyzję. Gdyby dom został wyburzony, nie musiałaby przynajmniej już nigdy tuprzyjeżdżać.
Choć tak naprawdę nawet, kiedy dziadek żył, nie przyjeżdżała tutaj wcale. Wciąż jej wtedy powtarzał, że nie powinna się ukrywać, bo nie ma ku temu powodów. Ale przecież ona miała powód. Nie chciała spotkać najprzystojniejszego, a jednocześnie najmniej lojalnego mężczyzny naświecie.
Jeszcze tylko kilka dni i wpadnie w wir pracy, wówczas przynajmniej nie będzie zaprzątać sobie głowy tymdurniem.
Ostatnie chwile odpoczynku spędziła, na przemian śpiąc i jedząc. Nie wychylała się z domu, odkąd przyjechała. Nawet nie wjechała do garażu. Samochód stał przed ośrodkiem, jakby ktoś go w pośpiechu porzucił. Nie była pewna, czy gozamknęła.
Niech ukradną w cholerę – pomyślała.
Jutro wielki dzień – oficjalne otwarcie ośrodka, w którym będzie lekarzem pierwszego kontaktu. Jeszcze nie zaczęła, a już miała ogromne wątpliwości, czy sobieporadzi.
Snuł się po domu i szukał wymówki, jaką mógłby podać burmistrzowi, by nie musiał uczestniczyć w otwarciu przychodni. W urzędzie zgodnie stwierdzili, że będąc mieszkańcem Bielawska i członkiem rady gminy, powinien wystąpić jako ich przedstawiciel i oficjalnie podziękować nowej lekarce za to, że zechciała utworzyć dla nich, ze swoich prywatnych pieniędzy, miejsce, w którym znajdą pomoc lekarską. Wszyscy już ją za to uwielbiali, a burmistrz dodatkowo był oczarowany jej urodą. To oczywiście było zrozumiałe, bo ta wariatka była piękną kobietą o idealnych kształtach. W jej oczach można było utonąć z błogim uśmiechem natwarzy.
Otrząsnął się. Tak, byłaby piękna, gdyby nie te dziwne wybuchy złości. Ciekawe, jak będzie leczyć ludzi, skoro jej zachowanie w ogóle nie wzbudzało zaufania. Poprawił mankiet idealnie uprasowanej koszuli, westchnął iwyszedł.
Przed domem, na całym ośrodkowym parkingu, zaczęli zbierać się mieszkańcy. Cieszyli się, że ich wieś nie zostanie zapomniana i rozwija się w dobrym kierunku. Melania, ubrana w idealnie skrojoną, kremową sukienkę, podkreślającą jej biodra i talię, z lekkim marszczeniem na dekolcie, wyszła z domu. Powitały ją brawa, sugerujące, że dystans, który do tej pory odczuwała ze strony tej niewielkiej społeczności, poszedł w niepamięć. A jeszcze nie zaczęła swojej pracy. Schlebiało jej to. Uśmiechnęła się i przywitała z każdym, kto do niej podszedł. Nikt jej nie rozpoznawał, co dawało jej niejako przewagę. Mogła się wykazać, nie bazując na reputacji dziadka, do którego zjeżdżali się pacjenci z różnych stron województwa. Napisano o nim nawet kilka artykułów, o tym, jak życzliwym, a jednocześnie skutecznym jestlekarzem.
Na schodach prowadzących do wejścia stanął sołtys, ten sam od lat, i wyraził wdzięczność za jej wkład w rozkwitwsi.
Na koniecpowiedział:
– Teraz kilka słów od przedstawiciela naszej gminy – zaprosił kogoś z tłumu przywołującymgestem.
Ludzie utworzyli korytarz, przepuszczając przechodzącego między nimiOskara.
Mela poczuła, jak na jej twarz wypływa rumieniec. Nie zawstydzenia, a wściekłości. Spodziewała się dziś wszystkiego, ale nie tego, że po dniach unikania go, będzie stała z nim twarzą w twarz. Żyła nadzieją, że nie choruje i nie będzie go widywać również podczas wizyt. Niestety, swoją pracę miała rozpocząć, konfrontując się z nim oko w oko. Stanął tuż obok niej, popatrzył dziwnym wzrokiem, jakby z aprobatą, i uśmiechnął się dozebranych.
– Jak już szanowny pan sołtys powiedział, jesteśmy wszyscy wdzięczni za okazane nam serce. – Zrobił znaczącą pauzę, by dać jej do zrozumienia, że to ironia. – PaniTyczyńska…
Położył nacisk na jej nazwisko, czym znów wzbudził w niej dziwne odczucia. Jakby chciał ukarać ją za to, że zmieniła nazwisko. Miała przez dziesięć lat rozpaczać po nim i nie układać sobie życia? Nie… Przecież on również nie wie, kimjest.
– Z pewnością będzie naszą ostoją – kontynuował, po czym znów zamilkł na moment – naszej społeczności. – Wyciągnął do niej dłoń, a kiedy ona odwzajemniła ten gest, uścisnął ją i popatrzył nienawistnym wzrokiem w jej oczy, przybierając sztucznyuśmiech.
Wyrwała rękę, jakby jąparzyła.
Powiedziała kilka słów, po czym zaprosiła zebranych do środka. Naturalnie pacjenci będą przyjmowani od kolejnego dnia, ale zdarzali się i tacy, którzy nie chcieli czekać i dzielili się z nią swoimi dolegliwościami. Każdego z nich wysłuchała i dała wstępne wytyczne, tak, by im nie zaszkodzić, a jednocześnie przynieść drobną ulgę, zanim trafią do gabinetu, którego swoją drogą mógł jej pozazdrościć niejeden wysoko tytułowanydoktor.
Zadbała o jak najbogatsze wyposażenie, zarówno medyczne, jak i estetyczne. Ściany były pomalowane nietoksycznymi farbami, w odcieniu kawy z mlekiem, biurko było w miodowym kolorze, a fotele dla pacjentów tak wygodne, że mogli się czuć jak u psychoterapeuty podczas relaksu. Był też kącik dla dzieci, by odciągnąć ich uwagę od tych mniej przyjemnych, ale koniecznych badań. Była pewna, że jej się powiedzie. Bez względu na to, jakimi złośliwościami będzie w jej kierunku rzucał Oskar. Miała nadzieję, że ten drań nigdy nie dowie się, kim onajest.
Po kilku godzinach wszyscy się rozeszli i została sama w nowym lokum. Usiadła w fotelu, odwrócona tyłem do drzwi i patrzyła wokno.
– Znaliśmy jedną Melanię. – Dobiegł ją damski głos. – Była wnuczką naszegodoktora.
Mela odwróciła się gwałtownie, choć wiedziała, kogoujrzy.
– I co się z nią stało? – Uśmiechnęła się do emerytowanej pielęgniarki, której przez całe dzieciństwo robiłapsikusy.
– Wyjechała. – Kobieta odwzajemniła jej uśmiech. – Pewnie zamknęli ją za robienie kawałów pielęgniarkom. – Rozłożyła ramiona w zapraszającym geście. – Chodź, dziecko, niech cięuścisnę.
Gdy Mela wstała i ją przytuliła, poczuła się w końcu jak w domu, jak usiebie.
– Wiedziałam, że nas nie zawiedziesz – wyszeptała była pracownica przychodni. – Tylko coś ty zrobiła z włosami? – Chwyciła ją za czarnykosmyk.
– Ciii – uciszyła ją żartobliwie. – Jestem tuincognito.
– Nadal się ukrywasz przed tym łobuzem od Milerów? – zapytała.
– Tak. – Uśmiechnęła się ponuro. – I chcę sama zapracować na uznanie, a nie za pomocą nazwiskadziadka.
– Czyli wyszłaś zamąż?
– Za niecałe trzy miesiące sięrozwodzę.
– Przykro mi, Melciu – powiedziała do niej pieszczotliwie, jak za starychczasów.
– A mnie nie – ucięła temat. – Jak pani sięmiewa?
– Nudzę się wdomu.
– A zdrowie? – dopytywała się, mając już pewną myśl wgłowie.