Nie poddawaj się #3 - A.P. Mist - ebook
BESTSELLER

Nie poddawaj się #3 ebook

Mist A.P.

4,6

27 osób interesuje się tą książką

Opis

„Nie poddawaj się” to zakończenie bestsellerowej serii Pętla tajemnic. Wiktor i Emilia, ogień i… ogień. Dwa silne charaktery, które po wielu przegranych bitwach ostatecznie przegrywają również wojnę. Bez szans na wspólne życie i uratowanie tej niełatwej miłości.

 

Spotykają się po latach, jakby los usilnie pragnął, aby ich ścieżki ponownie się splotły. Wówczas okazuje się, że nie tylko ich otoczenie jest wplątane w tajemnice. Jedną, niezwykle istotną, ma również Emilia.

 

Co zrobi Wiktor, gdy odkryje to, co zataiła przed nim dawna ukochana? Czy wystarczy mu determinacji, żeby naprawić swoje błędy i ją odzyskać?

 

Będą musieli nauczyć się wielu rzeczy, lecz przede wszystkim walki – nie przeciwko sobie, ale przeciwko światu – i zacząć grać do jednej bramki. Jak kiedyś.

 

Gdy wszystko zdaje się wracać na właściwe tory, upomina się o nich przeszłość, próbując zniszczyć to, co udało im się zbudować na już i tak chwiejnym fundamencie.

 

Do czego zostanie zmuszony człowiek, który walczy o bezpieczeństwo najbliższych mu osób, i jakie konsekwencje będzie miał powrót do tego, co już było?

 

Jak wiele zmian zajdzie w mrocznym i nieprzejednanym Wiktorze i jak bardzo Emilia, dotąd błyszcząca i silna, została zniszczona przez życie?

 

W SKŁAD CYKLU PĘTLA TAJEMNIC WCHODZĄ:

Nie zbliżaj się #1

Nie oddalaj się #2

Nie poddawaj się #3

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 217

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (273 oceny)
211
42
11
4
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Mirka40

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna ksiażka i tak pełna emocji że przeczytałam ją cała odrazu Majstersztyk
82
agk85

Nie oderwiesz się od lektury

OMG! Ile tu emocji... Czekałam na tą część! Dziękuję, że pojawiła się przedpremierowo. Pełno tu emocji. Przeczytałam na raz.
72
Ewelagwiazda

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam i polecam całym sercem! 💛
72
Justyna-2017

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam tą serię i czekałam na nią z niecierpliwością.
62
sylwiak801

Nie oderwiesz się od lektury

Świetnie zakończona seria, zakończenie przypłaciłam "zawałem", hektolitry emocji, miłość przeplatana bólem. Czekałam na nich aż łezka się kręci że to już koniec 🥹🥹🥹 uwielbiam 💙💛💛💛
63

Popularność




Tej autorki w Wydawnictwie WasPos

CYKL PĘTLA TAJEMNIC

Nie zbliżaj się #1

Nie oddalaj się #2

Nie poddawaj się #3

POZOSTAŁE POZYCJE

Jej wszyscy mężczyźni

Serce pierwszego kontaktu

Zaginiona

W PRZYGOTOWANIU

Córka dziekana (premiera w kwietniu 2024)

Zamknij oczy (premiera w lipcu 2024)

Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka

Copyright © by A.P. Mist, 2023Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: © by 277170638/Shutterstock

Ilustracje wewnątrz książki: pngtree.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-449-9

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Epilog

Rozdział 1

– Wiktor – wymamrotała i zbladła, jakby zobaczyła ducha.

Przez kilka lat nie widziała go ani razu, pomimo tego, że mieszkali niedaleko siebie, los postanowił im pomóc w zapomnieniu i łaskawie nie stawiał ich na swojej drodze. Aż do dziś…

– Emilka… – wymruczał jej imię i zlustrował ją od stóp do głów. Jego twarz nie wyrażała kompletnie niczego, jakby był posągiem, który przemówił.

Zmieniła się.

Jej biodra były bardziej zaokrąglone, pośladki pełne i choć nigdy nie miał zastrzeżeń do jej ciała, wręcz przeciwnie, uważał ją za doskonałą, tak teraz doszedł do wniosku, że nawet doskonałość może być doskonalsza. Zmieniła też kolor włosów na chłodniejszy i spięła je w niedbały kok na czubku głowy. Miała na sobie czerwoną, długą sukienkę, a całości dopełniły delikatny makijaż oraz pomalowane na czerwono usta. Jej oczy były niewyobrażalnie smutne. Brak blasku w nich zabolał go najbardziej, ponieważ wiedział, że to on go zgasił lata temu. Nawet nie brał pod uwagę faktu, iż po drodze mogło wydarzyć się coś złego, gdyż wciąż uważał siebie za największą katastrofę w jej życiu.

– My… Ja… – Złapała syna za rękę i przesunęła tak, żeby stał schowany za nią.

– Pięknie wyglądasz – powiedział, wpatrując się w nią jak zahipnotyzowany.

– Ty… Ty też – wydukała, jakby nagle zabrakło jej słów.

– Musimy iść, Kacper ma zajęcia – wtrąciła Marta, żeby przerwać tę niezręczną sytuację, patrząc jednocześnie sugestywnie w oczy Wiktora.

– Gratuluję, widzę, że jesteś szczęśliwą mamą. – Puścił oko do malca i ukradkiem zerknął na jej dłoń. Nie miała obrączki. – Nie będę was zatrzymywał. – Skinął uprzejmie głową i odszedł.

Rany z przeszłości, które dotąd tylko się sączyły, zaczęły krwawić z potężną siłą, a wszystkie wspomnienia, jak za pstryknięciem palców, powróciły i przewinęły się w jej umyśle w ułamku sekundy.

Patrzyła na oddalającego się mężczyznę i za wszelką cenę starała się powstrzymać łzy. Odkąd urodził się Kacper, stała się jeszcze większą beksą niż zwykle. Niemniej ten człowiek, którego zobaczyła pierwszy raz od niemal pięciu lat, najwyraźniej będzie wywoływał w niej najsilniejsze emocje już zawsze. Nie spodziewała się jednak, że jeszcze kiedykolwiek go spotka. Unikała jego tematu, nie interesowała się, czym się zajął i gdzie mieszkał. Chciała pozostawić go za sobą, w przeszłości.

– Mamusiu, co to był za pan? – zapytał Kacper.

Marta, widząc stan, w jakim jest Emilia, wzięła chłopca na ręce i zaczęła odwracać jego uwagę.

– Pójdziemy do samochodu. Ty zostań – szepnęła.

Skinęła głową, a kiedy zniknęli z pola widzenia, wybuchnęła. Przechodzący turyści zaczęli zwracać na nią uwagę, niektórzy podchodzili i pytali, czy wszystko w porządku. Pozwoliła, żeby tłumiony szloch i wstrzymywane łzy znalazły w końcu ujście. Dotąd jej życie było cudownie nudne, spokojne, stateczne, a wystarczyła minuta, jedno spotkanie i jej spokój szlag trafił.

Zastosowała techniki, których nie musiała używać od dawna. Brała głębokie wdechy, tak, jak uczono ją na terapii, co pozwoliło jej na w miarę sprawne dojście do równowagi. Ciało zaczęło współpracować, umysł jednak ponownie stał się polem krwawej bitwy.

Po kilkunastu minutach się nieco uspokoiła, więc ruszyła w kierunku wyjścia z molo, wycierając jednocześnie z policzków resztki rozmazanego tuszu. Już miała minąć ostatnie barierki, kiedy zobaczyła go, stojącego przy jednej z nich. Gdy ją dostrzegł, podszedł szybko i złapał ją za ramiona. Dotyk jego dłoni palił jej skórę, a jednocześnie sprawił przyjemny dreszcz. Mimo wszystko tęskniła za tym, choć wypierała tę tęsknotę przez lata.

– Powiedz, że to nie jest mój syn – wysyczał, patrząc jej groźnie w oczy.

– To nie jest twój syn – wypowiedziała regułkę, którą w głowie utrwalała przez lata, i odwróciła wzrok.

Od jakiegoś czasu zaczynała sądzić, że nie będzie musiała nigdy jej użyć. Jakże się pomyliła.

– Nie wierzę ci. – Chwycił jej podbródek pomiędzy kciuk a palec wskazujący i zmusił, żeby ponownie spojrzała mu w oczy.

Była zapłakana i zdenerwowana, a to musiało coś znaczyć.

– Nie musisz. Nie zależy mi na tym, żebyś wierzył w cokolwiek – odpowiedziała chłodno.

Próbowała go zranić. Jej życie było łatwiejsze, kiedy nie było w nim Wiktora. Więc dlaczego jej serce rwało się do niego i błagało o odrobinę czułości? Dlaczego nie potrafiła być obojętna, tylko musiała udawać, że ten mężczyzna nic dla niej nie znaczy? To było chore. Ich miłość była chora.

– Kłamiesz. Widzę to w twoich oczach – odparł.

– Nic o mnie nie wiesz, Potocki. Nie masz pojęcia, co mógłbyś w moich oczach zobaczyć – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – A teraz mnie puść, bo zacznę krzyczeć.

Opuścił ręce, ale wciąż przyszpilał ją wzrokiem.

– W takim razie puściłaś się, będąc jeszcze ze mną. Kto jest ojcem? Ten przeklęty doktorek? A może inny goguś? – wypluł te słowa, jakby go truły.

Tak, uderzył w czuły punkt. Choć tak naprawdę przy tym mężczyźnie ona cała była jednym wielkim, czułym punktem. Przez te wszystkie lata znosiła docinki obcych, że nie wie, z kim ma dziecko, bo się puszczała, a teraz jeszcze on… Mężczyzna, który twierdził, że ją kochał, również miał ją za dziwkę. Parę minut wcześniej był nawet przyjaźnie nastawiony, teraz kolejny raz pokazał prawdziwą twarz.

Uniosła na niego pełne pogardy oczy.

– Nie zmieniłeś się ani o milimetr. Jesteś wciąż tak samo zapatrzonym w czubek własnego nosa dupkiem. Z łaski swojej zejdź mi z drogi i nie zbliżaj się nigdy więcej.

Wyminęła go, a ten chwycił ją za dłoń i pociągnął tak, żeby spojrzała na niego jeszcze raz. Zobaczył ból. Nie nienawiść, którą próbowała przed nim odegrać. Ból, którym mogłaby obdzielić wszystkich zgromadzonych na sopockim molo.

Zwolnił uścisk i pozwolił jej odejść.

Kolejny raz wypuścił ją z rąk, ale tym razem nie planował odpuścić. Był przekonany, że spotka ją jeszcze wiele razy. Przez ostatnie lata jej nie szukał; choć miał ją pod nosem, nie walczył, bo takie miała życzenie. Okoliczności jednak diametralnie się zmieniły.

Widział jeszcze, jak wsiadała do samochodu, wciąż tego samego, którym jeździła kiedyś, i odjechała. Walczył z chęcią śledzenia jej, ale był pewien, że prędzej czy później sama poda mu swój adres. Co więcej, był przekonany, że sama będzie go prosić, żeby się zjawił. I żeby został. Ale najpierw sprawi, że to ona stanie w jego progu, na dodatek dobrowolnie. Czy czasem jego pewność siebie kolejny raz nie okaże się zgubna?

***

Milczała całą drogę, nie reagowała na pełne niepokoju słowa Marty.

Kacper z kolei zasnął po kilku minutach, zupełnie nie przejąwszy się tym, że jakiś obcy mężczyzna ich zaczepił. Był jeszcze niczego nieświadomym chłopcem, który uważał wszystkich ludzi za dobrych i przyjaznych.

Zaparkowała pod centrum medycznym przyjaciela, którego wyprowadzka do ukochanego, zakończyła się fiaskiem i złamanym sercem, po czym łagodnym głosem obudziła syna. Wiedziała, że ich wizyta będzie bezowocna przez fakt, że chłopiec był senny i zmęczony upałem. Co prawda ich logopeda twierdził, że tak naprawdę Kacper radzi sobie świetnie i zajęcia wkrótce nie będą mu już potrzebne, lecz Emilia powzięła sobie za cel, żeby udowodnić sobie i wszystkim innym, że radzi sobie w samotnym rodzicielstwie, i trzęsła się nad synem, popadając czasem w paranoję. Zdecydowanie była nadopiekuńcza. A przecież to była tylko delikatna wada wymowy.

– Emilio Ostrowska! Spójrz na mnie! – Marta w końcu podniosła głos, nie mogąc znieść zachowania swojej dawnej podopiecznej. Wiedziała, że ta kolejny raz próbuje udawać silną.

Posłusznie uniosła wzrok pełen bólu i zdezorientowania.

– Nie chcę o tym rozmawiać – rzekła ociekającym rezygnacją głosem. – Nie mam na to siły.

– On wie! Nie sądzisz, że pora zakończyć tę szopkę i wyznać prawdę? – Kobieta była wzburzona. Miała dość uporu Emilii.

– Chodź, kochanie – zwróciła się do chłopca. – Dziś będziemy krótko, a później zamówimy pizzę – obiecała.

Przywitali się z rejestratorką, kiwnęła ręką Maciejowi i zaprowadziła syna do sali w najdalszym zakątku korytarza, w której dwa razy w tygodniu odbywały się jego zajęcia.

Gdy zamknęły się drzwi pomieszczenia, Marta znów chciała podjąć temat, lecz nie zdążyła, ponieważ podszedł do nich lekarz.

– Wszystko gra? Jesteś blada – powiedział. – Dzień dobry, pani Marto – zwrócił się do jej towarzyszki.

– Nie gra – odezwała się Marta, nim Emilia zdążyła otworzyć usta w odpowiedzi. – Spotkałyśmy Wiktora. – dodała, a na jej twarz wypełzła satysfakcja.

Wiedziała, że Maciej ją wesprze i również będzie przekonywał upartą Emilię, żeby z nim porozmawiała.

Przez te wszystkie lata nie pisnął słowem, że jej były facet podpisał z nim umowę na usługi medyczne, i czuł, że teraz wszystko wyjdzie na jaw. Wprawdzie Wiktor nigdy nie kontaktował się w innych sprawach niż ich umowa, w obecnej sytuacji jednak na pewno się to zmieni.

– Nie będę o tym rozmawiać – powiedziała twardo. – Ani z wami, ani tym bardziej z nim.

Spojrzeli po sobie i jednocześnie westchnęli. Nie znali drugiej tak bardzo upartej baby. Przez lata obserwowali jej katorżniczą walkę ze samą sobą. Wciąż próbowała wszystkim wokół udowodnić, że nie cierpi, ignorując jednocześnie fakt, że w synu widzi mężczyznę, dla którego oddałaby życie.

– Dłużej tego nie ukryjesz. Kacper jest do niego podobny, czy tego chcesz, czy nie – powiedziała Marta.

– Mam. To. W. Dupie – wycedziła. – Temat zakończony. Kolejny raz – dodała.

Oddaliła się od nich i oparła o chłodną ścianę. Czuła, jak jej wnętrzności zaczynają skręcać się z nerwów. Tak dobrze znane jej niepokój i strach na nowo zagościły w jej życiu. Po śmierci Ostrowskich i Jana, a także po usłyszeniu wyroku skazującego Waltera na długie lata więzienia myślała, że bramy piekieł, w które początkowo sama się wpakowała, zostały już ostatecznie zamknięte. Przeczuwała jednak, że dopiero pozna, czym jest prawdziwe piekło. Tylko czy mogło być gorzej niż wtedy? Na samo wspomnienie czasów, kiedy odkrywała wszystkie tajemnice obłudnego świata, w którym przyszło jej żyć, na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, a wszystkie blizny, przypominające to, co przeszła, paliły żywym ogniem.

Czy ta miłość była warta cierpienia? Czy jakakolwiek miłość jest tego warta? Zarówno pozostanie z Wiktorem, jak i odejście niosły za sobą bolesne konsekwencje. Ona wybrała tylko te, które uważała za mniej raniące. Jedno spojrzenie jego czarnych oczu pozbawiło ją pewności, czy jej decyzja była słuszna.

– Wybacz. – Marta podeszła do niej i położyła dłoń na jej ramieniu. – Nie będziemy tego drążyć, ale po prostu to przemyśl.

– Myślę o tym od pięciu lat – odparła smutno.

– Widziałaś błysk w jego oczach, kiedy go zobaczył? – zmieniła front.

– Tak, a zaraz potem widziałam pogardę, obrzydzenie i nienawiść – skwitowała i otworzyła drzwi od sali, w której Kacper kończył zajęcia logopedyczne.

Po zamianie kilku zdań z logopedą wzięła syna za rączkę i rzuciła:

– Odwieź, proszę, Martę.

Wydawało im się, że już przywykli do jej nieprzejednanego zachowania i tego, jak bardzo zimna się stała. Tylko jedna istota na całym świecie potrafiła wzbudzić w niej ciepłe uczucia. Jej syn. Owoc prawdziwej miłości, której się wyparła i którą odrzuciła. Nie przyszło im jednak do głowy, że jej chłód jest sztuczny i starannie wyuczony. Tak naprawdę była strzępkiem nerwów płaczącym co noc.

***

Wszedł do klubu, który miał być otwarty dopiero późnym wieczorem, i ze wściekłością trzasnął drzwiami. Nie zwrócił nawet uwagi na wołającego go Grzegorza.

– Co ci znów odwaliło?! – Wparował za nim na zaplecze.

Wiktor odpalił papierosa i spojrzał na niego tak jak kiedyś, kilka lat wcześniej. Jego wzrok nie był już zimny i twardy. Wyglądał, jakby za moment miał rozpaść się na kawałki.

– Emilia ma dziecko. – Wypuścił dym z ust.

– Wiem. – Przyjaciel wzruszył ramionami.

– Co, kurwa?!

– Spotkałem ją kilka miesięcy temu u lekarza – zaczął powoli. – Pamiętasz, badania kontrolne. Była tam z małym chłopcem i rozmawiała z tym doktorkiem.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś?!

– A co to ma do rzeczy? Minęło kupę czasu. Przecież miała prawo ułożyć sobie życie. Ty też się co chwilę z jakąś panienką spotykasz.

– Zdradziła mnie, jak jeszcze byliśmy razem.

Zgasił papierosa i odpalił kolejnego.

– Co ty pierdolisz? Oddałaby życie za ciebie, zapomniałeś?! – Grzegorz spojrzał na niego jak na idiotę. Czego jak czego, ale lojalności Emilii wobec Wiktora był pewien.

– W takim razie szybko się pocieszyła i pozwoliła, żeby ten patałach zrobił jej dzieciaka – skwitował i zaciągnął się mocno.

– Chyba wpadasz w paranoję. Weź znajdź jakąś chętną i upuść ciśnienia, bo ci odpierdala.

Nie odpowiedział, tylko zacisnął mocno szczęki. Znów obudziła się w nim chęć mordu. Nigdy nie wyzbędzie się swojego mrocznego oblicza.

Na co on właściwie liczył? Że będzie na niego czekać z otwartymi ramionami, aż w końcu zachowa się jak prawdziwy mężczyzna i będzie chciał ją odzyskać? Nie zrobił nic, nie kiwnął nawet palcem. Nie próbował naprawić tego, co zepsuł. A może wcale nie chodziło o błędy popełnione przez niego? Ten mały chłopiec był dowodem na to, że Emilia nie była wobec niego lojalna i szybko wymieniła go na wygodniejszą opcję. Miała swoją upragnioną stabilizację.

Pewnie ma mały domek z ogródkiem i męża cipę.

Wstał gwałtownie, niemal przewracając fotel, na którym siedział.

– Idę na urlop. Zastępujesz mnie – rzekł do Grzegorza i wyszedł równie szybko, co się zjawił.

To był ten moment, w którym przyjaciel zaczął się martwić. Od pięciu lat Wiktor ani razu nie zrobił sobie nawet dnia wolnego. Budował interes, polegając wyłącznie na sobie. Uczył się, rozwijał, spędzał długie godziny na kursach i szkoleniach. Cały czas udowadniał, że jest w stanie dojść do czegoś ciężką pracą, i udawał, że nie interesuje go nic oprócz biznesu. W rzeczywistości robił to, żeby zapomnieć. Jak widać – bezskutecznie.

Zaczął od marnej posady ochroniarza, skończył jako właściciel ogromnej siłowni z drużyną bokserską i szkołą samoobrony dla kobiet oraz jednego klubu nocnego. Kupił mieszkanie na jednym z lepszych osiedli. Odniósł sukces, a jednocześnie poniósł porażkę. Przegrywał własne życie, ponieważ żadne zajęcie nie było w stanie zastąpić mu prawdziwych uczuć.

Wszedł do mieszkania, które wciąż świeciło pustkami, i zamknąwszy drzwi, oparł się o nie plecami. Miał ochotę krzyczeć. Podszedł do ogromnego lustra wiszącego w przedpokoju i patrzył na człowieka, który w przeciągu kilku godzin stał się wrakiem. Jakby umarła jego dusza. Nie, jego dusza już dawno została ofiarowana diabłu. Teraz tylko egzystował, pozbawiony serca. Pustka, która panowała w jego wnętrzu, zaczęła się czymś wypełniać. Czymś, czego nie chciał dopuszczać do głosu.

Dlaczego jedno krótkie spotkanie z nią tak nim wstrząsnęło? To było jasne – jego męska duma kolejny raz została urażona. A może to wściekłość, że ktoś inny miał czelność tknąć jego kobietę? Przecież ona już zawsze będzie należeć do niego.

Zawsze.

Rozdział 2

Emilia nabrała jakiejś niewytłumaczalnej zdolności odpychania od siebie ludzi. Celowo próbowała ich do siebie zrazić, co skutkowało tym, że zostawali tylko ci, którym naprawdę na niej zależało. W ten sposób miała tylko Martę i Macieja. Maks, od momentu kiedy urodził się Kacper i nie uznała go jako ojca, nie odezwał się ani razu, jego ojciec natomiast wykazywał zainteresowanie nią i jej synem. Chociaż jeden nie zachowywał się jak urażony chłopiec. Pomimo tego, że często oferował jej pomoc, choćby w sferze zawodowej, nigdy z tej pomocy nie korzystała.

Zajmowała się wyłącznie projektami domów i mieszkań. Nauczona doświadczeniem, nigdy już nie wzięła zlecenia na żaden klub czy inne tego typu miejsce. Owszem, miałaby z tego o wiele większe pieniądze, ale nie dbała o to.

Był poniedziałkowy ranek, wróciła do domu, żeby zająć się właśnie jednym z projektów. Kacper był w przedszkolu, więc miała przynajmniej sześć godzin na pracę w ciszy, bez ciągłych pytań czterolatka. Teoretycznie powinien był mieć wakacje, ale miała urlop już w lipcu, dlatego musiała skorzystać z dyżurów przedszkolnych, kiedy jej wolny czas się skończył.

Usiadła do swojego biurka kreślarskiego, wzięła głęboki wdech i zaczęła przygotowywać niezbędne przybory.

Próbowała wyrzucić z głowy myśli, które się w niej kłębiły od kilku dni. Z drugiej strony kurczowo trzymała się swoich rozmyślań, a krążyły one wokół miłości. Chciała nienawidzić, a wciąż kochała. Kochała człowieka, który tak naprawdę nigdy nie kochał jej. Pożądał, może czuł fascynację, ale nie była to miłość. Nie było to poczucie bezpieczeństwa ani spokoju. Ich krótki związek był wyłącznie polem bitwy, a nigdy ostoją.

Wciąż walczyli. Najpierw ze sobą, później przeciwko innym, żeby znów walczyć przeciwko sobie. Co więcej, ta walka trwała nadal. Emilia czuła się wyczerpana. Bez względu na to, ile wypijała kawy czy ile godzin spała. Coś się w niej poddało – jej dusza była zmęczona ciągłym udawaniem.

Usłyszała powiadomienie przychodzącego maila. Wstała ze stołka i podeszła do laptopa leżącego na biurku. Jej sypialnia pełniła funkcję również pracowni. Nie chciała trwonić pieniędzy na lokal, a dzięki temu mogła rysować w każdej chwili. Najczęściej nocą, kiedy Kacper już spał. W dzień natomiast jeździła do klientów i realizowała swoje projekty. Tego dnia było inaczej. Potrzebowała samotności i ciszy.

Otworzyła skrzynkę odbiorczą i w skupieniu zaczęła czytać ofertę współpracy. Pierwszy raz osoba pragnąca zatrudnić ją do zaprojektowania wystroju prywatnego mieszkania kontaktowała się z nią drogą mailową. Zwykle klienci do niej dzwonili, umawiali się na spotkanie i oględziny miejsca, w którym miała pracować. Teraz przyszło jej otrzymać ofertę od najpewniej jakiegoś podstarzałego tradycjonalisty albo introwertyka, który boi się telefonów.

Droga Pani Ostrowska,

pragnę poprosić Panią o kompleksowe zaprojektowanie mieszkania znajdującego się na Osiedlu Harmonia Oliwska przy ulicy Opackiej 19/40.

Jeśli wyrazi Pani chęć współpracy, zapraszam na spotkanie pod wskazanym adresem, dziś o godzinie 15.

W załączniku plan mieszkania.

Z wyrazami szacunku

P.W.

– No dobra, a numer telefonu? – zapytała.

Mógł jeszcze wysłać gołębia pocztowego, albo jakiegoś posłańca na koniu.

Zerknęła na zegarek. Kacpra miała odebrać o trzynastej, teoretycznie mogłaby go zabrać ze sobą do tego tajemniczego klienta, ale starała się nie wyglądać na pierwszy rzut oka jak samotna matka, która nie potrafi pogodzić wychowywania dziecka z pracą. Postanowiła zadzwonić do Marty. Wiedziała, że jej nie odmówi, ponieważ mogła na nią liczyć w każdej sytuacji. Nawet w chwilach, kiedy była wobec niej paskudnie wredna. I choć za każdym razem przepraszała wszystkich za swoje wybuchy i za to, że nie dopuszczała nikogo bliżej, niż było to konieczne, często wyrzuty sumienia zjadały ją od środka.

Po uzgodnieniu, że jej niania zajmie się Kacprem przez najbliższe dni i będzie odwozić go do przedszkola, postanowiła otworzyć załącznik, żeby mieć choć w głowie przygotowane propozycje, które przedstawi klientowi. Już pierwsze rysunki i zdjęcia wprawiły ją w lekkie osłupienie. To nie była jakaś tam klitka w szarym blokowisku. To był dwupoziomowy apartament, dwukrotnie większy od jej mieszkania. Dawno nie miała takiej przestrzeni do dyspozycji. Ostatnio trafiały jej się wyłącznie pojedyncze pomieszczenia, takie jak pokoje dziecięce, sypialnie czy kuchnie.

Poczuła powiew wiatru w skrzydłach. Rynek architektów wnętrz był trudny. Ludzie woleli kupić meble w IKE-i i nie przejmować się tym, w jakim stylu urządzą mieszkanie. Skutkowało to najczęściej tym, że nic ze sobą nie współgrało. I tym, że nie miała zbyt wiele pracy pomimo tego, że była dość znaną architektką. Wielu ludzi kojarzyło ją po nazwisku rodziców, ona jednak nie nadużywała tego. Chciała sama zapracować na swoją renomę i nie opierać się na opinii, jakże mylnej, o Ostrowskich. Zdawało się, że nikt nie miał pojęcia, jakimi zdradzieckimi i nieuczciwymi ludźmi byli. Ona wiedziała i pomimo upływu lat wciąż nie mogła im wybaczyć. Nie odwiedziła ich grobu ani razu. Jan ponoć został pochowany w Warszawie, dlatego o nim i jego tragicznej śmierci również nie myślała. Po załatwieniu wszystkich niezbędnych formalności związanych z odrzuceniem spadku nie wracała do tego. Nie dociekała i nie interesowała się ich działalnością przestępczą. Sprawę domniemanego podpalenia zamknięto w niebywale krótkim czasie, dzięki czemu mogła szybko sprzedać działkę wraz z kawałkiem plaży.

Przez te wszystkie lata nie wróciła w tamto miejsce, a w Sopocie bywała wyłącznie rekreacyjnie, podczas jej wypadów z synem. Wszystko wydawało się poukładane, stabilne i spokojne.

Wydawało się.

Jej wnętrze wciąż krzyczało, pękało i usychało. Każdego dnia przywdziewała maskę silnej i niezależnej, radzącej sobie ze wszystkim kobiety. Prawda była zgoła inna. Wystarczył mały bodziec, nawet lekkie pstryknięcie palcem w jej czuły, skrzętnie ukryty punkt, a rozpadłaby się w drobny mak. Tym bodźcem, a jednocześnie czułym punktem był Wiktor. Stąd jej krusząca się skorupa, którą musiała na nowo sklejać.

Wiedziała, że nie wyjechał z Trójmiasta, ale dotychczas udawało jej się unikać konfrontacji z nim. Nie żeby robiła to celowo, zwyczajnie ich ścieżki już się nie krzyżowały. Nie pochodzili z tych samych światów, co było jeszcze bardziej widoczne, kiedy się rozstali. Kiedy ona postanowiła odejść. Wtedy wydawało się, że to najtrudniejsza decyzja, jaką przyjdzie jej podjąć. Już wkrótce przekonała się, że decyzja o samodzielnym wychowaniu dziecka będzie jeszcze trudniejsza.

I choć ją podjęła, to każdego dnia wątpliwości, czy postąpiła słusznie, zabijały ją od środka. A poczucie, że krzywdzi tym swojego syna, skutecznie dociskało ją do gleby.

Po tragicznym porodzie czas rekonwalescencji spędziła pod opieką Macieja i Marty.

Upierała się, że poradzi sobie sama i nie potrzebuje niani ani dla siebie, ani dla Kacpra. Zmieniła zdanie w chwili, kiedy zasłabła po raz pierwszy, trzymając chłopca na rękach. Od tamtej pory, co prawda niechętnie, ale przyjmowała pomoc swoich jedynych bliskich. Wróciła do zdrowia i z zapałem, który codziennie odrobinę wygasał, próbowała brać życie w swoje ręce.

Westchnęła i pokręciła głową, żeby wyrzucić z niej wspomnienia ostatnich lat, i na powrót skupiła się na mailu od nowego klienta.

Postanowiła odpowiedzieć, że owszem, zjawi się pod podanym adresem, ale prosi o podanie numeru telefonu, ponieważ chciałaby porozmawiać, zanim spotkają się osobiście. Przecież to by było nieodpowiedzialne, jechać do jakiegoś obcego gościa, nie zamieniwszy z nim nawet słowa. Już kilka razy wpakowała się w bagno przez swoją nieostrożność. Nie tym razem. O ile swojego życia nie ceniła, to przyszłość jej syna była dla niej priorytetowa. To dla niego musiała żyć i funkcjonować.

A może to jakiś psychol?

Odpowiedź przyszła natychmiast.

Proszę mi zaufać. Czekam na Panią o 15.

I tyle?

Zanim zdążyła na dobre zagłębić się w wątpliwościach, rozbrzmiał dźwięk jej komórki. Dzwoniła Ada. Co prawda ich relacje już nie wróciły do stanu z czasów studiów, lecz odnowiły kontakt i rozmawiały okazjonalnie. Bez fajerwerków, ale zawsze coś. Emilia miała świadomość, że jest winna rozpadowi tej przyjaźni, gdyż Wiktor przesłonił jej wówczas cały świat, a ona lgnęła do niego jak ćma do światła, pozostawiając w tyle wszystko i wszystkich.

– Cześć, Ada. Co słychać?

– Słuchaj… Stwierdziłam, że powinnaś wiedzieć – zaczęła. – Spotkałam Wiktora.

– Ja też.

– O cholera! I co?

– Nic – westchnęła. – Najpierw był uprzejmy, później mnie obraził. Standard.

– Idiota – burknęła Ada. – A myślałam, że się zmienił. Był bardzo elegancki, kiedy go widziałam. Nawet wysławiał się inaczej. Tak wiesz… podnioślej.

– Ada, do czego zmierzasz? – Emilia się zniecierpliwiła i przewróciła oczami. Nie miała ochoty o nim rozmawiać.

– Chodzi o to, że zatrzymał mnie, kiedy byłam w centrum. Zaczął wypytywać się o ciebie i młodego. Powiedział, że dowie się prawdy – wyrzuciła na jednym oddechu.

– Mam to w nosie – skłamała.

– Czyżby? Może i nie spotykamy się już tak często, ale znam cię na wylot.

– Co mam ci powiedzieć? Czego oczekujesz?

– Ja niczego, ale on na pewno oczekuje.

– Na oczekiwaniach się skończy. Mam dosyć, Ada. Mam po ludzku dość. Nie chcę całe życie płacić za ten jeden błąd, którym był Wiktor, rozumiesz?

– Wiem. Po prostu… martwię się. Przez cały ten czas udawało mi się go uniknąć, a teraz jakby wyrósł spod ziemi. Nie uważasz, że to dziwne?

– Całkiem podobne do niego – westchnęła znów Emilia. – To niczego nie zmienia. Nadal będę żyć swoim życiem, a on zapewne wkrótce znów odpuści i równie szybko, co się pojawił, zniknie i na nowo zapadnie się pod ziemię.

– Jakby co, to dzwoń. Wiesz, że jestem – zapewniła ją dawna przyjaciółka.

– Wiem. Dziękuję.

Zakończyły połączenie.

Odłożyła telefon na biurko i zacisnęła powieki, jednocześnie masując skronie, które zaczęły niebezpiecznie pulsować.

Jeśli rozłoży ją migrena, to będzie mogła pożegnać się z nowym zleceniem.

Pomimo nieprzyjemnego tematu, z jakim dzwoniła Ada, było to dość miłe, że ta wciąż chciała być dla Emilii wsparciem. Czuła, że na to nie zasługiwała.

Zerknęła na duży drewniany zegar, wiszący na jednej ze ścian, i doszła do wniosku, że zdecydowanie zbyt dużo czasu straciła na bezsensowne rozmyślania o przeszłości.

Wydrukowała plan mieszkania tajemniczego zleceniodawcy, spakowała w teczkę, razem z czystymi kartkami, i zabrała kilka ołówków. Wszystko włożyła do skórzanej, białej torby. Była gotowa na nowe wyzwanie.

Postanowiła zjeść na mieście, zanim zjawi się na osiedlu. Napisała jeszcze wiadomość do Macieja i podała mu adres, pod którym będzie pracować. To była ich niepisana umowa. Informowali się wzajemnie o swoich najbliższych planach, żeby żadne z nich nie musiało się martwić. Na koniec dodała, że gdyby nie odezwała się do wieczora, to znaczy, że zleceniodawca okazał się psychopatą i ją zabił. Natychmiast zadzwonił.

– Nawet nie żartuj w ten sposób! – wykrzyczał od razu, kiedy odebrała połączenie.

– Właściwie to nie żartowałam. Gość nie podał numeru telefonu, tylko adres i godzinę, kiedy mam się zjawić – wyznała przyjacielowi.

– To nie jedź, skoro się boisz.

– Po prostu, gdybym się nie odezwała, to…

– Wyciągnę cię spod ziemi – przerwał jej.

– Dzięki – mruknęła nieco pewniej.

– Hej… przeszłość nie wróci. Nie doszukuj się niebezpieczeństw za każdym rogiem. Jesteś zajebista w tym, co robisz, więc ludzie będą cię zatrudniać – postanowił dodać jej otuchy. – Nic ci nie grozi, nawet jeśli jakiś klient jest dziwny. Rób swoje, a on niech płaci za twoją zajebistość.

– Może masz rację. Niepotrzebnie szukam problemów tam, gdzie ich nie ma.

– Zuch dziewczynka! Wracam do pracy, dziś mam kilka operacji przegród nosowych. Opowiedzieć ci, jak łamię niektórym nosy?

– Daruj mi! – jęknęła. – Miłej zabawy, sadysto.

Rozłączyła się. Miała zdecydowanie lepszy nastrój po tej krótkiej rozmowie z przyjacielem. Wzięła głęboki oddech i poszła przygotować się do wyjścia. Rozwleczony T-shirt, pamiętający czasy studenckie, i ubrudzony dres nie nadawały się na spotkanie z klientem. Wybrała lekki, luźny kombinezon w kolorze kawy z mlekiem i sandałki na obcasie. Włosy spięła w kucyk na czubku głowy, a oczy podkreśliła tylko tuszem do rzęs.

Spojrzała krytycznie w lustro. Cienie pod oczami były dowodem na to, że ostatnie noce nie należały do udanych pod względem odpoczynku. Złapała korektor w sztyfcie i starała się zamaskować sine ślady. Kiedy uznała, że już nic więcej nie jest w stanie zrobić, przeciągnęła usta delikatną szminką i wyszła z mieszkania.